- Hydepark: Zły bohater czy dobry bohater?

Hydepark:

Zły bohater czy dobry bohater?

Macie czasami coś takiego, że niecierpicie jakiegoś głównego bohatera, który w zalożeniu jest bohaterem pozytywnym, a w waszych oczach nie? ja np. niecierpię Richarda z cyklu Miecz Prawdy Goodkinda. jestem na trzecim tomie pt. ,,Bractwo Czystej Krwi'', ale tak mnie drażni ten bohater, że nie wiem, czy dobrnę do konca cyklu...

Komentarze

obserwuj

Pomyślmy... wiedźmin?

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Caps lock Ci się wcisnął?

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

na to wygląda, ale już szybciutko biore sie za naprawę tego;D

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Lepiej nie czytaj dalszych tomów. Nie warto. ten autor najwyraźniej nie wie co to umiar i przez cały czas trzeba wysłuchiwać jego Wielkich Prawd. Poza tym, nie wiadomo czemu, niektórych mogą odstręczać 50-stronnicowe opisy gwałtów, tortur i rzezi. Mnie w późniejszych tomach strasznie nudziły.

Najlepiej, by bohater nie był ani pozytywny, ani negatywny. Ma być zwyczajny, prawdziwy. Postacie drugoplanowe mogą sobie być, jakie chcą.

Lassar - Mnie właśnie takie scenki odstręczają... W ogóle ten Richard to wydaje się mieć zachianą psychikę... te ksiażki są nudne jak flaki z olejem, a mów się, ze goodkind to jeden z lepszych twórców gatunku.... ciekawe

Ajwenhoł - ja lubię, gdy bohater jest albo dobry, albo zły. tacy nie do konca sprecyzowani potrafia być wnerwiajacy. np. zdążył już polubić jakiegoś bohatera, a tu nagle następuje zwrot akcji i okazuje sie on skurwisynem. nie przepadam za takimi przykrymi niespodziankami;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Nie wiem, nie spotkałem nigdy ludzi całkiem dobrych ani złych, a dla mnie fantastyka to po prostu kolejny sposób na przedstawienie rzeczywistości z dodatkowym zapleczem dla wyobraźni autora do tworzenia niekonwencjonalnych światów.
A że uwielbiam z prostego robić trudne - najwięcej mojej uwagi we "Władcy Pierścieni" przykuł Gollum. Dobry, czy zły?;)

Gollumy to w pewnym sensie były dwa. :D Pięęęknie pokazali to w filmie, no nie zaprzeczycie. :D
Swoją drogą, nie wiem, czy wiecie, ale Hobbita mają kręcić. :D Chyba przyszła pora na przypomnienie sobie klasyki. ;)

Hm... no ja bym Goluma podciągnęła pod złych;P co do Hobbite to z przyjemnością na niego czekam;D

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Wracajac do tematu, moim zdaniem bohaterowie negatywni są najczęściej zdecydowanie ciekawsi, a bohaterowie pozytywni - zbyt wyidealizowani, bądź w inny sposób irytujacy (Dlatego właśnie nie lubiłem m. in. Reinmara z Trylogii Sapka)
A Gollum w ogóle był ciekawą postacią, właśnie z powodu tego swojego rozpadu osobowości :]

w sumie generalnie osoby z podzieloną osobowością sa ciekawymi przypadkami. rozdwojenie to jedno, ale ztego, co wiem, to bywaja ludzie, co ich osobowość potrafi byc podzielona na zdecydowanie więcej części. nie wiem tylko, czy gdzie w literaturze fantastycznej byl przypadek takiej mnogości, szczerze mówiąc

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Ja tam najbardzej nie lubiłam wyidealizowanych panienek pokroju Pollyanny z książek dla dziewcząt.

Lubiłam za to postaci pokroju brudnego Harryego...

Wiedźmin mnie wkurzał (Jaskier mniej) podobnie jego rozliczne kochanki.

Najlepsi bohaterowie to bohaterowie prawdziwi. A prawdziwego człowieka nie da się określić jednym przymiotnikiem.

Heh, słyszę hasło ,,prawdziwy człowiek'' i zaraz przypomina mi się ,,Opowieść o prawdziwym człowieku '' Polewoja;P JAKA jest Twoja wizja prawdziwego człowieka?

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Mish, co Ci się nie podobało w Reynevanie? Może był idealistą, jeżeli chodziło o sprawę Kielicha, ale przecież w innych sytuacjach jigdzie nie objawiał się ten jego idealizm. Chyba, że masz na myśli leczenie ludzi, ale przecież był lekarzem. Pan Sapkowski stworzył wiarygodną psychologicznie postać. Początkowo Reinmar jest typowym młodzieńcem, z typowo młodzieńczą głupotą i gorącą głową do wszystkiego, ale z czasem zmiania się, dojrzewa. Wojna i wiele przygód, przy których często ociera się o śmierć sprawiają, że dorasta, wszystkie zwroty i jego życiu w jakiś sposób wpływają na niego. Szczególnie pod koniec trylogii, gdzie próbuje umrzeć w bitwie, ale nie pozwala mu na to zwykły strach, widać wyraźnie, że jest on zwykłym, może nieco tylko, zbyt wyidealizowanym, ale sympetycznym i wiarygodnym gościem.

Jeśli zaś chodzi, o bohaterów, to raczej zgodzę się, że ci pozytywni często są zbyt pozytywni. Rycerze bez skazy i zmazy, to chyba relikt przeszłości, tacy bohaterowie powoli mnie nudzą. Co do negatywnych, to przeważnie są oni pokazywani w ciekawszy sposób, mają ciekawsze historię, i na ogół są lepsi we wszystkim od tych dobrych, ale to chyba też nie jest najlpeszy sposób na kreację w książce. Czytelnicy wtedy właśnie znechęcają się do głownego herosa, a popierają tego złego.

Mi najbardziej odpowiada, gdy postacie nie są jasno określone, dobre, albo złe. Czyli gdy są normalnymi ludźmi, jak my wszyscy. Niby nie jesteśmy mordercami, czy coś z tych rzeczy, ale przecież mamy swoje grzeszki i często robimy wiele rzeczy na własną korzyść, zapominając o innych. I to w pewnym sensie ( a bynajmniej moim, skromnym zdaniem, którego nikomu nie narzucam ) jest prawdziwy bohater, czy prawdziwy człowiek, nie określony dobrze, lub źle.

Przepraszam, w pierwszym zdaniu chodziło mi o to, że w " innych sytuacjach nie objawiał się ten jego idealizm" , gdyby dla kogoś było to niezrozumiałe :) . Pisałem wcześniej inaczej i za mało mi się usunęło ;) . 

czyli w sumie bohater ewoulujący był by najlepszy...

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

@Marsylka u Pratchetta, był taki jeden. Z tej bezdomnej ferajny. Za nic nie przypomnę sobie jak się nazywał, ale miał 4 różne osobowości :)

Marsylka:
"JAKA jest Twoja wizja prawdziwego człowieka?"
Tak co mi pierwsze przyszło do głowy to Tomasz z "Nieznośnej lekkości bytu".

lady_madder - będę jusiała poszperać za tą ksiażką;P

a.k.j - za tą też być może, bo nie czytałam, wiec nie wiem, jaka jest tam kreacja bohatera:)

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Lady madder osiem różnych osobowości:). Przy czym jedną taką, że wszyscy trzęśli portkami. Ale też nie pamiętam, jak się nazywał.

@Archeon sam do końca nie wiem, za co nie lubiłem Reinmara. Denerwował mnie jego idealizm w wielu sprawach,  czasami hipokryzja (konkretnie, kiedy robił za zabójcę Vogelsangu, jednocześnie wypominając swoim kolegom po fachu niemoralność tego zawodu), jego nieskończona wiara w Adelę von Stercza też potem mnie irytowała. Tak samo fanatyzm (Kielich uber alles, dobrze, że sobie go na czole nie wytatuował).
BTW, ja nie twierdzę, że Reynevan był postacią niewiarygodną czy źle zarysowaną. Po prostu go nie lubiłem. Dużo fajniejszy był moim zdaniem Szarlej, z tym całym swoim cwaniactwem i racjonalizmem.

@Lassar no widać go nie doceniłam:D a pamiętasz może tytuły książek w których był? Co by Marsylce ułatwić szukanie :) Mi się tydaje, że występował w książce pt. "Prawda", ale głowy bym nie dała.

*wydaje, oczywiście ;)

@Marsylka , przychodzi mi do głowy jeszcze jedna taka postać, a mianowicie demon Bezimienny z Trylogii Friedman. Od biedy można powiedzieć, że miał kilka(naście) osobowości, bo składało się na niego wiele pomniejszych demonów. Niestety, Bezimienny nie był postacią pierwszoplanową.

Jest w "Prawdzie". Niedawno czytałem. Roznosili gazety:).

@Mish, wiara w Adelę, to właśnie jedna z wielu głupot, przypisywana tej głównej, młodzieńczej głupocie. Sam bohater uważał, że on kocha ją, a ona jego, chociaż to wszystko miało i tak tylko podtekst erotyczny :P . I nie wiem, czy ktoś poza mną to zauważył, ale u pana Sapkowskiego miłość zawsze przejawia się poprzez doznania seksualne. Tak w Wiedźminie, jak i w Trylogii husyckiej ( wyjątkiem był Samson Miodek i jego ukochana, której imię akurat wyleciało mi z głowy, bo między nimi chyba nić takiego nie było ;) ).
Ale o resztę nie ma się co już spierać, bo sprawa jest wyjaśniona :) .

@Archeon, nie wątpię, że była to właśnie cecha specjalnie wymyślona przez autora, tym niemniej irytowała mnie u Reynevana. Zwłaszcza wtedy, kiedy przysięgał zemstę księciu Janowi za śmierć Burgundki.
Przy okazji faktycznie masz rację, że miłość w książkach Sapkowskiego dość często sprowadza się do, że tak zacytuję jedną z jego postaci, "Włożenia tego, co trzeba, tam gdzie trzeba" ;)
A ukochana Samsona Miodka miała na imię bodajże Makretta.

ciekawią mnie przypadki,,wielości kaźni'', dlatego dzieki z apomoc lady_madder i Mish i reszta:D planuję napisac jakieś opowiadanko z taką postacią i fajnie bylo by poznac , jak inni o tym pisali;d
co do fizyczności miłości u Sapcia to nie da się ukryć, że czasami bywa irytująca;P
komuś przychodza jeszcze jakies pomysły z osobami z rozdwojeniem jaźni??

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Mish, mi to się właśnie w Reynevanie podobało. To, że nie zapomniał całkowicie o byłej miłości (która go skrzywdziła), odnajdując nową, co jest nagminne w amerykańskich filmidłach. Bo czy zapomina się i traci się całkowicie sentyment do byłych?

@a.k.j, gdyby dziewczyna załatwiła mi złośliwie pobyt w więzieniu (a kto wie, może i stryczek), porządne obicie przez dresów(rycerzy) i zrobiłaby ze mnie pośmiewisko na pół kraju, to chyba raczej nie byłbym do niej pozytywnie nastawiony ;)

@ Marsylka Lassar, lady madder - Ten facet u Pratchetta to był Ogólnie Andrews :D Polecam również serial United States of Tara ;) Moja koleżanka pisała pracę magisterską na temat dysocjacyjnych zaburzeń osobowości i dopiero ona uświadomiła mi, że ludzie z osobowością mnogą istnieją naprawdę :D A ja byłam święcie przekonana, że Jekyll i Hyde to tylko taka fikcja literacka...

@Marsylka, przypomniała mi się jeszcze jedna taka postać. Wprawdzie nie z książki, a z gry komputerowej, jednak tam podział osobowości był bardzo fajnie zrobiony. Chodzi oczywiście o tytułowego bohatera z  Prince of Persia: Dwa Trony.

będe musiała sie tym zainteresować:)

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Bohater musi być wyrazisty, absolutnie nie można go opisać jednym z podanych w temacie przymiotników. Clarice Straing - pewnie większość zna ją z ekranu, ale w książce jest idealną bohaterką. Słowa to za mało, by ją opisać. Lecter przyćmiewa ją tylko odrobinę.

Elizabeth Bennet - naprawdę udana bohaterka.

Oczywiście wyjątkiem potwierdzającym to wszystko jest Pollyanna. Ktoś napisał o niej nieprzychylnie, ma prawo. Ale czy była grzeczną dziewczynką? Chyba czytałam inną książkę! Absolutnie się nie zgadzam. Jest jednym z największych buntowników w historii literatury na swój własny, pokręcony sposób. Odważna, rewolucyjna, nigdy nie dała się zjeść teraźniejszości oraz otoczeniu. Ile siły w sobie ma, żeby tak ciągnąć radość z prostych rzeczy?

Mówić tak, gdy inną mówią nie. Krzyczeć "Da się", gdy inni twierdzą, że nie. Robić rzeczy, które inni uważają za niemożliwe. Bez niczyjej pomocy, wsparcia, słowa aprobaty. Poza wspomnieniami o zmarłym ojcu.

Ja zauważyłem, że częśto podświadomie ,,kibicuję" złym bohaterom. Że do ostatnich stron mam jakąś perwersyjną nadzieję, że mistrzowski plan geniusza zła wypali, a nie zniweczy go w jednej chwili jakimś z dupy wziętym rozwiązaniem Bohater.

Co do Reinmara to mnie ciekawi, że jest takim zawziętym husytą, a zadaje się z poganami... pardon, wiccanami (którą to religię Sapek lubi wplatać gdzie się da, mimo swoich zastrzeżeń, że się religią nie interesuje)

Co do Reinmara to mnie ciekawi, że jest takim zawziętym husytą, a zadaje się z poganami... pardon, wiccanami
Ba, sam Reinmar jest przecież wyklętym czarownikiem, który po śmierci powinien automatycznie trafić na smo dno piekła!

A co do kontrowersyjnych bohaterów, przypomniał mi się jeszcze jeden, bez którego ta dyskusja absolutnie nie może się obyć, a mianowicie Inkwizytor, Sługa Boży, Młot na Czarownice oraz Miecz Aniołów Mordimer Madderdin. Z jednej strony jest to na pewno postać dobra, gdyż stosuje się do pewnego kodeksu moralnego, a z drugiej sam ten kodeks jest mocno pokręcony. Bo czy można powiedzieć "dobry" o człowieku, który pali na stosach swoich znajomych wierząc przy tym, że robi im przysługę i wysyła do Nieba? Ciekawi mnie wasza opinia na ten temat.

"Ba, sam Reinmar jest przecież wyklętym czarownikiem, który po śmierci powinien automatycznie trafić na smo dno piekła!"
Ale uważa się za dobrego chrześcijana, co wielokrotnie podkreśla, nawet w scenie śmierci Jutty (kiedy to ma opory przed ,,eutanazją" - co nawiasem chyba lekko nie pasuje do epoki, bo przecież wtedy dobijanie rannych było raczej na porządku dziennym).

Co do Mordimera - oczywiście, jak współczesny człowiek słyszy ,,inkwizycja", zapala się światełko ,,zło". Ale co w zasadzie Mordimer robi złego? Zwróć uwagę, że ludzie, których posyła na stos z reguły są faktycznymi czarnoksiężnikami/wiedźmami, szkodzącymi ludziom. A nawet jeśli nie są, to i tak są mendami. Z drugiej strony często ratuje przed karą niewinnie oskarżonych i karze nadgorliwych egzekutorów. A w dodatku w późniejszych opowiadaniach coraz bardziej zarysowuje się podział ,,dobrzy inkwizytorzy - źli księża". Szczytem tego jest chyba ten inkwyzytor, który zwerbował Mordiemera (nie pomnę teraz imienia), który ratuje dzieci z opresji i z dobrego serca uzdrawia osoby pokrzywdzone przez nadgorliwych kolegów.
Choć jest jeden ewidentnie zły czyn Madderdina, jaki sobie teraz przypominam - to, że pozwolił zgwałcić Lorettę (nawiasem mówiąc ta scena jest lekko naciągana). No, jeszcze to, że prawdopodbnie to ona wydał swoją matkę - choć ona w sumie podpada pod ,,prawdziwą wiedźmę, szkodzącą ludziom".

Ale uważa się za dobrego chrześcijana
Ale z technicznego punktu widzenia złamał jedno z najważniejszych husyckich praw- parał się magią. I w praktyce pod tym względem nie był lepszy od Grellenorta(tak mu było?). Wprawdzie używami magii w innym celu, ale środek ten sam, ergo: Reinmar powinien trafić na stos.
BTW: No nie wiem czy był takim dobrym chrześcijaninem. W końcu np. pod koniec trzeciego tomu odwoływał się do pogańskiej bogini.

Co do Mordimera - oczywiście, jak współczesny człowiek słyszy ,,inkwizycja", zapala się światełko ,,zło".
Kwestia osoby. Ja na przykład mam do inkwizytorów stosunek w sumie obojętny.

Ale co w zasadzie Mordimer robi złego? Zwróć uwagę, że ludzie, których posyła na stos z reguły są faktycznymi czarnoksiężnikami/wiedźmami, szkodzącymi ludziom.

Czyżby? Wszyscy? A ten jego znajomek, który wyznawał coś a'la tradycyjne chrześcijaństwo, w czym szkodził Madderdinowi? A ta wiedźma, która ocaliła go przed demone w lesie? Wszak Mordimer zawdzięczał jej ocalenie, a w zamian chciał ją spalić (chociaż to akurat była dość skomplikowana sprawa). Nie podam ci aktualnie konkretnego opowadania i imion bo lecę z pamięci, jednak jeśli się uprzesz poszukam tych danych.
Podsumowując: Mordimer był fanatykiem który na dodatek wierzył, że czyni swoim ofiarom przysługę. No nie wiem, czy taki on dobry.
Ale faktycznie, Piekara utrwala opisany przez Ciebie podział.

"No nie wiem czy był takim dobrym chrześcijaninem. W końcu np. pod koniec trzeciego tomu odwoływał się do pogańskiej bogini."
Wiem... Przecież właśnie o tą niekonsekwencję mi chodzi! Że z jednej strony magia i sabaty, z drugiej husytyzm. Z jednej strony ,,Jestem chrześcijaninem" z drugiej ,,Magna Mater!".

"Czyżby? Wszyscy? A ten jego znajomek, który wyznawał coś a'la tradycyjne chrześcijaństwo, w czym szkodził Madderdinowi? "
Tak, ale myślenie Mordimera jest jak najbardziej logiczne.
1. Ktoś, kto głosi, ze Bóg umarł jest niewątpliwie dla ładu, którego strzeże Mordimer niebezpieczny.
2. Występują tu stygmaty. Są one blużniercze wobec wiary Mordimera i są prawdziwe. Ergo - zostały stworzone przez mroczne siły.
3. Ten inkwizytor wprost bluźni wobec wiary Mordimera, nazywając Chrystusa, który zstąpił z krzyża Bestią.
4. Z punkut widzenia Mordimera wygląda to tak, że dzieciaka opętał demon a szef miejscowych służb zamiast z tym coś zrobić z nim współpracuje.

Co do wiedźmy: Najzabawniejsze jest to, że najprawdopodobniej ta czarownica pracowała dla Inkwizycji i Mordimer jak najbardziej zdał test ją aresztując :D Poza tym - co z tego, ze go uratowała? Czy jak złodziej uratuje policjantowi życie, to on ma prawo go nie aresztować? Osobista wdzięczność ponad prawo? Bo Mordimer nie jest fanatykiem. Po prostu przestrzega prawa. Kiedy widzi, że komuś niewinnemu grożą represje, jest gotów przecistawić się nawet wyższym od siebie funkcjonariuszom Kościoła.
Przykłady:
- w pierwszym tomie ratuje Lorettę przed samosądem wieśniaków i proboszcza
- Stanowczo protestuje, kiedy jakiś wysłannik papieża próbuje na siłę wykazać, że trupojad jest czarnoksiężnikiem (i w końcu dokonuje na tym wysłanniku kary)
- Zakańcza polowanie na czarownice w jakimś mieście pod koniec drugiego tomu i doprowadza do skazania kanonika, który je prowadził.
- W ,,Ja Inkwizytor" Kiedy doprowadza do niesłusznego skazania człowieka, nie mogąc go już uratować, stara się przemycić dla niego truciznę, aby mógł uniknąć tortur.
- Woli zabić szalonego naukowca w tomie pierwszym, zamiast wykorzystać jego badania dla Inkwizytorium.


Tak, ale myślenie Mordimera jest jak najbardziej logiczne.
Logika nie zawsze równa się dobru (choć zależy, jak to dobro definiujemy).

Co do wiedźmy: Najzabawniejsze jest to, że najprawdopodobniej ta czarownica pracowała dla Inkwizycji i Mordimer jak najbardziej zdał test ją aresztując :D
Wiem, napisałem przecież, że to była skomplikowana sprawa. Jednak liczą się intencje, prawda? Czarownica uratowała nie tylko marnego inkwizytora, ale też całą wioskę lub nawet kilka wiosek przed demonem. W zamian nasz Sługa Boży chce ją zamęczyć i spalić. Poza tym sprawiedliwość też nie zawsze jest równa dobru.

- W ,,Ja Inkwizytor" Kiedy doprowadza do niesłusznego skazania człowieka, nie mogąc go już uratować, stara się przemycić dla niego truciznę, aby mógł uniknąć tortur.

Nie wiem czy myślimy o tym samym człowieku, ale z tego co pamiętam Mordimer nie chciał go ocalić, tylko nie dopuścić, aby mówił wersję niezgodną z rozkazem mistrza Knottego.

Co do pozostałych przykładów, to zgodzę się tylko z ostatnim. W pozostałych wszak obszernie wyjaśniał, że nie robi tego z miłosierdzia, a w imię sprawiedliwości/wiary/autorytetu Inkwizytorium, który wszak był narażany przez szalonych klechów-sadystów i innych.

"Logika nie zawsze równa się dobru (choć zależy, jak to dobro definiujemy)."
Jednakowoż przeczy fanatyzmowi. (I moim skromnym zdaniem - dobru się równa)

,,Poza tym sprawiedliwość też nie zawsze jest równa dobru".
Nie. Prawo może być dobre, albo złe - natomiast sprawiedliwość to coś z definicji dobrego.

"Nie wiem czy myślimy o tym samym człowieku, ale z tego co pamiętam Mordimer nie chciał go ocalić, tylko nie dopuścić, aby mówił wersję niezgodną z rozkazem mistrza Knottego. "
Ja tak odczytałem jego intencje. Niby jaką wersję miałby on zdradzić? Jedynie krzyczeć ,,Jestem niewinny" - co jak widać, nic mu nie dało.

"W pozostałych wszak obszernie wyjaśniał, że nie robi tego z miłosierdzia, a w imię sprawiedliwości/wiary/autorytetu Inkwizytorium, który wszak był narażany przez szalonych klechów-sadystów i innych."
Ok, nie chodzi o to, że Mordimer jest dobrym samarytaninem. Ale zauważ, że jeśli ktoś uważa, że sadyzm i prześladowanie niewinnych podrywa autorytet jego instytucji, to znaczy, ze uważa te zjawiska za złe - a to raczej pozotywny symptom. Ponadto moim zdaniem wyraźnie widać jego emocjonalne zaangażowanie, kiedy widzi jakąś zamęczoną dziewczynę. Ja często mam wrażenie, że te cyniczne wywody ,,waszego pokornego sługi" brzmią nieco stucznie i są raczej pozą.
Ponadto - trzeba przyglądać się człowiekowi w świetle jego epoki i otoczenia.Pewnie jakieś 90% wielkich królów i bohaterów w naszych czasach byłoby uznanych za zbrodniarzy wojennych. Mordimer żyje na pograniczu pseudośredniowiecza z pseudorenesansem (który jednak zachodzi jedynie w warstwie mody chyba, a nie filozofii). A dla tej epoki czymś oczywistym jest cenienie dobra wspólnoty państwowej/religijnej/rodzinnej ponad dobro jednostek.

Jednakowoż przeczy fanatyzmowi. (I moim skromnym zdaniem - dobru się równa)
Problem w tym, że z Mordiego niemal cały czas wychodzi ślepe oddanie wierze, czyli w sumie fanatyzm.

Nie. Prawo może być dobre, albo złe - natomiast sprawiedliwość to coś z definicji dobrego.
Zależy, jak się tą sprawiedliwość interpretuje, bo czy będzie to uczciwa odpłata, czy sadystyczna zemsta, to zależy już od osoby.

Niby jaką wersję miałby on zdradzić? Jedynie krzyczeć ,,Jestem niewinny" - co jak widać, nic mu nie dało.
Kobieta, która rządziła tamtym miastem (zapomniałem jej tytułu) nie za bardzo wierzyła w prawdomówność Knottego. Przepytywała podejrzanego samodzielnie w poszukiwaniu prawdy, i gdyby nasz Młot na Czarownice nie wpoił mu dobrej historyjki, mogłaby nie uwierzyć. Nawet kiedy sam pdoejrzany potwierdził swoją winę nie wierzyła mu za bardzo. A gdyby zaprzeczył... Cóż, Madderdin i Knotte musieliby się jeszcze bardziej narobić.

Ok, nie chodzi o to, że Mordimer jest dobrym samarytaninem. Ale zauważ, że jeśli ktoś uważa, że sadyzm i prześladowanie niewinnych podrywa autorytet jego instytucji, to znaczy, ze uważa te zjawiska za złe - a to raczej pozotywny symptom. Ponadto moim zdaniem wyraźnie widać jego emocjonalne zaangażowanie, kiedy widzi jakąś zamęczoną dziewczynę. Ja często mam wrażenie, że te cyniczne wywody ,,waszego pokornego sługi" brzmią nieco stucznie i są raczej pozą.
Ale nie jest też osobą czysto dobrą, nie ma oporów przed zabijaniem i torturowaniem innych.

Ponadto - trzeba przyglądać się człowiekowi w świetle jego epoki i otoczenia.
Czynnik środowiskowy może mieć wpływ na osąd, ale nie można usprawiedliwiać nim wszystkiego, bowiem zło pozostanie złem.


"Ale nie jest też osobą czysto dobrą, nie ma oporów przed zabijaniem i torturowaniem innych"
Ale znowuż - zabijanie jest czymś jednoznacznie złym dla ludzi z naszych czasów. W dawnych czasach wystarczajacym prawnie i moralnie uzasadnieniem dla zabicia kogoś było to, że Cię obraził.
A tortury były całkowicie i powszechnie uznawanym środkiem dla zdobywania zeznań. W sumie to Mordimer wykazuje sporą skrupulatność i postępowość, kiedy mówi, ze bardziej wierzy dowodom ze świadków i rzeczy, niż torturom. Większość śledczych nie zawracal sobie głowy prowadzeniem śledztwa, jak on, gdyż tortury były najprostszym sposobem zakończenia sprawy (ówczesna teoria dowodowa zakładała, że przyznanie winnego równa się 100% dowodu).

Co do skazanego i trucizny - jak mówię, ja wyrażnie odniosłem wrażenie, że Mordimer chciał mu pomóc z litości. Pamiętam, że jak się okazało, ze plan nie wypalił i skazanego zamęczono, to Mordiemu było smutno :D Choć przecież skazany nie narobił im żadnych problemów.

Owszem, czynnik środowiskowy nie usprawiedliwia wszystkiego - jednak moim zdaniem Mordimera akurat tak, gdyż na tle innych osósb ze swojego otoczenia i kultury, w jakiej żyje jest osobą bardzo moralną :D

Co do ślepego oddania wierze - w tym rzecz, że nie ślepego. Mordimer respektuje przykazania Kościoła Chrystusa-Zabójcy, ale nie w sposób ślepy. Weźmy chociaż fakt, że dostrzega patologie istniejące w tym Kościele, nawet na urzędzie papieskim. A ślepymi fanatykami są właśnie Ci nadgorliwi lowcy czarownic, których Mordimer pokarał. W przeciwieństwie do nich, nie widzi wszędzie czarnej magii, stara się znaleźć racjonalne wytłumaczenia itd.

Nowa Fantastyka