- Opowiadanie: Staruch - Dziewczyna u płota

Dziewczyna u płota

Pierwszy, bo znudziło mi się to wieczne poprawianie ;).

Znowu Rosjanie :(. Oldskul z patosem mi wyszedł. Oldskul – standard, patos – nie. Mam więc nadzieję, że nie przedobrzyłem. Zastosowałem też kilka niestandardowych zabiegów (wykrzykniki), dla uwypuklenia napięcia.

Poza tym opisałem moją patronkę niespecjalnie kanonicznie, ale myślę, że warunków konkursu dochowałem ;).

Dwa pomocne linki:

- “Dziewczyna u płota” – Nikołaj Kasatkin 

- “Come Away Melinda” - Uriah Heep (tu dość istotny jest tekst).

Można się zapoznać, bo trochę pogłębiają treść ;).

 

Uwaga: nie wszystko w moim tekście jest zgodne z prawdą historyczną.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Dziewczyna u płota

– Tatusiu! Tatusiu!

Stanisław Jewgrafowicz ocknął się z niespokojnej drzemki. Przed nim stała, niecierpliwie podskakując od czasu do czasu, filigranowa, kilkuletnia dziewczynka. Jej mysie ogonki śmiesznie podrygiwały.

– Zobacz! Zobacz, co narysowałam!

Mężczyzna powoli się przeciągnął, rozprostowując kości. Potem wziął kartkę, którą wciskała mu w dłoń dziewczynka.

– Ho, ho, Nadiu, co my tu mamy?

Podrapał się nerwowo po głowie. Obrazek zamalowany był niemal całkowicie na czarno, tylko w jego środku naszkicowano dwie patykowate postaci. Jedną fioletową, a drugą zieloną.

– Poznaję – powiedział z triumfem Stanisław. – To Kościej porwał księżniczkę.

– Tatooo! – tupnęła nóżką Nadia. – Nie widzisz, że to Hades?

– Hades? Ten od podziemi? – zdziwił się Stanisław. – A skąd ty go znasz?

– Bo Maria Pietrowna zachorowała i przyszła do nas na zastępstwo za nią Lena Iwanowna i czytała nam te, no, nity greckie.

– Mity – poprawił machinalnie ojciec. – No brawo, brawo, ale czy nie za wcześnie na mity?

– Tatooo, ja już jestem prawie dorosła. I chodź, bo mama woła na kolację!

– Oho, mamy trzeba słuchać zawsze. – Raisa Dmitriewna słynęła w okolicy z gderliwości. – Już, już, idziemy, tylko pozbieram klamoty!

Niechętnie wstał z ławki, stojącej pod rozłożystym drzewem. Jego ulubiona śliwa… Ech, kłopot, już trzeci rok owoców nie daje. Chyba trzeba będzie wyciąć.

Uniósł wzrok i zastygł nieruchomo. Za koślawym płotkiem daczy stała młoda kobieta i przyglądała mu się uporczywie. Ta dziewczyna właściwie wyglądała przeciętnie, ale coś w kształcie jej lekko zadartego noska i poblask rudawego odcienia włosów sprawił, że wydała się Stanisławowi niemal piękna. Ale to nie jej uroda była powodem dreszczu niepokoju. Skoro tu, w Sierpuchowie-15, ktoś przygląda ci się zza płotu, to można być pewnym, że nie dzieje się to przypadkowo.

– Mogę wejść? – spytała nieznajoma.

– Śpieszę się na kolację – burknął Stanisław.

– Ja tylko na momencik, pułkowniku Pietrow.

Stanisław Jewgrafowicz zaklął w duchu. Jednak służby. Smiersz? KGB?

– Proszę, jeśli trzeba. – Uchylił przed kobietą furtkę.

Dziwne. Zdawało mu się, że wczorajszy przymrozek oszczędził jego działkę. Ale kiedy otwierając bramkę spojrzał na wiechcie trawy, nie dające się nigdy porządnie skosić, wydały mu się ścięte mrozem, skrzące szronem. Do tego zapachniało… owocem granatu?

– O co chodzi? – rzucił nieuprzejmie gospodarz.

– Właściwie o nic wielkiego. A może o coś najważniejszego na świecie.

„I jeszcze mi się filozofka trafiła, psiamać”, pomyślał z przekąsem Stanisław Jewgrafowicz.

– Idziecie na trzecią zmianę do Nory, prawda? Nie odpowiadajcie, wiem, że to tajemnica państwowa. Gdy będziecie tam dziś w nocy, proszę, pamiętajcie, co powiedziała córka!

– Co? – wykrztusił zaskoczony Stanisław. – Kiedy… co powiedziała?

Ale dziewczyna obróciła się na pięcie i wymaszerowała spokojnie przez furtkę. Tylko gałąź śliwy zdawała się ją zaczepiać, lekko trącając w policzek. Szybki ruch ręki odsunął lekko już pożółkłe listki. Dacza pozbyła się nieproszonego gościa.

 

***

 

Na kolację był chleb z bułgarskim dżemem wiśniowym, mocna, gorzka, gruzińska herbata i Uriah Heep sączący się leniwie z głośnika radiomagnetofonu Grundig RB3200, przywiezionego z Legnicy przez znajomego. Ten sprzęt stanowił dumę Pietrowa i był podstawową platformą do odsłuchiwania zachodniej muzyki rockowej. Kasety stały karnie w rządku pod wiszącą na ścianie reprodukcją dzieła Kasatkina.

Mężczyzna powoli żuł chleb, panna z obrazu martwiła się nie wiadomo czym, David Byron wyśpiewywał akurat coś o Melindzie…

Magnetofon zagulgotał, zakrztusił się i zamarł. Stanisław podskoczył do urządzenia i zdzielił je pięścią.

– Durak! Wiesz ty, ile taka kaseta kosztuje? – gderał rozeźlony.

– Tatku, tak nie można! To tylko głupiutka maszynka! Sam mi mówiłeś, że trzeba głowice spirytusem czyścić, oliwić trybiki. Kiedy to ostatnio robiłeś? To nie grundig jest winny, tylko ty! – z wyrzutem perorowała Nadia.

Stanisław musiał się roześmiać.

– Ech ty, żebyś w szkole taka mądra była jak w domu! Nie wtrącaj się w sprawy dorosłych. Tata ma zawsze rację, pamiętasz?

– Nie! To nieprawda! – tupnęła nóżką Nadia i wzięła się pod boki, patrząc na ojca z ogniem w oczach.

Stanisław wziął córkę w ramiona i podrzucił pod sufit. Kilka kosmyków włosów wyślizgnęło się z mysiego ogonka córki i podskakiwało razem z warkoczykiem.

– Właśnie! Zuch dziewczyna! To, że ktoś jest tatą, nie daje mu monopolu na prawdę! Jeśli masz rację, to broń jej pazurami i kopytami, moje słoneczko! A kasetę i magnetofon naprawię jutro, jak wrócę z pracy. Moja wina!

I Stanisław wrócił do kromek z dżemem i herbaty.

 

***

 

Żiguli zatrzymało się przed budką strażniczą.

– Zdrastwujtie, tawariszcz pałkownik! – szczeknął służbiście wartownik. – Na nocną zmianę?

– Na nocną, Kola!

W Norze, czyli Centrum Wczesnego Ostrzegania przed Atakiem Rakietowym Sił Powietrznych ZSRR, wszyscy znali się jak łyse konie. Z prostego powodu – kto już tu się dostał, wyjechać inaczej nie mógł, jak tylko z bumagą Naczalstwa (co jeszcze nigdy się nie zdarzyło), albo w trumnie. Sowierszenno sekretno aż do śmierci.

– Pokażemy temu aktorzynie jakby co, prawda, towarzyszu pułkowniku? – gorączkował się strażnik.

– Tak, tak, jak trzeba, pokażemy!

Pietrow schował przepustkę do kieszeni munduru. Nie chciało mu się tłumaczyć temu ciemnemu chłopu spod Archangielska, że pokazując Reaganowi potęgę Związku Radzieckiego, sami skazaliby się na zagładę. Jak to mówią Amerykanie – szaleństwo? MAD: Mutual Assured Destruction? My was, wy nas?

 

***

 

Zmiana mijała spokojnie, leniwie nawet. Pietrowa denerwowała tylko siedząca w kącie dziewczyna, poznana niedawno przed daczą. Zapewne to jej mundur, a raczej przyszyte do niego naramienniki ze złotym guzikiem i gwiazdką były przyczyną niecodziennego zachowania żołnierzy. Wszyscy udawali, że towarzyszki oficer tu nie ma. Nikt nie zwracał na nią uwagi, jakby jej w ogóle nie było. „Skoro jednak tu siedzi, to musi być grubsza ryba. Może nawet ze Sztabu Generalnego? Szlag by ją trafił…” zżymał się w duchu Pietrow.

Na szczęście dyżur przebiegał rutynowo. U nas startowały MiGi, w Ameryce – F-16. Nuda, monotonia. Noc jak każda inna. Nora odbierała sygnały z sieci satelitów wczesnego ostrzegania, działających na podczerwień US-KS (Uprawliajemych Sputnikow Kontinientalnych Stacjionarnych), oraz z systemu Oko-S, czyli satelitów Kosmos 775 do Kosmos 2345. Wszystko pod kontrolą, wszystko zgodnie z przewidywaniami. Meldunki tych cudów techniki w końcu trafiały tu, do Nory, do Pietrowa.

Minęła północ, godzina duchów. Dokładniej – minęły już cztery minuty nowego dnia, dwudziestego szóstego września tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego trzeciego roku.

– Towarzyszu pułkowniku, podejdźcie! – Nerwowy ton Korablowa, operatora systemu wczesnego ostrzegania, nie wróżył niczego dobrego.

– Co tam u was, sierżancie? – Pietrow podszedł do stanowiska piegowatego żołnierza.

– Wydaje się… wydaje się, towarzyszu pułkowniku, że Amerykanie wystrzelili w nas… coś.

– Korablow, co wy mi tu, do jasnej cholery, zapodajecie? To jest meldunek?! – ryknął Pietrow.

– Mel… melduję, że z terytorium Stanów Zjednoczonych, z Montany, wystrzelono pięć rakiet w kierunku terytorium Związku Radzieckiego! To są chyba te Minutemany!

Twarz Korablowa zrobiła się całkiem biała, a pokrywające ją piegi stały się niemal czarne na tle skóry.

– Pokażcie, sierżancie Korablow!

Technik usłużnie odjechał od monitora. Na monochromatycznym ekranie pięć zielonych kresek powoli zbliżało się do konturu wschodnich wybrzeży USA.

– Co to jest, do paskudnej maci waszej w dupę ruchanej? – Pod Pietrowem ugięły się nogi. – Włączyć alarm!

Ktoś wcisnął odpowiedni przycisk. Zawyły syreny, na monitorze dowódcy pulsować zaczął napis „START”.

Od wystrzelenia pocisków minęła minuta.

W Centrum narastał gwar. Wszyscy zbiegli się do monitora Korablowa, gadali, wskazywali palcami trajektorie rakiet, płakali nawet.

Pietrow ryknął:

– Co to jest, do jasnej cholery, przedszkole czy posterunek Czerwonej Armii? Czego was, koniojeby, uczyli na kursach? Że taki dzień może się zdarzyć! Czemu niby żyjecie tu, w Sierpuchowie, jak pączusie w masełku? Żeby w odpowiedniej chwili zrobić to, czego wymaga od was ojczyzna! Na swoje stanowiska, bałwany!

Sam z bezradną rozpaczą wpatrywał się w zielone ślady, bezlitośnie przemierzające wyświetlone na ekranie zarysy Atlantyku.

– Pietrow, dzwoń do Andropowa! Atak nuklearny na Rosję rozpoczęty! Pięć rakiet zmierza w naszym kierunku!

Operator łączności, Gribojedow, trochę nieregulaminowo zasugerował, co należy zrobić. Co trzeba zrobić. Do czego byli szkoleni, do wykonania tego jednego, jedynego zadania, o którym każdy z nich myślał, że nigdy się nie zdarzy.

– Lejtnancie Gribojedow, to ja tu podejmuję decyzje! – zasyczał wściekły Stanisław Jewgrafowicz. – I „pułkowniku Pietrow”, bo do karnego raportu przedstawię!

Od wystrzelenia pocisków minęły dwie minuty.

– Gribojedow, Korablow, sprawdźcie możliwość wystąpienia pomyłki! Przetestujcie wszystkie systemy zgodnie z protokołem!

Pietrowa trochę uspokoiły te rytualne czynności. Ale kiedy wziął do ręki słuchawkę telefonu bez tarczy, jakby wielotonowy ciężar przycisnął jego ramiona w kierunku podłogi. Kropla potu spadła na jaskrawoczerwony ebonit aparatu.

Od wystrzelenia pocisków minęły trzy minuty.

Dziewczyna, siedząca do tej pory w kącie jak trusia, podeszła do Pietrowa i położyła mu dłoń na ramieniu. Czas nagle stanął, kropla potu zwisała u czubka nosa, nie chcąc spaść.

– Stanisławie Jewgrafowiczu, pamiętacie, co wam mówiłam?

Pietrow jak przez mgłę przypominał sobie niedawne spotkanie.

Nadlatują rakiety!

Gribojedow zapiał jakimś dziwnym, nieswoim głosem:

– Systemy sprawdzone, sprawne! Możliwość pomyłki aparatury wykluczona!

Pietrow ścisnął słuchawkę w dłoni, aż coś chrupnęło mu w stawach. Nie mógł przestać, choć dłoń zaczęła odzywać się pulsującym bólem. Coś szeptało mu do ucha: „dzwoń do Andropowa, pokażemy kapitalistom, że nie damy sobie w kaszę dmuchać!”.

Jeden telefon…

Ze zdziwieniem zauważył, że na spodniach Korablowa pojawia się ciemna plama.

Nadlatują rakiety!!

LGM-30G Minuteman. Potwory! Pietrow wyobraził sobie, jak stalowe wrzeciona pędzą w przestworzach z prędkością ponad dwudziestu tysięcy kilometrów na godzinę. Każda rakieta niosła w swoich trzewiach trzy niezależne ładunki termonuklearne o mocy jakichś trzystu kiloton każdy. Dwadzieścia razy więcej, niż Człowieczek w Japonii.

„Cholerne szkolenia, co też nam naczalstwo do głowy wbija?”, zirytował się niespodziewanie pułkownik. „I co to ma za znaczenie: trzysta czy trzy tysiące?”

Kolejna kropla spadła na telefon.

„O czym to ta dziewczyna mówiła?”

Nadlatują rakiety!!!

„Trzy ładunki. Czyli Moskwa, Leningrad i… Sierpuchów. A w Sierpuchowie Nadia i Raisa”.

– Skupcie się, Stanisławie Jewgrafowiczu, proszę! – zabrzmiał natarczywy szept w jego uchu.

„A tak, co to było? Co to było? Już wiem – proszę pamiętać, co powiedziała córka”.

Nadlatują rakiety!!!!

Potworny błysk… cień na ścianie… huraganowy podmuch… upiorny grzyb…

„Co powiedziała? Hades, nity greckie? No i co? Co?! Myśl, człowieku, myśl!”

Nadlatują rakiety!!!!!

Dziewczyna delikatnie dotknęła zaciśniętej na słuchawce dłoni. I nagle…

Trajektorie rakiet przywołały w jego pamięci niesforne kosmyki, które wymknęły się z warkoczyka Nadii. Melinda… rakiety… wybuchy… płonąca śliwa… Nadia zmieniająca się w parę… Dość! Dość! Dość! Przerwać ten zaklęty krąg, zrobić coś… dobrego.

“Co też Nadia powiedziała? To tylko głupiutka maszynka? A jeśli…”

Pietrow oderwał wzrok od telefonu.

– Odwołujemy alarm! – rzucił chrypliwym głosem. – To tylko pomyłka maszyny!

– Ale… towarzyszu pułkowniku, rakiety na nas lecą! – zajęczał Korablow.

– Durak! Pięcioma rakietami chcą zniszczyć Związek Radziecki? Nawet ostatni kretyn zrozumiałby, że to albo podpucha, albo błąd sprzętu! Skoro jesteście taki chojrak, Korablow, to lepiej idźcie zmienić spodnie!

Alarm odwołano po dziesięciu minutach. Na Związek Radziecki nie spadły żadne pociski.

 

***

 

Pietrow usiadł na ławce pod śliwą. Wstawał nowy dzień, pierwsze promienie jesiennego słońca powoli i nieśmiało dotykały liści drzewa. Pułkownik trzęsącymi się rękami sięgnął do kieszeni munduru, wyjął paczkę papierosów i zapalniczkę. Ta spadła na ziemię, wyślizgując się z drżących, niezdarnych dłoni.

– Ognia? – Kobieta ze służb podniosła zapalniczkę i przypaliła biełomora.

– Kim jesteś?

– Chodzi wam o to, jak się nazywam? No cóż, latem inaczej, zimą inaczej. – Uśmiechnęła się łobuzersko. – Mówcie do mnie… Dziewczyna, pasuje?

– Czym? Kim? Jesteś? – zakrztusił się Pietrow.

– Tak potrzebna wam ta informacja? Może boginią z rysunku waszej córki, może kobietą z obrazu, może matką dziewczynki z piosenki, której słuchaliście? Może nimi wszystkimi? A może zupełnie kimś innym? Chcecie wiedzieć? – zafrasowała się Dziewczyna.

– Jeśli mam pozostać normalny, to tak, chcę wiedzieć! – Pułkownik gwałtownie dmuchnął dymem.

– Nie, nie, wam zależy na tym, bym pokazała, kim NIE jestem!

Twarz Dziewczyny zmieniła się nagle. Na Pietrowa patrzył z wyrzutem mężczyzna o pociągłej twarzy okolonej brodą. Na głowie miał kolczaste gałązki, które raniły jego skórę, a krople krwi spływały mu po policzkach.

– Wolicie tak? – zahuczało gdzieś w powietrzu.

– Nnnnie, nie. To przecież przesądy, które już dawno odrzuciliśmy! Kłamstwa!

– No właśnie. Czyli Dziewczyna musi wam wystarczyć!

– Ale… Ale kim ty jesteś?

Z powrotem w kobiecej postaci, Dziewczyna spojrzała mu głęboko w oczy. I przestała być dziewczyną. Bo w jej wzroku Pietrow dostrzegł cierpienie milionów matek opłakujących synów, setek tysięcy narzeczonych tracących chłopaków, tysięcy nastolatek gwałconych w imię zwycięstwa. Była wcieleniem wszystkich kobiet, tęskniących, cierpiących, rozpaczających, martwych…

– Już wiecie?

Pietrow z wolna łapał oddech.

– Nie wiem, ale się domyślam. Tylko… po co to wszystko?

– Widzicie, ja i mój partner… mój mąż, lubimy odwiedziny. Ale sami pomyślcie… Jeśli wpada do was hurma niezapowiedzianych gości, w liczbie przekraczającej wyobrażenie, to jesteście trochę źli, tak? A do tego jeśli wiecie, że więcej odwiedzin już nie będzie? My też się czasem nudzimy. A czasem współczujemy.

– Współczujemy?

– No przestańcie, to byłoby idiotyczne, gdyby Nadia…

– I to wszystko dla Nadii?

– Ależ skąd, dla siebie! – Dziewczyna obruszyła się. – Ale bez was wszystkich byłoby… Byłoby nudno. I miałko. I paskudnie. Każdy przecież chce mieć jakąś przyszłość. My też.

Uśmiechnęła się lekko samymi kącikami ust.

– Poza tym ja lubię wiosnę. Lubię sobie wyobrażać, że przychodzi właśnie dla mnie. I mam słabość do narcyzów.

– No dobra, a co będzie dalej?

– Dalej? To wie ona.

Dziewczyna wskazała palcem rudą wiewiórkę, która uwijała się w gałęziach śliwy.

– Ona? – Zdumiał się Pietrow.

– A tak, ona. Ten rudy wypłosz, Ratatosk, wie, jak to się skończy. Tylko…

– Tylko?

– Tylko nikomu z nas nie powie, ot co.

– A co ze mną będzie?

– Z wami? Wywalą z roboty, bo procedur nie zachowaliście.

– Wiesz, że ja nie o tym…

– Co dalej? Córka wam odpowie.

Nadia? Jego Nadieżda? Jakże to tak?

– Nie pytajcie więcej! Aha, jeszcze jedna rzecz. Nie wycinajcie tej śliwy. – Dziewczyna delikatnie popieściła korę drzewa. – A pod nią zasadźcie kwiaty. Najlepiej narcyzy. To dobra rada! I pamiętajcie: nigdy się nie spotkaliśmy! Zresztą, i tak nikt by wam nie uwierzył, prawda?

Mrugnęła do niego filuternie. Potem wolnym krokiem podeszła do furtki, otworzyła ją i skierowała się w stronę lasu. Wszystkie rośliny składały jej ukłon, a tam, gdzie stąpnęła, pokrywały się przepięknym szronem i nie podnosiły więcej.

Pietrow znowu odniósł wrażenie, że skądś ją zna. Może widział ją w dzieciństwie? Ni stąd, ni zowąd przypomniał sobie obrazek, który narysowała Nadia. Hades i… kobieta. Nie wiadomo dlaczego był pewien, że odchodząca kobieta, dziewczyna właściwie, na imię ma Kora.

Szła zima.

 

***

 

Jesienią następnego roku Raisa Dmitriewna usmażyła wielki gar powideł. Śliwa obrodziła nad podziw. Stanisław Jewgrafowicz, oprócz smaku śliwek, czuł w powidłach lekką nutę granatu. Nie przejmował się tym, że zwolniono go z wojska i zatrudniono na podrzędnym stanowisku w Centralnym Instytucie Nauki i Rozwoju „Kometa”.

Pietrowowi wystarczyło to, że codziennie rano widział podskakujące mysie ogonki Nadii.

Nadieżdy.

Nadziei. 

Koniec

Komentarze

Zdrastwujtie, tawariszcz Staruch! 

Tekst, jak to pewnie zawsze u Ciebie bywa, napisany świetnie ;)

Co prawda nie są to moje klimaty w żadnym stopniu, ale znając Twoją konkursową postać wszystko wyłapałem i czytało się przyjemnie i z ciekawością.

Pozdrawiam 

Miło mi :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Uch, jedziesz po emocjach. No, ale obyło się bez krzywdzenia dzieci, więc niech będzie. Udana wizyta na naszym świecie. Ładne smaczki – granatu. ;-)

Znam rosyjski, wiem, co znaczy imię “Nadia”, ale nie rzucało się to w oczy.

Mam wrażenie, że bardziej rozpowszechniona jest fraza “Mutually Assured” niż “Mutual”, ale pewności nie mam.

Babska logika rządzi!

Yes – czyli się udało :)!

Bo emocje to dla mnie coś nowego, bałem się, że przeszarżuję.

Nadia to jedno ze wspomnianych w przedmowie odstępstw od prawdy historycznej – Pietrow miał dwójkę dzieci: Dmitrija i Jelenę.

A co do frazy – używane są obie. Ale zdaje się, że bardziej popularna jest moja (zobacz tu – https://en.wikipedia.org/wiki/Mutual_assured_destruction ). A w polskiej wiki to już w ogóle tylko moja jest :).

W każdym razie – miło że wpadłaś, Finkla :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bo emocje to dla mnie coś nowego, bałem się, że przeszarżuję.

Moim zdaniem nie przeszarżowałeś, emocji jest akurat w sam raz. Pomysł bardzo mi się podoba, pięknie wykorzystałeś wydarzenia historyczne i na dodatek terminy ci się rocznicowo zgrały. Płynnie napisane, samo się czyta. Słowem miodzik.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

http://altronapoleone.home.blog

Uuu, ależ smoczek, jurorko Drakaino ;).

To czekam do maja na komentarz, tak?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dawno nie przeżyłem tak bardzo, tak krótkiego tekstu. Szczególnie po odczytaniu daty i natychmiastowym wpisaniu jej w google (nie mogłem się powstrzymać). 

Bo emocje to dla mnie coś nowego, bałem się, że przeszarżuję.

Wybacz, że kradnę to z Twojej odpowiedzi na inny komentarz, ale moim zdaniem nie przeszarżowałeś. Wszystko bardzo dobrze zarysowałeś, miałem wrażenie, że sam jestem w ciele Pietrowa i przeżywam wydarzenia tak samo jak on. 

Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek opowiadanie w takim klimacie tak szalenie mnie zainteresuje. 

Pozdrawiam :) 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

O, jaki wspaniały komentarz!!!

Dziękuję, MaSkrolu. Jeśli pisze się teksty i gdzieś je udostępnia, to właśnie po to, by wywołać określone emocje u czytelników. Z Tobą mi się udało, jak widzę :). Dla takich komentarzy warto pisać i wrzucać teksty na forum.

Zrobiłeś mi dzień, MaSkrolu :D.

Kłaniam się nisko!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Cieszę się, że wywołałem uśmiech na Twojej twarzy, ale wszystko co napisałem to najprawdziwsza prawda :D. 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Świetny tekst, Staruchu! Widzę, że konkurs mitologiczny zaczynamy od bardzo wysoko postawionej poprzeczki. Bardzo solidnie napisany, z równo poprowadzoną historią opartą na faktach. Co prawda o samej postaci głównego bohatera oczywiście słyszałem, ale wprowadzony osobisty wątek rodzinny świetnie rozbudowuje historię i nadaje mu motywacji. Co prawda wolę wersję, w której facet po prostu miał łeb na karku i sam podjął właściwą decyzję, ale potrzeba nam przecież odrobiny fantastyki. Dość długo zastanawiałem się czemu akurat Persefona/Kora miałaby interweniować w tej sprawie, ale ostatnia rozmowa z nią całkiem zgrabnie to tłumaczy. W ogóle ostatnia scena spotkania z boginią naprawdę świetnie napisana, podobnie wahania Pietrowa przy radarze. Parę smaczków dopiero teraz udało mi się wygrzebać, jak znaczenie imienia Persefony. Naprawdę zgrabnie wszystko udało ci się połączyć, i do tego jeszcze dałeś radę wpleść odrobinę solidnego rocka do głębokiego ZSRR :D

Oczywiście do jakichś szkopułów dałoby się przyczepić. 

Jej maleńkie warkoczyki w kształcie mysich ogonków śmiesznie podskakiwały.

Ten kształt warkoczyków trochę mi zazgrzytał. Znaczy wiem, że takie cienkie warkoczyki tak się nazywa, ale sam kształt każdy warkocz ma z grubsza taki sam (zaraz pewnie zostanę zmasakrowany przez żeńską cześć portalu :D)

– Ho, ho, Nadiu, co my tu mamy?

Wydaje mi się, że wołacz od “Nadia”, brzmi raczej “Nadio”. Może “Nadziu”? Chyba że to jakaś rosyjska odmiana, na tym języku zupełnie się nie znam.

Minęła północ, godzina duchów.

Jako przykładny komunista Pietrow chyba nie powinien tak o duchach rozmyślać? :D 

– Korablow, co wy mi tu, do jasnej, zapodajecie? To jest meldunek? – ryknął Pietrow.

Dużo osób tak mówi? W sensie “do jasnej”? Bo mi mocno brakuje tam jakiejś cholery czy czegoś innego.

Twarz Korablowa zrobiła się całkiem biała, a piegi ją pokrywające stały się niemal czarne na tle skóry.

Zmieniłbym szyk na “a pokrywające ją piegi”, brzmi naturalniej.

Zawyły syreny, na monitorze dowódcy pulsować zaczął napis „START”

Wiem, że to dla ułatwienia czytania i zrozumienia, ale ten wielki napis START w radzieckiej bazie jakoś mi nie pasuje.

Trzy ładunki. Czyli Moskwa, Leningrad i… Sierpuchów

Skąd wzięły się trzy ładunki? Przed chwilą było pięć rakiet. 

 

Podobnie jak Pietrow miałem problem z dostrzeżeniem jakiegokolwiek sensu w słowach Nadii. Głównie dlatego, że gdy Dziewczyna mówiła “Gdy będziecie tam dziś w nocy, proszę pamiętajcie, co powiedziała córka!”, to kluczowe słowa Nadii jeszcze nie padły. Ale domyślam się, że to celowy zabieg.

Naprawdę udany tekst. Ciężko wróżyć podium konkursu po pierwszym zgłoszonym opowiadaniu, ale na pewno wysoko stawiasz nam poprzeczkę. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

O, fajny komentarz, Arnubisie! 

Taki jak lubię – czyli chwalisz, ale czepiasz się drobiażdżków (czyli dokładnie jak ja ;P).

A teraz do ad remu:

Ten kształt warkoczyków trochę mi zazgrzytał

Nie jestem specjalistą. Poczekam na jakieś głosy specjalistek, a może i użytkowniczek mysich ogonków ;).

Wydaje mi się, że wołacz od “Nadia”, brzmi raczej “Nadio”.

Jak podaje PWN, są dwie poprawne wersje – https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Nadia;12839.html . A wolę “Nadiu”, bo z taką formą się częściej spotykałem.

Jako przykładny komunista Pietrow chyba nie powinien tak o duchach rozmyślać? :D 

Zapewne nie, ale to było spostrzeżenie narratora. Że niby “zostaliście ostrzeżeni” ;P.

Dużo osób tak mówi? W sensie “do jasnej”?

W wersji pierwotnej było znacznie bardziej dosadnie, ale gdzieś tam w komentarach Drakaina marudziła, że przecież Rosjanie nie znają poskich przekleństw (np. swojskiej “kurwy”). No i została mi taka kuternoga. Ale dodam te “cholery”. Dzięki!

Zmieniłbym szyk na “a pokrywające ją piegi”, brzmi naturalniej.

Się zrobi :).

ten wielki napis START w radzieckiej bazie jakoś mi nie pasuje.

Powiem ci, że mnie też nie (bo co niby z tej bazy ma startować?). Ale że tak podają źródła, to nie będę się kłócił – “Pietrow spodziewał się kolejnej monotonnej zmiany. Tymczasem wyły syreny i pulsował czerwony napis "START". – za http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,23974875,los-ludzkosci-zalezal-od-jego-decyzji-podjal-wlasciwa-i-zapobiegl.html (z którego to artykułu sporo ściągnąłem).

Skąd wzięły się trzy ładunki? Przed chwilą było pięć rakiet. 

Rakiet pięć, ale każda uzbrojona w trzy ładunki: “Każda rakieta w swoich trzewiach niosła trzy niezależne ładunki termonuklearne…”.

Założyłem, że jedna rozpirzy główne cele (no, główne wg Pietrowa). Reszta – nie mam pojęcia, ile Armia Czerwona miała takich Sierpuchowów?

Ale domyślam się, że to celowy zabieg

Cieszę się, że to dostrzegłeś. Jak najbardziej celowy. Po pierwsze – żeby zmylić nieco czytelnika. Po drugie – żeby podkreślić boskość Dziewczyny, która czas traktuje dość nonszalancko. Świetnie, że jesteś taki spostrzegawczy :D!

 

Zadowolony z takich komentarzy jak twój, Arnubisie, jestem niezmiernie :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jak PWN podaje w innym miejscu, poprawniejszą wersją jest Nadio, analogicznie do Lidio – https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Nadia;9310.html Jednocześnie jednak zaznacza, że forma Nadiu jako kolokwialna może spokojnie pojawiać się w mowie potocznej, więc nie zamierzam się wykłócać :) 

Biję się też w pierś w kwestii ładunków, faktycznie jak byk jest napisane, a mi jakoś to umknęło. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Jeśli chcesz bluzgi, to w rosyjskich masz z czego wybierać. Choćby zwykłe, pospolite “job twoju mać” albo “bliadź”.

Babska logika rządzi!

Finkla, wiem. Ale to już było, poza tym rosyjskie przekleństwa wydają mi się jakieś takie… słabe ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Mała córeczka – “spiritus movens” całego opowiadamia. Kochjący, chociaż żyjący trochę w innym świecie ojciec. Muzyka staruchów. Z czymś mi się zaczęło to opowiadanie kojarzyć. wink

Ale do rzeczy. Tekst pod każdym względem przypadł mi do gustu. Że patetyczny? No, come on, a jak pisać o… no o tym właśnie? Rewelacyjna postać bohaterki, świetny kontrast pomiędzy sielankowym krajobrazem a bazą wojskową, no i ten pomysł – obawa przed bezrobociem – to po prostu truskawka na torcie. laugh

Dodatkowo wielkie dzięki za pokazanie nieznanego mi oblicza Uriah Heep.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

No i fajnie, że się podobało :).

Muzykę staruchów wciskam w teksty, jeśli się da. Uriah Heep – chcesz posłuchać, zapraszam w czwartek do audycji. W ten będzie :P. A Melinda to akurat cover piosenki Harry’ego Belafonte, dla UH dosyć nietypowy.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie ma się do czego przyczepić. Jak już to do długości – przeszedłem przez opowiadanie zbyt ekspresowo, żeby należycie wciągnąć się w treść ;].

E nie. Dla mnie opowiadanie im krótsze, tym lepsze!

A że tutaj powiedziałem już wszystko, co chciałem, to długość tekstu oceniam na adekwatną ;P.

Dziękuję za lekturę i komentarz!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

“Stanisław wziął córkę w ramiona i rzucił pod sufit.” – Przyznam, że w pierwszej chwili przeczytałam “w sufit” i trochę zwątpiłam, dokąd to opowiadanie zmierza :D

 

Wieje mi jak cholera “Miastem Skazanym” Strugackich (w sensie Twojego stylu, nie greckich bogów), może przez tą specyficzną rosyjską gotowość na wszystko. Krótko, ale przyjemnie. Emocje na miejscu, demoniczna baba też ;)

Akurat “Miasta Skazanego” nie czytałem, ale każde porównanie do Strugackich biorę w ciemno ;).

Czy ta baba taka demoniczna? Raczej – inna.

I ja zdecydowanie wolę krótko. Zwięzłość is it!

Dziękuję, Żonglerko, za tak miły komentarz :D! 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ach, jaka szkoda, że króciutkie! Bardzo miło mi się czytało. Ładne obrazy, przyjemny język i historia mająca ręce i nogi. No i fantastycznie dawkowane napięcie, bo czytelnik przez cały tekst zastanawia się, co też powiedziała dziewczynka. 

 

Stanisław wziął córkę w ramiona i rzucił pod sufit.

Ile ona ma lat? Słysząc o mitologii myślałam, że coś koło dziesięciu (a przynajmniej sześciu, skoro chodziła do szkoły). Tak dużych dzieciaków się już raczej nie podrzuca pod sufit… chyba. 

 

Gdy będziecie tam dziś w nocy, proszę pamiętajcie, co powiedziała córka!

To zdanie mi namieszało. Użyty czas przeszły sugerował, że Nadia już wcześniej powiedziała coś ważnego, więc przez cały czas miałam w głowie jej rozmowę o rysunku. Tymczasem okazuje się, że chodziło o coś, co ta dziewczynka w momencie prowadzenia powyższej rozmowy dopiero powie.

 

Jej maleńkie warkoczyki w kształcie mysich ogonków śmiesznie podskakiwały.

Z tym zdaniem jest coś nie tak. Może za dużo zdrobnień, może dziwne porównanie (jakbyś napisał, że miała dwa mysie ogonki, to też by wszyscy wiedzieli, że chodzi o warkoczyki), w każdym razie – zdanie odznacza się swoją drętwotą jak dzik na tle pięknych i zgrabnych łani (znaczy reszty tekstu).

 

Powodzenia w konkursie, Staruszku, będę trzymać kciuki :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Stanisław Jewgrafowicz ocknął się z niespokojnej drzemki. Przed nim, niecierpliwie podskakując stała filigranowa, kilkuletnia dziewczynka. Jej maleńkie warkoczyki w kształcie mysich ogonków śmiesznie podskakiwały. 

Ale to właściwie wszystko, jeśli chodzi o technikalia Tekst jest napisany porządnie i schludnie. No jest naprawdę dobry. Świetnie wykorzystałeś jedenaście z najmocniejszych "cichych dramatów" najnowszej historii. Jest napięcie, są emocje, jest klimat i tchnienie pewnej "rosyjskości". 

Czy Persefony wystarczy, żeby było konkursowo? Na szczęście nie jestem w jury :-) Mam wrażenie, że trochę jej tam mało, a w zasadzie nie tyle mało (wszak mitologiczna postać nie musi być pierwszoplanowa) co gdyby wsadzić tam jakąkolwiek inną postać związaną z jakąkolwiek krainą umarłych, to przy odrobinę zmienionych ozdobnikach, wyszłoby na to samo… Ale na szczęście to nie mój problem, więc mogę po prostu cieszyć się bardzo dobrym tekstem. 

P. S. 

LGM-30G Minuteman. Potwory! Pietrow wyobraził sobie, jak stalowe wrzeciona pędzą w przestworzach z prędkością ponad dwudziestu tysięcy kilometrów na godzinę. Każda rakieta w swoich trzewiach niosła trzy niezależne ładunki termonuklearne o mocy jakichś trzystu kiloton każdy.

Jak ja lubię, gdy autorowi chce się sprawdzać i przytaczać takie szczegóły :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziękuję Państwu niezmiernie :)!

I tak:

Ile ona ma lat?

Umyśliłem sobie, że jakieś 7-8. Czyli początki szkoły. Ale że była nieduża, podrzucanie jeszcze ujdzie. Wiem coś o tym ;)!

To zdanie mi namieszało.

To było celowe. Dlaczego? Powtórzę: po pierwsze – żeby zmylić nieco czytelnika. Po drugie – żeby podkreślić boskość Dziewczyny, która czas traktuje dość nonszalancko.

Mam wrażenie, że trochę jej tam mało

Hm, na jak tak krótki tekst, wydaje się, że wystarczająco. Natomiast celowo Persefona jest raczej przybranym imieniem, manifestacją siły, której nie rozumiemy. Dlaczego ta siła stała się Korą, a nie Chrystusem? To chyba dość jasno opisałem (tak mi się przynajmniej zdaje).

Jak ja lubię, gdy autorowi chce się sprawdzać i przytaczać takie szczegóły :-)

<Staruch dyga jak pensjonarka>

Co do mysich ogonków – przemyślę i postaram się przerobić, ale nie w najbliższym czasie, bo jakoś czasu brak na razie.

Dziękuję, Kam_modThargone, za niezwykle miłe słowa :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hej, wpadłem pomarudzić.

Tekst ogólnie w porządku. Nie powiem, żeby mnie zachwycił, ale przeczytałem z zadowoleniem. Żałowałem tylko, że tak szybko domyśliłem się, o jakim wydarzeniu piszesz.

Ale są rzeczy, które mnie uwierały.

Czep pierwszy – nachalność Persefony. Ja rozumiem, że konkurs, że kluczowa postać. Niemniej jak na “boskie objawienie”, jej interwencja jest nieco zbyt, czy ja wiem, ostentacyjna? Początkowo przychodzi do pułkownika, rzuca tajemniczą uwagę i odchodzi. To mi odpowiadało. Ale potem stoi mu nad głową i pilnuje, by na pewno nie przeoczył tamtej wskazówki. To już dla mnie trochę nadto.

Czep drugi – ton. Opowiadanie utrzymane jest ogólnie w poważnym nastroju. Groźba końca świata, panika, wizje utraty bliskich, te sprawy. A potem…

– Widzicie, ja i mój partner… mój mąż, lubimy odwiedziny. Ale sami pomyślcie… Jeśli wpada do was hurma niezapowiedzianych gości, w liczbie przekraczającej wyobrażenie, to jesteście trochę źli, tak? A do tego jeśli wiecie, że więcej odwiedzin już nie będzie? My też się czasem nudzimy. A czasem współczujemy.

Zapachniało Jadowską. Nie to, żeby było w tym coś złego, ale jednak to wahnięcie nastroju trochę mnie wybiło z rytmu.

No i co ty masz z tymi wiewiórkami? :P

Bo emocje to dla mnie coś nowego, bałem się, że przeszarżuję.

To już się nie bój, tylko tak trzymaj. :) Bardzo fajnie wyszły te emocje. Nie było za dużo, choć rzeczywiście gdyby tekst był dłuższy, to chyba trzeba by było go wyciszyć od czasu do czasu, za długo w takim napięciu to też nie można. :)

Świetnie napisany tekst, czytało się go płynnie i przyjemnie, bez żadnych ciężkostrawnych fragmentów.

Bardzo dobrze przedstawiona sytuacja ogromnego stresu, w której bohater musi pokierować swoimi ludźmi i podjąć decyzję.

Trochę mniej podobała mi się przedostatnia część, w którym Kora opowiada o tym kim jest itp. Wygląda na nieco wymuszoną, by przedstawić postać.

Dodatkowo Twój tekst skłonił mnie zarówno to przypomnienia sobie historii Pietrowa jak i zapoznania się z tekstem piosenki Come Away Melinda. :)

 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

None

Hej, wpadłem pomarudzić.

Się przyzwyczaiłem :).

jej interwencja jest nieco zbyt, czy ja wiem, ostentacyjna?

Nie wydaje mi się. Dlaczego, już wyłuszczam. Za chwilę chłop ma zniszczyć świat. Zdaje sobie z tego sprawę. I akurat miałby czas mysleć, co mu jakaś wariatka pod płotem gadała? Musiał dostać kopa emocjonalnego, żeby przypomnieć sobie i o istnieniu Nadii (i groźbie jej śmierci), i jej słowa, oraz skojarzyć je z obecną sytuacją. Przecież on pewnie w portki robił ze strachu, i bez takiego “nakierowania” mógłby jednak do tego Andropowa zadzwonić.

Zapachniało Jadowską.

Nie czytałem (pewnie jakieś opowiadania tak, ale nie pamiętam). Z kontekstu wnoszę, że tym porównaniem ganisz tekst. Bronić się będę tak: to tylko dla nas, ludzi, byłby koniec świata. Dla mocy hm, nadprzyrodzonych, to tylko jakieś wahnięcie ustalonego porządku. Niewielka niedogodność. Ale warta naprawienia, jak wyrzucenie kamyka z buta.

No i co ty masz z tymi wiewiórkami? :P

Najpierw było, że ja tylko o wódce (a tu ani kropelki ;P). A wiewiórka? Pasowała mi do śliwy. Ale chciałem pokazać, że manifestacje tego świata “nadprzyrodzonego” to tylko ludzkie nazwy, i mogą się one nazywać i Persefona, i Chrystus, i Ratatosk. Zadowolony :P?

 

Thargone

No widzisz, pierwszy raz zająłem się emocjami i to było wyjście poza moją strefę komfortu. A że emocje wyjątkowo skrajne (ciekawe, ilu ludzi takie przeżyło? kilku?) to i trzeba było je krótko opisać.

w którym Kora opowiada o tym kim jest

A to właśnie uważam za część fajną. Bo czemu Kora jest Korą? Czemu zapobiega zagładzie świata? Podpowiadam – Kora jest Korą, bo w podświadomości Pietrowa akurat są świeże: rysunek Nadii, obraz Kasatkina i piosenka o Melindzie. I ta moc “nadprzyrodzona” wybrała sobie postać Kory, by łatwiej do Pietrowa przemówić. Dla Polaka byłby to pewnie Chrystus albo Maryja (nawet ci, co nie wierzą, są otrzaskani z postaciami). Pietrow, sowiecki oficer, od młodości wychowywany był w przeświadczeniu, że chrześcijaństwo to największe kłamstwo świata, a religia to “opium dla mas”. Jak tu przemówić do takiego, skoro Chrystus odpada (w normalnym rosyjskim domu nad kasetami wisiałaby ikona, a nie Kasatkin). Wobec tego jest Kora. A skoro Kora, to trzeba się jakoś usprawiedliwić. I myślę, że wyjaśnienie Kory dałoby się wytłumaczyć w każdej wierze czy religii, która przewiduje zaświaty.

jak i zapoznania się z tekstem piosenki Come Away Melinda. :)

A to mam za wartość dodaną :). Bo to całkiem przyjemna piosenka jest!

 

Uff, jak ja lubię te dyskusje, panowie :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Uwaga: nie wszystko w moim tekście jest zgodne z prawdą historyczną.

I bardzo dobrze, Staruchu, bo dzięki temu opowiadanie pozostaje Twoim dziełem, a nie opisaniem zdarzenia sprzed lat. Zaczerpnąłeś z historii tyle, ile było trzeba, aby wiarygodnie przedstawić Stanisława Jewgrafowicza i należycie oddać klimat minionych czasów. A dla Persefony zostawiłeś miejsca akurat tyle, by czytelnik mógł właściwie odczytać pojawienie się postaci mitologicznej.

Co tu dużo mówić, Dziewczyna u płota to szalenie satysfakcjonująca lektura. ;D

 

Przed nim, nie­cier­pli­wie pod­ska­ku­jąc, stała fi­li­gra­no­wa, kil­ku­let­nia dziew­czyn­ka. Jej ma­leń­kie war­ko­czy­ki w kształ­cie my­sich ogon­ków śmiesz­nie pod­ska­ki­wa­ły. –> Pozwalam sobie zaproponować: Przed nim, nie­cier­pli­wie pod­ska­ku­jąc, stała fi­li­gra­no­wa, kil­ku­let­nia dziew­czyn­ka. Jej mysie ogonki śmiesz­nie podrygiwały.

Wiadomo, czym są dziewczęce mysie ogonki.

 

„I jesz­cze mi się fi­lo­zof­ka tra­fi­ła, psia mać… –> „I jesz­cze mi się fi­lo­zof­ka tra­fi­ła, psiamać

 

To nie Grun­dig jest winny, tylko ty! –> To nie grun­dig jest winny, tylko ty!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miło że wpadłaś, Reg!

No ale skoro tekst o bogini, to ty po kumpelsku nie mogłabyś opuścić, prawda ;)?

Wiadomo, czym są dziewczęce mysie ogonki.

Może i wiadomo, ale w szczegółach to strasznie skomplikowana sprawa. Zaraz poprawię te ogonki, bo sporo osób uwierają.

„I jeszcze mi się filozofka trafiła, psiamać

A tutaj będę polemizował: bo i powiedzenie kojarzy mi się ze swojskim “k.. mać” (pisanym rozdzielnie), a i korpus PWN podaje kilka przykładów rozdzielnej pisowni. Czemu to niby pisze się łącznie?

 

Grundiga zaraz poprawię :).

 

Ufff, nie było tak źle ;)! I niezmiernie się cieszę, że utrafiłem w Twój gust, Regulatorzy. W końcu się udało :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No ale skoro tekst o bogini, to ty po kumpelsku nie mogłabyś opuścić, prawda ;)?

Prawda, prawda, choć staram się nie opuszczać niczego i to nie tylko przez wzgląd na koligacje i boską tematykę. ;)

 

Staruchu, psia mać powiem o mamie pieska; psia kość o gnacie, którym pies się bawi lub go ogryza; psia krew o juszce którą broczy skaleczony pies. Ale jeśli chcę przekląć, mówię: psiamać, psiakość, psiakrew.

Korpus podaje autentyczne przykłady różnych słów i zwrotów użytych w piśmie i mowie, a skoro to przykłady autentyczne, to chyba nie znaczy, że zawsze użyte prawidłowo. Np. raport policjanta będzie pismem autentycznym, ale czy zawsze napisanym poprawnie?

Bardziej przekonuje mnie SJP PWN, a ten podaje: psiakość, psiakrew, psiamać euf. «przekleństwo»

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ok, czuję się przekonany :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bardzo się cieszę! ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Świetna robota, Staruchu.

Ogromny plus za emocje w tym tekście. Utrzymujesz je na odpowiednim, wysokim poziomie (dla mnie przy tej historii on nie miał prawa być niższy). Jednocześnie, dzięki temu, że opowiadanie nie jest przesadnie długie, nie zdążyło się u mnie pojawić zmęczenie tymi emocjami. Zatem wyczułeś ten element naprawdę w punkt.

Ponieważ opowiadanie czyta się świetnie… to niestety wiele więcej o nim nie napiszę. :)

Swoim zwyczajem, czytając naprawdę dobry tekst, kupiłem go z całym dobrodziejstwem inwentarza. Ponieważ “wciągnąłeś” mnie w swoją (przynajmniej po części:)) historię, odpłynąłem sobie, biegnąc przez kolejne zdarzenia. Przez ten bieg rozumiem taką czystą frajdą z lektury, bez potrzeby wysnuwania wniosków czy nawet opinii na temat danego opowiadania.

Dla autora takie podejście czytelnika ma tyle samo wad, co zalet. Z jednej strony masz świadomość dobrze wykonanej roboty i zadowolenia odbiorcy. Z drugiej nie dostaniesz żadnych konkretnych uwag, więc wartość merytoryczna takiego komentarza jest… jaka jest. :)

Dla czytelnika z kolei (przynajmniej moim zdaniem) takie podejście oznacza głównie zalety. Bo jeśli na końcu pamiętasz przede wszystkim o pozytywnych wrażeniach (mniej o poszczególnych elementach) znaczy, że opowiadanie porwało cię do danego świata/danej historii bez reszty. 

Jeszcze raz pogratulował opowiadania.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Z jednej strony masz świadomość dobrze wykonanej roboty i zadowolenia odbiorcy.

Wiesz co, CMie? Tyle mi wystarczy :P.

Jestem (mam nadzieję) świadom swoich braków i wad. U mnie zawsze krótko i prosto do celu. Tym razem szarpnąłem się na opisanie emocji, z tym, że też poszedłem na łatwiznę :). Bo to emocje skrajne, i chyba dość prosto je opisać.

W każdym razie – fajnie, ze żażarło. Lubię, gdy czytelnicy są zadowoleni ;P!

Dzięki, CMie!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Niezłe. Bodajże za Jelcyna wydarzyła się historia z fałszywym alarmem o wystrzeleniu rakiet na ZSRR. Na szczęście, tak jak i w opowiadaniu, skończyło się tylko na strachu. Dzięki za ‘Come Away Melinda’, świetne! Dotychczas znałem ich tylko z Lady in Black i July Morning

Blackenie, to jest prawdziwa historia, lekko tylko podrasowana :). I zdarzyła się za Andropowa. Z tego artykułu sporo ściągnąłem detali (bo sama historia była mi znana wcześniej) – http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,23974875,los-ludzkosci-zalezal-od-jego-decyzji-podjal-wlasciwa-i-zapobiegl.html 

A poczytuję sobie za osobistą zasługę pozyskania kolejnego zwolennika Uriah Heep :). Chcesz posłuchać “Gypsy” (kolejny świetny kawałek) zapraszam do ProRadia w czwartek o 19 :).

Dzięki, Blackenie!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Się przyzwyczaiłem :).

Robię się przewidywalny. :(

Nie wydaje mi się. Dlaczego, już wyłuszczam. Za chwilę chłop ma zniszczyć świat. Zdaje sobie z tego sprawę. I akurat miałby czas mysleć, co mu jakaś wariatka pod płotem gadała?

To w takim razie po co w ogóle mu wtedy coś gadała? Czemu po prostu nie powiedzieć wprost, o co chodzi? Ja to widzę tak, że albo działamy pokątnie i rzucamy wskazówki, albo tłuczemy po łbie, aż dotrze.

Z kontekstu wnoszę, że tym porównaniem ganisz tekst

Nie, to nie tak. Jadowska pisze całkiem niezłe opowiadania (jak tam jej powieści to i ja nie wiem), łączące wątki nadprzyrodzone, często mitologiczne i komizm. Stąd moje odczucia.

Bronić się będę tak: to tylko dla nas, ludzi, byłby koniec świata. Dla mocy hm, nadprzyrodzonych, to tylko jakieś wahnięcie ustalonego porządku. Niewielka niedogodność.

Jak najbardziej, ale jednak takie postawienie sprawy (tymi konkretnymi słowami) daje (przypuszczam, że niezamierzony) efekt komiczny – coś w stylu, uratowałem ci życie, bo jakby twój trup gnił mi pod oknem, to by mi much wlatywały. Nie jest to dziura logiczna czy coś niewiarygodnego – ale z nastroju śmiertelnie poważnego wskakujemy na chwilkę, na jedno zdanie, w coś bardziej humorystycznego. I dlatego się na tym potknąłem.

Zadowolony :P?

Jasne, czemu nie. Ja ogólnie ugodowy chłopak jestem.

Czemu po prostu nie powiedzieć wprost, o co chodzi? J

Ja to widzę tak, że jeśli coś musiałaby i mogłaby na Pietrowie Kora wymóc, to wtedy po co w ogóle tę szopkę odgrywać? Magicznie te rakiety wystarczy strącić i już. Nie nie, to musiała być suwerenna decyzja Pietrowa (z mała podpowiedzią). Tak to sobie wykoncypowałem :). Wolna wola i inne takie pierdoły…

daje (przypuszczam, że niezamierzony) efekt komiczny

O efekt komiczny mi nie chodziło, bardziej o efekt skali. Dla was, ludzi, to byłaby niewyobrażalna tragedia. Dla nas, bogów (czy mocy “nadprzyrodzonych”) to problem, bo po jakimś czasie nie będzie nowych dziewczynek do rzucania piłki ulubionemu kotkowi. Coś w tym stylu.

Z Jadowską pasi (oprócz komizmu – patrz wyżej).

 

I ja też jestem niespotykanie spokojnym człowiekiem :P!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, prowadzisz tam jakąś audycję w tym radiu?

Nie nie, to musiała być suwerenna decyzja Pietrowa (z mała podpowiedzią).

To rozumiem – tylko ta “małość” podpowiedzi jest w mojej opinii niedostatecznie mała. Tak trochę utknąłeś pomiędzy, bo z jednej strony wskazówka musi być wyraźna (stres), a z drugiej za wyraźna staje się już tłuczeniem po głowie.

O efekt komiczny mi nie chodziło, bardziej o efekt skali.

Domyślałem się, że to nie było celowe. Rzecz w doborze słów – porównanie hekatomby do wizyty niezapowiedzianych gości. Bez tego jednego elementu bym nie burczał. Coś w rodzaju “My z mężem nawet lubimy ludzi, szkoda by nam było, gdyby was zabrakło” zagrałoby mi lepiej.

Dla mnie opowiadanie bardzo dobre, według reguł sztuki.

Pytałeś się o “mysie ogonki” – takie są, miałam takie do siódmej klasy szkoły podstawowej, hodowane od urodzenia. Potem ścięłam – bezlitośnie. A, i podskakują:)

Ponieważ jest już w bibliotece tylko pozdrawiam:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

None

ta “małość” podpowiedzi jest w mojej opinii niedostatecznie mała

Jak zwykle możemy się tak przekomarzać do końca świata. Stres olbrzymi, może największy, jakiemu można poddać człowieka. To i “podpowiedź” musi być w stylu “młotkiem w łeb”.

porównanie hekatomby do wizyty niezapowiedzianych gości

Ale dokładnie tak jest. Co Korę obchodzi jakieś ziemskie życie? Dla niej to tylko goście, i pod takim kątem na nich patrzy. To wszystko kwestia perspektywy. Gdyby były inteligentne muchy, to i tak najważniejsze dla nas byłoby, żeby do zupy nie wpadały ;).

 

Asylum

Dzięki :)!

Mysich ogonków nigdy nie nosiłem, więc wynikła niejaka trudność. 

I ja też pozdrawiam :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Czyli jednak gender ma swoje dobre strony. Gdybyś chociaż raz przebrał się za Pippi, byłoby Ci teraz łatwiej. ;-)

Babska logika rządzi!

Dżendery niedobre być!

Gdybym się przebierał za Pippi, to byłbym bardzo brzydką i wredną babą teraz! Fuuu… Byłoby wam znacznie trudniej ze mną wytrzymać :P

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ale dokładnie tak jest. Co Korę obchodzi jakieś ziemskie życie?

Korę zapewne niewiele. Ale czytelnika tak. A nie chodzi mi o to, co bohater może powiedzieć, tylko o odbiór tych słów. Jasne, mogła nas porównać do gości albo i do muszek owocówek, co jej się kręcą przy misce z owocami. Chodzi mi nie tyle o samo znaczenie wypowiedzi, co jej ton.

Jak zwykle możemy się tak przekomarzać do końca świata.

Masz coś lepszego do roboty? :P Co miałem powiedzieć, powiedziałem. 

Chodzi mi nie tyle o samo znaczenie wypowiedzi, co jej ton.

Ale tego to nie rozumiem – dała do zrozumienia, że jesteśmy muszkami owocówkami, owszem. Bogowie tak mają, nie :P?

Masz coś lepszego do roboty? :P

Nooo. Recenzję piszę i się skupiam na słuchaniu :P

 

Ale serio – komentuj, komentuj. Lubię się przekomarzać :D.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ale tego to nie rozumiem – dała do zrozumienia, że jesteśmy muszkami owocówkami, owszem. Bogowie tak mają, nie :P?

Komunikacja, moja zmoro! 

Rzecz w samej metaforze. W tych nieszczęsnych gościach – nie pod względem znaczeniowym (bo zgadzam się, dla niej to najwyżej niedogodność), ale pod względem emocjonalnym. Ja (czytelnik) czytam o potencjalnej zagładzie naszej cywilizacji. Przeżywam to (w założeniu :P), budzi to we mnie określone emocje. Ostatecznie nic się nie dzieje, następuje rozluźnienie, całość jest jednak utrzymana w poważno-mistycznym tonie. Aż tu nagle wpada ta metafora z gośćmi. Taka trochę na wesoło. Zdanie wcześniej było poważnie, zdanie później znów jest poważnie. Komizm nie był nawet zamierzony. Ale ja podczas lektury się na tym potykam – jeżeli cały tekst jest poważny (emocjonalnie jednolity) i trafiam na takie odstępstwo, czuję, że coś jest nie tak. Gdybyś od początku wrzucał żarciki, byłoby ok (choć nieco dziwnie w kontekście), gdybyś wyciął to jedno zdanie – również. A tak mamy podczas lektury delikatny “wybój”.

Dla jasności – żeby utrzymać rzecz w proporcji – to w zasadzie drobiazg. Zwracam na niego uwagę głównie dlatego, że tekst ogólnie kompozycyjnie jest bardzo dobry, czyta się go bardzo gładko. 

Słowem – im lepiej ci idzie, tym mniejszych pierdół muszę się czepiać. :p

Czepiaj się czepiaj, wiesz, że lubię dyskutować pod tekstami :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dosssskonałe! Gratulacje.Zmień tylko rzucił na podrzucił.To raz.A dwa – to nie pułkownik wydaje tam taki rozkaz, tylko co najmniej marszałek. Plus gensek (dziś prezydent). Nie ma opcji odcięcia od dowództwa rosyjskiego Noradu. Więc tego… Błąd w założeniach. Rosjanie zawsze co najmniej dublowali systemy odpalania, więc jeśli Twój bohater się zbiesił, miałby go kto zastąpić.Ale i tak tekst świetny.

 

Dzięki, Rybaku :)!

“Podrzuciłem” rzeczywiście brzmi lepiej. Zmieniłem.

Może niedokładnie wyłuszczyłem, ale zrozumiałem to tak: moja Nora informuje o rozpoczęciu ataku atomowego przez Amerykanów genseka właśnie (wtedy Andropowa). Cała ta dramatyczność tkwi w tym, że trzeba zameldować: “Tak, oni zaczęli, mam pewność!”. I to od I sekretarza zależy, czy odpalą swoje rakiety. Stąd tak liczą się te pierwsze, kluczowe minuty, bo wystrzelone rakiety podróżują jakieś 40 minut i zanim się cała machina uruchomi, trochę czasu schodzi. Lekko to udramatyzowałem dla lepszego efektu.

Czy była druga Nora, tego nie wiem, ale źródła podają, że Pietrow ocalił świat, czyli raczej dublowania systemów nie było.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Porządnie namalowana relacja ojciec–córka, lekko się nawet uśmiechnęłam, jak Nadia przyszła do taty z tym rysunkiem i mężczyzna zaczął się zastanawiać, co widzi.

(i nagle taka muzyczka z Milionerów w tle XD)

Poza tym, to o bogach i ludziach… Cóż, przypomniało mi, jak kiedyś wpadłam w dyskurs z moją Poetką na ten temat; no bo niby wszystko było, a jednak człowiek jest w stanie stworzyć coś nowego – ku zdziwieniu bogów/Boga/ktocowoli, dlatego świat może sobie trwać; przez ich zwyczajną ciekawość.

Bo to dla nich jedno wielkie widowisko. 

<dobra, dobra, tu już kończę, nie będę rozwlekać, bom gaduła i zaraz off-top machnę>

Kora przy tej scenie z radarami przypominała mi bardziej – już idąc za tym programem – takie koło ratunkowe.

Jeżeli chodzi o emocje, to w sumie ich nie odczuwałam; zwyczajnie nie należę do osób, na których uczuciach/emocjach można łatwo zagrać, chociaż czasami się komuś udaje.

I Tobie się poniekąd udało – ta końcowa scena… Lekko się wzruszyłam, a to generalnie jak na mnie sporo. Napięcie przy rakietach z kolei odczuwalne, przywołało mi na dodatek wspomnienie – nieźle.

Ogólnie masz bardzo plastyczny język, Staruszku: wszystko się, że tak to ujmę, widzi – normalnie prawie tak doskonale, jak osiedlowy monitoring (ten stacjonarny z okien i ruchomy z psami). XD 

Popełniwszy ten nieśmieszny suchar, odmeldowuję się. 

dlatego świat może sobie trwać; przez ich zwyczajną ciekawość

O, i to jest (czy może być) jeden z powodów interwencji Kory. Ładnie to dopowiedziałaś :).

wszystko się, że tak to ujmę, widzi

O, a takiego komplementu to jeszcze nie słyszałem, a bardzo mnie uradował :D.

 

Draconis – kłaniam się nisko! Super, że wpadłaś i podzieliłaś się refleksją. Dzięki dzięki!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Pierwszy, bo znudziło mi się to wieczne poprawianie ;).

podskakując, stała

W słonecznym cieniu :)

powoli się przeciągnął, rozprostowując kości

Nieźle, ale mogłoby być lepiej, gdybyś dodał jakąś informację, a nie tylko dopowiadał, że rozprostowuje kości (po to przecież się przeciągamy).

Obrazek zakolorowany był

Jakieś takie dziecinne słowo.

powiedział z triumfem

Yy? A może: ucieszył się?

poprawił machinalnie córkę mężczyzna.

Skróciłabym: poprawił machinalnie ojciec.

No brawo

No, brawo.

Ta młoda dziewczyna właściwie wyglądała przeciętnie

Potknęłam się. Dałabym od razu "młoda kobieta", albo "dziewczyna", ale dalej – nie wiem. Hmm.

Skoro tu, w Sierpuchowie-15, ktoś przygląda ci się zza płotu, to można być pewnym

Skoro – czy kiedy?

odezwała się nieznajoma.

Gdyby spytała, nie powtórzyłoby się "się".

nie dające się nigdy porządnie skosić

Hmm.

skrzące szronem

Brr :)

proszę pamiętajcie

Proszę, pamiętajcie.

zdawała się ją zaczepiać

Chyba jednak zaczepić, bo tylko raz.

Szybki ruch ręki odsunął

Wzdragam się przed antropomorfizowaniem ruchów, jak już wiesz.

gorzka, gruzińska herbata

Tu bez przecinka, bo grupa nominalna.

podstawową platformą

Jakoś mi to nie gra z resztą. Hmm.

żuł powoli chleb

Myślę, że naturalniej byłoby: powoli żuł chleb.

zdzielił go pięścią

Zdzielił je (to urządzenie).

mysiego ogonka córki i podskakiwało razem z warkoczykiem

Mysi ogonek to raczej kucyk, ale co tam. Dziecko jest rozkoszne ^^

wyjechać inaczej nie mógł

Znowu szyk trochę nienaturalny.

temu aktorzynie jakby co

Temu aktorzynie, jakby co. heart

siedząca w kącie poznana niedawno dziewczyna

Trochę niejasne, nie widać, czy to ta pani zima, która przyszła, czy jakaś kagiebistka, czy kto.

Wszyscy udawali, że towarzyszki oficer tu nie ma. Nikt nie zwracał na nią uwagi, jakby jej w ogóle nie było.

Dublujesz celowo?

Noc jak każda inna.

Noc, jak każda inna.

pokrywające ją piegi stały się niemal czarne na tle skóry.

Rozumiem, o co chodzi, ale nie jestem pewna sformułowania.

zadania, o którym każdy z nich myślał, że nigdy się nie zdarzy.

Czy zadanie się zdarza? Czy może zachodzi potrzeba jego wykonania?

Przetestujcie

Sounds American.

w kierunku podłogi

Zbędne – ciężar z zasady przyciska w dół.

potu – aparatu

Rym.

dłoń zaczęła odzywać się pulsującym bólem

To "odzywać" jakieś takie… dziwne.

w swoich trzewiach niosła

Przestawiłabym: niosła w swoich trzewiach.

zajęczał Korablow

Hmm.

Ta spadła na ziemię, wyślizgując

Najpierw się wyśliznęła, potem spadła.

Mówcie do mnie… Dziewczyna

heart

zafrasowała się Dziewczyna.

Oj, chyba nie.

Jeśli mam pozostać normalny

Znaczy, nie zwariować, tak?

hurma niezapowiedzianych gości

Hmm, tylko, że to nie goście, a lokatorzy…

No przestańcie

No, przestańcie.

Poza tym ja lubię wiosnę

Poza tym, ja lubię wiosnę.

No dobra

No, dobra.

rudy wypłosz, Ratatosk, wie, jak to się skończy

He, he. W sumie państwo moskiewskie założyli Wikingowie…

ot co

Ot, co.

Jewgrafowicz oprócz smaku śliwek, czuł

Jewgrafowicz, oprócz smaku śliwek, czuł.

 

Jejku, chyba rzucę pióro i pojadę do Argentyny uprawiać marychę. I napięcie, i emocje i w ogóle. Kurza stopka, jakie to ładne wszystko.

Dla was, ludzi, to byłaby niewyobrażalna tragedia. Dla nas, bogów (czy mocy “nadprzyrodzonych”) to problem, bo po jakimś czasie nie będzie nowych dziewczynek do rzucania piłki ulubionemu kotkowi.

Mhm. Można by o tym dyskutować – ale może nie teraz.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, ty zawsze musisz tyle tego nadłubać ;)?

Jutro się odniosę w szczegółach, a dziś tylko:

Można by o tym dyskutować – ale może nie teraz.

A czemu nie? Jak tak lubię offtopy…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

ninedin.home.blog

O, witam Jurorkę u płota :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No to do dzieła, Tarnino :)

 

podskakując, stała – w słonecznym cieniu :)

Nie wydaje mi się, żeby stanie i podskakiwanie były przeciwieństwami. Znane jest Ci powiedzenie ”truchtać w miejscu”, “podskakiwać w miejscu”? Stojąc, można robić wiele innych rzeczy. Zresztą, skoro może pani Zofia Kossak, to pozwól i mnie :).

powoli się przeciągnął, rozprostowując kości – nieźle, ale mogłoby być lepiej, gdybyś dodał jakąś informację, a nie tylko dopowiadał, że rozprostowuje kości (po to przecież się przeciągamy).

Ale jaką informację na przykład? Te “kości” są dodane właśnie po to, by nie zostawiać samotnego i suchego “rozciągnął się”, bo to brzmi… źle.

Obrazek zakolorowany był – jakieś takie dziecinne słowo.

Bo i rysunek dziecinny :P.

powiedział z triumfem - Yy? A może: ucieszył się?

Mogłoby być, ale "z tryumfem" pokazuje, że jednak skala radości była większa.

poprawił machinalnie córkę mężczyzna – skróciłabym: poprawił machinalnie ojciec.

Poprawiłem, ale czy to brzmi lepiej?

No brawo - No, brawo.

Ja jednak wolę moją wersję – dopuszczalna.

Ta młoda dziewczyna właściwie wyglądała przeciętnie – Potknęłam się. Dałabym od razu "młoda kobieta", albo "dziewczyna", ale dalej – nie wiem. Hmm.

Ok, mó błąd. Nie ma starych dziewczyn :P. A reszta – nie wiem… Hmm… ;P

Skoro tu, w Sierpuchowie-15, ktoś przygląda ci się zza płotu, to można być pewnym – skoro – czy kiedy?

Tu akurat myślę, że jestem zgodny z podanym pierwszym znaczeniem słowa “skoro”.

odezwała się nieznajoma – gdyby spytała, nie powtórzyłoby się "się".

Yes. Bardzo dziękuję, teraz brzmi ładniej :).

nie dające się nigdy porządnie skosić – Hmm.

Co hmm? Mam w ogródku takie miejsca, do których nie dojeżdżam kosiarką. Do słupków furtki kosą też się nie dochodzi, a wnosząc z awarii magnetofonu, Pietrow był z lekka niedbały. To mu się wiechci przy furtce sierpem czy nożycami ciąć nie chciało. 

skrzące szronem brr :)

Ty i te twoje aliteracje, rymy i tym podobne… Mnie się podoba :P.

proszę pamiętajcie – Proszę, pamiętajcie.

Tak mówiąć szczerze, to nie wiem, czy ta porada się nadaje w tym konkretnym przypadku. Ale wskazuje, że po “proszę” nie zawsze stawiamy przecinek. A jak go na próbę wstawiłem, to paskudnie wygląda. Zostawię na razie.

zdawała się ją zaczepiać – chyba jednak zaczepić, bo tylko raz.

Ale mnie nie chodziło o “zaczepić” w sensie rzepowego czepiania, tylko o “zaczepiać” w sensie osobowym. Że to roślinka poznaje bóstwo.

Szybki ruch ręki odsunął – wzdragam się przed antropomorfizowaniem ruchów, jak już wiesz.

Yes, nie brzmi to zbyt szczęśliwie, ale na razie nie mam innego pomysłu.

gorzka, gruzińska herbata – tu bez przecinka, bo grupa nominalna.

Tu akurat to raczej kwestia wyboru (zgodnie z tym). Bo czy ta herbata był i gorzka, i gruzińska, czy gorzka dlatego że gruzińska, to już sprawa tego, jak to wygląda w mojej głowie. A ja wolę z przecinkiem :).

podstawową platformą – jakoś mi to nie gra z resztą. Hmm.

No, nad tym też się trochę głowiłem, ale nic lepszego nie wymyśliłem, niestety.

żuł powoli chleb – myślę, że naturalniej byłoby: powoli żuł chleb.

Poprawione.

Dobra, dalej:

zdzielił go pięścią - Zdzielił je (to urządzenie).

Ale zdzielił magnetofon. “Ten” magnetofon, czyli zdzielił “go”. Jak rozumiem, magnetofon jest rodzaju męskorzeczowego i nie może być “je”.

wyjechać inaczej nie mógł – znowu szyk trochę nienaturalny.

Zgoda, ale tu ten szyk brzmi akurat lepiej niż naturalny. Sprawdziłem :).

temu aktorzynie jakby co – temu aktorzynie, jakby co. heart

Pozwolisz, że się znowu podeprę autorytetem? Pozwól Dukajowi, pozwól i mnie. Istnieje wg mnie takie wyrażenie – “zrób coś, a jakby co, to nie rób/nas tu nie było itp.”. 

A Reagana to ja szanuję :P!

siedząca w kącie poznana niedawno dziewczyna – trochę niejasne, nie widać, czy to ta pani zima, która przyszła, czy jakaś kagiebistka, czy kto.

No może byłoby niejasne, jakby to była długa powieść. Ale tu jest szast prast – trójka bohaterów, to o kogo może chodzić?

Wszyscy udawali, że towarzyszki oficer tu nie ma. Nikt nie zwracał na nią uwagi, jakby jej w ogóle nie było. – Dublujesz celowo?

Tak mi wyszło, ale ogólnie chciałem zwrócić uwagę, że Korę widzi tylko Pietrow.

Noc jak każda inna - Noc, jak każda inna.

Tu się znowu nie zgodzę.

pokrywające ją piegi stały się niemal czarne na tle skóry. – Rozumiem, o co chodzi, ale nie jestem pewna sformułowania.

Pewny to ja jestem tylko tego, że umrę ;). Tak mi się napisało i nie wiem, jak to zrobić inaczej.

zadania, o którym każdy z nich myślał, że nigdy się nie zdarzy. – czy zadanie się zdarza? Czy może zachodzi potrzeba jego wykonania?

Hm, no to jest rzeczywiście pytanie. Ale załóżmy, że są ratownicy miedyczni w śmigłowcu. I oni czekają na zadanie, na wypadek, na ratowanie życia. Tak to widziałem.

Przetestujcie – sounds American.

Sprawdźcie? No może, ale “przetestujcie” brzmi bardziej profesjonalnie.

w kierunku podłogi – zbędne – ciężar z zasady przyciska w dół.

Zbędne z punktu widzenia logiki, ale nie – emocji.

potu – aparatu – rym.

Ech, znasz mój stosunek do rymów :P?

dłoń zaczęła odzywać się pulsującym bólem -to "odzywać" jakieś takie… dziwne.

I znowu – tym razem Andrzej Sapkowski :).

w swoich trzewiach niosła – przestawiłabym: niosła w swoich trzewiach.

Poprawione.

zajęczał Korablow – hmm.

Co hmmm? No gościowi atomówka leci na głowę, dostaje idiotyczny rozkaz, przed chwilą zlał się w spodnie – to jak ma mówić? Dziarsko i bojowo?

Ta spadła na ziemię, wyślizgując – najpierw się wyśliznęła, potem spadła.

Ale to nie jest proste następstwo czasów. Coś się stało, bo coś… Może to już nie taki dobry przykład, ale zobacz TU.

zafrasowała się Dziewczyna. Oj, chyba nie.

Ale że co? Znam znaczenie tego słowa ;). Zmartwiła się, bo Pietrow nalegał, choć nie było mu to do niczego potrzebne. A bogowie nie lubią się ujawniać.

Jeśli mam pozostać normalny – Znaczy, nie zwariować, tak?

Ano. Tak to źle brzmi? Na razie zostawię.

hurma niezapowiedzianych gości – Hmm, tylko, że to nie goście, a lokatorzy…

Najpierw i sublokatorzy są gośćmi. Dopiero potem się zadomawiają…

No przestańcie – No, przestańcie.

To już było – jak z “no brawo”

Poza tym ja lubię wiosnę – Poza tym, ja lubię wiosnę.

Według tego, napisałem dobrze

No dobra – no, dobra.

To już było – jak z “no brawo”.

ot co – ot, co.

A nie, bo to jest jedno wyrażenie.

Jewgrafowicz oprócz smaku śliwek, czuł – Jewgrafowicz, oprócz smaku śliwek, czuł.

Poprawiłem.

Kurza stopka, jakie to ładne wszystko.

Dziękuję, wzruszyłem się…

cheeky

 

Cholera,strasznie mi dziś szaleje edytor komentarzy. A to czcionki nie pozwala zmienić, a to cytatów. Jakaś awaria się szykuje?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Przeczytałam z jakimś takim łagodnym zainteresowaniem, ale to w sumie tyle. Wszystko jest niby na swoim miejscu, dopięte, warsztatowo jest dobrze, jednak nie poruszyło we mnie żadnych głębszych strun. Lubię opowiadania oparte na faktach, do których dodaje się różne elementy. Postać bohatera wyszła okej, córeczka jest sympatyczna, ale najsłabszym elementem jest tu moim zdaniem Dziewczyna. Jak ktoś już wspomniał wcześniej, wydaje się nadmiernie nachalna. I ja też w pierwszej chwili nie zrozumiałam, że “oficerka” w Norze to dziewczyna sprzed domu. I jej tłumaczenia są jakieś takie… sztampowe. “Zapobiegliśmy katastrofie, bo nie chcemy, byście nam się nagle zwalili na głowy, aha, a bogowie też mają uczucia”. Nie przemówiło to zbytnio do mnie i tyle.

 

„– Tatooo! – Tupnęła nóżką Nadia. – Nie widzisz, że to Hades?” – „Tupnęła nóżką Nadia” to nie jest szczególnie sensowne zdanie. W dialogach nie powinno się przenosić szyku „powiedział ktośtam” na zdania opisowe. Czy jakbyś pisał zwykły akapit, to użyłbyś zdania w podobnym szyku? „Ulicą szedł bohater”? Wątpię.

 

‘– Oho, mamy trzeba słuchać zawsze[+.] – Raisa Dmitriewna słynęła w okolicy z gderliwości.”

 

„To nie grundig jest winny, tylko ty! – Z wyrzutem perorowała Nadia.” – Albo perorowała Nadia z wyrzutem”, albo „Nadia perorowała z wyrzutem”.

 

„– Nie! To nieprawda! – Tupnęła nóżką Nadia i wzięła się pod boki, patrząc na ojca z ogniem w oczach.” – I znowu Nadia tupie nóżką. Raz, że powtarzasz zwrot, dwa, że znowu w kiepskim szyku.

 

„Może nawet ze Sztabu Generalnego? Szlag by ją trafił…” zżymał się w duchu Pietrow.” – Tu mi brakuje znaku interpunkcyjnego między zżymaniem a cudzysłowem (przecinka, półpauzy).

 

„Na szczęście dyżur przebiegał rutynowo. U nas startowały MiGi, w Ameryce – F-16.” – U nas? Narrator, o ile to nie bohater z którego perspektywy ogląda się wydarzenia, nie powinien używać „personalnych” wstawek. Narrator jest neutralny. Nie ma żadnego „u niego”.

 

„– Korablow, co wy mi tu, do jasnej cholery, zapodajecie? To jest meldunek? – ryknął Pietrow.” – Jak ryknął, to przydałby się jakiś wykrzyknik.

 

„– Pietrow, dzwoń do Andropowa! Atak nuklearny na Rosję rozpoczęty! Pięć rakiet zmierza w naszym kierunku!” – Nie rozumiem, po co powtarzasz informację, przecież już wiemy o rakietach.

 

„Do czego byli szkoleni, do tego jednego, jedynego zadania, o którym każdy z nich myślał, że nigdy się nie zdarzy.” – Czy zadanie może się zdarzyć?

 

„– Czym? Kim? Jesteś? – zakrztusił się Pietrow.” – Sposób zapisu słów w dialogu w żaden sposób nie sugeruje krztuszenia się.

 

„– Jeśli mam pozostać normalny, to tak, chcę wiedzieć! – Dmuchnął gwałtownie dymem pułkownik.” – I znowu szyk. Pułkownik gwałtownie dmuchnął dymem.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Zresztą, skoro może pani Zofia Kossak, to pozwól i mnie :).

Nooo…

Te “kości” są dodane właśnie po to, by nie zostawiać samotnego i suchego “rozciągnął się”, bo to brzmi… źle.

Naturalnie. Jaką informację, hmm. Wczoraj chyba to wiedziałam, ale zapomniałam :(

 ale "z tryumfem" pokazuje, że jednak skala radości była większa.

Niby tak, ale jakieś nienaturalne jest w tym kontekście.

 Ja jednak wolę moją wersję – dopuszczalna.

Skoro dopuszczalne, to chyba w porządku.

 Nie ma starych dziewczyn :P

Byle młodo wyglądała :)

 Tu akurat myślę, że jestem zgodny z podanym pierwszym znaczeniem słowa “skoro”.

Nie, chyba nie. Chociaż… wynikanie logiczne jest. Hmm.

 Co hmm? Mam w ogródku takie miejsca, do których nie dojeżdżam kosiarką.

Hmm, jakoś mi to nie brzmi :P

 Ty i te twoje aliteracje, rymy i tym podobne… Mnie się podoba :P.

A tu akurat mnie też się spodobało – aż poczułam to zimno. Brr, jak zimno :)

 Tak mówiąć szczerze, to nie wiem, czy ta porada się nadaje w tym konkretnym przypadku.

Twoje "proszę" jest analogiem "proszę" w trzecim zdaniu rozpatrywanym w poradzie – więc powinien być.

 tylko o “zaczepiać” w sensie osobowym. Że to roślinka poznaje bóstwo.

Czyli nie załapałam.

 Ale zdzielił magnetofon. “Ten” magnetofon, czyli zdzielił “go”.

Tak, ale w tym zdaniu: podskoczył do urządzenia i zdzielił go pięścią – występuje "urządzenie", nie magnetofon.

 Pozwól Dukajowi, pozwól i mnie.

Jeju, Reagana też szanuję, ale Dukaja, muszę Ci wyznać, nie bardzo. Ględa z niego, jak to ładnie nazwał Chesterton ;)

 Ale tu jest szast prast – trójka bohaterów, to o kogo może chodzić?

A skąd mam wiedzieć, czy kogoś nie dodałeś?

 Tu się znowu nie zgodzę.

Kuchnia, mnie to się zdaje gołe bez przecinka. Consuetudo?

 Ale załóżmy, że są ratownicy miedyczni w śmigłowcu. I oni czekają na zadanie, na wypadek, na ratowanie życia.

Ale i tak czekają na zadanie do wykonania.

 No może, ale “przetestujcie” brzmi bardziej profesjonalnie.

Myślisz? Mnie przywodzi na myśl programowanie.

 I znowu – tym razem Andrzej Sapkowski :).

I znowu – kontekst, waćpanie. U Sapkowskiego masz: " kopniak, odzywający się bólem aż w korzeniach zębów", czyli "odzywa się" nie część ciała, tylko uderzenie. Bywa wprawdzie tak, że komuś się korzonki odzywają, ale to też nie to.

 to jak ma mówić? Dziarsko i bojowo?

Nie, dobrze mówi, tylko "zajęczał" wywołuje w mojej wyobraźni wizje słodkich wielkanocnych zajączków :), a napisałabym "jęknął".

 Coś się stało, bo coś…

W takim razie "wyśliznąwszy", chociaż to strasznie dziwne słowo.

 Znam znaczenie tego słowa ;).

Wiesz, ale zapominasz :P Ale – dobrze.

 Tak to źle brzmi?

Uhm. Trochę amerykańsko.

 Najpierw i sublokatorzy są gośćmi. Dopiero potem się zadomawiają…

Tyż prawda.

 Według tego, napisałem dobrze

O! Dałabym głowę, że widziałam to zawsze z przecinkiem. Ot, co – tak samo. Albo mam urojenia, albo mi za plecami interpunkcję zreformowali :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ech, coś mi się zebrało na dyskusje piątkowe ;).

 

 Nie przemówiło to zbytnio do mnie i tyle.

Rozumiem. Do mnie nigdy nie przemówią japońskie wrzeszczące pokraki, którymi się tak przerzucasz z Ceterari :).

„– Tatooo! – Tupnęła nóżką Nadia. – Nie widzisz, że to Hades?” – „Tupnęła nóżką Nadia” to nie jest szczególnie sensowne zdanie. W dialogach nie powinno się przenosić szyku „powiedział ktośtam” na zdania opisowe. Czy jakbyś pisał zwykły akapit, to użyłbyś zdania w podobnym szyku? „Ulicą szedł bohater”? Wątpię.

Powiedz to Konwickiemu :P.

– Oho, mamy trzeba słuchać zawsze[+.] – Raisa Dmitriewna słynęła w okolicy z gderliwości.”

Poprawiłem.

„To nie grundig jest winny, tylko ty! – Z wyrzutem perorowała Nadia.” – Albo perorowała Nadia z wyrzutem”, albo „Nadia perorowała z wyrzutem”.

Dlaczego? Bo Tobie się tak wydaje? Mnie się podoba! I innym też, zdaje się :).

„– Nie! To nieprawda! – Tupnęła nóżką Nadia i wzięła się pod boki, patrząc na ojca z ogniem w oczach.” – I znowu Nadia tupie nóżką. Raz, że powtarzasz zwrot, dwa, że znowu w kiepskim szyku.

Jak wyżej. 

„Może nawet ze Sztabu Generalnego? Szlag by ją trafił…” zżymał się w duchu Pietrow.” – Tu mi brakuje znaku interpunkcyjnego między zżymaniem a cudzysłowem (przecinka, półpauzy).

No, to jest akurat ciekawy przypadek. Rozważałem obie opcje, i w którejś poradzie PWNowej znalazłem wersję sugerującą nie używania żadnego znaku przestankowego. Porady nie potrafię powtórnie znaleźć, ale posłużę się przykładem.

“Na szczęście dyżur przebiegał rutynowo. U nas startowały MiGi, w Ameryce – F-16.” – U nas? Narrator, o ile to nie bohater z którego perspektywy ogląda się wydarzenia, nie powinien używać „personalnych” wstawek. Narrator jest neutralny. Nie ma żadnego „u niego”.

Też polemizowałbym. Gdybyś czytała uważniej, to trochę wyżej jest lapidarny opis sytuacji geopolitycznej: “my was, wy nas”. Z czego jasno wynika, kim są “my”.

„– Korablow, co wy mi tu, do jasnej cholery, zapodajecie? To jest meldunek? – ryknął Pietrow.” – Jak ryknął, to przydałby się jakiś wykrzyknik.

Dodam.

„– Pietrow, dzwoń do Andropowa! Atak nuklearny na Rosję rozpoczęty! Pięć rakiet zmierza w naszym kierunku!” – Nie rozumiem, po co powtarzasz informację, przecież już wiemy o rakietach.

Ty wiesz. Andropow nie. A Gribojedow sugeruje, co należy zameldować. Myślisz, że taki meldunek wyglądałby tak: “Towarzyszu Pierwszy Sekretarzu! Coś w nas wystrzelili, ale nie powiem co, bo czytelnicy już to wiedzą”?

„Do czego byli szkoleni, do tego jednego, jedynego zadania, o którym każdy z nich myślał, że nigdy się nie zdarzy.” – Czy zadanie może się zdarzyć?

Nie jest to może najzręczniejsze sformułowanie, ale wyżej już to tłumaczyłem Tarninie.

„– Czym? Kim? Jesteś? – zakrztusił się Pietrow.” – Sposób zapisu słów w dialogu w żaden sposób nie sugeruje krztuszenia się.

Znasz jakiś znak pisarski oznaczający krztuszenie? Podaj, to wrzucę.

„– Jeśli mam pozostać normalny, to tak, chcę wiedzieć! – Dmuchnął gwałtownie dymem pułkownik.” – I znowu szyk. Pułkownik gwałtownie dmuchnął dymem.

Mogę zmienić, ale moja wersja bardziej mi się podoba.

 

Co do reszty… Sporo już wcześniej tłumaczyłem.

ja też w pierwszej chwili nie zrozumiałam, że “oficerka” w Norze to dziewczyna sprzed domu

No to już nie wiem, jak czytelnika łupnąć w łeb. Skoro zwrot “poznana niedawno dziewczyna” zawarty w tekście, w którym pojawia się tylko jedna taka postać, nie jest wystarczającą wskazówką, to co jest?

jej tłumaczenia są jakieś takie… sztampowe

Maybe. Czekamy na przykłady rozwiązań niesztampowych, to użyję w przyszłych tekstach :P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, przykro mi, ale nie mam czasu analizować komentarzy innych czytelników i Twoich odpowiedzi do nich. Zwykle je tylko przeglądam, a i to nie zawsze.

 

Nie mam pojęcia, o co Ci chodzi z wrzeszczącymi pokrakami. Nie wydaje mi się, bym się czymkolwiek przerzucała z Ceterari. I nie wydaje mi się, by miało to jakikolwiek związek z Twoim tekstem ani z tym, czy on mi się podobał, czy nie. Nie sądzę również, by to, czy ktoś lubi anime albo kino włoskie czy nie, miało jakiś wpływ na to, czy może mu się spodobać Twoje opowiadanie, proza Dukaja albo sztuki Goethego.

 

Konwicki pisał kilkadziesiąt lat temu. I to, że raz użył zwrotu “tupnął nogą ktoś tam” przy dialogu, nie czyni z tego normy. Nie mam żadnych kłopotów ze zwrotem “tupnąć nogą” czy ze słowem “perorować” (nie rozumiem, po co podałeś odnośnik co do tego drugiego), natomiast jak najbardziej mam kłopot z nienaturalnym szykiem zdań opisowych stosowanych przy dialogach. Podaj mi przykład książki, którą wyjmiesz dzisiaj z półki, wydanej przez normalne wydawnictwo, która przeszła sensowną redakcję i korektę, w której znajdziesz w dialogach zdania opisowe podawane w takim szyku, jak Ty podajesz. Powtarzam pytanie, czy stosujesz w normalnych opisach, nie związanych z dialogami, szyk typu: “Ulicą szedł bohater”? Wątpię. Naturalny szyk to “Bohater szedł ulicą”. Ten drugi sprawdza się w niewielu przypadkach i dialog nie jest jedną z nich.

 

Oczywiście, że mogę się mylić, jak we wszystkim, ale nadal wydaje mi się, że wszechwiedzący narrator nie powinien mieć osobistego stosunku do tego, co relacjonuje. I miałabym takie samo zdanie nawet gdybym “czytała uważniej”.

 

Co do zakrztuszenia się. Kiedy postać się jąka albo urywa wypowiedź, albo się boi itp. można zastosować różne zabiegi, choćby z użyciem dywizów czy wielokropków. Ogólnie wydaje mi się dziwne krztuszenie się aż trzema odrębnymi pytaniami na raz, ale rozumiem, że się czepiam.

Niemniej proszę bardzo, jakby mnie zależało akurat na krztuszeniu się, zapisałabym to na przykład tak:

„– Czym… k-kim… jesteś? – zakrztusił się Pietrow.”

 

Cóż, nie musisz walić czytelników w łeb. Tylko podzieliłam się moim wrażeniem.

 

Jak rozumiem, zabolało Cię użycie przeze mnie określenia “sztampowe”. Nic na to nie poradzę, to również wyłącznie kwestia mojego odbioru Twojego pomysłu. Podobny zabieg, typu “bóg na ziemi coś zrobił, bo a) nudziło mu się, b) jest przychylny ludziom” itp. został przewałkowany tysiące razy. Nie mówię, że jest w tym coś złego. Ja sama wałkuję głównie rzeczy, które już były tysiące razy i przyznaję to bez bicia. Tylko że jakoś tutaj, w Twoim opowiadaniu, oczekiwałam czegoś więcej, ciekawszego rozwiązania. A wręcz wolałabym, żeby żadnego wyjaśnienia nie było, niż takie. Ale ponownie – to tylko wrażenie jednego czytelnika.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ale ponownie – to tylko wrażenie jednego czytelnika.

I na tym pozostańmy :).

 

Jeśli chodzi o “pisał kilkadziesiąt lat temu” – no cóż, akurat czytam głównie takie książki. Już toczyłem boje z Tarniną o “wszak”, które mnie się wydaje naturalne, a jej staroświeckie.

Aha, i jeszcze co do “japońskich pokrak”, którymi poczułaś się urażona. Chciałem tu zobrazować, że gusty ludzi się różnią po prostu. I ja w tej japońszczyźnie widzę głównie bełkot.

Jesli poczułaś się urażona, przepraszam!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, nie poczułam się urażona, tylko zdziwiona, bo akurat ta uwaga wydała mi się kompletnie niezwiązana z Twoim opowiadaniem ;)

Do takiego “wszak” nic nie mam. Nie jest niepoprawne, tylko właśnie staroświeckie (wybacz, ale też tak uważam ;). Ja się czepiam rzeczy, które wydają mi się niepoprawne (nie zawsze mam przy tym rację, to jasne).

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tarnino, jak zwykle – odpowiedzi do odpowiedzi (nie wszystkich już) :).

 Tak mówiąć szczerze, to nie wiem, czy ta porada się nadaje w tym konkretnym przypadku. Twoje "proszę" jest analogiem "proszę" w trzecim zdaniu rozpatrywanym w poradzie – więc powinien być.

No dobrze, to może to Cię przekona? Bo ja to wyrażenie właśnie tak traktuję – https://sjp.pwn.pl/korpus/szukaj/proszę%20pamiętaj;1.html . I od razu powiem, że nie wiem, czemu raz tak, raz tak.

 Ale zdzielił magnetofon. “Ten” magnetofon, czyli zdzielił “go”. Tak, ale w tym zdaniu: podskoczył do urządzenia i zdzielił go pięścią – występuje "urządzenie", nie magnetofon.

Aaa, łajza ze mnie. To pewnie zostało po jakichś przeróbkach, bo dałbym sobie głowę uciąć, że tam był “magnetofon”. I biegałbym sobie teraz jak rosołowa bezgłowa kura. Już poprawiłem.

 Pozwól Dukajowi, pozwól i mnie. Jeju, Reagana też szanuję, ale Dukaja, muszę Ci wyznać, nie bardzo. Ględa z niego, jak to ładnie nazwał Chesterton ;)

Dukaja to akurat mało czytałem. “Katedra” była dobra, nt. reszty nie mam zdania.

 Ale tu jest szast prast – trójka bohaterów, to o kogo może chodzić? A skąd mam wiedzieć, czy kogoś nie dodałeś?

Ale jak jest “poznana niedawno” to ile tych dziewczyn w Sierpuchowie mógł poznać? Mówiłem, że tam wszyscy się znają. Wobec tego pojawienie się dwóch nowych dziewczyn byłoby sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem.

 Ale załóżmy, że są ratownicy miedyczni w śmigłowcu. I oni czekają na zadanie, na wypadek, na ratowanie życia. Ale i tak czekają na zadanie do wykonania.

Czyli jak dodam “wykonania” to będzie lepiej? Dopisałem, ujdzie?

 No może, ale “przetestujcie” brzmi bardziej profesjonalnie. Myślisz? Mnie przywodzi na myśl programowanie.

A mnie wojsko – https://www.deon.pl/wiadomosci/polska/art,26910,nato-znow-przetestuje-szpice-na-polskim-poligonie.html . 

 I znowu – tym razem Andrzej Sapkowski :). I znowu – kontekst, waćpanie. U Sapkowskiego masz: " kopniak, odzywający się bólem aż w korzeniach zębów", czyli "odzywa się" nie część ciała, tylko uderzenie. Bywa wprawdzie tak, że komuś się korzonki odzywają, ale to też nie to.

No to jeszcze raz Sapkowski.

 to jak ma mówić? Dziarsko i bojowo? Nie, dobrze mówi, tylko "zajęczał" wywołuje w mojej wyobraźni wizje słodkich wielkanocnych zajączków :), a napisałabym "jęknął".

”Jęknął” mogłoby być, ale mnie się bardziej podoba “zajęczał”. I nie moja to wina, że Tobie się coś z długouchymi kojarzy :P.

 Coś się stało, bo coś… W takim razie "wyśliznąwszy", chociaż to strasznie dziwne słowo.

Szukam i szukam podobnych wyrażeń. Najbliższe, co znalazłem, to: “urodziłem się, opuszczając łono matki”. Jak “spadła, wyślizgując się”. Nie wiem, jak to jaśniej wyłuszczyć :(.

 Według tego, napisałem dobrze .O! Dałabym głowę, że widziałam to zawsze z przecinkiem. Ot, co – tak samo. Albo mam urojenia, albo mi za plecami interpunkcję zreformowali

No właśnie. Z Tarniną już ten dyskurs prowadziłem. Że jeśli coś mi się “wydaje”, to lepiej to mocno podkreślić. Rozumiem, spoko, lubię się z Tobą przekomarzać, Tarnino :D!

 

No to uwaga do Jose.

Jose mówi: Konwicki pisał kilkadziesiąt lat temu – pewnie. Nie czyni go użycie pewnych wyrażeń autorytetem – jasne. Ale co Ciebie nim czyni, Jose? Wystarczy zwykłe “mnie się to nie podoba”, bo odbiję “a mnie się podoba i już”. I już w drugim komencie lekko stonowałaś ton, co mi się bardzo spodobało.

A że ja jestem staroświecki? No drugi raz już się nie urodzę, drugi raz nie dokonam innego wyboru literatury, którą czytałem. Bo i Verne, i Poe, i Dumas, i… nawet Lem, pisali tak, jak już dziś nikt nie pisze. A że nasiąkłem takimi lekturami, to i po staroświecku pisał będę, bo tego się wykorzenić ze mnie nie da, choćbym chciał. Dixi! 

A za te “japońskie pokraki” jeszcze raz przepraszam, ale manga i anime (oraz rap i tatuaże), to dla mnie fenomeny iście niepojęte :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bo ja to wyrażenie właśnie tak traktuję – https://sjp.pwn.pl/korpus/szukaj/proszę%20pamiętaj;1.html . I od razu powiem, że nie wiem, czemu raz tak, raz tak.

Hmm. Ja też nie wiem, ale się domyślam: w pierwszym zdaniu "Prosił, pamiętam, żeby" przecinki oddzielają wtrącenie (tak sobie ktoś, panie dziejku, wspomina). Czyli analogia nie zachodzi. A "prosimy pamiętać" i "proszę pamiętać", stanowiące większość pozostałych przykładów, to jednak co innego, niż "proszę, pamiętaj". Tak, jak w "proszę, narysuj mi baranka" dasz przecinek, a w "proszę mi narysować baranka" – nie. Wydaje mi się, że chodzi o to, że "proszę, zrób to" jest połączeniem dwóch fraz, a "proszę to zrobić" pojedynczym rozkazem – ale tu powinien się wypowiedzieć ktoś bardziej kompetentny, bo to tylko moje zgadywanki.

 To pewnie zostało po jakichś przeróbkach, bo dałbym sobie głowę uciąć, że tam był “magnetofon”.

Oj, zdarza się :)

 Dukaja to akurat mało czytałem.

Ja od razu skoczyłam na głęboką wodę i przeczytałam "Ekstensę". Bolało.

 Wobec tego pojawienie się dwóch nowych dziewczyn byłoby sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem.

No, tak. Wychodzi na to, że coś przegapiłam.

 Czyli jak dodam “wykonania” to będzie lepiej?

Tak sądzę.

 No to jeszcze raz Sapkowski.

Ale tu też "odezwał się ból".

 I nie moja to wina, że Tobie się coś z długouchymi kojarzy :P.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie twierdzę, że jestem autorytetem w sprawach językowych. Ale to, co pisałam o dialogach i szyku opisów, to nie jest tylko kwestia mojego widzimisię i tego, czy mi się coś podoba, czy nie, Staruchu.

 

Przykład z Poradni Językowej PWN. Przykłady zakończone konkluzją: “W pozostałych przypadkach mamy szyk podmiot + orzeczenie”.

 

Przykład z Językowych Dylematów. Punkt 5.

 

Przykład ze strony Fantazmatów, choć oczywiście Fantazmaty też nie muszą być dla nikogo autorytetem. Sam początek podrozdziału “Didaskalia”: “W tym przypadku didaskalia zawsze rozpoczynamy wielką literą i od podmiotu, również domyślnego, po którym dopiero występuje czasownik.”

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Popieram Tarninę w kwestii przecinka w okolicy “proszę”.

Babska logika rządzi!

Ście się uparły na ten przecinek ;). Poprawiłem, ale mi się nie podoba!

 

Jose – mam przed sobą akurat “Zadrę” Piskorskiego, bo jeszcze nie zdążyłem zrobić miejsca na półce. Pierwsza książka z brzegu. A tam:

“ – Fszystko f poszątku? – Holendra zaniepokoił wyraz twarzy Dalmonta”. (s. 411)

Czy mi się zdaje, czy podmiotem w didaskaliach jest “wyraz”? 

O, i u Sapkowskiego coś podobnego mi się znalazło.

Pewnie jakbym poszukał, to znalazłbym jeszcze kilka takich przykładów na poparcie mojej wersji (jak tego Konwickiego). Ja po prostu pamiętam, że takie rzeczy czytałem. Rzadko bo rzadko, ale były na pewno. Wszystko to błędy?

Jak nie zapomnę, to postaram się wyłapywać w czytanych ksiązkach takie konstrukcje.

 

EDIT: A tak grzebiąc przy okazji po PWN, odkryłem, czemu moje zdanie mi się bardziej podoba – “O szyku decydują również względy retoryczne. Gdy chcemy zwrócić szczególną uwagę na wyraz stanowiący podmiot, umieszczamy go po orzeczeniu, por. np. Powodem jego licznych kłopotów był alkohol.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

1. Odnośnik do “Sapkowskiego” nie działa.

2. Podany przez Ciebie przykład z Holendrem jest nietrafiony, bo zaproponowane przez Ciebie zdanie jest zdaniem samodzielnym, naturalnym. Mogłoby stanąć w opisie poza dialogiem i wciąż miało by sens. A “Tupnęła nóżką Nadia” nadal nie stanowi naturalnego zdania.

3. To, co zacytowałeś na końcu sugeruje, że nie rozumiesz czym są poszczególne części zdania w sensie gramatycznym. (EDYTA: W kontekście zdania z tupaniem nóżką, nie ogólnym).

 

Powiem tak, Staruchu: Widzę, że dyskutowanie z Tobą nie ma sensu. Wskazuję Ci ogólnie przyjętą, poprawną zasadę, a Ty szukasz pojedynczych przykładów na to, że “o, ale ktoś już kiedyś tak napisał!”. Ja chciałam dobrze, chciałam pomóc Ci coś poprawić, ale oczywiście to Twój tekst, więc zapisuj sobie dialogi, jak wolisz. Bez odbioru.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No to ja sobie wrzucę w eter:

1. U mnie działa

2. Zdanie “Holendra zaniepokoił wyraz twarzy Dalmonta” nie może być zdaniem samodzielnym? Może jest kulawe, ale czy nieprawidłowe? “Tupnęła nóżką Nadia” to też nie zdanie? Hmm…

3. Na szczęście są tacy, co wszystko rozumieją ;P.

 

A tak w ogóle, to wysłałem pytanie do PWN w nurtującej mnie sprawie (mają paskudny limit znaków, mam nadzieję, że ktoś przeczyta, zrozumie i odpowie). Bo po co mi sztywna reguła, od której w kilkanaście minut znalazłem parę wyjątków. Czyli albo ja jestem taki tępy (najprawdopodobniejsze, co już wskazała jakże delikatnie Jose ;)), albo reguła jest do bani, albo ma zylion wyjątków. Ciekawe!

A co do ogólnie przyjętych, poprawnych zasad – wszyscy wiedzieli, że światło jest falą. Tylko efekt fotoelektryczny bruździł tu nieco. Przyszedł Einstein i udowodnił, że światło to strumien kwantów. Że już o muchach nie wspomnę ;P.

Czekam na odpowiedź z PWN!

Najwyżej zmienię zdanie z Nadią, choć naprawdę mi się podoba.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

# U mnie też. Dziwne.

# Może – i jest. Nie to napisała jose. “Tupnęła nóżką Nadia” ma szyk sugerujący niesamodzielność, Twój przykład – nie. Żeby było samodzielne, trzeba je przeformułować.

 # … a, weź, człowieku. Ty szukasz przykładów, jose dedukuje z reguł. Macie zupełnie różne metodologie.

Pax vobiscum, jedno z drugim.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Trochę nie zrozumiałem Twojej wypowiedzi, ale szukam złotego środka.

Bo coś tu nie pasuje :).

 

I nie jarzę tego czegoś z niesamodzielnością. Weź to wytłumacz jak chłopu na miedzy!

A mazurek – mniamuśny!!!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hmm, powinny być numerki (znaczy, lista) – spróbuję poprawić. ETA: ale później.

W kwestii niesamodzielności: nie będę twierdzić, że wiem na pewno, bo to raczej moje intuicje. Wydaje mi się, że kiedy stawiasz orzeczenie na początku didascalium, to ono się odnosi do wypowiedzi, np.:

– Jest trzecia w nocy – jęknęła Karolina, osłaniając oczy ręką.

To wygląda tak, jakby Karolina zajęczała (:D) tę kwestię, w kontraście do:

– Jest trzecia w nocy… – Karolina jęknęła, osłaniając oczy ręką.

Co wygląda tak, jakby Karolina powiedziała swoje, a potem dopiero jęknęła.

 

W kwestii metodologii: jose posługuje się dedukcją z reguł. Nie są to jednak reguły logiki, tylko języka, wywiedzione empirycznie – zatem dedukcja z nich nie jest ściśle dedukcją, tj. nie jest pewna. Ale! Ty usiłujesz się posłużyć indukcją, tylko, że robisz to zupełnie nie tak. Dowcip naprowadzający: Matematyk, fizyk i biolog gapią się przed okno na kamienicę. Wchodzi do niej dwoje ludzi. Mija trochę czasu. Wychodzi troje. Fizyk stwierdza – A, było ich co najmniej troje. Biolog – Rozmnożyli się. Matematyk – Jak teraz ktoś wejdzie, to w środku nikogo nie będzie :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No dobra, ale to masz wszystko przykłady “gębowe”.

A co z: tupnęła/tupnąl, zmarszczył brwi, Holendra zaniepokoił wyraz twarzy. Te są niegębowe, i czy one są w trakcie wypowiedzi, czy po?

tylko języka, wywiedzione empirycznie

Skoro one są wywiedzione empirycznie, a na przykładach udowodniłem empirycznie, że są wyjątki, to co wtedy?

I zgadzam się, że mogę to robić nie tak. Ale skoro Konwicki, Sapkowski i Piskorski mogą, to czemu ja nie? Bo reguły już znam. Ale że powyżsi się nie stosują, to co: walą byki czy reguła jest nie całkiem regułą?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Reguła regułą, a styl widać w jej nagięciu.

Babska logika rządzi!

Czekam na PWN :).

A potem może skomentuję (albo nie).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Te są niegębowe, i czy one są w trakcie wypowiedzi, czy po?

Choroba, prawda. Mogą być i tak, i tak. Trudno orzec.

Skoro one są wywiedzione empirycznie, a na przykładach udowodniłem empirycznie, że są wyjątki, to co wtedy?

Ech. Epistemologia, lekcja pierwsza, albo Tarnina się mądrzy.

Od wielu reguł empirycznych są wyjątki. To nie obala reguły. Podręcznikowy przykład – czarne łabędzie. Do odkrycia Australii uważano, że wszystkie łabędzie są białe – to była reguła empirycznie wywiedziona. Wszystkie dostępne obserwacji łabędzie były białe. A tu nagle hop! Są też czarne. Gdyby to była reguła logiczna, taka, z której można prawidłowo dedukować (np. reguła wyłączonego środka), wtedy kontrprzykład by ją obalił, czyli zredukował do reguły empirycznej, to jest takiej, od której mogą być wyjątki.

A tak? Kontrprzykład pokazuje tylko granice stosowalności reguły. Wszystkie europejskie łabędzie są białe, nie wszystkie łabędzie w ogóle.

I teraz idzie o to, jaki jest Twój łabędź. Ty twierdzisz, że złapałeś go w Australii – ale nie dajesz na to dowodów (poprosimy odcinek biletu lotniczego). Jose twierdzi, że nie może być czarny, kropka.

Tak ja to interpretuję.

ETA: A, i jeszcze – w sztuce czasem łamie się reguły. Ale trzeba w tym celu wiedzieć, co ta reguła robi – inaczej to wyraźny błąd.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jose twierdzi, że nie może być czarny, kropka

No właśnie. A ja widzę czarne. To co: oszalałem czy jest jakiś błąd w Matrixie?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Łabędź się utytłał w błocie :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

He he he.

I wiesz co, lubię dyskusje. Nie lubię “dyskutowanie z tobą nie ma sensu”. Tym bardziej, że wydaję się sam sobie otwarty na sugestie (ten przecinek przez was podpowiedziany jest do dupy :P; ale zmieniłem). Mam nadzieję, że nie mam zbyt wygórowanego mniemania o sobie ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ciekawą dyskusję tu macie…

A ja chciałam tylko napisać, że mi się opowiadanie bardzo spodobało, a i łezka w oku się zakręciła. Staruchu, wspaniale sobie poradziłeś z emocjami.

Tekst nie jest przegadany, pomimo sporej ilości szczegółów. I klimat taki swojski.

O, miło mi, Yantri!

A dyskusje są fajne, można się sporo nauczyć (przynajmniej ja tak mam ;)).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O to chodzi w dyskusjach.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

I dlatego lubię dyskutować z Tarniną – zawsze się czegoś nauczę :).

Bo raz ja mam rację, a dwa razy – nie mam. I jest pięknie :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A raz ja nie mam – i to też jest piękne :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dobrze, że się zgadzamy!

Uwielbiam to przekomarzanie i offtopy ;P!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Cześć.

Zacznę od tego, co mi wpadło w oko od razu na początku:

 

- Stanisław Jewgrafowicz ocknął się z niespokojnej drzemki. Przed nim, niecierpliwie podskakując, stała filigranowa (…) – od razu mnie dopadło pytanie: “czy można stać, podskakując?”.

 

Do plusów tego opowiadania zaliczę – znów u Ciebie – naprawde dobre pisanie oraz – osadzenie go w jednym z najbardziej popierdzielonych momentów ludzkiej historii. Kolejna rzecz – sam wpadłem na to, że to jest o Persefonie, a znawca nitów ze mnie żaden. 

 

Udane to. 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć Łosiocie!

A propos podskakiwania w miejscu, powtórzę to, co powiedziałem Tarninie:

“nie wydaje mi się, żeby stanie i podskakiwanie były przeciwieństwami. Znane jest Ci powiedzenie ”truchtać w miejscu”, “podskakiwać w miejscu”? Stojąc, można robić wiele innych rzeczy. Zresztą, skoro może pani Zofia Kossak, to pozwól i mnie :)”.

Udane to. 

A to mi się bardzo podoba ;). Dziękuję!

 

Tarnino – jak znajdę odpowiedniego gifa, to wrzucę :P.

EDIT: O, mam gifa :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Gify przednie:D

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

 

Gif niech się gifem odciska XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Staruchu, w przytoczonych przez Ciebie przykładach po kwestii dialogowej (i pauzie/półpauzie) występuje mała litera:

– Nieprawda – tupnął nogą Kaziuk i wargi zaczęły mu jeszcze bardziej drżeć.

– Jak ty sobie to wyobrażasz, Yennefer? – zmarszczył brwi Crach an Craite.

 

Ty zaś napisałeś:

– Tatooo! – Tupnęła nóżką Nadia.

– Nie! To nieprawda! – Tupnęła nóżką Nadia i wzięła się pod boki, patrząc na ojca z ogniem w oczach.

– Jeśli mam pozostać normalny, to tak, chcę wiedzieć! – Dmuchnął gwałtownie dymem pułkownik.

 

Joseheim twierdzi, że w dialogowych didaskaliach szyk jest istotny przy ocenie, czy napiszemy je od małej, czy od dużej litery. Zgadzam się z nią. Co więcej, zgadza się z nami doktor Wolański z Poradni Językowej PWN:

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Narracja-po-dialogach;18625.html

Jak widać, lepsze kryterium oparte na szyku niż na niejasnym pojęciu “czasownika oznaczającego mówienie”. Pozostaje ono niezdefiniowane i – jeśli się uprzeć – zapewne każdą czynność można zakwalifikować jako verbum discendi, tyle że nie sensu stricto.

 

Problem wydaje się stary jak Fantastyka.pl: niektórzy portalowicze, ślepo kierując się regułką “gębową”, nieraz psuli autorom dialogi. Pół biedy, kiedy ci na to przystawali. Gorzej, gdy z powodu takiej pierdółki jak zapis didaskaliów potencjalnie ciekawi pisarze tracili zasoby – czas i nerwy. Na próżno próbowali przekonać poprawiaczy, że ich rozstrzygnięcia są złe, bo niezgodne z uzusem.

Uzus, nasze doświadczenie z dobrze wydanymi książkami, napisanymi przez uznanych pisarzy. Tutaj z kolei zgadzam się z Tobą, Staruchu. Trzeba bardziej kierować się tym, co się wyniosło z kontaktu z żywą lekturą. Niestety, niektórzy wolą wątpliwe interpretacje skrawków wiedzy z Internetu.

 

W każdym razie, nie mogąc dłużej na to patrzeć, rok temu poprosiłem o opinię Poradnię PWN. Wynik – pod podanym wyżej linkiem. Przypadek specyficzny, ale w gruncie rzeczy chodzi o to samo: lepiej patrzeć na szyk niż na "gębowość" czasownika rozpoczynającego didaskalia. "Gębowość" jest bowiem, jak już wspomniałem, pojęciem niezdefiniowanym, nieostrym.

Jeżeli komentarz (didaskalia) do cytatu (kwestia dialogowa) zaczynasz od "tupnął" i piszesz w takim szyku, jakbyś tworzył jedno, złożone zdanie, to nazwij "tupnął" czynnością gębową. Albo jakkolwiek chcesz. Nie zaczynaj jednak tego komentarza (po półpauzie) wielką literą – bo powstaną dwa zdania/wypowiedzenia. Działaj zgodnie z uzusem.

Zdanie: “– Tato! – tupnęła Nadia” z pewnością zawiera duży skrót myślowy. Komuś może to nie pasować. Mimo wszystko pisarz nie tworzy algorytmu dla komputera, tylko opowiada historię. Człowiekowi. A człowiek rozumie podobne skróty – dlatego ja bym się nie czepiał.

 

Podsumowując: zachęcam Cię do postąpienia dokładnie według uzusu, który przytoczyłeś.

 

***

 

Napisałeś też:

– To nie grundig jest winny, tylko ty! – Z wyrzutem perorowała Nadia.

 

Nietypowy szyk, ale trudno całkowicie zabronić autorowi manipulowania kolejnością wyrazów – a więc rytmem oraz akcentem logicznym. Tylko znowu: dlaczego po półpauzie stoi duża litera?

Sytuacja powinna być czysta nawet dla tych, którzy słysząc (lub czytając) określenie “czynność gębowa” fiksują się na słowie “gęba”. Wyrażenie przysłówkowe “z wyrzutem” stanowi po prostu rozwinięcie czasownika. A ten czasownik to verbum discendi sensu stricto (używając terminologii doktora Wolańskiego).

 

***

 

Chciałbym jeszcze dodać, że kwestia poprawności zapisu dialogów na portalu intryguje mnie również jako zjawisko socjologiczne :) To wręcz jakieś hasło plemienne: “nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi”. Część inicjacji. Kiedy tak pouczony portalowicz poczęstuje tymi samymi słowy kolejnego nowego – wtedy jest już nasz, staje się pełnoprawnym członkiem społeczności ;) Nastąpiło wielkie wtajemniczenie, użytkownik poznał prawdy święte, posiadł mądrość, bez której żaden poważny pisarz nie może się obejść.

Skoro mamy tu do czynienia z prawdami świętymi, nie ma nic niezwykłego w tym, że nawet delikatna próba ich podważenia natrafia na silny opór.

Reguły zapisu dialogów – czy jest ich trzy, czy raczej jedna, z której wynikają pozostałe? A może nie ma ich wcale?

 

Jak widać – sam się wkręciłem w ten teologiczny spór. I tracę zasoby :)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Bardzo ciekawe, Jerohu, to co napisałeś. Zdaje się logiczne.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, dzięki za wsparcie :D 

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Nastąpiło wielkie wtajemniczenie, użytkownik poznał prawdy święte, posiadł mądrość, bez której żaden poważny pisarz nie może się obejść.

A wolałbyś, żebyśmy mu puszczali krew i podawali grzybki? XD (Nie mówię, że nie masz racji.)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O widzisz, Jerohu, bardzo ładnie to wyłuszczyłeś. Super sprawa!

Jeśli tak mogę spłycić i zreasumować – czynności “gębowe” i “niegębowe” nie mają aż takiej mocy sprawczej w didaskaliach. 

Popełniłem błąd, ale nie ten, który wypominała mi Jose, tylko błąd użycia niewłaściwej litery. Pamiętałem z lektur różnorakich, że taki szyk jest stosowany, natomiast użycie odpowiednich liter mi umknęło :).

Dzięki wielkie, Jerohu! Biorę się za zmianę wielkości liter :).

 

BTW – też wystosowałem zapytanie do PWN, pewnie odpowiedzą w podobnym guście.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie jest to może klejnot, który będę wspominać przez lata, ale nie mogę odmówić temu tekstowi pewnych walorów. Warsztatowo bardzo w porządku, choć może radziłbym trochę częściej wstrzymywać rękę przed dodaniem kolejnego epitetu

Stanisław Jewgrafowicz ocknął się z niespokojnej drzemki. Przed nim, niecierpliwie podskakując, stała filigranowa, kilkuletnia dziewczynka. Jej mysie ogonki śmiesznie podrygiwały.

Bo jak przesłodzisz, zaczyna robić się mdło.

Uwierzyłem w relację ojca i córki. Być może pisałeś z własnego doświadczenia, być może nie, ale odebrałem te dwie postaci jako autentyczne.

Dalej, może to kwestia mojego nieoczytania, bądź nieobycia, ale podobało mi się złamanie archetypu świata w czasie zimnej wojny, który, przynajmniej w dziełach, z którymi się spotykam, jest pokazywany bardzo jednostronnie, z bohaterskimi i praworządnymi Amerykanami z jednej strony oraz wyalienowanymi Rosjanami z drugiej. Pokazałeś, że na wschodzie też żyją ludzie, pokazałeś paletę ich emocji, ale pokazałeś też różnice kulturowe, bez wartościowania ich z zachodnimi wzorcami. I wyszło Ci to wszystko naprawdę bez zarzutu.

Zarzut mam właściwie jeden, ale za to dość konkretny – do postaci Persefony i wątku fantastycznego jako takiego. Inspiracja obrazem? Lubię takie motywy. Niemniej wrzuciłeś obraz do przedmowy, traktując potem przedstawienie postaci nieznajomej po macoszemu, bo cóż to jest, że miała zadarty nosek i rudawe włosy? Domyślam się, że limit gonił, ale ścigając się z nim, dałeś się trochę zapędzić w kozi róg. Czytelnik wcale nie musiał otwierać linku, a ponieważ poskąpiłeś opisów, gdzieś uleciała eteryczność i niepokój, jakie mogłeś wygenerować dosłownie kilkoma celnymi zdaniami.

Oprócz sceny przy płocie, która mimo wszystko zarzuca haczyk, kolejne sceny z tą panią mnie nie kupiły. Wypowiada się z przeokropną, nadętą manierą, w swoich działaniach jest mało subtelna, za to aż nadto nachalna, zaś jej motywacje wyglądają na niepoważne w zderzeniu z ciut cięższym tonem, w jaki uderzałeś praktycznie przez całe opowiadanie.

Czyli z jednej strony chwalę wątek obyczajowy, z drugiej narzekam na fantastyczny. Tutaj jednak należy wziąć poprawkę, że jest to historia oparta na faktach i oprócz bogatej warstwy emocjonalnej, wartość dodana mnie nie zachwyciła. Mimo wszystko cieszę się jednak, że w swojej twórczości zawitałeś na mniej mętne wody, gdyż podoba mi się obieranie takiego kierunku. ^^

O, naczelny maruda “mojotekstowy” się odezwał ;).

 ale nie mogę odmówić temu tekstowi pewnych walorów

W twoich ustach, MrB, zabrzmiało to jak peany pochwalne :P.

przynajmniej w dziełach, z którymi się spotykam, jest pokazywany bardzo jednostronnie

Zauważę, że ja byłem wychowywany na dziełach, w których to Rosjanie byli przedstawiani jako bohaterscy i praworządni, a Amerykanie – jako żądni wojny rewolwerowcy. Ot, czasy się zmieniły.

Inspiracja obrazem?

Zdradzę ci tajemnicę kuchni – takiej inspiracji nie było. Kiedy tekst był już w 95% gotowy, szukałem czegoś, co wisiałoby u Pietrowa na ścianie. Ze względów wiadomych nie mogła to być ikona. Więc co? I tak sobie guglając rosyjskich malarzy, trafiłem na Kasatkina. I bęc – dziewczyna spasowała, a tytuł jeszcze bardziej :).

A Pesefona/Kora miała być tak niedopowiedziana, bo to jednak głównie projekcja wyobrażeń Pietrowa, a nie ruska baba z krwi i kości. Pietrow widzi tylko detale (nos i włosy z obrazu, dystynkcje – pretekst do przebywania w Norze itp.), a nie wielkość miseczki np ;P.

Ponadto – w tak krótkim tekście postacie powinno się raczej szkocować (moim zdaniem). Po co jakiś dogłębny opis bohatera? Sięgając w rejony mi niedostępne – wiesz, jak wygląda Pirx? Lem rzucił kilka ogólników i tyle. Pawłysz Bułyczowa chyba też nie ma dokładnego opisu. Itd itp.

Wiesz, uogółnię teraz okrutnie, ale to jest chyba różnica pokoleń – my, starcy, wychowani na książkach, dajemy pole do popisu wyobraźni. Wy, młodociani ;), wychowani na obrazkach, jeśli nie macie jak wół: “miał 1,96 m wzrostu, czarne, falujące włosy, wielkie wąsiska, tweedową marynarkę itd itp” – stajecie bezradni. Ale może się mylę…

Domyślam się, że limit gonił

Wcale. Powiedziałem tyle, ile chciałem powiedzieć.

zaś jej motywacje wyglądają na niepoważne w zderzeniu z ciut cięższym tonem, w jaki uderzałeś praktycznie przez całe opowiadanie.

A tu znowu się nie zgodzę – motywacje były ważne dla nas, ludzi. Dla Pietrowa, który miał ręce miliardów ludzi w ręku. A dla Kory? Ot, rozrywki będzie mniej. Da się z tym żyć w Hadesie. Stąd ten (zamierzony) dysonans.

wartość dodana mnie nie zachwyciła

Zdziwiłbym się, gdybyś napisał coś innego :P.

zawitałeś na mniej mętne wody

Tego akurat nie zrozumiałem, ale ujmę to tak: wszystko zależy od pomysłu. I to on prowadzi na wody: mętne, krystalicznie czyste czy bagniste.

 

Dzięki JasnaStrono za rozbudowany komentarz z pięknym uargumentowaniem swoich racji (z którymi się, oczywiście, nie zgadzam :D).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tar­ni­no, po­do­ba mi się po­mysł z grzyb­ka­mi. Taki mały sty­mu­la­tor wy­obraź­ni na dzień dobry ;)

 

Sta­ru­chu, cie­szę się, że wy­sła­łeś za­py­ta­nie. Nie wiem, czy po­ra­dniany lin­gwi­sta uzna Twoje skró­ty my­ślo­we, czy ra­czej po­prze bez­piecz­ny stan­dard (ład­nie wy­ło­żo­ny przez Jo­se­he­im). Co­kol­wiek uczy­ni, ist­nie­je spora szan­sa, że da do my­śle­nia wy­znaw­com wszech­roz­strzy­ga­ją­ce­go gę­bi­zmu. Może bę­dzie to dla nich nowe ob­ja­wie­nie. Zwłasz­cza że wielu z tych na­iw­nia­ków sądzi naj­wy­raź­niej, że ucze­ni ję­zy­ko­znaw­cy prze­pi­su­ją za­sa­dy z ja­kiejś świę­tej księ­gi. Pod­czas gdy oni pró­bu­ją jed­y­nie stre­ścić i uła­dzić pe­wien nie­pi­sa­ny kon­sen­sus… Cho­ciaż jed­nak za­pi­sa­ny – w dzie­siąt­kach ty­się­cy be­le­try­stycz­nych po­zy­cji, z któ­ry­mi mamy do czy­nie­nia od dawna i na co dzień. I dzię­ki któ­rym sa­mo­dziel­nie mo­że­my stwier­dzić, co jest re­gu­łą, a co nie.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

chyba różnica pokoleń – my, starcy, wychowani na książkach, dajemy pole do popisu wyobraźni.

Eej, nie postarzać mnie tu! Jeszcze nie przekroczyłam daty przydatności do spożycia :P

Tarnino, podoba mi się pomysł z grzybkami.

Mnie się podoba Twoje podejście do całej sprawy – jest trzeźwe i rozsądne. A i objaśniłeś rzecz sensownie.

w dziesiątkach tysięcy beletrystycznych pozycji, z którymi mamy do czynienia od dawna i na co dzień. I dzięki którym samodzielnie możemy stwierdzić, co jest regułą, a co nie.

To właśnie jest indukcja – wnioskowanie z konkretów o zasadach ogólnych. Język nie jest dany od Thota, ale podlega ewolucji i badać go możemy tylko jako byt przygodny, więc indukcyjnie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Uuu… Podobało się. Świetny styl. Absolutnie nie przeszarżowałeś z emocjami. Tekst odpowiednio trzyma w napięciu. Nawet odgłosy zza okna nie były w stanie mnie rozproszyć. ;)

Wysoki poziom i klasa.

 

Powodzenia! smiley

Dzięki, Saro :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jerohu, dostałem odpowiedź z poradni językowej PWNu.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Zapis-didaskaliow-w-dialogach;19418.html 

I czy tylko ja mam takie wrażenie, ze pan Wolański sam sobie przeczy, kedy czytam moją odpowiedź i tę poradę: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Narracja-po-dialogach;18625.html 

Coś mi tu nie gra… 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jak obiecałem, tak i robię, czyli wrzucam kolejny przykład spornej konstrukcji:

Mó… mów dalej – oblizał wargi podekscytowany Kękuś.

Edmund Niziurski – “Klejnoty śmierci, czyli tajemnica awaramisów” (str.2 0)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Masz rację, jest sprzeczność w wyjaśnieniach. Odbieram to jako narastającą chęć ujednolicania zapisów, a wycinek przez Ciebie wskazany jest szarą strefą.

Nie wiem, czy pan Wolański odpowiada osobiście.

Spróbuję też przyglądać się zapisom didaskaliów.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Czyli bezpieczny standard.

Dr Adam Wolański nie uznaje interpretacji, że “tupnął” może oznaczać “krzyknął i tupnął” / “krzyknął, tupnąwszy”.

Tak, podobne skróty muszą budzić wątpliwości.

Porównajcie:

Kaziuk tupnął, że (to) nieprawda. [??]

Kaziuk tupnął i krzyknął, że (to) nieprawda. 

 

Z drugiej strony, jeżeli ktoś świadomie używa w didaskaliach skrótów, bo gra na dynamikę (a już nawet zmiana szyku ją osłabia) – w moich oczach jest usprawiedliwiony. Powiedzmy o kimś takim, że nagina reguły z myślą o stylu (copyright by Finkla) albo że zapuszcza się w szarą strefę (copyright by Asylum), doceńmy jednak, jak chytrze kontroluje tempo własnej prozy, jak wspaniale musi czuć jej przepływ. Podobnie czuł choćby sławny Tadeusz Konwicki ;P

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Ano, ilu ludzi, tyle zdań. Widzę uzasadnienie dla rozróżnienia między:

– Fuj! – Karolina upuściła ropuchę; a

– Fuj! – upuściła ropuchę Karolina.

Wydaje mi się, że w pierwszym przypadku to są dwa zdania, a w drugim – sklejone w jedno. Chyba po prostu pierwsza wersja jest bardziej naturalna?

jeżeli ktoś świadomie używa w didaskaliach skrótów, bo gra na dynamikę (…) – w moich oczach jest usprawiedliwiony.

No, bo jest?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zgadzam się, jeżeli nie chcemy jechać po bandzie, powinniśmy wybrać pierwszą wersję.

Ale zdecydowanie najgorszą opcją byłoby:

– Fuj! – Upuściła ropuchę Karolina.

A niektórzy tak poprawiają innych :(

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Tak, o ile dobrze pamiętam, nakazuje poradnik. Ale szczerze mówiąc, sama już jestem ciut skonfundowana. Z pierwszą wersją przynajmniej nie ma problemu, bo imię i tak będzie dużą literą – ale gdybyśmy chcieli napisać:

– Zombie rozlały cały haloperidol! – pielęgniarz podparł drzwi sali stołem sekcyjnym.

Tu już naprawdę nie jestem pewna. Argh.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No wreszcie jakaś fajna dyskusja :)!

Zauważam sporą różnicę (stylową czy znaczeniową) między “tupnęła nóżką Nadia” a “Nadia tupnęła nóżką”. Bo jednak to pierwsze kładzie nacisk na uczucie, zdenerwowanie dziewczynki, a drugie jest bardziej neutralne. Tak jest przynajmniej w mojej ocenie.

 

A co do przeczenia samemu sobie. To mnie szczególnie uderzyło w wypowiedzi pana Wolańskiego:

To niestety błędy redakcyjne. (…) Nie ma w tym niczego złego.

W błędach nie ma niczego złego??? Wytłumaczy mi to ktoś? Czy może p. Wolański zastosował zbyt wielki skrót myślowy?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Drogi Starcze. Quote mining? Seriously?

To niestety błędy redakcyjne. Pisarze dynamizują narrację poprzez opuszczanie czasowników oznaczających mówienie. Nie ma w tym niczego złego.

Nie ma nic złego w dynamizowaniu narracji. Dla mnie to dość jasno napisane.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Błędy redakcyjne → to są środki dynamizowania narracji → nie ma w tym niczego złego.

Ja tu widzę takie następstwo.

 

I zostaw już ten angielski. Nawet jeśli zakładać, że wiem co piszesz, to i tak nie jestem tego pewien, wobec czego ignoruję ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie ma w tym niczego złego [w dynamizowaniu narracji poprzez pominięcie w didaskaliach czasowników mówienia – moja klaryfikacja]. Należy jednak pamiętać, że szyk wypowiedzeń z pozostałymi czasownikami [tymi, które nie oznaczają mówienia – m. k.] jest właściwy dla zdań izolowanych [powinien być taki, jak w zdaniach izolowanych – m. k.], a więc podmiot + orzeczenie. No i należy pamiętać o wielkiej literze [wtedy, kiedy podmiot stoi przed orzeczeniem! – moje podkreślenie].

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Otóż to. A błąd redakcyjny stanowi nienaturalny szyk. Jak dla mnie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No dobra, niech wam będzie :).

Ale co to za “nienaturalny szyk”, który można spotkać chyba w każdej dowolnej książce z dialogami? A przynajmniej – z tymi, które teraz biorę do ręki, bo zacząłem zwracać na ten szyk baczniejszą uwagę.

Czyli co – Konwicki, Sapkowski, Niziurski świadomie popełniają błędy i są głusi na głos redaktorów oraz znawców języka polskiego?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dorzucę do dyskusji jeszcze jeden autorytet. Tak sobie poczytuję felietony Szymborskiej i napotkałam następujący opis permanentnej kłótni Cope’a i Marsha (paleontolodzy):

To moja paszcza – ryczał Marsh. To mój ogon – odrykiwał Cope. Oddaj mi swoje kości, a ja nie powiem ci, kim jesteś – tupał Marsh.

Jak widać, reguły zapisu dialogów totalnie zlekceważone. Kto zabroni noblistce? ;-)

Babska logika rządzi!

Finklo, nikt nie zabroni :)

Tarnino.

– Zombie rozlały cały haloperidol! – Pielęgniarz podparł drzwi sali stołem sekcyjnym.

Oto właściwy zapis – wg cytowanego wywodu A.W.

"Tak, o ile dobrze pamiętam, nakazuje poradnik"

Dasz link? Chętnie napiszę komentarz prostujący, popierając go argumentacją i odsyłaczami do Poradni PWN.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Zbadałam kwestię i okazuje się, że w tym poradniku takiego przykładu nie ma. Ulubiona_emotka_Baila.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

OK, dzięki. I tak napiszę komentarz.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

ZSRR i mity greckie. No nie powiem, klimat tego pierwszego jest. To drugie jakieś takie z lekka niepasujące. Choć nie powiem, doceniam odmianę po z reguły słowiańskich klimatach.

Sama fabuła niczego sobie – siły nadprzyrodzone czuwają i nie pozwolą głupim ludziom się zniszczyć.

Końcowa rozmowa między pułkownikiem a Dziewczyną z lekka chrzęści. Taka wymuszona. On nie chce powiedzieć, że wierzy, ona trzyma na wyciągnięcie ręki. Konstrukcyjnie musiało do niej dojść, ale zamiast emocji, nic nie poczułem.

Za to ostatni fragment bardzo fajny, optymistyczny.

Podsumowując: dobry koncert fajerwerków, choć też bez rewelacji.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Człeku Znikąd, czyż jam Lem, Dukaj czy Cobold, aby rewelacje były :)?

Ważne, aby rzemiosło było do przyjęcia. A to mi się chyba udało. I jestem usatysfakcjonowany.

Dzięki za komentarz!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Fajne, dobrze się czyta :)

Przynoszę radość :)

Thx, Anet :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tekst był naprawdę świetny. Ze swojej strony mogę tylko pogratulować. Najbardziej porwał mnie chyba genialnie oddany klimat. Do tego płynność, fajne dialogi i cała gama emocji, a to wszystko w tak krótkim tekście. Wątek mitologiczny też całkiem spoko, choć ja bawiłbym się z tekstem tak samo dobrze nawet jeśliby go nie było. Jeszcze raz gratki!

O!

Jak to mówią – łechcesz mile moje ego ;)!

Dzięki, Morgocie!!!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jak w ogóle lubisz, Staruchu, te imperialno-totalitarne klimaty, to chyba sowieckie wychodzą Ci najlepiej. Nie pytam, dlaczego ;)

Językowo trochę potknięć. Np. na początku:

Przed nim, niecierpliwie podskakując, stała filigranowa, kilkuletnia dziewczynka.

Nie da rady. Jeżeli już, to „stała, od czasu do czasu podskakując”

Obrazek zakolorowany był niemal całkowicie na czarno,

Czarny to słaby kolor. Raczej zamalowany.

 

Bardzo ładny klimat tych części w ogrodzie (szkoda, że to nie wiśniowy sad). Przypomnieli mi się „Spaleni słońcem” Tarkowskiego. Fajnie też rozegrane opisy z bazy, wskazujące, że tylko Pietrow widzi Korę. Trochę gorzej wypada jej wprowadzenie w tę scenę – nie jest wystarczająco jasne, że nowa pani oficer to wcześniejsza dziewczyna u płota. W ogóle zastanawiam się nad sensem jej obecności w Norze, skoro już wcześniej wypowiedziała swoją zagadkę/przepowiednię, a teraz nie dodaje nic istotnego – może wystarczyłyby same retrospekcje? A przepowiednie dobrze rozegrałeś, było zaskoczenie tym, o które słowo chodziło.

Przyznam, że w czasie lektury grymasiłem na brak związku wydarzeń z mitem eleuzyjskim, ale końcowa scena wynagrodziła mi to z naddatkiem. Bardzo podoba mi się Twoja interpretacja Kory. A opowiadanie o Nadieżdzie już dawno chciałem napisać ;)

chyba sowieckie wychodzą Ci najlepiej

Po pierwsze dlatego, że interesuje mnie to imperium. I ludzie w nim tworzący. Po drugie – akurat przerabiam Bułyczowa w dużej ilości i to pewnie też ma wpływ. I po trzecie – jesteśmy zdaje się podobni wiekowo, to wiesz przecież, jak Wielki Brat zaważył na naszych losach. I to mnie wszystko fascynuje!

 

Poprawki zaraz wprowadzę, choć “zakolorowany” odnosi się do machania kredkami, jak to dzeci robią. Ale ok, zmienię.

Kora w Norze – jeśli napisałem, że była tam “siedząca w kącie poznana niedawno dziewczyna”, to wydawało mi się oczywiste, że w tekście, w którym jest raptem kilku bohaterów, z tego dwie kobiety, łatwo domyślić się, o kogo chodzi. Ale coś musiałem “niedomyśleć”, bo jesteś kolejnym, który zwraca na to uwagę. Z tym, że chwilowo nie mam pomysłu, jak to dookreślić.

Sens obecności w Norze – była to forma pewnej presji, pewnego zabezpieczenia się. Bo jednak w tak olbrzymim napięciu nerwowym, w jakim pozostawał Pietrow, bez tej presji przypomnienie sobie, co mówiła jakaś wariatka, którą widziało się wcześniej tylko przez parę minut, mogłoby być… trudne. Bardzo ;).

A opowiadanie o Nadieżdzie już dawno chciałem napisać ;)

O, a to mnie zaciekawiło. Jakiejś konkretnej Nadieżdzie? Czy po prostu o nadziei? Zdradź coś więcej :).

Dzięki, Coboldzie, za ciekawe uwagi!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

I to mnie wszystko fascynuje!

Takem czuł ;)

 

łatwo domyślić się, o kogo chodzi

Tożsamość bohaterki jest czytelna, ale sam moment jej ponownego wprowadzenia na chwilę wybija z rytmu – używasz nieoczywistej peryfrazy “poznana niedawno dziewczyna”, komplikując to, co mogłoby być proste. Trzeba doprecyzować, że to TA dziewczyna.

 

Sens obecności w Norze

I ten argument rozumowo kupuje, ale odruchowo kłóci mi się z tradycją przedstawiania takich wydarzeń w literaturze. Tajemnicza postać nie po to ukazuje się w niespodziewanych momentach, wygłasza pytyjską przepowiednię i znika, żeby potem w kluczowym momencie grzecznie czekać jak petent na ławeczce, w gotowości do pomocy.

 

Jakiejś konkretnej Nadieżdzie?

O Nadieżdzie, która ma dwie siostry ;)

Trzeba doprecyzować, że to TA dziewczyna.

Yes sir! Takem uczynił. Mam nadzieję, że jest jaśniej.

żeby potem w kluczowym momencie grzecznie czekać

Hm, no może to i nieortodoksyjne rozwiązanie, ale jakoś tak sobie to wymyśliłem, że Olimpijczycy wyznają zasadę “minimalnej ingerencji”. Powiedzieć coś w odpowiednim momencie! I na to czekała Kora :).

O Nadieżdzie, która ma dwie siostry ;)

Z których największa jest Fide :P?

(ten koncept to akurat mojego Paulusa) 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Z których największa jest Fide :P?

 

No bo tylko po rosyjsku mogą mieć całkiem niebudzące podejrzeń imiona ;)

Myśłałem jeszcze nad Faith, ale to jednak znają wszyscy ;). Choć też fajne imię.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tak się złożyło, że to drugie opowiadanie Twojego autorstwa, jakie miałam przyjemność przeczytać, i znowu rosyjskie klimaty. ;) Cieszę się, bo bardzo swobodnie się w nich poruszasz i dobrze współgra z Twoim gawędziarskim stylem.

Wybrałeś ciekawe wydarzenie historyczne, tekst jest w nim mocno osadzony. W opowiadaniu na pierwszy plan wyłania się Pietrow, ale ogólnie kreacja postaci Kory mnie przekonuje – z jednej strony jako paralela Nadii i z drugiej jako opiekunka umarłych (w tym wypadku konkretnie ofiar wojny, do której na szczęście nie doszło).

Większych zastrzeżeń nie mam, chociaż może rozwinęłabym trochę rozmowę Pietrowa z Nadią o magnetofonie, żeby późniejsze nawiązanie było bardziej wiarygodne.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dzięki, Black_cape :)!

Zapewniam, że nie piszę tylko o Rosji i ZSRR, ale rzeczywiście, te tematy mnie bardzo interesują.

Cieszy mnie, że podobała ci się Kora, bo jednak generalnie było kręcenie nosem na tę postać.

Rozmowa Pietrowa z Nadią – no pewnie dałoby się ją jakoś rozwinąć, ale preferuję używania minimum słów ;P. I tyle mi wystarczyło.

Miło mi, że przeczytałaś i skomentowałaś :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Solidne opowiadanie z przesłaniem, świetnie napisane, ale jeżeli chodzi o mnie, władczyni świata podziemnego i opiekunka dusz zmarłych w tym opowiadaniu mi nie pasuje. Pewnie to kwestia gustu.

Dzięki, Tomaszu!

Pewnie dlatego nie pasuje ci Kora, bo to jej uwspółcześniona wersja ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A widzisz. Może tak być. Warto jej się przyjrzeć bardziej, to znaczy tej uwspółcześnionej wersji.smiley

Doceniam, Staruchu, że podrzuciłeś link do Uriah Heep – miło przypomnieć sobie ten utwór. Lata nie słuchałem ;)

Portret też spoko, aczkolwiek dla dobra opowiadania przydatniejsze byłyby chyba TOTO.

Coś Ci powiem.

Z tymi linkami Twoje opowiadanie wreszcie staje się KOMPLETNE.

Przeczytałem je sporo czasu temu, ale byłem skonsternowany. Zastanawiałem się, skąd u diabła te rakiety? To sprawka Kory (Persefony)? Kupy się nie trzymało nic a nic…

Teraz przeczytałem powtórnie, poszperałem i przyszło olśnienie.

Sama opowieść napisana przyzwoicie (tak, do profesjonalnego poziomu trochę brakuje, ale widać progres ^^), powtórnie olśniewasz ekspozycją i klimatem – umiesz Ty pisać o Ruskach. Immersja jest silna w opowiadaniu, a tempo zadowalające; nie rozwodzisz się, z drobnymi ozdobnikami zmierzasz ku finałowi.

Który jest… ot taki, letni. Pozostaję sceptyczny, bo pozostawił mnie dość obojętny. No, może trochę zaskoczyłeś wyjaśnieniem imienia córki – po poprzednich akapitach spodziewałbym się raczej podejścia “przecież wszyscy wiedzą, co znaczy imię Nadia! To będzie łopatologia!”.

 

Reasumując – czytało się fajnie, a całość jest całkiem interesująca. Do pełnego zrozumienia wymaga jednak pewnej konkretnej wiedzy, więc jest KALEKIE.

Sorry za mocne słowo, ale nie podoba mi się ten portalowy proceder pisania w oparciu o wiedzę czytelnika. Biorąc pod uwagę, że większość społeczeństwa jest głupia, doprowadzi on donikąd. No, chyba że chcesz sobie popisać dla funu, przelać snujące się po głowie historię i podzielić z ludźmi, które mogą one zainteresować – wtedy spoko ;)

 

Trzymaj się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Zasczyconym Hrabiowskimi odwiedzinami :)! Dzięki!

I tak: Uriah Heep zawsze na propsie (tak się teraz mówi, co?).

Do pełnego zrozumienia wymaga jednak pewnej konkretnej wiedzy, więc jest KALEKIE.

Hm. Serio, wiedza czy niewiedza o tym, że takie zdarzenie miało miejsce naprawdę, ma aż tak kolosalne znaczenie dla zrozumienia tekstu? Nie wydaje mi się.

Toteż te dwa linki, które podałeś, uważam za równie przydatne co moje (do kawałka i obrazu), ale niekonieczne.

nie podoba mi się ten portalowy proceder pisania w oparciu o wiedzę czytelnika

Nigdy nie traktuję czytelnika jako głupszego od siebie. Tylko nie zawsze pamiętam, że nie każdy czytelnik ma w głowie taki śmietnik jak ja, i niektóre sprawy mogły mu po prostu umknąć. Przepraszam!

Natomiast uważam, że i bez tej wiedzy tekst się broni. Jeśli natomiast ktoś nie wie, kto to Persefona/Kora, po cholerę czyta opka wrzucone w konkurs mitologiczny?

do profesjonalnego poziomu trochę brakuje

E no, do profesjonalisty to mi daleko jak od mnie do Sieradza ;P. Natomiast – lubię czasem się podzielić swoim pomysłem. Co sprowadza mnie do…

chcesz sobie popisać dla funu, przelać snujące się po głowie historię i podzielić z ludźmi, które mogą one zainteresować

Dokładnie! A nie po to się pisze? Nie po to wrzuca opka na forum? Żeby zebrać srogi opieprz, żeby popuszyć się w blasku chwały, ale przede wszystkim – żeby podyskutować z niezwykle inteligentnymi ludźmi. Ach, te boskie offtopy!!

(Aha, wiem o istnieniu Mroza – on pisze z innych pobudek. Wybaczmy mu :))

 

A za to, że nie byłeś na Piwie, przeklną cię Kamienie.

Howgh! 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Sorry za mocne słowo, ale nie podoba mi się ten portalowy proceder pisania w oparciu o wiedzę czytelnika. Biorąc pod uwagę, że większość społeczeństwa jest głupia, doprowadzi on donikąd.

Drogie dzieci. Dawno, dawno temu był sobie dinozaur, to znaczy taki wściekle wielki gad, który już wymarł. Znaczy nie ma już takich, ale były. A gad to takie zwierzę, co ma cztery łapy, łuski i ogon, i śmierdzi mu z pyska. A pysk to zwierzęta mają z przodu. No, i zwierzęta to takie cosie, które uciekają, jak się je chce złapać i wymolestować wyściskać. Więc ten dinozaur jadł sobie paproć – to taka roślina, czyli zielony coś, którego można do woli molestować ściskać, bo nie ucieknie, tylko najwyżej się rozpaprze w palcach. I można to jeść, ale nie każde. Bo od niektórych to się biegunki dostaje. Znaczy, długo się siedzi na nocniczku i rodzice marszczą nosy.

No, to dinozaur jadł paproć, i przyszła mama z odkurzaczem, czyli takim ryczącym, co wciąga kurz i pokruszone herbatniki z dywanu, i go wciągnęła, bo to był dinozaur z plastyku.

A teraz idźcie spać.

 

Tak będziemy pisać, kiedy założymy, że każdy czytelnik jest idiotą. Dziękuję za uwagę, out, peace.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Serio, wiedza czy niewiedza o tym, że takie zdarzenie miało miejsce naprawdę, ma aż tak kolosalne znaczenie dla zrozumienia tekstu? Nie wydaje mi się.

A mnie się wydaje, że autorowi właśnie coś takiego najtrudniej stwierdzić ;) Nie wyrzucisz części wiedzy z głowy i nie spojrzysz na wszystko z boku – nie da się. A przynajmniej nie w pełni.

Gwoli ścisłości – nie twierdzę, że bez tej wiedzy opowiadanie jest niezrozumiałe. Jest zrozumiałe. Persefonę kojarzyłem z czasów szkolnych, choć to, że Kora=Persefona musiałem założyć. Imię mnie zdziwiło.

A wątek podpułkownika był po prostu potrzebny jako kontekst dla tego, co odczuwa Kora. Myślałem, że wątek rakiet wymyśliłeś sobie od podstaw i próbowałem połączyć go z osobą dziewczyny – zachodziłem w głowę, po co taka “podpucha”. To błędny trop spowodowany właśnie brakiem kontekstu.

A nie po to się pisze? Nie po to wrzuca opka na forum?

Ludzie tutaj różnią się ambicjami pisarskimi, sam zresztą wiem. Twoje jednak jak najbardziej rozumiem i chyba podzielam ;)

A za to, że nie byłeś na Piwie, przeklną cię Kamienie.

Nie mów takich strasznych rzeczy ;(

Chciałem, ale służba nie drużba, trzeba było stawić się na dyżurze…

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

@Tarnina

Dziękuję za uwagę, out, peace.

Za chwilę będziesz jak Cień – pod opowiadaniami w komentach będziesz pisać swoje opowiadania, dłuższe od oryginału :P.

 

@Count

A mnie się wydaje, że autorowi właśnie coś takiego najtrudniej stwierdzić ;)

Z tym się nie sposób nie zgodzić :).

Twoje jednak jak najbardziej rozumiem i chyba podzielam ;)

A to mnie cieszy :D

Chciałem, ale służba nie drużba, trzeba było stawić się na dyżurze…

To znowu martwi, ale dobra – nieobecność usprawiedliwiona. Nie obniżę ci oceny z zachowania :P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wolisz tłumaczenia piosenek?

 

Kiedy ostatnio widziałeś niebo?

Obetrzyj łzy, bracie.

Bracie, ja znam ten ból.

Wiem, że już nie widzisz przez łzy,

ale spójrz tu bliżej, sam zobaczysz.

Spójrz, tu w murze jest szczelina.

Tęsknisz do gwiazd? Mam całą garść.

Wrzuć piątaka i zobacz sam.

Marzy się księżyc? To też mam.

Czeka tutaj, wystarczy grosik.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino – tłumaczenia piosenek jak najbardziej. Jak będę potrzebował do audycji, moge się zgłosić ;P? Co prawda motyw z murem wyświechtany dosyć.

A posłucham jutro, bo dziś – hokej ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Możesz, ale nie obiecuję metrum. A motyw z murem jest centrum musicalu, z którego pochodzi ta piosenka.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bardzo lubię opowiadania oparte na faktach historycznych, im bardziej szczegółowe, tym lepiej, toteż wstrzeliłeś się, Staruchu, w moje gusta idealnie, zwłaszcza, że i napisane sprawnie i epizod zimnej wojny mi osobiście nieznany. Tylko postać Kory trochę mi nie pasuje, a właściwiej byłoby powiedzieć: pasuje za mało. Zapobiec zagładzie ludzkości poprzez ostrzeżenie Pietrowa mogłaby właściwie każda inna postać mityczna. 

Dzięki, Wojtasie!

Ano mogłaby, ale tylko Kora miała dobry powód. Tak sobie to umyśliłem.

Niezliczona horda nowych dusz w Hadesie nawet boginię wyprowadziłaby z równowagi :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ciekawe, choć wymagające od czytelnika pewnej znajomości mitologii greckiej. To znaczy bez tego tez czytelne, ale jednak bez zerknięcia do wątku konkursowego nie wyczytałbym tu akurat Persefony . Choć bez wątpienia w pełni pasuje, jest spójna, pasuje do mitycznych wątków, są dodatkowe smaczki, jak nawiązanie do owocu granatu. Jest pewne rozszerzenie mitologii – to spory plus. A tez przecież nigdzie nie jest napisane, że wszystko musi być podane na tacy :-) 

Pierwsza połowa opowiadania przypomina klimat pewnego opowiadania Roberta Smitha, choć w spokojniejszej wersji. W drugiej połowie pojawia się ów zapowiadany oldschool, za to z rozmachem. Choć głównemu bohaterowi zadziwiająco łatwo uszło niewypełnienie procedur – nawet uwzględniając to, że uratował świat od katastrofy. Choć może i tu była interwencja Persefony lub innych bóstw? Pasowałaby do tego obecność więcej niż jednej postaci mitologicznej w otoczeniu (na miejscu jest Ratatosk, na obrazku jest też Hades).

Takie były przynajmniej przemyślenia dopóki nie brałem pod uwagę wątku historycznego. Mimo zapowiedzi w przedmowie pełen kontekst stał się jasny dopiero po zerknięciu na komentarz CountPrimagena. Ma sporo racji, że brakło informacji. Sam zresztą przeglądałem komentarze w poszukiwaniu dodatkowych informacji, bo po przeczytaniu miałem wrażenie, że albo opowiadanie albo wstęp przeszły jakąś edycję, w trakcie której zniknęła jakaś istotna wskazówka. Wskazówkę tę znalazłem właśnie w rzeczonym komentarzu i całość nabrała pełnych wymiarów.

Technicznie dobre, klimat dobry. Może dałoby się bardziej podkręcić opis szoku w bazie, ale to takie gdybanie. Tak jak jest tez jest dobrze. Dobre opowiadanie, tytuł tez przykuwający uwagę.

 

Ale co właściwie powiedziała Nadia?

 

Dzięki, Wilku!

Nie spodziewałem się, że nieznajomość historii Pietrowa aż tak zaważy na odbiorze tego tekstu. Będę się upierał, że jest czytelne i bez tych informacji. Zgadzam się natomiast, że wiedza o całej tej historii sprawia, że odbiór tego opowiadania jest pełniejszy.

Może dałoby się bardziej podkręcić opis szoku w bazi

Pewnie tak, ale to moja pierwsza próba zmierzenia się z opisem gwałtowniejszych uczuć, więc i tak jestem zadowolony :).

Tytuł ściągnąłem po prostu z tytułu obrazu – pasował idealnie ;).

A co powiedziała Nadia? A to:

To tylko głupiutka maszynka

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tzn. czytelność jest, ale zwyczajnie było mocne wrażenie, że zamysł obejmował więcej. Całkiem możliwe, że to wrażenie zostało wytworzone przez… przedmowę. Bo przedmowa jasno sugeruje głębszy poziom, ale jako wskazówkę głębszego poziomu daje obraz i piosenkę.

A co do cytatu – fakt! Głupio cały czas myślałem, ze ważniejsze są słowa z rozmowy przy okazji obrazka.

trochę pogłębiają treść ;)

to nie jest głębszy poziom, tylko wskazówki. Obraz – czemu Kora wyglądała jak wyglądała, piosenka – czemu m.in. Pietrow zzdał sobie sprawę, do czego może doprowadzić jego decyzja.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

I z tego, co dobrze pamiętam, ktoś tu kiedyś się skarżył, że nie potrafi pisać o emocjach… Bardzo dobre opowiadanie i tak jak to już z Twoimi tekstami bywa, przeczytałam je z dużą przyjemnością :) Po za tym świetnie oddałeś sowiecki klimat i nakreśliłeś relację córki i ojca.

I jeszcze raz brawo za emocje. Pozdrawiam serdecznie.

Katia :D!!!

Wreszcie się odezwałaś :)! W temacie emocji daleko mi do mistrzyń <Staruch kłania się Katii nisko>. Ale coś tam spróbowałem i w miarę wyszło. Znaczy – ja jestem zadowolony :)!

Dzięki wielkie, pozdrawiam serdecznie i…

…nieśmiało pytam – wrzucisz coś na portal w bliższej przyszłości?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

:):):)

Nie w miarę, tylko bardzo dobrze…

 

A jeśli chodzi o wrzucanie na portal. Ostatnio wszystko, co stworzyłam było kompletnie pozbawione fantastyki… ale właśnie sobie postanawiam, że ze specjalną dedykacją dla Starucha, postaram się opublikować coś pod koniec czerwca albo na początku lipca. I postaram się też, żeby było to coś lekkiego, a może nawet odrobinę zabawnego :) I najważniejsze – obiecuję, że nie będę usuwać, nawet jeśli nikomu by się nie spodobało…

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia.

Super :D!!!

To czekam. I nie było jeszcze Twojego tekstu, który nikomu by się nie spodobał. Wręcz przeciwnie – masz grono cichych wielbicieli ;)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

:):):)

Ja też czekam:)))

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

:) To już teraz zupełnie nie mam innego wyjścia… Dzięki, Asylum :)

Rzeczywiście napisane bardzo ładnie i sprawnie. Umiejętnie przedstawiasz scenki z życia, czy to domowego, czy służbowego. I jak zawsze przemycasz odrobinę nostalgii i tęsknoty za minionymi latami. Doceniam również, że przedstawiasz prostych Rosjan jako zwyczajnych, dobrych ludzi, a nie zło wcielone. Świat nie jest przecież czarno-biały.

Co do emocji. Opowiadanie rzeczywiście balansuje na granicy ckliwości i ociera się w pewnym momencie o wyciskacz łez. Te wszystkie mysie ogonki, dziecięce rysunki, sposób mówienia córeczki, dżemiki i powidła, podrzucanie przez tatę, brak mamy itd. Jedziesz po bandzie. Grasz na bardzo wysokiej nucie i trochę brakuje oddechu. W domu niewinne dziecko, dziewczynka z warkoczami i kochający super tata słuchający rocka zza żelaznej kurtyny, a na służbie łapiące za serce chwile, gdy ważyły się losy świata i milionów istnień. Niby jest subtelnie, o uczuciach i emocjach, ale jednak strzelasz w czytelnika z bardzo grubej rury i trochę sztampowo a nawet hollywoodzko to wychodzi – dziecko i samotny tata, który ratuje świat, rosnące napięcie, śmiercionośne rakiety, rock w tle, mała ma na imię Nadzieja…

Sama postać mityczna troszkę jakby doklejona do historii. Ja też nie kupuję do końca jej motywacji, wydaje się trochę naciągana i jakby wydumana. Zazgrzytał lekko ten "mój partner". Tutaj chyba można było wybrać inną postać, bardziej pasującą do historii, bardziej "umotywowaną" mitologicznie do takiej interwencji.

Wygląda, jakbym marudził, ale ogólnie jestem naprawdę zadowolony z lektury. Bardzo ciekawy moment historii wybrałeś, bardzo fajnie poruszasz się w "radzieckich" klimatach, przemyciłeś jak zwykle swoje muzyczne fascynacje, opowiadanie jest więc bardzo "staruchowe", a ja Twój styl oraz język lubię i cenię.

Ps. Aha. Skąd to przekonanie, że małe dzieci, gdy nie wiedzą jak coś powiedzieć czy nazwać, mówią: "no, te, (np.nity greckie)". Często się z tym spotykam, ale tylko w utworach literackich. Dzieci tak nie mówią raczej.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dzięki Marasie :)!

Trochę się zgadzam, trochę nie.

Opowiadanie rzeczywiście balansuje na granicy ckliwości

Masz rację, ale ze względu na limit oraz stawkę (czyli zagładę ludzkości), musiałem grać na najwyższych nutach. Być może nieco przedobrzyłem ;).

samotny tata

Tu się stanowczo nie zgodzę. Choć Raisa Dmitriewna własną osobą pojawia się dopiero pod koniec, to i na początku została wspomniana. To była normalna rodzina.

Sama postać mityczna troszkę jakby doklejona do historii

To akurat wina mojego wykonania. Bo zaczęło się właśnie od niej. Jaką bohaterkę wybrać? Korę. Boginię czego? Świata podziemnego. Jak ją połączyć z teraźniejszością? Śmiercią wielu, wielu ludzi. Kiedy coś takiego było możliwe? Pietrow. I to cała geneza historii.

zazgrzytał lekko ten "mój partner"

Tu chciałem znowu, żeby Kora była anachroniczna, współczesna, feministyczna niemal. Mąż? Pfff, przeżytek starej moralności. Dziś są “partnerzy”.

Dzieci tak nie mówią raczej.

Tu mi zabiłeś ćwieka. Bo pamiętam takie konstrukcje na pewno. Ale czy z literatury, czy u moich dzieci, to tego akurat nie pamiętam. Stawiam na dzieci, żeby uniknąć krytyki ;P.

 

Bardzo fajny komentarz, Marasie!! Jeszcze raz dzięki :)!

 

PS. Moją wypowiedź sponsoruje “tu”. Ostatnio mam tendencję do koszmarnego powtarzania się ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No tak, racja, Staruchu. Wybacz. Czytałem dawno i przed napisaniem komentarza tylko odświeżyłem lekturę, stąd to pominięcie szanownej małżonki. Ale przyznam się szczerze, że jej po prostu teraz nie zarejestrowałem.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Spoko :)!

Bicie w piersi zarejestrowane. Ukłony dla bijącego ;P!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ogromnie pomysłowe, z bardzo efektownym połączeniem wątku mitologicznego z konkretnymi realiami. Wyjątkowo lubię taki właśnie sposób włączania elementów fantastycznych z motywami ze świata realnego i z historią. Bezbłędny język i stylizacja, szalenie efektownie, a bez prostackiej przesady oddane realia. Mocny faworyt do podium od pierwszej lektury – a był to pierwszy tekst w konkursie!

ninedin.home.blog

Dziękuję, jurorko Ninedin, za tyle lukru ;)!

<tu Staruch rumieni się jak pensjonarka>

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Mój natychmiastowy faworyt. Nie wykluczałam, że coś go zdeklasuje, ale utrzymał pierwsze miejsce. Fantastyczne wykorzystanie prawdziwej historii z wplecionym mitem, doskonała znajomość realiów i drobnych smaczków, znakomicie napisane. Z takim bułyczowowsko-bułhakowowskim zacięciem, z niebanalną historyjką, z absolutnie prześliczną, chwytającą za serce interpretacją Persefony jako bogini życia. Majstersztyk i w mojej klasyfikacji pierwsze miejsce.

To oczywiści ja nominowałam do piórka jako Tajemniczy Lożanin.

http://altronapoleone.home.blog

Echhh, i jak się tu odwdzięczyć za takie peany?

Dziękuję, dziękuję, dziękuję…

Jestem zażenowany. Nie spodziewałem się po prostu!

heart

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wpadłam po przeczytaniu wiewiórkowego opowiadania, tak jak radziłeś. Rzeczywiście zyskało kontekst. :D A “Dziewczyna…” moim zdaniem też świetnie napisana, scena z telefonem sprawiła, że mi serce biło jak wściekłe, rosyjskie realia dodały klimatu.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

@Verus

A dzięki wielkie! Wszak mówiłem, że Rudzielec to tylko błahe postscriptum :)

rosyjskie realia dodały klimatu

W dużej części oparte na faktach!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O proszę, fantastyka uczy i bawi. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Witaj

Czytam teksty, jak widzę, w innej kolejności, niż powinnam. :)

Mimo tego, nieustannie zachwycają. :)

Doskonale napisany, niczym po trochu kryminał, sf, dramat, dokument, przygodowy, familijny, wojenny, mitologiczny, thriller…

Bardzo ciekawe opowiadanie, wciągające czytelnika, klimatyczne. :)

 

Wyraźnie rzuca się w oczy miłość rodzicielska i wzajemna – córy do taty. :)

 

Gratuluję. 

Pozdrawiam. 

 

Pecunia non olet

Ten akurat tekst oparty jest na prawdziwych wydarzeniach.

A miłość rodzicielska? Zawsze mówiłem, że dzieci to coś najlepszego, co mi się w życiu zdarzyło :)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Witaj.

Tak, tak, ja wiem, że na prawdziwych, ale sam wspomniałeś, że nie wszystko jest zgodne z prawdą historyczną. :)

O, tak, dzieci to cuda, jakimi jesteśmy obdarzeni. :)

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Dzień dybry,

 

Ale dziewczyna obróciła się na pięcie i wymaszerowała spokojnie przez furtkę.

Tak się zastanawiam: czy można wymaszerować skądś, nie będąc w zamkniętym pomieszczeniu? Bo może moje wnioski idą za daleko, ale wydaje mi się, że prefiks “wy-“ sugeruje, iż coś znajduje się na zewnątrz obiektu. Co myślisz?

 

– Co to jest, do paskudnej maci waszej w dupę ruchanej?

Hahaha, świetne ;p

 

 

No, nareszcie coś Twojego autorstwa mnie usatysfakcjonowało! Ale to nie jest wina Twojego warsztatu, tylko Twojego ulubionego gatunku science-fiction, którego ja z kolei nie trawię. Zresztą, już to wiesz, pod którymś opowiadaniem pisałam o tym.

 

Motyw z człowiekiem, który dzięki swojemu rozsądkowi prawdopodobnie uratował Ziemię przepleciony z motywem z obrazu oraz reakcją na popsuty sprzęt, tak naturalną dla nas wszystkich: przecież to jest jakieś mistrzostwo świata. Aha no i jeszcze znalazło się miejsce dla mitologii greckiej. A wszystko połączone ze sobą w naturalny i niepretensjonalny sposób. Chapeau bas!

A końcówka mnie wzruszyła. No i poczułam się spełniona. Jejku, jak ja dawno nie czułam takiej satysfakcji z lektury!

 

Błagam, pisz więcej coś poza science fiction, chociaż raz na jakiś czas…

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Tak się zastanawiam: czy można wymaszerować skądś, nie będąc w zamkniętym pomieszczeniu?

HollyHell, można. Wszak można wymaszerować/ wyjść z zagrody, z ogrodu czy z parku, że nie wspomnę o żołnierzach wymaszerowujących z poligonu. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Aha, czyli to nie musi być zamknięte pomieszczenie, tylko może być jakaś przestrzeń. Dziękuję, regulatorzy!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Bardzo prosze, Holly. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Holly

Lejesz miód na moje serce :D

W końcu coś, co Cię zaciekawiło.

No to jestem niezwykle usatysfakcjonowany!

 

To tak za ciosem, polecam sequel powyższego opka.

Już bez takiego ciężaru emocjonalnego, w sumie błahy, ale jakoś lubię te klimaty ;)

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/24185 

 

A fantasy też jakieś skrobnąłem, i to nawet w świecie Wiedźmina

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/19487 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziękuję Staruchu za polecenie, niezwłocznie udam się w te światy :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Staruchu, świetnie napisane. Twoje teksty zawsze się dobrze czyta. I są niegłupie. Słusznie w Bibliotece. Pisz. yes smiley

Misiu, jak Ty mi pompujesz ego ;).

 

Natomiast – żeby pisać, należy mieć:

 – pomysł – z którymi ostatnio dosyć krucho; właściwie jest jeden, quasifantasy na szorciaka, ale…

 – motywację – no cóż, nie jest dobrze

– czas – a z tym to w ogóle kiepsko.

 

Toteż – coś kiedyś jeszcze skrobnę, ale raczej nieprędko.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nowa Fantastyka