- Hydepark: HQT, czyli podróże z prędkościami nadświetlnymi

Hydepark:

inne

HQT, czyli podróże z prędkościami nadświetlnymi

 

Na fali okołonaukowych tematów na NF (mam na myśli oczywiście temat o czasie, w którym pojawiło się kilka innych wątków) postanowiłem zaproponować Wam małe ćwiczenie na wyobraźnię.

 

Wyobraźcie sobie, że napęd warpowy w Star Treku został stworzony w oparciu o naukowe podstawy.

 

Nie, poważnie. To rzeczywistość. Odległość do Marsa można pokonać w trzydzieści dni (z czego większość to rozpędzanie i hamowanie), do najbliższej gwiazdy w góra osiemdziesiąt. Podróżujemy używając nadprzestrzeni, skaczemy między wymiarami z taką łatwością, jak pchły między psami w schronisku, ale z prędkością nawet tysiąckrotnie większą niż światło. Kosmos nie ma już dla nas granic, mamy napęd nasprzestrzenny.

 

Jakie to uczucie? Fajne, nie?

 

 

 

Ta wizja od zawsze powoduje szybsze bicie serc fanów SF. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że twórcy Star Treka tworząc napęd warpowy faktycznie posiłkowali się nauką. Człowiek, który dał im podstawy urodził się w 1925 roku w Poczdamie. Nazywał się Burkhard Heim.

 

W czasie, kiedy Heim się uczył, świat naukowy zaczął poważnie zajmować się próbami połączenia teorii względności z teoriami kwantowymi, co później stało się głównym polem zainteresowania Heima. Jak wiemy do dziś ta sztuka nikomu nie udała się w stu procentach. Żeby zrozumieć, dlaczego to takie trudne, proponuję mały eksperyment myślowy.

 

Wyobraźmy sobie, że świat jest jak Internet. Widzimy strony, które skłdają się z tekstu, obrazów, odnośników. Wszystko jednak zapisane jest w bajtach, które składają się z bitów. Bit jest kwantem Internetu – najmniejszą cząstką, której nie da się podzielić. Jednak według Einsteina bity można dzielić dalej. W nieskończoność. Materia jest ciągła, w przeciwieństwie do światła, które jest skwantowane. Skoro światło, to i czas. Ale nie materia.

 

Heim się z tym nie zgadzał. Według niego materia również jest skwantowana, a jej najmniejszą porcję – bajt materii – nazwał metronem.

 

Nie ma jednak sensu wyjaśniać tutaj całej teorii Heima. Powód jest dość prozaiczny – mało kto jest ją w stanie zrozumieć. Heim był wysokiej klasy geniuszem, co sprawia, że nawet dla przeciętnego geniusza jego obliczenia nie mają sensu. Dzieje się tak dlatego, że kiedy aparat matematyczny zaczął zawodzić przy obliczeniach dla skwantowanej materii, Heim stworzył sobie nową matematykę. Dziś żeby zrozumieć jego teorię pola, trzeba nauczyć się również jego sposobu liczenia, a jest to o tyle trudne, że nawet całkowanie przeprowadzane jest w inny sposób.

 

Tutaj może narzucić się pytanie: skoro Heim liczył po swojemu, po co w ogóle zajmować się jego wymysłami? Skąd pewność, że może być w tym choć trochę prawdy?

 

Odpowedź jest prosta: teoria pola Heima przewidziała istnienie cząstek oraz pozwoliła na dokładne wyliczenie ich mas na długo zanim zostały odkryte doświadczalnie, czy nawet zapostulowane przez innych naukowców. To wyczyn, który nie udał się nikomu innemu. Przewidziała również jeszcze jeden efekt, który z punktu widzenia SF jest szczególnie ważny: siłę Lorentza-Heima.

 

Już bodaj w gimnazjum uczy się, że jeśli spowodujemy przepływ prądu przez przewodnik, wokół przewodnika powstanie pole elektromagnetyczne. Ten efekt jest znany, opisany oraz poznany doświadczalnie. Działa to również w drugi sposób – jeśli umieścimy przewodnik w polu EM uzyskamy przepływ prądu. Dlaczego nie ma takiej zależności dla grawitacji?

 

Naukowcy nie zadawali sobie tego pytania zbyt długo. Wątpliwości rozwiał Einstein, który twierdził, że co prawda pewnie taki efekt istnieje, ale jest znikomy do tego stopnia, że można mu zaprzeczyć, dlatego jego teoria w ogóle efektu Lorentza dla masy nie przewiduje. W myśl zasady – jeśli nie możesz czegoś wykazać, to nie istnieje mainstreamowa nauła uznała, że analogii między EM i grawitacją nie ma.

 

Tu na arenę wszedł Heim ze swoją teorią pola. W jego zamyśle wszystkie siły działają podobie, więc muszą istnieć cząsteczki odpowiadające za efekt Lorentza w sile grawitacji. Nazwał je grawito-fotonami. Jeśli więc przyspieszymy odpowiednio masę – twierdził Heim – powinniśmy dostać lokalną anomalię grawitacyjną wokół niej.

 

Oczywiscie można powiedzieć, że to tylko kolejna z wielu teorii, jakich mieliśmy w historii wiele. Kiedyś przecież Ziemia była płaska, a Słońce krążyło wokoł niej. Dlaczego teoria Heima jest inna?

 

Sposobność do przetestowania jej przydarzyła się, kiedy postanowiono sprawdzić, dlaczego bardzo dokładne pomiary masy par Coopera dają inne wyniki, niż przewidywania teorii kwantowej. Wzięto więc torus wynonany z nadprzewodnika i rozkręcono go do 6 500 obrotów na minutę. Nadprzewodnik wytworzył tzw. London moment, czyli powstało wokół niego pole EM, a w nadprzewodniku wytworzyły się pary Coopera. Jednocześnie blisko torusa umieszczono – również poruszające się – mierniki przyspieszenia, które wykazały pojawienie się nowego przyspieszenia poza torusem. Przyspieszenie to zostało oczywiście przewidziane przez Heima – była to wywołana działaniem grawito-fotonów grawitacja.

 

Oczywiście można zaprzeczyć wynikowi tego eksperymentu. Można zrzucić to na błąd w interpretacji, dorobić inną ideologię, powiedzieć, że żyjemy w Matriksie. Ale co, jeśli eksperyment tylko potwierdza Jednolitą Teorię Pola Heima?

 

Oznaczałoby to, że już przy obecnym stanie nauki jesteśmy w stanie stworzyć grawitacyjny napęd nadprzestrzenny i podróżować z prędkościami, o których wspomniałem na początku.

 

Fajnie, nie?

 

 

 

Dla łaknących źrodeł:

 

Wpis na stronie ESA o wspomnianym eksperymencie [ang.]

 

Polski opis i przystępne opracowanie teorii Heima, którym się mocno posiłkowałem plus opis potencjalnego silnika grawitofotonowego

 

 

 

Znacie jakieś inne ciekawe i potencjalnie prawdziwe teorie, które mogą wprowadzić nas bezprośrednio do świata znanego z SF?

 

Komentarze

obserwuj

Koncepcję znałem, ale o eksperymencie i silniku budowalnym dziś pierwsze słyszę i łał!, jeśli to prawda. Rzeczywiście robi wrażenie to, że teoria Heima odnosi się do wielu aspektów (kwantyzacji materii, oddziaływań i cząstek podstawowych, problemu ciemnej materii) i jedne z drugimi się zazębiają. Nie rozumiem, dlaczego, a chyba tak jest, że to mało popularna koncepcja w porównanniu ze strunami i M-teorią. Że o tę nową matematykę chodzi? Zresztą słowami to można wszystko ładnie, fachmani i tak będą wiedzieć swoje.

Eksperyment jest jeszcze z 2006 roku, więc swoje lata już ma. Mainstreamowa nauka nie lubi dzielić się tronem, więc nie dziw, że o takich rzeczach nie słychać. Poza tym większość naukowców nie przyzna się przecież, że nie może pracować nad teorią, bo nie jest w stanie jej zrozumieć. :)

Jest z tym trochę jak z pulsarami -- mainstreamowa nauka tłumaczy to mętnie i dziurawo, doświadczalna praktyka nie pasuje do teorii (końcówka tekstu), ale i tak jedyna teoria prosto i sensownie tłumacząca zjawisko (teoria plazmowego wszechświata) jest wyśmiewana. ;)

Bardzo interesujące. Nigdy nie zagłębiałem się w te startrekowe teorie. Nie spodziewałem się, że kryją coś tak wrapującego. Znaczy się -- frapującego :-) I w związku z tym nigdy nie przyglądałem się teoriom B. Heima, o których piszesz bardzo ciekawe rzeczy. Będę musiał zapoznać się z treścią podlinkowanej przez Ciebie strony. Tymczasem, przy okazji, dowiedziałem się, że B. Heim miał interesujące i tragiczne życie: http://pl.wikipedia.org/wiki/Burkhard_Heim.

 

Co do eksperymentu Tajmara z obracającym się nadprzewodnikiem -- słyszałem kiedyś o tym. Ale potem czytałem, że niestety nikt nie powtórzył wyników, a sam Tajmar wyrażał się o nich bez dużego przekonania; okazało się, że błędy pomiaru "grawitomagnetycznego efektu Londona" są jednak zbyt duże, rozdzielczość urządzeń pomiarowych -- zbyt mała, żeby obstawać przy zaskakujących wnioskach.

 

Spekulatywnych teorii grawitacji, i to tylko tych modyfikujących einsteinowską wersję OTW w zakresie efektu grawitomagnetycznego, jest więcej niż jedna. Teoria Heima musiałaby wyjaśnić doświadczenie Tajmara ilościowo oraz pokonać alternatywne pomysły. Poza tym nawet taki sukces nie przesądzałby o nieomylności Heima w rozważaniach prowadzących do napędu nadświetlnego. Zaś z tego co rozumiem, sam Tajmar nie proponował modyfikacji OTW dla wyjaśnienia swego eksperymentu, tylko nowy efekt kwantowy. Tak więc tych "ale" jest jednak strasznie dużo :-(

 

Jeśli chodzi o inne poważnie rozważane przez naukowców teorie rodem z SF -- podrzucę jedną. Napiszę o cząstce apokalipsy ;-)

 

Dziwadełko (ang. strangelet), czyli kilkufemtometrowa zbitka kwarków górnych dolnych i dziwnych. Jeden z pomysłów na broń ostateczną. Sposób na przypadkową zagładę. A to dlatego, że dziwadełko, gdyby już się narodziło, mogłyby rosnąć od rozmarów subatomowych do makroskopowych, przemieniając na swój obraz i podobieństwo każdą materię, z którą by się zetknęło. W ten sposób Ziemia stałaby się szybko tzw. gwiazdą kwarkową (gwiazdę dziwną). Fragmenty zdziwniałej Ziemi mogłyby się potem odrywać, na przykład wskutek upadków meteorytów. Leciałyby w przypadkowych kierunkach i zarażały kosmiczne sąsiedztwo. Może więc być i tak, że pewnego dnia dziwadełko przywędruje na naszą planetę gdzieś z daleka. Z kosmicznej otchłani ;-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Nie twierdzę, że Heim miał rację. Nie twierdzę również, że nie miał. Jestem zbyt głupi, żeby zrozumieć, o co mu chodziło. Z pewnością za nim bardzo silnie przemawiają przewidywania cząsteczek, ich właściwości i mas (porównanie mas eksperymentalnych z obserwowanymi, ang.)

 

Dziwadełko -- potencjalny wirus kosmiczny! :)

Z tego co udało mi się znaleźć na wiki wynika, że Tajmar nie tylko nie wyrzekł się swoich odkryć, ale wręcz podjął polemikę  z grupą naukowców z Cantenbury, którzy zarzucili mu niedokładność badania. Dodatkowo jego teorię wspierają wyniki z Gravity Probe B, w której umieszczoo trzy niemal idelane żyroskopy Londona. W 2011 (po bodaj czterech latach opracowywania wyników i głowienia się, czy naprawdę powinno się to publikować) zespoły NASA i Uniwerytetu Stanforda ogłosiły, że udało się zmierzyć pole grawitomagnetyczne Ziemi przy użyciu GPB.

W powyższym temacie, którego nawet nie usiłuję ogarnąć, wszystko sprowadza się do jednego wniosku: minie jeszcze bardzo wiele lat, zanim nastąpi jakikolwiek znaczący przełom w jakiejkolwiek dziedzinie.  Dlaczego tak myślę? Otóż dlatego, że teoria wyprzedziła już praktyczne możliwości zastosowania o bardzo wiele lat. Tymczasem pozostaje cieszyć się pseudo-rozwojem, który symbolizują dla mnie ekrany dotykowe w telefonach komórkowych. Panie i Panowie: oto spędzimy pierwszą połowę XXI wieku pod hasłem "DOTKNIJ SE IKONKI".

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

"Z tego co udało mi się znaleźć na wiki wynika, że Tajmar nie tylko nie wyrzekł się swoich odkryć, ale wręcz podjął polemikę  z grupą naukowców z Cantenbury, którzy zarzucili mu niedokładność badania".

No to zobaczymy.

 

"Zespoły NASA i Uniwerytetu Stanforda ogłosiły, że udało się zmierzyć pole grawitomagnetyczne Ziemi przy użyciu GPB".

Hej, to trochę co innego niż pole wokół rotującego nadprzewodnika. W badaniu pola gm Ziemi przez GPB chodzi o pomiar zjawiska tzw. wleczenia przestrzeni, które jest znane od dawna (pewnie o nim słyszałeś). Było stwierdzone i mierzone wcześniej przez inne obserwacje i eksperymenty. Było wykorzystywane do modelowania dżetów i określania parametrów czarnych dziur na podstawie obserwacji świecącej materii z ich bezpośredniego sąsiedztwa. Zaś istotność wyniku GPB polega na tym, że rzeczone zjawisko zmierzono z bezprecedensową dokładnością. Wynik jest zgodny ze standardową OTW!

 

Jednak przy pomocy GPB prowadzono różne pomiary. Może o czymś nie wiem (trzeba będzie poczytać).

 

Pytanie, jaki efekt gm postulował Heim i jak to się ma do doświadczenia Tajmara.

 

Rinos, pamiętaj jednak, że w nauce zawsze pojawiały się odkrycia niespodziewane. Zresztą przełom nie musi być dziełem naukowców. Zdarzenie, którego nikt nie oczekuje, może zrewolucjonizować świat. Pierwsze, co przychodzi na myśl, to kontakt z obcą inteligencją. Ale tego przecież niektórzy się spodziewają.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Z tym impulsem nadświetlnym, pamiętam, to media rozdmuchały sprawę do niebotycznych rozmiarów. Nawet w "Wiadomościach" (ech, te czasy, gdy był telewizor) trąbili, że teoria względności idzie do lamusa, bo oto eksperymentatorzy stawiają do góry nogami całą fizykę, itd., itp. "Fachowcy" się nawet wypowiadali (prawdziwi zresztą też), to właśnie był przykład prowadzenia myśli po wyżłobionych torach: Einstein wielkim geniuszem był, bzdury, oszustwo. Albo w drugą za mediami stronę: wielka sensacja, przełom. Że wszystko to na czym innym polega, zaczęli dopiero mówić, jak opadł szum.

@jeroh:

Chodzi oczywiście o analogię do siły Lorentza; jeśli ruch elektronów powoduje powstanie pola elektromagnetycznego, to ruch masy powinien powodować powstanie pola grawitomagnetycznego.

Tajmar przy torusie obracającym się z prędkością 6500 obrotów na minutę zarejestrował anomalie przyspieszenia grawitacyjnego. Eksperyment początkowo miał na celu wyjaśnienie różnic z mierzonych i teoretycznych masach par Coopera, ale ostatecznie Tajmar poświęcił trzy lata na wyjaśnienie źródła anomalii. Ostatecznie doszedł do wniosku, że sensownym i spójnym wyjaśnieniem jest zaproponowane przez Heima.

GPB miał mierzyć wpływ grawitacyjny Ziemi na otaczającą materię -- zakrzyiwenie. OK -- w tym się zgadzam. Miał jednak za zadanie zmierzyć również pole grawitomagnetyczne Ziemi. Użyte żyroskopy zostały zrobione niesamowicie precyzyjnie, żeby móc zmierzyć -- wg Einsteina -- drastycznie małe oddziaływanie. Jednak większość zmierzonych wartości była znacznie większa od zakładanych. W pewnym momencie (chyba 2007 rok, jest to na wiki) NASA stwierdziła nawet, że te dane mogą się do niczego nie nadawać ze względu na olbrzymie błędy znacznie przewyższające błąd statystyczny. Później doszli jednak do wniosku, że to, co uważali za błędy pomiaru tak naprawdę może być prawdziwą wartością i zdecydowali się opublikować wyniki. Oczywiście nikt nie wspomniał przy tym o Heimie, ale praktyka wydaje się nieźle pasować do teorii.

Więcej info na stronie NASA

 

@Julius_Fjord:

Mówisz o eksperymencie Włochów (którego wyniki potam okazały się jednym wielkim błędem), o którym tak szumnie było w mediach, czy o tym podlinkowanym przeze mnie?

Ja tak, może trochę od czachy zapytam o te 6500 obrotów na minutę. Już chyba od 15 lat mój dysk twardy w kompie kręci się z prędkością 7200 obr/min. Od paru lat sprzedaje się dyski 10 000 obr/min. Wokół nich większych aberracji kontinuum nie stwierdzono. Podejrzewam, że to dlatego, że torus ma jednak większą masę niż płaski dysk. Chciałem jednak zasygnalizować, że ten rząd ilości obr/min jest obecnie łatwo osiągalny. Wystarczy silniczek elektryczny bazujący na starej metodzie zamiany pola elektromagnetycznego w ruch obrotowy.  Gdzie w tym jest jakakolwiek nadzieja na spełnialność Hard SF?

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Myślę, że warto zauważyć, iż torus jest z nadprzewodzącego materiału.

Nie wiem, jak się to ma do Ziemi i jej pola grawitomagnetycznego, ale tu znów rolę może odgrywać jej masa i ilość elektronów (to one mają przechodzić  w grawitony). Ponadto żyroskopy mające wykryć pole GM Ziemi również były pokryte warstwą nadprzewodnika.

Założę się, Rinosie, że Twój dysk jakieś anomalie również wywołuje, ale są minimalne. Nadzieja na spełnialność dla SF jest taka, że gdyby udało się ten efekt zwiększyć, można stworzyć sporą lokalną anomalię grawitacyjną, co dałoby -- potencjalnie -- dwutrybowy silnik grawitacyjny. Z jednej strony mógłby on działać na zasadzie, nazwijmy to, odrzutu grawitacyjnego, a z drugiej -- w innym trybie -- jako zakrzywiacz czasoprzestrzeni. W drugim z podanych przeze mnie linków (pod tekstem u góry) jest to bardzo fajnie opisane. :)

BTW, jest jeden rosyjski uczony, który od lat zajmuje się tematem silnika grawitacyjnego opartego o tę zasadę. Zapomniałem nazwiska, jak znajdę to wrzucę. Niestety, z tego co kojarzę, żadnych sensownych danych na temat jego pracy nie ma.

Cholera, tależe twardych dysków robi się ze złota, więc to nie jest nadprzewodnik. Ale uważam, że złoto jest niewiele mniej romantyczne od platyny, więc moje twarde dyski kręcą mnie nadal z prędkością siedem dwieście ;]

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Włosi, Włosi. Ale jeśli dobrze pamiętam (albo mieszam już jedno z drugim), im też nie chodziło o rozpędzanie materii, lecz jedynie sygnału.

Włosi mieli coś źle skalibrowane, jeśli dobrze pamiętam. Później prasa donosiła, że poleciały głowy.

Opisywany wyżej eksperyment jest trickiem. Prąd nie płynie szybciej od światła, ale wytwarzane pole jest takie, jakby generował je prąd płynący szybciej. Polecam przeczytać, bo wnioski są dość ciekawe. :)

OK, Exturio. Zwracam tylko uwagę, że to, o czym pisałem, czyli wleczenie przestrzeni, jest właśnie efektem grawitomagnetycznym wynikającym z obracania się masy generującej pole. Czyli pomiar wleczenia jest pomiarem pola grawimagnetycznego. Piszemy o tym samym.

 

Na stronach NASA, do których mnie odesłałeś, znalazłem taki artykuł, o tu. Już nie sprzed dziewięciu, ale sprzed dwóch lat. Fizycy, których opinie i wyjaśnienia są w artykule przytaczane, twierdzą, że pomiary Gravity Probe B zgadzają się z OTW.

 

A Włosi mieli niedociśnięty kabel :-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Nie chcę sugerować żadnej teorii spiskowej, ale opracowywanie wyników przez cztery lata, kilkukrotne przesuwanie terminu ogłoszenia oraz mówienie o "nieoczekiwanych sygnałach" nieco podważa -- w moim mniemaniu -- ostateczną opinię. Podejrzewam, że znaczną część danych odrzucono ze względu na zbyt duże odchylenia. To przypomina trochę sytuację z eko-entuzjastami, naginającymi wyniki obserwacji do oczekiwanych wyników.

Jak wspominałem wcześniej -- Einstein również przewidywał tego rodzaju oddziaływania, ale odrzucał ich istnieje w normalnych warunkach. Dzisiaj natomiast podejrzewamy, że oddziaływania grawitomagnetyczne mogą być popularne w kosmosie. W tej materii Einsteina od Heima odróżnia tylko przewidywana skala zjawiska -- u tego drugiego oddziaływania są o kilka rzędów większe.

 

Przypomniało mi się nazwisko fizyka od prac nad grawitacją -- Eugene Podkletnov. Dla jednych to genusz, dla innych jego publikacje to zręczne manipulacje lub błędy. Słyszeliście może o nim? Jeśli tak, co o tym sądzicie?

Zastanowiło mnie to, że o długości Plancka, kwancie czasu też Plancka, od czasu do czasu ktoś wspomina, ale na tym się kończy. Uzasadnienie brzmi typowo: nie mamy narzędzi badawczych o odpowiednio wielkich energiach, by móc zweryfikować jakiekolwiek hipotezy --- ale o samych hipotezach praktycznie ani mru mru.  

Jeżeli kluczem jest "nowa matematyka" Heima, to nie dziwię się, że panuje cisza wokół jego teorii. Któż lubi porzucać wygodne, wydeptane ścieżki...

Podobnie wnioski wynikają z Konceptu Dipolarnej Grawitacji naszego rodaka, Jana Pająka.

 

http://totalizm.pl/dipolar_gravity_pl.htm

 

Jego badania zdają się być niewidzialne dla naukowców głównego nurtu, jeszcze bardziej niż prace Heima.

 

Myślę że warto odświeżyć ten temat i poszukac paralel między tymi teoriami. 

Pozdrawiam

A co z problemem dylatacji czasu przy podróżach z ogromną prędkością? Jeżeli dylatacja czasu istnieje, to w zależności od tego na jaką skalę jest to zjawisko, astronauta, który podróżował by np. 2 lata (według zegara pokładowego) z takimi prędkościam to na Ziemię wróciłby po np. 10latach czasu Ziemskiego. Trochębto problematyczne, a jeśli ktos ma lepsze pojęcie w temacie to niech mnie poprawi ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Teoria zakłada teleportację (przemieszczanie się powyżej prędkości światła). W artykułach dotyczących teorii Heima możemy przeczytać, że potrzebne byłoby np. rozpędzanie obiektu, oraz jego spowalnianie, w związku z ograniczoną zdolnością ludzkiego organizmu do wytrzymywania wysokich przeciążeń, jednak Pająk tłumaczy, że tego typu podróż może odbywać się natychmiastowo, a przeciążenie w wehikule zawsze będzie wynosiło 1G (chyba, że zostałoby ustawione inaczej). Pole elektromagnetyczne naokoło wehikułu będzie tworzyło coś na wzór odrębnego wszechświata z własną grawitacją.

Dylatacja czasu nie będzie miała miejsca, dlatego że to zjawisko dotyczy jedynie pojazdów poruszających się na płaszczyźnie fizycznej, natomiast teleportacja polega na okresowej dematerializacji i skokowym pojawianiu się na dalszym etapie trasy (tunel czasoprzestrzenny). Teoria Einsteina zakłada, że materia nie może poruszać się szybciej od światła, lecz statek działający na opisywanych zasadach nie łamie tego prawa.

Na stronach totalizmu jest zamieszczone zdjęcie wehikułu, który na jednej klatce pojawia się kilkukrotnie. Dla obserwatora wygląda to jakby obiekt się pomnożył, ale z punktu widzenia załogantów, wehikuł po prostu porusza się tak szybko, że załapuje się na jedną klatkę  kilka razy.

 

 

Owo zdjęcie znajduje się w punkcie #L1 artykułu do którego link zamieszczam poniżej

 

http://totalizm.pl/telekinesis_pl.htm

 

oraz w punkcie #D3 tego artykułu

 

http://totalizm.pl/timevehicle_pl.htm 

 

natomiast ogólna zasada działania magnetycznych wehikułów jest wyjaśniona w artykule pt. “Magnokraft”.

 

http://totalizm.pl/magnocraft_pl.htm 

 

 

Podobne konkluzje i zasady działania napędów wynikają z ustaleń Heima, a kształty pojazdu z powyższego zdjęcia odpowiadają postulowanym przez niego rozwiązaniom.

 

 

 

Również Generator Efektu Searla działa na podobnych zasadach.

 

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka