- Opowiadanie: Staruch - W imię...

W imię...

Znowu to samo – czyli technobełkot i gadające głowy. Mniej więcej wiecie, czego się spodziewać. Inaczej jeszcze nie umiem :).

Opko długo już leżało na dysku, bo nie miało środka. Ale po niedawnych dyskusjach tu i ówdzie postanowiłem dokończyć i wrzucić :). Ale że ostatnio mam mało czasu na szlifowanie, to kompozycyjnie trochę jest kulawe...

Mam nadzieję, że opisany przeze mnie środek transportu łapie się w wymogi konkursu.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

W imię...

Jest! Przybył!

Jednak Tom był trochę zawiedziony. To wszystko? Przed chwilą kupa kamienia, teraz wyrafinowana konstrukcja z metalu i plastiku, ozdobiona różnokolorowymi paciorkami. Wyglądała, jakby Moebius zamiast swojej wstęgi, do zabawy dostał metalową taśmę, parę drutów i trochę polimerów. Miało to swój urok, ale przecież towarowiec międzyplanetarny nie miał być ładny, tylko pojemny. Ten akurat, który przybył z Nowego Kolna, wiózł między innymi korę nibydrzew finga, tak potrzebną dla chorych z pęcherzykowatym zapaleniem skóry, gruczoły elektryczne driadr, czyli tamtejszych ośmiornic, służące za bateryjki w niemal każdym większym wszczepie, oraz ciekłe wodorosty, ostatni hit na rynku sztuki. I pewnie jeszcze tysiące rzeczy, o których Tom nie wiedział.

Tłum witający przybysza powoli się rozchodził, a on patrzył w milczeniu na skalne odłamki, które ogrzane kontaktem ze statkiem, dostawały mikronapędu, kiedy sublimujący gaz z powierzchni służył im jako mikrosilniczki. Tom z uznaniem kiwnął głową – tym razem Nawigator niemal doskonale obliczył masę, bo odłamków było naprawdę niedużo. Pomyślał przelotnie, całkiem nie na temat, czy ta półkoronówka leży jeszcze w kieszeni spodni w kabinie. Odwrócił się na pięcie i odmaszerował do Przystani Zdrowia, trochę popedałować przed snem.

 

***

 

Obudził się nagle. Pogłaskał wszczep na skroni, żeby wyświetlić na siatkówce aktualny czas. Z reguły bawił się cyferkami, wodząc wzrokiem po całym pomieszczeniu i wpasowując je w elementy otoczenia. O, mieszczą się w drzwi szafki, o, jedynka wpasowuje się w futrynę, dwukropek świetnie się prezentuje na tle sufitu. Nawet dwa plusy, majaczące gdzieś przez cały czas na granicy widzenia, tworzyły elementy tych surrealistycznych obrazów. Ale nie dziś. W brzuchu czuł wir, jak przy spotkaniu czarnej dziury z gwiazdą. To już jutro! Być albo nie być, zwycięstwo lub porażka, Gildia Nawigatorów lub… Czuł się świetnie przygotowany, wierzył we własne siły, ale coś z tym ostatecznym egzaminem było dziwnego. Nawigatorzy, których znał (a trzeba przyznać, że znał ich tylko kilku – szkoły nie odwiedzało zbyt wielu absolwentów) byli jacyś tacy… enigmatyczni, mrukliwi, zmieniali szybko temat, zbywali półsłówkami. Tom już dawno wywnioskował, że egzamin różni się mocno od tych uczelnianych, że wiedza wyniesiona z zajęć nie jest wszystkim, czego się wymaga. A już zazdrośnie strzeżonym sekretem wszystkich absolwentów Akademii był fakt, że pierwszy lot to swego rodzaju inicjacja, otrzęsiny nowego adepta. I ten jeden, jedyny raz, lata zawsze dwóch pilotów. Miał zostać absolwentem Akademii, elitarnej uczelni, kształcącej przyszłych nawigatorów międzygwiezdnych. Do tej pory transport pozaziemski obsługiwał tylko kilkanaście kolonii, ale poszukiwania nowych dopiero nabierały rozpędu.

Dlatego leżał w ciemności, międląc w głowie fizykę podróży międzygwiezdnych, statykę i dynamikę obciążeniową konstrukcji statku, instrukcje w razie wystąpienia nieprzewidzianych wypadków (były nawet tak kuriozalne, jak spotkanie z Obcymi czy skok w pobliże pulsara). Wcale go to jednak nie uspokoiło. Zawsze go dziwiło, czemu egzamin odbywa się w przededniu lotu. Gorączka przedstartowa, nerwy, hałas – i do tego egzamin. Zamiast spokojnie, miesiąc czy dwa przed lotem, przemaglować delikwenta w murach szkoły. Widać jednak Gildia ma w tym jakiś cel, uznał chłopak. Albo to tradycja, tak skostniała, że jeśli nawet przeczy zdrowemu rozsądkowi, nikt nie waży się jej zmienić. Choć przyjęcie przedegzaminowe, zwane inaczej „wstępniakiem”, miało odbyć się dopiero wieczorem, wstał, zrobił sto brzuszków i pięćdziesiąt pompek, po czym wziął prysznic. Założył fiołkowe soczewki (taki zwyczaj, nie wiedzieć czemu był to jakby nieoficjalny emblemat, nieomal mundur Nawigatorów). Na przemian gorący i zimny tusz pozwoliły przepłoszyć z głowy chmurne myśli.

 

***

 

Spokojnie wyszedł na Promenadę. Gwar ludzkich i maszynowych głosów boleśnie uderzył go w uszy. Skrzywił się nieznacznie i, roztrącając lekko tłum zdążających za swoimi sprawami mieszkańców stacji, ruszył przed siebie. Ludzie i roboty spieszyli zaaferowani w różnych kierunkach, wyglądając trochę jak bezrozumny tłum na wyprzedaży w galerii handlowej. Jedni w lewo, inni w prawo, każdy zapatrzony gdzieś daleko w przestrzeń (czyli, jak wiadome było każdemu, usilnie wpatrując się w obrazy, przekazywane przez wszczepy wprost na siatkówkę), niektórzy nawet nosili w rękach archaiczne kartki prawdziwego papieru. Tak to zawsze wyglądało przed odlotem. Każdy student Akademii musiał co najmniej trzy razy odwiedzić statek w tym stanie, stanie wzbierającego niepokoju, nasiąknąć tą atmosferą pośpiechu i podskórnego zdenerwowania. Gdyby stacja miała iluminatory, Tom zobaczyłby paciorki świateł pozycyjnych wahadłowców transportowych, które jak szczenięta przed karmieniem grzecznie ustawiały się w kolejce do luków towarowych statku. Ale to nie one miały ssać, to statek wyssie do cna ich ładunek, a niektóre nawet wbuduje w swoją konstrukcję. To już jutro… Chłopak potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić z niej niepokojące myśli, i niespiesznie udał się na umówione spotkanie. W „Wolności” miał spotkać się z przyjaciółmi – Olafem i Rudą, i choć trochę zagłuszyć stres wywołany zbliżającym się egzaminem. Idąc, przesuwał leniwie wzrokiem po nielicznych sklepach i lokalach, znajdujących się przy Promenadzie. Nielicznych, bo miejsce na stacji to najcenniejszy towar, jakimi dysponowały państwa i korporacje, uczestniczące w programie kolonizacji nowych światów. Największe pomieszczenia należały oczywiście do Korporacji Plus, która zazdrośnie strzegła szczegółów technologii skoków nadprzestrzennych i zmonopolizowała kontakty z pozaziemskimi koloniami.

Ale nie tylko Korporacja miała swe biura przy Promenadzie. Także Gildie: Nawigatorów, Tetrisowców, Prawników, korporacje Google, Greenpeace czy ONZ miały tu swoje siedziby. Sporo było lombardów, gdzie wybierający się w podróż do kolonii mogli pozbyć się nadbagażu, surowo zakazywanego przez korporację Plus i bez skrupułów odbieranego. Z nielicznych knajp słychać było odgłosy świadczące o tym, że niektórzy ostro zabrali się do zabijania strachu przed daleką podróżą, z reguły wycieczki tylko w jedną stronę. Ze wszystkich billboardów do emigracji zachęcały reklamy z wszechobecnym plusem. „Po co przekonywać już przekonanych?” – zdziwił się trochę Tom, ale nie zaprzątał sobie specjalnie tym głowy.

Na razie chłonął przedstartowy bałagan. Co i rusz mijał przyszłych kolonistów, którzy żegnali się ze starym światem wlewając w siebie te wytwory Ziemi, których na pewno zabraknie w koloniach. Inni biegali nerwowo od knajpy do knajpy, desperacko pragnąc za pomocą wrażeń dostarczanych przez kubki smakowe stłumić strach przed nieznanym. „Może to i ma jakiś sens?”, przemknęło przez głowę Tomowi. „Jeśli to komórki nerwowe zlokalizowane w jelitach odpowiadały za uczucie błogiego spokoju, to – czemu nie?”. Teraz i jemu zaburczało w brzuchu. Ponaglony muzyką własnych kiszek, zwaną kiedyś marszem, porzucił rozmyślania i udał się dziarsko na spotkanie z przyjaciółmi.

 

***

 

„Tłumów to raczej nie będzie”, pomyślał z przekąsem Tom i pchnął drzwi restauracji. Olaf i Ruda już czekali, przy kubku czegoś mocniejszego, jak mimochodem zauważył. Olaf, najlepszy przyjaciel, był głównym specjalistą od tetrisa. Nikt nie wiedział, dlaczego tak nazywa się służbę rozmieszczenia ładunku. Wszyscy za to okazywali wielki respekt tetrisowcom – znane były przypadki katastrof statków, które wręcz rozpadały się po skoku, z uwagi na wcześniej przeoczone naprężenia konstrukcji pojazdu. Tak mówiła oficjalna wersja wniosków śledztw powypadkowych, choć… Furda! Furda, bo była też Ruda. Ruda, do której Tom kiedyś bezskutecznie wzdychał, a która teraz była partnerką jego przyjaciela. A także przyszłą panią prokuratorką na Liliowej.

Zanim jeszcze Tom zajął miejsce przy stoliku, trzasnęły gwałtownie otwierane drzwi. Ktoś nagle wybiegł z knajpy. Co to za szum? Jakby ktoś włożył patyk w gniazdo szerszeni, zaczęło się nieomal od infradźwięków, buczenia na granicy słyszalności, by po chwili przybierać tony coraz wyższe i głośniejsze.

– No ja pierdolę – zniesmaczony Olaf rzucił swoją kanapkę na talerzyk, porwał serwetkę i wypluł do niej to, co miał w ustach. – Muszą tędy prowadzić te zwierzęta? I czemu, do janiepawlej, nie pozwolą włączyć filtrów?

Bezskutecznie mrugał oczami, zmagając się z opornym oprogramowaniem wszczepów.

Głównym korytarzem stacji, służącym jeszcze wczoraj jako galeria handlowa, szły trzy postacie. Gapie zaczęli się już gromadzić, skuszeni darmowym widowiskiem, na jakie się zanosiło.

– Eee, technicznie to nie są zwierzęta – wtrąciła Ruda. – I nie włączają filtrów, żebyś widział. I żeby obrzydzenie nie wygasło.

– Przecież to nie ludzie – drwiąco rzucił chłopak.

– No, nie, ludzie nie. No wiecie przecież…

– Ruda, popisz się – kpił Olaf. – Studiowałaś to prawo, co nie? Nie ludzie, nie zwierzęta… Grzyby? – zarechotał z własnego pomysłu.

Dziewczyna zarumieniła się, jej policzki zbliżyły się odcieniem do koloru włosów.

– Nie pieprz, Olaf. Sam wiesz – to TRUP, czyli Towar Rozszerzonej Użyteczności Publicznej. A TRUP, według prawa, człowiekiem nie jest.

Tom niechętnie podniósł głowę znad wegeburgera. Nie interesowała go w ogóle ta dyskusja, interesował go jej przedmiot. Wstał od stolika i przyjrzał się uważniej. Między dwoma Wrogami Entropii, odzianymi w egzoszkielety o stonowanych barwach, wymachującymi od niechcenia peacekeeperami, szła… szedł… szło… coś. Coś, bo nie sposób było na pierwszy rzut oka ocenić jego/jej płci. Od razu w oczy rzucała się łysa, wygolona głowa, z wielkim plusem wytatuowanym na skórze. Zaczynał się pomiędzy oczami, by biegnąc poprzez sklepienie czaszki, potylicę, chować się pod ubraniem na karku. Drugie ramię plusa sięgało od ucha do ucha. Ta kreska (a raczej krecha) była jednak przysłonięta skórzanym paskiem, który przytrzymywał sporą kulę, którą Trup trzymał w ustach.

„Knebel?”, pomyślał Tom. „Ale po co?”. Knebel nie zaprzątał dalej jego uwagi, bo akurat odsłonił mu się widok całej tej dziwnej postaci i jego/jej stroju. Strój… Hm, to jednak spore niedopowiedzenie. Szata, w którą odziane było stworzenie, przywodziła na myśl skrzyżowanie Chewbakki z ludkiem Michelina, postaci ze starożytnych książek/filmów historycznych. Dokładnie otulała całą postać Trupa i niemożliwe było dostrzeżenie żadnych szczegółów jego/jej budowy. Tom nie był nawet w stanie ocenić, czy było opasłe, czy wychudzone. Raczej wychudzone, uznał, patrząc na zapadnięte policzki tej dziwnej kreatury. Do tego poruszała się w sposób, który nie przypominał chodu, a raczej wydawało się, że płynie ona nad posadzką. Równie dobrze mogła jednak drobić małymi kroczkami lub jechać na jakiejś platformie.

– Tej jebanej korporacji PLUS wydaje się, że może porządnym ludziom pchać te monstra przed oczy, do tego podczas jedzenia, tfu! – żołądkował się Olaf. Ekokeczup wyciekał z serwetki z wyplutym jedzeniem, plamiąc krwawymi kleksami porysowany blat stolika. – Jak już cały Gabinet siedzi im w kieszeni, to myślą, że mogą literalnie wszystko, pacany! Popatrz, kurwa, w każdym biurze, w każdym sklepie, wszędzie: jebany, neonowy plus! I na tym wypierdku wszechświata też!

– A cóż ci tak ten Trup przeszkadza? – nie wytrzymał Tom.

– A ty spałeś na historii czy co? Te monstra są winne większej ilości śmierci niż Hitler, Stalin i Chaoling razem wzięci. A o cierpieniach tych chorych dzieci, tych skrzywdzonych chłopaczków, tych zgwałconych kobiet też nie słyszałeś? Najbardziej zbrodnicza organizacja w historii!

 – No nie, pewnie, że się uczyłem…

– To co się dopierdalasz?

– Pytam się, co ci zrobił ten konkretnie? Przecież tamto… działo się dawno. Bardzo dawno. Dziesiątki lat temu? – zgadywał Tom.

Ale Olaf nie zdążył mu już odpowiedzieć, bo w kierunku eskortowanej postaci poleciały biopomidory, fitfrytki umazane ekokeczupem i wszelakie śmieci. Ktoś zaczął skandować: „eu-ta-na-zja, eu-ta-na-zja!”.

– Taa, eutanazja, żebyście się tylko nie nacięli sami – kpiąco prychnęła Ruda.

– Na co się mają naciąć? – nie zrozumiał Tom.

– Po ostatnich rozruchach na Arkadii, każde uszkodzenie Trupa, jako niszczenie mienia wspólnego i umyślne zwiększanie entropii jest karane natychmiastową eutanazją przez Wrogów. Nie widzisz, czym ta hołota rzuca?

Po obu stronach galerii handlowej ustawił się już szpaler ludzi, chcących sobie cisnąć czymś w ruchomy cel. I dopiero teraz Tom dostrzegł, że miotający dokładnie sortują materiał do rzucania, wybierając pociski miękkie, które w żaden sposób celu zranić nie mogły. Stąd na stołach piętrzyły się puste talerze, z których znikły fitfrytki, bezglutenowe bułki, sojanuggetsy. Obok talerzy leżały karnie poukładane sztućce, których nikt jako pocisków nie używał. Jednak, to co Trupowi zaszkodzić fizycznie nie mogło, na pewno nie było przyjemnym doświadczeniem. Już po chwili Trupia twarz ociekała czerwono-żółtym glutem, stworzonym w większości z wegemusztardy i ekokeczupu, ale Tom miał nieodparte wrażenie, że znajduje się tam coś, co niedawno było treścią mocno wykorzystanego pampersa.

– No to po co się na to gapisz? Zawsze możesz… – Tom wyszeptał w kierunku wszczepu, uaktywnionego po dotknięciu  trzonowca językiem. „Wymazać. Zapisać”. – I już. Nie ma. Zero. Powietrze.

Wrażenie było nieco surrealistyczne. Peacekeeperzy szli oddaleni od siebie, podtrzymując pustkę pomiędzy nimi. Skierowane między nich spojrzenie zatrzymało się na różnokolorowym tłumie, wypluwającym z siebie emocje.

– Uważaj, bo się o niego potkniesz, jak go nie będziesz widział – burknął Olaf. – Ja to wolę widzieć gówno na chodniku, zanim w nie wdepnę. I nie mam tak wysokiego poziomu, żeby włączyć filtry na to… paskudztwo.

Na szczęście Wrogowie machnęli pecekeeperami, jakby odganiali się od much, i przyspieszyli kroku. Cała trójka zniknęła szybko w drzwiach windy.

– I jeszcze do tego, jakby nie dość, że takie obrzydliwe, to są nam potrzebne – Olaf wycierał energicznie pobrudzone dłonie serwetką. – Wiesz po co, Tom?

– A skąd? Korporacja ma swoje tajemnice handlowe. I zleź ze mnie, Olaf, bo nie mam nastroju  – wysyczał do kumpla chłopak.

– Dobra, dobra, wyluzuj. Jak się dowiesz, to daj nam znać. Sami się tą robotą zajmiemy, przecież jakieś ścierwa nie są lepsze od nas. A kiedy to spotkanie?

Przyjaciele wiedzieli, że egzamin już jutro. Olaf i Ruda zdawali sobie sprawę ze zdenerwowania Toma i drwili z niego niemiłosiernie.

– Wasza Magellańskość, żebyśmy tylko nie wylądowali na Betelgeuzie albo Cygnusie! – rżał pulchny chłopak.

– Ależ skąd, nasz maestro nawigacji zawiezie nas wprost do Mgławicy Andromedy! – dołączyła dziewczyna, uśmiechając się kpiąco.

– Dajcie spokój, wiecie, że transfer generalnie jest bezpieczny, a najdalsze podróże nie sięgają stu lat świetlnych – ofuknął ich Tom.

– Oświeć nas, o światły prostowaczu ścieżek! Ale właściwie… sam jestem ciekaw, jak to działa. Wiesz może, o Wielki Wtajemniczony?

– A w szkole cię nie uczyli, matołku? Trzy filary, mówi ci to coś?

– Noooo…

– No? – Tom wyraźnie bawił się zmieszaniem przyjaciela.

– Eee, jakieś tam kwanty, teleportacja i geometrie… przedziwne, zdaje się – wydukał Olaf.

– Geometria nieprzemienna. Reszta prawie dobrze. Nasza komunikacja z odległymi światami opiera się na trzech filarach: splątaniu kwantowym, teleportacji kwantowej i indukowanym załamaniu funkcji falowej. Czyli teoretycznie – umiemy przesłać informację o dokładnym stanie kwantowym dowolnie wielkiej masy na dowolnie wielkie odległości. Bo odległość nie istnieje, tak przynajmniej mówi ta dziwna geometria. Wulgaryzując – tu mamy statek, nasz transportowiec „Pinta” o masie setek milionów ton, a gdzieś tam na orbicie mamy jakąś kupę kamieni – meteorów czy asteroidę – i przesyłając bezczasowo informację o jej wszystkich cechach, tam „Pintę” tworzymy, tu w zamian tworząc ową kupę kamieni. Ot, cała filozofia!

– A tak po ludzku? – Olafowi drwiący uśmieszek zniknął z grubych warg.

– Jesteśmy tu, potem pstryk i jesteśmy tam. To chciałeś wiedzieć? – Ruda nigdy nie interesowała się zawiłościami współczesnej fizyki.

– No… właściwie tak – roześmiał się Tom.

– Ale… Nie boisz się, Tom? – zafrasowała się Ruda.

– Czego? To sprawdzona technologia.

– Hm, według nieoficjalnych danych, odsetek samobójstw wśród Nawigatorów sięga ponad pięćdziesięciu procent? – dziwiła się dziewczyna.

– Skąd masz te bzdurne dane? – zdenerwował się Tom. – Znów ta szemrana propaganda? Oficjalne dane, które podawali mi w szkole, twierdzą, że ten odsetek nie odbiega od średniej dla całego społeczeństwa.

– Ale… Ale podobno oni… oni się zabijają PO rezygnacji z funkcji Nawigatora. Czyli…

– Echhhh, zamknij się! Twoje zdrowie!

 

***

 

Wyszedł na chwiejących się nogach z knajpki. Okazało się, że w spodniach była nie tylko jedna półkoronówka, ale kilka, i pozwolili sobie na więcej niż zwykle. Olaf i Ruda jeszcze zostali, Tom dał im czas na migdalenie się. Sam skierował się do Centrum Człowieka, żeby trochę uspokoić rozbiegane myśli. Zawsze mu to pomagało – ufność w ludzkość, w ludzi. „Człowiek to brzmi dumnie”, głosił napis nad wejściem do CeCe. Jakże to było kojące… Stoimy na barkach gigantów, czyż nie? Jestem człowiekiem, myślącym człowiekiem, i Wszechświat leży na wyciągnięcie ręki. Portrety Diagorasa, Sokratesa, Woltera, Laplace’a, Dawkinsa przypominały o potędze ludzkiego umysłu. Oraz kopie najpiękniejszych wytworów ludzkości – Dyskobol, Mona Lisa, Guernica. Tak przynajmniej głosiły plakietki pod kopiami dzieł sztuki. Plus hasła, krzepiące na duchu, jak:

„Pamiętaj,

By psyche chciało

Zadbać o ciało”.

No tak, człowiek to nie tylko świadomość, a raczej – głównie nie świadomość, bo ciało. Siłą woli powstrzymał odruch wymiotny. Trochę Toma mdliło, czy to od nadmiaru wypitego alkoholu, czy w obliczu jutrzejszej próby. Ciało miało jednak pewne minusy.

Niespodziewanie poczuł przypływ szczęścia – jak to dobrze, że żyje tu i teraz, w tej uporządkowanej epoce powszechnego szczęścia. A przecież mógł urodzić się w czasach obskurantyzmu i zabobonu. Brrr…

Coś go jednak niepokoiło. Tajemnice, tajemnice… Uderzyło go, że nawet nie wiadomo było, kto stoi za teorią geometrii nieprzemiennych. Świat bez czasu i wyróżnionych punktów w przestrzeni – osobliwe, a jednak się sprawdza w praktyce. Jak liczby urojone w elektrotechnice. Człowiek – to brzmi dumnie. Nagły spazm spowodował, że wegeburger zdecydował się ponownie ujrzeć światło lamp. Nie chcąc trafić w rysunek człowieka o ośmiu kończynach, Tom obrzygał ścianę obok obrazka jakiejś cycatej facetki niosącej kolorowy ręcznik na kiju.

 

***

 

– Wejść! – zaskrzeczał głośnik przy drzwiach.

Za biurkiem siedział kapitan Boerst. Badawczo przyjrzał się Tomowi. Ten głośno przełknął ślinę i podszedł do biurka.

– No i jak, skaczesz ze mną? – z jakąś dziwną powagą rzucił Boerst.

– Skaczę, panie kapitanie! – z pewną ulgą wykrzyknął niemal adept sztuki nawigatorskiej.

– Taaak! – przeciągnął w zamyśleniu Boerst. – Musisz tylko…

– Zdać egzamin? – dokończył młodzieniec. – Jestem gotów do odpowiedzi na pytania.

– Hm, ja cię o nic pytał nie będę. Ale ty możesz mieć potem sporo pytań. Chociaż nie, spytam cię tylko o jedno: na jakich zasadach odbywa się skok teleportacyjny takiego statku jak „Pinta”.

– Nooo, trzy filary… – zająknął się Tom.

– A coś… bardziej szczegółowego?

– Trzy filary, sześć kroków. Pierwszy – weź dwa fotony, splątane kwantowo; drugi – umieść je w miejscu startu i lądowania; trzeci – przygotuj statek do podróży i umieść na nim jeden z fotonów, drugi pozostawiając na Ziemi; czwarty – znajdź źródło masy o wielkości przekraczającej masę statku; piąty – poznaj stan kwantowy wszystkich atomów statku i jego ładunku i splątaj je z fotonem; szósty – oddziałując na splątany foton w miejscu startu spowoduj załamanie funkcji falowej w punkcie docelowym podróży, nadając masie tam się znajdującej stan kwantowy statku.

– Dobrze. Prawie. Skąd foton w miejscu docelowym?

– Od stu lat wysyłamy sondy do obiecujących możliwość zasiedlenia planet pozaziemskich. Sondy podróżują z prędkością przyświetlną, a na każdej – znajduje się kilka fotonów, splątanych z innymi, pozostającymi na Ziemi. Sondy w miejscu docelowym szukają odpowiednich planetoid bądź niewielkich księżyców, o odpowiadającej nam masie.

– Dobrze, dobrze. – Stukał palcami w blat biurka kapitan. – A co mi powiesz o informacji na temat stanu kwantowego statku?

– Te informacje… – zająknął się Tom. – Te informacje zbiera lokalna SI, będąca na wyposażeniu statku, za pomocą kwantowych mierników stanu.

– No i tu się właśnie mylisz, mój drogi! – Wydął wargi Boerst.

– Ale… Jak to?

– A tak. Wiesz, ile informacji należy zebrać, by poznać ścisły, zdeterminowany stan kwantowy statku? Liczba jest tak olbrzymia, że chyba jeszcze nie znaleziono dla niej nazwy. Owszem, komputery i mierniki są w stanie wyliczyć stan kwantowy pewnej masy. Ich możliwości kończą się na masie stu gramów, masie wielkości piłki tenisowej.

Tom w oszołomieniu otworzył usta, by po chwili wybuchnąć:

– To… jak to działa? Czyli to wszystko, czego mnie uczyli, to nieprawda?

– Zależy, jakie wszystko i zależy, co to jest nieprawda – ironicznie odparował Boerst. – Widzisz, nie uczymy w szkole o jednym istotnym, a może najistotniejszym filarze. Załamanie funkcji falowej… No dobra, interpretacji jest tyle, ilu fizyków. W każdym razie, empirycznie ustaliliśmy, że to świadomość człowieka załamuje funkcję falową. Czyli – straszliwie spłycając – istnieje to, co nasza świadomość powoła do życia. I przeteleportowanie masy stu gramów to wszystko, na co stać przeciętnego człowieka. A raczej nie człowieka, a cały zespół, zajmujący się teleportacją. Ale to już dzielenie włosa na czworo, nie będziemy tu dywagować o szczególikach.

– Więc jak…

– Właśnie, jak nam się udaje. A udaje się niewątpliwie – tu kapitan spojrzał koso na Toma. – No cóż, znaleźliśmy pewną kategorię, hm, ludzi, których siła umysłu jest w tym akurat konkretnym zadaniu zdecydowanie większa. Otóż żywią oni tak silne przekonanie, czy to w siłę własnego umysłu, czy to w wytłumaczalność Wszechświata, czy to w potęgę nauki, że im udaje się załamać funkcję falową tego mrowia atomów, tych biliardów cząstek, samą siłą woli, stanem umysłu, wewnętrznym przekonaniem, czy jak chcesz sobie tę umiejętność nazwać.

– To wspaniale. Ale… Ale…

– Aha, załapałeś. Skoro to tacy bohaterowie i filary astronautyki, po co ta tajemnica? Niestety, potrzebna. I to bardzo.

 Kapitan nacisnął klawisz interkomu.

– Wprowadzić!

Oczom Toma ukazało się dwóch Wrogów, podtrzymujących… powietrze. Podprowadzili pustkę do biurka i odmeldowali się.

Tom zbaraniał i wodził dzikim wzrokiem po całej kajucie. Kapitan spoglądał na niego z coraz większym zdziwieniem.

– No?

W końcu Tom opamiętał się. Rzucił krótkie „wyłącz wszystkie filtry” do SI i…

I oczom Toma ukazała się ta marna istota, którą spotkał już wcześniej na promenadzie. Zaskoczenie malujące się na jego twarzy musiało być nadzwyczaj plastyczne, bo kapitan parsknął krótkim, niewesołym śmiechem.

– Poznaj Hiacyntę, naszą pilotkę, specjalistkę od teleportacji. To będzie już jej… Który? Siódmy skok zdaje się.

Boerst szyderczo skinął głową do paskudnego indywiduum.

– No już, do dzieła! – szczeknął krótko.

Niezrażona wrogim przyjęciem Hiacynta niespiesznie podniosła rękę do czoła, opuściła do mostka, dotknęła najpierw lewego ramienia, a potem prawego. Zamknęła oczy, a jej usta zaczęły się poruszać, wypowiadając niesłyszalne słowa.

Tom zerknął niepewnie w ekran, przekazujący widok z zewnątrz. Ziemia pyszniła się w swej niezmierzonej krasie. Czas mijał i nic się nie działo. Chłopak spojrzał na kapitana i… Nagle niebieski cień na policzku kapitana zmienił się w liliowy. Nie odczuli żadnego drgnięcia, minimalnego nawet poruszenia, nie zaryczały silniki, nie rozległ się żaden dźwięk, tylko nagle miejsce Ziemi zajęła inna planeta, większa, o liliowych obłokach.

– To już? – wyjąkał Tom.

Boerst skrzywił się tylko. Po policzku Hiacynty przemknęła lśniąca łza, szybko niknąc za linią podbródka, a po jej ustach przemknął niemal niewidoczny uśmiech, który zaraz zniknął, jakby nigdy go nie było.

Boerst przybrał oficjalny ton:

– Tomie Ashu, oficjalnie mianuję cię Nawigatorem Gildii Plus.

Tom zrobił trzy kroki i zacisnął dłonie na krtani Hiacynty.

Koniec

Komentarze

Tłum witający przybysza powoli się rozchodził, a on patrzył powoli na skalne odłamki, 

lekko tłum spieszących za swoimi sprawami mieszkańców stacji, ruszył przed siebie. Ludzie i roboty spieszyli zaaferowani

porzucił rozmyślania udał się dziarsko na spotkanie z przyjaciółmi. -po rozmyślaniach albo “i”, albo przecinek

dowolnie wielkie odległości. bo dległość nie istnieje, tak – coś tu się pomieszało

wszystkich atomów statku i jego ładunku i splątaj je z fotonem – poprawnie będzie splącz albo powiąż z

Boerst. skrzywił się tylko. – niepotrzebna kropka po nazwisku.

 

Łapanka skończona, zaraz powiem coś więcej.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dzięki, Bemik. 

Zaraz się biorę za poprawianie. 

Widać, że leżakowania nie było :(.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, napisałeś bardzo dobrze, ale tego mogłam się po Tobie spodziewać, niemniej mam jak Ruda: Ruda nigdy nie interesowała się zawiłościami współczesnej fizyki. Więc dla mnie sporo tego, co usiłowałeś wyjaśnić, umknęło mojej percepcji wink

Co do samego opowiadania: czytając, czułam się tak, jakby ktoś położył przede mną świetną książkę, otworzył ją na pięćdziesiątej piątej stronie i powiedział, że mam czytać… Było sprawnie napisane, ale ja nie mogłam załapać kontekstu: kim tak naprawdę są TRUPy, czemu ludzie ich nienawidzą, dlaczego Hiacynta po dokonaniu skoku płakała, no i czemu Tom próbował ją zamordować?

Cóż, zawsze wiedziałam, że SF to pokój, do którego nie powinnam zaglądać blush

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jak zwykle – trochę za mało podpowiedzi? Staram się jak mogę.

Korporacja Plus, która jest tu bardzo ważna, ma sporo wspólnego ze Spójnią z opowiadania “Czas milczenia i czas mówienia” (jeśli czytałas).

No to pierwszy tip – powtórz gest, który wykonała Hiacynta :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Zauważyłam od razu: Hipolita się przeżegnała. Więc ta łza, to łza ulgi, że przeżyła skok?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Tip drugi – co Ci przypomina plus? Jaki inny kształt?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To również oczywiste: krzyż

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dobrze :). To teraz jeszcze konterfekty w CeCe – ze szczególnym uwzględnieniem Laplace’a, a raczej jego słynnej wypowiedzi. 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Mówisz do mnie niezrozumiałym językiem, Staruchu. Nie mam pojęcia, co to jest. Więc moja prośba – oświeć mnie na priv, żeby inny,m czytelnikom nie psuć zabawy :-) 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ok. Poszło. Ale mnie się zawsze wydaje, że tak już wyłożyłem kawę na ławę…

:(

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ostatnimi czasy wpadam jako ostatni, to choć raz będę jednym z pierwszych.

Przede wszystkim kreślisz spójny świat, który jest, jak to określa mój znajomy, “tak otwarty dla idei, że aż zamknięty dla innych niż własna”. Zarazem, jak później się okazuje, nie może on bez tychże żyć. I to jest de facto główny motyw, mający swój świetny finał. Ostatnie zdanie to rewelacja, pięknie podkreślające i charakter Toma, i ogólnie świata.

Motyw teleportacji nadświetlnej ciekawy. Jego mechanika to ciekawa synteza replikacji poprzedzonej “zasianiem ziarna” transportem podświetlnym. No i jeszcze okraszona motywem specjalnych osób mogących czynić ją możliwą. Wszystkie trzy znane literaturze SF, tutaj zapodane też w znanym sosie. Nie wiem jednak na ile potrzebne jest dokładne tłumaczenie jej mechaniki. Myślałem, że motyw odtworzenia posłuży do jakichś rozważań, ale wiadomo – miejsca mało, a trzeba lecieć dalej z historią.

I tu pojawia się mój największy zarzut – oto właśnie przeczytałem fajny rozdział pierwszy, chciałbym zobaczyć, co dalej. A tu klops – koniec. Czuję, że zostałem z mocno niedopowiedzianą historią. Taką gdzie pierwsze skrzypce miał chyba mieć wątek technologiczny (stąd dużo technikaliów), ale po drodze doszedł też wątek społeczno-filozoficzny, który przejął sprawę aż do końca.

Tak więc widzę koncert fajerwerków z pomysłem na technikalia i opisy społeczne, ale urwany tak po pierwszym akcie (zakończonym jednak mocnym akcentem).

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hmm, innych ganię, a sam to robię… (to a propos mojego wpisu pod opkiem Zielonki).

Bo tak, Człeku Znikąd – pierwsze skrzypce ma grać tu raczej wątek społeczny (filozofii tu raczej nie widzę?). Technikalia chciałem uczynić w miarę prawdopodobnymi, stąd dużo bełkotu. Ale raczej sprawa odnosi się do tego – jak zareagujemy, gdy cały nasz światopogląd, wszystko, czego nas do tej pory uczono, runie w gruzy? Zauważyłeś wzmiankę o odsetku samobójców wśród Nawigatorów?

Czyli jak dla mnie, jest to skończona historia. Choć zostawia sporo niedopowiedzeń – z tym się zgodzę.

A jeśli chcesz autorską wykładnię backgroundu, mogę Ci wysłac na priv, jak Bemik :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Czyli dobrze zrozumiałem intencję :) Zauważyłem wzmiankę, stąd właśnie wysnułem wniosek, że motyw społeczny (dobra, z tą filozofią przesadziłem – mam tak, że obie sprawy mi się zlewają w nazewnictwie na “społeczno-filozoficzne”) miał być ważny, może nawet na pierwszym planie :)

A i podeślij wykładnie, jestem ciekaw, czy doszedłem do zbliżonych wniosków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Poszło.

Aha, bo chyba trochę pokomplikowałem. Oto dzieła, których mało Tom nie obrzygał.

 

A drugi coś się nie chce wkleić…

No dobra, to link – https://pl.wikipedia.org/wiki/Człowiek_witruwiański

Czyli już wiecie, jakie mam zadanie na temat wykształcenia naszych “elit” ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Więcej później, a na razie: Wiara góry przenosi, Boerst tym razem nie zderzył się z Księżycem, a dycha zmieniła się neopirxowi w półkoronówkę. Mniam!;)

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

:D

To tak tylko przy okazji. Bo znaczenia dla fabuły nie ma, ale pomyślałem, że fajnie tak czasem mrugnąć okiem :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Cuś muszę znów przynawigatorzyć, bo jak widzę, natura próżni nie znosi;). Ale samo opowiadanie bardzo bardzo. Tyle że troszku dużo wyjaśnień z fizyki kwantowej może mniej odpornym psuć łubudubu;). Mnie nie przeszkadza, bynajmniej, choć… nieco mi przeszkadzało nawiązanie do Diuny.Ale– może to i ciekawy prequel byłby do cyklu? Skąd wzięli się Nawigatorzy Gildii i Bene Gesserit?

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

He he he… nie stąd. Ale nawiązanie jak najbardziej słuszne :).

Aha, ale komu jak komu, ale Tobie muszę zwrócić uwagę na (pełne) miano mojego bohatera :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, dodawaj tagi, bo bez wstępu i tagów po wejściu do Biblioteki, tekst nie pojawi się na głównej.

Ale żadne tagi mi nie pasowały… Znasz jakieś odpowiednie, to dodam?

To znaczy znalazłem, ale spoilerowe, to tak nie chcę tagować.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Istnieje uniwersalny tag “przygoda”!

dodałem inny uniwersalny – “podróż”.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jest jeszcze ulubiony przez Staruchów “science fantasy”!

Tom Ash takim Ashem Ketchumem galaktyki? I Enderem, bo ta cała mistyfikacja to polityczna gra. Zaczyna się jak epic fantasy o wybrańcu, który szkolił się, żeby go faktycznie wybrali, no i wybierają, ale jakim kosztem [zobacz zdjęcia]… Nieźle mieszasz ciężar klimatu z tym gawędziarskim efektem, że wszyscy tak sobie beztrosko rozmawiają, choć momentami skręciłeś wg mnie w komedię (chociażby imieniem Hiacynta, chociaż widzę kwiatowy motyw, wciąż brzmi tak… bo ja wiem, nieelegancko?) :/

 

Lubię bohaterów, którzy mają swoją osobowość, podejmują swoje decyzje. I choć może Tom jest nieco zbyt podręcznikowy (a może to celowe?), można to zepchnąć na dalszy plan. Olaf i Ruda napisani trochę pod czytelnika, dla równowagi są po przeciwnych stronach zrozumienia fizyki. Wydaje mi się też, że fragmenty dotyczące technikaliów są męczące, mogłeś to chyba bardziej rozciągnąć – ale może to natura tego tekstu, który powinien jednak przytłoczyć masą. Miałam miłe skojarzenia z Star Warsami, a na to nigdy nie narzekam.

 

Powiem tak: dużo w małym, całkiem całkiem. Towar Rozszerzonej Użyteczności Publicznej brzmi jak coś wymyślonego podczas Fantastycznego Piwa w X, (“co dzisiaj pijemy, pisarze i pisarki?”, ”no, towar rozszerzonej użyteczności publicznej!”), no i też przy tym się ludzie teleportują (po całej Polsce i nie tylko), ja nie wiem, to może być spisek.

 

A TRUP, według prawa, człowiekiem nie jest.

yes

 

Staruchu, już Ty kosmologią Pana L się sie tłumacz, skoroś dokumentnie wymieszał Didymosa zAkwinatą. Jak w kilku niewinnych (hłe hłe, niewinnych:) akapitach zapodajesz Drogę Krzyżową z Summa Theologiae, nie dziw się, żem się nawet ja tu (chwilowo, tylko chwilowo:) zmylił. ;D

p.s. Bym kliknął na biblio, ale na razie nie mogę. Jak minie 24 XI – czyli mój – wymagany przeze mnie samego wobec siebie samego – osobisty okres karencji, wystąpię o przywrócenie piórek i wtedy dopiero…;)

​Ale należy się Biblio i już!

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Zabawne, Staruchu! Dla mnie groteska. Znalazłeś brakujący element :D

Obraz kobietą z ręcznikiem – ciekawy, znasz jego historię i wywody krytyków, bo pasuje jak ulał do konwencji, którą wybrałeś :).

Z dużym zainteresowaniem biegłam po linijkach, aby przypadkiem nie zgubić wyjaśnienia tajemnicy. Dobre! Cały czas zastanawiałam się, jak wybrniesz ze splątania, a pomysł pozostawiania fotonów w różnych wszechświatowych dziurach, przydatnych do lądowania świetny fabularnie i nie szkodzi , że zgoła niepotrzebny, bo te „fotony” już tam są, ale pytanie z jakim prawdopodobieństwem, no i inne problemy wiązałyby się z tym, więc akceptuję wysłannika-wąchacza, co zutylizować tj. przenieść, aby rachunek się zgadzał :)

IMHO, przesadziłeś tylko z wege. Przydałby się może jeszcze jakiś inny element, albo lekkie stonowanie obecnego, albo…

Klik obowiązkowy! Bardzo misię xd, za świat, pomysł, fabułę i wrzucenie nas w sam środek tego świata i nie pogubienie (ciekawa narracja). Mini, mini, mini minusik za język, w niektórych miejscach można byłoby jeszcze dopieścić, ale to już raczej z kimś, aby ani na chwilę “nie wypaść” ze świata. 

 

Zatrzymania, dwa:

,dowolnie wielkie odległości. bo dległość nie istnieje,

tu coś się stało.

, … Nie boisz się, Tom? – zafrasowała się Ruda…

 Nawigatorów sięga ponad pięćdziesięciu procent? – zafrasowała się dziewczyna.

A to powtórzenie zwraca uwagę. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wyraziście poprowadzone, ale moje klimaty (splątanie, kolaps funkcji falowej, świadomość kwantowa) wymieszane bezlitośnie z mało estetycznymi asortymentami spożywczymi w wydaniu eko i polską łaciną, czyli z klimatami które mniej lubię. Zwłaszcza że w tym bigosie są istotne punkty odniesienia, które trzeba wybystrzyć, aby zakumać o co biega (mnie np. sprowadziła na manowce cycata facetka niosąca kolorowy ręcznik na kiju – co rozkodowałem jako LGBT). Druga zmyłka to Boerst i egzamin, co skierowało moją uwagę w stronę pana L.

Niemniej klik się należy, nawet bez dodatkowych wyjaśnień :)

Edit: Zapomniałem o drobnych uwagach technicznych:

Skrzywił się lekko i, roztrącając lekko tłum

powtórzenie

rzucił swoją kanapką na talerzyk

albo kanapkę na talerzyk, albo kanapką w talerzyk

Geometria naprzemienna

chyba nieprzemienna

Boerst. skrzywił się tylko

niepotrzebna kropka

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Ale to Laplace tu rządzi, a nie Lem, Tsole ;)

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

rrybak: wiem, wiem, ale mnie, starego lemistę, Boerst zmylił :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

@Asylum – fotony są gdzieś na innych światach, jak i w całym Wszechświecie. Ale splątane trza dopiero wysłać, bo splątuje się je na Ziemi.

Wege. Trochę specjalnie – bo świat to przerysowany, mało prawdopodobny. Nikt nie chce tworzyć Korporacji Plus albo TRUPów póki co. Ale jest taka ekstrema ekstremy, która gdyby się dorwała do władzy, to kto wie? I chciałem zasygnalizować to przerysowanie.

A historię obrazu Delacroix to możesz przybliżyć, bo kiedyś tam czytałem, ale zapomniałem.

Babolki. No kurde, nie mam czasu na porządną redakcję. Przepraszam! Ech, ta robota :(

@Tsole – miło mi :). Sam wiesz, że sprowokowałeś mnie swoim artykułem do dokończenia tego tekstu. Bo znalazłem w tym artykule sporo swoich (no, może pożyczonych) myśli.

Lem i Diuna to tak przy okazji, lubię takie smaczki. I owszem, Rybak ma rację – Laplace najważniejszy. A wege – jak pisałem wyżej.

@Rybak – raczej Didymosa miałem na myśli. bo co taki Niewierny z wypranym mózgiem zrobiłby dziś, gdyby spotkał się z….??

 

Ech, jak ja uwielbiam te forumowe dyskusje. A teraz czekam na tych, co na mnie kubły pomyj wyleją :P

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bardzo się cieszę, że znowu miałam przyjemność przeczytać coś Twojego :) Pewnie nie wszystko do końca zrozumiałam i jak to zwykle u Ciebie nie wyłapałam wszystkich smaczków, którymi naszpikowany jest tekst, ale i tak bardzo mi się podobało :) Ciekawy pomysł, który zaowocował nie mniej ciekawym światem i ciekawą historią zarówno na poziomie społecznym i jak i fantastycznym, a raczej science-fiction :) Ode mnie kliczek i powodzenia w konkursie. Pozdrawiam ciepło.

Dzięki, Katiu :).

Zawsze miło Cię usłyszeć. A ponieważ tak gmatwam, to poślę Ci background całej historii na priv.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

poślę Ci background całej historii na priv.

Ja też chcę! :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Tsole, ale Ty go już rozkminiłeś? Ale ok, kawa na ławę. Zaraz poślę.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, hi hi, i te splątane już są na ziemi, ale owszem, owszem można “dzielić i przewozić” zawszeć to pewniejsze.

Co do obrazu to nie przedstawia, jak pewnie wiesz, Rewolucji Francuskiej, ale powstanie z 1830 roku. Postać jednocześnie zachwycała i szokowała krytyków i koneserów. Ciekawe było: kiedy, gdzie i kto ją wykorzystywał. Jest fajna seria BBC o obrazach i ich twórcach, ten akurat jest w “Historii wielkich dzieł. Arcydzieła lat 1800 -1850”. Te opowieści są kapitalne. Nie wiem, nie sprawdzałam, może są już w wolnym dostępie? Eh, jakbyś był koło, to po prostu pożyczyłabym, mam na dvd. Hm, chociaż może udałoby się przeskoczyć tę przeszkodę, gdybyś chciał.

Ja też chcę! :)

I ja też, i ja też chcę! :)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Kurde – porażka pisarza. Tłumaczyć, co poeta miał na myśli :/

Za chwilkę, Asylum :)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jaka porażka,  wyobraźnia pisarza, proroctwo:xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ja tam chyba zrozumiałam, jeśli Cię to Staruchu pocieszy :)

O kurcze…

Tak to jest, jak się wraca z roboty i nie ogarnia komentów w całości…

Żonglerko, z pokorą przyjmę karę, którą mi wyznaczysz za ominięcie Cię.

Mea culpa! Mea culpa!! Mea maxima culpa!!!

Hiacynta – dziwne imię miało wskazywać profesję, bo kto dziś ma takie imiona z kosmosu?

brzmi jak coś wymyślonego podczas Fantastycznego Piwa w X

Na ten temat się nie wypowiem, dopóki nie nawiedzisz Dobrej Karmy :P.

Technikalia męczące – wiem. Ale staram się, żeby były tak prawdopodobne, jak się da (przynajmniej w moim mniemaniu, bo przyjdzie None i rozwali całą moją koncepcję w pył ;)).

PRZE-PRA-SZAM!!!!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Melduję, że bilet został skasowany. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ogólnie bardzo na plus, ale najpierw czepialstwo:

 

konstrukcja z metalu i plastiku, ozdobiona różnokolorowymi paciorkami. Wyglądała, jakby Moebius zamiast swojej wstęgi, do zabawy dostał metalową taśmę, parę drutów i trochę plastiku.

Przeplastikowane.

 

Chewbacca; Chewbaccą; Chewbacce; Chewbaccę; Chewbacco; Chewbakki

 

wegemusztardy

Co musi zrobić musztarda, żeby być jeszcze bardziej wege?

 

Nezrażona

Literówka.

 

Teraz parę rzeczy fajnych:

 

Tetrisowcy – od razu prawidłowo odgadłem funkcję pełnioną przez tych specjalistów :)

 

Furda!

Fajny smaczek dziadka Starucha, gimboye już tak nie piszo ;)

 

“ Do janiepawlej”, “Tom Ash”

:)

 

Zgodzę się z NWM, też czuję się, jakbym przeczytał pierwszy rozdział. Związki z religią, bo nie sama technologia, skojarzyła mi się ze sposobem podróży międzygwiezdnych, stosowaną przez Kościół Katolicki bodaj w “Hyperionie”, choć mogę się mylić i może to było w czymś Carda albo jeszcze gdzie indziej.

Konkluzja będzie taka, że tekst mi się podobał, nie byłby kliknięty, to pewnie bym klikał, przy czym nie będę się tu chełpił, zgodnie lub niezgodnie z faktycznym stopniem zrozumienia tekstu, jak to po trzech linijkach początku wiedziałem o co chodzi w zakończeniu. Jakieś podejrzenia mam, kilka tropów, ale jednak też poproszę kawę na ławę na PW, Staruchu. I od razu Cię opieprzę, że jak dla mnie jednak przesadziłeś z pochowaniem wskazówek. Prawo Bailouta mówi, że fajnie jak jest zagadka, tekst daje do myślenia, ma porządny twist, ale jednak preferuję łatwiej przyswajalne dla humanisty podejście, bliższe płynnemu czytadłu, a nieco dalsze tekstowi-łamigłówce. A tak, standardowo – starożytni mędrcy renesansu, co to swoje wiedzo i nikt im nie wmówi, walą ochy i achy, a biedne Bemiki i Bailouty mają mniejszą lub większą konfuzję. Zrobisz jak zechcesz, ale jakbyś nieco zmienił podejście, to byś wymiatał. Może też nieco utrudniła mi zadanie nieznajomość innych Twoich tekstów. Po otrzymaniu pełnych wyjaśnień okaże się czy jeszcze coś dopiszę, np. zachwyty albo marudzenie o niespójności psychologicznej postaci :P .

 

 

 

 

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Ech, kurła, Bail

Kiedyś to było leżakowanie. Spokojne, dostojne, człek błędy spokojnie poprawiał… A teraz na chybcika :(. Praca to ZUO!

 

I dalej: wegemusztarda – nie znasz tej sztuczki? Pomidory bezmięsne, kukurydza bezglutenowa. Wiadomo, ściema. ale jak brzmi :P. Szczególnie dla ekonawiedzonych!

A co do tej niejasności, to trochę się będę bronił (ale nie za bardzo). Jak sam zauważyłeś, byli tacy, co załapali. W większości są z mego pokolenia (plus minus). I mam w głowie takiego czytelnika, jakim jestem. Dlatego, trochę nieświadomie, piszę. A że dziura pokoleniowa jest olbrzymia, to się przekonałem ostatnio na Kotowickim Piwie. No inne światy po prostu, Alieny o 30 lat młodsze. Nie do ogarnięcia moim rozumkiem.

 

Ale, oczywiście, powinienem pisać dla wszystkich. Bo tekst hermetyczny to jednak porażka twórcy :(.

No nic – przepraszam!

 

Jurorko Śniąca – ja to zdaje się bez biletu podróżuję :(

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dla wszystkich to nie tworzy nikt. Nawet disco polo na szczęście nie jest dla wszystkich. Tak że bez przesady, myślę bardziej o nieco innym rozłożeniu akcentów. Lecę czytać wyjaśnienia :)

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Mam tak jak Bemik i jeszcze kilka innych osób. Bez lektury komentarzy i wyjaśnień na priv. (o które zadbałam przed napisaniem komentarza ;D ) nie załapałabym do końca, o co chodzi.

Fajny pomysł na świat, podróż, a do tego znów te Staruchowe smaczki, jak choćby ci tetrisowcy (grywało się!), czy sama Korporacja Plus, która przejęła kontrolę nad wszystkim.

Czytało się nieźle, jak to u Ciebie, ale będę kręcić nosem na te wszystkie niejasności. Wolałabym więcej wynieść z samego tekstu, bez dodatkowych wyjaśnień.

 

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Oj tam, oj tam…

Znaleźli się czytelnicy, co tekstu bez instrukcji obsługi opka przeczytać nie umieją :P.

A tak poza tym – no tak mi wyszło, no. Specjalnie przecież nie komplikowałem. Chciałem zakopać zaraz pod powierzchnią, a zagrzebałem pod tonami ziemi…

No sorry :(!

 

I dzięki AQQ, za mimo wszystko pozytywną recenzję :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Znaleźli się czytelnicy, co tekstu bez instrukcji obsługi opka przeczytać nie umieją :P.

Wiesz, Staruchu, ja to prosty człowiek jestem, z takich, co im trzeba kawę na ławę :P

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Przeczytane ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

AQQ – no nie załamuj…

Powitać pordóżnego Wickeda :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Czy dobrze zrozumiałam, że korporacja Plus jest tym, w co przekształci się Kościół za ileś tam setek lat? Jeśli tak to… yyy. Nie wiem, co powiedzieć. Z jednej strony korporacja i cała jej otoczka nie kojarzą się dobrze, a już szczególnie “kreatury”, które pełnią funkcję kapłanek, co wskazywałoby na antykościelne przesłanie. Z drugiej strony “wiara czyni cuda” ma katolicki wydźwięk. Hmm…

Gdy był opis prowadzenia kreatury przez ulicę, to przyszła mi na myśl prostytutka… ten knebel (no i po co on był? chyba, że kreatura rzeczywiście oprócz pilota pełni rolę prostytutki, zmuszają ją do tego i dlatego taka smutna). No i “zwierzęta”, “Towar Rozszerzonej Użyteczności Publicznej”, a także to, że stworzenie jest obrzydliwe – może dlatego mi się skojarzyło z prostytucją, że ostatnio czytałam książkę na ten temat i tam prostytutki były opisane właśnie jako coś obrzydliwego, najgorszego, potwory itd., a “używającym” ta ich obrzydliwość wcale nie przeszkadzała.

Język opowiadania nie jest lekki, ale czytało się przyjemnie. Interesujące neologizmy dla nazwania różnych fit produktów (fitfrytki – urocze). Tetrisowcy do spraw rozmieszczenia ładunku – świetny pomysł! Infodumpy w nawiasach trochę dziwne… Opis działania podróży międzygwiezdnych jest okej, ale jednak za dużo informacji skondensowanych na małej przestrzeni, rozciągnięty byłby lepszy. Wymienianie na początku wymyślnego wyposażenia statku mnie przytłoczyło – za dużo tego! A początek przecież nie powinien przytłaczać.

Fabuła ciekawa, czytałam z prawdziwym zainteresowaniem i naprawdę chciałam się dowiedzieć, co się wydarzy w następnym akapicie, więc chłonęłam tekst łapczywie, miejscami zatrzymując się na nieco trudniejszych opisach techniki. Ogólnie opowiadanie jest przyjemne i wciągające, nie jest to jednak jakiś szczególnie genialny według mnie tekst.

No prawie rozkminiłaś, Sonato, acz nie do końca.

Prostytutki? Nie, to mi nie przyszło do głowy.

Knebel? Żeby przypadkiem nie głosić nieprawomyślnych idei i nie zamieszać w głowie maluczkim.

Infodumpy? No niestety, ale chciałem uczynić teleportację możliwie prawdopodobną.

Początek przytłaczający? Ech, bo tekst powstawał na raty, i różne miałem jego koncepcje. Akurat początek napisałem, gdy miałem fazę na “też mogę natrzaskać troche znaków o niczym” :).

nie jest to jednak jakiś szczególnie genialny według mnie tekst

Z tym się absolutnie zgadzam, ale też nie miałem, nie mam i mieć nie będę takich ambicji :D.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dużo dobrych opowiadać sci-fi mi ostatnio wpada w ręce i to zdecydowanie do nich należy. Tak historia, jak i bohaterowie wydają mi się dość wiarygodni, że tak to określę, a i opisy wszystkich zjawisk kwantowych bardzo mi do gustu przypadły. :)

Co do zakończenia, to jakąś swoją teorię mam, ale czy poprawną, to ani trochę być pewna nie mogę. Również ładnie bym prosiła o dwa słowa wyjaśnienia na priv, bo jakbym jednak miała trafne podejrzenia, to również nie chcę psuć zabawy kolejnym czytającym.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Ależ oczywiście…

Ech, taka porażka :(. No nic, jeszcze będzie lepiej.

I zapraszam tu, bo trochę z Bailem o moim opku dyskutowaliśmy. A i dyskusja, która mnie trochę sprowokowała do wrzucenia tego opka też się tam znalazła (16.10. bodajże).

Zapraszamy tu – https://discordapp.com/channels/580664610172960779/580679131373633537 

 

Dziękuję, Verus, za dobre slowo :!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Och, link nie działa, odsyła mnie tylko do głównej strony Discorda.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Bo się pewnie musisz zalogować?

Jak co, to odezwij się do Baila, on jest naszym specjalistą od Discorda.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Pewnie dałeś link bez zaproszenia. Ten do jutra powinien być dobry: https://discord.gg/E4JvyW

 

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

No, kurcze, splątałeś normalnie kwantowo. Czy te trupy to ludzie, po prostu chrześcijanie, a reszcie po prostu wydaje się, że wyglądają jakoś inaczej, nieludzko? Mam wrażenie, że Kościołowi udało się w przyszłości jakoś odseparować od wiernych, bo Olaf pluje jadem nie na korporację Plus, a na trupy właśnie. Rozumiem, że he, he, podróże galaktyczne bez wiary nie mają racji bytu. Te brr zabobony są niezbędne? Niezłe.

Zastanawiałam się, czemu trupy się na to zgadzają, w końcu męczeństwo byłoby lepsze i czemu Hiacynta płakała, a Tom usiłował ją zabić. Szczerze mówiąc z opka nic nie wywnioskowałam, ale w komentarzach podkreślałeś Laplace’a. Czyli że tak musiało być, istnieje tylko jedna możliwa historia, a Hiacynta po prostu ją znała?

Czytało się dobrze. Na infodumpy nie narzekam, wręcz przeciwnie, moja wiedza w dziedzinie fizyki jest ograniczona i wyrywkowa, więc bez infodumpów błądziłabym we mgle. Generalnie, podobało się. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Następna, kurła ;)… Aleś Staruchu namotał…

Ślę wykładnię na priv.

A tak w ogóle – dzięki, Irko!!!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Najpierw rzuciły mi się w oczy nawiązania do Lema i “Diuny”. Co jak co, ale szczyptę przyprawy to ja wyczuję lepiej niż Fremen. ;-)

Cała reszta wydaje się zrozumiała po lekturze komentarzy.

Aha, Człowieka witruwiańskiego po opisie nie poznałam. Wyobraziłam sobie coś pająkopodobnego…

Całość ciekawie posklejana. Ciekawi mnie, jak TRUP-y się rozmnażają, skoro nie mogą nawracać obcych. W kontrolowanych hodowlach? W takiej sytuacji chyba trudno być nawigatorem i pozostać człowiekiem we własnym rozumieniu tego słowa.

Babska logika rządzi!

Te chcesz moją wykładnie ;)?

Jak się rozmnażają? Normalnie. Jajeczko, plemnik – i już ;).

I owszem, są specjalne rezerwaty dla… dla tej kategorii ludzi (tzn. ludzi dla nas, TRUPów dla Olafów).

A czemu człowieczeństwo ma zależeć od stosunku do teleportacji?

 

Lem i Diuna – to tak na doczepkę ;) Nie miałem pomtsłu na nazwisko kapitana, wskoczył Boerst. Skoro Boerst, to półkoronówka. A skoro gwiezdni nawigatorzy – to i przyprawa :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie, dzięki, starczy mi moich domysłów. Chyba tylko nie jestem pewna, dlaczego Hiacynta płakała. To znaczy, widzę różne możliwości. Ale jakoś to przeżyję.

Jajeczko i plemnik to dopiero początek. Trzeba jeszcze wychować w wierze, a to chyba się TRUP-om utrudnia.

Człowieczeństwo. Jeśli w zwyczajnej pracy widzi się cud za cudem, to chyba trudno się nie nawrócić. A nawrócony staje się TRUP-em, czyż nie? Chyba że dużo się pozmieniało w Twoim świecie w kwestiach religijnych. Ale tak mi się to widzi.

Babska logika rządzi!

Płakała, bo jej wiara była tak silna, że góry przenosiła. Czyli (w jej mniemaniu) Bóg ją błogosławił. IU była szczęsliwa, wdzięczna.

W wierze – w rezerwatach można. Coś jak amisze.

Hm, ale czy to jest cud? To zależy od punktu widzenia. Normalny człowiek teleportuje piłkę tenisową. TRUP – olbrzymi statek. Ja biegam na setkę pewnie 15 sekund, Bolt – niecałe 9. Czy to jest cud? Dla “normalnych” to tylko znak, że ludzie są różni. I jedni bardziej utalentowani niż inni. Poza tym – zatwardziali ateiści nie uwierzą w cud nawet wtedy, gdy się o niego potkną ;).

Z drugiej strony – dla TRUPów to potwierdzenie, że ich wiara jest słuszna.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Aaa, o łzach szczęścia akurat nie myślałam. W moim światopoglądzie coś tak dziwnego się nie mieści. Rozpatrywałam świadomość zbliżającej się śmierci (skoro przenoszenie gór, to czemu nie proroctwo) albo żal nad Tomem.

No, IMO, między piłeczką a statkiem jest większa różnica niż między 15 sekundami a 9. To drugie spokojnie można wyjaśnić wiekiem, predyspozycjami, treningiem, może dopingiem…

Ale przecież Boerst wyjaśnił nowemu, że to niemożliwe, żeby przenieść statek. A jednak – stało się. Cud, jak w mordę.

Babska logika rządzi!

Aaa, o łzach szczęścia akurat nie myślałam

Ale przecież – “po jej ustach przemknął niemal niewidoczny uśmiech”. Kto się uśmiecha w obliczu śmierci?

No, IMO, między piłeczką a statkiem jest większa różnica niż między 15 sekundami a 9

Och, to tylko przykład. Są tacy co wyciągają pierwiastki z wielocyfrowych liczb. I to już jest kwestia predospozycji. Inni – zyskują, po prostu wierząc w siebie. Czyli konstatacja jest taka, że do pewnych czynności jedni są bardziej “użyteczni”, predysponowani niż inni. 

Ale przecież Boerst wyjaśnił nowemu, że to niemożliwe, żeby przenieść statek

Tu znowu – “I przeteleportowanie masy stu gramów to wszystko, na co stać przeciętnego człowieka”. A Hiacynta zdecydowanie przeciętnym człowiekiem nie jest.

Czyli żaden cud, przynajmniej z punktu widzenia Boersta. Bo dla Hiacynty znowu – cud jak najbardziej.

Gdybyś oglądała filmy, to przypomniałbym scenę z łyżeczką z “Matrixa”. Ale że nie oglądasz…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Kto się uśmiecha w obliczu śmierci?

Ktoś, kto słyszy zgrzyt otwieranych wrót raju?

Gdybyś oglądała filmy, to przypomniałbym scenę z łyżeczką z “Matrixa”. Ale że nie oglądasz…

“Matrixa” akurat oglądałam. Czasem ktoś zorganizuje zaprzęg czterech wołów i mnie zaciągnie do kina. Na szczęście ostatnio coraz trudniej o silne woły…

Ale sceny z łyżeczką nie pamiętam, więc na jedno wychodzi.

Babska logika rządzi!

Ktoś, kto słyszy zgrzyt otwieranych wrót raju?

Tylko że ja nigdzie nie sugerowałem, że Hiacyntę czeka śmierć. Wręcz przeciwnie – “To będzie już jej… Który? Siódmy skok zdaje się”.

Ale sceny z łyżeczką nie pamiętam

Neo szuka Wyroczni, i wchodzi do pokoju z dziećmi. Jedno z nich “siłą umysłu” wygina łyżeczkę. Cud? Dla nas. Wierzących w realność swiata. Ale naprawdę to przecież jakiś hack w programie, w Matrixie. Czyli jednak nie cud…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Przecież Tom rzuca się jej do gardła. W sumie nie wiem – zabił czy go Boerst odciągnął. Pod tym względem zakończenie otwarte.

Nadal żadna łyżeczka mi nie dzwoni o szklankę. Ja tam bym podejrzewała sztuczkę. Zapamiętujący kształt metal, magnes…

Babska logika rządzi!

Pod tym względem zakończenie otwarte.

Niby tak, ale… To już siódmy skok Hiacynty. Wszyscy pewnie się spodziewają dziwnych reakcji po świeżo upieczonych Nawigatorach (samobójstwa itp.). A Wrogowie Entropii po co tam zostali? Paralizator i szlus. Śmierci nie przewidywałem.

Zapamiętujący kształt metal, magnes…

Ale to Matrix był przecież!!! Dla nas cud, a naprawdę – luka w programie.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ja tam nie wiem, co przewidziałeś… ;-)

Dla Matrixa – błąd w programie, dla Ciebie – cud, dla mnie – sztuczka. :-)

Babska logika rządzi!

Dla Matrixa – błąd w programie, dla Ciebie – cud, dla mnie – sztuczka. :-)

O widzisz, to już jest mniej więcej coś, co chciałem osiągnąć. Interpretacja w pewnym stopniu zależy od czytelnika.

Ja tam nie wiem, co przewidziałeś… ;-)

Większość odpowiedzi na Twoje pytania tkwi w tekście :P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Taaa, tkwi w tekście…

Tom zrobił trzy kroki i zacisnął dłonie na krtani Hiacynty.

Jeśli pozwolili mu na te trzy kroki, to ochroniarze z nich jak z kozich bobków klawisze do fortepianu. Tom zdążył zacisnąć dłonie. Nie jestem lekarzem ani mordercą, ale, IMO, jeśli zacisnął naprawdę mocno, to już po ptakach i ani paralizator, ani defibrylator nie pomogą…

Babska logika rządzi!

Eee, nie przesadzaj. Na trzy kroki pozwolili, bo to jednak nieprzewidywalni bywają ludzie. Może chciał paść na kolana? Ucałować ;)?

Czy mocno? Patrząc na nasze młode pokolenie, czyli p… w rurkach (pardon maj frencz, ale takim sobie Toma wyobraziłem), to Hiacynta najwyżej ochrypnie na dwa dni.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ciekawy świat i fajne opisy. Niestety niewiele zrozumiałem, bo jestem jak Olaf i fizyka kwantowa to za dużo na mój chłopski rozum. Podobała mi się jednak Twoja wizja społeczeństwa przyszłości. Zwłaszcza takie szczegóły jak ewolucja języka.

Człowiek – to brzmi dumnie ;)

Myślałem, że knebel jest po to, żeby kapłani się przypadkiem nie teleportowali.

Dopiero na końcu wyjaśniło się, dlaczego taki tytuł :)

 

Też chcesz wykładnię na priv ;)?

A tytuł…

Wymieniona przez Ciebie to tylko jedna z wersji. Inna – że przecież TRUPy, CeCe, to wszystko w imię postępu. 

A takich wykładni mam jeszcze kilka :P.

 

Dzięki za lekturę, Rytmatysto :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wyślij. Chętnie się dowiem, o co tu chodzi.

Bemik ma jak Ruda, a ja mam jak Bemik.

Przeczytałam, ale nie wszystko pojęłam. Lektura komentarzy otworzyła mi oczy na tyle, że spłynęło na mnie oświecenie i teraz rozumiem więcej. ;)

 

zro­bił sto brzusz­ków i pięć­dzie­siąt pom­pek, po czym wsko­czył pod prysz­nic. –> Skąd się wzięło to idiotyczne powiedzenie: wskoczyć pod prysznic/ wskoczyć do wanny? Staruchu, czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek wskakiwać pod prysznic, czy raczej wchodziłeś pod prysznic? O skakanie do wanny już nawet nie pytam. ;)

 

po­zbyć się nad­ba­ga­żu, su­ro­wo za­ka­zy­wa­ne­go przez kor­po­ra­cję Plus i nie­mi­ło­sier­nie se­ko­wa­ne­go. ―> Czy nadbagaż można nękać i prześladować?

 

Co i rusz mijał przy­szłych ko­lo­ni­stów… ―> Raczej: Co rusz mijał przy­szłych ko­lo­ni­stów

 

Wszy­scy za to oka­zy­wa­li wiel­ki re­spekt dla te­tri­sow­ców… ―> Respekt okazuje się komuś, nie dla kogoś, więc: Wszy­scy za to oka­zy­wa­li wiel­ki re­spekt te­tri­sow­com

 

–Stu­dio­wa­łaś to prawo, co nie? ―> Brak spacji po półpauzie.

 

_ Nie pieprz, Olaf. Sam wiesz… ―> O! Jak nisko upadła półpauza!

 

pla­miąc krwa­wy­mi pla­ma­mi po­ry­so­wa­ny blat sto­li­ka. ―> Brzmi to fatalnie.

Proponuję: …pla­miąc krwa­wy­mi kleksami po­ry­so­wa­ny blat sto­li­ka.

 

– Pytam się, co ci zro­bił ten kon­kret­nie? ―> – Pytam, co ci zro­bił ten kon­kret­nie?

Choć w dialogu może ujdzie.

 

wy­bie­ra­jąc po­ci­ski mięk­kie, które w żaden spo­sób celu skrzyw­dzić nie mogły. ―> Uważam, że rzucanie w kogoś/ coś czymś, choćby i czymś miękkim, krzywdzi ofiarę.

Proponuję: …wy­bie­ra­jąc po­ci­ski mięk­kie, które w żaden spo­sób celu zranić/ skaleczyć nie mogły.

 

Pe­ace­ke­epe­rzy szli od­da­le­ni od sie­bie, pod­trzy­mu­jąc pust­kę po­mię­dzy nimi. Skie­ro­wa­ne mię­dzy nich spoj­rze­nie… ―> Nie bardzo wiem, co chciałeś tu powiedzieć…

 

na do­wol­nie wiel­kie od­le­gło­ści. bo od­le­głość… ―> Zamiast kropki powinien być przecinek.

 

Plus hasła, krze­pią­ce na duchu, jak : ―> Zbędna spacja przed dwukropkiem.

 

– Te in­for­ma­cje zbie­ra lo­kal­na SI, bę­dą­cą na wy­po­sa­że­niu stat­ku… ―> Literówka.

 

-Wi­dzisz, nie uczy­my w szko­le… ―> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak widać, słabo odleżakowało :(.

Większość poprawiłem, Bogini, za wyjątkiem…

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/co-i-rusz;15853.html – niby niepoprawne, a używane. I lepiej mi brzmi.

Pustka między peacekeeperami – wcześniej Tom włączył antyTRUPi filtr SI. I nie widział Hiacynty, którą prowadzili strażnicy. To tak, jakby nieśli szybę. A raczej szklanego, przezroczystego człowieka. Nie widać go, a coś eskortują.

Z tym wskakiwaniem pod prysznic też mógłbym się kłócić, bo często spotykane. Ale że niepoprawne, to zmieniłem.

 

W każdym razie, Reg, skoro nie napisałaś, że kompletnie nie rozumiesz, poczytam to sobie za sukces ;)!

Wielkie dzięki za łapankę i komentarz!!

 

EDIT: Sorry, Berylu, sam zgłosiłem swój kmentarz. Tak to jest, jak się na starość ręce trzęsą ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wydaje mi się, że wskakiwanie pod prysznic, w kontraście do występującego znacznie rzadziej wskakiwania do wanny, wzięło się z tego, że czasem bierze się tzw. szybki prysznic, w biegu, a czasownik “wskoczyć” ma tu podkreślać tę raptowność i krótkotrwałość. To tak abstrahując od tego czy jest to forma poprawna.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

niby niepoprawne, a używane. I lepiej mi brzmi.

Dlatego, Staruchu, nie napisałam, abyś natychmiast wyrzucił literkę “i”, a tylko raczej, czyli “jeśli uznasz za stosowne, zmień”. ;)

 

edycja

Bailoucie, nie zarzucam niepoprawności wyrażeniu i domyślam się, że to pośpiech dyktuje wskakiwanie, ale też nic nie poradzę, że ten zwrot wydaje mi się szczególnie idiotyczne, kiedy wyobrażę sobie osobę wskakującą pod prysznic/ do wanny. Wskakiwanie do samochodu, zwłaszcza osobowego i wyskakiwanie zeń, też mnie śmieszy. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrze się czytało :)

Przynoszę radość :)

Przyjęto do wiadomości, Reg :)!

 

Anet – aleś się dziś rozgadała ;). Wielkie, wielkie dzięki :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

:D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wreszcie dotarłam na pokład :) Przeczytałam opowiadanie z przyjemnością. Bardzo lubię Twoje przedmowy i nadal czekam na pięcioksiąg, obiecany przy konkursie o psach i kotach ;)

Podobało mi się przedstawienie technologii w taki sposób, że łatwo ją zrozumieć, szczególnie opis statku w pierwszym akapicie i później – teleportacji. Dobrym rozwiązaniem była zapowiedź, że nie wiadomo, jak ma wyglądać egzamin. To wzbudza ciekawość. Fajne jest pokazanie historii na wielu płaszczyznach, od problemów jednostkowych po społeczne, zwłaszcza kwestia trup-a. Otwarte zakończenie nie do końca mnie usatysfakcjonowało, ale przyjmuję, że historia miała mieć właśnie taki finał.

ANDO – dzięki :!

Mówisz, że przedmowy lepsze niż opka? Hmm, muszę się poważnie nad tym zastanowić…

Otwarte zakończenie? No, ono nie jest tak całkiem otwarte. 

Mój bohater zowie się Tom Ash, czyli – Tomasz. Jak ładnie rozszyfrował Rybak, niewierny Tomasz, taki współczesny Didymos.

Różnica jest taka, że tamten, biblijny, stykając się z czymś, czego nie pojmował, padał na kolana.

Ten współczesny, stykając się z czymś, czego nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć, rzuca się to niszczyć, zabić. Bo przecież – on wie! Wie lepiej! Jeśli fakty mówią co innego, tym gorzej dla faktów!

Toteż dla mnie to niekoniecznie jest otwarte zakończenie!

Z tym, że niestety znowu to muszę tłumaczyć. Czyli – porażka :(.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Po prostu na przyszłość bardziej zwracaj uwagę na to, że nie każdy rozumuje w taki sam sposób jak Ty, zwłaszcza dysponując innym aparatem światopoglądowym i priorytetami życiowymi. A z tą porażką zdecydowanie przesadzasz.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Pocieszam się, że zręby tego opka powstały dwa lata temu. Może teraz już piszę jaśniej ;)?

Ale ogólnie rzecz biorąc – to po prostu jest przesłanie czytelne dla mojego pokolenia. Dla czytelników Zajdli, Fiałkowskich, Baranieckich. Nie, żebym się z nimi porównywał, broń Boże. Chodzi tylko o pewien sposób czytania, o pewien zasób skojarzeń.

Po prostu część kodu kulturowego już nie przeszła na Was, szczawie :P!

 

Tak mi się wydaje (a może się tylko pocieszam?)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Weź już się tak non-stop nie dołuj i nie pocieszaj, tylko skum to ziom, że niektóre zjawiska są NEUTRALNE.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Staruchu, Twoje opowiadania czyta się bardzo dobrze. Miałam na myśli, że przedmowy są ciekawe. Co do zakończenia – dużo czasu spędziłam przy kryminałach. Twoje opowiadanie kończy się w momencie duszenia. Nie wiadomo, czy były zwłoki i czyje. Oczywiście, rozumiem, że nie to jest najważniejsze w tej historii. Tom Asha nie skojarzyłam, fajne.

Nie wiadomo, czy były zwłoki i czyje.

Ten temat przerobiłem już z Finklą. Żadnych zwłok nie przewidywałem ;). I dałem po temu wskazówki…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Doświadczyłam na własnej skórze tego problemu: piszesz coś, zostawiasz czytelne wskazówki, a czasem zaznaczasz wprost. Wydaje się, że nie da się tego zinterpretować inaczej niż założyłeś, a okazuje się coś wręcz przeciwnego. Myślę, że to nieodłączny element pisania, zwłaszcza opowiadań. Z drugiej strony, łopatologia też nie jest wskazana.

Staruchu, ja poproszę tę wykładnię :)

Nie zrozumiałam zakończenia i podejrzewam, że mogłam nie zrozumieć wiele więcej, dlatego trudno mi komentować fabułę czy przesłanie. Jeśli chodzi o inne elementy, to mogę chwalić – bardzo sprawnie napisane dialogi (zwłaszcza Olaf wyszedł niesamowicie naturalnie, Ruda miejscami kulała – jak ktoś wyżej zauważył, zdawała się wypełniać po prostu potrzebną rolę), ciekawie skonstruowany świat (te jego elementy, które były dla mnie jasne), haki na zaciekawienie czytelnika, styl. To, na co można narzekać, to to o czym wspominasz w przedmowie – kompozycja. Dość rozwleczony początek, gdzie poświęcasz dużo uwagi rozmaitym detalom i pospieszny finał, brakuje tu niestety balansu. Zastanawiam się, czy dopakowanie drugiej części tekstu nie sprawiłoby, że zakończenie stałoby się bardziej zrozumiałe?

Werweno – poszło :).

I teraz tak – staram się jak mogę ;). Cieszę się, że kwestie Olafa wydały Ci się naturalne. Natomiast oboje mieli służyć jako “objaśniacze” świata (co, jak wiadomo, kompletnie mi się nie udało). Toteż trudno mi powiedzieć, czym ich wypowiedzi się różnią…

Kompozycja…

No tak. Początek napisałem ze dwa lata temu. I fragment końca. Nie miałem pomysłu na środek (a raczej miałem, ale nie wiedziałem jak to opisać). Po drodze stwierdziłem, że może by tak nastukać trochę znaków i pokazać, że ja też potrafię truć o niczym? I nadmuchałem trochę początek. Kiedy Wicked ogłosił konkurs, wiedziałem, że nic nowego nie naskrobię. Wobec tego dopisałem środek (bo już jestem lepszym pisarzem, ha ;)). I dodałem ostatnie zdanie, bo wydało mi się właściwsze tak mój tekst zakończyć.

Zrozumialszy byłby, gdybym go rozbudował o jeszcze pewnie 30k znaków. Ale ja nie lubię długajów! Pomysł w jak najmniejszej ilości słów. No i się przejechałem… :/

Ot, i cała historia!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu,

Tekst był dla mnie jak sinusoida. Zawaliłeś już w przedmowie.

Znowu to samo – czyli technobełkot i gadające głowy. Mniej więcej wiecie, czego się spodziewać. Inaczej jeszcze nie umiem :).

kompozycyjnie trochę jest kulawe…

Zachęciłeś mnie, że ja Cię nie mogę. Tylko sobie w łeb strzelić, zamiast czytać. Jeżeli uważasz, że tekst jest słaby i nieatrakcyjny, to nie publikuj. Jeżeli jednak uznałeś go za wartościowy, by pokazać go światu, to uwierz w niego i zaraź tą wiarą czytelników.

Ja na przykład po dwóch pierwszych przyciężkawych scenach uwierzyłem Ci, że jedyne co masz do zaoferowania to gadające głowy i techno bełkot.

Gdybyś choć spróbował mi wmówić, że to świetny tekst, z którego jesteś dumny, to podszedłbym do lektury z większą ekscytacją.

 

To troszkę tak jak z atrakcyjnością fizyczną. Poznałem kiedyś dziewczynę, niby ładna, ale był w jej fizjonomii element, który mi nie pasował. Coś tam było nie tak, ale nie do końca wiedziałem co. Gdy poznałem ją nieco lepiej, okazało się, że właśnie z tego elementu ona jest najbardziej dumna. I wiesz, co? Uwierzyłem jej, te to, co mnie początkowo mierziło, jest w istocie super fajne. Jej pozytywne postrzeganie siebie wpłynęło na moje postrzeganie jej.

Spróbuj to samo ze swoimi opowiadaniami. Uwierz, że są świetne i zarażaj tym wszystkich wokół. Bo czasem granica między pozytywnym a negatywnym postrzeganiem jest naprawdę cienka, i wystarczy niewiele, by to postrzeganie przeważyć. Choćby dwa zdania w przedmowie.

I nie pieprz mi tu, że inaczej nie potrafisz. Bo potrafisz. Patrz, chociażby na Czas milczenia i czas mówienia.

 

Wracając do tekstu, początek bardzo mnie zmęczył. Najpierw kilka scen opisowych, duże bloki tekstu bez dialogów, mnóstwo detali fizycznych podanych niezbyt przyjaźnie. Niezbyt zachęcające. Dalej obrałeś sposób przedstawienia świata poprzez przydługą rozmowę okraszoną techno slangiem. Też nie najlepszy. Wcale nie trzeba było tu wiele zmieniać. Wystarczyło rozbić to na dwie trzy sceny, na przykład pokazać Toma podczas szkolenia i symulacji skoku. Pokazałbyś wszystkie sześć kroków, wyjaśniłbyś trzy filary, a wyszłoby naturalnie i łatwiej do przełknięcia. Bo ta rozmowa w barze nie była naturalna. Zostawiłbym część obrzucania frytkami TRUPów, bo ta miała wpływ na fabułę i nawet to było ciekawe.

 

Końcówka już dobra. Nareszcie mnie wciągnęło. Scena egzaminu najbardziej udana. Choć ostatnie zdanie… nie zrozumiałem czemu ją udusił.

Skoro siedmiokrotnie już dokonywała skoku, to dlaczego nie mogła tego zrobić po raz ósmy?

 

Analizując komentarze, dostrzegłem, że powplatałeś gdzieniegdzie nawiązania, które zapewne czyniły ten tekst atrakcyjniejszym. Niestety jam jest z klasyką SF nieobyty, tedy uszły mojej uwadze.

 

Moja ocena. 4.5/6 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Ales mi, Chrościsko, nawrzucał :P

No to tak…

Zawaliłeś już w przedmowie.

Tak uważasz? Jestem, co nie dziwota, innego zdania.

Gdybym naskrobał jakieś wiekopomne dzieło, to pewnie zrobiłbym, jak sugerujesz. Ale… Złapałem się na tym, że właściwie piszę po to, żeby podyskutować pod tekstem na forum. Wszak ja nigdzie indziej (od dłuższego czasu) moich opek nie wysyłam. I dla mnie ważny jest przekaz, treść. A że raz mi to wychodzi bardziej kulawo, raz mniej… No trudno, lepiej nie umiałem. Wyżej dupy nie podskoczysz!

A wysłuchiwanie potem “eee, znowu technobełkot”, “eee, znowu gadające głowy” – nie jest przyjemne. Wobec czego ostrzegam z góry :P. Inaczej pisać nie umiem. Próbuję, a wychodzi jak wychodzi. Zresztą – ja nie będę nigdy fanem stylu. Chyba najbardziej jestem dumny z “Pocztówki z Mordoru”. Pięć słów, a ile można przekazać! Taki jest mój ideał dobrego tekstu – minimum słów, maksimum przekazu!

Dalej…

Wcale nie trzeba było tu wiele zmieniać.

Pewnie tak. Ale tak już napisałem, tak sobie to wymyśliłem. Na pewno można lepiej, ale tak to już (dość dawno) temu stworzyłem. A ja nie cierpię przerabiać i dopisywać. Zresztą – co chciałem, to przekazałem. Lepiej lub gorzej.

nie zrozumiałem czemu ją udusił

Co wy z tym – udusił? Już Finkli tłumaczyłem. 

Najpierw motywy – świat obczaiłeś, tak? to co byś zrobił, poukładany racjonalista, sceptyk, gdy nagle widzisz cud? Gdy ci od “najbardziej zbrodniczej organizacji w historii świata” są filarem ekspansji pozaziemskiej?

No zagotował się trochę chłopak… Prewnie nie pierwszy (samobójstwa odnotowałeś?). A skoro nie pierwszy, to po co tam tych dwóch goryli, Wrogów Entropii. Paralizatorem gościa i tyle. Hiacynta jest zbyt cennym przedmiotem, żeby można było sobie pozwolić na jej stratę.

Skoro siedmiokrotnie już dokonywała skoku, to dlaczego nie mogła tego zrobić po raz ósmy?

Jak napisałem wyżej – mogła.

Niestety jam jest z klasyką SF nieobyty

Shame on you!!!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No trudno, lepiej nie umiałem. Wyżej dupy nie podskoczysz!

Excuses, excuses, excuses!

Podskoczysz, Staruchu, jeno wyjdź poza strefę komfortu. Przecież wystarczyłby jeden betujący, którego byś posłuchał, i już byłoby lepiej.

Ja też nie lubię przerabiać własnych tekstów po dwadzieścia razy. Ale mimo wszyskto robię to, z szacunku dla czytelników.

 

zacisnął dłonie na krtani Hiacynty

No bo zaciskanie dłoni na krtani to nie jest duszenie? Sameś tak napisał. 

 

No zagotował się trochę chłopak… Prewnie nie pierwszy (samobójstwa odnotowałeś?)

Odnotowałem. Ale nijak mi samobójstwo z morderstwem się nie chciało połączyć.

 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Po prostu, Staruchu, można było to, co napisałeś w komentach, czyli założenie lub fakt, że ochrona Hiacyntę uratowała – dać w treści opowiadania. Zwróć uwagę, że jednak sporo osób odniosło wrażenie, że on ją konkretnie uszkodził, czyli chyba jednak to problem z tekstem, a nie czytelnikami. Tak, wiem, maksimum przekazu, minimum słów, no ale jednak, jak widzisz tu wyszło – za mało przekazu przy tej ilości słów.

“Excuses…” – dobre, Chro :P

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

No bo zaciskanie dłoni na krtani to nie jest duszenie? Sameś tak napisał. 

Duszenie a uduszenie to jednak dwie całkiem różne sprawy.

Odnotowałem. Ale nijak mi samobójstwo z morderstwem się nie chciało połączyć.

A nie. To był sygnał, że Nawigatorzy przeżywają szok podczas egzaminu. Jedni się zamykają w sobie, inni tłuką bejzbolami, inni…

dać w treści opowiadania

No kurła wiem. Ale coś, co dla mnie było oczywiste, okazało się kurła zagadką na miarę kamienia z Rosetty. Skąd mogłem wiedzieć?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Skąd mogłem wiedzieć?

Od betującego ;)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Nie przepadam za betowaniem :P

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Znów się wtrącę, bo ostatnio nurtuje mnie podobny problem.

Mam wrażenie, że nigdy nie będzie tak, żeby 100% treści okazało się jasne dla wszystkich czytelników. Najważniejsze rzeczy muszą być wytłumaczone w miarę prosto, ale mówimy o nieosiągalnym ideale. Zastanawiam się, jaki poziom czytelności powinien osiągnąć autor i jak to sprawdzić w praktyce.

ANDO – a to zależy, dla kogo piszesz. Bo jeśli dla wąskego kręgu fizyków zajmujących się teorią strun, to 99,9% czytelników może nie zrozumieć.

Z prozą zwaną popularną tak prosto nie jest.

Bo okazało się, że mój tekst rozumieją goście w wieku zblizonym (tsole, Rybak), ale młodzież ni hu hu… Czyli trzeba rozwijać, dopowiadać, lac wodę… Nie lubię!

Czyli – uczynić tekst (względnie) hermetycznym czy nie?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

IMHO, nie da się napisać tekstu zrozumiałego dla wszystkich. Zbyt duża hermetyczność też nie wydaje się dobra. Może faktycznie beta to najlepszy pomysł sprawdzenia w praktyce, jak tekst jest odbierany.

Chyba raczej – lepiej zrozumieli ci o zbliżonych poglądach i sposobie myślenia. Ja mam bodaj znacznie bardziej zbliżony do Ciebie, Staruchu, wiek, niż Tsole. Choć też nie przesadzajmy, zrozumiałem całkiem sporo, a nad kolejną porcją zwyczajnie nie chciało mi się głowić.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Ok. Zgódżmy się, że zbyt zawikłałem…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

 

ninedin.home.blog

Fabuła: Cóż, trochę to dziwny twór, bo przygotowania do podróży (a zwłaszcza nieodzowna wizyta w metafantastycznej, przekraczającej wszelkie bariery podgatunkowe karczmie), trwała o wiele dłużej niż sama podróż. Mimo dość dużych ilości danych światotwórczych pompowanych w początkowej fazie tekstu, całość czytało się zgrabnie i przystępnie, historia mnie zaciekawiła. Szkoda tylko, że została uduszona tak szybko jak Hiacynta…

Oryginalność: Powiedziałbym, że widać, że to mocno "twój" tekst, klimaty skojarzyły mi się z "Karpia dniem…" ze zbioru "Ja, legenda". Ironizująca polemika na temat kształtu współczesnego zachodniego społeczeństwa została tutaj ubrana w space-operowe szaty. Nad poprawnością naukową w tym tekście nie będę rozważał, bo raczej nie o nią chodziło. Temat teleportacji kwantowej został tu rozwinięty w ciekawy sposób, szczególnie wybitne umysłowo jednostki jako nawigatorzy oraz wpływ wiary/przekonań na rzeczywistość – to jeden z moich ulubionych motywów w fantastyce.

Styl: KRÓ-TSZE-A-KA-PI-TY! Mignęło mi też parę mniejszych usterek, np. "pecemaker" zamiast peacemakera czy zjedzona spacja przed półpauzą. Poza tym całkiem w porządeczku, przekleństwa akuratnie wstawione tam, gdzie być powinny, porządne słowotwórstwo.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Szkoda tylko, że została uduszona tak szybko jak Hiacynta…

Kurde następny ;). To że ktoś komuś daje z pięści w nos, nie znaczy, że zatłucze go na śmierć!

przygotowania do podróży (…) trwała o wiele dłużej niż sama podróż

No cóż, teleportacja z natury rzeczy nie jest podróżą na grzbiecie ślimaka ;).

Ironizująca polemika na temat kształtu współczesnego zachodniego społeczeństwa

Jesteś pewny, że tylko zachodniego :)? Ale tak, tak mniej więcej to miało wyglądać, przynajmniej w części “społecznej”.

KRÓ-TSZE-A-KA-PI-TY!

Po-STA-RAM SIĘ PO-PRA-WIĆ!!

 

W każdym razie – dziekuję za recenzję :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wracam z jurorskim komentarzem:

 

No pogubiłam się, przyznam, i to nie w naukowej części tekstu. On jest sprawny, płynny, dobrze napisany, ale dla mnie nieprzekonujący. Kody (a zwłaszcza ten kluczowy, że wiara góry przenosi) są, jak dla mnie, pochowane trochę za głęboko. Ale bardzo, bardzo sprawny literacko, jak zwykle u Ciebie. Cóż, czasem jest tak, że się rozmijamy czytelniczo z tekstem, który obiektywnie jest dobry :)

ninedin.home.blog

No bywa…

Dzięki za komentarz, Ninedin :)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Spełnienie podstawowego założenia – fantastyczny środek transportu – jest.

“Technobełkot i gadające głowy” – sam tak zareklamowałeś własny tekst. No i masz rację, a od siebie dodam, że tu jakoś wyjątkowo (jak dla mnie) jest on przegadany. Dużo literek, dużo słów, tylko jakoś treści i akcji niewspółmiernie mało. Więcej treści wyczuwałam w Twoich monologach-słowotokach. Gadają, gadają, tłumaczą rzeczywistość, a gdy już zaczyna się coś dziać, to się od razu kończy.

Dlatego mam po lekturze spory niedosyt, jak zawsze, gdy przeczytam fragment czegoś interesującego. Bo mimo wszystko opowieść w pewnym momencie wciąga i zaciekawia. Jednak ciekawość ta nie zostaje zaspokojona. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, bo ta opowieść, ten sens, leży pod spodem ;).

Ale przysypałem technobełkotem – moja wina.

Dzięki za odwiedziny i komentarz!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ciekawe opowiadanie i interesujące komentarze – ilu czytelników tyle interpretacji. Szczerze przyznam, że nie do końca zrozumiałem czemu Tom zaczął dusić Hiacyntę (nawiasem mówiąc to imię zawsze będzie mi się kojarzyć z "Co ludzie powiedzą", nikt nie chce zobaczyć tego co ja zobaczyłem w myślach). Motywy Toma wyczytałem dopiero z komentarzy.

 

Moje przypuszczenia były takie, że kolejne Trupy to właśnie nawróceni nawigatorzy. Ci, którzy nie poradzili sobie ze zmianą światopoglądu, popełniali samobójstwo. Łzy Hiacynty z kolei zinterpretowałem tak, że wiara została sprowadzona do roli wartości użytkowej (coś jak kupowanie odpustu grzechów w średniowieczu) i pomyślałem, że robi to wszystko wbrew sobie. 

 

Duży plusik za moment, w którym czytelnik domyśla się kim tak naprawdę są Trupy :)

@Fladrif

Hiacynta – no tak, nie oglądałem tego serialu to nie mam takich skojarzeń.

Motywy – trochę zaciemniłem. A nawet nie trochę ;).

Ciekawy jest pomysł z nawigatorami. Ewentualnie do wykorzystania!

Dzięki za lekturę :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

 Moebius zamiast swojej wstęgi, do zabawy dostał

Wtrącenie: Moebius, zamiast swojej wstęgi, dostał do zabawy.

 przybył z Nowego Kolna

A pilotuje go nowy Jan? :)

 potrzebną dla chorych

Rusycyzm. Potrzebną chorym.

 Tłum witający przybysza powoli się rozchodził

Naraz? Ludzie, imiesłowy do czegoś służą.

 skalne odłamki

Hmm.

 które ogrzane kontaktem ze statkiem, dostawały mikronapędu, kiedy sublimujący gaz z powierzchni służył im jako mikrosilniczki.

Łojeju. Które, rozgrzane od kontaktu ze statkiem, odlatywały na strugach sublimującego gazu z powierzchni. Nie, dalej źle. Nie wiem.

 czy ta półkoronówka leży jeszcze w kieszeni spodni w kabinie

Lem patrzy na Ciebie z dezaprobatą :)

 Z reguły bawił się cyferkami

"Z reguły" jakoś mi nie pasuje do beztroskiej zabawy.

 gdzieś przez cały czas na granicy widzenia

Nie bałagań – czas z czasem, przestrzeń z przestrzenią: przez cały czas gdzieś na granicy pola widzenia. I dlaczego "nawet" plusy? Czym się te plusy wyróżniają? A, i nie robiłabym z nich wtrącenia (tj. skasuj oba przecinki).

 W brzuchu czuł wir, jak przy spotkaniu czarnej dziury z gwiazdą.

Hmm. Nie dam głowy za to porównanie.

coś z tym ostatecznym egzaminem było dziwnego

W tym egzaminie.

 A już zazdrośnie strzeżonym sekretem wszystkich absolwentów Akademii był fakt, że pierwszy lot to swego rodzaju inicjacja, otrzęsiny nowego adepta.

A co to za sekret? To przecież oczywiste?

instrukcje w razie wystąpienia nieprzewidzianych wypadków

"Wystąpienia" zbędne. (Ciekawostka: US Army ma plany na wypadek inwazji zombie. Be prepared!)

 Choć przyjęcie przedegzaminowe, zwane inaczej „wstępniakiem”

… czemu mi tu przyłazisz i przeszukujesz biurko? XD

 taki zwyczaj, nie wiedzieć czemu był to jakby nieoficjalny emblemat

Przecinki: taki zwyczaj, nie wiedzieć czemu, był to nieoficjalny emblemat.

 chmurne myśli

Hmm.

 wyglądając trochę jak bezrozumny tłum na wyprzedaży w galerii handlowej

"Wyglądając" bym skasowała, i ta galeria… jakaś taka z naszych czasów. Może w przyszłości też takie mają, ale…

jak wiadome było każdemu

To nie jest potrzebne, dlaczego ktoś miałby nie znać podstawowych faktów z własnego świata?

 obrazy, przekazywane

Bez przecinka.

 archaiczne kartki prawdziwego papieru

Czyli takie pożółkłe?

 odwiedzić statek w tym stanie, stanie wzbierającego niepokoju

Troszkę niejasne.

 chciał wyrzucić z niej

Szyk i aliteracja: chciał z niej wyrzucić.

 stres wywołany zbliżającym się egzaminem

Może to skróć?

przesuwał leniwie wzrokiem

Hmm.

 towar, jakimi

Literówka.

 korporacje, uczestniczące

Bez przecinka, ten imiesłów to prawie podmiot.

 miała swe biura przy Promenadzie

Przestawiłabym: miała przy Promenadzie swoje biura.

 surowo zakazywanego

Zakazanego. Zakaz wystarczy wydać raz.

 niektórzy ostro zabrali się do zabijania strachu

Skracalne.

 Ze wszystkich billboardów do emigracji zachęcały reklamy

Przestawiłabym: Z billboardów zachęcały do emigracji reklamy.

 nie zaprzątał sobie specjalnie tym głowy.

Szyk: nie zaprzątał sobie tym specjalnie głowy.

 żegnali się ze starym światem wlewając

Żegnali się ze starym światem, wlewając.

 desperacko pragnąc za pomocą wrażeń dostarczanych przez kubki smakowe stłumić strach przed nieznanym

Zdaje mi się, że kubki smakowe mają w tym tłumieniu mały udział.

 to komórki nerwowe zlokalizowane w jelitach odpowiadały

Odpowiadają, to ogólna prawda o komórkach.

 Tłumów to raczej nie będzie

Tłumów, to raczej nie będzie.

 głównym specjalistą od tetrisa

Głównym na stacji? I – Tetris? heart

 przypadki katastrof statków

Hmm.

 rozpadały się po skoku, z uwagi na wcześniej przeoczone naprężenia

Z powodu, nie z uwagi na. Przecież statek nie rozważa, czy się rozpadnie, czy nie, prawda?

 panią prokuratorką

Panią prokurator. Nie dajmy się propagandzie psucia języka.

opornym oprogramowaniem

Aliteracja.

 służącym jeszcze wczoraj jako galeria handlowa

Przestawiłabym: jeszcze wczoraj służącym jako galeria handlowa.

 na jakie się zanosiło.

Które. Konkret, nie klasa. Zresztą, to zdanie podrzędne nic nie wnosi.

pomiędzy oczami

Powtarzasz "oczy".

 biegnąc poprzez

Przez. Nie przebija go przecież.

 paskiem, który przytrzymywał sporą kulę, którą

Dwa razy "który". Może być "paskiem przytrzymującym".

 Knebel nie zaprzątał dalej jego uwagi, bo akurat odsłonił mu się widok

Jakieś to nienaturalne… sama nie wiem.

 postaci ze starożytnych książek/filmów historycznych

Cute. Ale nie nadużywaj ukośników.

 czy było opasłe

Czy co było opasłe? Postać? Szczegóły? Budowa? Związek zgody musi być.

 płynie ona nad posadzką

"Ona" zupełnie zbędne.

 podczas jedzenia

"Przy jedzeniu" byłoby bardziej naturalnie.

 plamiąc krwawymi kleksami porysowany blat stolika

Purpurowe. No, naprawdę.

 wszelakie śmieci

Wszelkie. Nie udziwniaj.

 rozruchach na Arkadii, każde uszkodzenie

Bez przecinka.

ludzi, chcących sobie cisnąć czymś w ruchomy cel

Nieporządne. I "sobie" i "czymś", za dużo tego.

 dopiero teraz Tom dostrzegł

Hmm.

 których nikt jako pocisków nie używał

Zbędne, już to wiemy.

 Jednak, to co Trupowi zaszkodzić fizycznie nie mogło, na pewno nie było przyjemnym doświadczeniem.

Jednak to, co Trupowi zaszkodzić… Nieprzyjemnym doświadczeniem może być oberwanie pomidorem, ale nie sam pomidor, a to sugerujesz.

 stworzonym

Stworzonym? Widarze, ty widzisz i nie grzmisz :P Stwarza się świat, glut można tylko zrobić. Może też być złożony, co tutaj wydaje mi się najodpowiedniejsze.

wegemusztardy

W życiu nie widziałam mięsnej musztardy.

pomiędzy nimi

Zbędne, tylko psuje rytm.

 tłumie, wypluwającym z siebie emocje

Hmm.

 wycierał energicznie pobrudzone dłonie serwetką

Ujaśniłabym: energicznie wycierał pobrudzone dłonie w serwetkę.

do kumpla

Zbędne.

 Przyjaciele wiedzieli, że egzamin już jutro. Olaf i Ruda zdawali sobie sprawę ze zdenerwowania Toma i drwili z niego niemiłosiernie.

Trochę za bardzo ta kawa na ławę.

 rżał pulchny chłopak

Bardzo szybka zmiana nastroju.

 Tom wyraźnie bawił się zmieszaniem przyjaciela.

Pokaż mi to.

 Bo odległość nie istnieje, tak przynajmniej mówi ta dziwna geometria.

To co to za geometria, jak geometria zajmuje się odległościami?

 przesyłając bezczasowo informację

Czas jest miarą zmian. Ekhm.

 Jesteśmy tu, potem pstryk i jesteśmy tam.

 dziwiła się dziewczyna.

Źle to brzmi i w sumie nie jest potrzebne.

Skąd masz te bzdurne dane?

Dane i dane. Może: Kto ci takich bzdur nagadał? Bardziej kolokwialnie i dialogowo.

oni się zabijają PO rezygnacji z funkcji Nawigatora

Czyli nie wśród Nawigatorów, a wśród byłych Nawigatorów. Zatem oboje mogą mieć prawdziwe informacje. Nie? (Mam nadzieję, że to właśnie zamierzyłeś.)

 chwiejących się nogach

Tak same się chwiały, bez niego?

 była nie tylko jedna półkoronówka, ale kilka

Skróć: była nie jedna półkoronówka, ale kilka.

 migdalenie się. Sam skierował się

Dwa "się" i to na akcentowanych miejscach.

 Człowiek to brzmi dumnie

Człowiek, to brzmi dumnie.

 Diagorasa

… eee…

 Dawkinsa

Weź, człowieku, to krzykacz, nie naukowiec. Co on odkrył? Lallę Ward?

 hasła, krzepiące na duchu

Hasła krzepiące ducha. To jeden opis, bez przecinka.

 Siłą woli powstrzymał odruch wymiotny. Trochę Toma mdliło

Dałabym Toma do pierwszego z tych zdań.

Ciało miało

Ma. Już Ci coś takiego wytknęłam.

powszechnego szczęścia

Zbędne, zwłaszcza, że powtarza "szczęście".

nawet nie wiadomo było, kto stoi

"Było" zbędne.

Nagły spazm spowodował, że wegeburger zdecydował

Rym i purpura.

 Tom obrzygał ścianę obok obrazka jakiejś cycatej facetki niosącej kolorowy ręcznik na kiju.

Rozkoszne. I tak, zrozumiałam symbolikę.

 kapitan Boerst

Lem nadal przygląda Ci się z dezaprobatą XD

z jakąś dziwną powagą rzucił

Rzuca się niedbale, to nie pasuje.

 wykrzyknął niemal adept

Niemal wykrzyknął, czy niemal adept? Hmm?

 splątaj

Splącz.

 na każdej – znajduje się

Myślnik niepotrzebny.

 fotonów, splątanych

Bez przecinka.

 księżyców, o odpowiadającej

Tu też może być bez.

 – Dobrze, dobrze. – Stukał palcami

Czyli co, Morsem to mówił?

 ścisły, zdeterminowany stan kwantowy statku

Co to znaczy "zdeterminowany", hmm?

 siła umysłu jest w tym akurat konkretnym zadaniu

Siła nie jest w zadaniu.

 przekonanie, czy to w siłę własnego umysłu

Przekonanie może być o czymś, w coś – tylko wiara.

 dzikim wzrokiem

Nie kalkuj z angielskiego "wild". Oszalałym, rozbieganym, tak. Nie dzikim.

 Siódmy skok zdaje się

Siódmy skok, zdaje się.

 Ziemia pyszniła się

Ziemia pyszniła się na nim.

 przemknęła lśniąca łza, szybko niknąc

To nie jest jednoczesne.

 Tom zrobił trzy kroki i zacisnął dłonie na krtani Hiacynty.

Ciekawostka. Dlaczego?

 

Hmm. Sam pomysł już był, co najmniej dwukrotnie (teleportacja za pomocą umysłu u Sandersona, nawigatorzy jako kasta w pewien szczególny sposób skrzywdzona u Cordwainera Smitha). Jest sprawdzony i dobry – więc czego mi tu brakuje? Ten świat zbudowałeś całkiem solidnie, Tom jest całkiem sympatycznym protagonistą… może chodzi o to, że urywasz historię właściwie w środku? Bo Tom nie stracił jeszcze możliwości manewru i mógłby całkiem sporo zrobić. Niekoniecznie wygrać, ale coś zrobić. A tu gong i koniec.

Nie wiem też, po jakie licho oprowadzać TRUPy po stacji i narażać, zamiast je skrzętnie ukrywać.

 Ale raczej sprawa odnosi się do tego – jak zareagujemy, gdy cały nasz światopogląd, wszystko, czego nas do tej pory uczono, runie w gruzy?

Różnie. Ale powiedziałeś, że zabijają się po odejściu ze służby, co wskazywałoby raczej na jej uzależniający charakter.

 Czyli już wiecie, jakie mam zadanie na temat wykształcenia naszych “elit” ;).

Naszych – czy przyszłych, hmm? ;)

 Jak sam zauważyłeś, byli tacy, co załapali. W większości są z mego pokolenia (plus minus).

O, przepraszam, ja stu lat jeszcze nie mam, nawet jakieś potomstwo mogłabym jeszcze zmajstrować (kolejny roczek mija, a ja niczyja… :P)

 Ten współczesny, stykając się z czymś, czego nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć, rzuca się to niszczyć, zabić. Bo przecież – on wie! Wie lepiej! Jeśli fakty mówią co innego, tym gorzej dla faktów!

Oj, daj spokój, Szestowa się naczytałeś? Akurat taki na przykład Pirx (czyli może i Lem?) dopuszczał, że może zwariował. Ja też. Problem w tym, że tego nie można założyć (na co dzień) serio – bo jak wtedy działać?

 Pokazałbyś wszystkie sześć kroków, wyjaśniłbyś trzy filary, a wyszłoby naturalnie i łatwiej do przełknięcia.

Tu się zgadzam – lepiej pokazywać, niż robić wykłady (jak wiecie, w naszym mieście jeżdżą tramwaje – kto tak mówi?)

 właściwie piszę po to, żeby podyskutować pod tekstem na forum

Są gorsze motywacje :)

 to co byś zrobił, poukładany racjonalista, sceptyk, gdy nagle widzisz cud? Gdy ci od “najbardziej zbrodniczej organizacji w historii świata” są filarem ekspansji pozaziemskiej?

Jeszcze raz polecam Sandersona "Defending Elysium" (Mam to gdzieś przetłumaczone, ale musiałabym pana autora spytać, czy pozwoli ujawnić, a się wstydam…) – tam co prawda organizacją od podboju kosmosu była centrala telefoniczna. A, i – antyklerykalizm Twojego tekstu dotarł do mnie dopiero przy komentarzach, a tłumaczyłam ostatnio Orwella – tak, że jednak nie jestem ideałem Staruchowego czytelnika ;)

 Excuses, excuses, excuses!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O kurcze…

Kiedyś się Tarnino, odniosę, ale na pewno nie dziś ani nie jutro, dobra?

Na szybko to dwie rzeczy – Diagoras, to raczej TEN, a nie jakiś machający odnóżami mięśniak!

I druga: antyklerykalizm? Gdzie?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A, patrz, żem nie skojarzyła :D

I druga: antyklerykalizm? Gdzie?

“Najbardziej zbrodnicza organizacja na świecie”, hmm?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino – a propos antyklerykalizmu.

To tak jak z napiętnowaną przez Ciebie wegemusztardą: ja tylko starałem się antycypować obecne trendy. Wszak okaże się wkrótce, że za wszystkie przypadki pedofilii na świecie odpowiadają księża (co nie znaczy, że kościół nie powinien rozpędzić na cztery wiatry homo– i pedofilskiej kliki trzymającej rząd duszyczek), a sprzedają się tylko wegemarchewki, bo te zwykłe to jakoś podejrzane są (może króliki je wąchały?).

I raczej, jak ktoś trafnie zauważył, to tekst o tym, że “wiara góry przenosi”. Czyli ten zarzut uważam za nietrafny!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie, no, jest o tym, że wiara góry przenosi, ale jakoś mało. Jakbyś sobie o tym w ostatniej chwili przypomniał.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie no, cały tekst jest o tej wierze. Tylko okazuje się to dopiero w puencie.

Babska logika rządzi!

Finkla – wybawczyni ;)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tylko okazuje się to dopiero w puencie.

O, to-to. A trzeba wcześniej naprowadzać.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Się kurła trza domyślać. Co tak na tym portalu sami kawonaławowicze???

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

 

Argh. Nie. O. To. Chodzi. Wcale.

Weźmy na przykład Tatusia Muminka i morze. Co się dzieje w pierwszej scenie? Tatuś lata jak z pęcherzem, żeby być ważny. Opowiada wszystkim o niebezpieczeństwach pożaru i robi z igły widły, a kiedy go budzą z drzemki wiadomością, że zgasili pożar w zarodku, to się obraża – bo nie miał okazji być bohaterem.

I to samo powtarza się w całej książce. To jest temat. Powtarza się w różnych wariantach (ty nic nie rób, kochana, ja się wszystkim zajmę; fantazje o tym, co może być w oczku wodnym; pomiary i zapiski) aż do olśnienia na końcu (kłótnia z morzem – morze i wyspa odzwierciedlają Tatusia i Mamę) i rozwiązania akcji (Tatuś już nie musi niczego udowadniać).

Kawa na ławę można by to wszystko powiedzieć w jednym zdaniu: Tatuś nie jest pępkiem świata.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka