- Hydepark: Pisanie scenariusza

Hydepark:

inne

Pisanie scenariusza

Siemaneczko :)

Jakiś czas temu wpadłem przypadkowo na konkurs Scriptpro, którego laureaci mogą liczyć na sporą nagrodę pieniężną oraz szansę na zrealizowanie napisanego scenariusza. Skuszony wieczną chwałą postanowiłem zakupić książkę Lew Huntera “Kurs pisania scenariuszy” (całkiem przydatna pozycja) i zagłębić się w temat. Potem napisałem kilka scenariuszy do filmów krótkometrażowych, dwa z nich postanowiłem zrealizować wraz ze znajomym (jeden jest zmontowany, trwa 3 minuty i bardzo mi się podoba :D Chociaż pewnie tylko mi) za pomocą statywu oraz kamery w postaci mojego telefonu, a niecałe dwa tygodnie temu rozpocząłem prace nad pełnoprawnym scenariuszem :) Obecnie piszę drugą wersję, bo pierwsza mnie nie zadowala. 

Po tym jakże konkretnym i krótkim wstępie mam małe pytanko: Czy jest tu ktoś, kto próbował swoich sił w pisaniu scenariusza i czy próbował robić z tym coś więcej? 

Z góry dzięki za odpowiedź :)

Komentarze

obserwuj

Próbowałem, przeczytałem kilka poradników, z których część, a tak naprawdę wszystkie, oprócz jedno, okazały się mało przydatne. Najlepiej wziąć jakiś oryginalny scenariusz i zobaczyć, jak ma być napisany warsztatowo. Na blogu Piotra Wereśniaka jest dostępny pełny scenariusz filmu “Stacja”. Jeśli chodzi o poradniki, to tylko Syd Field “Pisanie scenariusza filmowego”.

A jak już napiszesz scenariusz, to nigdzie go nie sprzedaż. Wystarczy popatrzeć, co kręci się w Polsce. Albo są to scenariusze samych reżyserów, albo pisane pod zamówienie producenta. Szansa, że ktoś nakręci film wg twojego scenariusza jest jeszcze mniejsza, niż wydanie własnej książki.

Najlepiej film nakręć sam. :)

Próbowałem

Ale zacząłeś prace, napisałeś, dokończyłeś czy wszystko umarło w zarodku?

Szansa, że ktoś nakręci film wg twojego scenariusza jest jeszcze mniejsza, niż wydanie własnej książki.

Trudno się nie zgodzić. Obecnie dominują filmy wojenne, biograficzne, a ja, szczerze powiedziawszy, już rzygam tą tematyką. Myślę, że ten konkurs to jedyna szansa na jakiekolwiek zaistnienie. Projekt, nad którym obecnie pracuję, nie pochłonie milionów złotych, zamierzam poruszyć w nim ponadczasowe wartości (poniekąd inspirując się filmem “Powiększenienie” Antonioniego, który przez niektórych krytykowany jest za swoją “niefilmowość” :D), między innymi temat sztuki, piękna, coś tam, coś tam, a także ukazać problemy współczesnego świata. Wierzę w ten scenariusz, chociaż jest to pewnie płonna nadzieja, patrząc na synopsisy zwycięskich prac z poprzednich lat: historia oparta na faktach, historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, opowieść o polskim żołnierzu, historia dzieje się w czasach II Wojny Światowej, itp. Ale spróbować nie zaszkodzi :)

Najlepiej film nakręć sam. :)

Szczerze? Chciałbym. Jak się uda (kolejna płonna nadzieja), to pójdę na filmówkę i zostanę wybitnym reżyserem :D A jak nie, to skądś zdobędę fundusze. Niczym Tommy Wiseau :P

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Chciałem być bardziej cwany. :) Rozgrzebałem coś  i chciałem później napisać scenariusz, który na pewno “pójdzie”.  Wtedy też czytając fora filmowe, jakieś blogi, doszedłem do wniosków jak wyżej i dałem sobie spokój.

Szkoła filmowa fajna rzecz, ale co do własnego scenariusza i filmu, to warto zacząć, jak z pisaniem. Kręcić cokolwiek, aby kręcić. :) Łapiesz doświadczenie. 

Sam zrobiłem kiedyś kilka “zajawek” przyrodniczych: projekt Zielone Trójmiasto.

Tylko musisz zdawać sobie sprawę z jednej rzeczy, pisanie i filmowanie to zupełnie co innego, pod względem finansowym. :) Do pisania starcza laptop za kilka stówek, a planowany budżet do  filmowania przyrody wyliczyłem na około 100 tys., taki w miarę pro. Więc dałem sobie spokój. Żeby zrobić filmy, które podałem wyżej też nie wydałem trzech złotych... A nikt nie da Ci sprzętu za kilkadziesiąt tysi żebyś się pobawił.

To są dwie różne bajki, Soku, jeśli myślisz o czymś na poważnie, a nie głupotach na YT. Warto wejść na vimeo.com, podpatrzeć, jak robią to inni.

 

zamierzam poruszyć w nim ponadczasowe wartości (poniekąd inspirując się filmem “Powiększenienie” Antonioniego, który przez niektórych krytykowany jest za swoją “niefilmowość” :D), między innymi temat sztuki, piękna, coś tam, coś tam, a także ukazać problemy współczesnego świata

Hmm. Jak się ma siedemnaście lat, to się w to jeszcze wierzy ;) :P

A tak serio: “Powiększeniem” zainspirowało się już w historii kina kilka filmów (najlepszy to oczywiście “Rozmowa” Coppoli, choć ja osobiście wolę “Powiększenie” za klimat), więc temat jest już nieco wyeksploatowany. I chyba w tej chwili niemodny, jak sam zauważyłeś.

 

Do filmówek w Łodzi i Katowicach zdawałam, przechodziłam nawet do ostatnich etapów, ale w Katowicach stchórzyłam przed własną wyobraźnią na zadaniu fotograficznym, a do Łodzi ponoć nie dostałam się przez pomyłkę, która kiedy znajoma rodziców mająca znajomych w komisji się o tym dowiedziała, była już nie do odkręcenia, bo listy były podpisane itede. Choć ja osobiście uważam, że problemem mogło być to, że powiedziałam Szulkinowi, że nie znoszę kina autorskiego ;) Oraz to, że straszny nacisk był na dokument, a to wtedy nie była moja bajka w stopniu znacznie większym niż nie jest teraz (teraz pewnie miałabym lepsze pomysły).

 

A co do rady Darcona, żeby czytać oryginalne scenariusze i ćwiczyć na nich schemat – jest doskonała. Kiedyś jakieś wydawnictwo (pewnie nie wiem, czy śp. czy nie Artystyczne i Filmowe) wydawało scenariusze wybitnych reżyserów, na pewno były tomy Bergmana i jakichś Włochów z lat sześćdziesiątych. Jeśli chcesz się kinem tego okresu inspirować, to warto tam sięgnąć.

 

Natomiast egzaminy filmówkowe, a potem doświadczenie tłumacza nauczyły mnie jednego: najlepiej, zwłaszcza w przypadku debiutantów (odliczając ten może 1% nowatorskich geniuszy, którzy na dodatek mają to szczęście, że ktoś ich zauważy) sprzedają się produkty wykonane pod pewien schemat, format, algorytm czy jak to sobie nazwiesz.

 

I jeszcze w kwestii konkursu – wygląda profesjonalnie, organizatorzy sensowni, nazwiska jurorów nic mi nie mówią, ale już od dość dawna nie śledzę polskiego życia filmowego. Nie wiem, kim są zwycięzcy poprzednich edycji i czy ich projekty zrealizowano, ale możesz sobie poczytać streszczenia ich scenariuszy na stronie – to nieźle pokazuje, co preferuje jury. (Ja bym na pewno nie była w stanie wyprodukować żadnej takiej historyjki, bo to jedno w drugie, na co zajrzałam, typowe współczesne obyczajówki, ale za to przynajmnie nie ma tam biografii drugowojennych).

http://altronapoleone.home.blog

Kręcić cokolwiek, aby kręcić.

Tak też robię :D

Tylko musisz zdawać sobie sprawę z jednej rzeczy, pisanie i filmowanie to zupełnie co innego, pod względem finansowym.

Trochę siedzę w temacie i widzę, jakie budżety mają filmy, które na pierwszy rzut oka jakichś ciężkich pieniędzy do realizacji nie potrzebują, więc z tego zdaję sobie sprawę doskonale.

A tak serio: “Powiększeniem” zainspirowało się już w historii kina kilka filmów (najlepszy to oczywiście “Rozmowa” Coppoli, choć ja osobiście wolę “Powiększenie” za klimat), więc temat jest już nieco wyeksploatowany.

To dość luźna inspiracja. Pomysł miałem już przed obejrzeniem, a po seansie po prostu koncept nabrał trochę konkretniejszych kształtów :) I koniecznie muszę nadrobić “Rozmowę”. I tysiąc innych filmów :P

Choć ja osobiście uważam, że problemem mogło być to, że powiedziałam Szulkinowi, że nie znoszę kina autorskiego ;)

Ja uwielbiam, więc może coś siądzie :D Ale znajomości pewnie odgrywają tu ogromną rolę. Ponoć na łódzkiej filmówce na każdym wydziale jest sześć miejsc z każdego rocznika, z czego dwa są zarezerwowane dla studentów z zagranicy, więc jest ciężko.

A co do rady Darcona, żeby czytać oryginalne scenariusze i ćwiczyć na nich schemat – jest doskonała.

Czytam na tej stronie. Dobre źródło, nawet legalne :D A z moim angielskim jakoś szczególnie źle nie jest, więc wynoszę z tego całkiem przydatne protipy. 

sprzedają się produkty wykonane pod pewien schemat, format, algorytm czy jak to sobie nazwiesz.

Wiem, i to jest najgorsze.

Ja bym na pewno nie była w stanie wyprodukować żadnej takiej historyjki, bo to jedno w drugie, na co zajrzałam, typowe współczesne obyczajówki, ale za to przynajmnie nie ma tam biografii drugowojennych

Nie wiem, na którą edycję patrzyłaś, ale są. Dlatego podchodzę do tego bardzo sceptycznie, ale jednocześnie nie zamierzam wszystkiego rzucić. 

Jeśli chodzi o filmy zrealizowane na podstawie scenariuszy z tego konkursu, to są to chociażby “Bogowie” (biografia), “Ostatnia rodzina” (biografia) czy “Plac zabaw” (durna obyczajówka), więc całkiem znane i cenione (no, prawie wszystkie) produkcje. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Ja uwielbiam, więc może coś siądzie :D

Pod warunkiem, że duch Szulkina zasiądzie w komisji :P

 

Nie wiem, na którą edycję patrzyłaś, ale są.

Głównie ostatnią i trafiłam akurat na obyczajówki, ale przyznaję, że nie czytałam wszystkiego, tylko przeskanowałam kilka projektów, które akurat były współczesne i nudne. Cóż, Wajda też nakręcił sporo filmów drugowojennych, w tym kilka arcydzieł, więc może nic dziwnego... Skądinąd jeśli miałabym pisać scenariusz, to właśnie sobie uświadomiłam, że mam drugowojenną historię rodzinną, która by się świetnie na film nadała, tylko że nie wiem, czy w Polsce, bo to jest o dobrych Niemcach.

http://altronapoleone.home.blog

Pod warunkiem, że duch Szulkina zasiądzie w komisji :P

Nie wykluczajmy takiej opcji :D

świetnie na film nadała, tylko że nie wiem, czy w Polsce, bo to jest o dobrych Niemcach

To dzwoń do Spielberga ;)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

To dzwoń do Spielberga ;)

To jest jakaś opcja... A w sumie znam kobietę, która w Polsce uczyła matematyki jego córkę (czy pasierbicę, czy kogo tam) matematyki podczas kręcenia Listy Schindlera, więc mam tylko jeden stopień oddalenia ;)

http://altronapoleone.home.blog

Miałam przyjemność być przez pół roku studentką scenariopisarstwa w trybie zaocznym w łódzkiej filmówce, z czego zrezygnowałam, bo było to bardzo osobliwie zorganizowane – zajęcia odbywały się nie w Łodzi, a Warszawie (o czym dowiedzieliśmy się dopiero po zdanych egzaminach), mimo że zaocznie, to nie weekendowo, zajęcia często gęsto nie odbywały się, o czym dowiadywaliśmy się na miejscu, i to nie z powodów losowych a dlatego, że ktoś z prowadzących był na planie, co – wydawałoby się – można było przewidzieć wcześniej. Z zajęć najlepiej wspominam te, które prowadził wspomniany już Szulkin, mimo że siedziało się tam w sporym napięciu i czasem przykrych emocjach, ale on jeden miał jeszcze jakiś zapał do nauczenia nas czegoś, choć nie ukrywał, że słabnący. Ogólnie było dziwnie, czuliśmy się traktowani mocno z góry i mało poważnie i spora część osób odpuściła. Ale to było już kilka lat temu, sporo mogło się zmienić od tego czasu. No i przypuszczam, że studia dzienne, rzeczywiście odbywające się w Łodzi, wyglądają zupełnie inaczej. 

Pamiętam też, a propos przyjmujących się tematów, że podczas rozmowy o pracach zaprezentowanych w teczce, komisja pytała mnie, czy byłabym w stanie pisać coś bardziej przyziemnego i mówili, że w Polsce nie ma i pewnie nie będzie budżetu na fantastykę. Co, jak rozumiem, nie jest dla Ciebie zaskoczeniem, ale dorzucam kamyczek.

Tylko nie myśl, że piszę takie rzeczy, żeby Cię zniechęcić. Trzymaj się marzenia i rób swoje, zrób tylko porządny research, jak będziesz wybierał szkołę, żeby mieć aktualne info czego się spodziewać. Ah, jedna z moich koleżanek, która również zrezygnowała ze szkoły, zrobiła potem kurs, w którego była bardzo, bardzo zadowolona. Mogę podpytać ją co to było dokładnie.

Z poradników do poczytania polecam “Jak napisać scenariusz filmowy” Downs i Russin, a także – może nawet bardziej, bo z naszego podwórka i bliżej naszych realiów “Niedoskonałe odbicie” Macieja Karpińskiego. Z obu zresztą wyniosłam wiele dobrego jeśli chodzi o pisanie w ogóle, nie tylko scenariuszowe.

Wiedzy o tym, co dalej, niestety nie mam, bo postanowiłam skoncentrować się jednak na poletku literatury ;)

Powodzenia w realizacji marzeń!

Mogę podpytać ją co to było dokładnie.

Jeśli będziesz tak miła :D

Te poradniki wszystkie pewnie sobie kupię przy najbliższej okazji. Czytałem też, o czym nie wspomniałem, bardzo krótką książkę “Reżyseria filmowa” Davida Mameta, czyli głównie scenarzysty, nie reżysera, co widać, bo jest tu więcej wskazówek dotyczących samego przedstawiania historii niż reżyserii. 

Ale jak już bym chciał iść na filmówkę, to raczej tylko na reżyserię, ze względu na znacznie więcej możliwości. Bo nie chcę wylądować jako scenarzysta “Barw szczęścia” :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

A, ja zdawałam właśnie na reżyserię, więc moje wcześniejsze uwagi dotyczą tego kierunku.

http://altronapoleone.home.blog

Nowa Fantastyka