Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

PsychoFish

Słowianka romansuje z fantasy

{
Wilk z Kapturkiem w stogu siana. I noc: głodna, pełna kłów, szponów oraz jadowitej magii.

"Idź i czekaj mrozów" Marty Krajewskiej to pozycja, którą można zakwalifikować, orientacyjnie, jako "low fantasy" w słowiańskich klimatach. Opowiada o młodej dziewczynie, Vendzie, wychowanicy tzw. opiekuna Wilczej Doliny. Opiekun to dość niewdzięczna fucha: nie dość, że pomaga ludziom przy gospodarskich urokach i kłopotach, leczy, to jeszcze trzeba mu się często-gęsto wyprawiać do lasów otaczających sioło, by ubić jakiegoś potwora. A poniewiaż nic tak nie ożywia opowieści jak dobry trup, to i na starcie żegnamy przybranego ojca bohaterki w dość dramatycznych okolicznościach.

 

Od tej pory Venda musi ścierać się z nieprzyjaznym otoczeniem oraz oczekiwaniami mieszkańców wioski sama. Nie chce być opiekunką, odmawia przyjęcia tej funkcji i... I tak poznajemy losy jej oraz kilkorga innych postaci. 

 

 

DOBRE, ZŁE I BRZYDKIE

 

Główna oś fabularna, związana z Vendą, jest pretekstowym łącznikiem między kolejnymi wątkami związanymi z mieszkańcami doliny, dwójką przybyszów oraz samym miejscem, znajdującym się dosłownie tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Okoliczne lasy wypełnione są stworami niekoniecznie przyjaznymi ludziom, magia jest nierozerwalnym elementem codzienności, a bogowie bywają dość nerwowi i przeczuleni na punkcie protokołu dyplomatycznego, tfu, ceremonii i obrzędów im poświęconych. Świat przedstawiany, czerpiący pełnymi garściami z podań słowiańskich – a właściwie z tego, co się do dziś zachowało w opowieściach, bajkach i opisanych zwyczajach dawnych chłopów lub świadectwach etnografów i kulturoznawców – jest też najmocniejszym punktem powieści. Umiejętnie wplecone postaci  i zjawiska nadnaturalne, nierzadko w zwykłe, codzienne sprawy świetnie oddają hipotetyczne "co by było gdyby dawne wierzenia i przesądy istniały wraz z namacalną, fizyczną rzeczywistością?". Uważny czytelnik znajdzie też liczne odniesienia do bajek i klechd. Autorka świetnie odzwierciedliła zależność między życiem wioski, a cyklami przyrody – coś, o czym w czasach miast, lamp elektrycznych i świeżego pożywienia dostępnego przez cały rok, nie mamy prawa pamiętać. Mocno zapada w pamięć rozgraniczenie między dniem, czasem pracy, czasem ludzi – a nocą, czasem, od którego wioska odgradza się kręgami pochodni, by odstraszyć to, co po zmroku wychodzi na żer. I nie mówimy tu o takiej drobnostce jak głodny wilk...

 

Po zaciekawiającym początku następuje, przez kilka rozdziałów, wprowadzanie postaci na scenę i tempo zdecydowanie odbiega od Hitchcockowskiego zalecenia o zwiększaniu napięcia po trzęsieniu ziemi serwowanym na start. Im dalej w las, tfu, w dolinę, tym bardziej odnosiłem wrażenie, że "Idź i czekaj mrozów" to  uatrakcyjniony... romans.

 

<3 <3 <3

 

Tak właśnie. Z punktu widzenia faceta, który chyba jest zwyczajną szowinistyczną świnią, jest to pozycja w treści i w formie skierowana, jak się zdaje, do pań. Życie emocjonalne bohaterów, rozterki sercowe, "chciałabym, ale boję się" zajmują sporą część powieści. Pal sześć, gdy jest to nierozerwalnie splecione np. z życiem wioski, wszak istotne było, by wyjść dobrze za mąż, żeby robotny był, nie bił, o kobietę dbał; by żonę wziąć nie tylko ładną, ale i robotną, niegłupią, a przede wszystkim zdatną do rodzenia... Więcej: Marta Krajewska ciekawie splata rozterki sercowe ludzi i nieludzi, stworów nadnaturalnych. Przykładem, gdy romansowy sznyt czyta się z zaciekawieniem ze względu na wspomniane wcześniej uatrakcyjnienie słowiańszczyzną, są wątki chcącej się odkochać młynarzówny lub pewnej ciekawej pary. Świetnie też przedstawiony jest motyw małżeństwa "z rozsądku", aranżowanego, w którym pojawia się ciąża. W tych fragmentach siedzi pazur i potencjał, który każe mi wciąż czekać na kolejną część losów wyżej wymienionych postaci.

 

Najgorzej, moim zdaniem, wypadł wątek miłosny związany z główną bohaterką (w jej nieodłącznym, czerwonym płaszczyku) i ostatnim wilkarem – wydał mi się zwyczajnie letni, pozbawiony iskry, tego bigla, który sprawia, że kibicujemy protagonistce. Owszem, miłość to niekoniecznie wulkan emocji i dziki, zwierzęcy seks. Czasem ot tak, przyjdzie, usiądzie, poda kubek i już, zdarzy się nie wiadomo kiedy – ale w "Idź i czekaj mrozów" sprowadza się do nieporadnych dialogów, nieco afektownych opisów stanu ducha (jego i jej) oraz niezbyt dramatycznego Problemu Głównej Bohaterki. Niezbyt dramatycznego, bo napięcia w nim tyle, co w gniazdku po wysadzeniu korków – rozwiązanie przychodzi szybko i łatwo.

 

Pomimo, że bohaterzy i ich wątki fabularne sa budowani konsekwentnie, poprawnie, narracji brak takiej łatwości wciągnięcia czytelnika w historię, jak w opowiadaniu autorki nominowanym do Zajdla w 2015 roku ("Daję życie, biorę śmierć"). Język jest prosty, lekko stylizowany i momentami boleśnie rażą gdzieniegdzie użyte pojęcia lub zwroty nieodmiennie kojarzące się ze współczesnym językiem lub współcześnie stosowanymi zwrotami w mowie potocznej. Ponadto niektóre dialogi wydały mi się mieć temperaturę dawno wystygłej herbaty i elastyczność legendarnego Rasiaka, co u pacana-faceta, szowinisty nie od romansów, może spowodować wywracanie oczami. Na szczęście takich momentów nie ma zbyt wiele, a kłują w oczy dlatego, że kontrastują z nieźle napisaną całą resztą.

 

Dalej zachodzę w głowę, dlaczego w gospodzie na krańcu świata, gdzie pies z kulawą nogą normalnie nie zagląda, są pokoje gościnne. Bo to, że gospoda jest, to rozumiem – piwo i miody ktoś przyrządza dla całej społeczności, gliniane butelki i kubki oraz kielichy same się nie zapełnią. Pojmę też obecność kowala i metali, wszak żelazo dawniej pozyskiwano nie tylko z kopalin. Ale jakichże gości spodziewano się w tak izolowanej od świata, wnioskując po rzadkich wzmiankach na temat czasów wilkarskiego panowania, dolinie? W miejscu, gdzie pierwszy podejrzany o ubicie chłopaka to niedźwiedź lub leśny potwór, a nie przydrożny zbój? Tak, kpię sobie z nadmiernego czepiania się różnych szczegółów :-)

 

 

 

WERDYKT

 

Podsumowując, "Idź i czekaj mrozów" prezentuje ciekawy, oparty na słowiańskiej mitologii i zwyczajach świat oraz służy wprowadzeniu garnituru postaci i wątków, z których bardzo niewiele znajduje swoje rozwiązanie na ostatnich stronach. Jest to pierwszy tom większego cyklu. Powieść w dużej części opiera się na rozterkach sercowych bohaterów, co ściąga ją w kierunku szufladki z fantastycznymi romansami. Momentami brak tempa może dać się czytelnikowi we znaki, niektóre dialogi wydają się nieco drewniane. Za to fragmenty, gdy świat podobny do tego znanego czytelnikowi z historycznych opracowań przeplata się ze światem równie rzeczywistych mamun, strzygoni, wił, porońców, duchów i upiorów – przykuwają czytelnika do książki.

 

I za tę słowiańszczyznę, utkaną z rzeczywistością w jeden kobierzec – mimo wszystko pozytywnie oceniam. Bo będę chciał sięgnąć po kolejny tom. A ja romansów nienawiżu, o jaaaaaak ja nienawiżu...

 

 

TECHNIKALIA

 

Zakupiłem e-book w madbooks.pl. Bezproblemowo.

Cena: ~17 PLN. Odrobinę drogo jak za to, co dostajemy w zamian: prosty tekst, kilka ilustracji, trzy podstawowe formaty (epub, mobi, pdf). 

 

Mam takie prywatne przekonanie, że wersje elektroniczne, dostępne tylko do pobrania on-line powinny spełniać zasadę: 2 x e-book (prosty, jak w tym przypadku) lub e-book + audiobook (prosty: jeden głos, brak nośnika fizycznego) mają w sumie cenę niższą niż paperback. Wynika to moje przekonanie z braków kosztów magazynowania innych niż hosting plików (w dzisiejszych czasach ceny takiej powierzchni są liczone maksymalnie w okolicach dziesięciu centów za gigabajt/miesiąc, serwer z sensownym limitem transferu dla niedużego e-sklepu to koszt ok. kilkaset pln miesięcznie), druku, tradycyjnej dystrybucji i jej marż. Dlatego nie kupię kompletu e-book + audiobook (czytany przez skądinąd świetnego lektora, Wojtka "Majselbauma" Masiaka) do momentu, w którym jego cena ustali się na poziomie 29-30 PLN lub samego audiobooka na co najwyżej 13 PLN. Być może w ramach jakiejś kolejnej udawanej "promocji" (CENA: 80 PLN! TERAZ PROMO: 30PLN! OSZCZĘDZASZ 500+%, OKAZJA JAK DIABLI! NIEWIARYGODNE!)?

I tak, wiem, że cena zależy od zakładanego wolumenu sprzedaży. Ja po prostu przypominam zasadę, spisaną jeszcze przez Adama Smitha: “towar jest wart tyle, ile ktoś chce za niego zapłacić”.

 

Plik mobi, odczytany na Kindle Paperwhite 2, nie ma małej okładki (thumbnail), ilustracji (źle przygotowany przez wydawcę plik), a spis treści stał się domyślnym "Table of Contents". Błędy zgłosiłem, prawdopodobnie zostaną wkrótce usunięte (szybka reakcja ze strony GC – duży plus). Poza tym brak kłopotów.

Komentarze

obserwuj

Jeśli chodzi o technikalia to zgadzam się. Madbooks wygląda marnie (kupując od nich audiobooka musiałem ściągać kilkanaście pliczków...), a nad ebookami powinni popracować. W kwestii ceny popieram (akurat 17 zł to ciut przepłacone, przynajmniej raz w miesiącu można dorwać promocje koło 10-12 zł za ebooka). Ebook + audio powinny być w przystępniejszej cenie, fajnie, jeśli w komplecie. Z drugiej strony orientuję się troszkę w tym, co składa się na koszt wersji audio i ile trzeba sprzedać egzemplarzy po regularnej cenie, żeby wyjść na zero (powinno być o tym w drugim numerze Silmarisa – autoreklama - jeśli się wyrobię).

Idz i czekaj mrozów zalicza się do dwóch-trzech wydanych do tej pory książek GC, w których okładki mogą być (reszta jest, według mnie, paskudna). Niemniej obawiam się właśnie zbyt obszernego wątku romansowego, bo nie przepadam. I nie przepadam za fantasy, więc trudno, żeby mnie coś tam trzymało przy tekście. Może, może, może kiedyś wypożyczę i przeczytam (widziałem już ze dwie osoby jak czytały wypożyczone z biblioteki – bo z takim fajnym numerkiem – “Idź i czekaj...” w miejscu publicznym).

Sirin, ja rozumiem, że bez efektu skali trudno wyjść wydawcy na plus, a skład e-wersji, koszt postprocessingu audio, być może wynajem sprzętu/studia do nagrania to nie są tanie rzeczy. Tym niemniej, skali nie zrobisz ustalając cenę powyżej"sweet spot" – a analityka na stronie internetowej nie powie ci, dlaczego użytkownik nie kupił. Dlatego głośno o tym mówię, by zaistniała informacja zwrotna.

 

Dla mnie ideałem słuchowisk–audiobooków są pozycje trylogii husyckiej Sapkowskiego. Tam wydawca ewidentnie założył, że sprzeda dużo : cena jednego tomu audio, tylko plik, dziś ustaliła się  na 26-28 złotych. A jest to pozycja wieloaktorowa, z muzyką, z efektami specjalnymi...

 

Co do romansu – generalnie nie rażą mnie wątki miłosne, natomiast w "Idź i czekaj..." odczułem ich przesyt. Za to świata przedstawionego jest mi wciąż mało , gimme MOAR! :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki za recenzję, Fiszu.

https://www.martakrajewska.eu

Prąciem uprzejmie, Marto od Krajek. Nie mój typ opowieści, ale co dalej z Atrią, Lusym i dzieckiem interesuje mnie nadal, a w dodatku bardziej niż Venda i jej udomowiony piesek:-)

Świat ci się udał przednio. Jako syn etnografki, niegdyś często bywajacy w skansenie: high five za ożywienie tamtych wspomnień.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Fiszu, bohaterów można lubić lub nie, ale to, o na czym najbardziej mi zależało w tej opowieści – kreacja świata takiego, jak go sobie wyobrażali nasi przodkowie –  zostało docenione przez ludzi, którzy się słowiańszczyzną zajmują. Rodzimowiercy chwalą, Sławosław.pl chwali, czytelnicy również w większości są zadowoleni, więc jeśli mężczyzna narzeka na romanse, a chwali świat, to jestem w stanie to zrozumieć i przełknąć bez bólu ;)

Być może udomowiony piesek jeszcze Cię zaskoczy. Być może nie. Drugi tom jest w znacznej mierze o Atrze, choć i Venda ma spore kłopoty, wynikające z umowy, którą zawarła.

Więcej nie powiem. Drugi tom wciąż się pisze ;)

https://www.martakrajewska.eu

jeśli mężczyzna narzeka na romanse, a chwali świat, to jestem w stanie to zrozumieć i przełknąć bez bólu ;)

Nie wiem zupełnie dlaczego, ale po przeczytaniu tego zdania uchachałem się ogromnie i mocno ugryzłem sie w język ;-D

 

Wyszło ci dobrze ze światem i odwzorowaniem. Powaga. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

psajko fiszu. jedno tylko sprostowanie.

odnośnie wychwalanej przez ciebie trylogii husyckiej i ceny innych audiobooków.

 

nagranie z muzyką, z wieloma aktorami itp itd co podałeś – to są koszty naprawdę ogromne. wydawca założył, że przyciągnie “nas” nazwisko sapkowskiego. wcale nie ustalił ceny na 26zł (gdzieś ty tę cenę znalazł? może jakaś chwilowa promocja), żeby dużo “nas” kupiło i się zwróciło.

totalny bullshit. cena w tej chwili w audiotece to ok. 60zł za jedną część.

a uwierz mi, takie superprodukcje praktycznie się nie zwracają. PRZYCIĄGAJĄ, ale bardzo rzadko się zwracają. chodzi o prestiż. często takie produkcje mają sponsorów i jakoś wyjdą na swoje, ale to wszystko.

kolejne zagadnienie przy okazji – audiobook może być za 9,99. proszę bardzo. polecę ci nawet jeden tutaj: https://audiostarter.com/pl/p/Wyscig-z-czasem/84

jak wytrzymasz 10 minut to gratuluję.

godzina gotowego nagrania w tanim studio nagraniowym to cena 400zł netto. z lektorem “zwykłym”, nie mega gwiazdą. za lepszego, czyli bardziej znanego lektora razy 2,3,4,5. cena może wynieść 8,10,14 tys.

trzeba to sprzedać. pośrednicy typu audioteka (tak, tak, audioteka NIE MA SWOICH STUDIÓW NAGRANIOWYCH, to tylko ich propaganda – wszystko co niby “produkują” jest zlecane) za sprzedaż u siebie audiobooka bierze 50%.

czyli audiobook kosztuje 29,90 brutto, odliczamy vat, dzielimy na pół i za jakiś czas wyślemy ci kasę ze sprzedanych kopii. czyli de facto wydawca dostaje 50% minus vat, czyli 11-12zł.

GC wcale nie ma wysokich cen na audiotece. dla audioteki standardem jest w tej chwili audiobook za ponad 40zł.

 

ale pojawiłem się ja, wynegocjowałem z szefem GC, że każdy nagrany przeze mnie audiobook można kupić z kodem “CZYTAWOJTEK” na stronie ebook.madbooks.pl z 10zł zniżką. i już okazuje się, że ponad 13godzin przyjemnego słuchania można mieć za 19zł.

ja jestem zadowolony, GC jest zadowolone, wy chyba też.

 

GC zainwestowało kasę, ja nagrałem, kasa się powoli zwraca, wszystko w imię propagowania dobrej literatury.

 

więc nie narzekajmy na TE ZŁE WYDAWNICTWA. ostatnio miałem przygodę z jednym AŁTOREM, który obraził się na wszystkie wydy bo nikt nie chciał jego tekstu wydać.

polecam wpis na moim blogu: http://czytawojtek.blogspot.co.at/2016/06/a-dzis-cisza.html

 

Cześć Wojtku,

 

Narrenturm, w 2009, startował od 59 PLN na nośniku fizycznym. I tak, chodziło o skalę, a za promocję robiło głównie nazwisko Sapkowskiego. Ponadto poszli na pewniak – powieść, która poszła w zdaje sie, 50 000 egzemplarzy i – o zgrozo – w większości się sprzedała. Nie wiem, czy wyszli do przodu na samym “Narrenturm”, wiem, że długo czekali z nagraniem/postprocessingiem “Bożych Bojowników”, prawdopodobnie właśnie ze względu na dłuższy niż zakładany okres zwrotu kosztów. Wiem, że to się sprzedaje do dziś. Recurring income.

Faktycznie, 26PLN za mp3 musiało być gdzieś w promocji. Średnia cena za jedną część, nawet w okolicach 40-50 PLN za nośnik fizyczny, okładka miękka (wspomniane przez ciebie 60 w audiotece to nie jedyna cena za plik online, bo oni, tu sie akurat zgadzam, to zdziercy i jeden z najdroższych sklepów on-line – wiem, że nie mają swojego studia), to za przeproszeniem nie jest bullshit uskuteczniany przez madbooks.pl – oraz inne e-księgarnie, żeby być sprawiedliwym - przy wielokrotnie mniejszej produkcji za 30+  jako cena katalogowa ;-) Mam alergię na robienie promocji w ten sposób, wręcz organiczną.

Pi razy oko kojarzę koszty normalnego studia nagraniowego. Doskonale orientuje się, jak zakosztorysować i zabudżetowac, zarówno produkt jak i projekt wykonania produktu, jak amortyzować koszty oraz co to nasze kochane państwo pożera w podatkach i ZUS. I nadal nic to nie zmienia – wszystko zależy od zakładanego wolumenu sprzedaży, przy którym ma nastapić ROI, bo studio/nagranie jest to nakład inwestycyjny, jednorazowy, którego udział w cenie spada wraz ze wzrostem liczby sprzedanych egzemplarzy. Czyli kluczowa jest siła rażenia modelu sprzedaży, przyjętego przez dystrybutorów/wydawnictwo (marża dystrybucji i podatki, procentowy podział łupów /royalties jeśli obowiązuje).

 

Nadal stoję za stanowisku, że za e-book + audiobook (jeden głos, nawet tak dobry jak twój, bez nośnika fizycznego) nie zapłacę więcej niż za paperback. Zwyczajnie, nie będę płacił za założenie sprzedażowe dla niskiego wolumenu. Poczekam – albo ta cena spadnie, albo nie kupię. Nie ma w tym nic osobistego, po prostu nie muszę i nie będę tolerował idiotycznych zagrań marketingowych, które udają, że dają promocję poprzez zawyżenie ceny katalogowej. Bo to moje pieniądze ;-) A ja chciałem kupić komplet i specjalnie na niego czekałem, bo audioboook biorę do auta lub na sprytfon, na czas transferu, kiedy np. prowadzę, a e-book na czytnik – kiedy nie prowadzę ;-) 

 

Nie narzekam na te złe wydawnictwa, Wojtku. Narzekam, zwróć uwagę, na formę oferty i cenę, uzasadniam dlaczego i jasno artykułuję moje prywatne, konsumenckie oczekiwanie. I zwyczajnie głosuję portfelem: nie będę przepłacał w imię czyjegoś modelu sprzedażowego, o idiotycznym marketingu z pseudo-promocjami nie wspominając.

 

Bardzo możliwe, że jestem odosobniony w swoim mniemaniu – więc przy zadowalających wynikach sprzedaży takie głosy zwyczajnie można zignorować, a ja jestem gorszy od smerfa Marudy. Ba, nie byłby potrzebny kod CZYTAWOJTEK, nieprawdaż? Co nie zmienia faktu, że fajnie że jest, chwała Ci za to. Ale jest liczony od sztucznie zawyżonej – moim zdaniem – ceny katalogowej, więc nawet skorzystanie z niego daje 19,90 (stary trik z niższą wartością z przodu)  w madbooks, które chyba nie bierze 50% od selling price?

 

Po prostu poczekam na satysfakcjonującą mnie cenę. Albo na czasy, gdy większość paperbacków podskoczy do 35 PLN ;-)

 

 

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ja też nie widuję audiobooków w tej fantastycznej cenie do 13zł, o której pisałeś, Fiszu. Ale ja ze średniowiecza jestem, w audiobookach dopiero sie rozsmakowuję, głównie za sprawą Wojtka i jego pięknego czytania (nie tylko Idź i czekaj mrozów).

https://www.martakrajewska.eu

Marto, nie rozumiemy się.

 

Ja za audiobook+e-book chcę zapłacić tyle co za sensowny paperback – 30 PLN.

Poniewaz madbooks, aby kupić twoją książkę, zmusiło mnie do przepłacenia za e-book (17 PLN) – nie kupię audiobooka za więcej niż 13 PLN. W tym układzie sprzedali mi jeden produkt zamiast dwóch, tylko Marta dostaje coś od ceny okładkowej, zamiast Marta i Wojtek, a w dodatku mają mniejszy przychód... Cóż, sami chcieli. Ich oferta za 35 PLN, powiem ci szczerze, jeszcze by była do strawienia, gdyby nie kretyńska pseudo-promocja bazująca na sztucznie zawyżanych cenach katalogowych. Przykro mi, ale nawet osobista sympatia nie zmusi mnie do zakupów powyżej pierwotnie zakładanego progu. Nie i już, za takie mało etyczne praktyki marketingowe płacił nie będę.

 

Amen ;-)

 

A Wojtek czyta świetnie i polityka cenowa sprzedawcy i dystrybutorów tej opinii nie zmienia.

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zaintrygowały mnie Wasze opinie.....akurat nie mam już co czytać, wiec czas na nowy zakup ;]

Nowa Fantastyka