- Hydepark: Nowoświaty - antologia

Hydepark:

książki

Nowoświaty - antologia

Cześć!

 

Niektórzy z Was pewnie już wiedzą/widzieli, że 21 kwietnia 2021 roku nakładem wydawnictwa SQN ukazała się pokonkursowa antologia zatytułowana “Nowoświaty”. W środku znajdziecie opowiadania ośmiu autorów, z których aż SIEDMIU to nasi portalowicze, a całym projektem kierowała nieoceniona Naz <3 

Wspomniana siódemka to Mr.maras, Jualari, Fleurdelacour, Wicked G, Mortecius, Lech i ja :)

Każde opowiadanie jest inne, ale wszystkie łączy wspólny mianownik: Stanisław Lem, którego rok obecnie obchodzimy.

W imieniu swoim i pozostałych autorów zapraszam do lektury i dzielenia się w komentarzach swoimi wrażeniami :)

Do Naz kieruję z kolei podziękowania za inicjatywę i redakcję wszystkich ośmiu tekstów :)

 

Na koniec wrzucam okładkę, bo jest naprawdę cudowna :D

 

Komentarze

obserwuj

Rzeczywiście, można powiedzieć,  że to antologia mocno portalowa. Czekamy niecierpliwie  na opinie pierwszych czytelników. Na Rok Lema lektura jak znalazł. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Gratulacje! :)

Dzięki! :)

 

Dla zainteresowanych: napomknę jeszcze, że zbiór można zdobyć m.in. przez stronę samego wydawnictwa :)

A ja już mam swój egzemplarz i czytam :D

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

A ja dodam tylko, że ten ebook jest tańszy od piwa w pubie. Puby zamknięte, więc...

Po przeczytaniu spalić monitor.

Gratulacje :)

To ja może rzucę ciekawostką odautorską:

 

“Mgły nad Atlantis” czerpią bardzo mocną inspirację z “Solaris”, ale w tym opowiadaniu ważny jest również tytułowy wątek Atlantydy. To miejsce chciałem wykorzystać już od jakiegoś czasu w opowiadaniu, jednak motywowała mnie do tego nie tyle sama historia z mitologii, co piosenka – często mam tak, że jeden utwór muzyczny wystarczy, żeby dać mi inspirację do stworzenia literackiego dzieła. W tym przypadku było to “Atlantis (I Need You)” od LTJ Bukema – kawałek legendarny w kręgach jungle i DnB.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Moja "anegdota" związana z opowiadaniem antologii nie jest ani śmieszna, ani przyjemna. Ale też  ma konotacje muzyczne. Poszukując węgierskiego nazwiska, potrzebnego mi w opowiadaniu, przypomniałem sobie zespół Omega. Wybrałem László Benkő. Gdy opowiadanie poszło na konkurs, jakiś czas później natrafiłem na informację, że muzyk właśnie zmarł (18.11.2020)... W kontekście fabuły opowiadania, była to ponura i przykra wiadomość. Co gorsza, trzy dni później (21.11.2020) zmarł kolejny muzyk Omegi Tamás Mihály...

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Czyli prawda jest ponura i porażająca. Nikt nie czyta(ł), nikt nie ma nic do powiedzenia :P. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Już mam, marasie, dam opinię. Jeśli mi się uda – przeczytam w ten weekend, jeśli nie w kolejny. 

Przestałam myśleć, że to przerażające, chociaż jeszcze z osiem lat temu bardzo się tym przyjmowałam. Teraz tylko obserwuję i co najwyżej martwię się tym, że w Czechach, Skandynawii czytają więcej polskich reportaży i książek niż u nas. U Polsce wszyscy piszą lub grają i biegają za życiem, bo zabezpieczeń normalnych niestety brakuje oraz pewnej mody. Fantastyka jest naprawdę u nas nudna i tasiemcowa, w ogóle nie odnosi się do współczesności. Ciągle jest to skrzyżowanie obyczajówki, ucieczki, powtarzalnych fabuł. Są wyjątki, ale ci Autorzy najczęściej uciekają z obszarów fantastycznych.

Z tego, że jest tylu piszących, ogromnie się cieszę, ponieważ jest to kontakt ze słowem, językiem, najlepszym narzędziem pozwalającym rozwijać abstrakcyjne myślenie, kombinowanie, próbę uchwycenia konceptu w komunikowalnej innym formie, choć żal z niesięgania do innych pozycji literackich w  mniejszym lub większym stopniu. Bardzo wzbogaciłoby warsztaty i pomysły. Jest jak jest.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dzięki, Asylum. Czekamy zatem na Twoją opinię :)

Taki to już światek fantastów, że więcej ludzi w nim pisze niż czyta, a jeśli już czyta, to zachodnich pisarzy, a nie swoich. A jeśli nawet swoich, to raczej uznane nazwiska, a nie debiuty czy nołnejmy. Tym bardziej liczyłem na opinie osób z portalu, skoro 90 % antologii to właśnie autorzy z portalu. Ale obserwując znikome zainteresowanie portalowiczów debiutami powieściowymi czy innymi publikacjami zewnętrznymi autorów związanych z fantastyka.pl, mam wrażenie, że życie portalowe jest hermetyczne, twórczość portalowa jest hermetyczna, zainteresowanie jest hermetyczne i w zasadzie dominująca jest chyba hermetyczna wzajemność. Czyli czytanie i komentowanie na portalu z nadzieją na rewnaż pod swoim portalowym tekstem. To nic złego. I to chyba nawet normalne zjawisko, które było do przewidzenia. Ale zastanawiające mimo wszystko i ciekawe.

Bo tak naprawdę ilu portalowiczów czytało powieściowe debiuty Tenszy, Ochy, Funa, Naz, Wisielca, Bemik itp., czy inne publikacje portaliowiczów wydane poza portalem (Ceterari, Cobold, Gravel, Drakaina itd.)? Zauważyłem, że publikacje takie czytają (i komentują tu i tam) głównie autorzy podobnych pozaportalowych publikacji. Czyli pozostali, czytaj: twórcy skupieni na zdobywaniu uznania na portalu, raczej nie kwapią się z czytaniem i ocenianiem twórczości autorów wychylających się poza portal z publikacjami. A w sumie szkoda. Naszym głównym celem jest przecież szlifowanie warsztatu i podbijanie czytelników na zewnątrz (ale mogę się mylić, bo zaraz zjawi się kilka osób, które zapewnią mnie, że im  portalowy splendor wystarcza). Warto więc chyba podpatrywać i zabierać głos w sprawie takich publikacji, które się przebiły na zewnątrz. A tymczasem niewiele jest osób, które wypowiadają się pod wątkami z publikacjami portalowiczów w NF, na papierze itd. W sumie to raczej bardzo wąska grupa zainteresowanych plus stali recenzenci kolejnych numerów NF. Reszta ignoruje lub ogranicza się do gratulacji w wątku Pochwal się.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Marasie, zrezygnowałem z jednego piwa i ebooka zakupiłem. Jak przeczytam, wypowiem się szerzej :)

No i to jest inwestycja, która mnie niezwykle cieszy, Realucu. Nawet postawię za to piwo, jeśli wszechświat i mechanika kwantowa skrzyżują kiedyś nasze drogi.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Nie tylko w światku fantastów nie czytają. Odnoszę wrażenie, że w innych mikroświatach jest podobnie. Chociaż muszę się z Tobą zgodzić w kwestii, że prędzej zachodnich pisarzy niż polskich, aczkolwiek są środowiska, w których jest inaczej. Uważam, że powoli przyzwyczajamy się do reportaży, jest spora grupa pisarzy stosunkowo młodych utrzymujących się z pisania, choć najczęściej są nimi kryminały lub quasi-kryminały, dobrze sprzedaje się też literatura dziecięca i dla młodzieży.

Z kolei z nołnejmami myślę, że jest różnie, lecz czasami udaje się nawet za pierwszym razem. Znam kilku nołnejmów, którzy wydali pierwsze książki i nie jest źle. Kumpel nawet dostał się na wąską listę Wrocławskiego Festiwalu Kryminału. Dużą promocją są uznane konkursy w różnych miastach i festiwale. Naturalnie okupione jest to ciężką pracą – pisaniem, korygowaniem, poprawianiem, a potem dbaniem o promocję, może nie przesadnym, ale jednak. Wydawnictwa w tym pomagają, ale o niektóre sprawy warto zadbać samemu.

Masz rację, że czytelnicy mogą pomóc. Prawdą jest, że życie portalowe jest hermetyczne i również prawdą, że jawi się jako zjawisko naturalne. Altruizm stanowił jeden z ważnych czynników zwiększających dostosowanie (tj. sprzyjał ewolucji człowieka). Promował bowiem te pierwotne plemiona, grupy, w których występowały takie zachowania (większe grupy, rozrodczość, bezpieczeństwo). Na marginesie – jak widzisz – dokształcam się z teorii ewolucji, bo rzeczywiście jest wielką teorią unifikującą, podobną do tej, której może się kiedyś doczekamy albo i nie, mającą połączyć kwantową teorię pola z ogólną teorią grawitacji Einsteina, No, ale nie wiadomo, bo na razie szukamy sposobów kwantowania oddziaływań grawitacyjnych, tak jak to zrobiono z elektromagnetycznym, jądrowym i słabym. Jestem po wykładzie prof. Kozłowskiego "Od małpy do Einsteina". Dostałam namiary na książkę – współczesne podstawy i "kuję na blachę" kolejne rozdziały. Jeszcze kiedyś o tym porozmawiamy. ;-)

Sądzę, że potencjalne zainteresowanie portalowiczów mogłoby być większe przy spełnieniu kilku założeń otwartych grup. Choć naturalnie ruch będzie okresowy. 

O jakich założeniach myślę? Na przykład pozostawania na portalu po otrzymaniu piórka bądź wpadanie nań i komentowanie kilku opowiadań chociaż raz na kilka miesięcy. Widzisz, Autorom publikującym, wygrywającym konkursy też się nie chce czytać innych. Wyjątkiem są osoby, takie jak Ty, Cobold, DD, Drakaina, Ninedin, Finkla, Wicked, mogłam kogoś pominąć za co przepraszam. Z jednej strony to zrozumiałe – praca i życie porywają nas w zupełnie inne rejony i czasu zostaje mało co na czytanie portalowych tekstów, jeśli już można poświęcić go na pisanie. Z drugiej rywalizacja na rynku, po co poprawiać innych i zwiększać konkurencję, co jest niejako pomieszaniem z poplątaniem, gdyż silni pisarze, środowisko, rynek, czytelnictwo przysłużyłoby się wszystkim. Więcej tortu, po prostu, a nie tylko okruszki. 

Kolejną sprawą jest obawa o kradzież swoich "nowatorskich", "super oryginalnych" pomysłów. Świadomie napisałam w cudzysłowie, ponieważ sam zalążek pomysłu jest jedynie początkiem, jeszcze trzeba dobrze go opracować, wypreparować i porządnie zrealizować. Dlatego nie wydaje mi się istotnym zagrożeniem, ale przytaczam, ponieważ często słyszałam/czytałam pomiędzy znakami podobne opinie. Trochę mnie to bawi, gdyż pisanie na rozliczne konkursy zewnętrzne daje w gruncie rzeczy mniej informacji jakościowej niż można otrzymać tutaj z uwagi na różnorodność odbiorców (Darwin się kłania). Naturalnie, znowu, są konkursy i konkursy, więc dopuszczam się naprawdę grubej generalizacji. 

Do tego lęku (nie strachu) przyczyniają się też oczekiwania wydawców papierowych związane z wyłącznością i brakiem publikacji w necie. Takie rzeczy trzeba wyważyć, bo często pewien rodzaj dostępności jest promocją. Nie rozumiem tego uporu wydawców i zapisów w umowach. Czy nielegalne streamingi filmów, muzyki, książek zmniejszyły ich sprzedaż. Z badań wynika, że niekoniecznie, a nawet niekiedy wręcz przeciwnie. Oczywiście, potrzebny jest balans i budowanie kultury szacunku do własności intelektualnej, to bez wątpienia, ale wprost się nie przekłada, bo nie może.

Jeszcze inną sprawą jest umiejętny patronat nad portalem. Tu nie mam dobrych doświadczeń, choć są jednostkowe i niezbyt rozległe, więc trudno je rozciągać na NF, choć jakieś tam przemyślenia swoje mam. Poza tym, raczej nieźle, znam różne organizacyjne, korporacyjne uwarunkowania, wiec jestem wdzięczna za to, do czego mam dostęp.

Nie wiem, Marasie, czy publikujący czytają siebie wzajemnie, nie odnoszę takiego wrażenia, ale mogę zwyczajnie o czymś nie wiedzieć, niewiele się udzielam w necie. Wyjątek zrobiłam tylko dla tego portalu. Poza tym Ci, którzy drukują, tworzą niejako swoją grupę, raczej zamkniętą, choć jest rodzajem przymkniętych drzwi.

Wątek pochwał jest fajny. To miejsce do podzielenia się swoją radością, a z kim to zrobić lepiej, jak nie z potencjalnymi czytelnikami. Tu czasami zdarza się rozjazd, bo z rzadka takie opowiadanie, po czasie karencji wymaganej przez wydawcę, pojawia się na forum. Czasami dlatego, że nie jest fantastyczne, bo Autor eksploruje inne rejony.

Oj, rozpisałam się, mr. marasie. Kończę czym prędzej i pozdrowienia przesyłam. Niech przemierzą dystans błyskawicznie, tunelem bądź w chmurach.

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

I ja kupiłem, choć z racji chwilowej braku czasu przeczytam dopiero w wakacje. I również dopiero wtedy powiem coś więcej :)

Слава Україні!

Asylum jak już odpowie to odpowie konkretnie :)

 

Na marginesie – jak widzisz – dokształcam się z teorii ewolucji, bo rzeczywiście jest wielką teorią unifikującą, podobną do tej, której może się kiedyś doczekamy albo i nie, mającą połączyć kwantową teorię pola z ogólną teorią grawitacji Einsteina, No, ale nie wiadomo, bo na razie szukamy sposobów kwantowania oddziaływań grawitacyjnych, tak jak to zrobiono z elektromagnetycznym, jądrowym i słabym. Jestem po wykładzie prof. Kozłowskiego "Od małpy do Einsteina". Dostałam namiary na książkę – współczesne podstawy i "kuję na blachę" kolejne rozdziały. Jeszcze kiedyś o tym porozmawiamy. ;-)

Też jestem mocno zanurzony w tych tematach ostatnimi czasy. Osobiście polecam Briana Greene “Piękno wszechświata. Superstruny, ukryte wymiary i poszukiwanie teorii ostatecznej”. Teraz zabieram się za świeżo wydaną u nas “Niedokończona rewolucja Einsteina. W poszukiwaniu tego, co leży poza granicami teorii kwantowej” Lee Smolina.

 

O jakich założeniach myślę? Na przykład pozostawania na portalu po otrzymaniu piórka bądź wpadanie nań i komentowanie kilku opowiadań chociaż raz na kilka miesięcy. Widzisz, Autorom publikującym, wygrywającym konkursy też się nie chce czytać innych. Wyjątkiem są osoby, takie jak Ty, Cobold, DD, Drakaina, Ninedin, Finkla, Wicked, mogłam kogoś pominąć za co przepraszam. Z jednej strony to zrozumiałe – praca i życie porywają nas w zupełnie inne rejony i czasu zostaje mało co na czytanie portalowych tekstów, jeśli już można poświęcić go na pisanie.

To fakt, sporo osób, które wybiły się ze swoją twórczością, mocno ograniczyło aktywność portalową. Ale przecież Ninedin czy Drakaina są bardzo aktywne, Fun i Naz i Ocha odwiedzają nas wciąż sporadycznie, a Cobold nawet wrócił do lożowania :)

 

Nie wiem, Marasie, czy publikujący czytają siebie wzajemnie, nie odnoszę takiego wrażenia, ale mogę zwyczajnie o czymś nie wiedzieć, niewiele się udzielam w necie. Wyjątek zrobiłam tylko dla tego portalu. Poza tym Ci, którzy drukują, tworzą niejako swoją grupę, raczej zamkniętą, choć jest rodzajem przymkniętych drzwi.

Jeśli zajrzysz np. na FB to tam wśród profili pisarskich naszych autorów widać wzajemne wspieranie, lajkowanie i komentowanie. Takie profile mają np. i Cobold i Fun i Ocha i Naz i Belhaj i Wicked i inni. Kilka osób prowadzi bloga (Naz, Drakaina, Ninedin, Finkla). Warto zaglądać w takie miejsca.

 

Bardzo mnie cieszy ten zakup i takie postanowienie, Golodhu :) Trzymam za słowo!

Po przeczytaniu spalić monitor.

ETeż jestem mocno zanurzony w tych tematach ostatnimi czasy. Osobiście polecam Briana Greene “Piękno wszechświata. Superstruny, ukryte wymiary i poszukiwanie teorii ostatecznej”. Teraz zabieram się za świeżo wydaną u nas “Niedokończona rewolucja Einsteina. W poszukiwaniu tego, co leży poza granicami teorii kwantowej” Lee Smolina.

O, ciekawe rzeczy czytasz! Teorii strun, superstrun przyglądałam się przed kilku laty, nie przekonuje mnie, nie spina się. Smolin – sama nie wiem, próbuje zastosować teorię ewolucji do galaktyk, pociągająca idea, z pewnością  poruszająca wyobraźnię. Ja raczej siedzę w drobiazgach i konkrecie, z rzadka udaję się na skrzyżowanie fizyki z filozofią. Choć akurat żywe galaktyki na tyle mnie zainspirowały, że na samym początku pisania popełniłam kawałek z tym związany, choć raczej luźno związany i jeśli kiedyś pociągnę raczej z tego nie zrezygnuję. 

To fakt, sporo osób, które wybiły się ze swoją twórczością, mocno ograniczyło aktywność portalową. Ale przecież Ninedin czy Drakaina są bardzo aktywne, Fun i Naz i Ocha odwiedzają nas wciąż sporadycznie, a Cobold nawet wrócił do lożowania :)

Tak, to prawda i szalenie to doceniam! O, widzisz zapomniałam o Funie, Naz i Osze. Przepraszam Was za to! Powroty czy nawet rzadkie „wdepnięcia” bardzo mnie radują. :-)

Warto zaglądać w takie miejsca.

Czasem zaglądam. xd Nie wiedziałam, że Finkla też prowadzi blog. :-)

 

Już czytam, może się uda, jak mi nie wrzepią za dużo rozlicznej roboty w sobotę i niedzielę, bo tę normalną zminimalizowałam – ekonomizując. Pierwsze moje wrażenie, że rożnorodne – to dobrze, poza tym długie. Trochę tych znaków nastawialiście. ;-)

Jednak nie mogę za bardzo się spieszyć z czytaniem, muszę robić przerwy i uważać, abym maratonu sobie nie zafundować, gdyż wtedy wrażenia się nakładają i mogą przechodzić na kolejne opowiadania. Każde  musi dostać swój czas.

Już kończę, aby nie spamować wątku zgoła nie przeznaczonego do tego i cóż, poczytać...  :-)

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Już czytam, może się uda, jak mi nie wrzepią za dużo rozlicznej roboty w sobotę i niedzielę, bo tę normalną zminimalizowałam – ekonomizując. Pierwsze moje wrażenie, że rożnorodne – to dobrze, poza tym długie. Trochę tych znaków nastawialiście. ;-)

Jednak nie mogę za bardzo się spieszyć z czytaniem, muszę robić przerwy i uważać, abym maratonu sobie nie zafundować, gdyż wtedy wrażenia się nakładają i mogą przechodzić na kolejne opowiadania. Każde  musi dostać swój czas.

Czytać jak najbardziej, ale też dzielić się wrażeniami i krytykować. Ten portal powoduje, że człowiek się przyzwyczaja do szybkiego feedbacka, a potem coś opublikuje gdzie indziej i... następuje irytująca długa cisza. Trzeba czekać na jakieś recenzje, opinie na LC itp. Stąd też ten wątek na portalu.

Ale kto wie, może kiedyś te opowiadania z antologii też trafią na portal i autorzy dowiedzą się więcej na ich temat z komentarzy. Tymczasem jednak są inne plany odnośnie tych tekstów i obowiązują umowy z wydawcą.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ano, Marasie, na portalu człowiek przyzwyczaja się do reakcji, szybkiego feedbacku. Uzależnia. ;-)

Zatem lecimy, kto wie czy nie w chaos. Znowu zapomniałam, ile znaków można tutaj w komentarzu wstawić, aby nie zbugować indywidualistycznie. Raz, kiedyś mi się to udało. 

 

Opowiadania w “Nowoświatach” łączy prócz Lema również pandemia. W większości z nich przewija się ten motyw. Czy to niedobrze? Nie, myślę, że doświadczenie ostatniego roku oznaczyło nas czerwonym markerem. Spodziewałam się odniesień, choć miałam nadzieję na mniej dosłowne, innymi słowy zanurkowałabym w masce tlenowej, może nie z butlą, raczej w poziomie, próbując poznać ośmiornicę, jej zwyczaje i środowisko. :-)

 

Pisząc ten komentarz, po wielokroć się zatrzymywałam. Koła myśli buksowały na stromym lodowym podjeździe, systemy kontroli trakcji były bezradne. Założyłam na koła łańcuchy jednak nie wiem, czy się udało pokonać przeszkodę. Myśląc o rezultacie – tak, skończyłam pisać refleksje czytelnicze i za chwilę je zamieszczę, lecz w stylu nie dość mnie zadowalającym. Trudno. 

Co mnie hamowało, nie pozwalało wjechać na górkę? Marasie, trudno zamieszczać opinię o opublikowanych tekstach konkursowych, jest inaczej niż czytelnicze wrażenia z opowiadań portalowych, w dodatku wybór prawdopodobnie składa się z czynnych użyszkodników. Dobrze, że nie znam imion i nazwisk, choć czasami rozpoznawałam styl, czytając opowiadanie. Zmierzając do końca powyższego wstępu, nie chcę tekstów pozaportalowych traktować inaczej, tj. z taryfą ulgową. Ostatnie zdanie oznacza, że nie będzie laurek. 

Bardzo starałam się każde opowiadanie potraktować, mierzyć taką samą czytelniczą miarą, chociaż pewnie nie obyło się bez przemycenia swojego gustu czy przywiązania. Weźcie również pod uwagę, że nie jestem recenzentem, raczej nie potrafię pisać gładkich zdań i cóż... dziwak ze mnie, czytający osobiście.

 

"Dzieci Marii"

Ciekawe, solidnie napisane. Z mojego punktu widzenia szereg detali technicznych jest niepotrzebnych, ponieważ niewiele wnoszą do głównego wątku. Więcej miejsca poświęciłabym decyzjom postaci, silniejszym ich umotywowaniu i relacji.

Troszkę zawiesiłam niewiarę przy faszerowaniu bohaterów uspokajaczami i środkami rozweselającymi w konfrontacji z realizowanymi przez nich zadaniami, poziomem i randze sporu  oraz  ucieczce po zauważeniu cieni. Technicznie, w kilku miejscach występowało na końcu rozdziału uprzedzenie/zapowiedź kolejnego.  Mnie dezorientował taki zabieg.

Z wychowywaniem dzieci przez "SI" przypomniał mi się film "Jestem matką", reżyserem jest australijski debiutant Grant Sputore. Niskobudżetowy film, oryginalny, wciągający, poziom realizmu naprawdę wysoki, porusza niektóre kwestie poruszane przez Ciebie. Nie wiem, czy widziałeś? Nie byłoby tak łatwo z odtworzeniem społeczeństwa, sama pula wyselekcjonowanych genów nie zapewniłyby populacji sukcesu, brakuje przystosowania i większej różnorodności, ale przecież nie o tym traktowała opowieść.

Niewątpliwie lemowskie! :-)

 

"Adaptacja"

Naprawdę interesująca historia, fajny pomysł, ciekawe dwutorowe prowadzenie fabuły. 

Niestety dla takiego czytelnika jak ja (przypominam niestandardowca) dopracowania wymagałaby zarówno warstwa merytoryczna, jak i sam sposób opowiadania. Każda z nich w równym stopniu wybijała mnie z zaangażowania, ponieważ albo uruchamiała się silna niewiara, albo zatrzymywał sposób narracji. Gdybym miała dookreślić, o co chodzi z narracją, najbliższe powiedzenie, że jest mało płynna wewnątrz scen (choć nie wszystkich, niektóre fragmenty są świetnie napisane) i szarpana przy przeplatance czasowej. Już przejście do drugiego rozdziału mnie zmyliło i tak do końca, choć przy następnych  przestało zwodzić, ponieważ wiedziałam, niemniej – moim zdaniem – oba wątki trzeba byłoby dopracować i ciut zróżnicować.

 

Kilka przykładów zawieszenia niewiary:

* wyniesienie w przestrzeń jednej tony odbierane w kategoriach sukcesu, skąd ta euforia i radość społeczeństwa. Rocznie produkujemy miliony ton (w 2018 – chyba około 10 mln ton, sama góra Great Pacific Garbage Patch jak szacuje US Navy 3 mln ton odpadków). Jeśli chodzi o powrót – podobnie, tylko proces odwrotny,

*zanieczyszczenie górnych warstw atmosfery w ten sposób, hmm,

*memorioterapia, wybielanie określonych, konkretnych wspomnień przez aktywizację elektrodami określonych obszarów mózgu. Niemożliwe, nie da rady tego wypreparować z uwagi na charakter zapisów pamięciowych.

 

Przykładowe kiksy z poziomu wewnętrznej spójności treści, które mnie zatrzymały: szczury pochowane; żal, że nie produkują filtrów samochodowych, gdy przed chwilą czytaliśmy o zardzewiałym samochodzie przed domem; zakończenie skonfrontowane z wypowiedziami matki z wcześniejszych partii tekstu.

Wyraźne skojarzenia z Gatesem, chyba spróbowałabym uogólnić, tj. stworzyć bardziej uniwersalną figurę.

Natomiast na duży plus – opowiadanie z dobrym pomysłem, ciekawą narracją i współczesne.

 

"Mgły nad Atlantis"

O, jakie wyraźne i piękne nawiązanie do Lema. Dziękuję za poszukiwania we współczesności, bo przyjemnie czytać takie rzeczy. :-)

Bardzo erudycyjne opowiadanie. Część czytelników może mieć kłopot z pojęciami, prawami, zjawiskami powszechnie raczej nie znanymi, zaś inni ucieszą się, więc na półtora babka wróżyła. Czy uprościć? Nie, nie robiłabym tego, ale może dałoby radę nie tak po łebkach i precyzyjniej przekładać je na odczucia myśli i rozmowy Ujazdowskiego oraz wzmocnić ich związek ze zdarzeniami. Wiem, wiem, że to trudne i zrobiłeś, co mogłeś!

"Techniczny" język  i inny bardzo misię, jedynie warstwa odczuciowo/doświadczeniowo/przeżyciowa czasami mniej. Niektóre określenia były w punkt, inne ciut niezgrabne, choć pewnie tylko dla mnie, więc kwestia gustu. Kilka przykładowych wypisałam pod koniec komentarza.

Odnosiłam też wrażenie ogólności przeżyć Stanisława, co dziwiło i lekko kłuło, bo przecież on we własnej osobie (no, nie do końca xd) relacjonuje “dzianie się” w czasie teraźniejszym. Z drugie strony, tak sobie myślę pojawiają się pytania: może być emanacją, na ile może być niezależny, kim lub czym jest. Niemniej dystans Stanisława był nierówny, czasem większy czasem mniejszy. W gruncie rzeczy to drobiazg. Bo i tak misię!

 

Kilka językowych niezgrabnych metafor (w znaczeniu mniej trafionych porównań/metafor, nie wpisujących się znaczeniowo – dla mnie – w opisywany proces, chociaż są ładne). Przykładowo:

,pod powiekami rozkwitały wspomnienia

,dawna wiedza zatapiała mózg

warstwy kolorów na czyste płótno umysłu, tworząc obraz mojej osoby.”

zimno przestało mnie otulać” --> zimno otulało? przedtem dryfował i go otaczało?; ciepłe słowo do przeraźliwego chłodu, lodowatej głębi. Celowe?

,Rzeczywistość, której teraz zaznaję, jest nietypowa, owszem

To jest generalnie poprawne, choć raczej używane w ciut innych frazach, ale mogę się tu czepiać za mocno, z dużym zaciekawieniem posprawdzałam w korpusie. ;-)

,Malują na niebie dzienną wersję Gwieździstej nocy Van Gogha

Rysunek czy obraz, bo ostatni ciut kolorowy. Do oceanu pasuje, ale...

,okiełznaniem równań Naviera-Stokesa, usiłując dogłębnie zrozumieć zjawisko turbulencji

O, jak fajnie bybyło okiełznać, bo wielce praktyczne zastosowania! :-)

,skrzydeł rozpostartych na kolczastych kościach

Czemu, kolczaste? Bardzo nieużyteczne i niebezpieczne.

,emanuje wizją głębokiego oceanu

Tutaj, podobnie jak z "zaznawaniem" i nie jestem pewna, a podobnie często używasz tego słowa w tekście. Klasycznie wydzielanie się, uzewnętrznianie, promieniowanie, oddziaływanie. Tylko przy tym zdaniu stanęłam, chyba – na czuja – nie zgrała mi się wizja, bo dla niego było realne.

,Znowu staję w obliczu Charybdy, tym razem jednak nie w postaci morskiego potwora, ale wielkiej rozmaitości, którą mój ukształtowany na wzór ludzkiego mózg bezskutecznie próbuje wcisnąć w ramy prymitywnej geometrii, w język prostych bodźców wizualnych i dźwiękowych.”

Nie rozumiem. Chyba, że chodzi o pochłanianie i wypluwanie z powodu niemożliwości pojęcia, zrozumienia oraz chciwość i żarłoczność, za które została zamieniona przez Zeusa w potwora. ;-) Wspomniałeś też o Meduzie, więc przemiana.

 

Przesłanie, ocean, poli(...) – szalenie ciekawe. Wielomiasto skojarzyło mi się z przepięknym opowiadaniem piórkowym Diriada  Lo faresti per me oraz książką o dziwnym domu (S.Clark, Piranesi).

 

Didier Sornett, bardzo ciekawy! O, przypomniała mi się relacja Tiziano Terzaniego (W Azji). Dotyczy właściwie rynków finansowych, ale też systemów złożonych. A co tam, przytoczę, bo ładny, a komentarz i tak będzie długaśny. 

"...– Zna pan jakieś japońskie przysłowia? pyta [nauczyciel].

– Nie.

– Więc proszę na  początek nauczyć się tego" "Kiedy wiatr wieje, wytwórcy drewnianych kadzi stają się bogaci".

– Nie rozumiem...

– To proste – odpowiada – Wiatr wznieca kurz, kurz oślepia, ślepcy zarabiają na życie, grając na instrumentach strunowych, struny wyrabiane są z kocich jelit, im więcej ginie kotów, tym więcej myszy biega po mieście, myszy wygryzają dziury w drewnianych kadziach, a im więcej potrzeba drewnianych kadzi, tym bardziej bogacą się ich wytwórcy. Logiczne, prawda? I tak samo logiczny jest język japoński...".

 

Wspomniałeś Boltzmana – pasuje jak ulał, a ja jestem "pies na takie teksty". :-)

 

 

"Flaworyści"

Słodko-gorzkie opowiadanie. Niezły pomysł, przewrotny ze śladami ironicznego humoru w niektórych miejscach. Lekko przypomina podróże Iljona Tichego, a właściwie ostatnią i dwudziestą szóstą, po raz pierwszy drukowaną w Playboyu. ;-) W dodatku we wstępie do kolejnych wydań pojawiło się żartobliwe wyjaśnienie, ustami profesora Tarantogi, że była tylko apokryfem. Fajnie wymyślone! xd

Niestety, czytało się nie za dobrze z uwagi na trzy mankamenty warsztatowe. Coś się dzieje z czasami, przejścia raczej bez powodu z czasu przeszłego na teraźniejszy i odwrotnie w ramach jednego zdania i akapitu. Nadużywanie zaimków: mnie, mi, ja; w obrębie jednego zdania i tych, następujących po nim. Językowo tekst nie najmocniejszy. Garść przykładów pod koniec komentarza.

 

Stopowały mnie również polskie "uniwersalia", naśladujące poważne głębokie rozważania, gdy w gruncie rzeczy są megaskrótami. Odniesienia celowane we współczesność, zbyt dosłowne, niezbyt mnie bawiły, jednak przecież czytelników śmieszą różne sprawy, więc pewnie odczucie jest tylko moje. Natomiast bardzo przyjemnie "chodziło się" wraz z bohaterem po znajomych miejscach i ulicach. 

 

Garść przykładów:

,popatrzył na mnie jak na durnia i przeprosiwszy mnie nieskładnie, odszedł. Zrazu zdziwiłem się, lecz nie zakrzątałem sobie tym głowy

,Pchany po równi głodem, jak i ciekawością

,rozwiązała się przede mną jakaś tajemnica

,dopiero rano na chłodno zajmę się dziwnymi splotami wydarzeń w hotelu.

Czy to były sploty?

,Pół dnia poświęciłem, by kupić nowsze wyposażenie, kolejne pół dnia strawiłem na zapoznawaniu się z jego obsługą

Niezbyt fortunne.

,Czym prędzej zabrałem się do załatwiania niezbędnych formalności i na tym, ku mojej rosnącej irytacji, minął mi kolejny dzień.”

,które ostatecznie wyrwało mnie ze stanu słodkiej bezmyślności i pchnęło na drogę do rozwiązania wszystkich trapiących mnie zagadek. ”

,młodzież pod przewodem dorosłego mężczyzny.”

,Mijając mnie, wszyscy przywitali się grzecznie, zgodnie ze starym turystycznym obyczajem i już mieli pójść dalej, gdy przewodnik grupy rozpoznał mnie i od razu zaalarmował podopiecznych.”

,Zainteresowanie dzieci

Hmm, przed chwilą (dwa zdania wcześniej) była to  jeszcze młodzież?

,Wtedy mnie tknęło. Jakby ktoś wbił mi rozgrzaną igłę w stopę.”

,Zdaje się, że nauczyciel wołał coś jeszcze ze mną, ale jego głos był dla mnie niczym więcej niż

,choć otacza mnie tutaj sterylność białych ścian, w moich wspomnieniach

,Potwierdzenie moich przypuszczeń nie zajęło mi dużo czasu.”

,Głupio bowiem przyznać, że pewna część mnie, ta skrycie bawiąca się niedorzecznym humorem, pół-żartem podsuwała mi podobne rozwiązania, jednak ja, mimo dowodów znajdujących się tuż przed moimi oczami, wolałem uznać je za absurdalne i zignorować.

,Co za przyjemność umęczyć się w kuchni nad pierogami z kapustą i barszczem z uszkami

,skręcam w Foksal, mijam skrzyżowania z Gałczyńskiego i Kopernika

 

"DyAb"

Kurcze, pomysł naprawdę świetny z MiM (w obu znaczeniach), ale literacko nie jest dobrze, oj nie jest. Naprawdę lubię absurd, zwariowane wizje, naprawdę bardzo, ale... warsztatowo so-so.

Warstwa merytoryczna w kwestii korporacyjnej, scenariuszy gier, budowania narracji jest ok, natomiast cała reszta wymagałaby dopracowania (język i słowa, mieszanka języka potocznego, używanie niepoprawnych zwrotów, mylenie znaczeń słów (slang jest ok), nie odnosiłam wrażenia, że Autorka używa go z rozmysłem; prowadzenie narracji i mieszanie czasów; odniesienia literackie też, chociaż tu akurat przyjęłam, że zabieg świadomy, czyli miały być kalki). 

 

Żal mi tego tekstu, bo pomysł kapitalny, i tak jak nie przepadam za eksploatacją VR w tekstach, w tym przypadku "załapałam się", główna oś opka dobra, postaci niezłe, akcja gna jak szalona, lecz nie za szybko. Chyba opowiadanie pisano na ostatnią chwilę i nie skorygowano albo wyjściowo za słaby warsztat do stworzenia tego opowiadania. Nie wiem, sporo różnego rodzaju błędów, ta warstwa leży i bardzo utrudnia czytanie.

 

Czepialstwo – na marginesie, istnieje różnica pomiędzy rzeczywistością rozszerzoną a wirtualną (VR). Nie są tym samym, mają określone znaczenie. 

 

Garść przykładów:

,Ich ruchy rozmijały się z tempem muzyki

Chodzi o szybkość ruchów czy rytm?

,Wielki bal wielkiej rosyjskiej literatury

Nie wiem czy celowe?

,dziewczyną w sukni empire.”

Akcja w MiM to początek XX wieku (20-30-te), suknie empire – początek XIX, chyba że ma być misz-masz. 

,Jakże waży ziom głowę zadzierać? Albo sobie mną tak tu poniewierać!”

Co tutaj się dzieje? On się nachyla, a Ona mu o zadzieraniu głowy i podkreślenia – chyba kiksy (?).

,dworne pary

?

,Spod stołu wystawił łeb kocur wielkości cielaka, pożerający na raz całą pieczoną przepiórkę.”

Chwilę, wystawiał łeb i pałaszował przepiórkę, równocześnie?

,Woland podrzucił laskę jak batutę i wycelował nią w tłum”

Jeśli chodzi o gest dyrygenta raczej gwałtownie uniósł lub inaczej, bo wygląda, jakby ją wyrzucił w górę, złapał i wycelował.

,zaszczyciła smętną namiastkę balu.”

Tę?

,Nie było jednak aż tak skuteczne, by odzwierciedlenie mojej partnerki wydawało się realniejsze niż bal, niż wiszący u mego ramienia szatan, niż moja konsoleta. Mrugnęła do mnie, otworzyła usta i…”

,Jako para inżynierów z ubezpieczeniem pracowniczym „od małych apokalips” mieszkaliśmy w odpowiednio zabezpieczonym kilkusetpiętrowym „bezpiecznym gmachu”

,Skoro czterdzieści razy przeczytałeś książkę w kwarantannie...”

,W dłoni Ala zmaterializował się dokument na oficjalnej firmowej papeterii. Przebiegłem wzrokiem po treści i postawiłem parafkę we wskazanym miejscu.”

Raczej bez "po"?

,zapis wymiany impulsowej

Czy wymiana miała charakter impulsowy, czy chodzi o przekazanie impulsów.

,Melodia osiągnęła crescendo i przeszła w znajomy rytm. ”

Rytm, takt, tempo, motyw, melodia...? Różnice.

,Jakie wnioski z tego wyniosłaś?

Wywieść, wyciągnąć lub inaczej.

,bazy twarzy aktorów i modelów istot z popkultury

,Twoja obecna postać ma dla mnie osobiste znaczenie i skoro chcesz mi się odwdzięczyć, to proszę, zaniechaj korzystania z niej.”

,„Z jej objęć wyrwały mnie silne łapy i wciągnęły w korowód maszkar. Przez chwilę widziałem jej twarz – zaskoczoną, jakby po raz pierwszy w trakcie jej istnienia coś zadziało się nie po jej myśli.”

„odpowiednich ku temu sterowników,”

Pomysł kapitalny, no ale...

 

"Ostatni mówi nie"

Ciekawa forma opowiadania i użycie różnorodnych materiałów do jej wypełnienia. Solidna, interesująca fabuła obrazująca pewien proces. Czytałam z zainteresowaniem, bez zatrzymanek, ponieważ jest bardzo sprawnie napisane i zapisane. 

Po przeczytaniu myślałam o dwóch rzeczach, które ciut mnie zastanowiły. Czas dzielący nas od tej przełomowej, rewolucyjnej decyzji i stylizacja językowa większości postaci. Czas jest dość długi końcówka wieku, mamy cywilizacje 2.1,2...9; 3.1,2..., a właściwie nic się nie zmieniło w warstwie technologii, porozumiewania się, reguł, zasad, kultury, jednym słowem – wszystkiego? Druga wątpliwość dotyczyła określonego języka, którym posługiwali się bohaterowie poszczególnych materiałów składowych. Za wyjątkiem kilku i niezależnie od czasu stylizowałaś na język uproszczony, charakterystyczny, "wiejski". Nawet w przypadku synowej Tokarczuka, która przecież nie mieszkała już w tej konkretnej wsi, podobnie jak wójtowej, która skończyła liceum w Wałbrzychu, a studia we Wrocławiu.

 

Z drobiazgów jeden kiks, a ponieważ wystąpił na początku, zanim zdążyłam się wciągnąć – zwrócił uwagę:

,Dosłownie potrafimy już tworzyć coś z niczego, materię z antymaterii.”

No, nie.

,najnieprawdopodniej zachodzi

Zdawało mi się lekko niezgrabne, ale gdy sprawdziłam w korpusie, że nawet Orzeszkowa go użyła: "...wyszywaniu firanek i serwet w najprzeróżniejsze, najnieprawdopodobniej fantastyczne kraty, kwiaty i floresy...", więc tylko dla porządku wspominam swoje zatrzymanie. ;-)

 

"Decyzja"

Fajne, zwarte, dobrze napisane opko. Pomysł dostosowany do liczby znaków, właściwie idealnie. To co trzeba było opowiedzieć, opowiedziane zostało. 

Zastanowiły mnie zimowe mrozy i śnieg wspomniany podczas zabawy z dzieckiem. Czy kopuła przepuszcza śnieg, promienie słoneczne, mróz?

Rzeczywiście podobne do "Niezwyciężonego".

Gdybym miała szacować skalę złożoności historii niewątpliwie łatwiejsze do napisania. Jeden motyw  muzyczny akcentujący któryś z elementów składowych (melikę, harmonikę, rytmikę). Podobało się, lecz jednocześnie pomijało wiele spraw.

 

"A u Lema..."

Fajne, chyba najbardziej mi się spodobała zwyczajnie poprowadzona narracja, nienachalna, naturalna. Może i nie ma w tym tekście nie wiadomo jakich fajerwerków, ale za to jest zgrabnie i spójnie opowiedziana historia. Lubię takie historie, pomimo tego, że sięgają po znane i ograne już motywy.

Oczywiste skojarzenia z następującymi filmami: odcinek "Black mirror", te z kometami, plus jakieś oboczne historie.

Udało Ci się pokazać motyw, jest złożoność i urzekła mnie sytuacja, w której osadziłeś tekst. Czym. Zwyczajnością i dialogiem. :-)

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Asylum Dziękuję za bardzo obszerną recenzję! Fajny mem z mózgiem Boltzmanna :) Stylistycznie rzeczywiście momentami pozwalałem sobie na dużą swobodę i dryfowanie gdzieś po obrzeżach pól znaczeniowych, tak jak wiodła mnie intuicja pisarska. W wizji z Charybdą Stanisław ogląda ją w bardziej bezpośredniej formie, jego umysł ukształtowany na wzór człowieka ma problem ze zrozumieniem Nowego Świata, w którym się znalazł. To właśnie stanowiło oś opowiadania, którą zainspirowało "Solaris" – starcie człowieka z nieznanym, próba dogłębnych analiz, znalezienie języka teorii, który sprawi, że będziemy mniej zagubieni. Smok był "kolczasty", choć nie chciałem malować go jako groźnej bestii, po prostu jakoś pasował mi taki przymiotnik do istoty wzorowanej na Smoku Wawelskim.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

@Asylum – dzięki za taki wyczerpujący tekst, zresztą chyba pierwszy, jaki się do tej pory pojawił :D Doceniam też  wnikliwość i surowość.

 

Odnośnie uwag do DYaB – dzięki za docenienie pomysłu i treści :). Z formą, przyznaję, że wyszło  niefortunnie. Po pierwszej redakcji zmieniłam 1/3 tekstu w celu załatania wskazanych w dziur logicznych i problemów z tempem, możliwe, że tym “zapchałam” przepustowość procesu sprawdzania. Ale teraz nie zostaje nic innego, niż marudzić na redakcję jak księżniczka na ziarno grochu pod siedmioma materacami wziąć to na klatę.

 

Jednak co do co do wskazanych fragmentów – oj, tutaj już się nie wszędzie zgodzę. 

– co do paru pierwszych uwag: bal był skrajnie eklektyczny – mieszał postaci z różnych książek i okresów, a postaci pozostawały w “swojej” modzie. MiM był wprowadzony zupełnie z zewnątrz i potęgował ten chaos do poziomu nietolerowalnego, vide: rap pojawiający się od czapy w momencie załączenia MiM   

– założyłam, że narrator jest tak zmęczony/odpływa że mieszają mu się podstawy spraw technicznych (chociaż przyznaję, że jedynym zamierzonym ewidentnym błędem było mieszanie VR z Rzeczywistością Rozszerzoną na podobnej zasadzie, jak doświadczony spawalnik czasem powie “spaw” zamiast “spoina”)

– ...chcąc się odnieść do batuty okazało się, że pomyliłam słowo z batonem. Cóż, jak już powiedziałam, pozostało wziąć to na klatę.

Mem, też mi się spodobał, dlatego zamieściłam. :-)

Tak, swobodnie przemierzałeś szlaki, w gruncie rzeczy jestem za takim eksplorowaniem, bardzo byłabym ciekawa zdania innych czytelników.

W odbiorze bezpośrednim spotkania Stanisława z Charybdą zastosowałeś chyba jakiś skrót, bo brak niezrozumienia zaznaczał się od początku i był osią, tak jak piszesz. Ale znalezienie dobrego języka, notacji jest kolejnym problemem. Jak rozmawiać aby było najbardziej naturalnie? OMG, przypominają mi się dość makabryczne eksperymenty  językoznawcze, więc zejdźmy na kosmologię. Jak to zapisać, aby widzieć od razu, nie mylić się. Matematyka, jasne, ale niekoniecznie, mamy widzieć już. Język uniwersalny Leibnitza, potem Feynman z muzyką i bezpośrednim dźwiękiem. Widzę, że już płynę, znaczy pora na stop. Jestem po wykładzie faceta zakochanego w Penrosie, diagramatycznych zapisach, który... dobrze, koniec dygresji. Zatrzymując dygresję – zapis jest ważny, ale jaki ma być, nie ma ostatecznie zrozumiałej reprezentacji diagramatycznej, takiej dla wszystkich.  Jedna jest prostsza, druga algebraiczne mniej lecz bardziej przyzwyczajonam. Nie wiem. Nie wiem, ale i tak na literaturę się  nie przekłada, bo ta chyba musi być ludzka i chyba przetworzone? E, pętla, wróciłam do początku. 

Smok wawelski – o jak lubię tę figurę i mini placyk, lecz kości to kości, a skrzydła skrzydłami są i nie muszą się na kolczastych wyrostkach rozpościerać, bo te  mogłyby je uszkodzić.

Z wykładu – wniosek, że zawsze można zrobić lepiej, choć wpadamy w dziurę. 

Podobało mi się opko!

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dzięki wielkie za tak obszerną i wnikliwą recenzję całej antologii, Asylum! Bardzo mnie ucieszyła. Pomogę rozszyfrować autora jednego z tekstów, "Dziecie Marii" są moje, ale chyba się domyśliłaś.

 

Ciekawe, solidnie napisane. 

 

Miło mi bardzo :)

 

Z mojego punktu widzenia szereg detali technicznych jest niepotrzebnych, ponieważ niewiele wnoszą do głównego wątku. Więcej miejsca poświęciłabym decyzjom postaci, silniejszym ich umotywowaniu i relacji.

 

To mój ukłon w stronę klasycznej s-f, u mnie to jednak zdecydowanie soft nie hard s-f, ale trochę tego typu detali uznałem za niezbędne, a emocje, relacje itd. to już jednak domena jakby nie moja i jak na mnie tych uczuć i przeżyć jest wyjątkowo dużo. No i akurat decyzjom postaci poświęciłem sporą część opowiadania.

 

Troszkę zawiesiłam niewiarę przy faszerowaniu bohaterów uspokajaczami i środkami rozweselającymi w konfrontacji z realizowanymi przez nich zadaniami, poziomem i randze sporu  oraz  ucieczce po zauważeniu cieni. Technicznie, w kilku miejscach występowało na końcu rozdziału uprzedzenie/zapowiedź kolejnego.  Mnie dezorientował taki zabieg.

 

Nie mówię wprost jakimi środkami faszerowała Gen swoją załogę. Na pewno dobrała je tak, żeby wiedzieli co robią jednocześnie nie pogrążając się w rozpaczy. Farmakologia przyszłości ;) Co do “uprzedzeń/zapowiedzi” to już tak mam, że czasem sobie w narracji stosuję podobne zabiegi. Rozumiem, że nie każdemu to się podoba :)

 

Z wychowywaniem dzieci przez "SI" przypomniał mi się film "Jestem matką", reżyserem jest australijski debiutant Grant Sputore. Niskobudżetowy film, oryginalny, wciągający, poziom realizmu naprawdę wysoki, porusza niektóre kwestie poruszane przez Ciebie. Nie wiem, czy widziałeś? Nie byłoby tak łatwo z odtworzeniem społeczeństwa, sama pula wyselekcjonowanych genów nie zapewniłyby populacji sukcesu, brakuje przystosowania i większej różnorodności, ale przecież nie o tym traktowała opowieść.

 

Chyba kojarzę ten film z Netflixa. Ale jeśli o ekranie mowa – kiedy pisałem opowiadnie na konkurs i miałem je już prawie napisane, obejrzałem serial "Wychowani przez wilki" i wkurzyłem się, że ktoś może jakoś z nim skojarzyć mój motyw Aniołów. I nawet zmieniłem nazwę statku po obejrzeniu serialu (”Arka”). Na szczęście więcej podobieństw nie ma.

 

Niewątpliwie lemowskie! :-)

 

Odbieram jako komplement. Jest kilka elementów świadomie nawiązujących do twórczości Mistrza. Niestety, ani pióro nie to, ani intelekt nie ten. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Asylum, dziękuję za wnikliwą recenzję.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

"A u Lema..."

Fajne, chyba najbardziej mi się spodobała zwyczajnie poprowadzona narracja, nienachalna, naturalna. Może i nie ma w tym tekście nie wiadomo jakich fajerwerków, ale za to jest zgrabnie i spójnie opowiedziana historia. Lubię takie historie, pomimo tego, że sięgają po znane i ograne już motywy.

Oczywiste skojarzenia z następującymi filmami: odcinek "Black mirror", te z kometami, plus jakieś oboczne historie.

Udało Ci się pokazać motyw, jest złożoność i urzekła mnie sytuacja, w której osadziłeś tekst. Czym. Zwyczajnością i dialogiem. :-)

To o mnie. Dzięki Asylum, niezwykle mi miło :)

Jualari

Jakże mi miło, że odpowiedziałaś. :-)

Możesz mieć rację, że duży wpływ na jakość "formy" mogła mieć szybka podmiana 1/3 tekstu. Fajnie, że bierzesz to na klatę, ponieważ ani redaktor, ani korekta nie może w takim stopniu ingerować w napisany, gotowy tekst. Chyba że, tą osobą będzie ghostwriter.

Jednak co do co do wskazanych fragmentów – oj, tutaj już się nie wszędzie zgodzę.

Jasne, mogę nie mieć racji. ;-) Niewiele piszę, trochę czytam, zarywając wolny czas.

Opowiadanie wydaje mi się w dzisiejszych czasach formą bardziej wymagającą niż powieść. Każde słowo jest w nim ważne, struktury, informacja, którą wprowadzasz bądź z niej rezygnujesz. Wydaje mi się, że trudniej napisać interesujący, zwarty, krótki tekst niż tasiemcowe przygody bohatera X serwowane czytelnikowi na przyspieszonym przeglądzie (2x), aby się przypadkiem nie znudził.

Moim zdaniem nuda związana jest z przebodźcowaniem, zalewem informacji i zdarzeń. Zamiast wzrostu napięcia w tekście, budowania jego dynamiki, Autor wciska gaz do dechy i jedziemy ekranowaną autostradą. Od czasu do czasu miga nam jakiś obraz, a my nawet nie wiemy, co to było: las, wioska, miasto. Drugim charakterystycznym zabiegiem, mającym podtrzymać zainteresowanie czytelnika, są serwowane na ekranach szybko zmieniające się reklamy najdziwniejszych rzeczy, chociaż nie mamy czasu im się dokładniej przyjrzeć z uwagi na prędkość.

bal był skrajnie eklektyczny – mieszał postaci z różnych książek i okresów, a postaci pozostawały w “swojej” modzie. MiM był wprowadzony zupełnie z zewnątrz i potęgował ten chaos do poziomu nietolerowalnego, vide: rap pojawiający się od czapy w momencie załączenia MiM 

Tak, tego się domyśliłam, z tym że eklektyzm to połączenie w jedną całość, a nie wrzucenie do jednego worka różnych elementów. Jestem bardzo surowa, gdyż cierpię z powodu braku spójności i logiki w tekstach humanistycznych oraz nadmiaru słów, które mają sprawiać wrażenie całości, a są oderwanymi pojęciami, zjawiskami przytoczonymi według powierzchownych cech. Lubię MiM, też przeczytałam kilkukrotnie i zdziwiło mnie, co z czterokrotnego zapamiętał główny bohater, a miał go przecież na świeżo w pamięci. Taki sam kłopot miałam również z innymi nawiązaniami literackimi. Dziwiło mnie to, gdyż są na poziomie nawet nie bryków lecz memów, a opowiadanie wymagało – moim zdaniem – dopieszczenia go na tym poziomie. Dzięki temu silniej jako czytelnik doświadczyłbym chaosu, śledząc głównego bohatera, a tak konfrontowałam się z chaosem w narracji i opisie, z trudem tropiąc, co Autor miał na myśli. Jednak może tak trzeba, tego nie umiem powiedzieć/rozwikłać. Na ile wpisywać się w trendy? czym one są?

założyłam, że narrator jest tak zmęczony/odpływa że mieszają mu się podstawy spraw technicznych

Odnośnie RR i VR w książce obyczajowej pewnie bym się nie czepiała, natomiast w fantastycznym opowiadaniu czy książce, gdy główny bohater jest kierownikiem projektu, już tak, ponieważ zastanawiałam się, czy on właściwie wie, czym się zajmuje. 

Zresztą sprawa jest o tyle ważna, że niejako świat VR wkracza do rzeczywistego, czyli mamy nakładkę na świat realny, a więc RR. Opisywałaś stapianie się ich, przenikanie właściwie w obie strony. Chyba nie odniosłabym się do tego, ale mr.maras napisał o dalszych planach, więc dlatego wspomniałam.

 

mr.maras

Tak, Marasie, zgadłeś. Domyśliłam się nicków czterech Autorów. :-) Byłeś wśród nich, chociaż akurat w Twoim przypadku zadanie ułatwiło mi naszpikowanie tekstu szczegółami "technicznymi". Uwierzyłabym Ci i bez nich! ^^ Opowiadanie "Dzieci Marii" jest odmienne od tych, które czytałam na forum, niejako łączy różne style.

To mój ukłon w stronę klasycznej s-f, u mnie to jednak zdecydowanie soft nie hard s-f, ale trochę tego typu detali uznałem za niezbędne, a emocje, relacje itd. to już jednak domena jakby nie moja i jak na mnie tych uczuć i przeżyć jest wyjątkowo dużo. No i akurat decyzjom postaci poświęciłem sporą część opowiadania.

Dla mnie tekst jest hard, zresztą granica pomiędzy hard a soft jest płynna i za bardzo bym się do niej nie przywiązywała. Nie traktowałabym też tej hard z takim nabożeństwem, zresztą już kiedyś rozmawialiśmy o tym pod jednym z Twoich opowiadań, więc mój pogląd znasz. ;-)

I zdaje się, że otwieramy kolejne pole dyskusji, :-) Ja tam uważam, że potrafisz pisać o relacjach, emocjach, ujawniać motywacje, a że robisz to w inny sposób niż na przykład Katia nie ma najmniejszego znaczenia. Nie ma jednej najlepszej metody, w każdym razie ja już się z tego wyleczyłam.

Przeczytałam w przerwie jeszcze raz opowiadanie, ponieważ nie dawała mi spokoju odpowiedź. I muszę się z Tobą zgodzić. Chyba chodzi o coś, czego nie potrafię uchwycić, bądź jest jedynie moją preferencją. Potrzebna byłaby większa próbka komentarzy czytelniczych i dużo lepszy ode mnie znawca pisania, warsztatu, konstruowania opowiadań, scen.

Jeśli chodzi o mnie czytałam "Dzieci Marii " z niesłabnącym zainteresowaniem, acz część pierwsza dłużyła się, druga była silniejsza. Spróbuję sformułować pewną hipotezę, choć nie postawiłabym na nią kosza orzechów, bo może jest zwykłym czepialstwem, skrzyżowaniem preferencji i gustu – uwzględnij! Przedstawię tok swojego rozumowania.

Dwie wspomniane części różnią się. Dziwnym jest, że pierwsza, która z racji wymian zdań i podjętych decyzji (kilka) powinna być dramatyczna nie jest nią, natomiast druga, która prowadzi do ostatniego aktu i niby za wiele się w niej nie dzieje – tak. Pomyślałam o różnicach pod kątem treści i przedstawiania. 

Pierwsza część – problemy stawiane niejako w domyśle, czytelnik ma je sobie dopowiedzieć, wywnioskować z dialogu, o zdarzeniach wspominasz bardzo krótko, mimochodem(?). Druga – wykładanie kawy na ławę, za odczuciami bohatera łatwo było podążyć, bo ciągle konfrontowałeś go z zahibernowaną Marią i z rodzącą się społecznością planety. Były też zdarzenia, które torowały rozumienie.

Jeśli chodzi o przedstawienie (częściowo zapis), pierwsza część była dialogiem przeplatanym wyjaśnieniami, zdarzenia raczej w tle. Dialogi nie oddawały dramatyzmu sytuacji, a wyjaśnienia jeszcze bardziej go wyciszały (i pamiętam, że byli na "prochach"). Może też coś na rzeczy być z sekwencją, powtarzalną w pierwszej części. Nie było szybkich wymian, zmiany tempa, raczej budowane podobnie: bardzo grzeczne, spokojne rozmowy przerywane tłumaczeniem narratorskim – dlaczego tak i co się zdarzyło w kilku zdaniach. Ich wyjściowe pozycje światopoglądowe były odmienne (świetny pomysł), okoliczności niewyobrażalne, a oni sobie konwersowali jak racjonalne czołgi, zero załamania. Wiem, piszesz, że nie było tak słodko, pod tym względem jest spójnie (w ogóle cała opowieść logiczna i ją zapamiętam!), lecz nie znalazła odzwierciedlenia w sekwencjach. I nie, nie ma być histerycznych wybuchów, nie przepadam za nimi. Po prostu nie wiem, co by tu zrobić, lecz na czuja podkręciłabym czasami potencjometr, zaburzała sekwencję, dawała nudne opisy, pokazywała – co robią, a nie tylko mówią.

serial "Wychowani przez wilki" i wkurzyłem się, że ktoś może jakoś z nim skojarzyć mój motyw Aniołów.

Nie przyszedł mi do głowy ten serial, jeszcze go nie widziałam, chociaż po pierwszych recenzjach bardzo chciałam. Potem przeszło, gdyż czas i zaczęły do mnie docierać głosy, że realizacja fajna, natomiast fabuła się sypie po drugim odcinku. Dość mam nieprzemyślanych seriali, chyba jestem starodawna, nie przepadam za rozkręcaniem fabuły w sposób, który nazywam "jakoś to będzie", chyba że są obserwacją życia "in statu nascendi" jak dawni "Przyjaciele" czy osobnymi historiami z "Black mirror", "Dr House", "Z archiwum X". 

 

fleurdelacorum

I, tam z tą wnikliwością bym dyskutowała. :-)

 

Mortecjusz

Byłeś jednym z grona osób, które rozpoznałam. :-)

 

Pzd srd, wszystkich. :-) 

a.

PS. I muszę dopisać, naprawdę nie traktujcie moich wypowiedzi jako jakiejś "prawdy",  za słaba jestem w te klocki: warsztat, pisanie. Potraktujcie jako pojedynczy głos i co – prawdopodobne - aberrację.

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Byłeś jednym z grona osób, które rozpoznałam. :-)

Serio? Teraz to mnie zaciekawiłaś, w jaki sposób? :)

A co ja tam będę się tak wywnętrzać i nic tylko komentarze pisać. ;-)

Skomentujesz Złole, napiszę, choć tajemnicy w tym nijakiej nie ma, tj. łatwa do odgadnięcia, poszłam po upodobaniach, które odbiły się silnie w tekście. Tyle. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dla mnie tekst jest hard, zresztą granica pomiędzy hard a soft jest płynna i za bardzo bym się do niej nie przywiązywała.

 

Ja jednak uważam, że do hard sf sporo tekstowi brakuje. Przede wszystkim nie jest oparty na naukowym zagadanieniu. To przecież w sumie poniekąd opowiadanie o... miłości ;)

 

Ja tam uważam, że potrafisz pisać o relacjach, emocjach, ujawniać motywacje, a że robisz to w inny sposób niż na przykład Katia nie ma najmniejszego znaczenia.

 

Może odrobinkę. Ale nie lubię opisywać ich wprost, epatować nimi, uzewnętrzniać bohaterów. To sytuacja bohatera ma tworzyć emocje.

 

 

Dziwnym jest, że pierwsza, która z racji wymian zdań i podjętych decyzji (kilka) powinna być dramatyczna nie jest nią, natomiast druga, która prowadzi do ostatniego aktu i niby za wiele się w niej nie dzieje – tak.

 

Pierwsza część – problemy stawiane niejako w domyśle, czytelnik ma je sobie dopowiedzieć, wywnioskować z dialogu, o zdarzeniach wspominasz bardzo krótko, mimochodem(?). Druga – wykładanie kawy na ławę, za odczuciami bohatera łatwo było podążyć, bo ciągle konfrontowałeś go z zahibernowaną Marią i z rodzącą się społecznością planety.

 

 

Pierwsza część to dosyć długie wprowadzenie, ustawienie pionków na planszy, wyjaśnienie sytuacji i zarazem uzasadnienie myśli tytułowej. Tytuł ma tutaj ważne i celowo dwuznaczne znaczenie, co miało mocno wybrzmieć w ostatnim zdaniu opowiadania. W zasadzie druga część to już tylko Eryk, jego samotność, strata, niechęć do nowego miejsca i samej misji, którą kontynuuje chyba tylko ze względu na uczucie. 

 

 

(...) okoliczności niewyobrażalne, a oni sobie konwersowali jak racjonalne czołgi, zero załamania.

 

Starałem się to uzasadnić – ze stratą własnego świata pogodzili się decydując na ponadstuletnią misję, byli przygotowani na działanie w ekstremalnych sytuacjach i byli gotowi na działanie tylko we dwoje w nowych warunkach. Z premedytacją dorzuciłem stabilizujące ich emocje prochy. Dostali konkretne zadanie i to zadanie było ich nadzieją i na nim się skupili. Mieli poczucie celowości i wagi tego zdania. No i wciąż mieli siebie. 

 

 

Ostatecznie "Wychowani przez wilki" okazali się niestety sporym rozczarowaniem.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Tak zacne grono, taki poziom... Nic dziwnego, że moja Gamma szans nie miała w konkursie :) Gratulacje i mam nadzieję, ze niedlugo uda mi sie siegnac i cos skomentowac :)

A co ja tam będę się tak wywnętrzać i nic tylko komentarze pisać. ;-)

Skomentujesz Złole, napiszę, choć tajemnicy w tym nijakiej nie ma, tj. łatwa do odgadnięcia, poszłam po upodobaniach, które odbiły się silnie w tekście. Tyle. xd

Dobra, trzymam za słowo! Na DBZ/Złoli mam już kilkanaście komentarzy jurorskich, które wlecą po wynikach. Ale jeśli się okaże, że po prostu wyczytałaś to z mojego profilu, to będę zawiedziony xD

Ja również dziękuję Asylum za wyczerpującą recenzję :)

 

Odniosę się do kilku uwag:

wyniesienie w przestrzeń jednej tony odbierane w kategoriach sukcesu, skąd ta euforia i radość społeczeństwa. Rocznie produkujemy miliony ton

Pierwsza rakieta wyniosła tysiąc ton, co oczywiście w obliczu milionów wciąż pozostaje marnym procentem. Jednak to miał być dopiero chrzest nowej metody radzenia sobie z problemem, zatem – jak wiadomo – kolejne rakiety mogłyby mieć większą ładowność.

 

zanieczyszczenie górnych warstw atmosfery w ten sposób, hmm

“W ten sposób”? Wydaje mi się, że składowych ujęłam w tekście kilka, także nie wiem, o co dokładnie chodzi :P

 

Niemożliwe, nie da rady tego wypreparować z uwagi na charakter zapisów pamięciowych.

A podnoszenie przedmiotów z użyciem Mocy jest obecnie możliwe? ;) Nie jest to obyczajówka, lecz fantastyka, więc dywagacje na temat tego, czy da się coś realnie wyodrębnić w sposób sztuczny z procesów myślowych/pamięciowych/innych efektów działania neuroprzekaźników i nie tylko, powinny mieć raczej drugorzędowe znaczenie. Zwłaszcza jeśli temat jest płynny – co innego próbować defibrylować na ekranie lub kartach opowiadania asystolię... Tego nawet gatunek o nazwie “fantastyka” nie wybroni.

 

Wyraźne skojarzenia z Gatesem, chyba spróbowałabym uogólnić, tj. stworzyć bardziej uniwersalną figurę.

 

Ani razu o nim nie pomyślałam XD

 

W każdym razie super, że przeczytałaś nasze teksty i dzięki za podzielenie się swoimi przemyśleniami ;)

 

 

 

 

 

 

mr. maras

To sytuacja bohatera ma tworzyć emocje.

Bliski jest  mi podobny sposób myślenia.  :-)

co miało mocno wybrzmieć w ostatnim zdaniu opowiadania.

I wybrzmiało! Jeśli chodzi o pierwszą i drugą część, po prostu zastanawiałam się nad przyczyną takiego stanu rzeczy, w sytuacji, w której wyjściowo część pierwsza miała więcej cech mogących potencjalnie zainteresować czytelnika. Hipoteza miała charakter naprawdę roboczy. 

Z premedytacją dorzuciłem stabilizujące ich emocje prochy.

Poczułam tę premedytację. xd  Bardzo trudno byłoby skalibrować wyciszenie nie upośledzając twórczości, logiki, bo "obcinamy" bardzo ważną sferę, ale nie upieram się.

Jeśli rozczarował Ciebie serial "Wychowani przez wilki", skreślam je ze swojej kolejki. Bardzo dobra wiadomość.

 

mortecius

Ale jeśli się okaże, że po prostu wyczytałaś to z mojego profilu, to będę zawiedziony xD

Masz ci los, to było takie łatwe, wystarczyło sprawdzić w profilu. Czasem naprawdę powinnam dłużej pomyśleć, zanim pomyślę. Shame on me. xd  

Jednak i tak sądzę, że wyjaśnienie Ciebie rozczaruje. :p

 

Arya

Jeśli chodzi o rakiety, rdzawe górne warstwy atmosfery kopii nie zamierzam kruszyć. Do drobiazgów zwykle się nie przyczepiam. Obecnie coraz więcej ludzi interesuje się żywo klimatem, co jest bardzo pomyślną wiadomością, chociaż martwią mnie strategie marketingowe, tzw. "greenwashing" (na polski tłumaczy się niefortunnie jako "ekościemę"), które na powyższym żerują. Właściwie można byłoby motyw  firmy z Twojego opowiadania zaliczyć do tej kategorii. Poniżej link, większość materiału nie odnosi się do Twojego tekstu.

Klimatyczne_ABC

A podnoszenie przedmiotów z użyciem Mocy jest obecnie możliwe? ;) Nie jest to obyczajówka, lecz fantastyka, więc dywagacje na temat tego, czy da się coś realnie wyodrębnić w sposób sztuczny z procesów myślowych/pamięciowych/innych efektów działania neuroprzekaźników i nie tylko, powinny mieć raczej drugorzędowe znaczenie. Zwłaszcza jeśli temat jest płynny – co innego próbować defibrylować na ekranie lub kartach opowiadania asystolię... Tego nawet gatunek o nazwie “fantastyka” nie wybroni.

W fantasy wszystko jest możliwe, również w absurdzie, weirdzie. W fantastyce typu science chyba niekoniecznie w sytuacji, gdy już trochę wiemy na temat zachowywania śladów pamięciowych i nie są doniesieniami z ostatniego roku, dwóch czy trzech. Piszesz o wypreparowaniu skalpelem konkretnego wydarzenia.

Ani razu o nim nie pomyślałam XD

Odnośnie Gatesa – mój błąd, myślałam o Musku. Zdecydowanie nie nabędę umiejętności multitaskingu. :p Pisząc komentarz, równolegle wymieniałam uwagi z kumplem na temat ostatniej książki Gatesa, na ile proces wychwytywania CO2 może być efektywny, za i przeciw, co z tym metanem itd.; Niestety bezwiednie wpisałam jego nazwisko do komentarza nt. Twojego tekstu. Wyklęłam siebie z rodziny za przewinienie. ;-)

W każdym razie super, że przeczytałaś nasze teksty i za podzielenie się swoimi przemyśleniami ;)

Bardzo miło było mi Was czytać! Fajny, różnorodny zbiór. ^^ I wreszcie nie fantasy! 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Masz ci los, to było takie łatwe, wystarczyło sprawdzić w profilu. Czasem naprawdę powinnam dłużej pomyśleć, zanim pomyślę. Shame on me. xd  

Jednak i tak sądzę, że wyjaśnienie Ciebie rozczaruje. :p

Uwielbiam, jak oczekiwanie narośnie do granic (a pewnie tak będzie, bo wyniki DBZ najwcześniej pod koniec czerwca xD), a pod koniec okazuje się, że było w telegazecie albo ktoś rozdawał ulotki pod sklepem. Teraz naprawdę czekam z niecierpliwością ;D

Melduję, że również zakupiłam antologię, postaram się za jakiś czas wrócić z komentarzem. Tymczasem gratulacje dla całego składu autorskiego i Naz! :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

 

Cieszy mnie ten zakup i czekam na Twój komentarz, Black_Cape!

 

A dla innych portalowiczów na zachętę fragmenty dwóch recenzji z blogów literackich:

 

Głodna Wyobraźnia poleca:

 

Widać, że autorzy zawartych w Nowoświatach opowiadań znakomicie rozumieją twórczość Stanisława Lema i potrafią nawiązać w inteligenty sposób do tego, co w niej najlepsze – bezpardonowej oceny człowieczej natury, w tym chęci podboju wszystkiego dookoła, która z jednej strony prowadzi do dokonania niezwykłych wynalazków, z drugiej – do nieodwracalnych zniszczeń świata dookoła. Wyłania się z nich z jednej strony ponury, a z drugiej zabawny, ale zarazem bardzo prawdziwy obraz ludzkości. Dlatego też polecam tę antologię wszystkim czytelnikom, którzy lubią wysilać szare komórki przy lekturze. (...) I jestem ciekawa, czy po przeczytaniu również nabierzecie nieodpartej ochoty na na sięgniecie po którąś z oryginalnych pozycji Stanisława Lema.

https://glodnawyobraznia.blogspot.com/2021/05/stara-i-nowa-ludzkosc-antologia.html

 

Z kolei Matka Przełożona (czyli Tiszka z redakcji NF) zachęca:

Z założenia wszystkie sięgają w jakiś sposób po Stanisława Lema: albo bezpośrednio, używając motywów tak lubianych przez naszego wielkiego fantastę, albo cytując go, albo lekko tylko mrugając do nas i wskazując inspiracje w notce od autora. Jako całość zbiór broni się naprawdę dobrze: teksty nie schodzą poniżej niezłego poziomu, a przynajmniej połowę czyta się doskonale. (...) Jak wspomniałam na początku, Nowoświaty to dobra antologia, z niezłymi tekstami – mimo że są potknięcia, to nieduże, a ostateczna ocena musi być jednoznacznie pozytywna. Polecam gorąco, jeśli macie ochotę poczytać trochę SF.

https://matkaprzelozona.wordpress.com/2021/05/16/antologia-nowoswiaty-czyli-rok-lema-mniej-znany-recenzja/

 

Chwali też recenzentka w czerwcowej Nowej Fantastyce:

 

Czy jest lepszy sposób, żeby uhonorować wielkiego pisarza, niż wydać antologię tekstów inspirowanych jego twórczością? Jest: wydać naprawdę dobrą antologię! (...) Jednak szukanie na siłę odcisków Lema może umniejszyć i spłycić odbiór. "Nowoświaty" to osobne, indywidualne byty, dające mnóstwo satysfakcji z lektury i bez znajomości szczegółów prozy Mistrza. Pewnie zagorzały fan Lema odnajdzie tutaj mnóstwo aluzji czy odniesień i może mieć więcej satysfakcji, jednak czytelnik niezaznajomiony zbyt dobrze lub w ogóle z autorem "Solaris" po prostu poczuje się jak po obcowaniu z twórczością Lema. Poczuje te wszystkie kłębiące się pytania i niekoniecznie przyjemne rozterki, a można odnieść wrażenie, że właśnie o oddanie ducha, a nie kopiowanie tutaj chodziło. (...) "Nowoświaty" to dowód, że Lem inspiruje, niezmiennie żywy w pamięci twórców; wciąż aktualny roznieca wyobraźnię i działa na kolejne pokolenia (...). Cieszy, żę wydawnictwa dają sznse mniej znanym twórcom na zaistnienie w tego typu projektach, równie mocno cieszy, że finalnie otrzymujemy starannie wyselekcjonowany dobry produkt końcowy. Nasze lustra.

Także Szara Kawiarenka zadowlona z lektury:

 

Nowoświaty są udanym zbiorem opowiadań. Choć teksty łączą pewne wątki, to prowokują inne pytania oraz w nieco inny sposób ukazują świat i ludzkość. Myślę, że nie trzeba być fanem Lema (i nawet niekoniecznie trzeba znać jego twórczość), by móc je docenić. Są warte uwagi każdego fana fantastyki.

https://szarakawiarenka.pl/2021/05/nowoswiaty/

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

O antologii “Nowoświaty” napisał niedawno blog Nasz Książkowir:

 

https://naszksiazkowir.blogspot.com/2021/06/autor-zbiorowy-nowoswiaty.html

 

A dzisiaj ukazała się świeżutka recenzja redaktora naczelnego magazynu Fahrenheit, Macieja Tomczaka:

 

https://www.fahrenheit.net.pl/ksiazki/recenzje/fantastyczne/recenzja-antologia-nowoswiaty/

 

I jak na razie są to same pozytywne recenzje :)

 

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Kolejne pozytwne recenzje antologii “Nowoświaty” ukazały się m.in. na blogu Literkowy Melonik:

 

http://literkowymelonik.blogspot.com/2021/07/nowoswiaty-antologia-z-okazji-roku-lema.html

 

oraz w artykule na blogu naszej portalowej lożanki, Ninedin, który porusza szersze kwestie (polska fantastyka po Lemie), ale też wspomina kilku portalowych autorów. Nie tylko z antologii “Nowoświaty”. Polecam lekturę:

 

https://ninedin.home.blog/2021/07/05/lem-i-inne-osoby/

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dzięki, Ninedin, za świetną recenzję.

Zwracam Waszą uwagę na blog Półka pełna książek. Mamy tam nie tylko sympatyczną recenzję “Nowoświatów” ale także opinie na temat obu tomów “Fantastycznych piór”, antologii z cyklu Zapimniane Sny pod redakcją Wilka Zimowego oraz sporo pozycji Fantazmatów. Są też nazwiska portalowiczów w zestawieniach opowiadań roku itp.

http://polkapelnaksiazek.blogspot.com/search/label/antologie

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mortecjuszu, komentarze konkursowe wstawione xd, znaczy przyszła na mnie pora, tj. przystąpić do ujawnienia „tajemnicy”, choć zbyt wiele nie mam do odkrycia. :p 

 

Dedukcyjnie, sprawa była w przypadku kilku Autorów prosta i narzucała się sama. 

Zawsze czytam wszelkie wstępy, przedmowy i posłowia, niekiedy nawet uważniej niż samą treść. Takie przyzwyczajenie. We wstępie do antologii Arya zamieściła nicki twórców opowiadań, co stanowiło pierwszą wskazówkę, gdyż w sposób zdecydowany ograniczało pulę Autorów, kierując moje myśli tylko w ich stronę. Niektórych z nich znałam z kilku tekstów, dłuższych lub krótszych, poświęconych odmiennej tematyce, co umożliwiło wyodrębnienie jakichś wspólnych zrębów (kompozycja, sposób przedstawiania bohaterów, dialogi, interpunkcja, konstruowane szyki zdań, podejście do tematu i inne). To była pierwsza wskazówka, choć już nie tak precyzyjna jak pierwsza. Kolej na drugą. 

Zdarzało mi się, będąc dyżurną, czytać pierwsze teksty danego Autora, czy po naszemu użyszkodnika, wstawione na forum. Te czytałam szczególnie uważnie, zastanawiając się, czasami wracając do tekstu kilkukrotnie, zanim ośmieliłam się sformułować opinię. Pierwsze teksty są w ogóle bardzo ciekawe lub mogą takimi być, ponieważ są świeże, nieskażone jeszcze manierą forumowego pisania i w ogóle poprawianego pisania sf w wersji hard czy fantasy. Co nie oznacza, ze poprawienie jest złe, musze to od razu zaznaczyć, aby nie być źle zrozumiana. Te pierwsze teksty zawierają zaczątki bądź już styl danego Autora, zależnie od stopnia jego pisarskiego zaawansowania i ogromnie trzeba uważać (poprawiać z ostrożnością), aby przypadkiem, dając sugestię, nie skasować przy okazji indywidualności i nie przyciąć do jednakowo myślących sześcianów i pewnej “mody”. Może przesadzam, ale tak myślę. Twój pierwszy tekst Mortecjuszu, czytałam, będąc jeszcze dyżurną, i ciągle jeszcze go pamiętam (oryginalność, duża porcja realizmu i melodyjne, stylizowane dialogi). 

Miałam jeszcze jedną informację z offu, czyli shutboxa, że jesteś muzykiem, komponujesz, grasz, w dodatku inspiruje Ciebie jazz, a wiedz, że jest moim, jednym “z”, ulubionym gatunkiem muzycznym (klasyka, free, wspólne dołączanie, improwizacja). Muzyczność pobrzmiewa w Twoich tekstach przez wplatanie, łączenie motywów, powroty, refreny, chociaż nie zawsze dostrzegalne wprost, tj. nie czynisz bohatera muzykiem, nie używasz określeń muzycznych. Niemniej tekst płynie i na jakimś poziomie to odbieram. Nie potrafię inaczej, czyli bliżej skwantyfikować swojego odczucia. Łatwiej mi napisać, czego nie ma, a więc nieprzewidzianego zgrzytu, niewplecionego w linię melodyczną dysonansu, przeskoków, braku ciągłości. 

W całym zbiorze Twój tekst był jedynym z tak silnym motywem i powracającymi frazami oraz pieczołowitością zapisu, więc nicki Autorów szybko zawężyły mi się do jednej opcji. ;-)

 

I tak to wyglądało, Mortecjuszu, chociaż w zasadzie jest rodzajem rekonstrukcji „trafienia/wyboru”, ponieważ próbuję robić ją po fakcie. Chyba w gruncie rzeczy w tak systemowy sposób nie myślałam. No, może poza pierwszym punktem z listy – zawężeniem grupy potencjalnych Autorów tekstu, którą podała mi Arya na tacy. < 3

 

pod srd :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, myślałem, że o sprawie już dawno zapomniałaś xD

Powiem szczerze, że nie pamiętam, czy ktoś kiedyś powiedział/pomyślał i tak dalej o moim pisaniu coś tak miłego, jak Ty. Niezmiernie mi miło i dziękuję!

O, obligacjach rzadko zapominam, chociaż też się zdarza. ;-) Zazwyczaj ważne i ludzkie ”wklepuję” do notatek z terminem zajęcia się nimi.

Jeśli Ci miło, to i mi też. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ależ żywy wątek ;) Muszę przyznać, że autorzy się fantastycznie zmobilizowali do promowania antologii.

 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Miałem przeczytać w wakacje i oto jestem, po tych wielu nieprzespanych nocach! Zacznę więc od początku...

 

Dzieci Marii

Mamy romans w klimatach s-f, co w sumie chyba spotyka się dość rzadko. Fabuła nie porywa (być może dlatego czytało się odrobinę sennie, bo warsztatowo tekst stoi dobrze); ostatecznie przesłanie też, mam wrażenie, trochę oklepane w popkulturze. Nadrabia klimatem i paroma ciekawymi momentami, gdy akcja przyspiesza i faktycznie coś się dzieje.

Mały minus za ostatnią wizytę na cmentarzu i jej powód. Jest nowa tajemnica, zaznaczona Bardzo Wyraźnie, wydaje się, że akcja wchodzi na właściwe tory... A potem nie zostaje to już prawie przywołane. Z jednej strony słusznie, bo tekst jest o czymś innym, raczej o Marii i Eryku, a nie tym, co dzieje się z ludzkością. Ale to zostawia czytelnika z pytaniami. Ja pisząc ten tekst poszukałbym czegoś mniej nienaturalnego. Ale to raczej mały minus, który generalnie reszta tekstu przykrywa.

Ogólnie – solidne opowiadanie. Takie Lemowskie, idealne na otwarcie antologii.

 

Adaptacja

Z tym opowiadaniem mam problem, bo o ile widzę zarówno porządny warsztat i ciekawy pomysł, to kilka błędów kompozycyjnych spowodowało, że przez długi czas myślałem o tekście, przepraszam za brutalność, najgorszym w antologii. Ale po kolei!

*Tekst zaczyna się opisem stania w kolejce do punktu żywności. Służy ekspozycji realiów, jasne, ale to wciąż opis stania w kolejce. Potem jest rozmowa o kawie i tak naprawdę zanim coś rzeczywiście zacznie się dziać, to musimy poczekać do połowy drugiego “fragmentu” lub – jak teraz szybko spojrzałem – do 1/5 Adaptacji. Na starcie nie przykuwa uwagi i już traci czytelnika.

*Nie jest przejrzysty. Skaczemy między scenami, czasem oddalonymi o miesiące, bez wyraźnego zaznaczenia. Można się zgubić, ja na pewno się zgubiłem najmniej raz. A wystarczyłoby dać nawet jakieś daty pod każdym “***” i od razu stałoby się bardziej czytelne.

*Fabuła jest szarpana. Powiedziałbym nawet, że w pewnym sensie to nie jest opowiadanie, a raczej kilka szortów sklecionych w jedną całość, których elementem wspólnym są realia i główna bohaterka. Jest rakieta, nie udaje się jej, potem mamy sprawę psa, wściekłych sąsiadów, gasnącego prądu i na koniec VR. Niby się wszystko łączy, a jednak brakuje jakiejś głównej myśli albo jest to połączone źle. Także zakończenie jest zasygnalizowane ledwie chwilę wcześniej.

 

W mojej opinii te trzy rzeczy się kumulują i sprawiają, że tekst potencjalnie dobry staje się ciężki w przetrawieniu (choć, przyznaję szczerze, narzekam narzekam, a sam lepszego bym raczej nie napisał :P ). A dobija to fakt, że opowiadanie jest wrzucone na drugiej miejsce w antologii, gdzie oczekiwania są spore (tzn. chyba po prostu przebić pierwsze i wciągnąć czytelnika w resztę opowiadań). Plusik za poruszenie trochę ignorowanego problemu plastiku i odpadków w dyskusjach o zmianie klimatu, które ostatnio ograniczyły się do zero-jedynkowego liczenia emisji.

Ostatecznie oceniam opowiadanie negatywnie. Ale i widzę potencjał, więc mam nadzieję, że w jakiś sposób pomogę w poprawie konstrukcji tekstów ;)

 

Mgły nad Atlantis

Z kolei to jest najlepsze opowiadanie antologii. Cudo. Opus Magnum. W mojej prywatnej klasyfikacji dostało złoty medal i to w przedbiegach.

Od czego zacząć? Tekst stoi licznymi nawiązaniami i pomysłami, nazwijmy je, pop-science. Próg wejścia wydaje się spory, może to być u niektórych problem, ale u mnie – fizyka z (prawie) wykształcenia to tylko zaleta. Generalnie rozumiałem wszystko i wszystkich, więc mogłem w pełni bawić się z autorem, który właśnie, mam wrażenie, pisząc tekst też się świetnie bawił. Do tego dochodzi doskonały język, przez który raczej płynąłem niż z którym się szamotałem. Delikatny klimat tajemnicy, dużo domysłów, zagadek i powoli wyłaniający się obraz nowego Atlantis – wszystko mnie urzekło. I tak jak wspominała chyba ninedin na blogu, tak i u mnie jest to solidny kandydat nominacji zajdlowskiej.

 

Flaworyści

Więc warsztatowo kuleje, tak sądzę, ale pomysłem sporo nadrabia. Mamy więc fabułę iście Lemowską, niczym w “Powrocie z Gwiazd”. Mamy świat przyszłości, może trochę jednowymiarowy, ale wiarygodnie przedstawiony. I, żeby dodać tekstowi, ładnie nawiązujący do tego, co może nas czekać. I nie mówię tu o epidemii, a raczej o samym jedzeniu. Wszak już dziś niektórzy jedzą takie papki (aka Huel), a szansa, że tradycyjne potrawy staną się kiedyś luksusem, zdają się rzeczywiście rosnąć. Do tego wątek jest wiarygodnie poprowadzony (ze zmianami kulturowymi włącznie), a fabuła w końcu spina się do kupy i generalnie jest wszystko tam, gdzie powinno być. Gdyby styl był lepszy, to mogłoby poszybować dużo wyżej w moim rankingu, ale i tak uważam, że trafny wybór; szczególnie do tej antologii.

 

DYaB

No i tu znowu mam problem. Bo akurat tekst jest ciekawy, czytało się go dobrze, może i bardzo dobrze. Podróże po, z i do wirtualnego świata wydają się płynne, wiarygodne, nie ma z nimi problemu, a klimat Mistrza czuć. Ale zakończenie... Nie pasuje mi. Może za słabo zasygnalizowane? Może zbyt otwarte? Mam trochę wrażenie, że tekst wygląda raczej jak wstęp niż samodzielne opowiadanie. Tak mi się kołacze, ale szczerze mówiąc nie wiem.  Może po prostu nie podeszło.

 

Ostatni mówi “nie”

Na mojej prywatnej liście zdobyło srebrny krążek. Wciągnęło w zasadzie od początku, tym razem nietypowa forma dobrze wykorzystana do pokazania wydarzeń. Mamy przykład indywidualnego gestu jednego człowieka i ubieranie go w propagandę i manipulacje; różne perspektywy i w pewnym sensie głupotę i niszczenie wspólnego wysiłku. Przypomina mi trochę ostatnie około covidowe spory ;)

Także całkiem przyzwoite, “Wow!” nie ma, ale polecałbym.

 

Decyzja

To z kolei jakoś nie podeszło. Głównie przez styl i bohatera, który wydawał mi się zbyt... analityczny? Brakowało jakiegoś przejęcia, gdy działo się coś rzeczywiście ważnego, niektóre kwestie wydały mi się trochę niepasujące. Weźmy na przykład moment omdlenia: najpierw analizuje co powinno się robić, patrzy na żonę, nie jest pewien, a w końcu stwierdza:

“No dobra, pomyślał, trzeba zrobić coś sensownego, zanim będzie za późno.”

Nie pasuje mi zupełnie do sytuacji, która się dzieje.

I w sumie przez to, miałem wrażenie, zakończenie też nie wybrzmiało tak jakby mogło.

Teraz fabuła: pomysł ciekawy. Widziałem ostatnio coś podobnego w Netflixowym serialu “Miłość, śmierć i roboty”, tzn. bariera i czyhające za nią bestie gotowe pożreć wszystko. Tam oczywiście potoczyło się to inaczej, ale może spytałbym, czy autor też widział odcinek o farmerach?

Wykorzystanie szarej masy na plus, ogólnie wątek z miłością ojca do córki i poświęcenie resztek ludzkości również daje do myślenia.

Quercus za bardzo stara się przypominać Elona Muska i za bardzo nie brzmi mi jak Elon.

Podsumowując: Czytało się szybko, męczyć strasznie nie męczyłem, choć ciągle towarzyszyło wrażenie lekkiego uwierania.

 

A u Lema...

No... Nie jest to klasyczne opowiadanie. Nie wiem nawet, czy jest to w ogóle opowiadanie, a raczej infodump z dyskusją na pewien temat. Padają argumenty, jest zarysowany nowy świat, problemy związane z “wgraniem” na komputer i różne reakcje na koniec świata. Brakuje tylko fabuły; ot, jedna scenka, z której można by usunąć otoczkę fabularną, przepisać w formie artykułu i niewiele by stracił.

Czytało się sprawnie, do tego tekst był krótki, więc na koniec nie jest złe i za formę jest tylko mały minus. Na ogół jednak lepiej wyszłoby, gdyby problem ubrać w historię ;)

 

Podsumowanie

Nie czytało się źle i nieprzyjemnie, do tego tanio, więc tych 5zł na pewno nie szkoda. Trochę miałem wrażenie, że pewne rzeczy dało się lepiej ustawić od strony redakcyjnej; innym razem, że zabrakło czasu na korektę.

Poziom jest zróżnicowany, z czego Mgły wybijają się moim zdaniem znacznie powyżej inne teksty. I nawet dla nich chyba warto byłoby w antologię się zaopatrzyć. Z drugiej strony towarzyszy wrażenie, że gdyby przy tych samych pomysłach poprawić wykonanie paru tekstów, to miało to potencjał na bardzo dobry zbiorek.

A tak? Nie wiem, czy polecałbym ją laikowi. Fanowi Lema – tak. Wytrawnemu czytelnikowi może też, ale nieobeznanych z sf odesłałbym póki co do bardziej klasycznych pozycji albo polecił tylko z 2-3 teksty. Nie znam też obecnego rynku w Polsce, więc nie wiem jak to wypada na ich tle.

Ostateczny werdykt: warte ceny; może być ;)

Слава Україні!

Dzięki wielkie, Golodhu, za lekturę i podzielenie się opinią na temat antologii. Ja się odniosę oczywiście do komentarza na temat mojego opowiadania.

Czy to romans w klimatach s-f? Hmm. Nie to sobie zamierzyłem. Owszem, jest wątek związku pary bohaterów, ale może nie tyle o miłość w tekście chodziło, ile o bliskość, jaką czują, będąc ostatnimi ludźmi i potem, będąc dla siebie ostatnimi łącznikami ze światem, jaki pamiętają sprzed wyprawy i późniejszych wydarzeń (żeby nie spoilerować). Takie dwa relikty z przeszłości. No i ta miłość jest tylko raz wspomniana w zasadzie i przez większość tekstu to raczej samotność i tęsknota jednostronna. Czy jest tam jakieś wzdychanie do siebie, porywy serca, jakiś rozkwit wielkiego uczucia? No chyba nie. Jest para ludzi, którzy są sobie bliscy. Jest bohater, który traci jedyną znaną sobie osobę w obliczu totalnej katastrofy. Czy to spełnia wymogi romansu? Moim zdaniem nie bardzo. |Najprostsza definicja romansu brzmi: Romans skupia się zwykle na romantycznej miłości dwojga ludzi i na ich związku, a ich zakończenie jest „optymistyczne” i „emocjonalnie satysfakcjonujące”... Czy na tym właśnie skupia się ten tekst? Moim zdaniem nie. Zakończenie też chyba nie bardzo wpisuje się w taką konwencję, czy gatunek.

Inne uwagi. „Fabuła, która nie porywa i oklepane w popkulturze przesłanie”, to nie brzmi zbyt dobrze dla Autora. Ale biorę na klatę. To miał być mocno old schoolowy tekst, pisany na konkurs lemowski, oparty na jednym pomyśle i w sumie kameralna historia z kosmosem i apokalipsą w tle. Za to nie wiem za bardzo, o jakie oklepane przesłanie chodzi. Byłbym wdzięczny za wyjaśnienie tej myśli.

No i ten minus za cmentarz. W zasadzie cmentarz nie miał nieść żadnej tajemnicy. Jakieś zainfekowane niedobitki kręciły się wokół pola siłowego. Albo było to tylko złudzenie Marii. Na pewno ten wątek sugerował potencjalną przyczynę infekcji jednego z bohaterów (żeby nie spoilerować).

Nie wiem za to, co miałeś na myśli w zdaniu "ja pisząc ten tekst poszukałbym czegoś mniej nienaturalnego". Tam nie było nic nienaturalnego przecież.

Miło mi natomiast, że uznałeś opowiadanie za solidne, idealne na otwarcie antologii i „takie lemowskie".

Raz jeszcze dziękuję za komentarz. Każda opinia i każdy feedback na wagę złota :)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dobrze, przyznaję, że nie jest to do końca romans i poszedłem trochę na skróty, być może trochę umniejszając opowiadaniu. Oczywiście to nie jest romans sensu stricte, nie ma tam rodzącego się uczucia i nie ma zakończenia. Raczej chodziło mi o to, że nie do końca jest to opowieść s-f w warstwie fabularnej. A okoliczności (choroba, nowa kolonia etc.) to w pewnym sensie tło dla relacji bohaterów. O stracie domu, bliskich, a w końcu i siebie. I tak samo zakończenie odczytałem jako triumf miłości silniejszej niż śmierć, w literaturze klasycznej pojawiającego się nad wyraz często. Oczywiście to nie jest ani wada, ani zaleta; dzielę się tylko tym, jak odczytałem tekst.

 

Co do “nie-porywającej fabuły” może też źle się wyraziłem. Pozwolę więc sobie na krótką dygresję, żeby lepiej to objaśnić.

Spotkałem się ongiś z opinią, że na sukces lub porażkę dzieła literackiego składają się trzy warstwy: obrazy, uczucia i pomysł. I dopiero to, które potrafi w równie dobrym stopniu oddać i zgrać wszystkie trzy, może aspirować do bycia tym, co rozumiemy jako wyjątkowe.

Tak więc u Ciebie najlepiej stała warstwa uczuć (klimat s-f z całym serwowaniem bohaterów lekami było czuć, więź bohaterów zdecydowanie też), a obrazów i pomysłu było trochę mniej. Z tego drugiego w pamięci zostało mi zostanie na plaży i sceny z sarkofagiem, przy czym stwierdziłem, że w pierwszej części okołoziemskiej było tego mniej i wszystko obserwowaliśmy ze statku i otrzymywaliśmy relacje i ciekawostki. W warstwie pomysłów z kolei mieliśmy rozwijającą się relację, która sama w sobie jest ciekawa, ale nie robi “Wow!”; powtarza się przynajmniej w mojej interpretacji tekstu, nie ma nowatorskiego pomysłu wykorzystania fizyki, poruszających przemyśleń albo niczego innego tego typu, co tak często spotykamy w sf. I znowu nie szkodzi to tekstowi, ale też w którymś miejscu nie pozwala mi powiedzieć, że jest czymś więcej niż “solidnym”, a nie np. “bardzo dobrym”.

Przy okazji moja ocena może trochę cierpieć, bo w międzyczasie nadrabiam też klasykę s-f, więc jakieś większe oczekiwania, porównania i ogólnie spoglądanie przez jej pryzmat pojawiają się mimowolnie ;)

Może trochę bredzę, ale mam nadzieję, że w miarę będzie mój wywód do rozczytania. I  że sens jest taki, że nie chciałem tym umniejszyć Autorowi, a raczej wskazać, w której z tych warstw brakowało najbardziej.

 

Co do cmentarza i rzeczy “nienaturalnych”: rozumiem zamysł, a jednak gdzieś w tym momencie pojawiło się oczekiwanie, że dowiemy się o chorobie czegoś więcej, które brutalnie zostały rozwiane parę stron później. Dlatego zastanawiałem się, czy do śmierci Marii nie dało się doprowadzić inaczej (bo, znowu, czytam tekst przede wszystkim jako historię dwojga, niech będzie, partnerów). W każdym razie może tylko ja miałem takie odczucie i nie jest to ogólnie problem.

 

W każdym razie: jeśli to miał być kameralny tekst z apokalipsą w tle, to mogę stwierdzić, że tak dokładnie o nim po lekturze myślałem, więc realizacja widocznie się udała :)

 

Слава Україні!

Dziękuję za wyjaśnienia, Golodhu :)

 

UWAGA SPOILERY.

 

Czy to nie jest do końca powieść s-f w warstwie fabularnej? W sumie fabularnie to jest jak najbardziej opowieść s-f (nazywam ją jednak soft s-f, chociaż kilku recenzentów nazwało ten tekst hard s-f, z czym się nie zgadzam oczywiście). Mamy astronautów wracających z misji do innego systemu po ponad wieku, mamy apokalipsę na Ziemi, mamy SI, zaludniony, ale już wymarły Układ Słoneczny, wrak chińskiego statku międzygwiezdnego, androidy, wyprawę bohaterów na kolejną obcą planetę, zupełnie nowy patogen, dosłowne wręcz powstawania ludzkości z grobów, nowy świat i niejako nową rasę ludzi, mamy dekady hibernacji, a nawet artefakt obcej cywilizacji. To wszystko w jednym opowiadaniu. Te elementy s-f nie tylko przenikają świat i nie ograniczają się do gadżetów, ale, mam nadzieję, wpływają też na opowiadaną historię, czyli fabułę. Akcja dzieje się w kosmosie, bohaterowie są astronautami, wydarzyła się apokalipsa, trzeba lecieć do kolejnej gwiazdy, trzeba tworzyć kolonię, modyfikować DNA, gadać z SI, uważać na endemię, właściwie bohaterowie nie robią w tekście niczego, co nie byłoby przynależne do fantastyki.

Jednak wiem (chyba), o co Ci chodzi, Golodhu. O ten stricte naukowy pomysł, element science, który przenikałby cały tekst na wskroś w warstwie fabularnej oraz światotwórczej i byłby jego fundamentem, organizowałby tekst, stanowił jego jądro. Coś jak odmienne pojmowanie czasu, wynikające z odmiennie pojmowanego języka (lub na odwrót) i lingwistyki (upraszczając mocno) u Chianga w "Historii twojego życia". Pomysł oparty na nauce, wychodzący od niej i zarazem zupełnie świeży i odkrywczy.

Hmm. Oczywiście, że chciałbym tak potrafić. Taka s-f to dla mnie ideał, ale jestem za krótki na pisanie takiej fantastyki. Nazywam się Kolenda nie Chiang czy Egan :). O takiej s-f to mogę sobie pomarzyć i pogadać w komentarzach do tekstu s-f Gekikary, czy w prywatnych rozmowach z Coboldem. Moje pomysły ograniczają się tutaj do wprowadzenia nowego czynnika chorobotwórczego i pozyskiwania materiału genetycznego z grobów dawno zmarłych (niezarażonych) ludzi. Nie są to może pomysły naukowe i rewolucyjne, ale jakieś tam tylko moje i ciutkę oryginalne chwyty fabularne wywiedzione z arsenału fantastyki. A swoje liche „science” w tym tekście zawarłem np. w obliczeniach lotu na Teegardena czy rzeczywistej dylatacji czasu albo jakiś tam danych astronomicznych. Czyli w warstwie powierzchownej.

Z tej trójki elementów składowych, które wymieniasz, zawsze stawiałem na pomysł. Musi być, jakikolwiek, ale powinien być. Miałem nadzieję, że tutaj jakiś pomysł mam. Głównie pomysł na klimatyczną historię w sztafażu fantastyczno-kosmicznym.

Oczywiście nie mam zamiaru podważać Twojego odbioru opowiadania. Tak je zinterpretowałeś i oceniłeś i to jest Twoje prawo czytelnika.

Co jeszcze... Wspominasz dwie sceny, które Ci utkwiły jakoś w pamięci (spotkanie na plaży i scena z sarkofagiem). Ja pisząc ten tekst, miałem nadzieję, że takimi scenami (poniekąd symbolicznymi), które jakoś tam się dadzą zapamiętać, będą także np. chwila z wyrzucaniem w kosmos zdobyczy z pierwszej wyprawy albo scena pożegnania Ziemi, czy może wizyta w magazynie.

Co do sceny na cmentarzu i tajemnicy Endymiona. Nie udało się go „rozszyfrować” wszystkim naukowcom świata, nie udało zatem i Genetrix czy Erykowi. Ale i miał pozostać tajemnicą, pierwotną siłą sprawczą wydarzeń, końcem starej ludzkości i nie potrzebowałem go (w moim mniemaniu) tłumaczyć, bo nie było to ani konieczne, ani nie stanowiło o sensie historii.

To miało być opowiadanie o jednostkach, ale i trochę o całej ludzkości (końcu starej i początku nowej, zgodnie z tematem konkursu), o załodze jednego statku, ale z trzema planetami i trzema gwiazdami w tle. Kameralne na pierwszym planie i „epickie” w skali kosmicznej na drugim. Nasycone klimatem i elementami s-f, ale pisane według starej szkoły. Sporo tu chciałem upchać i oczywiście efekt nie zadowoli każdego, a ja mam swoje określone ograniczenia warsztatowe i merytoryczne. Nowego „Terminusa” nie stworzę. Każdy tekst można napisać lepiej, ale niestety najczęściej dopiero chwilę po publikacji wiemy jak to zrobić.

Dodam na koniec, że Twoje stwierdzenie, że tekst jest „taki lemowski” odbieram mimo wszystko jako komplement (zachowując oczywiście proporcje).

Raz jeszcze dziękuję za wyczerpujący komentarz i wyjaśnienia.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Piotr Górski we wrześniowym numerze Nowa Fantastyka  w rozmowie z Michałem Cetnarowskim i Pawłem Majką celnie ujął zjawisko, które sam widzę podobnie.

"Czyste SF to u nas domena kilku nazwisk. Mimo prób nie przebiła się nawet przeżywająca na Zachodzie tłuste lata space opera. Dużo jest za to fantastyki obyczajowej, coraz bardziej, zwłaszcza wśród debiutantów, widać modę na weird fiction czy realizm magiczny.

Zostaje tylko antologia "Nowoświaty", zredagowana w hołdzie Lemowi przez Magdalenę Świerczek-Gryboś. Ale to chyba tylko pojedynczy wyskok zajawionych miłośników"

I tutaj wjeżdżają na białych koniach śmiałkowie, którzy podjęli pewne wyzwanie na portalu...

Po przeczytaniu spalić monitor.

@Golodh

Bardzo się cieszę, że Mgły nad Atlantis zdobyły twoje uznanie. Rzeczywiście, kreowanie świata i wplatanie do niego teorii naukowych sprawiało mi sporą satysfakcję przy tworzeniu :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

@Wicked G:

 

Mnie się też ogromnie podobało. Będzie na mojej liście nominacji do Nagrody Zajdla 2021 :)

ninedin.home.blog

@Ninedin

 

Cieszy mnie ten fakt :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka