Czasopisma

Dodaj recenzję

Nowa Fantastyka 11/17

Waldemar Miaśkiewicz

THORGAL WERSJA 4.0

 

Jak twierdzi Grzegorz Rosiński, Thorgal pragnie mieć u boku najbliższych, opiekować się nimi, a od czasu do czasu wypić co nieco i się zabawić. To właśnie ten zwykły ludzki wymiar decyduje o jego postępowaniu i wyborach. Cóż z tego, skoro okrutny świat ma takie wartości w głębokim poważaniu.

 

Łukasz M. Wiśniewski

OD MELANŻU DO ELEX

 

Wpływ pozaziemskich substancji, o równie wspaniałych jak i przerażających właściwościach, na naszą cywilizację to dość rozpoznawalny motyw w fantastyce. Korzystając z pretekstu rozbijemy go na czynniki pierwsze.

 

Jerzy Rzymowski

HARRY DRESDEN – MIĘDZY MARLOWEM A BUFFY

 

W przedmowie do antologii „Chodząc nędznymi ulicami” G.R.R. Martin nazywa urban fantasy bękartem, którego rodzicami są horror i powieść detektywistyczna. Sztandarowym reprezentantem gatunku jest Harry Blackstone Copperfield Dresden, bohater cyklu „Akta Dresdena” Jima Butchera, w którego skład od premiery w 2000 roku do tej pory wchodzi piętnaście powieści i garść opowiadań.

 

Agnieszka Haska, Jerzy Stachowicz

NOWE DOBRE CZASY

 

Kiedy pod koniec lat 20. kino zawojowała rewolucja dźwiękowa, w głowach amerykańskich filmowców powstał pomysł, by wizję przyszłości godną „Metropolis” Langa – które wciąż pozostawało niedoścignionym wzorem pokazywania przyszłości na srebrnym ekranie – połączyć z komedią muzyczną. W ten sposób pierwszy „mówiony” amerykański film SF, który ruszył na podbój kin gatunkowo był musicalem.

 

Ponadto w numerze m.in.:

– wywiad z Aaronem Harbertsem, showrunnerem "Star Trek: Discovery";

– rozmowa z obsadą serialu "The Walking Dead";

– opowiadania m.in. Jima Butchera i Kena Liu;

– felietony, recenzje i inne atrakcje;

– promocja prenumeraty.

Komentarze

obserwuj

Pragnę pochwalić prenumeratę. Już drugi miesiąc pod rząd przychodzi zaskakująco szybko. Brawo!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Na razie po lekturze publicystyki i trochę słabo. Na minus artykuł o "The Walking Dead". Pojawienie się nowego sezonu to chyba rzeczywiście jedyny powód żeby o tym pisać, no chyba, że chodzi o umieszczenie gejów w obsadzie – czym się również nowy Star Trek szczyci; a tego nowego Star Treka to szkoda, bo po pierwszym odcinku wydawał się całkiem udany (pomimo klingonów wyglądających jak orkowie i będących uosobieniem jakichś antytrumpowych paranoi, oraz głównej bohaterki o męskim imieniu). W tym serialu nie ma tego co było jednym z głównych elementów, czyli pokazania relacji osobistych między załogą, no i ten napęd grzybowy? Jak mam na coś jeszcze pomarudzić to na formę reklamy której nienawidzę, czyli artykułu sponsorowanego. Jeżeli to się nazywa artykułem, a nie reklamą to czemu nikt się pod tym nie podpisał? Kosik to nie wiem o czym pisze. O tym, że jego gusta rozmijają się z mainstreamem? Widocznie ludzie niestety wolą oglądać komedie romantyczne, ale po co o tym tworzyć artykuł? Na plus Kołodziejczak, świetny gawędziarz. Piskorskiego też się z uwagą czytało, ale chyba za bardzo na czynniki pierwsze rozkładał sztukę pisania. Kołodziejczak umie to jakimś szerszym spojrzeniem objąć.

"We chase misprinted lies, We face the path of time [...]"- Alice in Chains

U Kosika to akurat nic nowego… Tak jak pisze świetne książki i doskonałe opowiadania, tak felietony ewidentnie mu nie idą. I tak zmiana w dobrą stronę, bo przynajmniej tym razem nie było żadnych perełek. W przeszłości zdarzało mu się pisać, ze bez karty kredytowej nie da się obecnie funkcjonować (nawet jeśli pomylił z debetowymi, to mimo wszystko odważna teza), czy sugerować, jakoby wegetarianie jedli mięso ryb (tu to już naprawdę popłynął). Przez ostatnie miesiące takie wpadki już się nie zdarzały, ale nadal trudno poznać, że to ten sam autor, który napisał Verticala (kto nie zna – polecam), Marsa i Kameleona.

“Jak mam na coś jeszcze pomarudzić to na formę reklamy której nienawidzę, czyli artykułu sponsorowanego. Jeżeli to się nazywa artykułem, a nie reklamą to czemu nikt się pod tym nie podpisał?”

 

Przecież artykuł sponsorowany jest podpisany.

Dział polski przeczytany. Zanim odniosę się do treści to najpierw jedna sprawa. Teksty publikowane na tym portalu są niejako “spalone” do druku w NF. Nawet teksty świetne, piórkowe, czy best of the year. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, jedno z opowiadań niniejszego numeru wisi sobie w sieci od ponad roku. O tu. I było też wydane w jakimś zbiorku sprzed roku. Czemu dobre teksty z “osobistego” portalu NF są spalone a publikuje się teksty wiszące w innych miejscach sieci, pozostaje dla mnie zagadką. Może ktoś mnie oświeci? :)

Dobra, to lecę z opiniami. Tradycyjnie, mnóstwo spojlerów, jak ktoś nie czytał opowiadań polskich, to zagląda tu na własne ryzyko.

 

*** SPOILERY****

 

“Z otchłani” – Z początku wydaje się niezbyt ciekawą historyjką znajomości yuppiesa z koleżanką ze szkoły obecnie stanowiącą margines społeczny. Jednak w poukładanym i dostatnim życiu bohater wcale nie jest szczęśliwy i jedną z przyczyn jego braku szczęścia jest m.in. nieumiejętność wyrażenia własnych uczuć w stosunku do koleżanki. Koleżanka zaś, której znamy jedynie pseudonim – “Nitka” – znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie i nie umie sobie poradzić z tym, co ją spotkało. Czemu się specjalnie nie dziwię, bo nie wiem, czy ktokolwiek by sobie z czymś takim poradził. Opowiadanie ma klimat, ma kilka zaskakujących momentów. Przy odtwarzaniu karty pamięci i znalezieniu nagrywającej kamery przeszły mi ciarki po grzbiecie.  Skojarzenia z “wczesnym Orbitowskim” bardzo trafne, przy jednej ze scen skojarzyła mi się scena zjadania kotka ze starego, jeszcze opublikowanego w SFFiH opowiadania Orbita (chyba “Horror show”). Troszeczkę rozczarowała mnie końcówka, po kulminacyjnym momencie zdawała się być niepotrzebnie rozwleczona, zwłaszcza, że łatwo było się domyśleć, że tajemniczy klient jest powiązany z Nitką. Ale tylko troszeczkę. Imho, najlepszy tekst numeru. Namierzyłam już w sieci inny tekst napisany przez Pawła Mateję i zamierzam się zapoznać bliżej z jego twórczością.

 

“Wybór” – “nie powinniśmy iść z nieznajomym, to może być pułapka” “a jak byśmy poszli, to trzeba wystrzegać się wąwozów” – po czym bohaterowie radośnie za nieznajomym idą do miasta położonego w wąwozie i, o jaka niespodzianka, odrąbali im głowy (poza jednym wybrańcem). No niesamowite, któż mógł to przewidzieć? :) Tak, durnota bohaterów poraziła mnie. Jeszcze jakby poszli po prostu bezmyślnie, ale nie, oni dyskutowali z pół strony o tym, co im może grozić, po czym poleźli dosłownie jak barany na rzeź. Przewodnik jedyne co umie robić, to wzruszać ramionami i robi to co akapit. Dwie trzecie tego opowiadania powinno zostać wyrzucone do kosza, bo poza tym, że autorka prowadzi niezbyt zajmujące wykłady z religioznawstwa i robi z bohaterów kretynów, to w zasadzie nic nie łączy początku z końcówką. Esencja opowiadania zaczyna się, gdy Hiram schodzi na swoją “próbę”. Scena z uwięzioną istotą i odkryciem tożsamości tejże jest całkiem niezła, choć nie na tyle, by zrekompensować koszmarnie nudny początek. No i to ostatnie, łopatologiczne zdanie… Ech. W notce jest, że autorka publikowała już w NF dwa lata temu – wygrzebałam tamten tekst, który okazał się nudnawym i przeciętnym fantasy z elementami kazirodztwa. A potem jest zdziwienie, czemu NF nie ma nominacji do “zajdli”. Jak się puszcza nudnawe i przeciętne opka, to i nominacji nie ma…

 

“Czerwień i biel” – a to opowiadanie przeokrutnie mię zmęczyło. Krótkie, ale stylizacja, choć rozumiem zamysł, sprawiała, że czytało się źle. Przeczytałam, bo Juraszek i bardzo lubiłam jego chińskie teksty. Polski nie wywarł już takiego wrażenia. Co prawda, sam pomysł na motyw emigracji połączony z zajazdem jest ciekawy i końcówka zmusza do chwili refleksji, więc nie mogę powiedzieć, że opowiadanie jest złe. Po prostu, nie jestem targetem.

 

“Diabeł i meskalina” – dwóch podejrzanych Hiszpanów ciąga swojego nowopoznanego, wykrochmalonego amigo po barach i burdelach, częstuje narkotykami i pokazuje “diabła”. Końcówka tego opowiadania z nagrywającą kamerą bardzo ale to BARDZO przypomina “z otchłani”. Czemu dwa teksty o tak podobnym motywie trafiły do tego samego numeru? Zwłaszcza, że niniejsze opowiadanie to to, o którym pisałam we wstępie. Przedruk. I o ile “Z otchłani” miało ten klimat, to tu go zdecydowanie brakuje. Opowiadanie pisane jest w drugiej osobie w czasie teraźniejszym, co nie ma za bardzo uzasadnienia fabularnego, za to obawiam się, że czytanie jak: “I wyobrażasz sobie wszystkich tych, którzy na tym materacu leżeli, w wyniku czego postanawiasz zrobić to na stojąco. Dziewczyna bierze do ust, lecz nic z tego nie wychodzi.” i za chwilę, jak “patrzy na twojego flaka” w przypadku płci żeńskiej wywołuje raczej uśmiech politowania, niż wczucie się w grozę położenia bohatera. Eksperyment z formą, średnio udany. Może, gdyby nie “Z otchłani” to końcówka wywołałaby większe wrażenie. Tak to  spłynęło i pozostawiło całkowicie obojętną.

 

***koniec spoilerów***

 

 

 

 

 

Przecież artykuł sponsorowany jest podpisany.

No chyba nikt jednak się pod tym nie podpisał z imienia i nazwiska, a jest tylko oznaczony jako sponsorowany. Równie dobrze może się pojawić artykuł sponsorowany wychwalający jakiś kompletnie denny film. Jako czytelnik wolałbym wiedzieć czy to treść przesłana przez reklamodawcę, czy zlecona redakcji, bo obie odmiany takiego marketingu są stosowane.  Dlatego właśnie nie lubię tej formy reklamy i nazywania tego typu rzeczy artykułami. Człowiek po dwóch akapitach tekstu wyglądającego i sformatowanego jak część pisma zauważa oznaczenie, że to wszystko jest reklamą i zdaje sobie sprawę, że zmarnował czas. Nienawidzę laugh

Edit:

Nie bierz tego JeRzy jako zarzut w kierunku redakcji, bo to pewnie dział na który nie macie wpływu.

Verticala (kto nie zna – polecam), Marsa i Kameleona.

“Vertical” świetny, “Mars” trochę sztampowy, ale te dzieciaki z plecakami wypełnionymi książkami Kosika blokujące ścieżki na targach robią wrażenie smiley Recenzje “Różańca” też są zachęcające.

A no i zapomniałem dodać, że całkowicie nie zgadzam się z tym końcowym stwierdzeniem Chmielarza o tym, że kryminał ma nam coś mówić i że ma być w jakimś celu napisany.  Autor ma sobie zadawać pytanie po co i dlaczego coś pisze? To jakaś misyjna forma pisarstwa? Czasem lubię czytać proste, naiwne horrory i kryminały dla zwykłej rozrywki, bez większych przemyśleń, a skoro się sprzedają to się bronią.Po prostu wystarczy żeby autor miał lekkie pióro. Myślę, że z większą przyjemnością przeczytałbym instrukcję obsługi pralki napisaną przez Orbitowskiego czy Ziębińskiego niż jakiś kryminał pełen piętrowych aluzji do otaczajączego nas  świata napisany przez osobę która przynudza.

"We chase misprinted lies, We face the path of time [...]"- Alice in Chains

Podoba mi się, że w wydaniu jest więcej krótkich opowiadań. Nie wiem, jaki ogólnie może być odzew na taki podział opowiadań długich do krótszych, ale mi to pasuje – mam większą szansę znaleźć coś „dla siebie”.

No chyba nikt jednak się pod tym nie podpisał z imienia i nazwiska, a jest tylko oznaczony jako sponsorowany. Równie dobrze może się pojawić artykuł sponsorowany wychwalający jakiś kompletnie denny film. Jako czytelnik wolałbym wiedzieć czy to treść przesłana przez reklamodawcę, czy zlecona redakcji, bo obie odmiany takiego marketingu są stosowane.  Dlatego właśnie nie lubię tej formy reklamy i nazywania tego typu rzeczy artykułami. Człowiek po dwóch akapitach tekstu wyglądającego i sformatowanego jak część pisma zauważa oznaczenie, że to wszystko jest reklamą i zdaje sobie sprawę, że zmarnował czas. Nienawidzę laugh

Edit:

Nie bierz tego JeRzy jako zarzut w kierunku redakcji, bo to pewnie dział na który nie macie wpływu.

 

Artykuł sponsorowany jest dokładnie takim samym materiałem, jak każda reklama – za zawartość strony odpowiedzialność ponosi reklamodawca. My natomiast oznaczamy takie treści, żeby nie było wątpliwości, że nie jest to materiał redakcyjny tylko zewnętrzny. 

 

całkowicie nie zgadzam się z tym końcowym stwierdzeniem Chmielarza o tym, że kryminał ma nam coś mówić i że ma być w jakimś celu napisany

 

Mam wrażenie, że źle zrozumiałeś intencję Wojtka. Ja odniosłem wrażenie, że jego intencją było wskazanie, że wybór określonej odmiany i konwencji powinien być podyktowany czymś więcej niż tylko działaniem sztuka dla sztuki, dla czystego eksperymentu formalnego.

wybór określonej odmiany i konwencji powinien być podyktowany czymś więcej niż tylko działaniem sztuka dla sztuki, dla czystego eksperymentu formalnego.

Ale przecież z tym właśnie się nie zgadzam.  Pan od “Vaterlandu” skoro wydał książkę i ją sprzedał to osiągnął cel jaki sobie założył czyli zarobił pieniądze. I jego eksmerymenty z odmianami i konwencjami nie musiały być podyktowane niczym więcej. Skoro to ktoś kupił to jego sztuka dla sztuki się obroniła.

Filmowe połączenie horroru z komedią musi być czymś więcej podyktowane oprócz chęci zapewnienia widzowi rozrywki?

"We chase misprinted lies, We face the path of time [...]"- Alice in Chains

Akurat ‘Vaterland’ miał zawoalowaną tezę, że gdyby USA były lepiej (wcześniej) poinformowane o holokauście, szybciej pogoniłyby kota Hitlerowi. Z tego punktu widzenia ‘Vaterland’ ma walor terapeutyczny.  Coś pomiędzy pokrzepieniem serc, a odtrutką na moralnego kaca. Nie twierdziłbym więc, że Richard Harris nie miał celu – zaspokoił pewną potrzebę.. W Polsce się taka literatura dobrze sprzedaje , jest na nią ciągłe zapotrzebowanie. 

Za to zgadzam się z sugestią Wojciecha Chmielarza, że fantasy to chodzenie na łatwiznę. A urban fantasy to w ogóle łatwizna do kwadratu. O ile fantasy sprawdza się przynajmniej w formach (audio)wizualnych, to o urban fantasy nie można tego powiedzieć.

Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować

“Filmowe połączenie horroru z komedią musi być czymś więcej podyktowane oprócz chęci zapewnienia widzowi rozrywki?”

 

Jednak nie rozumiesz. Jeżeli autor łączy horror z komedią dla zapewnienia widzowi rozrywki, to nie robi tego sztuka dla sztuki, ale w celu zapewnienia widzowi rozrywki. Gdyby to robił sztuka dla sztuki, celem byłoby połączenie horroru z komedią samo w sobie.

No chyba rzeczywiście nie rozumiem, bo Chmielarz pytając o to “Co ma to nam mówić o czymkolwiek” sugeruje, że takie połączenie powinno być czymś głębszym podyktowane. Jeżeli to jest pisane dla rozrywki to nie musi nam mówić niczego o niczym.

Widocznie taki pomysł na książkę miał autor "Vaterlandu", że sobie połączy dwie konwencje ot tak. O ile napisał to sprawnie i ciekawie i się to sprzedało to nie musiał tego połączenia w jakiś głębszy sposób motywować. A widocznie się sprzedało skoro nawet felietonista NF to przeczytał, bo zakładam, że tak skoro podał ten przykład jako negatywne łączenie fantastyki z kryminałem.

"We chase misprinted lies, We face the path of time [...]"- Alice in Chains

“Za to zgadzam się z sugestią Wojciecha Chmielarza, że fantasy to chodzenie na łatwiznę.”

Chmielarz – specjalista od łatwizny w fantasy, który nigdy nie napisał dobrego fantasy. To ma sens.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Jakby się zastanowić klisz w fantasy jest tak dużo, że żeby napisać w tym gatunku coś dobrego to trzeba się na prawdę namęczyć.

 

EDIT:

Co do sprawy wypuszczenia opowiadania, które było już publikowane – to chyba mógłby się na ten temat wypowiedzieć _mc_. Jeśli nie będzie odpowiedzi moim zdaniem należy uznać, że jest to praktyka dopuszczalna i zastanowię się nad wysłaniem swoich opowiadań docenionych bibliotekom.

Natomiast jeśli autor wysłał opowiadanie i oświadczył, że tekst nie był wcześniej nigdzie publikowany, to czy spotka go jakaś odpowiedzialność prawna?

P.S. Bella – świetne oko, że to wypatrzyłaś. Z ciekawości – jak to zrobiłaś? Wszystkie tytuły opowiadań z NF wpisujesz w Google?

“Chmielarz – specjalista od łatwizny w fantasy, który nigdy nie napisał dobrego fantasy. To ma sens.”

 

“Królowa Głodu” to dobra książka. Może nie stricte fantasy, ale ciekawa mieszanka gatunkowa.

No właśnie, mieszanka gatunkowa, nie stricte fantasy. Trudno jest napisać dobre fantasy, bez nadmiaru klisz i typowych bohaterów. Ale co poradzę, naród specjalistów…

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

A to o tym, czy fantasy jest dobre świadczy oryginalna sceneria, czy oryginalna historia w danej scenerii? Powieści realistyczne też nazwiemy powielaniem kliszy, bo ktoś “skopiował rzeczywisty świat”? :) 

Wilku, jedno i drugie i trzecie. Trzecie, znaczy bohaterowie. Fabuła. Świat. Można powielać, a można się wysilić, ale wtedy nie należy tego nazywać pójściem na łatwiznę.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Zaskoczony przez hiszpańską inkwizycję ;), z lekkim opóźnieniem o najnowszym numerze „NF”.

A nowy numer bardzo „dziadowy” (czy halloweenowy jak kto woli) – duchy, trupy, strachy…

„Z otchłani” Pawła Matei – klimatyczne bardzo. Jak mówi mc – „duszne”. W każdym razie (bardzo) fajne, może za wyjątkiem zakończenia, które mi jakoś nie podeszło.

„Wybór” Anny Łagan – też klimatyczne, ale tym razem sztafaż współczesny zastąpił  ten antyczny. W sumie dość przewidywalny, ale czyta się bez bólu.

„Czerwień i biel” Dawida Juraszka – co prawda początkowo męczyła mnie ta stylizacja, ale ma swoje uzasadnienie. Trochę ten utwór taki „duszoszczipatielnyj”, ale dla urozmaicenia warto przeczytać.

„Diabeł i meskalina” Łukasza Suskiewicza – to mi się akurat nie podobało. Dante schodzi do Piekła? Standardowy Janusz na wymarzonych wakacjach? Po co? Dla kogo? Nie dla mnie w każdym razie. A i z fantastyką to raczej za dużo wspólnego nie ma (o ile w ogóle coś).

BTW – jestem za pomysłem, żeby zamiast jednego „długaja” dawać ze dwa, trzy krótkie opowiadania. Jak dla mnie – większe urozmaicenie, bo jestem czytelnikiem preferującym „pomysł” nad „styl”, a w krótkich formach właśnie pomysł liczy się bardziej.

„Wezwanie” Jima Butchera – tu mam trochę mieszane uczucia. Bo jak Dresdena lubię (bardzo), tak to opowiadanie… Właściwie jest wszystko, co u Butchera cenię: sam Dresden, mroczne Chicago, trochę dowcipu, trochę akcji. Ale w krótkiej formie to jak słuchanie „Bohemian Rhapsody” przyspieszonego tak, by mieściło się w 10 sekundach. Niby wszystko jest, ale takiego wrażenia nie robi. I żeby nie było – „Wezwanie” mi się podoba, ale tak… letnio, bez wielkich zachwytów. I jeszcze jeden temat – zdaje się, że to opowiadanie jest jednym z najnowszych o Dresdenie, bo mimochodem zaspoilerowało fakty, które dziać się będą dużo później niż zdarzenia mające miejsce w ostatniej książce o przygodach Dresdena wydanej w Polsce – „Zdrajca”. Dobrze by było w stopce pod opowiadaniem (przed nim?) o tym napomknąć. Nie wszyscy czytają w oryginale.

„Zaraza” Kena Liu – właściwie raczej szkic niż opowiadanie. Ale jest pomysł, nie ma lania wody. Czyli Liu jak zwykle na plus!

„Rozczarowujące opowiadanie” Roberta Shearmana – no, tak źle nie było, ale dobrze też nie. Opowiadanie o niczym, wyróżniające się formą. Trochę mz rozumiem, jak się czyta setki (tysiące?) opowiadań, to takie jedno całkiem inne jest jak łyk wody dla spragnionego na pustyni. Ale ja redaktorem nie jestem, tylu opowiadań z musu nie czytam, toteż i nie jestem zachwycony.

„Wszystkie dziewczyny szaleją za Michaelem Steinem” D. A. Durhama – to pewnie będzie ulubione opowiadanie „silnych, niezależnych kobiet”? Ale poza tym że o kotach (a właściwie kocich duchach), wiele sobą nie niesie.

Publicystyka – trochę pokręcę nosem. Ja rozumiem, że politpoprawność, że opresyjne społeczeństwo, że nietolerancja itd. Ale żeby mniej więcej połowę artykułów o „The Walking Dead” i „Star Treku” poświęcić na rozważania o przełomowości zatrudnienia tego czy innego homoseksualnego aktora, to już chyba przesada. Czekam na to, by „przepytywacze” następnym razem zwrócili baczną uwagę na sprawy prześladowania w szkole, wycinania lasów deszczowych i alkoholizmu. To też są ważkie problemy współczesnego świata! A artykuł o „TWD” też jakiś taki… trochę chybiony. A właściwie chybia tych, którzy nie są fanatykami serialu. Bo dowiadujemy się, że na planie i poza nim jest świetnie, ciężko się z niektórymi pożegnać, ale o samym serialu – malutko.  Ale nie jest z tą publicystyką tak całkiem źle. Jest niezły artykulik o Thorgalu (ech, gdzie te czasy „Relaxu”…), o „cudownych” substancjach (tu meritum właściwie liźnięte, ale to temat-rzeka). No i bardzo solidny artykuł JeRzego o Dresdenie. To mogę czytać!

I kolejne, tym razem osobiste BTW – Dresdena poznałem właśnie dzięki „NF”-owym recenzjom i polecankom. Efekt – przeczytane wszystkie tomy i niecierpliwe wyczekiwanie na wiosenne wydanie „Changes”.

Się kurcze rozpisałem, to już teraz tylko krótko – komiks i recenzja planszówki na duży plus, reszta trzyma poziom.

Literówkowo – lekka obsuwa, bo osiemnaście. Jest dawno niewidziana literka „ć” zmieniająca się w akapit, jest przeszarżowanie z kursywą w artykule o TWD, przez co zlewają się wypowiedzi różnych osób.

I jeszcze pytanie do braci forumowej – co sądzicie o zdaniu: „(…)sędzia ubrana po cywilnemu – para spodni i biała koszula”. Czy ta „para” jest tu na miejscu? Czy wystarczyłoby – „spodnie i biała koszula”? Bo przecież pani sędzina nie ubiera się chyba „na cebulkę”, więc po co ta „para”?

 

PS. Najpierw piszę swoje wrażenia z numeru, a dopiero potem czytam dyskusje o nim. A tu dyskusja o fantasy. Ogólnie nie przepadam. Ale lubię co poniektóre rzeczy. Np. urban fantasy w wykonaniu Butchera. Bo w sumie – czy gatunek ma znaczenie, czy nasze czytelnicze wrażenia?

A co do chodzenia „na łatwiznę”… Twórcy kryminałów, ci to dopiero fuchy odwalają. Ktoś ginie i trzeba znaleźć mordercę. To jest dopiero sztampa i banał ;)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Po lekturze.

 

Okładka bardzo ładna. Czy Thorgal został Fremenem z Diuny? ;)

 

Teksty:

 

Z otchłani – duszne, mroczne. Mocny tekst, z mocnym zakończeniem. Niedopowiedziane i niezamknięte wątki współtworzą wrażenia, jakie zostają z tekstu. Mocna strona numeru.

 

Wybór – niby motyw ograny, ale dobrze się to czyta, tekst jako całość jest dobry. Nie zgodzę się z @Bellatrix odnośnie pierwszej części tekstu. Jak najbardziej opis wędrówki jest tu na miejscu, a ewolucja od zaufania, przez zainteresowanie do uspokojenia kupców jest w tekście uzasadniona.

 

Czerwień i biel – sposób napisania mocno nieprzystępny, a szkoda. Warto jednak przebrnąć, bo końcówka klimatyczna.

 

Diabeł i meskalina – mi akurat sposób pisania spodobał się. Jakiś taki klimat przypominający trochę gry paragrafowe, a trochę taką barową opowieść. To na plus. I tylko to. Na minus, że właściwie tekst z nijaką końcówką. Tzn. ktoś miał zamysł, ale niewystarczająco dobrze opisał finał, by nabrało do mocy, którą mogło mieć.

 

Wezwanie – tak jak lubię opowiadania z akcją, tak tutaj całość wygląda raczej jak scena z dłuższej opowieści. Niby jest początek i koniec, a jednak czegoś brakuje.

 

Zaraza – dobry pomysł, klimatyczny i mocne zakończenie. Osobna sprawa, ze mam pewien problem z czytaniem tego autora. Nie wiem czy to kwestia jego stylu pisania, czy może z tłumaczeniem, ale opowiadania Kena Liu klasyfikuję jako “nieraz dobre pomysły, często ciężki styl”. Może tylko ja to tak odbieram.

 

Rozczarowujące opowiadanie – podzielam opinię @Starucha.

 

Wszystkie dziewczyny szaleją za Michaelem Steinem – taka bajka. Może dla młodszych czytelników? Ale czytając to przez moment przypomniał mi się “Sen tysiąca kotów” z Sandmana (oczywiście nie stylem, ale tą sceną ze zgromadzonymi kotami, które proszą o coś kota-bossa).

@Natan – znalazłam je czystym przypadkiem, bo pisałam recenzję z głowy, nie mając numeru przy sobie i nie pamiętałam tytułów. Na stronie NF i w niniejszym wątku nie mogłam ich znaleźć, więc wklepałam w gugla jedyny tytuł, który pamiętałam :) (chemik jestem z wykształcenia, więc meskalina mi się zapamiętała ;P). I tak je znalazłam ;)

Staruch –„spodnie i biała koszula” rzeczywiście brzmi lepiej, ale co do„pani sędziny”, to nie powinno być pani sędzia?

Jestem wielkim zwolennikiem poprawności politycznej ;). A “sędzina” jest jednym z niewielu określeń kobiecej działalności (jak lekarka czy nauczycielka), których używam. Wszelkie słowa typu “ministra” czy “kierowczyni” uważam za… nietrafione.

Sędzina jest jednak OK, szczególnie jeśli jest to sędziwa sędzina ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Same kobiety-sędzie bardzo się oburzają na formę “sędzina” ze względu na to, że słowo to brzmi czasem nieco pobłażliwie, a czasem jakby podważano umiejętności (coś jak “dziennikarzyna”). Forma jako taka co prawda poprawna i osoby jej używające często nie mają na myśli wspomnianych znaczeń, ale jednak “sędzia” będzie bardziej trafione.

„(…)sędzia ubrana po cywilnemu – para spodni i biała koszula”. Czy ta „para” jest tu na miejscu? Czy wystarczyłoby – „spodnie i biała koszula”? Bo przecież pani sędzina nie ubiera się chyba „na cebulkę”, więc po co ta „para”?

Ja bym się nie czepiał. Nie napisano “jedna para spodni” – prawda? Więc bez przesady.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Sędzie się oburzają nie ze względu na brzmienie, ale na znaczenie, bo sędzina to żona sędziego. Sędzina w znaczeniu kobieta-sędzia to błąd, który kiedyś stanie się normą, a na razie jest do przełknięcia najwyżej w mowie potocznej.

Moja wypowiedzi nie były staranne, a tym bardziej oficjalne ;). I wolę “sędziny” niż “sędzie” zdecydowanie. Taki potoczny z natury jestem.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Sędzina to poprawnie żona sędziego.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Po polskim dziale.

 

"Z otchłani" – rzeczywiście klimatyczne, ale dla mnie mogłoby się skończyć przed sceną z kasetą.

"Wybór" – początek trochę w Conanowym stylu – zaginione miasto na pustyni, posągi przedstawiające obce bóstwa. Zakończenie idące w stronę horroru. Całość przedstawiona w antycznym klimacie. Podobało mi się to opowiadanie, nawet bardzo.

Shorty raczej do mnie nie trafiają i tym razem było podobnie."Czerwień i biel" jednak zasługuje na uwagę. Trochę pracy musiało kosztować autora doszlifowanie tego opowiadania stylistycznie, lektura na pewno nie była męcząca.

"Diabeł i meskalina" w ogóle do mnie nie trafiło. Zwłaszcza jeżeli, jak zauważyła Bellatrix, było to już w jakiejś formie gdzieś publikowane i teoretycznie powinno przejść przez więcej niż jedną selekcję.

A i horrory na listopad popieram, osobiście chciałbym tego więcej :) Co do krótszych form to  jestem przeciw. Mimo tego, że są raczej dłuższe opowiadania publikowane, to biorąc pod uwagę chociażby opinie na tym portalu, każdy znajduje coś dla siebie. Poza skrajnymi przypadkami, gdzie wszystkim się jakieś opowiadanie nie podoba, to często zdania są odmienne. To na pewno zaleta tego pisma.

"We chase misprinted lies, We face the path of time [...]"- Alice in Chains

3 punkty– ROZCZAROWUJĄCE OPOWIADANIE, Robert Shearman

2 punkty– WYBÓR, Anna Łagan

1 punkt– ZARAZA, Ken Liu

 

Dzięki temu numerowi wiem, że mam inny gust od Rafała Kosika, bo byłem w kinie na filmie MĘŻCZYZNA Z MAGICZNYM PUDEŁKIEM i wynudziłem się straszliwie. Jak dla mnie potencjał filmu został zmarnowany. Dobrze, że w kinie byłem przed zapoznaniem się z opinią RK, bo miałbym pewnie jeszcze większe oczekiwania.

Dość równy poziom opowiadań. Na plus wyróżniło się “Rozczarowujące opowiadanie”, dla mnie najlepsze w numerze. Nieco na minus “Czerwień i biel” i “Zaraza”. Chciałbym napisać coś więcej o tekstach, ale było ich duża, a czytałem długo, więc podaję tylko suche fakt na podstawie odnotowanych ocen.

Nowa Fantastyka