- Hydepark: Szufladkowanie

Hydepark:

książki

Szufladkowanie

 

Kie­dyś uwa­ża­ło się, że szu­flad­ko­wa­nie jest czymś złym. Dzi­siaj coraz czę­ściej sły­szę, że jak coś się pisze (czy tam pro­du­ku­je – bo to do­ty­czy rów­nież gier i fil­mów) to trze­ba two­rzyć coś kon­kret­ne­go. Nie tam, że na­pi­szesz książ­kę i niech inni się za­sta­na­wia­ją o czym ona jest. Ty masz od razu na­pi­sać na okład­ce o czym pi­szesz. Na za­sa­dzie "to bę­dzie śmiesz­na hi­sto­ria i bę­dzie­cie się śmiać (a jak nie, to w ryj)" albo "Moja książ­ka ma tytuł Im­pe­rium Zła i to jest hor­ror".

 

 

 

Pro­po­nu­ję tytuł "Do dupy z tym wszyst­kim" dla bru­tal­ne­go anal porno...

 

 

 

Oczy­wi­stą racją jest, że pi­sząc trze­ba mniej wię­cej wie­dzieć, do kogo się swoją twór­czość kie­ru­je. Ale przy­mus wła­sno­ręcz­ne­go za­my­ka­nia się w get­tach to chyba prze­sa­da? Pytam, co o tym są­dzi­cie, bo we mnie to wy­mu­szo­ne za­my­ka­nie się przez twór­ców w sub­ga­tun­kach wy­wo­łu­je sprze­ciw.

 

Komentarze

obserwuj

To mnie bardziej niż szufladkowanie i gatunkowanie dobijają wymagania wydawców, by wysłać krótkie streszczenie długaśnego tekstu. Ja wiem, że nikomu nie chce się czytać kiepskich 200 stron, ale nie po to buduje się napięcie, tworzy skomplikowane postacie, które rozwijają się z czasem i odkrywa tajemnice na trzy strony przed końcem, żeby strzelić sobie w stopę kilkulinijkowym streszczeniem typu:

UWAGA! HP SPOILER!

"Harry jest chłopcem-sierotą, mieszkającym u wujostwa, który w dniu 11 urodzin odkrywa, że jest czarodziejem. Zaczyna naukę w magicznej szkole, gdzie zdobywa przyjaciół i wrogów. Cała impreza trwa siedem tomów, a na końcu każdego Wielki Zły próbuje go zabić. W ciągu tych siedmiu tomów autorka wytłukuje najlepsze postacie, zaczynając od ojca chrzestnego Harry'ego, żeby na końcu zirytować wszystkich słabym i rozczarowującym zakończeniem oraz epilogiem tak mdłym i niestrawnym, że rzyga się tęczą. Ale poza tym to kawałek świetnej literatury, do której przyjemnie się wraca".

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

1. Weź i zaszufladkuj tekst, w którym wcielenia bytów nadprzyrodzonych studiują M-teorię, są cichymi udziałowcami spółki z o. o. i z ukrycia sterują rynkiem multimediów, a przelanej bohatersko krwi ani kropli w tym nie uświadczysz.  

2. No to masz przynajmniej dowód, jak przejmują się swoją rolą wydawnictwa. Nawet na recenzentach oszczędzają.

Dobra, ale proste sf/fantasy też jest szufladkowaniem, a czasem się sprawdza.
Albo takie urbanfantasy - "Akta Dresdena", czy cykl o Matthew Swifcie dobrze pasują do tej szufladki, co w najmniejszym stopniu nie umniejsza wartości tych książek.

Acz zgadzam się, że zapewne połowa, jak i więcej literatury wymyka się/zaczyna wymykać się prostej kwalifikacji. Trochę jak z muzyką, zaraz pojawią się twory typu doomtruenorwegianpaganblackmetal ;)

Myślałam, że cały norweski metal to jest doomtruenorwegianpaganblackmetal ;P

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Wszystko zależy od tego, z jakiego powodu się coś tworzy. Jeżeli robi się to dla zabawy, czy w ramach zaspokajania twórczej potrzeby, narzucanie sobie jakichkolwiek ograniczeń nie ma żadnego sensu. Jeżeli robi się coś dla pieniędzy, czy z chęci dotarcia do szerokiego grona odbiorców, obowiązują zwyczajowe prawa rynku. Z jednej strony, ludziom najbardziej podobają się melodie, które już raz słyszeli, z drugiej popularny jest pogląd, że prawdziwe dzieło sztuki powinno być szokująco nowatorskie.   W gruncie rzeczy każdy twórca musi samodzielnie podjąć decyzję czy chce być docenionym rzemieślnikiem czy niedocenionym artystą ;)

na emeryturze

> 1/2 joke mode on < Doceniony rzemieślnik dużo lepiej zarabia za życia i na życie. > joke mode off <

Z drugiej strony, spełniony artysta nie tyle haruje w pocie czoła, co dobrze się bawi ;)

na emeryturze

No i witamy w XXI wieku. Ale czy naprwdę opłaca nam się zmuszać pisarzy do własnoręcznego szufladkowania? Dostaniemy z tego jakieś wartościowe czytadło? Wątpię. Gwoli wyjaśnienia: ja już od dawna nie aspiruję. Mam inny zawód. Wymagania rynku w tym temacie mogą mi skoczyć, bo już w innym temacie im ulegam. Mimo tej mojej prywatnej swobody mam wątpliwości, czy naprawdę dobrze robimy kierując poklask w stronę warsztatowo sterylnych produkcyjniaków?

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Jak dla mnie, obecnie, problem nie stanowi przypisanie do szufladki, tylko opis szufladek. Jeżeli chciałbym pisać "pod szufladkę" ale miał wyraźny cel, to może i dla utworu by nie było to złe. Określa sposób oceny, prezentacji i artykulacji. Najgorzej, z mojego, czytelniczego, punktu widzenia, jak jeden tekst usiłuje autor przypisać pod maksimum szufladek do ilu zdoła. Wtedy wychodzi… no… Jako czytelnik mogę się przestawiać, o ile uważam, że warto, ale sałatka z truskawek, ogórka kiszonego, pizzy i kremówki … sorry.

Ciekawe spostrzeżenie. Tagi, które mają zaistnieć na stronie, mogą do takich wynaturzeń prowadzić. Dzięki cienioświatle :)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Ceterari: masz rację, że to groteskowe, ale uważam, że nie warto temu poświęcać uwagi. Mamy już coś z czego żyjemy. Niechaj więc pisarstwo sczeźnie!

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

No i znowu, plusy i minusy. Im jestem starszy, tym coraz roztropniej dobieram sobie lektury, coraz częściej zdaża się, że mam ochotę na książkę z konkretnego nurtu, ba, czasem nawet napisaną w określonym stylu. Jeżeli mam ochotę na horror to kupię sobie coś Kinga, bo każda jego powieść jest taka sama, wiem czego się mogę spodziewać, mam więc przeświadczenie, że będę się dobrze bawił podczas czytania. Za każdym razem, gdy sięgam po niezaszufladkowany twór kogoś, o kim nie miałem sobie okazji wyrobić opinii, podejmuję ryzyko, że lektura nie przypadnie mi do gustu, zanudzi, zamęczy. Owszem,  dzieło może mnie oczarować, ale prawdopodobieństwo tego nie jest niestety zbyt wielkie, bo mam konkretne wymagania.   A co do poklasku, to wkraczamy na niepewne terytorium ludzkich gustów. Coś, co ja uznam za naiwną bajeczkę dla dzieci, ktoś okrzyknie wiekopomnym arcydziełem. Ja będę się rozwodzić nad tym jak to dana powieść jest najwybitniejszym osiągnięciem współczesnej literatury, a ktoś inny powie, że dzieło to aburdalny bełkot wariata.

na emeryturze

rinos – " czy naprawdę dobrze robimy kierując poklask w stronę warsztatowo sterylnych produkcyjniaków?". Prznam się szczerze, że nie do końca zrozumiałem to sformułwanie. gary joiner – ja mam podobnie, wiem czego oczekuję od literatury i osobiście jestem zwolennikiem tego, aby na okładce książki, – która jest debiutem jakiegoś autora, bądź autor zagraniczny wydawany jest u nas po raz pierwszy – aby okreslno mniej wiecej ramy gatunkowe, po których autor się porusza. Wówczas oszczędza mi to czasu i pieniędzy. W przypadku autorów juz znanych nie potrzebuję takich gatunkowych wyjaśnienień, ponieważ mam swoję grono, które kupuję w ciemno bez względu na to o czym jest książka – Dukaj, VandeMeer. A jesli nie znam autora bądź książki, to na pewno wczesniej się dowiem o nim wszystkiego co istotne, lub o niej ( książce ). Dodam, że nigdy nie kupuję książek w ciemno – najpierw wyszukuję sobie poprzez sieć pozycje, które są w kręgu moich zainteresowań ( np. nagrodzone lub nominowane do Hugo, Nebuli, Locusa czy World Fantasy lub po autorze, który wydaje mi się obiecujący ), a potem udaje się do sklepu po konkretną pozycję, którą chcę przeczytać. Nie kupuję przypadkowych książek, bo jest to za drogie hobby, a poza tym 99,9% książek kończy w moim przypadku na półce po max 50 stronach czytania. Bo mnie nudzi, bo jest sztampowa. Dlatego jesli chce zaspokoić swój głód czytania to musze czytać konkretne pozycję na które jestem nastawiony.

"I needed to believe in something"

Jestem o prostu wyjątkowo wybredny ;)

"I needed to believe in something"

Guzik tam wybredny jesteś. Potrzebujesz mieć napisane, że to jest fantastyka. I najlepiej jakby napisali co za podgatunek fantastyki. Może wtedy wysilisz się i powiesz "to nie była dobra fantastyka". A może nie. Zobacz, jak czytasz ciągle otagowaną fantastykę, to często trafiasz na sztampy, które Cię nudzą. Oblukaj jakieś opowiadanie Chandlera o Philipie Marlowe. To nie jest fantastyka. Nie jest to też współczesne. Ale jak Ci się nie spodoba, to zjem skarpetkę beryla. Chadler ma też swoje tagi, ale jak pisał to nikomu się nie śniło, żeby go tagować. To tak, jakbyś powiedział Tolkienowi: "pisze pan profesor fantasy? takie klasyczne, z krasnoludami?"  

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Poniekąd masz rację, ale muszę od razu wyjasnić, że nie szukam i nie czytam tylko fantastyki, ale sięgam również po inne pozycję z zupełnie innej beczki. Moja ulubioną książką, którą bym zabrał na bezludna wyspę jest książka niefantastyczna ( "Miłość w czasach zrazy" Marqueza ). Tylko, że musi to być powieść autora, którego znam, albo o którym słyszałem z jakiegoś wairygodnego dla mnie źródła. I ponwonie dodam – nigdy w ciemno. My po prostu lubimy wiedzieć czego mamy się spodziewać po danej pozycji. To tak jak z filmem – mam ochotę na komedię to ją sobie puszczę lub pójdę do kina na komedie i to też określoną. Bo nie lubię durnych amerykańskich komedii tylko wolę coś bardziej subtelnego. Dlatego popieram poniekąd wytłuszczanie gatunku czy podgatunku. Wtedy wiem, że ten film jest dzisiaj dla mnie dobry, bo taki mam nastrój. Ale po Chandlera na  pewno sięgnę. Zainteresowałeś mnie, coć znowu polecę tematem i powiem, że nie przepadam za "kryminałami" ;) I dalej nie wiem co miałeś na mysli pisząc: " czy naprawdę dobrze robimy kierując poklask w stronę warsztatowo sterylnych produkcyjniaków?"

"I needed to believe in something"

     Zaznaczymy tutaj tylko, że na nowej stronie oznakowywanie tekstów słowami – kluczami nie będzie obowiązkowe. Bardzo dobrze. Kwestia decyzji autora.       PS. Wspomnę jeszcze, ze na "Fahrenheicie" i "Esensji" używa sie określenia "słowo -klucz", a nie tego żargonowego barbaryzmu "tag".

Miałem na myśli poprawność warsztatową połączoną ze sztampową treścią. Kryminałów też nie znoszę. Szczególnie tych Agathy Christie. A u Chadlera rusza mnie narracja i bohater, a nie zagadki, które Marlowe mniejszym lub większym fuksem rozwiązuje. No i to całe noir. To jest klimat, proszę Pana! A temu Marquezowi jaką dałbyś etykietkę?

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

rinos – i tu mnie masz :D. Marquezowi nie dałbym żadnej etykietki, bo w żadnej się nie mieści. To po prostu Pisarz i dla mnie przez bardzo duże P. I coś w tym jest, że jesli pisarz jest dobry i nie jest to kolejny wyrobnik, który produkuję "opowiastki", to nie da się o nim powiedzieć np. pisarz fantastyki. Niby Lem dla przykładu był pisarzem sci-fi, ale ja bym nie miał odwagi nazwać go pisarzem sci-fi, ponieważ jego proza daleko wykraczała poza te wąskie ramy i taka etykieta byłaby w tym przypadku dalece krzywdząca dla Autora. Podobnie o Dukaju nie da się albo nie powinno się mówić "pisarz sci-fi" czy "pisarz fantastyki". On już dawno przekroczył ramy gatunkowe, by trzymać go w okreslonym worku. "Miałem na myśli poprawność warsztatową połączoną ze sztampową treści". Teraz rozumiem i się zgadzam. Dlatego też podpisałem się kiedyś pod słowami mc, który zwracał uwagę, że użytkownicy portalu za bardzo skupiają się na formie i poprawności językowej, a z mało na tym co jest naprawdę istotne. Bo po co piszesz tekst? Po to, żeby pochwalić się, jakim fajnym warsztatem dysponujesz? Czy po to, aby coś przekazać, czymś wzruszyć i czymś kopnąć czytelnika? Ja rozumiem, że pewne teksty tutaj zamieszczane służą temu, aby nabrac wprawy, opanować "warsztat" z szacunku do czytelnika, aby potem nie musiał krzywić gęby nad słownymi kwiatkami poipełnianymi przez autora. Trzeba jednak mieć świadomość, że szacunek do czytelnika oznacza również szacunek dla jego czasu i uwagi. A zatem daj mu coś szczególnego, co go zainteresuję, oderwie od całego świata, powali wyobraźnią, głębią historii, relacjami bohaterów lub jeszcze czym innym. Czymś nowym lub inaczej opowiedzianym, nieliniowo, do góry nogami, od końca itp. itd. Coś, przez co warto będzie tracić te pół godzin czy dłużej.  

"I needed to believe in something"

Z Lemem to jest tak, że on rzeczywiście pisał SF, tyle, że to w tamtych czasach było określenie pełne szacunku. Zwróć uwagę na pierwiastek Science w tym Science-Fiction. Obecnie SF prawie nie istnieje, zostało tylko F, którym na dodatek określa się dowolną bzdurę, którą się napisze. Ludzie piszą głupoty, nie posiadając wiedzy ścisłej, ani historycznej, ani jakiejkolwiek. Jedyne co mają to znośny warsztat. Doskonale rozumiem czytanie książek dla rozrywki, ale ich pisanie nie powinno być aż tak lekką rozrywką.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Oczywiście, autor powinien przygotować się do pisania. Może już nie po to, aby przytaczać jakieś naukowe treści, ale na pewno po to, aby miał pojęcie o czym pisze. Dlatego ogromnym szacunkiem daże takich autorów jak właśnie przytoczony Lem czy też Watts lub Stross. Tym bardziej w erze informacji, kiedy nawet nie musisz ruszać czterch liter ze stołka, by uzyskać przynajmniej pobiezne informację na jakiś temat.

"I needed to believe in something"

To szufladkowanie jest po to, żeby czytelnicy wiedzieli czy po tą konkretną książkę chcą sięgnąć. Ktoś kto nie znosi horrorów dostaje ostrzeżenie, że książka straszy, a ktoś kto lubi straszące książki dostaje zachętę, że to coś dla niego.

A jak ktoś chce przeczytać coś nowego? Nawet by się znalazło, ale zostało sprytnie wepchnięte na siłę do jednej z szufladek. Moim zdaniem szufladki służą głównie magikom od marketingu, żeby wiedzieli który zestaw tabelek wypełniać. Dla czytelnika narzędzie jest o tyle bezużyteczne, że przecież horror, horrorowi nierówny, fantasy do fantasy niepodobne. A jaki to gatunek “Bajki Robotów”? Groteska SF? Proszę wymienić jeszcze dwóch przedstawicieli Groteski SF.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

A ja tu nie będę za bardzo pomocna, bo dla mnie to się jakoś dzieli na dwa nurty, jeden to guma do żucia dla oczu, czyli, powiedzmy tak, czytadła. Muszą one reprezentować pewien poziom literacki, ale nie spodziewam się po nich nowatorstwa, bo chodzi mi raczej o prostą rozrywkę. Tutaj słowa klucze vel tagi vel szufladki uważam za bardzo pomocne, bo pozwalają na wejściu wyeliminować to, co z pewnością mnie nie weźmie. 

A nurt drugi to literatura, czyli swoiste wyzwanie intelektualne, które z samej swej istoty nie zmieści się w żadnej szufladzie, bo taka w gruncie rzeczy jego natura – ktoś mówi ci prawdę o życiu, która przemawia do ciebie, przejmując do dna trzewi. (Tu widzę miejsce Marqueza i uzasadnienie dla Juniora niemożności zakwalifikowania go).

W ten sposób, nie mając do tego przekonania ideologicznego, uznaję słuszność podziału na sztukę wysoką i popularną.

A wniosek jaki dla mnie z tego wypływa jest banalny do bólu: trzeba być otwartym i szukać.

“To mnie bardziej niż szufladkowanie i gatunkowanie dobijają wymagania wydawców, by wysłać krótkie streszczenie długaśnego tekstu.”

A na podstawie czego czytelnik ma wybierać książki, które chce kupić i przeczytać? Na podstawie okładki?

I read, therefore, I matter.

Na podstawie okładki?

Kiedy jeszcze częściej jeździłam tramwajami, i jeszcze miałam taki okres, że chciałam sobie “ponadrabiać” fantastykę, to tak – okładka była dla mnie bardzo ważna. Miała być taka, żebym nie wstydziła się książki wyciągnąć przy ludziach. No – jeśli chodzi o fantastykę – wybór okazał się bardzo zawężony. ;)

Przepraszam, nie na temat, wiem. :)

Fantastyka ma szczęście do wyjątkowo paskudnych okładek. To mój faworyt:

 

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Proponuję tytuł "Do dupy z tym wszystkim" dla brutalnego anal porno...

Rinos, opatentuj to sobie, bo bardzo kusząco brzmi ;)

Nowa Fantastyka