- Hydepark: Lektury szkolne i książki ważne.

Hydepark:

książki

Lektury szkolne i książki ważne.

"Dla pisarza najgorsze jest, kiedy jego książka stanie się lekturą szkolną. Kto go wtedy będzie czytał?"

Tak kiedyś powiedziała matka mojego chłopaka, nauczycielka historii. ;)

 

Czeba przyznać, że coś w tym jest. Achika mnie do takowych myśli natchnęła.

Bo przecież, który uczeń pod wpływem nauczycielskiego przymuszenia przeczyta jakąś książkę? Niewielu takich jest. Sama przyznam się bez bicia: trylogii Sienkiewicza nie czytałam, jakoś bardziej mnie wciągnęła husycka Sapkowskiego. Sienkiewicza nawet jako lektury nie miałam, ale "po co mam czytać coś, co jest lekturą? Musi być strasznie nudne..."

Chociaż takie Quo Vadis Sienkiewicza, Zbrodnię i Karę Dostojewskiego i Granicę Nałkowskiej przeczytałam (przeczytałam i więcej, ale te mi w pamięci najbardziej zapadły). Nie jest więc tak źle. ;) Ale może dlatego, że ciekawość jest silniejsza od lenistwa? "Jak może być, żeby w szkolnej lekturze pisali o prostytutce! O kurczę, to może być niezłe."

Co sprawia, że lektur (prawie) nikt czytać nie chce? Osobiście sądzę, ze jest to wina samych nauczycieli, którzy te lektury po prostu nieciekawie na lekcjach opracowują.

Jest to też wina internetu... Wpiszemy taką Granicę w google. I pierwsze co nam wyskoczy to opracowania i streszczenia. W sklepach coraz częściej są dostępne nie lektury, ale ich streszczenia, ostatnio widziałam nawet w postaci płyty CD (!). Młodemu pokoleniu już nawet streszczenia się nie chce czytać.

I ciekawostką jest fakt, że w głównej mierze to właśnie lektury są opracowywane i streszczane. Jak na maturę ustną szukałam materiałów pomocniczych do przeczytanego przeze mnie Smętarza dla Zwierząt to dosłownie niczego nie znalazłam, poza kilkoma amatorskimi recenzjami. Cóż, uczniowie tego nie potrzebują. Uczniowie potrzebują lektur. Więc portale wychodzą im potrzebom naprzeciw.

 

A później się dziwimy, że dzieciaki nie czytają.

Komentarze

obserwuj

Nauczyciel, który potrafi zachęcić do przeczytania lektury to skarb. Ja takiego nie miałem :)
Na 2-5 książek, jakie czytałem miesięcznie, 0,1 to były lektury.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Nie oszukujmy się, lektury w szkole nie są w większości literaturą, która trafia do młodzieży. Ja osobiście próbowałem czytać każdą książkę zadaną przez nauczyciela, ale zwykle odkładałem je po kilkudziesięciu stronach. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie tylko Jądro ciemności i Zbrodnia i kara. Faktycznie istnieje obecnie w szkołach niechęć do czytania lektur. Nawet jak ja chodziłem do liceum, to zdecydowana większość osób czytała tylko opracowania. Ostatnio młodsza siostra, obecnie w klasie maturalnej, powiedziała mi, że sam nauczyciel przy omawianiu Jądra ciemności wolał puścić im film Czas apokalipsy zamiast zmuszać uczniów do czytania tej lektury. Jeśli ma się to zmienić to trzeba mocno przeredagować zbiór lektur w szkole. Co z tego, że taka Lalka, czy Nad Niemnem to klasyki literatury polskiej, jak obecnie przeciętny nastolatek zanudzi się na śmierć czytając te książki. Co szkodzi by w zbiorze lektur znalazł się na przykład Nowy wspaniały świat, Wehikuł czasu, albo Folwark zwierzęcy ?

U mnie też polonistka dała do obejrzenia Czas Apokalipsy. Ja aż do początku liceum czytałam WSZYSTKIE LEKTURY (nie miałam Krzyżaków ani niczego takiego, może to temu). Ale w liceum, szczególnie w 3 klasie kobitka np w poniedziałek mówiła, że na środę mamy przeczytać cały Potop. I mówiła to kilku klasom. Nawet wypożyczyć nie było jak. No to wiadomo: pobieramy film i jazda...
Powiedzieć Ci clayman, czemu nie chcą dać? Bo są niezgodne z myśleniem naszych polityków. Przecież Medaliony Nałkowskiej właśnie z tego powodu przestały widnić na liście lektur.

Jak to było w piosence Budki Suflera "Dwudziesty Wiek":
"Podstępnie to stawiać pomniki za dnia
A głupio je burzyć bo zmienił się czas"
A tak właśnie jest z wieloma lekturami, które nimi już nie są.

To mam taką propozycję: zasugerujcie jakieś zamienniki obecnie omawianych lektur szkolnych. Na poziomie ogólniaka. Powiedzmy po jednej dla każdej epoki. Bardzo jestem ciekaw tych książek :) Jak komuś się chce, to może chociaż jedno zdanie uzasadnienia. Żeby było wiadomo np. co dany utwór wnosi, na czym polega jego nowatorstwo, dla jakiego nurtu jest charakterystyczny, jakie ważne sprawy porusza albo czego może nauczyć. Samo „jest ciekawy" może nie wystarczyć.

Pytanie można zadać inaczej, które lektury powinny wylecieć i zrobić miejsce dla innych. Bo nie można zaprzeczyć, że jest kilka pozycji takich, że każdy powinien to przeczytać i koniec.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Młodego człowieka trzeba niestety zmuszać do pewnego wysiłku, do czytania chodź by lektur, bo inaczej sam po nie nie sięgnie. Gdyby pobłażać młodzieży ta najchętniej zrezygnowałaby z wielu rzeczy. A do szkoły chodzi się nie po to aby posiedzieć kilka godzin i ponudzić się. Ważny jest program nauczania i przestrzeganie go. Czytanie lektur, których się samemu nie wybrało. Nie można pobłażać widzi mi się uczniowskiej solidarności. To do niczego nie prowadzi. Dużo osób narzeka na to, że język polski jest trudny, ortografia Są i tacy, którzy twierdzą że należy zrezygnować z pisowni ch, rz i ó. Utrudniamy sobie życie. Kolejne postulaty młodzieży mogą być właśnie takie. Najpierw zrezygnujmy z lektur trudnych, a potem z trudnej pisowni. Szkoła uczy pewnych obowiązków. To pierwszy krok w stronę pracy. Młody człowiek po szkole idzie do danej pracy i musi tam też przestrzegać zasad. Wypełniać obowiązki. Nie zawsze po swojej myśli. Szkoła musi zatem zmuszać do pewnego wysiłku intelektualnego. Z perspektywy czasu jestem zadowolony, że czytałem tak wiele niechcianych książek. Krzywdy jako takiej mi nie wyrządziły, chociaż byłem w szoku czytając Medaliony Zofii Naukowskiej, czy Inny Świat. Książki, które opisywały holokaust, czy ludzkie zbydlęcenie i brak współczucia. Dla młodych ludzi może to być szok, dowiedzieć się o produkcji mydła dla III Rzeszy z ludzkiego tłuszczu. Na Zachodzie podobne tematy przerabia się dopiero na studiach. Niektórzy nawet nie mają pojęcia, że taki Mengele, czy jak mu tam było, prowadził eksperymenty na ludziach, głównie dzieciach. Ten koszmar oszczędza się młodemu człowiekowi. I moim zdaniem słusznie. Jestem za tym, by skreślić podobne lektury ze spisu. Bo można nabrać obrzydzenia do innych książek. Ewentualnie wspomnieć coś o tym na lekcjach historii. Do większości lektur nie miałem zastrzeżenia. Warto przysiąść do większości z nich. Warto znać klasykę.

Młodego człowieka trzeba niestety zmuszać do pewnego wysiłku, do czytania chodź by lektur, bo inaczej sam po nie nie sięgnie.
Czytanie lektur, których się samemu nie wybrało.

Lisek, własnie o tym mówię na początku tematu. ;) "Dla pisarza najgorsze jest, kiedy jego książka stanie się lekturą szkolną. Kto go wtedy będzie czytał?"Sprawiając, że jakaś książka staje się lekturą, zmuszamy je do przeczytania tego: dzieciaki nie lubią być zmuszane. Wystarczyłoby, żeby Krzyżacy nie byli lekturą, a dzieciaki nie miałyby awersji. I by to czytały. Bo ja czytałam taką trylogię husycką Sapkowskiego, a już nie czytałam Sienkiewicza. A przecież tak bardzo te ksiązki się nie różnią: Sapkowski sam się przyznaje do nawiązań. Ale wolę przeczytać jego, niż Sienkiewicza, bo Sienkiewicz to lektura, więc musi być nudna. ;) Wole też Władce Pierścieni czytać, bo fajniejsze, bo nie jest lekturą. A przecież w nim język nie jest łatwiejszy niż u Sienkiewicza. Tak wygląda myślenie przeciętnego licealisty.
Ale skąd ta awersja do lektur? Bo nauczyciele nie potrafią zainteresować. Mało jest nauczycieli, którzy starają się zainteresować.

Do gimnazjum czytałem lektury. Skłaniały mnie ku temu ciekawie prowadzone lekcje j.polskiego. W liceum, mimo, że byłem klasie humanistycznej przeczytałem w sumie 1,5 lektury. Nauczycielka była po prostu okropna. Samodzielne myślenie i zwolennicy fantastyki byli dla niej największym złem tego świata. Stwierdziłem, że nie warto się starać, bo cokolwiek bym zrobił nie przebiję jej ulubienic zaczytanych w opracowaniach. Teraz, kurde, męczy mnie, że pominąłem kilka książek z tamtego okresu i od jakiegoś czasu przymierzam się do nadrobienia materiału.

Ja się mocno wkurzyłam na moją nauczycielkę w pierwszej klasie liceum. Czytałam WSZYSTKIE lektury. Raz zdarzyło mi się nie przeczytać, nie zdążyłam wypożyczyć. I dostałam z kartkówki 1. Książkę przeczytałam 3 dni później (jakiś dramat, szybko się czytało) i postanowiłam poprawić. Na co kochana nauczycielka stwierdziła, że nie mogę poprawiać, bo sobie robimy żarty, nikt nie czyta, a później wszyscy chcą poprawiać. A była to moja pierwsza 1 i pierwsza poprawa. Wściekłam się i zaczełam czytać tylko opracowania, jak inni. Zaczełam dostawać 4 i 5. Bo tak działa nasza edukacja: nie liczy się wiedza, tylko ocena.

Awersja do lektur wynika z wielu czynników, osobistych mnie mam. Przede wszystkim z lenistwa. Mase ludzi nie czyta książek, pism, gazet. To im jak twierdzą nie jest potrzebne do życia. Wolą skoczyć do kina. Na piwo. Do kanjpy. Potańczyć, pobawić się. Wolą opracowanie, bo twierdzą, że nie mają czasu, przeciez trzeba odwiedzić znajomych. Iśc z dziewczyną do kina bo weekend. A tu opasłe tomisko do czytania.
Z wiekiem sięga się po inne ksiązki. Poważniejsze i okazuje się, że to przecież lektury. Po szkole średniej zaczytywałem się Sienkiewiczem i klasykami. Bo chciałem przeczytać coś ciekawego, powaznego i ładnie napisanego, bo obca literatura, zwłaszcza amerykańska, okazała się płytka. Oczywiście były i są wyjątki.
Myślę, że z wiekiem, dorastając, poważniejąc zmienia się nasz wybór lektury.
Dobrze jest też obejrzeć ciekawy program lub film dokumentalny na jakiś temat, własnie na lekcji historii. Posłuchać historii świadków czy osób które przeżyły coś (holokaust, wojnę), one nieczęsto łapią za pióro, ale można ich wysłuchać i jest to o wiele ciekawsze. Z duchem czasu.

Ile osób próbowało czytać lektury w ogóle? Przyjęło się, że są nudne i teraz każdy ma opinie "nuuuuda" a nawet nie przeczytał kilku pierwszych stron. Trafiają się nudne ale są też te ciekawe... "Domejki i Dowejki wszystkie sprzeciwieństwa pochodzily, rzecz dziwna, z nazwisk podobieństwa" ^^

Wściekłam się i zaczełam czytać tylko opracowania, jak inni. Zaczełam dostawać 4 i 5. Bo tak działa nasza edukacja: nie liczy się wiedza, tylko ocena.

Wydaje mi się, że to wynika z tego, że program nauczani jest przeładowany.
Dlaczego? Bo powinniśmy brać przykład z Zachodu. A tam dąży się do sprecyzowania umiejętności ucznia i klasyfikuje się go do profilowanej klasy.
Proagram jest skostniały, ale przede wszystkim za duży. Nalezy tworzyć nie klasy, ale profilowane klasy. Wyciągac z ucznia talenty, powiedzmy matematyczne, czy chemiczne, rozwijać je w tym kierunku i zaoszczędzić mu tego czy owego, a nie je tłamśić. Nie wszyscy są pojętni. Nie wszyscy na równi rozumieją matematykę itd.

Pytanie można zadać inaczej, które lektury powinny wylecieć i zrobić miejsce dla innych. Bo nie można zaprzeczyć, że jest kilka pozycji takich, że każdy powinien to przeczytać i koniec.

Tak, ale i tutaj potrzebne jest uzasadnienie. Dla nas, dla naszej przyjemności, bo przecież w ministerstwie nikt się tymi uwagami by nie przejął. Więc lista następująca: co (i dlaczego) wywalić i co w to miejsce (i dlaczego) wsadzić.

Książki, które opisywały holokaust, czy ludzkie zbydlęcenie i brak współczucia. Dla młodych ludzi może to być szok, dowiedzieć się o produkcji mydła dla III Rzeszy z ludzkiego tłuszczu. Na Zachodzie podobne tematy przerabia się dopiero na studiach. Niektórzy nawet nie mają pojęcia, że taki Mengele, czy jak mu tam było, prowadził eksperymenty na ludziach, głównie dzieciach. Ten koszmar oszczędza się młodemu człowiekowi. I moim zdaniem słusznie. Jestem za tym, by skreślić podobne lektury ze spisu. Bo można nabrać obrzydzenia do innych książek.

Naprawdę nie wiesz, po co czyta się takie utwory? Żeby pamiętać. Żeby nigdy nie zawierzyć komuś, kto wzywa do nienawiści. Żeby nie ufać komuś, kto stawia siebie wyżej od innych. Komuś, kto ma poczucie, że tylko on zna pewną prawdę o porządku świata i jedynie słusznych zasadach, które trzeba wcielić w życie. Bo on jest „człowiekiem niezwykłym". Bo on wie, gdzie stoi ZOMO. (ale patetycznie pojechałem)

Co do czasu, to w liceum jest go za mało na przeczytanie wszystkich lektur z listy bez rezygnowania z życia towarzyskiego. Ale wystarczy wywalić religię (2 godziny!!!) i wstawić w to miejsce polski i matmę, a będzie czas na oglądanie wszystkich "Potopów" i przygotowanie się do matury (matma jest znowu obowiązkowa).

Nie porównywałbym holokaustu do zomo. Nie ten temat.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Moim zdaniem niechęć do lektur ma też inne podłoże. Oczywiście to o czym napisaliście wyżej, jest prawdą ;)
Ale jak stwierdził mój były historyk, ludzie nie czytają lektur, bo zamiast przeżywać przygody głównych bohaterów (mniej lub bardziej ekscytujące) koncentrujemy się na tym, jaki kolor miała sukienka Izabelli, i jakie buty nosił Wokulski. I coś w tym jest. Do dziś pamiętam, jak przerabialiśmy Potop i polonistka pytała, jakiej maści był koń jednego z bohaterów (każdy dostawał innego). Przecież to była jakaś porażka. Niezależnie od tego, czy ktoś przeczytał Potop, czy nie, miał jedynkę.
Ja do liceum czytałam wszystkie lektury. W liceum, wybiórczo; tylko te, które mi się podobały. Z tematyki wojennej przeczytałam wszystkie, ale z kolei np. nie przebrnęłam m.in. przez Chłopów i Ludzi Bezdomnych. Mam taki plan, by nadrobić zaległości, w końcu są książki, które jednak wypada znać.

Panie Jajko, to oczywiście jest stopniowanie radykalizmu. I lektury o wojnie i Holokauście są właśnie po to, żeby wyczulić na radykalizmy wszelkiej maści. A miałem na myśli nie zestawienie hitleryzmu z komunizmem, tylko hitleryzmu ze współczesną polską (para)prawicą o lewicowym zacięciu, stawiającą intelektualistów na równi z ZOMO. Nienawiść buduje się długo, płaci się za nią słono, a trauma (oby tylko w wyniku lektury Medalionów albo Innego świata) służy do tego, żeby za wcześnie nie rozpoczął się proces rekonstrukcji ideologii nienawiści, a więc po to, żeby jak najdłużej pamiętano.
@lady madder Wśród nauczycieli też nie brakuje popaprańców. Można tylko współczuć (uczniom). Mnie szkoła średnia zaraziła czytaniem dobrych książek (z mejnstrimu). Pamiętam dobrze, jak polonistka zawarczała na mnie, kiedy powiedziałem jej, że mój ulubiony typ powieści to horrory. Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie warto czytać Mastertona. Potem zacząłem czytać bardziej wartościowe rzeczy, ale nie rozmawiałem już o tym z panią profesor :)

Przeczytałem większość lektur... ale dopiero po ukończeniu liceum. Dlaczego? Chyba sam nie potrafię sobie odpowiedzić. Może dlatego, że nikt ich nieczytał. Tymczasem "Dziady" Mickiewicza są dla mnie do tej pory, kto wie czy nie najlepszą książką jaką przeczytałem.

Naprawdę nie wiesz, po co czyta się takie utwory? Żeby pamiętać.

Wiem, co chcesz powiedzieć. Ale mozna na ten temat zrobić lekcję historii. Poza tym, co roku, przy okazjach różnych i rocznicach wspomina się o tym, czy o tamtym. Mozna zrobić wycieczkę na Pawiak w Warszawie. Do muzeum Powstania warszawskiego... są okazje by o nich wspomnieć.
Chodzi o to, że młody człowiek reaguke na te rzeczy inaczej niż osoba starsza. W Stanach Zjednoczonych istnieje rodzaj cenzury. Młodzym oszczędza się tego. Taką wiedzę szczegółową dostają na studiach, jeżeli np. studiują historię, czy literaturę, natkną się na te tematy prędzej czy później.
Ale społeczeństwu amerykańskiemu wytyka się "głupotę", a wyższy poziom nauczania jest w Europie. Jak nie najwyższy. (Pomijając prestiżowe uczelnie.) Czy to słusznie? Według mnie znajdą się plusy i minusy takiej edukacji. Zwolennnicy i przeciwnicy. Nie zdażało ci się słyszeć rżenia kolegów na lekcji, gdy temat był na tyle poważny, że należało milczeć w skupieniu? Pamiętasz może wyjście klasowe do teatru i głupie zachowanie kolegów z klasy?
Na marginesie, o wojnie i holokauście mówi się bardzo dużo, powstaje w Warszawie nowe muzeum... jest wiele programów historycznych, filmów dokumentalnych.
A co do pamiętania i odbioru dzieła... Każdy będzie co innego pamiętał. Ten kto nie czyta lektur po Medaliony nie sięgnie. Więc nic nie zapamięta. Szybiej obejrzy film Katyń, Wajdy.
Według mnie trzeba raczej zapominać o takich rzeczach. Może zabrzmi to abstrakcyjnie - wybaczyć i żyć dalej. W Unii panuje postawa otwierania granic. Niszczenia barier dzielących narody. Może symbolicZnie, ale to pierwszy krok ku lepszemu. Młody człowiek ma na półce Mastertona i Medaliony, a w głowie niejasne rozeznanie o świecie, nieugruntowany światopogląd (jest często jak horągiewka na wietrze) . Zależy oczywiście jaki to jest ten młody człowiek. Ale ważne, żeby nie pomylił fikcji z rzeczywistością. Pije do tego, że musimy starać się ufać sobie, a nie nosić w plecakach naładowaną broń, bo komuś odbije i nie znasz dnia ani godziny.
Jestem zwolennikiem zapominania.

Pamiętasz może wyjście klasowe do teatru i głupie zachowanie kolegów z klasy?
Nie zapomnę wyjścia na Dzieci Sendlerowej, kiedy w pewnym momencie jedna z dziewczynek żydowskich mówi, że nazywa się Miriam. Wtedy to ja nawet nie wyrobiłam ze śmiechu... ^^"
Ale nie zgadzam się z tym, że powinna być "cenzura" i że nie powinno się o tym pamiętać. I to właśnie Stany zjednoczone są tego przykładem. Wiadomo powszechnie, czemu mają tak naprawdę służyć ich "misje pokojowe". Zależy im na pieniądzach i tym, co mogą wyzyskać z danego kraju. Czemu tak się pchają do wojen? Wietnam, Kuba, wszystko jest efektem jednego problemu. Nie dotknęła ich bezpośrednio żadna Wojna Światowa, jedyna jaka u nich była to secesyjna. Oni po prostu nie pojmują, jakie efekty wojna daje. Nikt na nich nie zrzucił bomby atomowej, nikt nie zrujnował ich domów, nikt ich nie katował w komorach. A jeżeli my nie będziemy pamiętać o naszej historii, o tym co zrobiła wojna, będziemy tacy sami.
Historia lubi się powtarzać, szczególnie jeżeli się o niej nie pamięta.

Do Erretha, c.d.

Żeby pamiętać.


Tak mi przyszło nagle do głowy... Z pamiętaniem jest trochę jak z tymi lekturami obowiązkowymi, których nikt nie chce czytać. To nauczyciele chcą, abyś pamiętał to czy tamto, bo będziesz z tego przepytywany.
Nikt cię jednak nie zmusza do czytania lektur, możesz skorzystać z opracowania. Wydukać regułkę. Coś tam wiesz i jest ta trójczyna. Nikt mnie zmusi bym pamiętał o czymś, o czym wolę zapomnieć.
Czy sądzisz, że cywilizowany świat pozwoli aby tamto ZŁO się powtórzyło?
ZŁO przybierze nową maskę.

Zgadzam się w całej rozciągłości z Ikumi i Errethem. A jako lekture obowiązkową (tak wracając do tematu zastąpienia istniejących) do tematyki Wojen Światowych dodałbym Paragraf 22 i może Komu bije dzwon. Właśnie ku przestrodze. By ukazać młodym ludziom (rozmawiamy o licealistach, prawda?), że wojna to nie jest fajne strzelanie jak w Medal of Honor czy epicka, bohaterska sprawa, jak w Szeregowcu Ryanie.

Och, Paragraf 22 jest poprostu uroczy. ;] Udowadniając, że jesteś wariatem udowadniasz, że jesteś normalny: motyw niemal jak z Alicji w Krainie Czarów. ;]

Uroczy jest. Ale też poruszający. Chyba bezmyślność, okrucieństwo i głupota wojny nie została nigdzie tak dobrze sportretowana. Szczególnie w wywołującym (przynajmniej we mnie) piorunujące wrażenie zakończeniu książki.

"Co sprawia, że lektur (prawie) nikt czytać nie chce? Osobiście sądzę, ze jest to wina samych nauczycieli, którzy te lektury po prostu nieciekawie na lekcjach opracowują."

To jest złożona kwestia. Lektury są różnorodne. Na pewno wśród wielu książek przekrojowo przedstawiających różne epoki można wybrać coś zgodnie ze swoimi zainteresowaniami, ale trzeba mieć czytanie we krwi i po prostu lubić tę czynność. Przykładowo ja lubiłam średniowieczne teksty, starożytne również, Iliada nie była dla mnie męczarnią, tak samo późniejszy Makbet, zmora niejednego ucznia - po prostu kwestia trafienia na odpowiedni klimat. Kiedy zaczęły się narodowo-wyzwoleńcze książki narastało moje zmęczenie tą tematyką. Nie pomógłby nawet najlepszy nauczyciel, a że zawsze miałam do czynienia z miernotami, to tym bardziej nie było ratunku. Książki czytałam, bo nie umiem lać wody na podstawie opracowań, ale robiłam to z wielką niechęcią. 

Myślę więc, że jeśli ktoś lubi czytać, to z pewnością nawet wśród lektur wybierze coś co mu odpowiada, nie można przecież lubić wszystkiego. Natomiast lektury są nielubiane po prostu dlatego, że 70% społeczeństwa w ogóle nie czyta. Nie zadowoli ich ani "Zbrodnia i kara", ani "Bajki robotów", no może od czasu do czasu jakiś wylansowany "Zmierzch" przyciągnie uwagę na moment, ale nie jest to literatura wysokich lotów, więc nie mógłby być lekturą. Jakie mielibyśmy wówczas społeczeństwo? Uczeń powinien zapoznać się z możliwie największą ilością epok i tego nie da się zmienić żadną rewolucją. Po prostu takie, a nie inne ksiązki zapisały się w historii Polski i świata, więc trzeba je poznać. Jedyne co może sytuację uratować, to inny sposób omawiania tych lektur. Nie chodzi nawet o nauczyciela, ale o to, by z książki wyciągnąc jej istotę i sens, a nie koncentrować się nad bezrefleksyjnym opisie wydarzeń. Pisałam już w innym wątku, że w LO dostałam "pałę" za to, że rzekomo nie przeczytałam "Zbrodni i kary", bo nie pamiętałam w co był ubrany glówny bohater. Nie zwracam uwagi na takie pierdoły, bo bardziej liczy się dla mnie sens danego dzieła, przesłanie. W szkołach jest za mało samodzielnego myślenia, dyskusji i wyciągania wniosków, a za dużo skupiania się jak tadeusz wyciąga Telimenie mrówki z cycków.

Źli nauczyciele to jedno, źle dobrane lektury drugie, ale najgorszy jest sam przymus w ogóle. Tak już jest, że jak się człowieka zmusza do czytania, to automatycznie będzie do tego negatywnie nastawiony i może znienawidzić przez to nawet najlepszą książkę. Całkowicie zgadzam się z cytatem z początku: nie można zrobić nic gorszego książce i pisarzowi, niż zmuszanie do czytania danego dzieła. Tożto obraza, czytanie powinno być przyjemnością, a nie obowiązkiem! Najgorsze jest to, że można w ten sposób zniechęcić wielu ludzi do książek w ogóle, i nic dziwnego: po przeżyciach w szkole po spojrzeniu na książkę od razu przychodzą do głowy same negatywne skojarzenia, o ile się nie czytało czegoś innego z własnej woli. Niby są takie książki, które "trzeba znać", tylko pytanie: kto potrafi ocenić, które to? A nawet jeśli wybrać by takie, może zamiast zmuszać, lepiej zachęcać do ich czytania? No i prawda jest taka, że duża część społeczeństwa nie jest i nigdy nie będzie zainteresowana czytaniem i cokolwiek by zrobić się tego nie zmieni - a tych zainteresowanych do niczego przymuszać nie trzeba, sami przeczytają wszystko, co im trzeba.

Do Ikumi

Historia lubi się powtarzać, szczególnie jeżeli się o niej nie pamięta.

To prawda, czesto to powtarzam. Ale nie jesteśmy sami na świecie. Na całym świecie istnieje bardzo dużo organizacji któych obowiązkiem jest pamiętać. Wiele osób dba o to, aby tamto się nie powtórzyło i tępi organizacje skrajne. Tym problemem niech się martwią urzędnicy , politycy, eurodeputowani,sędziowie, organy ścigaNIA,  stowarzyszenia, organizacje, dziennikarze...  
Szary człowiek ma inne problemy na głowie.

Ale ja nie o tym. Przypomniało mi się coś. Chciałem się z tą myślą z wami podzielić. RZecz absurdalnie koszmarna. Otóż jakiś czas temu czytałem ciekawy artykuł o pamięci i ludzkim mózgu itd. No więc wnioski i sedno, według badań naukowców ludzki móżg zapamiętuje to, co "wydaje mu się", że jest istotne. Istotne dla danego osobnika. Pamięć jest wybiórcza. Często łapiemy się na tym, że czegoś nie pamiętamy, nie dlatego że zapomnieliśmy tylko dlatego, że nasz mózg "sądzi", że nie jest to nam do niczego potrzebne.
Do szkoły średniej chodziłem wiele lat temu (mam przeszło 30 lat) i z tego okresu nie wiele w sumie pamiętam. A w zasadzie zgodnie z tym co twierdzą naukowcy pamiętam to, co mój mózg chce żebym pmiętał. Nie pamiętam więc tego, bo chce to pamiętać, tylko to co chce pametać mój mózg. A mój mózg mi mówi, że NIE MUSZĘ TEGO PAMIĘTAĆ.

Pamiętasz może wyjście klasowe do teatru i głupie zachowanie kolegów z klasy?
Nie zapomnę wyjścia na Dzieci Sendlerowej, kiedy w pewnym momencie jedna z dziewczynek żydowskich mówi, że nazywa się Miriam. Wtedy to ja nawet nie wyrobiłam ze śmiechu... ^^"

To tylko dowodzi tego, że do pewnych lektur, czy tematów należy dorosnąć.
Dlatego mądrzy Amerykanie postępują tak, a nie inaczej.
A cenzura jest i u nas, więc nie wiem czemu tak się oburzasz?

A misje pokojowe to inny temat.
W Ameryce jak wiesz są demokraci republikanie.
Wiele osób wyszło na ulice sprzeciwiając się wojnie na Bliskim wschodzie. Ale wówczas przy władzy byli republikanie.
Nie bez powodu Amerykanie głosowali na czarnego prezydenta.

Ostatnio wyszła książka Bartoszewskiego. Kto po nią siegnie? Głównie historycy. Szary człowiek ma tematu po dziurki w nosie. Woli zaczytywać się w innych lekturach, bo dobrze pamięta lekcje historii albo obejrzał jakiś dokument w telewizji na temat holokaustu.
Osobą czytającym przeżycia wojenne polecam lekturę którejś z książek Tima O'briena.

U nas ta cenzura nie jest aż tak ostra. ;)
Wiesz, problem w tym, że poprostu w filmie nietrafili z imieniem. ;) Tak to jedynie śmiech był jeszcze, jak nagle po 10minutach kino przerwało odtwarzanie filmu. To było piękne... xD
Uważam, że oni trochę przesadzają z nadmiernym czyszczeniem pamięci uczniów.

Wiesz, problem w tym, że poprostu w filmie nietrafili z imieniem. ;) Tak to jedynie śmiech był jeszcze, jak nagle po 10minutach kino przerwało odtwarzanie filmu. To było piękne... xD

Może to wina nauczycieli. Nauczyciele widzą w was dorosłych. A to nie prawda. Przecież mająć 18 lat buzują hormony itp. myśli się raczej o innych rzeczach...

U nas ta cenzura nie jest aż tak ostra. ;)

Nasze społeczeństwo uważam za bardzo skostniałe i zaściankowe, niestety. Weźmy incydent pod Pałacem Prezydenckim i pochody mocherowych beretów z pochodniami! Co to było?! Poco te pochodnie? Czy to nie przejaw zacofania?

Wiesz, problem w tym, że poprostu w filmie nietrafili z imieniem. ;)

Jasne, że rozumiem. Też kiedyś miałem 19 lat, czy mniej. I rżałem z innymi przy byle okazji. A potem... dorosłem.

Czuje się przez Ciebie jak dziecko. :P
A tak poważnie, to ze mną nie jest tak źle, większość brechtała przez większość filmu. :/ Porażka.
Mnie trochę ta cała historia z pochodniami rozbawiła (czarny humor raczej). Bo jestem ciekawa, czy któryś z pochodu wiedział, że i w berlinie za Hitlera podobny pochód był. Piękne zestawienie.
Wracając do lektur: nie bez powodu podałam przykład Zbrodni i Kary oraz tego, że tam o prostytutce pisze. Dla mnie i wielu osób nie było to nic dziwnego, normalna książka. Ale znaleźli się tacy, co tym się podniecali do końca 3 klasy. Może tacy powinni pozostać przy Lessie? ;)

W czasach szkolnych polonistki miały ze mną niemałą zgryzotę - z listy zadanych lektur w całości przeczytałem tylko te, które mnie zainteresowały od pierwszych stron (vide "Krzyżacy", "Hamlet", "Makbet", "Zbrodnia i kara", "Mistrz i Małgorzata", "Inny świat", "Początek"), resztę odrzucając w kąt po kilku stronach (np. "Nad Niemnem" czy "Chłopi" - zieeeew). Resztę odstawiałem po kilkudziesięciu lub kilkuset stronach, gdy zaczynały mnie nudzić ("Przedwiośnie" czy "Lalka"). W sumie na przestrzeni lat zapoznałem się od deski do deski z bodajże około 20% lektur. Opracowania czytałem dopiero wtedy, gdy przyszedł czas na pisemną pracę z omawianych lektur, ale i tak najczęściej wybierałem temat niezwiązany z książkami z syllabusa.

Od małego byłem bardzo wybredny, jeśli chodzi o dobór książek do przeczytania. Nie znaczy to, że czytałem wyłącznie "literaturę wysoką". Po prostu przyswajałem to, na co JA miałem ochotę, a nie to, co mi narzucały polonistki. W większości fantastykę zresztą. Nie mam w zwyczaju czytać książek tylko dlatego, że wypada. Jeśli mnie nie zainteresuje choćby opis na okładce, to w życiu nie sięgnę po takie tomiszcze. Życie jest za krótkie, by zaśmiecać sobie głowę czymś, co mnie kompletnie nie interesuje. Co prawda dzisiaj wracam czasem do nieprzeczytanych lektur i nie żałuję, bo jako podrostek niektórych spraw w ogóle nie rozumiałem, a teraz mogę czerpać więcej frajdy z takiego tekstu.

Zgadzam się, że do niektórych lektur trzeba dorosnąć. Tak prosty przykład z życia. W pierwszej liceum przerabialiśmy Zbrodnię i Karę. Wynudziłam się śmiertelnie, zresztą nie tylko ja. Ja 30-osobową klasę znalazły się jednostki, które były nią zachwycone. Dwa lata później, moja przyjaciółka ze szkolnej ławki do ustnej matury zdecydowała się właśnie m. in. na Zbrodnię i Karę. Na początku strasznie się krzywiła, no ale do tematu pasowała genialnie, co było zrobić. I po kilku dniach przyleciała do mnie i mówi, że książka genialna. Jak wcześniej jej się nie podobała, tak teraz nie może się od niej oderwać. Wniosek był proty: większość (w tym i ja) po prostu nie dorośliśmy do tematu jaki podejmuje. Dlatego zgadzam się, że niektóre książki powinny być wprowadzone trochę później, ale nie zgodzę się na wycofanie takich książek jak Inny Świat, czy Medaliony. Nawet jeżeli jej uczniowie nie przeczytają, to przynajmniej zapoznają się z opracowaniami, czy już podczas omawiania na lekcjach. Niech będą zszokowani i zniesmaczeni, i niech w przyszłości postarają się nie dopuścić do takich zbrodni. Niezależnie od tego jaką maskę zło założy. Bo teraz owszem, dba o to ktoś inny, ale nie zapominajmy, że kiedyś o to samo będzie dbałą część z nich.

@Amarok Mówisz o ważnej sprawie - zmuszaniu do czytania książek, czyli wracamy do posta Ikumi z początku wątku. Można to pociągnąć dalej: szkoła nie zachęca do nauki, w tym do poznawania literatury. I zamiast przyjemności z uczenia się jest obowiązek szkolny, a właściwie przymus szkolny. Kiedy nauczyciele będą w stanie zachęcać do zdobywania wiedzy, w tym poprzez czytanie książek, będzie idealnie. A niestety, trzeba - przerabiając program szkoły średniej - przejść przez wiedzę o literaturze z poszczególnych epok. I musi to być zilustrowane najbardziej istotnymi dla epoki książkami. Dlatego zapytałem, czym zastąpić te, które są, żebyśmy się nie nudzili a nauczycielowi było łatwo zachęcić do lektury. Co wcale nie jest łatwe. Za posta 6/6 ;)

@lady madder Cieszę się, że to wszystko napisałaś. Ważne, żeby rozumieć, po co się czyta. Dorastanie do książki też świetnie zilustrowałaś. Za posta 6/6 ;)

Jasne, że rozumiem. Też kiedyś miałem 19 lat, czy mniej. I rżałem z innymi przy byle okazji. A potem... dorosłem.

O jaki ty dorosły Szerenos. O jaki dojrzały. Wszyscy inni to gówniarze co się nie znają, a ty masz przecież ponad 30 lat i jesteś najinteligentniejszy, najmądrzejszy, najdojrzalszy, w ogóle och i ach!! Człowieku jak sie ciebie czyta to niewiadomo czy się śmiać czy płakać. Uważaj, żebyś się nie zestarzał za wcześnie, bo jak tak dalej pójdzie, to jak dobijesz 40-ski, to będziesz miał umysł 80-latka i zaczniesz sikać do łóżka, hahaha.

Michael 2010-09-26  19:50
O jaki ty dorosły Szerenos. O jaki dojrzały. Wszyscy inni to gówniarze co się nie znają, a ty masz przecież ponad 30 lat i jesteś najinteligentniejszy, najmądrzejszy, najdojrzalszy, w ogóle och i ach!! Człowieku jak sie ciebie czyta to niewiadomo czy się śmiać czy płakać. Uważaj, żebyś się nie zestarzał za wcześnie, bo jak tak dalej pójdzie, to jak dobijesz 40-ski, to będziesz miał umysł 80-latka i zaczniesz sikać do łóżka, hahaha.


A tego rodzaju wstawki w dyskusji proszę sobie darować, ani to w temacie ani grzeczne.

Mamy tu ciekawy temat i trzymajmy się go. Jeśli lekturę będą mi psuć takie komentarze to mogę zareagować impulsywnie.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Po doczytaniu innego wątku (ten o demokracji) Michael poszedł na wakacje.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Brawo, Redaktorze.

Jam nie redaktor (brr!)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Panie Jajko, ale ja tak specjalnie. Że Pan tak po męsku, stanowczo. Bo bardzo nie lubię grubiaństwa. I dlaczego z taką odrazą? ;P

Bo widzę, jaka to robota :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Tak naprawdę to chyba nie jest wina lektur. W liceum lektur nie czytałem, bo zawsze było coś ciekawszego do przeczytania (dostałem raz opieprz, kiedy polonistka zamiast "Chłopów" przyłapała mnie z "Ostatnim kuszeniem Chrystusa" pod ławką). Kiedy po jakimś czasie sięga się po lektury szkolne okazuje się, że większość z nich to naprawdę dobre książki (nawet Chłopi, a także książki Żeromskiego, których w szkole zdzierżyć nie mogłem;)). Fakt faktem, w liceum byłem w klasie biologiczno-chemiczno-fizycznej i tak prawdę mówiąc nikt się naszym czytaniem/nieczytaniem lektur nie przejmował, a po naprawdę dobre książki - "Sklepy cynamonowe", "Zbrodnię i karę", "Mistrza i Małgorzatę" - sięgnąłem sam.
W znacznej mierze o niechęci do lektur decyduje postawa nauczyciela. Jakoś szczęście do polonistki miałem tylko w podstawówce, potem było już nie tyle źle, co tragicznie (zwłaszcza, kiedy zapytałem nauczycielki w gimnazjum, dlaczego nie omawiamy ani fragmentów "Silmarillionu, ani "Ferdydurke", które są w naszym podręczniku; odpowiedziała, że ona ich nie rozumie i pewnie jest za głupia, na co odparłem, że pewnie ma rację. Nie miałem życia do końca szkoły). Jeśli nauczyciel sam nie lubi czytać, jeśli nie wykazuje inicjatywy, to jest naprawdę ciężko. Miałem przypadek, gdy nauczycielka z gimnazjum zrezygnowała z omawiania "Hobbita" jako lektury dodatkowej, choć duża część klasy była długowłosa i zorientowana na fantastykę - bo sama musiałaby ją przeczytać...
Zdarzały się, owszem, chlubne wyjątki, gdy nauczycielka wykazywała pasję i iskrę - kiedyś miałem zastępstwo z taką młodą dziewczyną zaraz po studiach, która deklamując "Jestem Julią" Poświatowskiej wskoczyła na stół i stłukła wazon z kwiatkami. Zaraz po lekcji poszedłem do biblioteki po tomik Poświatowskiej, a potem Leśmiana, Herberta, Harasymowicza, Miłosza - w taki sposób pokochało się poezję:)
Ameryki pewnie nie odkryłem, ale największą krzywdę lekturom wyrządzają nauczycielki...

Bardzo ładnie to napisałeś :)

@ Erreth
Bo jak napiszę, że polonistki to straszne suki są, to nie przejdzie;)
Sens ten sam, tylko słów więcej.

Przejdzie, tylko nie z Twoim nickiem.
A w temacie: chciałbym, żeby lekturą obowiązkową była jakaś książka Le Guin. Dlaczego? <joke mode on> Bo to fajna pisarka, tylko na Wikipedii dali jej niefajne zdjęcie. <joke mode off>. Musiałem sprawdzić, co ona tam napisała. Może "Czarnoksiężnik z Archipelagu"? Taka młodzieżowa przygodówka, a jak się komuś spodoba, to może przeczyta wszystkie części i się dowie, kim był ten cały cień (i dlaczego) <joke mode off again>. A zamiast tego wywalić "Quo vadis". Bo jest skrajnie tendencyjna i narzuca konkretny światopogląd jako jedyny słuszny w taki sposób, że aż bolą oczy. Tego autora mamy "Potop" i to wystarczy (odwołuje się do tych samych wartości, ale mniej nachalnie; wykłada, czym jest patriotyzm i ma ciekawą intrygę) - TO JEST TEN UTWÓR "KU POKRZEPIENIU SERC", PROSZĘ PANA. To nie do Ciebie, Ajwenhoł.

Le Guin jest jeden problem. Chciałam się dobrać do Ziemiomorza. Wspominałam o tym w temacie "męskie pseudonimy pań" (czy jakoś tak, sama już nie pamiętam :D). U nas NIGDZIE jej nie da się znaleść. Ostatnio na allegro była, ale nie każdy ma tam konto. Ja naszczęście mam i zamierzam zakupu dokonać. Ale szukałam tej pani w normalnych księgarniach i nigdzie niczego nie ma. Raz spotkałam w empiku któryś tom, ale cały zniszczony i podarty, tyle w temacie Le Guin w naszych księgarniach. Może faktycznie, jakby stała się lekturą, to by się coś zmieniło. Podejrzewam, że nie na lepsze: zaraz ludzie by oglądali film "Ziemiomorze", czy mniej inteligentne osobniki anime "Opowieści z Ziemiomorza" (Anime jest znakomite, klasyka, ale z tego co wiem to nie ma fabularnie za wiele wspólnego z jakimś konkretnym tomem tego dzieła. Film spełnia za to swoje zadanie: to właśnie po nim zapragnełam książkę przeczytać. Żeby nie było, ja nikogo nie chcę obrazić tymi "mniej inteligentnymi osobnikami", sama animce uwielbiam. Tylko raczej anime jest mało pewnym źródłem wiedzy.)
Co do nauczycieli-zachęcaczy. Ja miałam coś takiego z nauczycielem niemieckiego. Pierwszy raz niemiecki miałam, grupa podstawowa, nikt prawie nic nie umiał. Gościu do tego miał świadomość, jakie do tego języka mamy podejście. Więc prowadził lekcje spokojnie, na luzie. Anegdoty na temat języka, piosenki i takie tam. Ale to spowodowało, że zapragnęłam się języka uczyć i sama w domu to robiłam. Ale pan odszedł ze szkoły i dali nam wredną zołze, studentke germanistyki. Tak mi krwi napsuła, że jak słyszałam, że była wymiana z niemcami to miałam ochote przygotować pochodnię i ich wszystkich podpalić. ]=>

U mnie w zasadzie przez pierwszy rok liceum, w ogóle nie wymagano czytania, choćby streszczeń, lektur. Mój polonista stwierdził kiedyś, że nie ma zamiaru marnować czasu na przekonanie nas do czegoś co mamy w głębokim poważaniu. Wyraził to nieco inaczej ale przekaz był jasny. Jedyne co każdy mósiał zrobić to "napisać" recenzję omawianej książki,  przy czym zawsze przechodziły te znalezione w internecie, nawet jeżeli powtarzały się kilka razy.Czasem zdarzało mu się też przepytać jedną, dwie osoby. Uzyskany w ten sposób czas poświęcał na filozoficzne wywody o naturze człowieka i sektach, a później kazał pisać wypracowania na ten temat. Do tej pory pamiętam jego niektóre mądrości w stylu: "Twoja interpretacja jest nic nie warta, póki ja jej nie wycenię. Choćbyś nawet cytował samego autora." Pokręcony człowiek. Po roku pracy wyleciał i dopiero wtedy dostaliśmy zwyczajną polonistkę, która z kolei nudziła niemiłosiernie ale przynajmniej przygotowała nas jako tako (istnieje w ogóle takie wyrażenie czy tylko używa się go potocznie?) do matury. Zastanawiam się teraz tylko czy rzeczywiście nie potrafiła w ciekawy sposób omawiać lektur, czy to my nie umieliśmy jej słuchać. Tyle się mówi o różnicy pokoleń, jak to się ma do relacji uczeń-nauczyciel? Uważam, że każda lektura jest dobrą książką, a dobry tekst zawsze się obroni. Każde pokolenie zainteresuje jednak czym innym. Zależnie od czasów w jakich przyszło mu dorastać, mentalności ludzi itp.
Tak mi się jakoś pomyślało.

Z "jako tako" to jest jak z "międzyczasie". Niby istnieje, ale tylko w teorii. ;) Bo w praktyce międzyczas nie istnieje. ;)
Ja nie zapomnę wrażenia, jakie zrobiła na mnie historyczka w liceum. :D Babka była super i świetnie uczyła, ale zachowywała się czasem dziwnie. Cytując jej wypowiedź sprzed naszego pierwszego sprawdzianiu u niej, z egiptu: "Tylko mi tu nie pierdolcie. Jak nie wiecie, to nie piszcie." :D

Do Ikumi

Czuje się przez Ciebie jak dziecko. :P

W końcu jestem od ciebie 2 x starszy ;-)  Ja też kiedyś tak się czułem.

A tak poważnie, to ze mną nie jest tak źle, większość brechtała przez większość filmu. :/ Porażka.
Mnie trochę ta cała historia z pochodniami rozbawiła (czarny humor raczej). Bo jestem ciekawa, czy któryś z pochodu wiedział, że i w berlinie za Hitlera podobny pochód był. Piękne zestawienie.
Będzie nie na temat bo wrócę do tego marszu. To było dziwne, ale późniejszy pochód był jeszcze dziwniejszy, pamiętaSZ W JAKIEJ INTENCJI?
Pewien polityk z Pis-u zauważył (w programie TV nazwę pominę), że to nic dziwnego, na koncertach przecież "ludzie zapalają zapalniczki w chwilach uniesienia" . Daleko zapalniczkom do pochodni.
Lektury jednak kształtują, szkoła ma wychowywać; ciekawi mnie jakie ci ludzie wynieśli wychowanie? Może opuszcili kilka lecji historii? Może nie czytają /czytali lektur?

Byłam w mat-fiz-infie: historia wyglądała u mnie... Dosyć komicznie. ;)
A mimo mojej niewielkiej wiedzy historycznej (dotyczy to od czasu IWŚ, ta historia mnie już nudzi) TAKIEGO numeru bym nie odegrała. ;)
Sądzę, że nie chodzi tu o wychowanie, czy lekcje. Raczej o mass media i o to, że politycy robią najnormalniej pranie mózgów tym mniej inteligentnym ludziom. ;)
Sami politycy po części nie są już normalni. Polityk-prawnik (nie podam teraz żadnego konkretnego nazwiska, bo już tego pana nie pamiętam) gada takie rzeczy, że nawet przeciętny zjadacz chleba, nie znający prawa dokładnie, łapie się za głowę. Ale pan polityk wierzy w to bezgranicznie, prawdopodobnie dlatego, że to jest wygodne dla jego partii.
Kiedyś był taki rysunek, jeżeli ktoś pamięta, przedstawiający rodzinkę siedzącą przed telewizorem. Oni zamiast głów mieli sedesy, a w TV pokazane była kupa. ;) I chyba właśnie do takiego widoczku można było dopasować tych, którzy dawali się ośmieszać pod krzyżem. (Chociażby słynne "Będziemy pamiętać o mordzie prezydenta")

Jeszcze chciałam dodać, że jedną rzecz zmieniłabym w języku polskim, a mianowicie omawianą mitologię. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że Grecy wyprzedzali niewspółmiernie inne narody w dziedzinie filozofii, literatury oraz architektury, lecz moim zdaniem popełnia się ogromny błąd, omawiając wyłącznie grecją mitologię na lekcjach polskiego. Przecież nie sami Grecy mieli wplyw na dalszy rozwoj kultury w Europie i Azji. Jako mitologiczny początek świata podaje się tylko jego grecką wizję, a przecież co religia, to inne spojrzenie. Nie wspomnę nawet o tym jak wielki wpływ na sztukę i rzemiosło mieli Celtowie. Ich jednak pomija się milczeniem na polskim (przynajmniej za moich czasów), a wiedza o rodzimych korzeniach absolwentów polskich szkół jest jeszcze mniejsza. Nie mam na myśli jednostek, które są zainteresowane powyższymi rzeczami i na własną rękę zgłębia tą wiedzę. Było dużym i bardzo pozytywnym zaskoczeniem dla mnie, kiedy pojawiłam się na tym portalu i zauważyłam u niektórych z Was duże zainteresowanie i wiedzę w temacie np. Słowian, ale wątpię, żeby mitologia słowiańska była obecnie dogłębnie omawiana na lekcjach, ponieważ ogólna wiedza młodzieży na ten temat jest niedostateczna :)

Mitologia słowiańska i celtycka (z dużej, czy z małej, bo nigdy nie wiem...) w szkole? Liceum skończyłam rok temu i nie było ani słowa. Na ustnej maturze mówiłam o mitologi celtyckiej z racji, że omawiałam Władcę Pierścieni i polonistki miały dość niewyraźnie miny.
A co do historii, to chyba każda klasa, która nie jest humanistyczna, ma ją tylko dlatego, że jest w programie. Ja byłam profil biologiczno-chemiczny i klasa maturalna wyglądała tak, że nie braliśmy niczego. Oceny wystawiała według zeszytów i kartkówki na którą mieliśmy nauczyć się tylko z jednej lekcji, a która odbyła się tydzień przed wystawieniem ocen. (Sprawa inna, że moja historyczka uczyła także informatyki: ani o jednym, ani o drugim pojęcia nie miała).

No czyli tak jak myślałam. Ja LO skończyłam 6 lat temu i było dokładnie to samo. No może trochę historię mieliśmy lepszą, bo mimo, że byłam na mat-inf. to trafiła nam się bardzo gadatliwa nauczycielka. Przy czym oczywiście o żadnych kulturach nie rozmawialiśmy oczywiście, bo jej ulubionym tematem były wojny światowe.

Na początku też miałam dobrą nauczycielkę, ale odeszła i dali nam faceta, który wiedział jakie moja klasa ma podejście do historii i WOSu (uczył nas obu przedmiotów). Ja na tym zyskałam, bo mogłam sobie z nim podyskutować na tematy mnie interesujące z historii.
Ja mitologie słowiańską miałam w podstawówce, ale po łebkach. A na przykład żałuje, że nie ma mitologii japońskiej na lekcjach. Pomijając, że sama na ten temat dużo wiem, to często mity japońskie są o wiele ciekawsze od klasyki wykładanej na lekcjach.
Lady Madder: z małej, do to jest przymiotnik. ;) Tak jak jest język Polaków (rzeczownik), a mówi się o Języku polskim (przymiotnik=mała litera).

W ogóle tak szczerze powiedziawszy szkoła indoktrynuje uczniów. Skoro jesteśmy przy temacie mitologii i kultur, to przyszły mi na myśl te pochwały dla Kolumba, który odkrył Amerykę. Wszyscy historycy się roztliwiają jaki to był wspaniały moment w historii świata, koniec średniowiecza itp. A jeszcze nigdy z ust nauczyciela nie usłyszałam, że był to okrutny pogrom rdzennej mniejszości. Dopiero później kiedy sama zaczęłam czytać na ten temat, dowiedziałam się, że koloniści okrywali rdzennych mieszkańców kocami zarażonymi ospą, na którą ci nie byli odporni, dziesiątkując tym samym ludzi, do których należała ta ziemia. A już mianowanie się wicekrólem to już absolutna arogancja. To tak na marginesie rozmowy o szkole.

rdzennej ludności miało być, a nie mniejszości ;) Myślę zawsze o kilku rzeczach na raz i czasami wstawiam inne słowa ;)

Ta moja pierwsza nauczycielka (ta co stwierdziła, że mamy na sprawdzianie nie pierdolić ;)) mówiła nam o wybijaniu Indian bez żadnej cenzury: nawet na innym sprawdzianie było zadanie podać 5 powodów, dlaczego Indianie wyginęli (że byli mordowani, bo zajmowali teren itd.)

No i prawidłowo, wszystko powinno się obażać z obłudy! :)

obnażać*

Ja miałam jednego historyka z prawdziwego zdarzenia w LO, ale niestety mnie nie uczył akurat tego przedmiotu. Wiem, że świetny bo miałam z nim WOS i okazało się, że może to być bardzo ciekawy przedmiot. Więc mogę sobie tylko wyobrażać jak wyglądała historia, która była jego miłością.

Ja z lekturami nie miałam nigdy jakiegoś większego problemu. No może poa cholerną kartkówka z Makbeta na której padło pytanie "jakie zwierzęta występują w Makbecie"? W zależności od tłumaczenia (a są 3) występowały zupełnie różne...
Poza tym potem zmienił nam się nauczyciel i listę książek, do których warto zajrzeć dostawaliśmy przed wakacjami, dzięki czemu po wakacjach miałam już pozaznaczane cytaty w co ciekawszych książkach. Ale fakt faktem, mieliśmy mądrego polonistę i za kopiowanie z opracowań można było zarobić coś między 3 a 4. Na 5 należało wykazać się pewną oryginalnością. Problem jest taki, że niektórzy nauczyciele żądają od dzieci wiedzy literaturoznawcy. Na cholerę mam wiedzieć, jakie zwierzęta występowały w Makbecie, jesli zupełnie mi wystarczy, że zrozumiem, o co w tym dramacie chodziło, co dręczyło głównego bohatera (bohaterkę) i jaką to opowiada historię? Problem niechęci do lektur biedze się właśnie z tej głupiej "szczegółowości", bo zmusza ona dzieci do czytania analitycznie, jak znawca literatury a nie czytelnik. Może są dzieci, które to lubia, ale większośc tego nie znosi. Większość może z zapartym tchem opowiadać o przygodach Skrzetuskiego i Heleny, ale niekoniecznie o tym, jakiego koloru był koń księcia Jaremy.
Poza tym pamiętam tez interpretacje obowiązkowych wierszy, i to wstrętne pytanie co podmiot liryczny miał na mysli. Interpretacja wierzy wydawała mi się przez całą szkołę podłym barbarzyństwem, okrutnym gwałtem na wierszu. Wiersze się czuje, a nie interpretuje.
A co do książek prerażających i historii, to może owszem, przedszkolakom i nauczaniu początkowemu oszczędziłabym szczegółowych wyczynów doktora Mengele. Ale starszym dzieciom? Może nie jest to temat jaki możnaby omawiać z lubością, ale na pewno nie wolno go pomijać. Moja Babcia mieszkała na terenach okupowanych przez trzecią Rzeszę, i jako piętnastolatka, biegła w zimie ostrzec sąsiadów przed tym, że mają ich zabrać. Dodam, że przeprawiła się wpław przez strumień i że narażała życie. Moja rodzina z drugiej strony nie powróciła nigdy z łagrów. Wielu ludzi ma w rodzinie nawet bardziej dramatyczne historie. To jest częśc historii, część rodziny, część tradycji, część nas. Dzieciom nie nalezy niczego oszczędzać, co najwyżej tłumaczyć prostym językiem (nie infantylnie, po prostu prościej). Nie wiem dlaczego obowiązuje jakiś choletny mit "beztroskiego dzieciństwa", gdzie dziecko chroni się przed światem niemal całkowicie. Dzieci wiele rzeczy są w stanie zrozumieć, byle mówić do nich prosto (podkreslam, nie infantylnie).

"Dla pisarza najgorsze jest, kiedy jego książka stanie się lekturą szkolną. Kto go wtedy będzie czytał?"

Tak kie­dyś po­wie­dzia­ła matka mo­je­go chło­pa­ka, na­uczy­ciel­ka hi­sto­rii. ;)

Czeba przy­znać, że coś w tym jest. Achi­ka mnie do ta­ko­wych myśli na­tchnę­ła.

Bo prze­cież, który uczeń pod wpły­wem na­uczy­ciel­skie­go przy­mu­sze­nia prze­czy­ta jakąś książ­kę? Nie­wie­lu ta­kich jest. Sama przy­znam się bez bicia: try­lo­gii Sien­kie­wi­cza nie czy­ta­łam,

Na szczęście nie zgadzam się z poglądami owej historyczki, ponieważ dzięki lekturom szkolnym poznałam dzieła naprawdę wybitne. Jestem typowym dzieckiem komuny, rocznik 1970. ;) Wpajana wówczas ideologia była, owszem, wszechobecną, lecz przecież maturę zdawałam już w przełomowym roku 1989. A dzięki możliwościom szerokiego pola do popisu jeśli chodzi o wybór lektur, jakie polonistkom dawało ówczesne ministerstwo, obok wspomnianej w powyższym cytacie, genialnej moim zdaniem  trylogii Sienkiewicza (Kmicic to bohater wręcz sztandarowy! – wulkan emocji! :) ), poznałam m. in. dzieła Gombrowicza, Witkacego, Oscara Wilde’a, o romantykach czy pozostałych pozytywistach nie wspominając... Dla mnie lektury szkolne to także – sięgając do tytułu tego wątku – “książki ważne”. :)

Pecunia non olet

Ja z lekturami nie miałam nigdy jakiegoś większego problemu.

No to akurat ja miałem zawsze i straszne, bo je trzeba było czytać, a jest i było tyle dobrych książek.

 

Przykładowo miałem w liceum Hamleta, który był dużo słabszy (powiedziałbym beznadziejny) niż Makbet – to czytałem dla przyjemności kilka razy. Do Romea i Julii nie miałem zastrzeżeń, choć też lektura. Na wszelki wypadek obejrzałem najpierw ekranizację Zefirellego, żeby zdjąć klątwę z książki.

Z pozytywnych doznań, w zakresie lektur szkolnych – Dzieje Tristana i Izoldy, bo sam nie wpadłbym na to, żeby to przeczytać, a niesamowite i każdemu polecam.

Reszta to są właściwie same negatywy. Ze względu na wrodzoną delikatność nie napiszę o “Panu Tadeuszu”. Trylogii nie wliczam do szkolnych lektur, bo przeczytałem (kilka razy), zanim wpadłem na to, że to w ogóle ma prawo być lekturą. Faraon też nie załapał się na moją obowiązkową listę, jako egiptoman przeczytałem z pobudek hedonistycznych.

Kilka traum mi zostało po Placówce (3 miesiące walki z cienką broszurką), ale najgorsza było Nad Niemnem. Przeczytałem w ramach zakładu, bo już wcześniej planowałem przed nim zakończyć tę nierówną walkę.  Nie pamiętam czy Noce i Dnie były lekturą, ale całym rocznikiem wynajęliśmy kino, żeby to obejrzeć. Najlepszą krytykę Lalki, z punktu widzenia normalnego człowieka – polecam [https://fanbojizycie.wordpress.com/2022/09/13/wokulski-ani-romantyk-ani-pozytywista-tylko-creep/].

Dla porządku – powinienem dodać Przedwiośnie Żeromskiego, którego już nie planowałem czytać, ale mnie wciągnęło i samo weszło.

Na klasówkach z lektur najlepiej pamiętam pytanie z cyklu “czym się różni film od książki” (Potop) oraz “jak miał na imię Bohun” (Ogniem i Mieczem). Nie miałem na liście “Cierpień młodego Wertera”, ale tam podobno najlepsze jest pytanie o czas trwania akcji, tzn. ile zajęło bohaterowi od postrzału do śmierci. U mnie był Giaur Lorda Byrona – bez bólu.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Lektury szkolne, te obowiązkowe zwłaszcza, są bardzo ważne. Lecz pomału i według osi czasu...

Nie podam tytułów w komplecie, bo dawno to było i chronologie należałoby zachować, na co dziury w pamięci nie pozwalają. Ale “Pan Tadeusz” był, “Przedwiośnie” i “Ludzie bezdomni” też, » uwielbione « przez 99% klasy “Nad Niemnem”... Którego, oczywiście, przeczytałem mały kawałek i zdecydowałem, że ‘bohatyrem’ to ja nie będę, bo skonam przy następnym opisie przyrody. I tu ciekawostka: oczywiście była klasówka, oczywiście na ten właśnie cholerny temat, i dostałem – fanfary proszę! – czwórkę. Przez trzy podwójne lekcje polonistka wałkowała i nas, i książkę na wszelkie sposoby, walnąłem, co zapamiętałem, cicho siedząc, dodałem trzy pełne zachwytów zdania od siebie i fertig... Podobny zabieg zastosowałem, gdy tematem klasówy była “Moja ostatnia lektura i refleksje nad nią”. Akurat czytałem “Niezwyciężonego”; jak sieknąłem o wizjach przyszłości, przedstawianej przez Lema nie tylko w tej powieści, trochę techniką i fizyką, przypudrowałem to ideami SETI i pokropiłem nawiązaniami do cybernetyki, dostałem piątkę. Jak ustnie uzasadniła wyrok polonistka, starej daty kobieta, za obszerność i wieloaspektowość, bo za bredzenie, jakim to dla niej było, łupnęła by dwóję. Musiała dwa razy czytać...

Osobna i już tylko poważna sprawa wyłoniła się, gdy na liście lektur obowiązkowych u syna znalazły się “Opowiadania o pilocie Pirxie” i “Cyberiada”. Michałowi mogłem – i dałem – wykładnie, ale reszta klasy tylko przeklinała – to nie były lektury dla tak młodych ludzi, bo to jest dla znających świat, ludzi i życie. Że po wierzchu śmieszne? No właśnie, po wierzchu. Zrozum “Cyberiadę”, mając czternaście lat.

Lektury ważne? Wszystkie. Wachlarz stylów, tematów głównych i pobocznych, wizji przyszłości, panoptikum obcych ras, wojny i nie wojny... O fantastyce piszę. Trochę zabawny i lekko naiwny – dzisiaj już taki – Verne, poważny jak diabli Lem, starający się trzymać naukowego podejścia Asimow i głęboko refleksyjni Strugaccy... Gdy o tym i o nich pomyśleć jednocześnie, szlag może trafić, że fantastyka uważana jest powszechnie za takie tam sobie pomysły wymysły, badziewne przeważnie. Tjaaa... Jasne, są i takie pozycje w zbiorze fantastyki, ale gdzie, w jakim nurcie ich nie ma?

No i to by było na tyle, cytując profesora mniemanologii stosowanej.

Nowa Fantastyka