- Hydepark: Wzajemna pomoc różna przy pisaniu opowiadań

Hydepark:

inne

Wzajemna pomoc różna przy pisaniu opowiadań

Istnieje już temat dla pomocy merytorycznej i researchu oraz pomocy językowej, ale co, kiedy są pytania i wątpliwości niepasujące do żadnego z tych dwóch tematów? Właśnie im dedykuję ten wątek.

Macie jakieś pomysły, co do których nie jesteście pewni i wolicie wiedzieć, czy warto się za nie brać, jeszcze przed pisaniem? – to przykład jednego z takich pytań.

Komentarze

obserwuj

Rozumiem, Tarnino. Sama zauważyłam, że chyba przesadzam. Po prostu mam tak, że w pewnych kwestiach, jeśli sama nie jestem co do nich pewna, wolę zapytać. Spróbuję jednak to ograniczyć.

Wiesz co, ja mam odwrotnie (wolę się nie pchać z pytaniami, choćbym miała zrobić głupotę, którą potem oczywiście robię), ale to są uwarunkowania środowiskowe. Wszyscy mamy swoje hople.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mam takie pytanie, czy w tekście mogę umieszczać normalnie nazwy różnych firm, np. Apple, Starbucks, Lacoste itd.? Takich nazw znajduje się wiele w moim opowiadaniu i ta wielość jest dla niego dość istotna, więc wolałabym jednak pisać normalnie, bo obejścia (np. laptop z nadgryzionym jabłkiem) mi coś nie brzmią dobrze...

Możesz. Tylko pamiętaj, że jeśli napiszesz, że np. firma Banana handluje ludźmi, to już cię mogą za to pozwać. ;)

https://fantazmaty.pl

Ok, dzięki.

W literaturze amerykańskiej to jest norma. Do tego stopnia są tam konkretne nazwy (ubrań, sklepów, napojów, ciastek, okularów, just name it), że tłumacząc mamy dwa problemy: 1) część marek jest w Polsce kompletnie nieznana i ich nazwa nic czytelnikowi nie powie; 2) w polskim odbiorze to wygląda jak product placement... Ale z drugiej strony bez wahania dałyśmy z ninedin jednemu z bohaterów młodzieżówki ajfona, bo chodziło po części o wyróżnik.

 

Ajzan – oczywiście możesz pytać o każdy szczegół opowiadania, zastanów się jednak, czy jeśli wszystko będzie skonsultowane z innymi i przez nich podpowiedziane, to jeszcze będzie naprawdę twój świat. Tarnina powiedziała słusznie: miej odwagę pisać to, co dyktuje ci wyobraźnia. A ja dodam: jeśli coś wydaje ci się kontrowersyjne, daj czytelnikowi znać,  że w twoim świecie ma prawo bytu. W świecie fantasy wszystko jest możliwe, pod warunkiem, że autor panuje nad całością. Możesz napisać świat, w którym wszyscy mają niebieskie i różowe włosy, a brąz jest nienaturalny, i nikt nie będzie kręcił nosem, o ile to będzie konsekwentne i każda bohaterka o kasztanowych włosach będzie dziwowiskiem ;) Jedynym wrogiem wyobraźni jest niekonsekwencja, którą wyłapie czytelnik. Jeśli pewnym tonem opowiesz mu dowolnie nieprawdopodobną historię, on to kupi. Ale musisz wierzyć w tę historię i umieć ją opowiedzieć tak, żeby była wiarygodna. Dopóki nie piszesz o świecie rzeczywistym w konkretnym momencie historycznym, nawet realia epoki cię nie obowiązują w stopniu ścisłym.

http://altronapoleone.home.blog

Hear, hear.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję, drakaino. ^^

 

Co do produktów, to w “Outsiderze” Kinga miałam wrażenie, że jest mnóstwo lokowania produktów.

Lokowanie produktu jest wtedy, kiedy firmy za to płacą. Strzelam, że u Kinga to raczej kwestia wiarygodnej kreacji świata. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

I w całej amerykańskiej literaturze też (to, o czym mówiłam, to młodzieżówki), tylko ponieważ w polskiej tego aż tak bardzo nie ma, to nadmiar w przekładach robi niefajne wrażenie, zwłaszcza że czasem “zwykły dzieciak” ma rzeczy, które u nas robią za luksusowe i wtedy to już w ogóle jest odjazd

http://altronapoleone.home.blog

Ale w polskim tekście też nie pisalibyśmy, że bohaterka kupiła w sklepie ciasteczka Sante, mrożonkę Hortex, mleko Łaciate, kawę Inkę, czekoladę Wedla, sok Tymbark, przecier pomidorowy Pudliszki i worek soli z Bochni. Nie?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A np. Rick Riordan dokładnie tak robi, w oryginale: oni idą do Walmarta kupić Oreo i Mountain Dew, nosząc Nike’i i Lewisy, a nie do supermarketu po ciastka i oranżadę, w dżinsach i butach sportowych.  I ponieważ masz rację, że po polsku / w polskiej tradycji pisania tak się nie robi, to przy przekładach trzeba czasem sporo zmienić.  

ninedin.home.blog

W sumie dobrze, że się tak nie robi w polskiej tradycji, bo wtedy te nazwy będą bardziej rzucały się w oczy w moim tekście, a o to mi właśnie chodzi :)

Jeśli dobrze pamiętam, problem z różnymi kodami kulturowymi był taki, że gdzieś w oryginale zwykły niezamożny dzieciak nosił RayBany. U nas to wywołuje zupełnie inne skojarzenia. Zazwyczaj razem z redakcją podejmujemy decyzję o wywaleniu nazw produktów.

http://altronapoleone.home.blog

Z nazwami produktów jest ciekawie – u nas pieluszki jednorazowego użytku to pampersy, choć tak naprawdę to tylko nazwa firmy, która pierwsza weszła na polski rynek.

Z drugiej strony – jak mi się zdaje, działa to też w drugą stronę. Czyli dla hamburgera chusteczki higeniczne to po prostu kleenexy.

 

A już uwielbiam wygibasy w stylu “cola dietetyczna” :P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie przesadzaj Tarnino. Jasne, takim nagromadzeniu to wygląda komicznie, ale kiedy piszesz o tym, że bohater pali tylko konkretną markę papierosów albo samochód jakim jeździ, to nie ma żadnego problemu z podaniem nazwy. I taki zabieg można stosować w różnym celu. Bohater może jeździć oldschoolową Syrenką, pozer może “pic tylko Ballantine’sa”, oddając realia epoki możemy opisywać samochody i inne marki, żeby lepiej oddać klimat. Jak każdy inny zabieg, stosowny świadomie i z umiarem, może przynosić bardzo fajne efekty.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Jasne: świadomie i z umiarem.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nawet zwyczajna marka samochodu może być istotna, bo np. bohater rozpoznaje konkretny samochód należący do innej osoby. Podobnie jak można zapamiętać, że ktoś tam miał na sobie np. podkoszulek z charakterystycznym logo czy aparat konkretnej marki. Niemniej Amerykanie rzeczywiście mają tendencję do podawania konkretnych nazw, podczas gdy w Polsce jednak normą będzie powiedzenie, że zjadł batonik, a nie konkretny batonik ;) Choć w “Mysiej wieży” miałyśmy studenta o ksywie “Mars”, bo miał akurat taki batonik w kieszeni.

http://altronapoleone.home.blog

Taka sprawa, proszę państwa. Powiedzcie napiszcie mi, proszę, co widzicie oczami wyobraźni, gdy w tekście czytacie:

 

...bla bla czarne oczy bla bla...

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Czarne oczy

Przynoszę radość :)

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Anet – bardzo śmieszne... *

 

Bolly – dzięki za dokładne zobrazowanie

 

* Ale to może moja wina, bo zadałam zbyt ogólne pytanie. Nie chciałam jednak żadnymi podpowiedziami niczego sugerować. 

 

Gry mówimy/piszemy “szare/zielone/niebieskie oczy”, to każdy wie, że chodzi o kolor tęczówki, nie całego oka i nie trzeba tego doprecyzowywać. A jak napisałam “czarne oczy” to właśnie wyobrażenie było jak na powyższym obrazku. A tu też tylko tęczówki moja postać ma czarne... 

Doprecyzowywać czy nie? 

 

 

PS. Jestem pewna, że już kiedyś tego określenia użyłam i w tamtym tekście nikt nie zwrócił na to uwagi. W każdym razie zawiesiłam się i nie wiem, co myśleć.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie ma potrzeby. Czarne oczy to czarne oczy (tęczówki) i tyle. Doprecyzowanie byłoby potrzebne, gdybyś miała na myśli coś innego.

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet, za rozwianie wątpliwości. Zostanę jednak przy moich czarnych oczach, bez kombinowania. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ja widzę oczy o bardzo ciemnych tęczówkach (podobno całkiem czarne nie istnieją). Na tyle ciemnych, że nie widać różnicy między źrenicą a tęczówką. BTW, osoby z takimi oczami właśnie dlatego uchodzą za atrakcyjne.

Babska logika rządzi!

W moim świecie istnieją, ale to świat fantastyczny ;) 

 

Kiedyś, jak byłam dzieciakiem (no dobra, nastolatką), do mojego miasta przybyła prawdziwa karawana nomadów, z namiotami i wielbłądami. Nie pamiętam, z którego z arabskich krajów przyjechali. Zawsze wydawało mi się, że takie ciemne oczy są piękne i fascynujące. Jednak, gdy je zobaczyłam w twarzach tamtych mężczyzn na żywo, to się wystraszyłam. 

Już od dawna tak nie reaguję, ale tamtego wrażenia zapomnieć nie umiem.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Z tymi ufokami oczywiście żartowałem, “czarne oczy” rozumiem tak, jak Finkla i Anet. Zawsze możesz je opisać dokładniej, uzasadniając wrażenie, jakie wywierają.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Tak też właśnie zrobiłam. Przy pierwszej wzmiance, przy kolejnej już nie powtarzam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Czarne oczy we mnie budzą skojarzenie po prostu z osobą o bardzo ciemnobrązowych oczach.

 

cast_magicians_s4_margo

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Szczerze mówiąc, gdybym trafiła na fragment, zwłaszcza na początku, w którym autor opisuje, jak wyglądają czarne oczy, uznałabym, że ma mnie za idiotę i zniechęciłabym się  do czytania.

Przynoszę radość :)

Czy to dobrze, jeśli w środku do tej pory prowadzonego dynamicznie opowiadania dojdzie do spowolnienia akcji w celu wyjaśnienia, co się właściwie dzieje? Dotarłam do takiego momentu w moim tekście i wolałabym uniknąć niepotrzebnych dłużyzn.

Nie. Nie mogłabyś tego jakoś wcisnąć wcześniej? Może być po kawałeczku, troszkę tu, troszkę tam, żeby w kulminacyjnym momencie wszystko powskakiwało na miejsca i czytelnik zrobił “aha!”

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Pamiętam z grafomanii taki opis bitwy,  w którym bohater zaczął podziwiać przyrodę (przypominam: w środku bitwy!).  Więc nie. 

Przynoszę radość :)

Dziękuję. Coś pokombinuję.

A ja uważam inaczej – zależy, jak się to zrealizuje. Nie miałbym nic przeciwko, gdybym po otwierającej tekst scenie akcji dostał spokojne wyjaśnienie, co się dzieje, choć powtórzę – zależy, jak by to zostało zrealizowane.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Dzięki, Bolly.

Ale masz na myśli tzw. cold open? Bo wtedy tak, można, ale nie znienacka, a znienacko właśnie zrozumiałam.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hmm, Ajzan, moje zdanie – w trakcie akcji, absolutnie nie ma czasu na wąchanie fiołków, chyba że będziesz dawała jakieś flash backi, czyli skończysz porządnie jedną scenę, druga, wrócisz. Musi być na to uzasadnienie. Chęć wyjaśnienia nie wydaje mi się wystarczająca.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Retardacja może być dobra, ale wyjaśnianie, o co chodzi, nie jest najlepszą formą retardacji.

http://altronapoleone.home.blog

Może wyjaśnię, jak to w moim tekście wygląda. To nie jest przerywnik w samym środku sceny bitwy. Po kilku scenach “akcji” następuje moment, kiedy bohaterowie mogą złapać oddech i dowiedzieć się czegoś więcej o sytuacji, w której się znaleźli, aby móc znaleźć rozwiązanie. Nie zamierzam przy tym przesadzać z dłużyznami.

W takim razie nie widzę, w czym problem. Przecież to norma.

http://altronapoleone.home.blog

I dlatego, drogie dzieci, trzeba pytać o to, co się chce wiedzieć, a nie o coś obok. W najlepszej wierze doradziłybyśmy Ci z Anet źle, bo źle zrozumiałyśmy pytanie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja w ogóle nie bardzo widzę sens takich akurat pytań – przecież na to, żeby wiedzieć, że również tak się konstruuje akcję, wystarczy poczytać trochę książek.

Nie chcę Cię, Ajzan, zniechęcać do korzystania z wątków pomocowych, ale już jakiś czas temu na którymś innym ktoś zwracał uwagę, że dopytujesz o takie szczegóły, które naprawdę zależą od Ciebie jako autorki, od Twojej wizji tego, co piszesz. Jeśli za bardzo będziesz konsultować każdy szczegół, ta wizja przestanie być Twoja – nie w sensie “autorstwa”, ale indywidualizmu. Zatracisz coś własnego, co chcesz powiedzieć czy stworzyć od siebie, w radach ludzi o różnym guście, różnych stylach.

Pozwól, że zrobię mały osobisty offtop – ale że to wątek z pomocą “różną”, nie będzie on całkiem kłócił się z tematyką wątku:

Prawdę mówiąc, z wszystkiego, co tu opublikowałaś, do dziś najbardziej cenię “Melodyjkę”, dałam jej byłam nawet 2 punkty w głosowaniu legendowym. Sprawdziłam, że dziękujesz za betę Marasowi – ale beta to bardziej “intymna” pomoc, na dodatek na etapie gotowego tekstu. Bardzo żałuję, że nie poszłaś dalej w świat z “Melodyjki”, z przyjemnością przeczytałabym coś z tamtego uniwersum. Może tam mniej krępowały Cię wyobrażenia o tym, jakie coś “powinno być” (Asgard, realia oparte na czymś itd.), bo stworzyłaś własny, niepokojący, ciekawy świat – i nie wahałaś się puścić wodzy fantazji. Może to samo powinnaś zrobić tutaj. Oparcie się na sagach nordyckich jest u Ciebie równie umowne jak w uniwersum Marvela – i to nie jest zarzut. To Twój autorski Asgard, więc daj mu więcej oddechu, więcej od siebie. Nie bój się szaleństwa, nie bój się pisać po swojemu. Odchodzisz w kreacjach bohaterów wystarczająco daleko od tego, co znamy z klasyki nordycko-germańskiej (wcale nie tak ubogiej!), przez stulecia ludzie też tak robili, więc nie bój się pisać – w sensie technicznym – tego wszystkiego też tak, jak Ci wyobraźnia oraz wyczucie dyktuje.

http://altronapoleone.home.blog

już jakiś czas temu na którymś innym ktoś zwracał uwagę, że dopytujesz o takie szczegóły, które naprawdę zależą od Ciebie jako autorki

To byłam ja i spieszę z dopowiedzeniem: tylko Ty, Ajzan, wiesz, co chcesz powiedzieć. Tylko Ty i nikt inny. I tylko Ty wiesz, jak chcesz to powiedzieć (pomijając sytuacje, kiedy nie wiesz, ale chcesz to sobie wyklarować w pierwszym, drugim, dziesiątym szkicu) – bo “jak” jest w literaturze integralną częścią “co”. My możemy podrzucić sugestię, ale ostateczna decyzja należy do Ciebie, i Ty będziesz z niej rozliczana.

Był to kubeł strasznie dorosłej zimnej wody od Tarniny.

Prawdę mówiąc, z wszystkiego, co tu opublikowałaś, do dziś najbardziej cenię “Melodyjkę”,

Zachęcona, kolejkuję.

 

ETA: Skoro dziś muzykujemy, coś na wzmocnienie: Odwagi.

Dasz radę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Drakaino, Tatnino, dziękuję. Będę bawić się moim Asgardem. ;-)

Jeśli chodzi o “Melodyjkę”, to myślę jeszcze do niej jeszcze wrócić.

Ajzan,  nie słuchaj tego. Forum jest od zadawania pytań. Jak masz ochotę – pytaj,  jak masz wątpliwości – pytaj, jak masz problem – pytaj. Ja tak robię. Zawsze warto pytać.

 Trzeba robić ruch na forum, żeby coś się działo, żeby było życie ;)

 

Odnośnie Twojego pytania: przy pisaniu opowiadań unikaj ścian tekstu, ze swojego słownika wyrzuć: flashback, info dump, backstory, masz +-40k znaków, żeby opowiedzieć jakąś historię, wykorzystaj to dobrze :)

 

 

 

 

 

 

 

Może masz i rację, Algirze! Najważniejsze jest, aby opowiedzieć pewną historię. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Algirze, nikt tu nie mówi, że nie należy zadawać pytań!

http://altronapoleone.home.blog

Jak to mawiała moja prababcia, jak nie będziesz pytał, to nie będziesz wiedział. Ale warto też przeczytać, co powiedzieli dyskutanci przed Tobą, a nie rzucać grepsy bez zastanowienia, prawda?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nieprawda. Jeden wbity gwóźdź jest lepszy od dziobania szpileczkami.

Jasne, jak budujesz płot. Ale niekoniecznie wtedy, kiedy szyjesz kieckę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie bardzo wiem w jakim innym wątku mógłbym o to zapytać, wiec pytam tutaj.

Jeśli opublikuję na portalu opowiadanie, powiedzmy na 20k znaków, a za jakis czas na jego podstawie napiszę coś większego, powiedzmy 200-300k, to czy mogę taką mini-powieść słać do wydawnictw albo na konkurs, jako nigdzie nie publikowaną?

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Pewnie.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dick robił coś takiego po dwa razy z jednym tekstem, więc nie widzę przeszkód.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bohater cytuje w myślach (ujętych w cudzysłów) słowa innej postaci. Czy mogę te słowa po prostu dać kursywą, czy muszę uciec się do cudzysłowu francuskiego?

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Za namową Reg chciałbym poradzić się Was w pewnej kwestii.

 

Z racji zmiany pracy mam więcej czasu, i licho chciało, że zacząłem odświeżać mitologię anańską [moją autorską]. Oryginalna mitologia ma ponad dwadzieścia lat i uznałem, że naprawdę warto to w końcu odświeżyć i nadać temu ostateczny kształt. Jest to dla mnie ważne także o tyle, że często kiedy coś piszę, muszę szukać w notatkach lub krótkich tekstach potrzebnych szczegółów, a tak miałbym stały, kompletny punkt odniesienia, co mogłoby też pomóc przy pisaniu normalnej prozy. Na tę chwilę rozpisałem dwa pierwsze mity [bardziej plan niż ostateczna wersja] co zajęło mi ok 10 stron. 

 

Całość dzieli się na zwoje. Pierwszy z nich to Zwój Początku. Zawiera w sobie mit powstania świata, opis pochodzenia poszczególnych plemion anańskich, epos o walce z barbarzyńcami oraz opis wędrówek ludów, które zakończyły erę mitów i legend i zapoczątkowały tamtejszą starożytność. 

Drugi zwój dotyczy kolorów, czyli żywiołów, i ich oddziaływania na siebie nawzajem.

Trzeci dotyczy prawa, czwarty metod prowadzenia wojny. Piąty rytuałów pogrzebowych a szósty, napisany o wiele później, jest jakby zwieńczeniem i ma służyć petryfikacji zwyczajów.

Całość chciałbym opatrzyć przypisami stylizowanymi na te do Biblii czy Koranu, dodatkowo każdy rozdział miałby wstęp o warunkach powstania tekstu itd. Będzie też słowniczek. Chciałbym opatrzyć całość niemałą ilością obrazków stylizowanych na etniczne.

 

Co o tym myślicie? 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Oryginalna mitologia ma ponad dwadzieścia lat

Mam rozumieć, że zacząłeś tworzyć własną mitologię, mając osiem czy dziewięć lat? Ja w tym wieku wolałem budować z klocków LEGO, ale co kto lubi. Tak czy owak, szczerze wątpię, żeby to było coś ciekawego czy odkrywczego. Na świecie jest tyle fascynujących mitologii, że nie widzę sensu w wymyślaniu nowych. Jeśli miałbym do wyboru mitologię, dla przykładu, celtycką, inkaską czy ajnoską, lub twoją, to wybór jest dla mnie oczywisty – zmulić mnie mogą obydwie, ale czytając tę pierwszą, przynajmniej wzbogacę swoją wiedzę z zakresu religioznawstwa i antropologii.

Osobiście nie cierpię, gdy autorzy fantasy zaczynają od budowania świata, tworzenia mitologii i opisywania całych epok fikcyjnej historii tylko po to, żeby napisać opowieść o Jasiu z Koziej Wólki. Czy ja dzisiaj pamiętam tych wszystkich Valarów, drzewa genealogiczne elfów, poczet królów Rohanu i Gondoru? Nie. Pamiętam za to doskonale kurdupla, który szedł zniszczyć magiczny pierścień. I ta historia o kurduplu doskonale obeszłaby się bez tych wszystkich rozpychających trzeci tom dodatków oraz bagażu w postaci nudnego jak psia dupa Silmarilliona. Bo ona angażuje i działa na poziomie emocji.

Moja rada? Wyrzuć swoją mitologię do śmieci i zacznij pisać ciekawe, wciągające historie, a jeśli czujesz, że naprawdę wymyśliłeś coś ciekawego i oryginalnego, wplataj to umiejętnie w swoje opowieści. Masz pomysł na niezwykły anański rytuał pogrzebowy? Niech bohater będzie świadkiem tego rytuału i niech okaże się on (rytuał, nie bohater, ma się rozumieć) istotny dla fabuły. Bo jeśli po raz nie wiadomo który miałbym czytać wtórne bajędy o bogach, legendarnych herosach, królewskich dynastiach oraz bitwach i wojnach, z których nic nie wynika, musiałbyś mi chyba zapłacić.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Wybacz, Arhizie, ale ja tego nie przeczytam.

Przynoszę radość :)

Nie widzę potrzeby tworzenia nowego Silmarillionu (Tolkien też tego nie robił i nie zamierzał, kompilacja została sklecona przez jego syna z luźnych papierków po ojcu, który wiecznie zmieniał zdanie). To, co proponujesz, można ewentualnie wydać po monumentalnym sukcesie serii bestsellerów :)

Jeżeli Tobie osobiście obrazki i przypisy są potrzebne – zrób. Ułóż w kartotece i oglądaj, kiedy zechcesz. Ale dopóki masz o czym pisać, wietrzenie własnych notatek jest samobójcze – znuży Ciebie i czytelnika, poza tym zakopiesz się w nieistotnych szczegółach, które mógłbyś zmienić, gdybyś ich nie ujawnił.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bolly, pozwoliłem sobie na niewielkie rozpisanie się, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.

 

Tak, cały czas korzystam z uniwersum, które zacząłem tworzyć mając te 7, 8 lat, całość rozwija się do dziś. Podobnie jest z językiem, choć teraz jego wykorzystanie zmierza coraz bardziej w stronę graficzno-muzyczną. Poruszasz natomiast bardzo ważną kwestię, którą ja wiążę z przebodźcowaniem dzisiejszego odbiorcy. Nie dość, że na świecie jest sporo mitologii, to w dodatku mamy też znane i popularne światy  fantastyczne z Tolkienem na czele. Jak sam mam tak, że spotykając się z jakąś mitologią w książce, filmie czy grze, nie bardzo mam ochotę się z nią zaznajamiać, zwłaszcza, jeżeli wydaje mi się odtwórcza [czytaj: kolejny tolkienopodobne fantasy]. Z drugiej jednak strony to, czego ja szukam w mitologiach, to unikalność matryc kulturowych i to jest też moja motywacja, która przyświeca mi przez te wszystkie lata. ;) 

Wszystkich Valarów akurat pamiętam, ale mniejsza. ;) Moim zdaniem podstawą jest proza i ona jest moim działaniem docelowym. Niestety wskutek różnych perypetii nie pisałem nic przez dwa lata, ale w najbliższym czasie zamierzam to zmienić. Zresztą wystarczy zobaczyć moją stronkę, biedną i opuszczoną [z tego co pamiętam, w ostatnich postach udawałem, że umiem rysować]. Dlatego też pisałem o motywacji pod kątem stworzenia ściągi... ale jednocześnie nie chcę, by to ściągą pozostało. No i nie widzi mi się robienie samych rysunków bez opisów. Ale wracając do kurdupla, ja raczej z tych, co wolą tę psią dupę, co nie znaczy, że nie chcę docelowo skupiać się na emocjach i historii bohaterów.

Obawiam się, że Twoja rada jest u mnie nie do zastosowania. Udało mi się popełnić chyba cztery teksty, które nie były osadzone w moim uniwersum. Nie są to jednak teksty, które mają dla mnie większą wartość. A o pogrzebie było nieco tutaj:  https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/19813

Dziękuję Ci za Twoją wypowiedź. Składnia do refleksji i z pewnością jeszcze będę nad nią myślał :) 

 

 

 

Anet, widocznie nie jest to sprawa, która byłaby dla Ciebie ważna/ciekawa. :) 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Tarnina, myślę, że masz sporo racji. Bardzo ciekawa uwaga o “wietrzeniu notatek”. Ja jednak mam potrzebę wierności tym “nieistotnym” szczegółom. Inaczej całość wydaje mi się niespójna. Chociaż jak teraz Was czytam, coraz bardziej wydaje mi się, że to obrazki są w tym przypadku istotne, a nie tekst. Bo sam tekst będzie ciekawszy w postaci prozy. ;)

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Arhizie, lubię różne światy, to jest dla mnie ciekawe, ale pokazywane przy okazji opowiadania jakiejś historii. Samego opisu, co, dlaczego, skąd się wzięło – nawet nie zapamiętam.

Przynoszę radość :)

Anet, to mnie tylko utwierdza w przekonaniu, aż opis można zrobić sobie na boku by służył pomocą, a skupić się na publikacji samych tekstów, konkretnych historii ;) 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

którą ja wiążę z przebodźcowaniem dzisiejszego odbiorcy.

W jakimś stopniu na pewno. Może nie stuprocentowo, ale w jakimś stopniu.

Ja jednak mam potrzebę wierności tym “nieistotnym” szczegółom. Inaczej całość wydaje mi się niespójna.

Zgadzam się, wyraziłam myśl niejasno. Chodziło mi nie o to, żeby nie mieć skrystalizowanej wizji świata, ale raczej o to, że czasami “w praniu” wychodzi, że jakiś szczegół po prostu nie pasuje, chociaż na sucho wyglądał dobrze. Nie ma co wpuszczać widza za kulisy, jeszcze wpadnie do budki suflera :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina, myślę, że z tą krystalizacją to kwestia złotego środka. W moim przypadku idzie to raczej w stronę petryfikacji, ale nie na tyle, by nie móc np. zrobić spin-offa świata fantasy w wersji science fiction, jak tutaj: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/19391 ;)

I też mi się wydaje, że samo przebodźcowanie nie jest może stuprocentowym “winowajcą”, ale uważam, że odgrywa dziś znaczącą rolę. 

A do budki lepiej niech nie wpada ;) 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

ARHIZ, sam pomysł jest dobry, ale tak jak już było pisane, po to, aby się nie pogubić podczas pisania książki/opowiadania. Sama kiedyś tworzyłam swoją mitologię, to zawsze świetna skarbnica pomysłów na opowiadania. Poza tym zawsze łatwiej przemycać jakieś informacje o świecie, który się dobrze zna.

Oluta, dzięki za opinię ;) 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Hej, hej, poszukuję źródeł o tym, jak wyglądała praca w gazecie typu dziennik szukający sensacji w latach 1890-1900. Ktoś ma może jakie tropy lub poleca źródła? Każdy trop mile widziany i z góry dzięki za pomoc!smiley

Oidrin, a gdzie konkretnie i o jakie sensacje chodzi? W tym okresie bardzo różne czynniki wpływają na to, jak media wyglądają w różnych krajach, jak pracują itd. Niby istnieją już tabloidy, ale nie na dzisiejszą miarę. Sensacje typu dwugłowe cielę możesz wtedy znaleźć nawet w poważnych gazetach, podobnie jak informacje o zabójstwach itd. Wiele gazet wciąż działa na zasadzie przedruków z innych. No i – praca kogo? W bardzo ogólnym zarysie praca różnych osób zaangażowanych w prace dziennikarsko-redakcyjne nie różniła się zasadniczo od tego, jak wygląda teraz, pominąwszy możliwości techniczne. Zawód dziennikarza dopiero jednakowoż się wtedy kształtuje, w Ameryce masz tzw. new journalism, który właśnie się zaczyna, ale to raczej dotyczy tego, jak pisać, a nie jak się pracuje, choć oczywiście to jakoś tam się łączy.

http://altronapoleone.home.blog

Hej, Drakaino! Dzięki za szybką odpowiedź – chodziło mi o zachodnie wybrzeże stanów – San Francisco, Oregon i redakcję zajmującą się typowym yellow journalism czyli przodków dzisiejszych taboloidów poniekądwink. Chciałam się skupić na reporterach i redaktorze naczelnym, ale jakiś ogólny ogląd też pomógłby w kontekstach – chcę, żeby to miało ręce i nogi.

To niestety bardzo nie moje rejony XIX w., choć jakiś czas temu czytałam sporo amerykańskich gazet z tego czasu i tego obszaru, ale szukając informacji na dość specyficzny temat... Paradoksalnie myślę, sądząc m.in. po tej lekturze, że westernowy dziennikarz nie jest postacią bardzo odległą od rzeczywistości. Dużo zależy od tego, jaki ton będzie miało Twoje opowiadanie; jakby co, to uderzaj do mnie z betą – zasadniczo nie betuję, bo nie mam w tej chwili czasu i możliwości, ale taki szybki rzut oka, czy nie ma jakiegoś dużego anachronicznego babola wykonać mogę ;)

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję!smiley Z tego, co do tej pory czytałam miałam w sumie podobne wrażenia, ale chyba wolę zaufać komuś, kto ma lepsze oko do baboli z tej dziedziny. Odezwę się zatem po jakieś wskazówki, jak skończę, co pewnie też nie będzie prędko. Niby ta redakcja to wątek poboczny, ale zależy mi, żeby nie raził anachronizmami.

Halo!

 

Słuchajcie, mamy taki oto nieszczęśliwy wypadek: młoda kobieta przewraca się i uderza w stojącą obok niej szafę. Z szafy spada młotek i... BUM. Kobieta umiera na miejscu od trafienia w głowę. Dostajemy jeszcze wielką plamę krwi na podłodze.

 

Uważacie, że zdarzenie brzmi w miarę wiarygodnie czy takie uderzenie byłoby zdecydowanie za słabe, żeby rozbić głowę (i to tak by było dużo krwi)?

 

A może macie inny pomysł na przypadkową śmierć bohaterki? Akcja dzieje się w mieszkaniu. Musi być młotek i dużo krwi. :):)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Jak dla mnie brzmi to całkowicie niewiarygodnie, bo o ile pamiętam z kursu antropologii fizycznej (Wiktoria by się tu przydała), czaszka jest mocna i wcale nie tak łatwo ją rozbić. Ergo kobieta musiałaby chyba mieć cholernego pecha, żeby ją trafiło śmiertelnie w którąś z cieńszych kości, które w dodatku w normalnej sytuacji nie są eksponowane (skroń, potylica). No i chyba musiałby być to duży młotek. Plus skąd ma być ta duża ilość krwi?

http://altronapoleone.home.blog

Czy do tego zdarzenia naprawdę doszło w opowiadaniu, czy to tylko założenie policji/ detektywa,  a przyczyna jest zupełnie inna?

Jak dla mnie brzmi to całkowicie niewiarygodnie, bo o ile pamiętam z kursu antropologii fizycznej (Wiktoria by się tu przydała), czaszka jest mocna i wcale nie tak łatwo ją rozbić.

No właśnie czułem, że trochę mnie poniosło. Może jednak zmienię młotek na siekierę (tylko kto to słyszał, żeby trzymać siekierę na szafie?). Ech, dużo roboty z tym uśmiercaniem ludzi...

Czy do tego zdarzenia naprawdę doszło w opowiadaniu, czy to tylko założenie policji/ detektywa,  a przyczyna jest zupełnie inna?

Zdarzenie to fakt autentyczny. ;))

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Zdarzenie to fakt autentyczny. ;))

Może jednak zmienię młotek na siekierę (tylko kto to słyszał, żeby trzymać siekierę na szafie?). Ech, dużo roboty z tym uśmiercaniem ludzi...

Nie jest to zbyt wiarygodne. Ani siekier, ani młotków na szafie się nie trzyma, bo to niewygodne i niebezpieczne. Znasz może ten kawałek Chestertona, gdzie facet został zabity małym młotkiem zrzuconym z dużej wieży? Może lepiej poszukać w tych stronach?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Można je uwiarygodnić – dziecko (może być gościa) upiera się, żeby się pobawić młotkiem, tata chowa w pierwsze lepsze niedostępne miejsce...

Babska logika rządzi!

To by raczej położył na szafie, a  nie w środku.

Przynoszę radość :)

Chyba w szafie?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Skąd! Wysoko, żeby dziecko nie zobaczyło i nie ściągnęło.

Przynoszę radość :)

Pamiętam, że ja na przykład próbowałam się wspinać po regałach. Ulubiona_emotka_Baila.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dobra, pozbądźmy się młotka, nie będzie problemu ;))))

Przynoszę radość :)

Ale wracając do pytania, bo my tu śmichu-chichu, a trup sam się nie uśmierci:

A może macie inny pomysł na przypadkową śmierć bohaterki? Akcja dzieje się w mieszkaniu. Musi być młotek i dużo krwi. :):)

Młotki same z siebie nie zabijają, ale może gdyby spadła ze schodów, niosąc młotek?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej, nie wiem, czy takie pytanie się pojawiło, bo nie śledziłam wątku, ale może ktoś natknął się gdzieś na struktury różne w czasach średniowiecznych w zamkach. Chodzi mi o władzę, np. kto był w kolejności za królem, jak mu różne osoby pomagały lub nie, itp.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Średniowiecze to nie monolit, ale ok. 1000 lat bardzo zróżnicowanych realiów – i chronologicznie, i geograficznie, więc przydałoby się więcej informacji. Organizacja systemu władzy będzie nieco różna w różnych miejscach i okresach, choć jeśli piszesz fantasy (nie wiem), to pewnie weźmiesz to, co Ci spasuje.  Ogólnie moją ulubioną lekturą na temat dość szeroko pojętego średniowiecza (w tym życia codziennego) był Le Goff “Kultura średniowiecznej Europy”, jest też Geremka “Kultura Polski średniowiecznej” – obie się dobrze czyta i powinno tam być o takich sprawach (nie pamiętam szczegółów, bo dawno te lektury były). Szukałabym też  w serii “życie codzienne w...” – jest na pewno tom o czasach Karola Wielkiego.

http://altronapoleone.home.blog

Hej, mam pytanie z gatunku trudnych, ale kto wie, może mi się poszczęści. XD

Czy mamy na portalu kogoś, kto odbył podstawowy trening militarny lub interesuje się tematem? Gdyby ów trening miał miejsce w otoczeniu raczej leśnym, a nie poligonowym, byłby to dodatkowy plus. Szukam informacji na temat codziennej rutyny ćwiczeń, dyżurów, wart i czego tam jeszcze. Z kimś dobrym w survival na łonie natury też chętnie bym pogadała. Moja wiedza jest mocno specyficzna i powiązana z konkretnym obszarem świata, więc przydałoby mi się spojrzenie z zewnątrz.

Z góry dzięki za wszelkie sugestie! wink

Jak nazwalibyście sposób poruszania się kraba? Betuję właśnie jedno opowiadanie, w którym krab się czołga i nie jestem przekonany, czy to właściwe określenie, ale nie mam pojęcia, czym można byłoby je zastąpić. Przyszło mi na myśl pełzanie, ale to się raczej kojarzy z wężami.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Kroczy?

Po przeczytaniu spalić monitor.

W zasadzie mówi się o żukach, że pełzają, a żuczy sposób poruszania się przypomina ten krabi. Ale chyba jednak bardziej kroczy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A nie może po prostu chodzić? Przecież nie kładzie się na brzuchu, tylko normalnie rusza nóżkami w pozycji wyprostowanej (jak na kraba).

Babska logika rządzi!

Myślę, że Finkla ma rację. Nie ma co niepotrzebnie kombinować.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czy mi się wydaje, czy ten krabokop odczepił sobie rączkę?

Babska logika rządzi!

To była siódma, dodatkowa rączka... A nie. Dziewiąta.

Po przeczytaniu spalić monitor.

A pająki mają szczękoczułki i nogogłaszczki na dodatek do ośmiu nóg.

 

Chciałam wkleić pająka, ale wiem o co najmniej dwóch arachnofob(k)ach na tym forum. Ja lubię pająki.

http://altronapoleone.home.blog

Pająk offtopu zasnuł nam wątek :) (Też lubię pająki ^^)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A jad nie szkodzi jedzącemu? ;-)

Babska logika rządzi!

Doustnie  to nie to samo, co domięśniowo. Zresztą wiele pająków wstrzykuje soki trawienne (ich zdobycz ma chitynowe pancerzyki, nie zapominaj), które pewnie zniszczą jad (złożone białko).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Z tego, co kojarzę, to standardowa mieszanka zawiera coś paraliżującego i coś rozpuszczającego. A potem się wypija koktajl z chitynowej szklaneczki...

Paskudztwo.

Babska logika rządzi!

Nie ma standardowej mieszanki, każdemu wedle potrzeb. Paraliżujące jest właśnie raczej białko, a one są delikatne – enzymy trawienne je rozłożą.

Paskudztwo.

Ssakocentrystka XD A co powiesz o takim zwierzątku?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ssakocentrystka XD A co powiesz o takim zwierzątku?

Od razu ssakocentrystka... Nie mam nic do motylków, ptaszków, dinozaurów, rybek, mięczaków... Ale używanie trucizny na co dzień nie wzbudza mojego entuzjazmu. A osiem nóg jest nienaturalne.

O zwierzątku powiem, że ma mocną głowę. :-)

Babska logika rządzi!

A osiem nóg jest nienaturalne.

A sześć jest naturalne? XD Żeby nie przesadzać z offtopem: książki różne (literatura faktu, ale i beletrystyka, w langłydżu) – mogą się przydać. Jest sporo o różnych miejscach na świecie, ale też coś o łucznictwie i o logice.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Odejdę od pająków, jeśli można ;)

 

Potrzebuję nie tyle rady, ile badania opinii publicznej. Realia – koniec XVIII w., Polska, młoda dziewczyna “z dobrego domu” zachodzi w nieplanowaną ciążę. Nie chodzi o skandal, że za młoda, raczej o to, że w swojej epoce nie może jeszcze uchodzić za starą pannę, a nawet się do tego zbliżać. Gdybym się trzymała realiów, powinnam ją zrobić max szesnastolatką, ale to dziś chyba wywołałoby zupełnie niewłaściwe skojarzenia i odczucia czytelnika... Ergo pytanie, czy krakowskim targiem osiemnastolatka będzie ok dla współczesnego czytelnika? Dwudziestolatka w tamtych czasach będzie już powoli zamartwiać się wizją staropanieństwa, a moja bohaterka tego nie może mieć.

http://altronapoleone.home.blog

Ja bym łyknęła i szesnastkę. W końcu chyba nawet teraz po 16 to już prokurator nie ściga.

Babska logika rządzi!

Ja też.

Przynoszę radość :)

Moja (osobista) opinia publiczna mówi, że szesnastka nie zdziwiłabym mnie, natomiast  osiemnastka już lekko tak i pomyślałabym sobie,  że autorka próbowała dostosować do obecnych realiów.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nie ściga, ja bym też łyknęła, ale znam sporo osób, które uważają, że seks z szesnastolatką to nadal pedofilia. A mi bardzo zależy na tym, żeby tu żadnych takich skojarzeń nie było. Poczekam jeszcze na ewentualne opinie, może stanie jeszcze bardziej krakowskim targiem na siedemnastolatce, a może po prostu nie podam wieku, niech sobie każdy wyobraża, co chce XD

 

PS. Asylum – ciekawa uwaga, dziękuję

http://altronapoleone.home.blog

Myślę, że bardziej niż wiek, okoliczności zajścia w ciążę mogą zaważyć na odbiorze czytelnika. Bo jeśli dasz dużo starszego faceta i 16-tkę (albo np. uwodziciela)  to odebrałabym to inaczej niż gdybyś dała mu tyle samo, co dziewczyna albo kilka lat więcej. Sam fakt zajścia w ciążę szesnastoletniej dziewczyny nie kojarzy mi się z pedofilią (chyba że dasz jakieś konkretne okoliczności, które będą na coś takiego wskazywać).

It's ok not to.

Chłopak jest niewiele starszy, a okoliczności magiczne ;)

http://altronapoleone.home.blog

#TeamDogs

Known some call is air am

Dla mnie to i piętnastka dałaby radę, ale jak chcesz łagodnie, to szesnastka. Osiemnaście to już ciąża nie dziwi.

Ja wiem, czy w tych czasach 16 latka w ciąży budziłaby jakieś negatywne odczucia u czytelnika? Raczej nie...

Sonato, ale mi chodzi o kompromis z współczesnym czytelnikiem. Czepialskim czytelnikiem ;)

http://altronapoleone.home.blog

Jeśli w czasach, które opisujesz, nastolatki wychodziły za mąż i miały dzieci, to pisz prawdę i nie nakładaj sobie autocenzury w imię jakichś durnych “kompromisów”. Nie idź tą drogą, którą kroczy m. in. Netflix.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Bolly, ale to nie chodzi tylko o cancel culture (choć przyznam, że mnie ona dość przeraża) i drogę Netflixa. Nie chciałabym, żeby mój potencjalny czytelnik zafiksował się na tym, czego nie ma w “przygodzie” bohaterki ;) W niej jest cholernie dużo nie w porządku, ale akurat nie to. Myślę, że ostatecznie najlepiej będzie, jeśli po prostu nie napiszę, ile miała lat – nie planuję rozmowy, w której rozmowa o wieku byłaby konieczna – będzie, że była bardzo młoda (za młoda zresztą też nie może być, bo musi myśleć już dość dorośle), niech sobie ludzie myślą, co chcą.

Już i tak w tej powieści mam wątek, który ci sami czytelnicy, jeśli nie znają obyczajowości epoki, mogą wziąć za homoromans, którego nie ma, i uznać, że to queerbaiting XD

http://altronapoleone.home.blog

A ciąża dziewczyny stanowi główny motyw powieści, czy to raczej wątek poboczny? Według mnie, jeśli to tekst dla starszego czytelnika, który powinien rozumieć, że w dawnych czasach dziewczyny rodziły młodo, to i szesnastolatka ujdzie.

 

Edyta: Powyższy komentarz pisałam jeszcze, kiedy pojawił się komentarz Drakainy.

Nie, nie stanowi, nie jest nawet pobocznym wątkiem sensu stricto, choć jest ważna dla fabuły :)

 

Ale dziękuję wam wszystkim za feedback, bo w sumie pomogło mi to podjąć pewne decyzje.

http://altronapoleone.home.blog

Zawsze możesz wyjaśnić potencjalnie kontrowersyjne rzeczy w przedmowie.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Planuję raczej ewentualne posłowie z tłem historycznym (przedmowa byłaby spojlerem), więc jeśli gdziekolwiek będzie mowa o wieku bohaterki, to mogę istotnie w takim posłowiu również o tym napisać. Ale coraz bardziej skłaniam się do niepodawania wieku i zachowania go dla siebie i swoich obliczeń chronologii dość zawiłej fabuły :)

http://altronapoleone.home.blog

Cześć wszystkim,

 

czy możecie polecić jakiś wiarygodny licznik słów? Niestety na Libre Office i Open Office mam dwa różne wyniki, a jak liczę ręcznie to wychodzi mi jeszcze zupełnie co innego :(

 

Niby zgadza mi się z licznikiem internetowym (https://ile.liter.pl/slow.html), ale już sam nie jestem pewien czemu ufać...

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Niektóre edytory zliczają myślniki, inne nie. Może stąd różnica. A najpewniejszy jest własny palec. :-)

Babska logika rządzi!

Liczniki słów mogą opuszczać krótkie słowa albo nie. Znam taki, który zlicza znaki i dzieli przez sześć.

Palec przynajmniej liczy po Twojemu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No, zwłaszcza jak masz tekst na 60.000 znaków ;p

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wtedy metoda “policz znaki i podziel przez sześć” nie jest taka zła :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mam taką sytuację:

W mojej wersji mitologii nordyckiej ślepy bóg Hod urodził się martwy, ale ożył po około godzinie. Ponieważ nic podobnego wcześniej nie miało miejsca w Asgardzie, większość uznała to za zły omen a samego Hoda za przeklętego. Z tego powodu od maleńkości spotyka się z ostracyzmem i niewielu jest dla niego miłych, w przeciwieństwie do uwielbianego przez wszystkich Baldera, jego brata-bliźniaka.

Po jednym, wyjątkowo parszywym dniu Hod, który w przeliczeniu na wiek ludzki ma wtedy 10-12 lat, zwierza się jednej z tych miłych dla niego osób z myślenia o tym, że powinien pozostać martwy. Poza tym nie miał nigdy myśli samobójczych.

W odpowiedzi ta osoba stwierdza, że skoro chłopiec był martwy, ale ożył, to znaczy, iż zapewne ma jakąś rolę do odegrania, być może to coś dobrego. Hod, choć nieco sceptyczny, dziękuje za takie wyjaśnienie. Tu muszę wspomnieć, że w mojej wersji nikt, z pewnymi wyjątkami, nie wie, jak dokładnie będzie przebiegał Ragnarok i co będzie katalizatorem (śmierć Baldera z ręki Hoda). Hod i ta osoba też nie mają pojęcia.

    I tu moje pytanie: Czy odpowiedź tego typu, nie patrząc na kontekst i foreshadowing, jest odpowiednia? Czy powiedzenie przygnębionemu dziecku, doprowadzonemu do zwątpienia w sens swej egzystencji, że takowy z pewnością istnieje, to dobra reakcja osoby dorosłej? Mam co do tego wątpliwości i nie chciałabym zasugerować czegoś potencjalnie szkodliwego.

Przepraszam, że tak długo wyszło, ale chciałam jak najlepiej nakreślić sytuację.

Ajzan, ludzie nie zawsze robią to, co jest dobre, nie zawsze wiedzą, co zrobić powinni (Ciebie taka sytuacja nie zbiłaby z tropu?)  i nigdy nie wiedzą, co ostatecznie z tego wyniknie. Jeśli ktoś miał dobre intencje, a ostateczny wynik będzie mało przyjemny, to może być nawet niezły wątek tragiczny.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję, Tarnino. ^^

Jak napisałam, ta scena ma związek z tragicznym wątkiem, czyli śmiercią Baldera z rąk brata. Znaczenie tej rozmowy wróci. Do tego czasu długa droga, ale mam plany. ;-)

Pytanie zadałam z myślą o tych, którzy mogą nie znać mitologii nordyckiej, a przez to nie wyłapać foreshadowingu.  Tacy mogliby zobaczyć nieodpowiednią reakcję na trudną sytuację.

Jak zauważyłaś, zawsze mogę się wybronić zaznaczeniem,  że osoba pocieszająca nie wie, jak powinna zareagować.

przez to nie wyłapać foreshadowingu

Foreshadowing nie jest po to, żeby go od razu wyłapać, tylko po to, żeby, kiedy już się zdarzy to, co się ma zdarzyć, czytelnik zrobił: Aha!

Jak zauważyłaś, zawsze mogę się wybronić zaznaczeniem,  że osoba pocieszająca nie wie, jak powinna zareagować.

Na przykład.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję wszystkim za rady i wyjaśnienie, nie pomyślałbym, że to może być tak skomplikowany temat :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Takie tam pytanie:

 

Czy wnuczka twojego wujka może mówić do ciebie ciociu? 

Tak. Miałam podobną sytuację w rodzinie. Przez jakiś czas dzieci kuzyna tak do mnie mówiły. Ale w końcu zbuntowałam się i wytłumaczyłam, że to mnie postarza i mają mówić po imieniu.

Babska logika rządzi!

Oooo matko, ciężko się odnaleźć w tym drzewku :o Dzięki!

Przez jakiś czas dzieci kuzyna tak do mnie mówiły.

Aaa, zapomniałam, że wnuczka wujka to po prostu córka kuzyna. Teraz łatwiej :)

Tu jest jeszcze gif. Pamiętaj, że probant – to Ty.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tam akurat była zamieszana stryjna, ale to na jedno wychodzi.

Babska logika rządzi!

Czy powiedzenie przygnębionemu dziecku, doprowadzonemu do zwątpienia w sens swej egzystencji, że takowy z pewnością istnieje, to dobra reakcja osoby dorosłej?

Imho patrzysz na to za bardzo z współczesnego punktu widzenia. Nie rozważaj, co powiedziałby dzisiejszy psycholog, ale jak mogą myśleć Twoi bohaterowie. O ile wiem, nie piszesz Avengersów, gdzie Thor czy Loki mogliby pójść do psychiatry. Jeśli każesz nordyckim bogom rozważać, czy aby nie uszkodzą delikatnej psychiki dziecka, to po diabła Ci tam nordyccy bogowie?

http://altronapoleone.home.blog

Re: wnuczka twojego wujka mówiąca do ciebie “ciociu”

Do mnie mówią :) Konkretniej, wnuki mojego wujka mówią do mnie “ciociu Kacho” (nie pytajcie, jak z Oli zrobiła się Kacha). 

ninedin.home.blog

Może rzeczywiście za bardzo się tym przejęłam, drakaino, ale czasem wolę dmuchać na zimne. Założyłam, że potencjalny czytelnik i tak może zinterpretować tę sytuację ze współczesnego punktu widzenia, jeśli wyda mu się do pewnego stopnia bliska. Nie wszyscy muszą znać mitologię nordycką i jej realia. 

Nie rozważaj, co powiedziałby dzisiejszy psycholog, ale jak mogą myśleć Twoi bohaterowie.

O, to, to.

potencjalny czytelnik i tak może zinterpretować tę sytuację ze współczesnego punktu widzenia

Może. Ale na to nic nie poradzisz.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Narracja trzecioosobowa. Postapo. Bohater, którego jedynym celem jest przetrwanie, więc podróżuje przed siebie. Ostatecznie dotrze do pewnego miejsca (ok. 1/3 opowieści), ale w międzyczasie wspomina co zrobił, wyjaśnia przez to swój “background” (retrospekcje idące chronologiczne, więc bez chaosu). Dzięki temu czytelnik może zobaczyć, jak bohater odnosi się do własnych wspomnień po pewnym czasie, zobaczyć, jak na nie reaguje na chłodno. 

Jak jest z waszego punktu widzenia: czy to dobry sposób, czy lepiej po prostu umieścić akcję na początku (tj. gdy świat się wali)? Czy w ten sposób można zżyć się z bohaterem i zrozumieć go? Im więcej odpowiedzi tym lepiej!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Wydaje mi się, że pierwszy sposób jest lepszy.

Retrospekcje są super!

Wcześniej pisałam z komórki, więc teraz rozwinę myśl:

Nie warto odsłaniać wszystkich kart na samym początku. Nie wiem, jak przebiega podróż bohatera i jakie są proporcje między częścią o jego wędrówce a relacją z katastrofy.  ale jeśli ta druga jest dość długa, to lepiej dawkować ją we fragmentach. zamiast dawać wszystko na początku. Inaczej może to wpłynąć na odbiór późniejszej podróży.

O, dzięki za odpowiedzi (zgadzam się, yantri, retrospekcje są super!). Dzięki Ajzan o rozwinięcie myśli. Tak, ta druga jest oczywiście dłuższa i nie chciałam od razu “odsłaniać wszystkich kart”. Póki co pozostanę więc przy swoim pomyśle, ale z chęcią przeczytam inne opinie, jeśli jeszcze ktoś zechce się podzielić ;)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Każda z tych opcji jest OK. Zależy co chcesz osiągnąć.

Retrospekcje są fajne i pozwalają pokazać bohatera takiego, jakim chcesz, żeby był w oczach czytelnika. Dobre rozwiązanie, jeśli odbiorca ma mieć kontakt z dojrzałą już postacią, taką z bagażem doświadczeń. W takim wypadku retrospekcja pozwala pokazać, jakim był kiedyś i jak na niego wpłynęły pewne wydarzenia, które odkrywasz powoli. Pozwala to zrozumieć postać i jej motywacje, przy jednoczesnym oswajaniu się z już wykreowaną w pełni postacią.

Z kolei wrzucanie bohatera gdzieś na początku jego drogi pozwala bardziej się zżyć z postacią, ale jego ewolucja może gdzieś budzić sprzeciw po drodze, może się nie podobać. W przypadku pierwszym jest łatwiej, bo pewne rzeczy już się stały, Ty tylko pokazujesz co i w jaki sposób. W drugim przypadku bohatera dopiero rozwijasz, nadajesz mu motywacje i pokazujesz jak się dopiero zmienia.

Ja to widzę mniej więcej tak:

Opcja jeden – znasz wynik meczu przed jego obejrzeniem. Ale oglądasz, bo chcesz wiedzieć jak doszło do tego wyniku – mniej jest tutaj emocji, a więcej analizowania i kalkulowania, wyłapywania sukcesów i straconych szans.

Opcja dwa – oglądasz mecz na żywo i nie wiesz jaki będzie wynik. Mnóstwo emocji, ale głowa nie pozwala na chłodno wyłapywać niuansów, które w efekcie doprowadzą do danego wyniku.

 

W sumie nie wiem, czy napisałem to zrozumiale, czy mi wyszedł bełkot jakiś :) Daj znać, czy ogarniasz moje poplątane widzimisię ;)

Known some call is air am

O matulo, dzięki Outta! Tak, to jest wyjaśnienie idealne na mój sposób myślenia. Rozjaśniłeś mi w głowie, bo zawsze mam problem, czy dobrze robię z chronologią. Jakiś pierwszy instynkt zawsze jest, ale potem popadam w wątpliwości.

 

Z kolei wrzucanie bohatera gdzieś na początku jego drogi pozwala bardziej się zżyć z postacią, ale jego ewolucja może gdzieś budzić sprzeciw po drodze, może się nie podobać.

Czasem zdarza mi się to jako czytelnikowi, szczególnie w young adult. Masz rację, tak właśnie jest. Najlepiej pokazuje to nawiązanie do meczu. Często czytam książki drugi raz, aby właśnie wyłapać te niuanse na chłodno i mnie samej nie przeszkadza znajomość zakończenia.

Zostawię więc znajomość wyniku, ale zaraz potem rozegra się drugi mecz.

Jeszcze raz dzięki :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Czyli jednak nie taki zupełny bełkot mi wyszedł :)

Known some call is air am

Retrospekcje! Zdecydowanie retrospekcje!

http://altronapoleone.home.blog

Czyli intuicja dobrze mi mówiła. Teraz tylko muszę to dobrze ograć ;)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Nasunęło mi się kolejne pytanie. Pewnie wyda się oczywiste, ale nie zaszkodzi się upewnić: jeśli akcja dzieje się w Stanach i bohater jest Amerykaninem (narracja trzecioosobowa, ale z jego perspektywy), to należy używać mil, czy jednak można kilometrów (skoro tekst skierowany jest do Polaków)?

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Myślę, że zdecydowanie powinien posługiwać się ichniejszym systemem metrycznym. Chyba że ma jakieś istotne powody, żeby tego nie robić :)

Też tak sądzę, ale nie zwracałam na to nigdy uwagi i nie wiem, czy jednak tłumacze nie zmieniają miar na potrzeby lepszego zrozumienia. Ale chyba faktycznie wszędzie są mile.

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Dla jasności “system metryczny” to system “nasz”, kontynentalny, oparty na metrze i obecnie jednostkach SI. W USA funkcjonuje “tradycyjny” system miar (i wag), ale  zasadniczo zgadzam się z przedmówcą: dla USA w narracji z punktu widzenia używałabym całego inwentarza ich systemu. Choć oczywiście nie wszyscy nadal posługują się galonami czy funtami itd., więc to do sprawdzenia, gdyby było potrzebne.

Niemniej z drugiej strony w tłumaczeniach, które robię dla dobrego wydawnictwa, redakcja przyjęła zasadę, że w narracji jest system metryczny, a w dialogach mile ;)

A ja miewam problem odwrotny: w tekstach dziejących się w dziewiętnastowiecznej Francji używam miar metrycznych i czekam, kiedy ktoś mi powie, że nie powinnam. Zdarza się.

http://altronapoleone.home.blog

Dzięki, drakaino, tak myślałam. Trochę dziwna jest dla mnie ta zasada redakcji, ja bym się pogubiła ;)  

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Jeszcze w kwestii retrospekcji.

Jeśli mam w opowiadaniu króciutki flashback z mikroskopijnym dialogiem, to warto oddzielić go jakoś od reszty tekstu (enterem, kursywą), czy lepiej poeksperymentować z wpleceniem we właściwą treść?

Ja zawsze jakoś wydzielam i tak też lubię czytać. Lubię płynne czytanie, a jak coś jest pomieszane, zlane, to się ta płynność potrafi gubić, bo potykam się z pytaniem “co jest grane?”

Pewnie też wiele zależy od danej retrospekcji... 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

W moim przypadku flashback zaczyna się na początku rozdziału, zajmuje kilka niedługich akapitów + wymiana dosłownie dwóch zdań między bohaterami, potem dopiero powrót do teraźniejszości. Jak na razie to jedyny taki przypadek w opku, dlatego nie chcę rozdzielać retrospekcji dodatkową przerwą albo kursywą,  by nie mnożyć niepotrzebnie, jak by to ująć, ozdobników. Na razie ograniczam się jedynie do podkreślania niektórych onomatopei.

Napisz ciągiem, przeczytaj po kilku dniach łącznie z dalszą częścią. Rozdziel, po chwili znów zobacz. Powinnaś sama zobaczyć, co będzie lepiej w tym przypadku pasowało. Wydzielenie czy złączenie to ze dwa kliki, więc roboty z tym nie będziesz miała. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

króciutki flashback z mikroskopijnym dialogiem (...) zajmuje kilka niedługich akapitów + wymiana dosłownie dwóch zdań między bohaterami

Jeśli kilka akapitów, to nie mikroskopijny.

 

Ja lubię pojedyncze flashbacki wplecione w narrację niepostrzeżenie (trochę z tym szalałam w piórkowym “Gilbercie Legrandzie” i, jak widać, nie zaszkodziło mu to, bo na dodatek zajął pierwsze miejsce w konkursie), ale chyba jestem wyjątkiem. Zazwyczaj redaktorzy sugerują, żeby je jakoś wyróżniać, aczkolwiek wolę wyróżnić narracją niż typograficznie. Niemniej tak naprawdę wszystko zależy od tekstu, kontekstu i znaczenia flashbacku.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję wam. :-) Coś z tym pokombinuję.

Przez mikroskopijny dialog miałam na myśli coś takiego:

“Która godzina?”

“Dochodzi czwarta po południu.”

Mój flashback to pojedyncza scenka, mająca na celu podkreślić znaczenie pewnego przedmiotu. Nie chcę jej w żaden sposób wyróżniać.

Okej, dla mnie “mikroskopijny flashback” to takie coś, kiedy bohater w jednym zdaniu przypomina sobie coś z przeszłości, np.: “przed oczami przemknęły mu wspomnienia sprzed pół wieku: stoi na peronie i macha ręką w kierunku odjeżdżającego pociągu”.

http://altronapoleone.home.blog

Gdyby ktoś był zainteresowany, na YouTube Fantazmatów pojawiło się wideo z redakcji na żywo, którą przeprowadzałem w trakcie Pasja MiniConu 2020. Można dzięki temu podejrzeć, jak wygląda redakcja w Fantazmatach, a może także poznać kilka sztuczek użytecznych przy pisaniu :)

www.youtube.com/watch?v=ah6IGMG1ylA 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Fajna sprawa, Wicked G! Dzięki, liczę na więcej :)

Dykcja, Wicked. Dykcja :)

 

Ale ja bym tam ten tekst rozwaliła w kawałeczki. Więc nie Wicked jesteś, a Sweet&Fluffy. Na przykład za "nadal" użyte zamiast "mimo to", "jednak" urywam głowy, bo to ordynarny anglicyzm.

 

Ciekawa jestem, co sądzisz o skokach stylistycznych – omawiasz jeden ok. 21-22 minuty, przyjmując, że jest celowy, ale mnie się wydaje, że wręcz przeciwnie. Nie wierzę w ludzi? Bo tak, można takie rzeczy robić specjalnie, dla kontrastu, dla wicu... ale rzadko się z tym spotykam. Może za dużo przerobiłam tekstów ludzi, którzy znają tylko jeden sposób przekazania każdej informacji (jestem paskudna, wiem), a w dodatku nie słyszą tego, co piszą. Weźmy tę "liczkę". Ona brzmi tak słodziuchno (i kojarzy się z "liczkiem", czyli buziuchną), że trudno mi ją brać na poważnie. BTW, niewolnik to "braniec", nie "branek". "Branka" to feminatyw od "brańca".

 

Ponadto – co jest jeszcze błędem, a co już stylem? Bo widzę tu na przykład sporo angielskich konstrukcji ("Tanarze mogło brakować piątej klepki" zamiast "może i Tanarze brakowało piątej klepki", albo lepiej brzmieniowo, np. "owszem, Tanarze brakowało piątej klepki"), niezręczności frazeologiczne ("uczynić świat sobie posłusznym", "wplątywane" zamiast "wplatane") i nielogiczności "każda z tych dziedzin była od siebie szalenie odmienna" – znaczy, sama od siebie?). Są i błędy gramatyczne: "niezdolne pokonać gorzką gulę", kiedy powinno być "gorzkiej guli", bo tu jest przeczenie.

 

Za to nie łączyłabym odoru z poczuciem uległości, na moje ucho i oko to rzeczy osobne, choć powiązane. Albo te feminatywy typu "gościni" – dla mnie to nowomowa. Albo choćby Twoja sugestia "Czasach za życia liczki" – ja bym zostawiła, jak było. Podobnie: jeśli powtarzam, że bohaterka stoi z podniesioną głową, nie czuję potrzeby podkreślania, że nadal. Wydaje mi się logiczne, że skoro znowu zwracam na to uwagę, to się powtarza albo trwa. A niektóre powtórzenia bym zostawiła, bo podkreślają: "...nie będzie potrzebna! Nie będziesz potrzebowała..." – że tamta usilnie ją przekonuje.

 

I teraz – różnimy się wyłącznie gustem, czy jednak można nas zaliczyć do różnych szkół?

 

Trochę mi brakuje wypowiedzi słuchaczy w czasie wykładu, bo odpowiadasz na nie, a ja często po prostu nie wiem, o co chodzi. Albo milczysz, słuchając pytania, a ja nie wiem, czy coś się popsuło.

 

O co chodzi ze "spytać" i "zapytać"? Wyznaję, że nigdy się nie spotkałam z ich rozróżnieniem, poza kontekstem szkolnym, który podaje PWN, ale to też nieczęsto.

 

1:02 – zdecydowanie się zgadzam, ale także dlatego, że celu się nie mówi. Można mówić o celu, można go komuś zdradzić, ale nie mówić. "O, kurczę, ja to napisałam?" – znam to uczucie, oooj :) Opis "liczki" też wydał mi się mało logiczny – skąd bohaterka wie, jak wygląda jej skóra, skoro ta skóra jest ukryta? I jak rozkaz ma być "wewnętrzny"? Przecież rozkaz jest z definicji z zewnątrz, przychodzi spoza naszej woli. I od kiedy mimikę się "posiada"? Jak można chichotać "bezwładnie"? W ogóle mocno mnie rażą słowa wskazujące nie na swoje znaczenie, a już zwłaszcza terminy techniczne użyte w nietechnicznym kontekście ("absolutnie", right?).

 

Tak ogólnie, to mnie dowartościowałeś ;) i wrobię Cię w betę Laury, jak ją napiszę ;) czyli za jakieś sto lat. heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dla mnie, Wicked, warsztat na żywo – super. :-)

Tarnino, to na żywo i a vista. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Tak, wiem, i?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mam pytanie z cyklu: czy wypada?

Czy wypada napisać opowiadanie dziejące się na początku i końcu fabuł w fikcyjnym obozie koncentracyjnym? Bez jakichkolwiek udziwnień czy kontrowersji, tylko Science Fiction i alternatywna historia. Czy nie wydawałoby się to mimo wszystko niesmaczne?

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Daniel – nie widzę przeciwskazań nawet dla całości fabuły, dopóki nie przekroczysz granicy dobrego smaku. Robiono przecież nawet dobrze przyjmowane komedie filmowe z takim tłem i to całkowicie historycznym (Życie jest piękne, Pociąg życia – osobiście wolę ten drugi, ale pierwszy był głośniejszy). Nie lokacja czyni “nie wypada”, ale akcja, jaką w niej umieścisz, bohaterowie, fabuła, styl wypowiedzi itd. Oraz powód, dla którego wykorzystujesz taką, a nie inną lokację, co zresztą łączy się z fabułą, bohaterami itd. Jeśli chciałbyś w takich realiach umieścić po prostu przygodówkę, coś stricte rozrywkowego – możesz się liczyć z krytyką właśnie z poziomu etycznego.

Nie czytuję tych wszystkich powieścideł w rodzaju “Ktoś tam  z Auschwitz”, które ostatnio zrobiły się modne – mimo że one są chyba wszystkie półdokumentalne, oparte na losach konkretnych więźniów, wydają mi się zbijaniem popularności na tych historiach. Ale może nie przekraczają granic dobrego smaku. Znam natomiast książkę, powieść, która w moim przekonaniu te granice przekroczyła – jest to “Festung Breslau” Marka Krajewskiego, gdzie <spoilers> rzeczywistość obozowa służy prezentacji specyficznych preferencji seksualnych bohaterki, co jest kluczowe dla akcji, ale przede wszystkim ma epatować czytelnika </spoilers>.

Reasumując: wszystko zależy od tego, co i jak opowiesz w takim opowiadaniu.

http://altronapoleone.home.blog

@draikana – ja się tu ostro nie zgodzę, by łączenie erotyki z Shoah, czy ogólnie z jakimś wymiarem eschatologicznym,  było czymś z gruntu złym. Ludzka psychika jest skonstruowana tak, że eksterminacji zwykle towarzyszy prokreacja (i odwrotnie) i one się ze sobą splatają bardzo ściśle – nawet w pamiętnikach piętnastoletniej Anny Frank są elementy erotyczne, a wspomnienia z obozów zagłady czy Gułagu dowodzą, że w tych jakże nieludzkich warunkach ludzie niejednokrotnie przekraczali granice, na których przekroczenie nie zdobyliby się w świecie w pełni wolnym, zwyczajnym. Jeśli więc jest to uzasadnione dla budowania postaci – czemu nie zawrzeć czegoś takiego w utworze? Zarówno seks jak i śmierć są nieodzownymi składnikami życia, w gruncie dwoma stronami tej samej monety. Możemy krytykować, że taka literatura uderza do bardzo niskich instynktów... ale to też nie całkiem prawda – bo przecież zarówno erotyczne zbliżenie jak i bliskość śmierci są odbierane przez ludzi na bardzo wielu poziomach i w wielu aspektach. Nie bez powodu na orgazm po francusku mówi się “La petite mort “ – mała śmierć.

 

 

Wykorzystując, że już tu spamuję i zabrałem głos... Może to i dobre miejsce, bym również ja zadał dręczące mnie pytanie.

Mianowicie: ostatnio męczy mnie temat stylizacji... To znaczy, w opowiadaniu, które piszę (a raczej pisałem, bo teraz odwiesiłem chwilowo na kołek, ale nieistotne...) stosuję stylizację. I zrobiłem tę stylizację tak, jak to zazwyczaj robię. To znaczy, że stylizowane są tylko wypowiedzi postaci, natomiast narracja – nie (czy też inaczej: narracja ma pewne cechy stylizacji, ale innej niż ta w dialogach).

I zaczyna mi to zgrzytać...

I mam trzy rozwiązania tego zgrzytania:

1 zostawić tak jak jest, jakoś przeboleć, że narracja sobie, wypowiedzi sobie – dwa różne światy, największym plusem tego rozwiązania jest to, że nie muszę utworu przepisywać od nowa, minusem – wszystko inne

2 uwspólnić – czyli narrację stylizować tak, jak dialogi – plusy tego rozwiązania:  dużo większa spójność utworu, większa imersja, możliwość dużo lepszego zrozumienia kwestii dialogowych z czasem, z przyzwyczajeniem do tego języka, minusem – dużo większy próg wejścia dla potencjalnego czytelnika, mniejsza zrozumiałość utworu jako całości

3 rozwiązanie hybrydowe – dialogi zostawić tak jak są, ewentualnie je troszkę wyczyścić ze stylizacji, natomiast narrację odrobinę zbliżyć stylem do warstwy dialogowej, jednak nie na tyle by były one identyczne – plusy tego rozwiązania to: odrobinę większa spójność utworu, nieco większa imersja, minusy: nieco zwiększony próg wejścia w utwór, jednak nadal coś nie gra – pomiędzy narracją a dialogami jest jednak może nie przepaść ale dość wyraźny rozdźwięk, potencjalny czytelnik musi się niejako nauczyć obu stylizacji – tej słabszej i tej mocniejszej,  bardzo łatwo taki zabieg odczytać jako błąd a nie celowy zamysł itp.

 

Pytanie – co mi w tej kwestii radzicie? Jakie są Wasze doświadczenia? Jakie inne drogi wziąć pod uwagę (przychodzi mi do głowy jeszcze np. zupełny brak stylizacji, ale może jest jeszcze jakaś piąta, szósta i osiemnasta możliwość?). Na razie i tak utwór jest odłożony na bok bo zbyt wiele mi w nim nie gra, ale język jest właśnie jedną z tych rzeczy, które nie grają mi w nim najbardziej.

Słowem: co robić? jak żyć?

entropia nigdy nie maleje

Moje opowiadanie na pewno nie będzie komedią, czy przygodówką. Bardziej opowiadanie w opowiadaniu, gdzie jeden więzień, opowiada młodym historie, by czymś ich zająć i wyrwać z obecnej rzeczywistości. W tym przypadku historię twórcy Wielkich Maszyn, który doprowadziły do zwycięstwa III Rzeszy. Sam wątek więc skupia się bardziej na historii tego człowieka, dziejącej się gdzie indziej, aniżeli sytuacji w obozie. Setting jest o tyle ważny, że ma on być konsekwencją dzieła tego człowieka, dla podkreślenia tego, co zrobił.

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Tak, wiem, i?

Tarnino, “i?” nie jest łatwo robić to naturalnie, zwyczajnie, a warsztat Wickeda takim był . :-)

Czy wypada napisać opowiadanie dziejące się na początku i końcu fabuł w fikcyjnym obozie koncentracyjnym?

Danielu, dla mnie nie jest to kwestia z szuflady “wypada, nie wypada”; bardziej czy wiesz o tym wystarczająco dużo, aby użyć obozu koncentracyjnego jako motywu w opowiadaniu i po co to chcesz zrobić. Bo łatwe, bo mocne, bo... Ja bym się nie ośmieliła.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Jimie,

 

a się tu ostro nie zgodzę, by łączenie erotyki z Shoah, czy ogólnie z jakimś wymiarem eschatologicznym,  było czymś z gruntu złym.

A czy ja gdzieś napisałam, że jest z gruntu złe? Skrytykowałam konkretną powieść Krajewskiego, konkretny jej wątek, bo uważam, że w pogoni za sensacją pojechał po bandzie...

Eros i Thanatos to stara jak świat para, ale wszystko trzeba z wyczuciem. Sado-maso w obozie koncentracyjnym u Krajewskiego – to nie to.

http://altronapoleone.home.blog

@Tarnina

 

Redakcja była prowadzona w ograniczonym czasie i w nieizolowanym środowisku, więc daleko jej do perfekcji. W normalnym procesie redakcyjnym w Fantazmatach tekst jest czytany znacznie więcej razy niż dwukrotnie.

 

Trochę mi brakuje wypowiedzi słuchaczy w czasie wykładu, bo odpowiadasz na nie, a ja często po prostu nie wiem, o co chodzi. Albo milczysz, słuchając pytania, a ja nie wiem, czy coś się popsuło.

Nagranie było montowane z dwóch ze względu na problemy techniczne. Nie nagrywałem dalszej części u siebie, więc nie jestem do końca pewny, ale tam niektóre źródła dźwięku mogły się nie nagrać.

 

 

O co chodzi ze "spytać" i "zapytać"? Wyznaję, że nigdy się nie spotkałam z ich rozróżnieniem, poza kontekstem szkolnym, który podaje PWN, ale to też nieczęsto.

Ujednolicenie form i korzystanie tylko z jednej, w przypadku gdy dopuszczalnych jest kilka, jest wymogiem wewnętrznym Fantazmatów.

 

Albo te feminatywy typu "gościni" – dla mnie to nowomowa.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/goscini;12408.html 

“W zestawieniu gospodyni i gościni to drugie słowo brzmi nawet dość zgrabnie, ale tak czy owak będzie budzić opory jak każdy wyraz nowy, na pozór niepotrzebny. Napisałem na pozór, gdyż rozpowszechnione jest przekonanie, że feministyczny program przebudowy języka jest jakąś fanaberią, że nie można go traktować poważnie. Jestem w tej kwestii odmiennego zdania, uważam, że należy zmieniać polszczyznę w takim zakresie, w jakim jest to możliwe, aby powiększać w niej obszary charakteryzujące się symetrią płci.

 

Na przyszłość radziłbym też ostrożniej używać słowa “nowomowa”, bo ma dość mocne powiązania z totalitaryzmem. Komuś mogą podobać się feminatywy lub nie, z różnych powodów, ale korzystanie z takich określeń w przypadku, gdy autorka po prostu chciała użyć bardziej inkluzywnego języka, uważam  za niezbyt stosowne.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Widzę, Wicked, że musisz udowodnić odpowiedniość swojego nicka :P

    Redakcja była prowadzona w ograniczonym czasie i w nieizolowanym środowisku, więc daleko jej do perfekcji. W normalnym procesie redakcyjnym w Fantazmatach tekst jest czytany znacznie więcej razy niż dwukrotnie.

Oczywiście, mam nadzieję, że nie wyszło na to, że sugeruję co innego? Tak samo w kwestii problemów technicznych – zwracam na nie uwagę, owszem, ale raczej za pozycji "szkoda, że się nie nagrało"/"coś, co warto zapamiętać na przyszłość".

    Ujednolicenie form i korzystanie tylko z jednej, w przypadku gdy dopuszczalnych jest kilka, jest wymogiem wewnętrznym Fantazmatów.

To ciekawe. Dlaczego?

     korzystanie z takich określeń w przypadku, gdy autorka po prostu chciała użyć bardziej inkluzywnego języka, uważam  za niezbyt stosowne

A, widzisz, ja nie. Jeżeli wyrażam ocenę, wolę, żeby była jasna, nawet dosadna (w pewnych granicach), a zjawisko "inkluzywnego języka" oceniam w ogóle negatywnie. Nie to jest jednak przedmiotem dyskusji.

 

Danielu, nie odpisałam, bo nie bardzo wiedziałam, jak, ale skoro doprecyzowałeś:

    Setting jest o tyle ważny, że ma on być konsekwencją dzieła tego człowieka, dla podkreślenia tego, co zrobił.

myślę, że (o ile tekst będzie w ogóle napisany dobrze i bez epatowania, o którym mówi Drakaina) nie robiłabym tu problemów.

 

Jim, w kwestii stylizacji – to zależy. Jeśli wypowiedzi narratora będą się bardzo różnić od tego, co mówią postacie, to będzie trochę tak, jakbyś nam je pokazywał przez szybę, z dystansu. Nie wiem, czy to dobry pomysł, czy taki styl nie za mocno zwróci na siebie uwagę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tarnina

 

Jim, w kwestii stylizacji – to zależy. Jeśli wypowiedzi narratora będą się bardzo różnić od tego, co mówią postacie, to będzie trochę tak, jakbyś nam je pokazywał przez szybę, z dystansu. Nie wiem, czy to dobry pomysł, czy taki styl nie za mocno zwróci na siebie uwagę.

 

Też to właśnie widzę i dlatego skłaniam się do “przetłumaczenia” całego tekstu na język zbliżony do języka postaci. Ale to się wiąże z innymi wyzwaniami stylizacyjnymi, choćby przez zmniejszenie zasobu synonimicznego, mniejszą zrozumiałość, niewygodny w lekturze szyk wypowiedzeń itp.

No nic. Muszę się z tym sam poboksować. Może napiszę ten tekst ze trzy razy, z różnymi podejściami stylistycznymi – i to rzeczywiście napiszę, a nie tylko “przetłumaczę” – bo tłumaczenie zdanie po zdaniu na stylizację nie będzie miało tu teraz sensu (by to było spójne, w narracji wymianie ulec musi nie tylko sam język, ale też sposób myślenia)... poza tym nie będę mógł puszczać oka do czytelnika przez odniesienia do tego co czytelnikowi znane, a co nie może być znane postaciom, bo to inna kultura, inny poziom wiedzy, inna wrażliwość... – to wszystko czyni to zadanie bardzo karkołomnym – i tłumaczenie 1:1 nie wyjdzie, trzeba utwór napisać 3 razy... no ale nic, chyba nie mam wyjścia, jak tak zrobić i porównać... a kto wie, może wersje w pełnej stylizacji będą krótsze niż 90k znaków?

Dzięki za radę Tarnino!

 

entropia nigdy nie maleje

 Może napiszę ten tekst ze trzy razy

… stachanowiec. :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję, Drakaino, Asylum i Tarnino.

Stwierdziłem jednak, że mimo wszystko przeniosę historię gdzieś indziej, a o wątku obozu jedynie wspomnę. Co prawda muszę przez to zmienić zakończenie, ale nie chcę stąpać po tak cienkim lodzie.

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Tar­ni­na

ko­bie­ta | 18.02.21, g. 17:19 | zgłoś

 

 Może na­pi­szę ten tekst ze trzy razy

… sta­cha­no­wiec. :P

 

 

Twoja wina, wiedźmo! ;-) Bo cały czas mowa o tym tekście o dwóch Kopciuchach, przez co mnie tu sukkubico zwabiłaś i wpadłem w Wasze sidła! bbrrrrrr.... ratunku! help! hilfe!!

 

 

No dobra... co ja pi... piszę...  jak ja serio to będę chciał napisać to trzy razy, to będzie gotowe na koniec marca... 2024

 

entropia nigdy nie maleje

Jimie, wszystko zależy od przyjętego przez Ciebie modelu narracji, warunkującego dystans między narratorem a bohaterem (POV vs narrator wszechwiedzący), ale też od tego, czy narracja jest przezroczysta, czy dyskursywna, a może poetycka, czy decydujesz się na zabawy formalne (pamiętnik, powieść epistolarna, i in.), czy bawisz się w metatekstowość, itd. W zależności od wyboru, stylizacja narracji będzie wtedy mniej lub  bardziej na miejscu.

@Tarnina

 

Tak samo w kwestii problemów technicznych – zwracam na nie uwagę, owszem, ale raczej za pozycji "szkoda, że się nie nagrało"/"coś, co warto zapamiętać na przyszłość".

Jeśli dobrze pamiętam, to nagranie musieliśmy kleić z dwóch, bo to, które robiłem natywnie u siebie, zatrzymałem w pewnym momencie z jakiegoś problemu, a później… zwyczajnie zapomniałem je włączyć z powrotem. Niestety tu czasem dają się we znaki też uroki życia w obszarze pozamiejskim, moja przepustowość łącza pozostawia trochę do życzenia :/ Nad wystąpieniami publicznymi pracuję, choć stres i różne losowe wpadki czasem podcinają skrzydła, na przykład ostatnio w rozmowie na żywo z filmowcami od “Dziewczyny, którą znalazłem w śmieciach” na PFFN całkowicie wysypał mi się dźwięk…

 

    Ujednolicenie form i korzystanie tylko z jednej, w przypadku gdy dopuszczalnych jest kilka, jest wymogiem wewnętrznym Fantazmatów.

To ciekawe. Dlaczego?

Zapytałem o to redaktora prowadzącego, odesłał mnie tutaj:

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/konsekwencja-w-wyborze-wariantu;15162.html 

 

Mimo różnic między wariantami warto zachować konsekwencję w wyborze, gdyż w oczach przeciętnego odbiorcy wahania typu spieszyć się i śpieszyć się w jednym tekście będą zapewne dowodem na jego niedopracowanie redakcyjne.

 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Re: stylizacja. Jeśli piszesz narrację mocno spersonalizowaną, podkreślając perspektywę bohatera, to powinna ona być dostosowana do horyzontów poznawczych postaci, że się tak wyrażę. Co oczywiście nie znaczy, że jeśli masz niepiśmiennego chłopa z  XVII w., to narrator ma pisać taką samą gwarą, jaką mówiłby chłop. Chyba że na tym opierasz pomysł na opowiadanie.

A stylizacja sama w sobie to grząski grunt.

http://altronapoleone.home.blog

@Drakaino no właśnie problem w tym, że moja opowieść toczy się nie w wieku XXI, nie nawet w tym Twoim XVII czy XVIII a w wieku XI. Nie próbuję oczywiście rekonstruować języka tamtej epoki – zadanie nie tyle nawet karkołomne, a zupełnie skazane na niepowodzenie. A nawet jeśli jakimś cudem by się do jego realizacji udało zbliżyć, tekst taki byłby zupełnie niezrozumiały dla współczesnego odbiorcy. Dlatego tworzę swoją stylizację, posiłkując się też pewnymi wzorcami / tradycjami jak różne słowa były odtwarzane, nie tylko przez językoznawców, ale i przez autorów piszących przede mną.

 

cobold:  odnośnie narracji i jej umiejscowienia i wszystko / niewszystkowiedzenia:

W tekście perspektyw jest więcej niż jedna (ściślej – są dwie bardzo wyraźne – obu Kopciuchów i jest gdzieniegdzie jeszcze taka perspektywa ogólna, trochę trącąca narratorem wszechwiedzącym, ale w bardzo małym nasileniu i chyba się pozbędę jej całkowicie, zostawiając tylko te dwie główne, przypisane do każdego z Kopciuchów). Na szczęście nie jest to powieść epistolarna, bo nikt w tym czasie nie umie pisać i wszystkie wiadomości (włącznie z poselstwami) – są przekazywane ustnie :) Z metatekstowości muszę raczej zrezygnować.

Mimo, że już poprzednio starałem się oczyścić język narracji z naleciałości i używać gdzie się da wyrazów rodzimych, to nawet z tymi rodzimymi może być problem, jeśli zmieniły one znaczenia lub znaczeń takich jakbym chciał po prostu wtedy nie było, bo ten Twój “chłop niepiśmienny” po prostu tego w głowie nie miał (w XI wieku praktycznie wszyscy byli niepiśmienni). Już pierwsze zdania utworu musiałbym przepisać zupełnie inaczej, niż w tej chwili są zapisane:

Powieki w końcu opadły, lecz krótki sen nie przyniósł ulgi. Przeniósł jaźń do chwil wcześniejszych, w

początek męki.

Dobrze, że oczyściłem to już wcześniej z naleciałości, prawie same słowa o prasłowiańskim źródłosłowie... Z wyjątkiem “chwil”. Chwila to zapożyczenie z niemieckiego. Słowianie nie mieli w ogóle takiego pojęcia i nie zrozumieliby go. Reszta to wyrazy rodzime. Ale ich znaczenia.. heh... np. taka “jaźń”? Koncepcja jaźni to koncepcja dziewiętnasto/dwudziestowieczna praktycznie, a sam wyraz o podobnym brzmieniu w wieku X / XI oznaczał po prostu ja (jazŭ / asz / jasz). A może zostawić tam tą jaźń bo i wtedy i teraz byłoby zrozumiałe, bliskoznacznie, choć nieco inaczej? Czy jeśli mękę zmienię na odtworzeniową “mukę” to będzie nadal to zrozumiałe?

Co z odmianą? Na przykład już konsekwentnie używam wyrazu “ksiądz” oznaczającego panującego księcia (a nie kapłana chrześcijańskiego, na to z kolei mam wyraz “pop”), ale czy ktoś zrozumie rekonstrukcyjny wołacz “ksze”? (ksiądz – mianownik, dopełniacz – ksza,  ksze – wołacz, a nie jakbyśmy to zrobili współcześnie: dopełniacz: księdza, wołacz: księże albo książe).

Co z szykiem zdań? Późniejsza polszczyzna dopiero nabrała cech pożyczonych z łaciny (z orzeczeniem lądującym na końcu), ale pewnie i w naszym języku to było już wcześniej częste (choć trudno cokolwiek orzec z całą pewnością, skoro nasze zabytki piśmiennicze z i tak późniejszego już okresu dają co najwyżej pojedyncze wyrazy, czy krótkie zdania w stylu ”daj ać ja pobruszę a ty poczywaj “ – zresztą to akurat jest przez Czecha wypowiedziane), czy zatem powinienem przykładowo zmienić w pierwszym zdaniu szyk na:

(...) lecz krótki sen ulgi nie przyniósł

a drugie by brzmiało (dodaktowo z wymianą męki na mukę i jaźn na ducha i wyrzucając zapożyczone z niemieckiego “chwile”):

Ducha w początek muki przeniósł

Może przy okazji uda mi się tekst skrócić z tych 90k znaków do czegoś bardziej strawnego?

Co o tym sądzicie?

 

przed zmianą:

Powieki w końcu opadły, lecz krótki sen nie przyniósł ulgi. Przeniósł jaźń do chwil wcześniejszych, w

początek męki.

 

po zmianie:

Powieki w końcu opadły, lecz krótki sen ulgi nie przyniósł. Ducha w początek muki przeniósł.

 

Krócej i lepiej, czy tylko mi się teraz tak wydaje, bo się nad tym za długo głowię? ;-)

 

 

 

entropia nigdy nie maleje

Obawiam się, że chcąc pisać wyłącznie słowami o czysto (pra)słowiańskim rodowodzie, daleko nie zajdziesz ;) Z językoznawstwa historycznego, z którym męczyłam się na dwóch kierunkach, byłam noga, ale mimo wszystko mam wrażenie, że wiele tego nie pozostanie ;) Jaźni absolutnie bym nie używała w takim tekście, chyba ze pisałabym w stylu Sapkowskiego. Nawet gdyby samo słowo istniało wcześniej, niż kiedy zaczęła go powszechnie używać nowoczesna psychologia, znaczenie byłoby inne niż to, które nam się kojarzy. A idąc za takim tropem, stylizując na staropolszczyznę do któregoś tam wieku, nie powinieneś używać słowa “kobieta”, podczas gdy “dziewka” powinieneś mieć na porządku dziennym. Między innymi dlatego, a także dlatego, że po prostu dopóki nie jesteśmy super specjalistami, nie mamy wyczucia do dawnych form, jestem zasadniczo wrogiem nadmiernej stylizacji. Ona zazwyczaj jest w najlepszym razie skansenem. A chyba jedynym wybitnym językoznawcą historycznym wśród wybitnych fantastów był Tolkien ;)

http://altronapoleone.home.blog

@Drakaino:

 

Wiem, że na wyrzuceniu wszelkich naleciałości daleko nie zajadę :) Takich słów – całkowicie rodzimych – jest kilkaset a potrzebuję kilka tysięcy co najmniej :)

I wiem, dobrze wiem, że słowo kobieta do XIX wieku było słowem obelżywym, wyzwiskiem, jeśli dobrze kojarzę pokrewnym kobyle, czy coś tam z chlewem mającym wspólnego, więc na pewno bym go nie użył... ale też pewnie nie trafione będzie użycie niewiasta – bo to słowo jest poświadczone stosunkowo późno... ale może wśród czytających też nie ma zbyt wielu językoznawców?

Rozumiem, że nie lubisz stylizacji, ale dla mnie jednak jej zupełne poniechanie jest nie do przyjęcia – a już napisanie współczesną polszczyzną, z całym jej aparatem pojęciowym i kulturowym – to masz rację, śmierdzi na rok świetlny Sapkowskim.

No nic, pomyślę, jak ten tekst uratować... a może po prostu pomogłoby mi  na chwilę o nim zapomnieć? Hmmmm... wrócić po roku, dwóch... Może to najlepsze co z nim mogę zrobić. Nie wiem. Przemyślę. Dzięki za uwagi :)

entropia nigdy nie maleje

Nadmierna stylizacja to zło #teamDrakainy.

Jim, myślę, że wkręcając się w stylizację, robisz sobie wielką krzywdę. Dlaczego tak uważam? Mogę wymienić wiele powodów, ale najważniejszy jest jeden: psujesz sobie warsztat, nabierasz nawyków, które potem będzie ciężko wyplenić. 

 

Jimie, między nadmierną stylizacją a całkowitym jej porzuceniem czy pisaniem fabuł historycznych współczesnym językiem jest ogromna skala różnych odcieni. Osobiście bardzo lubię subtelną stylizację, taką ledwie zauważalną, przejawiającą się głównie nieużywaniem słów całkowicie nie do przyjęcia w danej epoce, zrozumieniem dla stylu, jakim się w epoce pisało, mówiło w różnych sytuacjach itp. Oczywiście, jestem w komfortowej sytuacji, bo dla “moich” epok literatury jest dużo, zarówno pięknej jak i pamiętnikarskiej, więc jest na czym się wzorować. Ale kilkakrotnie zetknęłam się z tym, że użycie jakiegoś słowa bona fide, wg znaczenia historycznego, może powodować nieporozumienia. Pamiętam z “Teufelsdreiecka” problem z “komornikiem” – użytym przeze mnie oczywiście w odniesieniu do nieposiadającego własnej chałupy chłopa. Z kolei jak raz zdecydowałam się na niewielki anachronizm i użyłam określenia “scyzoryk” o kilkadziesiąt lat wcześniej niż wyraz ten jest zaświadczony w polszczyźnie pisanej (a więc zapewne mniejsze kilkadziesiąt lat niż zaczął funkcjonować w mówionej), to natychmiast zjawił się purysta, którego nie będę wskazywać palcem, i wytknął mi, że jednak nie. Mimo że noże typu scyzoryk istniały od starożytności, a podobne do nowoczesnych scyzoryków – o kilkadziesiąt lat przed akcją opowiadania...

Po prostu uważam, że we wszystkim trzeba znać umiar i stosować się do zasady kompromisu między wiernością epoce a wymaganiami, oczekiwaniami i przyzwyczajeniami docelowego czytelnika. To samo dotyczy realiów. Mój ulubiony przykład: powinnam posyłać sporą część moich bohaterów w podróż z połową domu, bo tak podróżowano. Ale dla dzisiejszego czytelnika to będzie coś, na czym jego zawieszenie niewiary może się odwiesić, więc z tego rezygnuję. A z kolei wielu ludzi ma przekonanie, że w “dawnych czasach” wszyscy mieli służących i ciągnęli ich wszędzie ze sobą. Tak wcale nie było i akurat do tego zazwyczaj się stosuję, po czym słyszę uwagi, że coś z realiami nie tak ;) Poza wszystkim przeciętny czytelnik czerpie wiedzę głównie z seriali i internetu, i bardzo trudno go przestawić na inne tory myślenia. Z początku byłam bardziej uparta, że realia mają być realiami, a potem zaczęłam się godzić na kompromisy, żeby być rozumianą.

 

No i po tym przydługim wstępie powiem tak: Twoja propozycja z muka itede mnie osobiście odrzuciłaby od tekstu, chyba że byłby to eksperymentalny szorcik.

 

po zmianie: Powieki w końcu opadły, lecz krótki sen ulgi nie przyniósł. Ducha w początek muki przeniósł.

Szyk przestawny to jeden z mitów/fetyszy stylizacji. Nie ma nic bardziej irytującego niż dłuższy tekst pisany takim szykiem. Zachowaj to dla scharakteryzowania konkretnego bohatera, a nie do pisania całego tekstu. Naprawdę, mówię z autopsji ;) Już pominę, że to przyniósł – przeniósł nie brzmi dobrze.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję bardzo za jakże rozbudowaną i wnikliwą odpowiedź!

Swoją drogą, widzisz... w "mojej" epoce też byli "komornicy" i byli to... dziś byśmy nazwali ich urzędnikami skarbówki – bo komornicy to po prostu byli ówcześni poborcy podatkowi. Jak widać jedno słowo przez stulecia może mieć wiele znaczeń :)

Mam ogrom takich zagwozdek i podobnych dylematów do tych, o których wspomniałaś. Zastanawiam się nad użyciem słowa "sulica" – użycie tej nazwy (i w ogóle tej broni) jest poświadczone od XII wieku, z drugiej strony kroniki z tego czasu, pisząc o latach wcześniejszych wkładają sulice w dłonie wojowników i władców. Wiele powieści historycznych używa (nie zawsze zgodnie z prawdziwym znaczeniem) tego słowa i ludzie (przynajmniej ci, którzy powieści z tych czasów czytają) są do tego słowa już przyzwyczajeni... więc chyba rzeczywiście nie będę tu purystą i poświadczoną dopiero w XII wieku sulicę nakażę mym bohaterom używać intensywnie sto lat wcześniej.

Z tą ilością źródeł to też masz rację, o Twojej epoce można czytać i czytać i nigdy nie zakończyć...

Bliskich “mojej” źródeł jest aż... cztery... do tego sprzeczne ze sobą... i każde z nich już od dawna praktycznie znam na pamięć... Są oczywiście późniejsze kroniki, które być może korzystały z jakichś zaginionych dokumentów, które nie dotrwały do naszych czasów, ale... trochę trudno wierzyć, by ktoś, kto pisał czterysta lat później niż jakieś zdarzenie, wiedział o nim lepiej, niż ktoś żyjący współcześnie dla opisywanych zdarzeń lub ze sto lat po nich. A dziwnym, magicznym sposobem, im bardziej kronika od zdarzenia odległa – w czasie, a czasem również w przestrzeni – tym więcej ma szczegółów! To jest dopiero fantasy – nagle się odnajdują zaginione imiona córek, szczegóły rytuałów, nazwy miejscowe, mieczy i koni, oddane w najmniejszych detalach opisy bitew... a wszystko czarodziejsko wyssane z kronikarskiego palca :)

Do tego dochodzi potem zdanie współczesnych historyków, którzy na podstawie źródeł i śladów materialnych próbują rozstrzygać – kto i gdzie najwięcej nakłamał... i bądź tu człowieku mądry i pisz zgodnie z historią, jak sami historycy mają po siedem możliwości jak dane zdarzenie zaszło, z czyjej przyczyny, kiedy i po co, a i tak jest zawsze historyk z hipotezą ósmą – że to w ogóle bujda i nic takiego nigdy nie miało miejsca.

A z tym przyniósł / przeniósł – też racja – muszę te zdania – otwierające przecież całość opowiadania, które szortem raczej nie jest (90 k znaków, to już raczej nie szort ;-) ) – gruntownie przemyśleć, przemielić, zmienić lub wyrzucić.

 

Jak skończę, zaatakuję Cię z tą betą :)

entropia nigdy nie maleje

90k średniowiecza? Miej litość :P

http://altronapoleone.home.blog

No może uda się skrócić do 80k :P

entropia nigdy nie maleje

    Nad wystąpieniami publicznymi pracuję, choć stres i różne losowe wpadki czasem podcinają skrzydła

Luzik, nie masz pojęcia, jak ja się potrafię zbłaźnić. (Nie, opisu w tym miejscu nie będzie.)

    “Mimo różnic między wariantami warto zachować konsekwencję w wyborze, gdyż w oczach przeciętnego odbiorcy wahania typu spieszyć się i śpieszyć się w jednym tekście będą zapewne dowodem na jego niedopracowanie redakcyjne.”

Hmm. Trudno się nie zgodzić, chociaż akurat "spytać" i "zapytać" uznałabym za wyjątek. Ale – może to ja.

    Po prostu uważam, że we wszystkim trzeba znać umiar i stosować się do zasady kompromisu między wiernością epoce a wymaganiami, oczekiwaniami i przyzwyczajeniami docelowego czytelnika. To samo dotyczy realiów.

O. Jimie, w stylizacji nie chodzi o to, żeby nie używać anachronicznych słów. Wielu autorów (w tym niżej podpisana), pisząc swoje pierwsze dzieła, ma obsesję mimesis. Łatwiej to będzie pokazać na innym przykładzie – otóż kiedyś próbowałam pisać tzw. interactive fiction. Mam jeszcze jakieś notatki o alchemikach i wampirach, ale skończyłam tylko gierkę, w której Bezimienny, Niescharakteryzowany Standardowy Protagonista – Niemowa ląduje na bezludnej wyspie (nie wiem, czemu) i usiłuje się z niej wydostać, budując balon (nie pamiętam, z czego). Są żółwie i proceduralnie generowane muszelki :) i po dwóch tygodniach od napisania tego cudu nie byłam w stanie go przejść bez zaglądania w listing. Tak czy owak: jednym z głównych powodów mojej porażki w tej dziedzinie była obsesja mimesis właśnie. Kiedy, powiedzmy, miałam zasymulować samochód, musiałam mieć zylion obiektów: kierownicę, każdy zegar na desce rozdzielczej osobno, drzwi osobno, klamki osobno (no, klamki nie. Ale schowek owszem). Dlaczego? Bo to wszystko jest w samochodzie! Dzięki temu gubiłam się w interakcjach (eksplozja kombinatoryczna), zapominałam, o co mi chodziło i porzucałam całość.

Ale pisząc grę, nie budujesz samochodu. Nawet iluzji samochodu. Tego samochodu nie ma. Drzewko obiektów gry nie musi i wcale nie powinno odtwarzać ontologicznej struktury rzeczywistości. Samochód w grze powinien służyć potrzebom gry.

Język Twojego opowiadania też nie musi i nie powinien odtwarzać języka epoki (a jeśli piszesz science fiction?), a powinien służyć potrzebom tekstu. Potrzebujesz określonych słów (i zdarzeń), żeby przedstawić określony świat. Ale nie malujesz portretu, tylko impresję. heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Heh, a ja myślałem, że w sprytny sposób, ograniczając sobie słownik, przy okazji skrócę opowiadanie, bo bez synonimiki to nie będę tak po swojemu trzy razy każdą rzecz określać (sposób durnego Jima: przymiotnik, przymiotnik, przymiotnik – bliskoznaczne).

A tak na serio – dzięki Wam dziewczyny – Tarnina, Drakaina, dzięki Wam, z trochę mniejszymi wyrzutami sumienia porzucę tę chęć całkowitego naśladownictwa epoki w tekście i zgodzę się na jakąś stylizację w stopniu umiarkowanym... Zobaczymy co z tego wyjdzie.

entropia nigdy nie maleje

Tarnino, czy ja już Ci wyznałam miłość? Wybacz, że nie zrobiłam tego Walentynką, ale na wszelki wypadek robię to teraz heart A poza tym, jeżeli ktokolwiek miałby napisać poradnik pisania, to Ty.

http://altronapoleone.home.blog

Jimie, nie zapominaj jeszcze o jednym – piszesz dla czytelnika, nie dla siebie. A czytelnik ma w głowie Bunscha, Kraszewskiego, albo choćby Sienkiewicza i na inną próbę stylizacji jego ośrodki podkorowe zareagują buntem.

A poza tym, jeżeli ktokolwiek miałby napisać poradnik pisania, to Ty.

Kto umie, robi, kto nie umie, uczy innych XD

Wybacz, że nie zrobiłam tego Walentynką, ale na wszelki wypadek robię to teraz heart

Będzie jeszcze tyle okazji ;) (imieniny dzielę z Napoleonem, wink, wink, nudge, nudge)

na inną próbę stylizacji jego ośrodki podkorowe zareagują buntem

Ej, no, bez przesady. Ważne, żeby pasowało.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kto umie, robi, kto nie umie, uczy innych XD

 

A znasz dalszą część?

 

…a kto nie umie uczyć, uczy innych jak uczyć XD

entropia nigdy nie maleje

A, nie znałam. Ale logicznie wynika. Ulubiona_emotka_Baila.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja słyszałam, że kto nie umie uczyć, ten zarządza.

Babska logika rządzi!

Co to jest “Ulubiona_emotka_Baila”? WIdzę to nie pierwszy raz, a nie wiem, co to?

entropia nigdy nie maleje

Znalezione obrazy dla zapytania: gif ooof stones

 

(oczywiście powyższy obrazek, to nie jest moja legendarna emotka)

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

I umrę głupi.

Złośliwcy.

entropia nigdy nie maleje

Szukajcie, a znajdziecie!

 

(podpowiedź: zeszłoroczne [walętynki])

:)

Wszystkiego dowiesz się stąd.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Heh, ale ¯\_(ツ)_/¯  to też moja ulubiona emotikonka!

meeeeeeeeh

i co teraz? :)

 

Dzięki Tarnino, nie wiem, czy kiedykolwiek będę miał czas to przeczytać w całości, ale dzięki :)

entropia nigdy nie maleje

ale ¯\_(ツ)_/¯  to też moja ulubiona emotikonka!

Ale Bail był przed Tobą :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sugerujesz, że powinienem się cofnąć w czasie i zabić Baila? No o tym nie pomyślałem. Okrutna z Ciebie kobieta, ale masz ciekawe pomysły! ;-)

entropia nigdy nie maleje

Inspiruję :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zabicie Baila, nawet za pomocą Tardis, nie zabije legendy Ulubionej_emotki_Baila.

http://altronapoleone.home.blog

Skoro to i tak nic nie zmieni, niech sobie Bail żyje ;-)

 

A mam teraz inną zagwozdkę i inny problem. Nowe opowiadanie mocno “dialoguję” z takim podejściem by było jak najmniej atrybucji (nie wiem czy słusznie, czy nie, trochę eksperymentalnie) – i pojawiła mi się taka wątpliwość, załóżmy, że mamy taką ścieżkę dialogową:

 

– Edmonie opowiedz więcej o podróży. A wy słuchajcie miast przerywać.

Skinął głową.

– Nordisy wyhodowały (...)

 

I teraz pytanie:  czy jeśli Edmon jest jedyną istotą płci męskiej w tej konwersacji, będzie wystarczająco oczywiste (dzięki formie gramatycznej), że to on skinął głową i że to on mówi “Nordisy wyhodowały”, czy też trzeba jednak dookreślić. Przykładowo “Oficer skinął głową” (on nie jest oficerem w naszym rozumieniu, ale w miejscu słowa “oficer” pojawiłaby się nazwa pełnionej przez niego funkcji, ale nie chciałem jej tu przywoływać, bo brzmi jak nazwa Białorusi po angielsku i mogłaby anglocentrycznych konfudować).

Czyli, upraszaczając, co lepiej brzmi:

 

Skinął głową.

 

czy:

 

Oficer skinął głową.

 

I kolejne pytanie, czy po “głową” powinna być kropka, czy raczej dwukropek?

entropia nigdy nie maleje

Łatwiej byłoby odpowiedzieć na to pytanie, mając nieco więcej kontekstu :)

http://altronapoleone.home.blog

Nie wiem, ale po wołaczu powinien być przecinek ;)

Przynoszę radość :)

I między czasownikami też XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Skoro to i tak nic nie zmieni, niech sobie Bail żyje ;-)

Niech żyje Bail, bo to życie to Bail jest nad Baile...

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg heart

http://altronapoleone.home.blog

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Anet

Nie wiem, ale po wołaczu powinien być przecinek ;)

Przynoszę radość :)

 

Tarnina

I między czasownikami też XD

 

Dzięki! Jak Wam się tę interpunkcyjną magię udaje zapamiętywać?

entropia nigdy nie maleje

Po prostu nie zapamiętujemy niczego innego. Kim jesteś? ;))))

Przynoszę radość :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Też jestem za tym, że niech żyję ~^(;,;)^~

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Główny bohater mojego opka to kolejne dziecko płci ni to męskej, ni to kobiecej (interseks). Tym razem jednak posiada imię, tylko że męskie. Samo dziecko zaś nie identyfikuje się z żadną płci. Czy zamienianie zaimków w zależności od tego, czy akurat w tekście użyłam jego imienia ("powiedział"), czy określiłam jako dziecko ("powiedziało"), nie spowoduje chaosu? Zmiana imienia na takie, będące słowem w formie nijakiej (np. Kaczątko) nie wchodzi w grę. W takich chwilach żałuję, że w języku polskim nie ma odpowiednika angielskiego singuląr they/them.

Czy zamienianie zaimków w zależności od tego, czy akurat w tekście użyłam jego imienia ("powiedział"), czy określiłam jako dziecko ("powiedziało"), nie spowoduje chaosu?

 

Akurat tu masz dokładnie taką normalną sytuację , gdy jest dziecko płci dowolnej. Też w tekście raz piszesz “dziecko poszło”, a raz “Hania powiedziała” czy “Kazio zawołał”. I jakoś to chaosu nie wprowadza.

Osobną kwestią jest ta bezpłciowość dziecka z określonym imieniem, które może wskazywać płeć. Tu jednak ciężko mi coś wymyślić mądrego, gdy nie znam tego imienia. Czy jest ono takie nasze realne, czy w pełni zmyślone? Jak brzmi?  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tylko, że taka Hania prędzej zostanie nazwana przez autora dziewczynką jako zamiennik.

Imię to Laufeyjarson, zdrobniale Laufi. Z pewnych powodów wolałabym go nie zmieniać.

Hania może być przez autora nazywana dzieckiem, nie widzę przeszkód.

 

I szczerze mówiąc nie bardzo w ogóle widzę, w czym tym razem problem surprise

http://altronapoleone.home.blog

Tylko, że taka Hania prędzej zostanie nazwana przez autora dziewczynką jako zamiennik.

Dla dziecka znajdzie się kilka synonimów, jako zamienników. Możesz równie dobrze napisać maluch / dzieciak powiedział – i dla mnie zarówno maluch i dzieciak można powiedzieć i o chłopcu i o dziewczynce.  Tu chyba przekombinowujesz i szukasz problemu na siłę. 

 

“...son” jednoznacznie określa, jak małego bohatera postrzegają inni – poprzez nadanie takiego, a nie innego imienia. I tego bym się trzymała. I jak Drakaina nie bardzo widzę problem, przynajmniej jeśli chodzi o narrację.   

Nie wiem za to, co Ci podpowiedzieć, jeśli chodzi o wypowiedzi Laufiego w czasie przeszłym (bo chyba tylko tu jest problem) – byłem? byłam? byłom? W kosmos nienaturalne... 

Może jakaś mądrzejsza głowa coś wymyśli. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

O ile wiem, większość osób interseksualnych formalnie identyfikuje się z którąś z płci.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Macie rację, trochę przesadziłam z tym pytaniem.

Kilka miesięcy temu, kiedy jeszcze działały fora Wattpada, spytałam tam, czy będzie OK, jeśli wobec postaci interseksualnej, nie identyfikującej się z żadną płci, będę stosowała zaimki męskie, bo nie ma polskiego odpowiednika singuląr they/them. Pamiętam rady, że nie będzie z tym problemu, o ile zostanie podane, że to decyzja tej postaci, w domyśle nie narzucona przez innych. Ale z tym to już sama pokombinuję.

Szczerze, Ajzan, ja bym się raczej zastanowiła, czy w takim świecie, jaki kreujesz, kwestia zaimków i form dla istot interseksualnych w ogóle istnieje i ma znaczenie, a zatem czy będzie pasowała do świata. Robisz sobie świat vintage, a narzucasz mu problemy XXI wieku. Albo Avengersów ;)

http://altronapoleone.home.blog

Jim – no, to już chyba zależy od konkretnej osoby. Zazwyczaj decyduje pewnie przewaga cech danej płci. Osobną kwestią pozostaje, na ile ktoś pomimo posiadania mieszanych cech płciowych faktycznie czuje się kobietą lub mężczyzną, a na ile jest to po prostu kwestia wygody tam, gdzie w świetle prawa interpłciowość nie jest rozpoznawana jako trzecia kategoria płci.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Czy ktoś na forum zna pismo runiczne?

Nie wiem, czy ktoś zna, ale jak bardzo niedawno szukałam, to znalazłam w necie sporo zasobów, według których można sporo napisać itd. Ponieważ jednak zarzuciłam pomysł, nie zapisałam sobie linków :( Ale sensowne strony w różnych językach nie powinny być trudne do znalezienia.

http://altronapoleone.home.blog

Stawiam pierwsze od dawna kroki w narracji pierwszoosobowej i chciałam się zapytać, czy mogę mieszać w narracji czasy, czy lepiej zachować spójność.? Założenie jest takie, że bohaterka opowiada swoje wspomnienia, ale czasem też komentuje jakieś niezmienne zjawisko, np. “Zimy w moim kraju są naprawdę ciężkie”.

Ajzan, ile razy tłumaczyłam? Oczywiście, że może tak powiedzieć. To nie jest mieszanie czasów. Mieszanie czasów jest wtedy, kiedy przeskakujesz z jednego na drugi bez uzasadnienia w semantyce, a tutaj uzasadnienie jest.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Drakaino, znalazłam alfabet runiczny, który podobno odzwierciedlał zapis fonetyczny słów, ale nie wiem, z jakiego języka powinny pochodzić te wyrazy.

We wróżbiarstwie odczytuje się znaczenie pojedynczych run, ale często widziałam kilka(naście) znaków obok siebie, prawdopodobnie chodzi o pismo.

 

Ale w takim razie potrzebujesz kogoś ze znajomością pisma czy języków?

Runami zapisywano różne języki, a ogólnie rzecz biorąc każdym fonetycznym systemem pisma można zapisać coś w dowolnym języku (przez transliterację czy transkrypcję – stosujemy to, kiedy alfabetem łacińskim zapisujemy choćby i nazwy własne greckie, dalekowschodnie, semickie,  pisane oryginalnie cyrylicą itd., a użytkownicy tych systemów robią to samo z łacińskimi), więc w sumie dopóki nie zależy Ci, żeby formuła była w jakimś starym nordyckim języku, możesz runami zapisać fonetycznie cokolwiek. Litery alfabetu to tylko zapis graficzny dźwięków (głosek).

http://altronapoleone.home.blog

Czyli teoretycznie można zapisać runami słowa np. ze współczesnego angielskiego i będzie miało to sens?

Moim zdaniem tak, pytanie – na ile runy były tylko zapisem, niby tak, niby zwykły alfabet, wiec można złożyć litery w słowa. Ale... pewnych słów nie ma w określonych językach – jak je zapisać literami? Powstają nowe słowa, zapożyczane są obce, nie ma reguł zależy od społeczności. Druga rzecz to że z runami były związane jakieś energie subtelne, przywoływane ze świata duchowy, bogów, kosmosu; jakieś energie psychiczne, jakieś aktywowanie podświadomych, ukrytych sił itd itp. Nie wiem, czy to zgoła fantastyczna, popkulturowa rzecz/koncepty, czy ma jakieś umocowanie, sama nie wiem w czym. Rozumiem to jako moc zaklętą w znakach,  oddziaływującą  na adepta. Chyba popłynęłam z tym ostatnim. Nie znam się na tym. Dywaguję. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Mam wrażenie, że to głównie New Age dopisał do run dodatkowe znaczenia ;) Oczywiście, była magia i wcześniej, ale chyba taka “zwyczajna”, jak wróżenie itp.

 

ANDO – tak, jeśli masz tabelę z wartościami fonetycznymi run, to możesz z nich złożyć dowolne słowo, także po polsku :) Oczywiście części dźwięków nie ma, wtedy przybliżasz.

http://altronapoleone.home.blog

Czyli teoretycznie można zapisać runami słowa np. ze współczesnego angielskiego i będzie miało to sens?

Oczywiście, że można. Tu masz wyjaśnienie w lengłydżu: https://omniglot.com/writing/types.htm

Tutaj futhark (runy nordyckie) i runy celtyckie.

Systemy pisma nie zostały nam dane przez Tota-Hermesa/Feanora/kosmitów/niepotrzebne skreślić i nie są magią. Trust me, I’m a logician ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzięki za rozwiązanie problemu. :)

Mam jeszcze jeden, dotyczący obrazów. Czy mogę umieścić w tekście opowiadania rysunki klasycznych kart tarota (licencja Creative Commons)? Myślałam też o umieszczeniu samych linków w tekście, ale rysunki lepiej oddają "klimat".

Linków nie dawaj, bo przynajmniej mnie odstręczają. Obrazki, jeśli w wolnej licecencji – fele free, ale podaj dostęp, bo uczciwe. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Mam taką zagwozdkę dotyczącą zbójectwa przydrożnego. O jakiej porze doby najlepiej jest zasadzać się na przejeżdżających podróżnych? Dotąd wydawało mi się, że późnym wieczorem lub w nocy, bo pod osłoną mroku najłatwiej się ukryć przed naszą ofiarą, ale na chłopski rozum wiąże się z tym szereg problemów. W ciemnościach widoczność jest ograniczona, więc jeśli napadnięci postanowią się bronić i dojdzie do potyczki, można przypadkiem zranić własnego człowieka, ofiara może też umknąć nam do lasu (załóżmy, że akcja dzieje się na drodze leśnej) i wykorzystać zasłonę nocy, by zgubić pogoń. Problemem jest wreszcie i to, że chyba mało kto podróżuje nocą, większość kupców czy innych wędrowców raczej staje obozem na nocleg.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Myślę, że to zależy. Przede wszystkim, jak wspominasz, od zwyczajów podróżnych. Jeśli nocą nikt nie jeździ, bo religia zabrania – wiadomo. Ale jeśli podróżuje się właśnie nocą, bo nie ma upału...

Od prawdopodobieństwa złapania – jeśli nocą straż miejska śpi/bramy pobliskiego miasta są zamknięte, a jednak ktoś jeździ, to można się pokusić o napad.

Od nastawienia ofiary – przed świtem ludzie będą najmniej czujni, załoga (na łajbie czy wozie) minimalna, konie i inne zwierzęta zmęczone itd.

Jeśli zbójcy świetnie znają teren, to w nocy będą mieli dodatkową przewagę nad ofiarami.

A i noc nocy nierówna – pełnie księżyca, zachmurzenia, deszcze...

Babska logika rządzi!

Nocą łatwiej się zakraść, dodatkowo wozy będą raczej wyprzęgnięte, a konie spętane. Ludzie będą spać, ogniska dogasać, pojedynczych strażników też łatwiej ogarnąć. Do napadywywywywania  wybrałbym przedświt. 

Zbóje także muszą wziąć pod uwagę, że po napadzie będą musieli się ukryć i zgubić ewentualną pogoń, więc ciemność da im przewagę. No chyba, że rzecz ma miejsce na totalnym odludziu.

Gdybym miał napadać kupców na gościńcu, to wybrałbym godzinę 3-4 nad ranem (człowiek jest wtedy najbardziej rozkojarzony) i nie atakowałbym ich w czasie jazdy (czujni, obstawa uzbrojona i opancerzona, na koniach), ale podczas obozowania – śpią, nie mają pod ręką broni, zbroje zdjęte do spania (poza wartownikami), konie rozkulbaczone, a przede wszystkim nie są w ruchu, przez co o wiele łatwiej zaplanować całą akcję.

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Moim zdaniem, Bolly, ważniejsze jest dobre miejsce na zasadzkę niż czas.  Nocne czy poranne godziny zdają mi się lepsze do wymordowania całości niż rabunku. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

To może nakreślę z grubsza kontekst: mieszkańcy pewnej wioski, dość oddalonej od cywilizacji, acz położonej nieopodal uczęszczanego traktu, przymuszeni głodem chwycili się zbójeckiego rzemiosła. Kobiety zostają w domach, podczas gdy mężczyźni zasadzają się na podróżnych na skraju lasu, przy drodze. Napadniętych wyrzynają w pień, by nie pozostał żaden świadek zdarzenia, i ukrywają w lesie, a sami jak gdyby nigdy nic wracają z łupami do domów. Mój bohater zostaje ugoszczony przez żonę jednego ze zbójców pod nieobecność jej męża, i ostrzeżony przez nią szczęśliwie omija wracającą po udanym napadzie bandę. Pora wieczorno-nocna bardzo by mi pasowała, bo łatwiej byłoby mu wtedy przemknąć niezauważonym między drzewami.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

No to ustaw elementy świata tak, żeby ten wieczór miał sens. Niech się zaczajają parę zakrętów przed karczmą, do której zmierzają spóźnieni podróżni. W swoim świecie jesteś bogiem.

Babska logika rządzi!

W swoim świecie jesteś bogiem. Finkla ma rację! 

Między drzewami niezauważenie można się przemknąć i w dzień – zależy od sprawności, czyli nie na otwartej płaszczyźnie. Trochę mi przypomina bardziej krwiożerczego Robin Hooda. Gdyby działali kilka lat i wyżynali wszystkich w pień i tak wieść gminna coś by niosła, więc karawany/podróżni są czujni, więc nie wiem, czy lepsza dzień czy noc. Zdecyduj.

Kobiety i tak będą coś podejrzewać, jeśli to stały proceder.

 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Kobiety nie podejrzewają, one dobrze o tym wiedzą.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Pora wieczorno-nocna bardzo by mi pasowała, bo łatwiej byłoby mu wtedy przemknąć niezauważonym między drzewami.

 

Zgadzam się z Finklą, skoro pasuje Ci to fabularnie, to ustaw resztę elementów tak, żeby tak własnie było.  Tym bardziej że to też uzasadniona pora.

 

Zwróciłbym uwagę jeszcze na coś innego – skoro ci zbójcy zawsze atakują w pobliżu swojej wioski, gdzie nie ma żadnych innych siedzib istot rozumnych, to bardzo szybko, po kilku akcjach, a może już po jednej, staną się podejrzani. Przydałaby im się jakaś przykrywka odwracająca od nich uwagę, np. rozpuścić plotkę, że w lasach grasują wilkołaki i to one napadają, albo że to jacyś maruderzy itp. Inaczej jakiś król czy szef straży czy ktoś szybko się zainteresuje faktem, że obok jedynej w okolicy wioski co  i rusz mają miejsce napady.

 

 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Tak naprawdę wszystko zależy od natężenia ruchu na drodze. Jeżeli jest małe, to zbójcy nie bardzo mają wybór co do pory dnia, szczególnie jeżeli atakują w jakimś konkretnym miejscu – trzeba napadać wtedy, kiedy akurat jest ktoś pod ręką do napadania.

Jeżeli jest duże, a piszesz, że szlak jest uczęszczany, to jeszcze gorzej – bo w tłoku strasznie ciężko się napada. Nocami karawany będą pewnie zbierać się w kupę dla bezpieczeństwa – szczególne, jeżeli wcześniej doszło w okolicy do napadów. Spora szansa, że nawet na czas podróży będą starali się iść razem. W tym scenariuszu twoi bandyci musieliby napadać w ciągu dnia i robić to bardzo ostrożnie – czujki w obie strony wypatrujące odpowiednich celów (osób podróżujących samotnie/w małym gronie) i pilnujące, czy w w trakcie “procederu” nie napatoczy się przypadkiem druga, większa grupa. Problem jest taki, że łatwymi celami będą tylko osoby stosunkowo mało zamożne (drobni kupcy, wędrowni rzemieślnicy, chłopi), więc jeżeli bandytów jest dużo, proceder może się zwyczajnie nie opłacać.

Jeszcze inna sprawa, że pora, w jakiej będą się pojawiać potencjalne ofiary z grubsza zależy od okolicy. Jeżeli najbliższe miasto/karczma/popularne miejsce na popas jest o pięć godzin od miejsca zasadzki, to ofiary, które ruszą o świcie, zwykle będą się pojawiać “gdzie trzeba” pięć godzin później.  Może więc być tak, że zawsze będą się pojawiać w okolicy zmroku, jeżeli taka jest topografia. Przy czym to wymagałoby, żeby w okolicy było jakieś miejsce, gdzie karawany się zatrzymują na noc – logicznym wyborem byłaby właśnie owa wioska, która mogłaby z tego czerpać duże korzyści (noclegi, karmienie, prostytucja, naprawy wozów, co tam jeszcze). W takiej sytuacji idąc w bandytyzm sami sobie podkładają nogę.

Jeżeli miejsc “docelowych” jest w okolicy kilka albo szlak łączy dwa ośrodki handlowe położone od siebie dość blisko, by podróż trwała krócej niż dzień, to ruch może być dużo bardziej rozciągnięty w czasie.

Mam pomysł na opowiadanie, który oryginalnie był pomysłem na fanfik typu AU.  Czy w związku z tym lepiej zatuszować wszelkie nawiązania do oryginału, na którego podstawie miał być tamten fanfik, czy mogę pozostawić jakieś ślady typu imiona zaczynające się na taką samą literę albo pewne cechy wyglądu, łącznie z doborem koloru ubrań?

Szkoły są różne. Myślę, że jeżeli coś Ci jest potrzebne, to nie szkodzi, jeśli zostawisz, a jeśli widać, że z innej bajki (niezręczne, wydumany), to trzeba wyrzucić.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję, Tarnino. ^^

Już samo fanfikowe AU już należało do tych, gdzie wystarczy przerobić kilka rzeczy i można spróbować opchnąć jako oryginalne dzieło (w stylu twórczości Anny Todd, E. L. James czy Cassandry Clare). Zostanę przy tym, o czym pisałam wyżej, choć trochę się waham przy kolorze ubrań jednego z bohaterów, bo są dość charakterystyczne.

Z ciekawości: co to jest fanfik typu AU? surprise

http://altronapoleone.home.blog

Jak pisałam wyżej, niektóre fanfiki tego typu, jeśli mocno różnią się od oryginału, można przerobić na dzieło własne.

Chyba już kiedyś tutaj o to pytałem, ale wiecie, skleroza... Kiedy mówimy, że coś wydarzy się za, dajmy na to, dziesięć dni, to mamy na myśli, że wydarzy się dziesiątego dnia od dziś (nie licząc dziś), czy jedenastego, po upływie pełnych dziesięciu dni?

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Myślę, że to zależy od człowieka. Ja bym miała na myśli 10x24 godziny.

Babska logika rządzi!

A jak mówimy, że się zdarzy za tydzień od dziś (20.07), to zdarzy się w kolejny wtorek, czy w środę, po upływie siedmiu dni? ;) Jak o 14:45 powiesz, że jest za piętnaście trzecia, to trzecia wybije po zakończeniu czternastej minuty nie licząc bieżącej (3:00 będzie piętnastą minutą), a po upływie całych piętnastu zacznie się 3:01.  

Ale Finkla ma rację, zależy, kto mówi. 

A w ogóle to na ogół się zaokrągla. Gdybym chciała być precyzyjna, powiedziałabym coś w stylu “w piątek za półtora tygodnia, o 15.30”.

Babska logika rządzi!

A ja: w następny piątek ;)

Przynoszę radość :)

Też może być.

Babska logika rządzi!

Kiedy mówimy, że coś wydarzy się za, dajmy na to, dziesięć dni, to mamy na myśli, że wydarzy się dziesiątego dnia od dziś (nie licząc dziś), czy jedenastego, po upływie pełnych dziesięciu dni?

Dziś jest trzeci, jeśli coś wydarzy się za dziesięć dni, to znaczy, że trzynastego. Kiedy chodzi Ci o konkretną porę dnia lub godzinę i chcesz mieć pewność, że zostaniesz dobrze zrozumiany, wtedy, cóż, powinieneś to zakomunikować bardziej jednoznacznie (np. tak jak Finkla trzy posty wyżej).

Jeżeli rozwiązujesz zadanie z fizyki, jego autor ma prawdopodnie na myśli rzeczywiście 10 x 24 godziny (upewnij się jednak, że nie chodzi o dobę gwiazdową ;)).  Ale to już nie język ogólny (powszechny, “normalny”), tylko specyficzny subjęzyk, w którym pewne słowa interpretuje się inaczej niż zazwyczaj. 

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Czy ktoś kojarzy w fantastyce, poza serią Assassin’s Creed, używanie przez zabójców na zlecenie ostrza ukrytego w karwaszu albo rękawicy od strony spodu dłoni? Chciałabym dać podobną zabawkę jednej z moich postaci, ale nie wiem, czy to nie będzie inspiracja granicząca z plagiatem.

Nie, nie będzie. Jest to tak łatwe do wynalezienia, że nie będzie plagiatem. Pytanie raczej, czy rzeczywiście praktyczne. Poza tym plagiat mógłby dotyczyć elementu konstytutywnego dla świata czy fabuły, a nie szczegółu, który da się wymyślić samemu.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję, drakaino. ^^

W moim przypadku ukryte ostrze należy do byłego zabójcy na zlecenie, nie związanego z żadną organizacją.  Podobne gadżety kojarzę jedynie z AC, stąd moje pytanie.

Jakie prace do wykonania, w ramach odrabiania kary, mogą dostać nastoletni chłopcy na letniej kolonii? Wymyśliłem zbieranie śmieci i sprzątanie kantorka, ale potrzebuję więcej. I najlepiej takich męczących.

Akcja dzieje się w latach 90-tych na łonie natury (znaczy się lasy, spanie w namiotach, itp).

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Pytanie, czy była jakaś kuchnia obozowa, bo jeśli tak, to można ich zagonić do pomocy. Ewentualnie zbieranie albo rąbanie drewna na ognisko. Jakby to wojsko było, to mogliby latrynę kopać xD.

U nas na jednym obozie chłopaki za karę biegali kółka dookoła boiska.

Babska logika rządzi!

Pytanie, czy była jakaś kuchnia obozowa, bo jeśli tak, to można ich zagonić do pomocy.

Kuchni obozowej nie ma, młodzież chodzi na posiłki do stołówki. Ale pomyślę nad zmianą w tej kwestii, jeśli nie wpadnę na nic innego.

 

U nas na jednym obozie chłopaki za karę biegali kółka dookoła boiska.

Znam, pamiętam, też biegałem. ;) Ćwiczenia fizyczne dostaną w kolejnej scenie, na razie szukam takich bardziej produktywnych zadań, którymi mogliby się zająć.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Obieranie ziemniaków. Byłem kiedyś na obozie, gdzie to się robiło nawet nie za karę, tylko w ramach dyżuru, przy funkcjonującej stołówce.

+ Takie doraźne kary typu bieganie, pompki itd.

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Jak nie obieranie, to przynajmniej oczkowanie ziemniaków.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Czy spotkaliście się albo co sądzicie o nagłej zmianie pov w książkach, by pokazać coś, o czym główni bohaterowie nie mogą wiedzieć, przykładowo:

– Po panicznej ucieczce, grupa rozdziela się i dwoje bohaterów drugoplanowych jest oddzielonych od reszty. Wtedy jeden zdradza i zabija drugiego. Koniec povu, powrót do głównych bohaterów.

Spotkałem się z tym w książkach jednego autora i w sumie uznaję to za ciekawy zabieg, ale chętnie poznam inne opinie.

Jako jednorazowy wybryk chyba wyglądałoby dziwnie. Ale jeśli pov od czasu do czasu skacze, to nie widzę problemu.

Babska logika rządzi!

Czytałem kiedyś kryminał Akunina, gdzie niektóre rozdziały były pisane z perspektywy antagonisty, zaś cała reszta w narracji trzecioosobowej o protagoniście. Dobrze to zagrało.

Known some call is air am

Dzięki, no właśnie nie chodzi mi o pojedynczy przypadek, tylko jednak trochę częściej :)

Można tak robić, czemu nie? Ugruntowany zabieg. No, choćby we Władcy Pierścieni drużyna się rozdziela i narrator odwiedza poszczególne grupy po kolei.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale tam to bohaterowie pierwszoplanowi, a mi chodzi o bohaterów drugo– czy trzecioplanowych. I może nie tak odpowiedziałem Finkli – wskakiwałbym co pewien czas (raczej długi) do postaci drugoplanowej np. kiedy mają umrzeć (co raczej utrudnia wskoczenie tam po raz kolejny).

Takie coś też widywałam. Nie ma problema.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

W momencie, kiedy przerzucasz pov na postać, siłą rzeczy wypychasz ją na pierwszy plan, przestaje więc ona być (choćby na moment) drugoplanowa. Spotykałem się z tym – King robi to bardzo często np. w “Bastionie”.

Jedno co, to powinno to mieć sensowne umocowanie w reszcie opowieści, czyli albo przedstawiasz ważne (w sensie popychające fabułą do przodu) wydarzenia albo scena stanowi przyczynek do pełnej ewolucji postaci drugoplanowej w protagonistę/antagonistę, łącznie z rozbudową osobowości. Wspomniany King często używa tego tylko jako scenek rodzajowych bez związku z resztą opowieści – może to to i ładne, ale rozwadnia książki.

Ja nie przepadam. Jeśli cała powieść ma wiele punktów widzenia (nieważne, czy dwa czy piętnaście), to jest to po to, żeby pokazywać różne perspektywy. I może być tak, że jeden pov przeważa, a pozostałe pojawiają się tylko epizodycznie, ale jednak “systematycznie”.

Troszkę bardziej akceptuję coś takiego, co robił np. Piskorski w swoich steampunkowych powieściach, tzn. wtręty z zupełnie innego pov, zawsze zakończonego śmiercią postaci, ukazujące tło. Ale nie wykluczam, że tam akurat mi się to podobało, bo było znacznie lepiej napisane od całej reszty (te powieści to jedno z moich największych rozczarowań czytelniczych ever). Takoż np. prologi i epilogi z innej perspektywy – bardziej niż wtręt w środku akcji.

Oczywiście wyobrażam sobie, że pod piórem dobrego pisarza taki zabieg może się udać, podobnie jak każdy inny. Ale jestem nieufna.

 

http://altronapoleone.home.blog

Ja osobiście lubię taką małomiasteczkowość, jaka jest u Kinga.

 

A co do pytania, to też jestem zdania, że taka nagła zmiana perspektywy, gdy dotychczas narracja prowadzona była z jednej, nie będzie wyglądać dobrze.

Jeśli, tak jak pisze Zanais, to nie miałoby być jednorazowe, tylko zmiany miałyby pojawiać się częściej, to normalna sprawa, nic dziwnego, zabieg stosowany, zwłaszcza jak masz dużą historię do pokazania z różnych stron, pokazując wydarzenia których jedni bohaterowie nie mają prawa znać. Cała “Pieśń lodu i ognia” Martina jest pisana w ten sposób, niektóre POVy pojawiają się częściej, inne rzadziej, czasem są to główni bohaterowie, czasem bardziej poboczni, nie każdy ważny bohater ma też swojego POVa, zdarzają się śmierci POVów... no dużo można z tym kombinować. Byle to wszystko przemyśleć. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

W Harrym Potterze jeszcze zdarzały się rozdziały pisane z perspektywy kogoś innego niż tytułowy bohater (1 w “Kamieniu Filozoficznym”, 1 w “Czarze Ognia”, 2 w “Księciu Pół-krwi” i 1 w “Insygniach Śmierci”), tylko że były to pierwsze rozdziały, które w sumie  można uznać za prologi.

 

Podejrzewam też, że wizje senne Percy’ego Jacksona w pierwszej serii Riordana były takim mykiem na zmianę POV i narracji bez naruszania przyjętej konwencji (pierwszoosobowa z perspektywy jednego bohatera).

Hm, dzięki za wszystkie odpowiedzi, mam co przemyśleć. Nie chciałbym skończyć jak Martin z jego wieloma POVami ;) Sądzę, że nawet jednorazowe wejście w głowę drugoplanowego bohatera może zmienić sposób myślenia o nim, ale też pokazać właśnie sprawy, o których protagonista nie może mieć pojęcia. No i właśnie kwestia śmierci – może zdarzyć się gdzieś daleko od głównych bohaterów.

Zostaje spróbować i zobaczyć jak wyjdzie :)

Czy sklejenie słowa z myślą, jak na przykładzie:

– Zdaję sobie sprawę – powiedział i pomyślał: „A to latadła i pojazdy gąsienicowe wam się skończyły? To pożyczę od ojca motocykl.”

jest poprawne interpunkcyjnie?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Radek, nie jest, bo kropka musi być po cudzysłowie, ale poza tym w porządku, tylko według mnie troszkę to sztucznie wypada. Byłoby lepiej, gdyby “pomyślał” znajdowało się za treścią.

– Zdaję sobie sprawę – powiedział. „A to latadła i pojazdy gąsienicowe wam się skończyły? To pożyczę od ojca motocykl”, pomyślał. 

 

OK. Dziękuję. To (jakby się kto pytał) kawałek “Tytulika”.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cześć!

Uczę się. Czy to jest dobre miejsce, żeby zasięgnąć przecinkowej rady? Ewentualnie, gdzie jest lepsze miejsce?

Poznaję zasady stawiania przecinków i mam kilka wątpliwości. Czyli: gdzie powinny być przecinki i dlaczego?

 

Przez długi czas staraliśmy się, zachować ostrożność.

 Inteligentna rasa, budową przypominająca ludzi, swoje siedlisko miała w górach.

Tubylcy tylko z daleka przypominali ludzi.

Gdy zamienili zbieractwo na rolnictwo, szybko okazało się, że nie mogą tak żyć.

Rozmawialiśmy między sobą o tym co powinniśmy uczynić.

 

Śmiało możecie wytknąć mi błędy w całej mojej wypowiedzi, nie tylko w cytowanych zdaniach :)

PS. Jeżeli macie jakieś dobre, sprawdzone materiały na ten temat, to bardzo chętnie przygarnę.

Ramshiri, w tym wątku jest pomoc różna, a wyłącznie językowa jest tutaj. Może Ci się też przydać poradnik napisany przez Tarninę. 

Przez długi czas staraliśmy się, zachować ostrożność.

Nie stawiasz przecinka, bo nie masz tutaj zdania złożonego.

Rozmawialiśmy między sobą o tym[+,] co powinniśmy uczynić.

Tutaj masz zdanie złożone, więc przecinek jest potrzebny.

 

Pozostałe zdanie mnie wydają się w porządku, ale ekspertem nie jestem ;).

Dziękuję, Alicella :)

Za przecinki i za link. Jeszcze tego poradnika nie czytałem. Na pewno będę kontynuował pytania, już we właściwym wątku :)

Alicella dobrze prawi. To zdanie jednakowoż:

 Inteligentna rasa, budową przypominająca ludzi, swoje siedlisko miała w górach.

nie jest najlepiej skonstruowane. Teoretycznie “budową przypominająca ludzi” może być wtrąceniem, ale nie brzmi to naturalnie, zwłaszcza przy tym szyku.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję, Tarnina!

Pomęczę to zdanie jeszcze trochę;)

Ramshiri, wywal też “swoją”, bo nie mogła mieć cudzej siedziby ;) Nadmiar zaimków w tekście polskim to ZUO, z zaimkozą należy walczyć i dawać jej odpór!

 

A przy okazji masz linki do moich wiekopomnych poradników survivalu portalowego; w drugim jest też trochę linków do stron poprawnościowych:

 

Portal dla żółtodziobów

 

Jesteś nowy? Nie ogarniasz? Zajrzyj tutaj!

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję, drakaina :)

 

Mega pomocne linki!

Ze ‘swoimi’ zaimkami muszę jeszcze popracować. O tyle dobrze, że po wrzuceniu ostatniego tekstu, zacząłem je wreszcie dostrzegać :)

Mam taką scenę, gdzie główny bohater podsłuchuje rozmowę dwóch mężczyzn (pojawiających się tylko w tej scenie), podczas której jeden z nich opowiada drugiemu, co mu się przydarzyło. Są to szczegóły ważne dla fabuły. Czy lepiej będzie wyglądało, jeśli zapiszę dialog w całości, czy wystarczy, że streszczę opowieść w narracji?

Mam to już zapisane w formie streszczenia, ale chcę rozbudować rozdział, gdzie go zamieściłam.

To zależy wyłącznie od Ciebie. Nie ma obiektywnie lepszego rozwiązania.

Babska logika rządzi!

Usiłuję to sobie wyobrazić...

Jeśli to jest scena, w której bohater np. siedzi za krzakami, po drugiej stronie których tych dwóch rozmawia, to widziałabym to w formie dialogu. Nawet urozmaiconego wtrąceniami dotyczącymi np. reakcji bohatera na słowa rozmówców. 

Gdyby to było wspomnienie bohatera, że chwilę temu słyszał zza krzaków rozmowę, to wtedy mogłoby być jako streszczenie, że jeden powiedział drugiemu coś tam. 

Takie jest moje zdanie. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

To się dzieje w czasie rzeczywistym, śniąca.

Dużo, dużo wcześniej próbowałam tą samą scenę zapisać z dialogami, ale coś mi nie szło, więc poszłam w streszczenie. Teraz zastanawiam się, czy do tego nie wrócić, ale obawiam się zbytniego wodolejstwa.

Poza tym czytałam kiedyś zbiór legend warszawskich, gdzie ze trzy zostały opowiedziane jako dialog pomiędzy bohaterami. To były najgorsze rozdziały, moim zdaniem.

Wszystko zależy, jak i co zostanie napisane. Pytasz teoretycznie, mając jednak coś tam w głowie i już na papierze, że nie wspomnę  o całym kontekście. Ja mogę odpowiedzieć tylko teoretycznie, nie mając żadnego kontekstu, wyobrażając sobie coś, co może być kosmicznie odległe od Twojej wizji. 

W jednym z moich tekstów bohater podsłuchuje rozmowę w pubie, bo siedzi obok i nie da się nie słyszeć ludzi obok. Mam to jako dialog i mam tam reakcję bohatera – może dlatego Tobie też to zasugerowałam, bo wiem, jak to może wyglądać. Ale w Twoim przypadku to nie musi być najlepsze rozwiązanie. Jest dokładnie tak, jak napisała Finkla. Sama musisz zdecydować, patrząc na całość – co Ci się będzie lepiej komponowało. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Długi podsłuchiwany dialog będzie nudny. Infodump. Streszczenie też może być infodumpem. Niestety, ogólnie taki zabieg trąci infodumpem.

http://altronapoleone.home.blog

Bardzo dziękuję wszystkim za rady. ^^

Śniąca, zrobiłam tak jak radziłaś: dialog przeplotłam reakcjami podsłuchującego bohatera.  Sama scena zajmuje trochę ponad jedną stronę A4 (Arial rozm. 11), więc raczej nie jest długa.

Jak myślicie, czy w fantastyce ujdzie, że podstać wygląda niemal identycznie do swojego przodka sprzed wielu pokoleń? Chodzi głównie o kolor włosów, oczu i to, jak się uśmiecha. W filmach i komiksach wydaje mi się, że taki zabieg uszedłby w filmach i komiksach, bo to media wizualne., ale nie wiem, czy by przeszło w tekście.

Kolor włosów i oczy to normalna sprawa, że będą się powtarzać. Jakoś wiele kombinacji nie ma, żeby nie mógł się X pokoleń później powtórzyć brunet z zielonymi oczami. I myślę, że bez problemu można w povie postaci, która ten uśmiech widzi, napisać jak ten uśmiech wygląda podobnie... pytanie, skąd będzie wiadomo, że ktoś X lat temu uśmiechał się tak samo.

A co to za problem wspomnieć o tym niezwykłym podobieństwie w tekście? O ile dobrze pamiętam, w “Psie Baskerville’ów” i “Przypadku Charlesa Dextera Warda” był taki motyw, że bohater wyglądał wypisz, wymaluj jak swój odległy przodek, i było to istotne dla fabuły.

 

pytanie, skąd będzie wiadomo, że ktoś X lat temu uśmiechał się tak samo.

Może antenat uśmiecha się tak z portretu nad kominkiem? Albo mamy do czynienia z długowieczną postacią, która pamięta i bohatera, i jego przodka.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

W moim tekście bohater, który zauważa podobieństwo jest w istocie istotą długowieczną. W odległej przeszłości był blisko związany z pewną śmiertelną osobą, z którą musiał się rozstać, a teraz spotyka jej potomka.

Dziękuję za wyjaśnienia. ^^ Teraz muszę się zastanowić ile czasu powinno minąć między tymi dwoma zdarzeniami. ^^

Witam!

 

Nie wiem, czy pytam we właściwym wątku, ale czy ktoś może mi wyjasnić na czym polega błąd stylistyczny? Jest to dla mnei niezrozumiałe od dawien dawna.

Niech twe słowa będą poparte czynem.

<rozciąga palce>

 

To nie tak łatwo wytłumaczyć, ale mogę pokazać. Wyjaśnienie wstępne: błąd stylistyczny jest wtedy, kiedy styl tekstu nie współgra z treścią. Na przykład:

 

– Joł, ziomale, na kolokwium będzie zasada jednostkowienia według Sigera z Brabancji! – powiedział profesor z katedry.

 

Takie zdanie mógłbyś spokojnie napisać w tekście humorystycznym (Kabarety Potem i Hrabi oraz parę osób na tym właśnie forum lubią taki typ humoru – mnie on tam bawi, chociażby). Ale nie w poważnym!

 

Inne przykłady za moment, ale najpierw: źródła internetowe (takie jak Wikipedia) uważają za błąd stylistyczny każde odejście od norm językowych, w tym błędy interpunkcyjne i ortograficzne, a nawet logiczny błąd non sequitur. Myślę, że to zbyt szeroka definicja, choćby dlatego, że non sequitur (na przykład) możesz zastosować całkiem świadomie, powiedzmy, jeśli Twój bohater jest schizofrenikiem (tzw. sałatka słowna to typowy objaw). Podobnie kontrast między stylami (lub rejestrami) a treścią, jak pokazałam wyżej, możesz zastosować celowo i świadomie, na przykład po to, żeby czytelnika rozbawić. Pamiętaj tylko, że żart powinien być rozpoznawalny jako żart (nie każdego rozśmieszy to, co Ciebie, ale jeśli ludzie nie rozumieją, że żartujesz, to źle żartujesz).

 

Ogólnie wszystko, co zwraca na siebie uwagę, może być błędem. Garść przykładów z Internetu (nie do końca się zgadzam z tym, co piszą autorzy tej strony, ale przykłady są poręczne):

 

Zaiste moje serce zadrżało jak galareta, gdy dziewczyna o rumieńcach niczym maki spojrzała ku mnie.” Tutaj błędem jest, według autorów strony, zbytnia kwiecistość stylu. Owszem, zgodzę się – jeśli reszta tekstu jest utrzymana w tonie neutralnym, takie zdanie nie będzie pasowało do reszty. Ale w oderwaniu od kontekstu nie mówiłabym o błędzie, najwyżej o irytującej stylizacji. Tutaj masz zabawny przykład pomieszania stylów. Tutaj materiały CKE dotyczące błędów stylistycznych w wypracowaniach maturalnych. W sytuacjach skrajnych błędy stylistyczne dają wrażenie humoru zeszytów – ale uwaga. Humor zeszytów często opiera się na błędzie leksykalnym (niezrozumieniu znaczenia słów), lub całkowitym popierniczeniu metafor (see what I did there?), patrz tutaj.

 

“Kinga przeoczyła pewne informacje, których w rezultacie nie dostrzegła.” Powtórzenia. Czasami są potrzebne. Zwykle nie. Tutaj powtarza się treść, nie słowo. Ciekawostka – w stylistyce języka japońskiego takie rzeczy się robi i tak ma być. Ale języki indoeuropejskie tego nie znoszą.

 

Co do metafor – ich całkowite popierniczenie można uznać za błąd stylistyczny, ale ja i George Orwell uważamy, że jest ono przede wszystkim objawem bezmyślności autorskiej. Metafora powinna ilustrować, nie powodować zawrót głowy:

“Pytanie zawisło mu na wargach i wisiało tam dłuższą chwilę.

albo moja ulubiona:

“Męty społeczne to fusy w szklance napoju uczciwej części społeczeństwa.”

 

To jak, rozjaśniłam coś?

 

ETA: Oczywiście, humor zeszytów może też być wynikiem niezrozumienia zasad składni i szyku zdania: “Bił swoją żonę, z którą miał dzieci za pomocą sznurka.” (Zauważcie brak przecinka!)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Taka drobna zagwozdka. Piszę sobie bajeczkę o trzech podróżujących razem wróżkach, nazwijmy je A, B i C, z których każdej przydarza się pewna przygoda. Czy lepiej przedstawić te trzy przygody w takiej kolejności, w jakiej postacie wróżek zostają wprowadzone w pierwszej części tekstu (czyli ABC)*, czy może od końca (CBA) albo w jeszcze innej, przypadkowej kolejności (BAC, ACB)?

 

*Bo to będzie tak, że do wróżki A przyłączy się w drodze wróżka B, a do nich wróżka C.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Bolly, przy tak postawionym pytaniu (stopień ogólności), to wydaje się, że każde rozwiązanie będzie ok. 

Przynajmniej ja, żeby Ci pomóc konkretniej, musiałabym wiedzieć więcej coś o tych przygodach i spotkaniach, żeby sobie spróbować wyobrazić najlepsze (teoretycznie) rozplanowanie. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

W zasadzie różnicy chyba nie ma. To zalezy od Twojej koncepcji, ale po ustawieniu przygód wróżek chronologicznie będzie łatwiej ogarnąć, tym bardziej, że to bajka. Poza tym CBA to nie jest dobra opcja ;)

Known some call is air am

Bolly, wszystko zależy od twojej koncepcji. Jeżeli np. z tych trzech przygód ma się wyłonić jakaś metaopowieść albo morał, to opowiedz je w takiej kolejności, żeby to było możliwie najklarowniejsze. Jeżeli nie, to kolejność dowolna.

W edytorze tekstu, którego używam do pisania opowiadań, nie ma możliwości wprowadzenia dolnego cudzysłowu (kot”), jedynie te górne, dlatego chciałabym się zapytać, czy stosowanie tylko górnych (”kot”) jest uważane za tak samo niepoprawne, jak stosowanie znaku innego niż półpauza do zapisywania dialogów?

No, raczej tak. Nie możesz sobie skopiować tego dolnego i na końcu hurtowo powklejać?

Babska logika rządzi!

Mogę. Tak już robię z półpauzą.

To co Ty masz za edytor, że aż tak go musisz poprawiać?

Babska logika rządzi!

Dokumenty Google. Poza brakiem niektórych znaków i czasem dziwnych podkreśleń na czerwono słów, które nie są błędne, jest całkiem spoko. Łatwo też mogę odpalić dokument z przeglądarki na innym komputerze (o ile jest Internet), bez konieczności migrowania pliku poprzez USB albo maila.

Z góry ostrzegam że program jest z 2007 roku, więc wszystko na waszą odpowiedzialność, ale można pobrać Keyboard Layout Creator od Microsoftu i stworzyć własną, spersonalizowaną klawiaturę. Pojawi się obok innych na systemie jak na załączonym obrazku: https://imgur.com/Wi7ZBpT

Link do pobrania: https://www.microsoft.com/en-us/download/confirmation.aspx?id=102134

 

Miniporadnik:

  1. File > Load existing keyboard > Polski (programisty)
  1. Po lewej zaznaczyć kwadracik według preferencji, np. alt+ctrl, a następnie poklikać puste klawisze i wpisać w nie pożądane znaki. Z zaznaczonym kwadracikiem alt+ctrl zapisane znaki zapisują się pod skrótem klawiszowym alt+ctrl+wasz_wybrany_klawisz.
  1. Project > Properties... > pod „description” najładniej wygląda „Polski (pisarz)”, reszta pól i tak nie jest widoczna więc obojętnie co tam jest.
  1. Project > Build DLL and Setup Package > gdzieś wyskoczy pytanie czy otworzyć folder w którym stworzono plik > otworzyć > kliknąć w setup.exe > zrestartować komputer > klawiatura powinna pojawić się teraz w prawym dolnym rogu razem z innymi do wyboru jeśli jakieś macie. Można zmieniać między nimi do woli.

 

A jak komuś się nie chce i lubi pobierać podejrzane pliki z internetu, to można tutaj pobrać moją klawiaturę i tak samo kliknąć w setup.exe, a potem zrestartować komputer:

https://upload.disroot.org/r/P6NU2RUB#ZEMeJhnKdt6mwj9dy02ya5v9cOZfDVTZV4h0mmcYnDg=

Ma domyślnie półpauzę w miejsce myślnika i „” pod alt+ctrl+1 i alt+ctrl+2. Innych rzeczy nie zmieniałem.

Mimo wszystko zostanę z Google Docs. 

 

Teraz mam taki problem: planuję połączyć kilka krótkich fragmentów (pierwotnie rozdzielonych gwiazdkami) w jeden dłuższy. W tym fragmencie, oprócz aktualnych wydarzeń, przytaczane są te z przeszłości (bez zaznaczania, że to flashback), w tym wypowiedzi postaci. Czy w przypadku kwestii dialogowych z przeszłości  powinnam, jak do zapisu myśli, zastosować cudzysłów, czy półpauza też ujdzie?

Mam pytanie do celów prywatnych, ale nie wiem, gdzie indziej mogłabym je zadać (jak coś to przeniosę lub usunę po otrzymaniu odpowiedzi).

 

Chcę zapisać zakres dat, ale nie do końca wiem jak to poprawnie ugryźć:

07 – 08.2007   (chodzi tu od lipca do sierpnia 2007 r.). Czy powinnam z kropką po siódemce, czy dopisać rok?

Hmmm... Ja bym napisała słownie (bo to 07 kojarzy mi się z oznaczeniem dnia, nie miesiąca) albo  07.2007 – 08.2007.  Albo rzymskimi? VII 2007 – VIII 2007. VII – VIII 2007. No nie wiem.

Przynoszę radość :)

Miałam napisane słownie, ale zajmowało za dużo miejsca. Ale rzymskimi rzeczywiście mogłoby się sprawdzić . Dziękuję za odpowiedź :).

Ja bym napisała 07-08.2007. Bez kropki, bo nie oddzielasz w tym miejscu miesięcy od lat. I bez spacji wokół dywizu

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję :)

Tchnie naruszeniem normy ISO 8601.

Obawiam się, że jedyny legalny zapis to 2007-07÷08

:-)

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

surprise

surprise

 

http://altronapoleone.home.blog

no

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

laugh

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cześć.

Trochę dziwne pytanie, ale jak się nazywa część, za którą trzymamy klucz przy przekręcaniu?

Przegooglałem internety i chyba nie ma na to osobnej nazwy. Przy kluczykach samochodowych znalazłem tylko na jednym schemacie słowo "główka".

Known some call is air am

Dziękuję. Ja też nic nie znalazłam, a potrzebuję do opisu klucza do drzwi. “Główka” jest zrozumiała.

Hej,

 

jest ktoś, kto chciałby podyskutować o tworzonych tekstach? Czasami podczas pisania staję na rozdrożu, pasują mi dwa rozwiązania, oba wydają się równie dobre i się blokuję.

 

Albo odwrotnie – rozwiązania nasuwają się niejako same, ale wydają mi się – jako autorowi – tak do bólu przewidywalne, że nie jestem w stanie po nie sięgnąć.

 

Nie chodzi mi o prywatną betę, ale dyskusję nad tworem ^^ W zamian oferuję to samo :) 

 

 

Ja

Слава Україні!

Super, odezwę się priv :)

Nietypowe pytanie: czy mamy na sali jakiegoś seksistę? :P

A poważnie, mam taką sytuację: bohaterka myśli, że jej komp złapał wirusa, dzwoni do firmowego informatyka. Ten jest zasadniczo dupkiem, w swojej tyradzie stwierdza, że bohaterka bankowo kliknęła w podejrzany link, bo ten udawał X. I mam totalny blok na tym, co by to mogło być za X – co seksistowski informatyk mógłby uznać za nieodpartą pokusę dla kobiety.

Jakieś pomysły?

Kliknęcie podejrzanego linku do artykułu z super trickiem na odchudzanie/zmarszczki/kurzajki/wypadające włosy, mail od przystojnego miliardera, który nagle wyraził zainteresowanie randomową dziewczyną?

A z ciekawości, jaki to typ seksisty? Macho , czy incel-piwniczak?

Facet ma dokładnie jedną kwestię w opowiadaniu, więc aż tak dokładnie go nie przemyślałem. Ale raczej z tych w typie “kobiety są za głupie, żeby obsługiwać cokolwiek poza patelnią”.

Dzięki, to mi pasuje, więc coś z tego wybiorę.

Nie ma za co. ^^

Ja tam bym obstawiała porno.

Przynoszę radość :)

Owszem, strony dla dorosłych niosą ze sobą wysokie ryzyko zawirusowania komputera, ale zaglądanie tam stereotypowo prędzej można oskarżyć faceta. Jeśli chodzi o kobiety, to prędzej będą to strony nielegalnie hostujące seriale, muzykę i inną rozrywkę, za którą normalnie trzeba zapłacić.

Ach, te stereotypy ;)

Przynoszę radość :)

Nigdy w życiu nie zajrzałabym na żadną z wymienionych przez Ajzan stron XD

Ale w sumie szukasz klucza do sterotypowego myślenia dupka, a nie do tego, co zrobiła bohaterka, więc może on tak pomyśli?

http://altronapoleone.home.blog

Ale w sumie szukasz klucza do sterotypowego myślenia dupka, a nie do tego, co zrobiła bohaterka, więc może on tak pomyśli?

Tak, sądzę, że dupek może pomyśleć, że kobieta nie oprze się linkowi do diety. 

Mogę jeszcze kilka rzeczy podrzucić, choć to zależy od dziewczyny i tego “seksisty”: jeśli ostrzej (lekka paranoja chłopa) to siedziała na tinderze i tam coś kliknęła bądź szukała viagry lub pastylek po; jeśli lżej mogła siedzieć na zalando albo innym sklepie ciuchowym czy z obuwiem, aukcji ciuszków dziecięcych;  oglądać nowe tatuaże lub mogła włożyć pendriva ze zdjęciami, pomimo że jest zakazane, po czym odpalić go (jeśli był zawirusowany i mają w miarę dobrą cyber ochronę – blokada kompa) i  nie chce się przyznać; ostatecznie sprzątaczka mogła wysunąć wtyczkę z gniazdka, obluzować przy wejściu do kompa, monitora podczas sprzątania, a ta głupia” tego nie sprawdziła. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dzięki za kolejne sugestie, ale ostatecznie zdecydowałem się na link do diety. To jedna linijka tekstu w opowiadaniu, więc nie będę tego jakoś wiele roztrząsał. ;)

Pytanie – czy jeśli w tekście w j. polskim wprowadzam nazewnictwo obce, które w tymże języku winienem zapisywać wielką literą (myślę konkretnie o rzeczownikach w j. niemieckim), to zasady którego języka winienem stosować? Najprościej będzie na przykładzie:

 

– Witajcie, wachtmeister Bauer!

 

czy jednak

 

– Witajcie, Wachtmeister Bauer?

 

Z góry dzięki za odpowiedź!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

A dlaczego nie “wachmistrzu”? Stopnie wojskowe się raczej tłumaczy, w zasadzie nazw oryginalnych używa się rzadko, dla podkreślenia klimatu, i wtedy powinieneś to zaznaczać kursywą. W obecnej formie to wygląda nienaturalnie w obu wersjach, dodatkowo w niemieckim wchodzi ten problem ortografii.

 

Akurat wachmistrz jest w polszczyźnie mocno zadomowiony, więc wyobrażam sobie, że np. dla klimatu wrzucasz raz, że ktoś woła:

– Wachmeister Bauer!

[bez “t”]

Albo wita się w ogóle po niemiecku (dla podkreślenia, że rozmawiają w tym języku, mimo że piszesz po polsku):

– Guten Tag, Wachmeister Bauer.

Ale poza tym używasz polskiego wachmistrz. Myślę, że “wachmajster” by przeszło, aczkolwiek może się komuś kojarzyć z rzemieślnikiem.

 

PS. Przyszła mi do głowy analogia: w opowiadaniu z “Jeszcze raz w wyłom” mój bohater awansuje z porucznika na kapitana. Mogłabym hipotetecznie chcieć napisać, że on się tym napawa, np. tak: “Myślał o tym, że od dziś będzie mon capitaine , a nie zwykłym lieutenant“, ale przecież nie będę w całym tekście używać francuskich terminów, bo choćby problem z odmianą.

http://altronapoleone.home.blog

Dzięki, drakaino! Chyba wybiorę opcję z tym przywitaniem w pełni po niemiecku, a potem sobie daruję. Im więcej podmianek zrobiłem (pierwotnie używałem polskich stopni), tym gorzej to zaczynało wyglądać. Myślałem, że będzie klimatycznie, a zrobiło się kwadratowo :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

A z ciekawości: jakie masz realia?

 

Przypomniało mi się jeszcze ,że w jednej serii, którą tłumaczyłam, po konsultacji z autorem zastosowałam w polskim przekładzie terminologii paramilitarnej, fajnie skonstruowanej po angielsku, fatalnie wychodzącej po polsku, m.in. stopnie niemieckie z “ober”, “haupt” i tak dalej, bo pasowało do klimatu, a z drugiej strony na przywódców tamtejszej plemiennej “rebelii” zaproponowałam m.in atamanów. Wyszła adaptacja, ale autor (Australijczyk) ostatecznie nawet żałował, że sam na to nie wpadł XD

Ale piszę o tym dlatego, że gdybyś miał świat wymyślony, to w ogóle można kombinować ze stopniami itd., nie trzeba się trzymać realiów, a jeśli jednak jakieś historyczne realia, to jest sporo powieści, na których się można wzorować.

http://altronapoleone.home.blog

Wiszę w realiach gdzieś między 1890 a 1910, ale światek wymyślony (akcja dzieje się w Cesarstwie, inspiracji domyślić się łatwo). Natchnęłaś mnie wzmianką na KrzykPudle o austriackiej tajnej policji :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

I też właśnie miałem iść w hauptmannów, obermeisterów i takich tam, ale finalnie obstaję przy sierżantach i komisarzach. Chociaż tu waham się, czy to nie za współczesna nomenklatura.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Rozważałem jeszcze wprowadzenie żandarma, ale to z kolei mi się bardziej z Francją kojarzy. A jak nie z Francją, to znowu z obecną Żandarmerią Wojskową (a u mnie nie wojsko, lecz policja).

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Gendarmerie jest typowo francuską formacją, dość starą zresztą, ale przyznam, że tego, jak jest skonstruowana obecnie francuska policja nie rozkminiłam, mimo że spędzam tam prawie pół życia i byłam w muzeach historii zarówno żandarmerii jak i policji ;)

Natomiast sierżant i komisarz to są stopnie, które funkcjonują od bardzo dawna w wielu językach, na przełomie XIX/XX w. już są całkowicie zadomowione.

http://altronapoleone.home.blog

Zatem trzymam się rodzimego nazewnictwa :) Dzięki raz jeszcze!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Chodzi mi to po głowie od pewnego czasu: czy użycie słowa “chłopak” na określenie kogoś w przedziale wiekowym 16-19 l. ujdzie w młodzieżówce fantasy osadzonej w przeszłości (średniowiecze)? Właśnie piszę coś takiego i mam wątpliwości, kiedy muszę napisać “młody mężczyzna”.

Młodzieniec chyba lepiej pasuje, może być tez kawaler na prykład

Known some call is air am

Tylko, że ja piszę z perspektywy prostej dziewczyny, mniej, więcej szesnastoletniej i przy stylu, jaki sobie obrałam, zwroty typu “młodzieniec” wydają mi się purpurą.

Uhum, skoro to z perspektywy młodej dziewczyny, to chłopak chyba mógłby być.

Known some call is air am

Wydaje mi się, że zamiast “chłopak” zasadniejszy byłby “chłopiec” (ma, jak sądzę, bardziej starodawne konotacje i niekoniecznie oznacza kogoś młodszego od “chłopaka”), potencjalnie “młodzian”, “młodzik”, pejoratywnie także “smarkacz” (gdyby dziewczyna była odeń starsza”). Bo “gołowąsa” bym chyba odradzał :P 

Ewentualnie pójdź w jakąś konkretyzację, typu paź, czeladnik, żak, gdzie informację o wieku przemycasz wraz z danym zajęciem.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Czy zaimek zwrotny “się” jest typograficzną sierotką, tj., czy trzeba go przenieść do nowej linijki, gdy występuje na końcu wersu? Zawsze to robiłem, ale zacząłem mieć wątpliwości.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Nie.

 

Gdyby miała istnieć zasada typograficzna w tym względzie, to raczej odwrotna, ponieważ ten zaimek należy do czasownika w stronie zwrotnej i bez niego nie występuje ;)

http://altronapoleone.home.blog

Ostatecznie zdecydowałam się na “chłopaka”.

Teraz pytanie, czy będzie zgrzytało, jeśli fikcyjną osadę wikingów nazwę Kozice, jak Polską wieś?

Będzie zgrzytało i piszczało na zakrętach, moim zdaniem. Chyba że Wikingów w osadzie będzie garstka względem tubylców, wtedy jasne, że pozostanie nazwa oryginalna. Jeżeli proporcje odwrócić, to już kłania się nowa, wikińsko brzmiąca nazwa.

Pzdr, A

Jeżeli Wikingowie wprowadzili się do Kozic, to mogli zachować nazwę :P

http://altronapoleone.home.blog

Ta osada została założona przez wikingów i została nazwana na cześć karczmy “Pod Kozicą”. Chcę nadać temu miejscu Polską nazwę głównie ze względu na to, że to do opka na Wattpadzie, z założenia lekkiego, i nie chcę męczyć czytelników zbyt wieloma wymyślnymi nazwami własnymi.

Myślałem, że ten portal jest w centrum Twojej uwagi, jest Twoim celem.

 

Ale nie wiem czy w Skandynawii żyją kozice? Może Niedźwiedzie?

Lożanka bezprenumeratowa

Ale dlaczego, na Odyna, karczma nazywa się Pod Kozicą? I dlaczego nazwa wioski od karczmy? Przecież to wszystko kupy się nie trzyma.

http://altronapoleone.home.blog

Ale nie wiem czy w Skandynawii żyją kozice?

Nie żyją. Na Kaukazie czy w Pirenejach owszem, ale nie w Skandynawii.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Ta osada została założona przez wikingów i została nazwana na cześć karczmy “Pod Kozicą”.

Ale czy karczma jest dostatecznie ważna, żeby nazywać coś na jej cześć?

nie chcę męczyć czytelników zbyt wieloma wymyślnymi nazwami własnymi.

Dlaczego wymyślnymi? Koza po islandzku (język najbardziej podobny do mowy sag – ponoć współcześni Islandczycy czytają je w oryginale i rozumieją) nazywa się geit – pokombinuj.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję wszystkim. Jak zasugerowała Tatnina, pokombinuję jeszcze.

 

Ale czy karczma jest dostatecznie ważna, żeby nazywać coś na jej cześć?

Początkowe lore było takie, że najpierw powstała karczma, a że była dość popularna i i położona w dobrym miejscu, to z czasem pobudowano wokół niej domy i wkrótce stała się częścią osady. Oczywiście, i to mogę jeszcze zmienić, jeśli nie ma większego sensu.  Jestem jeszcze w początkach projektu, więc mogę jeszcze zrobić przeróbkę bezboleśnie. 

Popularna karczma na plus minus pustkowiu we wczesnym średniowieczu?

http://altronapoleone.home.blog

Nie chciałam wcześniej tak bardzo wchodzić w szczegóły, ale jak to u mnie, akcja dzieje się w Asgardzie, konkretnie w domenie przypadającej Thorowi, którą zawsze wyobrażałam sobie jako dostatnią i pełną pól uprawnych.  W tej wersji Asgard jest dość rozbudowany i pełen pomniejszych Asów, wiodących prosty żywot. Z tego powodu wydaje mi się, że przynajmniej jeśli chodzi o Asgard, mowa jest raczej o bajkowym niż wczesnym średnioiwieczu.

Ajzan, milion razy Ci mówiłam, że jeśli tworzysz fantasyland, to tworzysz też reguły tego  świata. I one nie muszą być tożsame z historyczną epoką, do której świat jest podobny. Warto jedynie zadbać o to, żeby były sensowne i spójne.

Skoro uważasz, że Twój świat to bajkowe średniowiecze i może w nim być cokolwiek, to po co pytasz o zgodność z realiami? Albo chcesz mieć realia takie, żeby  miały historyczny sens, albo tworzysz sobie swój świat i dopóki będzie spójny, to spoko. I jeśli w ramach tego świata wyjaśnisz i uzasadnisz, że budowano karczmy na pustkowiu, a następnie obrastały je miasta – proszę bardzo.

Możesz w tym świecie mieć nawet kozice w bajko-Skandynawii, bo możesz mieć w tej Skandynawii góry, w których żyją kozice.

Tylko musisz sama ze sobą ustalić, czy te odpowiedzi na pytania o realia historyczno-kulturowe są Ci do czegokolwiek potrzebne.

http://altronapoleone.home.blog

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Potrzebuję dobrej duszyczki obeznanej z baletem (a w każdym razie terminologią baletową). Ktoś coś?

Pisz do Drakainy, ona albo będzie wiedzieć, albo będzie wiedzieć, kogo pytać :)

ninedin.home.blog

Tak coś żem czuła XD Dobra, lecę

Wpadło mi do głowy ostatnio pewne spostrzeżenie związane z czytaniem opowiadań. Zakładam, że nie każdy z nas teksty czyta ze stuprocentową uwagą, a przynajmniej czasem trudno jest znaleźć czas, kiedy człowiek jest w pełni sił umysłowych.

 

Stąd pytanie: Czy tekst powinien opierać sens dalszego przebiegu fabuły bądź rozumienia dzieła w ogóle, opierając się na jakimś jednym wyrazie lub zdaniu? Czy autor powinien wziąć pod uwagę, że ktoś jeden ważny szczególik pominie i to pominięcie zmieni niemal całkowicie odbiór całości?

 

Zauważyłem po sobie, że czasem muszę jeszcze raz przejrzeć jakiś fragment, żeby się upewnić, czy dobrze zrozumiałem. Zdarza się, że ktoś czytający mnie coś pominie i wyciągnie inne wnioski niż bym oczekiwał. Może po prostu opowiadania są na tyle krótkie, że każde słowo jest na wagę złota i trzeba je szanować? Czy w opowiadaniu powinniśmy unikać stawiania zbyt skąpo zaznaczonych elementów kluczowych, które łatwo mogą zostać pominięte? A może to jest możliwe tylko w pełnych książkach, że pominięcie zdania lub kilku nie niszczy szczególnie odbioru?

 

Moje wątpliwości wynikają z chęci pisania opowiadań tak, by nie utrudniać niepotrzebnie czytelnikowi życia. A może tutaj już sam czytelnik powinien zadbać o swój odbiór?

@Vecter:

Moje doświadczenie portalowe zaczęło się od spostrzeżenia, że wszystko istotne dla fabuły, należy w opowiadaniu napisać 2-3 razy i najlepiej używając różnych sformułowań. Druga zasada – zero skojarzeń, bo czytelnik biegnie przez tekst i myśl nie ma prawa pojawić się w głowie, nie zdąży.

Mam nawet przekonanie, że kiedyś (w zamierzchłych czasach), kiedy były legalne info-dumpy i nikt za to nie linczował autorów po miejskich placach, żyło się prościej. Wystarczyło napisać czas, miejsce akcji i zgrubną charakterystykę postaci:

“Tomek był wysokim, barczystym mężczyzną. Umiał tak stawać, żeby nie rzucało się w oczy, że ma jedną nogę krótszą. Została mu pamiątka z przygody na polowaniu.”

Spróbuj przekazać to akcją lub dialogiem i zobacz, ile wyjdzie Ci znaków. Moim zdaniem dochodzi tu jeszcze czas skupienia.

Czy autor powinien wziąć pod uwagę, że ktoś jeden ważny szczególik pominie i to pominięcie zmieni niemal całkowicie odbiór całości?

Tak.

A może tutaj już sam czytelnik powinien zadbać o swój odbiór?

Nie :-)

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Vacterze, to nie jest pytanie rozstrzygnięcia. Jasne, że jeśli cały sens tekstu opiera się na przecinku postawionym w określonym miejscu, to nieuważny czytelnik może mieć kłopot. Ale infodumpy akurat nigdy nie były dobre. Najbardziej “infodumpowe”, co dopuszcza literatura, wygląda mniej więcej tak:

Struchleli biedni ludzie na rozkaz takowy,

Idą powoli, ciężkim ściśnięci kłopotem.

Siedzącego zastają wodza pod namiotem;

Achilles ich spostrzegłszy zasmucił się srodze;

Ci, króla czcią przejęci, w wielkiej byli trwodze,

Stali cicho, ni w jednym wyrzekli co słowie.

Ale też – czasami trzeba tekst puścić na wiatr.

Zdarza się, że ktoś czytający mnie coś pominie i wyciągnie inne wnioski niż bym oczekiwał.

Nic nie szkodzi. Spójrz tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842830

Czy w opowiadaniu powinniśmy unikać stawiania zbyt skąpo zaznaczonych elementów kluczowych, które łatwo mogą zostać pominięte?

“Zbyt” z definicji jest niedobre. Ma być tak, jak trzeba (zen!).

A może tutaj już sam czytelnik powinien zadbać o swój odbiór?

Czytelnik nie ma wobec Ciebie żadnych obowiązków.

wszystko istotne dla fabuły, należy w opowiadaniu napisać 2-3 razy i najlepiej używając różnych sformułowań

To zależy. Zależy, w jaki sposób to jest istotne, poza tym nie trzeba tego wcale pisać wprost.

czytelnik biegnie przez tekst i myśl nie ma prawa pojawić się w głowie, nie zdąży

Hmmm, a może jednak ma?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tarnina:

Ja szczerze nawrócony na anty-info-dumpową wiarę i moje serce czyste. Nawet mogę złożyć donos na starego heretyka, który nie dość, że walił info-dumpami jak popadło, to jeszcze mu to drukowali:

Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia.

 Współcześni kronikarze wspominają, iż z wiosny szarańcza w niesłychanej ilości wyroiła się z Dzikich pól i zniszczyła zasiewy i trawy, co było przepowiednią napadów tatarskich. Latem zdarzyło się wielkie zaćmienie słońca, a wkrótce potem kometa pojawiła się na niebie. W Warszawie widywano też nad miastem mogiłę i krzyż ognisty w obłokach; odprawiano więc posty i dawano jałmużny, gdyż niektórzy twierdzili, że zaraza spadnie na kraj i wygubi rodzaj ludzki. Nareszcie zima nastała tak lekka, że najstarsi ludzie nie pamiętali podobnej. W południowych województwach lody nie popętały wcale wód, które, podsycane topniejącym każdego ranka śniegiem, wystąpiły z łożysk i pozalewały brzegi. Padały częste deszcze. Step rozmókł i zmienił się w wielką kałużę, słońce zaś w południe dogrzewało tak mocno, że – dziw nad dziwy! – w województwie bracławskiem i na Dzikich polach zielona ruń okryła stepy i rozłogi już w połowie grudnia. Roje po pasiekach poczęły się burzyć i huczeć, bydło ryczało po zagrodach. Gdy więc tak porządek przyrodzenia zdawał się być wcale odwróconym, wszyscy na Rusi, oczekując niezwykłych zdarzeń, zwracali niespokojny umysł i oczy szczególniej ku Dzikim polom, od których łatwiej niźli skądinąd mogło się ukazać niebezpieczeństwo.

 Tymczasem na polach nie działo się nic nadzwyczajnego i nie było innych walk i potyczek jak te, które się odprawiały tam zwykle, a o których wiedziały tylko orły, jastrzębie, kruki i zwierz polny.

Po zakrzyknięciu trzykroć “nieczysty", pragnę donieść, że on już nie żyje.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Po zakrzyknięciu trzykroć “nieczysty", pragnę donieść, że on już nie żyje.

I za to Cię, Towarzyszu Radku, lubimy. ;-)

Babska logika rządzi!

Radomirze, toć to nie jest infodump! Naprawdę. Jak bowiem infodump definiujemy? Infodump jest to ekspozycja a) niedopasowana do całości, b) za długa, c) nudna.

Nudność jest rzeczą względną, długość w pewnym stopniu też, ale niedopasowania do całości temu akurat fragmentowi nie możesz zarzucić, ponieważ on tu jest między innymi po to, żeby wprowadzić określony nastrój. Nie wiem też, czy nazwałabym go ekspozycją.

Czym bowiem jest ekspozycja? Jest to informowanie czytelnika (za pomocą dialogu, opisu lub narracji) wprost o pewnych aspektach świata przedstawionego, które będą miały znaczenie dla fabuły. A tutaj jedynym, co będzie miało znaczenie dla fabuły, jest ogólny niepokój na Dzikich Polach (... też, swoją drogą, przykład wybrałeś), a ten nie jest nazwany wprost, lecz pokazany przez nagromadzenie świadczących o nim oznak. Reasumując, przytoczony fragment służy wciągnięciu czytelnika w świat przedstawiony i jest całkowicie na miejscu.

Precz z preczem!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzięki za odzew. Trochę sobie pomyślałem nad tematem (ale też poczytałem wasze opinie) i myślę, że jak najbardziej trzeba czytelnikowi pokazywać wagę pewnych zdarzeń kluczowych częściej niż raz. Przykładem niech będzie Władca Pierścieni. Gdyby Saga była nawet opowiadaniem na 40 000 znaków, to pokazanie pierścienia po 3000 znaków, a potem nie wracanie do niego do np. 35 000 znaku, byłoby pomyłką.

 

I nie chodzi o to, by pisać co 1000 znaków, że pierścień istnieje. Wtedy opko powinno się nazywać “Władca Pierścieni: Status Pierścienia”. Chodzi o to, by czytelnik miał świadomość wagi tego przedmiotu dla fabuły, przez jego właściwości i obecność w ogóle. Nie mówię, ze ten przykład jest idealny, ale na pewno jaskrawy.

 

To z pewnością nie jest sprawa 0-1, a temat wymagający wyczucia jak wszystko.

 

Patrząc na sprawę dość prosto, ale sensownie, montuję odpowiedź Radka i Tarniny (Mógłbym napisać Wasze odpowiedzi, Tarnino i Radku :)). Dla mnie jest to zrozumiałe i nie traktując zbyt dosłownie, można się posilić.

 

wszystko istotne dla fabuły, należy w opowiadaniu napisać 2-3 razy i najlepiej używając różnych sformułowań

To zależy. Zależy, w jaki sposób to jest istotne, poza tym nie trzeba tego wcale pisać wprost.

To z pewnością nie jest sprawa 0-1, a temat wymagający wyczucia jak wszystko.

Otóż to.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gdyby Saga była nawet opowiadaniem na 40 000 znaków, to pokazanie pierścienia po 3000 znaków, a potem nie wracanie do niego do np. 35 000 znaku, byłoby pomyłką.

Możesz też tym zagrać. Opisujesz porządnie Pierścień na początku, potem nic, a na końcu “nagle” bohater znajduje go w kieszeni kamizelki i jedziesz wielkim finałem.

 

To z pewnością nie jest sprawa 0-1, a temat wymagający wyczucia jak wszystko.

Z pewnością, ale to takie smutne.

 

Jeśli chodzi o definicję info-dumpu, to spotkałem bardziej restrykcyjne. Np. każda ekspozycja narracją jest info-dumpem np.: “Świeciło słońce” zamiast: “Gandalf zmrużył oczy, bo oślepiało go słońce.”, podobnie z dialogiem. Jeśli postać coś opisuje, to już info-dump zwany także “expository lump”: – Balrog to upadły majar spaczony przez Morgotha – zauważył Elrond. – Bo Władca Ciemości nie umie stwarzać życia.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Radku, w kwestii noblisty. Cały numer polega na tym, że on pisze nadal w manierze, która należy do początków powieści prozatorskiej jako gatunku epickiego. I nie zauważa, że tuż pod jego nosem moderniści właśnie ten model rozwalają, wprowadzają nowe techniki narracyjne. Sienkiewicz Nobla dostał, bo była moda na "wczesnochrześcijański kicz" i niewątpliwie Quo vadis jest lepsze od Ben Hura, o Szacie nawet nie wspominając. I jest to jeden z najbardziej niezasłużonych Nobli. Teraz takie pisanie jest okej w pastiszu czy parodii, ale nie na poważnie. Natomiast w XIX wieku było całkowicie uprawnione, bo powieść dopiero raczkowała, plus nie było łatwego i szybkiego dostępu do informacji, więc pisarze zatrudniali nierzadko riserczerów, a potem cały ten risercz lądował w powieściach. Dziś np. Katedrę Najświętszej Marii Panny Hugo wydaje się czasem z kolosalnym infodumpem o historii Notre Dame przeniesionym na koniec, bo rozbija akcję.

http://altronapoleone.home.blog

Dziś np. Katedrę Najświętszej Marii Panny Hugo wydaje się czasem z kolosalnym infodumpem o historii Notre Dame przeniesionym na koniec, bo rozbija akcję.

Lubię retro. Nie będę też udawał, że nie wychowałem się na powieściach dziewiętnastowiecznych, zanim “odkryłem” fantastykę.

Cały numer polega na tym, że on pisze nadal w manierze, która należy do początków powieści prozatorskiej jako gatunku epickiego.

To świetnie :-)

Teraz takie pisanie jest okej w pastiszu czy parodii, ale nie na poważnie.

Tak wiem i właśnie o to jęczę, ale jak wyżej napisałem, słucham się nadzwyczaj grzecznie.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Jeśli chodzi o definicję info-dumpu, to spotkałem bardziej restrykcyjne. Np. każda ekspozycja narracją jest info-dumpem np.: “Świeciło słońce” zamiast: “Gandalf zmrużył oczy, bo oślepiało go słońce.”, podobnie z dialogiem. Jeśli postać coś opisuje, to już info-dump zwany także “expository lump”: – Balrog to upadły majar spaczony przez Morgotha – zauważył Elrond. – Bo Władca Ciemości nie umie stwarzać życia.

Wow, dla mnie to totalna bzdura. Dobrze, że jeszcze się z taką definicją nie spotkałem.

Ja też uwielbiam dziewiętnastowieczną prozę oraz, jak pewnie wiesz, lubię ją pastiszować, ale jednak akurat infodumpy to coś, co zupełnie dziś się nie sprawdza. Za to pobawiłam się nimi w Chochlikach – i, zabawna sprawa, mało kto zajarzył, że to celowa parodia infodumpów...

http://altronapoleone.home.blog

@drakaina:

Przeczytam, bo mi umknęły Chochliki trochę (oprócz czarnego podlaskiego kota).

 

@Tarnina:

Przede wszystkim infodump to taka ekspozycja, która nie pasuje.

Ocenne i indywidualne :-(

Ciekawy byłby przykład info-dumpu, który pasuje, wydaje się niezbędny i jest ciekawszy od reszty i tak świetnego tekstu. Wtedy się robi powoli edukacyjnie.

Duży, niestrawny, ociekający tłuszczem kęs informacji wyjaśniającej tło. Może być jawny, jak wycinki z gazet czy artykuły z encyklopedii galaktycznej wklejone pomiędzy rozdziały; lub ukryty, kiedy akcja zostaje odsunięta na dalszy plan, a autor wychodzi na scenę, żeby wygłosić wykład.

To jest wartościujące, krzywdzące, hipersubiektywne i przesiąknięte mową nienawiści do info-dumpów. Na plus, że bardzo zabawne.

Bo na przykład rzeczony wjazd w Ogniem i Mieczem (powyżej) jest dla mnie strawny, ale stanowi więcej niż kęs informacji wyjaśniającej tło. Co gorsza, świetnie (moim zdaniem) wprowadza w atmosferę jak na objętość. I co teraz?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Ocenne i indywidualne :-(

Nie do końca.

Ciekawy byłby przykład info-dumpu, który pasuje, wydaje się niezbędny i jest ciekawszy od reszty i tak świetnego tekstu.

Ale kiedy definicja infodumpu jest taka, że nie pasuje...

To jest wartościujące, krzywdzące, hipersubiektywne i przesiąknięte mową nienawiści do info-dumpów. Na plus, że bardzo zabawne.

Ba-dum ching :P

Bo na przykład rzeczony wjazd w Ogniem i Mieczem (powyżej) jest dla mnie strawny, ale stanowi więcej niż kęs informacji wyjaśniającej tło. Co gorsza, świetnie (moim zdaniem) wprowadza w atmosferę jak na objętość. I co teraz?

Otóż to. Jest strawny? Pasuje? To nie jest infodumpem. Zwróć uwagę na strukturę angielskiego słowa.

https://www.thefreedictionary.com/dump

v. dumped, dump·ing, dumps

v.tr.

1. To release or throw down in a large mass.

2.

a. To empty (material) out of a container or vehicle: dumped the load of stones.

b. To empty out (a container or vehicle), as by overturning or tilting.

3.

a. To get rid of; discard: a fine for dumping trash on public land; dumped the extra gear overboard.

b. Informal To discard or reject unceremoniously: dump an old friend.

4. To place (goods or stock, for example) on the market in large quantities and at a low price.

5. Computers To transfer (data stored internally in a computer) from one place to another, as from a memory to a printout, without processing.

6. Slang To knock down; beat.

v.intr.

1. To fall or drop abruptly.

2. To discharge cargo or contents; unload.

3. Slang To criticize another severely: was always dumping on me.

n.

1. A place where refuse is dumped: a garbage dump; a nuclear waste dump.

2. A storage place for goods or supplies; a depot: an ammunition dump.

3. An unordered accumulation; a pile.

4. Computers An instance or the result of dumping stored data.

5. Slang A poorly maintained or disreputable place.

6. Vulgar Slang An act of defecating. Often used with take.

“Dump” oznacza zwalić, zrzucić (z konotacjami śmieciowo-odpadowymi, zwala się coś mało wartościowego). Info-dump to zwalenie kupy informacji.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Info-dump to zwalenie kupy informacji.

A informacja to siła, potęga, wartość... tylko ta kupa.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Ale nie każda informacja to potęga. Patrz zbój Gębon.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzień dobry, szybki problem, mam nadzieję że ktoś obeznany szybko to rozwiąże.

Mianowicie po wpisaniu trzech gwiazdek i spacji między nimi pojawia się kropka do punktowania, której nie chcę mieć w opowiadaniu:

  •  

Co teraz? Pomijając fakt, że chce mieć w opowiadaniu * * * takie o trzy gwiazdki, oddzielające fragmenty od siebie, to nawet nie mogę tej kropki usunąć nijak. Jak się jej pozbyć, ktoś coś?

Ja też próbowałam się tej kropki pozbyć i nijak nie idzie, niestety. A gwiazdki jako przerywnik typograficzny ludzie robią – może spróbuj je przekleić z jakiegoś edytora?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Udało mi się pozbyć kropki, ale muszę się przyznać... Nie jestem pewien jak.

A jako rozwiązanie po prostu użyłem *** bez spacji między nimi i też wygląda okej.

A kolejna ciekawa sprawa.

Niektóre moje opowiadania mają dobrane soundtracki.

O co chodzi? Pierwotnie publikowałem to w gronie znajomych i nie tylko, na serwerze duscraft.crsv.pl (serwer minecraft). Tekst był w formie książki w grze a czytane było na kanale głosowym na discordzie. (Oczywiście po uwczesnym sprawdzeniu pisowni i zgodności z kanonem lore uniwersum, które tworzyliśmy.) No i podczas takiego czytania, przy pomocy bota, puszczano na kanale wybrane przeze mnie soundtracki, przy czym były to utwory, nie jeden utwór. W odpowiednim czasie soundtracki były przełączane, tak, że poszczególnym etapom opowiadania toważyszyła inna muzyka.

 

Jak patrzycie na taki pomysł: w opisie podać linki do soundtracków na yt, ponumerowane. Z kolei w tekście pojawiały by się takie oto wstawki:

 

Tekst.

~Soundtrack 2~

Kontynuacja tekstu.

 

Oczywiście było by to dla chętnych, można przeczytać “na sucho”.

Aeaeaetherze, taka megakropka pochodzi (najczęściej) ze zbioru znaków listy wypunktowanej. Oznacza to, że Twój edytor tekstów zinterpretował gwiazdki jako początek listy wypunktowanej i “podpowiedział” kontynuację. Jak w tym walczyć, nie pytaj mnie, bo zwyczajnie zapomniałem. Wersja Worda, z której od lat korzystam, nie robi takich “dowcipów”.

Gwiazdki przechodzące w kropkę.

Nie znam się, więc się wypowiem z punktu widzenia praktyka. Czasami edytory mają swoje narowy (na przykład zmienianie myślnika rozpoczynającego wypowiedź w część wyliczanki). Omijam ten problem na różne sposoby.

Jeśli już do niepożądanej zmiany dojdzie, to ją cofam (ctr + z). Czasami się udaje i cofa tylko o tę operację, która zaszła automatycznie.

Staram się rozkminić, co powoduje tę automatyczną zmianę, i tego czegoś nie robić.

Na przykład przy tych myślnikach – przejścia do listy nie powoduje samo wpisanie myślnika, tylko enter po akapicie od niego się zaczynającym. Więc przy pisaniu dialogów wbijam garść enterów na zapas, a potem przechodzę do kolejnej wypowiedzi strzałką w dół, nie tykając entera. Podejrzewam, że w Twoim przypadku powinno pomóc, jeśli najpierw wpiszesz spacje, a potem między nie wstawisz gwiazdki, unikając sekwencji gwiazdka-spacja.

Acz tutejszy edytor jest wyjątkowo kapryśny, niektórych rzeczy nie daję rady zrobić. Ale może zadziała kopiowanie z innego edytora.

Babska logika rządzi!

A co to znaczy, trzecia statystyka przy opowiadaniu. kol. 1. czyli w kolejce. I ta jedynka przy tym?

Oznacza, że jedna osoba wpisała Twoje opowiadanie do (własnej) kolejki lektur.

Kol – liczba osób, które zakolejkowały opowiadanie. Może być i 1.

Wcześniej jest liczba komentarzy, liczba odwiedzających, a na końcu – liczba osób, które kliknęły “przeczytane”.

Babska logika rządzi!

Dobra, dzięki za odpowiedź. Jakby co, to jeszcze poruszyłem temat soundtracków wyżej, jeśli kogoś to zaciekawi.

Ja bym zwyczajnie soundtracki pomijała, albo czytanie, albo muzyka, no i naprawdę rzadko kiedy podoba mi się to, czego słuchają inni. Nawet jeśli ktoś coś poleca “do słuchania w trakcie czytania”, nawet nie sprawdzam. 

Przynoszę radość :)

Też nie słucham autorskich soundtracków, bo do czytania lubię słuchać tego, czego lubię słuchać ogólnie ;) I wątpię, czy np. muzyka, jakiej nie lubię, nastawiłaby mnie opowiednio do lektury, nawet jeśli autor się nią inspirował. Bo inspirował się z konkretnymi odczuciami czy też preferencjami estetycznymi, które mogą się radykalnie różnić od moich, więc efekt chybiony.

http://altronapoleone.home.blog

Jeżeli autor wspomina o jakimś utworze w tekście (np. bohater słucha muzyki, czy narrator nawiązuje) to wtedy zdarza mi się posłuchać. Soundtrack ustalony jakby w tle bardziej kojarzę ze słuchowiskiem lub audiobiookiem, gdzie całość emocji jest sterowana. Raczej bym soundtracków oczekiwał w takiej formie niż puszczanie utworu przy lekturze. Utworu, który istnieje poza tekstem.

Podkład muzyczny, czy to tylko proponowany, czy wprost narzucony przez autorów tekstów, czy włączony / pozostawiony przeze mnie, prędzej czy później przeszkadza, rozprasza uwagę. Wkurzyć też potrafi.

Ja wolę to, co słyszę w głowie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gwiazdki > kropki: chyba zależy od programu, ale w Wordzie 2007 było coś takiego, że po najechaniu kursorem na ,,nieposłuszne” słowo pokazywała się ikonka pioruna z napisem ,,Opcje autokorekty”. Tam dało się zatrzymać automatyczne zmienianie znaków.

Soundtrack: ja zwykle słucham, z ciekawości, ale przed rozpoczęciem lektury. W trakcie – nie, bo to po prostu rozprasza.

 

No, ale jestem tutaj, bo w sumie też mam pytanie o muzykę. Załóżmy, że bohaterka słucha czegoś – wymyślonego utworu wymyślonego wykonawcy. Czy jeśli przytoczę anglojęzyczny tytuł, a następnie zacytuję tekst po polsku, to będzie niekonsekwencja?   

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Dla bardzo licznych czytelników może być brakiem konsekwencji, więc tytuł też polski, uważam. Jeżeli fabuła pozwala, mógłbyś zamieścić obie wersje językowe.

Wiesz co, SNDWLKR, piosenka najpierw ma tekst, a potem tytuł, czyż nie?

Skoro cały utwór, którego dajmy na to słucha bohaterka, jest wymyślony, to można tu mówić o twoich zamiarach. Dlaczego tytuł wybrałeś w języku angielskim? Czy to brzmi bardziej cool? Bo na pewno nie zabrakło ci słów, polski język jest bardziej rozwinięty, ma więcej słów.

 

Lubię brzmienie niektórych angielskich słów. I nawet nie chodzi o brzmienie gdy są one czytane. Nawet “brzmienie na piśmie”, jeśli ktoś jest w stanie mnie zrozumieć. Np. lubię słowa zeal, surface, ancient, być może ma to jakiś związek z ich znaczeniem, nie wiem. Ale nigdy nie pasowało mi połączenie języków w taki sposób, jak tytuł piosenki po angielsku.

 

Bo jedyny powód, jaki jestem w stanie sobie wyobrazić, dla którego miałbyś wymyślić angielski tytuł, piosence z polskimi słowami, to “cool” brzmienie, niepolska egzotyczność i być może twoje osobiste relacje z angielskim słowem. 

 

Julian Tuwim (to nie wyjątek, ale pierwszy przyszedł mi na myśl), ma kilka wierszy, których tekst jest po polsku, a tytuł pio francusku i co najmniej jeden z angielskim tytułem. Ale czy to to samo, co wymyślona piosenka wewnątrz jakiegoś opowiadania?

 

Nie jestem pewien.

Also pytanie.

Czy to, że ocenia się (od 0 do 6) opowiadania tylko w bibliotece, to jakaś niepisana zasada?

Czy jest to gdzieś napisane, a ja po prostu tam nie dotarłem?

Bo naturalnie chciałem ocenić pewne tekty, znalezione w poczekalni, ale okazało się, że mimo wielu odwiedzin i komentarzy, byłbym jedynym oceniającym. Od razu załapałem, że coś nie tak.

 

O co chodzi z tym?

Oceniasz, co chcesz, nie ma żadnej zasady, ale ogólnie woli się komentarz, który wskazuje konkretne plusy i minusy niż bezosobowy numerek, ponieważ on tak naprawdę nic nie wnosi.

No ja zawsze napiszę komentarz, a podsumuję to oceną.

Ale czuję się nieswojo, będąc jedynym oceniającym, zrozum.

 

:>

To nie oceniaj :)

    Czy to, że ocenia się (od 0 do 6) opowiadania tylko w bibliotece, to jakaś niepisana zasada?

Nie, możesz oceniać wszystkie, ale nikt na to nie zwraca uwagi. Była ostatnio nawet dyskusja, czy w Nowym Lepszym Portalu ta funkcja w ogóle powinna istnieć, ponieważ nikt na nią nie zwraca uwagi. Być może zostanie zbawiona, kiedy przejadą Czterej Admini Apokalipsy i nastąpi Nowy Lepszy Portal, a być może trafi w głąb piekieł – chyba nie osiągnięto w tej sprawie porozumienia.

 

Przy okazji – często wstawiasz post po poście, a u nas jest jednak przyjęte edytowanie. Żeby post zmienić, najedź na tę linijkę u góry, gdzie się wyświetla data i godzina (i Twoje dane): pokażą się linki:  "zgłoś", "edytuj" i "usuń", kliknij drugi [sama to właśnie zrobiłam, bo mi się kolejność pomyliła XD]]. Jeśli niechcący klikniesz "zgłoś", nie przejmuj się, każdemu się zdarzyło, moderatorzy to ludzie zarobieni, lecz inteligentni i wiedzą, że nikt nie chce zgłaszać własnego posta.

    Czy jeśli przytoczę anglojęzyczny tytuł, a następnie zacytuję tekst po polsku, to będzie niekonsekwencja?  

Może być. Dlaczego polska piosenka miałaby mieć angielski tytuł? Jest wzięta z fikcyjnego musicalu? Czy ten fakt ma coś mówić o autorze piosenki?

    Dlaczego tytuł wybrałeś w języku angielskim?

Dobre pytanie – czy to Ty od siebie go wybrałeś, czy autor piosenki jest akurat kimś takim, kto by tak zrobił?

To nie oceniaj :)

No. Problem z głowy :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć 

Szukam autora tego tekstu:

Pracą dziś naszą nauka,

Po wiedzę sięgaj z zapałem,

Tego więc celu dziś szukaj

I ucz się ucz wytrwale.

 

Ref. Po książkę sięgaj codziennie

Bierz z bohaterów przykłady

Bądź pilny i pracuj sumiennie

Posłuchaj pieśni tej rady.

 

W życiu nie łatwo Ci będzie

Bez wiedzy i bez zawodu

Mądry potrzebny jest wszędzie

Jest On radością Narodu

 

Ref. Że Polski jesteśmy warci

My światu też pokażemy

Słowami poety wsparci

Za jego wzorem iść chcemy.

Ten tekst w różnych formach był wykorzystywany jako hymn szkół podstawowych za komuny. Do niedawna wydawało mi się, że to tekst W.Broniewskiego, ale nie mogę znaleźć potwierdzenia. 

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

AdamAeaeaetherTarnina – zapomniałem wspomnieć, że utwór, jakby to ująć, wewnątrz świata nie jest polski i z Polską w ogóle nie ma nic wspólnego, więc gdyby patrzeć ,,od środka”, zarówno tekst, jak i tytuł są angielskie. Więc gdybym przytoczył słowa w narracji, siłą rzeczy byłoby to, cóż, tłumaczenie na potrzeby czytelnika. I tu właśnie mam problem, bo przecież nie będę wbijać do polskojęzycznego opowiadania fragmentów po angielsku, a z drugiej strony trochę dziwnie się czuję, podając polski tytuł, bo piosenek jednak zazwyczaj się nie tłumaczy...

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Mmmm, no, właśnie. Piosenek się nie tłumaczy... ale może mógłbyś zacytować po angielsku, a potem to przełożyć w myślach bohatera? Na przykład tak:

“Through the streets and the houses of gods you roam

and on their altars you lay your heart of stone”

 

Westchnęła, poirytowana. Złożyć swoje kamienne serce na ołtarzach bogów, bardzo fajnie. Tylko jakich bogów? I gdzie są te ich siedziby?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

zapomniałem wspomnieć, że utwór, jakby to ująć, wewnątrz świata nie jest polski i z Polską w ogóle nie ma nic wspólnego, więc gdyby patrzeć ,,od środka”, zarówno tekst, jak i tytuł są angielskie.

Jesteś w swoim opowiadaniu bogiem stwórcą. Po prostu załóż, że utwór jest polski i problem rozwiązany.

Jeżeli to niemożliwe, bo fabuła się posypie, to cóż, problem i tak jest niewielki. Tłumaczenie poezji (a więc i tekstów piosenek) to specjalistyczna umiejętność, nawet zwykli tłumacze niezbyt to ogarniają. O ile akurat nie jesteś w tym dobry, to po prostu opublikuj tekst w tym języku, w którym go wymyśliłeś. Jeżeli to język obcy, to potem dokonaj tłumaczenia kluczowych fragmentów wewnątrz narracji/myśli bohatera (jak sugeruje Tarnina), żeby było jasne, że to nie pełne tłumaczenie. 

Nie brzmi mi jak Broniewski, to był wybitny poeta, a ten wierszyk to straszny kiczor ;) Podejrzewam jakiegoś amatora grafomana.

 

Edyta: znalazłam na stronie jednej ze szkół, że autor nazywa się Henryk Kukliński (nic sensownego nie da się chyba wyguglać o tym autorze). I wygląda na to, że to nadal funkcjonuje jako hymny szkolne ;)

https://www.zs7chojnice.pl/a/hymn-szkoly

 

Btw wielkie litery ewidentnie nieoryginalne.

http://altronapoleone.home.blog

Ja po prostu omijam takie rzeczy – co innego przetłumaczyć sobie słowo czy zwrot, a co innego tekst piosenki, nie chce mi się i uznaję, że gdyby było ważne, to by było po polsku.

Przynoszę radość :)

Hm... Dzięki wam. Spróbuję pokombinować.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Dzięki Drakaino,

 

Nie brzmi mi jak Broniewski, to był wybitny poeta, a ten wierszyk to straszny kiczor ;) Podejrzewam jakiegoś amatora grafomana.

Hy hy hy :> Słowo o Stalinie 

 

pozdro 

M.

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Moi drodzy, trzeba mi polskiego przekładu sonetu Cervantesa "Na katafalk Filipa II w Sevilli". Czy ktoś dysponuje takowym albo wie, gdzie go szukać? Znalazłem tylko wersję oryginalną i angielską, co urządza mnie dość umiarkowanie. Z góry dzięki!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Obstawiałabym, że nie był tłumaczony, alas

http://altronapoleone.home.blog

:(

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Skądinąd nieco nagiął formę don Miguel ;)

http://altronapoleone.home.blog

Nie wiem, nie znam się. Do opowiadania wieszjakiego mi potrzebny jakiś cytacik z tego, reszta mnie nie interesuje :P

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

No, dodał dodatkową strofę, więc to nie sonet :P

 

A fragment ten?

 

¡Apostaré que la ánima del muerto,

por gozar este sitio, hoy ha dejado

el cielo, de que goza eternamente!

http://altronapoleone.home.blog

Tak, myślę, że najbardziej pasujący :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ze względu na obsesyjną wręcz miłość do “Don Carlosa” Verdiego, a także sentyment do pracy zaliczeniowej o hiszpańskiej furii, kusi mnie oczywiście przełożyć kiedyś ten wiersz, ale na pewno nie siądę do tego przed końcem lutego :P

 

http://altronapoleone.home.blog

Spoko, to wtedy zedytuję wrzucone opko i dodam przetłumaczony fragment :P

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

A może spróbuję... Nie śmiem mierzyć się jako tłumacz z Drakainą i na pewno byłoby dobrze, aby rzucił na to okiem ktoś, kto zna więcej niż najbardziej absolutne podstawy hiszpańskiego, ale ciekaw jestem, co powiecie o moim eksperymencie.

 

Na katafalk Filipa II w Sewilli

 

Mój Boże! Jego wspaniałość zniewala,

płaciłbym złotem, by oddać w tej chwili

mu sprawiedliwość – spójrzcie, moi mili,

jakaż to wielka praca, jaka skala?

 

Jezusie żywy, każdy okruch z dala

zda się wart milion, lecz niech każdy kwili:

nie przetrwa wieku. O, wieku Sewilli!,

jak Rzym zwycięski, nim go czerń nie skala.

 

Tego zmarłego dusza, daję słowo,

wciąż dla widoku bywa tu w pobliżu,

miast w chwale osiąść na niebiańskim błamie.

 

Człek się przytoczył i rzekł: “To wzorowo

prawicie o tym, mój panie żołniérzu.

Ktokolwiek powié ci przeciwnie, kłamie”.

 

Jakby zdziwiony, palce raz wyłamie,

spuści kapelusz i uchyli szpady,

spojrzy w bok, parsknie – i pójdzie bez zwady.

Ślimaku – jako absolutny laik i analfabeta, gdy idzie o poezję, mówię: Bardzo mi się podoba i myślę, że sens uchwycony. Ale walidacji lepiej szukać u kogoś z lepszym instrumentarium :P

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Szukałam odpowiedniego wątku, by zadać to pytanie, mam nadzieję, że trafiłam. Jeśli nie, to wygońcie mnie do tego właściwego ;p

 

Mianowicie męczy mnie już od jakiegoś czasu pytanie, czy tylko ja tak mam, że...

Oczywiście kocham pisać, ale czasami mam taki dzień, albo nawet kilka dni, że mi się po prostu nie chce. Nie mam pomysłu, nic nie przychodzi do głowy. Zawsze jednak całe życie człowiek słyszał, że warsztat trzeba doskonalić codziennie, choćby nie wiem co. Że będą się zdarzać dni, w których nie będzie ci się chciało, ale i tak musisz to robić, jeśli chcesz być w danej dziedzinie dobry. Więc czasami zmuszam się w takie dni do pisania, ale zazwyczaj wtedy wychodzi jakieś dno, więc frustracja narasta.

 

Zrezygnowałam więc ze zmuszania się do czegokolwiek, nawet pisania. Piszę, gdy naprawdę czuję, że aż coś mnie do tego popycha. W te dni, kiedy nie chce mi się pisać, robię sobie notatki z poradników, czytam książki albo Wasze opowiadanka :)

 

Nie wiem, czy takie podejście jest prawidłowe. I czy tylko ja tak mam? Kiedyś śledziłam na YouTubie niejakiego Krzyśka Piersę, może kojarzycie. Udało mu się wydać parę książek, jakimś guru literackim to on nie jest, ale polskich pisarzy publikujących poradniki jest tyle, co kot napłakał, więc poszłam w to. W którymś z odcinków mówił, żeby pisać codziennie. Cokolwiek, byle codziennie. Jednak ja tak nie umiem, więc kiedyś zadałam mu na Q&A właśnie to pytanie, które teraz Wam zadaję. Miał udzielić odpowiedzi na pytania, które zbiorą najwięcej lajków. Moje było najpopularniejsze, co świadczy o tym, że istotnie nie tylko ja tak mam. Jednak i tak na nie nie odpowiedział, mimo że się przypominałam kilka razy. Ostatecznie pożyczyłam mu nadepnięcia na Lego i anulowałam subskrypcję kanału.

 

P.S. Jeśli korzystacie z jakichś dobrych poradników czy podcastów, to może się podzielicie? Przesłuchałam już cały podcast na YT Justyny Karolak, czasem słucham “Pisarskich olsnień” na Spotify i obecnie przerabiam książkę “Warsztat pisarza” autorstwa Dwight V. Swaina.

P.S. 2. Wiem, że jest poradnik na NF o tym, jak pisać polepszać swój warsztat i jest tam polecana m.in stronka tvtropes, ale ona jest tak bogata, że aż chaotyczna w moim mniemaniu i nie wiem kompletnie, jak się na niej poruszać...

 

Z góry dzięki i przepraszam za takie długie wypociny.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Ja zazwyczaj mam odwrotny problem – chciałabym pisać, ale czasu mam tyle, co kot napłakał. Bardzo lubię kanał Abbie, mówi ciekawie i konkretnie https://m.youtube.com/@AbbieEmmons Fajne podkasty ma też Ewa Madeyska. https://www.podkasty.info/katalog/podkast/3907-Tw%C3%B3rcze_pisanie_z_Madeysk%C4%85

HollyHell, poradniki to ZUO, bo podają Ci jakąś jedną wersję pisania, która komuś pasuje, a cały numer polega na szukaniu własnej drogi. Plus wpędzają w złudne poczucie, że istnieją reguły, zasady, jedynie poprawne sposoby konstruowania bohatera albo fabuły. Nie, nie istnieją.

Można, owszem, poczytać, czego warto unikać – od podstawowego poziomu stylistycznego (np. konstrukcje z imiesłowem przysłówkowym współczesnym, zaimki dzierżawcze...) po konstrukcje fabularne (np. infodumpy), ale poza tym piękno literatury, jak każdej sztuki, polega na tym, że jest indywidualistyczna.

Stworzenie “poprawnego” scenariusza opartego na trójaktowej budowie, z działającym bohaterem, z którym może się identyfikować czytelnik (najczęstszy model poradnikowy) nie gwarantuje, że Twój tekst będzie dobry i się spodoba.

 

Tak samo z tym pisaniem codziennie lub nie codziennie. Nie ma reguły. Oczywiście, jeśli ktoś traktuje pisanie jako rzemiosło i na tym na dodatek zarabia, to pisanie codziennie może przynosić skutki. Także jeśli ktoś jest człowiekiem lubiącym rutynę. Ale jeśli jesteś np. typem zadaniowca, to lepiej się z tym pogodzić i pisać zrywami albo nawet tuż przed dedlajnem. Zwłaszcza dopóki traktujesz to jako hobby albo też angażujesz się w to, co piszesz.

 

Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale najlepiej “porozmawiać” ze sobą o tym, czego się oczekuje po swojej pisaninie, jakie są jej “cele”. Wsłuchać się we własne potrzeby, rozważyć, co w tym jest dla mnie najważniejsze. I pisać po swojemu, nawet jeśli z początku będzie to chropawe. A potem wsłuchać się równie cierpliwie w uwagi innych, nawet te mocno krytyczne, dopóki coś w sobie niosą (rady, podpowiedzi, a nawet odczucia) i zastanowić się, gdzie jest granica kompromisu między tym, co chcesz pisać, a tym, czego oczekują odbiorcy. 

 

PS. Wg internetów powiedział to Oscar Wilde, choć wydawało mi się, że ktoś inny, też bardzo znany, najmniej ważny jest tu autor, ważne jest, że i tak można pracować: “Pracowałem cały ranek nad korektą jednego z mych wierszy i wykreśliłem przecinek. Po południu wstawiłem go z powrotem”.

http://altronapoleone.home.blog

Nie uważam, że poradniki to zło. Warto znać reguły, zamiast tracić czas na wynajdywanie koła na nowo. Nie twierdzę przy tym, że należy się ich sztywno trzymać, ale dobrze jest wiedzieć, jaką zasadę właśnie się łamię i co się chce w ten sposób osiągnąć.

Ośmiornico, ale nie ma “zasad”. Są co najwyżej mniej lub bardziej dobre rady, ale gdy wychodzimy poza poziom czysto językowy, to robią się one dyskusyjne. Dlatego takie miejca jak ten portal są lepsze od poradników, bo konfrontujesz konkretny tekst i swoje wobec niego założenia z konkretnymi czytelnikami, różnym i o różnych oczekiwaniach, którzy też mogą dać rady albo napisać o swoich odczuciach, ale wobec tego właśnie tekstu, a nie abstrakcyjnego i bardzo zróżnicowanego zbioru zwanego literaturą. 

Ba, każdą z tych zakazywanych przez poradniki rzeczy da się świadomie wykorzystać z zyskiem dla tekstu, ale to oczywiście wymaga sporej świadomości kształtowania tego tekstu. Problem z poradnikami jest też taki, że czytelnicy się nimi nadmiernie przejmują i potem wszelkie odstępstwa od “reguł” traktują jak zbrodnie na literaturze.

 

A kompozycji czy narracji lepiej się uczyć przez lekturę naprawdę dobrej literatury. Bo, prawdę mówiąc, gilotyna m się w kieszeni otwiera, jak pani Bonda pisze poradniki pisania. Gdyby pisała poradniki sprzedawania źle napisanych książek, byłaby w tym ekspertką. Ale o dobrym pisaniu ona nie ma pojęcia :( No i wracamy do punktu wyjścia: wszystko zależy od tego, co chcemy osiągnąć.

http://altronapoleone.home.blog

Oczywiście, że istnieją zasady, chociażby show don't tell. Też nie podszedł mi poradnik Bondy ani Mroza, ale naprawdę istnieje sporo wartościowych materiałów na temat pisania, z którymi warto się zapoznać. Niestety większość z nich jest w języku angielski.

No, i drakaina wszystko napisała, i co ja, biedna, mam teraz...

Holly, poradniki są zbiorami sposobów, które kiedyś komuś pomogły. Nie ma gwarancji, że pomogą teraz Tobie (nawet, jeśli konkretny sposób kiedyś Ci się przydał – bo i Ty się zmieniasz!).

Jeżeli jakaś metoda jest u Ciebie przeciwskuteczna – wywal ją do śmieci i nie wyrzucaj sobie niczego (gra słów!).

Zdaje mi się, że problemem wielu autorów poradników jest lenistwo (otium pulvinar satanae!), skoro tyle miejsca poświęcają motywowaniu się do pracy. Ale może właśnie Twoim nie?

Druga moja obserwacja – mówimy tu o świecie słów, nie o świecie fizycznym. Tutaj po prostu nie obowiązują prawa mechaniki, tylko prawa znaczenia (ale zaraz na mnie materialiści wsiądą...). I tyle, bo siedziałam dwie godziny w korku i przysypiam.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Oczywiście, że istnieją zasady, chociażby show don't tell.

Tak, to jest dobra metoda na co dzień i zazwyczaj się sprawdza. Ale nie absolutna. Da się napisać dobry tekst, który będzie wyłącznie tell, zero show.

Pytanie tylko, czy na to, żeby stosować na co dzień te najprostsze dobre rady typu “show, don’t tell”, “keep it simple” czy też unikanie “strzelb Czechowa” (niewypalających, ofkors) potrzeba poradników?

Skądinąd żadnej z tych rad nie należy fetyszyzować. Jeśli piszesz weird albo bizarro, “keep it simple” może być zabójcze. A z niewypalających strzelb można wręcz zbudować fabułę.

Jasne, fajnie jest wiedzieć, że foreshadowingi i red herringi są dobre w tych fabułach, gdzie jest element zagadki, ale nie każda fabuła zawiera zagadkę (to jest kolejny fetysz poradników).

Bo równie fajnie jest wiedzieć, że opowiadanie może być po prostu rozwijaniem pewnej historii, nawet w sposób impresyjny, a odgadywanie zagadek nie jest jedyną przyjemnością, jaką można mieć z lektury.

Poradniki chyba są też niechętne np. mieszaniu planów czasowych i innym “eksperymentom”, ale nie dam sobie głowy uciąć, bo znam je głównie z relacji albo fragmentów czytanych w ramach morbid fascination (po koszmarnym rozczarowaniu Bondą zajrzałam do jej “Maszyny do pisania”).

 

Może najważniejsze jest to, żeby nie traktować poradników jako zbiorów zasad i wyroczni odnośnie pisania. Raczej jako refleksje kogoś, kto pisze i albo odniósł sukces, choćby rynkowy, albo po prostu dzieli się swoimi doświadczeniami. Ale to nie znaczy, że to uniwersalne prawdy.

http://altronapoleone.home.blog

Tak. Ważne, żeby nie traktować poradników jako wyroczni i ważne, żeby czytać dużo. Nieraz spotkałam się z dogmatywnym traktowaniem porad Kinga i rzeczywiście potrafi to bardzo irytować, zwłaszcza jeśli jedyny argument komentującego brzmi: Bo King tak twierdzi.

Jesli King Bruce Lee karate mistrz tak twierdzi, to niemądrze się nie zgadzać., innych Kingów, ludzi czy słoni, czy takich co mieszkają w mieście świętej wieży, traktować poważnie nie trzeba.

Known some call is air am

czy też unikanie “strzelb Czechowa” potrzeba poradników?

A to strzelb Czechowa należy unikać? Bardzo lubię, kiedy strzelba jest dobrze zawieszona i dobrze wypala.

Babska logika rządzi!

King powiedział, że książka, którą autor zaplanował, a nie napisał na spontanie zawsze będzie nudniejsza ;)

Finkla, a do czego strzelasz? Łap poradnik rozpoznawania zwierzyny:

 

Known some call is air am

Sama jestem pacyfistką i nie strzelam. Lubię w literaturze.

Babska logika rządzi!

Holly, ja niedawno postanowiłem się kierować zasadą ,,miej wy***ane, a będzie ci dane”. ;) Nie jestem w stanie zmusić się do pisania, więc piszę tylko wtedy, kiedy czuję taką wewnętrzną potrzebę. Teksty pisane pod przymusem zazwyczaj są słabe.

Na TV Tropes czytałem tylko dwa poradniki, ale były o tyle fajnie zrobione, że zamiast sugestii podawały problemy do rozważenia. Natomiast strona sama w sobie jest genialnym źródłem inspiracji, tylko trzeba uważać, żeby nie zgubić wątku wśród nadmiaru bodźców. ;P

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Nieważne ile się pisze, ważne.

A to strzelb Czechowa należy unikać? Bardzo lubię, kiedy strzelba jest dobrze zawieszona i dobrze wypala.

Edytuję na niewypalających strzelb Czechowa ;)

 

A tak poza tym mam broń czarnoprochową, ale nie strzelam, czy to się liczy jako niewypalająca strzelba?

http://altronapoleone.home.blog

Nawet z niewypalającymi różnie bywa. Czasami dowcip polega na tym, że na ścianie wisi i strzelba, i szabla, a pan hrabia musi zaatakować przeciwnika rogami... ;-)

Babska logika rządzi!

#nadalSpiaca :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tak, to jest dobra metoda na co dzień i zazwyczaj się sprawdza. Ale nie absolutna. Da się napisać dobry tekst, który będzie wyłącznie tell, zero show.

Ale to o niczym nie świadczy. “Zasady pisania” to nie “checklista dobrego tekstu”. To skrzynka z narzędziami. “Pokazuj nie mów”, to jedno z takich narzędzi, o ściśle określonym zastosowaniu. Pokazywanie zamiast opowiadania ma zwiększyć oddziaływanie emocjonalne sceny i/lub pomóc zbudować empatię wobec bohatera. Poprawienie wykonana scena “pokazująca” zawsze będzie pod tym względem lepsza niż analogiczna scena “mówiąca”.

Więc tak, da się napisać dobry tekst łamiąc tę zasadę – bo ta zasada nie ma nic wspólnego z “dobrością” tekstu, a jedynie z uzyskaniem w obrębie tego tekstu określonego celu. Jeżeli nie próbujemy go uzyskać, możemy ignorować zasadę do woli. 

Takich zasad jest wiele – ekspozycja osłabia wydźwięk emocjonalny sceny, wiec unikamy jej w scenach, gdzie emocji ma być jak najwięcej (np. w finale); łatwiej polubić postać, którą się rozumie, a bardziej przejmujemy się losem postaci, które lubimy; poprawnie skonstruowany (zapowiedziany, spójny z zasadami świata) zwrot akcji oddziałuje mocniej niż błędnie zrobiony, itd. To nie jest tak, że musisz je stosować, żeby uzyskać dobry tekst. Ale jeżeli chcesz osiągnąć określony efekt, którego dana zasada dotyczy (wzmocnić oddziaływanie emocjonalne sceny, wzbudzić u czytelnika czucia wobec postaci, zaskoczyć czytelnika), to jej zastosowanie ci to ułatwi, a jej ignorowanie – utrudni. Oczywiście można je łamać dla efektu artystycznego, żeby wyjść poza ramy konwencji – ale takie rzeczy powinno się robić celowo i wymaga to pewnej świadomości literackiej.

By posłużyć się metaforą – zasady dobrego pisania są jak zasady dobrego gotowania. Jasne, możesz nie solić wody do gotowania makaronu. Ale utrudni ci to uzyskanie dobrego dania – szczególnie, gdy dopiero uczysz się co i jak.

Zasadniczo wszystko, co piszę o tym, że się da napisać coś, co będzie znakomite, wbrew zdroworozsądkowym radom i trickom (nie będę tego nazywać zasadami ani regułami, bo ludzie biorą te określenia zbyt dosłownie), wymaga dużej samoświadomości pisarskiej oraz doskonałego operowania konwencjami, odwołaniami do tradycji i tak dalej. To oczywiście wyższa szkoła jazdy, bo napisanie poprzez “tell” zajmującej historii wymagałoby np. znakomitego operowania językiem, żeby sama forma wciągała.

Niemniej pisałam to po to, żeby pokazać, że “zasady” nie są absolutne.

 

“Zasady pisania” to nie “checklista dobrego tekstu”. To skrzynka z narzędziami.

A z tą metaforą się w pełni zgadzam i w zasadzie to cały czas mówiłam. Z zastrzeżeniem, które napisałam powyżej, o terminologii.

http://altronapoleone.home.blog

W zasadzie zdaje mi się, że z tekstem jest jak z życiem. Każdy jest inny. Każda rada może się okazać zła. Zawsze coś będzie nie całkiem tak. Ale jednak są ludzie i teksty, które dobrze wyszły i które podziwiamy, mimo niedoróbek a może i dzięki nim. Poczytaj Lafferty’ego :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję wszystkim za bogate komentarze, bardzo mi pomogliście :)

 

Na szczęście już dojrzałam do tego, by nie traktować wszelkich poradników jako prawdę objawioną, tylko sugestię. Zwłaszcza, gdy słucha się wypowiedzi pana Kinga typu “aby być dobrym pisarzem, trzeba czytać 4 godziny dziennie i tyle samo pisać”. Tylko zapomniał dodać, że ktoś w tym samym czasie musi na ciebie pracować ;p

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Problem ze schematami zaczyna się wtedy, kiedy bezmyślnie próbujemy zrealizować jakieś wypunktowane założenia. Jeszcze gorzej, gdy pracujemy ze schematem ostro na etapie pierwszego rozpisywania tekstu. Uważam, że trzeba być bardzo dobrym w pisaniu, żeby coś robić razem ze schematem. Trzymanie się reguł wymaga dobrego pisania, które nie załamie się pod presją różnych “stelaży tekstu”.

 

Przynajmniej ja tak miałem. Kiedy myślałem o schemacie tekstu, nagle z automatu ucinałem swój sposób pisania. Polecam próbować pisać dwutorowo.

– Od schematu do tekstu

– Od tekstu do schematu

 

Co to oznacza? Jakiś tekścik piszemy od razu próbując wpleść się w konwencję, jakieś standardy pisania (bohater ma cel, ma przeszkody, etc.). Inny tekścik piszemy tak jak uważamy, ewentualnie oceniając schemat po fakcie. W każdej opcji wymagane jest doskonalenie i poprawki. Efektów takiego podejścia może być kilka:

– koncepcje się w końcu zejdą w jakiejś formie

– któraś okaże się dla nas lepsza

– będziemy pisać raz tak, raz tak – zawsze dobrze

 

Oczywiście, może się okazać, że wyjdą nam wszystkie trzy opcje. Próba pisania inaczej jest zawsze ciekawą formą rozwijania się. Próbowanie czegoś inaczej pomaga. Czasem odkryć coś nowego, czasem docenić to co mamy.

 

Jest jeszcze opcja czwarta. Stwierdzamy, że nam się nie chce. Nie biorę jej jednak pod uwagę, bo jak komuś się nie chce, to nie pyta jak pisać ;)

Problem ze schematami zaczyna się wtedy, kiedy bezmyślnie próbujemy zrealizować jakieś wypunktowane założenia.

TAK!

Jeszcze gorzej, gdy pracujemy ze schematem ostro na etapie pierwszego rozpisywania tekstu.

Z własnego doświadczenia – tak...

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Problem ze schematami zaczyna się wtedy, kiedy bezmyślnie próbujemy zrealizować jakieś wypunktowane założenia.

Zawsze tak robię, oprócz jednego przypadku. Ten jeden jest gorszy niż pozostałe.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Vater, Uważam, że trzeba być bardzo dobrym w pisaniu, żeby coś robić razem ze schematem. Trzymanie się reguł wymaga dobrego pisania, które nie załamie się pod presją różnych “stelaży tekstu”. Mam dość podobne doświadczenie. Kiedy zaczynałam pisać, nie miałam zielonego pojęcia, za co się biorę. Nie znałam żadnych zasad i z perspektywy czasu cieszę się z tego. Gdybym, stawiając pierwsze znaki, miała w głowie te wszystkie reguły, nie dźwignęłabym tego. Musiałam najpierw poczuć się w pisaniu swobodnie, jednak na pewnym etapie poznanie reguł i schematów stało się niezbędne. Nadal nie jestem w stanie stosować ich wszystkich na raz. Biorę jedną rzecz na warsztat i skupiam się na niej w trakcie bieżącego opowiadania. Przy następnym, szlifuje coś innego. Pomału ewoluuję też od szalonego ogrodnika po początkującego architekta. W moim przypadku coś takiego się sprawdza, ale każdy musi odnaleźć własną metodę. Dużo pomagają też doświadczone, bezlitosne bety, które za każdym razem miażdżą mój tekst i zmuszają do wysiłku. No i z całą pewnością nie mogę powiedzieć, że poradniki to zło. Poradniki to tylko narzędzie.

Własna metoda to najlepsza rzecz, każdy w jakimś stopniu inaczej przeinacza fakty ;)

Tak, to autentyczny fakt xD

Zastanawiam się, czy dla linków z sensownymi radami nie zrobić osobnego wątku, ale na razie wrzucam tutaj. Nie przeglądałam innych artykułów na tej stronce, ale ten (znalazłam go podrzucony przez sensowną osobę w jednej dyskusji fejsowej) jest wyważony, nie fetyszyzuje jednej metody, ale nieźle pokazuje, kiedy warto stosować “show, don’t tell”, a kiedy niekoniecznie.

 

https://writers.com/show-dont-tell-writing 

http://altronapoleone.home.blog

To też dorzucę się jednym :) https://www.ian-irvine.com/for-writers/how-to-create-suspense/

Pytanie natury technicznej:

Mam zwyczaj zapisywać myśli bohaterów kursywą. Ale tak samo zapisuję fragmenty innych tekstów/cytaty wplecione w narrację. Flashbacki/retrospekcje – też. Czy to się może mylić? Osobiście mi się taki zapis nie podoba, ale nie mam pomysłu na inny.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Mnie by nie przeszkadzało. Potrafię zorientować się, co jest myśleniem, a co nie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest jeszcze cudzysłów jakby co ;)

Może się mylić, jeśli używasz kursywy do zapisu myśli i retrospekcji, chyba wszystko zależy od nagromadzenia w tekście jednego i drugiego. 

Spotkałam się z wyróżnianiem kursywa/bold/nie pamiętam w jakimś tekście, gdzie była zmiana narratora, od razu było wiadomo, że to kolejna osoba opowiada (tam były chyba ze trzy).

 

Przynoszę radość :)

No, pewnie może. Ale wszystko zależy od szczegółów. Ile “różnych” kursyw masz w jednym tekście, ile razy się powtarzają (jaka szansa, że czytelnik dostrzeże podobieństwa między nimi). Może da się je jakoś wydzielić w sposób inny niż kursywa? Cytaty spokojnie obskoczysz cudzysłowem, /krótkie flashbacki może jakimś znakiem graficznym?/ Retrospekcje informacją co do czasu akcji... Jeśli to tekst nie na portal i edytor Cię nie ogranicza, to możesz szaleć z kolorem i rodzajem czcionki.

Babska logika rządzi!

Dzięki za rady.

Pomyślałem i cytaty chyba wrzucę w cudzysłowy, flashbacki muszą wyjść w praniu.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Myślę, że bardziej niż do wątku o pomocy merytorycznej to pytanie będzie pasowało tutaj. Czy dwunasto-trzynastoletnia dziewczynka byłaby w stanie zepchnąć z plaży na wodę małą drewnianą łódkę rybacką? A z pomocą brata w podobnym wieku? Realia fantastyczne, ale bardzo niedookreślone.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Moja chrześnica w wieku mniej więcej 12 lat przerosła mamę, więc jeśli kobieta jest w stanie zepchnąć tę łódkę, to dziewczynka też powinna dać radę. Chyba że to jakieś chucherko.

Babska logika rządzi!

Hej, mam takie... nieco specyficzne kwestie.

 

Ale czy ludzkie mięso mogłoby skurczyć się podczas obróbki termicznej, tak jak robimy to wieprzowe? Czy może zachowałoby się w niezmiennej formie, jak np. jest z drobiowym? Szukałam coś na ten temat, ale znalazłam tylko porównania smakowe ludzkiego mięsa z innymi.

 

Druga kwestia – pewnie niektórzy wiedza, ale z pestek pewnych owoców można uzyskać cyjanek. Jednak czy ulegnie on rozkładowi, np. w przypadku wysuszenia samej pestki lub podczas obróbki termicznej?

 

PS. Tak, wszyscy zdrowi, nie trzeba dzwonić na bagiety :)

Nie ma Boga, wszechświata, rodzaju ludzkiego, ziemskiego życia, nieba i piekła. To wszystko jest snem - groteskowym i głupim snem. Nic nie istnieje prócz ciebie. Ty zaś jesteś jedynie myślą, bezdomną myślą, wędrującą samotnie wśród pustej wieczności.

<dzwoni>

Co do mięsa, zwykle jest porównywane z wieprzowym, więc stawiałabym raczej, że się skurczy – ale nie do końca wiem, z czego to wynika (zawartość wody, najprawdopodobniej). Ekstrapoluj.

Cyjanek w pestkach nie występuje. Występują glikozydy cyjanogenne, które trzeba poddać hydrolizie, np. w układzie pokarmowym, żeby wyszedł cyjanek (rośliny uwalniają enzymy, kiedy coś je podgryza, żeby podgryzacza podtruć). Temperatur rozkładu nie mam pod ręką, ale wg. Wikipedii KCN rozkłada się przy ok. 700 stopniach C. Wysuszenie pestki raczej glikozydom nie zaszkodzi, ostatecznie do tego nasiona są przystosowane.

Sam cyjanek, okazuje się, hydrolizuje w wodzie (ale powoli): https://en.wikipedia.org/wiki/Cyanide

Jeszcze o pestkach: https://www.snopes.com/fact-check/apple-seeds-harmful/#add

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale czy ludzkie mięso mogłoby skurczyć się podczas obróbki termicznej, tak jak robimy to wieprzowe? Czy może zachowałoby się w niezmiennej formie, jak np. jest z drobiowym? Szukałam coś na ten temat, ale znalazłam tylko porównania smakowe ludzkiego mięsa z innymi.

Każde mięso kurczy się przy obróbce termicznej na skutek utraty wody. Utrata wody jest tym łatwiejsza im bardziej rozdrobnione jest mięso (powierzchnia parowania) i im dłuższa jest obróbka. Paradoksalnie, niższa temperatura smażenia sprzyja utracie wody. Konkretna ilość zależy też od zawartości tłuszczu w mięsie, sposobu obróbki i innych czynników.

Druga kwestia – pewnie niektórzy wiedza, ale z pestek pewnych owoców można uzyskać cyjanek. Jednak czy ulegnie on rozkładowi, np. w przypadku wysuszenia samej pestki lub podczas obróbki termicznej?

Amigdalina, najbardziej znany glikozyd cyjanogenny, wymaga sporej obróbki wewnątrz organizmu, zanim uwolni cyjanek – jak pisała Tarnina (pestki tarniny zawierają zresztą amigdalinę, więc wiadomo, że zna się na rzeczy). Suszenie pestek nie powinno przeszkadzać działaniu substancji.

Wielkie dzięki za odpowiedzi.

Nie ma Boga, wszechświata, rodzaju ludzkiego, ziemskiego życia, nieba i piekła. To wszystko jest snem - groteskowym i głupim snem. Nic nie istnieje prócz ciebie. Ty zaś jesteś jedynie myślą, bezdomną myślą, wędrującą samotnie wśród pustej wieczności.

pestki tarniny zawierają zresztą amigdalinę, więc wiadomo, że zna się na rzeczy

 

Tylko nie pytajcie, czemu jestem kwaśna. :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Podbijam z jeszcze jedną, nurtującą mnie kwestią.

 

Ale jakimi chorobami może zarazić się człowiek, kopulującymi ze zwierzętami? Jest jakiś weneryk, który może  wskazywać na takie... em... niepokojące zachowania seksualne?

 

¯\_(ツ)_/¯

 

Zdissowałabym się sama, ale patrzcie, jakie tu są ładne emotki: cheeky blush angel

Nie ma Boga, wszechświata, rodzaju ludzkiego, ziemskiego życia, nieba i piekła. To wszystko jest snem - groteskowym i głupim snem. Nic nie istnieje prócz ciebie. Ty zaś jesteś jedynie myślą, bezdomną myślą, wędrującą samotnie wśród pustej wieczności.

Nooone! Honotu, pytanie do lekarza lub farmaceuty! (A w jednej powieści historycznej bohater podobno zaraził się tyfusem od rosyjskiej hrabiny, która miała wszy – więc poszerz zakres poszukiwań Ulubiona_emotka_Baila).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Może bardziej pasowałoby do wątku z pomocą merytoryczną?

 

Nie interesowałem się nigdy tą konkretną kwestią, ale ogólna wiedza biologiczna podpowiada mi, że bardzo wieloma, w tym (zwłaszcza!) jeszcze nieznanymi. Spółkowanie ze zwierzęciem musi być znakomitym sposobem na pasażowanie drobnoustrojów, nawet lepszym niż zjedzenie go na surowo. (Typowy początek epidemii dżumy to jakiś palant, który zżera świstaka bez obróbki termicznej – zdaje się, że w celach rytualnych). W ogóle wiele chorób bakteryjnych dzielimy ze zwierzętami, zwłaszcza gospodarskimi. Wirusowe natomiast są bardziej przystosowane do jednego gatunku czy rodzaju, ale przy kopulacji mają cenną (choć jednostkowo nikłą) szansę, aby zmutować i zacząć zakażać ludzi. Również wirus, który u danego zwierzęcia nie czynił żadnych szkód i wobec tego nie jest nawet znany nauce, po przeniesieniu na człowieka może okazać się śmiertelnie niebezpieczny.

Nie kojarzę więc żadnej choroby ściśle wenerycznej, która byłaby szczególnie typowa dla takiej sytuacji, ale od bydła na pewno można złapać choćby brucelozę czy ospę krowią, zapewne ze wzmożeniem wykwitów w pobliżu... wrót zakażenia. Gorzej, jeżeli ktoś musi z małpami, bo tu już mamy w repertuarze przyjemności typu gorączek krwotocznych i retrowirusowych zespołów zaburzeń odporności. A możesz też puścić wodze fantazji i zrobić ze swojego bohatera na przykład pacjenta zero pandemii ludzkiej nosówki o wysokiej śmiertelności.

 

Osobno jest jeszcze kwestia alergii. Kontakt z białkami allogenicznymi często prowadzi do wytworzenia skierowanych na nie przeciwciał specyficznych, w tym przypadku niebezpieczeństwo wiąże się dopiero z kolejnym spółkowaniem z danym zwierzęciem po upływie jakiegoś czasu. Zakres możliwości mniej więcej od brzydkiej wysypki, poprzez opuchliznę okolicy moczowo-płciowej, po opuchliznę całego organizmu i zgon we wstrząsie anafilaktycznym (tu oczywiście warto mieć pod ręką ampułkostrzykawkę z adrenaliną).

A swoją drogą to takie przemyślenia amatora, też mnie ciekawi, co o tym powie ktoś rzeczywiście znający się na rzeczy.

Nooone! Honotu, pytanie do lekarza lub farmaceuty!

Ech, to ciężki temat. Tu by się weterynarz przydał – odzwierzęce STD wciąż są w medycynie pewnym tabu. 

Ale jakimi chorobami może zarazić się człowiek, kopulującymi ze zwierzętami? Jest jakiś weneryk, który może  wskazywać na takie... em... niepokojące zachowania seksualne?

Ogólnie mówiąc, nie (a przynajmniej ja żadnego nie znalazłem). A szczególnie mówiąc, to zależy, co masz na myśli. O jakiej epoce mówimy? Jaki jest stan wiedzy medycznej? Jak blisko przyglądamy się pacjentowi? Czy to ma być zerkniecie na genitalia w sypialni czy raczej pełne oględziny medyczne w szpitalu?

Wracając do ogółów – jest kilka problemów.

Pierwszy jest taki, że jeżeli jakąś chorobą weneryczną można się było zarazić od zwierząt, to obecnie jest ona już też ludzką chorobą weneryczną. Więc od bydła można było się niegdyś zarazić się kiłą i rzeżączką (obecnie raczej nie – antybiotyki i chów przemysłowy nie sprzyjają). Nasza wspólna historia ze zwierzętami gospodarskimi jest długa, a jeżeli jakiś patogen jest w stanie przekroczyć barierę gatunkową, to zwykle jest w stanie zarażać również w obrębie nowego gatunku – więc jak dostatecznie dużo razy ktoś przeleciał krowę z syfilisem i się zaraził, by potem przekazać bakcyla dalej, to przestała być choroba odzwierzęcą. Więc żeby można było się czymś zarazić tylko od zwierząt, musiałoby to być coś względnie nowego, co do tej pory nie przeszło na ludzi, albo musiałoby to być zwierzę, które nie miało do tej pory zbyt wielu kontaktów z ludźmi (powodzenia w znalezieniu takiego) – tak czy siak, przy okazji sprawi to że ustalenie, jak pacjent zaraził się chorobą będzie trudne.

Drugi problem jest taki, że choroby weneryczne w ogólności dają mało specyficzne objawy. Wysypka w okolicy genitaliów może mieć wiele przyczyn i mało kto w pierwszej kolejności założy, że właściwą jest stosunek z owcą. A nie wszystkie choroby w ogóle dają jakiekolwiek zmiany w okolicy genitaliów. Np. AIDS (który zapewne też pierwotnie był chorobą odzwierzęcą) nie.

Trzeci problem jest taki, że nawet jeżeli zrobimy dokładne badania i ustalimy, że pacjent jest zarażony np. brucelozą, to do zakażenia nie musiało dojść poprzez stosunek płciowy – w przypadku tej choroby w grę wchodzi też np. spożycie niepasteryzowanego mleka lub przeniesienia zakażenia do ust po kontakcie z zarażonym zwierzęciem.

Może uda mi się jeszcze coś wygrzebać. Ale raczej nie będzie to nic w stylu Holmesa patrzącego na czyjeś nadgarstki, by stwierdzić, że “elementarnym jest”, że ów spółkuje z owcami. 

Bardzo dziękuję za odpowiedzi! Jakkolwiek to brzmi, “przejaśniło mi to w głowie” :) Co do epoki/stanu medycznego i przeglądu pacjenta nie myślałam o czymś czysto konkretnym, bardziej jak o jakimś abstrakcyjnym opku i nagle w głowie mi zaświtało, czy jest coś takiego – w końcu “mamy” kuru za kanibalizm, to może i za puknięcie owcy można coś otrzymać.

W każdym razie, wielkie dzięki!

Nie ma Boga, wszechświata, rodzaju ludzkiego, ziemskiego życia, nieba i piekła. To wszystko jest snem - groteskowym i głupim snem. Nic nie istnieje prócz ciebie. Ty zaś jesteś jedynie myślą, bezdomną myślą, wędrującą samotnie wśród pustej wieczności.

Kuru ma zupełnie inny mechanizm. Ulubiona_emotka_Baila (świat jest skomplikowany).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

w końcu “mamy” kuru za kanibalizm, to może i za puknięcie owcy można coś otrzymać.

Och, można. O ile to dzika owca – lub chociaż “dzika” (to znaczy normalnie luzem wypasana i kopulująca w naturalny sposób). Ale cokolwiek się od niej podłapie, nie będzie tak charakterystyczne jak choroby prionowe. Najszybciej syfilis – nic przyjemnego, ale obecnie łatwo wyleczalne no i można podłapać też od drugiego człowieka.

Czy ktoś z Was pisał może opowiadania na zamówienie? Bo mam okazję zaangażować się w pewien sympatyczny projekt jako autor tekstów, a nie bardzo wiem, jakiej kwoty sobie zażyczyć, czy lepiej mieć płacone od strony maszynopisu, czy od liczby znaków itd.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Nowa Fantastyka