- Hydepark: Dwa rodzaje narracji w jednej powieści?

Hydepark:

inne

Dwa rodzaje narracji w jednej powieści?

Zastanawiam się, czy takie rozwiązanie warto zastosować w powieści. Jeden wątek byłby pisany w 1 os. l.p., z nastawieniem na myśli i uczucia bohatera, a drugi w 3. os. l.p., ale z punktu widzenia jednej z postaci (innej niż w pierwszym wątku). Czy nie wyjdzie z tego za duży chaos?

Może znacie książki, w których zastosowano podobne rozwiązanie? Będę wdzięczna za wszelkie rady.

Komentarze

obserwuj

To może wywołać spory chaos...  natomiast gdyby były dwie narracje pierwszoosobowe spoko.  Najlepiej będzie jak napiszesz niewielki fragment w tej formie, jaką planujesz, i dasz komuś do przeczytania, żeby ocenił, jak się to odbiera. Wtedy odpadnie ci ewentualne przepisywanie całej powieści ;). Bo jak się to dobrze rozegra może być interesująco, szczególnie jeśli 3os jest jakoś blisko powiązane z 1os.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Matthew Woodring Stover “Akty Cain’a”

Tam jest mieszana narracja.  Jeśli nie znasz, to w bibliotece może mają. Dobrze się tam komponuje. Mnie nie zgrzytało.

Mnie się wydaje, że to zawsze zależy od wykonania ;)

Można zrobić wszystko, chodzi o to, żeby zrobić to dobrze.

Przynoszę radość :)

Kiedyś czytałam książkę gdzie były dwa rodzaje narracji, ale w tej chwili nie pamiętam tytułu. Moim zdaniem to nie powinien być problem, zwłaszcza, jeśli każdy rodzaj narracji będzie w innym rozdziale.

W Diunie mniej więcej tak jest. Głównie narracja 3-osobowa, ale w razie potrzeby zmienia się na pierwszoosobową, żeby dokładnie przedstawić myśli bohaterów. Często w chwili, gdy dochodzi do konfrontacji między nimi.

W Atlasie Chmur Davida Mitchella jest coś takiego, ale tam autor poszedł mocno po bandzie. Pierwszy wątek pisany w formie dziennika, drugi listów, trzeci to powieść w narracji trzecioosobowej, czwarty to powieść w narracji pierwszoosobowej, piąty to wywiad, a szósty tak jakby opowieść przy ognisku. Niby się łączą, ale właściwie można by je czytać oddzielnie i też byłoby ok.

Mnie coś takiego bardzo się podoba i nigdy nic mi się nie plącze. Niestety dużo ludzi nazwałoby to, co chcesz zrobić, “chaosem” (choć akurat w Atlasie Chmur każdy nowy wątek to nowy rozdział).

No więc sama z chęcią bym taką powieść przeczytała, ale dobrym pomysłem jest rada Ceterari ;) 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Lalka :) Pamiętnik starego subiekta w pierwszej osobie, reszta w narracji trzecioosobowej.

To nie jest pytanie “czy warto”, a “czy autor jest w stanie”. Dużo zależy od przejść między scenami i kiedy następuje przeskok narracji, czy się wiąże z czymś jeszcze oprócz zmiany narracji.

W “Z mgły zrodzonym” każdy rozdział jest poprzedzony miniwstepem pierwszoosobowym, który ma naśladować stary dziennik. Ma to swoją rolę, ale IMHO nie do końca wyszło autorowi. Ale przykłady pozytywne też istnieją.

Z tematów pokrewnych, teoretycznie bardzo innych, ale wiążących się z pokonywaniem przez autorów podobnych problemów... W serialu “Odpowiednik” główny bohater ma swojego odpowiednika z “lustrzanego” świata. Scenariusz sprawia, że czasem akcja jest pokazywana z jednym z nich, czasem z drugim. To nie jest przeskakiwanie literackie z między 1 i 3 osobą, ale aktorowi udało się grać w taki sposób, że bez względu na ubiór, po samych jego    gestach natychmiast widzi się, którą postać gra aktor. Subtelnie, ale skutecznie – choć nie każdy aktor by tak potrafił. Podobnie w literaturze – jeśli autor potrafi odpowiednio dopasować taki zabieg, będzie mógł to wykorzystać. Ale nieumiejętne wdrożenie tylko namiesza.

 

To nie jest pytanie “czy warto”, a “czy autor jest w stanie”.

Otóż to. To jest ugruntowany zabieg, jeśli jest Ci potrzebny (bo nie musi być) i go udźwigniesz, to do roboty. (O “Lalce” nawet nie pamiętałam, a to znakomity przykład, uwsteczniam się...)

ETA: Bo się uwsteczniam, przecież dopiero co powtarzałam sobie “Uczciwą oszustkę”, która zasadniczo jest w narracji trzecioosobowej, ale dwa czy trzy razy gładko wślizguje się w głowę tytułowej bohaterki,  właśnie po to, żeby pokazać jej pogląd na świat. I to jest ryzykowne, ale dobrze zrobione i spełnia swoją rolę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jeff VandeerMeer w “Ukojeniu” pisał rozdziały w narracji pierwszoosobowej, drugoosobowej i trzecioosobowej.  Świetna książka, jednak to ostatnia część trylogii, więc trzeba zapoznać się także z dwiema poprzednimi pozycjami.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

U Grzędowicza w ‘Pan Lodowego Ogrodu” mamy:

 

bohater A – narracja 1. osobowa

bohater A – narracja 3. osobowa

bohater B – narracja 3. osobowa

 

Moim zdaniem jak najbardziej można zastosować coś takiego jak napisałaś i tylko od Ciebie zależy, czy przedstawisz to tak, żeby nie było chaosu. Np. starałbym się nie mieszać perspektywy w obrębie jednego rozdziału.

 

 

 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Nie widzę problemu, jeśli to będzie napisane dobrze :)

http://altronapoleone.home.blog

U Akunina też zdarzały się przejścia pomiędzy rodzajami narracji. W którymś tomie przygód Erasta Pietrowicza Fandorina, ale w którym, nie przypomnę sobie. Pamiętam jednak, że fajnie się to czytało, trzecioosobowa w przypadku głównego bohatera, pierwszoosobowa w przypadku antagonisty.

PS. Atlas Chmur też miał taki myk. Dobra książka.

Known some call is air am

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. O “Lalce” całkiem zapomniałam, do innych książek zajrzę.

To nie jest pytanie “czy warto”, a “czy autor jest w stanie”. Dużo zależy od przejść między scenami i kiedy następuje przeskok narracji, czy się wiąże z czymś jeszcze oprócz zmiany narracji.

Czy autor był w stanie, okaże się po napisaniu. ;) Każdy z dwóch wątków dzieje się w innym czasie i pokazuje inne wydarzenia, które w końcówce łączą się, odsłaniając całą zagadkę.

Mam wątpliwości, czy takie udziwnienia “przejdą” w powieści popularnej – romans z dodatkiem kryminału, adresowany do masowego czytelnika, bez ambicji na literaturę wysokich lotów.

Jakby co, ja lubię literaturę niskich lotów. Ma się dobrze czytać i wciągać, nie musi być mądrze, bo i tak nie zrozumiem. Pisz dla mnie.

 

Edit: komukolwiek napisałam kiedykolwiek, że “fajne” – to nie jest równoznaczne z “głupie” czy “niskich lotów” ;)

Przynoszę radość :)

Anet :)

Każdy z dwóch wątków dzieje się w innym czasie i pokazuje inne wydarzenia, które w końcówce łączą się, odsłaniając całą zagadkę.

No, ja uwielbiam takie zabiegi. Jak jest dobrze napisane, to ma się uczucie, jakby czytało się dwie książki na raz :) A że trzeba się bardziej skupić na tym co się czyta, to tym lepiej.

Known some call is air am

Mnie różne rodzaje narracji wytrącają z czytania, po prostu: szybko się przyzwyczajam do jednej narracji, pojawienie się nowej wprowadza dysonans. Nie przepadam za tym rozwiązaniem, ale to ja, na różnych forach widziałem raczej pozytywne odpowiedzi, ludziom się podoba, chwalą, że taka zmiana wprowadza ożywienie, pozwala spojrzeć na historyjkę z innych punktów widzenia, wprowadza dzianie się. Ja nie lubię.

Banał: żeby zadziałało dobrze, musi być zrobione dobrze.

Anet, a to dobre!:-)

Diabeł tkwi w szczegółach, jak już pisali inni. Często pisanie w pierwszej osobie to takie coś na kształt zbliżenia na psychikę i motywację bardziej od środka. Z kolei w trzeciej osobie zyskujesz ten dystans nieco mniej zaangażowanego obserwatora. Umiejętna żonglerka wypada bardzo interesująco i imho przyciąga bardziej niż razi.

Ja nie lubię.

A ja nie lubię gruszek w cieście, ale z uprzejmości – zjem ;) Czasami taki sposób narracji jest tym właściwym, czasami nie, czasem jest, ale autor nie umie. Najważniejsze, to mieć po temu powód, patrz post oidrin. Pierwsza osoba trochę Ci ogranicza możliwości fabularne, za to przybliża. W trzeciej osobie napiszesz o wszystkim, ale na chłodno. Jest jeszcze trzecia osoba ograniczona, trochę pośrodku – ale nie idealnie pośrodku.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jak pisałem wyżej, męczę się przy czytaniu mieszanych narracji, i w przypadku pisania powieści nie zdecydowałbym się na takie rozwiązanie (raz – trudno byłoby mi utrzymać równy poziom, dwa – w przypadku, gdybym się rozmyślił, to odkręcenie tego (czyli: ujednolicenie) byłaby strasznie żmudną robotą).

Zmienną narrację testowałem w opowiadaniach (mnie nie porwało, opinie były różne) – w takich króciakach można eksperymentować; opowiadanie to znakomity poligon, gdzie można sprawdzać rozwiązania pod planowaną powieść. Z drugiej strony odpowiedzi zwrotne będą obarczone błędem (przeczytanie 40k znaków jest mniej męczące niż 400k – czytacz może być zachwycony krótką formą, natomiast powieść napisana w ten sposób może męczyć).

Efekt końcowy i tak będzie zależał od gustu odbiorcy – wg mnie większość odbiera pozytywnie różnorodność narracyjną (co potwierdza ten wątek – ludzie wypowiadają się pozytywnie), więc warto spróbować.

 

Efekt końcowy i tak będzie zależał od gustu odbiorcy

W jakimś stopniu zawsze tak będzie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Pierwsza osoba trochę Ci ogranicza możliwości fabularne, za to przybliża. W trzeciej osobie napiszesz o wszystkim, ale na chłodno. Jest jeszcze trzecia osoba ograniczona, trochę pośrodku – ale nie idealnie pośrodku.

Tarnino, dokładnie o to mi chodziło: narracja w pierwszej osobie, przybliżająca świat wewnętrzny i trzecia osoba ograniczona, z punktu widzenia innego bohatera niż ten z 1.os. lp.

 

Zaczynam mieć coraz więcej wątpliwości, czy udźwignę taki tekst. Zobaczymy, najwyżej pójdzie do szuflady.

Matthew Woodring Stover “Akty Cain’a”

Tam jest mieszana narracja.  Jeśli nie znasz, to w bibliotece może mają. Dobrze się tam komponuje. Mnie nie zgrzytało.

Potwierdzam, mnie również nie zgrzytało. Ale tam taka narracja miała swoiste uzasadnienie fabularne, bohater był swego rodzaju aktorem, przenosił się do fantastycznego świata, a jego przygody były transmitowane na żywo do milionów odbiorców. Więc narrację pierwszoosobową mieliśmy w świecie fantastycznym, w transmitowanej “na żywo” przygodzie, a świecie “normalnym’ mieliśmy już narrację trzecioosobową.

 

Dodam jeszcze, że czasami jest taka narracja pozornie trzecioosobowa, w której wydarzenia zawsze dzieją się z perspektywy bohatera (tak jakby ukryta narracja pierwszoosobowa). O ile dobrze pamiętam, tak było w Harrym Potterze. 

Che mi sento di morir

Tzw. narrator trzecioosobowy ograniczony, ostatnio popularny.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Na poetyce nazywało się to narracją z punktu widzenia postaci, pisałam chyba o tym wyżej. Albo w innym miejscu :D Mój bardzo zdecydowanie ulubiony rodzaj narracji. Choć w rozbudowanych fabułach lepiej mieć kilka takich punktów widzenia, chyba że chce się celowo ukrywać sporo przed czytelnikiem.

http://altronapoleone.home.blog

ANDO, w sumie to mnie zachęciłeś i sama spróbuję tego manewru, podzielenia dwóch linii fabularnych na 1 i 3 osobę.  Dam znać za jakiś rok jak mi poszło XD

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Jestem bardzo ciekawa, Ceterari, jak wyjdzie ten eksperyment. Mam jeszcze jeden pomysł. Po Waszych radach zacznę od niego, podszlifuję warsztat i dopiero wezmę się za mieszanie narracji.

Drakaino, też lubię ten typ narracji, chociaż pierwszoosobowa wydaje mi się łatwiejsza.

Nowa Fantastyka