- Hydepark: Ile zajmuje Wam napisanie opowiadania?

Hydepark:

opowiadania

Ile zajmuje Wam napisanie opowiadania?

Temat prawdopodobnie już zagościł w Hyde Parku ("A nie łaska poszukać?!"), ale jakoś to przeboleję.

A więc: ile czasu potrzebujecie, by wyprodukować najwyższej klasy opowiadanie?

Komentarze

obserwuj

Zdefiniuj "najwyższą klasę".

www.portal.herbatkauheleny.pl

>1/2 joke mode on<  Najwyższej klasy tekst albo nigdy nie powstanie, albo jego tworzenie zajmie czas do końca Wszechświata. Powód jest prosty. Zawsze znajdzie się coś do poprawienia, dodania, skreślenia --- jeśli nie Ty sam wypatrzysz, to recenzent zauważy, testowy czytelnik przyczepi się i wytknie --- i tak dążenie do perfekcji sprawi, że nigdy nie skończysz dzieła. Rada: zadowól się tekstem zaledwie dobrym... >joke mode off<

A co uważasz za tekst najwyższej klasy?

Myślę, że nigdy nie jest to jednakowa ilość czasu. Przynajmniej w moim przypadku. Czasem kurczę pomysł się ułoży, wszystko zagra, jest czas, chęci, motywacja - kilka dni i po sprawie. A czasem wszystko ciągnie się w nieskończoność i nieraz bywa, że chce się już rzucić ten tekst w diabły i zacząć coś nowego. Wszystko zależy...:)

Pozdrawiam

Mój komentarz odnosi się do najwyższej klasy opowiadania - czyli takiego, które sam uważam już za skończone i jestem z niego zadowolony... przynajmniej umiarkowanie:D
Ale jeśli Autor posta ma inną definicję, to powyższy komentarz można pominąć:)

Każdy ma swoją definicję opowiadania najwyższej klasy. Chodzi mi o takie opowiadanie, które uważacie za kompletne. Czyli, innymi słowy, takie, po którego opublikowaniu nie będziecie ze strachem oczekiwać na najmniejsze słowo krytyki (o ile rozumiecie, co mam na myśli!).

Napiszcie po prostu, ile średnio zajmuje Wam napisanie opowiadania, i tyle.

Bardzo różnie. Mam chyba podobne doświadczenia do kolegi Redila. Czasem skrobnę coś "na kolanie", innym razem zajmuje mi to kilka dni, a czasem to i miesiąc potrafię nad czymś siedzieć. Zależy to od wielu czynników, np. czasem podczas pisania potrzebny jest tzw. research, a to wydłuża powstawania tekstu. Poza tym, codziennie spędzam osiem godzin w pracy, co przeszkadza w pisaniu. Przypuszczam, że Autorzy (literaci), którzy zajmują się zawodowo pisaniem, robią to znacznie szybciej.

Pozdrawiam

Mastiff

hm... opowiadanie i dowolne inne teksty piszę albo w kilka godzin (np. jazda pociągiem - świetny czas na bazgranie!), albo siedzę nad nimi kilka miesięcy. tych drugich z reguły prawie nie kończę, tylko pojedyncze wypadki chcą się zamknąć i domagają finiszu. zasadniczo - robię na szybko, od a do z, potem leżakuje, a potem idziemy na spacer do ludzi.

 

niektórzy jeszcze, pamiętaj o tym, najpierw robią plan opowiadania czy kluczowe sceny, a potem dokładają mięso na ten ruszt. wtedy czas pracy rozkłada się inaczej i można go inaczej traktować :)

(...) takie, po którego opublikowaniu nie będziecie ze strachem oczekiwać na najmniejsze słowo krytyki (...). 

Obawiam się, że takich opowiadań zwyczajnie nie ma. Jeszcze się taki nie urodził... Znasz zakończenie, prawda?

Wszyscy ładnie odpowiadają, tylko loża doczepiła się do sformułowania tematu... Jesteśmy okropni :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Hah, tak, zaiste! :P

Rzeczywiście, bardzo różnie. Szorta pewnego napisałem w 3 godziny i generalnie był tym, czym miał być w zamyśle. Jakbym miał wolne, czas na pisanie i napływ weny to strzelałbym w jakiś tydzień-dwa na napisanie niezbyt długiego, ale opowiadania-opowiadania. A z jednym pomysłem, już w dużym stopniu rozpisanym i z kawałkiem napisanym, chodzę od jakichś 2 lat ;)

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Bardzo, bardzo różnie. Rekord prędkości pobiłem, starając się zdążyć przed końcem konkursu na tekst w uniwersum Tolkiena. "Dzieło", które poszło do konkursu napisałem w ciągu 45 minut. Najdłużej trwają u mnie przerwy, w których grmadzę reaserch, wynajduję nowe pomysły i zwyczajnie rozmyślam nad tekstem. Odkryłem, że im więcej myślę nad samym pomysłem, tym bardziej dopracowany i pozbawiony błędów logicznych stanie się na końcu. To może niebyt odkrywcze odkrycie, ale czasem trudno jest nie usiąść ("już! teraz!") do klawiatury i nie wylać słów, które kłębią się pod czaszką. Czyli podsumowując: kiedy już usiądę, to tekst, który wychodzi na jakieś 15 stron spłodzę w kilka dni. Najtrudniej jest usiąść. Szczególnie po dłuższej przerwie.

Mi zazwyczaj wychodzi 3 do 5 wieczorów + 1 na sprawdzenie i poprawki.

Z tym, że ja wychodzę z założenia, że opowiadanie ma po prostu być wewnętrznie spójne, estetycznie sformatowane i poprawne językowo --- bo o jakiejś tam najwyższej klasie to będzie można mówić po napisaniu, powiedzmy, ze stu historii.

pozdrawiam

I po co to było?

hm, jeżeli jest pomysł i czas (ha ha, czas) to trzy - cztery wieczory. Plus ze dwa tygodnie na dopieszczanie, bo zawsze robię nieskończoną ilość korekt. Ostatnie opowiadanie napisałam w dwa dni, za to poprawiałam przez trzy miesiące, bo bez przerwy coś mi nie grało... a ja lubię wypuszczać w świat teksty, które (przynajmniej w moim odczuciu) są jak się tylko da "wyczyszczone" językowo, stylistycznie etc. :)

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

W sumie nie ma znaczenia, jak długo się pisze, no bo jakie niby może być? Może to być dopiero ciekawe w wypadku jakiegoś sławnego pisarza.

Swje teksty piszę bardzo różnie, przykładowo "Czarodzieja i Lichwiarza" pisałem 2 lata, a mój ostatni twór 'Koko bajka " napisałem jednego dnia, nudząc się w pracy.

Te opowiadania, które uznaję za w miarę udane, piszę w mniej więcej cztery do ośmiu miesięcy. Czasami miewam przebłyski, w których tworzę opowiadanie w kilkanaście godzin, ale takie teksty praktycznie nigdy nie okazują się dobre.

Później dopiero korekta (ukłony w stronę Aubrey), ewentualne ostatnie szlify i leci w świat. Niemniej to nigdy nie jest "opowiadanie skończone". 

Co to jest "najwyższej klasy opowiadanie"? Ja zaryzykuję tezę, że nie istniej coś takiego. Nie ma obiektywnego miernika jakości sztuki (ba, na tym przecie sztuka polega!). Tym samym nie ma czegoś takiego, jak "najwyższej klasy tekst".

Jest tekst, który autor uważa za skończony/taki, który ciężko juz poprawić - i o takim nie potrafię się wypowiedzieć, bo za mało jeszczem stworzył. Wiem, że w tekście zawsze da się coś poprawić. Wiem, że czasem jest pomysł, w którym można dłubać rok czasu z niezbitą pewnością, że jeśli nie dziś to jutro dopchnie się go do końca, a czasem ma się pomysły, które albo się napisze w godzine, albo wcale.Vena to po łacinie "ta, która przychodzi" i dokładnie tak jest z owym słynnym natchnieniem: czasem jest, a czasem zwyczajnie go brak i wtedy lepiej nie brać się za nic amitnego, bo zazwyczaj po prostu nie wyjdzie.

 

Jest też tekst, który czytelnicy uznają za znakomity. Ale w tym przypadku jeszcze mniej da się przewidzieć niż w przypadku natchnienia. ;)

U mnie czas ten waha się od jednego wieczoru do kilku(nastu?) lat. Dla przykładu, z mojego portfolio, opowiadanie "Z mojego mózgu. Pamiętnika znaczy." powstało w jakieś 3-4 godziny (mimo bawienia się formą), po prostu od razu wiedziałam co chcę napisać, jak chcę napisać i jak ma to wyglądać (najwięcej zeszło z formatowaniem tekstu, żeby osiągnąć zamierzony efekt). Na drugim biegunie, opowiadanie "Winda" dokańczane było po roku czy dwóch, potem przez kolejne kilka lat wygładzane i poprawiane.

Od tygodnia do kilku mcy :D od pierwszego zdania do finalnego efektu. Najgorsze jest poprawianie i czytanie po kilka razy. Samo napisanie dwudziestu stron, to około trzech tygodni, niestety rzadko mam tak, że mogę usiąść i pisać sobie kilka godzin. Moje najszybsze dziesieć stron to było w kilka godzin, ale nikt ani nic mi nie przeszkadzało.

Niestety najgorsza jest proza życia ;p 

Mój rekord pisania opowiadania, z którego byłam zadowolona to 1,5 - godzinny wykład. To mi się niestety jednak wyrównuje na minus, kiedy myślę nad czymś miesiącami. A przy dłuzszych formach to i latami ;/

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Niby ciekawy temat, ale całkowicie teoretyczny. Przyznam się, że zdarzyło mi się napisać znośnego shorta w godzinę. Dłuższe opowiadania pisywałem do miesiąca. Jakbym się na tym znał, to upierałbym się, że najlepiej pisać po kawałku, jedna strona dziennie. Wtedy stężenie "myśli" nie spada pod poziom "wody".

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Gorzej, jak jednego dnia wena wylewa ci się uszami i nie możesz oderwać się od długopisu/klawiatury, a w Twojej głowie bohaterowie prowadzą ożywione dialogi i popijają tequilę... a następnego dnia ledwo pamietasz jak się nazywasz i co masz do zrobienia ;) Ja niestety pisuję skokami, czekając na wenę, nie jestem w stanie zmusić jej do przyjścia np. między 9 a 11 rano, żebym nie wiem ile gapila się w pustą kartkę.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Moim zdaniem słynna "wena" to całkowity mit i bajanie. Albo się umie pisać, albo nie. A jak już się umie to kluczową sprawą jest z tej umiejętności korzystać konsekwentnie. Pisanie codziennie po kawałku daje gwarancję, że coś będzie się miało nowego do powiedzenia. Każdy dzień przynosi nowe doświadczenia :)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Nie zgodzę się, Rinos. O królu Wiśniowieckim napisano, że znał osiem języków obcych, ale w żadnym nie miał nic do powiedzenia. Nie inaczej może być z pisarzem. Jak nie masz dobrego pomysłu, to najwyższej nawet klasy technika na nic się nie zda.

Świętomir, właśnie zrównałeś mitologiczną wenę z pomysłem. To nie to samo. Zgodzę się z Rinosem, wena nie ma nic do rzeczy. Liczy się pomysł, plan i konsekwencja. :)

Ja też nie zgadzam się z rinosem. Dwie godziny siedzenia przed komputerem i też dwie linijki tekstu, które to linijki potem skasowałem --- oto skutek przymuszania się, "no bo przecież coś wymyślę". Akurat... Jak nie ma koleżanki Muzy w okolicy, to można klawiaturę polerować, a nie pisać. 

Ale, co mnie trochę zastanawia, nikt słowem nie pisnął o jeszcze jednej przeszkodzie w przelewaniu myśli na ekran / dysk. Gdy ma się dwa teksty, jednocześnie odpowiednie do nich pomysły, plany itd., z chęcią pisania włącznie --- i cholera człowieka bierze, bo przed nosem tekst A, a myśli biegną ku B; no dobra, klik klik, jest B --- i chała z groszkiem, po trzech zdaniach "natych" wraca ku A... Na drugi dzień oczy w słup: co robi opis startu rakiety w opowiadaniu o zakochanym magu? Albo scena miłosna w połowie rąbaniny na lasery?...

A ja popieram rionsa. Dla mnie najlepsza metoda to codziennie po trochu. Robię coś codziennie, chociaż niekoniecznie piszę gotowy tekst, bo coraz bardziej przekonuje się do sporządzania szczegółowych szkiców i notatek. Na brak pomysłów nie narzekam, wręcz przeciwnie. Inna sprawa, że nie wszystko co zrobię uznaję za warte pokazania światu.

Smutna kobieta z ogórkiem.

Jak nie mam nastroju do pisania, to mogę do woli porządkować sobie notatki, rozpisywać tabelki i rysować mapki. Ale akapitu nie napiszę, bo już wiem, że nie będzie nic wart i zostanie wyrzucony następnego dnia. Boję się równoległych rzeczywistości, w których niewykorzystane wątki i zmarnowane postacie ostrzą sobie na mnie zęby ;(

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Teksty mnie zadowalające piszę różnie. Najszybsze pisanie było kwestią 2-3 godzin, a najdłuższe trwało rok. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że najczęściej jest to u mnie kwestia miesiąca albo dwóch, wtedy mam czas coś napisać od A do Z i co jakiś czas tekst czytać ponownie, żeby był dopieszczony.

Prawdopodobnie żaden autor nie napisze opowiadania "krytykoodpornego". Jeśli twórca swoje dzieło uważa za idealne, to chyba jest arcygeniuszem literackim albo zwykłym arogantem.

42


Moje najlepsze opowiadanie pisałam 15 minut.Po napisaniu dotarło do mnie, że nie umiem uzewnętrznić tego, co chciałabym przekazać.Dlatego, jako dumna nie-autorka nie mogę zbyt wiele doradzić. Tyle tylko, co w praktyce widziałam u ludzi pióra i wiem, że się sprawdzało. Dlatego polecam bardzo to, co napisała w przedmowie do swoich opowiadań (bodajże tomik "W tańcu") Joanne Harris. Wspaniale radzi sobie z krótką formą, znacznie lepiej niż z byle "Czekoladą" z którą, helas! jest w Polsce głównie kojarzona. Nie ma przepisu uniwersalnego.

Cięzka sprawa. Zalezy od przygotowań. Ostatnio robię to corazz stranniej. Na chwilę obecną siedże drugi dzień nad mitologią slowianska i staram się ją jakoś podporzadkować pod to co napiszę. Potem zostaje jeszcze zaczerpnąć źródeł lub chocby opinii na temat budowy wiosek na terenie beskidów w X wieku. Uszeregować fabułe i mozna pisać.

Wena jest ważna. Bez weny można się zmuszać, ale wychodzi raz lepiej, a raz gorzej. Wena to taki stan, kiedy możesz pisać i pisać, i pisać i nie czujesz upływających godzin. Jest jednak jedna rzecz gorsza od braku weny. To obecność weny w momencie, w którym nie można jej wykorzystać, bo do zrobienia jest coś koniecznie ważniejszego... Dlatego też "nawenowanie" znacznie skraca okres pisania tekstu, przynajmniej dla mnie.

Napisanie opowiadania średnio zajmuje mi... różnie to bywa ;) Najkrócej 4 dni, najdłużej 1,5 roku, zależy od ilości wolnego czasu i tego, jakie to ma być opowiadanie.

Nowa Fantastyka