- Hydepark: Literacka empatia - czyli czego może oczekiwać czytelnik?

Hydepark:

opowiadania

Literacka empatia - czyli czego może oczekiwać czytelnik?

Często zdarza się, że łapiemy za książkę i po jakimś czasie mówimy sobie"to nie to". Owszem są różne gusta, jednak na pewno istnieje jakiś schemat tego jak napisać coś w taki sposób, by czytelnik zechciał przeczytać daną pozycję nawet jeśli nie reprezentuje ona preferowanego gatunku.

 

Mam więc propozycję: Podzielmy sie tym czego nie lubimy czytać. Nie skupiajmy się na gatunku ale bardziej na stylu i treści.Ja np. nie lubię liniowej fabuły, której koniec mogę przewidzieć. Nie znoszę też jak bohater jest skarajnie pozytywny lub negatywny.

Komentarze

obserwuj

Ja z kolei nie lubię amerykańskiej szkoły opisywania życiorysów bohaterów, ich wyglądu, charakterów w sposób rzemieślniczy. Na przykład w tym stylu:

Do pokoju wszedł Joe. Joe był łysawy na przodzie, rano lubił popijać kawkę, a przed spaniem wkładał swoje wełniane skarpetki i obiegał dwukrotnie stół dookoła. Na codzień jednak był cichy i zrównoważony, a reszta pracowników instytutu prawie nie zauważała jego obecności. Co innego Marry. Marry wychowała się w sierocińcu...i tak dalej, i tak dalej.

Wolę o cechach charakteru dowiadywać się z treści, a pozostałe dane otrzymywać stopniowo i to te najważniejsze, a nie jakieś duperele o dziadkach czy dzieciństwie, jeśli to nie ma żadnego związku z książką.


Nienawidzę wszelakich książek aprobowanych przez MEN i uważam je za dno totalne. Nie czytam żadnej beletrystyki, która nie jest fantastyką (z nielicznymi wyjątkami...*). Nie cierpię "historii alternatywnych", ze szczególnym uwzględnieniem okresu wojen światowych i komunizmu oraz średniowieczno-renesansowej Polski. Nie cierpię chałturniczych książek pisanych "pod modę", czyli np. teraz - o wampirach, oraz tych pisanych na licencjach gier. Nie cierpię wtórnych, standardowych światów fantasy, pełnych nielogiczności i "epickiego rozmachu".

 

A już najbardziej nienawidzę mhhhrocznych bohaterów, takich typu "nie wygląda, ale wpieprzy każdemu" lub "twardy facet o skomplikowanym wnętrzu" (wszystkie te Wiedźminy, Drizzty itp.).

 

Nie lubię motywu "good black" czyli wstawiania na siłę do opowieści czegoś, co jest na topie politopoprawności (np. obecnie: sztandarowego dobrego Murzyna, homoseksualisty, czy kogo tam jeszcze).

Nie trawię niepotrzebnego faszerowania historii seksem i wulgaryzmami, jeśli nie mają zasadniczego znaczenia dla akcji - uważam to za bardzo tani chwyt, mocno dyskredytujący dany tekst.

A juz serdecznie nie cierpię opowiadań obrażajacych religię (i to niezależnie od tego, czy idzie tu o chrześcijańctwo, islam, judaizm, buddyzm...).

Nie lubię niepotrzebnego zapychania "watą", opisów dla samych opisów, pobocznych wątków nie będących fałszywym tropem, albo ciekawą historią.

A już najbardziej nienawidzę takich opisów, w których wszystko jest na tacy, zamiast pobudzać wyobraźnię czytelnika za pomocą "słów kluczy". Zwłaszcza jak opisy są źle skonstruowane i kiedy już sobie człowiek wszystko wyobrazi, to wtedy autor wyskakuje z czymś, co każe mu te wyobrażenie zmieniać.

@Mortycjan Jakie ma znaczenie, które Ty gatunki lubisz, o których czasach chcesz czytać? Przecież mówimy o warsztacie, a nie nurtach, gatunkach, konwencjach, czasach, modach. Cichociemny bohater może być interesujący, podobnie jak książka o wampirach (e... przesadziłem).

Co irytuje? Zbędne opisy codziennych czynności bohatera. Brak konsekwencji w kreacji świata przedstawionego (jak ktoś nie potrafi np. parodiować fantasy, to niech tego nie robi). Zbyt daleko idące niedopowiedzenia. Czytając tekst chciałbym ostatecznie dowiedzieć się, co się stało i dlaczego. Może nie wprost, ale musi mi to być podane, zasugerowane. Irytuje wulgarność, taka jak u... Można czasem zakląć, ale nie trzeba robić z tego głównej osi akcji. Nawet jeśli to cieszy ..., to nie koniecznie czytelnika. Irytują zajmujące 80% treści opisy emocji, które odczuwa bohater podczas spaceru. Denerwują dialogi o d*** Maryni, nie wnoszące nic do obrazu świata. A najbardziej wszelkiego rodzaju błędy stylistyczne, frazeologiczne, logiczne (interpunkcje wybaczam) - ale te poprawi redaktor, kiedy natrafi w swojej poczcie, w folderze SPAM, na Nasze wiekopomne dzieło.

Nie cierpie, gdy autor próbuje narzucić swoje poglądy. Jeżeli tylko je przedstawia, jest ok. Ale jeśli traktuje książkę beletrystyczną jako manifest to ma duużego minusa (prócz pewnych sporadycznych wyjątków).

Nie cierpie fantastyki mającej leczyć kompleksy narodowe przeciętnego Polaka. Wszelkie historie o Wielkiej Polsce, sny o imperium. Wydaje mi się to śmieszne i żałosne.

I biało-czarnych światów, gdzie pozytywni bohaterowie są bez skazy i zmazy, negatywni zaś to zło z piekielnych smyczy spuszczone.

ja niecierpię, jak opisy ciągną się w nieskonczoność niemalże, bez względu, czy są dobre, czy nie. po prostu jeśli są za długie, to pomijam je. nie lubię opowiastek- wstawek, które jakoby ,,dopełniają'' historię. ale najbardziej denerwują mnie nawiązania do historii, tzn. długaśne wstawki na temat np. jakieś osoby z historii czy wydarzenia. makabra

no i nie lubię czarno-białych postaci;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Ja podobnie jak Elleth również nienawidzę tego amerykańskiego stylu. Może nie samych opisów charakteru, lecz tej prostej jak parasol narracji. Przykład: Dan Brown.

Nie cierpię ciągnących się długo opisów pisanych bez polotu. Nienawidzę "dzieł" bazujących na taniej sensaci (ksiądz pedofil, główny bohater zoofil, dzieci pędzą bimber i tak bez końca... nudy). W fantasy nie toleruję bezzsensownych, patentycznych artyfaktów, typu (tantarara!) "Ognisty Miecz Zniszczenia". Irytują mnie również mapy dodane do książek. Wyjątkiem jest Tolkien, który znał się na rzeczy, zaś u reszty autorów to działa na zasadzie własnego widzimisię (a tu będą góry... nazwę je... Alrabadory!).
Jakoś trudno mi się przyzwyczaić do dialogów częściowo złozonych z mowy niezależnej, częściowo zaś z pozornie zależnej, inaczej mówiąc- gdy dialogi włażą autorowi w narracje. Taki styl pisania ma (podziwiany zresztą przeze mnie) Artur Perez-Reverte.
Swego czasu Dukaj dostał u mnie sporego minusa, ponieważ wplótł w narracje spory fragment wiersza Herberta, jednocześnie nie zaznaczając tego w żaden sposób (a ja podziwiałem ten fragment:P)
No i oczywiście odstęczają mnie biało-czarne fabuły. Ale to chyba wspólna fobia większości miłośników fantazy (^^).

odstręczają*

Denerwuje mnie wprowadzanie za dużej liczby postaci o których w dodatku mało wiadomo, tak że czytelnik zaczyna je mylić i zastanawiać się, czy już danego bohatera wcześniej widział czy nie. To samo dotyczy tych wydarzeń i wątków pobocznych, które są zupełnie nieistotne dla fabuły, a tylko ją zamazują i sprawiają, że człowiek zaczyna się gubić w tym, co się dzieje. Irytujące jest też urywanie wątków albo kończenie ich byle jak, a już najgorsze są rozczarowujące zakończenia. Nie podoba też mi się nieuzasadnione przeskakiwane z jednego sposobu narracji w drugi i inne "nieregularności".

Nawiążę, do wypowiedzi Amaroka i rozczarowujących zakończeń. NIENAWIDZĘ gdy książka fajnie trzyma w napięciu, a czytając dwa-trzy ostatnie rozdziały po pierwsze: domyślam się, o co chodzi, a po drugie: mam dziwne wrażenie, że autorowi brakło pomysłu jak zakończyć swoje dzieło. I tu przykład: Dan Brown. Zresztą pasuje on też do drugiego nurtu, który mnie denerwuje: piszę wszystkie książki na jedno kopyto np. u Browna mordercą jest syn/ojciec itp, a ofiarą ojciec/syn. Zły rodzic i dobre dziecko toleruję TYLKO w Gwiezdnych Wojnach, gdzie to było świeże i z polotem.
No i świata (bohaterów także) z wyraźnym podziałem na czerń i biel.

@Lassar: Tolkien nie zrobił sam swoich map. O ile dobrze pamiętam pracował nad tym jego syn lub przyjaciel.

A i zapomniałabym: nie lubię gdy bohater jest związany z jakąś przepowiednią i bla bla bla. Wyjątkiem był Harry Potter (gdzie jak się przecież okazało, bardziej niż z przepowiednią, miało z wiązek z samym działaniem Voldemorta) i Władca Pierścieni, ale tam nie był wybierany bezpośrednio Frodo, tylko rasa Hobbitów.

@ lady madder
Tolkien zrobił setki map do swych dzieł. Te ostateczne, "oficjalne", zostały oczywiście narysowane przez profesjonalnych grafików (np. nawierniejsza mapa Śródziemia Trzeciej Ery - przez Pauline Baynes, autorkę ilustracji do "Opowieści z Narnii".

W literaturze fantastycznej nuży mnie zbyt długie rozwodzenie się na tematy magii - "Tehanu" Ursuli Le Guin nie doczytałem z tego powodu. Skąd się magia bierze w fantastycznym świecie, jak wygląda jej natura męska, a jak żeńska, kim są/nie są parający się nią ludzie, czary mary, hokus pokus, dziesiątki jałowych stron - to chyba bolączka większa nawet od skrajnej "czarnobiałości" bohaterów i wtórności światów - zwłaszcza w fantastyce amerykańskiej, po którą i tak od pewnego czasu nie sięgam.

Po drugie - łopatologiczność i prymitywizm języka (oho, znowu literatura amerykańska;)) - vide King, Brown... Dlatego uwielbiam "gorbrowiczujący" styl Dukaja. Pod względem językowym polska czy rosyjska fantastyka jest lata świetlne przed zachodnią.

I po trzecie - naierzetelnego podejścia do spraw religii. Nie wymagam, aby każde dzieło poruszające ten temat było dogłębnym studium, bo to nie o to chodzi. Ale na książki, gdzie pojawia się religijny fanatyk (cholera, znowu King?) mam silne uczulenie.

* nierzetelnego

Pod względem językowym polska czy rosyjska fantastyka jest lata świetlne przed zachodnią.

To raczej zupełnie inna sprawa - kwestia języka, na pewno nie można tego tak łatwo porównywać. Ale to temat na oddzielną dyskusję.

Nie zgodzę się co do języka; nigdy nie czytałam co prawda oryginałów (niestety mój angielski nie jest jeszcze tak biegły), a tłumaczenia, jak wiemy, nigdy idealne nię będzie.
Myślę, też że wszystko zależy od rodzaju opowiadania/powieści. Trudno by horror napisany był w sposób piękny i zapierający dech w piersiach, skoro ma siać grozę. I tam flaki są po prostu flakami. Natomiast styl "upiększony" ładnie wygląda tam, gdzie np. bohaterów czeka epicka wyprawa. Jeżeli chodzi o styl, to myślę, że każdy jest dobry, byle by był dopasowany do tego o czym piszemy. Takie ot, moje osobiste przemyślenie.

A co do map Tolkiena, no to o to mi chodziło. Że wyglądają tak, jak wyglądają, bo robił to ktoś, kto się zna. Myślę, że mapy samego (świetnego przecież) pisarza, nie były tak... działające na wyobraźnię i realistyczne. Ale, że syn pomagał, to jestem pewna :D

Nie chodzi o "piękność" języka, ani o jego poprawność, raczej o sprawność posługiwania się nim i o wydobycie nowych znaczeń ze starych słów/zwrotów, albo przedstawienie rzeczywistości w sposób całkiem inny niż dotąd, nowatorski, oryginalny. W literaturze zachodniej bardzo dobry pod tym względem jest Terry Pratchett. W Polsce - nie do pobicia - Witold Gombrowicz. Choć może za daleko się zapuszczam...

Język może być szkaradny. Ważne, by był obrazowy, nie nudny. Język wspomnianego przeze mnie Dukaja miejscami wcale nie jest ani piękny, ani poetycki. Ale wystarczyło, aby większa część "Lodu" pisana była bezosobowo, mimo wprowadzonej na początku narracji pierwszoosobowej: mówi się, jedzie się, boi się... (ale to pomysł żywcem od Stachury zerżnięty, więc nie chwalę aż tak bardzo) - całość od razu nabiera innego wyrazu.

A co do głównego tematu - nie lubię też definitywnych zakończeń, bo często naprawdę dobra książka kończy się średnio. Lepiej pozostawić niektóre rzeczy niedopowiedziane, niektóre wątki otwarte. Pozwolić opowieści trwać. 

Tylko nie w celu, aby pisać tasiemce na dziesiątki tomów...

Pamiętam, że kiedyś w SF (3-4 lata temu, może więcej) czytałam takie opowiadanie o drugiej wojnie światowej. Akcja rozgrywała się w Norwegii, fiordy, narty, śnieg, atmosfera grozy i niedopowiedzenia. Czytało się super, atmosfera gęstniała. Niestety, w pewnym momencie wkroczyły krasnoludy z toporami... Litości ! Czar prysł, zaczęłam się śmiać i nie dokończyłam czytania. Wnerwia mnie wprowadzanie fantasy na siłę, w infantylny, bajkowaty, dziecinny sposób.

Co do opisów postaci i ich życiorysów, mistrzem w tym był Lew Tołstoj. Szczegółów mnóstwo, a postacie po prostu jak zywe. Niestety, to książki zaaprobowane przez MEN i co niektórzy boją się klasyki jak ognia, a przecież, żeby dobrze pisać trzeba też dobrze czytać, i czytać właściwe, dobre ksiązki. Jednakże, jak ktoś nie ma klasy Tołstoja to niech daruje opisy w stylu spania w wełnianych skarpetkach.

Denerwuje niekonsekwencja. Szczegóły są ok, pod warunkiem, że jest to spójne i że autor się w tym nie gubi. Pilipiuk dawno temu na swojej stronie umieścił taki poradnik dla początkujących pisarzy i tam była złota porada, by zanim zacznie się pisać, przygotować sobie postacie (Pilipiuk proponował wyciąć z kolorowych gazet jakichś ludzi, przykleić na tekturkę i napisac sobie co lubią a co nie, jak się nazywają etc). Mimo tego, że poradnik miał raczej rozśmieszać, było w tym dużo racji.

Wkurza traktowanie czytelnika jak debila (jak w amerykańskich kryminałach podłego sortu) i łopatologiczne tłumaczenie wszystkiego do końca. Dla odmiany opowiadania, w których nie wiadomo o co chodzi są druga stroną medalu (jak Janusz Cyran np) a zwłaszcza, jak opowiadanie pozostawia wrażenie, że autor też tego nie wiedział - to również irytuje.

Niestety, to książki zaaprobowane przez MEN i co niektórzy boją się klasyki jak ognia, a przecież, żeby dobrze pisać trzeba też dobrze czytać, i czytać właściwe, dobre ksiązki.


Co Niektórzy bardzo nie lubią, kiedy inna grupa co niektórych wmawia im co mają czytać i co jest "tak naprawdę dobre". Bo akurat ci co niektórzy siedzący w MENie to banda starych zgredów, dla których najważniejsze jest przekazać Prawdy Dziejowe z rodzaju "nie wolno robić mydła z żydów", "patriotyzm jest cacy", "komunizm jest be", "nie wal starej baby siekierą w łeb, bo oszalejesz" itp. itd.  

A jakie Ty chciałbyś prawdy dziejowe przekazać w literaturze?

To cholernie dobre pytanie...

Drogi Mortycjanie, ja też przeszłam (był to proces długi i bolesny) przez szkołę. Gdyby to uczniowie wybierali listę lektur, byłby na niej wyłącznie Harry Potter i Pratchett. Obawiam się, że w dłuższej perspektywnie nie są to rozwojowe lektury.
Choć może i wierchuszka MENu składa się po części z bandy starych zgredów, jednak są tam tez starsi-a-mądrzejsi ludzie i czasem trzeba im zaufać (tak jak się ufa rodzicom). Oczywiście, że wśród szkolnych lektur były rzeczy nie do przeczytania (Dostojewski - bleeeee) jakkolwiek na liście były też rozsądne pozycje (jak wspomniany Tołstoj, Cichy Don Szołochowa etc). Moje podejście do sprawy było takie, że warto zaznajomić się z klasyka litetatury światowej (i ewentualnie z niektórymi nudnymi lekturami, szkoła to w końcu narzucanie woli) ale czytac trzeba znacznie, znacznie więcej, bo szkoła - no coz - nie przekazuje za wiele madrosci i wiedzy.
Co do prawd dziejowych, to misja szkoly poza nauczaniem jest wychowywanie. Wiec ksiazki musza byc wychowawczel. Mozesz sie buntowac przeciwko "Kamieniom na szaniec" i "zbrodni i karze" oraz Borowskiemu (sa lepsze w rozumieniu lepsze wychowawczo i literacko ksiazki o obazach koncentracyjnych, mnie Borowski tylko i wylacznie przerazal) ale jako swiadomy pisarz sam przyznasz, ze te ksiazki wychowuja, ze przekazuja prawdy moralne.
Nie wiem, moze gdybys ty wybieral lektury to bylyby to ksiazki z przeslaniem "patriotyzm to przeterminowane gowno", "zydzi do gazu" i "niech zyje Mao" ale mysle, ze skoro za szkole placi w podatkach cale spoleczenstwo, to demokratyczna wola wiekszosci by sie z toba nie zgodzono.

A jakie Ty chciałbyś prawdy dziejowe przekazać w literaturze?

Ja bym nie chciał przekazywać żadnych prawd. Wręcz przeciwnie - nic mnie nie obchodzi ile (i czy w ogóle) uczniowie coś czytają. Ba! Nie obchodzi mnie nawet czy dopalacze "wklejają do klasera" czy popijają herbatą, czy myją zęby po każdym posiłku, ani czy zmieniają codziennie skarpetki. To jest ICH życie i nie zamierzam się w nie wtrącać. A nawet mam takie pobożne życzenie, żeby w moje życie również nikt się nie wtrącał... 

 

ale jako swiadomy pisarz sam przyznasz, ze te ksiazki wychowuja, ze przekazuja prawdy moralne.

Nie, wcale tego nie przyznam. Człowieka nie powinno się wychowywać, tylko EWENTUALNIE (jeśli nie ma nic przeciwko) pokazywać mu świat. A wnioski niech wyciąga sam. Nie ma ultymatywnego dobra i zła, nie ma prawd moralnych, ani żadnej Jedynej Prawdziwej Najprawdziwszej Prawdy.

Jak ktoś jest debilem to debilem będzie i nie ma po co przymuszać go do rozwoju - motłoch też jest potrzebny. Koniec końców ktoś musi te śmieci sortować...

@Mortycjan:
"Nie, wcale tego nie przyznam. Człowieka nie powinno się wychowywać, tylko EWENTUALNIE (jeśli nie ma nic przeciwko) pokazywać mu świat."
To rozumiem, że chcesz, żeby ci ktoś przywalił w bramie Twojego bloku siekiera w łeb albo kastetem w twarz? (bo po co wychowywać tych gówniarzy, co z nich wyrośnie to wyrośnie, nie nalezy ich wychowywać, a już broń Cię Panie Boże za nic karać?). Co z tego, że pójdą do więzienia (na 3 miesiące w zawieszeniu znając polskie prawo) jesli Kolega po 2 latach na OIOMie w końcu trafi do hospicjum i nie będzie w stanie nawet ruszyć ręką?

" A wnioski niech wyciąga sam.
Taki dziecior, który napada w bramie i dostaje 3 miesiące w zawieszeniu wyciąga szybki wniosek "napady się opłacają!". Świetna koncepcja wychowawcza, podziwiam przenikliwość.

"Nie ma ultymatywnego dobra i zła, nie ma prawd moralnych, ani żadnej Jedynej Prawdziwej Najprawdziwszej Prawdy. "
Kolega może tak oczywiście uważać, jakkolwiek społeczeństwo, które płaci podatki (a szkoła nie jest kurna darmowa) a także jego władza, wybrana w demokratycznych wyborach tej opinii nie podziela.

"Jak ktoś jest debilem to debilem będzie i nie ma po co przymuszać go do rozwoju - motłoch też jest potrzebny. Koniec końców ktoś musi te śmieci sortować..."
Ależ tu pełna zgoda. Pod warunkiem, że motłoch ma dobrze wtłoczone do głów, że są rzeczy, których robic nie wolno.

Taki dziecior, który napada w bramie i dostaje 3 miesiące w zawieszeniu wyciąga szybki wniosek "napady się opłacają!". Świetna koncepcja wychowawcza, podziwiam przenikliwość.

A jak mu dasz "Pana Tadeusza" do przeczytania to naturalnie dostąpi nagłego oświecenia? Kretynów "wychowuje się" policyjną pałą i prokuratorem. Normalnych ludzi wychowywać nie trzeba.

 

Jedni rodzą się zdegenerowani, a inni normalni - i nic na to nie poradzisz. Środowisko też nie ma tu nic do rzeczy - jedno dziecko w patologicznej rodzinie weźmie przykład z ojca ("o, tatuś ma wszystko co chce, wystarczy dużo wrzeszczeć i tłuc wszystkich naokoło!"), inne - z takiej samej patologicznej rodziny - wyciągnie wnioski ("o, tatuś śmierdzi i nie trafia do kibla, nie chcę taki być, założę firmę !").

Jestem żywym dowodem tej zasady. "Wychowywałem się" w skrajnie katolickiej rodzinie. Część dzieci na moim miejscu stała by się uległymi, pobożnymi moherami. Ja od dziecka byłem wrednym, krytykującym wszystko i wszystkich wrzodem na zdrowym organizmie narodu - i rodzice od czwartej klasy podstawówki, przez gimnazjum i liceum, wypisywali mnie z religii, bo mieli dość ciągłych wezwań do dyrektorki za moje zachowanie na tym (jakże moralizującym!) przedmiocie.

 

I do dziś nie wiem, czy urodziłem się zdegenerowany, czy normalny... ;)

 

PS Ojojoj... czyżbyśmy skrajnie odbiegli od tematu?

Skoro literatura nie ma przekazywać żadnej prawdy. Skoro nie istnieje żaden system wartości, który ma jakiś sens. Wreszcie skoro tak nienawidzisz ludzi i nimi gardzisz, to w jakim celu szukasz z nimi kontaktu?

Skoro literatura nie ma przekazywać żadnej prawdy.

Literatura jest fajna. Książki w ogóle są fajne. Filmy są fajne, komiksy są fajne, muzyka jest fajna. Jedni sądzą, że np. "Władca Pierścieni" niesie jakieś przesłania i prawdy. Ja nie. I co? I jest fajnie. :)

 

Skoro nie istnieje żaden system wartości, który ma jakiś sens.

Oczywiście, że istnieje. Każdy ma własny i dla niego to ma sens.  

 

Wreszcie skoro tak nienawidzisz ludzi i nimi gardzisz, to w jakim celu szukasz z nimi kontaktu?

A skąd w ogóle takie wnioski?  

Gdyby było tak, że rodzimy się zdegenerewani lub normalni, to nie należałoby nikogo karac za przestępstwa (przecież taki sie urodził, z mózgiem mordercy) i policyjna pała i prokurator to rozwiązania okrutne i niesprawiedliwe. Psychopaci się zdarzają, ale nie jest ich tak znowu wielu.
Bywa, że środowisko deprawuje (wiecej dzieciakow z pijackich rodzin zaklada pijackie rodziny niz firmy, i to jest statystyka) i ze srodowisko pomaga (wiekszosc ludzi z "inteligenckich" rodzin kontynuuje te tradycje). Ta sama osoba, która trafiłaby na złe środowisko i złe czasy miałaby szansę zostac powiedzmy ubeckim kapusiem zamiast porządnym informatykiem. To nie jest tak, ze się "tacy rodzimy". Rodzice wkładają czasem dużo pracy, żeby narzucić dzieciom swoją wolę, i dawno temu, gdy moi rodzice byli mali dzieciory w szkole nie nakładały nauczycielom kosza na głowę (co teraz nie jest rzadkie). To kim jesteśmy jest sumą osobowości (która kształtuje się do ósmego miesiąca życia) i wychowania. I bywa, że wychowanie pomaga nieco pozbyć się złych skłonnności. W większości przypadków tak jest. A Ty jesteś wyjątkiem, który potwierdza regułę :P
Poza tym kurna nie wszyscy wierzący to zaraz MOHERY !!!

Poza tym Mortycjan, zapomniałeś, że dojrzewanie jest strasznie głupim okresem. Nastolatek robi wszystko, by tylko się buntować i postawić na swoim. Daj takiemu nieograniczone możliwości, a większość z nich, gdy w końcu zobaczy, że niszczy swoje życie, nie będzie umiała już żyć inaczej.
A książki, choćbym nie wiem jak bardzo starał się pisarz, nie napisze bezstronnej. W końcu, on to wymyślił i on tym kieruje. I nie da się. Można nie doszukiwać się w nich głębszych prawd, ale one zawsze tam będą. Bo autor, mniej lub bardziej świadomie, czy tego chce, czy nie, sam je tam wsadzi. Jak ktoś je znajdzie i wyciągnie wniosek, to fajnie, jak nie, to świat się przecież nie zawali. A od czytania Pana Tadeusza nikt jeszcze nie umarł.

(wiecej dzieciakow z pijackich rodzin zaklada pijackie rodziny niz firmy, i to jest statystyka)

No to poproszę tą statystykę... 

Ale pomijając wszelakie spisy społeczne - tak, jest to prawda. Czemu? Bo tak działa natura - dziedziczenie genów. Jeśli mamy rodzinę "szanowanych prawników" ze średnią IQ=150 na przestrzeni ostatnich dziesięciu pokoleń, to jest bardzo nikłe prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się kretynem, który nie rozumie najprostszych zasad społecznych. Tak samo jest większe prawdopodobieństwo, że to w rodzinie pijaków urodzi się dzieciak z FAS.

Zaraz, zaraz... jakie tam prawdopodobieństwo - pewność.

 

Poza tym Mortycjan, zapomniałeś, że dojrzewanie jest strasznie głupim okresem

Bardzo możliwe, że zapomniałem. Zapewne dlatego, że sam nigdy nie przechodziłem "okresu buntu", a kiedy rodzice mówili "nie dotykaj żelazka, bo się poparzysz", to jakoś nie sprawdzałem tego empirycznie, żeby zrobić im na złość.

Co ja będę mówił... Takie tematy na forach internetowych zawsze przebiegają bardzo burzliwie. Jeśli Mortycjan tak sobie myśli, to niech sobie myśli. Postawy skrajne mają wyjątkowo marginalny wpływ na rzeczywistość, kiedy wyraziste jednostki miały faktyczny wpływ na życie milionów ludzi był w pierwszej połowie XX w.
Takie rozmowy jak powyższa można toczyć tylko twarzą w twarz, bo tylko wtedy naprawdę ubogacają obie strony. Klawiatura i ekran są martwe.
I każdy z nas jest sumą osobowości, które przewijają się w naszym życiu, sumą form, które kształtują nasze formy.
Literatura może przekazywać prawdy, ale nie musi. Wolę tę, która nie przekazuje. Jeśli ktoś ma ochotę czytać literaturę bezideową lub antyideową, to niech czyta. W końcu wymyślić antytezę może każdy, i nie wymaga to wielkiego wysiłku ani walorów umysłu; mało kto potrafi tworzyć nową tezę. A antyteza ma sens <=>, gdy istnieje teza.
@Katy: Dla niektórych owszem, wszyscy wierzący to mohery. Ale broń Boże nie wolno ich za to krytykować (tych niektóych), bo to byłaby hate speech!;)

* niektórych

PS. Dyskusje na tematy ogólne są najgorętsze dlatego, że każdy czuje się kompetentny, by się na nie wypowiadać?

A do wzruszającej historii życia Mortycjana mogę dorzucić tylko to, że moje życie jest równie wzruszającą kopią - w negatywie.

@Ajwenhoł

Zapomniałeś dodać, że w każdej dyskusji jest też ktoś, kto nagle wparowuje i mentorskim tonem oświadcza, że "prawda leży po środku i nie ma co konwersować", "de gustibus" albo coś w tym stylu. :]

Ok. Więc wszyscy biorący udział w dyskusji, mają rację, gdyż leży ona pośrodku. (miejmy to już za sobą).

@ Mortycjan
No tak, zapomniałem, rzeczywiście! Ależ ta konwencja, ta forma naszym życiem rządzi!;)

- Ależ królu! Nie mogą wszyscy mieć racji, skoro twierdzą każdy co innego!
- I ty też masz rację, nadworny błaźnie...

Nie lubię stylu "raport policyjny" ("I wtedy Antoni Gwiazdecki, 45 lat, ubrany w szarą kurtkę i dżinsy, sięgnął po nóż i rzucił nim w Cthulu, raniąc jedną z macek")
Nie lubię tzw. "przemyśleń" ("pomyślał, że cały świat jest beznadziejny, a on, tak! on jest INNY, tak bardzo różnił sie od tych pakerów z siłowni i blond solarek...:)
Nie lubię "zblazowanych bladzi" nieważne, emo, nie emo ("Aż wreszcie doszedł do wniosku - świat jest beznadziejny i szary, wszystko już było! A on tak strasznie się tym nudził...")

I jeszcze wielu innych rzeczy nie lubię. Ale tu wymieniam te najobrzydliwsze, najczęściej popełniane przez publikujących tu autorów.

A zwykle - wolę pod danym opowiadaniem napisać, co mi się podobało, a co nie. Tak jest prościej. Jeśli komuś zależy, zrekrutuję ucznia, stanę się jego mistrzynią, niech przeczesuje stronę w poszukiwaniu moich światłych wypowiedzi i opracuje moją filozofię krytyki.

Alez prawda leży tam, gdzie leży a czy to jest środek czy nie... czasem to jest środek, a czasem bliżej którejś ze stron.

@niezgoda.b
Chyba nie czytałaś raportów policyjnych :D Roi się tam od każdego rodzaju błędów: ortograficznych, stylistycznych, merytorycznych... Z jednego wypadku pamiętam jak mama chłopaka, który ten wypadek spowodował przyszła i przywaliła mu w twarz otwarta dłonią. W raporcie stało "i uderzyła go w twarz OTARTĄ dłonią".

Po drugie koleżanka wkurza się na świat, a to nie ma sensu. Niech ludzie pisza jak chcą, to co dobre pewnie ocaleje a to co złe... no cóż. Nie ma się co złościć, szkoda emocji, energii. To trzeba traktować jak test z pochodnych napisany przez amerykańkiego studenta, jest tam tyle błędów, że tylko siąść i płakać... a po sprawdzeniu trzydziestego testu oceniający dostałby na głowę. Lepiej ze spokojem wypunktować błędy i tyle.

@Katy - kilka czytałam, ale kuriozów "oryginalnych" raportów nie ma co przytaczać - to wątek oboczny, nie mający w tej dyskusji racji bytu.

Odnośnie drugiego akapitu - oczywiście, że nie ma się co denerwować. I później pisze taka niezgoda.b pod opowiadaniem "Porażające. Jeden". A autor odpisuje "A dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?" ;)
Można się, przysłowiowo, "kopać z koniem", jeśli się ma nastrój do figli, a można danego "konia" zignorować. Nie ujmując koniom. Z tym, że nawet jeśli napiszę autorowi: "twoje opowiadanie zginie w czasoprzestrzeni. Nigdy nie będziesz sławny. Zapomnij o Noblu" (i zwykle mam rację :P ) to autor i tak będzie dalej płodził, podstępnie dawał interesujące tytuły i zabierał mój, jakże cenny, czas :). I tutaj jest ten słynny Szarik pogrzebany.

Ależ wykopmy Szarika, przynajmniej na razie. Koleżanka chyba nigdy nie oceniała testu, a to cenne doświadczenie. Nie chodzi o to, by udowodnić studentowi piszącemu test, że jest idiotą (prowadzący to wie, student często też), tylko, żeby ocenić i wyjaśnić konkretne błędy.
Ja, jak już się zdecyduję poświęcić te 3 minuty życia na przeczyanie czyichś wypocin piszę rzeczowo (poza wypunktowaniem konkretnych błedów typu złe związki frazeologiczne): "nie wiem, o co tu chodzi" (to ważna informacja dla autora, że pisze niejasno), "pracuj nad językiem", "problem z przecinkami". Serio "komętaż" w stylu "porażające" jest zrozumiały li tylko dla autora komentarza, i być może jest fajną zabawą i elementem autokreacji, ale z perspektywy autora opowiadania nie wnosi nic, poza informacją, że komus sie wyjątkowo nie spodobało.
Może to wpływ życia na wygnaniu, ale w Polsce mamy tendencję do pisania tylko złych komentarzy. Tymczasem od jednego "dobrze budujesz nastrój" przy liście błedów ortograficznych świat się nie zawali (nie mówię o pisaniu "poprawny język, ale nic, absolutnie nic poza tym", bo to już jest komentarz negatywny).

Hm, lepiej się dowiedzieć, że opowiadanie tak "poraziło" że dostało jedynkę, czy usłyszeć "pracuj nad językiem"? Co w ogóle oznacza "pracuj nad językiem"?
Straszne jest to, że czasem ktoś idiotą nie jest, a napisze coś złego (przykład: "I ja ciebie rżnę").
Za mocno uszeczegółowione komentarze zwykle biorę pieniądze. Bardzo rzadko tego nie robię ("Kaśka niezgody"). Jeśli chodzi o działalność charytatywną, lubię widzieć w niej sens.
Jeśli już stawiam jakiś komentarz, zwykle niesie on ze sobą jakąś informację na temat tego, jak opowiadanie odebrałam, i... starczy. W czasach demokracji nie zamierzam się bardziej wysilać. Żaden autor nie musi się do moich "komętaży" odnosić, jeśli uważa je za niejasne. Dlatego też nie zgłosiłam się np. do Loży - mimo, że czytam wszystko, co się tu pojawia - zapaleńcom, studentom polonistyki czy dziennikarstwa, innym autorom przyda się ćwiczenie w postaci pisania komentarzy, czy prowadzenia wywodu logicznego. Mnie nie, zatem tego nie robię.
U mnie w Polsce nie mamy tendencji do pisania złych komentarzy. Zwykle są dobre, co najwyżej niemiłe. Ale ponieważ wychodzę z założenia, że nie ma co chwalić kogoś z litości, żeby się nie popłakusiał, to uważam to za dobrą metodę. Każdemu podług zasług.

Nie chwal z litości, tylko bądź kurna konkretna, to jest duża, bardzo duża różnica.
Poza tym spójrz na tekst jako na całość.

O rety...lektura z Harrego Potera..? Zatrzymajcie świat...ja wysiadam :/
A tak realnie patrząc, to chyba pokolenie, które rośnie, po prostu ma głęboko gdzieś przesłania jakie niosą dzieła literatury światowej i polskiej. Oni inaczej żyją..mają wtłaczane do głowy ładne, nasączone żywymi kolorami różnej maści informnacje z książki edukacyjnej, przeplatane obrazami z internetu...Nie wiem czy krajobraz z Chłopów oraz dylematy moralne Jagny Borynowej, szczególnie ich obejdą...? Przecież teraz jest wszystko, wszystko można, jest lekko...
To mnie przeraża ...
A wracając do tematu, ja jako zwykły czytelnik oczekuję, że książka którą zaczynam czytać, nie pozwoli mi skupić się już na niczym innym. Ze autor poprowadzi tak narrację, fabułę i stworzy takich bohaterów, z którymi ja się będę utożsamiać i nie będę chciała wyjść z ich życia...

Zwykle spoglądam na tekst jak na całość. I staram się go nie oceniać przez pryzmat autora. Tylko co z tego, skoro dla kogoś informacja "ciekawy pomysł, ale robisz dużo ortografów" jest tylko zaczynkiem do odpowiedzi w stylu "ale to nie moja wina, (nawiązując do innych dyskusji tutaj) mam tylko 14 lat, dysmózgowie, francuską klawiaturę, jestem z Tajlandii i dopiero uczę się polskiego, sama nic nie piszesz, a krytykujesz!, etc".
A tymczasem dostał dwie wyraźne informacje dotyczące swojej twórczości:
- to co pisze, jest na tyle interesujące, że nie tylko jego najbliżsi chcą go czytać
- ma problem z warsztatem - albo za mało czyta, albo za mało się przykłada do redakcji tekstu.

Czy te dwe informacje mają jakikolwiek związek z jego tłumaczeniami? Niekoniecznie.

:D

Nowa Fantastyka