- Hydepark: Sayonara, Kamikaze-san?

Hydepark:

opowiadania

Sayonara, Kamikaze-san?

Pytanie głównie do osób piszących, trochę natchnione Martinem.

 

Jak wam osobiście zabija się postacie? Czy tłuczecie bez wahania Żołnierza nr 3 z Przechodniem nr 5? A główne postacie? Jest wam czasami przykro, czy spychacie kogoś z przysłowiowego urwiska z diabolicznnym chichotem: urodziłeś się, by umrzeć! A może musieliście zmienić całą fabułę utworu, bo któraś z postaci tak mocno trzymała się życia na kartach, że wzięła sprawy we własne ręce i pokazała wam w umyśle środkowy palec?

 

Zapraszam do dyskusji ;).

 

Obrazek zapożyczony z: tąd

http://animetree.files.wordpress.com/2011/10/spike-vs-vicious.gif

Komentarze

obserwuj

Ja nie lubię zabijać. Chyba jeszcze żadnej postaci nie wykończyłam. A nie, przepraszam, był jakiś robot w tekście wysłanym na konkurs. Ale nawet jego nie zatłukłam na oczach czytelnika, tylko wspomniałam, że tak kiedyś było.

Trzeba się będzie kiedyś nauczyć. Ciekawy temat, też chętnie poczytam o doświadczeniach innych.

Babska logika rządzi!

Bez mrugnięcia okiem. :) Zabiję bez wachania, żeby tylko fabula byla jeszcze ciekawsza. Jedynym minusem jaki widze, to zbyt epicki charakter śmierci co niektorych postaci. Wychodzi mi to troche sztampowo i holywoodzko, ale jakos nie moge się tego oduczyć. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Śmierć jest częścią życia (lub odwrotnie...?), jak to mawiają i nie ma co tego unikać. A jak juz nasz bohater(owie) z mieczem biega, to aż się prosi! ;)

A poważnie, to dziesiątki tysięcy już do grobu kładłem, ale tych złych głównie, by było szczęśliwe, a nie tragicznie...

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Nie zżywam się z fikcją, więc analogicznie ubijanie nie stanowi problemu. A śmierć postaci nie musi oznaczać jej braku w dalszej części - retrospekcje, sekret i inne patenty.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Mi to tam obojętne. Szkoda też mi nie jest, bo wiem, ze będą inni :) Tak jak powiedział koik - śmierć jest częścią życia. Czemu w książce/opowiadaniu miałoby być inaczej? Przecież my (mówię o osobach piszących) opisujemy tak jakby czyjeś życie.

Mee!

Zazwyczaj, gdy wymyślam postać, to mam już przewidziany koniec dla niej, więc nie przywiązuję się za bardzo. Ogólnie nie mam problemów z przepuszczeniem mojego głównego bohatera przez maszynkę do mięsa (hm, to jest pomysł!).

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

@Elanar - To było okrutne. Albo będzie :D

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Może masz rację... w takim razie przepuszczę go przez maszynkę do mielenia mięsa, ale przeżyje. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

W ten sposób powstanie nowy superbohater, człowiek-mielonka.

Jestem Kal-El, Mogule, ja nie zabijam! Jestem Superman! (cytat z komiksu). A teraz serio. Bohater jest dla fabuły, a nie odwrotnie :-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Utłukłam na początku stycznia całą armię w powieści okołotolkienowskiej i zabiłam moją najukochańszą postać. Ile było łez podczas opisywania tego.

Bez problemu. Kilka zdań i po sprawie. W większości książek śmierć bohaterów jest dokładnie opisywana, bo to jest ważny element fabuły. Zginąć może każdy, w każdym momencie i gdziekolwiek. Ktoś może wyjść do sklepu i zginąć potrącony przez samochód. Tak samo ja traktuje śmierć w moich utworach. Nie ma co się nad tym rozpisywać. Zabijanie moich bohaterów nawet sprawia mi przyjemność. Zwłaszcza tych głównych :P

Kiedyś mnie kusiło, by napisać coś pokręconego, gdzie przypadek losowy (niefortunny, lub nazwijmy go śmiertelnym) zatrzęsie całą fabułą. :) Przykładowo: zły charakter, taki najgorszy z najgorszych, już wysunął się na ostatnią prostą złowieszczego planu, już pokonał bohaterów pozytywnych i całe rzesze neutralnej gawiedzi i nikt go nie jest w stanie zatrzymać, powstrzymać, a tu cegła z dachu spada... Tylko kto by coś takiego przeczytał? :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

E tam, gdyby zły przeżył - to by było coś. Z reguły uśmierca się tych niedobrych. 

Ja rzadko ubijam bohaterów, choć mi się to zdarza. Napisałam jedno opowiadanie o śmieri dziecka. Tylko, że śmierć nie była dopustem bożym, a czymś upragnionym. Jak mi odrzucą z konkujrsu to je na pewno tu wkleję.

Śmierć na kartach książki - czemu nie - jeśli to wzbogaci opowieść.

 

 

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

---> Koik. I to jest właśnie życie. Ja bym przeczytał.  

Cierpię na wadę wrodzoną --- tłukę tylko muchy, komary i karaluchy. Nawet szerszenie łapię i wypuszczam na wolność. Dlaczego więc mam celowo utrupiać kogokolwiek?

No tak, z uśmiercaniem bohaterów bywa w moim przypadku najczęściej tak, że zaczynam opowiadanie z mocnym postanowieniem prowadzenia moralnie poprawnej fabuły, a gdy dochodzę do zakończenia, nagle okazuje się, że jedna połowa bohaterów została zabita, a druga albo oszalała w trakcie trwania akcji, albo była szalona od początku. W moim konkretnym przypadku nie jest problemem  niemoc zabijania własnych postaci. Jest, niestety, dokładnie odwrotnie.

Niemniej, nie lubię śmierci bezcelowej. Każda śmierć powinna czemuś służyć, nawet jeśli będzie to tylko przekonanie któregoś z bohaterów o bezcelowości śmierci, przez co zbliży się on do krawędzi szaleństwa i dokona czegoś, co radykalnie odwróci bieg fabuły. 

O ile jednak śmierć musi czemuś służyć, nie musi być celem samym w sobie. Między innymi dlatego nie lubię skupiać się na opisach śmierci lub przesadnie ich dramatyzować. Moi bohaterowie umierają w pewnym sensie mimochodem, a uwagę czytelnika staram się skupić na konsekwencjach rzeczonej śmierci. Innymi słowy, generalnie nie ma znaczenia jak ktoś umiera, liczy się raczej to, co wyniknie z jego śmierci.

Ot, moje trzy grosze.

O ile jednak śmierć musi czemuś służyć, nie musi być celem samym w sobie. Między innymi dlatego nie lubię skupiać się na opisach śmierci lub przesadnie ich dramatyzować.

Przypomniało mi się, jak kiedyś, we wcześniejszej młodości, napisałam tak wzruszający opis śmierci jednego z bohaterów, że sama się popłakałam :D

Człowiek wrażliwy bywa na własną sztukę! ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Wrzuć jeszcze z uprzejmości linka/źródło obrazka (chyba, że to Twoje dzieło:) i będzie git

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

W pierwszym odruchu miałem napisać, że raczej nie uśmiercam w moich opowiadaniach, poza Hitlerem, którego mi w opowiadaniu zabić kazano, więc zrobiłem to dwa razy (widać raz mi było mało). Jeden z moich bohaterów wykosił też stado zombi, ale one się nie liczą. Potem przejrzałem listę moich opowiadań. W jednym zamachowiec wysadza się w pełnym autobusie, w innym pół Londynu wylatuje w powietrze...

Dwa następne opowiadania są na ukończeniu i ... w jednym giną ludzie, choć się na to nie zapowiada, w drugim staram się cały czas utłuc głównego bohatera. Spisane mam też dość szczegółowe plany dwóch powieści, za które mam się zabrać po dopracowaniu warsztatu i w nich to już prawdziwe masakry.

A miałem o sobie takie dobre zdanie :)

Unfall, widzisz? Odkrywasz siebie od nowa ;) 

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

O przepraszam za brak źródła. Kto jak kto, ale ja za to kajam się podwójnie. Małe pingwinki mają jednak malutkie móżdżki...

Screen z Cowboy Bebop, znaleziony na stronie http://animetree.files.wordpress.com/2011/10/spike-vs-vicious.gif

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Jak stworzę jakąś jednoznacznie pozytywną i godną szacunku postać, to prędzej czy później jakoś tak wychodzi, że mi biedactwo zabijają. Nie rozumiem dlaczego. A wredni hipokryci przeżywają. Chyba muszę się nad sobą zastanowić.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Tak dla urozmaicenie dyskusji: wydaje mi się, że dla (wrażliwego) autora duże znaczenie ma, czy bohater umiera na oczach czytelnika, czy też, jak w greckiej tragedii, ktoś wbiega na scenę i krzyczy, że widział trupa. Albo jakaś postać wspomina agonię innej. Co innego opisać skazanie jakiegoś łotra na śmierc, a co innego dać usłyszeć ten świst spadającego topora...

Jak sądzicie?

Babska logika rządzi!

     To chyba zależy też, a może głównie,  od umiejętności pisania.

I od tego, czy jest to tylko śmierć NPC, czy jednego z bohaterów, który miał/ma/będzie miał większe znaczenie dla fabuły.

Inaczej pisze się: "na schodach leżały zwłoki", a inaczej "Główny bohater został śmiertelnie postrzelony i wszyscy wiedzieli, że umrze. Jednak nikt nie chciał tego powiedzieć głośno".

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

     A jeszcze inaczej, kiedy głównemu bohaterowi ktoś podrzyna gardziołko i opisujemy, co on czuje.

Wtedy to dopiero trzeba mieć dobry warsztat. Mam wrażenie, że pisanie w pierwszej osobie zawsze jest trudniejsze, chyba, że obstajemy przy "tfurczości" typu: Drogi pamiętniczku, dzisiaj w szkole...

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Swoją drogą warsztat, a swoją drogą wiedza. Nie mam pojęcia, jaki dźwięk wydaje skręcany kark, jakiej siły trzeba, aby wbić ostry nóż między żebra, jakie są zewnętrzne objawy specyficzne dla powieszenia (wytrzeszcz oczu?, wytknięcie języka?) i właściwie wcale nie chcę się tego dowiedzieć.

OK, jak w fabule miałam kiedyś znalezienie nieświeżych zwłok, to poczytałam trochę o medycynie sądowej, ale była to lektura wystarczająco paskudna, żeby zniechęcić mnie do na przykład oglądania filmów z egzekucji (nawet jeśli jakieś dałoby się znaleźć).

Babska logika rządzi!

     Kiedyś rozmwaiałem z pewnym panem, a on w wieku szesnastu lat wstąpił do oddziału partyzanckiego AK. To było na Łubelszczyźnie. W tym oddziale był żolnierz, bardzo dobry, i on się trochę tym chłopakiem opiekował.  Facet był bandyta i mordercą, a w 1939r.  nawiał z wiezięnia na Świętym Krzyżu. I on uczył tego chłopaka tak --- miedzy innymi --- w głowę to nie celuj. Mała szansa trafienia. W brzuch się celuje. Szkop dostaje kulkę w jelita i jest gotów. Brzuch to duzy cel, łatwo trafić. A glowa mała.... A jak kładł  się  w lesie spać, pouczał: nie spij na golej ziemi. Gałęzi dużo podlóż, legowisko sobie zrób. Stopami kładź sie do ognia. Ziemia ziębi. Nóz ze soba porządny noś albo bagnet, nieraz ci sie przyda --- i  też w brzuch celuj, ostrze latwo wchodzi, tylko jak wbijesz, to przekręć. 

     Zapamietałem to i pewnie będzie to można gdzieś wykorzystać.  Chłopak przeżył wojnę, a mordera zginąl w czasie ataku na posterunek Schupo. Zresztą, działali wspólnie i ten morderca zginąl przez to, ze chciał chlopaka oslonić. 

@finka

Defekacja jest głównym objawem powieszenia,

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Ale nam się temat zrobił :D

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Roger - ciekawa historia. Słuchając/czytając takie rzeczy człowiekowi aż trudno uwierzyć, że to mogło zdarzyć się naprawdę. To jak historia filmowa lub książkowa. Mocne.

"I needed to believe in something"

Russ, że zwieracze robią, co chcą (czyli nic), to nawet ja wiem. Ale jeśli w opisie powieszenia występują głównie... spodnie, to coś jest nie w porządku.

Babska logika rządzi!

To jest opowieść autentyczna. Wielu szczegołów się jeszcze dowiedziałem. Na przykład  tego, że partyzanci nie lubili stenów. Każdy pistolet mnaszynowy był na wagę złota, ale bardziej lubili niemieckie szmajsery. Szmajser mial bezpiecznik, a steny -- chyba nie albo zawodne. No i paru ludzi przez to głupio zginęlo.

W tym oddziale była jedna dziewczyna. No i latem wszyscy szeregowcy razem spali sobie w stodole, bo oni z zasady kwaterowali jednak po wsiach. No i dowiedzialo się o tym dowództwo okręgu.  Przybyla specjalna komisja - dwie panie ze stopniami poważnymi -- zbadać sprawę  moralności... Badały, badały, ąż zjawili się  Niemcy i wszyscy musieli się wycofać, a właciwie nawiać do lasu. Co było dalej, tego nie powiedział.

No to historia jeszcze bardziej nabrała pikanterii ;)

"I needed to believe in something"

@Finkla - to się tylko wydaje wszystko tak okropne. Zapewniam Cię, że kiedy przyjdzie co do czego i masz sobie popatrzeć na to co ma człowiek w środku - wtedy nie jest to specjalnie przerażające.

 

Co do zabijania postaci - zabijanie ich da samego zabijania to nic dobrego dla historii. Śmierć bohatera musi mieć sens fabularny i coś sobą przedstawiać, chociażby to, że śmierć czasem nie ma sensu (a powinna mieć).

Sekcja to pierwszy stopień wtajemniczenia. Może nawet, w celach poznawczych, dałabym się namówić na obserwowanie. Ale sam moment śmierci? Albo, co gorsza, zabijania? Nie, dziękuję.

Babska logika rządzi!

Co jest takiego obmierzłego w śmierci? Jest naturalną konsekwencją życia.

Tak, jest konsekwencją życia. I seksu.

Co jest obmierzłego w śmierci? Nie wiem, czy w ogóle coś jest. To raczej lęk przed śmiercią. Częściowo irracjonalny, ale wcale nie mniej prawdziwy. Jeszcze nigdy nie oglądałam śmierci żadnego człowieka. I chcę, żeby ten stan trwał jak najdłużej. Choćby z tej prostej przyczyny, że obecnie jeśli już ktoś staje się świadkiem odejścia kogoś innego, to przeważnie chodzi o osobę bliską albo chociaż znajomą. A ja swoim znajomym życzę dobrze.

Babska logika rządzi!

Nie mówię, że chciałbym obejrzeć czyjąś śmierć, tylko że nie powinno nas to przerażać. Ja swoim bliskim i znajomym też życzę dobrze, ale jeśli ktoś ma umrzeć - umiera i nic nie da się z tym zrobić oprócz pogodzenia się z rzeczywistością.

Nowa Fantastyka