- Opowiadanie: Darcon - Gadające głowy

Gadające głowy

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Gadające głowy

Nagi mężczyzna kucał na głazie. Głowę trzymał nisko pochyloną, opartą o kolana. Oddychał wolno i sennie. Jednak nie spał, był w letargu, odcięty od bezdusznego świata chronicznym zmęczeniem. Ciało miał wychudzone i poranione w wielu miejscach, a na plecach…

Ocknął się. Podniósł wzrok powoli, niechętnie. Były tam. Setki, tysiące głów otaczające głaz. Jedna leżąca obok drugiej, blisko siebie, jak kostki na brukowanym placu. Nigdzie szczeliny, żeby choć palec wcisnąć. Poruszył się na głazie, obrócił. Na plecy padło blade światło, które słabo przebijało się przez gęste, nisko zawieszone chmury. I mimo półmroku, dobrze było widać porastające grzbiet głowy. Jedna przy drugiej, tak ciasno, jak podobne im pod głazem. Jedne wielkości pięści, inne znacznie mniejsze, ledwo widoczne pomiędzy dużymi. Wszystkie poruszały szczękami, nawet jeśli nic nie mówiły. Kłapały nieustannie, próbując gryźć ciało lub siebie nawzajem. Niektóre ubliżały mu, opluwały.

Mężczyzna odwrócił głowę, by na nie zerknąć, ale szybko uciekł spojrzeniem, gdy te rozjuszyły się jeszcze bardziej. Przygarbił się. Trzymał plecy wygięte w łuk, jak w geście posłuszeństwa, uspokajały się wtedy i przestawały kąsać. Ścisnął mocniej kostur. Musiał ruszać.

Ześlizgnął się powoli z głazu na głowy. Przez lata nauczył się stąpać tak, by unikać zębów. Stawał na czołach, policzkach, czasem na szyi, jeśli jakaś wystawała. Kijem obijał najbardziej zajadłe i te, które zdołały go dopaść. Stopy miał sine, opuchnięte i pogryzione, w kilku miejscach wyraźnie brakowało kawałków ciała. Część ran była stara, zabliźniona, inne krwawiły świeżo, reszta ropiała i bardzo śmierdziała. Jednak nie czuł już smrodu, przyzwyczaił się.

Przy każdym kroku czujnie obserwował głowy pod nogami. Skupiony, by nie trafić dodatkowo gdzieś na wyciągniętą rękę. Jeśli nie zauważył, te chwytały mocno szponami i trzymały, aż nasyciła się głowa. Zamrugał nerwowo na samą myśli. Dojrzał coś kątem oka i podniósł wzrok.

Wyspa, niewielka, zielona wyspa!

Ruszył szybciej w jej kierunku. Głowy pod nogami atakowały natarczywie, ale obijał je kijem. Wyspa dodała mu energii, więc uderzał mocniej, ze złością. Wbijał kostur w oczy lub usta, przez moment poczuł się silny i bił mocniej, niż musiał. Miał teraz gdzie się schować.

Wbiegł na ziemię i padł na kolana.

– Dzień dobry. – Zza samotnego drzewa wyszedł mały chłopiec, równie brudny i nagi, jak on.

– Dzień dobry. – Położył twarz na miękkiej trawie.

Ulga, jaką poczuł, była nie do opisania. Łzy popłynęły bezwiednie. Tak dawno nie był wyprostowany, dumny…

– Pobawisz się ze mną?

Napięcie powoli opuszczało mięśnie, ogarnął go błogi spokój. Tak dawno go nie czuł.

– Pobawisz się ze mną, co? – Malec szturchał go w głowę.

– Zaraz, mały, daj mi chwilę odpocząć.

Leżąc, spojrzał na chłopca. Ten przyglądał się jemu. Dzieciak miał ładną buzię, taką szczerą. Oczy niebieskie, nie, raczej szare, smutne. Włosy chyba blond, ale potargane i brudne. Równie dobrze mogły mieć inny odcień. Chłopczyk otarł gila pod nosem. Mężczyzna podniósł się i usiadł ciężko.

– Ile masz lat?

– Cztery i trochę. A ty?

– Dziesięć razy tyle.

– To dużo?

– To zależy, dla mnie dużo.

– Teraz się ze mną pobawisz?

– A ty swoje… W co chcesz się bawić?

Malec zerwał się, podbiegał do drzewa i wrócił z dwiema zabawkami.

– Pobawimy się pociągami? Ty będziesz miał ten czerwony, a ja niebieski, dobra?

Podał mu zniszczoną, drewnianą lokomotywę.

– Mój jest bardzo szybki, wiesz?

Mężczyzna wziął pociąg do ręki. Zabawka była stara, ale ładna.

– Pobawimy się w wyścig, co?

– A gdzie będziemy się ścigać?

– Tutaj! Będziemy robić takie kółka, dobra?

Maluch na kolanach zaczął zataczać okrąg wokół niego.

– Yyyy, yy, yyyy! – naśladował dźwięki, pchając zabawkę.

Mężczyzna postawił pociąg na ziemi. Chciał ruszyć, ale najpierw odwrócił się jeszcze, by sięgnąć wzrokiem głowy na plecach. Znowu próbowały gryźć.

– Jak nie będziesz ich zaczepiał i za dużo mówił, to będą cicho.

– Skąd wiesz?

Malec nie odpowiedział.

Mężczyzna uważniej przyjrzał się chłopcu. Dopiero teraz zauważył, że ten także ma jedną głowę na plecach. Miała zamknięte oczy, chyba spała. Zmarszczył brwi, kogoś mu przypominała. Spojrzał na morze głów otaczające wyspę. To dziwne. Z tysięcy, które spotkał, nie kojarzył żadnej, ta jedna wydawała się znajoma…

– Wiesz, nie mam za dużo czasu. Niedługo będę musiał iść.

– Czemu? – Chłopczyk przestał się bawić i spojrzał na niego.

– Bo muszę coś zrobić. Coś ważnego.

– Czemu?

– Tak już jest na świecie, każdy, ja, chciałbym zostawić coś po sobie, jakieś dzieło. Zapisać się w pamięci innych.

– A czemu?

– Czemu, czemu. Za dużo pytasz, mały. Nie zawracaj mi głowy!

Chłopczykowi oczy nabiegły łzami.

– A zostawisz mi kija?

– Po co?

– Żebym mógł się podpierać, jak też będę miał dużo głów.

Mężczyzna starł malcowi łzę z policzka.

– Dobrze, pobawię się z tobą jeszcze trochę.

– Pozjeżdżamy z górki?

– A masz na czym?

– Mam w domu wózek! – Smyk zerwał się i wbiegł na pagórek.

Mężczyzna ruszył za nim, gdy dotarł na niewielki szczyt, zatrzymał się, zaskoczony.

Wyspa nie była wcale wyspą. Stali na niewielkim cyplu, który stanowił część rozległej doliny. Zielonej i bujnej. Widział też kwiaty. W dole, na środku, stał dom. Nagle zza chmur wyszło słońce i oślepiło go. Zmrużył oczy. Dostrzegł leżącego na ganku psa. Z budynku ktoś wyszedł. Kobieta. Takiej kibici i krągłości nie sposób pomylić. Nagle poczuł pożądanie.

– Chcesz poznać moją mamę? – Chłopczyk chwycił go za rękę.

– Ja… Ja ją chyba znam.

Przypomniał sobie, czyją twarz ma mały na plecach.

Jego.

 

 

Koniec

Komentarze

Onirycznie przerażające, trochę nie wiem, o co chodzi, ale mam wrażenie, że może tak właśnie miało być ;)

 

Wciągnęło, więc nie zwracałam uwagi na łapankowe szczegóły, choć jakieś niedobre przecinki się przewinęły. Niemniej teraz nie mogę ich znaleźć, więc wynotowuję jedno powtórzenie:

 

“szybko uciekł spojrzeniem, gdy te rozjuszyły się jeszcze bardziej. Przygarbił się. Gdy trzymał plecy wygięte“

 

 

http://altronapoleone.home.blog

Nie wiem, co było inspiracją do opisania tak nieprawdopodobnej wędrówki i spotkania z chłopcem, ale podejrzewam, że to chyba jakiś senny koszmar.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Lubię oniryzm, tutaj wyszło to całkiem ciekawie, chociaż dialog, a raczej niektóre kwestie mężczyzny, jak dla mnie za bardzo trącą banałem i są zbyt bezpośrednie jak na taką konwencję. Sam pomysł na plus, mimo że jakoś szczególnie oryginalny nie jest. Wydaje mi się, że przekaz, chociaż po części, zrozumiałem. Nie wszystko jednak jest dla mnie jasne. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Pomysł z głowami zamiast bruku interesujący. Ale reszty nie rozumiem, łącznie z głowami na plecach. Skąd się wzięły? Co mężczyzna chce zrobić? Dlaczego istnieje zielona wyspa?

Babska logika rządzi!

Dziękuję za komentarze, chyba pozytywne. Odpowiedzi na wszystkie pytania są w tekście, Finklo, choć interpretacja może nie jest zbyt prosta. Byłoby wspaniale, gdyby ktoś się o takową pokusił.

O oficjalną wykładnię się nie pokuszę, choć przyznam, że jako rówieśnikowi bohatera i ojcowi, opowiadanie dało mi do myślenia ;)

Trochę drobiazgów technicznych:

Momentami nadużywasz przymiotników i przysłówków w sposób powodujący monotonię.

Na plecy padło blade światło, które słabo przebijało się przez gęste, nisko zawieszone, chmury.

Każdy rzeczownik, czasownik i imiesłów dostaje swoje dookreślenie, co jest nudne, tym bardziej, że te związki frazeologiczne są oklepane. Ożywiłbym to jakimś oryginalnym, własnego wynalazku epitetem. Nie co chwilę, ale ze dwa, trzy w tekście by się zdały. Wydaje mi się, że im tekst krótszy, tym forma powinna być bardziej dopieszczona, również jeśli chodzi o poetyckość.

Problem też miałem z kolejnym zdaniem:

I mimo półmroku, dobrze było widać porastające je głowy.

Bo nie zrozumiałem, mając w pamięci poprzednie zdanie, czy te głowy porastały plecy, czy chmury. To pierwsze wydało mi się logiczniejsze, ale zarazem zakładało istnienie jakiegoś zewnętrznego obserwatora (bo bohater sam swoich pleców nie widzi), a klimat pierwszych zdań jednak sugerował, że będziemy obserwować historię z perspektywy bohatera. I dalsze rozwinięcie w gruncie rzeczy potwierdziło tę hipotezę. Masz tu zatem pewną schizofrenię jeśli chodzi o narrację – punkt widzenia narratora zewnętrznego i wewnętrzne przeżycia swojego bohatera. Niby da się tak pisać, ale przy tak intymnym tekście postawiłbym konsekwentnie na to drugie – pisałbym, że protagonista czuje te głowy albo pamięta, że tam są.

Trochę powtórzeń (nie prostackich, ale czepiam się, ze względu na krótkość formy. Szort to powinna być perełka):

które zdołały go ugryźć. Stopy miał sine, opuchnięte i pogryzione

reszta ropiała i bardzo śmierdziała. Nie czuł już smrodu, przyzwyczaił się.

Z geograficznego punktu widzenia nie wyobrażam sobie cypla będącego częścią doliny. Bo dolina jest wklęsła, a cypel żeby wystawać nad morze (nawet morze głów) powinien być wypukły.

 

Ale wizja mocna i przejmująca. I zasługująca na rozwinięcie.

 

Dziwaczne i straszne, niczym coś Harlana Ellisona. Duży plus. Ujawnij się, Anonimie, bym wiedziała, kogo czytać.

 

Skoro nikt nie interpretuje, to może ja coś popchnę – razem raźniej, więc może ktoś przejmie po mnie pałeczkę:

 

Ten świat i droga przez głowy to pokuta bohatera, zgaduję, że ogólnie całej ludzkości, skoro i chłopiec ma na plecach głowę. Głowy to brzemię, które każdy dźwiga, nieustannie przypominające o grzechach/winach/okropieństwach (?), a więc protagonista podróżuje już kawał czasu, sądząc po tych wszystkich ranach i bliznach. Wydaje mi się, że jest ojcem chłopca, który (ojciec) z jakiegoś powodu opuścił dom (pagórek?) przed jego urodzeniem, i odpokutowując za złe uczynki, wrócił do rodziny. Czy pozwoliły mu na to panujące głowy?

No tak, te osobiste głowy kojarzą się z grzechami. Ale co z tymi zamiast kostki brukowej? I czym chłopiec zawinił nieznanemu ojcu, że ma jego łeb na karku?

Babska logika rządzi!

Drogi wyłożone głowami wyglądają mi na granice, odgradzające ludzi od głów, coś jak ciernie – pokutnicy w nie włażą, żeby się okaleczyć, ale większość trzyma się od nich z daleka. Choć to może być też metafora tego, że gdzie gość nie stanie, tam go pokąsają, więc nigdy nie uwolni się od tego, co zrobił (cokolwiek to jest). Tkwi tak sobie w tej pokucie, nieustannie dręczony przez łby, które chcą go pożreć – wina pożera człowieka.

 

Czemu młody ma głowę ojca na plecach, nie wiem. Może każdy rodzi się z “grzechem pierworodnym”? Albo zwyczajnie trzeba było plottwistnąć zakończenie wedle schematu ‘zaskoczenie > logika’ (oby nie).

A dlaczego młody nie ma głowy matki? I czy w ogóle są kobiece głowy?

Tam jeszcze jest mowa o tym, że główny bohater nie zna z wyglądu żadnej ze “swoich” (mijanych?) głów, tylko ta na plecach chłopca wydaje mu się znajoma.

Miałam taką myśl, że chłopiec jest bohaterem, ale wtedy mielibyśmy opowiadanie o kompleksie Edypa…

http://altronapoleone.home.blog

Może po kolei…

 

Coboldzie, dziękuję za wnikliwą analizę. Tak, z przymiotnikami i przysłówkami masz rację, ale w taki sposób chcę zbudować szybko klimat, krótko, w dwóch zdaniach. Rada z własnymi epitetami bardzo cenna, na pewno do wykorzystania, ale tutaj będę bronić trochę monotonię i nudę. To nie baśń, czyż klimat (życia) czasem taki nie jest? Jednak rozumiem, że można to ciekawiej pokazać, niż w sposób nużący.

Półmrok i “je” wcześniej pozostawione świadomie, ale z podobnymi wahaniami, więc ostatecznie poprawione, gryzienie również. Smród pozostawiony, świadomie powtórzony by podbić obrzydliwość.

Rozwinięcia raczej nie będzie. Dziękuję za dobre słowo.

 

Finklo i Drakaino, a przede wszystkim Żonglerko, bardzo ciekawa interpretacja i jest w niej dużo trafnych spostrzeżeń. Tak, młody jest synem bohatera, tak, ojciec wrócił na wyspę, do domu, do rodziny, choć będąc już na wyspie, chciał ruszać dalej, prawda?

Głowy to nie grzechy, w moim światopoglądzie nie można od nich uciec (na wyspę), czy też bronić się lub wręcz bić (atakować).

To także nie Edyp, głowy są obu płci, może warto będzie to gdzieś dorzucić… Twoje pytania, Drakaino, są celne.

Kluczem do głów jest bohater. Rozpoznając bohatera, a taka wskazówka jest w tekście, głowy staną się jasne (tak sądzę).

 

Jest mi niezmiernie miło, że ktoś poświecił czas, by się nad tym pochylić.

 

Hmm, przypuszczam, że wskazówką w tekście jest to:

 

“Tak już jest na świecie, każdy, ja, chciałbym zostawić coś po sobie, jakieś dzieło. Zapisać się w pamięci innych.”

 

– chociaż niezbyt wiem, jak się do tego zabrać. Personifikacja czegoś? Może bohater sam jest Pamięcią? Ale gość z kosturem i wygiętymi w pałąk plecami zbyt kojarzy mi się ze Śmiercią niż z czymkolwiek innym. No chyba, że kolejną wskazówką jest jego wiek, ale mnie “czterdzieści” w wieku bohatera kojarzy się tylko z “czterdzieści i cztery” Mickiewicza.

 

Zawsze można zinterpretować to tak, że głowy to ścigające bohatera podatki, bo podobno tylko one zawsze są upierdliwie pewne ;)

Hmmm, interesująca koncepcja z tą pamięcią. Ale przecież zapisanie się w pamięci powinno być raczej pozytywne, a nie gryźć po nogach.

I dlaczego chłopiec ma głowę nieznajomego ojca, ale nie ma głowy matki?

Babska logika rządzi!

Twoje pytania, Drakaino, są celne.

No to już nie zgadnę XD Moim największym erpegowym koszmarem była “podpowiedź” MG w rodzaju “jest jeszcze jedno pytanie, które mogłabyś/moglibyście zadać” – nigdy wtedy nie wpadnę na to właściwie i tu czuję się podobnie :/

http://altronapoleone.home.blog

Sporo tych kąsających głów. Dziwne, że wszystkie chcą ranić.  Interesujący i mroczny ten tekst. Dobrze się czytało. 

Dobrze więc…

 

Poniżej pełne wyjaśnienie tekstu… które ostało usunięte. Większość z Was mówi, że odarty z niedopowiedzeń tekst nie jest już taki sam.

 

Okej, nie wpadłabym za nic. Skądinąd jakem nie wojująca feministka, choć praktyczna to już bardziej, w tym ujęciu uwiera jednak trochę stereotyp, że twórcą jest oczywiście mężczyzna, a “dobrym rodzicem” kobieta…

http://altronapoleone.home.blog

No właśnie myślałem o hejcie. I tu jest pytanie: jak odróżnić hejt od surowej krytyki? A to, że ignoruje syna, to… niedobry bohater!

Zależy od własnych poglądów.

Żona, w dolinie, przy domu, symbolizuje tego “lepszego” rodzica,

Symbolizuje. Utwór i tak nie był prosty w interpretacji, pozostawienie pewnych norm, schematów społecznych, miało ułatwić zadanie.

Jak dla mnie taki zabieg jest przeciwskuteczny, zwłaszcza że najwyraźniej nie ułatwił, ale to zapewne idiosynkrazja. Skądinąd mam teraz tak, że opowiadanie jako tajemnicza wizja podobało mi się bardziej, a jak autor wyłożył, to trochę się wypłaszczyło ;) Wizja nadal efektowna, ale w sumie mnogość interpretacji była ciekawsza.

http://altronapoleone.home.blog

To dosyć prawdopodobny efekt, nie uważasz? Gdyby do każdej książki lub filmu z niedopowiedzeniami (nie wspominając już o wierszach) autorzy dorzuciliby później wyjaśnienia, zarówno książka, jak i film, w większości przypadków stracą na uroku, nawet jeśli wyjaśnienia będą pokrywały się z naszymi. :) Bo nie ma już tej tajemnicy. :)

A swoją drogą, dlaczego zakładasz, że autor, a nie autorka? Czyżby stereotyp, że mężczyzna pisze o mężczyźnie? ;)

Czyżby stereotyp, że mężczyzna pisze o mężczyźnie? ;)

To oznaczałoby, że ja jestem mężczyzną… Można dać sporo argumentów: chociażby, że “anonim” jest rodzaju męskiego… Mogłabym też się teraz pokłócić o to, że w języku polskim przyjęło się używać form męskich jako “generic” i jest to nie okej, ale jak mówiłam, nie jestem wojującą feministką. Natomiast w opowiadaniu to jednak trochę więcej. I też mam swoje podejrzenia co do tożsamości anonima…

 

A reakcja – cóż, jest dość powszechna, nie pisałam, że wyjątkowa. Przyjaciółka opowiedziała mi ostatnio o radykalnym przypadku z jakimś w miarę znanym pisarzem, ale nie pamiętam szczegółów, w każdym razie facet ujawnił, że jego powieści są wprost alegoriami politycznymi, czym popsuł jej całkowicie wcześniejszy odbiór, kiedy odbierała je jako bardziej uniwersalne metafory.

http://altronapoleone.home.blog

Pozostaje napisać na PW i się upewnić. ;)

Ja zawsze piszę o facetach, a jestem babą ;)

a skały to co?

pozytywny odbiór? ;>

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Zostałem zdyscyplinowany do konkretniejszego komentarza, więc okej. Tekst jest krótki, ale mocny, przez symbolikę. Udeżająca jest nagość bohatera, co może oznaczać pełne otwarcie się  bohatera przed gadającymi głowami, ale one… kąsają, przez co bohater odnosi bolesne rany – to że słowa ranią fizycznie. Niestety to wydaje się stawiać bohatera na z góry przegranej pozycji – powinien założyć glany. ;-) 

Pojawiło się gdzieś lekkie zmieszanie, bo najpierw bohater chodził po głowach, a potem odwracał się, do głowy na swoich plecach… coś tam dziwnie i niejasno wyszło i wprowadziło lekkie zamieszanie przy lekturze.

Bohatera nie polubiłem – ale to subiektywne jest, bo nie identyfikuję się z decyzją poświęcenia  rodziny dla… no właśnie, dla czegoś mglistego: – Tak już jest na świecie, każdy, ja, chciałbym zostawić coś po sobie, jakieś dzieło. Zapisać się w pamięci innych. Nie żeby cel był zły, ale koszty porażają. 

Tekst wciągający i moim zdaniem biblioteczny. Dobrze się czytało i podobały mi się opisy. Ogólnie pobudzający do refleksji. 

 

Ehm, skały?

no, głazy.

tam, gdzie odpoczywa.

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

– Zaraz[+,] mały, daj mi chwilę odpocząć.

Leżąc, spojrzał na chłopca. Ten przyglądał się jemu. Dzieciak miał ładna buzię, taką szczerą.

Chciał ruszyć, ale najpierw odwrócił się jeszcze, by objąć wzrokiem głowy na plecach.

No, nie potrafię sobie tego wyobrazić.

Ale czytało mi się nieźle :)

Przynoszę radość :)

Czy głaz ma pozytywne znaczenie?

 

Dzięki, Anuś.

Głaz to głaz, kamieni kupa, jest tylko po to, żeby miała na czymś usiąść dupa ;)

Chodziło mi o bardziej symboliczne znaczenie, ale można i tak. :)

Faktycznie przypomina dwie pierwsze sceny mojego opowiadania ze “Snów umarłych”. 

Napisane porządnie, tylko jedną literówkę wypatrzyłem:

Ścisnął mocnej kostur

Szkoda, że to raczej migawka niż pełnoprawne opowiadanie. Bo pomysł świetny, wyrazisty. Chciałoby się więcej takich rzeczy w fantastyce. Nie sięgających w przeszłość jak fantasy czy w przyszłość jak SF, tylko gdzieś indziej. Niby to surrealizm, a jednak jest w tym jakaś logika. 

A odautorskie wytłumaczenie przywiodło mi na myśl fantazmatowy tekst Jacka Łukawskiego ;)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dziękuję za dobre słowo, ktoś już wspominał o pełnym opowiadaniu, ale ja tego nie widzę, nie czuję. Może coś by zyskało, ale też coś straciło.

Na plecy padło blade światło, które słabo przebijało się przez gęste, nisko zawieszone[-,] chmury.

Zbędny przecinek.

 

I mimo półmroku, dobrze było widać porastające grzbiet głowy. Jedna przy drugiej, tak ciasno, jak podobne im pod głazem. Jedne wielkości pięści, inne znacznie mniejsze, ledwo widoczne pomiędzy dużymi.

Powtórzenie.

 

Podał mu zniszczoną, drewnianą[-,] lokomotywę.

Zbędny przecinek. Ostatniego epitetu nie oddzielasz od słowa, które opisuje.

 

– Czemu? – chłopczyk przestał się bawić i spojrzał na niego.

Dużą literą.

 

Usuń entery z końca tekstu.

 

Dość ciekawa wizja, mocno symboliczna, a jednocześnie turpistyczna. Sprawdziła się jako szort, zakończenie zaskakuje.

Odbieram tekst jako metaforę zagubienia społeczeństwie, może też izolacji od rodziny, no i cech charakteru przekazywanych z pokolenia na pokolenie.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Brawo, Wickedzie. Takiego czytelnika szukałem.

 

…i dziękuję za biblioteczne głosy.

Przeczytałam tekst i niestety większość komentarzy. Mówię niestety, bo teraz trudno odnieść się do pierwszego wrażenia i określić, co się samemu myślało w pierwszej chwili. 

Ogólnie tekst napewno wydawał mi się mroczny, niepokojący i koszmarny, ale podobał mi się, bo ta wizja jakoś tak… Przemawiała do mnie. Z rozmaitych interpretacji, wliczając w to sugestie autora, najbardziej chyba podoba mi się sposób odczytania symboliki zaproponowany przez Wicked G, choć te kąsające głowy jako krytycy, hejterzy i trolle, też mają sporo sensu. Niemniej w pierwszej chwili chyba właśnie myślałam, że to są wszyscy ludzie, którzy uprzykrzają nam życie, dlatego chłopiec miał na plecach ojca, bo ten jako pierwszy go zranił. Potem tych głów niestety zawsze przybywa. 

Fajny tekst, gratuluję biblioteki!

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Myślę, że następnym razem odpuszczę sobie sugestie, czy też podpowiedzi. Sam lubię niedopowiedzenia, więc będę serwował to innym. :)

Ciekawie jest czytać interpretacje każdego z Was, dziękuję również za Twoją.

Fajny tekst,

Przyznam, że takiej odpowiedzi się nie spodziewałem, strach pomyśleć, co dla Ciebie jest niefajne. ;)

Hmm, przeczytałam ten tekst, jeszcze przed Twoim wyjaśnieniem w komentarzu i muszę powiedzieć, że odebrałam go zupełnie dosłownie. Nie przyszło mi do głowy, że może to być alegoria :)

Jakiś świat w którym takie rzeczy są możliwe, być może po kataklizmie nuklearnym, kto wie?

W sumie przerażający, bardzo plastycznie oddany obraz.

Całe szczęście, że Autor nie stwarza jednak takich światów fizycznych, bo jeżeli prawdą jest, że myśl tworzy rzeczywistość, to jest niebezpieczeństwo, że gdzieś tam taki świat równoległy mógłby powstać :)

Ja w sumie zanim zaczęłam interpretować to miałam przed oczami najnowszego (?) Mad Maxa i gościa który traktował guzy nowotworowe na swojej szyi jak najlepszych ziomków.

Annarosa, sporo osób wierzy, że istnieje taki świat, nazywa się Piekło. Dzięki śliczne za czytanie.

Najnowszy Mad Max już mnie tak nie kręci, trochę zabrakło mi treści, świetnie oddany świat, ale zbyt dużo fajerwerków.

 

Intrygujący tekst. Obrazowy, niepokojący, widać, że miałeś pomysł. Co prawda oficjalne wyjaśnienie nie bardzo mi się podoba, wydaje się jakby zbyt przyziemne przy tego rodzaju symbolice, ale w końcu oceniam tekst, a nie interpretację. A ten wyszedł dobrze, w niewielkiej liczbie znaków zmieściłeś ciekawą wizję, która zapewne na jakiś czas zostanie mi w pamięci.

Hej, Teyami. Dziękuję za dobre słowo. Co do wyjaśnienia, rozmawiałem już na ten temat z Drakainą. Żadna interpretacja, nawet gdyby pokrywała się z naszą własną i była mistyczna, nie będzie odbierana lepiej, niż sam tekst, gdyż traci on tajemnicę, coś co było nieuchwytne.

Poza tym wierzę, że są artyści, dla których sztuka jest tak silnym środkiem przekazu, że mogą przeżywać w podobny sposób. 

Zrewanżuję się skojarzeniem dużo bardziej oczywistym (chyba), niż Twój Pratchett przy moim tekście :P Scena jaką zbudowałeś mocno nawiązuje do klimatu malarstwa Beksińskiego. Zakładam, że to efekt zamierzony. Udało Cię także zagrać trochę jak on na poziomie tresci i symboliki. Kiedyś oglądałem obrazy Beksińskiego na żywo w Pałacu Opatów (widze, że jesteś z Gdańska więc na pewno kojarzysz) i z każdym miałem podobnie tzn. wydawało mi się, że jest symbolika, jest przekaz ale zupełnie nie mam obowiązku interpretacyjnego, to znaczy mogę czytać po swojemu i artysta mruga do mnie okiem na zasadzie: “To jest moje, subiektywne, śmiało czytaj jak chcesz, subiektywnie”. 

Cieszę się na to skojarzenie, podczas pisania, w swej próżności, przemknęło mi przez głowę, czy komuś do głowy przyjdzie Beksiński. To miłe, że ktoś wyłapał tę cząstkę przekazu.

Mam tak samo z jego obrazami, zresztą nie tylko jego, często nie jestem pewien, o co dokładnie chodzi, ale wiem, że to ważne. 

Heh, najczęściej potępiam wszelakie oniryzmy, prawdopodobnie z powodu lenistwa – jeśli autorowi nie chce się ubrać swych myśli w czytelną formę, to mnie tym bardziej nie chce się robić tego za niego.

Cóż, muszę jednak przyznać, że Twój obraz (bo to w sumie bardziej obraz niż historia) jest dość sugestywny, a przede wszystkim klimatyczny. A klimat ten został osiągnięty dość prostym stylem i wyrazistymi, konkretnymi opisami – nie odleciałeś w niezrozumiałą poetyckość i za to plus. Jeśli już ciągnąć malarskie skojarzenia – to nie abstrakcja, nawet nie surrealizm, to niepokojący, zmuszający do zastanowienia obraz, złożony z wyraźnych, konkretnych elementów. Rzeczywiście, trochę jak niektore rzeczy Beksińskiego. 

Jeśli chodzi o ewentualne interpretacje, to ziemia wybrukowana żywymi głowami natychmiast skojarzyła mi się z tym filmem z Robinem Williamsem (którego tytułu oczywiście nie pamiętam, ale film też był malarski w klimacie) gdzie gość zostawił Niebo i poszedł wyciągnąć z Piekła żonę. Zatem moja wizja skręciła od razu w takie piekielno-pokutniczo-cierpiętnicze rejony. Facet spierdzielił życie sobie i bliskim, bo uparcie nie chciał dostrzec tego, co najważniejsze, dlatego teraz wędruje, walczy i cierpi, a nawet gdy dojdzie do końca podróży, to i tak nie widzi, że to jest to, czego szukał i chce iść dakej. Może przedstawiasz moment, gdy jego czyśćcowa wędrówka-pokuta się kończy. A może i nie. 

Dobra, miałem nie interpretować. 

Zatem – dobry szort. Plus za nastrój i sprawny balans między oniryzmem a konkretnym przekazem. Pisząc konkretnym, nie mam na myśli jedynie słusznej interpretacji, raczej chodzi mi o łatwość, z jaką tekst odczytać i zinterpretować można po swojemu. Przy większości podobnych tekstów nawet nie próbuję, bo mam wrażenie, że autor sam nie ma pojęcia co chciał powiedzieć i próbuje zgrywać ważniaka-poetę. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Przeczytane. Wrażenia niejednoznaczne. Trudno sklasyfikować mi ten tekst – tekst ni to filozoficzny, ni to przypowieść, ni to tekst oniryczny, ni to groteska. Występują mężczyzna, kobieta i dziecko w niejasnych relacjach. Sceneria fantasmagoryczna, a głowy nie gadają jak sugerował tytuł. Autor chciał coś przekazać, jednak przekaz do mnie nie trafił. Pozdrawiam.

To mnie zaskoczyłeś, Thargone. Twoje ostatnie opowiadanie to przecież malowana opowieść. :) Myślałem, że to bliskie Ci klimaty, ale chyba bliżej Ci do barda, który lubi pięknie podkoloryzować historię, niż do Beksińskiego czy Grzegorza Steca, bo jestem myślą nadal przy obrazach. Tym bardziej dzięki za wizytę i obszerne słowo.

Widziałem ten film. Ja zapamiętałem z niego końcową scenę, gdy kwiaty na łące roztapiają się w farby.

Karolino, jestem zasmucony.

Rzeczywiście, lubię malować w tekstach, w opisach bardzo często odnoszę się do barw, światła, cieni i tak dalej. Tyle, że w ten sposób podbarwiam, intensyfikuję, przejaskrawiam pejzaże i portrety, sprawiając (w założeniu oczywiście, inna sprawa, jak to wychodzi :-)) że stosunkowo niewielka ilość słów opisu wyświetla w umyśle czytelnika odpowiednie sceny (kurde, zabrzmiało to jak słowa wielkiego mistrza, zdradzającego swój sekret ;-)) Nie tworzę oniryzmów, abstrakcji, surrealistycznych kolaży, a symbolika jaką stosuje zawsze jest prosta. Tu masz totalną rację z tym podkoloryzowaniem historii :-) 

A w sumie klimaty Twojego tekstu są mi całkiem bliskie, może nie tyle jeśli chodzi o treść, bo nie jestem fanem niedookreśloności (nawet otwarte zakończenia najczęściej mnie wk… ą) ale wykonanie to już owszem. Tak jak pisałem – prosty styl do namalowania wieloznacznego obrazu, to fajna rzecz. Trochę jak z owym Beksińskim – facet potrafił namalować rozbebeszoną, zardzewiałą sierrę albo budynki z antenami przypominającymi krzyże, a powstawał z tego niepokojący, klimatyczny, skłaniający do myślenia malunek. Fakt, to wszystko skręca w stronę kiczu, ale jest to element kiczu, który lubię i uważam, że jest niezbędny, by wywołać odpowiednie wrażenie. Tak jak ze wspomnianym tu ostatnim Mad Maxem – pełno tam efekciarskich, nieco kiczowatych (ale nie tandetnych – to ważne) scen. I w zasadzie ascetyczne szaleństwo części drugiej jest sednem madmaxości i zapewne lepsze pod względem artystycznym, to nie zmienia faktu, że oglądałem ostatniego Mad Maxa z otwartą gębą. Dobry kicz nie jest zły. 

No, ale mnie poniosło, a chciałem tylko podkreślić, że Twój szort mi się podobał, choć treść to nie to co Thargony lubią najbardziej. 

Aha, scena z filmu, o której pisałem, to to:

https://youtu.be/aBzldiT0tOY

 

 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Rozumiem, to ciekawe. :) Zawsze wydawało mi się, że to pewien rodzaj "błądzenia", takie malowanie słowem. I wynika z pewnych predyspozycji, charakteru, samej osoby. Wiesz, takiej, która wraca do domu z zakupami i żona pyta:  Po co kupiłeś ten kubek? Nie wiem, spodobał mi się. :)

Niestety mnie nowy Mad max nie kupił. Tej sceny nie pamiętam, w sumie to całego filmu nie pamiętam. Oglądałem dawno temu. Bardziej krąży mi po głowie ( z mojego szorta) facet siedzący na głazie, że gdzieś widziałem, ale nie pamiętam gdzie.

Fajny szort, dobrze i obrazowo napisany. Ja zrozumiałem tak, że bohater jest ojcem tego dziecka, dlatego zna jego matkę, a mały nosi na plecach jego głowę. 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Tak, taki był pomysł. Dzięki, że wpadłeś. Druga osoba pisze, że szort jest fajny. :) Względem tego szorta – to ciekawe określenie.

Hmm, no, ciekawe, zwłaszcza, że chyba sam niezbyt często używam tego określenia przy komentowaniu tekstów. Zupełnie, jak gdyby działały tu jakieś dziwne siły… :)

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Tak nieśmiało dodam, że w czasie oczekiwania na głosowanie zespołu, może wyjdzie wersja audio tego szorta…

Brzmi nieźle :)

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Interesujący tekst. Co prawda moja wykładnia była daleka od Twojej, Darconie – ja szedłem bardziej w stronę zagubienia człowieka, który osiada co i rusz na kolejnej idei, ale koniec końców idzie szukać dalej. Pewnie co czytelnik, to inaczej wszystko zobaczy ;)

Samo czytadło przyjemne, obrazowe. Dobry koncert fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nikt nie narzeka, więc jest satysfakcja, może lepiej mi pójść mroczną stroną mocy.

Ciekawy szort – nawet gdybym nie pokusił się o przeczytanie interpretacji i wyjaśnienia, zostałby ten mocno niepokojący klimat początku i turpistyczna wizja głów. I też prawie od razu miałem to w głowie odmalowane w stylu Beksińskiego.

Kolejny Beksiński na myśli tylko cieszy. Dzięki za dobre słowo.

Darcon, bardzo udane opowiadanie, takie namalowane szkarłatem i czernią :):):) mroczne, wizja trochę jak z horroru, ale ogólnie dające do myślenia. Pozdrawiam serdecznie.

Oniryzmu w sam raz jak dla mnie, bo tak dłużej, to nie przepadam. :)

Mam wrażenie że zmagałeś się z początkiem (takie urywane zdania), bo pierwsze dwa akapity nie zachwyciły. Dopiero pod koniec drugiego wpadłeś wpadłeś w we właściwy rytm narracji. Dalej już było lepiej. Zgadzam się z również z uwagami Cobolda.

A co Autor miał na myśli? Myślę że wrażenie będzie dla każdego trochę inne, ale (uwaga, banał) tak to bywa z interpretacjami). Ogólne przesłanie jest dosyć jasne. Każdy z nas wędruje, wszyscy spotykamy głowy i w jakiś sposób z nimi obcujemy. Przyznam, że sposób bohatera jest osobliwy, strasznie agresywne te głowy. :) Ważne dla niego jest co zostawi za sobą, po sobie i dla innych, a szczególnie dla bliskich i rodziny.

Więc niech zostaw chłopcu konkretny kawał kija! Przyda mu się. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Musiałem się cofnąć do uwag Cobolda. Te urywane zdania były zaplanowane. Miały przekazać urywane poczucie rzeczywistości bohatera, coś między normalnym postrzeganiem a apatią. Chyba coś tam trochę nie poszło.

Nie, kija nie. Lepiej pozbyć się głowy (ów). ;)

Z początku gadające głowy wydawały się presją społeczną, a wyspa ucieczką od oczekiwań otoczenia. Jednak malec, dom i kobieta wydają się wnosić element rodziny. Więc może to problem rodzicielstwa oraz rodzinnego życia, które zostało zapomniane pod presją oczekiwań innych, a same oczekiwania mogły dotyczyć tego motywu “zostawić coś po sobie”. Dlatego w luźnej interpretacji powiedziałbym, że bohater jest pisarzem cierpiącym na depresję, w której wyłania się rodzina, ostoja spokoju zakryta mrokiem świata. Bohater na moment przypomina sobie prawdziwe życie. Ale to takie luźne myśli. Bardzo fajnie zapisałeś mrok i opuszczenie z punktu widzenia bohatera. Finał z chatką ma coś, może nawet, mistycznego.

Dobrze pływasz po tym oceanie, Mersayake, to prawdopodobne interpretacje. Widzę, że się skusiłeś na odwiedziny. Fajnie.

Pozdrawiam.

Tutaj zostawię już tylko ślad “Tu byłem”.

Jakiś czas temu polecano tek tekst na SB poszukiwaczom zrozumienia weirdu, więc wpadłem i ja. Nie bardzo był czas sklecić komentarz, więc chociaż pochwalę się, że byłem, przeczytałem z zainteresowaniem, a nawet dzięki temu tekstowi mogłem porzucić dalsze poszukiwania wyjaśnienia, czym jest weird. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Przybyłam, bo ktoś polecił mi na shoutboxie to opowiadanie jako dobre weird. Podobało mi się, chociaż muszę jeszcze przeczytać kilka tekstów, by poczuć ten gatunek, ale coś czuję, że się z nim zaprzyjaźnię. Nie wgłębiałam się za bardzo w interpretację, czytałam to dosłownie – dziwny świat z głowami, przerażający, oniryczny i jak dla mnie samo to wystarczy, nie potrzeba mi drugiego “głębszego” dna.

Jedynie nad zakończeniem się zastanowiłam – jedna z opcji to to, że bohater był ojcem chłopaka i dlatego ów chłopiec miał jego głowę na plecach. Druga – że bohater czasami przenosił swoją świadomość do tej drugiej głowy i stąd matka chłopca wydała mu się znajoma. Druga opcja pasowałaby do mojego odbioru tekstu, czyli “bez głębi” – po prostu kolejna dziwaczna funkcja świata przedstawionego, ale po przeleceniu komentarzy widzę, że jednak chciałeś coś więcej przekazać tym tekstem, więc pierwsza opcja jest bardziej prawdopodobna.

Trafiłam, idąc tropem najnowszych komentarzy i po lekturze mam ogromną nadzieję, że napiszesz coś na obecny konkurs weirdowy, bo to było znakomite i ja chcę więcej takiego.  

ninedin.home.blog

Nie powiem, żebym zrozumiał przesłanie. Nie wiem nawet, czy ten tekst jakiekolwiek przesłanie zawiera – muszę przemyśleć. A może wystarczy poczytać inne komentarze? Od strony fabularnej i literackiej to świetny tekst. Świat opisany tak niewielką ilością słów jest przebogaty i niezmiernie intrygujący. Interakcje dorosłego z dzieckiem, ojca z synem pokazane w tak okrutnym otoczeniu, są niezwykle prawdziwe i takie “normalne”.

Jak zacząłem, tak i skończę swoim niezrozumieniem głów (a może ciał) wypełniających tę rzeczywistość, jak i tych “rosnących” na plecach – dlaczego kąsają, dlaczego są wredne, czy to alegoryczne piekło jest?

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

CMie, dzięki za wizytę. Pisząc ten szort, nie myślałem o gatunku literackim, więc wiedza, że ktoś go polecił jest miła i ciekawa zarazem.

Sonato, tak, interpretacja z ojcem jest najbliższa, o jakiej myślałem, ale to utwór, który można interpretować na wiele sposobów. Lubię takie klimaty z niedopowiedzeniami.

Ninedin, tak, będę pisał. Mam już pomysł i fabułę, na dniach zaczynam pisanie.

Fizyku, przesłanie, czy też sens opowiadania może być różny, jak różny potrafi być czytelnik. Chociaż większość interpretacji będzie pewnie krążyć wokół podobnych odczuć i sytuacji. Detale są tu rzeczą raczej drugorzędną, acz dla mnie ważną.

Pozdrowienia dla wszystkich.

Sonato, cieszę się, że podążyłaś za moją polecajką :D

Tak i jeszcze raz dziękuję, Żongler :)

Nowa Fantastyka