- Hydepark: Dyskusyjny Klub Filmowy "W kwarantannie"

Hydepark:

filmy i seriale

Dyskusyjny Klub Filmowy "W kwarantannie"

Hej wszystkim!

 

Jako że większość z nas siedzi obecnie w domach i sytuacja sprzyja nadrabianiu filmów, proponuję założenie kwarantannowego DKF. Plan jest taki, by jeden członek wybierał film na dany tydzień, reszta w miarę możliwości się z nim zapoznała i później dyskutowała o tym, co było dobre, co złe, jak odbieramy dzieło, do czego je porównujemy, co nas w nim rusza, co denerwuje i w ogóle wszystko, co normalnie w DKF by się działo. Różnice zdań mile widziane, gorące dyskusje filmoznawcze – obowiązkowe, a obrażanie się – zabronione.

Tytuły nie muszą być ani fantastyczne, ani ogólnie znane i lubiane. Dawajcie filmy, które chcieliście zobaczyć, które was ruszają albo opinię na temat których chcielibyście skonfrontować. W ten sposób poszerzamy swoją strefę komfortu i możemy odkryć fajne perełki :) Oczywiście warto pamiętać też o dostępności tytułu.

Jako że zakładam temat chciałabym zaproponować pierwszy tytuł, by w kolejnym tygodniu przekazać pałeczkę dalej. Wydaje mi się, że najwygodniejszy format to – do niedzielnego wieczora oglądamy (do ok. 20), a potem dyskutujemy. Najlepiej gdyby kolejna osoba napisała tytuł na następny weekend na początku tygodnia (poniedziałek?), żeby było jak najwięcej czasu, by go obejrzeć.

W pierwszym komentarzu umieszczam listę członków (rzecz jasna nie trzeba być na każdym “spotkaniu”, ale według tej listy będziemy typować kolejnego “podawacza” filmów).

 

Proszę się ładnie zgłaszać, to będę dopisywać członków! :)

Komentarze

obserwuj

Lista członków i kolejność podawania tytułów:

 

1. Minuskuła  “Przed wschodem słońca” 1995, reż. Richard Linklater, 19.04 godz. 20.00

2. Kam_mod

3. Wybranietz – “El Autor” 2017, reż. Manuel Martín Cuenca, dyskusja: 26.04 godz. 20.00

4. Sonata “Mały Budda” 1993, reż. Bernardo Bertolucci, dyskusja 3.05 godz. 20.00

5. Arnubis “Powrót do Garden State” 2004, reż. Zach Braff, dyskusja 10.05 godz. 21.00

6. Darcon “36 Quai des Orfèvres” 2004, reż. Olivier Marchal, dyskusja 17.05, godz. 20.00

7. Wisielec

8. NoWhereMan – “Ziemia niczyja” 2001, reż. Danis Tanović, dyskusja 24.05, godz. 20.00

9. Ninedin

10. Asylum

11. MrBrightside

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

 

2 kam_mod

Ale tytułu mogę nie wybierać? Albo kiedyś, w przyszłości. Na razie chcę tylko dołączyć :) 

www.facebook.com/mika.modrzynska

Tak, tak, na razie dopisujemy się i szykujemy na weekend; jako że jesteś druga powinnaś wybierać tytuł w poniedziałek, ale jeśli nie będziesz jeszcze chciała, to jakoś to obejdziemy ;)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

  1. wybranietz ;)

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

4. Sonata. Dobra zapiszę się, chociaż nie jestem jakimś wyrafinowanym filmowym dyskutantem ;)

  1. Arnubis (chyba xD)

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

No, mamy pewne grono, małe, ale jakie! Jak tam drodzy klubowicze oglądanie – udało Wam się dotrzeć do filmu? Oglądacie? Ja pewnie sobie odświeżę jutro i potem w niedzielę przygotuję krótką notkę wprowadzającą :)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

W weekend obejrzę na pewno <3

www.facebook.com/mika.modrzynska

Jeszcze nie oglądałem, ale jeśli ktoś nie ma dostępu, to na CDA można znaleźć cały film (chociaż chyba z lektorem). 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

6.Darcon, postaram się obejrzeć do niedzieli.

Matko, zapomniałam, że trzeba film obejrzeć :v

Dopiszecie mnie? Nie wiem, czy dam radę z oglądaniem od tej niedzieli, ale pomysł mi się podoba.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

O! Ja też chcę, ja też! Choć jak poprzednicy nie dam rady wyrobić się w ten weekend, to jednak już od następnego chętnie się dołączę! :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Chłopaki, wierzę w Was – film ma tylko półtorej godziny! ;)

 

Dopisuję dwójkę nowych uczestników.

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Chłopaki, wierzę w Was – film ma tylko półtorej godziny! ;)

U mnie to kwestia tego, że moja sesja RPG umówiona od dawna jest na ten czas. Ale może zdąży się skończyć. Sam film bowiem widziałem :) W każdym razie na ten weekend jestem niepewny, ale na następnych już będę obecny :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan, może się uda, a zawsze możesz jeszcze dopisać opinię później, jeśli będziesz miał rzecz jasna ochotę. Ale jasne, rozumiem – miłej sesji :)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Zgłaszam, że obejrzałem.

Obejrzany!

National Geographic o ludziach

 

Richard Linklater w 1989 roku poznaje Amy Lehrhaupt, z którą spędza całą noc flirtując, rozmawiając i żegnając się z nią dopiero nad ranem. Żartuje, że nakręci o tym kiedyś film.

Kilka lat później powstaje „Przed wschodem słońca”. Reżyser ma nadzieję, że dziewczyna pojawi się na premierze (do czego nawiąże później w drugiej części trylogii), jednak tak się nie dzieje.

Dopiero w 2010 roku dowiaduje się, że Amy nie miała szans pojawić się na premierze, bo zginęła w wypadku samochodowym trzy miesiące przed rozpoczęciem zdjęć do „Przed wschodem słońca”.

Wydźwięk tej historii jest jeszcze bardziej smutny, gdy zdamy sobie sprawę, że Celine, czyli postać, której pierwowzorem w realnym życiu była Amy, już w pociągu mówi nam o swojej fobii śmierci. O tym, jak boi się podróżować samolotem. I jak ten strach towarzyszy jej każdego dnia...

 

 Życie nie poczekało na sztukę.

(kinofilia.pl)

 

Tą opowieścią (nieprzypadkowo w przypadku tego reżysera zahaczającą o prawdziwe życie) chciałabym rozpocząć pierwszy z naszych DKFów. Wybrałam ten film, bo Richard Linklater to twórca nietuzinkowy – większość jego autorskich filmów opowiada historie (cytując za Jessem i Celine), które można by nazwać „National Geographic o ludziach”. Zresztą ta inicjująca rozmowa w pociągu doskonale opisuje cały film – Jesse swoim pomysłem na „film dokumentalny w kablówce” streścił „Przed wschodem słońca”. Przez dwadzieścia cztery godziny oglądamy dzień z życia ludzi, tę prozę życia codziennego (a może „poezję życia codziennego”?). Rozmowy, błahostki, przemyślenia mniej lub bardziej banalne.

Linklater tworzy filmy pisane życiem, które są niego nawet tak blisko, że czas rzeczywisty przekłada się w nich na czas filmowy – „Przed wschodem słońca” stanowi wszak pierwszą część trylogii, której kolejne części będą rozgrywały się (i tak też zostaną nagrane) dziewięć lat po poprzednich. Podobnie sprawa wygląda z „Boyhood” – filmem o dorastaniu zwyczajnego chłopaka, a niezwyczajnym o tyle, że kręconym przez dwanaście lat wraz z dojrzewaniem zarówno aktora, jak i granej przez niego postaci. Zupełnie jakby Linklater jeszcze bardziej chciał przybliżyć się do życia i nadać mu dokumentalny ton. Reżyser wskazuje palcami bohaterów – zobaczcie, to tu, między ludźmi, między mną a tobą rozgrywa się historia. To ten pies leżący w słońcu jest ciekawy, te puste krzesła, na których przed chwilą siedzieliśmy i ten jeden moment, który potrafi nas odmienić...

 

Po tym przydługim wstępie chciałabym otworzyć dyskusję i poznać Wasze zdanie na temat tego filmu. Co uważacie na temat jego formy? Czy zaciekawiła was, czy kompletnie znudziła? Czy czuliście realistyczność tego filmu, zapomnieliście, że oglądamy aktorów i byliście „wewnątrz” tej relacji, czy wręcz przeciwnie – wszystko zdawało się Wam pretensjonalne, sztuczne?

I przede wszystkim (odcinając się od kolejnych części) – myślicie, że Jesse i Celine jeszcze kiedyś się spotkali, czy wszystko skończyło się na tej jednej, magicznej nocy?

Piszcie, dawajcie znać, co sądzicie! : )

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

O rany, trzeba było wrzucić z godzinę wcześniej, teraz potrzebuję pół, żeby przeczytać i pół żeby się ustosunkować. :)

 

Ostrzegałam, że będę wrzucać wstęp – ale jak masz coś gotowego Darconie, to wrzucaj na żywo, a ustosunkujesz się w swoim czasie. Świeża opinia to dobra opinia :)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Dzięki za ciekawostki, nie wiedziałem o podanych przez Ciebie faktach. To trochę zmienia postać rzeczy.

Wolałbym nie zaczynać bo generalnie, nie podobało mi się. :(

Do usług, sama oglądałam po raz pierwszy bez tego całego bagażu wiedzy i choć wtedy film mnie chwycił, bo uwielbiam takie dzieła “o dwójce spacerujących i gadających ludzi”, to dopiero dzisiaj przy drugim obejrzeniu i umiejscowieniu tego w jakimś szerszym kontekście wiedzy o reżyserze, wybrzmiał on mocniej.

Jeśli komuś film przypadł do gustu, to polecam dokument o Richardzie Linklaterze – jest całkiem sensownie zrealizowany i co nieoczywiste przy biografiach żyjących ludzi – ciekawy.  “Richard Linklater, spełnione marzenia”

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Za ok pół godziny tu wrócę i napiszę więcej, teraz tylko wspomnę, że jest paradoks. Bardzo ciekawe jest to, co piszesz, Minuskuło o realności tego filmu, bo ja go odebrałam jako kompletną bajeczkę, która nie ma nic wspólnego z życiem codziennym. To, co było w filmie, to nie proza życia, tylko bajka Disneya o księżniczce i księciu. Później wyjaśnię swoją opinię. Oczywiście oglądając kompletnie nie wiedziałam o tle filmu, oceniałam tylko i wyłącznie sam film.

To co napisałaś teraz lepiej układa się w całość. To znaczy fabuła. Czyli film o życiu. Może to zabrzmi dziwnie, ale to jego mocna i słaba strona. Mocna, bo rzeczywiście czuć klimat normalnego życia, może nie dokument, ale coś w tym jest.

Z drugiej strony, no właśnie, przyjąłem sobie maksymę Feliksa Kresa i często ją powtarzam: ja nie chcę czytać ani oglądać nic o życiu, mam własne życie i nie chce oglądać cudzego.

Czytam beletrystykę i oglądam filmy żeby poznać niesamowite opowieści, ludzi postawionych przez ważnymi, fundamentalnymi, skrajnymi decyzjami, sytuacjami, splotami akcji. Po prostu przed trudnymi wyborami. Stąd tak bardzo lubię dramaty.

Drodzy klubowicze, pojawiła się koncepcja, by wprowadzenia dawać na forum, a samą dyskusję – ze względu na szybszą wymianę myśli – przenieść na discorda. Zapraszam więc na kanał “Dyskusjny klub filmowy” pod tym linkiem: https://discord.gg/we2pBy6 :)

Jakby ktoś miał problem z wejściem, niech pisze, zaradzimy.

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Hej, czy mogłabym się dołączyć na tym etapie?

ninedin.home.blog

Hej klubowicze!

Bardzo Wam wszystkim dziękuję za obejrzenie, przybycie na rozmowę i płomienną dyskusję :) Już czekam na nasze kolejne spotkania! Według listy następny film powinna wybierać Kam (jeśli nie będzie chciała, to przekazuję pałeczkę kolejnej osobie z listy, czyli wybranietz). Kam, jak się mają sprawy? :)

 

I oczywiście jeśli ktoś ma ochotę dołączyć na jakimkolwiek etapie – zapraszamy!

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

I ja chcę się przyłączyć. Czekam na następny film i zobaczę, co tam na disko i kilka słów napiszę, z pamięci, bo dawno oglądałam. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, dopisałam! Ninedin, czy dołączasz do klubu, czy tylko jednorazowo chciałaś gościć na naszej dzisiejszej dyskusji?  :)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Do klubu chciałabym, jako była nawiedzona kinomanka po kilku latach przerwy od najmocniejszego etapu manii.   

ninedin.home.blog

Dzięki, Mini. :-)

Rzeczywiście szybsza dyskusja na disco. Cholipciuś, chciałabym, aby NF się rozbudowywała.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ninedin, super! Zatem wpisuję Cię na listę zgodnie z kolejnością zgłoszeń pod numerem 9 :) Asylum, stąd moja propozycja, żeby forum nie opuszczać, ale żeby tu się organizować, zrobić wstęp a na Discordzie już sama dyskusja “na żywo” :)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Minu, przekazuję następnej

www.facebook.com/mika.modrzynska

Och, tu jest lista! Proszę mnie dopisać. Tylko nie mogę obiecać regularności. :C

MrB, dopisuję i zachęcam mimo wszystko do obecności! Jasne, Kam, zatem wybór pozycji na kolejny tydzień należy do Wybranietz :)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Dobrze, że będzie wybieratz, jest do tego stworzona.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

O, akurat widziałam na którymś festiwalu hiszpańskiego kina :D Tylko dwa lata temu, więc spróbuję odświeżyć.

Tematycznie, pisarsko :)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Bartona Finka widziałam jakieś 20+ razy, ale jestem dość nieprzytomną fanką braci Coen. Pozostałe do obejrzenia :)

ninedin.home.blog

Nie mam Netfliksa, ale postaram się pożyczyć od znajomej :)

Ok, jest gdzie zobaczyć, więc będzie oglądany. :)

Obejrzałam :D

www.facebook.com/mika.modrzynska

Minuskuła proszona o uzupełnianie pierwszego posta, bo tytuł znika w gąszczu komentarzy. :(

Tylko 6.1 na filmwebie, hmpf.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Obejrzałem, potwierdzam, hmpf.

Ja też obejrzałem i potwierdzam obecność.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Obejrzałam, będę.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wybranietz, jeśli masz ochotę dać jakieś słowo wstępu lub rozpocząć dyskusję jakimś pytaniem – zachęcam, by napisać to tutaj i potem przenosimy się wszyscy na Discorda :)

Do usłyszenia!

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Moja propozycja: Mały Budda z 1993 roku, reż. Bernardo Bertolucci :)

Moi drodzy, ogromnie Was przepraszam, ale dziś będziecie musieli dyskutować beze mnie, ponieważ jestem jeszcze w lesie – coś mi nie wyszły wyliczenia tempa marszu :(

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Beze mnie niestety też, :( Dojadę dopiero za półtorej godziny.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wychodzi na to, że teraz moja kolej na propozycję filmową:

Powrót do Garden State (2004) reż. Zach Braff

 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Film łoglądnięty, nie widziałam wcześniej. Będę, tylko napiszta o której. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

21?

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Powrót do Garden State – jak polubiłem obyczajówki

 

 

Nie jestem Minuskułą, więc nie napiszę wam tu pięknego, długiego i profesjonalnego wstępu do dyskusji. Ale coś napisać wypada, więc hej, spróbuję. Kiedy pierwszy raz obejrzałem ten film miałem jakieś 17 lat i jeśli mogę coś powiedzieć o  moim ówczesnym guście filmowym to to, że nie cierpiałem filmów obyczajowych. Generalnie, oglądałem wtedy albo fantastykę żeby popodziwiać efekty specjalne, komedie ze znajomymi, trochę westernów, trochę kina nowej przygody i różnych klasyków. Niby zaczynałem powoli próbować oglądać inne rzeczy, ale od obyczajówek trzymałem się z daleka, wychodząc z założenia, że zwykłe, nudne życie to ja mam na co dzień i nie muszę go oglądać na ekranie.

Na Garden State trafiłem dzięki jego twórcy. Jakoś wtedy obejrzałem (i pokochałem) Scrubs, więc kiedy zobaczyłem, że Zach Braff napisał, wyreżyserował i zagrał główną rolę we własnym filmie, postanowiłem dać mu szansę. Cóż, z pewnością nie było to to, czego spodziewałem się po Scrubsach, ale nie mogę powiedzieć, żebym źle wyszedł na tej pomyłce. Garden State wlazł mi do łba i od tamtej pory wracam do niego co kilka lat.

Dlaczego ten film tak do mnie trafił? Tak naprawdę ciężko powiedzieć – zasadniczo nie ma w nim nic specjalnie odkrywczego czy wybitnego. Ot, film o przyspieszonym dojrzewaniu kolesia, który ogarnia burdel w swoim życiu. No cóż, najwyraźniej w trakcie dorastania łatwiej się utożsamiać z takimi bohaterami. No i wiadomo, że Natalie Portman jako Sam jest pewnie tak blisko ideału nudnego, nerdowatego chłopaka, jak się da. Zresztą, podejrzewam, że Zach Braff cały ten film wymyślił tylko po to, żeby móc się z nią całować.

Dobra, nie ma chyba sensu dalej się produkować, bo nie chodzi nam o moją recenzję, tylko o dyskusję. Więc do dyskusji zapraszam :D

PS: dalej nie oglądam za dużo obyczajówek, ale teraz przynajmniej nie skreślam ich z góry.  

A do samej dyskusji na żywo klasycznie zapraszamy na Discord, ale jeśli ktoś nie chce lub nie może, to oczywiście może podzielić się wrażeniami tutaj.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Dzięki za dzisiejszą rozmowę! Kto nie zdążył live może zajrzeć na Discorda i poczytać/wypowiedzieć się. A kolejny tytuł zapodaje Darcon! :)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Wysoka Izbo! Wnoszę o zgodę na przedłożenie niestandardowego materiału na porządek obrad.  Zamiast filmu chcę dać dwa klipy z piosenkami.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Miałem duży zgryz, co Wam zaproponować. Jak widziało się setki filmów to i dziesiątki tytułów można przytoczyć. Pomyślałem jednak, że nie jesteśmy jakimś pro klubem dyskusyjnym i nie będę szedł w filmy typu “ale o co chodzi, albo sam autor nie wiedział, co miał na myśli”. Dlatego zaproponuję coś, co spokojnie da się obejrzeć i zrobione jest przez prawdziwych filmowców. 

I nie to, żebym miał coś do propozycji Minuskuły czy Wybranietz, w ogóle dzięki dla tej drugiej. “El Autor” okazał się bardzo przyjemną produkcją i szczerze mówiąc identyfikowałem się z bohaterem w kilku miejscach.  Mówię w kilku, bo jajek nigdy na klawiaturę nie kładłem, a i do zabójstwa też nie namawiałem. ;) Ale to jednak kino, hm, studyjne. Czyli nie nastawione na zysk. A mając na myśli “prawdziwych filmowców”, mówię o ludziach, którzy chcą zrobić dobre kino, ale stoją za nimi wytwórnie i patrzą na ręce, bo na filmie wypadałoby zarobić. Czyli nikt z Was nie powinien się zmęczyć, a pogadać też powinno być o czym. Oczywiście, jak jest Darcon, to wiadomo, że będzie drama. ;)

Na początek jednak mały ranking, gdzie kto pierwszy , ten lepszy. :) Daję trzy propozycje pod głosowanie, trzy pierwsze głosy się liczą, jeśli po trzech nie wyłoni się zwycięzca, to zdecyduje czwarty głos itd. Oczywiście głosowanie bez tytułów, doza emocji dobrze Wam zrobi. :)

 

  1. Dramat, kryminał sensacyjny.
  2. Dramat społeczny.
  3. Dramat psychologiczny.

Tytuł podam po głosowaniu. I bardzo będę się starał uczestniczyć tym razem w dyskusji. 

 

3

www.facebook.com/mika.modrzynska

1

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ależ podzielone zdania.

Więc niech zwycięzca ma dwa głosy przewagi, miałbym czyste sumienie. Uda się? 

1

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Widziałam głosowanie, ale wolałam zostawić wybór osobom, które jeszcze nie dawały swojej pozycji do obejrzenia :)

Z ciekawości, Darconie, możesz potem ujawnić, co się kryło pod pozostałymi bramkami?

Swoją drogą interesujące jest, że używasz pojęcia “prawdziwi filmowcy” w stosunku do twórców, za którymi stoją duże studia; szczerze mówiąc chyba spotykam się z tym pierwszy raz, bo zazwyczaj słyszę, że prawdziwymi filmowcami nazywa się reżyserów kina autorskiego ;)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Jeszcze parę osób może wyrazić swoje zdanie. 

Wybranietz, Sonato, Arnubisie, Wisielecze, Ninedin?

 

Jak będzie zwycięzca, odpowiem Ci na resztę, Minuskuło.

Ja za dramatem psychologicznym :)

Wstrzymuję się. Wszystko wygląda dobrze.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Ja też raczej wstrzymam się od głosu, wychodzę z założenia, że po to cyklicznie inna osoba rzuca film, żeby to ona decydowała, a nie zdawała się na głosy reszty. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Według pierwszego warunku głosowania wygrał dramat, kryminał sensacyjny. Być może dobrze, bo pewnie niewielu z Was zdecydowałoby się na taki akurat film. A nie sugerujcie się zwiastunami. Bo często wybiera się do nich najbardziej gorące i widowiskowe sceny, by przyciągnąć ludzi do kin. 

Wybrałem ten film tylko z jednego powodu. Według mnie to ostatni film tak zwanego nurtu francuskiego kina policyjnego. Gdy byłem młody, oglądałem z ojcem móstwo filmów z Alainem Delonem, czy też Jeanem-Paulem Belmondo, którzy grali w złotej erze tego gatunku, a których część z Was, młodych, może w ogóle nie kojarzyć. Z nurtu tak zwanego kina męskiego, ale nie zniechęcajcie się panie. Bo z tym filmem stawiam Wam (wszystkim) zasadnicze pytanie.

 

Czy to kino na poważnie, czy sztampa? Czy można strzelać, rozwalać drzwi i jednocześnie nie wpaść w kanał filmów klasy B, C i D-na? Czy to jest dobre kino, czy tania sensacja dla tłumu? Czy w filmach nurtu francuskiego rzeczywiście tworzono role dramatyczne i czy aktorzy umieli stanąć na wysokości zadania?

 

Moja propozycja:

36 Quai des Orfèvres (2004), reż. Olivier Marchal.

 

Ps. Minuskuło, reszty nie zdradzam, w imię powiedzenia, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Poza tym, jak nasz klub przetrwa, może będzie jeszcze okazja. Powiem tylko, że powyższy to zdecydowanie najbardziej sensacyjny z moich propozycji, w ogóle.

Co do prawdziwych filmowców. Myślę, że to właśnie ci amatorscy filmowcy sami siebie nazywali/nazywają prawdziwymi filmowcami. Ba, każdy z nas może wyłożyć 10 tysięcy, nic, albo sprzedać dom, zadłużyć się i zrobić własny film, dokładnie taki, jak chce i powiedzieć “jestem prawdziwym filmowcem, nie ugiąłem się przed nikim”, tylko kto to obejrzy? Jeśli 40 osób, czy nawet 100, to gdzie tu prawdziwy filmowiec? Oczywiście nie piętnuje kina niszowego, ambitnego, które nie patrzy na zyski, ale wolę je nazywać kinem artystycznym, to tak. Każdy robi to, co chce i kupujesz to albo i nie. Ale prawdziwy filmowiec to ten, który ma nad sobą studio, pod sobą setkę osób, albo i więcej i potrafi przekonać ich do swojej wizji, zrobić to co chce, dobrze, a jednocześnie opłacalnie. I mieć jeszcze z tego przyjemność. ;)

Darconie, w modelu producenckim bardzo rzadko reżyser ma taką władzę (a jeśli ma, to najczęściej powstaje wówczas tzw. "kino środka") , a kino artystyczne nie oznacza robienia filmu handycamem tylko w mniejszym studio z mniejszym budżetem. Oczywiście filmy robione chalupniczo feż powstają, ale takich jeszcze tu nie oglądaliśmy :) Ogólnie nie wartościuje kina – lubię i oglądam zarówno niszowe, jak i blockbustery. A co do filmu to chyba nie widziałam i chętnie zobaczę!

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Może nie do końca precyzyjnie się wyraziłem. Nie wartościuje kina, albo inaczej, tak, ale wartością jest liczba widzów. Oczywiście te z wielkimi budżetami powinny mieć większą liczbę widzów, by uznać to za dobry film (promocja, gwiazdy, wszystkro robi swoje ), ważny też jest gatunek i grupa docelowa. Ale artystyczny, czy niszowy też powinnien jakąś osiągnąć. Mam tutaj jak z książkami, każdy teraz może wydać książkę, czy to znaczy, że z tego powodu od razu jest wartościowa?

Oczywiście model producencki jest trudny, ale są reżyserowie, którzy kręcą to, co chcą, przynajmniej w dużej mierze. Inna sprawa, że oni potrafią też rozsądnie planować, samemu szukać “środka”, by się nie przepychać. Sztuką jest robić coś w zgodzie ze sobą, a jednocześnie na tym zarobić. Zarówno jeśli chodzi o filmy, jak i o książki. 

Ale nikt nie mówi, Darconie, że film niszowy jest z automatu wartościowy. Przykładam takie same kryteria oceny i do kina offowego, i popularnego.

Wiadomo, każdy by chciał spełniać się twórczo i na tym zarabiać. Jednak większość artystów, którzy teraz robią “swoje” w dużych studiach zaczynała w kinie offowym, skąd wyłuskało ich Hollywood (z aktualnych nazwisk np. Taika Waititi czy Yorgos Lanthimos). Czasem z korzyścią, a czasem in minus zmieniają swój język kina na bardziej przystępny i przyswajalny dla szerszej publiczności.

 

A na marginesie to mam odmienne zdanie; bardzo lubię filmy krótkometrażowe, które ze swojej natury są niszowe. I nie uważam, żeby im czegokolwiek brakowało – ba, mam kilka takich, które są w topce moich ulubionych filmów.

I nie mieszałabym tu jednak pewnych porządków – kina artystyczne to nie vanity/selfpub. To wydawanie w małym wydawnictwie z niższym nakładem, jeśli już chcemy porównywać do rynku książkowego ;)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Ale ja mam podobnie. :) Każdy film może być wartościowy, każdy, ale o tym decydują inni (krytycy, widzowie), a nie sam twórca i studio (duże, czy małe). Kino artystyczne – też się zgadzam. Miałem na myśli, że każdy może wydać książkę, jak i każdy może zrobić film, wkładając w to odpowiednie środki i wysiłek, ale to nie znaczy z automatu, że jest wartościowe. 

Ostatnio mam wrażenie, z tego wziął się cały mój wywód, że dużo osób uważa się za artystów, pisarzy, malarzy współczesnych, w ogóle ludzi sztuki, samemu sobie ten tytuł nadając. Bo coś robią. 

Nie wiem, czy bardziej nie zagmatwałem, ale już na tym poprzestanę. :)

Zgadzam się z tym, że to nie twórca decyduje o wartościowości swego dzieła. Myślę, że rozumiem, co miałeś na myśli; bufonady i przekonania o własnej wyjątkowości w artystycznym światku nie brakuje. Stąd się biorą dzieła tak bardzo zamknięte w swojej bańce i odklejone od realnych spraw, że żal bierze. No ale cóż – kółko wzajemnej adoracji w małych, twórczych komunach zawsze było jest i będzie ;) A nam pozostaje rzeczowo oceniać filmy.

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Ech, teraz widzę, że robię za duże skróty myślowe, gdy mam dużo do powiedzenia. Mój pierwszy wpis wygląda, jakby Przed wschodem słońca i El Autor w ogóle mi się nie podobały i kino studyjne to be. 

Jak się pracuje zdalnie, robi pilne rzeczy i jeszcze próbuje pisać na forum, to później tak to wygląda. :(

Dobrze, że ostatecznie udało mi się odpowiednio wysłowić. :) Miałabyś ubaw, Minuskuło, gdybyś widziała mnie, jak siedzę i drapię się po głowie, zastanawiając, dlaczego ze mną dyskutujesz, skoro się zgadzamy. :)

Darconie, no cóż, w końcu jesteśmy w klubie dyskusyjnym – nazwa zobowiązuje :D

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Hej, ktoś oglądał, będzie oglądał? Pisać jutro jakiś wstęp, czy przeszarżowałem z sensacją?

Łobejrzę jutro, film namierzony. Pisz! :-)

Jakby dało radę godzinę ustawić póżniej niż na 19, byłoby bosko.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

#Asylum, gdzie namierzyłaś, bo też bym zobaczyła? 

ninedin.home.blog

Nielegalnie – jest na cda w wersji z lektorem. :P

A legalnie?

MrB, z tego co wiem, CDA jest już legalne, nawet można wykupić wersję premium, puszczają reklamy w czasie seansu, więc uznaję, że płacą co trzeba, i czerpią ze mnie korzyści, jako widza.

Ja obejrzałem po raz kolejny, więc chętnie będę na dyskusji :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Darconie CDA zdecydowanie nie jest legalne ;) Nie wiem, jak z tą płatną wersją premium, bo szczerze mówiąc nie bardzo mnie interesuje, ale darmowe treści są udostępniane przez użytkowników i działają na podobnej zasadzie, jak chomikuj.pl. Czyli serwis umywa ręce od dostarczania usługi. A reklamy, które się tam pojawiają, to zazwyczaj reklamy ich własnej wersji premium.

 

Film postaram się obejrzeć jutro :)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Uuu, dobry, Darconie, klasyka! Już po, nie widziałam przedtem.

Uff, sprawa z cda teraz jest trudniejsza. Kilka lat temu podzieliłabym Twoje zdanie, Minu. W tej chwili, zmienili swój model biznesowy (wiem – eufemizm) i deklarują, że odprowadzają „tantiemy” do dystrybutorów, producentów (rozumiem, że tamci też do Autorów). Prawnie sytuacja jest, wygląda – czysta, choć może być inaczej. Bardzo to wszystko jest jest nieprzejrzyste.

Darco ma rację z wersją Premium, ale kto ich tam wie, co robią, podobnie zresztą myślę o innych strumieniach, też Netflixsie. Nie mamy dostępu do danych finansowych, ale zgoda, że większa organizacja pewnie lepiej musi pilnować regulacji, choć praw autorskich już niekoniecznie. Brakuje mi zaufania, zdecydowanie, ponieważ reguły tego świata premiują, co innego.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nie no, Asylum, nie porównujmy platform streamingowych (Netflix) do platform do udostępniania filmów (CDA). Ten “model”, o którym mówisz (tantiemy itd.) jeśli obowiązuje, to wyłącznie w wersji premium z tego względu, że wszystkie materiały, które znajdują się na stronie są wrzucane przez użytkowników, a serwis za nie nie odpowiada. Więc nie może tu być mowy o odprowadzaniu płatności. Tak samo działa chomikuj; w ten sposób nie można ich zwinąć za nielegalną działalność, bo oni tylko udostępniają platformę, a filmy (nielegalnie) wrzucają sami użytkownicy.

 

Listę legalnych źródeł streamingu można znaleźć np. tu: https://www.legalnakultura.pl/pl/legalne-zrodla/filmy 

Znajdziemy tam wszystkich zagranicznych gigantów (Amazon, Netflix, HBO), z całą pewnością nie znajdziemy natomiast CDA.

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

 O, fajnie,  że podałaś. Super. Wiem, a raczej dowiedziałam się tego, co piszesz, ale regulacje   prawne dopuszczają, co byśmy o tym nie sądzili. Gadałam z prawnikiem, co prawda chwilę, ale potwierdził. Nie ma regresu lub jest słaby. Ból, wiem, ale znaczącej liczbie osób i tak nie będzie na tym zależeć, jeśli nie będzie dialogu/dyskusji. Chyba zaczynam podejrzewać, że nic poza nami się nie stanie, lecz wymaga to wzrostu świadomości wielu i jeszcze kilku innych rzeczy.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Po seansie czas na wstęp, uwaga, mogą być małe spojlery!

 

36, czyli

3 dowody na to, jak ciężko oprzeć się upływowi czasu i 

6 chwytów rodem z kina amerykańskiego we francuskim filmie.

 

Pierwszy,

samotny bohater, który nie rozmawia z nikim, ani z żoną, ani z najlepszym przyjacielem, twardziel, który nikogo nie prosi o pomoc.

Drugi,

antybohater, jego przeciwnik i odwrotność. Nielubiany, wykorzystujących innych tyran, stojący ponad prawem.

Trzy

razy ktoś przystawia komuś pistolet do głowy, przynajmniej w tych ważniejszych momentach. Nieodzowny argument w filmach walki dobrych i złych. Choć przystawiają tę broń najczęściej wszyscy. ;)

 

Może i są to dobre koncepty, ale słabo bronią się po czasie, tym bardziej, jeśli nie wnoszą nic nowego do kinematografii. I u mnie film nie obronił się po latach.

 

 

Pierwszy chwyt – niby nic nie znaczące sceny na początku filmu, które mają wiązać fabułę w całość na końcu. Gorzej, gdy są to dwie sceny i obie okazują się ważne, bo przestają być nieznaczące i jednocześnie pozostają mało zaskakujące.

Drugi chwyt – rozpierducha, musi być dużo strzałów i przynajmniej kilka karabinów, bez tego nie można mówić o “męskim kinie”.

Trzeci chwyt – kalejdoskop scen akcji i tempo fabuły na początku, do momentu tzw. pierwszego punktu kulminacyjnego, którym w tym przypadku jest konfrontacja z gangiem napadającym na furgonetki. Tempo powinno być tak duże, by widz nie mógł wyjść nawet do łazienki.

Czwarty chwyt – znany aktor, może być już z wolna upadającą gwiazdą, ale to nieważne, ważne że przyciągnie do kin. A niemało jest filmów, gdzie gwiazdy grały dosłownie epizody i pojawiały się na bilbordach promujących.

Piąty chwyt – śmierć kogoś bliskiego, najlepiej żony albo dziecka głównego bohatera, to go przecież odpowiednio zmotywuje. Co prawda tu gnie najlepszy przyjaciel, ale to była prawdziwa przyjaźń. A przepraszam, żona też ginie, tak na wszelki wypadek, żeby motywacja bohatera do zemsty była w pełni uzasadniona.

Szósty chwyt – bohater musi przebywać jakiś czas w odosobnieniu, by gorycz i poczucie straty wystarczająco mocno w nim narosło, a najlepiej, żeby dokonała się w nim przemiana, do tego stopnia, aż widz nie będzie mógł już się doczekać, kiedy bohater wróci i wszystkich rozwali. To sprawiedliwe.

 

Można więc uznać, że mimo szczerych chęci realizatorów, uznaję film za nieudany. Tylko czy na pewno? :) Muzyka jest niezła, i jest kilka dobrych, intymnych (nie cieleśnie) scen, mam na myśli takich, w których uczestniczą tylko dwie osoby, i sceny te zawierają całkiem udane dialogi. Są oszczędne, nie epatują emocjami, wulgaryzmami, niepotrzebnymi gestykulacjami. W ogóle film ma potencjał, ale czy na pewno? Czy te kilka scen ratuje film, by można o nim powiedzieć, że jest dobry? A może tych scen było więcej, albo nie było ich wcale, a film jest porażką i nie należy wiązać go z dobrym, francuskim kinem?

 

Zapraszam do dyskusji na discordzie, jak ogłoszono w programie, po 20.

Pozdrawiam.

 

Wisielcu, przedłożyłam Twój wniosek szanownym członkom klubu i wyrazili zgodę :D Wrzucaj klipy!

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Miniskuła mówi, że z powodu przekroczenia “deadline’u” przez Wisielca mam wrzucać propozycję, co niniejszym czynię :)

 

No Man's Land (oryg. "Ničija zemlja", polski: "Ziemia niczyja"), 2001, reżyseria Danis Tanović.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Obejrzałem – mocne! Teraz tylko nie przegapić dyskusji w niedzielę. XD

Za godzinę dyskusja na Discordzie, a ja już wrzucam wstęp do tejże :) Do zobaczenia na kanale :)

 

Ciekawostki na początek – "Ziemia niczyja" to reżyserski debiut Tanovića; pierwszy projekt od samego końca nadzorowany tylko przez niego. Wcześniej, w trakcie wojny na Bałkanach, przez dwa lata nadzorował ekipę filmową dokumentującą działania armii bośniackiej. A jako rodowity Bośniak dramat konfliktu w dawnej Jugosławii jest też jego dramatem.

Nic więc dziwnego, że film jest tak mocny – reżyser przelał w niego wiele emocji, jakie targają i nim, i podejrzewam jego pobratymcami.

Forma jest tu szczególnie ważna. Podobnie jak w niedawnym "Parasite", tak i w "Ziemi niczyjej" Tanović postawił na miszmasz gatunkowy. Zaczyna się od filmu wojennego – rzeź oddziału, który gubi się we mgle, ukrywanie przed Serbami – przechodzi zaraz potem w czarną komedię (półnagie tańce nad okopem), czasem wręcz w przerysowaną satyrę (pułkownik Soft i ogólna spychologia ONZ), by zakończyć się dramatem. I to takim, który uderza w bez skrępowania, odkręcając wszystko, co mogłoby dawać jakikolwiek cień nadziei. Niebagatelna w tym rola tempa, z jednej strony w miarę szybkiego, zaskakującego co chwila czymś nowym, z drugiej – dającego tyle miejsca, by dało się odetchnąć i przemyśleć sytuację bohaterów. A także zwrócić uwagę na przekaz, ale o nim na koniec.

To, co szczególnie zwraca uwagę to wyważenie obu stron konfliktu w postaci braku demonizacji Serbów (o co byłoby nietrudno, zwłaszcza jeżeli mówimy o bośniackim filmie). Ciki i Nino to zwyczajni przedstawiciele ówczesnych obu stron. Pierwszy jest żołnierzem, bo spalono mu wioskę, walczy o niepodległość BiH; drugi to młody chłopak napełniony propagandą "o Wielkiej Serbii". Obaj oskarżają się nawzajem o wywołanie koszmaru, w którym są ("To kto wywołał wojnę?" – pyta strona, która akurat celuje do drugiej z karabinu); obaj znajdują też w sobie dość człowieczeństwa, by okazać dobroć (Ciki kilkukrotnie odmawia zabicia Nino, Serb podaje plecak pod głowę leżącemu Cerze oraz proponuje plan ściągnięcia UNOPFORu); w końcu dla obu dawne zadry własne i narodowe okazują się zbyt wielkie, by samemu je przeskoczyć, doprowadzając do kończącej film tragedii. Zwykli ludzie siedzący w szambie konfliktu w byłej Jugosławii.

Jeśli jednak jest strona, którą Tanović bez ogródek częstuje ostrzem sarkazmu i czarnego PR-u, to niewątpliwie są to ci, którzy mieli w mocy zakończyć całą wojnę – czyli ONZ, a w szczególności nacje europejskie. Obrywa się im za zarabianie na konflikcie ("Made in EU" – mówi serbski sierżant tuż przed pocałowaniem jakże ważnej dla fabuły miny), za brak woli i bezczynność, za chęć gonienia za sensacją przez pozornie chcące dobrze media (postać dziennikarki, z początku sympatycznej, potem już tylko pytającej kamerzystę: "czy chwyciłeś to na taśmie?"). Szczególnie jaskrawa, wręcz karykaturalnie przerysowana jest postać pułkownika Swifta, któremu do bycia pełnym złoczyńcą brakowało tylko kręcącego się wąsa. Jego absurdalne wymówki, tuszowanie błędów, przekupstwo podwładnych, w końcu dbanie o PR zamiast ludzi, a nawet romans z podwładną. Listkiem figowym dla sił ONZ jest tu jedynie sierżant Marchand, ale jest on bezsilny wobec i przełożonych, i nienawiści obu nacji, co finalnie doprowadza do jego zniechęcenia. Przysłowie mówi, że "zło wygrywa, bo dobrzy ludzie nie działają". Czego nie wspomina to fakt, że owi dobrzy ludzie muszą mieć oni pole do działania. Jeden Marchand to niestety za mało, by odwrócić zmierzającą ku tragedii historię trzech żołnierzy w okopie.

Powrócę teraz do wspomnianego wcześniej przekazu. Tanović idzie tu dwutorowo. Z jednej strony oczywiste zaczepienie w konflikcie bośniackim pozwala mu efektownie przemawiać do swych pobratymców. Od Cery dosadnie kwitującego pytanie, kto jest winien konfliktowi ("Nie ważne, kto zaczął, wszyscy siedzimy teraz w gównie"), poprzez pytanie o cel misji rozjemczej przez Marchanda, czy zagrywki medialne Swifta reżyser wyrzuca z siebie ból swego pokolenia dotkniętego wojną, której długo na świecie nikt nie chciał zatrzymać. Zarazem pokazuje te treści w bardzo niehermetyczny sposób, czym pozwala zrozumieć antywojenny przekaz także osobom spoza jego kręgu kulturowego. Nawet bez znajomości detali i istoty konfliktu w Bośni, Amerykanie i Europejczycy docenili jego dzieło, co dowodzi skuteczności takiego podejścia. Ponadto nie nachalność przekazu pozwala zignorować przekaz osobom nielubiącym szukania drugiego dna i cieszyć się tempem, strukturą oraz grą aktorską.

Nie jest jednak idealnie. Obuch oczywistości mocno uderza raptem parę razy, np. przy materiale o historii wojny w Bośni, który ogląda Swift. Nie są to jednak na tyle mocne uderzenia, by zepsuć film.

Ostatni element ważny dla mnie to pokazanie, że o historii własnego narodu nie trzeba koniecznie opowiadać z patosem, tworząc z postaci niestrawne pomniki. Że da się takową historię zapodać w treść zrozumiałą dla zachodniego widza, który nawet jeśli nie pojmie wszystkich niuansów, to jednak ogólna wymowa i symbolika będzie jasna. To coś, czego życzyłbym sobie więcej w naszym rodzimym kinie, a co ostatnio się spełnia w naszych tytułach, które lądują nominowane do Oskara. Jest więc nadzieja :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hej, Ninedin! Jakby się dało, to bym Cię pingował. :p

Ja też się przyłączam, Ninedin. Daj nam coś na ruszt. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wszyscy zniknęli. Bywa. znaczy czekamy.

Jakby co, mam już wybrany film, ale musielibyście obejrzeć do końca, a 1h i 50, więc prawie dwie godziny. Może widzieliście, nie wiem. Z drugiej strony może zapodałby Wisielec?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Zgodnie z dekretem miłościwie nam panującej Minuskuły wrzucam kolejny tytuł:

„Holy Motors”, reżyser i scenariusz – Léos Carax. Występują: Denis Lavant, a ze znanych nazwisk: Eva Mendes, Kylie Minogue i kobieta-guma.

Czas: 1.50h, znaczy długi.

Dostępność w legalu: vod.pl (7.90pln); cineman.pl (niestety w pakiecie, ale obecnie tydzień dostępu na próbę, bez przymuszania potem do kontynuacji -0pln).

Premiera: styczeń 2013, po trzynastu latach ciszy Carax nakręcił kolejny film. Wcześniejsze: „Chłopiec spotyka dziewczynę”, „Zła krew” i „Kochankowie z Pont-Neuf”.

O swoim filmie mówił tak: „…To prosty film. Pokazywałem go dzieciom i nie miały problemu z jego zrozumieniem. Facet wsiada do samochodu i jedzie do pracy. A potem do kolejnej. To naprawdę nie jest zbyt skomplikowane. (...) W ogóle nie lubię mówić, a o kinie w szczególności. Nie potrzebuję tego, inni ludzie też nie. Konferencje prasowe, spotkania z publicznością – to wszystko wydaje mi się nierealne. I tak zazwyczaj nie znam odpowiedzi na pytania, które ludzie mi zadają. (...) Tylko kiedy kręcę filmy, czuję, że oddycham. (…)”.

Kino zdecydowanie europejskie.

 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dajcie znać, czy obejrzycie/będzie Wam się chciało obejrzeć film, żebym wiedziała, czy skrobnąć ze dwa zdania wstępu (krótkiego)?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ja obejrzę, zapowiada się super!

www.facebook.com/mika.modrzynska

Wstępu jak napisałam długiego nie będzie. Film obejrzałam na dużym ekranie sporo lat temu. Powtórzyłam teraz, a wiedząc już czego się spodziewać, mogłam zwracać uwagę na detale, przypomnieć sobie burzę w trakcie i po seansach, potem recenzje, opinie.

Co padało?:

„O czym to jest? kontra Fenomenalny pomysł! Efektowna bzdura kontra Rewelacja! Geniusz to czy hochsztapler?”

„Przyznam, że chwilami nie wiedziałem, czy bić brawo czy wyjść z sali (…)”

„Nie znam twórczości tego gościa w ogóle i chyba nie będę miała odwagi sięgnąć po kolejne jego dzieła”.

„Co do szympansów… to co, myślisz, że facet z nimi mieszkał naprawdę?”

 

Jakie były moje pierwsze reakcje – zachwyt, wściekłość i konsternacja.

Jakie były/są Wasze? Co Carax proponuje? Przeszłość czy teraźniejszość? A może po prostu nic i tyle.

„Moteur!” – na planie filmowym we Francji oznacza: "akcja!".

 

Zapraszam (klasycznie) do dyskusji na discordzie po godz. 20, w niedzielę (31.05.2020).

Jeśli ktoś chce się podzielić wrażeniami/opinią tutaj, też zapraszam. :-)

 

srd pzd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Moja propozycja na kolejny tydzień to Call me by your name (Tamte dni, tamte noce), L.Guadagnino, 2017. Dajcie się mu sponiewierać. ;D

:D

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

YESSS

 

Nareszcie film, który już mam obejrzany! YES! Dzięki, MrB!

www.facebook.com/mika.modrzynska

Nowa Fantastyka