- Hydepark: Szczęśliwe zakończenia

Hydepark:

książki

Szczęśliwe zakończenia

Heya ludki:) Ostatnio czytalam sobie ,,Great Expectations'' Dickensa. Dowiedzialam się, że są dwie wersje zakończenia. Jedna, happy end – ta oficjalna, bez happy endu – nieoficjalna, pasująca do wymowy utworu. Przypomnialam sobie aferę z Potterem i porównalam film ,,Forest Gump'' do książki. I zaczęlam się zastanawiać – wolalabym trzymać się planu i zakończyć książkę/opowiadanie po swojemu, by końcówka odzwierciedlala treść utworu i wstępny zamysl, czy ulec presji czytelników. I tu jest pies pogrzebany – nie wiem, ale chyba preferowalabym pierwszą opcję. Co wy o tym myślicie?

Komentarze

obserwuj

Mówi się, że najlepiej pisać to, co się czuje. I myślę, że to prawda. :)

Mee!

No i jeszcze w opcji bez happy endu są pewne kontrowersje i pewnie więcej by się o nim mówiło, więc jest lepsze. Najlepiej wybierać "pasujące" do opowieści, oczywiście może to być też happy end. Oczywiście do momentu gdy pod domem nie zbiera się tłum zdenerwowanych czytelników z widłami.

Hehe, tak, to bylo by przykre;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Zakończenie Pottera uważam za jedno z najgorszych w historii literatury. I nie mam tu na myśli tylko łzawego i kompletnie nieprzemawiającego do mnie epilogu – to już totalna porażka… Pisanie dla czytelnika czy fana powinno koncentrować się na tym, żeby czytelnik był w stanie zrozumieć utwór i się w niego wciągnąć. Czas który poświęca się na kompozycję, budowę postaci, rozplanowanie zwrotów akcji – to czas na myślenie o odbiorcy. Zakończenie, które jest napisane tylko po to, aby spełnić oczkiwania czytelnika, a nie żeby dobrze i wiarygodnie zakończyć historię, to nie jest dobre zakończenie.

Zakonczenie zawsze musi byc pisane dla fabuly, a nie dla czytelnika, bo to wymog techniczny. To fabule projektuje sie dla czytelnika – w zaleznosci od tego, co chcesz mu powiedziec, taka a nie inna bedzie wymowa calego utworu, a wiec wszystkich jego poszczegolnych czesci, a nie samego tylko zakonczenia. Happy endy nie sa zle tylko dlatego, ze sa happy; sa zle, jesli sa happy z absolutnej dupy.

Ja akurat, pisząc, myślę nie o odbiorcy, a o sobie; wychodzę po prostu z założenia, że jeśli mnie tekst raduje, to uraduje innych. Jeśli nie. No cóż. Bywa. Ostatecznie to moje nazwisko widnieje na okładce, to ma być konstrukt mojej czaszki, a nie wymuszony, obcy, dostosowany… brr…

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

Z takiej sytuacji pomaga wyjść zakończenie otwarte ;) Każdy sobie dopowie czego oczekuje.

A jak czytelnicy będą zawiedzeni, i "odbiorą ci prawo do kontynuacji serii"? :) Poważnie, to pewnie (o ile by mnie fani na forach nie przekonali, że są spragnieni optymistycznej bajki, i przy negatywnym zakończeniu mogę być oskarżony o nieumyślne spowodowanie samobójstw i samookaleczeń) pisałbym to sensownie wynikające z fabuły. Zawsze przy odsprzedawaniu praw do ekranizacji można się będzie trochę potargować. ;)

Problem z Potterem jest taki, że podobno to "19 lat później" napisała jako pierwszy tekst, potem długo nic i wreszcie całą resztę – dlatego chyba jest takie beznadziejne. Ja wolę, żeby nie było tak słodko, ale przecież wszystkich nie można uśmiercić. Bardzo ładnie wybrnął z tego Grzędowicz w "Panu Lodowego Ogrodu". A ekranizacje? Cóż, to u filmoznawców zawsze kostka niezgody ;) Jednak jak się czyta "Mgłę" Kinga a ogląda film… w filmie wyszło im o wiele lepiej. PS Dwa zakończenia to nic! Jakiś horror – chyba "Blair witch project" (szczerze to nie pamiętam, ale tak mi się wydaje) ma aż trzy zakończenia. A potem zwykle ludzie kłócą się, kto ma rację. Bo wszystkie trzy istnieją w "głównym obiegu"

Anna Karenina też ma dwa zakończenia, w zależności od kraju odbiorców…

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Chciałbym doczekać chwili, gdy fani jakiejś mojej powieści (a takowe na razie jedynie w dalekich planach) masowo (a więc trochę by ich musiało być) zaprotestują przeciw jej zakończeniu. Wtedy, uszczęśliwiony, będę się zastanawiać, jak temu pięknemu problemowi zaradzić.

Unfall i tego sobie wszyscy życzmy :D

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Jeśli fani będą stać pod twomi drzwiami z widłami, żądając innego zakończenia, to znaczy, że robisz dobrze ;)

Nie odkładaj nig­dy do jut­ra te­go, co możesz wy­pić dzisiaj (JT)

Na razie się nie zapowiada, ale tak jakoś gnębi mnie ten problem. Podoba mi się propozycja otwartego zakończenia. Kiedyś czytalam ,,Dawcę'' Lois Lowry. Zakończenie książki wydawalo się otwarte i choć wszystko przemawialo za tym, że doszlo do nieszczęścia, bylam zadowolona. Humor mi się popsul, gdy dowiedzialam się o trzech kolejnych tomach (slabych) i poznalam faktyczne zakończenie serii. No ale cóż…

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Aż dziwne, że nikt nie wspomniał Sapkowskiego, "mistrza" zakończeń. Ja jestem za tym, aby autor kończył tak jak mu się to podoba. DLatego Sapek, aż tak mnie nie razi.

Work smart, not hard

Zakończenia powinny być takie jakie chce autor, a nie czytelnicy. Bo kiedy zachowanie jednej z postaci nie podoba się czytelnikom, to raczej specjalnie się jej dla nich nie zmienia, prawda? Chociaż dla mnie książki mogłyby nigdy się nie kończyć, ponieważ nawet jeśli główny bohater (albo kto inny) umiera to godzinami rozmyślam co dzieje się z postaciami np. epizodycznymi. Jednak to jest jedna z głównych zalet wielu moich ulubionych powieści – kończą się tak, że nie da się o nich szybo zapomnieć, a w głowie obija mi się nieustannie pytanie "I co było dalej?". :) PS Czytelnicy pod moim domem z widłami i pretensjami dotyczącymi zakończenia moich (na razie planowanych) książek? Hmmm… kusząca propozycja. ;)

Nie publikuję, więc nie mam problemu z presją czytelników, ale przyznam, że czasami się zastanawiam jak to jest, mieć taki problem. Wracając do tematu. Wolę zakończenie spójne z całością wizji autorskiej, i wtedy nie zastanawiam się specjalnie czy mi się podoba. Przyjmuję do wiadomości. Dawniej najwyżej popuszczałem wodze wyobraźni i wymyślałem sobie alternatywę. Miałem parę chwil dodatkowej frajdy okołopowieściowej. Nie znoszę natomiast zakończeń zbyt otwartych. Nawet w powieści w odcinkach. Książka powinna się skończyć. Jakkolwiek ale jakoś. Niechby nawet na wiele sposobów. O ile otwarte zakończenie nie jest kunsztem samo w sobie, to wygląda dla mnie jakby autorowi brakło konceptu i wyobraźni. Albo, co gorsza, próbował w idiotyczny i wkurzający sposób zmusić do kupienia kolejnego tomu. U mnie akurat dostaje bana. Natomiast głosy czytelników mogą być chyba inspirujące. Podsunąć autorowi jakieś ciekawsze spojrzenie na własne powieści. Chyba bym się przed tym nie bronił na siłę.

A propo owartych zakończeń. Przypomniala mi się taka jedna książka, ,,Tunele''.  No niby seria się skończyla, ale zakończenie  sugeruje co innego. Malo. Sam wydawca umieścil na okladce sugestie, że to być może jeszcze nie koniec. Tak przynajmniej jest na polskiej okladce z tego, co slyszalam, bo  czytalam tylko angielską wrsję.

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Też lubię zakończenia z krwii i kości, ale nie zgodzę się, że otwarte zakończenie świadczy o braku talentu, albo o braku talentu, ewentulanie o braku talentu, bo są takie powieści (Solaris), że za wyjaśnione, wyłożone, domknięte zakończenie pojechałbym, i uciął autorowi jajca.

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

Solaris czytałem dość dawno, ale wydawało mi się, że wątki zostały domknięte. A że nie wszystko do końca wyjaśnione… To jest pewnie właśnie ten "kunszt" :) Nie oczekuję po zakończeniu ogłoszenia "końca dziejów", tylko domknięcia pewnego ich okresu (widzianego z pozycji głównego bohatera). Przy okazji tematu, zastanawiam się, czy łagodzenie i upozytywnianie zakończeń jest poprzedzane badaniami nad odbiorem konkretnego utworu, czy wynika jedynie z ogólnej "poprawności politycznej". I czy w ogóle dowiedziono, że zmiana zakończeń ma pozytywny skutek, zwiększa oglądalność, popularność albo ma jakieś pozytywne skutki społeczne.

Nie wiem jak jest ze szczęśliwymi zakończeniami, ale wiele osób obraża się na dany utwór lub serial i nie ogląda dalej po śmierci ulubionego bohatera ;)

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Noo, myślę, że bylabym zdruzgotana, gdyby mój ulubiony bohater umarl, ale raczej nie przestalabym oglądać bądź czytać;P Chociaż nie trafilam chyba jeszcze na taki, który aż tak by mną wstrząsnąl;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

“Mówi się, że najlepiej pisać to, co się czuje. I myślę, że to prawda. :)”

Najlepiej pisać to, co się czuje, jeśli pisze się do szuflady. Natomiast jeśli chcemy pisać dla czytelników, musimy brać pod uwagę ich zdanie. Między innymi dlatego oddajemy swoją pracę edytorowi, który kasuje połowę “tego, co czujemy”, żeby książka miała ręce i nogi.

oddajemy swoją pracę edytorowi, który kasuje połowę “tego, co czujemy”, żeby książka miała ręce i nogi.

Soooo true :D

Ja najbardziej lubię zakończenia otwarte lub dwuznaczne. Ale tylko, kiedy piszę. Kiedy czytam, chcę, żeby autor zakończył tak, jak mi by się podobało :D Nie zawsze happy endem. Ale też nie lubię, gdy wciskają smutasy tylko dlatego, bo wydaje im się, że wtedy zostaną zapamiętani. Czasem happy end to najlepsza, najbardziej pasująca opcja.

https://www.martakrajewska.eu

Ja lubię zakończenia zamknięte, wyczerpujące fabułę, rozwiązujące wszystkie wątki i wyjaśniające tajemnice. Niekoniecznie muszą być szczęśliwe.

Life is not measured by the number of breaths we take, but by the moments that take our breath away.

Nowa Fantastyka