- Opowiadanie: Irka_Luz - Gdzie Bulle nie może, tam dzik pomoże

Gdzie Bulle nie może, tam dzik pomoże

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Gdzie Bulle nie może, tam dzik pomoże

Kurt nie był geniuszem zbrodni, w ogóle trudno byłoby go nazwać geniuszem czegokolwiek. Zdawał sobie z tego sprawę i nie przejmował się, nawet nie lubił uczonych mądrali. Poza tym przez całe dorosłe życie, a miał już czterdzieści siedem lat, udawało mu się dostawać to, czego chciał, i to bez oglądania się na prawo. Miał więc dość rozumu. Fakt, że nie oczekiwał wiele. Wystarczył mu baraczek na kampingu pod Grossdorfem. Pełnił tam rolę zarządcy, co zapewniało mu dopływ lewej gotówki, bo ceny bywały nieco wyższe, niż sądził właściciel terenu. Od czasu do czasu zwędził jakiemuś pechowemu turyście gadżet, który mu się szczególnie podobał, albo trochę kasy. Był przy tym ostrożny, niezachłanny i nie przeginał. No i były jeszcze dupeczki, mnóstwo, a Kurt lubił dupeczki, im młodsze, tym lepsze.

Szczeniary kręciły się po kampingu, kusząc opalonymi nogami i rozkwitającymi piersiami, prześwitującymi przez cienką bawełnę letnich bluzeczek. Prowokowały uśmiechami, często jeszcze szczerbatymi. Testowały na nim swój suczy urok. Więc korzystał. Po pierwszym razie obawiał się, że do baraku wpadnie ojciec smarkatej, potężny facet o byczym karku, żeby mu wpierdolić, ale nic się nie stało. Mała nie pisnęła ani słówkiem. Lęk przed wpadką malał z każdą kolejną suczką, która dostała się w jego ręce, aż w końcu rozwiał się jak dym.

Wyrzutów sumienia nie miał. W końcu musiało im się to podobać. Przecież gdyby było inaczej, poleciałyby z bekiem do rodziców. To nic, że próbowały go potem omijać szerokim łukiem, bo i tak przychodziły, kiedy kazał. To nic, że dziecięca beztroska i radość życia znikały z ich buzi, jak kreda starta gąbką. Nawet tego nie zauważył. Nie patrzył na twarze, były mu do tego stopnia obojętne, że nie rozpoznał żadnej, kiedy dziewczynki zeznawały przeciw niemu.

Nie zastanawiał się nad tym, jak łatwo przychodzą mu słowa skłaniające dzieciaki do milczenia. Pojawiały się same, perfekcyjna mieszanka obietnic, czekoladek i gróźb, wraz z czytelną sugestią, że i tak nikt im nie uwierzy i tylko sobie narobią kłopotów. To działało przez lata i w końcu stracił rachubę, ile dupeczek zaliczył.

Dopiero gliniarze udowodnili, że było ich pięćdziesiąt cztery. Choć pewnie więcej. Nie odkryli przecież wszystkiego. W życiu Kurta najgorsze były zimowe miesiące, bo z rzadka ktoś przyjeżdżał, tylko najwięksi twardziele, i zawsze bez dzieci. Ale były jeszcze uciekinierki z domu, a przynajmniej jedna, dopóki Kurt nie zorientował się jakie to niebezpieczne. Zdjęcie dziewczyny pojawiło się w telewizji, gazetach i internecie. Nie miał wyjścia, musiał się jej pozbyć. Ciało zakopał głęboko i – na szczęście – daleko od kampingu. Wciąż pozostawało to jego tajemnicą.

Wpadł zupełnie niespodziewanie. Jakaś suczka, którą wykorzystał piętnaście lat wcześniej, przyjechała na jego kamping ponownie. W ramach terapii.

„Po chuj jej terapia” – zastanawiał się w duchu.

Nawet jej nie przeleciał. Pieprzył się tylko z tymi, które miały więcej niż trzynaście lat. Nie rozpoznał jej oczywiście, ale ona jego tak. Potem rozejrzała się po kampingu, zobaczyła kilka bachorów i pognała na policję. I tak wylądował na sali sądowej.

„Verdammte Nutte” – pomyślał.

Do rzeczywistości przywołał go adwokat.

– Już czas, panie Pietsch – szepnął.

Kurt wstał.

– Chciałbym przeprosić wszystkich, których skrzywdziłem…

Jeszcze przez kilka sekund recytował słowa, które ułożył dla niego najmimorda. Nie wierzył w nie, przecież suczki same się prosiły. Robił jednak to, co polecił mu obrońca. Na wszelki wypadek, gdyby jego własny plan nie wypalił. Prawnik przekonał go, żeby się przyznał, stanowczo też odradzał składanie zeznań, przeprosiny ćwiczyli kilka dni. A i tak pieprzony adwokacina nie zostawił mu nadziei, tłumaczył, że policja ma mocne dowody i nie ma szans na uniewinnienie. Gra toczy się tylko o to, żeby wyrok był jak najniższy.

Wygłosiwszy swoją kwestię Kurt usiadł i rozejrzał się po sali. Napotkał jedynie wrogie spojrzenia, nikogo nie przekonał swoim wystąpieniem. Wszyscy byli przeciw niemu, a przecież, do cholery, przeprosił. Miał ich w dupie, wkrótce i tak będzie wolny.

Przemyśliwał o ucieczce już od momentu aresztowania, ale nie miał pojęcia, jak to rozegrać. Dopiero wczoraj coś się zdarzyło, głupia sprawa, na spacerniaku użądliła go pszczoła. Na początku był wściekły, dopiero wieczorem, kiedy ręka spuchła, zdał sobie sprawę, że nie będą mogli założyć mu kajdanek. To była jego szansa. Gliniarze patrzyli na niego, jak na robaka, którego chętnie by rozdeptali, gdyby tylko mogli. Myśleli, że nie ma jaj, bo lubi młode dupeczki. I pewnie dlatego nie uważali go za niebezpiecznego, a on starał się ich utwierdzić w tym przekonaniu. Mylili się jednak i zamierzał im to zaraz udowodnić.

Wychodził z sądu przykuty do policjanta. Obok samochodu konwojent odpiął kajdanki i wtedy Kurt go uderzył, walnął w brzuch, wkładając w ten cios całą siłę, bo wiedział, że ma tylko jedną szansę. Mężczyzna zgiął się wpół, a Kurt bez wahania sięgnął po jego pistolet. Złapał gliniarza za kołnierz, postawił do pionu i przyłożył mu broń do głowy.

– Alle raus! – wrzasnął. – Jak który sięgnie po broń, to go zabiję!

Świat wstrzymał oddech. Zaskoczeni policjanci zastygli, jak manekiny na sklepowej wystawie. Do uszu Kurta nie dochodziły żadne dźwięki, nie słyszał nawet warkotu przejeżdżających niedaleką ulicą aut. Wydawało mu się, że zatrzymał czas i był teraz jego panem. Ogarnęło go uniesienie, radość w najczystszej postaci, niczym nieskażona. Umysł miał jasny i ostry jak brzytwa. Wiedział, co się będzie działo, widział wszystkie potencjalne pułapki i potrafił ich uniknąć. Czuł się niemal bogiem, takiej władzy nie miał nawet nad dupeczkami. Spojrzał z pogardą na auto, którym miał jechać.

„Verdammte Bullen – myślał. – Mają tam blokadę, która mnie zatrzyma po paru metrach i myślą, że się na to nabiorę”.

Pociągnął gliniarza w stronę wyjazdu z parkingu, gdzie jakiś mężczyzna sadowił kilkuletnią dziewczynkę na tylnym siedzeniu starego mercedesa i zastygł w połowie tej czynności, gdy tylko zobaczył broń.

– Won, wypierdalaj! Zostaw kluczyki! – krzyczał Kurt.

Mężczyzna szybko wyciągnął dziecko z samochodu i kazał mu uciekać, ponaglając gestami. Mała odbiegła kawałek, zatrzymała się i wlepiła spojrzenie w Kurta, najwyraźniej nieświadoma grozy sytuacji.

Cholerna suczka, przez moment miał ochotę zabrać ją ze sobą, ale zaraz pomyślał, że przyda mu się w inny sposób. Na usta wypełzł mu uśmiech. Właściciel auta położył kluczyki na przednim siedzeniu i chciał odejść.

– Nie! – zatrzymał go Kurt. – Odpal silnik i zostaw otwarte drzwi – rozkazał.

Mężczyzna posłusznie wrócił do samochodu, zrobił, co mu kazano i znowu ruszył w stronę córki.

– Stój! Nie ruszaj się, bo ci szczeniaka odstrzelę!

Facet zastygł. Za to policjanci już otrząsnęli się z szoku i ruszyli w ich stronę z bronią w rękach. Zakładnik też zaczął się szarpać, Kurt uciszył go kopnięciem kolanem i pociągnął w stronę mercedesa. Kiedy byli już przy samochodzie, strzelił najpierw w stronę dziewczynki, opadła na ziemię jak szmaciana lalka, potem przyłożył lufę do pleców policjanta i ponownie pociągnął spust. Odepchnął bezwładne ciało, wskoczył do auta i ruszył z piskiem opon. Całe zajście trwało ledwie dwie minuty.

Kurt wiedział, że gliniarze zajmą się na początek rannymi. Miał tylko nadzieję, że nie zabił obojga; dupeczka była już pewnie martwa, ale gliniarz powinien przeżyć. Roześmiał się głośno. To było takie proste. Śmiech zamarł, kiedy spojrzał na wskaźnik paliwa. Zaklął szpetnie, widząc, że bak jest prawie pusty.

 

***

 

Basowy pomruk silników słychać było na długo przed pojawieniem się pojazdów. W końcu kawalkada motorów, ze lśniącym harleyem na czele wjechała na stację benzynową niedaleko Sehnde. Część kierowców podjechała pod dystrybutory, reszta zatrzymała się obok niewielkiej restauracji. Wrzesień był ciepły tego roku, większość klientów rozsiadła się na zewnątrz lokalu i z zainteresowaniem obserwowała przybyszy. Motory wyglądały jak strudzeni podróżni: były zakurzone, a ich chromowane elementy upaprane błotem, oprócz harleya, który błyszczał, jakby ktoś dopiero co wyprowadził go z garażu. W oczy rzucał się też wizerunek łba groźnie wyglądającego dzika, zdobiący bak pojazdu. Właściciel harleya był drobny, ale cechujące go pewność siebie i władcza postawa, widoczne na pierwszy rzut oka, nie pozostawiały wątpliwości, że to on jest w tej grupie samcem alfa.

Kierowcy zdjęli kaski i przywódca okazał się… jasnowłosą kobietą, niejedyną w tym towarzystwie, ale niewątpliwie najpiękniejszą. Z gatunku tych, które przyciągają wzrok mężczyzn, jak światło ćmy. Zaraz też wszystkie męskie głowy jak na komendę obróciły się w jej kierunku, faceci zapomnieli o żonach i z fascynacją gapili się na blond piękność. Spojrzenie, jakim im odpowiedziała, podziałało jak zimny prysznic, poczuli się nagle mali, nic nieznaczący, świadomi swojego wieku, piwnych brzuszków i innych mankamentów, zmroziło ich i wywołało strach, którego nie potrafili sobie wyjaśnić. To wystarczyło, żeby stracili zainteresowanie nią i dostrzegli wreszcie jej towarzyszy. A tych cechowała czujność i oszczędne ruchy zawodowych żołnierzy, kilku nosiło na twarzy blizny, świadczące o udziale w walce. Z drugiej strony ich fryzury i ubrania wskazywały na członków gangu motocyklowego. I był to ostatni bodziec, skłaniający gości restauracji do zajęcia się własnymi sprawami. Tylko dzieci wciąż uważnie i z zaciekawieniem obserwowały przybyszy.

Kobieta rozpięła skórzaną kurtkę i promienie słońca zaigrały na osadzonych w srebrze bursztynowych kamieniach naszyjnika, który nosiła. Poklepała czule siodełko motoru.

– Odpocznij sobie, posiedzimy tu z godzinkę – mruknęła cicho.

Zdjęła umocowaną do pojazdu klatkę i postawiła ją na ziemi obok stolika, który zajęli. Z transportera ostrożnie wychynęły dwie śnieżnobiałe kocie głowy. Zwierzaki powęszyły i zdecydowały się wyjść. Zaraz ktoś przyniósł im miseczkę wody, a ktoś inny otworzył puszkę z tuńczykiem.

Kilkuletnia dziewczynka, zafascynowana kotami, niepostrzeżenie odeszła od zagadanych rodziców i zbliżyła się do stołu motocyklistów. U celu nagle zabrakło jej śmiałości.

– M-mogę pogłaskać kotki? – zapytała, w każdej chwili gotowa do ucieczki.

Przywódczyni uśmiechnęła się ciepło. Nie przypominała teraz tamtej zimnej, niebezpiecznej kobiety, która jednym spojrzeniem usadziła rozpłomienionych natrętów.

– Zaraz je zapytam – odpowiedziała.

Koty jakby usłyszały, przerwały poobiednią toaletę i rozłożyły się w pozach wyraźnie wskazujących, gdzie chcą być pogłaskane. Dziewczynka z zapałem zabrała się do pracy, a wkrótce dołączyło do niej troje innych dzieci. Rodzice tymczasem zdawali się być nieświadomi tego, co robią ich pociechy.

Na stole motocyklistów pojawiły się hamburgery i kawa i podróżni zabrali się do jedzenia, zagadując od czasu do czasu do bawiących się z kotami maluchów.

W pierwszej chwili nikt nie zwrócił uwagi na wjeżdżającego na stację ciemnozielonego mercedesa. Auto zatrzymało się obok zaparkowanych motorów i w tym samym momencie motocykliści poderwali się nagle, zasłonili dzieci, tworząc przed nimi żywy mur. Przywódczyni stanęła przed nimi, spokojnie patrząc na wysiadającego z samochodu mężczyznę.

– O, Boże, on ma broń! – krzyknęła jakaś kobieta.

Zazgrzytały metalowe nogi krzeseł, ciągniętych po betonie. Przerażeni goście restauracji zrywali się nerwowo, szukając dróg ucieczki. Ktoś rozpoznał przestępcę.

– To ten pedofil z kampingu. Jestem z Grossdorfu, widziałem go! – uświadomił ludzi, zwiększając tym samym panikę.

– Gdzie jest Rosa? – jęknęła jedna z matek, rozglądając się dookoła, a jej niepokój udzielił się natychmiast innym rodzicom.

– Nie ruszać się! – wrzasnął Kurt, patrząc na zaparkowane motocykle.

Harley przyciągnął jego wzrok. Mógłby przysiąc, że słyszał, jak motor woła do niego: Weź mnie, jestem twój i mężczyzna nie potrafił się oprzeć temu uwodzicielskiemu głosowi.

– Dawać kluczyki do tego harleya – zażądał.

– Mam w kieszeni, muszę wyjąć, więc spokojnie… – powiedziała blondynka, patrząc na niego bez lęku.

Kurta zirytowało to pewne siebie, spokojnie zachowanie. Wymierzył w nią broń.

– Tylko bez numerów, bo cię zabiję – warknął.

Wciąż nie okazując strachu i patrząc wprost na niego, wyjęła przytwierdzony do breloczka klucz.

– Bak jest pełny? – zapytał.

– Tak – odparła.

Ich spojrzenia spotkały się na moment. Kurt miał wrażenie, że z oczu kobiety wystrzeliły lodowate macki, przebiły się przez jego czaszkę i penetrowały wszystkie zakamarki mózgu. Otwierały drzwi, za którymi skrywał największe tajemnice, wertowały wspomnienia, badały uczucia. Wrażenie minęło równie nagle, jak się pojawiło, ale Kurta opuściła cała pewność siebie, po plecach przebiegały mu ciarki, a włoski na przedramionach stanęły dęba. Był pewien, że blondynka wie o nim wszystko i spogląda na niego ze wstrętem. Miał ochotę pociągnąć spust, ale w głowie usłyszał znienacka głos: Jesteś bogiem, panujesz nad wszystkim i uspokoił się.

– Rzuć – rozkazał.

Posłusznie cisnęła kluczem, który złapał bez trudu. Zawahał się, z chęcią by ją zabił, ale harley wzywał go: Rusz się, weź mnie. Już! Posłuchał. Chwilę później słychać było już tylko ryk silnika oddalającego się motoru. Gdy ucichł, ludzie wyrwali się ze stuporu i wszyscy zapragnęli się znaleźć daleko stąd. Pośpiesznie zbierali rzeczy, nawoływali dzieci.

– Rosa, gdzie do cholery jesteś?!

– Peter, wracaj natychmiast!

– To teraz najbezpieczniejsze miejsce! – Zaskakująco donośny głos motocyklistki przebił się przez gwar. Ludzie umilkli i patrzyli na nią ze zdumieniem. – Pomyślcie, on tam gdzieś jest. Tutaj już nie wróci, bo po co, ale możecie się na niego natknąć po drodze. A kto wie, co mu jeszcze do łba strzeli – przemawiała z mocą.

Jej spokój najwyraźniej udzielił się słuchaczom. Zwolnili, niektórzy nawet z powrotem usiedli przy stolikach. Tylko nerwowa matka wciąż rozglądała się za córką.

– Gdzie jest Rosa? – dopytywała się.

– Bawi się z kotami. Dzieci nawet nie zauważyły, co się stało. Lepiej ich nie straszyć.

Niespokojna rodzicielka odetchnęła z ulgą i opadła na krzesło.

– Ma pani rację, niech się bawią, tu jest teraz najbezpieczniej – powtórzyła jak zahipnotyzowana, ale motocyklistka wracała już do swojej grupy.

– Bodvar, wezwij policję – rozkazała jednemu z mężczyzn. – A ty, Otto, zadzwoń do Thelmy, niech tu przyjedzie. Pomoże nam go odzyskać.

Potem usiadła na ławce i zapatrzyła się w przestrzeń. Ktoś mógłby uznać, że jest obecna tylko ciałem, a jej duch wędruje gdzieś daleko.

 

***

 

Kurt pędził przed siebie. Oczy mu łzawiły, bo nie założył kasku, pęd powietrza prawie uniemożliwiał oddychanie, ale był szczęśliwy jak nigdy.

„Co za maszyna – myślał zachwycony. – Praktycznie sama się prowadzi”.

Nie mógł się powstrzymać i poderwał przednie koło, potem jechał slalomem. Nadjeżdżające z przeciwka auto trąbiło jak oszalałe, ale wyminął je zgrabnym łukiem. Wybuchnął śmiechem. Puścił kierownicę, podniósł się i przez chwilę jechał stojąc, a motor sunął szosą, jakby prowadzony niewidzialną ręką. Kurt próbował wszystkich akrobacji, widzianych wcześniej w Internecie, a harley zdawał się odgadywać jego życzenia, a jednocześnie twardo trzymał się drogi.

„Jesteś mój” – pomyślał.

Wiedział, że będzie musiał skombinować nowe tablice, no i zerwać tę głupią naklejkę.

– Wilki są lepsze, będziesz wilkiem. Auuuu! – zawył.

Droga wiodła przez las. Liście drzew wciąż jeszcze się zieleniły, ale tu i ówdzie przebijały już żółć i pomarańcz. Dojeżdżali do ostrego zakrętu, Kurt zjechał na przeciwny pas i niemal kładąc motor wszedł w łuk jezdni.

Tir pojawił się nagle, obwieszczając swoją obecność wściekłym trąbieniem i piskiem hamulców. Kurt jechał wprost na kolosa i niemal widział rozszerzone ze strachu źrenice kierowcy. Sam się nie bał, czuł się niezwyciężony, a adrenalina buzowała mu we krwi jak szalona. Motor przemknął tuż przed maską tira i w pełnym pędzie wpadł w leśną przecinkę. Kurt nawet się nie obejrzał.

Nie widział, jak kierowca próbuje zapanować nad autem. Naczepa, wypełniona metalowymi częściami rusztowań, zbuntowała się przeciwko gwałtownemu hamowaniu i sunęła bokiem, ciągnąc za sobą kabinę. Zatrzymała ją dopiero sterta ściętych pni, ułożonych na poboczu. Tir zastygł. Po chwili z kabiny wysiadł szofer, jednym spojrzeniem ogarnął sytuację i zaklął. Naczepa przechyliła się tak mocno, że koła po prawej stronie utkwiły dobre pół metra nad drogą. Kierowca nie miał szans na samodzielnie rozwiązanie problemu, z westchnieniem sięgnął po komórkę i wybrał numer policji. Droga była zatarasowana.

 

***

 

Komisarz Andreas Hagen trzasnął drzwiami auta tak mocno, że służbowy opel aż zadrżał, szczękę miał zaciśniętą, ręce same zwinęły się w pięści. Verdammt, przecież uprzedzał, mówił, że facet jest niebezpieczny. Zlekceważyli go i dwoje ludzi walczyło w szpitalu o życie. Hagenowi przelatywały przed oczami godziny spędzone na przesłuchiwaniu Pietscha i wysłuchiwaniu historii dzieci, które skrzywdził, bo nawet dorosłe już kobiety podczas tych rozmów na powrót stawały się bezradnymi dziećmi. Na dodatek komisarz był przekonany, że to, co udało mu się Pietschowi udowodnić, to jedynie wierzchołek góry lodowej. Właśnie w Grossdorfie po raz ostatni widziano zaginioną przed sześciu laty piętnastolatkę. I Hagen był przekonany, że dziewczyna miała pecha spotkać pedofila, a to oznaczało, że prawdopodobnie od dawna nie żyje. Liczył, że po wyroku podejrzany zmięknie i że jeszcze zdoła wydobyć z niego prawdę. A teraz wszystko diabli wzięli, gnojek znów był na wolności.

– Komisarzu…

Niemal podskoczył, kiedy towarzysząca mu aspirant Helga Lüning złapała go za ramię. Kobieta patrzyła z troską, zawstydziło go to. Odetchnął głęboko.

– Już w porządku, Lüning, przepraszam – powiedział.

Odetchnął jeszcze raz, próbując rozluźnić spięte mięśnie. Gdy się trochę uspokoił, otaksował wzrokiem otoczenie i zmarszczył brwi.

– Co u licha?! – zapytał zdumiony.

– Komisarzu? – Helga nie rozumiała, o co mu chodzi.

– Rozejrzyj się. Parę minut temu był tu facet z bronią, normalnie wszystkich już dawno by wymiotło, a ci siedzą jak gdyby nigdy nic.

Jego młodsza towarzyszka spojrzała na gości restauracji, siedzących spokojnie przy stolikach.

– Cholera, ma pan rację – stwierdziła.

Uwaga Hagena skupiała się już na grupie motocyklistów.

– Wyglądają jak weterani jakiejś cholernej średniowiecznej wojny – zauważył, wskazując na mężczyznę z blizną po ranie ciętej na twarzy.

Aspirant znów musiała się z nim zgodzić. Mężczyźni nosili skórzane kurtki z wizerunkami jedni dzika, inni jastrzębia, sokoła, czy tam innego ptactwa, Helga nie była ornitologiem. Skóry zdobiły ponadto jakieś runy, czy inne cholerstwo i napis: Fólkvangr.

– Słyszał pan kiedyś o takiej szajce? – spytała przełożonego, który kiedyś prowadził sprawę zabójstwa członka gangu motocyklowego i nieźle poznał to środowisko.

Komisarz pokręcił przecząco głową.

– Dziwi mnie, że tak po prostu dali sobie odebrać motor – powiedział.

– Pietsch miał broń – zauważyła Lüning.

– Ale ich jest więcej i mają honor. – Przy ostatnim słowie Hagen nakreślił w powietrzu cudzysłów.

Ruszyli w stronę motocyklistów, na spotkanie wyszła im oszałamiająca blondynka. Policjant pomyślał, że kobieta została wydelegowana, żeby odwrócić uwagę od szefa, ale szybko doszedł do wniosku, że faktycznie rządzi tą grupą. Kolejne zaskoczenie, nigdy nie słyszał o gangu, któremu przewodziłaby kobieta.

Jego uwagę zwrócił warkot samochodowego silnika, odwrócił się, na stację wjeżdżała powoli krwiścieczerwona tesla, a przecież wyraźnie polecił nikogo nie wpuszczać. Trzasnęły drzwiczki, zastukały obcasy czółenek, w ich stronę szybkim krokiem zmierzała ciemnowłosa kobieta. Gdy dotarła, w jej ręku pojawiła się jakby znikąd wizytówka, którą wręczyła komisarzowi.

– Thelma Miedar, adwokat. Rozumiem, że zamierza pan porozmawiać z moją klientką, która jest ofiarą przestępstwa.

Hagen westchnął w duchu.

– Nie wiedziałem, że potrzebuje pani adwokata – zwrócił się do blondynki.

– Moja klientka pragnie jak najszybciej odzyskać swoją własność – odpowiedziała adwokatka.

– Najpierw musimy złapać przestępcę – warknął poirytowany komisarz.

– Jestem pewna, że szybko go znajdziecie – odezwała się w końcu blondynka.

Jakby na potwierdzenie zaświergotała komórka policjanta. Odebrał połączenie, słuchał przez chwilę.

– Już jedziemy! – zawołał podekscytowany.

Skinął na towarzyszkę i bez pożegnania ruszyli w stronę auta. Hagen odwrócił się jeszcze do kobiet.

– Proszę poczekać, aż koledzy spiszą państwa dane i zeznania – rozkazał.

– Aber naturlich – przytaknęła adwokatka.

 

***

 

Kurt pędził leśnym traktem, zręcznie omijając wystające korzenie drzew. Po kilku minutach szaleńczej jazdy las zgęstniał, a droga, anektowana przez żądne światła krzaki i młode drzewka, robiła się coraz węższa i bardziej wyboista. Motor jednak nie zwalniał. Kurt nie czuł lęku, przeciwnie, trwał w tłumiącej wszelkie inne uczucia ekstazie. Skręcił gwałtownie, niemal w ostatniej chwili unikając zderzenia z wielkim omszałym głazem. Gnał teraz ścieżką tak wąską, że gałęzie i wyrosłe wysoko pokrzywy smagały go po twarzy i barkach. Nawet to go nie otrzeźwiło, pochylił się tylko bardziej i pędził, śmiejąc się jak szalony. Spoza gęstwiny drzew przebijało światło, rozpraszając leśny mrok. Chwilę później motor wpadł na zalaną słońcem polanę, zahamował, żłobiąc bruzdy w wilgotnej ziemi i zatrzymał się. Kurt zeskoczył z siodełka, rozejrzał się i rzeczywistość walnęła go jak młot parowy.

– Co, kurwa?! – krzyknął.

Nie wiedział, gdzie jest, a na dodatek nie miał pojęcia, jak się znalazł w tym miejscu. Pamiętał szaleńczą radość i brawurową jazdę, ale żadnych szczegółów. Ostatnie wyraziste wspomnienie, jakie miał, to stacja benzynowa i blondynka rzucająca mu klucz do motocykla. Zastanawiał się, co go pokusiło, żeby wjechać w las. Co mu odpierdoliło? Przecież nawet nie lubił lasu. W ogóle całe to pieprzenie o naturze tylko go drażniło. Wolny czas spędzał rozwalony na sofie przed telewizorem, popijając zimne piwo, albo serfując po internecie. Nie miał nawet pojęcia, ile czasu upłynęło od jego ucieczki spod sądu.

Właściwie nigdy do tej pory się nie bał, nawet kiedy go aresztowali, czuł wściekłość, a nie lęk. Teraz jednak strach postanowił się mu przedstawić: ciężarem w żołądku, gęsią skórką, drżeniem mięśni i gonitwą myśli. Kurt wziął głęboki wdech.

– No, nieźle ci odpierdoliło, chłopie – powiedział do siebie.

Pomyślał, że nie minęło wiele czasu, słońce wciąż stało wysoko, a las nie może być wielki, najwyżej parę hektarów. Pewnie znajdował się w samym jego sercu, pozostawionym nietkniętym dla przyszłych pokoleń. Gdzieś o tym słyszał, a przynajmniej tak mu się wydawało. Dostrzegł drogę dostatecznie szeroką, by jechać nią motorem.

„Tylko tym razem bez szaleństw, na zimno” – pomyślał.

Odwrócił się. Harleya nie było. Zdumiony gapił się na miejsce, gdzie jeszcze przed kilkoma sekundami stał motor. Wyraźnie widział bruzdy w ziemi, wyrzeźbione podczas hamowania, ale i tak próbował przekonać samego siebie, że pewnie tylko stracił orientację w tym cholernym lesie. Rozejrzał się po polanie, ale nigdzie nie dostrzegł pojazdu. Kręcił się jak dziecięcy bączek i narastała w nim panika. Słyszał wściekłe dudnienie własnego serca, a myśli pędziły jak oszalałe.

„Co teraz, kurwa, co teraz”.

Usłyszał trzask łamanych gałęzi, coś ogromnego zmierzało w jego stronę. Sięgnął po pistolet, ale broń też zniknęła, najwyraźniej zgubił ją podczas szaleńczej jazdy. Chciał uciekać, ale nie był w stanie się ruszyć. Z chaszczy wylazł potężny dzik. Zwierzę zatrzymało się dwa metry przed Kurtem, było ogromne, tak wielkie, że sięgało mu prawie do pasa.

Mężczyzna nie panował już dłużej nad sobą. Wrzasnął i rzucił się do ucieczki. W panice, na oślep parł przez krzaki. Las, którym gardził  sprzysiągł się przeciwko niemu. Gałęzie darły ubranie i drapały twarz, korzenie i kamienie jakby specjalnie wyrastały pod nogami. Co rusz potykał się i przewracał, podnosił i biegł dalej. Mięśnie drżały mu ze zmęczenia, tracił oddech, zmuszone do wysiłku płuca paliły jakby ktoś spryskał je kwasem. Cały zlany potem wpadł… na polanę, gdzie czekał dzik. Zrozumiał, że zatoczył koło i znalazł się w punkcie wyjścia. Opuściła go nadzieja, nie miał siły już biec, cofał się tylko, łkając. Nawet nie poczuł plamy moczu, wykwitającej na spodniach.

Dzik ruszył niespiesznie, wiedział, że ofiara mu nie umknie. Kurt potknął się i upadł na plecy. W jednej chwili zwierzę było przy nim, kły bez problemu przebiły skórę i zatopiły się we wnętrznościach mężczyzny. Jeszcze przez parę sekund słychać było ludzki wrzask, potem słabe jęki, aż w końcu zapanowała cisza.

 

***

 

Śledczy odjechali, ale na stacji wciąż kręcili się policjanci; technicy zabezpieczali ślady w mercedesie, mundurowi rozmawiali z gośćmi restauracji. Thelma pociągnęła blondynkę na bok, jak najdalej od gliniarzy.

– Freja, coś ty zrobiła? Znajdą go? – dociekała.

– Oczywiście, że znajdą – zapewniła ją klientka.

– Pytam o tego dupka, nie o motor.

– Oczywiście – powtórzyła blondynka. – I oczywiście będzie martwy – dodała.

Thelma przewróciła oczami.

– Niech cię cholera, myślałam, że go w coś zmieniłaś.

– Zmieniłam! – żachnęła się Freja. – Żeby te kobiety przez resztę życia stale oglądały się za siebie!

– Jeśli chcesz szybko odzyskać Hildisvina, lepiej żeby nie znaleźli na nim śladów krwi – ostrzegła Thelma.

– Nie martw się, Temido, pomyślałam o tym – odpowiedziała i zapatrzyła się w dal. – Zaraz go znajdą. Załatw, żebyśmy mogły jechać. Chłopaki zostaną tutaj. Mam nadzieję, że masz inne buty w aucie, bo to głęboko w lesie – dodała.

– Niech cię szlag trafi – mruknęła adwokatka i ruszyła w stronę policjantów.

Kilkanaście minut później tesla sunęła w kierunku wjazdu na A2. Przejechały niespełna pięć kilometrów, gdy szosę zablokowały im radiowozy i stojący w poprzek drogi tir.

– To twoja robota? – spytała Thelma, zjeżdżając na pobocze.

– Spokojnie, nikomu nic się nie stało. Jakoś musiałam wskazać gliniarzom drogę – odparła Freja.

Po kilku minutach wykłócania się z policjantami, kobiety wsiadły do terenówki leśniczego, który właśnie dojechał i ruszyły w las.

Komisarz Hagen stał nad tym, co pozostało z Kurta, jedynie w towarzystwie lekarza sądowego, aspirant Lüning wymiotowała w krzakach. Miała na tyle przyzwoitości, żeby nie zanieczyścić miejsca przestępstwa. Śledczy zaklął, gdy zobaczył blondynkę wraz z adwokatką i natychmiast ruszył w ich stronę.

– Co panie tu, do cholery, robią? – zapytał zirytowany.

Freja bez słowa wskazała stojący na polanie motor.

– Kazali mi tu przyjechać – włączył się do rozmowy leśniczy.

Komisarz dopiero teraz go zauważył.

– Proszę ze mną – powiedział. – A panie tu zostaną. Ani kroku dalej, zrozumiano! – Ruszył nie czekając na odpowiedź. – Tylko niech pan nie patrzy na zwłoki. – Usłyszały jeszcze, jak uprzedza leśniczego.

Z oddali dobiegł warkot kolejnego samochodu, a po chwili na polanę, klnąc i sapiąc, wkroczył mężczyzna z pokaźnym brzuszkiem.

– Witam pana prokuratora! – zawołała do niego Thelma.

– Pani mecenas? – zdziwił się mężczyzna. – Czyżby Pietsch miał nowego obrońcę?

– Nie biorę takich spraw – oburzyła się. – Moja klientka, Freja Hörn. Pietsch ukradł jej motocykl.

Prokurator już nie słuchał, wpatrywał się maślanymi oczami we Freję. Thelma westchnęła, ujęła go pod ramię i odprowadziła na bok. Spojrzał na nią nieprzytomnie.

– Ona tak działa na wszystkich, tylko komisarz jest jakiś odporny – powiedziała pobłażliwie. – A wracając do sprawy…

W tym momencie wrócił Hagel, prowadząc bladego jak ściana leśniczego. Mężczyzna nie mógł się oprzeć, rzucił okiem na trupa i zaraz tego pożałował.

– I co tam mamy? – zapytał prokurator, który zdążył się już wyrwać spod uroku blondynki.

– Wygląda na to, że załatwił go odyniec. Wyjątkowo duża bestia, jak twierdzi leśniczy – odparł komisarz.

Rzeczony ekspert tylko pokiwał głową, walcząc, by zawartość żołądka pozostała na miejscu.

– To się świetnie składa, moja klientka może odzyskać motocykl – ucieszyła się Thelma.

– No, nie wiem – zaprotestował Hagel.

– Ależ panie komisarzu, chyba nie będzie pan twierdził, że motocykl mojej klientki zmienił się nagle w dzika i załatwił pańskiego uciekiniera? – zapytała Thelma, patrząc znacząco na koleżankę.

Freja parsknęła śmiechem, a komisarz się zaczerwienił.

– Panie prokuratorze, co pan na to? Motor nie ma nic wspólnego z przestępstwem. Moja klientka jest pokrzywdzoną w tej sprawie i nie widzę powodu, aby ten stan przedłużać – perorowała adwokatka.

Prokurator poczuł, że się z nią zgadza, jej argumenty brzmiały logicznie, po cholerę im motor. Po pół godzinie pisaniny Freja prowadziła Hildisvina traktem w stronę wyjścia z lasu.

– Dobra robota – odezwała się Thelma, kiedy znalazły się poza zasięgiem słuchu policjantów. – Nie naciskałaś zbyt mocno, akurat w sam raz, żeby za godzinę nie zaczął mieć wątpliwości.

– I wzajemnie – odpowiedziała Freja. – Wsiadaj, podrzucę cię do auta. Potem mam jeszcze coś do załatwienia.

Mecenas uniosła brew, ale nie zapytała, co takiego pilnego ma do zrobienia jej klientka i przyjaciółka.

 

***

 

Spacer z Argusem był dla Jörga Schulza rytuałem, zawsze wędrowali tą samą, prawie dwugodzinną trasą skrajem lasu wokół stadniny. Husky potrzebują ruchu, potrzebował go też Schulz, który przekonał się o tym, kiedy dwa lata wcześniej wylądował w szpitalu z zawałem. Pies miał być początkowo lekarstwem, szybko jednak stał się przyjacielem. Tym razem jednak Argus był niespokojny, stale odbiegał, ciągnął swojego pana głębiej między drzewa, koniecznie chciał mu coś pokazać. W końcu Jörg się poddał i ruszył za psem. Dotarli do kawałka ziemi, zrytego przez jakieś zwierzę, Argus zaczął kopać jak szalony.

– Zostaw, cały brudny będziesz!

Pies nie dał się odpędzić. W pewnym momencie Jörg sapnął z przerażeniem.

– Dość! – krzyknął i tym razem zwierzę posłuchało.

Z ziemi wystawały kości ludzkiej dłoni. Mężczyzna drżącymi rękami wybierał numer telefonu.

– Policja, mój pies znalazł chyba ludzkie zwłoki…

Przyczajona kilkadziesiąt metrów dalej kobieta ostrożnie wycofała się poza zasięg wzroku Schulza. Podeszła do leżącego pod drzewem dzika.

– No, Hildisvin, możemy jechać. Teraz przynajmniej rodzice będą mogli pogrzebać córkę – powiedziała.

Założyła na głowę kask motocyklowy i dosiadła dzika. Ruszyli w stronę drogi. Chwilę później słychać było ryk przyśpieszającego harleya.

Koniec

Komentarze

Ciekawe, czyta się błyskawicznie, błędów nie wyłapywałem, pochłonięty akcją, więc kolejny plus. Freja jako Młot Sprawiedliwości – pomysł całkiem interesujący. Hmmm… Twoje opowiadanie ma jedną cechę, która akurat mnie, bo niekoniecznie innym, może się nie podobać: Zło jest niemal jak zwykle opisane bardziej wnikliwie niż dobro. Osobiście zbyt wiele było tam dla mnie cierpienia tych dzieci na początku, a może nieco za mało kulminacji, gdy zło płaci może nie tyle jeszcze pełniejszą cenę, ale robi to dłużej, stając się bezradnym jak jego ofiary i w pełni to pojmując, jeśli wiesz, co mam na myśli. A tak ów zbrodzień zszedł był i nawet dobrze nie wiedział przy tym co, kiedy i za co go zmiażdżyło. Znaczy, nie dałaś mu odczuć równowagi między zbrodnią a karą. W sumie miał sporo szczęścia, bo gdyby trafił do systemu penitencjarnego, sami więźnoowie zadbaliby o tę równowagę. Motyw pojazdu pewnie też dlatego był jak dla mnie tylko dodatkiem. A, i jeszcze jedno: Ręka? To ile te zwłoki pod tą ziemią tkwiły?poza tym, jest dobrze (literacko). Pozdr

 

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Witaj Rrybaku, cieszę się, że Ci się podobało. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy dojdą do wniosku, że za dużo w tym opku brudu, ale coż, tak mi się wymyśliło. Początek jest taki, jaki jest, bo chciałam dobrze przedstawić Kurta tak, żeby nikt, ani przez chwilę nie miał wątpliwości, że to sukinsyn pierwszej klasy.

 

Znaczy, nie dałaś mu odczuć równowagi między zbrodnią a karą.

Szczerze mówiąc nie sądzę, żeby ten typ człowieka w ogóle był w stanie pojąć, że zrobił coś złego, a to podstawowy warunek, żeby taką równowagę między zbrodnią i karą odczuł. Już prędzej sam czułby się pokrzywdzony, wyrzekał, że cały świat staje przeciw niemu, a on w sumie nic złego nie robił, bo dzieciaki mogły przecież odmówić. Tak, jak to odczuł na sali sądowej, gdy jego przeprosiny nikogo nie przekonały.

 

A, i jeszcze jedno: Ręka? To ile te zwłoki pod tą ziemią tkwiły?

Cholera, masz rację. Na swoje usprawiedliwienia mam tylko pośpiech, z jakim powstawała druga część opka.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

:)

I pozdrawiam

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Przeczytane. Ależ potwora stworzyłaś : psychopata, socjopata, pedofil idt. Temat przyprawia o dreszcze, ale trzeba oddać facetowi, że swoje zasady miał ( 13+ ). Z mini potknięć pamietam : łeb dzika przez l i wylądował w szpitali, miast szpitalu, ale pisząc z telefonu nie wskaże dokladnego miejsca. Jeśli chodzi o opowiadanie : pomysł ciekawy, świetny styl z fajnym hm.. Luzem :) No i opis myśli Kurta bardzo wiarygodny. Pozdrawiam.

Miency, dzięki serdeczne za wizytę. No, tym razem postanowiłam faktycznie stworzyć bestię, żeby czytelnikowi nie było żal, gdy zginie. Cieszę się, że Ci się podobało. Dzięki za wskazanie baboli, niestety będą musiały pozostać do rozwiązania konkursu. Tak to jest, jak się pisze na ostatnią chwilę i walczy z czasem i klejącymi się powiekami.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Rzeczywiście lektura tego opowiadania jest płynna jak jazda harleyem :) Akcja poprowadzona z brawurą nie pozwala się nudzić.

Prowokowały uśmiechami, często jeszcze szczerbatymi.

To ile miały lat, te szczeniary? Wymiana zębów następuje między przed 13 rokiem życia, a pono bohater przestrzegał zasady 13+…

I jeszcze literówka

Kierowca zdjęli kaski

A poza tym super. Szacun i klik!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Fajne. Pasuje do Widarów. Z początku na blondynkę-lidera zareagowałem jak na feministyczny banał, ale potem pomyślałem, że to walkiria. Mogłem poznać Freję po kotach, ale nie skojarzyłem, bo powinny stanowić napęd motoru :) Dzik jest zdecydowanie za mały – do pasa. Mój pies kiedyś wygonił z chaszczy większego. Żeby był naprawdę duży, powinien mieć ze 150 w kłębie.

Witaj, Tsole, fajnie, że się podobało. Trochę miałam obawy, wstawiając to opko tutaj, ze względu na temat i bardzo mnie cieszy każda pozytywna opinia.

To ile miały lat, te szczeniary? Wymiana zębów następuje między przed 13 rokiem życia, a pono bohater przestrzegał zasady 13+…

No, nie do końca przestrzegał, uprawił seks ze starszymi dziewczynkami, jak zabawiał się z młodszymi, wolę nie opisywać.

 

Nikolzollernie, fajnie, że fajne. :) Z Freją trochę pograłam, z jednej strony zostawiłam całkiemsporo śladów: wspomniane przez Ciebie koty, ale też naszyjniek, uroda, na którą lecieli wszyscy mitologiczni facecie, no i była jeszcze nalepka z dzikiem na motorze. Z drugiej miałam nadzieję, że trochę moją boginią zaskoczę. Cieszę się, że mi się udało. :)

 

Dzik jest zdecydowanie za mały

Kurcze, nie sprawdziłam. Byłam tak pewna, że zwierzak sięgający dorosłemu facetowi do pasa jest ogromny, że nawet nie pomyślałam o sprawdzeniu. Poprawię, jak będzie można.

 

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jazda bez trzymanki przez socjopatyczny syf. Mocne, ale mocne i dobre. Ten zły, naprawdę zły i odrażający, motyw pojazdu ciekawy, tempo akcji nie pozwala się nudzić, porządnie napisane, przeczyłam bez żadnych zatrzymań i mimo brudu, który tu zagościł, jestem bardzo zadowolona z lektury.

Klikam.

Katiu, dzięki i za wizytę i za miłe słowa i za kliczka. To jest naprawdę fajne uczucie, czytać takie komentarze, jak Twój. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

W treści bardzo mocne. Świetne połączenie mitologii nordyckiej ze światem współczesnym. W formie już nie jest tak dobrze. Zaczynasz wprawdzie dość ostro, ale stopniowo atmosfera jakby się rozrzedzała aż do momentu, gdy notuję sobie, że „przegadana trochę ta scena przyjazdu motocyklistów” a chwilę potem „całość też, jakby lekko przeciągnięta”. Jednak od przyjazdu Thelmy, im dalej w tekst, tym jest lepiej. Gdy porzucasz rzeczywistość a wkraczasz w mitologię, to jakbyś dostawała skrzydeł. Wszystko co jest dalej, wciąga a miejscami nawet uwodzi. W sumie jak najbardziej, bibliotecznie, mi się podobało.

 

Dla lepszego podobania i wyczucia klimatu polecam „Danheim – Folkvangr”

https://www.youtube.com/watch?v=xWMU8XalsvE

 

Trochę pośpiechu widać w literówkach i innych takich jak poniżej:

wizerunek lba

Kierowca zdjęli kaski  (było)

siodełko motoru. (motor to WZK albo SHLka, ewentualnie junak – na pewno nie harley)

krwiścieczerwona tesla,

plamy moczu, wyrastającej

kły bez problemu przebiły skórę (dzik nie na kłów)

wylądował w szpitali

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Przeczytane ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Fizyku, fajnie Cię tu widzieć. Cieszę się, że Ci się podobało i dziękuję za kliczka. :)

Scena przyjazdu motocyklistów może faktycznie trochę przegadana, ale z drugiej strony zależało mi, żeby przedstawić Freję, bez pisania wprost, kim jest. Jakoś tak się wkręciłam w mitologię, sama nawet nie wiem, jak to się stało. I na pewno pojawią się jeszcze inne teksty z bogami (nie tylko nordyckimi) w tle.

Pośpiech faktycznie był, chwilami miałam nawet ochotę dać sobie spokój i zrezygnować z udziału w konkursie. Skutkiem są te nieszczęsne literówki. Nawet przejrzałam tekst przed wrzucieniem na stronę, ale byłam już tak padnięta, że połowa rzeczy mi umknęła. Aż się boję, co będzie, kiedy wpadnie tu Reg.

Co do baboli merytorycznych, motor potraktowałam po prostu jako synonim słowa motocykl. Przyznaję, że kompletnie nie znam się na sprawach technicznych i nie mam pojęcia czym się różni motocykl od motoru.

Natomiast dzik jak najbardziej ma kły. To akurat sprawdziłam:

Uzębienie dorosłego dzika składa się z 44 zębów o następującej formule 3 1 4 3 / 3 1 4 3. Kły w uzębieniu stałym są silnie rozwinięte. Kły dolne odyńców są szczególnie długie i szablasto wygięte (szable). Kły górne (fajki) są mniejsze i mają inny kształt, zbudowane z zębiny nieco twardszej, spełniają rolę osełki, o którą ścierają się szable. Kły loch (haki) są znacznie krótsze i mniejsze. Na zewnątrz są zupełnie niewidoczne, podczas gdy kły (oręż) odyńców wyraźne wystają ponad wargę. http://www.lowiecki.pl/biologia/dzik.php

A, i dzięki za linka, spodobało mi się. :)

 

Wikedzie, dziękuję. (Nie)cierpliwie czekam na komentarz. :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, cześć! Na początku to co rzuciło mi się przy okazji w oczy:

 

…wraz z czytelną sugestią, że i tak nikt nikt im nie uwierzy i tylko sobie narobią kłopotów. – za dużo grzybków w barszczyku.

 

W oczy rzucał się też wizerunek lba groźnie wyglądającego dzika – literówka.

 

Kierowca zdjęli kaski i przywódca okazał się… jasnowłosą kobietą – literówka.

 

Zazgrzytały metalowe nogi krzeseł, ciągniętych po betonie. – Tu coś nie brzmi. Mówisz o nogach, więc jak już coś to ciągnięte. Ale ja bym przerobił to zdanie jakoś na bardziej przyswajalne :)

 

Las, którym gardził  sprzysiągł się przeciwko niemu. Gałęzie darły mu ubranie i drapały twarz, korzenie i kamienie jakby specjalnie wyrastały przed jego nogami. Co rusz potykał się i przewracał, podnosił i biegł dalej. Mięśnie drżały mu ze zmęczenia,… – trochę dużo zaimków. Wywalić chyba można np. jego.

 

Moje klientka jest pokrzywdzoną w tej sprawie i nie widzę powodu, aby ten stan przedłużać – literówka.

 

…kiedy dwa lata wcześniej wylądował w szpitali z zawałem. – literówka.

 

Plus jeszcze parę razy zgrzytnął mi gdzieś szyk zdań. Prócz tych drobnostek czytało się bez potknięć, płynnie i gładko.

Co do treści: Co najważniejsze to to, że wciągnęło mnie od samego początku. Jak dla mnie bardzo fajnie wyważyłaś styl i język. Mam na myśli, że wszelkich wulgarnych określeń itp. nie było ani za dużo, ani za mało. Dzięki tym wszystkim dupeczkom itd. lepiej wsiąkałem w psychikę bohatera. A tam, gdzie trzeba było spuścić z tonu, robiłaś to. Choć nie od razu rozkminiłem, że motor przeobrazi się w dzika, to od razu wiedziałem, że ów pojazd wymierzy pedofilowi zasłużoną karę. Fajnie wplecenie mitologii nordyckiej. Odkąd tylko przeczytałem o runach na kurtkach i poznałem imiona motocyklistów zajarałem się jeszcze bardziej :P Końcówka zatem nie zaskoczyła mnie, jednak była satysfakcjonującym zwieńczeniem bardzo przyjemnej lektury :)

Pozdrawiam!

 

Realuc, dzięki za wskazanie baboli, poprawię, kiedy będzie można.

Cieszę się, że Ci się podobało.

 

Jak dla mnie bardzo fajnie wyważyłaś styl i język. Mam na myśli, że wszelkich wulgarnych określeń itp. nie było ani za dużo, ani za mało. Dzięki tym wszystkim dupeczkom itd. lepiej wsiąkałem w psychikę bohatera.

Ta część Twojej opinii ucieszyła mnie szczególnie. Nie jestem wielkim zwolenikiem wulgaryzmów, ale one istnieją i czasem nie da się bez nich obejść. Staram się używać ich ostrożnie i cieszę się, że mi się udało. Pozy tym mogłabym zużyć cały limit znaków na opisanie tego, jak wstrętnym facetem był Kurt, a nie osiągnęłabym takiego efektu, jak każąc mu myśleć o dzieciach jako o dupeczkach.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Bardzo mocny początek z sugestywnym przedstawieniem bestii. Robi wrażenie. Później akcja staje się wartka, przypomina kryminał połączony z przygodówką. Nie odczułam, żeby scena pojawienia się motocyklistów była przegadana. Dobrze opisałaś Freję.

Od początku było wiadomo, że bestia musi ponieść karę, ale opowiadanie jest tak dobrze napisane, że nie przeszkadza pewna przewidywalność fabuły. Podobało mi się też konsekwentne nawiązywanie do niemieckich realiów i postać adwokatki. Biegnę zgłaszać do biblioteki :)

ANDO, dzięki za wizytę i za klika. Miło mieć kolejnego zadowolonego czytelnika.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hejka! 

Przyznam, że mnie akurat zakończenie zaskoczyło (dzik), i to bardzo pozytywnie. Czuło się satysfakcję kiedy ten dzik zajmował się Kurtem ;D 

Jest dosyć wulgarnie, ale akurat w tym opowiadaniu bardzo to pasuje. Rozbrajały mnie poniektóre myśli “bohatera” → “Po chuj jej terapia – zastanawiał się w duchu” ;D

Niezłego wariata udało Ci się stworzyć. Scenki jazd na motocyklu, również nieźle wyszły. 

Było i zabawnie i trochę obrzydliwie ( w pozytywnym słowa znaczeni, jeśli w ogóle tak to można ująć). Opowiadanie wciąga i można przez to przypalić pizzę w piekarniku ( całe szczęście tylko trochę). 

Wpadłem tu z Twojego linku, który zamieściłaś pod moim tekstem i przyznam, że było warto! 

Niby 30 tys znaków, a tak szybko zleciało. To też trzeba umieć ;) Super. 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

NearDeath, dziękuję i przykro mi z powodu pizzy, choć to dla mnie komplement, że o niej zapomniałeś, czytając moje opko. ;)

Cieszę się, że Ci się spodobało. Starałam się tak przedstawić Kurta, żeby czytelnikowi nie było go żal i nie miał wątpliwości, że skubany na to zasłużył.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Teraz mam przestrogę, że przy czytaniu Twoich następnych opowiadaniach, nie należy nastawiać piekarnika :) → już wchodzę na Twój profil, by ustawić sobie coś do kolejki ;) 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

:)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Co za wredna bestia :(.

Rzeczywiście, trochę za dużo tego wstępnego brudu. Błeee… Za to piszesz tak, że czyta się jakbyśmy wsiedli na tego harleya – gazu i z górki!

Masz dar, dziewczyno! Jeszcze trochę dołożyć sensu (bo nie ukrywajmy, to opko to taki bibelocik, błyskotka) i będzie super dobrze :).

Trochę byczków (pewnie się powtórzę, ale literówki można chyba poprawiać zawsze?):

– “oszacowali, że było ich pięćdziesiąt cztery” – szacuje się z grubsza, a 54 to dokładna liczba;

– “gazetach i Internecie” – czemu Internecie dużą?;

– “wizerunek lba” – łba;

– “Kierowca zdjęli kaski” – hę?;

– “bawiących się z kotami maluchów” – maluchy to chyba rodzaj nijaki, to wolałbym “bawiące się maluchy”;

– “zaparkowanyh motorów” – literówka;

– “co go pokusiło” – i tu;

“ plamy moczu, wyrastającej” – mocz to ciecz, czyli rozlewa się, a nie wyrasta;

– “wylądował w szpitali” – literówka;

– “kilkdziesiąt metrów” – tu.

 

Świetnie napisane, acz jakiejś większej głębi zabrakło.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Melduję, że bilet został skasowany.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki Staruchu i za ten “dar” i za kliczka, bo moje opko w Bibliotece to chyba Twoja robota. :)

Baboli rzeczywiście sporo się wkradło, ale chyba jednak poprawiać już nie można. :(

 

– “oszacowali, że było ich pięćdziesiąt cztery” – szacuje się z grubsza, a 54 to dokładna liczba;

Chodziło mi o to, że tyle zdołali mu udowodnić, ale masz rację czasownik sobie wybrałam do kitu.

 

– “gazetach i Internecie” – czemu Internecie dużą?;

A bo SJP PWN sobie życzy: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Internet-czy-internet;228.html

 

Świetnie napisane, acz jakiejś większej głębi zabrakło.

Staruchu, prosta dziewczyna jestem, lubię opowiadać historie i nie staram się wkładać w nie kolejnych warstw. ;)

Poza tym, opisuję bestię, a bestie są w gruncie rzeczy proste, jak konstrukcja cepa i nie ma w nich żadnej głębi. To ludzie, którzy uważają, że są pępkiem świata i mogą wykorzystywać innych do zaspokajania własnych potrzeb, albo realizowania własnych wizji. Nie ma w nich żadnych uczuć, żadnej filozofii, to po prostu skrajna postać egocentryzmu.

Jakie głębokie prawdy mogłam przekazać? Rybak sugerował, że

zło płaci może nie tyle jeszcze pełniejszą cenę, ale robi to dłużej, stając się bezradnym jak jego ofiary i w pełni to pojmując, jeśli wiesz, co mam na myśli. A tak ów zbrodzień zszedł był i nawet dobrze nie wiedział przy tym co, kiedy i za co go zmiażdżyło.

Fajnie, tylko, że ja w to nie wierzę, bo bestii w ogóle nie da się ukarać, jeśli wsadzisz ją do więzienia, albo posadzisz na krześle elektrycznym, to będzie się czuła ofiarą. I nie wierzę, że może się zmienić. Gdyby bestia mogła zobaczyć siebie taką, jaką w rzeczywistości jest, musiałaby od razu palnąć sobie w łeb, bo żaden normalny człowiek nie udzwignie takiego bagażu. Bestia będzie do końca przekonana, że wszyscy są przeciwko niej, jak Kurt po swoich źle przyjętych przeprosinach.

Z drugiej strony mogłam gdzieś tam wcisnąć postać matki czy ojca, którzy go skrzywdzili. Tylko że odrzuca mnie od tezy, że sami sobie tworzymy potwory. Guzik mnie obchodzi, czy był w dzieciństwie bity, czy nie. Jeśli był, tym gorzej, bo zna to uczucie bezradności.

Cokolwiek mądrego próbowałabym napisać, byłoby w gruncie rzeczy kłamstwem. Zło jest tak cholernie (przepraszam za plagiat) banalne, że czuję się wobec niego bezradna. Potraktuj więc brak głębi jako głębię właśnie. ;)

 

Śniąca, fajnie, że nie jadę na gapę. Wyczekuję komentarza. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Internet dużą? Nie zgadzam się :).

Ale skoro tak, to pamiętam, że pod koniec tekstu miałaś “internet” :P.

Staruchu, prosta dziewczyna jestem, lubię opowiadać historie i nie staram się wkładać w nie kolejnych warstw. ;)

I to właśnie szkoda. Bo na razie jesteś świetną rzemieślniczką. Ale żeby być pisarką pełną gębą, brakuje Ci właśnie tych znaczeń. Może nie w tym tekście, bo też nie mam pojęcia, co tu możnaby wpleść, ale w innym? Próbuj!

SZ drugiej strony mogłam gdzieś tam wcisnąć postać matki czy ojca, którzy go skrzywdzili.

Brrr.. Jak ja tego nie cierpię. Cały świat winny, tylko nie konkretne indywiduum. A co z tymi, co piekło przeszli, a za zabijanie się nie wzięli?

Zło jest tak cholernie (przepraszam za plagiat) banalne

To może o tym napisz? Weź się jakoś z tym za bary, oswój choć trochę, spróbuj… hm, może nie zrozumieć całkowicie, ale jakoś tam spróbować?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ale skoro tak, to pamiętam, że pod koniec tekstu miałaś “internet” :P.

Ups.

 

To może o tym napisz? Weź się jakoś z tym za bary, oswój choć trochę, spróbuj… hm, może nie zrozumieć całkowicie, ale jakoś tam spróbować?

Zmierzyć się ze złem, mówisz, może i spróbuję. ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A coś Ty się tak Staruchu uczepił jak rzep psiego ogona tego prostego zła? Ja tam myślę Irko-podobnie, zło jest banalne i nie potrzebuje zaprawdę dorabiania ideologii. A Internet dużą literą – tak mnie uczyli:p I drżyj czytelniku, gdy Irka napisze takie opko, będzie zimne, za to my w wielkiej bojaźni z niepokojem będziemy zerkać na kolejną linijkę, lecz przykuci do fotela nie wstaniemy zanim nie doczytamy do końca xd

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ależ ja się niczego nie uczepiłem :). Wolę tylko ciut głębi. 

A zło proste nie jest. Albo raczej – najgorsze jest takie, które nie jest proste. Które wymyka się racjonalności, rozumowi. Bo jakże to tak? Przykładny ojciec dzieciom, a zastrzyki z fenolu robił? Jak to się da połączyć w jednej głowie?

A skoro się da, to… Co z moją głową?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Głowa Twoja w spokojności, tj. bezpieczna, gdyż zło to zło, nawet się nie maskuje, gdyż to inne kategorie, wiesz “wypełniał rozkazy”, “rolę”, a że poza tym to normalne, brrr niestety.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nie wydaje mi się.

Poczytaj trochę o czasach Stalina. Strach tak olbrzymi, że pchał ludzi do robienia potworności. Bo skoro wszyscy tak robili…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wystarczył mu baraczek na kampingu pod Grossdorfem. Pełnił tam rolę zarządcy, co zapewniało mu dopływ lewej gotówki

Kierowca zdjęli kaski → literówka?

Niezłą jazdę zafundowałaś. Tekst czytało się z prędkością harleya pędzącego po autostradzie :D Wprowadzenie na start kontrowersyjnego bohatera – zwyrodnialca było jak zarzucenie haczyka do jeziora – łyknęłam, by dowiedzieć się, jaki los zaserwujesz skur…bykowi.

Świetnie napisane, trzyma w napięciu, dozujesz akcję odpowiednio, by utrzymać ciekawość czytelnika – takie ja miałam odczucie :)

Podobało mi się :)

 

Irko:), wisiało mi w pamięci, ciągle, Twoje opowiadanie. Wreszcie do niego dojechałam.:) Będę pisała po czytelniczych odczuciach i nie uraź się. Prawie jestem pewna, że tak się nie stanie, lecz prawie dziewięćdziesiąt dziewięć procent to przecież nie sto. 

Tytuł dla mnie nie za dobry przez Bulle, ponieważ zero odniesień, a jedyne dostępne to z francuską grą, która kojarzy mi się nad wyraz przyjemnie. Pytanie, czy tytuł musi w jakimś stopniu spoilerować. Chyba niekoniecznie, więc ok. 

Początek, dla mnie trochę rozwleczony. Przydałoby się mocne zdanie na początek. 

……

Po przeczytaniu. Spójne i bezbłędne. Jak to zrobiłaś, że nie ma krzty przecinka do poprawienia, niezręcznego sformułowania, a wszystko w punkt pasuje do tego właśnie opowiadania. Zdaje mi się, że może zacząć się cykl opowiadań o Freji (nie wiem czy dobrze odmieniłam z tym i), Hildisvin i adwokatce!:) oraz może komisarzu Hagenie. Ja w każdym razie zdecydowanie jestem na TAK. 

Teraz o spójności: wyważona narracja, dokładna, acz nie przesadnie. Podobnie jak inni biegłam przez tekst. Jest interesujący. Przypomina mi skandynawskie kryminały. Bardzo rasowe pisanie.

Treść nie jest moja ulubiona, lecz nie przez psychopatę. Raczej dlatego że zupełnie zarzuciłam już czytanie thrillerów, kryminałów i podobnych, które nie wiem do jakiego gatunku/rodzaju zaliczyć. Dla mnie najciekawsza była para – Hildisvin i Freji popełniać błędy to konsekwetnie z tą odmianą), zdecydowanie warta rozwinięcia. Przypomniały mi się filmy/serial o trzech czarodziejkach i ich walce z demonami.

Wracając na chwilę do strachu i zła, chyba najstraszniejsze były dla mnie książki Pierra Lemaitre z tamtego mojego okresu, bardzo, bardzo plastyczne (Koronkowa robota; Ślubna suknia; Do zobaczenia w zaświatach). Nie wyobrażałam sobie, jak można coś takiego wymyślić, jak to się dzieje. Na spotkaniu z nim byłam zdumiona jakim ujmującym jest człowiekiem. Mówił o sobie, że jest rzemieślnikiem, szewcem. Dostał Goncourtów za „Do zobaczenia w zaświatach” – tej nie czytałam jeszcze, a może być fajna  (pierwsza z innego gatunku). Przysięgłam sama sobie, że nie tknę już jego thrillerów, bo mi serce przestanie bić.

 

I znowu wracając do Twojej opowieści – początek już nie wydaje mi się zbyt rozwleczony, jest akuratny do całości.

Podoba misię też to, że różnicujesz narrację, przenosisz nas w różne miejsca, pokazujesz postaci drugoplanowe. Tak jak w dłuższej opowieści. 

 

Ha, a jedną literówkę znalazłam:

‚Moje klientka

 

Zwrócę się o nominację, bo zaimponowałaś mi stylem (będzie tak po coboldowemu – zazdroszczę), w jakim napisałaś to opowiadanie! 

 

pzd srd:), a

PS. Wygooglałam tego bulle i po niemiecku to… a może zróbcie to sami:DDD

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Aryo, dzięki serdeczne za wizytę i fajnie, że jazda bez trzymanki, którą Wam zafundowałam przypadła Ci do gustu. :)

 

Asylum, z tytułem całkowicie się zgadzam. W ogóle to zabawna historia, właściwie od momentu, kiedy zaczęłam pisać to opko, myślałam o tytule Zbrodnia i kara, ale Drakaina była szybsza. Później cały czas myślałam o tym, że trzeba będzie wymkombinować coś innego. Aż, kiedy wrzucałam opko, krótko przed północą, zdałam sobie sprawę, że kurcze, nie mam tytułu. To było pierwsze, co przyszło mi do głowy. Jeśli chodzi o znaczenie, fakt, po niemiecku, ale Bulle ma więcej niż jedno znaczenie.

Cieszę się, że opko Ci się podobało, choć poprawek jest zdecydowanie więcej. Pisanie na ostani moment ma niestety swoje konsekwencje.

Starałam się jakoś dawkować emocje, żeby tego dołka nie było za dużo. Cieszę się, że doceniłaś Thelmę. Na pewno obie jeszcze się pojawią, kto wie, może w towarzystwie Hermesa. ;)

Szczerze mówiąc też nieczęsto sięgam po thrillery. W tym wypadku wiedziałam, jak się ta historia skończy, a to zupełnie zmienia postać rzeczy. ;)

 

Asylum, Katiu, dziękuję za nominacje. Kurcze, to naprawdę fajne uczucie się tam zanleźć. :D

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Staruchu, dopiero teraz zauważyłam, że tu się wymiana zdań zdarzyłaJ

Przykładny ojciec dzieciom, a zastrzyki z fenolu robił?

Jak chcesz wyładować złość rozwalając kijem bejsbolowym auto, to nie będziesz rozwalał własnego. Rodzone dzieci były jego autem, a przykładnym ojcem był dopóki dzieciaki ślepo go słuchały.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jak chcesz wyładować złość rozwalając kijem bejsbolowym auto, to nie będziesz rozwalał własnego. Rodzone dzieci były jego autem, a przykładnym ojcem był dopóki dzieciaki ślepo go słuchały.

Za proste to. Poza tym…

Temat dzieci jest tymczasowo dla mnie tabu :P

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ok, to już milczę. ;P

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko:), ze znaczeniem wiem, że kilka, jeśli googlować to porządnie:p.

 

Staruchu:), męczy mnie to zło, więc wybrnę dyplomatycznie, może być różnie:p  Może nie strach w przypadku tych dobrych, lecz instynkt przetrwania – biologia?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, ludzie mogą się wkręcić w zło, ze strachu, bo tak łatwiej, ale prawdziwe bestie to inna sprawa.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Strach jest pokrywką biologicznego garnka, tak myślę.:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Co to są “prawdziwe” bestie? Te co to robią, bo lubią, a te, co to robią ze strachu, tak naprawdę – czym się różnią??

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Co to są “prawdziwe” bestie? Te co to robią, bo lubią, a te, co to robią ze strachu, tak naprawdę – czym się różnią??

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Te co ze strachu, niewinne, tamte też, lecz genetyka. Tu mnie się nie pytaj, gdyż sam ten strach do dyskusyi wprowadziłeś?, więc odpowiedz;)

O, przyszła mi do głowy, że więcej może być tych kategorii – tych świadomych bądź półświadomych. trzeba byłoby naprzód jakieś kryteria wprowadzić, lecz nie samego zła, bo to łatwo – przez zachowanie i konsekwencje.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

A czy – bestia to nie bestia, niezależnie od motywów?

I wtedy – a czego potrzeba, bym JA stał się bestią? Czy naprawdę dużo??

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dużo. Najpierw, co to jest bestia, jakie zachowania, bo o nich mówimy, odpuszczając psychologizmy na razie, aby wyczyścić tło; potem “lecimy” z możliwym zrozumieniem (tak, owak, siak, pytania); dalej badanie naszych nastawień, przekonań; na samym końcu może-nie może będzie warto powrócić do relacji między elementami.

Mało, jeśli podejdziemy inaczej, więc podejdźmy do płota (nie jak Kargul z Pawlakiem, płot to problem. Ty – niemożliwe, to się nie zdarzy, a przynajmniej prawdopodobieństwo pomijalne. Nawet wyobrażając sobie ekstremalne sytuacje, nie potrafię tego wymyślić, abyś notorycznie je łamał, prędzej sam się złamiesz. Upadki tak, to ma każdy. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum – nie zgodzę się.

Naprawdę niedużo. Zależy od warunków. Umierałas kiedys z głodu? Z pragnienia? Ze strachu? O siebie? O dzieci?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bardzo dużo. I ja się nie zgodzę. To się tylko tak nam wydaje.

Motywy o których piszesz są potężne, zgoła porażające jestestwo, dlatego napisałam o biologii i instynkcie przetrwania, do tego dochodzi chronienie potomstwa. To właśnie może być jedna z kategorii, jednak, aby rozmawiać za mało o nich wspomnieć. Potrzebne byłoby konkretne pytanie,  a wtedy pewnie utoniemy w dyskusji…

Jak bym się zachowała, nie wiem? Pewnie walczyłabym o życie, poszukiwała potencjalnych źródeł wsparcia, rozpoznawała mechanizmy rządzące sytuacją, w której się znalazłam, w jakimś stopniu przystosowałabym się, starając zachować przyzwoitość w swoim mniemaniu. Jak widzisz pojawiają się tutaj kolejne wątpliwości i nieostrości, bo co to znaczy przyzwoite, mniemanie, przystosowanie. 

Dopóki nie znajdziemy się w takiej sytuacji, to pewności mieć nie będziemy. Truizm i prawda zarazem. Nie mam przesadnie dobrego mniemania o ludziach w ich masie i jednostkowym bycie, a jednak dorastają do życia, sytuacji (przy czym od razu dodam, że bohaterstwo umiarkowanie mnie interesuje).

Łodpowiedziałam:)

 

Edit: Czekaj, czekaj, pod czyim opkiem my tak swawolnie sobie poczynamy?… Irko, ups przepraszam za offtop. Przekładamy Staruchu, może jeszcze znajdzie się okazja do rozkminienia i wymiany:)

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dobrze czytało mi się Twoje opowiadanie, Irko. Chwyciło mnie w swoje szpony i nie puścilo do końca. Jeden błąd popełniłaś natomiast dość znaczący ;) Kurt powinien umierać o wiele dłużej. Najlepiej zatłuczony gołymi pięściami. Najlepiej przeze mnie. Takie emocje wywołałaś u mnie. Także ten: brawo. W poniższych zdaniach w słowie 'lba' oraz 'Kierowca' znalazłem literówki. Niestety mie mogę wyboldować, ponieważ piszę z telefonu ;) W oczy rzu­cał się też wi­ze­ru­nek lba groź­nie wy­glą­da­ją­ce­go dzika, zdo­bią­cy bak po­jaz­du. Wła­ści­ciel har­leya był drob­ny, ale ce­chu­ją­ce go pew­ność sie­bie i wład­cza po­sta­wa, wi­docz­ne na pierw­szy rzut oka, nie po­zo­sta­wia­ły wąt­pli­wo­ści, że to on jest w tej gru­pie sam­cem alfa. Kie­row­ca zdję­li kaski i przy­wód­ca oka­zał się… ja­sno­wło­są ko­bie­tą, nie­je­dy­ną w tym to­wa­rzy­stwie, ale nie­wąt­pli­wie naj­pięk­niej­szą. Pozdrawiam Cichy0

Staruchu, Asylum, dlaczego najciekawsze dyskusje toczą się, kiedy ja już spię? I, Asylum, to nie był offtop. :)

Dla mnie zło jest naprawdę proste jak konstrukcja cepa, liczą się tylko ja, moje potrzeby, moje pragnienia i mam w czterech literach całą resztę, która istnieje tylko po to, żeby moje potrzeby spełniać. W tym nie ma nic skomplikowanego. I to jest przypadek Kurta.

Czy można zmienić się w besię. Można. Skoro nie chcesz, Staruchu, o dzieciach, to inaczej. Członkowie Einsatzkommado w czasie wojny to byli zwykli ludzie, przynajmniej początkowo. Zawierzyli Hitlerowi i niespecjalnie się zastanawiali, co właściwie chce z Żydami zrobić, a kiedy się przekonali, okazało się, że nie wszyscy potrafią. Himmler i spółka całkiem otwarcie mówili, że rozwiązanie problemu przeciąga się ze względu na czynnik ludzki.

Niektórzy rezygnowli, wbrew pozorom nie oznaczało to z automatu czapy, a tylko przeniesienie do innych obowiązków, utratę przywilejów i pewnie możliwości awansu. Pewnie nawet później uważali się za przyzwoitych ludzi. Oczywiście to ich nie usprawiedliwia, wiedzieli już, jakiemu systemowi służą i najczęściej nic z tym nie robili. Są winni jak cholera. Czy są bestiami? Czy postawiłabym ich przed sądem? Nie, bo uważam, że mamy prawo wymagać od innych minimum przyzwoitości, ale nie bohaterstwa.

Czemu inni nadal to robili? Bo się opłacało. Człowiek ma niesamowitą umiejętność racjanalizowania największych zbrodni. Budowania we własnej głowie murów, konstruowania sprytnych mechanizmów obronnych, wszystko po to, żyby wyjaśnić usprawiedliwić swoje zachowanie.

Po wojnie niektórzy z tych ludzi już tak zasmakowali się w tym, co robili, że przenieśli te zachowania do rodzin i swoich małych społeczności. Stali się na trwałe bestiami. Gdyby postawić ich przed sądem, będą przekonywać, że nic złego nie zrobili, będą czuć się ofiarami. Ale inni oddzielili tę “służbę” od reszty życia i stali się normalnymi ludźmi, którzy tylko czasem (taką przynajmniej mam nadzieję) budzą się w nocy z krzykiem, zlani potem. Ci pewnie tłumaczyli by się rozkazami.

Czy można stać się bestią z głodu, dla obrony rodziny? Moim zdaniem nie. Jeśli robisz złe rzeczy pod przymusem, ratując swoich bliskich, nie jesteś bestią. W obozach koncentracyjnych nie zawsze ludzie się nawzajem wspierali, kradli sobie chleb, zabierali ubrania. Czy nazwałbyś ich bestiami? To były ofiary. Ludzie są czasem silniejsi, a czasem słabsi i nie można tych słybszych nazwać bestiami.

Generalnie uważam, że nie można stać się bestią wbrew swojej woli. Jeśli ktoś pakuje się w ideologię, która otwarcie mówi, że jedni są lepsi od innych, jest sam sobie winien.

 

Cichy, dzięki za przeczytanie. Kurcze, podziałało na Ciebie rzeczywiście mocno, ale jestem przekonana, że gdybyś go dostał w swoje ręce, zdołałbyś się powstrzymać. Dla takich jak on szkoda marnować własne życie.

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka, oczywiście z zatłuczeniem kogokolwiek czymkolwiek to delikatnie przejaskrawiłem ;)

:)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko…

Dla mnie zło jest naprawdę proste jak konstrukcja cepa, liczą się tylko ja, moje potrzeby

No to pojechałaś ;). Najpierw kupujesz chleb wszystkim bezdomnym w okolicy, a potem z okruszków robisz śniadanie? Oczywiście, że każdy jest egoistą. Oczywiście, czasem altruizm jest świetną strategią, która służy jednostce (mnie).

Niektórzy rezygnowli

Byli tacy? Jednostki chyba. Oni po prostu pracowali – że to mordowanie ludzi było? E tam – nazwiemy ich TRUPami, Żydami, zlepkami komórek… Da się? Da się!

Czy można stać się bestią z głodu, dla obrony rodziny? Moim zdaniem nie

Nie? A jeśli boisz się tak bardzo, że jesteś najgorliwszym wykonawcą zbrodniczych poleceń? Jesteś bestią czy nie? Wszak nie musisz tego robić, prawda? Twój wybór!

Jeśli ktoś pakuje się w ideologię, która otwarcie mówi, że jedni są lepsi od innych, jest sam sobie winien.

Ech, jak ja lubię te lewicowe idee (bo sam w nie kiedyś wierzyłem). Zacznę demagogicznie – czyli zawodów sportowych już nie urządzamy ;)?

A serio – urawniłowka już była. I skończyła się… źle. Nie, ludzie nie są równi. Natomiast nazewnictwo “lepsi” to własnie taka demagogia, ale z drugiej strony. Bo jeśli ktoś powie, że wegetariańscy, posługujący się biernym oporem, nie krzywdzący nikogo buddyści są lepsi od innych, to będzie to prawda czy nie?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Oczywiście, że każdy jest egoistą.

Jest, ale to kwestia skali.

 

A jeśli boisz się tak bardzo, że jesteś najgorliwszym wykonawcą zbrodniczych poleceń?

Kto się nie pchał do partii, nieważne czy nazistowskie,, czy komunistycznej nie musiał wykonywać żadnych zbrodniczych poleceń.

 

A serio – urawniłowka już była.

Urawniłowka?! To że nie uważam, że dobry niemiecki aryjczyk jest lepszy od żyda, a dobry polski katolik od muzułmanina z Syrii to urawniłowka i demagogia? Jasne, że ludzie nie są równi, są mądrzejsi i głupsi, pracowici i leniwi, przedsiębiorczy i nie, ale chyba mi nie powiesz, że tych głupich to można się pozbyć. A takie ideologie miałam na myśli. A z lewicowych idei też wyrosłam. ;)

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jest, ale to kwestia skali.

Tzn? Jak ukradnę 5 zł, to jest to kradzież, a jak milion – bunt przeciw systemowi? Nie, to nie kwestia skali, tylko okoliczności.

Kto się nie pchał do partii

Serio? Tak to działało? Heroiczni sie nie zapisywali? Cóż, ja to inaczej pamiętam.

Jasne, że ludzie nie są równi, są mądrzejsi i głupsi, pracowici i leniwi, przedsiębiorczy i nie

Czyli – ludzie nie są równi, tak? I można promować pewne postawy, tak? Bo ci, którzy nie biją żon czy nie kradną, są chyba lepsi z punktu widzenia społeczeństwa, tak? 

A Ty lewicową modą generalizujesz. “Jeśli ktoś pakuje się w ideologię, która otwarcie mówi, że jedni są lepsi od innych, jest sam sobie winien”. Ja to powiedziałem?

I owszem, popieram taką ideologię, która mówi, że grzeczne dzieci są lepsze od łobuzów, pracujący od złodziei, normalni od psychopatów. Ale to oczywiście jest problem, bo przecież – wolność, równość, braterstwo. Bzdura! W imię tych głupot zabito już miliony ludzi!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie, to nie kwestia skali, tylko okoliczności.

Czyli w innych okolicznościach Hitler mógłby być fantastycznym facetem? A mój Kurt pracowałby w Amnesty International? A jakież to okoliczności sprawiły, że Hitler stał się bestią? Bo dostał w dupę w czasie pierwszej wojny, a może to dlatego, że go nie przyjęli do akademii?

Każdy, a przynajmniej większość z nas ma w sobie sporo egoizmu i to w gruncie rzeczy jest zdrowe, ale jednocześnie normalni ludzie stawiają sobie jakieś granice. Bestie ich nie mają, inni mają im służyć, cały świat należy do nich.

 

 

A Ty lewicową modą generalizujesz. “Jeśli ktoś pakuje się w ideologię, która otwarcie mówi, że jedni są lepsi od innych, jest sam sobie winien”. Ja to powiedziałem?

Nie, ja to powiedziałam, ale pisząc lepsi miałam na myśli całe narody czy grupy społeczne. I nie widzę problemu w tym, że uważasz, że grzeczne dziecko jest lepsze od łobuza. Natomiast zobaczę problem, kiedy powiesz, że grzeczne polskie dziecko jest lepsze od grzecznego syryjskiego albo żydowskiego dziecka.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Czyli w innych okolicznościach Hitler mógłby być fantastycznym facetem?

A pewnie mógł. A Stalin mógł zostac popem. Ale ja przecież nie o tym. A o tym, że w każdym (tak mi się zdaje) siedzi bestia – w jednym mniejsza, w innym większa. I od okoliczności zależy, czy się uwolni.

pisząc lepsi miałam na myśli całe narody czy grupy społeczne

No właśnie. Z tym jest zawsze problem – “powiedziałem/am to, ale co innego miałem/am na myśli”. Wybacz, ja w Twojej głowie nie siedzę! I przyjmuję Twoje słowa tak, jak są napisane. I wychodzą bzdury, co Ci wykazałem! Oczywiście, mogę domniemywać Twoich intencji. Ale byli już tacy, co krzyczeli “władza w ręce ludu”, “koniec wyzysku mas pracowniczych” itd., a jak się to skończyło, to trochę pamiętam, a sporo czytałem. Tragedią w każdym razie!

Natomiast zobaczę problem, kiedy powiesz, że grzeczne polskie dziecko jest lepsze od grzecznego syryjskiego albo żydowskiego dziecka.

I znowu, lewicową metodą, chcesz mi wepchnąć w usta słowa, których nawet na myśli nie miałem. To jest Wasz problem – przerabiacie swiat według własnych wyobrażeń. I potem… Wychodzi, jak wychodzi :/

 

Reasumując – są ideologie, które otwarcie mówiąc, że jedni są lepsi od innych, mają rację? Tak? Nawet lewica ma furę takich ideologii.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

I od okoliczności zależy, czy się uwolni.

I tu się nie zgadzamy, to zawsze zależy od człowieka.

 

Oczywiście, mogę domniemywać Twoich intencji.

No, mogłeś. Ja Ci tu piszę o nazistach, a ty mi z komunistami wyskakujesz. :/

znowu, lewicową metodą, chcesz mi wepchnąć w usta słowa, których nawet na myśli nie miałem. To jest Wasz problem – przerabiacie swiat według własnych wyobrażeń.

Nie wpycham, stwierdziłam tylko, że zobaczę problem, a nie że go widzę. A więc nic Ci w usta nie wpycham. I co znaczy wasz problem? Do jakiej grupy mnie zakwalifikowałeś? I na jakiej podstawie?

 

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

I tu się nie zgadzamy, to zawsze zależy od człowieka.

Hmm… Jezus był zdaje się tylko jeden. Mam znacznie mniej wiary w człowieka niż Ty.

No, mogłeś. Ja Ci tu piszę o nazistach, a ty mi z komunistami wyskakujesz. :/

Pewnie, że mogłem. Tylko co, jeśli się mylę? Wolę nie interpretować, tylko czytac literalnie, a Ty walisz takimi stereotypami, że aż prosi się, żeby skontrować.

 

A co do komunizmu… Moim zdaniem to znacznie gorsza ideologia niż nazizm. Mająca na sumieniu znacznie więcej zbrodni (z całym szacunkiem dla ofiar kacetów). Po prostu – nazizm przegrał i słusznie obarcza się go odpowiedzialnością za potworne zbrodnie, ale komunizm (mający na sumieniu chyba jeszcze potworniejsze) miewa dobrą prasę.

Natomiast – zdecydowanie lepiej byłoby dla świata, gdyby ani jedna, ani druga nigdy nie powstała. I tylko jedna uwaga: wiesz, co znaczy literka S w skórcie NSDAP?

Nie wpycham, stwierdziłam tylko, że zobaczę problem

A co Ci dało podstawy, by w ogóle tak mysleć? Czyli – wpychasz :P

Do jakiej grupy mnie zakwalifikowałeś? I na jakiej podstawie?

Bardzo prostej – widzę “syryjskie dziecko”, “czarne parasolki”, “faszystowski reżim” to już mniej więcej wiem, gdzie interlokutora/kę zakwalifikować. Nie mylę się wszak?

Konserwatystką – jak ja – nie jesteś ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A co do komunizmu… Moim zdaniem to znacznie gorsza ideologia niż nazizm. Mająca na sumieniu znacznie więcej zbrodni (z całym szacunkiem dla ofiar kacetów). Po prostu – nazizm przegrał i słusznie obarcza się go odpowiedzialnością za potworne zbrodnie, ale komunizm (mający na sumieniu chyba jeszcze potworniejsze) miewa dobrą prasę.

Jakoś tak nie przepadam za licytowaniem która ideologia ma więcej na sumieniu. Obie były zbrodnicze i obie mają potworne rzeczy na sumieniu. A nazizm też miewa się obecnie nieźle. Och, ta moja równość. ;/

 

Bardzo prostej – widze “syryjskie dziecko”, “czarne parasolki”, “faszystowski reżim” to już mniej więcej wiem, gdzie interlokutora/ke zakwalifikować. Nie mylę się wszak?

Konserwatystką – jak ja – nie jesteś ;)?

A gdzie zobaczyłeś “faszystowski reżim”, to mi trochę NRD pachnie, a ja nie po tej stronie Niemczech mieszkam. I te “czarne parasolki” i co to w ogóle znaczy, bo szczerze mówiąc nie wiem? Przypuszczam konserwatystką, jak Ty, nie jestem, ale na moje pytanie nie odpowiedziałeś. Gdzie mnie wcisnąłeś? Bo wiesz, życie ma trochę więcej odcieni niż tylko czerń i czerwień.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Myślałem, że to będzie o dzikach, a może i innych wesołych zwierzątkach, a to jest o Złym Niemcu (TM), który gwałci małe dziewczynki. Dalej nie czytam. ;_;

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Kurcze, Bolly, nie wiem, co mam Ci odpowiedzieć. Przykro mi, że opko nie spełniło Twoich oczekiwań.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A nazizm też miewa się obecnie nieźle.

Hę? A gdzie?

a nie po tej stronie Niemczech mieszkam

Aha, czyli nie znasz polskiego piekiełka. To nie trafiłem z przykładami.

W każdym razie zaliczyłem Cię do tej “lewicowej” części społeczeństwa.

I żebyśmy się dobrze zrozumieli – nic w tym złego. Nawracać Cię nie mam zamiaru. Ewentualnie wskazywać pewne… hm, nielogiczności. Uważam, że każdy taki etap musi przejść, jak odrę. Ale życie weryfikuje pewne ideały. Może nie u wszystkich, ale u takich jak ja – owszem.

Jak to mówił (chyba?) Piłsudski: “kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie świnią”?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

W każdym razie zaliczyłem Cię do tej “lewicowej” części społeczeństwa.

A ja Ci już pisałam, że ten etap mam za sobą. Nielogiczności dostrzegam i masz rację, życie weryfikuje pewne ideały. Pewnie plasuję się gdzieś w środku i wcale bym się nie zdziwiła, gdybyśmy się w wielu sprawach zgadzali.

 

Hę? A gdzie?

A w Niemczech, niestety, szczególnie w byłej DDR. Nie żyby to był wielki problem, ale coraz głośniej o nich.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A w Niemczech, niestety, szczególnie w byłej DDR

Przyznam bez bicia, że kompletnie tych realiów nie znam. Ale dopuszczam możliwość, że wszystko, co jest “nie-lewicowe”, jest z automatu nazistowskie.

Czy tak jest – po prostu nie wiem.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

He, a tym razem dyskutujecie już nie o nieziemskiej godzinie:DDD, Irko.

Idę do tego swojego opka dalej cyzelować przecinki:)

Po dyskusji prześlizgnęłam się wzrokiem, dzisiaj się już tyle nagardłowałam o psychopatii i regionach okolicznych, że ciągle we mnie siedzi i umysł poszedł spać, ba na dzisiaj ma dość.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Świetne opowiadanie, czyta się szybko. Opisy ucieczki więźnia i dalsze poczynania policji są naprawdę realistyczne, jak w dobrej literaturze kryminalnej, co mnie bardzo ujęło.

Staruchu,

Przyznam bez bicia, że kompletnie tych realiów nie znam. Ale dopuszczam możliwość, że wszystko, co jest “nie-lewicowe”, jest z automatu nazistowskie.

Oj, widzę, że jak już mnie raz zaszufladkowałeś, to na amen i żadna siła Twojej opinii nie zmieni. Ech, jakoś przeżyję. ;/

 

Fishandchips, dzięki za wizytę i cieszę się, że Ci się podobało. Kiedyś miałam kilka okazji przyjrzeć się gliniarzom w akcji, choć akurat nie w takiej dużej sprawie, ale i tak się przydało. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

 

ninedin.home.blog

Oj, widzę, że jak już mnie raz zaszufladkowałeś, to na amen i żadna siła Twojej opinii nie zmieni. Ech, jakoś przeżyję. ;/

Skoro używasz pewnych charakterystycznych skrótów czy klisz, to tak zrobiłem (no, może nie całkiem).

Jak widzę gościa mówiącego po węgiersku, to zakładam, że Węgier. Acz stuprocentowej pewności nie mam ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Zło nigdy nie jest banalne – rozumiem, że zarzuty odnoszą się do tego, że jest ono zbyt “ogólne”, ale jakby to powiedział Biały Wilk, “zło jest złem” (a “życie życiem”, zdaniem pana Briana-na-na-na); i tak, zadaniem opowiadania jest budowanie i przeplatanie różnych perspektyw, jednak jeśli nie ma jednoznacznej skali zła, ciężko też ocenić, co jest od czego gorsze. Paradoksalnie prowokuje to filozoficzną dyskusję, co z kolei sprawia, że tekst idzie do folderu “do zapamiętania”. Tekst ma wywoływać negatywne odczucia, oburzać, a więc spełnia swoje zadanie. Można powiedzieć, że to wygodne, wziąć za bohatera zwyrodnialca, bo sporo rzeczy idzie z nim w pakiecie, jednak mnie się to bardzo podoba – takie trochę odwracanie zasad. Plus mam skojarzenia z “Sons of Anarchy”, przez co gubię gdzieś obiektywizm.

 

Odsuwając całą politykę fuj w bok – czy nie czytamy, żeby oderwać się na chwilę od rzeczywistości? – podobało mi się, jak “ruchome” jest to opowiadanie, że rzęzi, mknie, wtacza się i leci na złamanie karku z górki. Freja miodzio, dziki również. Wolałabym Twój własny “setting”, bo klimat i język zachęcają do czegoś oryginalniejszego, jednak jako fanka wszelkiego, co nordyckie, ulegam perswazji i szczerzę przyznaję, że czytałam z przyjemnością – nieco zbyt poprawną, ale wciąż przyjemnością.

Staruchu, stereotypy.

Skoro używasz pewnych charakterystycznych skrótów czy klisz, to tak zrobiłem (no, może nie całkiem).

Oceniłeś mnie na podstawie jednego zwrotu: syryjskie dzieci. Poza tym nie ma w moich komentarzach nic, co wskazywałoby na lewicowość. W gruncie rzeczy jestem, przynajmniej w spojrzeniu na ciężkie przestępstwa, bardziej konserwatywna niż Ty. Wychodzę bowiem z założenia, że to człowiek decyduje o tym, czy jest (wybacz dosadność stwierdzenia) skurwysynem, czy nie. Ty natomiast twierdzisz, że to od okoliczności zależy, czy siedząca w nas bestia się uwolni, czy nie. A właśnie “okoliczności” to lewicowy wnalazek. I tutaj nasuwa się od razu pytanie: o jakich okolicznościach mówimy? Czy przemoc doznana w dzieciństwie jest taką okolicznością? Czy niemożność studiowana malarstwa jest taką okolicznością? I czy te okoliczności są łagodzące? Bo jeśli jest coś w życiu człowieka, za co on nie odpowiada, a co sprawia, że zmienia on się w bestię, to czy może w pełni odpowiadać za swoje czyny? I zwróć, proszę, uwagę, że nie wkładam Ci żadnych kwestii w usta, a tylko zadaję pytania.

 

Mnie jest w gruncie rzeczy egal, jak mnie postrzegasz, wiem, kim jestem i nie widzę potrzeby, żeby to udowadniać. Jednak takie uproszczenia są niebezpieczne, co zresztą ślicznie udowodniłeś.

Przyznam bez bicia, że kompletnie tych realiów nie znam. Ale dopuszczam możliwość, że wszystko, co jest “nie-lewicowe”, jest z automatu nazistowskie.

Co tu właściwie napisałeś? Ano, po gładkim i politycznie poprawnym wstępie stwierdziłeś de facto, że że nie warto poważnie traktować tego, co piszę, bo przecież jestem lewicowa.

Wyobraź sobie, że jakiś naukowiec, albo polityk ostrzega przed czymś. Wcześniej zaszufladkowałeś go jako lewicowca, ergo nie warto słuchać jego słów. Tylko że jeśli gość będzie miał rację, w pewnym momencie obudzisz się z ręką w nocniku.

 

Żonglerko, witaj. Kurcze, właśnie o to chodzi, czytamy, żeby oderwać się na chwilę od rzeczywistości. Jeśli to, co czytamy, daje nam coś więcej, niż tylko przyjemność z lektury, jeśli prowokuje dyskusję to dobrze, to dodatkowy bonus, ale to nie jest tak, że trzeba mieć koniecznie coś strasznie głębokiego do powiedzenia. To po prostu opowieść.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Strasznie się, Irko, rozindyczyłaś ;). Apeluję o mniej emocji!

No to ok.

Bo jeśli jest coś w życiu człowieka, za co on nie odpowiada, a co sprawia, że zmienia on się w bestię, to czy może w pełni odpowiadać za swoje czyny?

Człowiek zawsze odpowiada za swoje czyny. Tym niemniej, w przeciwieństwie do Ciebie, uważam, że w każdym siedzi mniejszy czy większy (jak go pięknie nazwałaś) skurwysyn. W świętych po prostu nie wierzę. Natomiast już od indywidualnych cech człowieka zależy, kiedy bestia się uwolni – wtedy kiedy sąsiad kupi nowy samochód czy wtedy, kiedy jego dziecku przystawią rewolwer do głowy.

Okoliczności nie są nigdy usprawiedliwieniem, a jedynie “zapalnikiem” pewnych zachowań.

że że nie warto poważnie traktować tego, co piszę, bo przecież jestem lewicowa

Ja tak powiedziałem? I jak się to ma do

zwróć, proszę, uwagę, że nie wkładam Ci żadnych kwestii w usta, a tylko zadaję pytania.

– wszak dokładnie to zrobiłaś!!!

Natomiast stwierdziłem tak, bo nader często coś, co nie wpisuje się w model lewicowy, z automatu dostaje łatkę “faszystowski”. Stąd jestem nader ostrożny w przypisywaniu komuś miłości do nazizmu. I stąd to moje stwierdzenie. A jak z tego wysnułaś, wniosek, że nie należy Cię słuchać, bo jesteś lewicowa, to nie mam zielonego pojęcia.

Tylko że jeśli gość będzie miał rację, w pewnym momencie obudzisz się z ręką w nocniku.

I znowu wkładasz mi w usta coś, czego nie powiedziałem. Nie mam problemu z tym, że któs ma inne poglądy niż moje. Problem mam dopiero wtedy, gdy uważa te poglądy za jedynie słuszne i odmawia innym mieć własne. Vide – ostatnia dyskusja na SB o globalnym ociepleniu.

I wracając do początku – 

Oceniłeś mnie na podstawie jednego zwrotu: syryjskie dzieci.

No cóż, widziałem rozdzierające serce zdjęcie utopionego kilkulatka. Okazało się, że ojciec płynął do Grecji zrobić zęby, jeśli dobrze pamiętam.

Widziałem też łodzie z uchodźcami. Żadnych dzieci tam nie widziałem. 

Toteż – jeśli pojawia się ten zwrot, automatycznie otwiera mi się pewna szuflada. Być może nie mam racji – nie znam Cię przecież. Ale jeśli czytam np. “ty części rowerowa”, to pierwsze skojarzenie jakie mi się nasuwa to takie, że pisał to miłośnik LGBT?

Być może się pomyliłem. Ale swoimi wypowiedziami nie wyprowadzasz mnie z błędu.

 

A wojna w Syrii to paskudztwo. To, że w XXI wieku tak cierpią ludzie to potworność. Nie wiem, czy odpowiada za to prawica czy lewica, niebiescy czy fioletowi. To jest złe!! Bez żadnych łatek!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

W świętych po prostu nie wierzę. Natomiast już od indywidualnych cech człowieka zależy, kiedy bestia się uwolni – wtedy kiedy sąsiad kupi nowy samochód czy wtedy, kiedy jego dziecku przystawią rewolwer do głowy.

Okoliczności nie są nigdy usprawiedliwieniem, a jedynie “zapalnikiem” pewnych zachowań.

W świętych też nie wierzę, mało tego uważam, że zło nie potrzebuje żadnego zapalnika. Ludzie są czasem źli po prostu dlatego, że mogą, a przynajmniej wydaje im się, że mogą. I jeśli ktoś przystawi dziecku pistolet do głowy, nieważne, czy mojemu, czy cudzemu, to oczywiście obudzi we mnie bestię. I w takich wypadkach człowiek ma pełne prawo zrobić wszystko, co konieczne, żeby takiego człowieka zastopować.

 

Ja tak powiedziałem?

A jak mam inaczej odebrać Twoją opinię. Sam przyznajesz, że nie znasz realiów, nawet nie pytasz o przykłady, po prostu stwierdzasz, że z dużym prawdopodobieństwem przesadzam, więc moją opinię należy traktować z dużą ostrożnością. Jak dla mnie to dyplomatyczne powiedzenie komuś: a pieprzysz.

 

I znowu wkładasz mi w usta coś, czego nie powiedziałem. Nie mam problemu z tym, że któs ma inne poglądy niż moje. Problem mam dopiero wtedy, gdy uważa te poglądy za jedynie słuszne i odmawia innym mieć własne.

Nie w tym rzecz, sam przyznajesz, że podchodzisz z dużą ostrożnością do tego, co mówią osoby mające inne poglądy niż Twoje, mówiąc wprost, bez zbędnej dyplomacji: nie wierzysz. Twoje święte prawo, ale może się zdarzyć, że ktoś, kto nie jest konserwatystą, będzie dla odmiany miał w jakiejś kwestii rację. Jeśli (uwaga, tryb warunkowy) nie uwierzysz, nie sprawdzisz i nic z tą informacją nie zrobisz, możesz w którymś momencie obudzić się z ręką w nocniku.

 

No cóż, widziałem rozdzierające serce zdjęcie utopionego kilkulatka. Okazało się, że ojciec płynął do Grecji zrobić zęby, jeśli dobrze pamiętam.

Widziałem też łodzie z uchodźcami. Żadnych dzieci tam nie widziałem. 

Toteż – jeśli pojawia się ten zwrot, automatycznie otwiera mi się pewna szuflada.

A co ma piernik do wiatraka. Przecież nie dyskutowaliśmy o uchodźcach, a o bestiach.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ludzie są czasem źli po prostu dlatego, że mogą, a przynajmniej wydaje im się, że mogą

To akurat prawda. Czyli wracamy do tego, ze w każdym czai się bestia.

po prostu stwierdzasz, że z dużym prawdopodobieństwem przesadzam

Wiesz, nie wiem jak jest w Nienczech. Ale czytając coś takiego – “Otwarcie faszystowskie idee stały się normą w polskiej przestrzeni publicznej”, zdecydowanie podchodzę z dużą nieufnością, by tak oględnie powiedzieć, do nazywania kogoś nazistą czy faszystą. Stąd taka moja reakcja.

podchodzisz z dużą ostrożnością do tego, co mówią osoby mające inne poglądy niż Twoje

A Ty nie? Jeśli ktoś przekonuje Cię, że np. plastik to zbawienie dla świata albo że komunizm to świetna ideologia, to od razu dajesz mu się przekonać? Nie wydaje mi się. Toteż z dużą ostrożnością podchodzę do stwierdzeń takich osób. Że mogę się mylić? Pewnie! Mam jednak nadzieję, że jeśli wierzę w coś mylnego, to można mnie przekonać do zmiany zdania. Czy taki jestem? Trudno mi być obiektywnym.

A co ma piernik do wiatraka

Wszak Ty wrzuciłas hasło “syryjskie dziecko”, tak? Czemu nie mongolskie czy fińskie?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Fabuła: Lektura bez większych zgrzytów, ale też raczej niezachwycająca. Historia przez swoje szybkie tempo wydawała mi się nieco chaotyczna. Sporo elementów wydawało się dość losowych lub na granicy akceptowalnego prawdopodobieństwa np.: "Na początku był wściekły, dopiero wieczorem, kiedy ręka spuchła, zdał sobie sprawę, że nie będą mogli założyć mu kajdanek." – a w następnym akapicie wspomniane jest odpinanie kajdanek (?). Poza tym, skoro kajdanki nie pasowały, to dlaczego nie użyli opaski zaciskowej, które też są stosowane w policji? Inna sprawa – nagle przeskakiwanie pomiędzy punktami widzenia tak jak przy scenie, w której Kurt przyjeżdza na stację benzynową, moim zdaniem wprowadza zamieszanie i utrudnia odbiór tekstu.

Oryginalność: Postać mitologiczna jako strażnik porządku we współczesnych czasach – to już dobrze znamy, i to nawet w nordyckim wydaniu pod postacią marvelowskiego Thora. Ale pomysł na Hildisvina jako motocykl wypadł całkiem fajnie. Reszta… cóż. Kurt moim zdaniem został źle skonstruowany jako antagonista. Do pełni stereotypowości brakowało chyba jeszcze tylko tego, żeby należał do struktur jakiejś organizacji religijnej. Jego historia jest kreowana w taki sposób, że w zasadzie od początku wiadomo, że skończy ukarany (obowiązkowo w okrutny sposób), przez co utwór staje się dość przewidywalny. Freja to standardowa tough girl, do tego jeszcze fajtłapowaci policjanci, tłuścioch na wierchuszce organów ścigania, skradziony obiekt okazujący się zgubą dla złodzieja. Jak dla mnie całość niezbyt zapadająca w pamięć.

Styl: Całkiem wprawnie, dynamicznie, ze świadomym nacechowywaniem wypowiedzi. Trochę błędów, zdarzył się nawet jeden ortograf: "zaparkowanyh motorów". Niektóre wstawki z niemieckiego wydawały się doklejone na siłę.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

 

Staruchu,

To akurat prawda. Czyli wracamy do tego, ze w każdym czai się bestia.

A czy ja w którymś momencie twierdziłam coś innego? I od początku upieram się przy tym, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje wybory.

 

Wiesz, nie wiem jak jest w Nienczech.

No właśnie. Do bełkotu, który dalej zacytowałeś nie potrafię się odnieść.

 

A Ty nie? Jeśli ktoś przekonuje Cię, że np. plastik to zbawienie dla świata albo że komunizm to świetna ideologia, to od razu dajesz mu się przekonać? Nie wydaje mi się.

Jeśli ktoś usiłuje mnie przekonać, że lodowce się topią, bo rządy podniosły atmosferę ziemi o parę centymentrów, to oczywiście popukam się w czoło i go zignoruję. Nie mówię o oczywistych nonsensach. Natomiast niepokoi mnie ktoś, kto staje okoniem tylko dlatego, że być może jego rozmówca widzi świat nieco inaczej.

 

Wszak Ty wrzuciłas hasło “syryjskie dziecko”, tak? Czemu nie mongolskie czy fińskie?

A właściwie dlaczego nie? Bo Ci się kojarzy? Jeszcze raz, kwestia uchodźców, czy wojny w Syrii ani razu nie była przedmiotem naszej dyskusji.

 

 

Wikedzie, dzięki za komentarz. Za ortografa biję się w piersi, już poprawione. Szkoda, że Ci się nie spodobało.

Kurt do organizacji religijnej pasowałby jak pięść do oka, ale przyznaję, że historia jest dość przewidywalna. Niespodzianką miał być Hildisvin i to zdaje się wypaliło.

Sporo elementów wydawało się dość losowych lub na granicy akceptowalnego prawdopodobieństwa np.: "Na początku był wściekły, dopiero wieczorem, kiedy ręka spuchła, zdał sobie sprawę, że nie będą mogli założyć mu kajdanek." – a w następnym akapicie wspomniane jest odpinanie kajdanek (?). Poza tym, skoro kajdanki nie pasowały, to dlaczego nie użyli opaski zaciskowej, które też są stosowane w policji?

Z tym akurat zgodzić się nie mogę, Kurt wychodził z sądu przykuty do policjanta, czyli spuchniętą rękę miał wolną, konwojent odpiął kajdanki ze swojej ręki, żeby wsadzić go do auta. Wszystko pasuje. Założyć plastikowe opaski na spuchniętą rękę? Bój się Boga, zaraz by oskarżył policję o brutalność.

Ze zmianą punku widzenia w scenie na stacji masz sporo racji, nawet się zastanawiałam, czy tego nie oddzielić, ale w końcu uznałam, że spojrzenie na tę scenę było na tyle ogólne, że nie jest to konieczne.

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

człowiek jest odpowiedzialny za swoje wybory.

To tak. Ale zaczęłaś od tego, że bestie są proste, że zło jest proste. A ja Cię przekonuję, że niekoniecznie, że (prawie) każdy może stać się potworem.

Do bełkotu, który dalej zacytowałeś nie potrafię się odnieść

Bełkot, prawda? To Ci powiem, że to cytat z opiniotwórczego, lewicowego pisma – “Krytyka Polityczna”.

Natomiast niepokoi mnie ktoś, kto staje okoniem tylko dlatego, że być może jego rozmówca widzi świat nieco inaczej.

To powtórzę – jakby ten gość z “Krytyki Politycznej”, którego zacytowałem wyżej, przekonywałby mnie np. do rezygnacji z plastiku, to poważnie bym się zastanowił. Może ma rację, ale w zestawieniu z bredniami, które wygaduje…

A właściwie dlaczego nie? Bo Ci się kojarzy?

Ale czy ja Ci czegoś zabraniam? Ale używając takich a nie innych słów wzbudzasz określone skojarzenia. Bo przecież Oświęcim nie skojarzy Ci się z zakładami chemicznymi, a Hiroszima – z urokliwym miastem…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To tak. Ale zaczęłaś od tego, że bestie są proste, że zło jest proste. A ja Cię przekonuję, że niekoniecznie, że (prawie) każdy może stać się potworem.

Zło jest proste, właśnie dlatego, że zależy od wyboru człowieka. I już tłumaczę, kogoś kto ukradł chleb współwięźniowi w Oświęcimiu nie nazwę bestią, podobnie jak kobiety, która przez lata maltretowana w końcu złapała, co miała pod ręką i walnęła ze skutkiem śmiertelnym. Jeśli spotkam kogoś, kto wycofał się z Einsatzkommando, ale nie zrobił nic więcej, poczuję pewnie niesmak, ale nie rzucę komieniem, bo nie wiem, jak sama bym się zachowała.

Pisałam o specyficznym gatunku ludzi, o bestiach, które robią to, co robią, bo mogą. To naprawdę nie są skomplikowane istoty.

 

Bełkot, prawda?

Fragment, który zacytowałeś jest bełkotem, ale co on tam dalej napisał nie wiem.

 

Ale używając takich a nie innych słów wzbudzasz określone skojarzenia. Bo przecież Oświęcim nie skojarzy Ci się z zakładami chemiccznymi, a Hiroszima – z urokliwym miastem…

Wątpliwe porównanie. Z czym Ci się właściwie kojarzy syryjskie dziecko, że reagujesz tak alergicznie?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Pisałam o specyficznym gatunku ludzi, o bestiach, które robią to, co robią, bo mogą. To naprawdę nie są skomplikowane istoty.

Czy tylko tacy bywają źli? Zawężasz temat. 

Bo taki Eichman na przykład. On poszukiwał rozwiązania “ekonomicznego”, łatwego. Gdyby miał wyburzyć 1000 budynków, podszedłby do sprawy tak samo (a przynajmniej tak mi się wydaje). Co sprawiło, że ludzie stali się dla niego liczbami w kolumnach? 

Ty mówisz o takich, którym zło sprawia przyjemność. Czy Eichmanowi sprawiało? Nie wiem, wydaje mi się, że nie. Co wobec tego sprawiło, że jego bestia wewnętrzna była w stanie uspokoić sumienie?

Fragment, który zacytowałeś jest bełkotem, ale co on tam dalej napisał nie wiem.

Aha, to fragment może być bełkotem, ale reszta sensowna? No to zdanie jest wg mnie wystarczająco wymowne.

Z czym Ci się właściwie kojarzy syryjskie dziecko, że reagujesz tak alergicznie?

A Tobie? Bo mnie z cynicznym graniem na uczuciu litości. Z uchodźcami, którzy nie są uchodźcami.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Czy tylko tacy bywają źli? Zawężasz temat. 

Bo taki Eichman na przykład.

A właśnie mi on i spółka cały czas po głowie chodzili. On i wyznawane przez niego idee były najważniejsze, ludzie się nie liczyli. To jest właśnie to, co pisałam od początku, skrajny egoizm, miał władzę i mógł robić, co chciał, to robił. Popatrz, jak oni wszyscy wyglądali, kiedy obdarło się ich z władzy, przywilejów, pewności siebie, przekonania, że mogą wszystko, jak się wili, jak wymyślali, żeby tyłek uratować. Niewiele pozostało z ich arogancji.

 

Aha, to fragment może być bełkotem, ale reszta sensowna?

Oczywiście, że wyrwany z kontekstu fragment może być bełkotem. A bo ja wiem, może facet po prostu nie umie się wypowiadać i sypie komunałami, może dalej przedstawił poważne argumenty. Pamiętaj, że ja nie siedzę w Polsce, nie mam polskiej telewizji, polskich gazet, nie śledzę tego, co dzieje się w kraju na tyle, żeby móc się w tej kwestii wypowiadać.

 

A Tobie?

A dla mnie dziecko to dzieko, nieważne jakiej narodowości.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

To jest właśnie to, co pisałam od początku, skrajny egoizm, miał władzę i mógł robić, co chciał, to robił.

No właśnie nie. Przecież on tych ludzi nawet nie widział. On ich traktował jak żmudne zadanie do odrobienia. Gdyby miał produkować lufy do czołgów, podszedłby do zadania podobnie.

Ty mówisz o poczuciu władzy. Pewnie to może i najpowszechniejsza pobudka. Ale nie jedyna. I własnie te inne pwodują, że zło proste nie jest. A raczej – bywa i skomplikowane.

może dalej przedstawił poważne argumenty

Że w Polce oficjalnie głosi się i popiera faszystowskie idee? Przygotowuje się noc kryształową, buduje getta i kacety?

Poważne argumenty? Ty tak poważnie czy chcesz mi celowo ciśnienie podnieść??

A dla mnie dziecko to dzieko, nieważne jakiej narodowości.

I słusznie. Ale tak jak napisałem – wybranie akurat tego kraju spośród 150 innych automatycznie skierowało mnie w wiadomą stronę.

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No właśnie nie. Przecież on tych ludzi nawet nie widział. On ich traktował jak żmudne zadanie do odrobienia. Gdyby miał produkować lufy do czołgów, podszedłby do zadania podobnie.

No właśnie, ludzie dla niego nie istnieli, liczyła się misja, którą miał do wykonania. Co w tym skomplikowanego?

 

Ty tak poważnie czy chcesz mi celowo ciśnienie podnieść??

Po prostu nie zamierzam sama sobie przeczyć. Przytaczasz jedno zdanie z artykułu, którego nie znam, komentującego sytuację w kraju, w którym od dawna nie mieszkam i każesz mi na tej podstawie wyrobić sobie opinię na temat całego tekstu. Tak się nie da.

 

Ale tak jak napisałem – wybranie akurat tego kraju spośród 150 innych automatycznie skierowało mnie w wiadomą stronę.

To wyłącz automat, automaty bywają szkodliwe.

 

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Co w tym skomplikowanego?

Właśnie to, że potrafił sobie przedstawić ludzi jako liczby. Ja tego nie potrafię pojąć. I uważam, że to skomplikowane zło. Bo przecież nic na tym właściwie nie zyskiwał. Robota jak co dzień…

Przy okazji – “Pachnidło”. Inne skomplikowane zło.

każesz mi na tej podstawie wyrobić sobie opinię na temat całego tekstu

Czyli jak powiem, że W Niemczech biją Murzynów i gwałcą rude pensjonarki, to nie zaprzeczysz? Bo może w dalszej części tekstu przytoczę argumenty, które potwierdzą moją tezę??

Co w was, za ta granicą, tak do tej Polski uprzedza? Że uwierzycie (czy też – nie zaprzeczycie, co na jedno wychodzi) w każdy kretynizm, który się na temat tego kraju powie?

To wyłącz automat, automaty bywają szkodliwe.

Hmm – stwierdziłeś de facto, że że nie warto poważnie traktować tego, co piszę, bo przecież jestem lewicowa. Wyłącz automat…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ja tego nie potrafię pojąć. I uważam, że to skomplikowane zło. Bo przecież nic na tym właściwie nie zyskiwał. Robota jak co dzień…

No właśnie, robota jak codzień, banalne. To nie tak, że to skomplikowane. Nie zrobiłbyś czegoś takiego i nie potrafisz sobie wyobrazić, co czuje człowiek, który jest do tego zdolny. Oddziel to od osobistego przeżycia, przyjmij do wiadomości, że można, a nagle zobaczysz zwykłego dupka, wcale nieskomplikowanego.

 

Przy okazji – “Pachnidło”. Inne skomplikowane zło.

Leży mi w kolejce do czytania, filmu nie widziałam.

 

Co w was, za ta granicą, tak do tej Polski uprzedza?

A czemu uprzedza? Bo nie chcę się wypowiadać na temat artykułu, którego nie czytałam? Osobiście wierzę, że nie jest tak źle, ale nie ma mnie tam.

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

nagle zobaczysz zwykłego dupka, wcale nieskomplikowanego.

Gdyby gość kradł dolary, to by było nieskomplikowane. Ale dla mnie skomplikowane jest to, ze można podejść tak do innego człowieka. Zabić ot tak! Bezrefleksyjnie! Gdybyż on choć miałz tego satysfakcję… A ponieważ tego nie moge pojąć, uważam za skomplikowane.

filmu nie widziałam

Też nie :).

Osobiście wierzę, że nie jest tak źle, ale nie ma mnie tam.

Osobiście wierzę, że w Niemczech nie bije się Murzynów i nie gwałci pensjonarek. Ale nie ma mnie tam, więc to może prawda?

A czemu uprzedza?

Bo skoro jesteś w stanie uwierzyć w takie brednie, to jesteś uprzedzona. Ktoś Ci głupot naopowiadał, a Ty się zastanawiasz, że może to prawda?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bardzo dobry tekst.

Podobało mi się przedstawienie tego złego. Sama nie potrafię grzebać w psychice psychopatów i szwarccharakterów, odrzuca mnie to, więc doceniam.

To pozwoliło związać czytelnika emocjonalnie. No, należało się skurczybykowi. Bo to zły człowiek był.

Freja też wykorzystana na maksa. I ja musiałam zadać wujciowi parę pytań, czyli mamy remis. ;-) Fajny motyw z dzikiem, naszyjnik też niczego sobie. Motocykle wydają się świetnie pasować do wikingów i ich bogów.

Błędy już poprawione, więc czytało się dobrze (może powinnam napisać “nieźle”?), bez zgrzytów. A, ta ręka po dłuższym przebywaniu pod ziemią Ci została.

Jestem na TAK, czyli.

Babska logika rządzi!

Podzielam zdanie Finkli. Mi się bardzo dobrze czytało ten tekst.

Finklo, dzięki. :D

Wiesz, jeszcze parę miesięcy temu też mi się wydawało, że to nie dla mnie, ale potem przyszedł mi do głowy ten pomysł. Nie ukrywam, że inspiracją była afera pedofilska w Niemczech, niedawno zapadły wyroki dla trzech oskarżonych, choć od razu zaznaczam, że nie opisywałam tej sprawy. Starałam się wręcz nie śledzić jej w telewizji i gazetach. Miałam jednak ochotę skopać tyłki gnojkom, a że akurat pojawił się konkurs, więc skorzystałam z okazji.

Jakoś tak wsiąkłam w mitologię, stale grzebię po internecie i książkach w poszukiwaniu bogów, których można umieścić w teraźniejszości. Freja mi tu najbardziej pasowała. Poza tym gangi motocyklowe często odwołują się do mitologii nordyckiej.

O ręce zupełnie zapomniałam, dzięki za przypomnienie. Spędziłam niezbyt miły czas, grzebiąc w Internecie za informacjami na temat rozkładu ludzkich zwłok, blee. Wyszło mi, że po pięciu, sześciu latach pozostają tylko kości z okostną, więc zmieniłam na kości ludzkiej dłoni.

 

Cichy, Tobie też bardzo dziękuję za wizytę i fajnie, że mam kolejnego zadowolonego czytelnika. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

 

Jakoś tak wsiąkłam w mitologię, stale grzebię po internecie i książkach w poszukiwaniu bogów, których można umieścić w teraźniejszości.

Mam tak samo ;)

Polecam stronę GodFinder, tu dla przykładu bóstwa walijskie. Sama korzystałam z niej przy budowie fundamentów na psiokoci konkurs, bardzo pomocna przy symbolice, patronach i artefaktach, są nawet interpretacje różnych legend albo konstelacje gwiezdne.

O, dzięki, Żonglerko, tam mnie jeszcze nie zaniosło. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, tytuł nie zachęcał. Przywodził na myśl ludową klechdę, a nawet bajkę dla dzieci, co przy podjętej przez Ciebie tematyce mogło prowadzić na manowce.

Rozpoczęłaś mocno. Ryzykowałaś, stąpając po cienkiej linie pomiędzy tanim szokowaniem a wiarygodnym podjęciem poważnego problemu. Ryzyko chyba się opłaciło. Ja, w każdym razie, pozwoliłem się porwać i wszedłem w skórę Twego głównego bohatera. Niezbyt miłe to było, ale uwierzyłem Ci.

Językowo tekst ma nieco wad, ale łapanki nie robiłem, bo fabuła mnie wciągnęła wystarczająco mocno. Lepsze to niż teksty wymuskane, lecz nudne.

 Czasem trafią się powtórzenia, literówki, siękozy. Są fragmenty, które można by napisać zgrabniej. Na przykład ten:

Tir zastygł. Po chwili z kabiny wyłonił się szofer, jednym spojrzeniem ogarnął sytuację i zaklął. Naczepa przechyliła się i koła po prawej stronie unosiły się nad drogą. I tak miał szczęście, gdyby sterta drewna była nieco niższa, naczepa przewróciłaby się, ciągnąc za sobą kabinę. Kierowca nie miał szans na samodzielnie rozwiązanie problemu, z westchnieniem sięgnął po komórkę i wybrał numer policji. Droga była zatarasowana.

Tir zastygł? – galareta zastyga.

Ogarnął sytuację? – zbyt potoczne.

Naczepa przechyliła się i koła po prawej stronie unosiły się nad drogą – można to lepiej opisać.

I tak miał szczęście – zbędne, to wynika z kontekstu.

Kierowca nie miał szans na samodzielnie rozwiązanie problemu – zbędne, to tez wynika z kontekstu.

 

Końcówka troszkę chyba wymknęła Ci się spod kontroli. Punkt kulminacyjny masz w lesie, gdy Kurt zginął, a potem jeszcze przeciągasz to wszystko w nieskończoność, a w sumie niewiele się już dzieje. Nieco wyjaśnień, ale też nie do końca oczywistych. Czy Freja to tylko imię, czy personifikacja bogini?

Zupełnie też nie rozumiem, po co Ci była ta ostatnia scena. Czy znalezienie zwłok tej dziewczyny, jednej z wielu ofiar, było aż tak istotne dla fabuły? I dlaczego na sam koniec wprowadzasz nowego bohatera – Schulza? Przecież jego jedyną rolą jest odnalezienie ręki.

 

Podsumowując, wciągający tekst, napisany dobrze, choć pewnie za kilka miesięcy będziesz pisać jeszcze lepiej. Pierwsza część momentami ociera się o piórko, dalej już troszkę gorzej.

Moja ocena 4.9/6.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Witaj Chrościsko, cieszę się że wpadłeś, przeczytałeś i Ci się podobało. Dzięki za masę komplementów i za krytyczne uwagi też. :)

 

tytuł nie zachęcał.

Wiem, pierwotnie miała być Zbrodnia i kara, ale Drakaina była pierwsza. Potem nic mi do głowy nie przychodzło, aż w końcu, wrzucając tekst parę minut przed upływem terminu z paniką przypomniałam sobie, że przecież nie mam tytułu. To było pierwsze, co wpadło mi do głowy. Wiem, że po zakończeniu konursu mogę pogrzebać także w tytule, ale pomysłu nadal nie mam.

 

Ryzykowałaś, stąpając po cienkiej linie pomiędzy tanim szokowaniem a wiarygodnym podjęciem poważnego problemu.

No, ryzykowałam i zdawałam sobie z tego sprawę. Szczerze mówiąc piekielnie się bałam komentarzy i ulżyło mi, kiedy pojawiły się pierwsze, całkiem pozytywne reakcje. Choć pewnie niejednego od tego opka odrzuci.

 

Językowo tekst ma nieco wad, ale łapanki nie robiłem, bo fabuła mnie wciągnęła wystarczająco mocno.

To dla mnie komplement pierwszej klasy. :D

 

Czasem trafią się powtórzenia, literówki, siękozy. Są fragmenty, które można by napisać zgrabniej.

To, co najbardziej rzucało się w oczy już poprawiłam. Przyjrzę się temu jeszcze dziś albo jutro.

 

Czy Freja to tylko imię, czy personifikacja bogini?

No, ja Cię proszę… Przecież wykorzystałam wszystkie jej atrybuty; są koty, naszyjnik, dzik, legendarna olśniewająca uroda, która działała na każdego, nawet sokoła zdołałam wcisnąć, jest na kurtkach motocyklistów, choć pani aspirant ma pewne problemy z rozpoznaniem gatunku. Jej nazwisko to jeden z przydomków, które przyjmowała, szukając męża.

Do tego nietypowe zachowanie gości restauracji, którzy tak łatwo dali się przekonać, by zostać na miejscu i motocykl, który sam się prowadzi (Freja była też czarodziejką). Gdyby ktoś nagle próbował w pełnym pędzie akrobacji widzianych w Internecie, zabiłby się po pierwszej próbie.

Masz jeszcze jej ekipę, facetów, którzy wyglądają jak weterani średniowiecznej wojny, w kurtkach z napisem Fólkvangr, którzy zrywają się zanim Kurt wysiadł z auta. Aby nie było wątpliwości, że to bogowie pałętają mi się po świecie, dorzuciłam jeszcze adwokatkę, do której Freja zwraca się per Temido. I końcowa scena, gdy Freja zakłada kask na głowę i wsiada na… dzika. I Ty masz jeszcze wątpliwości?!

 

Zupełnie też nie rozumiem, po co Ci była ta ostatnia scena.

A tu się nie zgadzam. Skoro wcześniej wspomniałam o uciekinierce, którą zabił, to IMO historia nie byłaby pełna, gdyby zwłoki dziewczyny nie zostały odnalezione i zwrócone rodzinie. Mógł to oczywiście zrobić anonimowy przechodzień z równie anonimowym psem. I tak początkowo było, ale dochodziła północ, a w końcówce w co drugim zdaniu miałam mężczyznę i nie umiałam sobie z tym poradzić. W końcu się wkurzyłam i tak anonimowy przechodzień zyskał tożsamość.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, co do Frei, to wybacz, ale znawcą mitologii nordyckiej nie jestem, to raz.

Dwa, skoro tworzysz magiczny motocykl, to spodziewać się można wszystkiego. Od personifikacji bogini z całym jej dworem, co sugerujesz, poprzez zafascynowane tą mitologią cosplayerki z gangu motocyklowego, po parające się okultyzmem wiedźmy feministki. Kwestii interpretacyjnych jest mnóstwo, gdyż realia twego uniwersum nie zostały jasno określone (co z resztą byłoby trudne w tak krótkiej formie).

Skoro wcześniej wspomniałam o uciekinierce, którą zabił, to IMO historia nie byłaby pełna, gdyby zwłoki dziewczyny nie zostały odnalezione i zwrócone rodzinie.

I wszystko byłoby cacy, gdybyś nie zrobiła tego w ostatniej scenie, która powinna wieńczyć całość, a tymczasem wieńczy jedynie poboczny wątek.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Dwa, skoro tworzysz magiczny motocykl, to spodziewać się można wszystkiego.

Już się miałam żachnąć, że prawdziwa Freja to jedyne sensowne rozwiązanie, ale po namyśle przyznaję, że masz rację, choć za chińskiego boga nie wiem, co mogłabym z tym zrobić.

Realia uniwersum rzeczywiście nie zostały określone, po pierwsze z braku miejsca, po drugie dlatego, że to dokładnie to samo uniwersum, co w moim opku o Hermesie. Może powinnam była o tym wspomnieć we wstępie.

 

I wszystko byłoby cacy, gdybyś nie zrobiła tego w ostatniej scenie

No, nie wiem, mnie się to po prostu tak składa w całość. Przemyślę.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

choć za chińskiego boga nie wiem, co mogłabym z tym zrobić.

Nie musisz z tym nic robić. Po prostu pozostaw czytelnikom wolność interpretacji i nie potępiaj ich, gdy pójdą inną drogą. ;)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

I tak uczynię. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Spełnienie podstawowego założenia – fantastyczny środek transportu – jest. 

Ciekawy tekst, chociaż fabuła, czy jej założenie, dość prosta i schematyczna – jest zbrodnia i jest kara. Zbrodnia dość przyziemna (wykorzystywanie seksualne dziewczynek wydało mi się pomysłem pod publiczkę, próbą zagrania na skrajnych emocjach). Kara za to wydała mi się nieco za bardzo “boska”. Wierzyłam w przypadek tej nadnaturalnej interwencji do momentu odnalezienia w ostatniej scenie zwłok dziewczynki. I w tym momencie uznałam, że przesadziłaś, bo okazało się, że akcja z dzikiem była z góry zaplanowana, a nie przypadkowa. A to już budzi mój sprzeciw. 

Aczkolwiek przy tym wszystkim pewne elementy sceny na polanie nawet nie raziły mnie tak bardzo brakiem realizmu (np. jakoś trudno mi uwierzyć w tak łatwe odzyskanie motocykla). 

Za to sam fantastyczny motor mi się spodobał i to nawet bardzo. Lubię takie pojazdy :) I mimo powyższego marudzenia sam styl opowiadania sprawił, że czytało się je szybko i lekko (nie mylić z ciężarem tematyki). 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki za wizytę i komentarz. Cieszę się, że mimo uwag, jednak przynajmniej trochę się podobało. ;)

 

Wierzyłam w przypadek tej nadnaturalnej interwencji do momentu odnalezienia w ostatniej scenie zwłok dziewczynki. I w tym momencie uznałam, że przesadziłaś, bo okazało się, że akcja z dzikiem była z góry zaplanowana, a nie przypadkowa.

Boska interwencja była przypadkowa. Gdyby Kurt nie zajechał na tę konkretną stację, pewnie zdołałby zwiać. Zwróć uwagę, że bohater miał w pewnym momencie wrażenie, że Freja sięga do jego głowy i zapoznaje się z jej zawartością. I tak też było. Uznałam, że nie zostawiłaby sprawy niedokończonej, stąd takie, a nie inne zakończenie.

 

jakoś trudno mi uwierzyć w tak łatwe odzyskanie motocykla

Freja jest też czarodziejką, dlatego zdołała zatrzymać świadków na miejscu i później odzyskać motor. Rozmawiają nawet o tym z adwokatką.

Kurcze, myślałam, że to widać, cóż, biję się w piersi.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zacne opowiadanie.

Nie zraził mnie paskudny początek, bo założyłam, że pojawił się taki nie bez przyczyny. Obudziła się natomiast ciekawość, jak dalej potoczy się opowiadanie. No i nie musiałam długo czekać, bo kiedy na stację wjechali motocykliści o aparycji dawnych wojów, ich przywódczyni wywarła na obecnych piorunujące wrażenie, a potem okazało się jeszcze, że ma dwa białe kotki, ciąg dalszy stał się dość oczywisty. Jednakowoż ta oczywistość nie sprawiła, że miałam odpowiedzi na wszystkie pytania, więc z niesłabnącym zainteresowaniem doczytałam opowiadanie do końca. Dodam – bardzo satysfakcjonującego końca.

 

Jeszcze słówko w sprawie Internetu/ internetu – Irko, Twój link odsyła do informacji z 2001 roku. W 2009 prof. M. Bańko miał już odmienne zdanie: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/;9928.

 

Na usta wy­pezł mu uśmiech. ―> Literówka.

 

Kiedy byli już przy sa­mo­cho­dze… ―> Literówka.

 

i po­now­nie po­cią­gnął za spust. ―> …i po­now­nie po­cią­gnął spust.

 

To wy­star­czy­ło, żeby stra­ci­li nią za­in­te­re­so­wa­nie… ―> To wy­star­czy­ło, żeby stra­ci­li za­in­te­re­so­wa­nie nią… Lub: To wy­star­czy­ło, żeby przestali się nią interesować

 

Auto za­trz­ma­ło się obok za­par­ko­wa­nych mo­to­rów… ―> Literówka.

 

Miał ocho­tę po­cią­gnąć za spust… ―> Miał ocho­tę po­cią­gnąć spust

 

Po­mo­że nam go ody­skać. ―> Literówka.

 

Do­jeż­dża­li do ostre­go za­krę­tu… ―> Dlaczego dojeżdżali, skoro Kurt był sam?

 

ruszyli w stronę auta. Hagen odwrócił się jeszcze w stronę kobiet. ―> Powtórzenie.

 

Nawet nie po­czuł plamy moczu, wy­kwi­ta­ją­cej mu na spodniach. ―> Zbędny zaimek.

 

Freja bez słowa wska­za­ła na sto­ją­cy na po­la­nie motor. ―> Freja bez słowa wska­za­ła sto­ją­cy na po­la­nie motor.

 

Moje klient­ka jest po­krzyw­dzo­ną… ―> Literówka.

 

Przy­cza­jo­na kilk­dzie­siąt me­trów dalej ko­bie­ta… ―> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj Reg, czekałam na Ciebie ze ściśniętym sercem, bo trochę się bałam, że początek okaże się zbyt paskudny. Cieszę się, że Cię nie zraził i dotrwałaś do końca. A jeszcze bardziej się cieszę, że całość Cię usatysfakcjonawała.

Babole natychmiast poprawiłam, swoją drogą wciąż nie wiem, jak ja to robię, przejrzałam kilka razy, kiedy już było można i myślałam, że wyłapałam wszystko.

Jeszcze słówko w sprawie Internetu/ internetu

I dobrze, że zmienił zdanie, od razu poprawiłam, dla mnie internet z dużej litery wyglądał dziwnie, ale skoro słownik kazał, to pisałam z dużej. :)

 

Dlaczego dojeżdżali, skoro Kurt był sam?

Bo już zaczął traktować motor jako byt odrębny. Trochę jak z samochodem: No, zaraz będziemy na miejscu – mówi kierowca, choć jest w aucie sam. ;)

 

Miał ochotę pociągnąć spust

Czemu? To znaczy, nie kłócę się, przyjmuję do wiadomości, że popełniłam błąd, zmieniłam, ale nie wiem, czemu to błąd.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ech, miło być oczekiwaną, dlatego przykro mi, że przybyłam z dużym opóźnieniem, ale cóż, porobiły mi się zaległości i zwyczajnie nie nadążam. Mam nadzieję, że Twoje serce już nie jest ściśnięte i mocno bije pełną objętością. ;)

Dziękuję za wyjaśnienie. Tak też myślałam, ale nie miałam pewności. ;)

 

Miał ocho­tę po­cią­gnąć spust

Czemu? To zna­czy, nie kłócę się, przyj­mu­ję do wia­do­mo­ści, że po­peł­ni­łam błąd, zmie­ni­łam, ale nie wiem, czemu to błąd.

Nie twierdzę, że to błąd, raczej potocyzm, ale, moim zdaniem, spustu nie ma za co pociągnąć. Mogę pociągnąć kogoś za rękę albo za włosy, mogę pociągnąć wózek za uchwyt, ale spustu nie mam za co pociągnąć. Mogę tylko pociągnąć spust/ nacisnąć spust.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mogę tylko pociągnąć spust/ nacisnąć spust.

Racja, nie przyszłoby mi do głowy nacisnąć na spust, więc siłą rzeczy pociągnąć za spust też nie pasuje. Niby proste, a do łebka nie wpadło. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wystarczy nacisnąć spust, nie jest konieczne naciskanie na spust. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Freja jest też czarodziejką, dlatego zdołała zatrzymać świadków na miejscu i później odzyskać motor. Rozmawiają nawet o tym z adwokatką.

Kurcze, myślałam, że to widać, cóż, biję się w piersi.

Fakt, umknęło mi gdzieś to “czytanie” w głowie Kurta. Resztę widać, może nawet aż za bardzo i właśnie to zderzenie świata realnego z czarodziejsko-boskim jest dla mnie zbyt sztuczne, zbyt łatwe. Ale to tylko takie moje wrażenie ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przemyślę. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wracam z jurorskim komentarzem:

 

 

Opowiadanie w swojej mitologiczności dość przewidywalne, ale dzięki szybkiej akcji wciągające. Zgodzę się z większością opinii – najlepszy jest dzikomotocykl. Przeszkadzał mi antagonista, bo namalowano go najczarniejszymi z czarnych kolorów – nie, nie chodzi o to, że tacy ludzie nie istnieją/nie są źli, bo są, tylko o to, że postać literacka aż tak odrażająca, a przy tym – jednak mocno stereotypowa, przestaje budzić grozę i niechęć, a zaczyna, przynajmniej u mnie, irytację. Ale generalnie tekst udany, fajnie też wykorzystane realia. Na plus.

ninedin.home.blog

Ninedin, dzięki za komentarz, cieszę się, że Ci się podobało.

 

postać literacka aż tak odrażająca, a przy tym – jednak mocno stereotypowa, przestaje budzić grozę i niechęć, a zaczyna, przynajmniej u mnie, irytację

Czyli przegiełam, ech bywa…

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dobrze się czytało :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziwne opowiadanie. Właściwie kiedy poczułem, że zacznie się rozkręcać, to ono się skończyło. Czytało się dobrze i wartko – tempo stanowi duży atut tej historii. Gorzej, moim zdaniem z balansem. Wydawałoby się, że głównym bohaterem będzie Kurt, w dalszej części na takowego wyrasta Freja, ale i sam harley pasuje, szczególnie w zestawieniu z tematem konkursu.

Zakończenie uznaję za średnio udane – wkrada się do niego element słodkiego, hollywoodzkiego happy endu. Zresztą, cóż za znaczenie dla tego opowiadania mają zwłoki zabitej dziewczyny? Chyba tylko pokazanie, jakie z Frei dobroduszne bóstwo.

Fabuła prosta, szablonowa. Ot, dla dodania kolorytu zestawiłaś ją z mitologią i podlałaś sosem z filmu akcji.

Czytałem mimo wszystko z zainteresowaniem, dobre opowiadanie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dzięki za wizytę. Zestawienie dziwne i dobre opowiadanie traktuję jako komplement. ;)

 

Gorzej, moim zdaniem z balansem.

Coś w tym jest, z założenia bohaterką jest Freja i jej motor/dzik. Hildisvin jest atrybutem Freji, więc traktowałam ich jako całość. Tyle że Kurt okazał się tak wstrętny, że natychmiast przyciągnął uwagę i wysunął się na pierwszy plan.

 

wkrada się do niego element słodkiego, hollywoodzkiego happy endu.

Oj, a to już komplement nie jest. ;)

Nie było to moim zamiarem. Po prostu uznałam, że skoro wcześniej wspomniałam o zamordowanej dziewczynie, to historia nie byłaby pełna, bez rozwiązania tego wątku.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No co ja mogę powiedzieć?

Sprawnie napisana historia przygodowa. Zaczynasz ostro, co trochę przykrywa szablonowość, później jednak te schematy wychodzą na wierzch. Bohaterowie jak dla mnie przedobrzeni: zły – najobrzydliwszy, piękna – najcudniejsza, obowiązkowa asystentka detektywa – najdrugoplanowsza. Naprawdę fajny koncept motocyklowych walkirii, złamany wrzuceniem do tego panteonu Temidy. Dobra kompozycja, z domknięciem wątku zaginionej dziewczyny. Tytuł niezachęcający.

Piórka nie widzę.

 

No co ja Ci mogę odpowiedzieć? ;)

Zaczynasz ostro, co trochę przykrywa szablonowość, później jednak te schematy wychodzą na wierzch.

Nawet się zastanawiałam, czy nie będzie zbyt szablonowe, ale złego mniej złym uczynić nie mogłam i nie chciałam, a Freja jest taka, jak ją ludzie wymyślili, nie ja. Myślałam, że przełamię to wrażenie Hildisvinem, ale widać się nie udało.

złamany wrzuceniem do tego panteonu Temidy

Temida nie pojawiła się przypadkiem, zamarzyło mi się uniwrsum, w którym bogowie łażą sobie po ziemi, a konkretnie większość żyje sobie w jednym miejscu na ziemi.

Dobra kompozycja, z domknięciem wątku zaginionej dziewczyny.

Ech, i dogódź tu wszystkim. CountPrimagen zrugał mnie za zakończenie, a Ty piszesz, że to dobra kompozycja. Ale poważnie, akurat ten fragment Twojej opinii bardzo mnie cieszy, bo to się po prostu musiało tak skończyć.

Tytuł niezachęcający.

Wiem, tytuły to moje przekleństwo, z żadnego nie jestem zadowolona. Cały czas próbuję wymyślić coś sensownego, ale bez efektu.

Piórka nie widzę.

Luzik, piórko mam dopiero na przyszłorocznej liście celów. ;)

 

Mam nadzieję, że sprawnie napisaną przygodówkę czytało się przynajmniej sprawnie i bez bólu. ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Sprawnie napisana historia przygodowa nie wyrywająca się ze schematu opowieści “bogowie pomagający ludziom”. Choć początek mocno wstrząsający – trudno bowiem ot, tak wejść w głowę zwyrodnialca. Jednak kiedy zorientowałem się, że jest to postać mocno schematyczna, karty zostały odkryte.

Tak więc przyjemny koncert fajerwerków, choć nie jakoś mocno wchodzący do głowy. Na poobiednią lekturę jednak w sam raz :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Znowu mitologia nordycka, co? ;)

Zaczyna się paskudnym brudem, który niezaprzeczalnie przykuwa uwagę. Poziom wulgarności i ohydy balansuje na granicy akceptowalności, ale moim zdaniem jej nie przekracza. Ryzykowny, ale ciekawy zabieg.

Niestety później impet się wytraca. Skrzywiona postać Kurta traci koloryt, z czasem traci nawet swoją, zdawać się mogło, główną rolę. Pojawia się Freja i jej towarzyszka, które są typem postaci, na które trudno mi reagować pozytywnie. Ich boskość przejawia się ociekaniem zajebistością i pewnością siebie, brakiem obaw o cokolwiek. Gdy bohaterowi nic nie zagraża, trudno przejąć się jego losem. I o ile Widarowe opowiadania nosiły znamiona satyry i pewne przerysowanie wpisywało się w przyjętą koncepcję, tak tutaj, zdaje się, wszystko jest na serio, a przez to boginie odebrałem raczej jako karykatury groźnych, budzących respekt postaci.

Czytało się jednak dobrze. To opowiadanie nie sili się na bycie nie wiadomo czym ponad historię przygodową. I w tym jego urok. Nie widzę tu natomiast elementu, który by się wyróżniał i zapadał w pamięć.

Bardzo sprawnie napisane, ma pomysł, ale mnie nie też nie przekonało. Miałam wrażenie przedobrzenia: zarówno Kurta, jak i Freji i to chyba najbardziej psuło mi odbiór. Może gdybyś poszła na całość, zrobiła z bohaterów totalnych avengersów? A tak, zawieszone pomiędzy obyczajówką a odjechaną fantastyką wydało mi się daniem niestety raptem letnim. Podpisuję się pod opinią Brightside’a, że brak tu Widarowego pazura, a szkoda…

http://altronapoleone.home.blog

Witam kolejnych przedstawicieli szanownej Loży. NWM, MrBrightside, Drakaino, pozwólcie, że odpowiem Wam zbiorowo, bo w gruncie rzeczy piszecie to samo. I ja się z tym generalnie zgadzam.

Napisałam prostą historię, nie ma tu żadnego drugiego dna, żadnych kolejnych warstw do odkrywania. Historia jest nieco szablonowa przez zderzenie głównych bohaterów: zły Kurt i dobra Freja. Miałam nadzieję, że pojawienie się Hildisvina przełamie tę szablonowość, ale, cóż, okazało się, że to za mało.

Co do bohaterów. Drakaino, uważasz, że przedobrzyłam w obu przypadkach. Jeśli chodzi o Kurta, nie mogę się z tym zgodzić, nie przerysowałam go. IMO jest dokładnie taki, jacy są ludzie jego pokroju; egoistyczny, zły, inni ludzie służą mu jedynie do zaspokajania potrzeb i guzik go obchodzą.

Jeśli chodzi o Freję, Jasna Strono, piszesz:

Ich boskość przejawia się ociekaniem zajebistością i pewnością siebie, brakiem obaw o cokolwiek.

i pewnie masz rację. Tyle tylko, że to ociekanie zajebistością nie ja wymyśliłam. Freja jest dokładnie taka, jak w mitologi. I taka miała być, bo mi się zamarzyło uniwersum, w którym dawni bogowie chodzą sobie po ziemi. Mają cechy mitologiczne, a jednocześnie są pozbawieni wpływu na świat w kwestiach wynikających z praw fizyki. Oczywiście, ponieważ poruszają się po ziemi od prawie tysiąca lat, mają także ludzkie cechy, chwile wahania, lęki. Jednak Freję pokazuję w sytuacji, w której właściwie nie ma powodu do wahań. Zresztą, zaryzykowałabym twierdzenie, że jej reakcja jest bardzo ludzka. Ile osób, widząc relacje z procesów szczególnych sukinsynów, myśli sobie, co też by mu zrobili, gdyby mogli. Freja może.

 

Drakaino, MrBrightside, porównujecie to opko, do Widara. Kurcze, ja do Widara mam sentyment szczególny, bo te teksty mocno pomogły mi się odblokować. Jednak właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że każdy następny tekst, odwołujący się do mitologii, a w szczególności do mitologii nordyckiej będzie porównywany do Widarów. A tymczasem Widary to zupełnie inna bajka. Freja ma więcej wspólnego z Hermesem.

 

Wasz werdykt przyjmuję z pokorą. Prawdę mówiąc nie za bardzo oczekiwałam innego. Macie w tym miesiącu spory wybór i sama łapkę przyłożyłam do dorzucenia Wam przynajmniej czterech tekstów, które są zdecydowanie lepsze od mojego. Piórko, jak już wspomniałam, mam w przyszłorocznych planach. ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jednak właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że każdy następny tekst, odwołujący się do mitologii, a w szczególności do mitologii nordyckiej będzie porównywany do Widarów.

Ależ to wspaniały punkt wyjścia – zaleta, nie wada! Wyobraź sobie te komentarze: Widary były bardzo w porządku, ale to nowe opowiadanie jest obłędnie rewelacyjne! ;D

Coś w tym jest.Cholera, MrBrightside, Ty to potrafisz dostrzegać jasne strony. :D

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Może moje uwagi będą się powtarzać po przedpiścach. Nie czytałem komentarzy, bo za dużo Ci ich tutaj natłukli. :-)

No to tak. O bohaterze co nieco już Ci pisałem. Bardzo wyrazisty, charakterystyczny, budzący określone (zgodne z założeniami, co ważne) emocje. Bohater z gatunku tych, których bardzo nie lubię. Odrzucający, paskudny, taki, o którym nie chcesz przeczytać ani słowa… a jednocześnie i tak czytasz, kibicując mu coraz bardziej. O jaką formę kibicowania chodzi, to już pisałem pod “Ministerialną Gwiazdką”. Z ostrością i jednoznacznością paskudztwa bohatera jedziesz trochę po bandzie, tym nie mniej, z poziomu oddziaływania na czytelnika, wzbudzania w nim emocji bohater wyszedł Ci naprawdę bardzo dobrze.

Nie tak, jak wulgaryzmy! ;-)

Fabuła. Fabułę podzieliłbym generalnie na dwie części. Pierwszą – niefantastyczną i drugą (co za niespodzianka) – fantastyczną. Odbiór ich sporo się u mnie różnił. Miały za to jedną cechę wspólną.

Wulgaryzmy! :)

Pierwsza część wypada bardzo dobrze. Skutecznie budujesz paskudny obraz pod paskudnego bohatera. Takiego ogólnego odrzucającego brzydactwa jest tu sporo, ale znów: budzi to określone odczucia i emocje, w moim przypadku zgodne z założeniami, więc wszystko jest OK. Generalnie na tym poziomie już wiem, że chcę przeczytać tę historię do końca i zrobię to z zainteresowaniem.

O ile, naturalnie, nie przeszkodzą mi wulgaryzmy! :)

Ta pierwsza część wypada bardzo dobrze, bo też i ten Twój Kurt sukcesywnie i konsekwentnie zniechęca mnie do siebie. Natomiast już na tym poziomie widziałem już jeden problem. Trzeba będzie wpleść fantastykę, a ona nie bardzo mi tu pasuje.

A może dwa problemy, bo są jeszcze wulgaryzmy! :)

Te obrazy, które przedstawiałaś w pierwszej części, bardziej pasowały mi do kryminału, może thrillera. Słowem, za diabła nie miałem pojęcia w jaki sposób wciśniesz tu fantastykę, ale generalnie można było założyć, że odbędzie się to raczej ze szkodą dla opowiadania.

Podobnie jak obecność wulgaryzmów! :)

Trudno oczywiście czynić Ci z tej fantastyki zarzut. Wiadomo, że na tym Portalu i siłą rzeczy w tym konkursie ona musi być. Ale naprawdę miałem takie poczucie, że bez fantastyki ta historia, oczywiście przy odpowiednim pomyśle, byłaby dla mnie atrakcyjniejsza.

Tak samo jak brak wulgaryzmów! :)

Byłaby atrakcyjniejsza, bo przy Kurcie włącza się trochę tryb “kibic”, o którym już wspominałem. Ten kibic chce, co chyba naturalne, żeby tego paskudnego bohatera spotkała jakaś kara. I chce kary wiarygodnej. Takiej, którą mógłby odnieść do swojej rzeczywistości. Bo takich Kurtów można przecież znaleźć wielu i w realnym świecie. I chciałoby się, żeby w tym Twoim opowiadaniu wystąpił jakiś motyw ludzi radzących sobie z takimi Kurtami. Żeby można sobie było, poprzez pryzmat tej realności powiedzieć: cholera, on nie musi być bezkarny. Niechby nawet było to stwierdzenie naiwne. Czytelnik chce czasem takiej naiwności, która w literaturze pozwala mu oderwać się od rzeczywistości i choć na moment zobaczyć świat trochę lepszy czy sprawniejszy.

Chce też mniej wulgaryzmów! :)

U Ciebie zamiast radzących sobie ludzi mamy Freję, która jakby odziera z tych złudzeń. Odziera, bo pokazuje, że z takimi Kurtami to mogą sobie radzić tylko bogowie. A my, w realnym świecie, nie będziemy radzić sobie wcale. 

Co stanowi dobry pretekst, żeby pomarudzić o wulgaryzmach! :)

Druga część nie trzyma więc dla mnie poziomu pierwszej. Freja trochę jest, bo być musi. Ale musi dlatego, że wymaga tego Portal/konkurs, a nie dlatego, że jako czytelnik mam ewidentne poczucie tej konieczności, która jasno i czytelnie wynikałaby z tekstu.

Wprawne oko CM-a wypatrzyło też wstrętne wulgaryzmy! :)

Osobny akapit poświęciłbym zakończeniom, które są… dwa.

A zatem tyle, ile maksymalnie życzyłbym sobie wulgaryzmów! :)

Dlaczego są dwa? Bo istnieje Twoje… i czytelnika. Dla czytelnika tekst kończy się w chwili śmierci Kurta, która, co tu dużo ukrywać, nie wybrzmiewa tak mocno, jak powinna. Jakby gdzieś w pewnym momencie opowiadanie zaczęło lekko hamować. To, co dalej, mimo że uzasadnione fabułą, wydaje się jakoś zbędne. Wolałbym to zobaczyć gdzieś wcześniej. Wszystko jedno pod jakim pretekstem. W każdym razie tutaj ten fragment nie robi żadnego wrażenia, bo to właściwe zakończenie następuje dla czytelnika wcześniej, a dalej czytam już głównie dlatego, że jest coś napisane i nie wypada przerwać. :-)

Wspominałem już o wulgaryzmach? :)

Dobra. To może krótkie podsumowanie. Marudzenia, jak widzisz, trochę jest. I nie ma przypadku w tym, że akcenty w komentarzu są położone w większe mierze właśnie na czepy. Bo widzisz, pierwszą część czytało się naprawdę świetnie. Ona też uzasadnia w pewien sposób tę nominację piórkową. Czuć, że do tego piórka zaczynasz mieć coraz bliżej. I tak trochę poprzez to swoje marudzenie życzę Ci, żeby następnym razem udało się utrzymać ten poziom na przestrzeni całego tekstu. Bo to znów będzie jeden krok bliżej. Może nawet już ten ostatni…

W każdym razie czytało się naprawdę świetnie. Dobra robota.

A byłaby nawet bardzo dobra, gdyby nie WULGARYZMY!!! :)

To chyba tyle.

Ukłonił się i pozdrowił na do widzenia. 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Może moje uwagi będą się powtarzać po przedpiścach. Nie czytałem komentarzy, bo za dużo Ci ich tutaj natłukli. :-)

Oj tam, oj tam, nie natłukli. Połówka to offtop ze Staruchem. :)

 

bohater wyszedł Ci naprawdę bardzo dobrze.

Nie tak, jak wulgaryzmy! ;-)

A czy samozwańcz dyżurny zdaje sobie sprawę, że bez wulgaryzmów Kurt byłby tylko ciepłymi kluchami? ;)

U Ciebie zamiast radzących sobie ludzi mamy Freję, która jakby odziera z tych złudzeń. Odziera, bo pokazuje, że z takimi Kurtami to mogą sobie radzić tylko bogowie. A my, w realnym świecie, nie będziemy radzić sobie wcale.

Och, CM, bo tak faktycznie jest. Problem w tym, że takich ludzi jak Kurt praktycznie nie da się ukarać. Aby była kara to musi być też przynajmniej minimum poczucia winy. A tu go nie ma. Nawet jak wsadzisz go do pudła, to gość będzie jednym z tych, którzy siedzą za niewinność. A przy tym więzienie dzisiaj, szczególnie w Europie to nie żadna kara. Czy 12 lat dla kogoś takiego by Cię satysfakcjonowało? I z dużym prawdopodobieństwem facet wyjdzie wcześniej.

 

Dlaczego są dwa? Bo istnieje Twoje… i czytelnika. Dla czytelnika tekst kończy się w chwili śmierci Kurta, która, co tu dużo ukrywać, nie wybrzmiewa tak mocno, jak powinna.

Hmm, nie wybrzmiewa? Tu właściwie możliwe są dwa rozwiązania. Albo pomęczyć s… jeszcze bardziej, albo doprowadzić do sytuacji, w której zrozumiałby ogrom swojej winy. Pierwsze niepotrzebne, szczególnie z perspektywy bogini, drugie… niemożliwe. On nie czuje się winny. Oczywiście ze strachu może powiedzieć wszystko, ale jaka będzie wartość tych słów?

Prawdą jest, że Kurt wyszedł tak wyrazisty, że przysłonił Freję i jej motor, którzy, z punktu widzenia autora, są tu bohaterami głównymi. Na dodatek, mnie gdzieś po głowie chodzi uniwersum z Freją, Hermesem i paroma innymi bogami. I dlatego Freja była dla mnie ważniejsza. Choć oczywiście z punktu widzenia czytelnika wygląda to pewnie inaczej. :)

 

CM, dzięki, że jednak się przemogłeś i mimo tych wszystkich wulgaryzmów dotrwałeś do końca. :) Myślę, że sporo osób nie miało Twojej cierpliwości. Tym bardziej doceniam. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Oj tam, oj tam, nie natłukli. Połówka to offtop ze Staruchem. :)

Ale za to jakże interesujący :P

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Toć przecież nie narzekam. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A czy samozwańczy dyżurny zdaje sobie sprawę, że bez wulgaryzmów Kurt byłby tylko ciepłymi kluchami? ;)

A tam, gadasz! ;-)

Było wpleść wulgaryzmy pośrednio w narrację i poprawić jakimś mocnym obrazem. :-)

Kurt zaklął szpetnie, po czym rozpędził się i kopnął z impetem przerażonego kotka.*

*Piszę z przymrużeniem oka. Nie takich zdań dokładnie oczekuję. ;-)

Och, CM, bo tak faktycznie jest.

Ano jest. Nie da się ukryć. Dlatego właśnie poświęciłem temu elementowi tyle miejsca. Bo to, co jest, możesz przeczytać w gazecie czy internecie. A literaturze chcesz trochę to, co mogłoby być. Nie twierdzę, ma się rozumieć, że ma to być za każdym razem sielankowy obraz zwyciężającego dobra. Chodzi oczywiście o taki zamysł ogólny, w którym, poprzez fikcję, zakrzywiamy nieco tę rzeczywistość, poniekąd właśnie po to, żeby się od niej trochę oderwać. Oczywiście jest to tylko mój (w dodatku bardzo mocno uproszczony) pogląd na literaturę, nie zamierzam tu nic narzucać. Ale ty wiesz, jaki jak mam styl pisania komentarzy. Spisuję własne odczucia i to na nich siłą rzeczy muszę się później opierać. :)

Hmm, nie wybrzmiewa?

Nie tak, jak mogło. Masz tu typ takiego paskudnego bohatera, którego ujęcie musi być długo wyczekiwaną “truskawką na torcie”. ;-)

A tutaj to się odbyło tak trochę zwyczajnie. Ja oczywiście rozumiem powód, bo ten dzik to, jak rozumiem, nawiązanie do mitologii. Tym nie mniej, kiedy ten Kurt ginie, nie czujesz takiego rodzaju specyficznej satysfakcji, że spotkała go kara. To się dzieje i już.

Dlatego też wspomniałem wcześniej o tych thrillerach czy kryminałach. Bo ten bohater był właśnie takim typem trochę zła wcielonego, przy którym usilnie czekasz na ten końcowym moment kary, a autor czy autorka przeciąga ten moment, jak gdyby “buduje go”, żeby na końcu pojawiła się taka pełna satysfakcja czytelnicza. Ale znów: ja tu spisuję tylko swoje odczucia, które, w najlepszym razie, powinny co najwyżej stanowić pewną skromną cząstkę obrazu poglądowego, albo materiału do snucia ewentualnych wniosków.

i mimo tych wszystkich wulgaryzmów dotrwałeś do końca. :)

Aż tak ciężko to nie było. Generalnie z tym Twoim opowiadaniem miałem trochę jak z piernikiem, do którego ktoś uparł się nawciskać śliwek. W sumie to dalej jest piernik, który lubię, więc go zjem. Tym nie mniej przy jedzeniu i tak będę złorzeczył na tego, kto nawciskał tych cholernych śliwek. Albo rozważał, czy warto te śliwki wydłubywać przed jedzeniem. XD

Co nie zmienia oczywiście faktu, że ogólnie “gilotyna” dla danego opowiadania idzie w ruch po trzecim wulgaryzmie. I autor bądź autorka musi mieć naprawdę dobry powód, żeby mnie jakoś przy danym tekście zatrzymać, bo wyjątków nie robię zwykle nawet dla opowiadań piórkowych. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Bo to, co jest, możesz przeczytać w gazecie czy internecie. A literaturze chcesz trochę to, co mogłoby być. Nie twierdzę, ma się rozumieć, że ma to być za każdym razem sielankowy obraz zwyciężającego dobra. Chodzi oczywiście o taki zamysł ogólny, w którym, poprzez fikcję, zakrzywiamy nieco tę rzeczywistość, poniekąd właśnie po to, żeby się od niej trochę oderwać.

I właśnie dlatego lubię fantastykę. Bo nie bardzo widzę możliwość zakrzywienia rzeczywistości tak, żeby było to wiarygodne bez elementu fantastycznego. My nie możemy, więc niech to zrobi bogini. :)

 

Bo ten bohater był właśnie takim typem trochę zła wcielonego, przy którym usilnie czekasz na ten końcowym moment kary, a autor czy autorka przeciąga ten moment, jak gdyby “buduje go”, żeby na końcu pojawiła się taka pełna satysfakcja czytelnicza.

Może faktycznie za szybko to zakończyłam.

 

Co nie zmienia oczywiście faktu, że ogólnie “gilotyna” dla danego opowiadania idzie w ruch po trzecim wulgaryzmie. I autor bądź autorka musi mieć naprawdę dobry powód, żeby mnie jakoś przy danym tekście zatrzymać, bo wyjątków nie robię zwykle nawet dla opowiadań piórkowych. ;-)

Dzięki za śliczny komplement. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nie, nie zapomniałem o Tobie! Jestem jak demencja, mogę przyjść późno, ale nieodwołalnie i niechybnie :-) 

Z reguły, gdy muszę wyjaśniać swoje NIE, walę esej niemalże, wybacz więc proszę, że tu będzie krótko – wciąż zaległości nadrabiam :-) 

Początek świetny. Działalność Kurta, przedstawiona z jego punktu widzenia, nabierała lekkości, nabywała cech niewinnej zabawy, drobnych grzeszków zaledwie, w totalnym kontraście do rzeczywistej wagi i paskudności sprawy. Pomyślałem sobie: "Uuuu, kroi się napisany lekko i ze swadą (choć nie żartobliwie) tekst o trudnej i ciężkiej treści – miodzio, uwielbiam takie!" 

Cóż, chwilę później musiałem dość wysoko zawiesić niewiarę podczas sceny ucieczki Kurta. Zaskakująca była nieporadność policji – czy nie było tam wystarczająco dużo policjantów, by mogli jednocześnie zająć się rannymi i ruszyć w pościg? W całym mieście nie było innych jednostek, które mogły ścigać/odciąć drogę/zorganizować blokadę/zastrzelić gościa, uciekającego bez zakładnika? Ha, wiem już teraz, dlaczego w Niemczech kradziono tyle aut – gdy złodziej odjeżdżał ukradzionym samochodem, stawał się dla policji niewidzialny :-) 

Ale, żarty żartami, pomyślałem sobie, że mam do czynienia z dynamicznym akcyjniakiem w stylu zabili go i uciekł, więc trzeba przyjąć konwencję i nie czepiać się szczegółów. Ciekawe, jak umieszczony będzie element fantastyczny. 

Jednak potem, gdy pojawili się motocykliści, Freja, koty, dzik (motocykl z żywym dzikiem skojarzyłem natychmiast, harleye są powszechnie nazywane "hogs") pomyślałem: "O nie, znowu ci superbohaterowie, to jest, nordyccy bogowie. Ileż można? Niech ta Freja przynajmniej ma dla Kurta jakąś ciekawą rolę do odegrania…" 

Nie miała – skończyło się na dość typowej historii o słusznej karze za bycie ostatnim obskurwialcem. Przypadkowa zresztą – Kurt zupełnym przypadkiem natknął się na Freję i jej brodate, brzuchate walkirie. Która to kara nie była w zasadzie nawet taką, jak to ładnie CM określił, truskawką na torcie, bo w porządnych akcyjniakach obskurwialec odchodzi w sposób spektakularnie adekwatny do popełnionych zbrodni :-) 

Oczywiście nie jest tak, że tekst mi się nie podobał. Jest dobrze napisany, ma świetny początek z nieźle skonstruowanym badguyem, z przewidywalną, ale dynamiczną akcją. Nie jest to jednak, według mnie tekst piórkowy. Choć muszę przyznać, że na mój odbiór opowiadania mogło nieco wpłynąć totalne przejedzenie Asami, nawet gdyby występowali pod postacią steka z dzikimi pieczarkami, sosem pieprzowym i frytkami. 

Aha:

Jego uwagę zwrócił warkot samochodowego silnika, odwrócił się, na stację wjeżdżała powoli krwiścieczerwona tesla, a przecież wyraźnie polecił nikogo nie wpuszczać

Tesle są elektryczne, nie warczą :-) 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nie, nie zapomniałem o Tobie! Jestem jak demencja, mogę przyjść późno, ale nieodwołalnie i niechybnie :-)

Nie strasz. Przeraziłeś mnie. Nadejściem demencji oczywiście ;)

 

Cóż, chwilę później musiałem dość wysoko zawiesić niewiarę podczas sceny ucieczki Kurta. Zaskakująca była nieporadność policji – czy nie było tam wystarczająco dużo policjantów, by mogli jednocześnie zająć się rannymi i ruszyć w pościg?

Nie miał statusu szczególnie niebezpiecznego. Jedno auto dla niego, drugie w konwoju. To wszystko. Błyskawiczna akcja policji zdarza się tylko w filmach.

 

Jednak potem, gdy pojawili się motocykliści, Freja, koty, dzik (motocykl z żywym dzikiem skojarzyłem natychmiast, harleye są powszechnie nazywane "hogs") pomyślałem: "O nie, znowu ci superbohaterowie, to jest, nordyccy bogowie. Ileż można?

Cholera, a ja ich tak lubię ;)

 

Nie jest to jednak, według mnie tekst piórkowy.

Ech, no nie jest. W sumie wiedziałam o tym od początku, ale i tak fajnie było się znaleźć w nominacjach.

 

Tesle są elektryczne, nie warczą :-)

Ups.

 

Fajnie, że Ci się podobało mimo niechęci do nordyckich bóstw. To w sumie nawet ważniejsze niż piórko :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Błyskawiczna akcja policji zdarza się tylko w filmach.

Jasne. Nie chodziło mi o efektowny pościg ulicami San Francisco, tylko o fakt, że ucieczka Kurta spowodowałaby coś w stylu:

https://youtu.be/LACbRkqcbhU

stawiając na nogi całą policję w mieście (bo rozprawa chyba nie odbywała się w grossdorfskim ratuszu). Tylko w filmie facet mógłby wskoczyć do auta, któremu zdołano się zresztą dobrze przyjrzeć) i wyjechać z miasta, przez nikogo nie niepokojony. 

Ale to mało istotna czepliwość i rzecz, która jakoś specjalnie mi nie przeszkadza. Jak mówiłem – wystarczy pogodzić się z konwencją przygodowego tekstu i już :-) 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nadrabiam trochę swoją kolejkę, więc w końcu trafiłam i tutaj. :D

Fajny tekst akcji, chyba można to tak nazwać. Czytałam z dużą ciekawością, a i postaci z mitologii nordyckiej są moim zdaniem na plus, płynnie wprowadzasz je do historii.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Thargone, jako czytelnik masz rację. Nie ma w tym opku nic, co wyjaśniałoby jakim cudem mu się udało. Mea culpa.

Tytułem wyjaśnienia, Grossdorf jest nazwą fikcyjną, natomiast sąd w mieście, które wzięłam za wzór, dokładnie sobie obejrzałam. Znajduje się poza centrum, w nowej części miasta. Można stamtąd wyjechać na co najmniej cztery sposoby i w większości są to drogi wiodące przez las. Parking przylega do ulicy, na której pełno jest sklepów, a co za tym idzie ludzi, co raczej wyklucza swobodne użycie broni. Własnego śmigłowca policja tam nie ma, musieliby sprowadzić z Hanoweru, a to trwa. Nie mam wątpliwości, że złapaliby go jeszcze tego samego dnia, ale stwierdziłam, że to co opisałam, mogłoby mu się udać.

Co nie zmienia faktu, że tego wszystkiego nie ma w opku i czytelnik ma prawo mieć wątliwości :)

 

Verus, cieszę się, że wpadłaś. Fajnie, że Ci się podobało :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka