- Hydepark: Granica pomiędzy normalnością, a szaleństwem

Hydepark:

Granica pomiędzy normalnością, a szaleństwem

Temat co prawda nijak fantastyczny, ale chciałam się nim z wami podzielić ;)

Oglądając ostatnio "Lot nad kukułczym gniazdem" przypomniał mi się pewien eksperyment Rosenhana. On, oraz siedem innych osób, postanowili dostać się do szpitala psychiatrycznego udając halucynacje. Gdy znaleźli się w szpitalu zachowywali się już całkowicie normalnie. Rosenhan zaobserwował, że gdy zdrowa osoba trafi do szpitala istnieje ogromne niebezpieczeństwo, że i tak będzie uznawana za chorą. Dzieje się tak dlatego, że każde zachowanie można przypisać któremuś z zaburzeń psychicznych. I tak na przykład, gdy pseudo-pacjenci dyskutowali o swojej sytuacji, uznawano to za mechanizmy obronne pod postacią intelektualizacji. Z kolei, gdy robili notatki ze swoich obserwacji, twierdzono że mają tzw kompulsję pisania. Eksperymentatora oraz jego pomocników przetrzymywano w szpitalu przez prawie trzy tygodnie. I na nic zdawało się tłumaczenie, że są całkowicie zdrowi, a trafili tam przez udawanie halucynacji. A to wszystko jest tylko eksperymentem naukowym. Wypuszczono ich w końcu, dzięki interwencji rodziny i znajomych, ale w swoich dokumentach mieli nadal wpisaną schizofrenię, tyle że w remisji*.

Gdy Rosenhan opublikował swoje badanie, rozpętała się burza. Pewien szpital psychiatryczny zdecydował się nawet, na rzucenie wyzwania eksperymentatorowi. Przez trzy miesiące może on wysyłać do nich swoich pseudo-pacjentów, a oni wykryją ich wszystkich. Rosenhan przyjął wyzwanie. I tak po trzech miesiącach szpital dumnie ogłosił, że ze stu dziewięćdziesięciu trzech nowych pacjentów za ludzi Rosenhana uznano czterdziestu jeden, a czterdziestu dwóm następnym przyklejono łatki podejrzanych. Duma pracowników szpitala trwała jednak krótko, bowiem Rosenhan po zapoznaniu się z wynikami, powiedział, że... nie wysłał do nich żadnego ze swoich ludzi.

I teraz moje pytanie... myślicie, że da się określić, co jest normalne, a co już nie?

 

*remisja – objawy choroby chwilowo ustępują.

Komentarze

obserwuj

No, tu ma szanse rozwinąć się gorąca dyskusja...

temat ciekawy:D ja osobiście sądzę, ze nie da się ustalić, kto jest normalny, bo takich ludzi po prostu nie ma;p każdy ma w sobie szaleństwo, u niektórych po prostu objawia się bardziej,u innych mniej;PP

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Ja mam kompulsję pisania. Nieuleczalną.

Zgadzam się z Marsylką, każdy z nas jest na swój sposób szalony. Ale takie stwierdzenie jest banalne. To trudny temat, który też na dobrą sprawę raczej nie zostanie rozwiązany. Geniusz, który tworzy coś nowego, coś czego jeszcze nie było, a później po latach uznawany jest za wielkiego wynalazcę, zapewne u początku swojej pracy traktowany był jak szaleniec ze zbyt bujną fantazją. Za szaleńca uznany może być też ktoś, kto zwyczajnie nie chce podporządkować się schematom, wyróżnia się na tle pozostałych, "tych normalnych".
"Co jest normalne, a co już nie?". Pytanie bardzo dobre, ale ja nie znam na nie odpowiedzi. Wiem jednak, że gdyby "normalnością" był ciągnący się schemat, a wszyscy ludzie byliby trybikami w maszynie społeczeństwa, z których każdy odłam traktowany jest jako szaleństwo, to ja takiej normalności nie chcę.
Ciekawie o szaleństwie pisał Andre Breton w Manifeście surrealizmu. "Wariaci [...] Są w pewnej mierze ofiarami własnej wyobraźni". A dalej tłumaczy, że Ameryka nie zostałaby odkryta, gdyby Kolumb nie wybrał się z grupą wariatów w podróż. "I spójrzcie, jak to wariactwo wcieliło się w życie i trwa po dzień dzisiejszy."
O eksperymencie Rosenhana wcześniej nie słyszałem, ale jego wyniki prezentują się naprawdę ciekawie i zabawnie. Tym bardziej dowodzi to tego, jak trudno określić jest normalność.

"Normality is what you made it" - Terry Pratchett

Ja też sie z Tobą zgadzam, Redil. Nie tylko, że moje stwierdzenie ejst banalne - ale ja akurat przy nim zostanę, bo najpełniej określa mój pogląd, reszta to próba zdefiniowania czegoś, czego w zasadzie nie da się zdefiniować, wszak zawsze musi być jakiś punkt wyjścia, a teza owym będąca niekoniecznie musi byc słuszna czy akceptowana przez ogól - ale i co do reszty.  Krótko mówią, szaleństwo to trudny temat, aczkolwiek ciekawy:D  Ja w takim razie mogę się nazwać się szaleńcem, w końcu szaleństwo to też pewien styl życia;P A pisarstwo w czasach zaniku czytelnictwa to czyste wariactwo;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Może to wynika z miejsca eksperymentów?

Znam osobę, która żeby uciec od wojska symulowała nerwicę (podręcznikową - psycholog "pierwszego kontaktu" się nabrał, ale na testach wojskowych dali mu łatkę symulant...

Pozdro,
Snow 

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

A co myślicie o "szaleństwie" kulturowym? Bo weźmy pod uwagę to, że to co w naszej kulturze jest normalne, np -- pierwsze z brzegu -- równouprawnienie, w innej uważane jest za czyste wariactwo. Czy choćby Indianie, patrzą się na nas jak na idiotów, którzy ciągle za czymś gonią, a my z kolei ciągle zastanawiamy się, jak można przeżyć bez tych wszystkich wygód. Albo Rosjanie, zawsze zapatrzeni w swojego przywódcę i my Polacy, ciągle ze swoich żartujący, często wręcz nieszanujący tych co są u władzy. Kto tu jest szalony?
Przykłady co prawda nie są najszczęśliwsze, ale mam nadzieję, że przedstawiają o co mi chodzi :)
Marsylka więc wszyscy tu jesteśmy wariatami :D

(w nowym poście bo w tamtym zapomniałam :D)
Redil geniusz, choćby matematyczny, jest już dewiantem społecznym. Co prawda jest to tzn dewiacja pozytywna, ale wszyscy dobrze wiemy, jak źle nacechowane jest słowo dewiant. A taki geniusz jest już dewiantem. Geniusz, którego nikt nie rozumie, cóż... tak jak mówiłeś, jest dla nas szaleńcem.

lady, w takim razie używajmy słowa bigot ;), prawie nikt nie wie co to znaczy, więc brak negatywnych konotacji ^^

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

najwidoczniej jestesmy:D mnie dobrze z takim szaleństwem;d

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

(...) prawie nikt nie wie co to znaczy, (...).
Na pewno?

Granica, jeśli już kusić się o jej wyznaczenie, będzie stosunkowo szerokim pasem o rozmytych brzegach. Poza tym obowiązywać będzie tylko tu i teraz, to znaczy w określonym środowisku i przedziale czasowym.

Szalony to oczywiście ten, którego zachowanie nie mieści się w ogólnie przyjętych zachowaniach uznanych za normalne. Ale i wśród tych zachowań dopuszczalne sa pewne odchylenia, ktoś kto boi się pająków albo zamknietych pomieszczeń nie jest od razu uznany za wariata jak chociażby schizofrenik, a przecież wszystkie te przypadki mają podłoże psychiczne.
A poza tym ktos kiedyś powiedział, że jest niewielka różnica między szaleństwem a bohaterstwem. Dla jednych odważny czyn nie mający dużych szans na powodzenie będzie zatem szczytem bohaterstwa, dla innych przejawem szaleństwa.

Trendy normalności tak szybko sie zmieniają, że trudno za nimi nadążyć. To co dzisiaj jest normalne, jutro może być wariactwem i na odwrót. Chwila nieuwagi i trach, jesteś szalony.

Cóż, nie jestem psychiatrą, ani psychologiem, natomiast z tego co wiem, choroba psychiczna to dysfunkcja niezawsze kompleksowa. To znaczy, że może dotyczyć niektórych dziedzin i sfer życia, niekoniecznie całości np: fobie. Kompleksową bywa schizofrenia. 
Irytuje mnie natomiast jeden fakt, z którym dosyć często się spotykam podczas przeróżnych rozmów. Mianowicie, kiedy jest rozmowa o prawie karnym i o zbrodniach, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie ,,Nie, taki człowiek musiałbyć wariatem. Skoro zabił żonę, córkę, a potem zgwałcił sąsiadkę, to musi być chory".
Oczywiście, że to nie świadczy o chorobie. Powody, dla których ktoś zrobił, to co zrobił, mogą być różnie motywowane, mogą mieć też różne pobudki (zakładając twierdzenie, że motyw to przeżycie intelektualne, a pobudka emocjonalne). Pomijając opracowania naukowe poświęcone tym zagadnieniom, ciekawie również wygląda w praktyce np: w czasie profilowania. Co więcej, sama choroba psychiczna w polskim prawie karnym nie wystarczy, aby skorzystać z art 31. par 1. Potrzebny jest jeszcze brak możliwości pokierowania swoim działaniem, lub rozpoznaniem działania i to nie w stopniu ograniczonym.  
Nie każdy, kto z pianą na ustach szlachtuje przechodniów maczetą jest chory psychicznie.
Podobnie rzecz się miała z Hitlerem. ,,TO musiał być wariat!". Ludziom ciężko zrozumieć, że są takie jednostki, które całkowicie świadomie dokonują okropieństw. Zauważyłem też, że tak jak kiedyś (kiedy czyta się np: zeznania zbrodniarzy z XVII, czy XVIII wieku) podpierano się diabłem i opętaniem, tak teraz przestępcy wykręcają się chorobą psychiczną. To nawet nie chodzi o chęć uniknięcia kary. Łatwiej sobie wytłumaczyć, że to nie ja, to diabeł, to choroba. Niewiele osób po resocjalizacji jest w stanie spojrzeć w lustro i stwierdzić, że zabił dzieciaka za 10 złotych z pełną premedytacją.  

 Każdy z nas jest choć trochę 'nienormalny'. Każdy ma jakiś swój problem, oryginalne zwyczaje, pewnie większość z nas miała kiedyś depresję, czy czasem dziwnie sie zachowuje w określonych sytuacjach.

A spróbujcie znaleźć choć jedną osobę teoretycznie całkowicie normalną. To znaczy taką, która nie ma żadnych oryginalnych/dziwnych pasji, zachowań, poglądów, fobii itd.

Według mnie już samo bycie taką osobą  może nie  być do końca normalne. Po prostu każdy z nas jest inny, a 'wariactwo' to jakieś dużo odstępstwo od normy, choroba która uniemożliwia danej osobie komfortowe życie lub jest zagrożeniem dla otoczenia.

Jak zawsze przy tego typu rozważaniach warto się zagłębić w definicję. Słownik języka polskiego przyszedł mi z pomocą.

normalny II «bilet pełnopłatny»

Teraz już wiecie, co to znaczy 'normalny' ;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

zaiste:P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

A propos takiego pun, ale z drugiej strony zupełnie nie a propos tematu, przypomniało mi się, jak jeżdżac do liceum mijałem warsztat samochodowy. Pan mechanik, z pewnością właściciel warsztatu, tak reklamował swoje usługi:
,, Przeglądy, instalacje, wibratory - oferujemy konkurencyjen ceny i przyjemną obsługę". I wszystko jasne. Można łączyć przyjemne z pożytecznym?:D Można!:)

Myślę, że laicy nie powinni rozmawiać na tematy, o których nie mają głębszego pojęcia.

Laicy nie powinni rozmawiać na tematy, o których nie maja pojęcia? Podważasz sens istnienia internetu.

I sens istnienia sejmu RP. 

Dobrze, że wspomniałeś o sejmie RP - do tematu "granice pomiędzy normalnością, a szaleństwem" pasuje jak ulał.

@Malinowski skoro masz pojęcie, to się nim z nami podziel, bo po Twoim poście, odnoszę wrażenie, że masz. Jako osoba zainteresowana tym tematem, chętnie posłucham.
Sejmowi RP, według moich obserwacji, bliżej jest szaleństwu niż normalności.
@Snow zabiłeś mnie tym biletem :D
@gwaihir, ale pytanie brzmi, które zachowań według których norm? Każda, kultura ma przecież inna, prawda? I terrorysta samobójca, wychowany od dziecka w takim przekonaniu, a nie innym, jest normalny czy szalony?

@lady madder chodziło mi o normy zachowań dla danej społeczności. To jest jasne, że jeśli ktoś wyrósł w społeczności, w której wysadzenie się w powietrze w metrze jest czynem chwalebnym, bedzie go postzregał jako normalny.

Cytatem z 12 Małp: "Psychologia to nowa religia".

Współczesnych psychiatrów można porównać do inkwizytorów, którzy stwierdziają co herezją (chorobą) jest, a co nie. Herezją jest eliptyczność Ziemi i heliocentryzm, bo tak chce kościół. Gościu ma schizofrenie, bo tak chce nauka. Normalne jest to, co za normalne uznają współcześni psychiatrzy.

I tu kolejny cytat z jednej z recenzji wspomnianego obrazu: "Niejednokrotnie spotkałem się z całkiem rozsądną uwagą, że gdyby Chrystus zdecydował się na paruzję, czyli powtórne przyjście właśnie w naszym świecie, w naszej teraźniejszości - najpewniej zostałby zamknięty w klinice i poddany terapii psychiatrycznej."

Zgodzę się z Ogórke. Każdy ma jakieś odchylenia. Po prawdzie, jakby spojrzeć na objawy chorób psychicznych, każdy mógłby sobie subiektywnie przypisać kilka z nich.

Dlatego moim zdaniem, chorym jest to, co sami uznamy za chore. Jak czujemy się nienormalni, to tylko dlatego, że źle się czujemy w "normalnym" społeczeństwie. Błogosławieni ludzie, którzy są świrami i o tym nie wiedzą! :O

 

 

Psychologia to nowa religia -- jako studentka, może nie czystej psychologii, a psychosocjologii, nie chcę, ale się z tym zgodzę. Nie owijając w bawełnę i pomijając wszystkie dobre rzeczy, jakie wynikają ze znajomości psychologii, czy pomocy jakiej może nam udzielić psycholog, prawdą jest też to, że... oj straszna to wiedza jest ;) Ciekawa, a jakże, ale -- jak głupio to nie zabrzmi -- w niewłaściwych rękach straszna. (I nie wiem dlaczego, ale jak to napisałam, to przed oczami miałam Yodę wygłaszającego tę kwestię.) Niby nie można przecież uczyć o technikach manipulacji ludźmi, ale przecież o tym, jak człowiek łatwo podlega manipulacją nauczyć już trzeba. A stąd się naprawdę krótka droga, do wiedzy, jak manipulować drugim człowiekiem. Sam system psychologiczny panujący w sektach, wcale nie jest tak wymyślny, jak mogło by się wydawać.
Ale wracając do tematu, zgodzę się tu z Voltharem i przedmówcami, że dopóki potrafimy dobrze funkcjonować w otaczającym nas społeczeństwie, dopóty jesteśmy normalni. Ale ze świadomością bycia świrem chyba już nie do końca. Możemy czuć, że jesteśmy inni, ale nikt z nas sam z siebie nie uzna się za wariata. Ba, nawet po diagnozie lekarskiej, sami przed sobą nie przyznamy się do tego faktu. Chronimy swoje ego, bo jest to niezbędne dla naszej wewnętrznej -- być może innej niż wszystkich dookoła -- równowagi.
I jeszcze jedno: nie stawiać mi tu psychologów obok psychiatrów. Psycholog to terapeuta -- może dawać rady, pomaga poprzez rozmowę itp, psychiatra to lekarz -- leczy farmakologicznie. To są w ogóle odrębne kierunki studiów, by móc być psychiatrą trzeba studiować medycynę.

To ja tylko dodam od siebie, że czasami dowód z opinni biegłego psychologa w sprawie, przypomina mi dowód z ordaliów. Moim zdaniem, szczególnie w sprawach rodzinnych i o przeróżne przestępstwa seksualne, są przeprowadzaone dosyć niechlujnie i przywiązuje się do nich zbyt dużą wagę. Pomijam fakt, że biegły psycholog z Krakowa, dosyć często poda przeciwną opinię od biegłego z Warszawy. To samo z Wrocławiem. 

wszyscy jesteśmy nienormalni.

zgadzam sie:D stawiam piwo, że nie ma ludzi normalnych;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

O eksperymencie dodam, że podstawą wypuszczenia było "zrozumienie" przez pacjenta, że jest chory. Dopiero jak wmówili osobie zdrowej, że jest chora zgadzali się, żeby ją wypuścić. To dla mnie chore. Chodzi o dobro pacjenta, czy o dobro systemu i stworzenie iluzji, że działa?

To przykre, ale w dzisiejszych czasach człowiek normalny to taki, którego stać, żeby przekupić psychiatrę. Reszta nie ma znaczenia.

To też nie jest takie oczywiste. Niezależnie od kryteriów, które przyjmują psycholodzy i psychiatrzy (bo tych znam zaledwie kilka, nie jestem lekarzem) pewne aspekty choroby psychicznej wyczuwamy intuicyjnie. Jeśli ktoś zamorduje całą rodzinę, bo tak powiedziały mu głosy w głowie, to jest wariatem. Jeśli ktoś wychodzi z domu tylko po to, żeby przynosić do niego śmierci, które kolekcjonuje, to ma manię. Jeśłi ktoś ciągle płacze, czuje irracjonalne poczucie pustki, smutku i beznadziei, to być może ma depresję. Pomijam już wszystkie choroby o podłożu neurologicznym. 
Więc też nie jest tak, że granica między szaleństwem a normalnością jest cienka. Ona bywa cienka, kiedy mamy do czynienia z kimś zdrowym, ale ekscentrycznym, wyrazistym, żyjącym inaczej niż my sami. Pytanie, czy my dla niego też nie jesteśmy chorzy i czy się nad tym nie zastanawia:).
W końcu są ludzie, którzy normalne przejawy działalności natury biorą albo za choroby, chociaż nimi nie są albo za niechoroby, chociaż nimi są. Tu piję do religii, w tym do Kościoła Katolickiego- jak często zdarza się, że z uporem maniaka twierdzą, że homoseksualizm to choroba i jak często zdarza się, iż z uporem maniaka twierdzą, że opętanie to nie zespół chorób ( np: Zaburzenie transowe i psychoza religijna). Tu można mnożyć: mówienie językami i syndrom Jerozolimski też brane są za działanie ducha świętego... A przecież to nic innego, jak przejawy problemów emocjonalnych. 

Pytanie tylko, skąd wiemy, że dana osoba faktycznie słyszy te głosy, a nie oszukuje?
I tu kłania się teoria umysłu, i cały problem współczesnej psychologii.
Żeby stworzyć sobie obraz tego „co czuje" pacjent, psychiatra musi wczuć się w stan pacjenta. Problem polega na tym, że podczas tworzenia teorii umysłu psychiatra jest jak termometr, który zmienia skalę zależnie od temperatury. Będąc eksponowani na pewne bodźce sami im ulegamy. Udowodnione naukowo zostało, że emocje na poziomie automatycznym i nieświadomym modyfikują tok myślenia. Jak więc psychiatra/psycholog, będący eksponowany na dane bodźce ma rzetelnie ocenić pacjenta?
Nie da się. Psychiatria/psychologia przypomina bardziej szamaństwo niż normalną, falsyfikowalną naukę. To fenomen, że coś takiego nadal istnieje. Mimo krzywd, które wyrządzili cywilizacji, mimo ludzi, których pozbawili życia, osoby takie Freeman nie trafiają do więzienia, a za przebijanie ludziom głowy szpikulcami dostaje się nagrodę Nobla.

Ale pamiętajmy, że metody badawcze psychologii/psychiatrii zmieniają się wraz z czasami. Zmienia się też etyka postępowania. To do czego posunął się badacz jeszcze 40 lat temu, dziś jest już nie do pomyślenia. Dodać do tego też należy, że udział w eksperymentach (w czasach obecnych) odbywa się tylko za zgodą ochotników, którzy jeszcze dostają za to pieniądze.
A coś takiego musi istnieć, choćby po to by pomagać. Żadna nauka nie jest bez winy, wszystko zależy od etyki osoby która się nią zajmuje. Równie dobrze możemy wkurzać się na fizyków za stworzenie bomby atomowej, czy chemików, którzy testują na ludziach nowe leki i nie mając pojęcia, jakie będą skutki uboczne.
Psychologia/psychiatria/socjologia przypomina bardziej szaleństwo niż naukę, tylko dlatego, że ludzie czytając wyniki badań, mogą sprawić, że za kilka lat trafią one do kosza. Wystarczy, że nie spodoba im się to co przeczytali i postanowią to zmienić. Jesteśmy istotami rozumnymi, nie działamy pod wpływem instynktu. Nie da się założyć naszego zachowania, tak jak u psa czy kota. Jest to z jednej strony nauka bardzo akademicka, a z drugiej strony wychodzi ona przecież z naszego życia. Bada nasza zachowania. Dlatego każdy kto ma tylko dar obserwowania rzeczywistości i empatii, jest w jakimś sensie psychologiem.

Zgadzam się w stu procentach z równym podziałem odpowiedzialności na inne nauki. (dodałbym jeszcze religie, teraz nie uważa się tego za naukę, ale z diachronicznego punktu widzenia możemy chyba tak na to patrzeć).

Jedyną rzeczą, która mnie martwi jest rekurencja, która występuje w przypadku psycho*
Badamy mózg. Czyli w uproszczeniu, badamy rzecz, która bada.


"Ale pamiętajmy, że metody badawcze psychologii/psychiatrii zmieniają się wraz z czasami."

IMO neuroimaging może być prawdziwym przełomem. To może być "To". Ale zobaczymy...

"nie działamy pod wpływem instynktu"
Niestety. Działamy. I to prawie wyłącznie. Wszystkie wyższe emocje sformułujesz za pomocą niższych. Niższe są jedynie instynktownymi reakcjami organizmu na zachodzące w środowisku zmiany.

"Nie da się założyć naszego zachowania, tak jak u psa czy kota."

Da. Właściwie duża część nowoczesnych nauk "mózgu" opiera się na badaniach zwierząt.
Nawet neurony lustrzane czy stres badamy przecież na szympansach.
U ludziach bada się to zazwyczaj przez self-reporting albo sztuczne testy. Obie te rzeczy są mało wiarygodne. Ale jak mówie, neuroimaging + kilka teorii może to wszystko zmienić.

Swoją drogą, Opowiedziałbym pewne badanie stresu, ale kilka osób pewnie by tego nie wytrzymało :)
Wsadzili dwie małpy do klatek i przez dwa tygodnie kopali je prądem. Jedna miała trigger wyłączający wyładowanie, inna nie. Która przeżyła? ;)
Najsmutniejszą częśc zostawiam dla wyobraźni.
A zresztą...
Umarła ta, która mogła powstrzymać wyładowania. Zdechła na wrzody żołądka.

(To jakby się ktoś zastanawiał, jak robi się badania, które ratują/albo i nie nam potem życie ;) )

Nie mogłem edytować, więc pozwolę sobie powtórzyć już ze zmianą:

Nie da się. Psychiatria/psychologia przypomina bardziej szamaństwo niż normalną, falsyfikowalną naukę. To fenomen, że coś takiego nadal istnieje W NIEMALŻE TEJ SAMEJ FORMIE.

Jerzy nadmienił o technikach neuroobrazowania. Że wielka nadzieja, piszą popularyzatorzy, nowe horyzonty... To prawda, ale jednostronna. Gdy dojdą do wiedzy, które geny regulują syntezę neuroprzekaźników, jak one same, neuroprzekaźniki, wywołują następcze po wychwycie reakcje, otworzy się pole do manipulacji nie tylko stricte uzdrowicielskich... Nie boicie się tego?

"nie działamy pod wpływem instynktu"
Niestety. Działamy. I to prawie wyłącznie. Wszystkie wyższe emocje sformułujesz za pomocą niższych. Niższe są jedynie instynktownymi reakcjami organizmu na zachodzące w środowisku zmiany.
Owszem, ale w przeciwieństwie do innych zwierząt, my nad emocjami możemy zapanować. I postąpić tak jak trzeba, a nie tak jak podpowiada nam instynkt. Co sprowadza się do tego, że nie da się przewidzieć naszego zachowania. Sprowadziłeś to do działania mózgu, neuronów. Ale nasze mózgi, pomimo znaczących podobieństw które już nadmieniłeś, są bardziej rozwinięte. A przytoczone przez ciebie eksperymenty znam, tak jak i wiele innych.
Zapytam tylko, skoro nie psycholog, to kto będzie pomagał radzić sobie żołnierzom wracającym z wojny i niemogącym dostosować się do normalnego życia? Kto będzie pomagał zgwałconym kobietom pogodzić się z tym co się stało i dać wiarę, że to nie ich wina? Kto, jak nie psycholog stwierdzi depresję i odeśle do nikogo innego jak to psychiatry, który przepisze nam odpowiednie lekarstwa? Psychologia jest szaleństwem, jeśli patrzymy na to ze strony eksperymentów (których nie chcę bronić, bo znam ich sporo i nie ze wszystkimi się zgadzam), ale uważam, że jest potrzebna.

"" Co sprowadza się do tego, że nie da się przewidzieć naszego zachowania. "
Tu cię zupełnie nie rozumiem i mam nadzieję, że myslimy po prostu o czymś innym. Przecież podstawą życia w grupach jest umiejętność przewidywania reakcji innych ludzi. Uczymy się tego całe życie. Zaczynając od matki, która wie że jej dziecko wkrótce będzie chciało kupę, po strategię zarządzania wizerunkiem firmy, reklamę, negocjację, etc. Prymarną funkcją fikcji literackiej jest zresztą ćwiczenie empati i antycypacji (udany efekty ćwiczenia odczywamy subiektywnie jako przyjemność z czytania).


"Zapytam tylko, skoro nie psycholog, to kto będzie pomagał radzić sobie żołnierzom wracającym z wojny"
Jeśli chodzi o tak zwane Dzisiaj, to zgadzam się z tobą, psycholodzy są potrzebni. (To samo jeśli chodzi o stres posttraumatyczny).
Natomiast, w innych przypadkach, kiedyś takich ludźmi nazywano po prostu rodzina, przyjaciółmi. The fellow z którym mogłeś pogadać.
W ramach kapitalistycznego modelu amerykańskiego wprowadzono najszybciej rozwijający się zawód na świecie - psycholog. Mozna by zrobić taką reklamę przedstawiającą współczesny model zachodnich interakcji społecznych... Facet bez rodziny, bez domu, bez niczego (nazwijmy go Kononowicz). Siedzi na starych walizkach na dworcu i jest zadowolony. Widz zastanawia się: Why? W pewnym momencie cięcie. Zmienia się światło. Długie cienie. Muzyka jak w sypialni Hitlera.
Ujęcie gościa na frojdowskiej kozetce:
(Scena jak z reklamy mentosa) Facet odwraca się i szczerząc zęby spleśniałym uśmiechem mówi: Psychology: The freshmental.

Zauważ, że najważniejsza cześć niefarmakologicznego modelu leczenia opiera się na... rozmowie.
Oczywiście, dobry psycholog umie odpowiednio zinterpretować i przewidzieć reakcje pacjenta, i zadać odpowiednie pytania uwolniające emocje. Ale, jasna cholera, czy to kiedyś nie było zadanie przyjaciół? To się Zrozumienie, zdaje się, nazywało...

"Jerzy nadmienił o technikach neuroobrazowania. Że wielka nadzieja, piszą popularyzatorzy"
Artykułów populistycznych nigdy nie czytałem, korzystałem natomiast z informacji dostarczonych przez tego typu badania. Ja patrze na to z funkcjonalnego punktu widzenia. Jeśli miałbyś przygotować rzetelny materiał o Morskim Oku, to wolałbyś zrobić go na podstawie subiektywnej oceny pijanego górala, czy na podstawie obrazu obiektywnej matrycy aparatu?
Mówiąc metaforycznie, psychologia w dużej mierze opiera się na informacjach dostarczonych od takiego górala. Neuroimaging może to zmienić.


" wywołują następcze po wychwycie reakcje"
W mózgu? Chodzi ci o funkcje aktywacji? Jeśli dobrze cię zrozumiałem: To z biochemicznego punktu widzenia wszystko (no prawie wszystko) jest znane.
Generalnie, problem polega raczej na ogarnięciu całej struktury sieci neuronowej. Problem stwarza dostęp do wewnetrznej warstwy (czyli po środku wejścia i wyjścia. jako wejście rozumiemy bodzieć, jako wyjście reakcję) i jej analizowanie. Są ogólne modele, bardzo ciekawe (mozna nimi np. wytłumaczyć takie fenomeny jak metafora) ale to wciąż za mało.

" Nie boicie się tego?"
To jest pytanie na nowy wątek. Zauważyłem, że w dyskursie sajens-fikcji literackiej unika się rzetelnej rozmowy na temat realistycznego rozwoju cywilizacji. Jeśli przychodzi do omawiania genetyki, to zwykle zbywa się to głupimi tłumaczeniami. (Albo miałem niefart i nigdy nie trafiłem na nic ciekawego :/)
Apropo twoich obaw, pamiętaj że jest zasadnicza różnica między odczytem a zapisem danych w łańcuchu. Do tego zasadniczy problem modyfikacji - zmiana A może doprowadzić do kaskady innych zmian... Może się okażę, że modyfikacja np. w celu zwiększenia (uogólniając) potencjału inteligencji w ogóle nie jest możliwa, bo wpływa to na brak chęci do rozmnażania i Syndrom Zwiotczałego Penisa ;)
btw. Hawking nazwał ten etap w rozwoju naszej cywilizacji "self-projected evolution". Polecam jego pracę o tym (jesli nie czytałeś).

Dobra, to się naprodukowałem... akurat na tydzień :)

Może się okażę, że modyfikacja np. w celu zwiększenia (uogólniając) potencjału inteligencji w ogóle nie jest możliwa, bo wpływa to na brak chęci do rozmnażania i Syndrom Zwiotczałego Penisa ;)
Na szczęście zakończyłeś smiley'em, czy jak mu tam na imię...
Próby rzetelnego, realistycznego prognozowania dalszych dróg rozwoju skazane są, moim zdaniem, na niepowodzenie. Bynajmniej nie mam na uwadze argumentacji takiej, jaka pasowała do przepowiedni, że w roku którymś ulice Paryża stana się nie do przebycia z powodu dosłownego zawalenia końskim łajnem, bo aż tyle bedzie potrzebnych dorożek... Myślę o tym, do czego doprowadziła liberalistyczna ekonomika i podporządkowana jej polityka. Masz odwagę przepowiadać? Ja nie mam, bo głupota jest nieprzewidywalna w szczegółach, a w nich diabeł się kryje...
Zwiększenie potencjału inteligencji? Co pod tym rozumiesz? Bo jeśli chodzi o pojemność pamięci, prędkość pobierania, obróbki i wydawania danych jesteśmy w punkcie jak nie optymalnym, to bliskim takiemu.

Tu cię zupełnie nie rozumiem i mam nadzieję, że myslimy po prostu o czymś innym. Przecież podstawą życia w grupach jest umiejętność przewidywania reakcji innych ludzi. Uczymy się tego całe życie. Zaczynając od matki, która wie że jej dziecko wkrótce będzie chciało kupę, po strategię zarządzania wizerunkiem firmy, reklamę, negocjację, etc. Prymarną funkcją fikcji literackiej jest zresztą ćwiczenie empati i antycypacji (udany efekty ćwiczenia odczywamy subiektywnie jako przyjemność z czytania).
Tak, tu się trochę nie zrozumieliśmy. Pisałam to w kontekście instynktu, o którym rozmawialiśmy wcześniej. Chodziło mi o to, że ludzkich zachowań nie przewidujamy na jego podstawie, a na podstawie kultury w której się wychowaliśmy, zachowań wyniesionych z domu, czy ze szkoły. Bo na podstawie instynktu nie jesteśmy wstanie przewidzieć ludzkiego zachowania, dlatego, że my nad instynktem potrafimy (w dużej mierze, choć każdy w innym stopniu) zapanować. Gdy jesteśmy wściekli na szefa, nie bierzemy go za fraki i nie uderzamy jego głową rytmicznie o biórko, prawda? Znamy normy, których przekroczyć nam nie wolno. A gwałciciela, psycholog nie wytłumaczy dużym popędem seksualnym, tylko środowiskiem w którym dorastał, być może molestowaniem w dzieciństwie. Mam nadzieję, że teraz już rozwiałam Twoje wątpliwości :) Bo obydwoje mamy rację, tylko każde z nas pisało trochę pod innym kątem ;)
Natomiast, w innych przypadkach, kiedyś takich ludźmi nazywano po prostu rodzina, przyjaciółmi. The fellow z którym mogłeś pogadać.
Tak, tyle że psycholog nie może być w żaden sposób powiązany ze swoimi pacjentami. Gdy ktoś w jego rodzinie ma depresję, nie on ją leczy. Chodzi tu o jego bezstronność, której przyjaciołom/rodzinie często brakuje. Oczywiście, że najpierw powinniśmy się zwrócić do nich, ale czasem (nawet myślę, że często)łatwiej wyżalić się komuś zupełnie obcemu, który tylko obserwuje, ale nie bierze czynnego udziału w sytuacjach, które mu opisujemy.

Oczywiście, nie przewidujamy a przewidujemy i nie biórko a biurko. Czasem przydała by się edycja komentarzy :D

Słowo "normalny", mam takie wrażenie, nie odnosi się koniecznie do braku stanu chorobowego. Odnosi się za to do jakiejś reguły, czy zasady.

1% społeczeństwa to schizofrenicy. To normalne. Nienormalne jest społeczeństwo, w którym schizofreników nie ma. 

Przypomina mi się rozmowa na jakichś zajęciach z gender studies, kiedy wdałem się w dyskusję z prowadzącą... próbując nieco namieszać prawdę mówiąc. Mowa była o gejach i o tej normie nieszczęsnej. To, że są w społeczeństwie geje to norma - siłą rzeczy bycie gejem również jest normalne. Ja odparowałem coś na zasadzie (dawno to było, więc upraszczam), że i owszem - zimą ludzie mają katar. Ale to, że ma katar nie oznacza, że jest zdrowy.

Normy są różne w różnych grupach społecznych - niby oczywistość, ale przy zwartej polityce mediów może być pewien problem z dostrzeżeniem tego. Media pokazują tylko jeden rodzaj zachowania - jeden z wielu. Kiedy ludzie łamią te normy, wtedy automatycznie są uważani za "nienormalnych", albo i chorych. 

Coś w głowie nie ten teges... znałem taką dziewczynę, która uparcie twierdziła, że jest facetem i chciała, żeby się do niej zwracać w formie męskiej. Przy tym ubierała się i zachowowywała zgodnie z "kobiecymi" stereotypami właściwymi dla jej środowiska. Czy chciała coś osiągnąć w ten sposób? Czy jej zachowania były wywołane dziwnymi relacjami w rodzinie? Brakiem ojca?

Nie były normą. A czy były chorobą - cholera wie;)  

Swoją drogą, to słowo ,,normalny", jest mową trawą, tak jak słowo prawo natury (ew. prawo naturalne), prawda, dobry styl, elegancki, smaczny i inne sformułowania w dużej mierze ocenne. Ostatnio zauważyłem, że karierę robi właśnie prawo natury. Byłem niedawno na całkiem ciekawej debacie, gdzie właśnie, biorąc chyba przykład z wielu księży, polityków i publicystów mój rozmówca użył tego ,,argumentu". Bardzo szybko się okazało, że nie wie o czym mówi. 

PS Najlepszą definicję normalności podał chyba wicemarszałek Pawlak ,,Normalnie... normalnie to tak jak powinno być":D

Nowa Fantastyka