- Hydepark: Jak wam się pisze?

Hydepark:

inne

Jak wam się pisze?

 

Dano mi ostatnio stary numer F&SF, z poleceniem przeczytania jednego opowiadania. Przeczytałam. Jednak to nie ono mnie głównie zainteresowała, a publicystyka jakieś dwieście stron dalej, gdzie znalazłam felieton o pisaniu. Jednak nie o nudnych regułach, jak dobrze pisać, a o, no, pisaniu. Żeby kontynuować wątek, który chcę tu poruszyć, muszę jednak posiłkować się cytatem z tego zacnego w sumie czasopisma:

 

"Tymczasem "The Wall Street Journal" w artykule How to Write a Great Novel zestawia nader osobliwą listę najbardziej zdumiewających procesów twórczych bez mała każdego, jak się wydaje, pisarza na świecie.

 

Moglibyście bardzo skorzystać, gdybyście połączyli ze sobą tyle z owych manier, ile się da: piszcie rano, zaczynając o czwartej; przed śniadaniem, postawiwszy uprzednio kilka pasjansów, na krawędzi wanny; z dwumetrową tablicą do zapisywania notatek, której zawartość następnie włączacie do pociętego uprzednio rękopisu, dalej czytajcie do komputera, leżąc w łóżku i używając oprogramowania, które rozpoznaje głos i zapisuje całość czcionką Courier o wielkości czternastu punktów; najpierw zapiszcie pierwsze, ostatnie lub drugie zdanie, czarnym atramentem i piórem marki Pelikan, mając na sobie to, w co ubrany jest wasz narrator”."

 

 

 

Zadanie 1. Przestańcie się śmiać.

 

Zadanie 2. A teraz powiedzcie, jak wam się pisze najlepiej, gdzie na was spływa wena albo co was deprymuje i przeszkadza, że właśnie nawet słowa nie jesteście w stanie napisać?

 

PS. Wstanie o czwartej rano, by układać pasjanse na krawędzi wanny to już czyste kaskaderstwo, ale gdzie ja zmieszczę dwumetrową tablicę? ;P

 

Komentarze

obserwuj

Jak dla mnie sama fraza "wstawanie o czwartej rano" to kaskaderstwo, o ile nie wyższy poziom fikcji :P   Zawsze piszę na laptopie przy biurku, zazwyczaj w dziwnych konfiguracjach z fotelem – kiedy dłużej niż kwadrans siedzę konwencjonalnie, z nogami na ziemii to znaczy, że coś się dzieje. Poza tym zawsze w Wordzie czcionką Nyalą 13 pkt., wcięcia 1 pkt, pojedyncza interlinia, tekst wyjustowany. W żaden inny sposób nie napiszę ani zdania. Natomiast konspekty, streszczenia i karty postaci robię na luźnych kartach, żeby łatwiej było sobie to ustawić przed oczyma. Ale u mnie konspekty to nowy wynalazek, więc nie pokuszę się jeszcze o "zawsze". Natomiast lubię tę całą oprawę robić na odwrocie jakichś kserówek, starych testów czy dawnych opowiadań – takie nieskalanie białe kartki mnie lekko przerażają. A przeszkadza mi włączony internet – co chwila sprawdzam maila i chat. Ale co poradzę, że czasami muszę zernąć na definicję jakiegoś słowa albo fachową nazwę na cokolwiek, więc odłączanie sieci byłoby kłopotliwe.

No właśnie kiepsko, bo ostatnio pisać nie mogę :(. A pisanie skoro świt wydaje się sensowne – później odkłada się je na później i wiadomo jak to się kończy.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

A ja nie umiem pisać skoro świt. Najlepiej pisze mi się po nocy (tak między dwudziestą drugą a drugą). Zazwyczaj piszę na laptopie przy biurku, ale zawsze (przy łóżku, w auobusie, itd.) mam ze sobą specjalny zeszyt, w którym zapisuję, co mi akurat wpadnie do głowy.

"mając na sobie to, w co ubrany jest wasz narrator" – świetna rada, mając na uwadze to, że najchętniej piszę SF i coraz częściej w pierwszej osobie. Wie ktoś, gdzie dostanę skafander próżniowy? Ze zdobyciem kolczugi jakoś sobie poradzę. No i jak ja się wcisnę w mysie futerko…

 

A tak na poważnie, to zapewne nie jestem oryginalny pod tym względem. 

 

Do pisania potrzebuję ciszy. Jeśli ktoś obok rozmawia przez telefon, ogląda TV, jeśli za oknem ktoś kosi trawę, albo rżnie drzewo łańcuchową piłą – nici z pisania. Dlatego często piszę wieczorami, do późna. Bardziej prawdopodobne, że pisałbym do czwartej rano niż od czwartej. Potrzebuję też biurka, komputera z Wordem i trochę przestrzeni do chodzenia tam i z powrotem. 

 

Szorty powstają spontanicznie. Pojawia się pomysł. Potem jest dłuższy spacer po pokoju, podczas którego układam sobie wszystko w głowie. Potem siadam i piszę całość za jednym razem.

 

Przy długich opowiadaniach najpierw powstaje plan (jako dokument w Wordzie) – lista wydarzeń, punkt po punkcie, czasem z zarysem pojedynczych scen czy postaci. Na podstawie planu określam, jakiej wiedzy mi brakuje, jakich informacji muszę sobie poszukać, co sprawdzić itp. Potem oczywiście douczam się w temacie. Gdy już uznam, że przyswoiłem sobie odpowiednią wiedzę, przystępuję do pisania. Piszę w tym samym dokumencie, w którym został zapisany plan, nad nim, a więc aktualny punkt przesuwa się w dół pod nowo powstałym tekstem i cały czas mam go w zasięgu wzroku. Gdy punkt planu zostaje w pełni zrealizowany, kasuję go i zabieram się za następny. Oczywiście w trakcie pisania, aby poukładać sobie w głowie jakiś fragment, wydeptuję ścieżkę między przeciwległymi ścianami.

Wow, nie spodziewałam się aż tak ciekawych i rozbudowanych odpowiedzi :D. Dziękuję za komentarze i oby tak dalej :)

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Czasowo, zgadzam się z Unfallem – łatwiej mi pisać do czwartej niż od. Piszę na leżąco, z laptopem na brzuchu. Ale wanna ma coś w sobie – najlepiej dialogi wymyśla mi się pod prysznicem. Tylko muszę wszystko zapamiętać…

Babska logika rządzi!

Piszę praktycznie tylko wtedy, kiedy jestem sam w pokoju. Przy innych ludziach nie daję rady. Korzystam głównie z netbooka, więc z nim na kolanach, najczęściej jakaś pozycja półleżąca. Pora dowolna – od piątej rano do mniej więcej drugiej w nocy. Kiedyś nie mogłem sobie poradzić z pisaniem bez fajki, ale się odzwyczaiłem.  Co do notatek – dużą część robię na stojąco, chodzenie (choćby i w kółko) pomaga mi w myśleniu. Mam specjalną tablicę do bazgrania bieżących myśli, później już skonsolidowane i ubrane w konkretne słowa przenoszę do OneNote na komputerze. Zaletą takiego podejścia jest to, że mam te notatki zawsze przy sobie, zsynchronizowane na telefonie. Jeśli akurat nie mam czasu na zapisywanie pomysłów/rozwiązań/myśli, używam notatek głosowych. Same opowiadania powstają różnie. Zwykle piszę sceny po kolei, ale zdarza się i tak, że po skończeniu wymieniam całe sceny, bo uznaję że jednak nie pasują. Bywa, że w ten sposób "wymieniam" całe opowidanie. Na research poświęcam kilkukrotnie więcej czasu, niż na samo pisanie. 

Jeśli mam pomysł, to spisanie go zabiera mi stosunkowo mało czasu. Gorzej z poprawkami. To może trwać w nieskończoność. Kiedy już piszę, ważne jest dla mnie, żebym blisko miała do laptopa. Przychodzi mi do głowy fajne zdanie i – jeśli nie mam pod ręką tekstu – po prostu ulatuje gdzieś w niebyt. W pracy mam komputer pod ręką, więc otwieram sobie tekst i – jak coś mi wpadnie do głowy – zapisuję. Czasami jedno, dwa zdania dziennie. Ale laptop w pracy zostaje, bo korzysta z niego moja współpracowniczka, a ja taka dobra jestem i nie chcę, żeby dźwigała swój ;). No a w domu do stacjonarnego to nie chce mi się biegać, zwłaszcza w nocy:). Też na pewno potrzebuję spokoju. Tylko, że jak już mam w głowie coś konkretnego, co mi nie daje spokoju, to chodzę otumaniona, pogrążona w myślach, i czasem trzeba mną mocno potrząsnąć, żebym wróciła do rzeczywistości. Najlepiej mi się piszę, kiedy w domu nie ma nikogo, a jeśli już jest, to śpi. A to niezbyt częste sytuacje, niestety.

Jeżeli wpadnie mi do głowy pomysł i akurat mam czas, by się nim zająć, to próbuję skleić z niego jakąś scenę, a potem po prostu dopisuję resztę – raczej bez planowania, byleby na horyzoncie była jakaś mglista wizja finału. A co do samego pisania – no to komputer + drukowanie fragmentów celem sprawdzenia w wannie czy w autobusie. Przy muzyce – bo u mnie w pokoju zawsze coś gra, inne hałasy lub osoby mi nie przeszkadzają ; ) Opowiadań z riserczem nie chce mi się produkować. Wolę pisać albo o czymś o czym mniej więcej mam pojęcie (ewentualnie wystarczy się w jakimś źródle upewnić), albo wejść w ustaloną konwencję – np. postapo.

I po co to było?

Właśnie wstałem, żeby coś napisać. Puściłem sobie Stinga. Położę się spać pewnie po czwartej rano.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Przy Stingu to będziesz spał za pięć minut ;).

Paradoksalnie, im większa łupanka tym szybciej zasypiam. Najlepsze do poduszki: Acid Drinkers " The State of Mind Raport" :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

O, coś w tym jest. Jak mój synek miał dwa miesiące zasypiał tylko do Sepultury :). A, i do suszarki, ale to standard.

Chociaż w sumie – jakby się zastanowić –  muzykę przy pisaniu dobieram pod klimat opowiadania. Do cienia katedry znalazłem sobie na jutubie tradycyjną muzykę żydów sefardyjskich ; )

I po co to było?

Ja nie potrafię przy muzyce. Wyłączam, co by to nie było.

Ja też muszę mieć ciszę. Ale ja ogólnie do wszystkiego lubię mieć ciszę. Zdecydowanie najlepiej pisze mi się w nocy, czasem i do 6:) Kiedyś pisałam w zeszytach w kratkę i obowiązkowo fioletowym tuszem. Teraz raczej bezpośrednio na komputerze, chociaż często w środkach komunikacji miejskiej, jak akurat 'siedzę' w jakimś opowiadaniu, piszę na kartkach/w notesiku tym fioletowym piórem fragmenty ;) A samego procesu tworzenia zupełnie nie pamiętam. Zwykle po prostu piszę z włączonym milionem przeszkadzajek internetowych i w trakcie pisania gadam na gadu/zerkam na fora/sprawdzam postacie na gierkach/itede, potem jak skończę się sama sobie dziwię, kiedy właściwie to napisałam. Dużo pomysłów na opowiadania mi się po prostu przyśniło. Aha i niemal zawsze wiem jak się skończy – ostatnia scena to na ogół to, od czego zaczynam :)

@Ceterari – fajnie to ująłeś:) ja na ten przykład, swego czasu, wstawalem nawet koło czwartej/piątej:)  teraz dzieciaki mi na nic nie pozwalają, więc poprawiam stare teksty. Lubiłem pisać przy dobrej whisky… eh… nostalgia mnie ogarnia:)   

Jeśli chodzi o przeszkadzajki, to ja niemal zawsze piszę przy muzyce (dowolnej, może być Slipknot, może być soundtrack z Władcy Pierścieni albo Jean Michel Jarre), z otwartą książką przed nosem i milionem internetowych pożeraczy czasu. Czasami dochodzi jeszcze włączony telewizor. Chyba nie przepadam za ciszą : )

Moje warunki konieczne to: noc (tak po dwudziestej trzeciej), spokój w domu, Pink Floyd (ewentualnie Gazpacho, RPWL) gdzieś w tle. Pierwsza wersja zawsze jest na papierze. Jeśli mam zapisać jakąś myśl na szybko w tramwaju, to zawsze jest to komórka. Internet, książki, gazety i inne przeszkadzajki nie pomagają mi ani trochę ;)

Marianno, przybij piątkę z Pink Floydem :) Najbardziej psychodeliczne teksty powstały, kiedy w moich głośnikach leciał "The Wall" i "Division Bell". W ogóle muzyka mi nie przeszkadza, a czasami nawet wolę, żeby coś mi w tle leciało. Zazwyczaj właśnie Pink Floyd albo ciekawe soundtracki, natomiast tekst, który właśnie opublikowałam, powstawał przy młoceniu na okrągło wszystkich piosenek Koujiego Yusy. Chociaż w ciszy też mogę pisać – zależy, jaki akurat mam nastrój. Ba, jestem w stanie nawet pisać małe fragmenty albo konspekty na przerwie w szkole. A teraz akurat na playliście mam "Time Lapse", "Sky Becomes Water" i OST-y z "Narni".

Zawsze najlepiej mi się pisało w nocy. I nadal tak jest, tylko coraz częściej o tej drugiej staję się śpiący, co wcześniej mi się nie zdarzało… Tak jak niektórzy, półleżę na łóżku z laptopem na kolanach. Czasem potrzebuję ciszy, a czasem włączam muzykę – ale koniecznie nieinwazyjną, a więc po pierwsze odpada wszystko ze słowami (przeżyję czasem słowa w języku, w którym nie rozumiem ani słowa), a po drugie zbyt "konkretne" soundtracki – choćby z "Władcy Pierścieni" – bo wtedy skupiam się na muzyce zamiast na tekście. Najczęściej jako podkład słucham OST-ów z "Księcia Persji", "Drogi" albo "Koraliny". Staram się nosić ze sobą notesik na pomysły, a jak go nie mam, to zapisuję je na komórce. Potem, zależnie od czasu/weny/tego-nad-czym-w-danym-momencie-pracuję trafia albo pod warsztat, albo do wordowskiego pliku "pomysły", z którego większości nigdy nie wykorzystam. A już w pracy nad tekstem. Mam dwa pliki w Wordzie, jeden z treścią, drugi z planem, we wstępnej fazie zapiski wrzucam w Notatnik. Generalnie zawsze wszystko muszę mieć przemyślane na jakiś kawałek do przodu, dlatego czasem dużo czasu minie, zanim coś faktycznie zacznę pisać. Najgorzej, jak w powstającym już tekście znajdę dziurę fabularną, na którą nie mam pomysłu jak ją załatać. Wtedy maszyna staje, rozgrzewa się do czerwoności i wszystko dymi, aż znajdę sposób na ominięcie problemu. Co potrafi trochę trwać.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Najlepiej mi się pisze, gdy gra muzyka (najlepiej rap) albo gdy jest cicho – ale tak porządnie, prawie że całkowicie. A myśli? Myśli przychodzą w łóżku przed zaśnięciem, siędząc w toalecie, ale także w najmniej odpowiednich momentach, jak na przykład będąc w gościach. Najgorzej zato pisze mi się, gdy ktoś jest w tym samym miejscu, co ja i otwarty Word :)   PS Mam pytanie: czy od słowa "robot" przymiotnik to "roboci"?

Mee!

Jak najbardziej, juniorze.   Nie mam recepty na pisanie. Bieda zaczyna się od tego, że pomysły przychodzą w niekoniecznie odpowiednim czasie, na przykład w pracy i zawsze w takim momencie, że nie ma jak zapisać w dowolny sposób, a dalej też same problemy: zakupy trzeba zrobić, i to już, biegusiem, żreć, bo nawet nie jeść, ale żreć się chce, więc pomysł musi poczekać… A potem pustka w głowie, zniechęcenie, komputer off… Ale jeśli już coś tam klepię, no to nie ma mnie dla nikogo. I cisza musi być. Trochę dziwne, trochę śmieszne – w niczym mi muzyka, nawet gadanina radiowa, nie przeszkadza, tylko w pisaniu.

O, dzięki, Adamie. Zastanawiałem się, bo mi word podkreślał, a w żadnym słowniku internetowym nie mogłem znaleźć. W zwykłym, papierowym, także nigdzie nie było (choć szukałem tylko w ortograficznym, bo innego znaleźć nie mogłem :]). Dzięki.

Mee!

Word zawsze jest "do tyłu" ze słownikami wbudowanymi. Stwórz "słownik użytkownika", to jest w opcjach, i tam ładuj słowa oraz zwroty, które nie są zaimplementowane. Dobra pomoc przy, na przykład, imionach własnych, wymyślonych jak Grhdarch, albo tak rzadko używanych, że nie uwzględnionych, no i oczywiście imionach obcojęzycznych.   Tylko uważaj, trzy razy sprawdzaj, czy czegoś błędnego nie wprowadzasz…

Ja piszę tylko na komputerze, choć mam też zeszyt, w którym zapisuję imiona bohaterów. Z reguły mam "towarzystwo". Mój mąż leży na łóżku, ogląda telewizję, pies i kot w okolicach stóp, a za plecami akwarium. Przyznam, że rybki są najmniej uciążliwe. Mąż ciągle coś do mnie gada. Albo do telewizora. Pies i kot przypominają, że mają futra, które trzeba poczochrać. Dobrze chociaż, że dzieci się wyprowadziły (przynajmniej chwilowo), bo skończyły się pytania "co na obiad?"

Gadanie telewizora mi nie przeszkadza, na męża reaguję w chwili, gdy jego głos wyraźnie się podnosi. Psa smyram nogą, a kot na szczęście po paru chwilach ma dość.

Czyli mam same przeszkadzajki. Ale wyłączam się. I jeśli mam "wenę", nic nie jest w stanie wytrącić mnie z transu. Oprócz telefonu. Przerwę robię wtedy, jak mi się coś przypala na kuchni albo jak mam ochotę na papierosa. Ponieważ nie palimy w domu, muszę wyjść na ganek, ale wtedy też myślę dalej nad tekstem. Chyba że towarzyszy mi mąż i mówi do mnie, domagając się odpowiedzi.Sensownej.

A pomysły miewam zwykle przed snem, czasem je pamiętam, a czasem mi umykają. Choć czasem spoglądam na kogoś w sklepie, czy na ulicy i też miewam "pomysła".  

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Hmmm, czyżbym był jedynym technofobem? Piszę tylko i wyłącznie w zeszycie, na leżąco i w ciszy. :) Pierwszą przerwę na papierosa robię w okolicach drugiej kartki,  potem zależnie od tego jak mi idzie, im gorzej, tym więcej przerw. W zasięgu ręki musi stać obowiązkowo kubek herbaty. :D Kiedy skończę całe opowiadanie, przepisuję je na kompa (bywa to ciężkie, ale robię od razu pierwsze poprawki, głównie szyk zdań, synonimy, powtórzenia). Potem robię z tego PDFa. Po jakichś dwóch dniach czytam PDF i robię drugie poprawki. Potem drukuję i odkładam na jakiś tydzień. Robię ostatnie poprawki i sztos, proces zakończony. :)

Hanzo, do niedawna też pierwszą wersję pisałam na papierze. Teraz bez kompa ani rusz.

A ja mam bloka. Znaczy blok. Znaczy zacięło mnie. I nic nie pomaga. Próbowałam o czwartej rano, o dwunastej w nocy, na kompie, na papierze, w wannie, na łóżku, pod łóżkiem, w pracy, po pracy, czekając na dziecko będące na zajęciach pozalekcyjnych, czekając kiedy z drugiego pokoju ktoś wrzaśnie "maaaamoooo!!!!" i nic. Po prostu ostatnio wydaje mi się, że wszystkie moje pomysły są banalne. I na to nic nie pomoże. *beznadzieja mode on*

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Po prostu ostatnio wydaje mi się, że wszystkie moje pomysły są banalne. 

Trzeba wybrać pierwszy lepszy z brzegu pomysł i po prostu przerobić go w ramach rozrywki na opowiadanie ; )

I po co to było?

Ależ ja tak robię od prawie roku! I teraz już nawet to nie pomaga. *naprawdę beznadzieja mode on* ;)   Muszę szybko dorosnąć dzieci. 

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

No to może spróbuj napisać o dzieciach ; P

I po co to było?

Myśli przychodzą w łóżku przed zaśnięciem, siędząc w toalecie, ale także w najmniej odpowiednich momentach, jak na przykład będąc w gościach.

Myśli przychodzą siedząc w toalecie i będąc w gościach? O.o Wniosek: masz brudne i towarzyskie myśli.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Na wszelki wypadek sprawdziłem, czy to do mnie. I chyba tak. "Wniosek: masz brudne i towarzyskie myśli." – Hm… Dalczego? :)

Mee!

Jeju, tylko nie o dzieciach! Za dużo tych dzieci na co dzień!  Nawet, jak jest tylko jedno :).

Na wszelki wypadek sprawdziłem, czy to do mnie. I chyba tak. 

"Wniosek: masz brudne i towarzyskie myśli." – Hm… Dalczego? :) Powieniaż w tym zdaniu to myśli są podmiotem :)   @t.lena – a próbowałaś może poczytać jakieś fora literackie, na których ludzie entuzjazmują się, jak to im dobrze idzie pisanie Wyekopomnego Dzieua? Mnie to na przykład pomaga.

A, no tak. Ja już chyba idę spać, bo piszę bez sensu (jak w Najlepszych opowiadaniach września – berylu, wiem jakie są zasady :] i przepraszam za spam – piszę tutaj, żeby nie spamować tam). Ale brudne i towarzyskie? Prędzej towarzyskie za bardzo, bardzo: wchodzą bez pytania i nie mają zamiaru wyjść. To jest nieraz straszne! A czy brudne? Tu bym się zastanowił…

Mee!

Próbowałam i próbowałam. Znaczy podzielić zachwyty innych i pisać o dzieciach. To o dzieciach, to był początek koza-Castingu, ale – nie mam pojęcia czemu – zamiast protagonisty wyszła mi protagonistka. To znaczy wiem czemu. Bo mam taką kozę w domu. Ale tak naprawdę to chyba takie "zwierzanie się" pomaga najbardziej. Dzisiaj jest jakby (tfu-tfu) lepiej. Napisałam już 125 słów i nie mam ochoty ich wszystkich wykasować. :) Z tego wynika, że (wracając do tematu posta i odpowiedzi na pytanie Ceterari) do pisania potrzebuję … odbiorców. Nawet jeśli tylko do pogadania o tym, jak nam się w danej chwili pisze. Kogoś, komu można ponarzekać i kto zrozumie, a może nawet coś doradzi. I jeszcze potrzebuję konkretnych limitów. Jeśli staram się pisać codziennie, jeśli mam określoną minimalną ilość słów, które powinnam napisać, to jakoś to idzie. Oczywiście zazwyczaj nie osiągam tego minimum (np. 750 słów dziennie), ale przynajmniej piszę cokolwiek. No. To trzeba się wziąć w karby. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

O, a to ze zwierzaniem się też sama zauważyłam. Na forum, na którym się udzielałam, był właśnie takim kącik motywacyjny – kiedy człowiek napisał, że nie ma weny, i parę osób go pocieszyło, to pisanie od razu lepiej szło. A co do limitów, to są takie programy internetowe. Akurat linków nie podam, bo sama nie używam, ale mniej więcej chodzi o to, żeby codziennie napisać te 750 słów. Podobno pomaga, kiedy wszystko jest częścią jakiegoś programu (tak samo jak np. NaNoWriMo), a nie tylko osobistą inicjatywą.

Fajny temat nam powstał, bardzo się cieszę :) Są takie programy znakowe, naprawdę?

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Poszukałam trochę: chyba najpopularniejsze jest "750 words" http://750words.com/ Ludzie twierdzą, że im takie pisanie pomogło, problem tylko pojawiał się, kiedy wypadli z rytmu codziennego pisania, bo ciężko im było się w coś takiego wkręcić spowrotem. Sama nie próbowałam, bo póki co piszę raczej z doskoku, ale można zobaczyć jako ciekawostkę.

Oszustwo, po polsku 750 słów to więcej tekstu niż po angielsku ;)

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Oszustwo, nie oszustwo, ale działa. Fakt, trochę trudno jest się wkręcić po przerwie, ale da się – wykręcałam i wkręcałam się kilka razy. :) Trzeba tylko nieco cierpliwości do siebie samej.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ach, jeszcze w kwestii tego 750 words – dzisiaj się zalogowałam (żeby pisać opowiadanie na Casting, ale chyba nic z tego – jurorzy nie chcieliby czytać romansu w moim wykonaniu, a przynajmniej tego, co z romansu wyszło) i okazuje się, że co prawda strona przez pierwszy miesiąc działa za darmo, ale potem trzeba wykupić konto chyba po 5$ za miesiąc. A to trochę jednak kijowo, zważywszy, że tę normę można równie dobrze wyrabiać sobie w Wordzie czy googledocu. Strasznie mnie to rozczarowało, bo zdążyłam już się nakręcić na taki challenge regularnego pisania. No, przynajminej przez miesiąc mogę jeszcze sobie okupować tę stronkę.

Nowa Fantastyka