- Hydepark: Pierwsze teksty

Hydepark:

opowiadania

Pierwsze teksty

Zgodnie z sugestią beryla przenoszę dyskusję na forum.

 

Jaki był Wasz pierwszy napisany tekst? Opowiadanie, fragment fantasy, prolog, powieść o Mrocznym Lordzie, fanfick na blogu? Ile mieliście wówczas lat? Czy macie jeszcze dostęp do tego cudu literatury?

Odważni mogą wrzucić jakąś zajawkę/fragment ;)

 

Komentarze

obserwuj

Rozpocznę wspomnieniem mojego dzieła pod tytułem “Pyłta” napisanego w wieku lat sześciu. Miało ono jedną stronę a4 i opowiadało o płycie z grami, którą mała dziewczynka (zero wątków autobiograficznych) dostała na urodziny, ale która to płyta wypadła przez okno (zwrot akcji) i została znaleziona przez dziadka (szczęśliwe zakończenie.). Postanowiłam ignorować zalecenia Worda i tekst wypełniony był czerwonymi szlaczkami pod kwiatkami takimi jak tytułowa “pyłta”, ale również “dziefycznka”. Sprezentowałam opowiadanie babci na urodziny ;)

Jakie były Wasze pisarskie początki?

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Bardzo fajny wątek :D I piękna, pełna zwrotów akcji historia. Masz jeszcze gdzieś to opowiadanie? W sensie, czy babci nie przepadło? Babcie lubią trzymać takie rzeczy :D 

Moje pierwsze dzieło raczej przepadło, bo o ile dobrze je pamiętam, to pisałem je jako jakieś wypracowanie w podstawówce. 1-2 klasa, czyli jakieś 7-8 lat. W sumie mieliśmy zadane napisanie jakiejś krótkiej historyjki, ale mi się spodobało i napisałem chyba trochę więcej, niż nauczycielka przewidziała (bo pewnie przewidywała z pół strony w zeszycie xD). 

W każdym razie był to fanfik Gothica 2. Oczywiście jak to fanfik pisany przez okołoośmiolatka, nie miał zbyt wiele wspólnego z pierwotnym źródłem poza imionami bohaterów i ogólnym założeniem, bo w świecie Gothica za wiele logiki w nim by nie było. Ale nieważne. Bohaterami byli rycerz oraz mag stacjonujący w zamku, który zaatakowała armia orków. Bohaterowie odparli szturm (praktycznie sami) i wszystkich uratowali. I w tym momencie szalony zwrot akcji! Rycerz się budzi i okazuje się, że to wszystko był sen (już od małego znałem najlepsze zabiegi narracyjne, a co!). Ale to nie wszystko. Rycerza budzi alarm i okazuje się, że zamek jest atakowany, ale przez armię trolli a nie orków. Co nie zmienia faktu, że ponownie rycerz i mag obronili zamek i zasadniczo drugi raz działo się praktycznie to samo xD No i oczywiście bohaterowie na koniec w podzięce za uratowanie zamku zostali jakimiś tam arcymagami i dowódcami paladynów. Eh, piękne czasy :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

O, jaki fajny, sentymentalny temat! :)

 

Ja się nie ograniczałam i zaczynałam od powieści, jak wielu  grafomanów. Żadnej nie skończyłam, początków kilka powstało. Miałam ambicję, by pisać powieści historyczne, więc umieszczałam tych biednych bohaterów w jakimś podejrzanym średniowieczu. Głównym bohaterem był oczywiście piękny młodzieniec, który wpadał w różne tarapaty. Zresztą, co tu kryć, słabość do przystojnych bohaterów mi niestety pozostała. ;)

Wiek? Nie pamiętam. 10-12 lat? Jakoś tak. Chyba już tych zapisków nie mam, musiałam wyrzucić jakiś czas temu, jak się przekonałam o ich literackiej (bez)wartości. Żeby ktoś przypadkiem się nie dorwał.

No ale nie ma tego złego – z bohatera, którego sobie wtedy wymyśliłam, wyewoluował ten, o którym piszę do tej pory. Chociaż była to długa i burzliwa ewolucja.

 

A pierwszy tekst, który napisałam i skończyłam, jako całość a nie kolejny prolog, powstał duuuużo później. To “Pierwsza żona”, którą zamieściłam tutaj.

Pierwsze moje opko... ciężko stwierdzić. Nie mam już też raczej rękopisu pierwszego-pierwszego. W gimnazjum coś tam naskrobałem fragment o jakiejść jednostce specjalnej wpadającej do domu i prującej do wszystkich z AK-47.

Później długo-długi nic, a później napisałem i wysłałem mailem na tutejszy portalowy konkurs opko... straszna grafomania napisana w jeden wieczór (a co!). Mogę wrzucić, mam gdzieś plik worda na mailu. To chyba z czasów starej strony, muszę sprawdzić rok.

Jeszcze gdzieś w zeszycie z j.polskiego  mam fanfik dziennika Drizzta Do’Urdena, bo była jakaś praca domowa. Muszę poszukać, gdzieś to widziałem :D Nie pamiętam w której to klasie było ostawiam podstawówka – gimnazjum.

 

A później to już Wściekli – pierwsze co dodałem tutaj na portal. i trzymam sobie jako pomnik, by czasem zajrzeć i upewnić się, że jednak zrobiłem postępy :D Pamiętam mega długą łapankę reg. – wszystko dzielnie poprawiłem ;D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Hahaha, moje nie było nawet opko.. :D Od razu z grubej rury w pisanie wiekopomnej powieść, a jak! Oczywiście tylko nieco pozmieniana kopia “Eragona”, spisywana dzielnie odręcznie w zeszycie wieczorami, zamiast odrabiać zadania domowe. Pamiętam doskonale, że była to czwarta klasa podstawówki, czyli w wieku 10 lat. Co ciekawsze, zaczęłam pisać tylko i wyłącznie za sprawą koleżanki z klasy. Na którejś przerwie pokazała mi swoją wersję Kill Billa i pozazdrościłam jej dzieła.

Potem była kolejna powieść, tym razem 100% autorska, stron chyba z 200, nigdy nie skończona :D I własna wersja ostatniej części HP.

Na portal trafiłam dużo później, w pierwszej klasie liceum z opowiadaniem, które dziś wydaje mi się tragiczne, ale w tamtych czasach zdobyło nawet 2 miejsce w konkursie na opowiadanie fantastyczne, organizowanym dla wrocławskich szkół gimnazjalnych i licealnych. :o

 

Arnubisie – to prawie jak Dzień Świstaka xD

Jak przez mgłę pamiętam, jak w wieku około lat siedmiu otrzymałam w prezencie zestaw pieczątek ze zwierzątkami. Poodbijałam te pieczątki (był tam na pewno królik i lampart czy inny gepard), dorysowałam tła i podopisywałam poniżej historie. Stworzyłam tak kilka kartek – ale ni w ząb nie pamiętam, o czym mogła być ta historia.

Potem z kolei przyszedł czas na pierwszy poważny projekt – blog z fanfickiem o Harrym Potterze. A nawet gorzej, bo nie o Harrym, tylko o Hermionie i Malfoyu... Miałam wtedy 13 lat. Blog istniał przez kilka miesięcy i zanotował w tym czasie niemal 18 tysięcy odwiedzin. Pod ostatnimi notkami było po 50 komentarzy. Sława! Na swoją obronę mogę powiedzieć tylko, że opowiadanie nie obejmowało samego gryfońsko-ślizgonowego migdalenia się, a był tam też rozwijany wątek kolejnego spisku Voldemorta. Były trzy pegazy w różnych kolorach, do których tylko wybrańcy mieli dostęp (oczywiście czarny dla Draco, a biały dla Pottera, jakżeby inaczej). Nie wiem, jak to się miało skończyć, ale była tam też sonda z pytaniem “Czy Draco zostanie wilkołakiem?”, więc musiało się robić coraz bardziej dramatycznie.

Te wszystkie szczegóły to nie z mojej głowy – znalazłam bloga w internetowej machinie czasu. Ale chyba go tu nie wrzucę, bo nie mam jeszcze tu nawet wyrobionej opinii, którą można by zepsuć xD 

Mytrixie, Drizzt Do’Urden to była moja nastoletnia miłość i pierwsza “poważna” seria fantasy (poza Władcą Pierścieni i Harrym Potterem), jaką przeczytałam!

Arnubisie, pamiętam, że było gdzieś na starym dysku, ale nie wiem, czy świat jest gotowy na takie rzeczy :D

 

umieszczałam tych biednych bohaterów w jakimś podejrzanym średniowieczu

:D

 

Piękne te Wasze historie :D

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Mój pierwszy tekst SF powstał w 1968 roku, nosił tytuł “Lot w nadszybkości”. Napisałem go na jakiś konkurs (chyba w Młodym Techniku ale głowy nie dam). Nędza to była, ale w podsumowaniu znalazła się wzmianka, że za bardzo fantastyczny pomysł (nadszybkość czyli przekroczenie prędkości światła). O ile pamiętam, wygrał wtedy Jerzy Surdykowski opowiadaniem pt. “Wznoszenie” – takie troszkę socrealistyczne refleksje sowieckiego kosmonauty podczas startu, czyli w tamtych latach po prostu pewniak :)

 

EDIT: pogrzebałem w necie i znalazłerm – pamięć mnie nie zawiodła – tutaj jest wzmianka o tym konkursie i opku Surdykowskiego

http://encyklopediafantastyki.pl/index.php/Horyzonty_Techniki_02_(246)_1969

 

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

“Tajemnica starej leśniczówki”, w wieku kilkunastu lat, 180k znaków.

 

Nie wiem, jak to jest, że kiedyś to mi się chciało, a teraz to mi się tak nie chce xd

Mam na dysku, nawet kiedyś zacząłem poprawiać.

 

A w ogóle pierwszy tekst, to chyba opowiadanie w stylu “wyprawa nad rzekę”, ale szczegółów nie pamiętam. :)

A z wierszy tekst pt. “Dzień”

 

Dzień

 

Gdy światło dnia

mroki nocy rozwiewa

świat budzi się do życia

tam gdzie przed chwilą

szaro i smutno

paleta barw złocistych

maluje widok przepiękny

korony kwiatów się ukazują

ptaki świergoczą

słońce świeci wesoło

i patrzy z wysoka na nowy dzień

jaki będzie ten dzień?

 

==================

(jakieś 10 lat temu...)

Ja pierniczę, do odważnych świat należy :) więc się przyznam. Może mi się coś udzieli z Waszego powodzenia.

W wieku lat sześciu-siedmiu tworzyłam (pod wpływem uroczej książeczki z tego typu wierszykami, którą nawet gdzieś tu jeszcze mam, ale tytułu nie pomnę) edukacyjne rymowanki. O ortografii. Ilustrowane. Słowo podróżnika w czasie :)

W liceum sentymentalną kopię Star Treka, która pewnie dałaby się wykopać w pokładach Internetu, ale nie zamierzam. Oraz, na spółkę z kolegą, historyjkę o kowboju, która niewytłumaczalnie skręcała w stronę meksykańskiej opery mydlanej (ja pisałam o kowboju, on płynnie przeskakiwał na jakąś tam donię Margeritę, ja wracałam do kowboja i w kółko Macieju). I głębokopupny fanfik Doctora Who, który obnażał głębie mojej duszy i takie tam (ale to już na pewno zaginęło).

Dziwny jest ten świat, co? :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A ja jestem nieśmiały. I stwierdziłem, że nigdy nic dobrego nie napiszę, więc nie warto próbować.

Dopiero konkurs NF mnie przełamał i moje pierwsze napisane w życiu opowiadanie można znaleźć na portalu :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Corrinn, Twój wiersz otworzył jakąś tajną skrytkę ze wspomnieniami w mojej głowie. Przypomniały mi się moje pierwsze poetyckie próby. Były tam zapałki. Nie było rymów. Wrzucałam je na fora pokroju działu poezja na bravo.pl. Borze sosnowy, ta skrytka powinna była pozostać zamknięta...

Nir, o nie, ja też sobie przypomniałam moje wiersze i opowiastki na konkursy Victora Juniora. Zamykajmy tę skrytkę, byle szybko :D

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Nir, Minuskuła

Oj, przepraszam za otwarcie tych skrytek. Mea culpa! Więcej tego nie zrobię :D (hihi)

 

A co do moich pierwszych tekstów fantastycznych, były tam teksty o grach, w które aktualnie grałem. :) Np. o Duel of Champions.

Jeden z moich ulubionych fragmentów:

Coś miauknęło za drzwiami.

– Pewnie czarny kot.

– Dlaczego myślisz, że czarny?

– W nocy wszystkie koty są czarne.

– Racja.

Pierwsze opowiadanie popełniłam w wieku 4 lat, do obrazków dopisałam (drukowanymi literami) historię, która się na tych obrazkach mogła zdarzyć ;) jedno ze zdań brzmiało “A wilk chapsnął te owce” :P

Corrinie, tekst z kotami bardzo fajny!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

W piątej klasie się to zadziało. Leżałam chora w domu. O zgrozo, przeczytałam już wszystkie książki i domowe, i biblioteczne, w tym jakąś część Pana Samochodzika, i tak się nudziłam przeokropnie, że postanowiłam napisać kolejną część. Chyba z pięć rozdziałów trzasnęłam. Przypuszczalnie manuskrypt trafił do piwnicy, gdzie zjadły go myszy lub zalała woda z pękniętej rury :(

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Fajny wątek :)

 

W trzeciej klasie podstawówki napisałam powieść zajmującą cały 32-stronicowy zeszyt. Niestety, już jej nie mam, ale pamiętam, że były to przygody grupy dzieci, które szukały skarbów, rozwiązywały zagadki, łapały duchy, a w międzyczasie walczyły z podwórkową bandą i jeszcze miały czas na robienie żartów nauczycielom. Wątki zmieniały się bez większego składu i porządku, w zależności od tego, co akurat czytałam.

 

 

Koty yes i wilk też XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dwa opowiadania fantastyczne (jedno z elementami horroru) w podstawówce, jakoś chyba w piątej klasie – w sumie na tutejsze kategorie to szorty. Miałam super polonistkę, która zachęcała do własnej twórczości. Znalazłam to ostatnio w starych papierach i to horrorowe po niewielkich przeróbkach nawet by się na portal nadawało :D

Potem oczywiście pisałam i nie kończyłam powieści. Pierwszą skończyłam jakoś niedługo po maturze, wysłałam nawet na jakiś konkurs, ale to formalnie był tom pierwszy sagi fantasy, więc raczej na wstępie nie miał szans. (Ha ha ha, mroczny ponury śmiech). Ale też to ostatnio przeczytałam – konkretnie pierwszą część tego pierwszego tomu i ona sama nadaje się na przerobienie na całkiem sensowną powieść, jeśli rozwinę jeden wątek...

No a potem opowiadanie, które niedawno poszło w Esensji, po czym już twórczość plus minus znana z portalu...

http://altronapoleone.home.blog

Dobrze, że powstał taki wątek, bo nawet ostatnio przypomniała mi się moja pierwsza “książka”. Nie pamiętam dokładnie, kiedy ją napisałam, ale nie chodziłam chyba jeszcze nawet do podstawówki i byłam na etapie czytania książeczek, czy też bardziej takich broszur z obrazkami wielkości połowy a5, mam nadzieję, że kojarzycie. Opowiadały o gadających zwierzątkach itp., całą stronę zajmował obrazek i było tylko trochę tekstu. Skoro czytałam “książki”, to było dla mnie całkowicie naturalne, że sama też mogę napisać.

Więc napisałam powieść obrazkową o tym, jak to zbudowałam statek kosmiczny z tekturowego pudła i poleciałam z moim kotem na Słońce – bo wszyscy latali na Księżyc, a ja nie chciałam być jak wszyscy. Ale jak doleciałam, to okazało się, że jest tam za gorąco i nie da się wylądować, bo statek spłonie. Koniec. Co dziwne, tematyka tego “dzieła” ewidentnie podchodziła pod SF, a teraz przecież pisuję fantasy, fantasy albo fantasy.

Dawno temu, w podstawówce popełniłem pierwszy tekst w ramach pracy domowej z polskiego.  Druga i trzecia też. Pewnie jak rozgrzebię archiwa w domu, to nawet je znajdę ;)

Potem długa przerwa, kiedy to raczej pisałem fabuły sesji RPG. Wróciłem do pisania z przypływu chwili i... tak powstał potworek o nazwie “Cena zniewagi”, który wylądował na NF. Z jakim skutkiem, można się przekonać :) Na szczęście potem się polepszyło...

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

napisałam powieść obrazkową o tym, jak to zbudowałam statek kosmiczny z tekturowego pudła i poleciałam z moim kotem na Słońce –(...) Ale jak doleciałam, to okazało się, że jest tam za gorąco i nie da się wylądować, bo statek spłonie.

Kurczaki, Ty wiesz, że dobre? Czuję się nieobdarzona przez naturę :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Oho, Corrin przypomina o klasycznej fazie na pisanie wierszy, którą pewnie przechodziła spora część. To już raczej czasy przełomu gimnazjum/liceum i za dużo ich nigdy nie napisałem, bo jakoś jednak wolałem, prozę, ale powstało kilka perełek jak np. “Lot”

 

Lot

Chciałbym mieć skrzydła

I móc, z perspektywy ptaka,

Pokazać wam wszystkim

Serdecznego faka

 

Eh, piękne czasy gimnazjum/liceum xD 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Kurczaki, Ty wiesz, że dobre? Czuję się nieobdarzona przez naturę :)

O, to może powinnam jednak wrócić do pisania SF-ów :o

Arnubisie, ja skończyłam na jednym wersie, ale za to jakim zadętym. (Nie, nie pokażę, mam jeszcze resztki godności osobistej :P)

Eh, piękne czasy gimnazjum/liceum xD 

Ja w gimnazjum: złachany polar, ogólna trauma, jeden wypadek w laboratorium od jokerowego śmiechu, zero pisania. Gimnazjum. To. ZŁO.

O, to może powinnam jednak wrócić do pisania SF-ów :o

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ups. Też napisałam kilka wierszy. Ale potem na szczęście dla świata i dla mnie przerzuciłam się na ich tłumaczenie ;)

http://altronapoleone.home.blog

O, wspomnienia:) 

Moje pierwsze, były rysunkami, czyli po dzisiejszemu rodzaj komiksu, bo tak było łatwiej i szybciej, pisanie nie nadążało, a i kulfony niezbyt mi się podobały, bo były takie nieestetyczne, nawet jeśli różnymi kredkami chmurki wypełniałam.

Poszłam do szkoły, pierwsza klasa i zasmarowywałam zeszyty  opowieściami o pewnej księżniczce. Mama dziwiła się, po co mi tyle zeszytów z czystymi kartkami, bez linii i kratek, a ponieważ najlepiej wymyślało mi się w łazience, więc ciągle mi przerywano.

Księżniczka miała diadem, piękne suknie i ojca – króla, władcę układu planetarnego Mgła, zamieszkałego przez Dogonów. Układ miał trzy planety: Mat, Fiz i Bio. Ojciec był ciągle w rozjazdach, bo sprawy wagi państwowej tego wymagały, kłótliwi byli ci mieszkańcy królestwa.

Historia zaczynała się od śmierci matki i błąkania się po pałacowych komnatach, aż do zaprzyjaźnienia się z ministrem wynalazków. Razem stworzyli wehikuł szybkiego czasu – trony, które błyskawicznie przenosiły na pożądaną planetę układu. Podczas kolejnej nieobecności ojca do każdej komnaty został wstawiony tron. Czasem było to zwyczajne krzesło, niekiedy fotel lub kościelna ambona.

Kiedy ojciec powrócił z kolejnej podróży zdziwił się, spróbował i zasmakował w krótszych podróżach. Niestety księżniczce nie dane było tym się długo cieszyć. Źli ludzie z planety Fiz sprawili, że wyparował, choć różne wersje były. 

Księżniczka została królową i wtedy dopiero miała przechlapane.

Uwielbiałam rysować diademy, suknie, trony w rozlicznych pokojach i mieszkańców planet, którzy przystosowali się do ich klimatów: zimna, gorąca i obojętności.

 

Teraz, myślę sobie, że zainspirował mnie przyjaciel rodziców, który kochał scfi i przynajmniej połowę czasu na wizytach u nas spędzał ze mną wymieniając się książkami i – już później – opiniami o przeczytanych pozycjach. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Czekamy na drugą Voyage to Arcturus :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ciekawe czemu na języku polskim nie uczy się dzieciaków pisać? Wałkują ortografię – i dobrze!, wałkują gramatykę – też dobrze, ale czasem do przesady. Bo tak się napędza teorię, teorię, teorię... a jak przyjdzie co do czego, to dzieciak ani nie wie, gdzie postawić przecinek, ani gdzie spację, ani w ogóle okazuje się, że zna pojęcie imiesłowa odprzymiotnikowego lewoskrętnego, ale kiedy pisać Ty/ty, albo kiedy liczby słownie, a kiedy cyframi to już nie wie.

Już nie mówię o tym, że na język polski jest przeznaczone od cholery godzin, ale nie podzielą tego jakoś rozsądnie tylko wszystko do wora – teoria, praktyka, gramatyka, ortografia, historia literatury kulturoznawstwo, biblia itd. itd...

Niby język polski, a nijak nie szykuje do zawodów z językiem związanych – dziennikarz, pisarz, korektor itp. itd.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ja tam nie narzekam na język polski, bo też trafiłem na nauczycielkę co mnie do pisania zachęcała i w tym wspierała, więc jednak się da. Ale to już tylko od dobrej woli nauczyciela zależy. Chociaż niby trochę tych wypracowań się pisze, więc nie przesadzaj że w ogóle praktyki nie ma. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Moje pierwsze “książki” były historyjkami inspirowanymi  dobranockami (coś na kształt fanfików, głównie do Muminków). Mieliśmy wtedy w domu mnóstwo papieru do drukarek starego typu (takie łączone ryzy do rozrywania, z dziurkowanymi bokami). “Pisanie” polegało na rysowaniu ilustracji oraz poziomych linii udających tekst.

Potem we wczesnej podstawówce gryzmoliłam historyjki w zeszytach szkolnych i blokach rysunkowych. Niektóre chyba się jeszcze zachowały.

Ciekawe czemu na języku polskim nie uczy się dzieciaków pisać?

 

To chyba nie do końca tak jest. Ten wątek spowodował, że mam cały czas przed oczami pierwsze prace mojego syna (10 lat, teraz V klasa). Rysuje takie swoje mini komiksy, ale pisze też opowiadania, i wiele z nich powstało właśnie na polskim. Tylko miał w zeszłym roku cudowną polonistkę, która niestety odeszła. I bardzo wspierała taką twórczość. Czasem się nawet obawiałam, bo niestety te historyjki często bywają krwawe, ale ona i tak była zachwycona kreatywnością.

Chyba nawet w programie coś na kształt pisania krótkich opowiadań jest, a jak już dzieciaki trafią na fajną nauczycielkę, to naprawdę mogą powstawać fajne rzeczy.

Omg właśnie sobie uświadomiłem że nick Ajzan to Ajzan a nie Azjan :O 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Pamiętam doskonale, że była to czwarta klasa podstawówki, czyli w wieku 10 lat.

High five, Aryo! Dokładnie w tym samym czasie powstały moje rozdziały powieści o nastolatkach z supermocami, spisywane w zeszycie. Dałem to nawet do przeczytania polonistce i pochwaliła mnie (bo cóż miała zrobić ;D) natomiast pamiętam, że bardzo jej się podobało, że stosowałem wariacje didaskaliów, a nie po każdej wypowiedzi dopisek, kto to powiedział.

Prowadziłem też bloga z fanfikiem o Pokemonach, który miał kilkadziesiąt odcinków i spore grono fanów, ale to jest już nie do odzyskania, bo Onet zamknął swoje blogi. :(

Pamiętam też, że mając lat -naście postanowiłem narysować komiks z postaciami z supermocami, ale znudziło mi się i stwierdziłem, że szybciej i łatwiej będzie to opisać, niż narysować. Nadal mam na dysku ~120 stron tej epopei. :D

To częsty błąd, Arnubisie. :-)

Kurczę, czytam te wasze historyjki i się śmieję, a sama mam do zaoferowania tylko historię o dziewczynie, która była nieszczęśliwie zakochana, aż przyszedł krasnoludek i zabrał ją do krainy zwanej Nieśmiałościolandia. To była kreatywność!

Potem było już lepiej, bo pamiętam, że pod koniec podstawówki napisałam na polskim wypracowanie, w którym dorobiłam takie tło psychologiczne Balladynie, że nagle jej mord zdawał się być jedynym logicznym wyjściem. Przy okazji odniosę się też do zarzutu, że na polskim się nie pisze. Mnie się wydawało, że pisaliśmy całkiem sporo. Z gimnazjum też pamiętam kilka wypracowań, które czytałam na głos, a klasa turlała się ze śmiechu, miłe wspomnienia :)

No i fajny pomysł na wątek, Minuskuło – zresztą widać, ilu wspominających się tu zebrało :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

MrBrightside, a próbowałeś może odszukać bloga przez internetową maszynę czasu? Mojego fanfikowego bloga znalazło, mimo że sam portal też już dawno nie istnieje.

Ja próbowałam znaleźć w ten sposób mój pierwszy blogasek ever. Nie ma. :-(

Hrm.

Wayback Machine doesn't have that page archived.

 

:p

Czyli wychodzi na to, że miałam jakieś parszywe szczęście :P

Ostatnio w Wayback Machine nie było kilku stron, które wcześniej były na pewno. Moze reorganizują coś u siebie.

Jakieś podrygi mojego bloga tam są, bo wyszukuje URL jednego odcinka, ale nie da się go otworzyć ani podejrzeć, po prostu jest.

Wspaniały wątek, aż przegrzebałem wszystkie szafki i szuflady, żeby znaleźć mój rękopis z gimnazjum! No ale nie on był pierwszy.

W wieku około sześciu lat zrobiłem komiks o rycerzu z dużym mieczem. Wziąłem trzy kartki A4, złożyłem je, zrobiłem otwory dziurkaczem i przewiązałem sznurek, żeby się trzymały (taki inżynier byłem!). Komiks opowiadał właściwie... pamiętam, że tam była wieża i on szedł do niej po coś, ale na pewno nie po księżniczkę, bo nie lubiłem księżniczek XD

Drugie podejście to praca domowa z gimnazjum (nie wiem czy gdyby nie ona, to byłym teraz tutaj, mimo że zacząłem pisać więcej ładnych parę lat później). Omawialiśmy fragment Lema, a w zadaniu mieliśmy napisać fragment sf. W sumie dam wam cytat, a co! Przepiszę dosłownie jak jest na kartce.

2 dni po katastrofie

Stało się, wybuchła wojna atomowa a po dwóch dniach wybuchła ziemia. Jesteśmy jedyną grupą Homo Sapiens której udało się przeżyć. Nie wiemy co zrobić mamy zaopatrzenia na jakieś dwa tygodnie. Gdybyśmy wiedzieli co się stanie wzielibyśmy więcej ale to miała być tylko wyprawa badawcza do wnętrza Marsa. Co ciekawe znaleźliśmy życie na Marsie, ale kogo to teraz obchodzi.

Miałem rozmach... i papiery na dysortografię, więc proszę, nie szkalujcie XD.

Później sobie podróżowali, znaleźli planetę podobną do ziemi, tylko cofniętą o ileś tysięcy lat. Jeden wylądował, drugi został na statku, a po kilku dniach ten co został zorientował się, że na planecie czas leci dziwnie szybko. Obliczył i wyszło na to, że ten jego kolega, spędził na lądzie już dziesięć lat i nie wrócić (nie pytajcie jak na to wpadłem, wtedy to wszystko potrafiłem sobie logicznie wytłumaczyć).

A pierwszy wierszyk z wątkiem fantastycznym mówił “o Jakubie z Głogowa, który postanowił pobawić się w boga”.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Drodzy użytkownicy cieszący się z wątku – cieszę się z Wami, fajna to i nostalgiczna podróż w przeszłość. Miło czyta się Wasze, niejednokrotnie bardzo zabawne, historie :D

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Proszę, jaki ładny temat :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nir, wpisuję się do fanklubu czarodziejów ;)

 

W liceum pisałam romans fantasy. On był odmłodzoną kopią Gandalfa, głównie cierpiał i wzdychał do wojowniczki, która nie miała czasu, bo ciągle jechała na jakąś misję. Pamiętam szalenie skomplikowane tło psychologiczne tej opowieści. Najpierw ona nie domyślała się jego uczuć, więc wolała ratować świat. Później nagle się w nim zakochała i zaczęła cierpieć, bo miała kolejną misję.

Na dodatek czerpałam pełnymi garściami z “Władcy Pierścieni”, chociaż wtedy ta opowieść wydawała mi się bardzo oryginalna.

 

ANDO, zła kobieto. Przypomniałaś mi romans napisany w siódmej klasie podstawówki. Niestety wyrzucony :(

http://altronapoleone.home.blog

Drakaina, czy też pisałaś o czarodziejach?

Mytrixie, szkoła óczy i wyhowóje – ale niekoniecznie pod kątem czegokolwiek poza tym.

historię o dziewczynie, która była nieszczęśliwie zakochana, aż przyszedł krasnoludek i zabrał ją do krainy zwanej Nieśmiałościolandia.

heart

 papiery na dysortografię

Też miałam :P

Najpierw ona nie domyślała się jego uczuć, więc wolała ratować świat.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie, romans był wyjątkowo realistyczny :/ Były nawet dwa – jeden współczesny z piłką nożną w tle, i drugi dziejący się nie wiadomo kiedy na dość baśniowym Bliskim Wschodzie :D

http://altronapoleone.home.blog

A ja przypomniałem sobie, że w podstawówce napisałem też opowiadanie o “panu Surducie”, który był elfem zanoszącym garnce złota na koniec tęczy, i nosił zielony surdut. Niestety ciężko mu było dotrzymać wszystkich terminów, ale i tak był najlepszy w swoim fachu. :)

Ładny pomysł, Corinnie :)

http://altronapoleone.home.blog

Popieram, dobra historia, Corrinn :D

www.facebook.com/mika.modrzynska

Ale miło mi się czytało Wasze wspominki.

Mój pierwszy tekst powstał jak miałam jakieś piętnaście lat i oczywiście było to romansidło, ale na wesoło. Niestety, rękopis zaginął i nie został znaleziony w Saragossie ani nigdzie indziej. Bo oczywiście był pisany na kartkach. 

Kolejna była powieść “Łzy Boga Deszczu”, powstała po (o cholercia) prawie czterdziestu latach jako lekarstwo na stres w pracy. A w międzyczasie pisałam historyjki i wierszyki dla moich dzieci. I one nigdy nie ujrzały świateł wielkiego świata. Też nie mogę znaleźć rękopisów, bo powstawały w zeszycie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Mój pierwszy napisany na poważnie tekst ukaże się niebawem w antologii "Umieranie to parszywa robota". ;)

He, a ja tajemniczej przeszłości nie mam :-) 

Mój pierwszy tekst (nie licząc dwóch drabbli) można znaleźć tu:

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/13233

Ale polecam tylko najtwardszym masochistom ;-) 

Chociaż (chyba już kiedyś o tym wspominałem) we wczesnej podstawówce popełniłem opowiadanie o dzielnym rosyjskim (wtedy jeszcze radzieckim) pilocie, który swym wspaniałym MiGiem zwiewał na Zachód. Ale go zestrzelili i spadł na stary, opuszczony cmentarz. Lądowanie obudziło trupy i zaczęły się kłopoty, ale dzielny pilot odkrył, że znajduje się tam wejście do podziemnego labiryntu, jak to zwykle na cmentarzach bywa. Wewnątrz czaiły się rozmaite paskudy, z pająkami o ludzkich głowach na czele, ale dzielny pilot radził sobie z nimi przy pomocy swego wiernego kałasznikowa, bo przecież każdy dzielny radziecki pilot ma takiego zawsze przy sobie. Za cholerę nie pamiętam jak to się skończyło, o ile w ogóle się skończyło... 

Chociaż, kurde, może powiniem kontynuować tę historię, ma potencjał :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

drugi dziejący się nie wiadomo kiedy na dość baśniowym Bliskim Wschodzie :D

Baśniowość rulz :)

ciężko mu było dotrzymać wszystkich terminów, ale i tak był najlepszy w swoim fachu. :)

Jejciu, ale słodkie heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Thargone, to brzmi naprawdę super, masa potencjału, do roboty :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Zmotywowany tym wątkiem, odbyłem dzisiaj podróż sentymentalną do czytelni Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i odnalazłem po ponad 31 latach to:

 

Świat Młodych nr 7/1988 :)

Co ciekawe, nigdy wcześniej nie miałem tego w rękach – redakcja nie informowała, kiedy puści opowiadanie, a to był numer sobotni, część kiosków zamknięta i jakoś mi przepadł...

Moją pierwszą, pisaną “na poważnie” i ukończoną powieść popełniłam w gimnazjum. To była historia o chłopczycy wychowywanej przez emerytowanego rycerza, która zostaje wysłana przez pana wioski, gdzie mieszka z misją dostarczenia trzech listów bezpośrednio do rąk władców trzech różnych krain – swego własnego, pani Elfów i króla smokoludzi. Po drodze bohaterce wpada też w ręce tajemniczy, przeklęty miecz, przez który pod koniec “książki” na moment zmienia się w potwora.

Na wyprawę dziewczyna zabiera ze sobą czwórkę dzieciaków z rodzinnej wioski (nie pytajcie czemu): dziewczynkę i trojaczki o jeszcze mniejszej ilości indywidualnych cech niż siostrzeńcy Kaczora Donalda.

Podczas podróży do tej najdziwniejszej drużyny kurierskiej dołączają na dłużej:

– Młody włóczęga umiejący porozumiewać się ze zwierzętami oraz jego zwierzęcy kompan, gryzoniowaty Pokemon umiejący zjeść wszystko, niezależnie od wielkości. Poza tym chłopak, o wdzięcznym imieniu Powsinoga, był wilkołakiem, co skrzętnie ukrywał przed innymi, obwiązując sobie dolną połowę twarzy chustką, bo zęby i język miał non-stop wilcze.

– Druga dziewczyna, która z jakiegoś powodu ukrywa, że jest córką króla.

– Gnom lojalny wobec głównej bohaterki niczym Zgredek, tylko chyba bez tendencji masochistycznych.

– Dzik, pupil głównej bohaterki.

– Czarny ptak drapieżny (gatunku zapomniałam), następny zwierzak Powsinogi.

– Klacz jednorożca – wierzchowiec uratowany przez Powsinogę. Dzięki swojej magii umiała zmieniać się w dowolne zwierzę, w tym człowieka. Szkopuł był tylko taki, że wszystkie jej formy były białe i niesamowicie urodziwe a w każdej jedynym odgłosami, które mogła wydawać z siebie, były te typowo końskie. Na szczęście, umiała też w telepatię.

 

Naprawdę, mogłabym chyba jeszcze trochę o tym “dziele” napisać, bo miałam cały cykl zaplanowany łącznie z pokrętnym lore.

 

Debiut papierowy w tak młodym wieku? Gratki, Coboldzie! :D

Ja odnalazłam właśnie pierwszą “powieść” napisaną w drugiej klasie podstawówki.  Obyczajówka. :) Nudna jak flaki z olejem.

Znalazłam też jakiś horror napisany chyba w czwartej  klasie podstawówki (nawet nie pamiętałam, że coś takiego popełniłam). To historia pewnej wycieczki klasowej. Upiorne dzieci miały upiorne przygody, natomiast finał była taki, że podczas wyprawy w góry tak wkurzyli przewodnika, że ten, i tu cytat:

“Rozwścieczony przewodnik wpada w pasję i chwyta pobliską limbę i zaczyna walić nią na oślep w wycieczkę. Nie zauważa mężczyzny w zielonym mundurku stojącego, tuż obok. Gdy przewodnik zamordował już całą klasę, został obezwładniony przez mężczyznę w zielonym mundurku, oraz wtrącony do więzienia, za niszczenie drzew w parku narodowym”.

Pisownia i interpunkcja oryginalna. Płaczę. :D

 

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Coboldzie, gratulacje :)

AQQ, piękne :)

Przynoszę radość :)

Moją pierwszą, pisaną “na poważnie” powieść popełniłam w gimnazjum. To była historia o chłopczycy wychowywanej przez emerytowanego rycerza, która zostaje wysłana przez pana wioski, gdzie mieszka z misją dostarczenia trzech listów bezpośrednio do rąk władców trzech różnych krain – swego własnego, pani Elfów i króla smokoludzi. Po drodze bohaterce wpada też w ręce tajemniczy, przeklęty miecz, przez który pod koniec “książki” na moment zmienia się w potwora.

Na wyprawę dziewczyna zabiera ze sobą czwórkę dzieciaków z rodzinnej wioski (nie pytajcie czemu): dziewczynkę i trojaczki o jeszcze mniejszej ilości indywidualnych cech niż siostrzeńcy Kaczora Donalda.

Podczas podróży do tej najdziwniejszej drużyny kurierskiej dołączają na dłużej:

– Młody włóczęga umiejący porozumiewać się ze zwierzętami oraz jego zwierzęcy kompan, gryzoniowaty Pokemon umiejący zjeść wszystko, niezależnie od wielkości. Poza tym chłopak, o wdzięcznym imieniu Powsinoga, był wilkołakiem, co skrzętnie ukrywał przed innymi, obwiązując sobie dolną połowę twarzy chustką, bo zęby i język miał non-stop wilcze.

– Druga dziewczyna, która z jakiegoś powodu ukrywa, że jest córką króla.

– Gnom lojalny wobec głównej bohaterki niczym Zgredek, tylko chyba bez tendencji masochistycznych.

– Dzik, pupil głównej bohaterki.

– Czarny ptak drapieżny (gatunku zapomniałam), następny zwierzak Powsinogi.

– Klacz jednorożca – wierzchowiec uratowany przez Powsinogę. Dzięki swojej magii umiała zmieniać się w dowolne zwierzę, w tym człowieka. Szkopuł był tylko taki, że wszystkie jej formy były białe i niesamowicie urodziwe a w każdej jedynym odgłosami, które mogła wydawać z siebie, były te typowo końskie. Na szczęście, umiała też w telepatię.

Czytałbym.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Bolly, czasem powraca do mnie myśl, by przynajmniej do koncepcji tych bohaterów, bo cała “powieść” jest nie do odratowania.  Mam gdzieś ten twór wydrukowany, ale sama mam obawy przed przeczytaniem tego ponownie, bo mogę nie przetrwać poziomu żenady.

AQQ, to jest piękne :D

Ajzanie, podoba mi się ta szalona mieszanka bohaterów. Trochę jak w “Rudej sforze”, czytałbym ;)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Trudno powiedzieć, który tekst był pierwszy. Wiem, że mające te 10-12 lat, pisałem kilkulinijkowe koszmarki na maszynie do pisania. Poszły do śmietnika i chyba dobrze. Za wiele też ich nie było.

Pierwszy tekst, który przeczytał ktoś poza mną, to fanfic serialu “Lost”. Rok chyba 2007. To był konkurs na forum, twórczość dowolna, można było rysować, pisać itd. Tekst nie był długi, jak go po latach odszukałem (jest do znalezienia w necie) to stwierdziłem, że bardzo słabo napisany, ale innym użytkownikom się podobał. Choć chyba nie wygrałem.

Pierwsze prawdziwe opowiadanie napisałem w 2012 roku (Przez dziurkę od klucza).

Jestem w szoku, że pierwsze opowiadania części z Was nadawały się do czytania i druku. Ja na starym dysku mam chyba z kilkadziesiąt opowiadań pisanych w przedziale wiekowym 8-16, a tych 16+ pisanych przed pierwszą ogólnie dostępną publikacją przynajmniej drugie tyle. Myślę, że wszystkich będzie ze spokojem 100+ :D Bardzo szanuję za to, że ktoś już za pierwszym/drugim podejściem potrafił wysmażyć coś, co nadawało się do czytania ;D

 

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Coboldzie – yes.

AQQ – powieść zaangażowana ekologicznie? :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Niektóre z Waszych wczesnych pomysłów naprawdę imponują. Jasne, wykonanie to co innego, ale część z samych pomysłów na opowiadania i teraz wygląda interesująco. Może ten wątek sprawi, że ktoś wróci do starego tekstu i napisze go od nowa?

Tymczasem Ewelina spojrzała na niego, a on wejrzał w głąb jej oczu. Co zobaczył? Tego nigdy się nie dowiemy, ale można powiedzieć, że u Artura wystąpił poważny error.

 

Ach, chyba kiedyś dokończę to opowiadanie. :) Co prawda to już świeższy tekst, bo napisany kilka lat temu, ale zawsze miło powspominać. Oryginał jest nadal dostępny w necie. :D

Ten cytat, którzy wrzuciłeś, Corrinnie, idealnie pasowałby na następną edycję grafomanii :) 

 

 

Bardzo szanuję za to, że ktoś już za pierwszym/drugim podejściem potrafił wysmażyć coś, co nadawało się do czytania ;D

Prawda? Też mam na dysku kilkadziesiąt tekstów, które nadawałyby się wspaniale na grafomianię, ale na nic więcej :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Bolly, czasem powraca do mnie myśl, by przynajmniej do koncepcji tych bohaterów, bo cała “powieść” jest nie do odratowania.  Mam gdzieś ten twór wydrukowany, ale sama mam obawy przed przeczytaniem tego ponownie, bo mogę nie przetrwać poziomu żenady.

No cóż, mnie się ten “twór” – przynajmniej na poziomie konceptualnym – wydaje bardziej atrakcyjny niż te twoje “Wichrowe Wzgórza” z nordyckimi bogami w rolach głównych.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Nowa Fantastyka