- Opowiadanie: Staruch - Świat będzie moją ostrygą

Świat będzie moją ostrygą

Jakże mi się ten konkurs podoba :).

Na szybko stworzyłem drugie opowiadanie w “świecie Mikrosa” (pierwszy tekst to: “Opowieść o wodzie i ogniu”), tym razem znacznie krótsze. Łapie się do konkursu mam nadzieję (jeśli tylko wzmianka o siedmiomułach i... tym drugim wynalazku, da się podciągnąć do “spektakularnego rozwoju technologii” ;)).

Nie jest to może (a nawet na pewno) szczyt moich możliwości, ale w pewien sposób dopełnia “Opowieść...”. I osądziłem, że jednak dla mnie to ciekawe, wrzucić coś takiego.

Takiego bohatera stworzyłem po raz pierwszy. To było jednocześnie trudne i łatwe zadanie.

Parę razy przekroczyłem zdaje się granicę dobrego smaku, ale myślę, że ma to swoje uzasadnienie.

Tak wyszło, że “pojechałem” po straszliwych historycznych kliszach. 

Mam nadzieję, że po lekturze wybaczycie mi moje przewiny ;).

 

PS. Cytaty pochodzą z książki Roberta Gravesa.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Świat będzie moją ostrygą

Co za stary, zapluty bałwan!

Jak tak można, przecież to nieludzkie. Tylu skazańców zmarnować. I choć to tylko ci upierdliwi Brytowie, cały czas podszczypujący naszych wojaków w tej zabitej dechami, zapomnianej przez bogów krainie, mimo wszystko szkoda. Ten nierozgarnięty dziadyga wypuścił ich na siebie z maczugami. Nie chcieli się bić, udawali, że walą z całej siły, a nawet kropla krwi się nie polała. W końcu lwy trzeba było wypuścić. I gdzie tu artyzm, gdzie tu wzniosłość?

Ja zrobiłbym to inaczej: ukrzyżowałbym ich na ulicach Rzymu, a każdy prawy obywatel mógłby takiego buntownika opluć, rzucić w niego kamieniem, szturchnąć patykiem. To dopiero byłoby widowisko. A potem… a potem podpaliłbym je. Te drewniane pale z tymi odrażającymi złoczyńcami. To dopiero byłby piękny widok – ulice Rzymu pełne płonących krzyży. Czyż to nie prawdziwa sztuka? A ten stetryczały kretyn tak ich zmarnował.

Gdy ja w końcu zostanę panem świata, to…

Ech.

 

***

 

No przecież muszę tej idiotki cały czas pilnować!

Że nie powinienem się tak o mamci wyrażać? Trochę to dziwne mówić o tej zimnej suce, która nie chciała mnie widzieć przez lata – mamcia. No cóż, rodziców się nie wybiera. A mamcia jeszcze mi się przyda. Szkoda tylko, że odkąd skumała się z tym parszywym Pallasem i myśli… no, wszystkim, tylko nie głową, nie można jej powierzyć pieczy nad niczym. Zlekceważy, zapomni, bo musi pobiec gzić się z tym, z tym… niewolniczym pomiotem. A on… Doczeka się, arogancki cham. Mnie próbuje pouczać! MNIE! Jeszcze będzie skomlał u moich stóp.

Czemu się na nią tak rozzłościłem?

Bo nie pilnuje tak, jak powinna, obu tych psów łańcuchowych, tych niewolniczych wypierdków – Narcyza i Pallasa. No, niby Pallasa pilnuje, ale tylko jego pewnej, strasznie ostatnio zapracowanej, części ciała.

Gdybym dziś przypadkiem nie był u tego zaplutego durnia (jeszcze muszę mu mówić: tatku, bo tak sobie życzy, tfu, obrzydliwość), nigdy nie zauważyłbym tego zwoju. Chociaż nie, pewnie dostrzegłbym, bo był tak zapluty, że litery się zaczynały rozmazywać od śliny tego jąkały. Zauważyłbym, ale nie zwróciłbym uwagi. A tu, proszę – sprawdza się wynalazek tego greckiego aroganta, literki widzę wyraźnie nawet z pięciu kroków. Jak on to nazywa? Hialoi? Wolę nasze swojskie perspicillum. Co prawda noszę je tylko w pałacu, bo to wstyd.

Choć tyle pożytku z tego bubka.

Bo te jego siedmiomuły… Ech, gdyby to dziadzio widział… Zawsze mawiał: „Wiesz, co to legionista? Legionista to puste miejsce pomiędzy podkutymi sandałami a hełmem. I cały pożytek tylko w tym, co na grzbiecie nosi”. A teraz? Wożą wszystko za legionistami jak niewolników za tatkiem. Rozleniwili nam się wojacy. I co z tego, że Germanię podbili, do Indów doszli? Gdyby tam były dziadzia wiarusy, to już w Kitaju by się zameldowały albo i dalej.

Ale do jajka: w piśmie stało, że ktoś naszego Heronka śledzi, ktoś mu chce brzydki numerek wyciąć. Muszę uruchomić Afraniusza, niech trochę powęszy. I po nowe ostrygi go muszę wysłać.

Skoro mowa o ostryżkach… Ech, moje kochane! A może by tak tę grubą Germankę dziś? Ta to ma dupsko, pięknie na nim literki moim pejczykiem wytnę. Albo nie, tę chudą Syryjkę. Chude głośniej krzyczą. Cóż to za niebiańska muzyka…

Czemu ostrygi? Hm, bo całe piękno kryją pod tą grubą, nieestetyczną skórą. Dopiero jak się tę skorupę rozetnie, ukazują swe cudowne piękno. Posiekanego mięsa, cieknącej krwi. Otwierają się dla mnie. Cud natury!

Raz tatko zaproponował mi swoją rozrywkę. Kazał przyprowadzić dwóch chłopaczków, blondasków niedużych. Jednego zadusił sam. Mówił, że nie ma nic piękniejszego niż widok oczu zasnuwanych przez śmierć. Widać, kiedy przychodzi – źrenice rosną i rosną, pojawiają się czerwone żyłki, żyłki pękają. A potem cichy trzask (to łamie się jakaś kosteczka w gardle) i już. Tatko mówi, że nie ma dla niego nic piękniejszego na tym ponurym padole, pełnym bezinteresownej zazdrości i zawiści.

Skąd znam te wszystkie szczególiki? Bo drugi chłopaczek był dla mnie. Nie powiem, oczy też mi się podobały. Ale jak już blondynek poszedł na spotkanie z Plutonem, sfajdał się pod siebie. Co za smród! I jak paskudnie to truchło wyglądało. Dla mnie, urodzonego estety, obsrany trup to coś wyjątkowo odpychającego. Te ohydne plamy na białej tunice…

Białej? Dziś obstawiam białych.

 

***

 

Cymbał cymbałem pozostanie na zawsze!

Po co on mi każe przychodzić na te narady, nudne jak pisanina Kolumelli o baranach? Przecież mnie nie cierpi? Wystarczyłby Brytanik… Ale podobno taka jest „cesarska sprawiedliwość i łaskawość”. W dupie go mam. Przecież tam gadają same bzdury: „legionowi debili brakuje czarnych kamieni”, „legionowi pajaców dostarczono zepsute ziarno, bunt wisiał w powietrzu”, „burza zatopiła pięć zbutwiałych trirem na Pontus Euxinus”. Po co słuchać o tych błahostkach? Gdy zostanę cezarem, nie będzie takich narad. Wydam rozkaz: zdobyć Kitaj w przyszłym miesiącu. I już! Koniec dyskusji! Ostrzegę, że gdyby się żołnierze nie postarali, ukrzyżuje się kilku centurionów i zdziesiątkuje co drugi oddział. Nic tak nie poprawia waleczności, jak dyscyplina.

Musiałem się w końcu wymówić bólem głowy od tej narady, bo przecież dziś na arenie mają wygrać niebiescy. Sam oglądałem te piękne konie, które dziś popędzą przed kwadrygą, na którą postawiłem. A oni nudzili i nudzili…

 

***

 

Niewdzięczna niedojda!

To już przechodzi wszelkie pojęcie! Jak ta oferma mogła zabryzgać mi krwią ulubioną roboczą tunikę, szkiełka, złośliwie zamilknąć i wyzionąć ducha?

Z czego teraz zrobione są te niewolnice? Z wosku? Kiedyś mogłem smagać taką całą noc i nic. A teraz, ledwie posiekałem ostryżce plecy i zszedłem do pośladków (dopiero trzy smagnięcia, a tylko po dwóch pękła skóra), ta przestała krzyczeć – ech, jak ja nie cierpię pracować pejczykiem w ciszy – i na złość zdechła. Całą przyjemność fauny porwały, ledwie krew zaczęła ciurkać po udach. Tak się zdenerwowałem, że kazałem przyprowadzić następną, wziąłem flagrum i zasmagałem Germankę na śmierć! Muszę wysłać Afraniusza na targ niewolników już w sobotę, bo moje ostrygi zastraszająco szybko się kończą.

Nie ma teraz takich niewolnic jak kiedyś. Pamiętam taką Etiopkę, która miałem chyba rok. Nawet skóra na tyłku zdążyła jej się zagoić i potem po moim pejczyku zostawała taka śmieszna szachownica. Brakuje takich zabaweczek na rynku. Jedyny plus to to, że już ich nie trzeba taszczyć w lektykach na śmietnik amfor przy Horrea Sulpicia. Jakichże to ciekawych rzeczy się czasem dowiaduję przy okazji. Bo podobno stamtąd najszybciej znikają trupy. Zjada je ktoś czy co?

Na siedmiomuła można zapakować choćby dziesięć zepsutych ostryg, przykryć plandeką i niepotrzebnego zdziwienia w przechodniach nie budzić. Nie, żeby mieli czelność protestować, ale plotki to też zła rzecz. Tyle się teraz plotkuje o mamci, złe języki paskudne. Każę wyrywać! No i mówią, że Rzymianie mamci nie lubią. A to czasem pomaga, takie lubienie. Głupie, bo co motłoch może dla nas znaczyć? Ale podobno tak jest. Tatko zawsze cytuje Eurypidesa: „język jest potężniejszy od miecza”.

Nie mogę na przykład pojąć, co te prostaki w tym Auguście widzą. Ołtarze wznoszą, ofiary składają, modlą się o pomyślność. Tatko opowiadał, że wcale Auguścik taki święty nie był. I żeby nie te figi, co mu Liwia na drzewie, hm… posłodziła, to jeszcze byśmy zobaczyli. Ciekawe, cóż takiego?

A jak będę już cezarem, to rozkażę, żeby w miejsce Augusta moje posążki wstawiali. Będę znacznie lepszym bogiem niż on. Podobno w ogóle nie znał się na poezji, a fałszował nawet nucąc żołnierskie przyśpiewki. Wierzyć się nie chce. Co za nieokrzesany gbur!

Ale koniec końców dupa tej grubej germańskiej świni się do czegoś przydała.

Jutro obstawiam czerwonych!

 

***

 

No nie, jakiż z niego bufon!

Ten stetryczały palant każdą ucztę musi zepsuć. Nie dość, że jąka się i pluje, to gości tak dobiera, że pożal się Jowiszu i komu tam jeszcze.

Dzisiaj zaprosił tego aroganckiego Greka i jeszcze Megasem go kazał tytułować. Ten gębę miał całą w czarnych kropkach (podobno „nauka wymaga ofiar”) i patrz tu cały czas na takiego paskudę. Do tego cały czas mamrotał: „odkryłem to”, „wynalazłem siamto”, „bez moich siedmiomułów” i cały czas o sobie tylko. Już mu chciałem powiedzieć, że bez tego jego zakichanego wynalazku to już bylibyśmy pewnie w Kitaju. Przez te cholerne czarne kamienie, które siedmiomuły zżerają jak woły świeżą trawę, cały czas bunty w Brytanii. Podłe łachudry nie chcą pracować na chwałę Rzymu. Widziano kiedyś takich durni? Ileż się to trzeba nakrzyżować, żeby ład i cywilizację u dzikich zaprowadzić.

A do tego ten patafian Grek zauważył, że noszę perspicillum. I dawaj mnie nagabywać: „jak widzę?”, „czy druciki wygodne?”, „czym przecieram?”. Cały Rzym od jutra się będzie śmiał z mojego kalectwa. Już jak patrzyłem przez szmaragd, to złośliwe piosneczki śpiewali. Ja tego ćwoka jeszcze załatwię. Afraniusz o tym spisku coś mówił, muszę nakazać, żeby przypadkowo ktoś zamachowcom nie przeszkodził. Co za tępak! Heron znaczy, a nie Afraniusz.

Wyraźnie widać, że to profan i cham. Najciszej klaskał, kiedy, akompaniując sobie cytrą, wykonałem moją najnowszą pieśń o urokach chłostania. Ignorant!

Nie ma jednak tego dobrego, co by na złe nie wyszło. Tatko podarował temu Megasowi puchar wina, że to niby takie wyróżnienie, że z rąk cezara, i takie tam błe błe błe. Ale swoim zwyczajem za dużo gadał i tak do kielicha napluł, że aż wylewało się z niego. A Grek to musiał wypić. Wszak zaszczyt!

Żebyście widzieli jego minę!

 

***

 

Lafirynda o wielkich oczach, cnotka zatracona!

Mnie odmówić? Mnie, przyszłemu cezarowi Rzymu?

Przychodzi na ucztę wystrojona jak jakaś prostybula (zabrakło tylko zielonych sandałów i ceny na szyi), a potem westalkę udaje.

Już kiedy zdjęła tę białą, podbitą szkarłatem togę, a niewolnik mył jej stopy przed ucztą, zwróciłem uwagę na kształtne łydki. A kiedy się odwróciła – bogowie, cóż to za oszałamiający tyłek. Wprost stworzony dla mojego pejczyka. Nie wyglądał jak ta decha mojej żony, Oktawii, z której podkpiwają, że gdyby nie nos, to nie wiadomo by było, gdzie ma przód, a gdzie tył.

Ale ten zadek, godny Wenus… Trochę się nawet przestraszyłem, czy nie jestem jakiś wynaturzony, bo to przecież stare próchno jest. Ile ona ma lat? Czterdzieści? Więcej? Nie szkodzi, krew po łydkach pewnie spływa jej tak samo jak ostrygom.

Już przy jajkach nadziewanych językami drozdów spróbowałem ją delikatnie zagadnąć. Ale ta grubianka udawała, że mnie nie słyszy. Kiedy przy ślimakach tuczonych mlekiem posłałem jej kielich mojego najlepszego falerneńskiego, to udając bogobojną złożyła go na ofiarę Bachusowi. Musiałem wstać i, idąc do vomitorium, szepnąłem jej elegancko do ucha: „będziesz moja”! A ta prostaczka dalej nic. Jakby wciąż była w Judei z tym jej mężem, prokuratorem nieudacznikiem. Na szczęście żyły sobie już dawno podciął. Tyle przynajmniej, że wywarła na niej piorunujące wrażenie moja oda do tyłeczka. Aż się zarumieniła z upodobania. Uradowało mnie to! Bardzo!

Ileż razy można dawać tym prowincjuszkom do zrozumienia, że i tak nie mają wyjścia? Czy chce, czy nie – w końcu spotka się z moim pejczykiem. I to wkrótce!

Do tego denerwował mnie jej towarzysz, jakiś Paulus. Pewnie kolejny parweniusz, który wzbogacił się na handlu garum albo świńskim łajnem. Jakże to trzeba się czasem poniżać, żeby uzyskać to, czego się chce.

Ten Paulus wciąż gdakał i gdakał. Do tego grdyka pod brodą skakała mu jak szczur w klatce. Co za nieapetyczny widok. Za to życie miał ciekawe, podobno trzy razy był sieczony rózgami, raz kamienowany, trzykrotnie był rozbitkiem na morzu. Jakiś obwieś straszny. Ale skoro tatko go zaprasza, i jeszcze z tą cnotką przychodzi…

Jedno mi się spodobało w tym, co mówił: że narodził się już ten, który będzie ponad wszelką zwierzchnością i władzą, i mocą, i panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym. Czyżby to było o mnie? Tak mi się wydaje. Co tam wydaje – pewny jestem.

Czas wysłać niewolnika do tej starej prukwy. Może poślę jej przy okazji zielone sandały?

Tak jest: pora obstawić zielonych.

 

***

 

Co za ciężka idiotka!

Zrobić mi taki afront. Co ja teraz powiem przyjaciołom? Przez te uszczypliwości tego matoła Petroniusza rzucę sie chyba na miecz. Że jestem taki szpetny, że na samą myśl o mnie kobieta otwiera sobie żyły? Czy ta cholerna Klaudia Prokula pomyślała o kimś innym, zamiast tylko o sobie? Jak ja się teraz w Rzymie pokażę? Zhańbiony przez latawicę, która wolała udawać przywiązanie do cnoty, niż poddać się woli przyszłego cezara.

Jej niewolnicy, po tym, jak zajął się nimi Afraniusz, zeznali, że ta wariatka uczyniła to za namową tego pokurcza, Paulusa. Podobno potajemnie czczą jakąś rybę z tej zapchlonej Judei. Krysta czy jakaś inna potwora. Też ją sobie na przyszłość zapamiętam. Kto ośmiela się niweczyć me plany, gorzko tego pożałuje. Ale nie teraz, bo przeklęty karzeł gdzieś zniknął. Wyczuł pismo nosem, zdaje się.

Przy okazji: nigdy nie zrozumiem kobiet! Są czasem tak bezmyślne, tak bezdennie głupie!

 

***

 

Co za podła żmija ten Pallas!

Oby więcej takich. Powiedział mi, gdzie tatko trzyma swój pamiętnik. Pisze podobno dla potomności, żeby go fałszywie nie osądziła. Dureń!

Za to lektura intersująca. Na przykład o moim ojcu (tym prawdziwym, rodzonym) napisał, że miał opinię najbardziej krwiożerczego człowieka w Rzymie. To też było ciekawe:

Kiedy znajomi winszowali Domicjuszowi potomka, odparł: Oszczędźcie sobie trudu, barany. Gdyby w którymś z was tliła się choć iskra patriotycznego uczucia, udusiłby bachora w kołysce”.

Widzę, że ojciec kochał mnie równie mocno jak matka. O, o mamci też ciekawie ten staruch pisze:

Wdała się swoją prababkę Liwię – chodziło jej tylko o władzę. Do łóżka brała tylko tych mężczyzn, którzy mogli się okazać użyteczni w jej planach politycznych”.

Hm, to są inni niż tatko i Pallas? Trzeba się temu uważniej przyjrzeć!

 

***

 

Ludzie to jednak kretyni!

Szarpią się codziennie, o chleb, o kobiety, o sestercje. Jakież to miałkie, jakież to marne. Ja chcę czegoś więcej, czegoś, co sprawi, że pamięć o mnie będzie wieczna.

Już mam pomysł, jak to zrobić, jak zostać tym nadbóstwem, o którym opowiadała ta kreatura, Paulus. Przyszedł mi na myśl jeszcze wtedy, gdy oglądałem Rzym ze wzgórza przez szmaragd. Coś tam widziałem, ale dopiero perspicilllum to jest coś! Miasto przez szkiełka wygląda, jakby już nie mogło się doczekać. Powietrze aż drży nad nim z niecierpliwości i uciechy. Bo czyż może być coś piękniejszego, niż ta wielka kloaka, ten zwierzyniec pełny pawianów, to gniazdo próżności i złośliwości, gdzie nie docenia się prawdziwej sztuki – zniszczona do gołej ziemi?

Już wy się staniecie aktorami, Rzymianie. To będzie cudowny spektakl! Szalejące płomienie, tratujące wszystko oszalałe zwierzęta, pędzący tam i z powrotem ludzie, wszyscy w panice, machający rękami, przewracający się, tratujący wzajemnie. Niektórzy będą już ogarnięci płomyczkami, ślicznymi rudymi, czerwonymi, żółtymi, białymi językami ognia. Będę was widział dokładnie: każdą ludzką pochodnię, każde zwęglone truchło. A te wspaniałe krzyki. Nikt tak cudownie nie wrzeszczy, jak człowiek palący się żywcem. Wiem coś o tym, ja też przeprowadzałem badania naukowe.

I jakież to będzie doskonałe estetycznie. Podobno ruda broda, którą zacząłem zapuszczać specjalnie w tym celu, idealnie komponuje się na tle płomieni. To będzie prawdziwie wiekopomne dzieło, wspominane z nabożną czcią przez wieki.

Jedno jest jasne jak Słońce – cóż artysta się we mnie narodził!

Na razie jeszcze tego zrobić nie mogę, bo ci tatkowi podsłuchiwacze zaraz by mnie upupili. Wszak każdy by chciał wcisnąć Brytanika na moje miejsce. Niedoczekanie. Ale mamcia zrobi, co trzeba. Ta wiedźma, Lokusta, nazbierała już grzybów. Muszę się pilnować, by nigdy ich nie brać do ust.

 Potem… Potem przyjdzie kolej na nią. Wszak wyczytałem w tatkowych pamiętnikach:

On zabije swoją matkę. Miał to przepowiedziane po urodzeniu”.

Czyż można się sprzeciwiać woli gwiazd?

I już wkrótce ja, JA będę tu bogiem.

A bogowie mogą wszystko, nie?

Proszę, takie małe kawałki szkła, parę drucików, a jak mogą być znaczące dla wielkiej sztuki.

Perspicillum!

Coś ci się, Heronie, jednak w życiu udało. Może jeszcze i ja zobaczę, jak płoniesz?

Koniec

Komentarze

Brawo! Klik!

 

Hmm, jesteś, Rybaku, lakoniczny jak Anet ;)!

Dzięki w każdym razie!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Co tu dużo mówić, Staruchu – lektura tego opowiadania była prawdziwą przyjemnością. Nie zauważyłam, abyś przekroczył granice dobrego smaku. Opisałeś rzecz bardzo zacnie, w sposób nie pozostawiający wątpliwości, kim jest bohater, a wzmiankowane wynalazki, moim zdaniem, spełniają wymagania konkursu. :)

 

A potem, a potem je pod­pa­lił­bym. –> Raczej: A potem, a potem pod­pa­lił­bym je.

 

To też było cie­ka­we: „Kiedy zna­jo­mi win­szo­wa­li Do­mi­cju­szo­wi po­tom­ka, od­parł: „Oszczędź­cie sobie trudu, ba­ra­ny. Gdyby w któ­rymś z was tliła się choć iskra pa­trio­tycz­ne­go uczu­cia, udu­sił­by ba­cho­ra w ko­ły­sce””. –> To nie jest poprawny zapis cytatu w cytacie. Zajrzyj tutaj:

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/cytat-w-cytacie;13079.html, a tu znajdziesz informację, jak zapisywać cytaty: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/tytuly-i-cytaty;10097.html

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Bogini :).

Trochę miałem obawy, bo strasznie się żołądkowałem na “brudną” narrację jednego z opek w ostatniej “NF” i bałem się, że mogłem trochę przegiąć w podobnym stylu. Ale jeśli nie, to ok. Cieszy mnie to bardzo :)!

Co do cytatów: poprawiłem na razie wg jednego sposobu. Jeśli dalej będzie to nieczytelne, wprowadzę nawiasy niemieckie czy francuskie (do dziś nie wiedziałem, że tak się nazywają).

I nawet tak dużo baboli nie nasadziłem, juupi :D (no, po prawdzie, to wiele tu tekstu nie było).

Jeszcze raz – ukłony!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bardzo proszę, Staruchu. :)

 

Wejrzyj może jeszcze do tego cytatu, bo moim zdaniem cudzysłów i kursywa to dwa grzybki w barszczyku. Sugeruję albo cudzysłów, albo kursywę.

Wszak wyczytałem w tatkowych pamiętnikach:

„On zabije swoją matkę. Miał to przepowiedziane po urodzeniu”.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Znalazłem i poprawiłem zanim wrzuciłaś posta :P.

Tym niemniej – dziękuję!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Teraz zapis jest o wiele czytelniejszy.

Powodzenia w konkursie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ten historyczny czas, to mój ulubiony i moje retrowizje również tam powędrowały. Podotykałeś kilku wydarzeń i postaci, ich identyfikacja sprawiła mi intelektualną satysfakcję. 

Przedstawiasz historię lekko i satyrycznie, ale ten rodzaj estetyki niestety do mnie nie przemawia, przypomina mi w pewnym sensie niesławny serial TVP. To zupełnie subiektywne, ale nie czytało mi się dobrze – Neron jako uosobienie współczesnej “gimbazy”, niestety do mnie nie przemawia.

Zastanawiam się również jak wynalazek perspicillum zmienił historię? Rzym został spalony bardziej, lepiej, “spektakularnej”?

Wiem, że nie są to merytoryczne uwagi, tekst literacko jest jest dobry (a może nawet bardzo dobry, ja to fizykiem jestem), przeczytałem i chciałem podzielić się subiektywnym jego odbiorem.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Chciałeś. Zapraszałeś. <rozciąga palce>

 Brytowie, cały czas podszczypujący naszych wojaków

… pfff… LOL. Prawdziwy Bryt nikogo nie podszczypuje (przeczytaj to z komediowym angielskim akcentem).

podpaliłbym je

Do czego odnosi się "je"? Do widowiska, czy do patyków?

 ten stetryczały kretyn

Tam-ta-ta-ta. Rytm.

 Że nie powinienem się tak o mamci wyrażać?

Lucjuszu, tfu, teraz Klaudiuszu, kto się po tych wszystkich adopcjach połapie, proszę natychmiast przeprosić mamusię! XD

 parszywym Pallasem

Aliterujesz jak germański skald :P

 niewolnym pomiotem

Pomiotem czego?

 Ale do jajka

XD

 Dopiero jak się tę skorupę rozetnie

To się rozcina, czy wpycha nóż i podważa? Nie wiem, ja prosta Słowianka jestem :) Przy okazji – on by wiedział, że to krew? Bo nie jest czerwona (zob. hemocyjanina).

Dopisek później: ooo… dobra, to była metafora. Zaczynam się Ciebie bać.

 widok oczu, zasnuwanych przez śmierć

Bez przecinka, to jest grupa nominalna. "Zasnuwanych przez śmierć", hmm. Jakaś ta śmierć abstrakcyjna, jak na coś, co zasnuwa.

 zdecymuje

"Zdziesiątkuje" jednak brzmi lepiej, jaśniej. Nie można pomylić ze "zdecyduje".

 Niewdzięczna niedojda!

 Jedyny plus to taki

Chyba: Jedyny plus, to to…

 Jakichże

Że?

 dobór gości ma

Hmm.

 pożal się Jowiszu i komu tam jeszcze

Czy tu nie powinien być związek zgody?

cały czas bunty w Brytanii. Podłe łachudry nie chcą pracować na chwałę Rzymu

A nie mówiłam? XD

 podarował temu Megasowi puchar wina

Jak podarował, to na stałe. Choć i tak się kiedyś robiło, o ile wiem.

 zarumieniła z upodobania

Oryginalne. Ale zaraz znowu jest "spodobało", to powtórzenie.

 jej towarzysz, jakiś Paulus

Ciekawe Pawełek utrzymuje kontakty…

 Proszę, takie małe kawałki szkła, parę drucików, a jak mogą być znaczące dla wielkiej sztuki.

No, dobrze, ale przez szmaragd też widział.

 

Widać, że wczułeś się w rolę i miałeś moc frajdy (a teraz szerokim łukiem ominę pytanie, o czym to świadczy). Dobrze jest (a co, ja też czasem chwalę) – tylko te okulary to kwiatek przy kożuchu, jak już wspomniał fizyk111.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To do boju :).

@Fizyk – mówiąc o serialu, chodzi ci o “Ja, Klaudiusz”? I dlaczego to był niesławny? Zaciekawiłeś.

Co do zarzutu o “gimbazę”. Jest rok 807 aUc, czyli 54 n.e. Neron miał wówczas lat… 

Jak wspomniałem we wstępie, nie jest to “spektakularny rozwój technologii”. Z tym, że okulary były jednym z powodów, dla których Neron spalil miasto, bo jak pamiętam, z nowszych badań historycznych wynika, że Neron jednak NIE podpalił Rzymu. Tu mu jednak okularki pomogły podjąć taką decyzję. Są jeszcze siedmiomuły, z opka o Heronie, które trochę historię zmieniają.

A przepraszać nie masz za co, bo właśnie takie subiektywne podchodzenie do tekstów najbardziej lubię. Wtedy się najlepiej dyskutuje :).

 

@Tarnina – jak już sobie poprzednio wyjaśniliśmy, wszelkie aliteracje, rytmy, rymy – szanuję, ale odkładam ad calendas Graecas :P.

podpaliłbym je

Do czego odnosi się "je"? Do widowiska, czy do patyków?

Jak ja lubię, jak udajesz… no wiadomo kogo :P. “Je” odnosi się oczywiście do krzyży. Jak mi podrzucisz jakiś synonim, to zmienię. Na razie krzyże występują zdanie wcześniej i później, to byłoby jednak tego słowa ciut za dużo.

 niewolnym pomiotem

Pomiotem czego?

Wg tego – https://sjp.pwn.pl/korpus/szukaj/pomiot.html, nie jest to jakaś niespotykana konstrukcja.

 widok oczu, zasnuwanych przez śmierć

Bez przecinka, to jest grupa nominalna. "Zasnuwanych przez śmierć", hmm. Jakaś ta śmierć abstrakcyjna, jak na coś, co zasnuwa.

Poprawiony przecinek. Co do śmierci – no tak mi jakoś pasowało. Niepoprawnie to?

 zdecymuje

"Zdziesiątkuje" jednak brzmi lepiej, jaśniej. Nie można pomylić ze "zdecyduje".

Poprawione.

 Jedyny plus to taki

Chyba: Jedyny plus, to to…

Poprawiłem, ale teraz to brzmi, jakbym się jąkał ;). Niech będzie.

 Jakichże

Że?

Ale że co? Nieporawne czy nie rozumiesz? PWN dopuszcza taką pisownię.

 dobór gości ma

Hmm.

Poprawione.

 pożal się Jowiszu i komu tam jeszcze

Czy tu nie powinien być związek zgody?

Tu to w ogóle miałem zagwozdkę. Miało być coś w stylu: “pożal się Boże”. To napisałem: “pożal się Jowiszu”. I dalej kombinowałem. To jak wg Ciebie miałoby być?

 podarował temu Megasowi puchar wina

Jak podarował, to na stałe. Choć i tak się kiedyś robiło, o ile wiem.

Hm, no niby wiem, co masz na myśli. Ale jeśli gospodarz podczas uczty chce kogoś wyróżnić, to co robi? Wg mnie “daruje coś”. Tym bardziej, że podarował mu wino, a nie puchar. Heronek musiał to wino wypić, a nie puchar wziąć do domu :).

 zarumieniła z upodobania

Oryginalne. Ale zaraz znowu jest "spodobało", to powtórzenie.

Poprawione.

 jej towarzysz, jakiś Paulus

Ciekawe Pawełek utrzymuje kontakty…

A wyguglałaś, kim była Klaudia Prokula :P?

 Proszę, takie małe kawałki szkła, parę drucików, a jak mogą być znaczące dla wielkiej sztuki.

No, dobrze, ale przez szmaragd też widział.

Jesteś krótkowidzką? Zapewniam cię, między okularami a OKULARAMI może być wielka różnica :).

 

Widać, że wczułeś się w rolę i miałeś moc frajdy (a teraz szerokim łukiem ominę pytanie, o czym to świadczy).

Frajdę miałem, nie przeczę. W ogóle jakoś mi dobrze wychodzi wcielanie się w psychopatów (vide moje opowiadanie na Legendę). Czy o czymś to świadczy? Hmm, mam nadzieję, że nie ;P.

Dobrze jest (a co, ja też czasem chwalę)

Ooo, to jakaś nowość :).

tylko te okulary to kwiatek przy kożuchu, jak już wspomniał fizyk111.

Trochę kwiatek, co już pisałem Fizykowi. Ale to opowiadanie to tylko niewielki odprysk tekstu o Heronie jednak.

 

Dzięuję Państwu za uwagę i świetną okazję do dyskusji!

Kłaniam się heart!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Cześć, Staruchu, cieszę się, że jednak bierzesz udział w konkursie ❤️.

 

Opowiadanie to właściwie jeden duży monolog, i jak nie przepadam za taką formą, tak tutaj czytało mi się bardzo przyjemnie :D. No twój styl pisania to wyrobiona marka z atestem, piszesz świadomie i dojrzale, z humorem i na poważnie, i to widać :).

Szczerze mówiąc, ja nie przepadam za starożytnym Rzymem, toteż fabuła mnie szczególnie nie porwała (nie bierz tego do siebie, Staruchu, ja naprawdę się nie lubię ze starożytnością :D), ale są wynalazki, jest barwna i dobrze zbudowana postać Nerona, i jest to wszystko dobrze napisane, także ja idę cię nominować do biblioteki :).

 

Pozdrawiam!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

ja nie przepadam za starożytnym Rzymem

Po prostu nie trafiłaś jeszcze na odpowiednie książki :). Osobiście polecam książkę nietypową, a która zrobiła na mnie ostatnio duże wrażenie – “Nazo poeta” Jacka Bocheńskiego. Jest mocno hm, “niekanoniczna”, to może właśnie by Ci przypasowała?

 

A za wszystkie niezwykle miłe, acz nie całkiem zasłużone, słowa – serdecznie dziękuję :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

acz nie całkiem zasłużone

no proszę jaki skromny! :D. Tak to nie będzie, mój panie, proszę się nauczyć przyjmować szczere komplementy :D. 

 

Po książkę sięgnę, bo mam wrażenie, że przez moją niechęć do starożytności umyka mi dużo ciekawych rzeczy :). Dzięki za polecankę!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Tekst z tych, po przeczytaniu których nad komentarzem musiałem trochę podumać.

Z jednej strony uwierało mnie to i owo. Fabuła jest pretekstowa, by nie powiedzieć szczątkowa. To tekst skupiony na postaci, ale nie jest to postać szczególnie interesująca – ot, młody sadysta megaloman. Żadnej ewolucji, żadnej niespodzianki. W dodatku to postać powszechnie znana, wiec nawet nie dowiedziałem się niczego nowego. Retrowizje obecne w najlepszym razie symbolicznie.

No i co? I nic. I tak mi się podobało. Przemknąłem przez tekst migiem, niemal na jednym oddechu. Ratuje go świetny, płynny styl, bardzo lekki język, okazjonalne błyski humoru (choć niezbyt wyszukanego) i aluzje historyczne (których sporej części pewnie nie wyłapałem). 

Ogólne wrażenie pozytywne. Ale mimo wszystko czuć niedosyt.

Ogólne wrażenie pozytywne.

I to jest dla mnie najważniejsze :).

Co do reszty – masz pewnie rację. Ale ja nie piszę po to, by stworzyć wiekopomne dzieła. Ja po prostu lubię się bawić pewnymi sytuacjami, narracjami, przemyśleniami…

A już najbardziej lubię dyskutować na forum, bo różnych wielce zajmujących rzeczy można się dowiedzieć :).

Wobec powyższego – bardzom rad z Twojego komentarza, None :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

I co tu mądrego napisać…

Mój komentarz będzie być może skrajnie różny od pozostałych czytelników. Ale chodzi przecież o to, by pisać o szczerych odczuciach i wrażeniach. Samo odbębnienie komentarza na wzór pozostałych jest przecież pozbawione sensu.

Do rzeczy.

Zaskoczyłeś! Mocno!

Oczekiwałem podobnego opowiadania do “Opowieści o wodzie i ogniu”. Wiem. Nie zostawiłem tam komentarza.

Ale czytałem!

A że nie zawsze potrafię znaleźć odpowiednie słowa do opisu wrażeń? Bywa i tak.

Oczekiwałem zatem konsekwentnego, trochę leniwego biegu kolejnych zdarzeń. Nie wiem dlaczego, ale “Opowieści o wodzie i ogniu” wydały mi się opowiadaniem niesamowicie spokojnym.

I nie pytaj proszę, co to określenie oznacza. Teraz przynajmniej wiesz, dlaczego nie zostawiłem komentarza.

Znowu odbiegam od tematu.

Oczekiwałem leniwego biegu kolejnych zdarzeń. Oczekiwałem historii skupionej wokół dalszych losów Mikrosa. Tymczasem dostałem…

TO!

Ponad 10000 znaków balansowania na bardzo cienkiej granicy dobrego smaku.

Przyznam Ci szczerze, że czytając ten tekst tylko czekałem, kiedy w końcu się potkniesz i wypadniesz poza tą granicę.

Nie doczekałem się. :)

Nie wiem jakiego odbioru się spodziewałeś. Ja czytałem ten tekst z uśmiechem na ustach.

 “Pretendent do miana boga” wydał mi się lekko przerysowany. Podkreśliłeś jego zamiary, chęci, postawę i przywary w taki bardzo charakterystyczny, dosyć zabawny sposób. Nie wiem czy w pełni zgodny ze stanem faktycznym. Jeśli nie, to dla mnie tylko lepiej. Od stanów faktycznych są w końcu podręczniki historii.

Czytało się świetnie. Ze wspomnianym już uśmiechem na ustach. Nie jestem pewien, czy takiej reakcji oczekiwałeś, ale ja jej nie żałuję. Każdy powód by się uśmiechnąć jest dobry.

Plus za monolog.

Formę, której po Retrowizjach nie oczekiwałem. I którą można nazwać pewnym, przyjemnym urozmaiceniem w odniesieniu do innych opowiadań.

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

I co tu mądrego napisać… ;)

To tak – formę “monologu”, jak to ująłeś, pewnego strumienia świadomości, lubię najbardzej. Dlaczego? Bo tu nie trzeba posługiwać się rozbudowanymi opisami, piętrowymi dialogami, narratorskimi dygresjami. Tu jest zawsze prosto i do przodu. A ja po prostu jestem zbyt słabym pisarzem, żeby takie “słowotryskowanie” sprawiało mi frajdę. Co innego – taka forma jak wyżej :)!

Jeśli nie wierzysz, spójrz w moje teksty – “wiedźmiński” i “legendowy”. Po Twoim komentarzu wnoszę, że się zdziwisz :).

Uff, i ulżyło mi, że Ty i Reg nie widzicie przekroczenia granicy dobrego smaku, bo naprawdę miałem spore obawy!

“Pretendent do miana boga” wydał mi się lekko przerysowany

Tak jest :). Taki miał być. To dalekie echo forumowych dyskusji o młodym pokoleniu ;P. Niekórych teraźniejszych młodych ludzi tak właśnie widzę – jako nadętych bufonów, przekonanych o swojej nieomylności (żebyśmy się dobrze zrozumieli – zawsze tacy byli, ja też taki byłem, ale ci współcześni jakoś bardziej mnie uwierają ;)). A ten akurat wraz ze swoją głupotą uzyskał władzę niemal nieograniczoną. I tak się to musiało skończyć…

Ja czytałem ten tekst z uśmiechem na ustach

No nie wiem, nie wiem. Czytanie z uśmiechem na ustach o wielokrotnych zgonach nie świadczy dobrze o Tobie ;P.

Nie wiem czy w pełni zgodny ze stanem faktycznym.

Nie. Prawie na pewno nie. Co prawda Nerona nie znałem :P, ale podobno historycy nieco go skrzywdzili. Tu jednak pozwoliłem sobie na te wspomniane w przedmowie historyczne klisze. 

Czytało się świetnie

I za to dziękuję :). Bo właśnie po to czasem coś skrobnę, żeby sobie zrobić przyjemność. A publikuję – bo mam nadzieję, że inni będą bawili się choć w małej części równie dobrze jak ja :D.

 

Dzięki wielkie!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jak ja lubię, jak udajesz… no wiadomo kogo :P. “Je” odnosi się oczywiście do krzyży.

Ha, ha. "Krzyży" nie było wcześniej (było krzyżowanie, owszem, ale to jednak nie to samo), tylko później. Ergo – tak nie można.

 Wg tego – https://sjp.pwn.pl/korpus/szukaj/pomiot.html, nie jest to jakaś niespotykana konstrukcja.

W zacytowanych przykładach jest zawsze czyjś pomiot (żydowski, krowi, diabli…).

 Co do śmierci – no tak mi jakoś pasowało. Niepoprawnie to?

Właśnie nie wiem, ale teraz nie sprawdzę, bo muszę wyjść.

 Nieporawne czy nie rozumiesz? PWN dopuszcza taką pisownię.

Pisownia w porządku, ale brzmi to dziwnie.

 Miało być coś w stylu: “pożal się Boże”. To napisałem: “pożal się Jowiszu”. I dalej kombinowałem. To jak wg Ciebie miałoby być?

Chyba "Jowiszu i kto tam jeszcze", ale nie jestem pewna.

 A wyguglałaś, kim była Klaudia Prokula :P?

Nie musiałam :P

 Jesteś krótkowidzką?

Tak.

Czy o czymś to świadczy? Hmm, mam nadzieję, że nie ;P.

Czy jest na sali psycholog? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ha, ha. "Krzyży" nie było wcześniej (było krzyżowanie, owszem, ale to jednak nie to samo), tylko później. Ergo – tak nie można.

No dobra, poprawiłem. Tak może być, czy też nie?

W zacytowanych przykładach jest zawsze czyjś pomiot (żydowski, krowi, diabli…).

U mnie też – “niewolny” nie od ich obecnego stanu (bo są wyzwoleńcami), a od ich rodziców-niewolników. Jak tu – https://sjp.pwn.pl/doroszewski/niewolny;5459894.html 

 

I skoro jesteś krótkowidzką, to wiesz chyba, o czy mówię :P. Wyobrażasz sobie czytanie przez kulę z wodą (bo one służyły kiedyś za soczewki)? Albo przez szmaragd?

Z tym, że kula to raczej dla dalekowidzów ;).

Czy jest na sali psycholog? XD

Jakaś psychoanaliza się szykuje? Deirdriu chyba jest :P.

 

EDIT: Aha, bo zapomniałem. Trochę się na Ciebie boczę, Tarnino, bo nie dostałem ostatnio orzeszka ;(.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

W zasadzie to skrót pamiętnika psychola. Miejsce i czas łatwe do określenia. Oryginalny Neron zdaje się bał się kobiet i preferował facetów. Ten twój jest za mało narcystyczny i za mało interesuje się techniką. Oryginalny był świrem ale z zacięciem inżynieryjnym.  

Staruchu – którym tekstem przestrzeliłeś limit znaków na Retrowizje? Da się go jeszcze przeczytać?

Tak może być, czy też nie?

Może być.

“niewolny” nie od ich obecnego stanu (bo są wyzwoleńcami), a od ich rodziców-niewolników.

W takim razie, lepiej “niewolniczy”. “Niewolny” to ten, który nie jest wolny, a nie ten, który został przez niewolnego spłodzony.

Wyobrażasz sobie czytanie przez kulę z wodą (bo one służyły kiedyś za soczewki)? Albo przez szmaragd?

Przyznaję, że nieszczególnie.

Trochę się na Ciebie boczę, Tarnino, bo nie dostałem ostatnio orzeszka ;(.

Ho, ho, tylko grzeczne dzieci dostają orzeszki :P

 

Piotrze, ten tekst jest tutaj.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@MPJ78 – wszak to historia alternatywna. Nie trzymałem się specjalnie ściśle prawdy historycznej. Natomiast:

Neron zdaje się bał się kobiet i preferował facetów.

Masz jakieś źródła? Bo na pewno interesował się kobietami. Może i mężczyznami również, ale o tym jakoś nie słyszałem.

Ten twój jest za mało narcystyczny i za mało interesuje się techniką

Hm, pragnę zwrócić uwagę na wiek Nerona w moim tekście. Dosyć łatwy do sprawdzenia. Na wszystko jeszcze przyjdzie czas. Poza tym – wszystkiego w tak krótkim tekście zawrzeć się nie da. Jego zamiłowanie do techniki nie było mi do niczego potrzebne. Chyba, że uznać noszenie okularów za zainteresowanie techniką ;).

Dzięki za merytoryczny komentarz!

 

@PiotrSkowronek – zajrzyj do przedmowy. Tam jest link :).

 

@ Tarnina

W takim razie, lepiej “niewolniczy”. “Niewolny” to ten, który nie jest wolny, a nie ten, który został przez niewolnego spłodzony.

Kurcze, serio :(? Bo początkowo tak napisałem, ale “niewolny” brzmi mi znacznie lepiej…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Trochę się nawet przestraszyłem, czy nie jestem jakiś wynaturzony, bo to przecież stare próchno jest.

Złoto. 

 

Nie bardzo wiem, jak skomentować całość, więc ograniczę się do krótkiego komentarza – mnie tekst się spodobał. A jeśli zastanawiasz się, czy nie przekroczyłeś granicy dobrego smaku, to, według mnie, nie. Wszystkiego było akurat na tyle, żeby zrozumieć, jak chory był Neron, a jednocześnie nie czuć, że przeginasz.

 

 

Dzięki, Barniuszu!

Podobają mi się takie komentarze :P!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Serio, serio.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No dobra, to zmieniam…

Ale to paskudnie brzmi jednak :(.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No nie wiem, nie wiem. Czytanie z uśmiechem na ustach o wielokrotnych zgonach nie świadczy dobrze o Tobie ;P.

Zależy jak spojrzeć. :) Dla mnie pojawienie się tego uśmiechu było jedną z największych zalet Twojego tekstu.

Uśmiechu wywołanego lekką formą. Nie bohaterem-sadystą. :)

Nie wybielasz “boskiego” (wiem, że “boski” to głupie określenie, ale strasznie mi się spodobało:)). Prezentujesz go jednak w bardzo humorystyczny sposób. Pozwalasz dzięki temu trochę ograniczyć świadomość jego działań. Nie wyprzeć. Chodzi mi raczej o taką możliwość odrzucenia wniosków i reakcji, których nie chcemy odczuwać i na które się nie godzimy. Odrzucenia, które jest głupie. Naiwne. Może nawet dziecinne. Ale ludzkie. Szalenie ludzkie.

Dobra, napiszę to prościej, bo się trochę zapętliłem w tych swoich refleksjach.

Inna sprawa, że jaki filozof, taki wywód. :)

Jestem świadom tych zgonów. Mam na ich temat określone zdanie. Ale nie odczuwam takiej jałowej złości i frustracji (która przecież nie przyniesie mi nic). Zamiast tego wolę się bawić luźną formą opowiadania…

Hmm…

Muszę jednak wrócić do tych zdawkowych komentarzy: fajne/ciekawe/nużące/nudne. :)

 

Jeśli nie wierzysz, spójrz w moje teksty – “wiedźmiński” i “legendowy”. Po Twoim komentarzu wnoszę, że się zdziwisz :).

Dobra. Nie przygotowałem się do komentarza. :)

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CMie, nie no, spoko. 

Żarty i żarciki to coś, co naprawdę lubię. I choć nie miałem zamiaru wywołać akurat takiego wrażenia, to kiedy mi to wskazałeś, zdałem sobie sprawę, że chciałem właśnie jakoś “osłodzić” te bestialstwa.

Żeby nie był to tekst w rodzaju “Wspomnień z gułagu”.

I fajnie, że mi to uświadomiłeś :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Mam nadzieję, że ten mój drugi komentarz nie wyglądał na jakiś foch. :)

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Nie nie, w żadnym razie :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu – w odpowiedzi na twój komentarz

… o serialu, chodzi ci o “Ja, Klaudiusz”? I dlaczego to był niesławny?

Miałem na myśli “Koronę królów”. I absolutnie nie porównuję jakości Twojego tekstu do tej produkcji, niesławnej właśnie z powodu braku jakości. Wspólną cechą jest współczesny język i współczesna mentalność nałożona na średniowieczną czy starożytną scenografię – mnie się to nie podoba. “Ja Klaudiusz”, emitowany wprawdzie przez TVP, bodajże za komuny jeszcze, był świetną produkcją BBC i do dziś pamiętam jak czekałem na każdy następny odcinek – całkiem możliwe że to on był praprzyczyną mojego zainteresowania starożytnym Rzymem.

 

Co do zarzutu o “gimbazę”. Jest rok 807 aUc, czyli 54 n.e. Neron miał wówczas lat… 

Jeśli to rok 54 to już raczej wiek licealny. Akcent w zdaniu “Neron jako uosobienie współczesnej “gimbazy”, niestety do mnie nie przemawia.” Położony był na słowo “współczesnej” i dotyczy tego samego co poprzednio – nieadekwatności języka i sposobu myślenia do realiów. Swoją drogą, przeczytałem tekst raz jeszcze i nie znalazłem wskazówki pozwalającej określić rok.

 

Jeśli wyszedłeś z założenia że Neron jednak nie podpalił Rzymu, to moje pytanie “jak wynalazek perspicillum zmienił historię?” uznaję za bezzasadne.

 

I na koniec, jeśli tak bardzo dopytujesz się o te granice, to tak, raz nadepnąłeś na linię :)

Dla mnie, urodzonego estety, obsrany trup to coś wyjątkowo odpychającego.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Miałem na myśli “Koronę królów”.

A to nie widziałem w życiu i nie mogę się odnieść.

współczesny język i współczesna mentalność nałożona na średniowieczną czy starożytną scenografię

To jest ogólnie niesłychanie ciekawy problem.

Natomiast, nie znając tych czasów i żadnych ludzi wtedy żyjących (a dzieła literackie wówczas powstające dalekie są od reportażu czy szczerych wspomnień), zdaje mi się niemożliwym “wejście” w umysłowość ówczesnych ludzi. I raczej – niepotrzebnym.

Wszak to, co zaprezentowałem, nie jest przecież dziełem historycznym. Ma tylko ukazać pewne wątki w sztafażu historycznym. Wspomnany Graves też raczej nie zbliżył się do przedstawienia umysłowości Rzymian, a Klaudiusza wręcz ubóstwił.

Z drugiej strony – Finkla ostatnio boczyła się na Arystotelesa, bo kobiety uważał za coś niższego od mężczyzn. A ja dziwiłbym się, gdyby w tamtych realiach i mentalności tego NIE robił.

Toteż zarzutów na temat “gimbazy” wysłuchałem i przyjąłem do wiadomości.

Swoją drogą, przeczytałem tekst raz jeszcze i nie znalazłem wskazówki pozwalającej określić rok.

Są dwie – Neron ma już żonę, Oktawię (zaślubiny 53 r. n.e.), a Klaudiusz jeszcze żyje (zmarł otruty w 54 n.e.). Neron urodził się w 37 r. n.e. Chyba podałem dość ścisłe wskazówki ;)?

Jeśli wyszedłeś z założenia że Neron jednak nie podpalił Rzymu

Gdzieś już czytałem wcześniej, że ten pożar to przypadek. Ale możesz o tym przeczytać np. tu – https://www.imperiumromanum.edu.pl/artykul/wielki-pozar-w-rzymie/amp/ (tak wiem, Drakaino, to nie są dane naukowe, tylko strona “poularna” :P).

W każdym razie – Neron w rzeczywistości nie był najprawdopodobniej ani takim szaleńcem, by podpalić Rzym, ani takim, jakim go opisałem. 

raz nadepnąłeś na linię :)

Ale piłka nie przekroczyła całym obwodem ;P? To zostawię.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Natomiast, nie znając tych czasów i żadnych ludzi wtedy żyjących (a dzieła literackie wówczas powstające dalekie są od reportażu czy szczerych wspomnień), zdaje mi się niemożliwym “wejście” w umysłowość ówczesnych ludzi. I raczej – niepotrzebnym.

Znając też. Nawet w umysły współczesnych nie jest tak łatwo wejść. Borges, zdaje się, napisał o tym całe opowiadanie.

Finkla ostatnio boczyła się na Arystotelesa, bo kobiety uważał za coś niższego od mężczyzn. A ja dziwiłbym się, gdyby w tamtych relaiach i mentalności tego NIE robił.

Ale i tak był w tym umiarkowany w porównaniu do Platona i cyników (ale epikurejczycy, jakieś dwieście lat później, byli bardziej egalitarni). Różnie bywa.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zajrzałam, przeczytałam.

ninedin.home.blog

Miło było gościć, jurorko Ninedin :)!

Jednak coś mi się udało naskrobać na ten konkurs.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruch, z tego co pamiętam Neron pierwszą żonę miał tylko dla koneksji. Choć związek trwał 8 lat nie mieli dzieci. Inna sprawa, że zabił ją kiedy miała 22 lata.  Drugą zabił kiedy była w ciąży po ledwie dwuletnim związku. Matkę otruł. Jedyny dłuższy związek miał z niewolnikiem, kastratem. 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Sporus

 

 

Z tego co wyczytałem, i z dodatkowego linku:

http://homiki.pl/index.php/2009/04/mowie-i-ony-nerona/ 

wynika, że był raczej biseksualny.

Poza tym powtórzę jeszcze raz: “Nie trzymałem się specjalnie ściśle prawdy historycznej”.

Prawdziwe są imiona i daty, reszta to raczej wytwór mojej wyobraźni. Jak pożar Rzymu, jak śmierć Poncjusza Piłata, jak sukcesy armii rzymskiej, jak siedmiomuły czy też okulary w końcu.

To tylko literatura rozrywkowa :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie mam dziś jakoś cierpliwości do robienia niczego przez dłużej niż pięć minut, więc nie przeczytałam jeszcze całości, ale pragnę donieść, że serial “Ja, Klaudiusz” również u mnie po części przynajmniej odpowiada za zainteresowanie starożytnością.

http://altronapoleone.home.blog

Bo to dobry serial był :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bo to BARDZO dobry serial był. A już w wersji dubbingowanej – lodzio miodzio! ;)

No właśnie – polski dubbing to arcydzieło samo w sobie. I jak nie cierpię podkładania głosów, to w “Klaudiuszu” to była po prostu poezja!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ja chyba jednak re-obejrzę w oryginale. Niby tę całą klasykę jak Klaudiiusza czy Sagę rodu Forsythów oglądałam z dubbingiem, ale jakoś boję się konfrontacji z tym po latach, kiedy już znam język oryginału i widzę, że usta ruszają się inaczej :/

http://altronapoleone.home.blog

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Miło, że wpadłaś, jurorko Śniąca :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Zaczynam powoli nadrabiać zaległości :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Podobało mi się, bardzo. Chyba nawet bardziej niż twoje poprzednie podejście do konkursu.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Serio?

Jakoś tak jest, że te teksty, które mnie się podobają, nie znajdują wielkiego poklasku. A te, które uważam za lekko koślawe – szybciej zdobywają uznanie.

Co ze mną jest nie tak ;P?

W każdym razie – miło mi, Irko!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Kurcze nie wiem, może to z nami coś jest nie tak. W każdym razie ten tekst wydaje mi się bardziej przejrzysty. :D

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dumałam kilka dni;). 

Bohater wstrętny, ale konsekwentny, lecz proszę nie bądź wniebowziętywink

Ja tam lubię te opowiadania, które nie znajdują "poklasku". Eh, jaka ta "wiewiórko/popielica" była piękna pośród śniegu, kiedy puszystym ogonem zakryła cały świat!

Dobry tekst, potoczysty, szaleństwo w nim drzemie i nieźle "pojechałeś z gimbazą". 

 

Odnośnie Nerona – tak był biseksualistą, i tak są uzasadnione kontrowersje, czy on spalił Rzym, lecz przecież to nie ma znaczenia przy opowieści fantastyczno-alternatywnej, wystarczająco silnie jest osadzona w tym okresie. Przypomniał mi się Frédéric Beigbeder ze swoim wyjaśnieniem opowieści o Salingerze "fakcja", czyli częściowo wymyślona  biografia ("Oona i Salinger").

Klikam i pozdrawiam:)

 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dziękuję bardzo, Asylum :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruch, ok twój Neron, twoja wizja i niech tak będzie :D

Hmmm. Jakoś słabo mi podeszło.

Raz, że to strumień świadomości. OK, przystępnie i ciekawie podany, ale zostaje strumieniem. Narrator sobie coś tam myśli, tak bez celu.

Dwa, że no właśnie – nie ma celu ani fabuły. Tylko czcza paplanina.

Trzy, mało wartości dodanej. Narrator normalny nie był, to wiadomo. No, trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że mało dołożyłeś od siebie. W tym fantastyki. OK, są okulary i wspominasz o siedmiomułach. Ale jedno i drugie wygląda na dekoracje. Neron dopiero podejmuje decyzję o spaleniu Rzymu, w samym tekście do tego nie dochodzi. A z takim gówniarskim charakterem, to jeszcze może trzy razy zmienić zdanie (powódź nie byłaby bardziej widowiskowa?) i dwa razy zapomnieć.

Ale zgadywanie, o którego z tamtejszych świrów chodzi – przyjemne.

 

Finkla ostatnio boczyła się na Arystotelesa, bo kobiety uważał za coś niższego od mężczyzn. A ja dziwiłbym się, gdyby w tamtych realiach i mentalności tego NIE robił.

Ej, no nie przesadzajmy – w starożytności baby jeszcze nie były tak przytłamszone jak w średniowieczu. Safonę ludzie podziwiali, do wielu bogiń się modlili…

A w ogóle to Arystotelesowi nie zaszkodziłoby, gdyby skalał sobie łapki empirią, a nie tylko uznawał własne przemyślenia za dogmaty i prawdy objawione. Tak sądzę.

Babska logika rządzi!

Hmmm. Jakoś słabo mi podeszło.

Bywa :).

nie ma celu ani fabuły. Tylko czcza paplanina

Może i czcza, ale chciałem trochę poszerzyć świat “Opowieści…”, pokazać Herona i Paulusa jako jakichś tam mało ważnych klientów na dworze cezara. Bo to właściwie tylko odprysk historyjki o Mikrosie.

Okulary jako dekoracja? No ok, ale to ne sprawiają, że podejmuje decyzję o podpaleniu miasta. A psychopaci są dosyć konsekwentni.

Arystotelesowi nie zaszkodziłoby, gdyby skalał sobie łapki empirią

Podobno to on ten nurt zapoczątkował, ale jeszcze chyba trzymał się starej doktryny, że należy badać obiekty idealne, a świat idealny nie jest, więc doświadczenia są be. Czy jakoś tak.

 

Finklo, po raz kolejny nie bierzesz pod uwagę całego środowiska, w którym owi panowie żyli. To że w ogóle wysnuł pewne wnioski, które przetrwały tysiące lat, należy uznać za coś fenomenalnego. 

Ale Ty byś chciała, żeby był za równouprawnieniem, wegeterianizmem, akcją afirmatywną i Bóg wie jeszcze czym, bo mieć taka postawa jest obecnie “na czasie”.

Jeśli za sto lat powstanie ruch równouprawnienia SI, to Finkla jr. się oburzy, że Arystoteles nie założył “Ruchu Wyzwolenia Abakusa”. Bo tak byłoby postępowo ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Masz rację, że to odprysk. Zastanawiam się nawet, w jakim stopniu da się zrozumieć bez znajomości tej pierwszej opowieści.

Arystoteles. Hmmm. Wydaje mi się, że nie wymagam współczesnego podejścia. Tak ogólnie, to ja faceta szanuję. Niesamowity polihistor. Ale szanowałabym bardziej, gdyby nie wypisywał oczywistych bzdur, które można było sprawdzić. Na przykład, że stała siła działająca na ciało nadaje stałą prędkość. I jakoś trudno mi wybaczyć Arystotelesowi, że przez jego słowa lekarze wykończyli mnóstwo ludzi. Bo jedyne lekarstwo, jakie mogli zastosować w zgodzie z teorią żywiołów, to puszczanie krwi. A to rzadko pomagało.

I hej, Pitagoras głosił wegetarianizm! Można?

Babska logika rządzi!

Finklo, muszę Ciebie zmartwić, gdyż to ten nieszczęsny Arystoteles stał się – w pewnym sensie – “apologetą” nowoczesności, progresu, a nie Platon. W zasadzie, powtarza się, że cała filozofia jest przypisami do jednego lub drugiego. 

Gdybym miała się opowiedzieć za którymś z nich, to stanęłabym za Platonem. Trzeba wybierać.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No, Platon był pierwszy.

Nie chcę się opowiadać za którymś z nich.

Babska logika rządzi!

Zawsze opowiadamy się za jednym z nich, niestety.:( Długo walczyłam, aby się nie opowiedzieć i w zasadzie dalej to robię.

Platon, chyba nie masz wyboru. Lepiej to opowiedział, bliżej serca???

 

Edit: Staruchu, zorientowałam się, że offtopuję. Przepraszam, wybacz. Głupio mi i juz przestaję.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Już Mrożek wyśmiewał Postępowców, co zawracali Wisłę kijem ;)

 

w starożytności baby jeszcze nie były tak przytłamszone jak w średniowieczu

W Średniowieczu były, jeśli już, przytłamszone mniej – między innymi dzięki temu chrześcijaństwu, na którym tak lubicie wieszać psy, a które rozpoznało w kobiecie (oraz biedaku) człowieka równego przed Bogiem i mającego godność osobistą. Oraz prawa, które powinny być chronione. Modlenie się do bogiń nie przekłada się na szacunek wobec kobiet rzeczywistych. Greczynka nie mogła np. mieć własnego majątku poza babskimi fatałaszkami – kobiety w Średniowieczu regularnie miały własną działalność gospodarczą (warzenie piwa w ówczesnej Anglii było zupełnie zdominowane przez kobiety).

 A w ogóle to Arystotelesowi nie zaszkodziłoby, gdyby skalał sobie łapki empirią, a nie tylko uznawał własne przemyślenia za dogmaty i prawdy objawione. Tak sądzę.

Ujejciu, błąd metodologiczny. Spójrz na jego epistemologię, nie, wróć, najpierw na ontologię – doskonałe jest to, co niezmienne (odziedziczył to po presokratykach i Platonie, żeby nie było), forma – więc duch. Więc vita contemplativa jest lepsze od rzeczy praktycznych. Nie możesz oczekiwać, że ktoś w przeszłości przyjmie te same założenia, co Ty.

 Podobno to on ten nurt zapoczątkował, ale jeszcze chyba trzymał się starej doktryny, że należy badać obiekty idealne, a świat idealny nie jest, więc doświadczenia są be.

W telegraficznym skrócie – tak. Z tym, że doświadczenia nie są be – są po prostu bezużyteczne. Świat podksiężycowy cały czas się zmienia, nic konkretnego nie można o nim powiedzieć, bo zaraz będzie inny, niż go poznaliśmy.

 Masz rację, że to odprysk. Zastanawiam się nawet, w jakim stopniu da się zrozumieć bez znajomości tej pierwszej opowieści.

Myślę, że się da, ale wtedy może umknąć warstwa fantastyczna.

 Bo jedyne lekarstwo, jakie mogli zastosować w zgodzie z teorią żywiołów, to puszczanie krwi.

O, nie, wcale nie jedyne. Podstawą leczenia była dieta. Różne dobre i mniej dobre rzeczy klasyfikowano odpowiednio do żywiołów, i pacjent miał jeść to, czego mu brakowało.

 Pitagoras głosił wegetarianizm!

Bo wierzył w reinkarnację.

 nieszczęsny Arystoteles stał się – w pewnym sensie – “apologetą” nowoczesności, progresu

Ooj, zależy, kiedy. W swoich czasach i potem w rozkwicie Średniowiecza – jak najbardziej. Ale też postęp nie jest samodzielną wartością, carissima.

 Trzeba wybierać.

Dlaczego? Nie można szanować ich obu i iść swoją ścieżką?

Offtop nieapologetyczny :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hmmm. Nie czuję się przekonana. Komu przeszkadzała Hypatia?

Wiem, że Grecy uważali pracę rąk za coś gorszego od umysłowej. Stąd rzeźba czy malarstwo nie załapały się na własne muzy – bo to rzemiosło było, a nie żadna sztuka.

No, ale jeśli chory leżał i ledwo dychał, to już chyba nie miał czasu na dietetykę? Puszczali mu krew, niekiedy dobijając biedaka.

Babska logika rządzi!

Komu przeszkadzała Hypatia?

Trudno mi w tej chwili szukać przyzwoitych źródeł, ale myślę, że nie chodziło o jej płeć, tylko (jak zwykle) o politykę, władzę i wpływy.

Wiem, że Grecy uważali pracę rąk za coś gorszego od umysłowej.

O, to, to. I właściwie jedyną cywilizacją, która je zrównuje, jest łacińska – czyli chrześcijanie, i to nie wszyscy (jest cała masa chrześcijan poza cywilizacją łacińską).

No, ale jeśli chory leżał i ledwo dychał, to już chyba nie miał czasu na dietetykę?

Zważywszy, że i tak nie mieli technicznej możliwości przeprowadzenia prawdziwej operacji w sterylnych warunkach, to i tak niewiele mogli zrobić.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Człowiek się budzi, a tu taki piękny offtop :).

Oczekuję dalszej dyskusji!

Nie możesz oczekiwać, że ktoś w przeszłości przyjmie te same założenia, co Ty.

Piękniej bym tego nie ujął!

 No, ale jeśli chory leżał i ledwo dychał, to już chyba nie miał czasu na dietetykę?

A co mieli z takim chorym robić? Żeby medycyna mogła powstać, należało przeprowadzić tysiące wojen i prowadzić doświadczenia na jeszcze żywych organizmach. Do tego nie znano wszelakich mikroskopów czy badań chemicznych.

Ponadto ciało ludzkie to jednak wyjątkowo skomplikowana maszyneria.

 

Naprawdę, należy chylić czoła przed starożytnymi, że z ogarniającego nas chaosu potrafili wyciągnąć czasem pewne prawidłowości. Często błędne, ale czy uważasz, że wszystkie dziś popierane przez naukę teorie ostaną się w przyszłych wiekach?

By wspomnieć tylko genialne zalecenia żywieniowe, które co jakieś dziesięć lat zmieniają się o 180 stopni. A pretendują do miana “naukowych”.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ale to przecież znaczy, że Hypatia miała władzę i wpływy, chociaż była kobietą i – jak to później pejoratywnie określono – poganką.

Leczenie. Prawda, nie mogli pacjenta uśpić i przeprowadzić operacji, nie mogli dać antybiotyków. Ale “primum non nocere” – tyle mogli zrobić.

Właśnie – słusznie Staruch prawi – tysiące doświadczeń. Sprawdzić, czy lepiej działa kauteryzacja rany, czy przyłożenie liścia babki. Podejrzeć, co w takim wypadku robią zwierzęta. A nie założyć, że coś tam musi leczyć i nigdy tej hipotezy nie testować.

Babska logika rządzi!

Coś się tak uparła z tą Hypatią? Jak na te miliony starożytnych niewiast, to ona jest raczej wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Bo mogło być tak, że jej ojciec Teon nie miał syna (tego nie wiem, ale tak zakładam) i “zrobił” z niej takiego swojego wymarzonego potomka. “Z braku laku nawet kobieta się nada” – tak mógł myśleć.

(zastrzegam – nie mam pojęcia, jak było naprawdę).

Ale “primum non nocere” – tyle mogli zrobić.

Życie ludzkie nie miało wówczas takiej wartości – to raz. I starali się (w swej najlepszej wierze) pomagać – to dwa.

Ale “primum non nocere” – tyle mogli zrobić.

Ależ sprawdzali. Modlili się do Posejdona – gość umarł. Do Apollla – przeżył. No to Apollo pomaga.

Gościowi pomogły pijawki. To przecież lepiej zamiast brudnych zwierząt spuścić mu krew lancecikiem.

To wszystko była wiedza empiryczna. A że czasem wnioski błędne? No cóż, przecież gołym okiem widać, że Słońce kręci się wokół a Ziemi, a już idiotyzmem jest sądzić, że kot może być równocześnie żywy lub martwy ;).

Podejrzeć, co w takim wypadku robią zwierzęta

A kto dopuszczał myśl, że zwierzęta są aż tak podobne człowiekowi? Wszak my mamy duszę, a z nimi łączy nas tylko pierwiastek diabelski. 

założyć, że coś tam musi leczyć i nigdy tej hipotezy nie testować.

Hm, a przeprowadzałaś doświadczenie Galileusza ze spadaniem ciał? Albo doświadczenie Michelsona-Morleya? Nie? To czemu zakładasz, że są słuszne?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O Hypatii słyszałam, to taki przykład podaję. A żadnej średniowiecznej babki, która miałaby władzę inną niż z sypiania z królem, nie kojarzę. Tak, mogło być tak, że Teon wychował sobie córkę na syna. Ale mógł to zrobić i widocznie nie zakładał z góry, że nic z tego nie będzie.

A kto dopuszczał myśl, że zwierzęta są aż tak podobne człowiekowi?

A kto zabraniał sekcji zwłok? Tacy egipscy balsamiści musieli się nieźle orientować, co człowiek ma w środku i co z tego najszybciej się psuje. I chyba koty też przerabiali na mumie…

Hm, a przeprowadzałaś doświadczenie Galileusza ze spadaniem ciał?

Nie, ale zjeżdżałam kiedyś z górki na sankach. Doświadczyłam, że na początku prędkość jest marna, nawet trzeba się odepchnąć, żeby ruszyć (jeśli górka łagodna). Ale potem się rozpędza. Zdarzało mi się również ciągnąć sanki z młodszym bratem (po równym) i wiem, że najciężej jest na początku. Doświadczenia z rowerem też miałam, ale to już byłam większa, bardziej kumata.

Albo doświadczenie Michelsona-Morleya? Nie? To czemu zakładasz, że są słuszne?

Nie. Ale nigdy w życiu nie pisałam podręcznika do fizyki. A Arystoteles pisał. I o to miejscami mam do niego żal – że pisał, nie sprawdziwszy. I większy do ślepych naśladowców-decydentów, którzy uznali, że skoro wielki filozof tak napisał, to musi to być prawda.

Babska logika rządzi!

Egipcjanie przerabiali mnóstwo zwierząt na mumie. Ale Grecy i Rzymianie uważali krojenie zwłok za ich bezczeszczenie. Szczerze mówiąc, nigdy się nie zastanawiałam, jak w związku z tym odnosili się do egipskiego balsamowania, pewnie Herodot coś o tym pisze…

http://altronapoleone.home.blog

Finklo – a Ty dalej jak ten pociąg na torach – ani w lewo, ani w prawo ;).

Dobra, zacznijmy od najważniejszego – czy Ty w ogóle dopuszczasz do siebie myśl, że ludzie mogą myśleć inaczej niż Ty? Że z głębokiego przekonania mogą być rasistami, fanatykami religijnymi, płaskoziemcami, antyszczepionkowcami? Bo jeśli nie, to po prostu nie ma o czym gadać.

Ale jeśli tak, to kolejne pytanie. Zastanawiałaś się kiedy, czemu masz poglądy takie, a nie inne? Tok myślenia taki, a nie inny? Jeśli się już taka urodziłaś, to szacun i game over.

Jeśli nie – co wpłynęło na Twoją “pronaukową” postawę? Nauczyciele, znajomi, ale sądzę, że przede wszystkim lektury.

Czy uważasz, że jeśli od dzieciństwa byłabyś wychowywana w społeczeństwie, w której kobiety mają ściśle określone zadania (głównie – rodzenie dzieci), a zajmowanie się nauką kompletnie się do nich nie zalicza, zostałabyś nową Hypatią?

Byłabyś wychowywana w czołobitnym szacunku do bogów, kapłanów i starszych, a każde słowo wypowiedziane przez nich (no, bogów ciężko usłyszeć :P) byłoby świętością niemal, czy miałabyś w sobie tyle siły wewnętrznej, by stac się pariaską, wyrzutkiem z powodu swoich wydumanych idei? (piszę “wydumanych”, bo nikt Twoich poglądów wtedy nie podzielałby).

Spróbuj “wejść w buty”, “wczuć się” w taką osobę. I co wtedy?

 

zjeżdżałam kiedyś z górki na sankach

No to teraz wiadomo już – Grecy takiej zabawy nie znali :P. Roweru też.

Ale poważnie – nie były im te doświadczenia do niczego potrzebne. I nawet jeśliby przeprowadzili doświadczenie Galileusza, co by to zmieniło?

większy do ślepych naśladowców-decydentów, którzy uznali, że skoro wielki filozof tak napisał, to musi to być prawda

Tak to działa. By przypomnieć tylko teorię flogistonu, czy czyn Pettenkofera, zresztą do dziś trudno wytłumaczalny.

 

I przypominam, że wielki Newton, dla nas niemal twórca współczesnej nauki, odkrywca zastosowania złożonej matematyki do opisu zdarzeń fizycznych, był równocześnie wielkim mistykiem, szukał ukrytego przekazu w Biblii i takie tam. Jak objaśnisz jego sposób myślenia? 

Roberta Hooke’a, jednego z wielkich uczonych, twórcę mnóstwa praw, świetnego konstruktora, odkrywcy, który leczył się, popijając rtęć (to podaję za Nealem Stephensonem), zaliczysz do grona których? Zacofanych czy postępowych? Prekursorów czy naśladowców?

Ogólnie – życie jest skomplikowane. Nauka dąży tylko do jego uproszczenia :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

(Kurczę, jak ja rodziłam ten elaborat, to Staruch mnie wyprzedził :) )

Finklo, wymagasz od Lilienthala, żeby latał odrzutowcem :) (czemu nikt nie napisał o Lilienthalu na Retrowizje? No, czemu?)

Primo – nie ma poznania bezzałożeniowego i bezteoriowego. Jeśli widzisz, że coś działa, to chcesz wiedzieć, jak. Czyli zbudować teorię.

Secundo:

 Ale “primum non nocere” – tyle mogli zrobić.

To Staruch już wyjaśnił, ale ja jeszcze dodam – siedziałabyś bezczynnie, wiedząc, że ktoś na Ciebie liczy? Że jak ten niewolnik umrze, to pan Tulliusz będzie bardzo niezadowolony? ;) To kwestia psychologiczna, człowiek lepiej się czuje, jeśli coś zrobi.

Ponadto (odrzutowiec Lilienthala!) metoda naukowa nie jest czymś oczywistym. To znaczy, dla Ciebie może tak, bo Ty stoisz na ramionach gigantów, ale trzeba ją było dopiero mozolnie wynajdować.

 Wszak my mamy duszę, a z nimi łączy nas tylko pierwiastek diabelski.

Hę? Skąd u Ciebie nagle gnoza i manicheizm, o czcigodny? U Arystotelesa (bo jego się czepiamy) dusza jest zasadą funkcjonowania organizmu (niczym tak wzniosłym, jak dla nas – nie jest wcale nieśmiertelna, co nastręczyło potem kłopotów po równo Awicennie i Tomaszowi). Rośliny mają tylko duszę wegetatywną (odpowiedzialną za wzrost, rozwój i rozmnażanie), zwierzęta – wegetatywną i zwierzęcą (ruch, postrzeganie, może też pamięć – nie pamiętam dokładnie), ludzie – wegetatywną, zwierzęcą i rozumną. W kwestii obserwacji – obserwowano je, a jakże, tylko nie zawsze wyciągano właściwe wnioski. Dam przykład (z obserwacji istot mniej więcej rozumnych, ale zawsze):

Na politechnice mieliśmy różne laboratoria – w grupkach po trzy do pięciu osób robiliśmy rozmaite doświadczenia. Razu pewnego mieliśmy coś zrobić z próżnią, więc prowadzący kazał nam rozstawić ekrany. Ruszam automatycznie do kąta, gdzie one stały, podnoszę jeden ekran, odwracam się – i widzę resztę grupy stojącą z głupawymi minami przy stole.

Jakie wnioski możecie wyciągnąć o moich kolegach? Co najmniej dwa różne (pewnie wpadniecie na inne): 1. że to była leniwa banda; 2. że nie wiedzieli, co to jest ekran (poza kontekstem komputerowym). Ale nie możecie wiedzieć, która z tych interpretacji jest prawdziwa.

 A żadnej średniowiecznej babki, która miałaby władzę inną niż z sypiania z królem

Wybacz sznurki do Wikipedii, ale im więcej ostatnio próbuję zrobić, tym mniej robię :(

https://en.wikipedia.org/wiki/Hilda_of_Whitby

https://en.wikipedia.org/wiki/Eleanor_of_Aquitaine

https://en.wikipedia.org/wiki/Hildegard_of_Bingen

https://en.wikipedia.org/wiki/Melisende,_Queen_of_Jerusalem (W Outremer kobiety w ogóle trzęsły całym majdanem.)

https://en.wikipedia.org/wiki/Isabella_I_of_Castile

https://en.wikipedia.org/wiki/Christine_de_Pizan

 A kto zabraniał sekcji zwłok?

Obyczaj. (Ale obyczaj każe grzebać!) Poza tym – patrz wyżej. Nie ma poznania bez teorii. Egipcjanie uważali, że mózg to tylko taki glut, a przecież musieli widywać przypadki urazów głowy choćby na wojnie.

 Nie, ale zjeżdżałam kiedyś z górki na sankach.

Ale tu masz mnóstwo zakłóceń! Tarcie o śnieg, trawa, to, że najciężej jest na początku, a potem się rozgrzewasz (Ty, nie sanki) i jest łatwiej. Jak wyłowić to, co najistotniejsze? (hint – teoria!)

 większy do ślepych naśladowców-decydentów, którzy uznali, że skoro wielki filozof tak napisał, to musi to być prawda

To też nie wszyscy. Arystoteles pozostawał Europie znany z pism logicznych aż do XII-XIII wieku, kiedy przekłady reszty jego dzieł stopniowo dotarły z krajów arabskich. I wtedy nastał szał (nie od razu, nie bez oporów) i przekonanie, że słowo Stagiryty jest prawem.

 Szczerze mówiąc, nigdy się nie zastanawiałam, jak w związku z tym odnosili się do egipskiego balsamowania, pewnie Herodot coś o tym pisze…

Wiesz co, nie pamiętam. Pamiętam tę historyjkę o gołej królowej Persji :) może potem zerknę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Skąd u Ciebie nagle gnoza i manicheizm, o czcigodny?

Oj tam, tak mi się napisało ;). Miałem na myśli, że ludzie i zwierzęta były to byty nieprzystawalne, bo ludzie mieli duszę, a zwierzęta – nie.

A to, że coś jest podobne, nie uprawnia do wyciągania daleko idących wniosków. Vide woda słodka i słona – takie same, ale nie takie same.

 

A z tą Finklową empirią może być tak jak w tym staaaarym dowcipie (Finkla na pewno zna):

Pewnemu radzieckiemu botanikowi przypisywano takie oto doświadczenie na zwierzątkach (dosyć okrutne). Otóż ów uczony złapał muchę. Taką zwyczajną. Wyrwał jej jedną nóżkę i nakazał iść. Mucha ruszyła raźno – w końcu ma aż sześć nóżek. Wnikliwy badacz na tym jednak nie poprzestał i uparcie powtarzał swoje doświadczenie, wyrywając muszce kolejne nóżki i nakazując maszerowanie po laboratoryjnym stole. Z coraz większym trudem, wraz z coraz mniejszą liczbą sprawnych nóżek, mucha ruszała. Ale po wyrwaniu ostatniej, szóstej nóżki, muszka nie ruszyła. Na nic zdało się rosnące zniecierpliwienie wnikliwego badacza, który coraz głośniej i bardziej stanowczo domagał się, by mucha ruszyła z miejsca. Nic. Nic. W końcu botanik zanotował: po wyrwaniu szóstej nóżki mucha traci słuch.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ja znałam wersję z pająkiem XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wiem, że ludzie myślą inaczej niż ja. W inny sposób, inną półkulą… Każdy przypadek jest indywidualny. Że lubią inne rzeczy – normalna sprawa. Ale fanatyków i rasistów nie rozumiem. To dla mnie zjawisko… powiedzmy, że podobne do czarnej dziury. Wiem, że istnieje, coś tam słyszałam o sposobach powstawania, ale to ludzkie moje pojęcie przechodzi.

Czemu tak sądzę? Trochę mózg (wydaje mi się, że trafił mi się organ dobrej jakości), w dużym stopniu lektury, w małym doświadczenia i rozmowy z otoczeniem.

No dobrze, ze społeczeństwami nie jest taka prosta sprawa. W rolniczych mężczyzna jest wart więcej (przynajmniej jako dostarczyciel pożywienia), bo jeśli baba w ciąży będzie orać, to najprawdopodobniej poroni. Ale kiedy już pojawi się podział pracy i specjalizacja, to przykuwanie kobiety do zlewu jest dla społeczeństwa szkodliwe, bo marnuje się w ten sposób wielki potencjał. Uważam, że nie powinno się pozostawiać wszystkich decyzji w rękach mężczyzn, bo będą suboptymalne (takie wyprawy krzyżowe, na przykład). Patriarchat jest (niestety) koniecznością, jeśli mamy klan uprawiający ziemie i hodujący tysiące owiec. Potem już nie. Ale każde społeczeństwo powinno fizycznie dbać o kobiety (nie pozwalać na bezkarne bicie czy zabijanie), bo bez nas nie będzie miało żadnej przyszłości.

Trudno mi zgadywać, kim bym była, gdyby… Na pewno bez swoich tysięcy książek rozumiałabym o wiele mniej. Nie zostałabym Hypatią. Ale wątpię, że wierzyłabym, że postępujący idiotycznie mąż jest mądrzejszy ode mnie. Acz zapewne bałabym się komukolwiek o tym mówić.

Uch, tak bardzo nie chcę wczuwać się w zahukaną kobietę, że wolę wieszać psy na facetach, którzy do tego stanu doprowadzili. :-)

Grecy sanek nie używali, ale mieli wózki – działanie analogiczne.

Co by zmieniło, gdyby świadomie przeprowadzili doświadczenie Galileusza? Pewnie zasady dynamiki zostałyby odkryte wcześniej.

Ale powtarzam: ja bardzo szanuję greckich filozofów. Mieli mnóstwo świetnych pomysłów. W różnorodności siła. Fakt, niektóre pomysły były gorsze. Trudno, tak musi być. Arystoteles mi podpadł pod jednym czy dwoma względami, ale to nie był głupi facet. Nie lubię natomiast ogłaszania “ten pogląd jest słuszny, i tylko ten!”. Zwłaszcza bez sprawdzenia tez. Monokultury nie są zdrowe. Każdy może się pomylić, wygłosić bzdurną teorię. To ludzka rzecz. Ale nie gloryfikujmy każdego zdania z ust autorytetu. Sprawdzajmy i dopuszczajmy sprawdzanie.

A co zrobił Pettenkofer?

Jak objaśnię Newtona? Potężny umysł, badał różne rzeczy. Do historii przeszedł jako autor “Principiów”. Dopóki nie sprawdził przekazu w Biblii, nie wiedział. Był religijny, wiara stanowiła dla niego ważną część życia, nie dziwię się, że i tutaj szukał przełomowych odkryć. To nie jest tak, że naukowcy nigdy się nie mylą. To tylko powinno być tak, że nie ufają wszystkiemu, co przeczytali lub usłyszeli, każdemu jednostkowemu wynikowi…

Hooke. OK, możliwe, że leczył się rtęcią. Sam to wymyślił? On chyba nie był lekarzem. W jego czasach już trudno było być człowiekiem renesansu. Zresztą, możliwe, że ta rtęć na coś tam działała. Zdaje się, że syfilis tym leczono. Ale jeśli rtęć w ogóle nie pomagała, to ten, który wymyślił takie zabiegi, był sukinsynem.

Babska logika rządzi!

O, widzisz, to już brzmi trochę inaczej.

Starożytni mogli myśleć inaczej, bo po prostu ich życie było całkiem odmienne od naszego. Zawsze powtarzam i będę powtarzał – kontekst, Finkla, kontekst (i cały czas mam uraz, że tak zjechałaś “Kroniki marsjańskie” :)).

I nie myl “co powinno być” a “co jest”, bo tu w grę wchodzi tyle różnorakich czynników, że… Nie ma społeczeństw idealnych po prostu!

Nie lubię natomiast ogłaszania “ten pogląd jest słuszny, i tylko ten!”.

A głosząc swe obrazoburcze poglądy, na pewno nie masz takiego podejścia ;)? Choć troszkę?

A co zrobił Pettenkofer?

A to: 

Pettenkofer postrzegał zarazki jako jeden z czynników zakaźnych, ale nie najważniejszy, jakby to chciał Koch. Ważniejsze od zarazka są inne czynniki, przede wszystkim odporność człowieka oraz jego warunki bytowe – czy ma co jeść, czy ma bieżącą wodę i kanalizację, czy ma czym ogrzać mieszanie. Pettenkofer krytykował Kocha tak zawzięcie, że ten rzucił mu wyzwanie: – Skoro zarazek jest takim błahym czynnikiem zakaźnym, to czy zaryzykowałby Pan wypicie bakterii cholery? – Pettenkofer się zgodził. Fiolka pełna zarazków cholery wyizolowanych ze stolca osoby zmarłej na tę chorobę dotarła 7 października 1892 roku. Pettenkofer poprosił o szklankę wody, wlał do niej zawartość fiolki, zamieszał i w obecności świadków wypił. Cholera jest chorobą przenoszoną drogą pokarmową, więc zgodnie z postulatami Kocha Pettenkofer po wypiciu zarazków powinien zachorować na cholerę, tymczasem jedyną reakcją organizmu Pettenkofera była dwudniowa biegunka, nic ponadto. 

Zawsze mi się to podobało. Są rzeczy na niebie i ziemi…

Ale jeśli rtęć w ogóle nie pomagała, to ten, który wymyślił takie zabiegi, był sukinsynem.

Ponieważ działanie rtęci jest długofalowe, nie sposób się było zorientować, że to samopodtruwanie.

A rtęć miała być lecznicza, bo to wszak “żywe srebro”. Biorąc to mistycznie i chciejsko – jak mogła nie leczyć?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No dobrze, ze społeczeństwami nie jest taka prosta sprawa.

Carissima, ale tutaj streszczasz swoje poglądy, a nie o tym konwersujemy (offtop od offtopu XD) – dlatego odpowiem tylko na to, co na temat.

 Co by zmieniło, gdyby świadomie przeprowadzili doświadczenie Galileusza? Pewnie zasady dynamiki zostałyby odkryte wcześniej.

Albo i nie. Spójrz na takie supernowe. SN 1054 była obserwowana przez astronomów chińskich i arabskich (którzy zanotowali to zjawisko w kronikach) i europejskich, którzy nie zanotowali. Dlaczego? Bo według ich (arystotelejskiej, no, dobra) podkładki teoretycznej niebo jest niezmienne, a wszystko, co się zmienia nad głową, to zjawiska atmosferyczne. Oni uznali to światło za kometę. Trzeba kogoś bardzo pewnego siebie i dobrego momentu, żeby zmienić paradygmat nauki. (Galileusz nie tym się naraził współczesnym, że miał rację – nie mogli tego wiedzieć! – tylko tym, że regularnie wygłaszał opinię: “ten pogląd jest słuszny, i tylko ten! A wy wszyscy, którzy się ze mną nie zgadzacie, jesteście idiotami”. A, że paru "idiotów" miało sporą władzę ziemską…) Polecam Ci tę książkę (jeśli wolisz, jest polski przekład, może jeszcze znajdziesz w księgarni, na pewno w bibliotece uniwersyteckiej).

 Monokultury nie są zdrowe.

Nie są. Ale żadna cywilizacja nie jest monokulturą – chyba, że aksjologicznie, bo bez tego możemy mieć tylko chaos.

Patriarchat jest (niestety) koniecznością, jeśli mamy klan uprawiający ziemie i hodujący tysiące owiec.

Dlaczego niby? W kwestii nierówności płci – Koneczny wyjaśnia ją zjawiskiem wojny i pojawieniem się branek. Potężny wojownik sprowadzał sobie więcej niewolnic, żeby harowały za jego żonę (a sam też miewał z tego korzyści), żony się rozleniwiły, także intelektualnie, i ostatecznie zrobił się z tego harem jako dowód statusu. Nie wiem, czy się z tym zgadzam – chyba nie w kazdym przypadku tak było. Ale – offtop.

 Ale nie gloryfikujmy każdego zdania z ust autorytetu. Sprawdzajmy i dopuszczajmy sprawdzanie.

Wiesz, argumentum ex authoritatem jest znanym brudnym chwytem retorycznym (spokrewnionym z argumentami z zastraszenia, większości i tradycji). O tym akurat wiemy od dawna. Tylko łatwiej jest zrzucić myślenie na kogo innego. Można (należy) takie postępowanie piętnować, ale pozostaje faktem, że ludzie to robią.

 To tylko powinno być tak, że nie ufają wszystkiemu, co przeczytali lub usłyszeli, każdemu jednostkowemu wynikowi…

Przykład: pomiar ładunku elektronu, zdaje się, przez Thompsona. Jego wyniki były błędne, bo miał błędną daną, o czym nie wiedział. Późniejsze pomiary ze skorygowanymi liczbami powinny dać lepszy wynik – ale faktycznie ludzie podawali wyniki bliskie temu błędnemu, aż po jakimś czasie stopniowo doszli do prawidłowego (na ile wiemy). Nie dlatego, że czcili Thompsona (Ia, ia, Thompson fthaghn!) – ale właśnie dlatego, że podejrzewali błąd gruby. Nie ufali swoim wynikom. Za to nadmiernie ufali jego – ale czemuś zaufać musieli. Nie da się żyć w sceptycyzmie (a przywołajcie mi ti Williama Jamesa, to ubiję).

 Ale jeśli rtęć w ogóle nie pomagała, to ten, który wymyślił takie zabiegi, był sukinsynem.

Carissima, nie, nie był. Po prostu się mylił. Człowiek nie jest wszechwiedzący i nie może być. Każda wypowiedź i każdy ruch niesie ze sobą możliwość popełnienia błędu. Każda. Milczenie i siedzenie w domu – też.

Jesteśmy skazani na niepewność. Było nie zrywać tego jabłka.

Ponadto – człowiek nie jest też gołym kartezjańskim intelektem. “Nie sprzeciwia się logice przedkładanie zagłady całego świata ponad zadraśnięcie małego palca” (Hume) – mamy mnóstwo irracjonalnych rzeczy w głowie, choćby motywacje.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cudo :D!

 

Po pierwsze – dowiedziałem się, jaki tępy jestem i czego nie wiem (ocean!). I to bez żadnego żalu czy przytyków, jakby coś.

Po drugie – czy ta ksiązka Lewisa ma polskie wydanie? Bo ja jak Himilsbach…

Po trzecie – i to jest właśnie powód, dlaczego warto publikować na portalu, a nie w jakichś (nawet szeroko znanych) zinach. Tylko na forum można trafić na tak inspirującą dyskusję.

 

Moje Panie – szacun i wielkie dzięki!

Macie u mnie piwo, i to niejedno, jak się tylko zobaczymy :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie piję… piwa XD

No dobra, na wódkę też mnie stać :P.

Powinna być w bibliotekach uniwersyteckich.

Jakoś mam ostatnio alergię na biblioteki. Sprawdziłem Allegro, ceny na razie niezachęcające, to będę polował :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, ależ Ci musiała ta moja opinia dopiec! Za to z “451 stopniami” nie polemizuję – to mi się bardziej podobało.

A głosząc swe obrazoburcze poglądy, na pewno nie masz takiego podejścia ;)? Choć troszkę?

Ale przecież pisałam, że Arystoteles mi podpadł, a nie że “jezd gupi”. Czy ja Wam narzucam własne poglądy? Czy zabraniam picia kawy i piwa, które mi nie smakują, bo są gorzkie? Pijcie sobie do woli, więcej dobrych napojów zostanie dla mnie.

Pettenkofer. Aha. Coś mi się obiło o uszy, że to Koch łyknął zarazki, żeby sprawdzić działanie swojego lekarstwa. Ale mogło być i tak. No, skoro facet był gotów zaryzykować życie dla idei, w które wierzył… Jego życie, jego sprawa. Co innego odmawianie leczenia chorym na kiłę Murzynom, żeby sprawdzić, jak się rozwinie nieleczona choroba. To już było sukinsyństwo.

A rtęć miała być lecznicza, bo to wszak “żywe srebro”. Biorąc to mistycznie i chciejsko – jak mogła nie leczyć?

Tego nie wiem, nie znam się. Możliwe, że rtęć jest tak syficzna, że bakterie padają, więc chorobę wydaje się zwalczać. W takim wypadku ktoś, kto zaordynował takie leczenie, robił, co mógł. Nie potępiam. Ale jeśli sobie tylko wymyślił, że coś, co nazywa się “żywe srebro”, musi być panaceum – to uważam go za mordercę.

 

Tarnino, no właśnie, zakładanie nauce klapek na oczy czy inne teleskopy uważam za chore.

Galileusz akurat miał rację. I zdaje się, że potrafił przytoczyć rozsądne argumenty za swoją teorią. Heloł, przecież widział przez teleskop, że nie tylko dookoła Ziemi mogą krążyć różne obiekty. Jeśli inni temu przeczyli, to jak miał ich inaczej nazwać? No przecież nie magnificencjami…

Książkę sobie ściągnęłam, ale kolejka do czytnika jest dłuuuuga.

Monokultury. Niektóre cywilizację bardziej próbują wszystko zglajchszaltować. Jedna ideologia, jeden mundur, jeden salut…

Nierówność płci tłumaczona wojną i brankami. A niewolników płci męskiej nie brali?

Pomiar ładunku. Słabo wyszło, że wszyscy się bali zakwestionować błędne wyniki. Ale przynajmniej powolutku przesuwali się we właściwą stronę.

Jesteśmy skazani na niepewność. Było nie zrywać tego jabłka.

Było szybko lecieć do tego drugiego drzewa i zagryźć drugim jabłuszkiem, a nie się przejmować brakiem ubrań…

Babska logika rządzi!

Aż chadko tak w zgrzebnej włosienicy zwykłego komentarza wtryniać się pomiędzy przebogate złotogłowie uczonej dyskusji, ale cóż – mus to mus. 

Nie lubię takiej pierwszoosobowej, monologowej narracji. Na szczęście rzecz napisana jest na tyle gładko, zręcznie i z polotem, że czytało sie bardzo dobrze. Choć pewnie gdyby tekst był choć trochę dłuższy, zmęczyłbym się. 

Dodatkowo, pisanie o paskudnym bohaterze, o jego paskudnym sposobie myślenia i paskudnych działaniach w luźnym, niemal żartobliwym stylu robi wrażenie, nadaje tekstowi świeżości i lekkości, która znakomicie kontrastuje z ciężarem i, hm… paskudnością właśnie samej treści. Dobry zabieg. 

Problem w tym, że o ile w Twoim tekście o IPhonie taka narracja, stylizacja i antypatyczny bohater (bohaterka) szły zgodnie z ciekawą fabułą, jakąś konkretną historią i wyjaśnioną na końcu tajemnicą, to tutaj czytelnik (ja znaczy, nie wiem czy każdy) pozostaje z wrażeniem, że w opowiadaniu właściwie o nic nie chodziło, tekst do niczego nie zmierza, akcja (może akcja to w sumie niewłaściwe słowo) do niczego nie prowadzi. Ot, strumień świadomości, inteligentna zabawa postaciami i faktami historycznymi oraz paroma fikcyjnymi, właściwie nawet nie fantastycznymi. Choć podkreślam – czytało się znakomicie. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki, Thargone!

w opowiadaniu właściwie o nic nie chodziło

No nie całkiem. Głównie chodziło o to, żeby pokazać, że Heron i Paulus (czyli moi główni bohaterowie), z perspektywy “ogólnorzymskiej” to takie pchełki, szaraczki.

tekst do niczego nie zmierza

A tekst zmierza do tego, by pokazać, że niezgodnie z najnowszymi ustaleniami historycznymi, Neron jednak spalił Rzym. Bo ładnie mógł zobaczyć płonące miasto przez okulary ;P.

 

W każdym razie – fajnie, że się dobrze czytało :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Thargone, ale nie przesadzaj z tą hadkością. “Hadki” przywędrował do nas ze wschodu. Mam wrażenie, że pochodzi od rzeczownika “gad”. A nie od chatki. Być może “ohydny” jest z tej samej rodziny.

Ech, tak to bywa, gdy “Trylogię” się ogląda, a nie czyta. ;-)

Babska logika rządzi!

Ha, teraz to nawet nie mogę zwalić winy na telefon, bo nawet w przedsmartfonowych czasach pisałem to przez "ch". 

Ech, tak to bywa, gdy “Trylogię” się ogląda, a nie czyta. ;-)

Otóż to. Za mą wypaczoną ortografię winię Wiktora Zborowskiego, który zdecydowanie wymawiał to straszne słowo przez "ch" :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Kurczę, przepraszam, ale muszę dokończyć :)

 Co innego odmawianie leczenia chorym na kiłę Murzynom, żeby sprawdzić, jak się rozwinie nieleczona choroba. To już było sukinsyństwo.

A, tak. Owszem. Bez wątpienia.

Ale zarazem to eksperyment, za którym tak gardłujesz. Zdecyduj się, carissima. Każdy poważniejszy eksperyment medyczny będzie miał podobne etyczne reperkusje.

 Ale jeśli sobie tylko wymyślił, że coś, co nazywa się “żywe srebro”, musi być panaceum

Rtęć nazywa się "żywym" srebrem ze względu na to, że jej kropla, naciśnięta palcem, ucieka i "rozbiega się" na mniejsze, które potem się łączą. Porusza się prawie jak żywa, o to chodzi. Co do dawnych metod doboru leków – żaden ze mnie ekspert, ale o ile wiem, często robiono to na zasadzie magicznej, podobne do podobnego. To przetrwało w homeopatii. Czasami kierowano się obserwacją – w srebrnym dzbanku woda psuje się wolniej, więc na pewno srebro przeciwdziała truciznom! W rzeczywistości jest bakteriostatykiem, ale dojdź do tego, nie wiedząc nic o bakteriach – wracamy do kwestii, co było pierwsze, doświadczenie, czy teoria.

 Galileusz akurat miał rację. I zdaje się, że potrafił przytoczyć rozsądne argumenty za swoją teorią.

Nie do końca, ale o tym za moment. Najpierw – człowiek nie jest gołym intelektem. Podrzucę inne przykłady: Henry Cavendish niewątpliwie był geniuszem. Odkrył fascynujące rzeczy sto-dwieście lat zanim zostały odkryte oficjalnie – ale właśnie. Był tak nieśmiały, że uciekał przed własną służącą (obecnie modna teoria jest taka, że miał autyzm). Nie opowiadał o swoich odkryciach, nie publikował ich, nienawidził robić hałasu wokół siebie, jak ten włoski showman Galileusz (to z wieżą, to był pokaz dla gawiedzi). Nicola Tesla niewątpliwie był geniuszem – fizyki. Bo biznesmen i pijarowiec był z niego jak z dżdżownicy długopis, nie umiał utrzymać przy życiu żadnej ze swoich firm – i tak Edison wydudkał go na strychu, ukradł pomysły i zrobił kokosy, a Tesla zmarł w pokoju hotelowym, samotny i zapomniany.

Nie wystarczy mieć rację – żeby zaczęła żyć w noosferze, trzeba ją jeszcze przekazać.

Teraz o teleskopach:

 przecież widział przez teleskop, że nie tylko dookoła Ziemi mogą krążyć różne obiekty. Jeśli inni temu przeczyli, to jak miał ich inaczej nazwać? No przecież nie magnificencjami…

Aha. A teraz wyobraź sobie, że przynoszę Ci takie szkiełko, przez które widać różne dziwne rzeczy. Fajne jest, jasne – ale skąd możesz wiedzieć, że te rzeczy naprawdę tam są? To był autentyczny problem, i zgodzę się, że współcześni Galileusza może i byli nieco zbyt konserwatywni (robiono doświadczenia typu "idź, chłopcze, na ten pagórek, a my spróbujemy cię przez to-to zobaczyć", ale pokutowały jeszcze arystotelejsko-ptolomeuszowe poglądy o niezmienności świata nadksiężycowego – zresztą nie mogli nikogo wysłać na księżyce Jowisza, żeby sprawdził) – ale Galileusz za bardzo się z tymi swoimi nowinkami wtryniał i za mało chciał dyskutować. To właśnie on chciał, żeby mu uwierzono bez zastrzeżeń (uzasadniał swoje poglądy, tak, ale nie lubił dyskusji).

Ludzie nie lubią przymusu. Więcej o trudnym charakterze Galileusza tutaj (polecam w ogóle, bo fajne).

 Nierówność płci tłumaczona wojną i brankami. A niewolników płci męskiej nie brali?

A to do Konecznego, nie do mnie. Don't shoot the messenger :) – tak czy siak myślę, że niewolnicy płci męskiej rzadziej trafiali do domów, a częściej do kopalni/na pola/do młyna/niepotrzebne skreślić. No, i nie można im było dać broni do ręki, bo by się zaraz ulągł jakiś Spartakus, więc mężczyźni mieli co najmniej jedno do roboty. Ale oni też się rozleniwili i zaczęli gardzić pracą (Koneczny uważa niewolnictwo za źródło co najmniej połowy zła na świecie).

 Słabo wyszło, że wszyscy się bali zakwestionować błędne wyniki.

Nie, niekoniecznie się bali – raczej myśleli, że to z ich wynikami jest coś nie tak.

 Za mą wypaczoną ortografię winię Wiktora Zborowskiego, który zdecydowanie wymawiał to straszne słowo przez "ch" :-)

XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To właśnie on chciał, żeby mu uwierzono bez zastrzeżeń

Do tego dodam tylko, że nie każdy ma wzrok “sokoli” i Galileusz widział rzeczy, których inni mogli nie dostrzegać. Co jeszcze wzmacnia niechęć do odkrywcy, który wie, ale pokazać wszystkim nie potrafi. Galileusz mógł zostac Schiaparellim renesansu.

A soczewki w ówczesnych czasach dalekie były od doskonałości.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Eksperymenty. Problem w tym, że tamten na Murzynach właściwie nic nie dawał. Świadomie odmówiono im pomocy, która już istniała. Jeśli choroba jest nowa, nie znamy remedium, to trzeba go szukać. Przeprowadzając doświadczenia na żywych ludziach, jeśli nie ma innego wyjścia. Czyli jestem za testowaniem różnych środków w pierwszej fazie. A potem publikujemy (czy tam przekazujemy następcy), co zadziałało najlepiej. Na rany przyłożyć takie zioło (świeży liść), na kaszel wywar z tamtego. Ale nie na podstawie obserwacji sufitu ani na zasadzie – hej, ten kwiatek jest czerwony, więc na pewno zrobi dobrze na utratę dużej ilości krwi. Zresztą, łowcy-zbieracze całkiem nieźle orientują się we właściwościach okolicznych roślin. Wystarczy tej wiedzy nie zaprzepaścić, paląc na stosach zielarki, bo to złe wiedźmy są. Oświadczanie “ten środek leczy to i to” bez poparcia w faktach jest nieuczciwe.

Sprawdzanie wody w srebrnym dzbanku to już jest jakaś droga.

Ty też się zdecyduj: Cavendish źle robił, bo nikomu nie mówił o odkryciach, Galileusz źle robił, bo był showmanem. ;-) A czy ja twierdzę, że wystarczy mieć rację, żeby żyć długo i szczęśliwie? Nie twierdzę. Upieram się tylko, że wypisywanie w dziełach naukowych niesprawdzonych teorii z dopiskiem “to święta prawda” jest niewłaściwe. Groźby wobec osób mających inne zdanie – też.

No, stanowiska ludzi niewierzących w to, co widzą przez lunetę, nie rozumiem. W końcu już w starożytności (patrz wyżej) eksperymentowano z kryształami. Okulary wymyślono na długo przed Galileuszem. Był czas, żeby się oswoić z wynalazkami. Tym bardziej, jeśli posłano chłopaka na sąsiednie wzgórze. OK, nie zawsze należy wierzyć własnym zmysłom. Ale chyba warto jakoś to rozróżniać i mieć koncepcje, dlaczego tak i dlaczego nie?

Ale przyznaję, że to ciekawe pytania. :-)

Babska logika rządzi!

Finkla, bo gdzieś mi się zgubiło:

Staruchu, ależ Ci musiała ta moja opinia dopiec!

Ano. Jedna z ulubionych ksiązek mojej młodości, a Ty huzia ;).

Ale:

Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko.

I to jest właściwy klucz do “Kronik…”.

 Oświadczanie “ten środek leczy to i to” bez poparcia w faktach

Ale już Ci tłumaczyłem: jeśli po modlitwie do Apolla mamy 60% ozdrowieńców, to jest to fakt czy nie?

Ty wiesz, że przypadek, a oni wtedy?

To jak z powiązanie raka skóry z przebywaniem na świeżym powietrzu. Musisz mieć duuużo danych, żeby te pozornie kompletnie niezwiązane z sobą fakty powiązać.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Może byłam za stara, gdy czytałam. ;-)

A do mnie przemawia szkiełko i oko. No, rozjeżdżamy się i nie bardzo rozumiem, dlaczego tak chcecie mnie nawrócić.

OK, jeśli modlitwa w świątyni Apolla działa lepiej niż w świątyni Hefajstosa, to niech się chorzy modlą do Feba. Pewnie to efekt placebo, ale nie zaszkodzi. W odróżnieniu od rtęci. Kapłani nie omieszkają wykorzystać uzdrowienia, ale od tego oni są.

W ostatnich czasach wypracowaliśmy sobie mechanizmy testowania nowych lekarstw – grupy kontrolne, ślepe próby itd. Rozumiem, że kiedyś ich nie było. Rozumiem, że często gęsto eksperyment daje nieprawdziwe wyniki – uczyłam się kiedyś o poziomach istotności i coś tam jeszcze pamiętam. Nie mam pretensji do kogoś, kto próbuje leczyć ludzi w najlepszej wierze, w zgodzie ze swoją wiedzą. Mam pretensje do ludzi twierdzących, że lek działa bez żadnych przesłanek na poparcie tej tezy.

Babska logika rządzi!

 nie bardzo rozumiem, dlaczego tak chcecie mnie nawrócić.

Nie chcemy (ja nie chcę, o Starcu bez brody się nie wypowiadam), ale tak ładnie się podkładasz… ;)

 paląc na stosach zielarki, bo to złe wiedźmy są.

Tego akurat nikt nie robił przed reformacją (czyli właśnie odrzuceniem katolicyzmu), więc przykład nie jest najszczęśliwszy. Co do przekazywania wiedzy – to właśnie robi szaman (czy wiedźma, czyli w sumie szamanka), szkoląc ucznia (uczennicę). Ale szaman od tego jest, żeby wiedział rzeczy, które przydają się czasami, a nie na co dzień.

 Oświadczanie “ten środek leczy to i to” bez poparcia w faktach jest nieuczciwe.

A czym jest fakt? Pytanie podchwytliwe :)

Ale chyba warto jakoś to rozróżniać i mieć koncepcje, dlaczego tak i dlaczego nie?

I to właśnie jest teoria. Oto doprowadziliśmy Cię do naszego stanowiska :D

 Ty też się zdecyduj: Cavendish źle robił, bo nikomu nie mówił o odkryciach, Galileusz źle robił, bo był showmanem. ;-)

Tu trzeba trafić w złoty środek, a obie skrajności są niedobre :)

 Pewnie to efekt placebo, ale nie zaszkodzi. W odróżnieniu od rtęci.

Ech. Tylko, że oni nie wiązali rtęci z późniejszą chorobą (inna rzecz, że rtęć leczy najwyżej pionowość, więc pacjent i tak się w międzyczasie przekręcił).

 Rozumiem, że często gęsto eksperyment daje nieprawdziwe wyniki – uczyłam się kiedyś o poziomach istotności i coś tam jeszcze pamiętam.

Ja już nie pamiętam, niestety. Ale nie ma czegoś takiego, jak nieprawdziwy wynik – jest wynik, który wyszedł, i tyle. Sęk w tym, żeby zrozumieć, dlaczego wyszedł taki, a nie inny. Jeśli wynik nie pasuje do przewidywań teorii, to albo eksperymentator się rąbnął (błąd gruby) albo teoria jest błędna. I niekoniecznie jest łatwo stwierdzić, która z tych możliwości zaszła.

 Nie mam pretensji do kogoś, kto próbuje leczyć ludzi w najlepszej wierze, w zgodzie ze swoją wiedzą.

A parę postów temu miałaś…

 Ale jeśli sobie tylko wymyślił, że coś, co nazywa się “żywe srebro”, musi być panaceum – to uważam go za mordercę.

Zauważ, że jeszcze nie tak dawno poważnie próbowano badać świat za pośrednictwem języka, a trochę wcześniej poważnie postulowano język uniwersalny – więc takie rozumowanie nie jest całkiem głupie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A czym jest fakt? Pytanie podchwytliwe :)

Taka gazeta… ;-) Coś, co się naprawdę wydarzyło. “Dałem lekarstwo A 4 chorym i trzech wyzdrowiało. Lekarstwo B dałem 5 chorym i tylko jeden wyzdrowiał.” Ale “Goździkowa mówi, że etopiryna pomaga na wszystko” nie jest faktem. Znaczy, to prawda, że reklamy lecą w TV, ale nie opierałabym zdrowia ludzi na opinii Goździkowej.

Rtęć. Nie mam pojęcia, jakie są skutki leczenia rtęcią. Jeśli wydaje się, że objawy znikają, to w porządku – rozumiem medyka, który to zaordynował. Ale jeśli to tylko teoretyczna koncepcja oparta na podobieństwie do “zdrowego” srebra, to nie rozumiem. Arystotelesa z jego równowagą żywiołów nie rozumiem. Ale i tego osobiście nie czytałam. Jeśli napisał, że to tylko niesprawdzona teoria, to spoko.

A parę postów temu miałaś…

Nie miałam. W zgodzie z wiedzą – w porządku. W zgodzie z wiarą – niech sam te lekarstwa łyka, jak Pettenkofer cholerę. Wyjątek: poszukiwanie remedium na nieuleczalną (jeszcze) chorobę.

Zauważ, że jeszcze nie tak dawno poważnie próbowano badać świat za pośrednictwem języka, a trochę wcześniej poważnie postulowano język uniwersalny – więc takie rozumowanie nie jest całkiem głupie.

“Czym jest nazwa? To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało.” Szekspir. Więc jednak trochę czasu musiało minąć.

 

Trochę mi się już znudziła ta dyskusja. Wygląda na to, że i tak żadne z nas przekonań nie zmieni (co najwyżej wyraźniej je zwerbalizuje), więc po co ciągnąć?

Babska logika rządzi!

Dałem lekarstwo A 4 chorym i trzech wyzdrowiało. Lekarstwo B dałem 5 chorym i tylko jeden wyzdrowiał

To nie jest próba istotna statystycznie :P

Ale jeśli to tylko teoretyczna koncepcja oparta na podobieństwie do “zdrowego” srebra, to nie rozumiem. Arystotelesa z jego równowagą żywiołów nie rozumiem.

Chyba nie o to chodziło. Arystoteles zresztą akurat tym się nie zajmował, o ile wiem.

co najwyżej wyraźniej je zwerbalizuje

To już coś. Ale skoro masz dość, to pobawmy się teraz w co innego.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To nie jest próba istotna statystycznie :P

Ale statystyki też kiedyś nie znano i nie wymagam od starożytnych tej wiedzy.

Babska logika rządzi!

Trochę mi się już znudziła ta dyskusja.

Szkoda :(.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Już raz to pisałem, ale napisze raz jeszcze – nikt tak pięknie nie offtopuje, jak wy. Przyjemność dla oczu i umysłu.

Cholipciuś, że też nie mogłam w tej dyskusji uczestniczyć. Praca, nie jest dobrodziejstwem, chociaż  ją lubię, lecz w takich sytuacjach – przekleństwem zobowiązań. 

Przeczytam, bo z co drugą wypowiedzią miałam sposobność się zapoznać, pisać nie mogłam. Multifunkcjonalność jest przereklamowana.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

O, a to fajne!

Tak bohater mojego opka mógł wyglądać:

https://www.youtube.com/watch?v=lsu69q56ops 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Przeczytałem, Staruchu.

Uczucia mam mieszane.

Ciekawie przedstawiłeś szaleństwo Nerona, a przynajmniej tak odszyfrowałem głównego bohatera, nie mniej, zanim zorientowałem się kim ów bohater jest, czyli przez jakąś połowę tekstu, zastanawiałem się, czy zamierzasz tym tekstem przekazać jakąś głębszą myśl i jaki cel mają te wszystkie wynaturzenia. Czy to taki czarny humor?

Nie będę ukrywał, że nie porwało mnie.

Zaciekawiło, owszem, ale bardziej to do czego zmierzasz i co próbujesz przekazać, niż same losy bohatera.

Nie wiem na ile miało wpływ to, że nie czytałem pierwszej części.

 

Z niuansów, to raziły mnie współczesne słowa typu “idiotka, kretyn”, które nie pasowały mi do starożytności. Podobnie jak Kitaj. Tę nazwę wymyślono dopiero w średniowieczu, więc IMHO lepiej pasowałaby tu łacińska nazwa Chin.

 

Co do Retrowizji, przewijają się te siedmiomuły w tle, więc oficjalne kryteria spełnione, ale wydaje mi się, że trochę to mało.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

No i co ja tu będę tłumaczył?

Tak mnie naszło, żeby coś skrobnąć w tle “Opowieści…”. 

A zamysł, po tych wszystkich dyskusjach, był taki, żeby przedstawić gościa, który wie. I już. A jak się nie podoba, to zdecymować. Bo jest młody i żaden stary mu podskakiwać nie będzie. I juz.

Co do współczesnych słów – nie chciałem robić z tego tekstu opowieści stricte historyccznej, bo nie taki był mój zamiar. Toteż historyczności jest o tyle, o ile. Wszak to literatura popularna, co poniektórzy pewnie nawet głównego bohatera nie rozszyfrują ;). A chciałem, żeby nawet tacy, na bakier z historią, coś z tego tekstu wyciągnęli.

Retrowizji mało, owszem, bo to tylko odprysk moich prawdziwych Retrowizji, które wyszły na tyle długie, że w konkurs się nie załapały.

Nie będę ukrywał, że nie porwało mnie.

Rozumiem i nie będę (z tym akurat) polemizował.

Za to – dziękuję za lekturę i podzielenie się krytycznymi uwagami!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Jakoś ta łacina tu pasuje. 

Ave, Jurku Człowieku ;)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wreszcie przeczytane :)

 

No, chapeaux bas – w kwestii tego, jak się rozwijasz narracyjnie i stylistycznie!

 

Nie ma co ukrywać – ten tekst stoi stylem, swadą pisarską, wczuciem się w postać – a raczej w jej stereotyp, przekazany po części przez antycesarskich historyków, a po części stworzony przez Sienkiewicza, ale nośny. Bo, jak już zauważono, fabuła, ale i technika dość pretekstowe. Ale ja bardzo poproszę więcej takich opowiadań, gdzie pretekst owocuje takimi smakami czysto literackimi.

 

A teraz największy komplement z mojej strony jest taki, że mocna końcówka – która tą wzmianką o przepowiedni wytrąca z płynnej, niekiedy mimo woli uśmiechającej lektury – nasunęła mi skojarzenie z wierszami o Neronie mojego ulubionego poety, Kawafisa. Mam wrażenie, że udało Ci się uzyskać nieco podobny efekt zestawienia dekadencji z prawdziwą grozą, ale i karą, czającą się w przyszłości.

Pozwalam je sobie zacytować (w przekładzie własnym):

 

KROKI [1909]

Na hebanowym łożu, zdobnym

w orły z koralu, pogrążony we śnie

spoczywa Neron – cichy i niepomny;

silny tężyzną swego ciała,

pięknem młodości swojej mocny.

 

Ale w komnacie z alabastru, która

Ahenobarbów kryje prastarą kaplicę,

niepokój czują Lary jego rodu.

Drżą z przerażenia małe domowe bóstewka

i usiłują ukryć swe mizerne ciałka,

bo usłyszały przeraźliwe dźwięki,

złowróżbny odgłos rozległ się na schodach,

kroki żelazne schodami zatrzęsły.

Mdleją teraz ze strachu nieszczęśliwe Lary,

schować się pragną w głębi swej kapliczki,

potykają się, pchają, wpadają na siebie

i przewracają się bóstwa maleńkie,

bo zrozumiały, co to jest za hałas,

bo rozpoznały w nim kroki Erynii.

 

CZAS, KTÓRY POZOSTAŁ NERONOWI [1918]

Nie zmartwił się Neron, kiedy usłyszał

przepowiednię Wyroczni Delfickiej.

„Siedemdziesięciu trzech lat niech się strzeże.”

Na przyjemności dużo zostało mu czasu.

Teraz ma lat trzydzieści. Bardzo długi

jest czas dany od boga, zanim będzie musiał

zacząć o przyszłe martwić się niebezpieczeństwa.

 

Teraz wróci do Rzymu nieznacznie zmęczony,

radosne jest zmęczenie tą podróżą,

w której dzień każdy same niósł uciechy –

w teatrach, gimnazjonach i ogrodach…

Te wieczory w miastach Achai…

Ciał nagich rozkosz nade wszystko…

 

Takie są myśli Nerona. A w Hiszpanii Galba

zbiera i wyposaża potajemnie armię,

starzec liczący lat siedemdziesiąt i trzy.

http://altronapoleone.home.blog

Wielkie dzięki, Drakaino :)!!!

Szkoda, że tych wierszy nie znałem wcześniej. Super są, i pięknie się wpasowują. Może coś udałoby mi się wpleść? No, ale ja ogólnie z poezją na bakier…

W każdym razie – czuję się jak kot, którego ktoś głaszcze po grzbiecie.

Słyszysz muruczenie :P?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, jakoś mnie nie porwało :(

Ale czytało mi się nieźle :)

Przynoszę radość :)

Staruchu, Kawafis to jak dla mnie jeden z największych poetów wszech czasów, w Polsce niestety mało znany i źle tłumaczony (wydane książkowo przekłady wahają się niestety od niedobrych do tragicznych). Ale nie tracę nadziei, że kiedyś uda mi się wydać przekład całości, którego mam ok. 80%, a jakieś 10-15% już publikowałam…

http://altronapoleone.home.blog

@Anet – zdarza się :).

@Drakaina – może się jeszcze do poezji przekonam?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu – trzymam kciuki. Aczkolwiek sama bardziej lubię poezję tłumaczyć niż czytać ot tak ;)

http://altronapoleone.home.blog

Przeczytane :) 

Kurcze, moim największym problemem jest to, że ja średnio lubię strumienie świadomości. Z drugiej strony, bardzo szybko połapałam się, kim może być bohater – to na pewno plus. 

Napisane bardzo lekko i w sposób przyswajalny. Zastanawiam się, czy język nie był aż zbyt potoczny, ale właściwie trudno mi odebrać to jako wadę. Konsekwentnie trzymałeś się formy, więc niech Ci będzie. ;)

To niezupełnie moja bajka, jednak pozytywne wrażenia z lektury przeważyły. :)

jednak pozytywne wrażenia z lektury przeważyły. :)

I o to chodzi :).

ja średnio lubię strumienie świadomości

No wiem, wiem, ale to się tak łatwo pisze :P. Żadnych dialogów, opisów przyrody, didaskaliów.

Ale jakby nie to, że przestrzeliłem z moim pierwotnym pomysłem Retrowizje, to pewnie bym z takim opkiem nie wyskoczył. Jednak chciałem dać znać, że konkurs jest świetny, i że moje właściwe opowiadanie gdzieś tam się kisi, bo jest za długie :/.

Dzięki, Rossa :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bardzo fajnie napisane, wciągające i dobrze się czytające. :) Granicy dobrego smaku IMO nie przekroczyłeś. Podobał mi się specyficzny typ humoru.

Ale:

perspicillum to chyba nie miało żadnego zastosowania a tej historii, oprócz tego, że Neron się go wstydził. Jeśli w jakiś sposób przyczyniło się do wywołania pożaru Rzymu, to mi ten sposób umknął. :)

Fabuła szczątkowa, w zasadzie jest to opis niecnych uczynków bohatera, kończący się bez innowacji i zaskoczenia. Z drugiej strony mam wrażenie, że taki właśnie był Twój zamysł, taki miał ten tekst być.

Nie rozumiem do końca, czym są siedmiomuły. Jakaś wyhodowana odmiana muła? O siedmiu głowach? A może poruszająca się wyjątkowo szybko, coś jak siedmiomilowe buty? :)

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Uff, bo już się spodziewałem komentarza w stylu…

Na szczęście nie. To od jajka!

perspicillum to chyba nie miało żadnego zastosowania a tej historii

Miało zastosowanie o tyle, że widząc ostro, Neron zecydował się spalić Rzym. Bo po co palić dla przyjemności coś, czego się nie widzi :P?

Według najnowszych badań historycznych Neron NIE był sprawcą pożaru. To chciałem trochę “poalternatywić”.

taki miał ten tekst być

Yes, sir. Patrz poniżej!

Nie rozumiem do końca, czym są siedmiomuły

Widzisz, Ostryga jest odpryskiem mojej prawdziwej historii na Retrowizje, o której wspomniałem w przedmowie. Zajrzysz, to się przekonasz :). 

Niestety oryginalna opowieść wyszła mi za długa w stosunku do wymagań konkursu, a nie chciałem brutalnie ciąć. I Ostrygę stworzyłem właściwie po to, żeby zasygnalizować, że tekst pierwotny jest tam gdzieś do przeczytania.

 

Dzięki za lekturę i ciepłe słowo :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Przeczytałem. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Przeczytałem.

Bardzo ładny obraz świrniętego psychopaty z tego wyszedł. Byłoby to nawet dość zabawne, gdyby nie nieco makabryczne rzeczy, które z taką lekkością Neron opowiada. 

Przeczytałam szybko i lekko, bez żadnych zgrzytów. 

Jedynie tych retrowizji w tym nie widzę. Wiem, że gdzieś tam się siedmiomuły przewinęły, ale jak by nie patrzyć historia ich powstania jest w innym tekście. 

Nie mniej czytało się całkiem przyjemnie. 

 

Pozdrawiam C. 

Byłoby to nawet dość zabawne, gdyby nie nieco makabryczne rzeczy, które z taką lekkością Neron opowiada

Taki był zamysł – on sobie po prostu nie zdaje sprawy z potworności swoich czynów. Ot, ja mogę, normalka. Ja jestem ponad… Ja… Ja… Ja…

Wiem, że gdzieś tam się siedmiomuły przewinęły

Był jeszcze inny wynalazek Herona, który nieco tę historię zmienił ;).

 

Dzięki za lekturę i komentarz :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tekst wyróżnia się przede wszystkim formą. Nie chodzi mi o jakieś artystyczne esy-floresy, tylko o narrację z charakterem. Pod tym względem czepię się właściwie tylko tej schematyczności kolejnych fragmentów. Rozumiem, że miało być konsekwentnie, każdy fragment rozpoczęty takim wykrzyknieniem. Ale po iluś razach znużyło. Może gdyby fragmentów było mniej albo byłby dłuższe…

Gorzej z fabułą. Ona jest tu marginalna. Na tym tekst najbardziej ucierpiał. I może wiąże się to z tym, że całość jest dopiskiem do innej historii, której nie czytałem. Może dlatego też nie satysfakcjonuje mnie tutaj element fantastyczno-punkowy.

Tak więc na plus narracja, ale całość nie porwała. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

może wiąże się to z tym, że całość jest dopiskiem do innej historii

No niestety, tutaj ucierpiała ta część “punkowa”. 

Zgadzam się z całością wypowiedzi, Funie, i zapraszam do “Opowieści o wodzie i ogniu”. Ciekawym, czy wtedy inaczej odbierzesz Ostrygę?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Na wstępie – światotwórstwo z poprzedniego opowiadania to ledwo tło. Zapiski Nerona mogłyby spokojnie obyć się bez nich – nazwy własne czy imiona zastąpione kimś innym i wyszłoby na to samo. Tutaj to trochę słabo. Utwór powinien bronić się sam, a nie w duecie.

Same zapiski trochę nieklimatyczne. Czuję, że są niekiedy zbyt uwspółcześnione językowo. Jednak sama postać Nerona wyraźna. Brutal, morderca, degenerat – idealny antagonista do wykorzystania gdzieś dalej :)

Podsumowują: mało tutaj fajerwerków związanych z konkursem, ale pomysł niezły, wykonanie też. Chrobocze mi jednak zbyt współczesny niekiedy język.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki, Człeku Znikąd :)!

Gwoli ciekawości – gdzie mnie poniosło i zbyt uwspółcześniłem, bo się zainteresowałem ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Głównie w przekleństwach i zdrobnieniach – przemknęło mi np. “mamcia” czy “cholera”, które jakoś mi nie pasowały. Może być ono jak najbardziej poprawne na tamten okres, ale ich użycie jakoś mnie nie przekonało, a wręcz skojarzyło ze współczesnymi tekstami, gdzie takowe wystąpiły.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ok, dzięki za odpowiedź!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No masz pecha, Staruchu, bo ja nabożny kult dla Gravesa wyssałem dosłownie z mlekiem mamy, a „Ja, Klaudiusz” była jedną z pierwszych książek, które przeczytałem samodzielnie. Tak że, wiesz, nie łatwo mnie zadowolić pastiszem, zwłaszcza takim, który sugeruje, że stary jąkała tez nie był bez winy. Ale nawet próbując się zdystansować od tego uprzedzenia, nie dostrzegam tu wiele więcej niż żart literacki i to trochę chaotyczny i przeciągnięty, bo od momentu gdy domyślam się tożsamości narratora i Twojego pomysłu, kolejne postaci sprawiają wrażenie zbędnych podpowiedzi (we wprowadzeniu wątku św. Pawła nie widzę np. sensu większego niż nawiązanie do „Quo vadis?”). No i sama interpretacja założeń konkursu, jak dla mnie widzi się grubymi nićmi szyta. Ale wszyscy mówią, że wcześniejszy tekst (usunięty z konkursu) był lepszy – muszę zatem do niego zajrzeć.

 

Dziękuję za udział w konkursie.

W takim razie zajrzyj, Coboldzie tam, ponieważ “tu” treść i forma/pisanie (własne), czymś innym jest od Gravesa. Też go, z mlekiem matki wyssałam. 

Nie napiszę, że założenia konkursu są spełnione, ponieważ nie są, lecz mrugnięcie oka do jurków, chyba nie jest… naganne;)

Ha, ciśnie mi się na pióro riposta odnośnie innego tekstu, ale… daruję sobie, boć to przecież tylko gusta, a na poważnie, to myślę że warto wpływać na rzeczywistość.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Cobold

który sugeruje, że stary jąkała tez nie był bez winy

To nie ja sugeruję, tylko Graves stanowczo przedobrzył z lukrem. A zamiłowanie Klaudiusza do śmierci wziąłem stąd:

Lubił patrzeć na twarz umierających. Kiedyś, będąc z dala od Rzymu, nie mógł znaleźć kata, który umiałby przestępców zatłuc na śmierć. Posłał po niego do Rzymu i czekał aż do późnej nocy, by patrzeć na wykonanie kary.

[Swetoniusz „Claudius”, za R. Holland] 

Trochę tylko podrasowałem, bo chyba sam śmierci nie zadawał. Ale współcześni twórcy nie przedstawiają Klaudiusza aż tak dobrze (vide Scarrow, z którego bohaterami spotkać się możesz w “Opowieści o wodzie i ogniu”).

kolejne postaci sprawiają wrażenie zbędnych podpowiedzi

Ano widzisz, nie ukrywałem, że Ostryga jest raczej próbą zwrócenia uwagi na “Opowieść…”, w której przestrzeliłem z limitem. I choć widziałbym tam możliwości skrótów, to do limitu nie udałoby się ściąć bez wykastrowania tekstu. Jeśli przeczytasz, to i Paulus, i Heron powinni wskoczyć na właściwe miejsce. A nawiązaniem do “Quo Vadis” był tylko Petroniusz, bo Paweł to u mnie jednak całkiem inna postać.

“Przeciągnięty żart” to pewnie aluzja do tych postaci (ale one mają swoje właściwe miejsce wg mnie), ale co myślisz mówiąc – “chaotyczny”?

A sam konkurs cholernie mi się spodobał, dlatego “Opowieść…” to najdłuższy tekst, jaki napisałem w życiu ;). I jeszcze stworzyłem dodatkowo suplement w postaci Ostrygi. Jak na mnie – dzieła na miarę co najmniej pięcioksięgu ;).

 

@Asylum

Dzięki wielkie :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

ale co myślisz mówiąc – “chaotyczny”?

Myślę o budowie fabuły, która mieściłaby się w założeniach konkursu. Wziąłeś kilka rozpoznawalnych postaci historycznych (Heron, św Paweł) czy quasi-historycznych (żona Piłatowa, Petroniusz) wrzuciłeś do kotła i zamieszałeś. Wyszedł Ci szereg scenek powiązanych każda z kolejną, ale nie tworzących w sumie ciągu logicznego, pokazującego jak technologia wpłynęła na losy świata. W szczególności brakuje mi łączności Heron – wynalazek (perspicilium?) – pożar Rzymu. Neron dysponuje okularami już przed spotkaniem z Heronem, a pierwszy pomysł na ogniste widowisko przychodzi mu do głowy, jeszcze gdy posługuje się szmaragdem. W efekcie ostatnia scena nie jest wynikiem wcześniejszych doświadczeń, lecz wydaje się być do nich doklejona, a samo odniesienie do Herona – niezrozumiałe.

A Swetoniusz to był plotkarz ;) Co nie zmienia faktu, że i tak w kwestii życia prywatnego i erotycznego przedstawił Klaudiusza chyba najłagodniej z całej dynastii.

Ano widzisz, nie ukrywałem, że Ostryga jest raczej próbą zwrócenia uwagi na “Opowieść…”, w której przestrzeliłem z limitem.

Jeżeli tak, to, jak mówiłem, udało się ;)

A tu to się zgodzę w kwestii “chaotyczności”, jeśli tak to chcesz ująć.

Niestety Ostryga nie jest samodzielnym bytem (no, stara się, ale jej to nie wychodzi zbyt dobrze), ale próbą zwrócenia uwagi na opowiadanie macierzyste.

To coś jak Animatrix przy Matrixie – da się oglądać samodzielnie, ale dopiero w połączeniu z filmem-matką wiadomo, o co tak naprawdę chodzi.

 

EDIT: A skoro już się konkurs przewalił, to mogę zdradzić, że tytuł opowiadania ściągnąłem z jednej konkretnej piosenki, która ma właśnie taki tytuł (no, prawie) :P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Szczerze mówiąc, bardziej podobało mi się pierwsze opowiadanie i osobiście żałuję, że zastąpiłeś je tym.

Nie da się ukryć, że masz dar do tego typu narracji i jakkolwiek ta łajza by nie była irytująca, to jego wywody czyta się z zainteresowaniem. Generalnie lektura całkiem przyjemna, aczkolwiek nie rzucająca na kolana.

Mam jednak pytanie – jak okulary wpłynęły na historię? Jakoś lepiej mi się to widziało w wykonaniu siedmiomułów z „Opowieści o wodzie i ogniu”. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Szczerze mówiąc, bardziej podobało mi się pierwsze opowiadanie i osobiście żałuję, że zastąpiłeś je tym.

Zastąpiłem, bo stwierdziłem, że tamtego się nie da przyciąć do limitu :(. I nie ukrywam, że to jednak “Opowieść…” była historią docelową na Retrowizje, ale zbyt mi się rozrosła. Trudno.

jak okulary wpłynęły na historię?

A tak, że to dzięki nim Neron zdecydował się spalić Rzym. Bo najnowsze badania wykazują, że przypisywanie Neronowi piromanii (jak w “Quo vadis” np.), było dorabianiem rudemu cesarzowi gęby po prostu. Pożar wybuchł z “przyczyn naturalnych”, jeśli można tak powiedzieć ;).

Tak w ogóle Ostryga powstała właściwie po to, by zwrócić uwagę na “Opowieść…” i była raczej taką literacką wprawką, a nie wielkim, przemyślanym, całościowym opowiadaniem. Mam nadzieję, że to akurat zadanie spełniła. I dopowiedziała co nieco do historii Mikrosa, Herona i Paulusa.

 

Dzięk wielkie, Śniąca :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tak w ogóle Ostryga powstała właściwie po to, by zwrócić uwagę na “Opowieść…” i była raczej taką literacką wprawką, a nie wielkim, przemyślanym, całościowym opowiadaniem. Mam nadzieję, że to akurat zadanie spełniła. I dopowiedziała co nieco do historii Mikrosa, Herona i Paulusa.

Niech Ci będzie :) Spełniła. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nowa Fantastyka