- Hydepark: Nauka w szkole czy samouctwo?

Hydepark:

Nauka w szkole czy samouctwo?

Co jest dla was bardziej efektywne? Ja zdecydowanie obstawiam tę drugą opcję i liczę na to, że wkrótce szkoły, jakie dzisiaj znamy, znikną z powierzchni ziemi.

Komentarze

obserwuj

A jak to się ma do fantastyki? :P

Nie oszukujmy się, że każdy uczy się sam. Ale idiotyzmem jest postulowanie/oczekiwanie likwidacji szkół.
Krótko i na temat.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

o to samo chciałam zapytać; jak temat ma się do fantastyki? chyba, że likwidację szkół przyjąć za element fntastyczny...

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Można by :)

A gdyby tak portal NF ogłosił konkurs dotyczące perspektyw masowego szkolnictwa? Wielu autorów tutaj jeszcze się uczy (choćby na studiach) i mogłoby mieć jakieś przemyślenia.

Tak mi chodzi po głowie, że taki konkurs mógłby urodzić kilka perełek. Trzeba by tylko pokombinować jak sformułować zadanie konkursowe.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Zdecydowanie samouctwo :) Oczywiście na poziomie podstawowym i średnim, bo studia są raczej koniecznością, zwłaszcza te, które uczą też praktycznych umiejętności. Samouctwo miałoby wiele korzyści. Wreszcie znormalniałaby sutuacja, ponieważ wykształciliby się ci, którzy naprawdę mają ku temu chęci i zdolności. Można by było wprowadzić egzaminy, a od ich wyników uzależniać ewentualną pomoc i dofinasowanie najzdolniejszych. Ci, którzy nie mają ochoty się uczyć, a są zmorą nauczycieli oraz przeszkadzają w procesie nauczania innym, bardziej ambitnym, nie musieliby udawać, że z ich uczęszczania do szkoły cokolwiek wynika, a później studiować na wyimaginowanych, coraz to bardziej fantastycznych kierunkach, po których nie mogą znaleźć pracy w zawodzie, tylko zajeliby się rzemiosłem. Dzięki temu bycie stolarzem, kierowcą nie byłoby traktowane jako wstyd, bo przecież tacy ludzie też są jak najbardziej potrzebni i należy im się szacunek. Niestety stopniowe obniżanie poziomu nauczania, brak kształtowania kreatywności i umiejętności swobodnego myślenia nieograniczonego jakimiś odgórnie narzuconymi schematami (w tylu "Słowacki wielkim poetą był") spowodowały, że dzisiaj prawie każdy gdzieś studiuje, ale nie wynika z tego żadna mądrość czy pożytek dla społeczeństwa. Za to mamy rzeszę "wykształciuchów", którzy zajmują fikcyjne, nikomu niepotrzebne miejsca pracy. Przykład - niezliczeni urzędnicy.

Obawiam się jedynie o jedną rzecz. cała ta "reforma", o której napisałam funkcjonowałaby dobrze pewnie tylko na samym poczatku. Prędzej czy później ludzka arogancja doprowadziłaby do utworzenia się kast, a tym samym plan spaliłby się na panewce. Ale ja jestem utopistką marzącą o świecie bez wojen, gdzie jeden człowiek szanuje drugiego niezależnie od wykonywanego zawodu, a wszystko się ładnie zazębia i funkcjonuje bez zgrzytów. Niestety, to tylko marzenia :) Toteż to o czym piszesz, Morten, zapewne nigdy nie nastąpi. Nastąpi natomiast powolny upadek, u końca którego człowiekowi wystarczy do porozumiewania się kilkanaście słów :)

Studia nie są potrzebne. Współczesnym dowodem na to są hakerzy, którzy często nie kończą nawet liceum, a przewyższają swoją wiedzą i umiejętnościami profesorów z najlepszych uczelni na świecie.

ten powolny upadek i te kilkanaście słów potrzebnych do komunikacji... mógłby być z tego konkurs bardziej ambitny niż zwykle!

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

wiadomo, że samemu się więcej nauczy, ale jednak szkoła to coś co pozwala nawiązywać nowe znajomości i mimo, że nie chce mi codziennie wcześnie wstawać, to wiem, że inaczej nie spotykałbym się z moimi znajomymi codziennie ;)

trocko napisał: Podsumowując: jednostek wybitnych jest i będzie coraz mniej.
Jednostek wybitnych nie jest mniej, jest ich nawet coraz więcej, ale po pierwsze giną w lawinowo rosnącej szarej masie, o której piszesz dalej, po drugie zaś są coraz mniej widoczne z powodu też lawinowo rosnącej specjalizacji naukowej.
-> rinos. "Rok 1984" czytałeś?

Co miałbym nie czytać, jak czytałem. Ale już trochę dawno. W końcu urodziłem się dwanaście lat przed akcją tej książki ;)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Zaproponuj jeszcze, żeby prace konkursowe pisać w nowopolskim rozumianym jak u Orwella. To byłby cyrk...

narzuconymi schematami (w tylu "Słowacki wielkim poetą był")
E, ma ktoś wątpliwości? :P

A tak na serio - wszystko z tym samouctwem pieknie, ale posłuchajcie Ogórke - bez szkoły mielibysmy może i masę geniuszy, ale bez żadnych umiejetności społecznych. Szkoła to również szkoła życia, z jego wadami, zaletami, również niestety okrucieństwem i niesprawiedliwością. W szkole nawiązujemy pierwsze przyjaźnie i przeżywamy pierwszą miłość :) Kiedyś trzeba wyjść spod klosza, a dla osób uczących się wyłącznie w domu może to być bolesne. Z drugiej strony - szkoła może zniszczyć najzdolniejsze dzieci, więc może jakoś to połączyć?

dokładnie Dreammy ;)

Nie MOŻE ZNISZCZYĆ, tylko NISZCZY. 95% osób, które mają słabe wyniki w szkole i na pozór wydają się tępe, tak naprawdę są bardzo zdolne. W większości przypadków nie rozwijają swoich zainteresowań, bo są zestresowane i zmęczene. Myślę, że przyszedł czas, by efektywniej wykorzystać potencjał, który w nas tkwi.

Szkoła powinna być, owszem, ale góra 6 lat.

Skąd wytrzasnąłeś Morten te 95%? Gdyby 95% ludzi ze słabymi wynikami było bardzo zdolnych, to po skończeniu 18 lat uciekaliby ze szkoły i rozwijali swoje zainteresowania. Podejrzewam, że część tak robi. Ale raczej mała.

Szkoła powinna być, to na pewno i nic w tej kwestii się nie zmieni. Czemu? Kasa. Aktualny system szkolny nie jest wcale najlepszy, ale za to jest najtańszy. Jedna osoba zajmuje się trzydziestką dzieci, pięć minut przerwy, bierze następną grupę. Jeśli chcielibyśmy się skupić na efektywności, to najlepszym rozwiązaniem byłyby szkoły z małymi klasami, mam na myśli jakieś 10-14, do tego osoby owe musiałyby być na w miarę podobnym poziomie. Rzecz wcale nie niemożliwa, ale cholernie kosztowna. No i kwestia programu, bo ten teraz jest smutny, trzy razy wałkowanie tego samego, tylko trochę inaczej, katowanie dzieciaków przedmiotami, których nie znoszą. Masakra.

Aktualny system zabija myślenie i indywidualność, ale samonauczanie byłoby jeszcze gorsze, bo kto w wieku 6, czy nawet 12 lat miałby w sobie tyle samozaparcia i motywacji, żeby cokolwiek zrobić. Uczyć musi ktoś, i to jakąś grupę, żeby dzieci miały bodźce z zewnątrz w postaci innych dzieci. Czasem trzeba się pobawić, powalczyć, popłakać, to jest życie. Te potrzeby zmieniają się z wiekiem, w miarę jak dorastamy chodzi o wiele więcej niż czytanie, pisanie i banany.

Podsumowując, zmiany, zmiany, zmiany. Tyle, że ich nie będzie.

Samouctwo jest też dobre z tego względu, iż nauczyciele (w doskonałej większości) nie potrafią przekazywać wiedzy i przez to tracimy 6-7 godzin w szkole, żeby dowiedzieć się, czego mamy się pouczyć po południu... Wiele razy mogłem zaobserwować na swoim przykładzie, że szybciej uczę się w domu niż na lekcji - nawet w przypadku przedmiotów ścisłych.

A ja sobie napisałem coś inspirowanego powyższym tematem. Szkoła 2025. Lekcje patriotyzmu w szkołach. Pięćdziesiąt osób w klasie. Panoszące się subkultury. Dzięki Morten za inspirację!

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Odsyłam do starego opowiadania

DZIEŃ Z ŻYCIA POLAKA PRZYSZŁOŚCI

http://www.fantastyka.pl/4,2799.html

@Kamahl, sam chodzę do szkoły gdzie zazwyczaj na lekcjach mam około 15 osób i powiem Wam, że to jest znaczna różnica niż jak chodziłem do publicznego gimnazjum. Przede wszystkim jest efektowne, gdyż musisz uważać na lekcji, bo nauczycielowi znacznie łatwiej jest zauważyć, że powiedzmy grasz na komórce, a nie słuchasz. Poza tym największą rolę odgrywają nauczyciele. Ci z pasją potrafić zmiennić nudę w przyjemność. Niestety zdaża się na odwrót:/ Myślę, że u dobrych nauczycieli na lekcjach naukę można ograniczyć do minimum, gdyż większość pamięta się z lekcji. Poza tym nie wyobrażam sobie nauki nie będąc motywowanym kartkówkami. Myślę, że wytyczne jakie otrzymujesz od nauczycieli również bywają niezbędne. Osobiście lubię swoją szkołe i nie chce aby sie zmieniła, chociaż oczywiście oczekuję wakacji i chwil wytchnienia ;)

Szkoła jest ważna, bo daje pracę nauczycielom.

Oprócz tego pozwolę sobie podzielić szkołę na trzy różne funkcje poza pierwszą wymienioną.

Funkcja polityczna:

Czyli główna funkcja szkoły według polityków naszych.

Magazyn dziennego składowania uczniów wszelakich co by nie gnuśnieli i głupie pomysły im do głowy nie wpadły. Wyobrażacie sobie co by się stało, gdyby młodzież miała za dużo czasu? Strajki, protesty... druga Libia! Nie mówiąc już o tych dzieciaczkach co robią sobie na podwórku ze znaku "nie grać w piłkę" słupek od bramki.

Kolejni kibole. A z kibolami walczymy! Może w ramach prewencji zamykać podwórka?

Funkcja socjalna (czyli dlaczego nie warto instalować kamer w szkole):

Jeśli mój dorastający syn nauczył się czegoś w szkole, to tego jak przyjąć cios na klatę i że nie warto lecieć z tym do rodziców, bo to jak perpetuum mobilne. Nauczył się też, że inni uczniowie pomagają, jeśli sami coś z tego mają, a odwracają wzrok jeśli ewentualny zysk będzie mniejszy niż strata. Ja, dorastając w komunie, potrzebowałem do tego pały w głowę od obcego zomowca. On dostał to już w szkole od przyjaciół zza ławki i od autorytetu moralnego zwanego nauczycielem.

I ja tu się na serio zgodzę. To ważne. Im wcześniej pozna się prawdziwy cymes życia tym lepiej.

Szkoda tylko, że wszystkie inne funkcje szkolnictwa ostatnimi czasy dominowane są właśnie przez tę jedną.

Podsumowując:

Ząb cię swędzi? Idź do szkoły. Dentysta na każdym korytarzu (W niektórych szkołach zdarzają się też proktolodzy).

No i wreszcie. Moja ulubiona funkcja.

Funkcja kluczowa:

Czyli nauka "w kluczu, przez klucz i pod kluczem" co by nauczyciel nie musiał myśleć i mógł sprawiedliwie oceniać wszystkich.

Dzięki nauce w kluczu matematycy, poloniści i edukacjonaliści wszystkiej maści nie tylko mogą korzystać z automatów do sprawdzania egzaminów - sami się nimi stają.

Szkoda tylko, że przyszły pracodawca nie jest robotem i nie zna pojęcia klucza.

Ah, i moja prywatna.

Gdy dzieciarnia do szkoły wychodzi, to jedyny czas kiedy jestesmy z żoną sami...

Mięsień miłości krwią silny się staje :)

A bardziej serio, skoro to forum literackie, to jaka jest waszym zdaniem funkcja szkolnictwa w promowaniu i propagowaniu literatury? Może tu serio by dało się coś zmienić?

Dziwi mnie, że klasy informatyczne nie są traktowane lekturami chociażby Gibsona, a biologiczno-chemiczne chociażby Chrichtona tylko wszystko w jedno wiadro się wlewa i wynik jak zza okrężnicy wychodzi...

Pamiętam, że moja przygoda z literaturą zaczęła się właśnie, gdy nauczycielka z matematyki zaproponowała mi pewną związaną z tym tematem książkę, no i poszło dalej jak lawa z superwulkanu.

Aha. I Witam. Bo to moja pierwsza wiadomość tutaj.

Jerzy Faer. 37 lat. Skazany na karę śmierci i osadzony w Polsce.

Pozdrawiam :)

Jak chodziłem do szkoły to mi się wydawało, że jest kiepska ale z czasem zrobi się lepsza. Może dla następnych uczniów... teraz obserwuję jak szkoła coraz bardziej schodzi na psy. Uczcie te swoje dzieci sami Faer. Bo państwowe szkolnictwo wychowa je Wam na kretynów.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Dotychczasowe doświadczenia sprawiły, że w domu nawet nie zaglądam do książek. Bo i po co?

Gdybym miała się uczyć sama to zawaliła bym sobie umysł "dziwnymi rzeczami" ze skrajnie różnych dziedzin. I pewnie pokroiła kilka koleżanek, żeby sprawdzić co mają w środku.

Ale szkoła zajmuje tyle czasu, że później nic się nie chce.

@Jerzy Faer, jaja sobie robisz w tym przedostatnim zdaniu? bo brzmi to conajmniej nietypowo...

ja szczerze mówiąc jeśli chodzi o literaturę, to powiem Wam że widząc moich kolegów stwierdzam że mało kto interesuje się książkami... nie jest to może nowość. Jednak jeśli już to największą karierę robi fantastyka ;) myślę że osoby które czytały coś w podstawówce, czytają nadal i czytac będą. Jednak reszta? No cóż, wątpię... Dlatego uważam, że dzieciom w podstawówce powinno dawać się do czytania jak najciekawsze i interesujące teksty. Nie wiem jak można to osiągnąć, ale należałoby sprawić aby chętnie sięgały po książki. Obawiam się, ze jedną z przyczyn takiego stanu mogą być genialni chrzestni kupujący dzieciaczkom laptopy na komunię i gierki, a następnie rodzice nie interesującymi się swoimi wirtualnymi mordercami :P myślę, że to od postawy rodziców zależy najwięcej w przyszłym życiu młodego pokolenia, do którego sam należę.

tak wgle to jestem Maciek, 17 lat :)

Masz na imię jak mój brat.
Czy wiesz, z jaką dokładnością wstrzeliłeś się ze swoją diagnozą?
Bo to już jest diagnoza. Tylko recepty nikt nie wypisze...

no niestety chyba nie:/

Adam ma rację, świetnie trafiłeś. Taki młody, a taki sprytny:P
Co do tego co pisał Jerzy Faer, jeśli oderwac to od ironi to jest w tym sporo prawdy.
Czego musi się pozbyć szkołą, żeby była lepsza? Ujednolicania uczniów i ich pracy. Każdy jest inny, ma inne możliwości i zainteresowania, w czym innym jest dobry, w czymś innym jes noga. Jest jednostką indywidualną. Dopóki tego nie zaczniemy zauważać, to sytuacja szkoły się wcale nie poleszy, będzie się pogarszać.
Pozbyć się klucza, zindywidualizować programy (za dwa lata ma być reforma podobno, w szkołach ponadgimnazjalnych ma być dowolność w programie, coś na modłe amerykańską trochę. jesteś noga zmatmy, robisz z niej skrócony kurs na dwa semestry tylko, ale za to poskiego robisz więcej, nie chcesz historii weź więcej chemii. Ale na razie to tylko projekty wyniesione dla nas przez panią doktor i zdradzone na zajęciach), może coś z tego będzie.
Kłania się student pedagogiki.

haha, a więc trafiliśmy na źródło informacji i przyszłość polskiego szkolnictwa! ;D z czego będziesz męczył uczniów? ;>

tak jeszcze ogólnie mówiąc, chciałem zauważyć, że na ten portal odwala świetną robotę pomagając młodym ludziom kształcić swoje umiejętnośc pisarskie i wciągając ich w literaturę :D

Akurat. Kulą w płot.
1. Widzisz tu specjalne miejsce, dział jakiś, służący przedyskutowaniu co, jak i dlaczego? Garść uwag z doskoku to jest, owszem, jakaś pomoc, wskazówka --- ale gdyby pozbierać te okruchy razem, już miałbyś kawałek ściągi o tym i tamtym. Odpisz, że w HP, a roześmieję się w głos. W odmętach HP już zaginęły trzy tematy.
2. Portal niczego sam nie robi.
3. Większość wstawiających teksty albo zniechęca się, zawiedziona brakiem natychmiastowego zachwytu, albo olewa uwagi i morduje kolejnymi dzieUŁami, przy których wyświetlaniu marszczy się monitor.

Nie wiem jak jest na pedagogice, ale na polonistyce przyszłosc rysuje sie niewesoło. Specjalizacja nauczycielska jest jedyną, która nie wymaga żadnych testów predyspozycji, żadnych egzaminów, żadnych rozmów kwalifikacyjnych. Wskutek tego - oprócz osób "z powołania" (które na szczeście są) "wybierają" ją osoby, które nie dostały się na inne specjalizacje. Chyba nie musze mówić, czym to grozi...
Co do kształcenia amerykańskiego, to opowiadała mi koleżanka, że w jej klasie na matematyce nauczyciel wprowadził sinusy i cosinusy, ale tangensów i cotangensów juz nie, uznając, że są za trudne :D A, i dodam że kolezanka miała 16 lat. Jakos trudno mi w to wierzyć, ale w sumie czy cokolwiek mnie jeszcze zadziwi? Tylko czy to swiadczy o nieuctwie Amerykanów, czy raczej o nadgorliwości Polaków, którzy faszerują dzieciaki niepotrzebną im wiedzą? Jak dla mnie, jeżeli już okrajać program, to w zamian za wywalony materiał powinno się wprowadzić chociaż elementy nauk przydatnych w funkcjonowaniu w społeczeństwie. Np. w ramach matematyki - podstawy ekonomii. Bo szkołę kończą uczniowie, którzy nie potrafią policzyc kwoty netto z kwoty brutto i nie wiedzą co to jest VAT i PIT, za to świetnie liczą całki i rysują piekne wykresy funkcji. Dlaczego w ramach matematyki? ano bo "podstawy przedsiębiorczości" ja np. miałam w klasie maturalnej pod koniec roku (trwały niecały semestr), z jakas "dochodzącą" nauczycielka, przez co olałam je całkowicie i nie tylko ja. W ramach matmy nawet zagorzali humanisci musieliby sie uczyc, bo jednak ocena z matematyki jest ważniejsza niż ta z jakiegoś PP.
Obecna szkoła kształci gorzej niż matołów. Kształci matołów oderwanych od rzeczywistości. Historii żaden nauczyciel nie jest w stanie doprowadzić dalej niż do 56 roku, kluczowe dla współczesności wydarzenia są pomijane. Owszem, chrzest Polski jest ważny, ale o stanie wojennym też wypadałoby dzieciom powiedzieć. Bo teraz potrafią wymienic poczet królów Polski, ale nie wiedzą, kto est ministrem finansów. Potrafią wyrecytować cykl rozwojowy pantofelka, ale nie wiedzą, jak stosować leki i jak udzielić pierwszej pomocy.

racja, powinniśmy sie uczyć bardziej przydatnych rzeczy, ale mysle że to że wiedza Polaków w stosunku np. do Amerykanów jest bardzo szeroka, to bardzo dobrze o nas świadczy za granicą. Wydaje mi się, że i tak ludzie którzy chociaż próbują coś pisać już są kimś innym, kimś czuje, że stać go na więcej i ma ku temu ambicje. Poza tym zamieszczając na tym portalu  opowiadania samoistnie wyrabiasz sobie styl i powoli wiesz co się podoba, a co nie :)

Moja metoda jest następująca: skupiać się przede wszystkim na swoich zainteresowaniach, a szkołę przejść po najmniejszej linii oporu.

@Ogórke, ja na szczęście z niczego, będę albo pedagogiem, albo z niepełnosprwnymi będę pracował, jeszcze nie wiem, jak się potoczy. Aktualnie myślę o zostaniu przedszkolanką, albo uczeniu angielskiego. Albo wszystko na raz.
@Dreammy, Ogórke, Morten, trzy dobre komentarze, każdy coś w sobie ma.
Problem jest jeden, Polacy chcą być najądrzejsi. Z dwóch popularniejszych systemów nauczania w Polsce przyjął się ten najbardziej teoretyczny, którego celem jest przekazanie jak największej ilości wiedzy w jak namniejszym czasie i częstym sprawdzaniu. Wymyśliłgo pan nazwiskiem Herbart, nie mylić z Herbertem.
Mój ulubiony system, drugi z njaważniejszych, został wymyślony przez Dewey'a (koles ma nazwisko jak imię młodszego brata Malcolma), któego założenia były zgoła inne. Skupiały się na zainteresowaniach (Mortenowi by się spodobało), rozwiązywaniu konkretnych problemów, nie było typowych lekcji, ani klas, ani nauczycieli. Wszystko się działo poprzez akcję i interakcję z otoczeniem i innymi, w "szkole" takiej była zarówno filozofia, jak i stolarka, co kto lubi. Nacisk się kłął na samodzielność uczniów, przy pewnych minimalnych wymaganiach. Nie było jako tako sprawdzalności, jesli uczeń wraz z nauczycielem doszedł do wniosku, że jest w stanie przejśc na następny poziom, to tak się działo.
Były w historii takie szkoły, w Stanach, Europie Zachodniej, Szwecji, ale było ich mało. w sumie to ciągle jakieś działają, w pewnych zakątkach świata.
Jest to system o wiele bardziej kosztowny. Niestety. Bo fajny. Dobrze przyjęty mogłby bardzo sprawnie działać.

Najlepsza szkoła o jakiej sie uczyłem, trochę na wyżej opisany wzór, ale nie do końca. Nie jest to placówka idealna, ale chyba najmniej jej brakuje. Panie i Panowie, oto Summerhill:
http://www.eid.edu.pl/archiwum/1998,96/kwiecien,138/summerhill_-_bez_kar_i_mundurkow,706.html

" Bo szkołę kończą uczniowie, którzy nie potrafią policzyc kwoty netto z kwoty brutto i nie wiedzą co to jest VAT i PIT, za to świetnie liczą całki i rysują piekne wykresy funkcji. "

Niestety głównym zadaniem szkoły jest tworzyć kolejnych pracowników, a nie niedajbóg niezależne od państwa, samodzielnie myślące jednostki. Ktoś kto zna się na "VAT i PIT" jest bardziej niezależny, i przez to z większym oporem wciska się w schemat i trudniej jest go wrzucić do państwowej maszynki wyzysku, trudniej nim manipulować.

Jeśli masz kredyt i jesteś szarym pracownikiem zależnym od comiesięcznych wypłat pieniądza, to państwo ma cię pod kontrolą. Jeśli masz własną firmę i znasz się na "VAT i PIT" to ty zaczynasz kontrolować państwo.

Amerykanie ten model wyzysku doprowadzili zresztą do perfekcji.

Robert Kiyosaki coś ciekawego o tym pisał kiedyś...

"ale mysle że to że wiedza Polaków w stosunku np. do Amerykanów jest bardzo szeroka,"

Ogórke: A możesz powiedzieć na jakiej podstawie tak myślisz?

Mam nadzieję, że nie na podstawie rednecków z Wyoming czy innych dziur, o których raz na jakiś czas słychać jest w mediach.

Swoją drogą, Widzieliście kiedyś fermy kurczaków? To może być dobra metafora dla szkolnictwa.

Sala wykładowa:

http://www.youtube.com/watch?v=5eddJYpftfs

Ja wiem czemu wiedza Polaków jest szersza niż Amerykanów, bo ich dzieci nie uczą tych bzdur co naszych dzieci (w sensie polskich, bo ja swoich nie mam). Tam nie ma takiego parcia szkolnego jak tu, niewielu idzie na studia, a jaka jest tendecja w Polsce? Tam nie ma nauki geografii takiej jak u nas, o chmurkach i glebach Tybetu, chemii oestrach, alkohlach i bilogii o cyklu rozwowjowym paprotników. Tam na lekcajc tną żaby i robią wulkany z gliny, które naprawde wycbuchają. My mamy większą wiedzę, tylko na co nam taka teoria sucha?
Po necie krążą filmiki z Amerykanami, którzy nie wiedzą gdzie jest Australia, czy Korea, ani kto to Buddyści ( ito nie tylko o redneckach), ale przecież "Matura to bzdura" robi to samo z Polakami.

Też jestem za systemem szkolnym Amerykanów. Oni robią ze swoich dzieci specjalistów. W Polsce dzieci są uczone na kogo? Właściwie nie wiem. Na jakieś omnibusy? Dostajemy obywateli, którzy nie znają się na niczym i równocześnie na wszystkim. A większość to i tak kretyni, jak w każdej populacji, którzy nie znają się na niczym. Lepiej by było gdyby nie znali się na jakiejś określonej dziedzinie.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Myślę, że gdyby Polska była wielkości Stanów Zjednoczonych, i gdybyśmy mieli tyle geograficznie ciekawych atrakcji co oni, to też większość Polaków nie wiedziałaby gdzie leży Korea.
Zresztą, ciekawe jakby zapytać przypadkowych przechodniów "gdzie leży korea" to czy by wiedzieli? Czy by np. byli w stanie wyobrazić sobie układ półwyspu? Granicę dzielącą oba państwa? Potraktować oba państwa jako sworzeń geopolityczny i w tym kontekście postrzegać tę "mapę"?
A może jedynie mówili by: "na wschodzie", albo "na górze od Japonii"
I co taka wiedza właściwie by im dała? Poza tym, że mogliby mówić, że są mądrzejsi od amerykanów...
I tu dochodzimy do sedna. Nie widze sensu w uczeniu czegoś, co i tak się nie przyda, tylko po to, żeby być uważany za mądrzejszego. Taka "pustowiedza", wpajana bez kontekstu, w którym można ją by wykorzystać, jest dla mnie bez sensu.
Mam wrażenie, że w naszym szkolnictwie to wszystko na siłę tak trochę...


 

@Jerzy Faer, od jakiegoś czasu jest mowa, że wiedza, którą dysponują polskie dzieci jest bez sensu. Więc Twoje dojście do sedna było już kilka razy wspominane.
@rinos, układ inteligencji w każdym pokoleniu jest podobny, ogromna większość to przeciętniacy, którzy kiedyś w czyms się raczej odnajdą, część z nich będzie bardziej, część mniej zdolna. Kilku zostanie genailnymi hakerami, kilku pomocnikami mechanika. Liczba geniuszy za to zostanie zrównoważona przez dzieciaki z upośledzeniem umsyłowym. Równowaga muis być.

Kamahl: Wyraziłem swoją opinie swoimi własnymi słowami. Przepraszam, jeśli to cię zabolało tak bardzo, że aż musiałeś dać temu upust w specjalnej odpowiedzi. Poproszę o usunięcie wiadomości :)

@ Kamahl - byłoby super. Tylko że w tych idealnych szkołach musieliby uczyc również idealni nauczyciele. A system kształcenia nauczycieli pozostawia wiele do życzenia - nie tylko polonistów, jak mniemam :) A to wymagałoby całkowitego zrewidowania dotychczasowych działań. Równie źle jest z trzecim ważnym filarem edukacji - rodzicami, którzy albo zachowują sie jak klienci wymagający od nauczycieli konkretnych świadczeń - albo w ogóle się niczym nie interesują, wybuchając od czasu do czasu pretensjami, gdy są wzywani do szkoły. A z nimi to już w ogóle nic się nie da zrobić, bo też są ofiarami coraz gorszego systemu edukacji. Szkoła wymaga współpracy nie tylko nauczyciel - uczeń, ale też nauczyciel - rodzic i uczeń - rodzic, oraz nauczyciel-uczeń-rodzic. Kiedy jedna z tych osób odmawia współpracy, wszystko się sypie. Samouctwo to szlachetna idea, ale ktos musi dać impuls. Ktos musi podsunąć pierwszą książkę, zabrać do zoo, na film, na wycieczkę, która będzie impulsem do dalszego kształcenia. Nauczyciel, rodzic, mędrzec, mistrz Yoda, Gandalf - bez nich się nie zacznie ;)

Właśnie tak sie wczoraj zastanawiałem, który system szkolnictwa jest lepszy; ten który daje ludzi wykształconych w konkretnym kierunku, ale za to ciemniaków w innym, czy ten który powoduje, że każdy ma jakieś tam podstawy z wiedzy ogólnej. To temat na głebsze rozważania. Każda opcja ma plusy i minusy. Na pewno znajdą się zwolennicy jednej i drugiej.
@Jerzy Faer, jeśli chodzi o szerszą wiedzę polskiej młodzieży w stosunku do 'zachodu' to słyszałem o ludziach będących w polskim systemie szkolnictwa przeciętniakami. Jednak po wyjeździe za granicę byli uważani za niezwykle inteligentnych. Podobnie sprawa się ma jeśli chodzi o polskich budowniczych, którzy ku zdziwieniu brytyjczyków potrafią obliczyć np. ilość potrzebnego materiału bez zawracania głowy 'menedżerowi od liczenia potrzebnego materiału' czy jakoś tak. To trochę pocieszające, tylko czy lepiej mieć budowniczych wiedzących z czego składa się komórka zwierzęca i jak wygląda ameba, czy wyspecjalizowanych inżynierów nie mających pojęcia o biologii czy literaturze?

Moi Drodzy, Szanowni, głęboko w dysputę zaangażowani.
Złoty środek należy znaleźć. Tak uważam. Na jaką cholerę budowniczemu mostów dogłębna wiedza o euglenie zielonej? Wystarczy, żeby inżynier wiedział, że "takie cóś" istnieje, a duże organizmy składają się z małych komórek. Na diabła mikrobiologowi znajomość wzorów na wytrzymałość konstrukcji stalowych i współczynnika rozszerzalności cieplnej stopu tytanu z tantalem?
Problem jest jeden. Ilu zainteresowanych, tyle wspomnianych złotych środków, granic między niezbędną wiedzą ogólną a wiedzą już specjalistyczną.

Drogi AdamieKB. Ale tu mówisz już o studiach zdaje się? Każdy etap w szkolnictwie wydaje się mieć inne cele. Inne są cele przedszkola, inne szkoły podstawowej, a jeszcze inne (sic!) gimznazjum (chociaż tych to nie rozumiem) i studiów.

W podstawóce chodzi im chyba o równomierny rozwój, coby nie było na świecie więcej poetów niż matematyków, stąd uczyć wszystkich musza na początku "po równo". Trzeba pamiętać, że politycy patrzą z bardziej globalnego punktu widzenia. Państwo musi mieć tyli u tylu robotników, tylu i tylu naukowców, tylu i tylu pisarzy.
Inna sprawa, że cała masa dzisiejszej młodzieży tak naprawdę nie wie co chce robić. Idą do liceum, czy kończą studia, żeby wstydu nie było, a kierunek? To już bez znaczenia. Przykre to jest, że ludzie pasji nie mają. Ale kto ma im je wpajać? Dorota Rabczewska?   Zabiegani rodzice? IMO powinna własnie podstawówka, i tu widać największą porażkę szkolnictwa. Ludzie kończą jeden etap szkoły i co? I nic.

Wypowiedziałem się najogólniej, jak mogłem. Adresatem postulatu złotego środka nie był i nie jest żaden z kolejnych stopni nauczania.
Podstawówka? Jak sama nazwa wskazuje, i tak dalej --- więc od razu finalne stwierdzenie: smarkateria (poza jednym przypadkiem na milion) nie wie i nie może wiedzieć, kim chce być w dorosłym życiu. (Z własnego doświadczenia, więc bez obrazy.)
Gimnazjum, liceum --- pół na pół. Na tym etapie przeważają marzenia i wyobrażenia, bardzo silnie wpływa środowisko, do którego instynktownie (lub niemal tak) upodobnia się większość młodych ludków...
Studia --- to już wybór na własną (teoretycznie w pełni taką) odpowiedzialność. Ale jak wielka różnica mentalności między szesnasto- a dziewiętnastolatkiem? Pytam, bo sam nabrałem rozumu nieco później, niż w podanym przedziale wiekowym...
Roli państwa nie przeceniałbym. Szkoły są, bo muszą być --- CV trzeba umieć podpisać własnoręcznie, listę dialogową filmu przeczytać samemu, i to wystarczy. Tak, jestem cholernie złośliwy --- ale dlaczego, nie napiszę.

To trochę pocieszające, tylko czy lepiej mieć budowniczych wiedzących z czego składa się komórka zwierzęca i jak wygląda ameba, czy wyspecjalizowanych inżynierów nie mających pojęcia o biologii czy literaturze?


Ogórke, pozwolę sobie wrzucić swoje 3 grosze do dyskusji. Otóż ja uważam, że są pewne dziedziny wiedzy, które nic nie wnoszą w życie człowieka nie zajmującego się nimi zawodowo. Ale są rzeczy, które powinien wiedzieć każdy. Do takich należy biologia (z powodów ochrony srodowiska, szacunku do zwierząt czy wiedzy o swoim ciele i prowadzeniu higienicznego trybu życia, czego przykładowo informatycy, wykształceni świetnie w swojej dziedzinie mogą nie wiedzieć i spędzać czas 24 h/dobę przed komputerem czy pić napoje energetyczne jak herbatę, żeby mieć więcej siły na dalsze ślęczeie przed komputerem) oraz literatura/historia/filozofia. Z tych trzech ostatnich wynika bowiem pewna życiowa mądrość i humanistyczne podejście do życia, drugiego człowieka, a przede wszystkim szerokie horyzonty, które mogą pomóc nie zagubić się w życiu i bezmyślnym pędzie ku karierze.

A jeszcze chciałam napisać, że nawet i tutaj na portalu widoczne są skutki złego kształcenia humanistycznego w szkołach średnich i studiach. Wielu ludzi skupia się w ocenie ksiązki/opowiadania na formie - doborze słów, czy dialogi są dobrze napisane, czy przecinki znajdują się w dobrym miejscu - zupełnie jak szkolne wypracowanie, nie dostrzegając płynącego z danego dzieła przesłania. Jest to wyrazem pewnego zamknięcia się w ciasnych wytycznych i wykonywania odtwórczych czynności, bez spojrzenia szerszego. Dlatego uważam, że system szkolnictwa powinien przejść gruntowną reformę, żeby absolwentów szkół i studiów uczono samodzielnego myślenia, a nie mechanicznego wykonywania pewnych czynności, także w dziedzinach sztuki niestety.

„Roli państwa nie przeceniałbym."
Dlaczego się z tym nie zgodzę? Zobacz:
Podstawówka:
Co powiesz na sport? Ci najlepsi wyłapywani są właśnie na tym etapie. W Polsce może to nie jest widoczne, ale w innych krajach w ten sposób tworzy się gwiazdy. Skoro da się w sporcie, może da się i w innych dziedzinach?
„Ale jak wielka różnica mentalności między szesnasto- a dziewiętnastolatkiem?
Z mojego doświadczenia? Dziewiętnastolatek jest bardziej pewny swojej dorosłości niż szesnastolatek. I tyle.

„CV trzeba umieć podpisać własnoręcznie"
Podpis cyfrowy ma szanse to zmienić.

Elleth: Bardzo mądry post. Niestety rozwiązanie problemu, który przedstawiłaś, wydaje się być raczej utopią. To że napój energetyczny stosowany przez 30 dni z rzędu szkodzi a nie pomaga powinno być już chyba domeną rodziców, a nie szkoły. Inna sprawa, ze świetny przykład. Sam znam dziesiątki ludzi którzy pasą się tym gównem i odchudzają jednocześnie...

„i wykonywania odtwórczych czynności"
Heurystyki? To kolejny problem społeczeństwa, który propaguje szkoła właśnie poprzez nauczanie „w kluczu". Widzę, że coś jest czerwone? To staje. Zielone? Przechodzę. I na podejmowaniu takich decyzji kończy się życie wielu ludzi...
Reszta twojego drugiego postu to już temat na oddzielny wątek... temat ciekawy, ale jak kij w mrowisko.

@Elleth, zapewne masz rację. Są rzeczy które zupełnie się nie przydają, jednak być może nie są to całe dziedziny, ale ich poszczególne części, jak np. z bilogii: przydatna jest anatomia człowieka, ale na cholerę Ci rozmażanie pasikoników? To samo z matmą: musisz wiedzieć jak mnożyć, ale po co Ci wykresy funkcji liniowych? Tak więc myśle, ze nie chodzi tu o całe nauki, ale ich poszczególne części. :)

Od razu mówię, że nie przeczytałem większości postów z tego tematu, odpowiadam tylko na to, co mi się w oczy rzuciło :)

Wielu ludzi skupia się w ocenie ksiązki/opowiadania na formie - doborze słów, czy dialogi są dobrze napisane, czy przecinki znajdują się w dobrym miejscu - zupełnie jak szkolne wypracowanie, nie dostrzegając płynącego z danego dzieła przesłania.

O nie, z tym zgodzić się nie można.
1) Nie każdego portalowe dzieło niesie w sobie przesłanie. Powiedziałbym nawet, że większość nie. To są po prostu teksty, dobre lub nie, które się mogą podobać, albo nie podobać. Jakaś historia i tyle. Co ma tedy oceniający pisać, poza kilkoma słowami oceny całości fabuły? Szukać w opowiadaniu zaszyfrowanej informacji o końcu świata?
Błędy związane z poprawnością językową łatwiej ocenić, wypunktować.
2) Z tego co zauważyłem (a trochę już tutaj czasu spędziłem, i to dość aktywnie) to wiekszość skupia się na ocenie fabuły właśnie.
3) A przede wszystkim: szkoła właśnie przede wszystkim wymaga od nas nauki interpretacji. Nie spotkałem się z czymś takim, żebyśmy na jakiejkolwiek lekcji mieli oceniać poprawność językową Żeromskiego czy Dostojewskiego.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

@Beryl, owszem skupia się na intepretacji, ale jest to interpretacje jedna/jedyna słuszna narzucona przez klucz. Choćbyś zrobił cudowną porywającą interpretację, lepszą niż samo dzieło, to punkty dostaniesz tylko za to, co mądre głowy wymy śliły już kiedyś wcześniej. O tym, że klucze są beznadziejne nie musze już chyba pisać.

No to coś o kluczu, oczami Orsona Carda.

Pierwszym skutkiem tej decyzji była utrata stypendium. Studiowałem na Uniwersytecie Brighama Younga z pełnym stypendium prezydenckim - czesne, książki, mieszkanie. Musiałem jednak utrzymywać wysoką średnią, co wprawdzie było łatwe w przedmiotach naukowych, ale diabelnie trudne w subiektywnym świecie sztuki. Sprawa była wyjątkowa - żaden z prezydenckich stypendystów nie zajmował się dotąd sztuką, nie istniał więc mechanizm przeliczania subiektywnych ocen. Jeśli pracowałem ile sił nad tematem akademickim, dostawałem bardzo dobry. Kropka. Żadnych problemów. Ale pracując nad sztuką mogłem zaharować się na śmierć, starać się ze wszystkich sił, a mimo to otrzymać dostateczny, ponieważ wykładowca nie zgadzał się z moją interpretacją, nie odpowiadało mu moje rozegranie akcji albo zwyczajnie mnie nie lubił i kto zechciałby się kłócić? Nie było w tym nic mierzalnego. Zatem studia artystyczne kosztowały mnie sporo pieniędzy. Nauczyły też, że nie da się zadowolić krytyka, który postanowił nie lubić twojego dzieła. Musiałem starannie dobierać wykładowców albo godzić się na złe oceny. Robiłem jedno i drugie.
 

"Nauczyły też, że nie da się zadowolić krytyka, który postanowił nie lubić twojego dzieła."
To jest genialne. Pamiętajcie, że warto być miłym dla współforumowiczów ;) 

i to jest cały problem.Wspominalem już o tym wcześniej. Z jednej strony jestes miły i sie odzywasz, bo chcesz ze by ktoś wogóle przeczytał Twoje opowiadanie, a z drugiej strony zdajesz sobie sprawę, że jeśli będziesz zbyt miły będziesz zawsze oceniany jako 'spoko ziomek'. Czy jeśli powiem komuś, że jest idiotą, to on rzeczywiście weźmie sobie to do serca? - raczej nie. Pomyśli, ze sam jestem głupi, a moje opowiadania nic nie warta. A jeśli powiem mu 'Jesteś megafajny i wgle błyszczysz inteligencją', to pomyśli że jestem mądry i że prawdopodobnie mądrze piszę. Tak jest i tego nie da się zmienic...

Elleth.

Czekolada w zastępczym opakowaniu z papieru toaletowego pozostaje czekoladą, ale apetytu nie budzi. Przynajmniej we mnie i takich jak ja.

Teoretycznie każdy powinien umieć płynnie i poprawnie wysłowić się w mowie i na piśmie — po to naucza się języka polskiego. Czy to moja lub innych mi podobnych wina, że nauczono nas „za dobrze” jak na dzisiejsze czasy, mody i poglądy?

Jerzy.

Nic na sport nie powiem, bo sportem może być wycieczka rowerowa albo piłka na plaży, ale nie fabrykowanie rekordów.

Dziewiętnastolatek jest bardziej pewny swojej dorosłości niż szesnastolatek. I tyle.

No i tylko tyle, średnio biorąc. Średnio, bo nie mówimy o wyjątkach.

Podpis cyfrowy ma szanse to zmienić.

Można być analfabetą, by podpisywać się cyfrowo?

@Ogórke, nie mów ludziom, że są idiotami, powiedz, że swoim skromnym zdaniem uważasz, że nie mają racji.
PS. zajrzyj do Goćwina.

owszem skupia się na intepretacji, ale jest to interpretacje jedna/jedyna słuszna narzucona przez klucz.

Z tym się zgodzę. Hmm... chociaż i tak nie do końca. Naprawdę czasem się zastanawiam, czy wszyscy, którzy tak narzekają na klucz mieli w szkole inny program ode mnie, a może leniwych i niedouczonych nauczycieli? Nie powiem, żeby panowała w szkole jakaś szeroka swoboda interpretacji, niemniej...
Moja polonistka z LO była może dosyć bezkompromisowa :) ale dobrze pamiętam, że lubiła słuchać jak MY widzimy płynące z wiersza przesłanie, i dlaczego tak.
Być może ci, którzy najbardziej nasz legendarny klucz krytykują, byli zbyt leniwi, by zdobyć się na własne przemyślenia, a teraz się usprawiedliwiają złym programem edukacji?

Nie neguję, że problem istnieje, ale robi się z niego poczwarę.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

@Kamahl, właśnie tak nie mówię, tak napisałem aby lepiej opisać mój pogląd na tą sprawę ;)

Beryl z własnego przykładu, przez pierwsze dwa lata liceum miałem czwórki/piątki z wypracowań z polskiego, w trzeciej klasie, kiedy wprowadzili klucz, przez pół roku dostawałem dwóje. Dopiero kiedy się nauczyłem pisać pod kluczem zaczęło mi iśc trochę lepiej.
Piszesz, że miałeś fajną polonistkę, to super, moja też była bardzo w porządku kobieta, ale przestrzegała klucza i średnio ja interesowało nasze zdanie.
Na przestrzeni mojej własnej edukacji klucz był poczwarą niesamowitą, strasznie mi życie utrudnił, z maturą włącznie.

@Kamahl, na pewno wiesz, ze polonistka przestrzegała klucza, no tak mieliście być oceniani na maturze. Sam zastanawiam sie nad rozszerzoną z Polaka, ale nie wiem czy mi się to opłaci. Orientujecie się czy rozszerzona z polskiego daje coś na prawo na UJ?

Według mnie szkoła w ogóle nie przyczynia się do tego, jak postrzegamy i interpretujemy literaturę. Ja nigdy nie miałem wybitnej oceny z języka polskiego, a jakoś nie czuję się upośledzony w tym kierunku. Jeżeli kogoś od zawsze pociągało czytanie książek i patrzenie na świat przez pryzmat literatury, to będzie wyciągał właściwe wnioski z dzieł literackich, jeśli nie - to nie. Szkoła możne co najwyżej nauczyć pewnych schematów. Tak samo wygląda sprawa z matematyką - często osoba, która ma 5 z matematyki, jest znacznie gorsza od tej, która ma 2. Wynika to z tego, że osoba z 5 uczy się na pamięć schematów rozwiązywania zadań, a osoba z 2 jest "leniwa" i nie chce wbijać sobie do głowy "niepotrzebnych" informacji. Podsumowując: szkoła to jedno WIELKIE GÓWNO.

Morten-radykalista! :P

Skoro już posłużyłeś się własnym przykładem, to się pochwalę, a co! - od czasu pierwszego wypracowania, które oceniane było według klucza, odnalazłem w sobie talent do odgadywania jak się do niego dostosować. W sumie to była dla mnie bardzo ciekawa gra - pisałem, zgadując co będzie oceniane. Zawsze udawało się niemal bezbłędnie.
Najfajniejsze było to, że ja nie myślałem "pod klucz", ale świadomie szedłem w jego kierunku.
Zresztą, pozostają dwie sprawy:
- Nie da się wyeliminować kluczy egzaminacyjnych. Jest to po prostu niemożliwe.
- A do tego - możecie się nie zgodzić - wyznaczają one to co właściwe. Z tego co widziałem, przedstawiają szeroki wachlarz odpowiedzi - nie jest tak, że musimy napisać o jednym konkretnym elemencie, i tylko o nim.
Trudno oczekiwać, żeby każdy mógł interpretować wszystko po swojemu, bo przecież doprowadzi to do bezsensów.
Prawdziwym problemem nie są klucze (odpowiedzi), ale to, że wpycha się na siłę do głowy gotowe rozwiązania, zanim ktoś zdąży sam pomyśleć. Uczeń źle coś zrozumiał? Zamiast naprowadzić go, dać mu szansę pomyśleć, od razu wpycha się do głowy właściwą odpowiedź. Potem wie, że Romantyczność była manifestem romantyków, ale nie wie dlaczego. Ba - wie, że Mickiewicz to romantyk, ale nie wie co to romantyzm ;)

Dobra, jak zawsze piszę w taki sposób, że potem ktoś pewnie nie zrozumie. Spróbuję od razu rozjaśnić wątpliwości:
Zły nie jest „klucz oczekiwań" - w sensie, że jakieś odpowiedzi uznaje się za prawidłowe, inne za błędne.
Złe jest to, że nie daje się uczniowi dojść samodzielnie do tych słusznych wniosków.

 

Orientujecie się czy rozszerzona z polskiego daje coś na prawo na UJ?

Nie. Zresztą, do jasnej cholery - naucz się samodzielności i wejdź na rekrutacja.uj.edu.pl !
:D

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Tak samo wygląda sprawa z matematyką - często osoba, która ma 5 z matematyki, jest znacznie gorsza od tej, która ma 2.
Hahahaha, to akurat było najlepsze co przeczytałem w tym temacie. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że nauczyciel nie ocenia według swoich sympatii, to nie ma takiej możliwości.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ogórke, pewnie, że wiem. Wcale jej za to nie winię. Co do matur, to nie wiem jak na UJ, ale zazwyczaj przelicznik jest na korzyść rozszerzonej i to sporo. Liczy się bodajże 2razy czy nawet trzy razy więcej niż podstawowa, albo półtora raza. to zależy.
Morten szkoła to nie jest WIELKIE GÓWNO. Oprócz tego to masz rację, bo oceny się nijak nie przekładają na intelekt.
Szkołę trzeba zmieniać, żeby działała najlepiej jak może. O tych opcjach było wyżej sporo postów.
Taka prawda, co jeśli nie szkoła? Samouctwo na szerszą skalę nie ma szans się udać.

@Kamahl: Sprostowanie: WSPÓŁCZESNA SZKOŁA TO JEDNO WIELKIE GÓWNO.
Owszem, samouctwo na szerszą skalę nie może się udać, jednak nie wynika to z braku dostępu do wiedzy, bo wtedy osoba w wieku 11 lat nie mogłaby pójść na studia, tylko z tego, że mało jest osób na tyle sprytnych i zmotywowanych, żeby poszperać trochę w różnych miejscach i zdobyć daną wiedzę samemu.
@beryl: przykro mi, że masz takie mylne podejście. Nie będę się wymieniał racjami, bo wiem, do czego to prowadzi (czyt. do wielkiego gówna). Uwierz mi jednak, że spotkałem się z takimi osobami.

Niestety Morten, to Ty masz mylne podejście. Może wynika to ze złych przeżyć szkolnych... Nie wiem.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No i widzisz - ja mam swoją rację, Ty swoją. Niestety nie jestem na tyle dobry, by zamienić wino w krew, więc wiem, że moje gadanie nic nie przyniesie :)

No dobra, ale wyjaśnij mi z łaski swojej, jak ktoś lepszy z matematyki może gorzej sobie z nią radzić od słabeusza? Tutaj nie ma miejsca na interpretację. Masz zadanie. Liczby. Albo się to umie, i oblicza, albo nie. O jakie niby zbędne schematy Ci chodziło? Ten Twój "zdolny, ale leniwy" potrafi obliczyć obwód koła na oko, bo przecież wzory mu do tego nie potrzebne?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

@beryl co do Twojego przykładu, to cześć i chwała Ci za oszukanie systemu!

Rację masz, że nie da usunąć kluczy, byłoby to ( z perspektywy szkolnictwa, nie mojej) nieopłacalne i bez sensu. Rację też masz z procesem dochodzenia do własnych pomysłów zamiast gotowców.

Nie wiem czy klucze są znowu takie szerokie, pewnie, że jest więcej niż jedna możliwości odpowiedzi, ale wciąż to liczba ograniczona. Jest wiele odpowiedzi dobrych, których w kluczu nie ma. W prawie jest tak, że sprawdzający może wnieść wniosek o dodanie odpowiedzi do klucza, ale to się praktycznie nie dzieje. Za dużo roboty.

W końcu z kluczem w dłoni do sprawdzania siadają ludzie, którzy też mają humory i emocje własne. Mam kolegę z Łodzi, który opowiadał, że jego nauczyciel z liceum mówił im wprost, że już się nie może doczekać sprawdzania matur z Warszawy, coby cwaniakom śrubę dokręcić.

Mam kolegę z Łodzi, który opowiadał, że jego nauczyciel z liceum mówił im wprost, że już się nie może doczekać sprawdzania matur z Warszawy, coby cwaniakom śrubę dokręcić.
Takich to powinno się ścinać, bo ludziom przyszłość niszczą.

I tak doszliśmy do bardziej głębokiego i dotkliwego problemu, niż klucze, czy system nauczania. Do nauczycieli. Niejednokrotnie trafiają się tacy, którzy nie powinni mieć z edukowaniem nic wspólnego. Ale tego nie uleczysz.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No to już kwestia szkoły do jakiej się wybierasz. Na pewno zanim podejmiesz decyzję o szkole dowiadujesz się co nie co na temat nauczycieli. Niestety jeślui chodzi o egzaminujących to nie masz już wpływu:/

Niejednokrotnie? Ja w całej swojej szkolnej karierze natrafiłem na JEDNEGO pana, którego można by określić mianem nauczyciela.

jak to dobrze że mam więcej szczęscia! :D

Nowa Fantastyka