- Opowiadanie: Niebieski_kosmita - Igrzyska wstydu

Igrzyska wstydu

Chyba jesz­cze nigdy nie prze­la­łem w tekst tylu emo­cji, co tym razem.

Tekst be­to­wa­li fi­zy­k111 i jap­kie­wicz, któ­rym dzię­ku­ję ser­decz­nie!

 

Opko raczej nie dla ludzi o miękkim sercu :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Igrzyska wstydu

Jeden na jed­ne­go

 

Kiedy do meczu po­zo­sta­ły trzy mi­nu­ty, Paul za­czął mieć wąt­pli­wo­ści. Prze­wa­ga jego prze­ciw­ni­ka wy­no­si­ła przy­naj­mniej pół mi­lio­na punk­tów – na pewno nie był ama­to­rem, w od­róż­nie­niu od go­ścia z pierw­szej rundy.

Nie za­mie­rzał się jed­nak wy­co­fy­wać. Prze­gra­na drę­czy­ła­by go kilka dni, ale uciecz­ka z pola bitwy… Paul nie­pręd­ko zdo­łał­by za­snąć po takim upo­ko­rze­niu.

Spró­bo­wał ode­pchnąć od sie­bie nie­po­trzeb­ne myśli. Mie­rzył się już z gra­cza­mi, któ­rzy stali wyżej w ran­kin­gu, i cza­sem wy­gry­wał. Za­wsze do­ce­niał każ­de­go ry­wa­la.

Przy­naj­mniej do jego pierw­sze­go krzy­ku.

Póź­niej nie mie­wał już więk­szych pro­ble­mów.

– Druga faza tur­nie­ju Men­tal Wars o pu­char stanu Nowy Jork. Po­je­dy­nek: de­ku­ria czter­dzie­sta piąta, gracz A, kon­tra de­ku­ria pięć­dzie­sią­ta druga, gracz B. Ze­spo­le­nie neu­ro­no­we za trzy… dwa… jeden.

 

*

 

– Jeśli to zro­bisz, wy­dzie­dzi­czę cię. Nie żar­tu­ję – oświad­czy­ła trzy mie­sią­ce wcze­śniej De­ni­se, matka Paula.

– Mamo, nie masz po­ję­cia, o ja­kich staw­kach jest mowa. Za każdy zwy­cię­ski mecz, który jest trans­mi­to­wa­ny na żywo, płacą…

– Gówno mnie to ob­cho­dzi! – krzyk­nę­ła ko­bie­ta i spró­bo­wa­ła wstać z fo­te­la, ale mię­śnie ra­mion nie spro­sta­ły wy­zwa­niu. Sto pięćdziesiąt ki­lo­gra­mów ży­we­go ciała zwa­li­ło się z po­wro­tem na sie­dze­nie z okrop­nym mla­śnię­ciem; Paul aż się skrzy­wił. – Gówno… Jezu, nie mogę się pod­nieść, ręce mi się trzę­są! Wszyst­ko przez cie­bie!

Po­ma­cha­ła chło­pa­ko­wi przed nosem po­wy­krzy­wia­ną dło­nią.

– Po pro­stu po­win­naś iść do le­ka­rza, już od dawna to mó­wi­łem. Masz do­pie­ro czter­dzie­ści sie­dem lat, a wy­glą­dasz…

– Milcz!

De­ni­se wy­po­wie­dzia­ła ostat­nie słowo tak ka­te­go­rycz­nym tonem, że jej syn – mimo bun­tow­ni­cze­go na­stro­ju – po­słusz­nie ucichł.

– Paulu Har­man. Oznaj­miam ci, że jeśli się do­wiem – a na pewno się do­wiem, ho, ho, mo­żesz być spo­koj­ny – że bie­rzesz udział w tym… tych…

– Za­wo­dach? – pod­su­nął Paul.

– W tym cyrku! – wrza­snę­ła ko­bie­ta. – Grze­ba­niu w mó­zgach! Psy­chicz­nej orgii, po­żyw­ce dla po­je­bów… jeśli tylko się do­wiem… prze­sta­niesz być moim synem. Wyrok osta­tecz­ny, bez moż­li­wo­ści ape­la­cji. Czy wy­ra­żam się jasno?

Le­piej nie wspo­mi­nać, że ro­ze­gra­łem już sześć me­czów. A tym bar­dziej, że trzy z nich prze­je­ba­łem – po­my­ślał po­nu­ro chło­pak.

– Mamo, po­słu­chaj. Płacą ty­siąc dwie­ście do­la­rów, plus dru­gie tyle w ak­cjach swo­ich spół­ek, które bez prze­rwy idą w górę. A to i tak nic w po­rów­na­niu z tur­nie­ja­mi. Za tytuł mi­strza kraju do­sta­je się do­ży­wot­nią pen­sję, ponad dzie­sięć ty­się­cy, i dom w pół­noc­nych pro­win­cjach…

– Po­wie­dzia­łam, co mia­łam do po­wie­dze­nia. A nie, jesz­cze jedno. Jesz­cze jedno! – De­ni­se z tru­dem ob­ró­ci­ła się w fo­te­lu, by móc po­ka­zać dło­nią por­tret ojca Paula. – Spójrz na niego. Wi­dzisz, jakie ma za­tro­ska­ne spoj­rze­nie? Nie jest z cie­bie dumny, o nie. Prze­cież mia­łeś stu­dio­wać na Ha­rvar­dzie!

Wie­dział, że matka się­gnie po wszyst­kie do­stęp­ne ar­gu­men­ty, ale i tak za­bo­la­ło. To był cho­ler­ny cios po­ni­żej pasa.

– Nie przy­ję­li­by mnie – wy­ce­dził. – Skoro nie dałem rady nawet na sta­no­wym uni­wer­ku, jakie miał­bym szan­se tam?

– Wy­rzu­ci­li cię, bo je­steś le­niem! – krzyk­nę­ła De­ni­se.

– Wy­rzu­ci­li mnie, bo to skur­wy­sy­ny bez serca! – od­krzyk­nął Paul. – I teraz mam szan­sę, żeby się odkuć. Psy­cho­log po­wie­dział, że zdo­by­łem drugi naj­wyż­szy wynik, jaki kie­dy­kol­wiek wi­dział na…

– Dosyć! Wy­no­cha, i nie po­ka­zuj mi się tutaj przez ty­dzień. Co naj­mniej!

Oboje umil­kli. Je­dy­nym dźwię­kiem roz­le­ga­ją­cym się w po­ko­ju po­zo­stał świsz­czą­cy od­dech De­ni­se, wy­raź­nie sy­gna­li­zu­ją­cy, że ze sta­nem jej zdro­wia nie jest naj­le­piej… ła­god­nie rzecz uj­mu­jąc.

– No tak. – Paul po­wo­li od­wró­cił się i skie­ro­wał do wyj­ścia. – Po cho­le­rę przy­cho­dzi­łem – mruk­nął jesz­cze, za­my­ka­jąc za sobą drzwi, ale nie wie­dział, czy matka usły­sza­ła jego słowa.

Wkrót­ce do­szedł do wnio­sku, że ma to gdzieś.

 

*

 

– Ze­spo­le­nie ak­tyw­ne.

Dwa umy­sły po­ja­wi­ły się na wir­tu­al­nej are­nie, cho­ciaż ich fi­zycz­ne ciała znaj­do­wa­ły się w zu­peł­nie róż­nych po­ko­jach. Hełmy na gło­wach gra­czy do­star­cza­ły da­ne kom­pu­te­ro­wi, który przed­sta­wiał je pu­blicz­no­ści. Kil­ka­na­ście czuj­ni­ków zbie­ra­ło in­for­ma­cje o tęt­nie, uło­że­niu ciała w fo­te­lu i wszel­kich dźwię­kach, wy­da­wa­nych przez obu gra­ją­cych.

Kiedy Paul otrzy­mał star­to­we sto punk­tów, na­tych­miast wy­strze­lił w stro­nę prze­ciw­ni­ka głę­bo­ką sondę struk­tu­ral­ną. Zo­sta­ły mu jesz­cze dwa­dzie­ścia trzy punk­ty; uru­cho­mił czat i wy­słał wia­do­mość, zu­ży­wa­jąc ko­lej­ny punkt.

<Cza­sa­mi tro­chę mi szko­da, że muszę was aż tak bar­dzo upo­ka­rzać>

– Pięt­na­ście dla B za ruch dło­nią – po­in­for­mo­wał kom­pu­ter.

Uniósł brwi ze zdzi­wie­nia. Wy­star­czy­ła lekka prze­chwał­ka, żeby za­ro­bić pierw­sze punk­ty?

<Nie chcesz mnie de­ner­wo­wać, go­ściu. Uwierz> – brzmia­ła od­po­wiedź.

Teraz już był pe­wien, że tam­ten go pod­pusz­cza – będąc wy­so­ko w ran­kin­gu, nie mógł być aż tak głupi, ja­kie­go pró­bo­wał uda­wać. Paul przej­rzał wy­ni­ki son­do­wa­nia struk­tu­ral­ne­go, które opi­sy­wa­ło do­kład­ną bu­do­wę mózgu prze­ciw­ni­ka.

To ko­bie­ta.

– Pięt­na­ście dla B za płeć.

Ma ja­kieś…

– Pięt­na­ście dla A za płeć.

dwa­dzie­ścia sie­dem lat.

– Trzy­dzie­ści pięć dla B za przybliżony wiek, czter­dzie­ści dla A za imię.

Od­ga­dła jego imię, co ozna­cza­ło, że wzię­ła sondę pa­mię­cio­wą, czyli miała teraz dzie­więć­dzie­siąt czte­ry punk­ty. Mu­siał szyb­ko nad­ro­bić.

Bar­dziej roz­wi­nię­ta prawa pół­ku­la, nie­wie­le neu­ro­nów w ośrod­ku mowy… chyba… me­lan­cho­lik?

– Zero dla B za typ oso­bo­wo­ści, zero dla A za orien­ta­cję sek­su­al­ną.

Cho­le­ra.

Jest w de­ku­rii… druga.

– Zero dla B za miej­sce w de­ku­rii. Po­zo­sta­ła jedna próba.

Trze­cia?

– Zero po raz drugi dla B za miej­sce w de­ku­rii, zero dla A za na­ro­do­wość.

Nie wi­dział już żad­nych punk­tów za­cze­pie­nia, więc rów­nież mu­siał kupić sondę pa­mię­cio­wą. Przy­naj­mniej był pe­wien, że prze­ciw­nicz­ka nie miała tar­czy, bo nie by­ło­by jej stać na wy­sła­nie wia­do­mo­ści cza­tem.

Po krót­kiej chwi­li umysł Paula za­la­ły ob­ra­zy i słowa, po­bra­ne ze wspo­mnień prze­ciw­ni­ka, po­cho­dzą­cych z ostat­niej doby.

 

Uśmiech­nię­ta, ła­god­na twarz mło­de­go męż­czy­zny, i imię „Tre­vor”.

 

Karta dań w re­stau­ra­cji. „Nie mają so­jo­wych?”.

 

Plac gdzieś w cen­trum mia­sta. „Dam radę”.

 

– Trzy­dzie­ści pięć dla A za przybliżony wiek.

Jest he­te­ro, ma chło­pa­ka Tre­vo­ra.

– Czter­dzie­ści dla B za orien­ta­cję sek­su­al­ną i dzie­więć­dzie­siąt pięć za imię part­ne­ra.

Jest we­ge­ta­rian­ką.

Na­stą­pi­ła dłuż­sza prze­rwa – wszyst­kie nie­wy­mie­nio­ne w re­gu­la­mi­nie rze­czy były punk­to­wa­ne przez pu­blicz­ność.

– Trzy­dzie­ści dwa dla B za in­for­ma­cję do­dat­ko­wą, po­zo­sta­ły dwie próby. Sie­dem­dzie­siąt jeden dla A za in­for­ma­cję do­dat­ko­wą, po­zo­sta­ły dwie próby.

Nie­do­brze. Co mogło ozna­czać trze­cie wspo­mnie­nie?

Pra­cu­je w… w kor­po­ra­cji?

– Zero dla B za miej­sce pracy.

Zbyt ogól­nie, kurwa! Koń­czy­ły się moż­li­wo­ści. Mu­siał przejść do ataku, zanim…

Nagle Paula ogar­nę­ła pa­ni­ka, tak silna, że spa­ra­li­żo­wa­ła wszyst­kie myśli. Miał wra­że­nie, że hełm zaraz zgnie­cie mu czasz­kę, ścia­ny po­ko­ju i sufit zwalą się na fotel, a cały wszech­świat wpad­nie do czar­nej dziu­ry.

Mi­mo­wol­nie jęk­nął i drgnął nie­znacz­nie, ale ze wszyst­kich sił trzy­mał po­rę­cze fo­te­la; już nie­raz był bom­bar­do­wa­ny klau­stro­fo­bią i wie­dział, że to szyb­ko mija.

– Dwa­dzie­ścia dla A za jęk, dwa­dzie­ścia pięć za przy­spie­sze­nie tętna i po pięt­na­ście za dwa ruchy: dłoni i stopy.

Wię­cej już nie do­sta­niesz, suko – po­my­ślał, kiedy pa­ni­ka za­czę­ła ustę­po­wać. Szyb­ko oce­nił sy­tu­ację: miał pra­wie dwie­ście punk­tów, pod­czas gdy jego prze­ciw­nicz­ka wy­da­ła w za­sa­dzie wszyst­ko na atak klau­stro­fo­bii.

Uśmiech­nął się.

– Zero dla A za miej­sce w de­ku­rii. Po­zo­sta­ła jedna próba.

Uśmiech­nął się jesz­cze sze­rzej.

 

*

 

Z po­cząt­ku pod­cho­dził scep­tycz­nie do po­my­słu spo­tka­nia się w realu, Ni­ki­ta na­le­ga­ła jed­nak tak długo, aż w końcu uległ. Umó­wi­li się w piz­ze­rii „Kursk”; Paul wy­brał ją, bo przy­naj­mniej nie obo­wią­zy­wał tam zakaz uży­wa­nia omni­fo­nów – nawet tra­dy­cjo­na­list­ka Ni­ki­ta mu­sia­ła przy­znać, że to głupi prze­pis, i zgo­dzi­ła się na pro­po­zy­cję Paula.

Wła­ści­ciel do­sto­so­wał lokal do klien­te­li, ja­kiej ocze­ki­wał: znaj­do­wa­ły się tu pra­wie wy­łącz­nie sto­li­ki jed­no­oso­bo­we, wy­po­sa­żo­ne w porty do ła­do­wa­nia wszel­kie­go sprzę­tu.

Paul przy­szedł pierw­szy i usiadł przy jed­nym z trzech sto­li­ków dla par, znaj­du­ją­cych się na samym końcu sali. Stra­te­gia piz­ze­rii naj­wy­raź­niej dzia­ła­ła do­sko­na­le, po­nie­waż pra­wie wszyst­kie miej­sca były za­ję­te przez sa­mot­ni­ków, wpa­trzo­nych w coś, co tylko oni sami wi­dzie­li na swo­ich so­czew­kach, i jed­no­cze­śnie pa­ła­szu­ją­cych pizzę.

Szyb­ko do­łą­czył do po­zo­sta­łych, z tą róż­ni­cą, że za­mó­wił tylko szklan­kę soku. Wy­słał do dziew­czy­ny pro­stą wia­do­mość – „cze­kam” – i za­brał się do oglą­da­nia filmu.

„Zaraz będę”, mi­gnę­ło na wir­tu­al­nym ekra­nie. „Z góry prze­pra­szam za to, co zo­ba­czysz”. Ostat­nie słowa za­nie­po­ko­iły Paula, ale nie za­da­wał żad­nych pytań.

Po kilku mi­nu­tach po­czuł, że ktoś do­ty­ka jego ra­mie­nia. Od­wró­cił się i spoj­rzał na Ni­ki­tę – od­dy­cha­ła szyb­ko i wy­glą­da­ła na prze­ko­na­ną, że sam jej widok musi być strasz­ny.

– O to cho­dzi­ło? – za­chi­cho­tał. – A my­śla­łem, że ukry­wasz coś na­praw­dę okrop­ne­go… bałem się, że zo­ba­czę ja­kie­goś spa­sio­ne­go wie­lo­ry­ba…

– Och, spie­przaj – rzu­ci­ła dziew­czy­na, ale po chwi­li rów­nież się uśmiech­nę­ła i usia­dła na­prze­ciw­ko Paula.

Wy­glą­da­ła pra­wie tak samo, jak jej awa­tar w świe­cie wir­tu­al­nym. Je­dy­ną róż­ni­cą była długa bli­zna na szyi. Chło­pak nie miał wąt­pli­wo­ści, skąd się wzię­ła.

– Kiedy? – spy­tał Ni­ki­tę. Wie­dzia­ła, o co cho­dzi.

– Zanim się po­zna­li­śmy, pół­to­ra roku temu. Le­ka­rze ledwo mnie ura­to­wa­li. Ja… – umil­kła.

– Nie chcesz o tym roz­ma­wiać, praw­da?

– Umie­ram z głodu, weź­mie­my coś?

Paul uznał, że le­piej chwi­lo­wo nie drą­żyć te­ma­tu. Za­czę­li prze­glą­dać ka­ta­log, szyb­ko zde­cy­do­wa­li się na pizzę „Chi­stia­ko­vską” i zło­ży­li za­mó­wie­nie.

– Ro­zu­miem, dla­cze­go nie zak­tu­ali­zo­wa­łaś awa­ta­ra… Ile kosz­to­wa­ła­by ope­ra­cja pla­stycz­na?

– Nie wiem. Nie chcę jej usu­wać.

– Twój wybór.

Za­pa­dła nie­zręcz­na cisza.

– W realu to… trud­niej­sze – za­uwa­żył Paul.

– Co? Roz­mo­wa? – prych­nę­ła Ni­ki­ta. – Na to wy­glą­da. Skoro nie chcę opo­wia­dać o pró­bie sa­mo­bój­czej, zbiór te­ma­tów się wy­czer­pu­je?

– Nie­zu­peł­nie. Jeśli je­ste­śmy przy draż­li­wych spra­wach… też chcia­łem ci coś po­wie­dzieć.

– Słu­cham uważ­nie – od­par­ła, za­cie­ka­wio­na.

Paul wziął głęb­szy od­dech. Po kolei, nie wszyst­ko naraz.

– Za dwa ty­go­dnie biorę udział w mi­strzo­stwach stanu.

– Świet­nie! O jakie za­wo­dy cho­dzi?

– Men­tal Wars.

Przez ko­lej­ne dzie­sięć se­kund żadne z nich się nie po­ru­szy­ło. Paul ocze­ki­wał naj­gor­sze­go.

– Nie… nie wiem, czy byłam go­to­wa na taki po­ziom szcze­ro­ści – ode­zwa­ła się wresz­cie Ni­ki­ta.

– Nie ucie­kłaś – za­uwa­żył z na­dzie­ją w gło­sie chło­pak.

– Tylko… jeśli ja i ty… za­czę­li­by­śmy ze sobą… – dziew­czy­na stop­nio­wo uświa­da­mia­ła sobie, w co się wpa­ko­wa­ła. – Kurwa, nie, nie ma mowy!

Gwał­tow­nie po­de­rwa­ła się z krze­sła.

Inni gracze by mnie zo­ba­czy­li – w two­ich my­ślach! A mi­strzo­stwa oglą­da­ją setki tysięcy ludzi… Pier­do­lę to!

Paul po­czuł, że ogar­nia go roz­pacz. Mu­siał szyb­ko coś zro­bić.

– Ja nie ucie­kłem! I co do­sta­ję, kurwa, w za­mian?! – za­wo­łał, kiedy Ni­ki­ta zmie­rza­ła już do wyj­ścia. Po tych sło­wach przy­sta­nę­ła, roz­pa­la­jąc raz jesz­cze pło­myk na­dziei w trze­wiach chło­pa­ka.

– Nie dam rady – wy­mam­ro­ta­ła jed­nak po chwi­li, nie od­wra­ca­jąc się, i wy­bie­gła z piz­ze­rii.

Zaj­ście za­re­je­stro­wa­ło bar­dzo nie­wie­le osób – więk­szość nadal bez­myśl­nie pa­trzy­ła przed sie­bie. Tylko kil­ko­ro bar­dziej uważ­nych po­sła­ło Pau­lo­wi współ­czu­ją­ce spoj­rze­nie.

– Nic ci to nie da, zło­ciut­ka – szep­nął. – I tak zo­ba­czą.

We­wnętrz­ny głos stwier­dził, że są też dobre stro­ny sy­tu­acji – miał teraz pizzę za pół ceny.

Chcia­ło mu się wyć.

 

*

 

– Zero po raz drugi dla A za miej­sce w de­ku­rii.

<Było mało? Może chcesz wi­dzieć, jak twoją Ni­ki­tę roz­jeż­dża po­ciąg?>

Paul skrzy­wił się. „In­for­ma­cją do­dat­ko­wą” za ponad sie­dem­dzie­siąt punk­tów była Ni­ki­ta! Mógł to prze­wi­dzieć.

Styl wia­do­mo­ści wy­raź­nie po­ka­zy­wał, że jej nadaw­ca oszczę­dzał na zna­kach, byle tylko za­pła­cić mniej punk­tów. Na­strój chło­pa­ka od razu się po­pra­wił.

<Nie stać cię, mała> – wy­słał.

– Dwa­dzie­ścia pięć dla B za przy­spie­sze­nie tętna.

Teraz Paul mógł sobie po­zwo­lić na naj­głęb­szą sondę pa­mię­cio­wą. Wy­strze­lił ją bez wa­ha­nia – było coraz mniej czasu do de­ath­mat­chu, któ­re­go na­le­ża­ło za wszel­ką cenę unik­nąć.

Tym razem zo­ba­czył trzy inne, dłuż­sze sceny, dużo wy­raź­niej niż po­przed­nio.

 

Uczest­ni­czy w wy­ciecz­ce szkol­nej, zwie­dza mu­zeum. Dzie­cia­ki mają czter­na­ście, może pięt­na­ście lat. Znu­dzo­na glę­dze­niem prze­wod­ni­ka krąży po sali, wy­pa­tru­jąc cze­goś cie­ka­we­go. Za­trzy­mu­je się nad jedną z ga­blot, pod­pisanej ta­ki­mi sło­wa­mi: „Sta­cja księ­ży­co­wa Ga­te­way, model w skali jeden do stu. Pro­jekt anu­lo­wa­ny w roku 2025, krót­ko przed wstrzy­ma­niem fi­nan­so­wa­nia ISS”.

– Plany były jesz­cze roz­le­glej­sze – sły­szy zna­jo­my głos. – NASA przed­sta­wi­ła roz­pi­skę na dwa­dzie­ścia lat na­przód.

Pod­no­si głowę i widzi… kogo?

Prze­cież tyle już razy prze­cho­dził obok, witał się, uśmie­chał. Jak mogła nie za­uwa­żyć? Jak mogła się nie zo­rien­to­wać?

Ian mówi dalej, opo­wia­da o po­dró­żach ko­smicz­nych, które się nie od­by­ły, i nie­uda­nych pro­jek­tach. A ona coraz bar­dziej czuje, że wła­śnie się za­ko­cha­ła – po raz pierw­szy w życiu.

 

– Pięć­dzie­siąt dwa dla A za typ oso­bo­wo­ści.

 

Ma nie wię­cej niż dzie­sięć lat, ale jest sama w drew­nia­nej chat­ce po­środ­ku lasu – oj­ciec za­brał mamę do szpi­ta­la, bo użą­dli­ło ją coś pa­skud­ne­go. Po­wie­dział: „Manda, nie chcę, żebyś mu­sia­ła to oglą­dać. Nie bę­dzie nas parę go­dzin, dasz sobie radę”.

Słowa były po hisz­pań­sku – Paul nie znał za do­brze tego ję­zy­ka, ale do­sko­na­le po­słu­gi­wa­ła się nim „Manda”, więc ro­zu­miał wszyst­ko.

Do tej pory rze­czy­wi­ście da­wa­ła sobie radę, ale niebo szyb­ko ciem­nie­je. Zbie­ra się na burzę. Dziew­czyn­ka za­my­ka drzwi i okna, za­ko­pu­je się w po­ście­li i czeka na roz­wój wy­da­rzeń.

Kilka pierw­szych bły­ska­wic roz­świe­tla mrok, po oko­li­cy prze­ta­cza­ją się grzmo­ty – wy­da­ją się znacz­nie gło­śniej­sze niż w mie­ście, przy ro­dzi­cach. Po­wta­rza sobie jed­nak, że nie spa­ni­ku­je.

Zmie­nia zda­nie, kiedy wy­ła­do­wa­nie tra­fia w pio­ru­no­chron chat­ki. Jest pewna, że cały świat się roz­trza­skał – jesz­cze przez kilka minut krzy­czy, za­ty­ka­jąc pal­ca­mi uszy, a burza cią­gle przy­bie­ra na sile.

Kiedy po dłu­gim cza­sie grzmo­ty za­czy­na­ją stop­nio­wo cich­nąć, dziew­czyn­ka nie ma od­wa­gi nawet pod­nieść się z łóżka.

 

– Zero dla A za fobię.

 

Tłum tań­czą­cych, mło­dych ludzi, mu­zy­ka roc­ko­wa z wiel­kich gło­śni­ków, nie­sa­mo­wi­te efek­ty ho­lo­gra­ficz­ne. Tre­vor cią­gnie dziew­czy­nę za rękę, usi­łu­jąc prze­ko­nać, że warto po­dejść bli­żej. To ich trze­cia rand­ka, pra­wie dwa lata przed dniem meczu.

– Chcesz po­dejść do samej sceny, wa­ria­cie?! – krzy­czy, ale głos ginie w zgieł­ku. Sama sie­bie nie sły­szy. Tre­vor uśmie­cha się, na­chy­la i wrzesz­czy jej do ucha: – Jesz­cze tro­chę bli­żej!

W końcu ulega. Stop­nio­wo basy wy­peł­nia­ją jej płuca, za­to­ki i wszyst­kie inne wolne prze­strze­nie we­wnątrz ciała, kiedy prze­su­wa­ją się przez roz­e­mo­cjo­no­wa­ną…

 

W tej chwi­li wy­szedł z wspo­mnie­nia, bo już wie­dział, że nie uzy­ska z niego żad­nych przy­dat­nych in­for­ma­cji. Czas ucie­kał, a trze­ba było jesz­cze przy­go­to­wać szcze­gó­ło­we ha­lu­cy­na­cje i bomby emo­cjo­nal­ne, być może nie­zbęd­ne okażą się po­ci­ski bó­lo­we.

Za­czął wy­mie­niać:

Ma na imię Aman­da, lubi rocka…

– Czter­dzie­ści dla B za imię i trzy­dzie­ści za upodo­ba­nia.

jej pierw­szą mi­ło­ścią był Ian…

– Sto je­de­na­ście dla B za imię pierw­szej mi­ło­ści.

boi się burzy, czyli ma bron­to­fo­bię…

– Osiem­dzie­siąt jeden dla B za fobię.

Coś jesz­cze? Skoro oj­ciec mówił do niej po hisz­pań­sku…

naj­pew­niej jest Mek­sy­kan­ką.

– Trzy­dzie­ści dla B za na­ro­do­wość i dwa­dzie­ścia pięć za przy­spie­sze­nie tętna.

La­wi­na punk­tów zdo­by­tych przez Paula tak ze­stre­so­wa­ła jego prze­ciw­nicz­kę, że otrzy­mał ich jesz­cze wię­cej. Per­fec­ta­men­te.

<Mó­wi­łaś coś o po­cią­gu? To nawet nie­zły po­mysł.>

<jesz­cze zba­oczy­my>

Stłu­mił chi­chot i za­czął two­rzyć wizję:

Wcho­dzi na tra­wia­sty wzgó­rek i od­wra­ca się. Tre­vor sie­dzi na opusz­czo­nych to­rach ko­le­jo­wych, uśmiech­nię­ty. Po nie­bie prze­su­wa­ją się chmu­ry – coraz ciem­niej­sze, ale to chwi­lo­wo nie­waż­ne.

– Sześć­dzie­siąt dla A za uza­leż­nie­nie.

Cu­dow­nie tak być tylko we dwoje. Prze­łą­cza omni­fon w tryb apa­ra­tu, żeby zro­bić zdję­cie.

Wtedy czuje drże­nie pod sto­pa­mi. Ale to prze­cież nie­moż­li­we, po to­rach od dawna nic nie jeź­dzi. Pa­trzy w dal…

Paul zer­k­nął szyb­ko na wskaź­nik kosz­tów – im bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne ha­lu­cy­na­cje, tym droż­sze. Ale jako że miał jesz­cze sto pięć­dzie­siąt punk­tów za­pa­su, bez­zwłocz­nie wró­cił do pracy.

i widzi roz­pę­dzo­ny po­ciąg, zmie­rza­ją­cy w ich stro­nę. Bły­ska­wi­ca prze­ci­na niebo, zrywa się wiatr, Manda czuje ude­rze­nia kro­pel desz­czu. Zie­mia pod sto­pa­mi zmie­nia się w błoto…

Chło­pak po­czuł silne ukłu­cie na przed­ra­mie­niu, jakby z fo­te­la wy­su­nął się kolec i wbił w jego ciało. Syk­nął z bólu i od­ru­cho­wo uniósł rękę.

– Sie­dem­dzie­siąt pięć dla A za ruch ręki i dwa­dzie­ścia za syk.

Omal nie gwizd­nął z nie­do­wie­rza­nia. Stał się zbyt pewny sie­bie i nie za­uwa­żył nawet, że prze­ciw­nicz­ka zgro­ma­dzi­ła dość punk­tów, by znów za­ata­ko­wać – tra­fi­ła nawet uza­leż­nie­nie… czyli ten kre­tyn, Co­oper, miał rację…

Szczę­śli­wie dla Paula atak się nie zwró­cił, jako że wszyst­kie ude­rze­nia ofen­syw­ne kosz­to­wa­ły ponad stówę.

Chło­pak przyj­rzał się też two­rzo­nej przez sie­bie wizji i za­uwa­żył, że po­peł­nił głupi błąd, mo­gą­cy za­bu­rzyć sta­bil­ność ha­lu­cy­na­cji. Tra­wia­sty wzgó­rek nie po­wi­nien prze­cież zmie­niać się w błoto. Na­pra­wił nie­do­pa­trze­nie, po pro­stu usu­wa­jąc słowo „tra­wia­sty” – mniej szcze­gó­łów, mniej­sze kosz­ty.

Mu­siał się sku­pić.

w któ­rym grzę­zną jej nogi. Pró­bu­je ru­szyć na ra­tu­nek, ale tylko za­pa­da się głę­biej w bło­cie. Krzy­czy do Tre­vo­ra, żeby uwa­żał. Grzmot za­głu­sza ostrze­że­nie.

Pa­trzy po­now­nie w stro­nę po­cią­gu i do­strze­ga ma­szy­ni­stę. To Ian. W jego oczach pło­nie wście­kłość.

Zo­sta­ło tylko kil­ka­na­ście punk­tów, trze­ba koń­czyć.

Lo­ko­mo­ty­wa pędzi tak szyb­ko, że zaraz wy­pad­nie z torów. Tre­vor w końcu do­strze­ga nie­bez­pie­czeń­stwo i wsta­je, ale w tej samej chwi­li ude­rza­ją w niego ty­sią­ce ton stali, a dziew­czy­na krzy­czy, krzy­czy i…

Wskaź­nik kosz­tów zmie­nił kolor na czer­wo­ny. Paul wy­czer­pał całą swoją pulę.

– Trzy­dzie­ści sześć dla A za in­for­ma­cję do­dat­ko­wą, po­zo­sta­ła jedna próba.

Skle­ił wszyst­kie frag­men­ty wizji w jedną ca­łość i ci­snął w stro­nę ry­wal­ki, nie­pew­ny, czy to wy­star­czy. Aman­da nie spra­wia­ła wra­że­nia trud­ne­go prze­ciw­ni­ka, więc dla­cze­go była tak wy­so­ko w ran­kin­gu?

– Sie­dem­dzie­siąt dla B za znacz­ne przy­spie­sze­nie tętna, dwa­dzie­ścia pięć za ruch dło­nią i sie­dem­dzie­siąt pięć za ruch ręką, pięć­dzie­siąt pięć za wrzask oraz sto dwa­dzie­ścia pięć za unie­sie­nie ple­ców – roz­le­gło się po dłuż­szej chwi­li.

Tylko tyle?!

Ledwo od­zy­skał kosz­ty, a za­sto­so­wał praw­dzi­wy ar­se­nał nu­kle­ar­ny! I nawet nie pod­nio­sła się z fot…

A jeśli nie może?

Chło­pa­ka ogar­nę­ły złe prze­czu­cia. Przej­rzał po­now­nie ob­ra­zy, które do­stał z pierw­szej sondy pa­mię­cio­wej – po­cho­dzą­ce z ostat­nie­go ty­go­dnia. Czy kształt w re­stau­ra­cji, na skra­ju pola wi­dze­nia, to nie wózek in­wa­lidz­ki? A kost­ka bru­ko­wa na placu, czy nie jest tro­chę za bli­sko pa­trzą­ce­go? Na pierw­szym pla­nie widać było nie­wiel­ki scho­dek – wła­śnie tego mu­sia­ła do­ty­czyć myśl Aman­dy „dam radę”…

Za cał­ko­wi­tą utra­tę kon­tak­tu ciała z fo­te­lem da­wa­no trzy­sta punk­tów, naj­wię­cej w całej grze. Jeśli ry­wal­ka była spa­ra­li­żo­wa­na od pasa w dół, to od sa­me­go po­cząt­ku miała sporą prze­wa­gę. Paul nawet nie wie­dział, że tacy lu­dzie biorą udział w tur­nie­ju.

Co robić?

– Upły­nę­ła połowa czasu pod­sta­wo­we­go…

 

*

 

Po­ża­ło­wał, że w ogóle zna­lazł się na do­mów­ce u Karla Co­ope­ra.

Więk­szo­ści zna­jo­mych nie spodo­ba­ło­by się, że Paul bie­rze udział w tur­nie­ju – za­pew­ne za­czę­li­by pra­wić mu ka­za­nia o mo­ral­no­ści. Dla­te­go po­wie­dział tylko Kar­lo­wi, któ­re­go miał za idio­tę i pry­mi­ty­wa.

– To za­je­bi­ście, mordo! Sko­piesz im tyłki? – za­py­tał Karl.

Wy­ra­ził opi­nię, że praw­do­po­dob­nie tak bę­dzie.

– No, i pra­wi­dło­we po­dej­ście. A kiedy mecz?

Po­wie­dział.

– O, tym le­piej! Dwa dni wcze­śniej robię im­prez­kę, wpa­daj, wy­lu­zu­jesz się.

Więc wpadł, ale już po go­dzi­nie zro­zu­miał, że po­peł­nił błąd. Oprócz Co­ope­ra znał spo­śród obec­nych tylko dwie osoby, a i to z wi­dze­nia; po­zo­sta­li byli zu­peł­nie obcy. Więk­szość uczest­ni­ków do­mów­ki uwiel­bia­ła – i chęt­nie pusz­cza­ła – rap, któ­re­go szcze­rze nie­na­wi­dził. W do­dat­ku go­spo­darz cią­gle gdzieś zni­kał, więc Paul wresz­cie uznał, że musi go po­szu­kać.

Wkrót­ce zna­lazł Karla na ze­wnątrz domu, pa­lą­ce­go sa­mot­nie przy bra­mie wjaz­do­wej.

– Co ro­bisz? – za­py­tał kum­pla.

– Do­tle­niam się, chcesz macha?

– Czemu nie. – Paul wzru­szył ra­mio­na­mi. Na trzeź­wo pew­nie by się nie zgo­dził, bo fajki rzu­cił kilka lat temu, ale teraz był już po kilku drin­kach, więc wziął pa­pie­ro­sa. Za­cią­gnął się i kaszl­nął.

– Sporo czasu mi­nę­ło od ogól­nia­ka – za­re­cho­tał Karl. – Pa­mię­tam, że wtedy ja­ra­łeś jak smok.

– Zmą­drza­łem – od­burk­nął Paul. – Ale widzę, że ty nie zmie­ni­łeś na­wy­ków. Nie prze­szka­dza ci nawet to, że tu­czysz sko­ru­pia­ka bez żad­ne­go to­wa­rzy­stwa?

– Sko­ru­pia­ka… zna­czy raka?

– Zga­dłeś.

Karl za­my­ślił się.

– My­ślisz, że je­steś lep­szy ode mnie, praw­da? Przy­znaj.

Ta­kie­go py­ta­nia Paul się nie spo­dzie­wał, ale w gło­sie kum­pla nie sły­szał nie­na­wi­ści czy po­gar­dy. On po pro­stu był cie­kaw.

– Chyba tak – od­parł po chwi­li.

– Ale ty też je­steś uza­leż­nio­ny, wiesz?

– Niby od czego? – za­pe­rzył się chło­pak. – Nie palę, nie ćpam, piję oka­zjo­nal­nie. Konia też nie walę, w ogóle je­stem asek­su­al­ny…

– Cho­dzi­ło mi o coś in­ne­go. – Karl prze­rwał na chwi­lę. – Nie je­stem wy­ga­da­ny, nie wiem, jak to się na­zy­wa… ale za­uwa­ży­łem, że lu­bisz udo­wad­niać innym, że są słabi. Że je­steś bar­dziej za­je­bi­sty. Kon­kur­sy, olim­pia­dy, potem MMO, teraz Mor­tal Wars…

– Men­tal – po­pra­wił go od­ru­cho­wo Paul.

– Może i tak. Parę razy wi­dzia­łem frag­men­ty… jak się wła­ści­wie wy­gry­wa?

– Trze­ba psy­chicz­nie zmal­tre­to­wać prze­ciw­ni­ka tak bar­dzo, żeby prze­rwał mecz. Naj­le­piej w ciągu pierw­szych dzie­się­ciu minut, bo potem uru­cha­mia się de­ath­match. Wtedy obaj gra­cze do­sta­ją po ty­siąc punk­tów, i liczy się już tylko re­fleks.

– Dobry je­steś?

– Gram mniej niż pół roku, a mam pięć­set dzie­więt­na­ste miej­sce w sta­nie. Na czter­dzie­ści ty­się­cy.

– No tak. Tyle nie mogło ci wy­star­czyć.

Paul mil­czał.

– Pie­nią­dze są spoko i tak dalej, ale przede wszyst­kim chcesz udo­wod­nić, kto jest lep­szy. Mam rację?

Nadal mil­czał.

– Może jesz­cze jed­ne­go macha?

– Dawaj.

 

*

 

Czasu było zde­cy­do­wa­nie za mało – mu­siał kupić przy­spie­szacz. Po­czuł lek­kie ukłu­cie w szyję; chwi­lę póź­niej jego zmy­sły wy­ostrzy­ły się, a mózg za­czął pra­co­wać na pod­wyż­szo­nych ob­ro­tach, kiedy nar­ko­tyk po­bu­dził neu­ro­ny. Skon­cen­tro­wał się.

Wy­pa­dek mu­siał się wy­da­rzyć nie­daw­no, bo we wspo­mnie­niu sprzed dwóch lat była jesz­cze spraw­na.

Cho­ciaż… nie obej­rzał go do końca, praw­da? Dla­cze­go ślad zwy­kłe­go kon­cer­tu wyrył się tak bar­dzo w umy­śle Aman­dy, że zo­stał uchwy­co­ny przez sondę pa­mię­cio­wą? Od­two­rzył wspo­mnie­nie po­now­nie.

kiedy prze­su­wa­ją się przez roz­e­mo­cjo­no­wa­ną ludz­ką masę. Pod­nie­ce­nie, cie­ka­wość, eu­fo­ria, strach – wszyst­ko to kłębi się w gło­wie dziew­czy­ny. Tłum gęst­nie­je, scena jest coraz bli­żej, po­ziom ha­ła­su ro­śnie.

W pew­nej chwi­li Aman­da od­no­si wra­że­nie, że głosy do­bie­ga­ją­ce z lewej stro­ny zmie­ni­ły ton, brzmią teraz bar­dziej jak okrzy­ki pa­ni­ki. Ob­ra­ca głowę… i widzi fur­go­net­kę, pę­dzą­cą pro­sto na nich.

Tłum ogar­nia sza­leń­stwo. Ręka Tre­vo­ra wy­śli­zgu­je się z dłoni Aman­dy, dziew­czy­na upada, cięż­kie bu­cio­ry dep­czą jej ręce, nogi, a potem wiel­ki i gło­śny cień wy­peł­nia cały świat… sły­chać trzask…

Wizja urwa­ła się.

Przez pół se­kun­dy roz­wa­żał, czy wy­ku­pić cho­ciaż krót­ki do­stęp do In­ter­ne­tu. Im bar­dziej szcze­gó­ło­we fakty by podał, tym wię­cej punk­tów przy­zna­ła­by pu­blicz­ność – ale szan­se na zna­le­zie­nie cze­go­kol­wiek w sieci były nie­wiel­kie. Nie znał ani daty, ani miej­sca, ani nazwy kon­cer­tu. Jeśli zaś nawet część in­for­ma­cji by­ła­by nie­praw­dzi­wa, nie do­stał­by nic. Dla­te­go rzu­cił je­dy­nie:

Stra­ci­ła wła­dzę w no­gach po kon­cer­cie roc­ko­wym, gdzie po­trą­ci­ła ją fur­go­net­ka.

Ocze­ku­jąc na wer­dykt pu­blicz­no­ści, Paul roz­wa­żał na­stęp­ne po­su­nię­cie. Gdyby tak przy­po­mnieć ry­wal­ce tam­ten dzień…

– Sto sie­dem­na­ście dla B za in­for­ma­cję do­dat­ko­wą, pozostała jedna próba.

Li­czył na wię­cej, miał jed­nak pra­wie tyle samo punk­tów, co przed przy­go­to­wa­niem ha­lu­cy­na­cji. Za­brał się do two­rze­nia cze­goś bar­dziej sub­tel­ne­go, skom­po­no­wa­ne­go nie z ob­ra­zów, ale z emo­cji.

Wy­wo­łał uczu­cie stra­chu przed czymś ogrom­nym i szyb­ko zbli­ża­ją­cym się, wy­izo­lo­wał ta­jem­ni­czy trzask ze wspo­mnie­nia – praw­do­po­dob­nie pę­ka­ją­cy krę­go­słup – i wzmoc­nił. Do­rzu­cił wra­że­nie cia­sno­ty, a po na­my­śle także spo­wol­nie­nie su­biek­tyw­ne­go upły­wu czasu.

– Sto je­de­na­ście dla A za imię pierw­szej mi­ło­ści.

Aman­da zbie­ra­ła ko­lej­ne punk­ty, Paul nie za­mie­rzał jed­nak dać jej szan­sy na atak. Prace nad dru­gim po­ci­skiem emo­cjo­nal­nym trwa­ły znacz­nie kró­cej dzię­ki przy­spie­sza­czo­wi, i do­bie­gły końca, kiedy kom­pu­ter podał:

– Trzy­dzie­ści dla A za upodo­ba­nia.

Faj­nie było, ale się znu­dzi­ło, po­my­ślał, po czym zrzu­cił bombę na umysł ry­wal­ki.

 

*

 

Go­rącz­ko­wo prze­szu­ki­wa­ła wspo­mnie­nia Paula, wy­szar­pa­ne z jego mózgu przez sondę pa­mię­cio­wą śred­nie­go za­się­gu.

Muszę wy­grać. Muszę. Bo nie wy­star­czy nawet na za­le­głe ra­chun­ki za leki.

Wie­dzia­ła już, że kil­ku­krot­nie schrza­ni­ła spra­wę. Zbyt po­chop­nie okre­śli­ła orien­ta­cję Paula – prze­ko­na­ła się, że nie krę­ci­ły go ani dziew­czy­ny, ani chłop­cy, a Ni­ki­tę trak­to­wał bar­dziej jak przy­ja­ciół­kę, cho­ciaż bał jej się to po­wie­dzieć. Fobię też po­da­ła na chy­bił tra­fił, a gdyby za­cze­ka­ła, do­sta­ła­by tę in­for­ma­cję na ta­le­rzu: chło­pak wpa­dał w pa­ni­kę, kiedy zo­ba­czył pa­ją­ka.

Ze wspo­mnień udało się jed­nak wy­do­być to i owo.

Lubi gry sie­cio­we, szcze­gól­nie MMO.

– Trzy­dzie­ści dla A za upodo­ba­nia.

Była już bli­sko. Gdyby prze­bi­ła się głę­biej, do­wie­dzia­ła się, dla­cze­go Paul tak boi się pa­ją­ków…

I wtedy:

 

o mój Boże nie tylko nie to

je­dzie na mnie znowu tak jak wtedy nie!

ucie­kać nie mogę ucie­kać sa­mo­chód moje nogi moje życie nie nie nie!!!

 

Nie wy­trzy­ma­ła. To było za dużo, za mocno, za szyb­ko. Ze­rwa­ła po­łą­cze­nie.

– Gracz A za­koń­czył mecz. Gracz B awan­su­je do de­ku­rii czter­dzie­stej szó­stej, gracz A spada do de­ku­rii czter­dzie­stej ósmej.

Aman­da ukry­ła twarz w dło­niach, szlo­cha­jąc. Ty dra­niu… podła gnido, śmie­ciu…

– Ja jesz­cze do­bio­rę ci się do dupy, zła­ma­sie – wy­szep­ta­ła. – Mo­żesz być tego pewny.

 

Pa­ra­no­ja

 

Po meczu Paul wró­cił do ho­te­lu, gdzie był za­kwa­te­ro­wa­ny na czas tur­nie­ju.

Po­dą­żał naj­krót­szą moż­li­wą trasą, którą za­pa­mię­tał za pierw­szym razem. W stru­mie­niu ludzi przy­spie­szał kroku, ile­kroć za­uwa­żył tro­chę miej­sca, by kogoś wy­prze­dzić. Po­sta­rał się, by trasa za­wie­ra­ła jak naj­mniej przejść dla pie­szych, ale dwa oka­za­ły się nie­zbęd­ne – po­ko­nał je po prze­kąt­nej, by za­osz­czę­dzić czas, pra­wie zu­peł­nie nie zwra­ca­jąc uwagi na sa­mo­cho­dy. Wie­dział, że in­te­li­gent­ne opro­gra­mo­wa­nie za­ha­mu­je, jeśli bę­dzie taka po­trze­ba.

Szedł swo­bod­nie, lekko, pra­wie pod­ska­ku­jąc. Czuł, jak jego buty ze sprę­ży­stą po­de­szwą rwą się do biegu. Pa­trzył z po­gar­dą na ludzi, któ­rych mijał – ludzi zmę­czo­nych, stłam­szo­nych przez życie, ma­ją­cych je­dy­ną roz­ryw­kę w bez­war­to­ścio­wych fil­mi­kach z in­ter­ne­tu. Wes­tchnął na widok że­bra­ka, ale rzu­cił mu do­la­ra – nie dla­te­go, że chciał pomóc, tylko dla­te­go, że inni tego nie ro­bi­li.

Będąc w dwóch trze­cich drogi, za­mówił pizzę do ho­te­lo­we­go po­ko­ju.

Do­tarł na miej­sce i w ostat­niej chwi­li prze­ci­snął się po­mię­dzy skrzy­dłem ob­ro­to­wych drzwi a ścia­ną. Minął windy – nie ko­rzy­stał z nich, od kiedy zo­rien­to­wał się, że za każdy prze­jazd sys­tem po­bie­ra od niego pół dolca. Wej­ście na dwu­na­ste pię­tro nie było aż tak mę­czą­ce, a po­nad­to na czte­rech po­zio­mach po­ma­gał sobie scho­da­mi ru­cho­my­mi.

Rów­nież i na nich nie stał cier­pli­wie, tak jak wszy­scy, tylko pruł w górę, nie zwa­ża­jąc na gniew­ne po­mru­ki. Kiedy sta­nął pod drzwia­mi swo­je­go po­ko­ju, otwo­rzy­ły się drzwi windy i wy­jechał z nich wio­zą­cy pizzę au­to­mat. Paul od­ebrał za­mó­wie­nie, od­blo­ko­wał zamek klu­czem elek­tro­nicz­nym i wszedł do po­ko­ju. Spoj­rzał na ze­ga­rek – usta­no­wił nowy re­kord trasy, o dwa­na­ście se­kund lep­szy od po­przed­nie­go. Uniósł kciuk do lu­stra.

 

*

 

Zjadł już po­ło­wę pizzy, kiedy wró­ci­ło wspo­mnie­nie z Ni­ki­tą, które ode­bra­ło mu ape­tyt. Spę­dził tro­chę czasu w sieci, po­oglą­dał te­le­wi­zję, po­ćwi­czył, znowu wró­cił do sieci. Wie­czo­rem do­stał ofi­cjal­ne po­wia­do­mie­nie z sys­te­mu tur­nie­jo­we­go, że prze­szedł do fazy trze­ciej – po­da­no też do­kład­ną go­dzi­nę na­stęp­ne­go meczu, który miał się odbyć za dwa dni.

Przez cały czas od­py­chał od sie­bie myśli, po­ja­wia­ją­ce się pod wpły­wem dzi­siej­sze­go star­cia z Aman­dą. Do­pó­ki nie po­ło­żył się spać, jakoś dawał radę.

Ale gdy zga­sił świa­tło i zwi­nął się w kłę­bek, tsu­na­mi ru­nę­ło na niego z całą mocą.

Prze­sta­niesz być moim synem. Wyrok osta­tecz­ny, bez moż­li­wo­ści ape­la­cji.

Inni gracze by mnie zo­ba­czy­li – w two­ich my­ślach!

Lu­bisz udo­wad­niać innym, że są słabi.

Te i wiele in­nych myśli krą­ży­ły w jego umy­śle, od­bi­ja­ły się od czasz­ki i wra­ca­ły, wra­ca­ły, i wy­sy­łał je w ko­smos, na dno oce­anu, gdzie­kol­wiek, ale one cią­gle kurwa wra­ca­ły, i pró­bo­wał je znisz­czyć, uci­szyć, wy­łą­czyć, niech one się już skoń­czą, niech prze­sta­ną… a tsu­na­mi wciąż prze­wa­la­ło się po umy­śle Paula tam i z po­wro­tem.

Cho­ciaż wcale nie było mu zimno, owi­nął się szczel­niej koł­drą.

 

*

 

W ciągu na­stęp­nych dni Paul Har­man prze­szedł fazę trze­cią i czwar­tą, zmia­ta­jąc prze­ciw­ni­ków z po­wierzch­ni ziemi.

Bły­ska­wicz­nie zde­wa­sto­wał psy­chi­kę dziew­czy­ny w fazie trze­ciej, która mar­twi­ła się o ojca, prze­by­wa­ją­ce­go w szpi­ta­lu. W fazie czwar­tej miał odro­bi­nę trud­niej­sze wy­zwa­nie – do końca nie zdo­łał od­gad­nąć nawet imie­nia prze­ciw­ni­ka, ale za­sto­so­wał tak silne ude­rze­nie bó­lo­we, że tam­ten ze­rwał po­łą­cze­nie na mi­nu­tę przed de­ath­mat­chem.

I tak, po czte­rech zwy­cię­stwach, do­stał się do czo­ło­wej szes­nast­ki za­wod­ni­ków.

 

*

 

Ben Stock­ton, rów­nież po­zo­sta­ły jesz­cze w tur­nie­ju, lenił się przez cały dzień po­prze­dza­ją­cy fazę piątą. Im bar­dziej pusty miał umysł, tym mniej wspo­mnień mógł z niego wy­drzeć prze­ciw­nik – ta pro­sta stra­te­gia jak na razie oka­za­ła się bar­dzo sku­tecz­na.

Był więc za­ję­ty nic­nie­ro­bie­niem, kiedy otrzy­mał po­wia­do­mie­nie z sys­te­mu tur­nie­jo­we­go.

Tę treść zo­ba­czą wszy­scy za­wod­ni­cy, któ­rzy po­zo­sta­li w grze, oprócz za­wod­ni­ka z de­ku­rii trzy­dzie­stej dru­giej.

Wła­ma­łam się do sys­te­mu. Moje in­for­ma­cje umoż­li­wią jed­ne­mu z was wy­gra­nie meczu z Pau­lem.

Ben zmarsz­czył brwi. Jakaś pro­wo­ka­cja?

Szczę­śli­wiec ma po­dzie­lić się ze mną zy­ska­mi z wy­gra­nej, pół na pół, albo ujaw­nię oszu­stwo w me­diach.

Paul ma około dwu­dzie­stu trzech lat. Jest asek­su­al­ny, miał nie­daw­no nie­uda­ną rand­kę (no, coś w tym ro­dza­ju, bo za­mie­rzał jej po­wie­dzieć, że z ru­cha­nia nici) z panną o imie­niu Ni­ki­ta. Nie wy­szło, bo po­wie­dział jej o tur­nie­ju. Boi się pa­ją­ków, ale to wszyst­ko bled­nie w po­rów­na­niu z uza­leż­nie­niem. Paul jest uza­leż­nio­ny od WY­GRY­WA­NIA.

Tym bar­dziej mu­si­cie go wdep­tać w zie­mię. Za­słu­żył sobie.

 

Jeden na dwoje

 

– Piąta faza tur­nie­ju Men­tal Wars o pu­char stanu Nowy Jork. Po­je­dy­nek: de­ku­ria trzy­dzie­sta druga, gracz A, kon­tra de­ku­ria trzy­dzie­sta szó­sta, gracz B. Ze­spo­le­nie neu­ro­no­we za trzy… dwa… jeden. Ze­spo­le­nie ak­tyw­ne.

Tym razem Paul był gra­czem „A”, czyli sto­ją­cym wyżej w ran­kin­gu. To da­wa­ło po­czu­cie prze­wa­gi – fał­szy­we i nie­bez­piecz­ne, ale nie po­tra­fił się go po­zbyć.

Za­czął od wy­strze­le­nia pod­sta­wo­wej sondy pa­mię­cio­wej.

– Sonda gra­cza A od­bi­ja się od tar­czy gra­cza B. Tar­cza gra­cza B znika.

Wy­traw­ny prze­ciw­nik.

Co praw­da otrzy­mał zwrot po­ło­wy kosz­tów po uru­cho­mie­niu się tar­czy, ale kiedy wy­strze­lił tę samą sondę po raz drugi, zo­sta­ło mu już tylko dzie­sięć punk­tów. Cze­ka­jąc na wy­ni­ki son­do­wa­nia ukła­dał wia­do­mość na cza­cie, kiedy roz­brzmiał głos kom­pu­te­ra.

– Pięt­na­ście dla B za płeć, czter­dzie­ści za imię…

Szyb­ki gość.

– …i czter­dzie­ści za orien­ta­cję.

Cho­le­ra, pra­wie sto punk­tów w pół mi­nu­ty?

– Dwa­dzie­ścia pięć dla B za przy­spie­sze­nie tętna.

Spo­kój. Od­dech. Spo­kój.

Przy­szły wy­ni­ki son­do­wa­nia. Dwa wspo­mnie­nia były bez­na­dziej­ne, prze­ciw­nik wy­raź­nie po­sta­rał się, by nic cie­ka­we­go nie utrwa­li­ło się w jego pa­mię­ci: jedno ze wspo­mnień przed­sta­wia­ło widok z po­ko­ju ho­te­lo­we­go, a dru­gie – pro­gram te­le­wi­zyj­ny.

Ale trze­cie.

Trze­cie…!

 

Wia­do­mość z sys­te­mu tur­nie­jo­we­go, i po­wią­za­na z tym myśl „Pro­wo­ka­cja? Czy praw­da?”

 

Obraz był odro­bi­nę nie­wy­raź­ny, czego na­le­ża­ło się spo­dzie­wać po naj­tań­szej son­dzie pa­mię­cio­wej. Roz­po­znał jed­nak po­wta­rza­ją­ce się słowo „Paul”, a także kilka uryw­ków, które naj­moc­niej wy­ry­ły się w pa­mię­ci prze­ciw­ni­ka – „wła­ma­łam się”, „uza­leż­nio­ny od WY­GRY­WA­NIA”, oraz „mu­si­cie go do­je­bać”.

Chło­pak przez kilka se­kund nie był w sta­nie my­śleć. Szok do­słow­nie go spa­ra­li­żo­wał. Kom­pu­ter tym­cza­sem kon­ty­nu­ował wy­li­czan­kę.

– Trzy­dzie­ści pięć dla B za przybliżony wiek, sześć­dzie­siąt za uza­leż­nie­nie…

 

*

 

– A jak prze­grasz? – za­py­tał Karl.

Im­pre­za do­go­ry­wa­ła, obaj byli już mocno pi­ja­ni.

– Nie-e – Paul bek­nął – nie prze­gram.

– No dobra. Spoko. Ale jak jed­nak?

– No to, kurwa, nie wiem. Za­strze­lę się może. – Prze­rwał na chwi­lę. – Nie mam pi­sto­le­tu… ej, ko­niec, trze­ba po­zy­tyw­nie my­śleć!

– Czyli za wy­gra­ną! – ryk­nął Karl.

Stuk­nę­li się kie­lisz­ka­mi, wy­le­wa­jąc znacz­ną część za­war­to­ści.

– Ta jest! Za wy­gra­ną. Za mi­strzo­stwo!

 

*

 

– …i osiem­dzie­siąt jeden za fobię.

On OSZU­KU­JE! Wszyst­kie te rze­czy o mnie wy­czy­tał wczo­raj, ktoś zha­ko­wał sys­tem tur­nie­jo­wy!

Na­stą­pi­ła długa prze­rwa.

– Dwie­ście trzy­dzie­ści dwa dla A za in­for­ma­cję do­dat­ko­wą, po­zo­sta­ły dwie próby. Sie­dem­dzie­siąt pięć dla B za in­for­ma­cję do­dat­ko­wą, po­zo­sta­ły dwie próby.

Paul nie mógł w to uwie­rzyć. Kom­pu­ter po­trak­to­wał jego roz­pacz­li­wy apel jako zwy­kłą próbę zdo­by­cia punk­tów! A pu­blicz­ność ją bez­re­flek­syj­nie oce­ni­ła! Dla­cze­go mecz nie zo­stał jesz­cze prze­rwa­ny?!

Cho­ciaż, z dru­giej stro­ny… grubo ponad dwie­ście punk­tów…

<hehe pier­dol się> – przy­szło cza­tem.

Chło­pak, nie my­śląc o tym, co robi, uniósł ręce w nie­mym akcie pro­te­stu.

– Sto pięć­dzie­siąt dla B za ruchy dwóch rąk.

Do kurwy nędzy! Prze­cież to jakaś farsa, a nie mecz! Nie wi­dzi­cie?!

– Dwa­dzie­ścia pięć dla A za przy­spie­sze­nie tętna.

Tym razem prze­ciw­nik tak bar­dzo pod­nie­cił się swo­imi zdo­by­cza­mi punk­to­wy­mi, że jego serce za­czę­ło bić szyb­ciej. Mógł sobie jed­nak po­zwo­lić na drob­ne stra­ty, skoro miał ponad dwu­krot­ną prze­wa­gę…

Kom­pu­ter nie od­po­wia­dał.

Paul po­pa­dał w coraz więk­szą roz­pacz, ale do głowy mu nawet nie przy­szło, żeby się odłą­czyć. Po­pchnię­ty do osta­tecz­no­ści, ude­rzył naj­więk­szą bombą, jaką mógł kupić – bólem zęba.

– Sie­dem­dzie­siąt dla A za wrzask i sie­dem­dzie­siąt pięć za ruch ręki.

Za mało. Za słabo. Prze­cież typ zaraz mnie zab…

W tym mo­men­cie na­de­szła kontr­ofen­sy­wa.

 

Je­steś nikim.

Nic nie po­tra­fisz. Wy­rzu­ci­li cię ze stu­diów, bo nie mo­głeś zmu­sić się do nauki. Twoja matka jest cięż­ko chora, a ty nie masz od­wa­gi, żeby umó­wić ją na wi­zy­tę le­kar­ską. Twój oj­ciec wie­dział, jak bar­dzo je­steś ża­ło­sny, i umarł ze zgry­zo­ty.

 

Wizja zwa­li­ła Paula z nóg, wgnio­tła w pod­ło­gę, roz­dar­ła oso­bo­wość na ka­wał­ki.

 

Wmó­wi­łeś sobie asek­su­al­ność, żeby uspra­wie­dli­wić fakt, że nie mo­żesz zna­leźć dziew­czy­ny. Ni­ki­tę znie­chę­ci­łeś do sie­bie po kilku wy­po­wie­dzia­nych zda­niach. Nigdy nikt cię nie po­ko­cha. Nigdy nawet na cie­bie nie spoj­rzy.

Nie masz przy­ja­ciół i nie bę­dziesz miał. Nawet Karl, któ­re­go na­zy­wasz „kum­plem”, gar­dzi tobą. Zro­zu­miał, jakim po­two­rem się sta­łeś, i pró­bo­wał ci to uświa­do­mić, ale po­sta­no­wi­łeś pu­ścić jego słowa mimo uszu.

To już le­piej idź się zabij. Świat bę­dzie lep­szy bez ta­kie­go…

 

– Mecz PRZE­RWA­NO, po­wta­rzam: mecz PRZE­RWA­NO. Zgło­szo­no, że jeden z za­wod­ni­ków nie­le­gal­nie zdo­był in­for­ma­cje. Pro­szę po­zo­stać na miej­scach.

Paul czuł się pusty, jakby wy­ssa­no z niego wszyst­kie myśli i emo­cje, po­zo­sta­wia­jąc próż­nię, która zgnia­ta­ła klat­kę pier­sio­wą i czasz­kę od środ­ka. Zsu­nął się z fo­te­la i po­ło­żył na pod­ło­dze, łka­jąc.

Tak zna­leź­li go ochro­nia­rze.

 

Notka pra­so­wa z na­stęp­ne­go dnia:

 

Pro­te­sty w Nowym Jorku. Setki za­trzy­ma­nych, po­li­cja ape­lu­je o roz­są­dek

 

Z każdą go­dzi­ną przy­bie­ra­ją na sile pro­te­sty prze­ciw­ko or­ga­ni­za­to­rom tur­nie­ju w kon­tro­wer­syj­nej grze „Men­tal Wars”. Jak pi­sa­li­śmy rano, w nocy po­wie­sił się jeden z uczest­ni­ków tur­nie­ju, Paul Har­man. To nie pierw­sze sa­mo­bój­stwo, któ­re­go bez­po­śred­nią przy­czy­ną była wspo­mnia­na gra, ale przy­pa­dek jest o tyle szcze­gól­ny, że do­ko­na­no oszu­stwa, które znacz­nie zwięk­szy­ło szan­se prze­ciw­ni­ka Paula. Kro­pla prze­peł­ni­ła czarę; tłum do­ma­ga się zde­le­ga­li­zo­wa­nia roz­gry­wek.

Koniec

Komentarze

Bardzo fajny pomysł na… turniej? Sport? Krwawą rozrywkę dla mas? Dla mnie bomba. Myślę, że warto to jeszcze wykorzystać – dorobić resztę świata i pozasportową fabułę. Przecież w to muszą być zaangażowane setki osób, technologie… Może nawet religie, sekty nielegalnie szkolące zawodników. Olbrzymi potencjał.

Bohatera kupuję psychologicznie. Acz nie znam się na tym specjalnie.

Fabuła. Niby nic, zwyczajne starcie, ale trzymało w napięciu. Zakończenie niezupełnie mi siadło – za łatwo się poddał – ale niech Ci będzie.

Technicznie całkiem przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

Fi, dzięki za przeczytanie, klika i komentarz!

Szczerze nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek napisała mi taką opinię – że wręcz “za mało”. Nie myślałem jeszcze o dorobieniu jakiegoś większego uniwersum do tego świata, ale zobaczymy, jaki będzie odbiór tekstu :)

Moglibyśmy toczyć dyskusje o tym, czy poddał się za łatwo, czy nie za łatwo, ale skoro “niech mi będzie”… no to nie toczmy :)

Pozdrawiam cieplutko.

Precz z sygnaturkami.

Kiedyś musi być ten pierwszy raz… Pomysł bardzo mi się spodobał.

Babska logika rządzi!

Niebieski_kosmito, ale to dobre było!:-)

Sponiewierałeś mnie psychicznie:-)

Wiesz, czasami jak czytam tutaj dobre opowiadania, to zastanawiam się, kurcze, czemu ja na to nie wpadłam? I właśnie teraz tak pomyślałam:-)

Świetny koncept! Walka psychiczna, wygrywa ten, kto odkryje wszystkie słabe strony przeciwnika. A słabości ma każdy. Postać Paula autentycznie przeraża. Jemu wcale nie chodzi o pieniądze, po prosty chce być najlepszy. Czuje się silny, gdy niszczy i maltretuje psychicznie przeciwnika. Ale i on nie jest ze skały. Zdawał sobie sprawę ze swoich słabości, ale co innego usłyszeć o nich od innych.

Zakończenie nie mogło być inne. Porusza i zmusza do myślenia.

Jedyne o co mogę się przyczepić to naiwność Bena. W takich rozgrywkach powinien się domyślić, że oszustwo szybko wyjdzie na jaw. Ale może chęć zwycięstwa była po prostu silniejsza.

Jeśli były jakieś błędy językowe, to ja ich nie wyłapałam:-) chyba tylko w którymś zdaniu powtarza się trochę o tu:

<Czasami trochę mi trochę szkoda, że muszę was aż tak bardzo upokarzać>

Moim zdaniem opowiadanie jest warte biblioteki, a nawet i więcej:-)

pozdrawiam serdecznie

Dobre! NFowe! Piórkowe! Bardzo dobre! Gratki!

Edit – uzupełnienie:

No to teraz pora na komentarz przedpiórkowy.

Przede wszystkim – ogromny plus za futurologię. Przemyslaną i po mojemu trafną. Już mamy pierwsze wszczepy pozwalające na łączność z Siecią. Od dawna powtarzam, że przyszłość wykoncypowana nam zarówno przez Lema (Fantomatyka w licznych działach sprzed 60-70 lat) ) jak i Dukaja (Czarne Oceany) nadchodzi i jest nieunikniona. Zatem – Skoro zmieni się technologia i obieg informacji, zmienią się także gry i rozrywki. A przy szybko idąc ej dehumanizacji ludzkości – nie mam wątpliwości że właśnie na takie w stylu opisanym w powyższym opku.

Po drugie – poprowadzenie akcji i bohatera – linearne, nieprzekombinowane, czytelne i jasne. Idzie się przez tekst normalnie, z zainteresowaniem, bez zgrzytów.

Po trzecie – wiarygodność psychologiczna bohatera (ale i bohaterów drugoplanowych) – zgodna z prostą regułą – technologia się zmienia, postawy nie. Czyli wiarygodnie.

Po czwarte – igranie z emocjami czytelników – na początku bohatera w miarę tolerujemy, pod koniec – przestajemy, w finale – żałujemy…

Po piąte – wiarygodność w motywacji i przebiegu akcji – oszustwo? A dlaczego nie? Tak właśnie to w branzy rozrywkowej i dzisiaj często działa. Jak się nie da normalnie, to…

No i po szóste – wrażenie ogólne – antycypowana przyszłość może tak wyglądać, a historia podana atrakcyjnie.

Ode mnie będzie wniosek o piórko – tak jak już jako pierwszy zapodałem, zachęcając wszem i wobec do lektury.

I (taki żart) cieszę się (osobiście, a co, pora upiec i swoją pieczeń przy tym ognisku ;D ), że na tym forum hasło “Rrybak poleca” zaczyna mieć markę typu “Stanisław Lem poleca” (znając rzecz jasna proporcje.

Jeszcze raz gratki, pozdrowienia i życzenia nominacji oraz wyboru przez Lożę (aczkolwiek może być i tak, że moja rekomendacja dla części członków Loży jest jak pocałunek śmierci dla Autora, ale tym się Autorze nie przejmuj. Loże przychodzą i odchodzą, Literatura pozostaje. ;D )

P.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Olciatko,

drobne niedopatrzenie (2x trochę) naprawione :) Tekst wiele przeszedł i poprawiałem niektóre zdania tyle razy, że gdzieś mogło się jeszcze jakieś powtórzenie uchować.

 

Sponiewierałeś mnie psychicznie:-)

Dokładnie taki był zamiar :-)

 

Jedyne o co mogę się przyczepić to naiwność Bena. W takich rozgrywkach powinien się domyślić, że oszustwo szybko wyjdzie na jaw. Ale może chęć zwycięstwa była po prostu silniejsza.

Moja interpretacja jest podobna. Czasami po prostu nie można się powstrzymać, emocje biorą górę nad zdrowym rozsądkiem…

 

rrybaku,

 

co mogę powiedzieć, to: smiley

 

Dziękuję za dobre słowa i pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

Zacznę od tego, że to chyba była najprzyjemniejsza beta, jaką robiłem. Z pierwotnej wersji, która była czymś w rodzaju obdarzonego potencjałem zalążka, zrobiłeś mega solidne opowiadanie z nieźle dopieszczoną treścią i niegłupim przesłaniem.

Najbardziej podoba mi się realizacja pomysłu. Zbyt często w SF zamysł jest tylko pretekstem do poprowadzenia sztampowej fabuły, a tutaj fabuła z settingiem są mocno splątane i jedno wspiera drugie. Do tego bohater jest ładnie zarysowany i nieprzezroczysty, co również wybija się na tle większości scifi.

No i tak zwyczajnie czuć w tym opowiadaniu serce i radość tworzenia.

Jak już wcześniej mówiłem, jedyne co mi zazgrzytało to melodramatyczne zakończenie.

 

Bardzo mi się podobało.

Hail Discordia

<jeszcze zbaoczymy>

Czy literówka celowa? Pasowałoby do kontekstu, ale nie spowodowało dodatkowej punktacji.

 

"– Upłynęła POŁOWA czasu podstawowego…"

Czy wersaliki tutaj z czegoś wynikają? Bo akcent lub pogłośnienie tego konkretnego słowa dziwnie tu wypada.

 

"– Sto jedenaście za imię dla A pierwszej miłości."

Do przeredagowania. Chyba, ze to mistrz Yoda dorwał do mikrofonu chwilowo się.

 

"Westchnął na widok żebraka, ale rzucił mu dolara – nie dlatego, że chciał pomóc, tylko dlatego, że inni tego nie robili."

A to jedno zdanie mocno obrazuje bohatera.

 

"Również i na nich nie stał cierpliwie, tak jak wszyscy, tylko pruł w górę, nie zważając na gniewne pomruki"

(Offtopic) Heh, te schody to jakieś takie ogólnoświatowe dziwactwo :D Chociaż podobno w niektórych krajach standardem jest, że osoby, którym nie chce się iść, stają po jednej stornie schodów, idącym zostawiając drugą. W Polsce zdaje się tylko w Warszawie to sensownie funkcjonuje.

 

Dobra… Co odnośnie opowiadania?

Przede wszystkim zadziwiająco lekko leci się przez tekst. W ogóle nie czuć jego długości – a przecież patrząc na liczbę znaków można by się spodziewać kobyły. Tymczasem lektura poszła szybciej niż niejedno opowiadanie o połowie objętości Twojego tekstu. Brawo!

Przedmowę przeczytałem dopiero teraz i… dobrze zrobiłem. Nie nastawia zbyt mocno, mimo że pasuje do treści.

Wizja… ciekawa. Z potencjałem. I to potencjałem do wykorzystania na różne sposoby. Ty zadziałeś tu od strony lajtowej, prawie że akcji. Gdyby ten sam pomysł wykonać od strony filmowej, pewnie by można było nałożyć efekty wizualne podobne jak w incepcji.

I tak nawiasem, przed moją lekturą opowiadania rozmawialiśmy o Rollerballu. Okazuje się, że mimo wszystko jest tu jakieś powiązanie (ze starszą wersją filmu). Co prawda Rollerball jest dużo bardziej dynamiczny, ale chodzi społeczne w tle. Wątki, których… nie wykorzystałeś. Choć miałeś je zdaje się z tyłu głowy, o czym świadczy wzmianka o zamieszkach na końcu (nawiasem mówiąc zamieszki dla odmiany pojawiają się w remaku Rollerballa, mimo ze ma wypłukane pozostałe wątki społeczne).

No, ale to skojarzenie na boku, bo sam film o czymś innym, bohater z innymi dylematami, tylko właśnie gdzieś tam w trakcie lektury pojawia się pewne odległe skojarzenie.

No dobra, był pomysł, jest płynność, a jednak finał wyszedł tak, jakbyś nagle stwierdził, ze nie ma czasu, trzeba kończyć, już, natychmiast, byle szybciej.

Nie wiem, kartek w edytorze zabrakło albo co?

I nie, to nie chodzi o nagły zwrot, nagłe zderzenie ze ścianą. Takie zabiegi lubię czytać, a i sam chętnie stosuję, bo w głowie wydają mi się często zasadne. Choćby ze względu na ich życiowość. Tylko tu nie mam wrażenia nagłego przyspieszenia, ani nagłego zwrotu. Mam tu wrażenie jakbyś Ty, autor, miał więcej treści tego opowiadania w głowie, niż przelałeś do pliku.

Efekt jest taki, że to wygląda jak koniec opowiadania, a po nim epilog. Ale ten epilog nie wygląda jak komentarz do opowiadania (fajnym przykładem takiego dobrze pasującego komentarza do dzieła mogą być teksty po napisach w filmie “Moon” – zupełnie inny ton, niż sam film, a pasuje doskonale). Nie jest to tez nagły zwrot perspektywy. A taki nagły zwrot perspektywy byłby tu doskonały. Pokazanie dlaczego doszło do wybuchu. Jakie emocje się w tym mieszają. Czy wybuch sam w sobie nie jest równie płaski jak rozrywka.

Takie coś mogłoby być nawet bardzo krótkie, ale nieźle skontrastować z resztą tekstu. Albo przeciwnie – mógłbyś z tego zrobić dłuższa rozbudowę treści, wpasowaną w resztę opowiadania i też byłoby nieźle (mi bardziej podobałby się kontrast, ale to już subiektywne). Zamiast tego mamy jednak tylko dość letnie zwieńczenie, które można by podrasować jakimś ostrym zdaniem albo łagodną, ale wymowną sentencją.

Znaczy się – wszystko świetnie biegło do mety, ale metr przed metą zatrzymało się rozglądając którędy do jej linii.

Mimo to – tekst jest dobry, bo niezależnie od jego płynności (o której konsekwencjach w następnym akapicie) zadbałeś tez o bogactwo postaci. W świecie totalnego spłycenia okazują się zadziwiająco wielowątkowe. Mają historię, charakter, emocje i… Łatwo je błędnie lub płytko ocenić, choć po chwili zastanowienia mają w sobie więcej. Nawet te drugoplanowe, jak Karl. W sumie nawet nie jestem pewien czy tak wyszły w sposób zamierzony, czy czystym przypadkiem, ale jednak wyszły. Poniekąd jeśli to przypadek, to ukłon spory, bo uzyskanie czegoś takiego mimochodem świadczy o pewnym wyczuciu.

Miało być o konsekwencjach płynności… Ten pomysł w połączeniu z tym sposobem wykonania, ma dobre rokowania do rozwinięcia go nawet w nowelę (imho warto spróbować). Zwłaszcza, że tu jest co rozwijać. I dylematy głównego bohatera i wątki społeczne.

Natomiast wracając do mojego wrażenia urwania tekstu… W zasadzie wrażenie to pogłębia pierwsza scena i padająca tam wzmianka o setkach tysięcy punktów przewagi. Podejrzewam, że mogło chodzić o punkty w rankingu, ale… Podejrzenie to przyszło później. W czasie lektury najpierw rzuca się w oczy kontrast z setką punktów na start, a potem od razu kojarzy się z wzmianką o tysiącu punktów na początku deathmatchu. I w ten sposób wygląda to jak na zabieg wstawienia na start sceny, która ma się rozwinąć potem, ale ostatecznie jej nie ma. A mogłaby być. I pewnie mogłaby sporo wnieść. A zamiast tego dezorientuje.

Podobało się, lektura przyjemna.

Bardzo dobry tekst. Najbardziej przypadł mi do gustu opis pojedynku – udało się tam zmieścić sporo interesujących pomysłów. Bohater i fabuła też są OK (szczególnie bohater), jednak to właśnie idea Mental Wars wybija tekst na wyższy poziom.

Językowo sprawnie, kilka dobrze trafionych zdań, jak np.:

 

o mój Boże nie tylko nie to

jedzie na mnie znowu tak jak wtedy nie!

uciekać nie mogę uciekać samochód moje nogi moje życie nie nie nie!!!

Naprawdę mocne. Po mojej konwersji do mobi całość stała się jednym wierszem, co dało chyba jeszcze lepszy efekt :)

 

<hehe pierdol się> – przyszło czatem

Sporo masz takich wstawek, nawet zabawnie wychodzą.

 

Mam jednak trzy zastrzeżenia, które – o ile nie zmazały pozytywnego wrażenia – pozostawiły mały niedosyt:

1) Nie do końca rozumiem podejście do Mental Wars jak sportu i tworzenia typowego sportowego rankingu. Podczas czytania zastanawiało mnie, czy na najwyższych szczeblach zawodnicy nie powinni się już znać z innych pojedynków (bo chyba można oglądać walki konkurentów)? Przecież masa ludzi ogląda transmisje, przez co kojarzy już najlepszych zawodników. Każdy będzie znał gościa z 1 miejsca rankingu, a co za tym idzie – po odkryciu jego cechy charakterystycznej zna już wszystkie jego dane. Pewnie dałoby się to wytłumaczyć, ale takiego wytłumaczenia mi w tekście zabrakło.

2) Zgadzam się też z opiniami, że bohater trochę łatwo się poddał, wizja zesłana dziewczynie w walce była wielokrotnie „mocniejsza” niż wyłożenie kilku prostych faktów o bohaterze w ostatnim pojedynku. Ale to szczegół, bardziej mam na myśli to, że można było w bardziej złożony sposób opisać proces uświadamiania bohaterowi, kim się stał. Końcowy atak w poprzedniej walce na pewno wywołuje większe wrażenie na czytelniku.

3) Kompozycja wydaje mi się nieco zaburzona – bardzo dużo miejsca zajął opis pierwszego pojedynku (to jest zresztą najlepszy fragment), a później turniej i fabuła szybują już w zawrotnym tempie. Rozbudowa mogłaby zadziałać na plus dla kompozycji właśnie.

 

To tyle z czepialstwa, całość mimo wszystko uważam za znakomitą. To tylko świadczy o tym, jak ciekawy jest sam pomysł, a opowiadanie wciągające i z pewnością „zapamiętywalne”. Brawo! Mam nadzieję, ze loża doceni Twoje opko ;)

 

PS. O co chodzi z tym “niedokładnym wiekiem”? Miałeś na myśli, że udało się podać przybliżony wiek przeciwnika? Mnie to trochę zatrzymywało, bo sprawia wrażenie, że dostajemy punkty za niedokładnie wyznaczoną wartość (słowo “niedokładny” mi nie do końca pasowało).

Dzień dobry, cześć i czołem!

 

@japkiewiczu, dzięki po raz n-ty za betę! Tylko troszkę się rozciągnęła w czasie, bo przez kilka miesięcy nie mogłem wymyślić, jak dalej pociągnąć opowiadanie…

 

@wilku-zimowy

 

Czy literówka celowa? – jak najbardziej. Specjalnie bije po oczach, żeby nie było wątpliwości, że jest celowa, bo czegoś takiego nie sposób przeoczyć :)

 

Czy wersaliki tutaj z czegoś wynikają? – w zasadzie nie, odwersalikowane.

 

Do przeredagowania. Chyba, ze to mistrz Yoda dorwał do mikrofonu chwilowo się. – my bad :) Od Yoda odsunięty mikrofonu.

 

Przedmowę przeczytałem dopiero teraz i… dobrze zrobiłem. Nie nastawia zbyt mocno, mimo że pasuje do treści. – w zasadzie to była stara przedmowa, z bety, nie chciało mi się wymyślać nowej :( Większość tego badziewia usunięta. Po co komu przedmowy?

 

a jednak finał wyszedł tak, jakbyś nagle stwierdził, ze nie ma czasu, trzeba kończyć, już, natychmiast, byle szybciej.

Nie wiem, kartek w edytorze zabrakło albo co? Oraz podobne, pojawiające się dalej minizarzuty.

 

Nie za bardzo wiem, co Ci odpowiedzieć. Jest szansa, że podświadomie próbowałem to zakończyć przedwcześnie, bo miałem już tego tekstu troszkę dosyć – pracowałem nad nim, z przerwami, od listopada. Natomiast mnie to aż tak nie uderza w oczy.

 

padająca tam wzmianka o setkach tysięcy punktów przewagi. Podejrzewam, że mogło chodzić o punkty w rankingu, ale… Podejrzenie to przyszło później. W czasie lektury najpierw rzuca się w oczy kontrast z setką punktów na start, a potem od razu kojarzy się z wzmianką o tysiącu punktów na początku deathmatchu.

 

Tutaj z kolei nie bardzo wiem, o co Ci chodzi :( Punkty w rankingu to z reguły nie te same punkty, które się bezpośrednio zdobywa w grze (patrz ranking FIFA, ATP). Jakiej sceny nie ma?

 

Tym niemniej, skoro podobało się, to jestem ukontentowany.

 

@Perrux

Po kolei, zastrzeżenia.

 

1)

Podczas czytania zastanawiało mnie, czy na najwyższych szczeblach zawodnicy nie powinni się już znać z innych pojedynków (bo chyba można oglądać walki konkurentów)?

 

Żeby utrudnić zawodnikom rozpoznanie się, wdrożyłem wiele mechanizmów.

– podawana jest tylko „dekuria”, czyli dziesiątka rankingu, a nie konkretne miejsce. Konkretne miejsce można tylko zgadywać;

– nie pojawiają się dane takie jak nazwisko, adres, wygląd zewnętrzny;

– do informacji publiczności nie trafiają liczby, imiona itp. Można taki mecz obejrzeć później, ale jedyne, czego się dowiemy jako publiczność, to to, że zawodnik „dostał N punktów za odgadnięcie imienia/wieku/etc przeciwnika”, a nie, jak to imię brzmi, ile ma lat. Publiczność ma do wglądu tylko „informacje dodatkowe”, ale bardzo charakterystyczne cechy, umożliwiające jednoznaczne rozpoznanie przeciwnika w ten sposób, są dość rzadkie. Ktoś z taką cechą na pewno nie zajmowałby pierwszego miejsca w rankingu, właśnie dlatego, że zbyt często byłby rozpoznawany.

Zawodników są tysiące i ranking jest bez przerwy aktualizowany, więc ciągle się zmienia.

Niemniej, jeśli zawodnicy spotkają się kiedyś po raz drugi – co może się zdarzyć – sytuacja będzie symetryczna, bo obaj będą znać informacje o sobie nawzajem. Nie będzie sprawiedliwa, bo lepszy z nich będzie znał więcej informacji, ale to już kwestia indywidualnych zdolności.

 

2)

bohater trochę łatwo się poddał, wizja zesłana dziewczynie w walce była wielokrotnie „mocniejsza” niż wyłożenie kilku prostych faktów o bohaterze w ostatnim pojedynku.

 

Tu można polemizować. Wizja zesłana dziewczynie była „tylko” przypomnieniem wydarzenia z przeszłości. Wizja zesłana Paulowi była, w moim założeniu, taranem niszczącym mur, którym Paul odgrodził się od świata. Nie nazwałbym tego „kilkoma prostymi faktami”.

 

3)

Kompozycja wydaje mi się nieco zaburzona – A to już częsty problem u mnie :( Do końca pierwszego pojedynku tekst był napisany w kwietniu. Długo rozmyślałem, jak go dokończyć, i wymyśliłem coś takiego. Jeśli czytelnik uważa, że za mało, to… dobrze, bo sugeruje, że czytelnik chce więcej :D

 

i jeszcze to:

 

O co chodzi z tym “niedokładnym wiekiem”? Miałeś na myśli, że udało się podać przybliżony wiek przeciwnika? – dokładnie o to chodziło. Poprawię na „przybliżony”.

 

A teraz łechtanie mojego napuszonego ego.

 

Bardzo dobry tekst.

to właśnie idea Mental Wars wybija tekst na wyższy poziom.

Naprawdę mocne.

Sporo masz takich wstawek, nawet zabawnie wychodzą.

całość mimo wszystko uważam za znakomitą.

 

Właśnie dla takich zdań człowiek pisze.

 

Dzięki wszystkim!

Precz z sygnaturkami.

“Tutaj z kolei nie bardzo wiem, o co Ci chodzi”

Pół miliona punktów przewagi w systemie, w którym punkty idą zwykle w dziesiątkach, góra setkach. To ogromna różnica, ile rozgrywek musiałby wykonać ktoś, kto uzyskał tyle punktów? Chyba ze algorytm przewiduje rozkręcenie się deathmetchy. Chyba, ze ktoś rozegrał mnóstwo rozgrywek na tym etapie – ale z treści wynika, że to raczej ostateczność. Ewentualnie ktoś od wielu sezonów jest w grze…

 

Edit:

Tak więc z tej sceny wychodzi skojarzenie, że nie tylko był deathmatch, ale wręcz się rozkręcił i stąd ta różnica punktowa.

 

Ok, to jeszcze kilka zdań ode mnie w sprawie punktu “1)”. Od razu zaznaczam, że nie chcę się czepiać, po prostu temat pod dyskusję jest ciekawy i fajnie wyjaśnić kilka kwestii ;)

 

do informacji publiczności nie trafiają liczby, imiona itp.

 

No proszę, nie pomyślałem o tym rozwiązaniu, że do publiczności trafiają tylko ogólniki i liczba przyznawanych punktów. Ale rozumiem, że wizje z sond są dostępne publicznie (”Mistrzostwa oglądają miliony ludzi. Wszyscy by mnie zobaczyli – w twoich myślach!”)?

Kupuję Twoje wyjaśnienia i myślałem nad takim scenariuszem już wcześniej, ale jeśli wizje są publiczne, taka opcja wymaga konkretnego warunku – Mental Wars nie mają swoich gwiazd (najlepszych graczy, którzy należą przez dłuższy czas do ścisłego topu). I pod tym warunkiem Twoje wyjaśniania są logiczne i sensowne.

No bo w innym przypadku (kiedy mielibyśmy kogoś naprawdę świetnego i popularnego), jeśli finał turnieju oglądała masa ludzi – wszyscy widzieli jakiś charakterystyczny obraz z wizji (np. taką twarz Trevora). Takich punktów zaczepienia z wizji może być sporo, więc udział w popularnym meczu znacznie zmniejsza szanse na przyszłe zwycięstwa.

 

Czyli… wychodzi na to, że Twoja wizja dotyczy masowej rozgrywki, w której osoby docierają na szczyt i spadają dość dynamicznie, a duża liczba graczy gwarantuje sens całej gry. Dobrze rozumiem?

No proszę, nie pomyślałem o tym rozwiązaniu, że do publiczności trafiają tylko ogólniki

Nie do końca, skoro dziewczyna, z nieudanej randki bohatera wspomina, ze wszyscy by ją zobaczyli. Chociaż to też można wyjaśnić, że np. jest zamazywana tylko twarz.

 

Spokojnie, po kolei.

 

Wilku, ciągle się nie możemy zrozumieć… no dobrze, zgadzam się, że tak czy siak te “pół miliona punktów” może wprowadzać w zakłopotanie. Zmienię na “kilkadziesiąt miejsc w rankingu” albo coś w tym guście.

 

Z założenia do publiczności trafiają tylko ogólniki, OPRÓCZ “informacji dodatkowych”, bo to nad nimi głosuje i to zresztą za te informacje można zgarnąć najwięcej punktów (maksymalnie 250). To natomiast nie to samo, co fragment wizji. Publiczność tych fragmentów nie widzi, widzi tylko to, co gracz przekaże komputerowi, im bardziej wstydliwa i bardziej prywatna informacja, tym lepiej:

“jest wegetarianką” – mało punktów

“ciężarówka złamała jej kręgosłup” – więcej punktów

“oszukiwał, żeby zdobyć punkty” – mnóstwo punktów.

 

Publiczność nie widzi natomiast ani restauracji, ani ciężarówki, ani wiadomości od Amandy do Bena. Nikita ujmuje to trochę niefortunnie (przeredaguję to delikatnie), ale gdyby chodzili ze sobą i Paul miał więcej myśli na jej temat – zapewne natury erotycznej – do wiadomości publiczności mogłoby trafić coś na przykład takiego:

 

“jego dziewczyna lubi być wiązana i biczowana po plecach” – prawdopodobnie około 200 punktów.

 

Zrozumiałe, że nie chciała ujrzeć takiej informacji w mediach, nawet jeśli pojawiłaby się bez jej twarzy czy imienia. Dodajmy do tego fakt, że całą scenę – z twarzą, imieniem i innymi detalami – zobaczyliby przeciwnicy Paula.

 

Czyli… wychodzi na to, że Twoja wizja dotyczy masowej rozgrywki, w której osoby docierają na szczyt i spadają dość dynamicznie, a duża liczba graczy gwarantuje sens całej gry. Dobrze rozumiem?

 

Dobrze rozumiesz :) Mental Wars z założenia stanowi zaprzeczenie dzisiejszego sportu czy e-sportu, bo jest anonimowe. To okrutna rozrywka dla mas, im bardziej okrutny jesteś, tym większe masz szanse, by wygrać. Sławy “gwiazdy” takich rozgrywek raczej nie chciałby nikt.

Precz z sygnaturkami.

Klikam z przyjemnością, bo to świetny tekst. Bardzo dobra koncepcja i wykonanie. Mogłabym podpisać się pod komentarzem Olciatki. Ogromny plus za wykreowanie bohatera.

No i jestem, a wraz ze mną komentarz napisany dziś rano w pociągu:

To na pewno ma 35k znaków? Wciąż mam nieodparte wrażenie, że maksymalnie 15, no w porywach od dwudziestu. Wiesz, Kosmito, w tych twoich opowiadaniach zawsze jest element, którego zazdroszczę, ale jasno nie mogę go wskazać. Chciałbym móc podebrać ci nieco całokształtu, kolorytu tych tekstów, mam wrażenie, że jestem targetem pod którego te opowiadania piszesz. Bardzo nienachalnie zarysowujesz emocje postaci, cegła po cegle budujesz mur, na którym rozbijasz czaszkę czytelnika, a później rzucasz jego sztywnym ciałem po korytarzu. Podoba mi się to, szczególnie dlatego, że mało opowiadasz, a te emocje po prostu widać i czuć. Bohaterowie też kupili mnie psychologicznie, szczególnie Paul i to jak narrator ukrywa jego mniemanie o sobie, dopóki sam bohater się do tego nie przyznał.

Pomysł jest niezły, przez tekst się płynie, ale mam wrażenie, że głównie uchwyciło mnie samo przeżycie. Że za kilka tygodni jak sobie pomyśle o tym opowiadaniu, to będę pamiętał, że świetnie mi się czytało, przypomnę sobie te emocje, ale o samej treści mógłbym zapomnieć.

Niemniej jedno ze zdecydowanie lepszych opowiadań, a jedno z najlepszych jeżeli chodzi o same czytelnicze doznania, a to zdecydowanie wystarczy, żeby mierzyć wyżej niż biblioteka.

Uniósł kciuk do lustra

Oczywiście przynajmniej jeden czep musi być. Cholernie karykaturalnie to wygląda. Tak obrzydliwie makabrycznie karykaturalnie, że aż się skrzywiłem czytając. Zmieniłbym, choć to oczywiście tylko sugestia.

Końcówkę tekstu przypadkiem czytałem z tym w tle. Bardzo się wpasowało. Naprawdę kawał dobrego opowiadania Ci wyszedł.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Witam ponownie kolejnych czytaczy :)

 

Wpierw, to, co obiecałem, czyli przeredagowanie słów Nikity. Zmienione z

 

Mi­strzo­stwa oglą­da­ją mi­lio­ny ludzi. Wszy­scy by mnie zo­ba­czy­li – w two­ich my­ślach! Pier­do­lę to!

 

na

 

Inni gracze by mnie zo­ba­czy­li – w two­ich my­ślach! A mi­strzo­stwa oglą­da­ją mi­lio­ny ludzi… Pier­do­lę to!

 

Dalej.

 

@Rossa, dziękuję za bibliotekę i miłe słowa :)

 

@Maskrolek

 

Wiesz, Kosmito, w tych twoich opowiadaniach zawsze jest element, którego zazdroszczę, ale jasno nie mogę go wskazać. – Tu ci nie pomogę, bo też nie wiem, co to za element…

 

mam wrażenie, że jestem targetem pod którego te opowiadania piszesz – nie pochlebiasz sobie zbytnio? :P

 

Że za kilka tygodni jak sobie pomyśle o tym opowiadaniu, to będę pamiętał, że świetnie mi się czytało, przypomnę sobie te emocje, ale o samej treści mógłbym zapomnieć. – To chyba… dobrze? Na pewno lepiej, niż gdybyś miał sobie nie przypomnieć niczego…

 

Oczywiście przynajmniej jeden czep musi być. Cholernie karykaturalnie to wygląda. Tak obrzydliwie makabrycznie karykaturalnie, że aż się skrzywiłem czytając. – Ależ właśnie o to chodzi. Czytelnik od początku kibicuje głównemu bohaterowi w pojedynku, ale stopniowo opowiadanie ujawnia, jakim człowiekiem jest Paul, i ma to z założenia wywołać niesmak w czytelniku, że kibicował komuś takiemu. To, że się aż skrzywiłeś, napawa mnie dumą.

 

Niemniej, i tak najbardziej podoba mi się to:

Bardzo nienachalnie zarysowujesz emocje postaci, cegła po cegle budujesz mur, na którym rozbijasz czaszkę czytelnika, a później rzucasz jego sztywnym ciałem po korytarzu.

Polecam się :)))))

Precz z sygnaturkami.

Wpierw, to, co obiecałem, czyli przeredagowanie słów Nikity.

Noo, od razu wszystko lepiej się klei. Mnie właśnie to zdanie wprowadziło w błąd, następni czytelnicy będą mieli łatwiej :)

Chociaż przyznam, że oglądanie wizji przez publiczność by się mogło sprzedać o wiele lepiej niż tylko suche informacje ;)

Tu ci nie pomogę, bo też nie wiem, co to za element…

No chodzi głównie o to wyważenie emocji, ale chciałem to ładnie napisać XD

nie pochlebiasz sobie zbytnio? :P

Proszę mi tu z takimi nie wyskakiwać, jak tak Ci słodzę! Nie wypada :P

No ale może i schlebiam.

To chyba… dobrze? Na pewno lepiej, niż gdybyś miał sobie nie przypomnieć niczego…

Dobrze tylko inaczej… z większości opowiadań, jeśli coś już zapamiętuję, to treść. Więc jesteś na swój sposób wyjątkowy XD

Ależ właśnie o to chodzi. Czytelnik od początku kibicuje głównemu bohaterowi w pojedynku, ale stopniowo opowiadanie ujawnia, jakim człowiekiem jest Paul, i ma to z założenia wywołać niesmak w czytelniku, że kibicował komuś takiemu. To, że się aż skrzywiłeś, napawa mnie dumą.

Ale nie w tym sensie. Ja się nie brzydziłem tym człowiekiem, nie jego zachowaniem w kontekście, tylko reakcją (która sama w sobie była bardzo fajna, gdyby pokazać ją jakoś inaczej niż tym kciukiem). No po prostu jakoś mi przez banie nie może przejść, że ktoś mógłby tak zrobić do lustra, taki trochę cringe, bo to się nie wydaje normalną reakcją będąc samemu w pokoju. Choć też się nie znam i to subiektywna opina. Bardziej pasowałby mi jakiś cień uśmiechu lub pełny uśmiech, ale w sumie teraz dochodzę powoli do wniosku, że tylko czepiam się na siłę szczegółu, albo mam jakąś tramę związaną z kciukiem.

Polecam się :)))))

I to była najmocniejsza strona tekstu, którą wcale nie jest łatwo znaleźć w opowiadaniach. :D

A ja bardzo lubię.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Ależ właśnie o to chodzi. Czytelnik od początku kibicuje głównemu bohaterowi w pojedynku, ale stopniowo opowiadanie ujawnia, jakim człowiekiem jest Paul, i ma to z założenia wywołać niesmak w czytelniku, że kibicował komuś takiemu.

 

Niebieski_kosmito, kurcze, ja mu wcale nie kibicowałam. Od początku nie wywoływał we mnie pozytywnych emocji. 

 

 

No cóż, nie u każdego można osiągnąć 100% zamierzonych efektów… ale będę zadowolony, jeśli u połowy czytelników wywołam przynajmniej połowę zamierzonych efektów :)

 

Precz z sygnaturkami.

Czyli przyklęk na jedno kolano? ;-)

Babska logika rządzi!

Paul od początku wydał mi się zdeterminowany, widziałam w nim tę chęć zwycięstwa za wszelką cenę, bez względu na wszystko i matkę i dziewczynę. Dlatego właśnie ta końcówka zrobiła na mnie takie wrażenie. Do tego rozmowa z kolegą o uzależnieniu. Odczytałam go raczej jako wyniosłego, zadufanego w sobie. Wybacz Niebieski_kosmito…

Co nie zmienia faktu, że i tak jestem zachwycona lekturą:-)

To opowiadanie jest świetne! Ja akurat kibicowałam Paulowi, przynajmniej do fragmentu pisanego z perspektywy Amandy. W ogóle moim zdaniem to jest najlepszy moment, najbardziej emocjonalny. Na początek, kiedy myślała, że jej nie starczy na leki, zdenerwowałam się na Paula, ale kiedy powiedziała o zemście miałam już zupełny mętlik w głowie i nie miałam pojęcia, komu w końcu mam kibicować. Z całego opowiadania i z tego, jak wykreowałeś bohaterów płynie wniosek, że nikt nie jest idealny.

W dodatku wszystkie emocje są podane w taki naturalny, nienachalny sposób, że nie zastanawia się, “jaki jest ten bohater?”, tylko tak podświadomie się to wie. Tylko po to, żeby okazało się, że jest zupełnie inaczej.

Podsumowując – jest genialnie.

Pozdrawiam :)

Nie wiem czy można coś dodać po przedmówcach, bohater – nolife nieźle wykreowany, nazwa opowiadania trafnie dobrana. Lekko się czyta, co prawda nie zdążyłem na jeden raz ale wciąga fabuła. Bezlitosny świat bez skrupułów pokazany tym bardziej bez ranienia fizycznego. Kawał dobrego opowiadania :>

Hejo!

 

@Oluta

 

Na początek, kiedy myślała, że jej nie starczy na leki, zdenerwowałam się na Paula, ale kiedy powiedziała o zemście miałam już zupełny mętlik w głowie i nie miałam pojęcia, komu w końcu mam kibicować.

Właśnie o to mi chodziło, kiedy pisałem o zamierzonych efektach :) Mętlik w głowie i wątpliwości do własnego osądu to jest to, co Niebiescy Kosmici lubią najbardziej.

 

@LuluXVIII

 

Zawsze można coś dodać, a jeśli wydaje ci się, że przedmówcy powiedzieli już wszystko… to nie czytaj przedmówców :D Na przykład ja staram się tak robić – kiedy czytam opowiadanie, to najpierw piszę, co o nim sądzę, a dopiero potem czytam komentarze. I nawet jeśli już ktoś pisał to samo – albo prawie to samo – nie przejmuję się tym XD

 

Dzięki wam za pozytywne opinie, polecam się i pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

O, kurde. To najciekawsze opowiadanie jakie tu ostatnio czytałam. Chyba polubię cyberpunk. ;) Przede wszystkim ciekawy pomysł, dobrze przedstawiony.

Tekst wciągnął mnie już na samym początku. Scena, w której Paul rozmawia z matką jest bardzo obrazowa, ale nie przerysowana. Zresztą, cała reszta też. Zbudowałeś mały, cyberpunkowy świat, nie stosując rozbudowanych opisów, ale wszystko wyszło cacy i nietrudno było zobaczyć bohaterów, świat Paula, te wszystkie drobne sceny (np. w pizzerii) i na koniec sam turniej. 

Dalej karmisz czytelnika emocjami, po trochu ujawniasz tajemnice uczestników Mental Wars, grasz na uczuciach. W ogóle nie odczułam tych 36k

Learning Reading GIF – Learning Reading BabyReading – Discover & Share GIFs

 

Technicznie bardzo dobrze. 

Noo… Jest się nad czym zastanowić przez te dwa dni. ;)

Ech, Kosmito, opisałeś osobliwe igrzyska.

Opowiadanie przykuło moją uwagę i przeczytałam je jednym tchem, a to mi się ostatnio raczej nie zdarza. Z zaciekawieniem obserwowałam poczynania Paula, sprzyjając mu, jednak z czasem, kiedy dowiadywałam się o nim coraz więcej, sympatia gasła. Aż zgasła.

Gratuluje bardzo dobrego pomysłu i takiegoż wykonania. To była szalenie satysfakcjonująca lektura.

 

– Paulu Har­man – za­czę­ła – oznaj­miam ci, że jeśli się do­wiem – a na pewno się do­wiem, ho, ho, mo­żesz być spo­koj­ny – że bie­rzesz udział w tym… tych… ―> Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach; sprawiają że zapis staje się mniej czytelny.

Wtrącenie w didaskaliach i wypowiedziach (półpauzy)

Wtrącenie w didaskaliach i wypowiedziach (przecinki)

 

szyb­ko zde­cy­do­wa­li się pizzę „Chi­stia­ko­vską”… ―> Tu chyba miało być: …szyb­ko zde­cy­do­wa­li się na pizzę „Chi­stia­ko­vską”

 

–Pięć­dzie­siąt dwa dla A za typ oso­bo­wo­ści. ―> Brak spacji po półpauzie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mordka cieszy mi się coraz bardziej :)

 

@SaraWinter

 

Chyba polubię cyberpunk. – Tu bym nie szarżował, bo nadal nie jestem pewien, czy taki tekst w ogóle liczy się jako cyberpunk. Ekspertem nie jestem i cyberpunka wcześniej nie pisałem ;)

 

Gif uroczy.

 

@Regulatorzy

 

Z zaciekawieniem obserwowałam poczynania Paula, sprzyjając mu, jednak z czasem, kiedy dowiadywałam się o nim coraz więcej, sympatia gasła. Aż zgasła.

 

Pełny sukces :D Granie na emocjach czytelnika – checked.

 

Odpółpauzowane, do-na-owane, dospacjowane.

 

Dzięki za komentarze i miłe słowa, polecam się i pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

Bardzo proszę, Niebieski Kosmito, i obiecuję, że za dwa dni zgłoszę opowiadanie do piórka. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A mówiłem?! Mówiłem! I to pierwszy! :D

No to teraz pora na komentarz przedpiórkowy.

Przede wszystkim – ogromny plus za futurologię. Przemyslaną i po mojemu trafną. Już mamy pierwsze wszczepy pozwalające na łączność z Siecią. Od dawna powtarzam, że przyszłość wykoncypowana nam zarówno przez Lema (Fantomatyka w licznych działach sprzed 60-70 lat) ) jak i Dukaja (Czarne Oceany) nadchodzi i jest nieunikniona. Zatem – Skoro zmieni się technologia i obieg informacji, zmienią się także gry i rozrywki. A przy szybko idąc ej dehumanizacji ludzkości – nie mam wątpliwości że właśnie na takie w stylu opisanym w powyższym opku.

Po drugie – poprowadzenie akcji i bohatera – linearne, nieprzekombinowane, czytelne i jasne. Idzie się przez tekst normalnie, z zainteresowaniem, bez zgrzytów.

Po trzecie – wiarygodność psychologiczna bohatera (ale i bohaterów drugoplanowych) – zgodna z prostą regułą – technologia się zmienia, postawy nie. Czyli wiarygodnie.

Po czwarte – igranie z emocjami czytelników – na początku bohatera w miarę tolerujemy, pod koniec – przestajemy, w finale – żałujemy…

Po piąte – wiarygodność w motywacji i przebiegu akcji – oszustwo? A dlaczego nie? Tak właśnie to w branzy rozrywkowej i dzisiaj często działa. Jak się nie da normalnie, to…

No i po szóste – wrażenie ogólne – antycypowana przyszłość może tak wyglądać, a historia podana atrakcyjnie.

Ode mnie będzie wniosek o piórko – tak jak już jako pierwszy zapodałem, zachęcając wszem i wobec do lektury.

I (taki żart) cieszę się (osobiście, a co, pora upiec i swoją pieczeń przy tym ognisku ;D ), że na tym forum hasło “Rrybak poleca” zaczyna mieć markę typu “Stanisław Lem poleca” (znając rzecz jasna proporcje.

Jeszcze raz gratki, pozdrowienia i życzenia nominacji oraz wyboru przez Lożę (aczkolwiek może być i tak, że moja rekomendacja dla części członków Loży jest jak pocałunek śmierci dla Autora, ale tym się Autorze nie przejmuj. Loże przychodzą i odchodzą, Literatura pozostaje. ;D )

P.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

aczkolwiek może być i tak, że moja rekomendacja dla części członków Loży jest jak pocałunek śmierci

Loża ocenia konkretne opowiadanie danego autora, a nie komentarz strony trzeciej.

 

Bardzo, bardzo, bardzo dobre opowiadanie.

Wyczuwam w nim Dicka, wyczuwam w nim Gibsona – o ile drugi jest mi znany bardzo pobieżnie, o tyle pierwszy to jeden z moich ulubionych twórców i nie umiem przejść obojętnie wobec tekstów, które biją w podobne tony. 

Warsztatowo w moim odczuciu bez zarzutu. Co prawda nie wyłapałem zdań-perełek, tekst jest napisany prostym językiem, trochę potocznym, nie silisz się na poetyckość – ale tak napisane opowiadanie czyta się samo, nie ma momentów, o które czytelnik się rozbija, styl jest równy w całym tekście i to atut. Mignął mi przed oczami chyba jeden zbędny przecinek, ale już nie pamiętam gdzie. ;)

Kompozycyjnie tez nie ma się do czego przyczepić. Tekst jest bardzo przemyślany, właściwie nie ma w nim zbędnych fragmentów. Dostajemy masę postaci, choć sam nie jestem zwolennikiem nadmiaru bohaterów, którzy pojawiają się tylko po to, by zagrać epizod, to tutaj zajmują oni potrzebne miejsce. Pewnie gdybym sam miał pisać ten tekst, to zrezygnowałbym z fragmentów obserwowanych z perspektywy mściwej dziewczyny i nowego rywala Paula, ale mam tendencję do ukrywania pewnych faktów i zostawiania tego czytelnikowi do domyślenia się, co nie każdemu się podoba. :P

Podoba mi się światotwóstwo. Odmalowałeś piękny cyberpunk – scena w restauracji bardzo klimatyczna, podobnie scena z chorobliwie otyłą matką. Trochę gorzej wypada tutaj impreza, jest taka bardzo współczesna, mógłbyś to podkręcić np.:

Większość uczestników domówki uwielbiała – i chętnie puszczała – rap, którego szczerze nienawidził.

Tu bym dał jakiś inny gatunek muzyczny, albo jakiś miks współczesnych gatunków: może jakiś neuro-trans albo coś? żeby brzmiało bardziej cyberpunkowo.

 

Wkrótce znalazł Karla na zewnątrz domu, palącego samotnie przy bramie wjazdowej.

Tu podobnie. Palenie już powoli staje się pieśnią przeszłości, ludzie przerzucają się na e-papierosy i ich wariacje. Wykorzystałbym to. Mały szczegół, a zbuduje klimat sceny.

 

…ale to tylko takie narzekanie, bo pomysłem na turniej i to rozgrywany w taki sposób zrobiłeś całą robotę.

Puenta świetna. Ta obojętna na tragedię Paula publicznośc, która nawet informację o oszustwie potraktowała jako elementy rozrywki, ta atmosfera którą tworzysz pod koniec, nim bohater zostaje uratowany, by sam ze sobą skończyć – cos pięknego.

 

Będę do Piórka nominował… jeśli zdążę, bo widzę, że jest sporo chętnych. ;)

 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Geki, piórko to nie biblioteka. Z piórkiem jest tak, że im więcej nominacji, tym lepiej, więc nominuj! (choć nawet …dylion entuzjastycznych nominacji od czytelników (jako mniej ważnej “strony trzeciej” ) może nie wystarczyć, jeśli Loża zdecyduje inaczej ;)

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Geki, piórko to nie biblioteka. Z piórkiem jest tak, że im więcej nominacji, tym lepiej, więc nominuj! (choć nawet …dylion nominacji od czytelników może nie wystarczyć, jeśli Loża zdecyduje inaczej ;)

No raczej Piórka za głosy publiczności nie ma, a z tego co widzę, to już do głosowania Loży opko się dostanie. :)

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Ale tam przy Piórku 5 głosów czytelników zdaje się, że robi za jeden głos bardziej ważny (stąd te 4/5. 5/5 itd. Im więcej tym lepiej, powtórzę…

5/5 to NA PEWNO za mało ;D (przetrenowałem na “Córeczce”;)…

Ale już np. 10/5?… Ciekawy eksperyment… Jak daleko może się Loża oderwać od gustów czytelników, bez ryzyka utraty autorytetu… ;D

 

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Ale już np. 10/5?… Ciekawy eksperyment… Jak daleko może się Loża oderwać od gustów czytelników, bez ryzyka utraty autorytetu… ;D

 

Piórko piórkiem, biblioteka biblioteką, a uznanie większości uznaniem większości – przecież zawsze można próbować z tekstem przebić się do druku, jeśli jest powszechnie chwalony, nawet, jeżeli piórka nie zdobył. :)

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Jak daleko może się Loża oderwać od gustów czytelników, bez ryzyka utraty autorytetu… ;D

Rrybaku, mówię to na podstawie własnych doświadczeń, zdobytych w czasie wieloletniego lożowania – Loża, oceniając nominowane opowiadania, nigdy nie kierowała się gustem nawet mnóstwa nominujących użytkowników i nie wydaje mi się, aby to zachwiało jej autorytet.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Geki, no to moim zdaniem Niebieski zrobił błąd publikując tu, a nie posyłając najpierw do MC.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Jak widzę, Rrybaku, ciągniesz dalej ten wątek i nie zamierzasz przestać. Nie przypominam sobie, żebyś tak narzekał na kompetencje Loży przed publikacją "Córeczki…".

Loża to dziewięć osób, wybranych w demokratycznych wyborach, za każdym z lożan stoi spora grupa głosujących. Kilka głosów na nominację spośród kilkudziesięciu czytelników opowiadania ma się mniej więcej (powiedzmy) do rozkładu głosów na Tak lub Nie w Loży. Do tego są też głosy potrójne dyżurnych i nominacje bezpośrednie lożan. Wiec sytuacja gdy tych głosów nominujących jest więcej niż lożan zdarza się rzadko.

Zatem powstrzymałbym się z tym konfrontowaniem głosów czytelników, nominujących czasem teksty po prostu fajne ich zdaniem, z głosowaniem Loży, która kieruje się i bardziej surowymi kryteriami (najlepsze z najlepszych na portalu) i większą odpowiedzialnością za swój głos. Piszę to już kolejny raz, ale to wciąż ignorujesz.

Dodam jeszcze, że autorytetu Loży nie podważają jej decyzje piórkowe (moim zdaniem) tylko jeden portalowicz, który nie może przeboleć, że nie dostał piórka, a inne mu odebrano przy okazji bana za chamskie komentarze na temat nowych portalowiczów.

 

Edit. Wybacz, Niebieski Kosmito, ten offtop. Wrócę niebawem z właściwym komentarzem. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Piórko dla Sów i skowronków z Keplera! Uwolnić Snuffa!!! :P

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Piórko dla Sów i skowronków z Keplera! Uwolnić Snuffa!!! :P

Rrybaku, to już nie jest zabawne. Mnie to wygląda na obsesję.

 

Niebieski Kosmito, wybaczysz offtop?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie na poczucie rażącej niesprawiedliwosci. Pozdr. Reg. I znikam z offtopu, sorki Kosmito.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Działo się. Oj, działo.

Po kolei.

 

Bardzo proszę, Niebieski Kosmito, i obiecuję, że za dwa dni zgłoszę opowiadanie do piórka. ;)

bardzo dziękuję, reg :)

 

@rrybak

 

A mówiłem?! Mówiłem! I to pierwszy! :D – niby prawda, ale nie do końca. Dosłownie dwie linijki nad twoim pierwszym komentarzem, rybaku, są słowa Olciatki:

 

Moim zdaniem opowiadanie jest warte biblioteki, a nawet i więcej:-)

 

także, no, nie ekscytuj się za bardzo z tego pierwszeństwa…

 

Po czwarte – igranie z emocjami czytelników – na początku bohatera w miarę tolerujemy, pod koniec – przestajemy, w finale – żałujemy…

 

Kolejny dowód na to, że mój podstawowy założony efekt – czyli granie na emocjach czytelnika – został osiągnięty. I to mnie cieszy.

 

aczkolwiek może być i tak, że moja rekomendacja dla części członków Loży jest jak pocałunek śmierci dla Autora, ale tym się Autorze nie przejmuj. Loże przychodzą i odchodzą, Literatura pozostaje – no i się zaczęło…

 

@wilk-zimowy – pozostaję w nadziei, że tak jest i zawsze będzie.

 

@Gekikara

 

nie silisz się na poetyckość – to nigdy nie było moją mocną stroną. Mam zbyt ścisły umysł, by móc być „poetyckim” :P

 

Odmalowałeś piękny cyberpunk – czyli jednak! To ciekawe, bo ja cyberpunka nie tylko nie pisałem wcześniej, ale nawet i za wiele nie czytałem… Znajduje to zresztą potwierdzenie w Twoich uwagach. Przemyślę te sugestie.

 

@rrybak – again, more and more

 

(choć nawet …dylion entuzjastycznych nominacji od czytelników (jako mniej ważnej “strony trzeciej” ) może nie wystarczyć, jeśli Loża zdecyduje inaczej ;) – mogło się skończyć na poprzednim komentarzu. Ale się nie skończyło. Brniemy dalej w ten las.

 

no to moim zdaniem Niebieski zrobił błąd publikując tu, a nie posyłając najpierw do MC. – z całym szacunkiem, ale wolałbym jednak o tym sam decydować. Opublikowałem tu, a nie wysyłałem do _mc_, bo takie miałem życzenie. Nie uważam, żebym robił błąd.

 

Piórko dla Sów i skowronków z Keplera! Uwolnić Snuffa!!! :P

 

To fajnie, ale chyba żeśmy zapomnieli już, że to nie shoutbox.

 

Offtopy wybaczam, ale USILNIE proszę, żeby takich dyskusji tutaj więcej nie prowadzić.

Precz z sygnaturkami.

Niebieski_kosmito,

takżeno, nie ekscytuj się za bardzo z tego pierwszeństwa…

 

heart

:D

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Świetne, wciągające, dynamiczne i przede wszystkim, bardzo dobry pomysł na ‘rozrywkę dla mas’. Jedyne, co mi zgrzytnęło, to zakończenie. Paul musiał być silny psychicznie, skoro miał predyspozycje i skoro ‘rozwalał’ przeciwników. Musiał umieć się ‘otorbić’, bo nie przeszedł by pierwszej rundy ;) Nie kupuję, że te kilka informacji, z których raczej zdawał sobie sprawę, pchnęło go do samobójstwa, to nie ten typ. A mecz wszak wygrał – przeciwnika zdyskwalifikowano za oszustwo.

Przybywam i ja! Łyknąłem całość właściwie na raz, co nie zdarza mi się często. Bardzo lekko napisane, w ogóle nie czuć metrażu. Brutalne realia sobie wymyśliłeś, ale, cholera, mam wrażenie, że coś właśnie takiego świetnie by się sprzedawało nawet w niedalekiej przyszłości. Punkty dla Niebieskiego za dobry zmysł obserwacji. ;D

Porządne postaci. Zwłaszcza Karl przykuł moją uwagę – niby Paul traktuje go z góry, ale odebrałem go jako nad wyraz prawdziwego, który pod płaszczykiem półgłówka kieruje się pewną życiową mądrością. Z drugiej strony matka Paula z początku wypada na neurotyczną, nieco zbyt przerysowaną.

Czepnę się finału. Jest przyspieszony, do tego niewiele wskazywało mi na to, że gra w Mental Wars wywołuje u Paula jakieś problemy psychiczne. Rozterki moralne? Tak. Ale wszystko poważniejsze mi umknęło, stąd to samobójstwo, ciut pospiesznie wprowadzone i niejasno umotywowane, pozostawiło mnie z lekkim niedosytem.

No i szkoda, że nie pokazałeś deathmatchu. Brzmi cholernie ciekawie – materiał na sequel? ;)

Przyszłam trochę pomarudzić. Bo jak się widzi te wszystkie nominacje (wyjaśnienie techniczne na końcu komentarza), to oczekiwania rosną. A mnie na kolana nie rzuciło.

Masz dobry pomysł, udało Ci się dodać coś nowego do tematu dość ogranego, i masz pomysł na te swoje igrzyska w sensie szczegółów (i opisałeś to tak, że nie chciało mi się liczyć tych punktów, czy to ma sens ;)). Ino że piórka nie tylko pomysłami stoją, a jak dla mnie cała reszta kuleje.

Tekst czyta się dobrze, gładko, choć parę miejsc zgrzyta językowo/stylistycznie, ale wszystko za wyjątkiem pierwszej części z opisem meczu, jest jak dla mnie potraktowane po łebkach. Z postaci pobocznych najlepiej wypada Karl i w zasadzie jemu wystarcza takie zarysowanie, jakie zrobiłeś, jest spoko napisany. Matka – tu już mniej mnie przekonałeś. Poszedłeś po stereotypach, nie wiem, po co jej te dwieście kilo żywej wagi? W pewnym momencie myślałam, że będzie wewnętrzny red herring, że Paul pomyśli, że to matka jest przykutym do fotela graczem – mam wrażenie, że tu zmarnowałeś potencjał tego, co napisałeś.

Niemniej moim zdaniem zarżnąłeś ten tekst dając inne punkty widzenia niż Paula. Po pierwsze od momentu, kiedy ujawniłeś, że ktoś podpowiada drugiemu graczowi oszustwo (to na dodatek całkowicie oczywiste, kto jest tym tajemniczym podpowiadaczem), wiadomo, jak to się musi skończyć – i tu pada suspense, zaskoczenie, fabuła, wszystko. Na dodatek Amanda wypada nagle strasznie blado – a jej wątek mógł być znacznie ciekawszy. Ona przecież tak naprawdę od początku oszukuje – bo paradoksalnie choroba daje jej przewagę (to jest fajny wątek, ale nierozwinięty) – i to mogłeś rozwinąć w coś, co by było realnym fabularnym i psychologicznym problemem. A ona, podobnie jak matka, jest bardzo sztampowa, jedynie to, że z osoby niepełnosprawnej nie zrobiłeś anioła, się broni i za to masz u mnie punkta. Ben – właściwie jest tylko narrative device, a to, jak poprowadziłeś wątek oszustwa zniweczyło u mnie zawieszenie niewiary, bo to wszystko jest dość mało przemyślane: na tym poziomie gracze powinni działać ostrożniej, profesjonalniej itd., a Ben zachowuje się jak idiota, co nie ma żadnego uzasadnienia w kreacji jego postaci. Fajny jest ten moment, kiedy komputer bierze oskarżenie o oszustwo za reakcję, ale jako całość ten konkretny wątek fabularny wypada słabo.

I tu wchodzi ta kwestia punktów widzenia: gdybyś pozostał przy punkcie widzenia Paula (plus “obiektywna” koda po jego samobójstwie), to potraktowanie po łebkach pozostałych postaci byłoby uzasadnione: czytelnik miałby prawo wiedzieć o nich tylko tyle, ile wyszpera z nich Paul. Zmiana punktów widzenia była pójściem na łatwiznę, a przecież dałoby się to przepisać na narrację z punktu widzenia Paula.

No i przede wszystkim: mogłeś mieć efekt zaskoczenia (i jak dla mnie, być może, efekt wow), gdybyśmy się o oszustwie dowiedzieli dopiero z opisu drugiego meczu. Może np. lepiej byłoby skrócić pierwszy (bo tam usiłujesz pokazać wszystko, co dotyczy igrzysk, a można to było rozłożyć na dwa epizody) i napisać dłuższy drugi, w którym czytelnik stopniowo dowiadywałby się, że coś tu nie gra, a wtedy kwestia oszustwa i rozkminienia, kto za nim stoi, byłaby rzeczywiście uderzeniem obuchem w łeb.

Tak więc moim zdaniem niezły i całkiem nie najgorzej przemyślany pomysł na świat i główny element fabularny poległ na nieprzemyślanej kompozycji, konstrukcji fabuły. Na dodatek to przyspieszenie pod koniec sprawia wrażenie, jakby cała para poszła w opis pierwszego meczu (jak dla mnie osobiście w ogóle nieco za długi i za szczegółowy), a potem już chciałeś jak najszybciej skończyć z fabułą i opowiadaniem – nie opisałeś nawet, o co chodzi w deathmatchach i to jest taka strzelba, której niewypalenie akurat zgrzyta. Szkoda.

Ogólnie: rozumiem całkowicie, co tu się może podobać, ale w konkurencji piórkowej to jak dla mnie ten tekst jest od piórka dość daleko.

 

* A teraz obiecane technikalium nominacyjne: liczba zgłoszeń “zwykłych” użytkowników (nie-dyżurnych) nie ma żadnego znaczenia dla ostatecznego wyniku. Pięć głosów użytkowniczych nie liczy się jako TAK ani nawet pół-TAKa (a przypomnę, że akurat ja byłam za tym, żeby się liczyło, ale ten pomysł nie przeszedł). Może się raczej przekładać na to, że oczekiwania wobec tekstu wzrastają ;)

http://altronapoleone.home.blog

Wincyj ludzi!

 

@bellatrix i @MrBrightside potraktuję łącznie, bo Wasze komentarze są bardzo podobne.

Jedyne, co mi zgrzytnęło, to zakończenie.

oraz

Czepnę się finału.

 

To może ja jeszcze raz podsumuję to wszystko, co mówiłem o finale.

Jeśli jest przyspieszony, wydaje się za krótki, zbyt gwałtowny, to przepraszam. Nie robiłem tego wcale świadomie, ale jest spora szansa, że brała tu udział moja podświadomość. Opowiadanie pisałem od listopada zeszłego roku; kiedy kończyłem je we wrześniu, na pewno była jakaś część mnie, która krzyczała: „No, kończ już, chłopie, ileż można!”.

 

Natomiast nie uważam, żeby Paul poddał się za łatwo. Sam mówił, że jest aseksualny, wiedział, że jego matka nie jest okazem zdrowia, że jego ojciec nie żyje. Ale Ben pokazał mu te fakty od innej perspektywy:

– to jego wina, że ojciec nie żyje, umarł ze zgryzoty, kiedy zobaczył, jaki jest syn.

– to będzie jego wina, kiedy matka zejdzie na zawał albo zapalenie płuc, bo mógł robić więcej, żeby uświadomić jej swój stan zdrowia, a w ostateczności umówić na wizytę domową.

– aseksualność to jego wymysł, do którego sam siebie przekonał, bo nie potrafił znaleźć partnerki.

– w dodatku nie ma przyjaciół (celowo nie używałem wcześniej tego słowa, bo Paul naprawdę nikogo nie uważa za przyjaciela – ma tylko „znajomych” i „kumpla”, którego uważa za „idiotę i prymitywa”.)

– no i jeszcze to: Zrozumiał, jakim potworem się stałeś, i próbował ci to uświadomić, ale postanowiłeś puścić jego słowa mimo uszu.

 

To wszystko tkwiło zapewne w podświadomości Paula, ale nie dopuszczał on tych myśli do wypłynięcia „na wierzch”, ponieważ się „otorbił”. W poprzednich meczach też się nie zdarzyło, by ktoś pokazał mu to wszystko w aż tak brutalny sposób, bo nikt wcześniej nie miał takiej przewagi punktowej, jaką zdobył Ben dzięki oszustwu.

 

Niemniej, skoro tekst Wam się generalnie podobał, to dziękuję :)

 

@drakaina

Przyszłam trochę pomarudzić. Bo jak się widzi te wszystkie nominacje (wyjaśnienie techniczne na końcu komentarza), to oczekiwania rosną. A mnie na kolana nie rzuciło.

 

Jestem naprawdę wdzięczny za to, że nareszcie przyszedł ktoś, komu się opowiadanie nie spodobało, bo moje ego zaczęło już puchnąć poza granice Układu Słonecznego.

 

Ino że piórka nie tylko pomysłami stoją, a jak dla mnie cała reszta kuleje.

 

Czyli krytyka „całościowa”, tym lepiej! Mimo wszystko spróbuję się trochę obronić.

 

Poszedłeś po stereotypach, nie wiem, po co jej te dwieście kilo żywej wagi? – czy przy Karlu nie poszedłem po stereotypach? Patologia, imprezowanie, nałogowe palenie papierosów?

Może i dwieście kilo to trochę za dużo… ale to, że Amerykanie są grubi, to już nawet nie jest stereotyp. To jest fakt. I należy się spodziewać, że w przyszłości będą raczej jeszcze grubsi, niż dzisiaj.

 

Niemniej moim zdaniem zarżnąłeś ten tekst dając inne punkty widzenia niż Paula. – tak jak już napisałem, odmienny punkt widzenia zawsze mile widziany, ale żeby aż „zarżnąłeś”?

 

Ben zachowuje się jak idiota, co nie ma żadnego uzasadnienia w kreacji jego postaci. – Czy nigdy nie zachowałaś się impulsywnie? Czy nigdy, pod wpływem silnych emocji, nie zrobiłaś niczego, co na trzeźwo wydaje się idiotyczne? Ben znajduje się przecież właśnie w takiej sytuacji.

 

Zmiana punktów widzenia była pójściem na łatwiznę, – w założeniu miała być urozmaiceniem. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że zmieniając punkt widzenia, idę na łatwiznę.

 

Ogólnie – nie będę się z Tobą kłócił, każdy ma prawo przecież do swojego zdania. Co więcej,

 

proszę (nie zmuszam, ale proszę), żeby każdy, kto czytał opowiadanie, przeczytał też komentarz drakainy.

 

Nie nakręcajmy się za bardzo. Jeśli opowiadanie jest aż tak „zarżnięte”, jak pisze drakaina, a Wy wszyscy, którzy czytaliście to wcześniej, ulegliście jakiemuś złudzeniu, to nie warto zgłaszać go do piórka…

 

 

Precz z sygnaturkami.

Ben pokazał mu te fakty od innej perspektywy

To imho nie wybrzmiewa, a szkoda, bo sam pomysł zacny.

 

czy przy Karlu nie poszedłem po stereotypach?

Też, ale Karlowi dałeś więcej, to jest bardzo fajnie paroma kreskami zarysowana postać, która właśnie ponad ten stereotyp wychodzi :)

 

w założeniu miała być urozmaiceniem. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że zmieniając punkt widzenia, idę na łatwiznę.

Tu się wytłumaczę, o co mi chodzi z tą łatwizną. Potrzebowałeś wprowadzić pewne informacje i wprowadziłeś je bez wysiłku, po prostu zmieniając punkt widzenia. A teraz wyobraź sobie, że to wszystko nadal oglądamy oczami Paula: z początku tak jak on nie wiemy, co się dzieje, powoli zaczynamy to rozumieć, może nawet z początku nie dowierzamy, że Amanda to zrobiła. To jest trudniejsze do napisania, ale literacko byłoby ciekawsze. Tu na dodatek jak dla mnie nie zagrało to, że Paul jest punktem widzenia przez ogromną większość tekstu, więc te zmiany wyglądają właśnie jak poddanie się przez autora: nie mam pomysłu, jak pokazać pewne fabularne zwroty z punktu widzenia głównego bohatera, więc myk, zrobię zmianę perspektywy. Ale ona jest wyłącznie narrative device, ponieważ ani Amandzie, ani Benowi nie poświęcasz więcej uwagi, ich perspektywa jest wyłącznie nośnikiem informacji, najprostszym możliwym. Może gdyby dysproporcja punktów widzenia nie była taka duża, gdybyś pozostałym graczom poświęcił więcej uwagi, to nie miałabym wrażenia, że pisząc opowiadanie o Paulu i z punktu widzenia Paula nagle nie radzisz sobie z tym, że dalsze wydarzenia też powinny być przefiltrowane wyłącznie przez jego perspektywę, i wrzucasz deusexmachinowo inne punkty widzenia, żeby czytelnik wiedział, co się dzieje. A tu akurat byłoby lepiej, gdyby dłużej nie wiedział.

 

zarżnąłeś

Okej, to była trochę metafora, bo jak napisałam – podoba mi się pomysł i dbałość (na 95%) o wymyślenie szczegółów rozgrywki. Co do pochwał futurystyki, to już bym była ostrożna, bo świata nam nie pokazujesz w ogóle poza tym jednym elementem, więc światotwórstwa futurystycznego tu nie ma. Co więcej, powiedziałabym wręcz, że w ogóle nie ma poza tą grą futurystyki, bo wszystkie elementy wspomnień osób przecież raczej młodych są całkiem jak z naszej współczesnej rzeczywistości.

Przez “zarżnąłeś” miałam na myśli to, że w chwili, kiedy podajesz wprost, kto i w jaki sposób oszukuje, opowiadanie w moim osobistym odbiorze zdechło jak przekłuty balonik :( To nie jest tak, że opowiadanie przez to staje się beznadziejne i ten komentarz o piórku jest trochę nie fair. Natomiast mimo pewnych niedociągnięć, uważam, że z tego pomysłu mógł się urodzić znacznie lepszy tekst, gdyby był kompozycyjnie i fabularnie lepiej skonstruowany.

 

Czy nigdy, pod wpływem silnych emocji, nie zrobiłaś niczego, co na trzeźwo wydaje się idiotyczne?

Mnóstwo razy. Ale 1) literatura to nie życie, 2) Ben jest wysoko w rankingu tych graczy, więc nie bardzo wierzę, że zachował się tak głupio ;) To kwestia wewnętrznej logiki Twojego świata.

http://altronapoleone.home.blog

Z tym “Ben jest wysoko w rankingu tych graczy, więc nie bardzo wierzę, że zachował się tak głupio” – absolutnie się NIE zgadzam. Imo to właśnie bardzo celna obserwacja natury ludzkiej. Ben dostał szansę “łatwej wygranej” więc z niej skorzystał, nie myśląc o konsekwencjach – to jest do bólu prawdziwe. Przykład? Z powodu pandemii dużo zawodów brydżowych jest rozgrywanych online. Niedawno światkiem brydżowym wstrząsnęła wiadomość, że niezwykle utytułowany zawodnik młodego pokolenia, Mistrz Świata, żyjący z brydża, któremu sponsorzy płacili niemałe pieniądze przyznał się do oszukiwania w brydżu internetowym – bo to było łatwe (podglądał ręce kibicując sobie z drugiego konta). I na pewno nie jest jedynym, który tak zrobił. Konsekwencje? Bardzo bolesne, zarówno finansowo jak i wizerunkowo. Stracił więcej niż Ben, a jednak to zrobił.

Bella, ale mi nie chodzi o to, że postanowił skorzystać z okoliczności, tylko o to, jak to rozegrał. Był wysoko w tym całym światku gry, więc chyba byłby w stanie zastosować lepszą strategię – nie tak natychmiast pokazać przewagę, co wzbudziło podejrzenia? To wymagałoby rozbudowania tego drugiego meczu, co akurat ogólnie opowiadaniu wyszłoby na dobre, zwłaszcza gdyby pierwsze skrócić i część informacji o tym, jak to przebiega, przerzucić do tej drugiej części.

Powtarzam: dla mnie w tym tekście szwankuje głównie kompozycja i struktura opowieści, nawet nie fabuła sensu stricto.

http://altronapoleone.home.blog

Ciekawe zagadnienie. Coś jest w tym, co pisze Drakaina. Ale facet mógł nie opracować sobie strategii, bo prawdopodobieństwo, że to akurat on trafi na Paula, było za niskie, żeby inwestować w specjalne przygotowania.

Acz zgoda, że uwzględnienie tego elementu wzbogaciłoby tekst.

Babska logika rządzi!

@Drakaina, no właśnie o tym piszę – oszukujący w internecie brydżyści (bo się okazało, że to wierzchołek góry lodowej) również mogli pomyśleć czy o konsekwencjach, czy o zakamuflowaniu, żeby oszukiwanie nie było ‘oczywiste’ – ale wszystkim się wydawało, że nikt się nie zorientuje.

Bella, może to i się zdarza, ale często to, co w życiu się zdarzyło, niekoniecznie sprawdzi się jako “prawdopodobieństwo” w literaturze. Mnie to nie przekonało ;)

 

prawdopodobieństwo, że to akurat on trafi na Paula, było za niskie, żeby inwestować w specjalne przygotowania

Ja wiem, czy tu trzeba się bardzo przygotowywać? Jak już się zorientował, z kim ma do czynienia, to mógł parę innych zagrań zrobić, żeby te rzekome trafienia się rozmyły wśród innych zagrywek.

 

A tak nawiasem mówiąc, pytanie o detal do autora – tego jednego nie zrozumiałam w systemie gry: co znaczy “pozostały dwie próby”? To pada po przyznaniu punktów czyli trafieniu. Co to za próby? Ciągle zapominałam, że w tym nieźle przemyślanym systemie, na którym zasadniczo się nie potykałam, nawet jeśli są tam jakieś dziury, to jedno wydało mi się niejasne.

http://altronapoleone.home.blog

Na początku

Siedemdziesiąt jeden dla A za informację dodatkową, pozostały dwie próby.

 

później

Trzydzieści sześć dla A za informację dodatkową, pozostała jedna próba.

 

“Informacje dodatkowe” można zgadywać trzy razy :) Ale dobrze, że o to zapytałaś, bo zauważyłem, że nie dopisałem tej informacji o “jednej próbie” w pewnym miejscu.

 

Precz z sygnaturkami.

A tak nawiasem mówiąc, pytanie o detal do autora – tego jednego nie zrozumiałam w systemie gry: co znaczy “pozostały dwie próby”? To pada po przyznaniu punktów czyli trafieniu. Co to za próby? Ciągle zapominałam, że w tym nieźle przemyślanym systemie, na którym zasadniczo się nie potykałam, nawet jeśli są tam jakieś dziury, to jedno wydało mi się niejasne.

Każdy zawodnik mógł tylko trzy razy otrzymać punkty za informację dodatkową, ja tak to zrozumiałem. 

 

Niebieski, o ile zgadzam się z Drakaina, że przedstawienie różnych punktów widzenia nie było dobrym pomysłem (też zwróciłem na to uwagę, choć nie raziło mnie to w takim stopniu, co Drakaine), to bez obaw, po to wprowadzono zasadę dwóch dni, by nie nominować do piórka w porywie serca, więc wszystkie głosy jakie otrzymałeś, są w pełni zasłużone. :) 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

po to wprowadzono zasadę dwóch dni, by nie nominować do piórka w porywie serca, więc wszystkie głosy jakie otrzymałeś, są w pełni zasłużone. :) 

Gekikara ma rację, Niebieski_kosmito. 

Moim skromnym zdaniem Twoje opowiadanie zasługuje na piórko.

pozdrawiam serdecznie

Przykro mi, ale nie zostałam kupiona. Przeczytałam z zainteresowaniem, ale nic ponadto. O ile sam pomysł na turniej jest ciekawy i podoba mi się motyw z przegraną zawodniczką, która chce dokonać zemsty, to całość jakoś po prostu nie chwyciła. Może dlatego, że miałam wysokie oczekiwania związane z licznymi polecajkami. Ogólnie jednak przede wszystkim siadło mi zakończenie – takie jakby napisane na szybko, bo limit się kończył. Skąd to nagłe urwanie fabuły? Czemu bohater się zabił, skoro nie przegrał, bo rozgrywka została przerwana przez podejrzenie oszustwa? Dla mnie to bez sensu, niestety.

 

„– Chcesz podejść do samej sceny, wariacie? – krzyczy, ale głos ginie w zgiełku.” – Skoro krzyczy, to brakuje wykrzyknika.

 

– Czemu nie[+.] – Paul wzruszył ramionami.

 

„– Chodziło mi o coś innego. – Przerwał na chwilę.” – Brak dookreślenia podmiotu. Ostatnim był „chłopak” wskazujący na Paula.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

O, nawet nie zauważyłem, a przesłaliśmy z Gekikarą prawie ten sam komentarz w prawie tym samym momencie :)

 

Ale tak, macie rację z tymi dwoma dniami. Wcześniej nie do końca rozumiałem, po co zostały dodane, a teraz to widzę.

 

@joseheim

 

Najbardziej smuci mnie nie fakt, że “nie zostałaś kupiona”, tylko to:

Może dlatego, że miałam wysokie oczekiwania związane z licznymi polecajkami.

 

Przykro mi, że zostałaś oszukana, ale przynajmniej w tej materii mam czyste sumienie, bo sam swojego opowiadania nie polecałem.

 

Ogólnie jednak przede wszystkim siadło mi zakończenie

Again, and again…

No dobra, to dodam coś jeszcze do moich poprzednich wypowiedzi na ten temat – myślę, że gdybym nie “przyspieszył” w ten sposób, to nigdy bym opowiadania nie skończył.

 

Niesamowite, że po tylu przeczytaniach ciągle jeszcze można wyłapać błędy! Poprawione.

 

Mimo wszystko dzięki za kilka miłych słów, polecam się i pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

Ależ ja nie mam do nikogo pretensji, że poleca opowiadanie i oczywiście, że sam swojego nie polecałeś, a ja przeczytałam tekst z zainteresowaniem. Szkoda jednak tego zakończenia ;p

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

To bardzo dobre, dynamiczne opowiadanie, Niebieski Kosmito. Stworzyłeś ciekawy świat i widać, że dobrze się w nim czujesz. Dzięki temu utwór zyskał na wiarygodności. Jeśli zaś chodzi o treść, już mnie tak nie chwycił, ale zaraz wyjaśnię dlaczego.

Imię pierwszej dziewczyny, jako skrywana tajemnica, w ogóle trudności ze znalezieniem dziewczyny, czy też kłótnia z mamą, co wolno robić a co nie, to nie są problemy dorosłych ludzi i stąd też niewiele się u mnie zadziało w sferze emocjonalnej. To ja mówię mojemu młodemu, co mu wolno, a czego nie. :) Przyznaję, czytałem z ciekawością, ale nie przeżywałem tekstu. Wrzucasz co prawda w tekst kilka poważniejszych spraw, ale ukazujesz je oczami nastolatków, i to jest ok. Bo dobrze komponuje się jako całość. Przeczytałem też przedmowę, i wiem że przelałeś w utwór wiele emocji. Widzę to, choć nie czuję. To świetna literatura młodzieżowa, i chciałbym od razu zaznaczyć, że nie mam na myśli – gorsza. Nie dzielę tak słowa pisanego. Jest literatura dziecięca, młodzieżowa i dla dorosłych, a właściwe to dzieli się jeszcze nie wiele subkulturowych odmian, ale nie o to chodzi. Takie opowiadania jak powyższe, czy w ogóle powieść, postawiłbym okładką do przodu w empiku, właśnie na półce z literaturą młodzieżową. Ale to jednocześnie oznacza, że nie sięgnąłbym po nią. Nie jestem targetem.

Pisać umiesz, a dogodzić każdemu przecież się nie da.

Pozdrawiam.

O rany, w 1/3 lektury tego opowiadania obudziła mi się podopieczna. Chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie cierpiałam, że obudziła się akurat w danym momencie. Wróciłam do czytania niezwłocznie po skończeniu pracy. Gratulacje, Ziemianinie. Bawiłam się doskonale. Jedno z najlepszych opowiadań, jakie czytałam na forum w ostatnich miesiącach.

 

Na pierwszy plan wybija się oczywiście pomysł – dopracowany, wielopoziomowy, oryginalny. Świetne jest też całe światotwórstwo: tworzysz wizję przyszłości, którą łatwo kupić, a jeszcze łatwiej się w nią wkręcić. Nie jest rzeczą najłatwiejszą, by wziąć średni pomysł i świetnie go rozegrać, ale jeszcze trudniej jest wpaść na pomysł oryginalny. Powiedziałabym nawet, że zdarza się to naprawdę rzadko.

 

Na kolejne komplementy zasługują bohaterowie, których dzięki fabule mieliśmy okazję poznać naprawdę dobrze. Ze świetnym wyczuciem dodajesz retrospekcje, nie ma tu nadmiaru, każda scena jest niezbędna dla zrozumienia aktualnej sytuacji. Nikt nie jest tu rekwizytem czy imieniem bez treści. Raz jeszcze, jest to zarówno zasługa doskonale rozegranych wydarzeń w teraźniejszości, jak i wyborów, które podjąłeś, sięgając po sceny z przeszłości. Wszystko się pięknie zazębia.

 

Zakończenie mnie nie zachwyciło, ale jest to już kwestia gustu. Technicznie nie mogę tu na nic narzekać.

 

Językowo jest poprawnie, ja z tych co lubią seksapil, więc nie odnalazłam tu większej satysfakcji, ale też nie powiem złego słowa – jest poprawnie. Chwilami trochę szorstkawo, kilka akapitów można by wygładzić w redakcji, ale to już drobiazg przy całościowej ocenie tekstu.

 

To jak, Ziemianinie, myślisz, że będę pamiętać twój tekst dobrze dwudziestego listopada…? Wkrótce się przekonamy ;)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Dżem dobry.

 

@Darcon

 

Stworzyłeś ciekawy świat i widać, że dobrze się w nim czujesz. – pytanie, czy to aby na pewno dobrze o mnie świadczy…

 

Imię pierwszej dziewczyny, jako skrywana tajemnica, w ogóle trudności ze znalezieniem dziewczyny, czy też kłótnia z mamą, co wolno robić a co nie, to nie są problemy dorosłych ludzi – takiego zarzutu jeszcze nie było, urozmaicenie zawsze w cenie.

 

No cóż, moją pierwszą linią obrony jest to, że to mogą być problemy dorosłych ludzi, o ile ci ludzie są niedojrzali.

Co zaś do „kłótni z mamą” – to nie do końca tak. Co wolno robić, a czego nie, to może nie być problem dorosłego człowieka, ale to, że syn maltretuje psychicznie innych ludzi dla korzyści majątkowych – to już może stanowić problem dla matki, niezależnie od wieku syna.

 

dogodzić każdemu przecież się nie da.

Trudno byłoby się z tym nie zgodzić.

Także pozdrawiam.

 

@kam_mod

 

Chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie cierpiałam, że obudziła się akurat w danym momencie. – źródłem cierpienia jest przywiązanie, powiedział Budda, o ile się nie mylę. Czyli to chyba komplement.

 

Zakończenie mnie nie zachwyciło, ale jest to już kwestia gustu. – chyba jednak niezupełnie, bo zgłasza to ponad połowa czytających…

 

ja z tych co lubią seksapil, więc nie odnalazłam tu większej satysfakcji – a ja z tych, co zawsze musieli się zastanawiać na lekcjach polskiego, czym wypełnić dolny limit słów na wypracowanie, jeśli już opisałem wszystko, co chciałem, a tu nawet połowy wymaganego tekstu jeszcze nie ma XD „Kwiecisty” styl nigdy mi nie wychodził i nie próbuję udawać, że jest inaczej.

 

To jak, Ziemianinie, myślisz, że będę pamiętać twój tekst dobrze dwudziestego listopada…? Wkrótce się przekonamy ;)

 

Przekonamy, przekonamy ;)

 

Dzięki wam obojgu za dobre słowa, pozdrawiam cieplutko!

Precz z sygnaturkami.

takiego zarzutu jeszcze nie było

To nie był zarzut, tylko spostrzeżenie.

to mogą być problemy dorosłych ludzi, o ile ci ludzie są niedojrzali.

Słuszna uwaga, ale nie zauważyłem tego w tekście. To znaczy nikt z bohaterów biorących udział w grze i otoczce gry nie wykazywał oznak pełnej dojrzałości. I trudno to było skonfrontować. Ale też nie mówię, że tego oczekiwałem. Moje spostrzeżenia są takie, że czym bardziej rozwinięta cywilizacja i panujący dobrobyt, tym dalej przesuwa się granica (wiekowa) osiągnięcia dojrzałości. I to mi pasuje do Twojego świata. Gdybyś jednak coś szepnął pomiędzy zdaniami, pogłębił sferę psychologiczną, miło byś mnie tym połechtał. ;)

Pozdrawiam.

Hej,

 

bardzo dobry tekst do samej końcówki. Świetnie ukazujesz pogoń za tanią rozrywką, emocje na sprzedaż i bohatera, który dąży po trupach do celu, bo liczy się wygrywanie.

Trochę widzę tutaj nawiązań także do Igrzysk śmierci, choć pojedynek inny, ale podobny odbiór rozgrywki przez widzów, wpływ na nastroje społeczne. Z tego co pamiętam, w tamtej historii też było kilka ciosów poniżej pasa.

 

Przyczepię się na koniec (notabene) do końcówki, jak wielu pooprzedników tutaj. Za łatwo poszło. Jakieś włamanie do systemu, otwarty komunikat do wszystkich rywali Paula. No i sam mecz, dlaczego Paul tak po prostu przyjął do siebie te wykrzyczane przez rywala oskarżenia? Piszesz, że była tam jakaś wizja, która zwaliła go z nóg, ale ilustrujesz to ciągiem zdań. Pewnie był potencjał, żeby jakąś wizję stworzyć, żeby nie mówić, tylko pokazać, ale nie skorzystałeś z tego rozwiązania. Dlaczego?

No i jeszcze kuriozalne są te ostatnie zdania: “To już lepiej idź się zabij. Świat będzie lepszy bez takiego…” I co robi Paul? Ano zabija się.

 

 

W mojej opinii Twój tekst ociera się o świetność, wzbudził moje emocje, nie miałem problemu, żeby zidentyfikować się z bohaterem. Jestem zły na Ciebie, tylko i aż, za tę końcówkę!

Che mi sento di morir

Witaj, BasementKey!

 

bardzo dobry tekst do samej końcówki. – dobre i tyle :)

 

Trochę widzę tutaj nawiązań także do Igrzysk śmierci

To ciekawe, że o tym mówisz. Nie myślałem świadomie o IŚ przy pisaniu, ale rzeczywiście nawiązań jest sporo – zauważyła to pewnie moja podświadomość i dlatego wpadła na taki, a nie inny, tytuł.

 

Za łatwo poszło.

Ale komu?

Raczej nie Paulowi, który się zabił. Raczej nie Benowi i Amandzie, którzy zostali zdemaskowani przez zapędy Bena. Raczej nie organizatorom Mental Wars, na których spada teraz gigantyczna fala krytyki. No i wreszcie, raczej nie mnie, bo męczyłem się z tym opowiadaniem cały rok :P

 

No i sam mecz, dlaczego Paul tak po prostu przyjął do siebie te wykrzyczane przez rywala oskarżenia? Piszesz, że była tam jakaś wizja, która zwaliła go z nóg, ale ilustrujesz to ciągiem zdań. Pewnie był potencjał, żeby jakąś wizję stworzyć, żeby nie mówić, tylko pokazać, ale nie skorzystałeś z tego rozwiązania. Dlaczego?

 

Trudno jest mi wykrzesać odpowiedź na to pytanie, tak jak i trudno zobrazować porządnie taką wizję. “Nie mówić, tylko pokazać” – niestety, to nie malunek ani film, tylko opowiadanie, więc “pokazuje” się w nim słowami, ale nawet i malunek czy film nie byłyby tu odpowiednią formą przekazu. Wizja była przekazywana bezpośrednio do mózgu Paula, bez pośrednictwa zmysłów, i tylko jako taka ukazywała swoją pełną “siłę”. Opisałem ją niedoskonałymi słowami najlepiej, jak umiałem. Tyle.

 

I co robi Paul? Ano zabija się.

Ano. Co na ten temat uważam, pisałem już kilkukrotnie, ale widzę, że moje “przekonywania” nikogo nie przekonują. Niemniej, ja i tak zdania nie zmieniam, dopóki ktoś nie udowodni mi, że jest to psychologicznie nieprawdopodobne. Ty za wielu argumentów nie używasz, a jedynie gifa “bullshit”, więc siłą rzeczy mnie to nie przekonuje.

 

Niemniej, pomimo tego “bullshitu”, i tak pozdrawiam.

Precz z sygnaturkami.

Hej,

 

przepraszam, jeżeli Cię uraziłem – podmieniłem gifa, na, mam nadzieję, mniej kontrowersyjnego. <Spogląda przez ramię, czy Arnubis nie czai się z banem.>

 

Mój komentarz był bardzo emocjonalny, bo duże emocje czułem czytając Twój tekst. Jakoś tak związałem się z głównym bohaterem i nawet nie tyle poczułem do niego sympatię, co wręcz się z nim utożsamiłem. Dlatego napisałem, że jestem zły na Ciebie, bo byłem (i to jak!). Dziś już mi trochę przeszło.

Myślę, że to nie lada wyczyn wywołać takie emocje w czytelniku, chylę czoła.

 

Końcówka pewnie jest kwestią gustu, Twoja autorska wola, żeby tak poprowadzić historią, moja czytelnicza, żeby się burzyć i nie zgadzać. Inni czytelnicy być może mają inną opinię, nie roszczę sobie pretensji do bycia wyrocznią (choć mogłem tak brzmieć, ach te emocje :/).

 

Pisząc “za łatwo poszło” miałem na myśli ten włam do systemu i poinformowanie wszystkich przeciwników o słabościach Paula. No i to, co nastąpiło potem: przegrana i samobójstwo. Patrząc na Twoją odpowiedź, wnoszę, że chciałeś przez tę końcówkę pokazać upadek tego systemu rozrywki i myślę, że ten aspekt udało Ci się całkiem nieźle ukazać.

 

Trudno jest mi wykrzesać odpowiedź na to pytanie, tak jak i trudno zobrazować porządnie taką wizję. “Nie mówić, tylko pokazać” – niestety, to nie malunek ani film, tylko opowiadanie, więc “pokazuje” się w nim słowami, ale nawet i malunek czy film nie byłyby tu odpowiednią formą przekazu. Wizja była przekazywana bezpośrednio do mózgu Paula, bez pośrednictwa zmysłów, i tylko jako taka ukazywała swoją pełną “siłę”. Opisałem ją niedoskonałymi słowami najlepiej, jak umiałem. Tyle.

Dzięki za odpowiedź. Oczywiście to nie jest łatwe, wybacz takie roszczeniowe pytanie z mojej strony. Wydaje mi się, że w tej historii postawiłeś sobie (albo czytelnik Ci postawił) bardzo wysoko poprzeczkę. Lepsza końcówka, dla mnie sprawiłaby, że byłoby to jedno z najlepszych opowiadań jakie przeczytałem w ostatnim czasie.

Ano. Co na ten temat uważam, pisałem już kilkukrotnie, ale widzę, że moje “przekonywania” nikogo nie przekonują. Niemniej, ja i tak zdania nie zmieniam, dopóki ktoś nie udowodni mi, że jest to psychologicznie nieprawdopodobne. Ty za wielu argumentów nie używasz, a jedynie gifa “bullshit”, więc siłą rzeczy mnie to nie przekonuje.

Ano, jest to pewnie kwestią interpretacji. Moja jest następująca: jeżeli matka, która nim gardzi i go wydziedziczyła nie sprawiła, że popełnił samobójstwo. Podobnie jak pamięć o ojcu, który przewraca się w grobie, pustka emocjonalna i aseksualność (brak odczuwania uczuć) oraz samotność (nie tylko dosłowna, brak towarzystwa kogoś bliskiego, ale także świadomość, że jest się innym i ktoś bliski po prostu nie istnieje na tym świecie). Jeżeli to wszystko nie sprawiło, że skończył ze sobą, to kilka zdań wykrzyczanych na turnieju, w moim przekonaniu, też by tego nie sprawiło.

Bo patrząc z drugiej strony – co go trzymało przy życiu, co nadawało sens jego egzystencji, co sugerowało, że pustka, którą czuje, brak emocji i samotność są czymś normalnym? Że matka z ojcem się mylą? Wygrywanie w Mental Wars. Bo dzięki temu wiedział, że jest inny, że jest lepszy. Startował z dołu tabeli, ale wszystkich ich dojechał, bo jest Paulem i nikt go nie pokona. W mojej interpretacji tylko jedna rzecz mogłaby zachwiać jego pewnością siebie i poczuciem własnej wartości – przegrana. Ale przecież nie przegrał.

 

Jeszcze chciałbym się z Tobą podzielić pomysłem na zmienione zakończenie. Nie jest to sugestia do Ciebie, żebyś je zmienił, wymyśliłem je, bo bardzo chciałem, żeby ta historia inaczej się skończyła ;) Pomysł jest następujący: przerwanie meczu i załamanie Paula, jest iluzją, którą ten stworzył, żeby pokonać przeciwnika. Przeciwnik jest zszokowany reakcją Paula i wyjściem na jaw jego nieuczciwości, podnosi się z fotela. Paul wygrywa i ostatecznie zostaje mistrzem Mental Wars. Dalej, pewnie można by podbić to wszystko, o czym pisałem wcześniej, że wygrana to tylko dowód na to, że Paul na zawsze będzie samotny, że nie ma nikogo bliskiego, że niczego nie czuje i pewnie nie poczuje. Wtedy, po tych wszystkich wygranych, kiedy zostaje mistrzem, kiedy już nie ma z kim wygrać, bo wszystkich pokonał, mógłby popełnić samobójstwo.

 

Sorki, że tak się rozpisałem. Dzięki za stworzenie tego tekstu, bo jest naprawdę niezwykły. Powodzenia w walce o piórko!

 

Pozdrawiam!

 

 

 

Che mi sento di morir

Świetny tekst.

Po pierwsze jest niezwykle miodny. Czyta się płynnie i wyjątkowo szybko, nie ma żadnych zgrzytów.

Po drugie pomysł jest naprawdę dobry. Ludzie zawsze uwielbiali podglądać innych, patrzyć jak innym się źle dzieje, jak coś się komuś nie udaje. Więc takie zawody lub jakaś ich odmiana wydaje się tylko kwestią czasu. Przecież tutaj są same “fajne” i "medialne" rzeczy: wyciąganie brudów, poniżanie przeciwnika, odkrywanie najgłębszych tajemnic. W sam raz, żeby to puścić w czasie o największej oglądalności, oby tylko znaleźć dobry moment, na wrzucenie reklam. 

(Pomyślałem sobie nawet, że to mogłoby pasować do tamtego świata, gdybyś to wrzucił w opowiadanie. Np. jakaś kolorowa reklama leku na depresję i nerwicę w przerwie, albo przed zawodami.)

Po trzecie umiejętnie wplatasz te wątki obyczajowo-psychologiczne. To nadaje ludzki charakter tej historii i pokazuje wpływ jaki mogą mieć te zawody na psychikę uczestników.

Po czwarte bohater. I pierwsza kwestia to ten ciekawy zabieg, że bohater jest coraz bardziej antypatyczny, a my dalej mu kibicujemy nawet kiedy bardziej poznajemy jego niezbyt szlachetną osobowość. Może trochę z rozpędu, ale jednak. 

Ponadto dla mnie jest też postacią tragiczną. W pewnym sensie to ofiara czasów w których się znalazł. Bo nie jest to oczywiście miły gość ani człowiek z którym chciałbym się kolegować. Ale jest też zagubiony, odrzucony, próbuje coś udowodnić innym, ale przede wszystkim sobie. Może też w dużej mierze sam jest sobie winny, ale nie zmienia to faktu, że nie czuje się sam ze sobą dobrze (chce mu się wyć, nie może zasnąć po jednym z zawodów etc.).

A że używa brzydkich chwytów, jasne zgadzam się. Tylko kto z tych uczestników tego nie robi? Przecież na tych zawodach wszyscy wiedzą na co się piszą, a już z pewnością ci których opisałeś, którzy są wysoko w rankingu. I z pewnością też mają niejedno na sumieniu. Więc jasne, bohater i ci z którymi walczy to w jakimś stopniu bohaterowie negatywni (nawet jeśli niektórzy mają dobre powody by brać w tym udział), ale to dalej ludzie, na których to wszystko wpływa.

To chyba tyle, gratuluję tekstu.

Powodzenia w walce o piórko!

Boże, ile już tych komentarzy…

 

@BasementKey

 

przepraszam, jeżeli Cię uraziłem – podmieniłem gifa, na, mam nadzieję, mniej kontrowersyjnego. <Spogląda przez ramię, czy Arnubis nie czai się z banem.>

 

Nie gniewam się :) <Odwołuje Arnubisa i eskadrę antyterrorystów.>

 

Mój komentarz był bardzo emocjonalny, bo duże emocje czułem czytając Twój tekst. Jakoś tak związałem się z głównym bohaterem i nawet nie tyle poczułem do niego sympatię, co wręcz się z nim utożsamiłem. Dlatego napisałem, że jestem zły na Ciebie, bo byłem (i to jak!). Dziś już mi trochę przeszło.

Myślę, że to nie lada wyczyn wywołać takie emocje w czytelniku, chylę czoła.

 

Cały ten tekst to taki trochę eksperyment psychologiczny na was wszystkich – i widzę, że działa nieźle. Wszyscy są albo zachwyceni, albo zdenerwowani, ale wywoływanie gwałtownych emocji to coś, na co liczyłem, pisząc Igrzyska.

 

Jeżeli to wszystko nie sprawiło, że skończył ze sobą, to kilka zdań wykrzyczanych na turnieju, w moim przekonaniu, też by tego nie sprawiło.

 

To ja powtórzę moją interpretację, którą przedstawiłem wyżej:

 

To wszystko tkwiło zapewne w podświadomości Paula, ale nie dopuszczał on tych myśli do wypłynięcia „na wierzch”, ponieważ się „otorbił”. W poprzednich meczach też się nie zdarzyło, by ktoś pokazał mu to wszystko w aż tak brutalny sposób, bo nikt wcześniej nie miał takiej przewagi punktowej, jaką zdobył Ben dzięki oszustwu.

 

Niemniej muszę przyznać, że Twój pomysł na zakończenie jest niezły… szkoda, że nie byłeś moim betującym. Tylko że wtedy musiałbym Cię uznać za współautora, a z kolei mnie się nie podoba! <zazdrośnie łypię na innych, czyhających na mój dobytek>

 

@Edward Pitowski

 

Świetny tekst. – to świetnie :)

 

Pomyślałem sobie nawet, że to mogłoby pasować do tamtego świata, gdybyś to wrzucił w opowiadanie. Np. jakaś kolorowa reklama leku na depresję i nerwicę w przerwie, albo przed zawodami.

 

Kolejny genialny pomysł! Kurde, aż się zastanawiam, czy nie zacząć pisać jakiejś kontynuacji, gdzie bym Wasze sugestie uwzględnił…

To prawda, że Paul jest w tym tekście najważniejszy. Sama gra jest oczywiście ważna, i poświęciłem jej wymyślaniu mnóstwo czasu, ale jeszcze więcej poświęciłem głównemu bohaterowi i jego psychice. Miło mi, kiedy widzę takie zdania, jak np. to:

Bo nie jest to oczywiście miły gość ani człowiek z którym chciałbym się kolegować. Ale jest też zagubiony, odrzucony, próbuje coś udowodnić innym, ale przede wszystkim sobie.

 

No i wreszcie coś, o czym wspomnieliście obaj, czyli:

Powodzenia w walce o piórko!

 

Ja tam o piórko nie walczę, bo to oznaczałoby chyba, że próbuję jakoś wpłynąć na decyzje Lożan… jak dostanę, to fajnie, a jak nie, to trudno :) Walki nijakiej nie będzie.

Precz z sygnaturkami.

Niemniej muszę przyznać, że Twój pomysł na zakończenie jest niezły… szkoda, że nie byłeś moim betującym. Tylko że wtedy musiałbym Cię uznać za współautora, a z kolei mnie się nie podoba! <zazdrośnie łypię na innych, czyhających na mój dobytek>

Dzięki. Jeżeli chcesz wykorzystać – proszę bardzo. Polecam się w przyszłości do bet ;)

Che mi sento di morir

Znalazłem fajnego gifa, dla życzenia powodzenia w rywalizacji o piórko i sympatię Lożan. Powodzenia man!

 

 

 

Che mi sento di morir

Hunger-Games-Club Blog | DeviantArt

Precz z sygnaturkami.

Bardzo emocjonalny tekst, słusznie zapowiadałeś to w przemowie. Głównego bohatera, Paula, rysujesz szczegółowo i niespiesznie. Na początku widzimy silnego psychicznie faceta, który zdaje się nie przejmować opinią innych. Dopiero później ostrożnie odkrywasz jego słabości, mniejsze i większe, aż w końcu, w finale, pokazujesz, że to właśnie one go pokonały.

Muszę przyznać, że na początku nie rozumiałam, dlaczego bliscy Paula – matka, Nikita, Karl – tak się burzą na wieść, że będzie on brał udział w turnieju. W końcu jeśli ktoś z własnej woli idzie w coś takiego, to musi mieć świadomość, że będzie musiał być okrutnym i z pewnością spotka się z okrucieństwem skierowanym w swoją stronę. Przy tym zdaniu do mnie dotarło, na czym polega problem:

Tym bardziej musicie go wdeptać w ziemię. Zasłużył sobie.

Pomyślałam, że naprawdę czarnym charakterem jest tutaj dziewczyna bez władzy w nogach. Paul – uzależniony od wygrywania Paul – nie posunął się do oszustwa. Grał fair play, o ile w przypadku takiej rozrywki można w ogóle o fair play mówić. Ale ona… Uderzyło mnie to okrucieństwo wykraczające poza ramy gry i wtedy dotarło do mnie, że czegoś takiego nie można nazwać grą. Ludzie zgadzają się na takie rozrywki sami i sami pakują się w takie sytuacje, ale jednak to jest życie.

Poruszasz w tekście zagadnienie moralności, które nie jest dotykane często. Właściwie sama nie spotkałam się nigdy z takim przedstawieniem sprawy. I nie jest to rzecz czarno-biała. Umiejętnie pokazujesz równocześnie przeszłość i teraźniejszość, aby dać czytelnikowi lepszy pogląd na to, co się dzieje. Jak na niespełna trzydzieści sześć tysięcy znaków, zawierasz tu mnóstwo informacji. Żadne zdanie nie jest bez znaczenia. Warsztatowo też bez zarzutu.

Jest jednak jedna rzecz, która nie do końca mi zagrała. Samobójstwo Paula. Wydaje mi się ono zbyt gwałtowną reakcją. Ciężko mi uwierzyć, że podobnymi tekstami nie potraktował go nikt wcześniej na tym turnieju. Rozumiem, że w gruncie rzeczy musiał mieć nikłe poczucie własnej wartości – zarysowujesz tę kwestię dobrze – ale i tak mam wewnętrzne poczucie, że aż taka reakcja nie była uzasadniona tym, co otrzymał czytelnik. Może przydałaby się tu garść dodatkowych słów, która dałaby większe poczucie, że ostatnie słowa Bena powinny dotknąć Paula aż tak – choćby zarzut o tym, że wybrał aseksualność, dla którego nie znajdziemy wcześniej żadnego potwierdzenia.

Niemniej, mimo tej uwagi, tekst uważam za świetny. Emocjonalny, pomysłowy i ciekawy. Dobra robota.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

A, jeszcze chciałam coś szybko dodać odnośnie pomysłu na zakończenie BasementKeya, tak poza głównym tematem. Wtedy rzeczywiście samobójstwo byłoby bardziej uzasadnione, ale mam wrażenie, że poprzedzające je szczegóły nie. Paul ani przez moment nie zrobił na mnie wrażenia gnojka bez emocji, któremu na niczym nie zależy. Uważam więc, że nie byłaby to lepsza opcja. Co więcej, mam poczucie, że byłaby trochę zbyt banalna, jakkolwiek to nie brzmi – wydaje mi się, że podobne motywy już słyszałam wiele razy. Mogłoby to popsuć oryginalny wydźwięk opowiadania. Niemniej, ciekawa dodatkowa wizja. ;)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Powitać, Verus!

 

Dzięki za pochwały, a co do “nie zagrania” jednej rzeczy… cóż, zaczynam dochodzić do wniosku, że mimo wszystko wypuściłem tekst za wcześnie. Gdybym popracował nad zakończeniem jeszcze 2 tygodnie, być może wyprodukowałbym coś wiarygodniejszego…

 

Oprócz tego, co pisałem już wcześniej, dorzucę jeszcze jedną cegiełkę na obronę mojego “pośpiechu”: chciałem pokazać Wam to opowiadanie, zanim cały świat trafi szlag :)

 

Jest prawdopodobne, że jeśli świata nie trafi jednak szlag, po inżynierce zabiorę się za drugie opowiadanie w realiach “Igrzysk”, bo podrzuciliście mi mnóstwo świetnych pomysłów.

 

Pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

Świat może trafić szlag dość szybko, więc pośpiech uzasadniony. :D Chętnie bym czytała kolejne opowiadanie z tej tematyki, bo mimo tej jednej wady, ten tekst uważam za majstersztyk.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

To ja dołączam do grona malkonentów.

Pomysł fajny, i na zawody i na system punktacji. Główny bohater również “do kupienia”. Ma jakieś tam wady i zalety, życiowe problemy, osobowość, itp. Jednak… nie odebrałam całokształtu z takim zachłyśnięciem jak wiele innych osób.

Po pierwsze nie czuję tych emocji bijących z tekstu, o których pisze np. Verus. Owszem, one są tu i tam, przez co tekst nabiera kolorów, ale mógłby być szczyptę bardziej nimi doprawiony :) Względem moich preferencji, ofc.

Zaczyna się ciekawie, od razu rzucasz czytelnika w wir rozgrywki, relatywnie szybko ogarniamy, o co w niej chodzi. Niechęć bliskich Paula też jest zrozumiała. I tak do połowy tekstu wciągasz w ciekawą historię i intrygujesz, a potem właśnie wszystko poniekąd idzie w łeb. Za szybko, za łatwo chcesz zakończyć to randez-vous czytelnika z Paulem. Przewidywalne zakończenie to jedno, zmarnowanie ciekawych postaci jaką jest np. Amanda to kolejna sprawa. Myślałam, że bardziej pociągniesz w tekście jej historię. Zgłębisz problem, przepleciesz wyraźniej z Paulem. Tymczasem Amanda się pojawia, poświęcasz jej niemało miejsca, a potem nagle spada na dalszy plan i świat o niej zapomina :D Szkoda.

Niemniej moim zdaniem zarżnąłeś ten tekst dając inne punkty widzenia niż Paula.

Podczas lektury, podobnie jak pisze Drakaina, gryzło mnie to przerzucanie narracji. Rzeczywiście wydaje mi się, że lepiej zagrałaby perspektywa oczami jednej osoby.

 

Fajny jest ten moment, kiedy komputer bierze oskarżenie o oszustwo za reakcję

O to, to. Istotnie fajnie obrany kierunek. Zaś idąc od razu tym tropem, też zastanawiałam się nad ostatecznym końcem Paula. Nie odniosłam silnego wrażenia wcześniej, żeby miał problemy o podłożu depresyjnym. Czy taki pojedynczy epizod mógłby go pchnąć do podjęcia tak drastycznych kroków? Tak się akurat złożyło, że jeśli miałam kontakt z osobami po próbach samobójczych, to nawet dla nich nie była to łatwa decyzja i nieraz długo ją w sobie nosili. Ale każdy jest inny, więc może akurat dla Paula wystarczyła ta prawie-przegrana.

 

No i szkoda, że nie pokazałeś deathmatchu.

Fakt :D Wspominasz parę razy o tym, kusisz, a i tak się nie dowiadujemy, czym on dokładnie jest. A przecież na finałowe starcie to jak zagranie asem ;)

 

Tuszy matki nie będę się “czepiać”, ale obraz otyłości w czasach obecnych i nadchodzących jak już tak mocno zakorzeniony, że pewnie można było spokojnie odpuścić. Zwłaszcza, iż klasyczny dobór słów na sekundę mnie w tym miejscu zatrzymał podczas lektury.

 

Zastanawiałam się, zanim przejrzałam pobieżnie inne komentarze, co mi nie pasowało w warsztacie i chyba Darcon ujął te rozterki w sedno. Styl młodzieżowy. Nieco zbyt prosty. Nie jest to absolutnie zarzut, ponieważ niektórzy wolą tak pisać/czytać. Ja akurat oczekuję od stylu czegoś więcej.

 

Twoje opowiadanie jest dobre, Kosmito, myślę, że nie powinieneś w to wątpić mając tyle pozytywnych komentarzy. Moim zdaniem też jest dobre, ale pod wieloma względami wolę nieco inną lekturę. Niemniej jednak przybyłam, przeczytałam, cieszy mnie to i pozdrawiam Cię serdecznie ;)

 

 

Ach, ostatnio ciągle rozmijałem się z Twymi tekstami (czytałem głównie rzeczy z dyżuru), więc cieszę się, że teraz się udało :)

Zacznę od wielkiego plusa – pomysł na grę turniejową jest rewelacyjny. Masa możliwości, zwłaszcza tych emocjonalnych, którymi się bawisz i które pozwalają Tobie fajnie przedstawić bohatera. To wychodzi zwłaszcza w scenach retrospekcji i pozwala podbić stawkę samej fabuły.

Sam bohater jest wyraźny, acz trochę standardowy – przyznam, że lekko uśmiechnąłem się przy standardowym motywie “miałeś studiować na Harwardzie”. Ale w ogólności nie przeszkadza.

Jednak oprócz tego miodu, zabrakło mi jednego wytłumaczenia – właściwie jakie są zasady gry? Niby mało istotna rzecz, maskujesz ją dobrze emocjami postaci. Jednak po analizie do końca nie zrozumiałem, po co punkty (nie widać górnej granicy do przekroczenia) ani podział na rundy (nie dostrzegłem, by limit czasu był wykorzystany do podbicia napięcia). W efekcie pomysł wydaje się z lekka niedogotowany od strony samego sportu. Emocjonowałem się odkrytymi kolejnymi sekretami rywali Paula, ale już nie tym, że dostaje po przysłowiowych czterech literach (i przez to za trzydzieści punktów przegrywa pojedynek).

Tak więc tak widzę ten koncert fajerwerków. Mnóstwo dobra, parę rzeczy do wygładzenia. Jest dobrze :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NWM, ja to tak zrozumiałam, że za punkty kupuje się “bronie”. A w końcówce każdy dostaje od cholery punktów i wygrywa ten, kto szybciej zarzuci przeciwnika atakami.

Babska logika rządzi!

Hejooo! (kończą mi się już powitania…)

 

Po pierwsze, już teraz jest to najchętniej czytane ze wszystkich moich opowiadań, z czego rad jestem niezmiernie :D Ale do rzeczy.

 

@Verus

 

Świat może trafić szlag dość szybko, więc pośpiech uzasadniony. – dziękuję za zrozumienie :)

 

@arya

 

To ja dołączam do grona malkonentów. – witam serdecznie, trochę dziegciu zawsze się przyda, cobym nie puszył się zanadto.

 

nie czuję tych emocji bijących z tekstu – bo też i ja generalnie tak średnio radzę sobie z okazywaniem emocji, ale uśredniając opinie z komentarzy, i tak jest nieźle.

 

I tak do połowy tekstu wciągasz w ciekawą historię i intrygujesz, a potem właśnie wszystko poniekąd idzie w łeb. – no to dobrze, że chociaż do połowy nie poszło.

 

Myślałam, że bardziej pociągniesz w tekście jej historię. – mój kolejny problem, czyli wbudowany szowinizm literacki – po prostu naturalniej przychodzi mi pisanie o mężczyznach…

 

chyba Darcon ujął te rozterki w sedno. Styl młodzieżowy. Nieco zbyt prosty. Nie jest to absolutnie zarzut – no nie wiem, jeśli ktoś używa słowa „zbyt”, to jednak brzmi to jak zarzut :) Ale nie obrażam się. Może i ja jestem zbyt niedojrzały, żeby pisać coś „niemłodzieżowo”?

 

Twoje opowiadanie jest dobre, Kosmito, myślę, że nie powinieneś w to wątpić mając tyle pozytywnych komentarzy.

 

A jednak wiele z tych komentarzy stwierdza, że zakończenie jest do bani :P

 

@NWM

 

Ach, ostatnio ciągle rozmijałem się z Twymi tekstami – ale jakie teksty masz na myśli? :O „Ostatnio”, czyli w kwietniu, wrzuciłem tekst na Kafkę, a poprzednie opowiadanie było w listopadzie '18.

 

przyznam, że lekko uśmiechnąłem się przy standardowym motywie “miałeś studiować na Harwardzie” – z kontekstu wynika, że to niedobrze, ale mnie tam cieszy, że się uśmiechnąłeś :)

 

Jednak oprócz tego miodu, zabrakło mi jednego wytłumaczenia – właściwie jakie są zasady gry?

 

Muszę przyznać, że to pytanie zrobiło mi lekkiego zonk-a.

 

Wszystkie zasady i punktację mam rozpisane w osobnym pliku, ale nie mogłem go przecież „wkleić” do tekstu, więc przepychałem informacje o grze wszędzie tam, gdzie mogłem. Jeśliby ktoś do połowy się nie połapał, o co „mniej więcej” chodzi, to kazałem wytłumaczyć to Paulowi:

 

Trzeba psychicznie zmaltretować przeciwnika tak bardzo, żeby przerwał mecz. Najlepiej w ciągu pierwszych dziesięciu minut, bo potem uruchamia się deathmatch. Wtedy obaj gracze dostają po tysiąc punktów, i liczy się już tylko refleks.

 

Ale jeśli jesteś zainteresowany, mogę przesłać ci ten plik z zasadami na priva, albo wrzucić linka do dokumentów google czy coś w ten deseń.

 

Emocjonowałem się odkrytymi kolejnymi sekretami rywali Paula, ale już nie tym, że dostaje po przysłowiowych czterech literach (i przez to za trzydzieści punktów przegrywa pojedynek)

 

Czyli chyba faktycznie nie zrozumiałeś… hm, tego się nie spodziewałem. Nikt wcześniej na to nie narzekał i wydawało mi się, że dosyć dokładnie wytłumaczyłem logikę Mental Wars.

 

@Finkla – krótki, acz treściwy i poprawny opis.

 

Pozdrawiam was wszystkich hiper-serdecznie.

Precz z sygnaturkami.

Muszę przyznać, że to pytanie zrobiło mi lekkiego zonk-a.

Nie musisz się akurat tym przejmować :)

W tekście na pierwszy plan wychodzą emocje postaci powiązane właśnie z ich wstydem. Reguł gry to ledwo trzeci plan. Dobrze to więc przykryłeś i na dobrą sprawę, gdyby mnie nie zainteresowała sama gra, nie spostrzegłbym tego ;)

Możesz mi podesłać linka do zasad, bom ciekaw.

Jeśliby ktoś do połowy się nie połapał, o co „mniej więcej” chodzi, to kazałem wytłumaczyć to Paulowi:

Patrz, umknęło mi to. Mea culpa :)

 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

No nie wiem. Czyta się płynnie, opko wciąga, piszesz naprawdę dobrze. Jest jednak kilka ale.

Bohatera czepiać się nie będę. Nie polubiłam go, od początku mi się nie podobał. Właściwie trudno byłoby mi polubić kogokolwiek, kto bierze udział w czymś takim, a już kogoś kto robi tylko dla udowodnienia sobie, że jest coś wart, to już w ogóle. Wydaje mi się jednak spójny.

Mam natomiast problemy z samą grą. Może dlatego, że ja z tych niegrających. Nie przeszkadzało mi to, że nie do końca rozumiałam punktację, bo zasada gry została jasno przedstawiona: zgnoić, zniszczyć psychicznie przeciwnika. Ale Paul gra już prawie pół roku, spotkał się z wieloma przeciwnikami, a to oznacza, że coraz więcej informacji na jego temat jest dostępnych, także dla kolejnych przeciwników. Jak to się dzieje, że tego nie wykorzystują, że za każdym razem zawodnicy są dla siebie czystą kartą?

Oczywiście to wszystko może się rozgrywać anonimowo, bez wizerunków zawodników, którzy pozostają tajemniczymi personami. Ale we wszelkiego typu rozgrywkach, zawodach itp, publiczność utożsamia się z zawodnikami. I tak jeest już od starożytności – goście, którzy brali udział w wyścigach rydwanów byli gwiazdami, podobnie jak dzisiejsi sportowcy. Jeśli rozgrywki są anonimowe, to komu kibicować? Nie mówiąc już o tym, że i tak można śledzić rozgrywki i starać się dopasować wiedzę do przeciwnika.

I co właściwie widzi publiczność? Zawodnicy siedzą w osobnych pomieszczeniach, zresztą gnojenie się psychicznie jest mało widowiskowe, co innego walenie się po gębie. Więc co właściwie śledzą fani? Czym się tak podniecają? Bo komuś zaczyna mocniej bić serducho? Nie widzę tego.

Zakończenie też mnie nie przekonało. I nie chodzi mi tu o samobójstwo Paula, bo to akurat rozumiem. Bardziej o protesty i żądanie zdelegalizowania rozgrywek. Wyobraź sobie, że na ringu bokserskim dochodzi do czyjeś śmierci. Byłoby pewnie dochodzenie, szukano by winnych, ale wierzysz, że zakazano by walk bokserskich? Ja nie wierzę. A już na pewno nie wierzę w protesty i oddolne żądania społeczne.

Przykro mi, ale będę na NIE.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Pozwolę sobie spróbować się obronić, ale oczywiście nie chcę, żeby to zostało potraktowane jako próba wpłynięcia na Ciebie, Irko. NIE to NIE, niemniej na zarzuty i tak odpowiem :)

 

Właściwie trudno byłoby mi polubić kogokolwiek, kto bierze udział w czymś takim, a już kogoś kto robi tylko dla udowodnienia sobie, że jest coś wart, to już w ogóle. – temu się absolutnie nie dziwię. Paul w założeniu nie powinien być człowiekiem, którego się lubi.

 

Ale Paul gra już prawie pół roku, spotkał się z wieloma przeciwnikami, a to oznacza, że coraz więcej informacji na jego temat jest dostępnych, także dla kolejnych przeciwników. Jak to się dzieje, że tego nie wykorzystują, że za każdym razem zawodnicy są dla siebie czystą kartą?

 

Zanotowano: mechanizmy antyrozpoznaniowe zaakcentowane w tekście za słabo. Niemniej wypiszę je, tak jak to zrobiłem wyżej (przy okazji odpowiadając na pytanie, co widzi publiczność):

 

– podawana jest tylko „dekuria”, czyli dziesiątka rankingu, a nie konkretne miejsce. Konkretne miejsce można tylko zgadywać;

– nie pojawiają się dane takie jak nazwisko, adres, wygląd zewnętrzny;

– do informacji publiczności nie trafiają liczby, imiona itp. Można taki mecz obejrzeć później, ale jedyne, czego się dowiemy jako publiczność, to to, że zawodnik „dostał N punktów za odgadnięcie imienia/wieku/etc przeciwnika”, a nie, jak to imię brzmi, ile ma lat. Publiczność ma do wglądu tylko „informacje dodatkowe”, ale bardzo charakterystyczne cechy, umożliwiające jednoznaczne rozpoznanie przeciwnika w ten sposób, są dość rzadkie. Ktoś z taką cechą na pewno nie zajmowałby pierwszego miejsca w rankingu, właśnie dlatego, że zbyt często byłby rozpoznawany.

Zawodników są tysiące i ranking jest bez przerwy aktualizowany, więc ciągle się zmienia.

Niemniej, jeśli zawodnicy spotkają się kiedyś po raz drugi – co może się zdarzyć – sytuacja będzie symetryczna, bo obaj będą znać informacje o sobie nawzajem. Nie będzie sprawiedliwa, bo lepszy z nich będzie znał więcej informacji, ale to już kwestia indywidualnych zdolności.

 

Jeśli rozgrywki są anonimowe, to komu kibicować? Nie mówiąc już o tym, że i tak można śledzić rozgrywki i starać się dopasować wiedzę do przeciwnika.

 

Hm. Good point. Ale popatrz od takiej strony: gdyby rozgrywki nie byłyby anonimowe i ktoś stałby się sławny, bo jest dobry w psychicznym maltretowaniu ludzi, na pewno znaleźli by się tacy, którzy chcieliby się na nim zemścić, ukarać go. Poza tym nie wiem, czy ktokolwiek chciałby takiej „sławy”. Charakter tych rozgrywek sprawia, że powinny być anonimowe.

 

I co właściwie widzi publiczność? Zawodnicy siedzą w osobnych pomieszczeniach, zresztą gnojenie się psychicznie jest mało widowiskowe, co innego walenie się po gębie. Więc co właściwie śledzą fani? Czym się tak podniecają? Bo komuś zaczyna mocniej bić serducho? Nie widzę tego.

 

Gnojenie się psychicznie jest mało widowiskowe? A kojarzysz może taki teleturniej „Moment prawdy”? W oryginalnej, amerykańskiej wersji, odcinki miewały ponad 10 mln widzów. Chodziło o to samo, tylko w wersji „samozaorawczej”: im bardziej się poniżyłeś przed kamerami, tym więcej pieniędzy wygrywałeś. Dodanie do tego aspektu pojedynkowania się podkręca, wedug mnie, atmosferę.

 

Poza tym, widzę, że zrobiłem poważny błąd. Napisałem, że mistrzostwa oglądają miliony ludzi – oczywiście myślałem tutaj o ludności całych Stanów Zjednoczonych, ale przecież Paul bierze udział jedynie w mistrzostwach stanu Nowy Jork, więc taka oglądalność byłaby dość absurdalna. Zmienię na „setki tysięcy” :)

 

Wyobraź sobie, że na ringu bokserskim dochodzi do czyjeś śmierci. Byłoby pewnie dochodzenie, szukano by winnych, ale wierzysz, że zakazano by walk bokserskich? Ja nie wierzę.

 

Pewnie nie zakazano by walk bokserskich, ale Mental Wars to nie boks. Wyobrażam sobie, że takie rozgrywki raczej dość mocno polaryzują społeczeństwo: jest duża grupa ludzi, której się to podoba, ale też niemała, której wydaje się to obrzydliwe (patrz – Denise i Nikita). Tacy ludzie mogli już wcześniej wyrażać głośno swoje niezadowolenie, a śmierć Paula byłaby „kroplą, która przegięła pałę goryczy”, jak to mawia mój kumpel :)

 

Pozdrawiam cieplutko.

Precz z sygnaturkami.

O, mocne. Brutalne i straszne. Wrażenie delikatnie zepsuła w moich oczach końcówka. Jakaś taka, nie wiem, za łagodna? Za prosta? Przez chwilę zastanawiałam się nad innymi opcjami zakończenia (możesz mi wierzyć, nie robię tego często), ale nic sensowniejszego nie wymyśliłam, więc niech będzie. W końcu to Ty jesteś autorem i nie będę kwestionować pomysłu. 

Wracając do wrażeń z lektury. Napisane prosto, bez stylistycznych fajerwerków, ale jak złapało napięcie, tak trzymało do końca (a przecież o to w tym chodzi). Pomysł na turniej / grę niezwykle ciekawy. Pokazałeś dwa rodzaje motywacji graczy (megalomania Paula i bardzo skonkretyzowaną potrzebę pieniędzy Mandy) i aż szkoda, że to tylko tyle. Bo pewnie każdy z uczestników miał swoje, zupełnie inne motywy i aż by się chciało poznać jeszcze kilka innych. Co mogłoby skłonić ludzi do takiej rozrywki o kwestionowanej moralności? 

Bez wdawania się w szczegóły – mocno niepokojąca, ale bardzo zadowalająca lektura. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Cześć, Niebieski Kosmito!

Muszę powiedzieć, że wyszedł Ci kawał niebanalnego i wciągającego tekstu. Chociaż początek troszkę się ciągnął (ale bez przesady, ekspozycja sytuacji z matką jest tu uzasadniona), potem już trudno było się oderwać. Tekst z pewnością stoi konceptem na grę, której skutki mogą być bardzo dotkliwe dla uczestników i kreacją głównego bohatera. To czego minimalnie mi zabrakło to szersze zarysowanie postaci Mandy, którą co prawda poznajemy bliżej w toku rozgrywek, ale nie dostaje tu aż tyle miejsca, ile należałoby się pełnokrwistemu antagoniście. A może dlatego, że nie do końca nim jest, bo reprezentuje tylko inną postawę niż Paul? W każdym razie powyższa rzecz nie psuje wrażeń z bardzo przyjemnej, choć powodującej lekkie ciarki lektury. Niezwykle udany i frapujący tekst.

Pozdrawiam i powodzenia!

Ahoj!

 

@śniąca

 

O, mocne. Brutalne i straszne. – tak sobie właśnie pomyślałem, że mogłem dać w przedmowie jakieś ostrzeżenie… hm, trochę już za późno, ale tak czy inaczej – napiszę.

 

Wrażenie delikatnie zepsuła w moich oczach końcówka. Jakaś taka, nie wiem, za łagodna? Za prosta?

 

taaak… mam wrażenie, że gdzieś już to widziałem :)

 

nic sensowniejszego nie wymyśliłam, więc niech będzie.

 

A to mile zaskoczyło. Wielu (w zasadzie, większosć) pisało wcześniej, że końcówka słaba, ale niewielu zadało sobie pytanie – a jaka inna mogłaby być? (w tej chwili przychodzi mi do głowy tylko pomysł BasementKey'a, chociaż mogło być coś jeszcze).

 

Napisane prosto, bez stylistycznych fajerwerków,

 

To jak mój znak firmowy :)

 

aż szkoda, że to tylko tyle. Bo pewnie każdy z uczestników miał swoje, zupełnie inne motywy i aż by się chciało poznać jeszcze kilka innych.

 

No dobra. Coraz bardziej utwierdzacie mnie w przekonaniu, żebym napisał coś jeszcze o Mental Wars. W komentarzach pojawiło się już naprawdę dużo sugestii, co można by poprawić, co rozwinąć, co dodać.

 

Chwilowo jestem zajęty pisaniem pracy inżynierskiej, ale jak skończę, z wielką chęcią zabiorę się za kolejne Igrzyska :)

 

@oidrin

 

potem już trudno było się oderwać.

 

Szalenie miło mi to słyszeć. Wróć, widzieć.

 

To czego minimalnie mi zabrakło to szersze zarysowanie postaci Mandy

 

Również wspomniała o tym arya. Ale z drugiej strony, pisano też, że lepszy tekst byłby widziany z perspektywy samego Paula… te dwie rzeczy trudno byłoby pogodzić. Wszystkich nie zadowolę, nie ma się co oszukiwać :)

 

A może dlatego, że nie do końca nim jest, bo reprezentuje tylko inną postawę niż Paul?

 

A widzisz, zależało mi na tym, żeby nie rozpatrywać bohaterów w kategoriach zerojedynkowych, protagonista-antagonista. Zarówno Paul, jak i Amanda nie są typowymi bohaterami „pozytywnymi” ani typowymi „negatywnymi”. Świat rzeczywisty też nie jest czarno-biały i nie lubię go do takiego sprowadzać.

 

Pozdrawiam Was obie serdecznie!

Precz z sygnaturkami.

Jestem, wybacz spóźnienie. Miałem być dawno temu, ale długo myślałem nad oceną tego opowiadania. Jak jednak wiadomo, lepiej późno niż w decymetry.

 

Opowiadanie piórkowe, co wielokrotnie powtarzałem, powinno jak dla mnie spełniać kilka warunków. Na pewno powinno zachwycić na jakimś poziomie czy w jakimś elemencie (najlepiej i zwłaszcza oryginalnym pomysłem, ale czemu nie wykonaniem, klimatem, zaskakującą historią, wspaniałymi postaciami?). Ale jednocześnie wszystkie pozostałe aspekty dzieła powinny reprezentować bardzo dobry lub przynajmniej satysfakcjonujący czytelnika (w tym przypadku mnie) level. (edit. bywa, że czasem brak zachwytu, ale wszystkie elementy są na bardzo wysokim poziomie i to też może być tekst piórkowy).

Zacznijmy od pomysłu, Niebieski Kosmito, bo to największy plus Twojego opowiadania.

Okrutne pojedynki/walki ku uciesze zblazowanej publiczności mają długą tradycję i stałe miejsce w historii i kulturze. Począwszy od śmiertelnych starć gladiatorów, rzucania lwom na pożarcie niewinnych chrześcijan, przez turnieje rycerskie, klasyczne zapasy, szlachetny (podobno) boks, walki Mandingo, aż po MMA i jej najpodlejszą odmianę, czyli gale freak fight w stylu FAME MMA. Lud potrzebuje igrzysk. Można to tłumaczyć jakąś zbiorową potrzebą katharsis, ale doskonale wiemy, że chodzi przede wszystkim o rozrywkę i zaspokajania najniższych instynktów, o czym świadczą chociażby zachwycone tłumy towarzyszące paleniu czarownic, kamieniowaniu winnych grzechów, wieszaniu czy gilotynowaniu arystokracji, czy nabijaniu na pal przestępców.

Dobrowolne, wręcz ochotnicze samoupodlenie i ekshibicjonizm emocjonalny człowieka dla wymiernych korzyści (sławy i kasy) to również nic nowego. Wspomniany tutaj teleturniej „Moment prawdy” to doskonały przykład, ale przecież wystarczy przypomnieć tzw. roasty gwiazd przeprowadzane za ich aprobatą (brutalne szkalowanie i wywlekanie brudów dla zabawy), albo większość reality show w formule typu Big Brother (odzieranie z prywatności i intymności na oczach widzów) czy Wyspa przetrwania (m.in. zjadanie robali albo innych obrzydlistw, czołganie się przez ścieki).

Kultura uwielbia takie motywy i nie dosłownie w takim kontekście, jak u Ciebie, ale wykorzystuje je często. Wspomniane już „Igrzyska Śmierci” (książka i film) to przykład jeden z wielu. W kinie mieliśmy m.in. „Ed TV”, „Truman Show”, „Running Man”, „Rollerball” itd. W literaturze, chociażby "Wielki Marsz", poniekąd także "Grę Endera", a nawet “Harry Potter i Czara Ognia” ;) albo "Pojedynek na słowa" Connie Willis, w którym mamy nieco podobne, niebezpieczne i zbyt dogłębne oraz prekraczające wszelkie granice moralne poznanie innego człowieka. A poza fantastyką np. “Chłopiec z latawcem” Hosseiniego Khaleda.

Miałeś fajny i wciąż mało wyeksploatowany pomysł, żeby połączyć to zamiłowanie ludzi do oglądania bezlitosnych pojedynków z zamiłowaniem do obserwowania jak inni ludzie, na oczach widowni, wybebeszają się ze swoich największych tajemnic, najskrytszych słabości i kompleksów. Jestem pewien, że gdzieś z podobną koncepcja się spotkałem, ale to nieważne, bo rozegrałeś ten pomysł po swojemu, aktualnie, z pewnym zacięciem socjologicznym, konstruując cały system gry i jej zasad itd. Zatem pomysł nie wyrwał mnie ze skarpet, ale jest dobry, przemyślany, ma coś przekazać, jest niejako twórczym rozwinięciem pewnych współczesnych zjawisk, trendów, zachowań, a przecież właśnie za takie rozwinięcia i futurologiczne zacięcie lubimy i cenimy fantastykę.

Masz w swoim opowiadaniu sporo drobiazgów, które może nie są jakieś rewolucyjne, ale dopełniają i kreślą przed nami bardziej wiarygodny świat niedalekiej przyszłości i to również lubimy w naszym ukochanym gatunku. Dbałość o takie detale warta jest pochwały.

Idźmy dalej. Od strony technicznej jest… dobrze. Język raczej prosty (widać w tej opowieści i stylu, że pisze to wszystko młody człowiek, ale nie jest to zarzut) bez esów-floresów, zdania przejrzyste, narracja bardzo dynamizuje akcję i pasuje do fabuły. Zadbałeś o kilka dobrze napisanych i przemyślanych scen, ciekawych perspektyw, z których obserwujemy fabułę, retrospekcje, które niosą jakiś sens i budują postać, wrzuciłeś też sporo udanych i trafionych zdań oraz ciekawych opisów. Czy to zachowania, czy przemyślenia lub działania? Nie zawsze wierzę w Twoich bohaterów i w to, co i jak mówią lub robią (czasem jest lekko nienaturalnie czy sztucznie), ale całościowo jest wiarygodnie.

Wracając na chwilę do stylu. Podobały mi się niektóre klasycznie literackie, a może nawet filmowe, sceny, jak na przykład ta z matką zwracającą się do bohatera po imieniu i nazwisku, i wskazująca na portret ojca, powołując się przy tym na jego pamięć. I może ludzie zachowują się tak raczej właśnie w literaturze i filmach, a nie w życiu codziennym, ale scena (i kilka innych) jest fajnie/zręcznie napisana i pomyślana (inna sprawa, że ta scena z matką jest w sumie nieistotna i zbędna, bo owa matka już na scenę nie wraca).

Itd. Itd. Jednym zdaniem: Twój tekst ma naprawdę sporo plusów (i śmiało mógłby zostać zekranizowany w kolejnym sezonie "Black Mirror" ;)).

I pewnie dlatego to właśnie przy nim najdłużej się wahałem… 

Bo wszystko to (nie będę chyba oryginalny) zepsułeś zakończeniem. Czy pisałeś je oddzielnie? W oderwaniu od reszty tekstu? W innych okolicznościach? W innym nastroju? Na szybko? 

Bo nagle ku mojej rozpaczy skarciłeś wyczucie, styl i oryginalność. Jechałeś w miarę szybko i gładko autostradą do Nowego Jorku i mojego TAK, a potem, tuż przed miastem, właściwie już na jego peryferiach, zobaczyłeś motelik „New York” i się nim zadowoliłeś. Nie dociągnąłeś do Statuy Wolności, Manhattanu, Central Parku, tylko uznałeś, że skoro dojechałeś do granic miasta, to tak jakbyś już w tym Nowym Jorku właściwie był i wystarczy. A to ostatni etap/akord/akcent był najważniejszy…

Bo w moim odczuciu Twój bohater nie dostał miedzy oczy niczym na tyle poważnym, żeby się skulić na podłodze i załamać, a potem powiesić. Nie zbudowałeś go na tyle od środka emocjonalnie, żebym ja potem uwierzył w takie zakończnie po tym, jak wywalono na wierzch kilka jego strachów i słabości. Mam uwierzyć, że wstarczyło, że ktoś mu powiedział: Nic nie potrafisz. Wyrzucili cię ze studiów, bo nie mogłeś zmusić się do nauki. Twoja matka jest ciężko chora, a ty nie masz odwagi, żeby umówić ją na wizytę lekarską. Twój ojciec wiedział, jak bardzo jesteś żałosny, i umarł ze zgryzoty. Albo: Wmówiłeś sobie aseksualność, żeby usprawiedliwić fakt, że nie możesz znaleźć dziewczyny. Nikitę zniechęciłeś do siebie po kilku wypowiedzianych zdaniach. Nigdy nikt cię nie pokocha. Nigdy nawet na ciebie nie spojrzy. Nie masz przyjaciół i nie będziesz miał. Nawet Karl, którego nazywasz „kumplem”, gardzi tobą. Zrozumiał, jakim potworem się stałeś, i próbował ci to uświadomić, ale postanowiłeś puścić jego słowa mimo uszu. To już lepiej idź się zabij. Świat będzie lepszy bez takiego… I on to rzeczywiście zrobił? Facet bierze udział w Mental Wars, niszczy innych (w tym osoby kalekie, ułomne, słabe, pokrzywdzone przez życie) i sypie się kompletnie, bo ktoś mu sprzedał takie napuszone teksty? To są te prawdy objawione o nim samym? Diagnoza jego stanu psychicznego? Wybebeszanie jego psychiki rozdzierające osobowość na kawałki i prowadzące do samobójstwa? Oj, nie postarałeś się Kosmito.

To jest po prostu słabe, oklepane, mało wiarygodne i, co najgorsze, strasznie przewidywalne. I pal licho te zamieszki, infodumpowe i sztuczne komunikaty w finale opowiadania, pal licho to, że raz nikt nie zwraca uwagi na zgłasznie przez bohatera oszustwa, a po chwili mecz zostaje przerwany z powodu tegoż oszustwa, pal licho, że zemsta Amandy przyszła jej zbyt łatwo i zbyt łatwo oszukała i złamała zabezpieczenia (nie wspominam o jej wcześniejszej, strasznie drętwej gadce: Amanda ukryła twarz w dłoniach, szlochając. Ty draniu… podła gnido, śmieciu… – Ja jeszcze dobiorę ci się do dupy, złamasie – wyszeptała. – Możesz być tego pewny). Nie marudzę nawet na to, że ogólnie cała końcówka tekstu nagle przyspiesza burząc dobrą kompozycję i idąc jakby na skróty.

Nie wiem. Może jechałeś na oparach i dalej po prostu nie byłeś w stanie zajechać? Ale raczej zabrakło doświadczenia albo po prostu kolejnego pomysłu, tym razem na mocny finał. I naprawdę mam żal za niewykorzystanie potencjału tego pomysłu i bardzo obiecujących 75 procent tekstu, który zmierzał w miarę spokojnie autostradą po piórko.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Straszne mam obsuwy ostatnio, przepraszam. Ale jestem z piórkowym komentarzem.

No i byłem na NIE.

Początkowo, podczas czytania, byłem w zasadzie zachwycony. Świetny pomysł, bardzo dobrze napisany, ładnie budujesz napięcie i emocje w scenach pojedynków. No miodzio, czytałem będąc pewny, że dam ci solidnego TAKa. Potem przyszedł finał, który kompletnie mnie rozczarował. W żaden sposób nie przekonałeś mnie do tego, że bohater załamałby się w taki sposób po usłyszeniu kilku banałów. No nijak tego nie kupuję. Koleś będący wymiataczem w tego typu mentalnych pojedynkach na słabości powinien być trochę twardszy. To znaczy – czytając opowiadanie spodziewałem się wielkiej klęski na koniec, ale liczyłem na odpalenie prawdziwej bomby, a nie jakieś pyrknięcie. 

Zemsta niepełnosprawnej dziewczyny też była jakaś taka… podejrzanie łatwa? Niepodbudowana. Ot tak z miejsca wbija sobie w tajne kanały organizacji i nie wzbudza żadnych podejrzeń.

Ale te zarzuty, chociaż poważne (zwłaszcza finał) jeszcze mogłyby nie przesądzić o moim głosie na NIE. Niestety, ale to co mnie najbardziej przekonało, żeby tak zagłosować, to świat przedstawiony twojego tekstu. Chociaż początkowo byłem niemal wszystkim zachwycony, to im dłużej myślałem o twoim opowiadaniu, tym bardziej mi się nie podobała wizja tych rozgrywek i wszystko się rozjeżdżało. Wygląda mi na to, że w trakcie pisania uświadomiłeś sobie, że żeby te pojedynki miały sens sportowy, musi być utrzymana anonimowość zawodników, inaczej zbyt łatwo byłoby wyciągnąć informacje o nich po prostu googlując czy oglądając wcześniejsze mecze (zresztą, czytając początkowo o tej anonimowości chyba nie wiedziałem i dopiero gdzieś w połowie to załapałem, co zmieniło mi wizję opowiadania). No i potem, ciągnąć tę anonimowość, ponarzucałeś na te swoje rozgrywki masę ograniczeń i zasad, które niby z tej anonimowości wynikały, ale w rezultacie niszczyły sens tych rozgrywek. To znaczy tak – to się super czyta z perspektywy uczestnika. Ale nie wierzę, że to działa jako sport. Po prostu te twoje zawody, polegające na niezwykle emocjonalnym niszczeniu psychicznym przeciwnika, paradoksalnie byłyby przeraźliwie nudne dla widzów. Przez te wszystkie twoje ograniczenia jedyne co dostają widzowie to suche komunikaty “X odgadł imię Y”, “X odgadł wiek Y” “X odgadł słabość Y: arachnofobia”, “Y się poruszył”. No proszę cię, nie wierzę że ktokolwiek byłby tym zainteresowany dłużej niż chwilę. A bez widzów nie ma zawodów, nie ma wielkich wygranych, nie ma sportu, nie ma opowiadania. Wszystko ci się sypie. A wystarczyło nie brnąć w tę anonimowość, zamiast tego śmiało wyskoczyć przeciw niej – niech widzowie mają pełne wejrzenie w wizje, które widzą uczestnicy, niech mają podgląd na ich kabiny i widzą wijących się i płaczących zawodników kompletnie się łamiących, niech profesjonalni zawodnicy będą jakimiś dziwnymi, pokręconymi celebrytami przyciągającymi do siebie masy ludzi.

W tym pomyśle tkwi masa potencjału, z którego w zasadzie spokojnie mógłbyś wyciągnąć dobrą powieść. Ale ty ten potencjał zatrzasnąłeś za drzwiami asekuranctwa. I to, niestety, w moich oczach pogrążyło twój tekst. Znaczy oczywiście nie pogrążyło zupełnie – to bardzo dobre opowiadanie w 100% zasługujące na bibliotekę. Ale mogło być świetne, powinno być świetne, ale podjąłeś złą decyzję. I bardzo tego żałuję. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Witam, witam :) Został jeszcze jeden komentarz od Loży, ale ufam, że kiedyś się pojawi.

 

@mr.maras

 

Miałeś fajny i wciąż mało wyeksploatowany pomysł

 

Na tym „małym wyeksploatowaniu” postaram się skupić w drugim opowiadaniu, tzn. wyeksploatować pomysł bardziej.

 

Język raczej prosty (widać w tej opowieści i stylu, że pisze to wszystko młody człowiek, ale nie jest to zarzut) bez esów-floresów

 

Akurat na tym polu będzie mi się ciężko rozwinąć, ale może to dobrze..?

 

Bo wszystko to (nie będę chyba oryginalny) zepsułeś zakończeniem. Czy pisałeś je oddzielnie?

 

To może podsumuję.

Opowiadanie do zakończenia pierwszego meczu Paula pisałem przez listopad i grudzień '19 oraz styczeń '20. Potem była Kafka, potem zaczęła się pandemia… no i jakoś straciłem wątek, nie miałem pomysłu, co napisać dalej. Wróciłem do tekstu w sierpniu, odkurzyłem i wymyśliłem, co pisać dalej, ale prawdopodobnie we wrześniu – podświadomie, naprawdę! – „poganiałem się” za bardzo, chcąc zamknąć sprawę jak najszybciej.

 

Nie zrobiłem tego celowo, wyszło jak wyszło :(

 

Nie będę się już bronił przed – nie oszukujmy się – tymi samymi zarzutami, które przedstawili już inni. Nie mam siły. Rozumiem, że skiepściłem sprawę. Ale – skoro pomysł był dobry – postaram się napisać drugą historię w tym świecie, oby lepszą.

 

@Arnubis

 

Początkowo to samo – zakończenie do bani, i tak dalej… więc nie będę się powtarzał. Odniosę się do tego:

 

Niestety, ale to co mnie najbardziej przekonało, żeby tak zagłosować, to świat przedstawiony twojego tekstu.

 

bo nie pamiętam, żeby ktoś wcześniej wspominał o tym, co piszesz tutaj.

 

Wygląda mi na to, że w trakcie pisania uświadomiłeś sobie, że żeby te pojedynki miały sens sportowy, musi być utrzymana anonimowość zawodników

 

Chyba rzeczywiście tak było… ale powody, o których piszesz, nie są jedynymi. Stwierdziłem, że gdyby zawodnicy nie byli anonimowi, to całe rozgrywki Mental Wars stałyby się poważnym zagrożeniem dla ich bezpieczeństwa.

 

Im więcej osób zmaltretowałeś psychicznie, i im dotkliwiej to zrobiłeś, tym większą nienawiścią do ciebie będą te osoby pałać. To nie jest „zwyczajna” gra czy sport, w której się „tylko” przegrywa. A jeśli nie jesteś anonimowy, szybko może znaleźć się ktoś, kto:

– przebije ci opony w samochodzie,

– nabazgrze czerwoną farbą na ścianie twojego domu „POTWÓR”,

– albo nawet kupi nóż/pistolet i pójdzie się z tobą spotkać.

Ponadto, tak jak pisałem, uważam, że MW bardzo polaryzuje społeczeństwo: jest ogromna rzesza ludzi, która uwielbia to oglądać, ale jest też niemała, która się tym brzydzi. I wyobraźmy sobie, że wygrałeś turniej, a dowiedział się o tym twój szef, który pogardza MW. Nie zazdroszczę.

 

Ale

 

Po prostu te twoje zawody, polegające na niezwykle emocjonalnym niszczeniu psychicznym przeciwnika, paradoksalnie byłyby przeraźliwie nudne dla widzów.

 

w zasadzie tutaj też masz rację…

 

Muszę poważnie to wszystko przemyśleć i spróbować jakoś pogodzić te fakty, nim napiszę opko nr 2.

 

Dzięki wam za komentarze, pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

Chyba rzeczywiście tak było… ale powody, o których piszesz, nie są jedynymi. Stwierdziłem, że gdyby zawodnicy nie byli anonimowi, to całe rozgrywki Mental Wars stałyby się poważnym zagrożeniem dla ich bezpieczeństwa.

 

Im więcej osób zmaltretowałeś psychicznie, i im dotkliwiej to zrobiłeś, tym większą nienawiścią do ciebie będą te osoby pałać. To nie jest „zwyczajna” gra czy sport, w której się „tylko” przegrywa. A jeśli nie jesteś anonimowy, szybko może znaleźć się ktoś, kto:

– przebije ci opony w samochodzie,

– nabazgrze czerwoną farbą na ścianie twojego domu „POTWÓR”,

– albo nawet kupi nóż/pistolet i pójdzie się z tobą spotkać.

Ponadto, tak jak pisałem, uważam, że MW bardzo polaryzuje społeczeństwo: jest ogromna rzesza ludzi, która uwielbia to oglądać, ale jest też niemała, która się tym brzydzi. I wyobraźmy sobie, że wygrałeś turniej, a dowiedział się o tym twój szef, który pogardza MW. Nie zazdroszczę.

 

Masz stuprocentową rację. I to właśnie tworzyłoby cholernie ciekawy setting do opowiedzenia dobrej historii. Środowisko pokrzywionych psychicznie zawodowców-celebrytów, których społeczeństwo z jednej strony nienawidzi i pogardza, a z drugiej uwielbia i jest uzależnione od ich patologii. Jednocześnie oni mogliby próbować radzić sobie z tym w różne sposoby – niektórzy popadając w uzależnienia, ciągłe imprezy i te celebryckie życie, żeby dać upust emocjom, inni nie wiem, odcinając się od świata i robiąc jakieś medytacje zen XD Nie chcę ci mówić o czym masz pisać, bo to twoja twórczość i ty najlepiej wiesz o czym chcesz opowiadać. Ale pomyśl o tym, jeśli chcesz, bo serio czuję w tym masę potencjału który może rozwinąć skrzydła.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Hmm. Powiedzenie o tym tekście, że ma potencjał, byłoby nietrafne. Bo że coś “ma potencjał” mówi się raczej o tekście, w którym ten potencjał nie został w pełni wykorzystany. A tutaj widzę, że doskonale wykorzystałeś potencjał pomysłu na opowiadanie. Jest to zgrabny tekst, w którym wszystko jest na swoim miejscu, a ilość znaków jest adekwatna. Prawda, że możnaby w tym świecie przedstawionym ułożyć dłuższą historię, albo cykl opowiadań (co jest raczej wielką zaletą). Ale historia Paula wydała mi się skończona i wystarczająca.

Styl nie jest może poetycko piękny, ale pasuje tu jak ulał. Bo ten styl oraz fabuła składały się na rozrywkowość i “wciągalność” tekstu, a jakby było napisane fikuśnym acz nudnym językiem, nie byłoby już tak rozrywkowo.

Świetny miałeś pomysł na grę, która jest głównym przedmiotem fabuły. Oryginalne to i atrakcyjne dla czytelnika, poznawanie zasad i tego, na co gracze mogą sobie pozwolić, a także jak to na nich zadziała. Bohaterowie też w miarę spoko, chociaż w niektórych miejscach zbyt mało oryginalne problemy się wkradły (chora matka, nie mogę znaleźć dziewczyny, straciłam władzę w nogach w wypadku), ale cóż, w życiu przecież i takie się zdarzają. 

Ogólnie świetnie mi się to czytało, mimo że nie jest to mój gatunek i nie jest to to, co najbardziej lubię w literaturze. 

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Witam, dzień dobry, cześć i czołem :)

Bardzo fajnie. Drugie “Igrzyska” są w drodze, ale terminów nie podaję. Przez najbliższe 3 tygodnie nie mam w zasadzie nic do roboty, więc spróbuję z nimi pójść naprzód, niczego jednak nie obiecuję :)

Precz z sygnaturkami.

Zgodnie z zapowiedzią czytam.

Podobało mi się – pomysł mocny, niepokojący i realistyczny w tym sensie, że ktoś by taki show zrobił, gdyby mógł. Moim zdaniem zmiana punktów widzenia jest do pewnego stopnia cenna, bo przypomina, że Paul wygrywa poprzez krzywdzenie (zdesperowanych) ludzi.

 

Przeczytawszy niektóre komentarze zastanowię się kilka razy zanim cokolwiek dłuższego tu wrzucę.

Jestem nikim, będę nikim.

Przeczytawszy niektóre komentarze zastanowię się kilka razy zanim cokolwiek dłuższego tu wrzucę.

 

Jeśli masz na myśli zadymę rozkręconą przez rrybaka, to spieszę poinformować, że on już zbanowany.

 

Dzięki za przeczytanie!

Precz z sygnaturkami.

Podobało mi się. Pomysł świetny, tło naszkicowane zgrabnie, pojedynki emocjonujące. Postaci mnie przekonują. Opowiadanie od razu mnie zainteresowało i szybko wciągnęło. To wszystko sprawia, że drobne wątpliwości rozstrzygam na korzyść Autora.

Zgadzam się z tymi, którzy krytykują zakończenie. Odstaje jakością, odbieram je jako pośpieszne i szkolne – zakończenie odsuńmy na bok.

W porządku, odsunąłem. Niektórzy pisali Ci, Niebieski Kosmito, co mógłbyś inaczej. Jasne, dużo sensownych uwag. Do przymyślenia. Ja jednak, zamiast spoglądać na trudne do obliczenia potencjały, patrzę na to, co rzeczywiście uczyniłeś, i widzę, że to jest bardzo dobre. Bunkrów nie ma, ale…

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Cześć!

Świetne opowiadanie, pomysł na grę bardzo ciekawy. Tekst czyta się przyjemnie. Doskonale poradziłeś sobie z relacjonowaniem meczu, co pewnie nie było łatwe, bo przeplatają się myśli bohatera i wypowiedzi komentatora. To będzie tekst, który na długo zapadnie mi w pamięć.

Hm, nie zauważyłem chyba komentarza jeroha… za co przepraszam. Wszystko, co było do powiedzenia na temat tego opka, zostało już powiedziane. Dziękuję Wam obojgu za komentarze i miłe słowa! Niniejszy komć jest 100-nym pod opowiadaniem, co sprawia, że czuję niemałą dumę, bo żaden z moich poprzednich tekstów nie miał aż takiego wzięcia :)))

To jeszcze coś powiem o drugich Igrzyskach, jak już tu jestem.

Wersję “alfa” skończyłem w kwietniu, została przeczytana przez 3 osoby, które wyraziły różne opinie i poddały mi wiele fajnych pomysłów na poprawki. Prawda jest jednak taka, że ostatnio nie mam ani chęci, ani czasu, żeby nad tym usiąść.

Ale widok takich komentarzy wzbudza we mnie nowe pokłady energii :) Niedługo skończy się sesja i może wreszcie usiądę do tych poprawek.

Precz z sygnaturkami.

Cześć!

 

Przybyłem, zwabiony nowszym tekstem. Bardzo dobry pomysł i niezłe wykonanie, mroczny i ludzki pomysł na “sport” ery informacji. Punkt za niezłą futurologię imho. Bohater trudny i niesympatyczny, ale doskonale pasuje do drogi, na którą wkracza. Okrutne, ale spójne i logiczne. Błądzi w labiryncie, na przemian to ucieka to walczy rozpaczliwie, by coś sobie udowodnić i ukoić ból (istnienia, zawiedzionych ambicji, nie wiem, ale jakiś imho). I w końcu ucieka w samobój.

Czytałem ze szczerym zainteresowaniem, zastanawiając się, jak to zakończysz. Finał przychodzi nagle, ale doskonale pasuje to do reguł gry i realiów walk toczonych przez zawodników, tworzy to spójna całość z resztą tekstu. Jedynie wiadomości w końcówce wydają się być nieco zbyt długi i banalne. Przeciwnik Paula niemal natychmiast się demaskuje, jakby grał na własną szkodę, byle tylko dobić bohatera. Trochę to sztuczne, bo mam wrażenie, że tam takich jak Paul jest więcej i nikt nie idzie tam z pobudek moralnych.

Podsumowując, klimatyczne i dobrze napisane opowiadanie.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć wam!

 

Czy drugie Igrzyska są lepsze od pierwszych – nie wiadomo, bo każdy mówi co innego, ale warto było napisać drugie chociażby po to, żeby więcej osób dowiedziało się o istnieniu pierwszych :)

 

@Krar

Bardzo dobry pomysł i niezłe wykonanie, mroczny i ludzki pomysł na “sport” ery informacji. Punkt za niezłą futurologię imho.

Podziękował za komplementację.

 

Jedynie wiadomości w końcówce wydają się być nieco zbyt długi i banalne. Przeciwnik Paula niemal natychmiast się demaskuje, jakby grał na własną szkodę, byle tylko dobić bohatera.

Za krytykę też podziękował. Wszelkie opinie mile widziane.

 

@mort

Wygląda na to, że będę śledził kolejne pisane przez Ciebie teksty ze świata Mental Wars.

 

Kilka różnych osób powiedziało mi już, że koncept lepiej by się sprawdził w powieści, ale nie wiem, czy mam siły na coś takiego…

 

Dzięki za komentarze, pozdróweczka.

Precz z sygnaturkami.

Hej Kosmito!

 

Zgadzam się, że tekst jest bardzo dobry. Przede wszystkim, zagrał tu pomysł i wykonanie. Widać, ze tekst jest bardzo przemyślany i zgadzam się, że ten świat ma duży potencjał ;) Czytało mi się szybko i sprawnie, nie poczułam tych 35k znaków ;) 

Psychologicznie też kupuję bohatera, przede wszystkim – bo jest ciekawy i sensownie skonstruowany ;) Da się w niego uwierzyć, przeszłość ładnie zagrała.

Styl bez szału, ale zły nie był, bardzo rzadko się potykałam a i to na chwilę.

Ogółem, też nominowałabym do piórka, więc tu zdziwienia nie ma ;)

 

 

Kilka uwag:

 

oświadczyła trzy miesiące wcześniej Denise, matka Paula.

– Mamo, nie masz pojęcia, o jakich stawkach jest mowa.

Tłumaczysz, że to jego matka, po czym zaraz obok, w dialogu to pokazujesz. Zdublowane informacje, w dodatku obok siebie.

 

Pomachała chłopakowi przed nosem powykrzywianą dłonią.

Nie wiem, czy “wykrzywioną” nie będzie tu lepsze, ale to mała uwaga.

 

Czterdzieści dla B za orientację seksualną i dziewięćdziesiąt pięć za imię partnera.

Czemu przeciwniczka, wiedząc że w ciągu dobry będzie mieć poważne starcie, umawia się ze swoim facetem i naraża na wyciągnięcie tych danych? Uwaga spisywana na bieżąco, ale jako profesjonalistce jej nie przystoi ;P

 

jedzie na mnie znowu tak jak wtedy nie!

Nie do końca podeszła mi taka forma spisywania myśli. Tak chaotyczne, ale wyglądają co najmniej dziwnie. Wstawić przecinki i po kłopocie ;)

 

Dziękuję za lekturę!

Dzień dobry wieczór.

 

Ogółem, też nominowałabym do piórka, więc tu zdziwienia nie ma ;)

Opko zdecydowanie spodobało się “publiczności” bardziej niż “krytykom”, więc tu też zdziwienia nie ma ;)

 

Czemu przeciwniczka, wiedząc że w ciągu dobry będzie mieć poważne starcie, umawia się ze swoim facetem i naraża na wyciągnięcie tych danych? Uwaga spisywana na bieżąco, ale jako profesjonalistce jej nie przystoi ;P

No cóż, to dopiero druga runda mistrzostw, nie-profesjonaliści mogli się jeszcze zdarzać… Ale przeciwnik z piątej rundy już to wie.

 

Uwagi w wolnej chwili uwzględnię, dzięki za komentarz i opinię!

 

Precz z sygnaturkami.

Kosmito!

 

Bardzo dobre opowiadanie. Nie dość, że stylistycznie jest fajnie, to całość podkreśla świetny pomysł i niezłe jego wykorzystanie. Podobała mi się otoczka, zrobiona z futurystycznej gry. Trochę mi przywiodło na myśl to przeklęte anime Sword Art Online, ale bardziej z tej pozytywnej strony. :P

Dobrze skonstruowałeś psychikę bohatera, a to ważne, bo w końcu na tym opiera się cały tekst. Przejścia pomiędzy wspomnieniami, rozgrywką i bohaterami były płynne i dobrze wpasowały się w opowiadanie, więc nie wytrącały z rytmu. Wręcz przeciwnie, dynamicznie budowały świat i profile psychologiczne bohaterów, dzięki czemu odbiór Igrzysk był bardziej przystępny.

Też widzę w tym piórkowe opko, dziękuję za lekturę. Warto było zajrzeć. :3

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Barbarzyńco!

 

Dziemkuję. Co to jest Sword Art Online – nie mam zielonego pojęcia, anime nie oglądam w zasadzie wcale, ale skoro z pozytywnej strony, to dobrze.

Gdybym wiedział, że tak zaraz będzie następny komentarz, to odpowiedziałbym Wam obojgu w pojedynczym komentarzu…

 

Warto było zajrzeć. :3

Warto było napisać :3

 

Pozdróweczka.

Precz z sygnaturkami.

Hej, ZiZi NiKo

 

A teraz trafił Ci się “sportowy” czytelnik i właśnie na sam sport będę tu narzekał ]:->

Innych komentarzy nie czytałem, więc mogę się powtarzać.

przynajmniej pół miliona punktów

Ta liczba nic nie znaczy bez kontekstu – jest duża, a nawet zbyt duża, przez co mam wrażenie, że w skali rankingu raczej mała.

Czym są dekurie? To jakiś poziom, drużyna, obóz, liga?

I teraz największy zarzut tego opowiadania – ten sport z użyciem takiej technologii sprawia, że zawodnik jest… jednorazowy. No może ma szansę na rozegranie kilku meczy, ale po kilku rozgrywkach powinna już istnieć tak duża baza danych, że bez trudu dałoby się takiego zawodnika szybko zidentyfikować i wskazać jego słabe strony. Zawodnicy mają możliwość połączenia się z internetem, co daje na tym polu nieograniczone możliwości.

W tej perspektywie warto zobaczyć jaka jest taktyka zawodników – mecz z dziewczyną jest bardzo ofensywny – oboje rzucają sondy, żadne z nich się nie broni. W drugim meczu pojawia się tarcza, która w mojej opinii byłaby znacznie bardziej istotna – bo co z tego, że strzelę 10 goli, jeśli przeciwnik strzeli 11? Ten balans również mi nie gra, bo Paul nawet nie rozważa wariantów defensywnych.

Bohater wspomina, że przed turniejem rozegrał co najmniej 6 meczy, w tym 3 przegrał – jak przegrał? Co sprawiło, że przegrał, bo wydaje się niezrażony tym, co mu podczas rozgrywki wygarnięto? Jeśli przegrał w czasie podstawowym, to ktoś mu musiał powiedzieć/pokazać coś naprawdę nieprzyjemnego. Mógł przegrać w deathmatch’ach, ale te też odcisnęłyby jakiś ślad na psychice, bo to przecież zawodnik musi przerwać rozgrywkę.

No i co tak naprawdę widzą kibice/telewidzowie? Widzą te wspomnienia? Tu znów wydaje mi się, że po obejrzeniu iluś meczy na najwyższym poziomie, kibice byliby w stanie rozpoznać konkretnego zawodnika po jednym wspomnieniu. A stąd krótka droga do baz danych z zawodnikami. Jeśli w danym sporcie są pieniądze, to pojawią się i technologie.

Zatem, trochę podsumowując kwestię sportową, uważam, że ten sport jest idealnie skrojony pod literaturę, ale w rzeczywistości mógłby wyglądać nieco inaczej.

Natomiast od strony literackiej uważam, że to świetny tekst! Wciągający i mocno angażujący emocjonalnie. Siedząc w głowie Paula widowisko było przednie.

Świetnie rozegrałeś wstawki z przeszłości – bardzo fajnie poskładały wszystko do kupy, jednocześnie regulowały tempo akcji – spowalniały, ale nie nudziły.

Miałbyś moje półtaka, bo mimo bloku tekstu z narzekaniem powyżej, bawiłem się przednio ;)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, kwiatuszku! (no homo…)

 

Czym są dekurie? To jakiś poziom, drużyna, obóz, liga?

Tag. W drugich Igrzyskach zastąpione słowem “dywizja” i ograniczone do skali typu złoty-diamentowy-platynowy, podobnie jak to jest w grach typu LoL. (broń Boże nie gram w LoLa)

 

I teraz największy zarzut tego opowiadania – ten sport z użyciem takiej technologii sprawia, że zawodnik jest… jednorazowy.

Także i ten zarzut spróbowałem poprawić w kolejnym opku… Nie pamiętam już dokładnie, jak to tam zrobiłem, ale generalnie wygląda na to, że zawodnicy są może nie “jednorazowi”, ale w każdym razie “jednoturniejowi”. Jestem skłonny to zaakceptować.

 

bo co z tego, że strzelę 10 goli, jeśli przeciwnik strzeli 11?

Hm, to trochę dziwne porównanie. Mental Wars ma raczej niewiele wspólnego ze sportami typu piłka nożna, bardziej ze sportami walki typu boks, zapasy…

 

No i co tak naprawdę widzą kibice/telewidzowie?

Następna rzecz dopracowana w drugich Igrzyskach, tak, żeby te rozgrywki faktycznie stanowiły jakąś rozrywkę dla publiczności.

 

Dzięki za komcia, pozdróweczka zwrotna!

Precz z sygnaturkami.

Hm, to trochę dziwne porównanie. Mental Wars ma raczej niewiele wspólnego ze sportami typu piłka nożna, bardziej ze sportami walki typu boks, zapasy…

Wciąż ta sama analogia – co z tego, że wyprowadzę 10 ciosów, jeśli przeciwnik zada ich 11, a nawet niechby zadał 2 ciosy, ale jeśli jeden będzie nokautujący to już w ogóle po zabawie ;)

 

Widzę, że postanowiłeś zachęcić mnie do przeczytania drugich igrzysk :P Tak, mam je w kolejce! Tak, przeczytam! :P

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

:D

Precz z sygnaturkami.

Nowa Fantastyka