- Hydepark: Polskie odpowiedniki zagranicznych tytułów, czyli WTF?

Hydepark:

Polskie odpowiedniki zagranicznych tytułów, czyli WTF?

Zastanawiałem się ostatnio nad tym, jakie są powody zamieniania zagranicznych tytułów na inne. Czy jest to zabieg tylko i wyłącznie marketingowy?

 

Często zmieniając tytuł, zakłada się swego rodzaju pułapkę. Przykładem może tu być np Szklana pułapka. Pomijam fakt, że "tłumaczenie" to, jest dalekie od Die Hard i o ile w pierwszej części, po obejrzeniu można powiedzieć: no tak, była szklana pułapka, to tytuł ten nijak się ma do kolejnych części z serii. Inne przykłady:

 

Blade Runner – Łowca androidów;

Fight Club – Podziemny krąg;

Lock, Stock & Two Smoking Barrels – Porachunki;

Alien – Obcy 8. pasażer Nostromo O_o

Departed – Infiltracja

 

Można by wymieniać i wymieniać...

 

Dlaczego, gdy włączam Moon na dvd, lektor mówi "mun" a nie "księżyc". Dlaczego zostało American Beauty? Hooligans? Resident Evil?

 

Czym kierują się ludzie za to odpowiedzialni? Dlaczego książka Następcy nie jest przetłumaczona dosłownie, czyli "Małe cuda"? Pytanie to zadaję tu specjalnie, mam bowiem nadzieję, że ktoś z redakcji (kto ma coś wspólnego z dystrybucją), lub może ktoś, kto wie co w trawie piszczy, odpowie.

 

Jestem w stanie zrozumieć niektóre tytuły, charakterystyczne dla konkretnego rejonu.

 

***

 

Z innej beczki, ale z tej samej półki: dlaczego polskie tłumaczenia w filmach są tak wygładzane?

 

"Oh you fucking bastard!" – "Ty żałosny draniu!"

 

O co w tym chodzi?

Komentarze

obserwuj

Co do tłumaczeń dialogów, to nawet nie jest takie złe. W sumie to trochę by mnie wkurzało jakby mieli tłumaczyć każde "fuck" z amerykańskich filmów. No i zasadniczo jak to przetłumaczyć? Polskie "kurwa" jest na tyle oryginalne, że żadne angielskie "fuck", "damn" czy "shit" tego nie oddają ;P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ehh... pewnie w końcu ktoś mądry się wypowie, ale dla mnie ten wątek jest bez sensu. Sam zastanawiałem się dlaczego tak jest, ale po co o tym pisać na tym forum? Co do tłumaczenia dialogów, to beryl ma całkowitą rację. Amerykańce mogą jedynie fuckować i shitować. Polskie wulgaryzmy są o wiele barwniejsze nawet jeżeli mowa o "miękkich" wulgaryzmach typu: kurde, pierdzielę, pieprzę itp, itd... Więc po co dosłownie tłumaczyć, jeżeli można lepiej... Po polskiemu napisać :)

Oj, zapomniałeś o Elektronicznym mordercy   ;)
Ktoś kiedyś zrobił takie fajne zestawienie:
Dirty Dancing - Wirujący seks
Dirty Harry - Wirujący Harry
:D
tłumaczenie dialogów... ach, ten skecz Sthura :D

Skecz ? Dawaj link natychmiast! :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Zapomnieliście o Prison Break - Skazany na śmierć

Takich przykładów jest na pęczki. A skecz? pewnie, że dawaj linka. W sylwestra oglądałem skecz, który polegał na tłumaczeniu z włoskiego na polski, ale nie pamiętam kto i jak :D

Proszę o to link (bo myślę, że o to chodziło Rhei)

Niewyraźnie tak tu kurwa piszą :D

Tak, lady, dokładnie o ten :D

Wybaczcie brak polskich znakow, ale pisze z telefonu.

Nie chodzi mi o zastepowanie kazdego fucka slowem kurwa. Chodzi mi o wygladzanie. Ogladalem skecz, o ktorym mowa wyzej i on dokladnie odzwierciedla to co mam na mysli. Skoro mamy mnostwo ciekawych przeklenstw, to zrobmy z nich uzytek. Tymczasem tlumaczenia robia ze sprosnych dialogow rozmowki dla dzieci.

Napisalem tez dlaczego watek o tytulach dalem na tym forum, wiec nie bede sie powtarzal :)

Jak to nie widzieliście jeszcze skeczu Stuhra???

A tak na poważnie:

tak, polskie tłumaczenia tytułów filmów są często bezsensowne, ale jeszcze częściej decyduje o nich dystrybutor, który chce, żeby mu się "tytuł" szybko sprzedał, a tłumacz ma g... do powiedzienia,

co do przekleństw - angielskie "fuck" jest o wiele bardziej pospolite niż polska "kurwa, cholera, whatever...", "fuck" można traktować jako przerywnik typowy dla języka potocznego. To pierwszy powód, dla którego "fuck" można ignorować, a drugi jest taki, że zapewne TVP nie pozwala...

No ok. To ja tak na prosty rozum odpowiem. Czy "8 pasażer nastromo" nie brzmi lepiej niż po prostu "Obcy"?

Kurwa, fuck!

Oczywiście, że tak pyrek.
Niech to motyla noga!!!

De beściak: Wolf Creek. Przetłumaczone jako: Walka o życie z psychopatycznym mordercą.
:D :D :D

Nie mam pojęcia o dystrybucji, ale coś do tematu dorzucę.

Tłumaczenie często bywa mylone z zastępowaniem każdego słowa jego słownikowym odpowiednikiem. Dodać trzeba w tym momencie, że samo określenie "słownikowy odpowiednik" w ustach jakiegokolwiek obrońcy poprawności powinno być już alarmujące, bo język to system trochę zbyt złożony, żeby między jednym a drugim stawiać takie prymitywne mostki. Specjalista (albo internetowy mądrala) będzie prawił o polach semantycznych; laik zauważy, że "góra" to nie zawsze "mountain". Wniosek będzie jeden - te kilka liter to nie wszystko. Bynajmniej nie jestem wrogiem słowników, natomiast jak każdego narzędzia, trzeba używać ich z głową, ze względu na stosowaną w nich pewną umowność i "zaokrąglanie" znaczeń (niech będzie - przybliżanie).

Mamy zatem z jednej strony słowa - zbiory literek - które przyzwyczajeni jesteśmy interpretować w taki a nie inny sposób, opierając się na słownikowych schematach, a z drugiej strony - znaczenia, kwestię dużo głębszą niż to na pierwszy rzut oka wygląda. W końcu składają się na nie nie tylko definicje ze słowników danego języka, ale i cały kontekst kulturowy, a nawet osobiste doświadczenia i skojarzenia. Problem odczytania znaczenia jest więc w zasadzie klasycznym problemem "co autor miał na myśli?".

Tu dochodzimy do sedna: praca tłumacza to nie żonglowanie słownikami. Oczywiście dużo zależy od rodzaju tłumaczenia - papiery od samochodu a film czy książka to zupełnie inne bajki - ale w naszym, "artystycznym" przypadku to przede wszystkim sprawne korzystanie z wiedzy (nie tylko językowej), intuicji i innych usług szarych komórek tak, aby najpierw znaleźć odpowiedź na to nieszczęsne pytanie o intencje twórcy, a potem dobrać najlepsze środki przekazania ich docelowemu odbiorcy. O ile się da.

Wiele jest dzieł, do których jakaś grupa nie ma i nigdy nie będzie miała dostępu, bo język twórcy jest kompletnie niekompatybilny z tym, co siedzi ludziom w głowach...

Podsumowując: czasem tłumacz najzwyczajniej w świecie nie ma wyboru. Czasem też, choć niekoniecznie w przypadku Die Hard czy Fight Club, wybór ma, a po prostu za bardzo przejmuje się swoją rolą/daje się ponieść fantazji/realizuje swoje niespełnione gdzie indziej ambicje literackie.

I tak ostateczny głos w sprawie należy do tego, kto płaci.

Co do przekleństw, mogę tylko powtórzyć za przedmówcami - raz, że przekleństwa w każdym języku mają trochę inny wydźwięk (spotkałam się nawet z teorią, że umiejętność dobrania odpowiednich do sytuacji bluzgów świadczy o biegłości w języku - nie powiem, coś w tym jest), a dwa, że dystrybutor/telewizja/inne szychy mają w takich sprawach ostatnie słowo. Jak by nie patrzeć, do którejś godziny w tv jest cenzura; jeśli stacja ma do wyboru puścić dobry film w środku nocy, puścić go o 20 jako "hit" i wypikać każdą kurwę, albo puścić o 20 i zamiast pikać, zrobić ciut łagodniejszy dialog - co wybierze?

PS. Jestem tu nowa, więc dzień dobry, dobranoc, co tam kto woli. ;)

Dlatego lepiej oglądać filmy z napisami, wtedy wszystkie wymienione wyżej problemy znikają

 ale w naszym, "artystycznym" przypadku to przede wszystkim sprawne korzystanie z wiedzy (nie tylko językowej), intuicji i innych usług szarych komórek

I wychodzi kupa. Zawsze. 

Bo dziwnym trafem ta wysublimowana bohema polskich tłumaczy zawsze zapomina, że język to rzecz którą społeczność regulowała przez tysiąclecia. I podstawowym, elementarnym celem było przekazanie znaczenia. "Ja chcę sprzedać stół, anglik chce kupić stół. Naradźmy się więc jak u niego jest stół i jak u mnie jest stół i wszystko będzie dobrze".

Dlatego tłumaczenie dosłowne w 98% przypadków sprawdza się idealnie. Pozostałe 2% to gry słowne/zabawy językowe/etc charakterystyczne dla danego języka, które w innych nie występują dosłownie (choć często pod inną postacią: An Englishman's home is his castle = Mój dom, moja twierdza).

Dzień dobry, dobry wieczór...
Wszystko to prawda, co napisałaś.
Dołożę od siebie, chociaż to w połowie poza tematem, że redakcja i korekta potrafią się "dołożyć" do końcowego sukcesu. Tłumacz też człowiek, walnie mu się coś ze zmęczenia, z pospiechu, nawet "prowizorkę" zastosuje w powodu chwilowego braku lepszego pomysłu, a potem zapomni wrócić i zmienić --- i gromy na niego, bo "a co tam, pewnie tak miało być"...

A Terminator się kiedyś nazywał Elektroniczny morderca :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ja też dorzucę trochę swojego.
Ale z innej beczki.
W magazynie Film czytałam artykuł, gdzie przedstawiano wyniki badań. Czy ludzie chcą słuchać jak lektor tłumaczy przekleństwa. I okazało się, że nie. Nie mają nic przeciwko, gdy przeklinają aktorzy, czy gdy przekleństwa pojawiają się w napisach do filmu, ale nie lubią gdy robi to lektor.
Chętnie poparłabym to cytatem z artykułu, ale obecnie jestem w domu, a magazyn na mieszkaniu Krakowie...
A ile w tym prawdy? Trudno powiedzieć.

Ja postrzegam to wszystko trochę inaczej. Dla mnie wygładzone tłumaczenie, to zniekształcenie obrazu bohatera. Osobiście oglądam filmy głównie z napisami, właśnie z tego powodu. Ja rozumiem, że nie trzeba tłumaczyć dosłownie, ale często ugrzecznione dialogi, robią z opryskliwych chamów kluturalnych złośliwców.

Co do tego, że jest cenzura w telewiji - ok. Ale na dvd jest to samo.

Trochę narzekam, ale uważam, że i tak nie mamy tak źle. Dla przykładu w takich w Niemczech czy Hiszpanii, wszystko dubbingują. Wszystko! Gdy pracowałem w Anglii, mieszkałem z Hiszpanami i oni nie wyobrażali sobie oglądać filmu bez dubbingu. Dla mnie to już jest chore. No bo jak? Z nudów rzuciłem raz okiem jak oglądali Bękarty Wojny, oczywiście z dubbingiem. I jak tu oddać jedną z głównych cech charakteru, postaci, którą grał Bratt Pitt, czyli perfidny amerykański akcent? Jak zdubbingowali "Ałiwedełczi"? Beznadziejnie. Aldo Raine był kompletnie kimś innym.

Jednak głównym tematem tego wątku miało być tłumaczenie tytułów i to mnie najbardziej interesuje :)

Ta, ja też jak oglądałem Miasteczko South Park z lektorem, to się łapałem za głowę.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

kurcze, jak dla mnie film: Fucking electronic fighters, może być przetłumaczony jako: Mroczni wojownicy - pasikoniki.
Byle był dobry!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Zgadzam się, nie tytuł stanowi o wartościu dzieła, a skoro nie stanowi, to po co go zmieniać?

Domyślam się, że chodzi o kasę.

"W magazynie Film czytałam artykuł, gdzie przedstawiano wyniki badań."
Ja też kiedyś widziałem wyniki badań. Wyszło, że każda kobieta miała w życiu 4 partnerów seksualnych, a każdy meżczyzna 7 partnerek. Ciekawe...

Lassar przecież moja wypowiedź kończy się "A ile w tym prawdy? Trudno powiedzieć"...

Dlatego tłumaczenie dosłowne w 98% przypadków sprawdza się idealnie. Pozostałe 2% to gry słowne/zabawy językowe/etc
Przegiąłeś z proporcjami. Tłumaczenia dosłowne są złe w więcej niż 2% przypadków.

Lady, ja sam mam podobnie jak ludzie w tych badaniach. Polscy aktorzy nas przywyczaili do przeklinania, doskonale rozumiem również jak mięsem rzucają amerykanie. Ale jakby nasi wspaniali lektorzy zaczęli w odpowiedni dla siebie sposób czytać bluzgi... No wyobraźcie to sobie :P Moim zdaniem to już lepiej po prostu nie tłumaczyć wcale. Co by nie mówić o znajomości angielskiego wśród Polaków, to takie "podstawowe" zwroty znają nawet ci, którzy by normalnie nie potrafili się przedstawić.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

@Beryl Aż sobie wyobraziłem Czubównę jak mówi:

"Surykatki zapierdalały przez dzikie stepy jak pojebane. Wyskoczyła hiena i ujebała jedną w nogę."

Ja też kiedyś widziałem wyniki badań. Wyszło, że każda kobieta miała w życiu 4 partnerów seksualnych, a każdy meżczyzna 7 partnerek

Znowu dyskryminacja!!

Seleno, spokojnie. Żadna dyskryminacja. Z jednej strony (udawana?) skromność, z drugiej --- przechwałki.

Co do tytułów, to ich raczej nie tłumaczą tłumacze. Podejrzewam, że rodzą się w wielkich bólach, bo niestety, czasami angielski tytuł po przetłumaczeniu na polski traci dużo, a czasem w ogóle jest niezrozumiały. A głównym zadaniem tytułu jest przyciągnąć uwagę. Przykład z brzegu: "Eternal sunshine of the spotless mind" - i jak to przetłumaczyć, żeby ludzie poszli na film??? Albo "The other Boleyn girl" - większość widzów, gdyby zobaczyła dosłowny tytuł, pomyślałaby "Jaka znowu Boleyn, do cholery?". A "Kochanice króla" (chociaż tytuł okropny) sugeruje fajnego pornosa i tłumy poleciały do multipleksów ;)

Czasami tytuł trzeba tłumaczyć niedosłownie z innych powodów - np. "Boy's don't cry" z Hilary Swank został przetłumaczony jako "Nie czas na łzy", bo... miesiąc wcześniej wszedł do kin film Lubaszenki pod tym samym tytułem. Czasami tytuł nie jest tłumaczony, bo angielski już stał się rozpoznawalną marką (np. "Ocean's Eleven"). A poza tym jak przetłumaczyć "Die Hard"? Kochanie, chodźmy do kina na "Zgiń w mękach"???

A co do przekleństw, to dla mnie lektor, który przeklina, zabije każdy film. Jak usłyszałam słowo "chujoza" wypowiedziane poważnym głosem lektora w "Infiltracji", to padłam ze śmiechu :P

@Dreammy Bardzo dobre argumenty. Trochę mi sięrozjaśniło. A Die Hard mogłoby być np Zgiń jak twardziel, jakkolwiek głupio to nie brzmi :)

"Surykatki zapierdalały przez dzikie stepy jak pojebane. Wyskoczyła hiena i ujebała jedną w nogę."
Padłam :D

Skazany na śmierć - Prison break
Jezus skazany na śmierć - Jezus Christ prison break?

Czubówna :D 

4 sylaby - dys-try-bu-tor.

A Die Hard mogłoby być np Zgiń jak twardziel, jakkolwiek głupio to nie brzmi :)


Właśnie, sam to zauważyłeś - głupio brzmi. Mamy w takim razie rozumieć, że jesteś orędownikiem kretyńskich tytułów, byle tylko były dosłowne? Bo nie wiem, jak to rozumieć...

Abstrahując od tego, że taka dosłowność nie świadczy, bynajmniej, o poprawności tego tłumaczenia. Rzekłabym, że wręcz przeciwnie.

Ake jak trocko napisał, jest to idiom i tytuł Twardziel jest OK. Szklana Pułapka, moim zdaniem, to niestety nie jest dobry odpowiednik. Tak czy inaczej, w temacie tym, chciałem, by mi wyjaśniono, co jest przyczyną takich działań. Dreammy mi trochę rozjaśniła. Nigdzie nie napisałem, że domagam się dosłownego tłumaczenia.

"Albo "The other Boleyn girl" - większość widzów, gdyby zobaczyła dosłowny tytuł, pomyślałaby "Jaka znowu Boleyn, do cholery?". A "Kochanice króla" (chociaż tytuł okropny) sugeruje fajnego pornosa i tłumy poleciały do multipleksów ;) "

tu dochodzi jeszcze jedna ważna rzecz dla tłumacza - znajomość kontekstu kulturowego i świadomość, że znaczenie słów jest mocno z tym kontekstem powiązane. Otóż dla ludzi z kręgu kultury brytyjskiej i okolic, "Boleyn girl" jest jasne (najprawdopodobniej), albo przynajmniej wiedzą, że dzwonią, nie wiedzą tylko, w którym kościele. U nas większość widzów po prostu ma małe szanse skojarzyć, o co chodzi.

Kurcze, muszę sobie przypomnieć, bo kiedyś strasznie lubiłam ten temat i pamiętam, że kolekcjonowałam te tytuły, które były przetłumaczone nie dosłownie, a ciąge dostawały u mnie plusa.

Z "Lock, stock & 2 smokin' barrels" w ogóle mam problem, bo jak? :D

To tak samo, jak się sporo osób oburzało, że Requiem for a Dream było przetłumaczone "Requiem dla snu" i że w ogóle, dla marzeń powinno być, czy dla marzenia. A okazało się, że to tłumacz właśnie odwalił kawał dobrej roboty, bo doczytał, że Dream z tytułu jest odniesieniem do "American Dream", które u nas przyjęło się tłumaczyć jako "Amerykański Sen", w związku z czym Requiem powinno być właśnie dla snu.

A wszystkim, którzy mi tu z 2% idiomów wyskakują, proponuję np. popróbować tłumaczenia Gaimana, na ten przykład. Albo ćwiczenie, które mi się kiedyś trafiło w zleceniu: "Rootin'-tootin' vamphunters". Serio, nie zdziwiłabym się jakby ktoś kiedyszrobił film pod takim tytułem. I jak to łykniecie? :D

Z tłumaczeniami tytułów jest problemów mnóstwo - brzmienie w oryginale i w przekładzie, idiomy, kontekst kulturowy, chwytliwość, podobieństwo do innych tytułów na rynku, nawyki językowe... długo by można.

W Polsce dochodzi problem, że dystrybutorzy i wydawcy czasami boją się tłumaczyć tytuł zbyt dosłownie, bo może się zdarzyć, że polska wersja nie przyciągnie uwagi "targetu". Wychodzą z założenia, że target nie jest wystarczająco bystry, żeby zorientować się, że coś jest komedią, romansem czy czymkolwiek innym, jeśli się tego nie wyłoży łopatologicznie. Stąd na przykład świetna komedia "Tropic Thunder" została przełożona na "Jaja w tropikach".

Polski tytuł "Szklana pułapka" nie był sam w sobie zły dopóki nie pokazał się film "Die Hard 2" i nie okazało się, że w sequelu już nie ma wieżowca Nakatomi Plaza, który stał się miejscem konfrontacji McClane'a i Grubera. "Lock, Stock & Two Smoking Barrels", co Kreska_ słusznie zauważyła, przekładać dosłownie nie ma sensu, bo w Polsce nie ma zwrotu "lock, stock and barrel", do którego się on odnosi. Ten idiom oznacza całość, coś jakby u nas powiedzieć "całe dobrodziejstwo inwentarza", ale to z kolei nie ma konotacji z bronią palną, które są istotne dla tytułu oryginalnego. Biorąc pod uwagę treść filmu można by się pobawić w zastąpienie jednej gry słownej inną i pójść stronę czegoś w rodzaju "Wystrzałowy plan".

Jeśli chodzi o tłumaczenie filmów i seriali, to grzechów jest sporo - przegapianie dowcipów i gier słownych jest słabe, ale jeszcze gorsze są sytuacje, gdy tłumacz robi film na podstawie samej listy dialogowej, nie oglądając filmu i robi błędy, które wynikają ewidentnie z nieznajomości obrazu, np. myli płeć bohaterów. Bywa też, że tłumacze zmieniają się w trakcie pracy nad serialem i nowy tłumacz nie zadaje sobie trudu żeby sprawdzić nazewnictwo stosowane przez pierwszego.

A całkiem osobną bajką jest fakt, że dobre tłumaczenie to znacznie trudniejsza sprawa niż by się mogło wydawać ludziom, którzy liznęli języka i myślą, że z jednym liźnięciem zjedli wszystkie rozumy.

Szczególnie dobija mnie z tego Alien i Fight Club. BTW: Słyszeliście z książki Fight Club wycieli opis bomby i do filmu dali zły, by ludzie nie zrobili czegoś takiego?
A i mam inny przykład. Film Johna Woo ,,Red Rock''. Przetłumaczony jako ,,Trzy armie''. Więc, dobre pytanie Autorze tematu: WTF?

Pozdrawiam,
H.

Bo w "Czerwonej skale" nie ma jednoznacznego wskazania, że będą się bić. "Trzy armie" dają już taką nadzieję :D

Nowa Fantastyka