- Hydepark: Jak postrzegacie język?

Hydepark:

inne

Jak postrzegacie język?

Usłyszałam niedawno: "Nigdy nie lubiłem uczyć się języków obcych, bo to pamięciówka". I bardzo mnie to zaskoczyło, ponieważ ja (jak przynajmniej częściowo uświadomiłam sobie podczas i w wyniku rozmowy) uczyłam się głównie z tekstów. Tam miałam słowa wplecione w całą sieć zależności: były czasownikami i przymiotnikami, orzeczeniami i podmiotami… Nieznane wyrazy często dało się zrozumieć z kontekstu. A jak już zrozumiałam, to i zapamiętywanie szło łatwiej. Lista oderwanych słówek do wyrypania wydaje mi się pomysłem, delikatnie rzecz ujmując, dziwnym.

A przecież to dopiero początek: słowa mają swoje genealogie i rodziny, jedno wywodzi się z drugiego:

ręka => rękaw => zarękawek, bezrękawnik

 

Wystarczy zrozumieć części składowe, żeby pojąć znaczenie całości:

im/ in [wewnątrz, do] + port = wpływający do portu <=> import.

 

Często słowa brzmią/ wyglądają podobnie w różnych językach, bo pochodzą od wspólnego korzenia:

komputer to compute.

 

Ja w tym wszystkim widzę mnóstwo logiki i prawidłowości do zrozumienia! I nie mam tu na myśli gramatyki.

A Wy? Jak uczycie się języków obcych (i ojczystego też, w końcu, czym on się różni)? Wzrokowo, czy jakoś inaczej? Słuchając, czytając, mówiąc, pisząc? W jaki sposób najchętniej i najszybciej? Dostrzegacie związki wewnątrz i między słowami? Może zaczynają być widoczne dopiero po spełnieniu jakiegoś warunku?

Nie, nie piszę nic na ten temat. Ani referatu, ani opowiadania. Tak po prostu, zaintrygował mnie jakiś problem i z czystej (pustej?) ciekawości się dopytuję: jak to robią inni?

Komentarze

obserwuj

Ja zaczęłam się uczyć niemieckiego w ósmej klasie podstawówki ( od razu wiadomo, jak było to dawno) na jakimś kursie. Tam zaczynaliśmy od prostych tekstów. Później poszłam do liceum z wykładowym niemieckim i dopiero się zaczęło. Ponieważ lekcje były codziennie (chodzi mi o język) materiału było straszliwie dużo. Zawsze nauczyciel opierał się na jakimś tekście i nigdy nie było sprawdzania słówek na wyrywki – zawsze sprawdzanie przebiegało w formie jakiejś wypowiedzi (ustnej bądź pisemnej) albo w formie scenki -np. w sklepie, kiedy trzeba było "odegrać" kupującego i sprzedawcę. Na studiach nikt się już nie przejmował tym, jak się nas uczy. Były teksty, które należało znać, umieć się o nich wypowiedzieć. Dotyczyło to zarówno praktycznego niemieckiego, jak i literatury. A jak najlepiej się nauczyć? POznać podstawy w szkole/na kursie, a potem wyjechać do danego kraju. I ograniczyć kontakty z rodakami – ta metoda jest najszybsza i najbardziej produktywna.  

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A jeśli chodzi o polski – odkąd nauczyli mnie literek – czytam. I już.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Mnie najlepiej uczy się "całymi zdaniami", staram się zapamiętywać nie tylko poszczególne wyrazy ale i to, w jakim sąsiedztwie się znajdują, jaką przyjmują formę, od jakich innych wyrazów pochodzą. Trochę inaczej miałam z portugalskim – tutaj po krótkim przeszkoleniu gramatycznym głównie uczyłam się ze słuchu, z rozmowy z native speakerem. Ma to swoje zalety – potrafię płynnie zamówić podwójną kawę z mlekiem i porozmawiać o ostatnio widzianym filmie – ale ma też wady, nie stworzę w tym języku podania o pracę. Dlatego najlepszy jest złoty środek, czyli trochę czytać, trochę mówić, trochę słuchać, liznąć trochę gramatyki u kogoś mądrego…

Hmmm… Ojczysty głównie przez lekturę, od brzdąca. Zagramaniczne zawsze użytkowo: a więc przez dialog, osłuchanie (oczywiście gramatyka i czasy, zmora, zawsze musiały być na którymś etapie), oglądanie filmów (początkowo z napisami, potem juz bez, najbardziej podnosiło mi zrozumienie ze słuchu), czytanie tekstów 'branżowych' – bo terminologia czasem odstaje od potocznego języka potwornie. I zawsze, zawsze zaczynało się od nauki pikantnych wyzwisk ;) Niektóre potrafię powiedzieć, ale nie napisać, do dziś ;) Poza tym nic tak nie daje kopa, jak pomieszkać w obcej ziemi czas jakiś, kupić jeść, kupić piwo, bełkotać przy piwie, kupić coś na kaca, pożartować (o, przez żarty bardzo dużo), porozmawiać o pierdołach. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy po powrocie ze Szkocji na ulicy – słyszałem szum polskiego, ale nie rozumiałem, bez skupienia się, pojedynczych wyrazów. Po paru dniach przeszło, głowa się w końcu przestawiła.   Wychodzi mi więc, że uczyłem się zawsze kontekstowo.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ja podobnie do Rybencjusza. Z rozmowy, filmów+napisy, z piosenek, od dziewczyn, z którymi się korespondowało… Co jakiś czas (przynajmniej z angielskim i francuskim) cementowałem zdobytą wiedzę jakimś podręcznikiem do nauki. Z niemieckim nie udało mi się nigdy… Verfluchte! :) A komputer – we francuskim – nie chce być komputerem :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Schickst du ein Sweetfoto ab? :D koiku, ty Cyrano! :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Wydaje mi się, że najlepsza jestmetoda, o której pisze bemik. W szkole uczyłam się niemieckiego – sprawdziany polegały na wypisywaniu pojedynczych słów, masakra, nigdy się nie nauczyłam, nie lubiłam tego języka. Ale uczyłam się też angielskiego, szło mi zdecydowanie łatwiej, choć do dziś nie powiedziałabym, że UMIEM. Alle gdy znalazłam się wśród osób mówiących po niemiecku, pierwsze, co robiłam, to pytałam błagalnie "do u speak english?" ;) Wydaje mi się, że z językami bardziej popularnymi jest o tyle łatwiej, że człowiek ma większą szansę się osłuchać, choćby słuchając muzyki, oglądając filmy, jest więcej dostępnych publikacji. Dzięki temu język obcy staje się "mniej obcy" ;) Kiedyś się nauczę francuskiego, jest bardzo melodyjny.

Przynoszę radość :)

Ja się w tym semestrze uczyłem ruskiego. 14h/tygodniowo, lektorki cały czas mówiły po rosyjsku, w domu robiłem stosunkowo niewiele, ale postęp jest całkiem spory. Dość poważna teoria językowa głosi – jak się dowiedziałem z mądrej książki – że zdolność do opanowania języka to wrodzona kompetencja każdego zdrowego mózgu, działająca po prostu w kontakcie z tym językiem. 

I po co to było?

Dziękuję za wszystkie wypowiedzi. Niestety, chwilowo mam w sobie zbyt wiele wina, rozsądnie się do nich odniosę, jak przetrzeźwieję. Ale komentujcie, komentujcie… Kiedy zakładałam temat, chciałam się dowiedzieć, jak działa ludzki mózg. Czy koniecznie tak samo jak mój? Wątpię. Więc, jeśli inaczej, to jak? Dzielcie się wrażeniami. A ja idę komentować teksty. :-)

Babska logika rządzi!

Po winie, gdy komentarz się nawinie – chyba, o tam, łez rzeka dziś popłynie… ;) Anet – angielski na poziomie komunikatywnym to bardzo prosty język. Wystarczą trzy czasy i zasób około tysiąca, półtora tysiąca może, słów – i możesz normalnie funkcjonować. Między innymi dlatego, choć nie tylko, wyparł francuszczyznę jako ponadnarodowy język. Niemiecki, mimo podobnej konstrukcji, jest jednak trochę bardziej skomplikowany. Syf – skoro łatwo na obczyźnie idzie przyswoić, ta teoria nie dość, że poważna, to poparta obserwacjami chyba jest. :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ja nie mówię, że język trudny, tylko, że moje umiejętności słabe ;)

Przynoszę radość :)

Hmmm… ja się odnosiłem do tego, że wolałaś po abla niż po gjermańskij :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

:)

Przynoszę radość :)

Jeszcze raz dziękuję za wszystkie wypowiedzi. No tak – najszybciej się człowiek uczy, kiedy nie ma innego wyjścia. Albo wytłumaczysz otoczeniu, co masz na myśli, albo nie dostaniesz jeść, pić i czego tam jeszcze potrzebujesz. Odnoszę wrażenie, że nauka słówek razem z kontekstem ma przewagę. Wydaje mi się, że język ponadnarodowy to bardziej kwestia historii i ekonomii niż gramatyki. Jak trzeba dogadywać się z kupcami władającymi czymś skomplikowanym, to powstaje kolejny pidżyn. A przy uniwersalnej mowie ludzi wykształconych (względnie innej elity) skomplikowana odmiana nie ma aż takiego znaczenia. Trochę brakuje mi komentarzy na temat budowy słów. No, nie wstydźcie się. :-)

Babska logika rządzi!

Finkal, Angielski ma kilka praktycznych przewag:  – na poziomie komunikatywnym jest łatwy do opanowania (argument ekonomii czasu potrzebnego do zdobycia umiejętności)  – Hollywood produkuje rocznie więcej filmów, blockbusterów i innych takich, które ogląda połowa świata – niż cała Europa razem wzięta (argument kulturowy, chyba nie mniej ważny)  – Hamerykanie i Brytole wydają kilka najbardziej prestiżowych periodyków naukowych, gdzie teksty sa publikowane po angielsku (argument wymuszenia języka w środowisku naukowym… no dobra, trochę naciągany, ale nie chciałem tego pomijać).  – Sporo byłych kolonii po Wlk. Brytanii do dziś angielski utrzymuje jako główny lub jeden z głównych języków urzędowych (argument dużej bazy posługujących się mową – ale nie decydujący, hiszpańskim zdaje się posługuje się więcej ludzi na świecie) :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Psycho, my się sprzeczamy, czy zgadzamy? Owszem, angielski jest prosty. Odmiana praktycznie nie występuje, banalne tworzenie liczby mnogiej, jeden dopełniacz saksoński, jedno -s w trzeciej osobie liczby pojedynczej, wyjątków niewiele, słowa zwykle proste, "frejzeli" na upartego można nie używać. Wniosek: nie ma potrzeby tworzenia pidżynu. I like it. <=> Moja to lubić. Tak, najbardziej prestiżowe czasopisma wychodzą w języku angielskim. To ta historia, o której wspominałam. A przecież nie zawsze tak było – jeszcze niejaki Newton wiele prac (w tym tę, za którą cenimy go obecnie) pisał po łacinie. Teraz nikomu by to do głowy nie przyszło? Co się zmieniło? Ano miał miejsce znaczący postęp w nauce zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej, herbatka bostońska, procesy nacjonalistyczne i jeszcze kilka drobiazgów. Z tych samych powodów to Hollywood zalewa świat filmami z wypasionymi efektami specjalnymi. A zresztą, często ogląda się je z dubbingiem albo napisami. Tak, kolonie posługują się językiem (byłego) suwerena. Tak jest wygodnie, bo tak było od dawna, więc warstwa panująca/ arystokracja, wszystkie dokumenty, urzędnicy… Znowu historia. Ale narzecza powolutku się rozjeżdżają. Są jakieś różnice między BBC, hamerykańskim i australijskim. I tak na marginesie: zdaje się, że ludzie, dla których angielski jest językiem ojczystym powolutku stają się mniejszością wśród spikających. I chyba nie są przeszczęśliwi z tego powodu.

Babska logika rządzi!

Chciałem się z tą historią nie zgodzić, ale… już się zgadzam ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Na temat: A ja uczę angielskiego, i nie mam pojęcia jak sam się go nauczyłem. A nauczyłem się całkiem nieźle, bo i wśród nauczycieli zróżnicowanie poziomów (oględnie mówiąc) istnieje. Na szczęście mam po prostu do języków obcych talent i bardzo żałuję, że dotąc nie nauczyłem się porządnie jeszcze choć jednego-dwóch. Finklo, piszesz "wyjątków niewiele"… można to ująć też inaczej: skoro właściwie od każdej zasady gramatycznej są "wyjątki", to może uznajmy, że reguły dotyczą jedynie znacznej większości przypadków:) I już nie mamy wyjątków, tylko zupełnie wariackie zastosowania różnych rzeczy, ale przecież wiadomo z góry, że "tak też może być":)

A co powiecie o idiomach? Miałam kiedyś znajomych Niemców, którzy całkiem sprawnie posługiwali się jezykiem polskim. Często bawiliśmy się w dosłowne tłumaczenie idiomów: np. "wszystko to lipa" dawało "alles Linde". Weszło im to potem w krew i było z tego sporo śmiechu, kiedy używaliśmy tego w normalnej rozmowie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Tintnie, jak zwał, tak zwał, może być po Twojemu. :-) Bemik, zgadza się, że idiomy mogą dać wiele radości. Swoich często jakoś się nie dostrzega, właśnie dopóki nie weźmie się za nie obcokrajowiec albo małe dziecko. :-)

Babska logika rządzi!

O nauce polskiego się nie wypowiem, bo to wchodzi w krew: kiedy wszyscy wokół się nim posługują, to i Ty zaczynasz. Książki i inne czytanki tylko dopełniają dzieła.   Co do angielskiego (bo to jedyny język obcy, którego tak naprawdę się uczyłem – próby germanizacji pomijam), to właściwie na każdym etapie szkolnym (podstawówkę, gimnazjum i liceum) byłem wśród najlepiej go znających osób w klasie. Wnioski: daje to nędzne świadectwo naszemu systemowi edukacji, bo płynnie i bezbłędnie to ja do tej pory z angielskiego nie korzystam. Dalsze wnioski: trudno się nauczyć dobrze języka, mając do dyspozycji same podręczniki i lekcje, na których głównie uczy się nas budowy gramatyki i korzysta się z ćwiczeń zawartych w tychże podręcznikach. Dlatego, żeby rzeczywiście czegoś się nauczyć, trzeba było wyjść poza to: ustawić język gry na angielski, zajrzeć do angielskiej wikipedii czy chociażby postawić na filmy z napisami : )

Oczywiście, jestem przekonany, że pamięciówki się nie uniknie, bo znaczenie słów trzeba sobie sprawdzać, warto też zapoznać się z zasadami gramatyki, bo to wiele ułatwi, ale ogólnie rzecz biorąc wydaje mi się, że oczytanie i osłuchanie się to najprostsza droga do sukcesu. Bez poruszania się w świecie danego języka nie da się osiągnąć poziomu wyższego niż podstawowy.

 

Swoją drogą, chciałem też tutaj zwrócić uwagę na dosyć ciekawe zjawisko, z jakim mamy do czynienia w Internecie. Internet oczywiście daje nam ogromną szansę na rozwój językowy, bo mamy dostęp do wielu publikacji w językach obcych, ale sieć to też pewne zagrożenie :)

Jak Finkla wyżej wspomniała, odsetek osób, dla których angielski nie jest językiem ojczystym, a którzy z niego korzystają, jest ogromny. Naturalne, że naprawdę wiele, wiele osób nie potrafi poprawnie komunikować się po angielsku, przez co mnożą się potworki językowe, które my możemy wchłaniać, tak samo, jak chłoniemy poprawne wyrażenia.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

To prawda – znaczenie słów często trzeba sprawdzać (czasem można zgadnąć z kontekstu, albo zwyczajnie pominąć to nieznane). Ale, jeśli sprawdzany zwrot nie wisi sobie w próżni pojęciowej, tylko natychmiast przydaje się do czegoś, to słownikowe znaczenie wpada w gotową niszę i zapamiętuje się samo. Przynajmniej ja tak mam. Ma to dwie strony: kluczowy dla zdania rzeczownik zapamiętam, ale trzeci przymiotnik w opisie ocząt tej jedynej i wybranej – prawie na pewno nie. A zagrożenie płynące z sieci to na temat języków czy ogólnie? A drugie tyle osób posługuje się angielskim jako tako, ale przenosi do niego kalki i idiomy ze swoich ojczystych języków.

Babska logika rządzi!

Finklo, mówiłem o zagrożeniu dla naszej edukacji językowej :)

Ja sam doświadczyłem tego, że wbił mi się do głowy za tym czy innym razem jakiś niepoprawnie ułożony zwrot czy coś innego ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nie byłam pewna. To do językowych zagrożeń chyba można dołożyć mechaniczne translatory. Kiedyś czytałam tekst (w dobrej wierze i na poważnie stworzony) przetłumaczony z polskiego na angielski. Najbardziej rozbawiły mnie "proportional alloys". Ktoś zgadnie, co stało w oryginale? Nie? A przecież to takie proste: "stopy procentowe". ;-)

Babska logika rządzi!

I była jeszcze słynna "piłka… świetnie… a teraz skup się: do metalu!" To narzędzie do badania np. popularności pisowni słów/pojęć znacie?:) Są przypadki, gdy niepoprawna pisownia wygrywa pod względem częstości użycia…   bemik, mnie bawiło zawsze "betrunken vie ein Biber" ;) 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Narzędzia nie znam, acz można sobie przecież zwyczajnie w google wstukać oba słowa ; )

W sumie to się nie dziwię, sam lubię slang angielski i w rozmowie z obcokrajowcem, jeżeli rozmawiamy w czasie rzeczywistym, nigdy nie napisałbym "because". Nie mówiąc o stawianiu apostrofów przy I'm, don't, itp.

 

A przez polandball zaczynam pisać stronk :P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka