- Hydepark: Poprawa tekstów

Hydepark:

opowiadania

Poprawa tekstów

Korzystając z tematu, który rozwinął się tutaj, zastanowiło mnie, jak wygląda Wasza praca od „kuchni"? W moim przypadku, napisany tekst odkładam na trzy tygodnie, pozwalając mu ostygnąć i dojrzeć. A swojej pamięci o nim zapomnieć. Po trzech tygodniach odgrzebuję tego nieszczęśnika i czytam. Na bieżąco poprawiam literówki, które uda mi się wyłapać i piszę uwagi do poszczególnych fragmentów. Co gdzie zmienić, co usunąć, a co rozbudować. Zostawiam wszystko i dopiero na następny dzień wprowadzam swoje uwagi w życie. Gdy tekst jest poprawiony, znowu leżakuje, tym razem trzy dni, i ponownie czytany, nadaje się do publikacji.

 

A jak Wy sobie z tym żmudnym procesem radzicie?

 

Pomyślałam, że może rozwinie się z tego rozmowa, która namówi do poświęcenia większej uwagi swojej twórczości. By nie rzucać się od razu pod ogień krytyki i niepotrzebnie przestraszyć.

 

Ps. Oczywiście, nawet najdoskonalszy pisarz, nigdy nie zwróci uwagi na wszystkie niedociągnięcia.

Komentarze

obserwuj

Najpierw piszę w swoim ulubionym edytorze, potem wrzucam do OpenOffice'a i poprawiam to, co wyłapie. Potem zostawiam tekst na dzień/dwa, a w tym czasie piszę inne lub robię coś zupełnie niezwiązanego z pisaniem. Zazwyczaj wystarcza dzień, bo już po tak krótkim czasie widząc swój tekst zdarzają się momenty z rodzaju "jezu, ja to napisałem?" Niestety, za szybko żyję i za dużo mam roboty, żeby sobie pozwolić na dwa tygodnie "leżakowania" tekstu (a niektórzy mówią nawet o miesiącu...).

 

Dwa dni naprawdę wystarczają - tylko ten okres musi być napięty do granic innymi pracami, tak, żeby nie było nawet chwili na pomyślenie o tekście.

ja zazwyczaj pierwszy raz to piszę. notuję w pamieci albo w moim magicznym notesiku uwagi, co do tekstu, mi. jego rozbudowy, zmian itp. zaraz po skączeniu, zazwyczaj na drugi dzień albo nieco poxniej muszę usiąść ponownie, póki pamietam tekst, tzn. o czym jest;P tak z dwa, trzy razy. nastepnie najczęściej wrzucam do expressivo i słucham i wyłapuję kolejne błędy.. często tez podczas już samego tworzenia czytam sobie na głos;D dłużej niż tydzień nie mogę odkładać tekstu, gdyż potem muszę go czytać od nowa;P skleroza;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Podobnie, z tym, że długość leżakowania zależy w dużej mieże od mojego natchnienia. Np. tekst na konkurs o Funkym powstawał w bólach i mękach prawie trzy tygodnie. Napisałem jakiś fragment, przed napisaniem kolejnego poprawiałem poprzedni itd. Ptem zostawiłem toto na dzień i przeczytałem jeszcze raz. Coś tam wyłapałem, coś odjąłem, coś dodałem, na drugi dzień to samo i bach, na portal. I tak w sumie jest z każdym tekstem. Chyba, że już naprawdę od samiutkiego początku, do samiutkiego końca wiem o czym pisać, to opowiadanie powstaje w jeden wieczór. Ze dwie korekty i gotowe. A czasami jest tak, że napiszę pod wpływem impulsu cztery strony, na drugi dzień to przeczytam, stwierdzę, że jest nie warte nic i jade od początku, kasując całkowicie to, co było.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ja zazwyczaj po "leżakowaniu" tekst dodatkowo drukuję i zapisuję uwagi i poprawki na wydruku. Serio, kiedy spojrzy się na tekst na innym nośniku niż ekran komputera, od razu widać więcej błędów - jakby patrzyło się na tekst kogoś innego. Po przyjrzeniu się moim tekstom na tym forum, mogę powiedzieć, że nie polecam wrzucania tekstu bez "odleżenia", wrzuciłam tak moje opowiadanie na Wampirezę, napisane w dwa dni, pod wpływem impulsu, niby dostało wyróżnienie, ale teraz wydaje mi się tak pełne błędów, że szkoda gadać. Jakie fajne by było, gdyby poleżało ;) Za to "Tutaj zawraca czas" przed wrzuceniem czytałam, kasowałam, pisałam raz jeszcze, drukowałam, poprawiałam - i teraz mogę przyznać, że może nie jest to jakieś super genialne opowiadanie, ale przynajmniej się go nie wstydzę ;) Ja w ogóle jestem strasznie krytyczna co do swoich tekstów, najgorsze, że zazwyczaj najbardziej wtedy, kiedy mija czas mozliwości edycji.

Przy dłuższych opowiadaniach bardzo się przydaje jakiś zaufany recenzent, który czasem przeczyta pierwszą i kolejne wersję i pokręci nosem. Autor w końcu nigdy mu nie dorówna "świeżością" spojrzenia.

Zgadzam się, że przydaje się zawsze ktoś, kto potrafi krytycznie spojrzeć na to, co się napisało. Krytycznie. Tylko naprawdę ciężko jest znaleźć taką osobę.

I tak zawsze najkrytyczniejszym czytelnikiem jest sam autor. A jeśli o mnie idzie, to tekst powstaje najpierw chaotycznie na brudno, a im więcej pojedynczych świstków i zapisków w różnych miejscach, tym lepiej. Później przepisuję go w edytorze i wtedy tak naprawdę dopiero powstaje, wiele fragmentów jest pisanych od początku i równie wiele wyrzucanych. Później tekst jest poprawiany i w rezulatacie wychodzi na to, że jest pisany po raz trzeci:)

Z tym, że "leżakowanie" nie może trwać zbyt długo, bo później nie czuje się już do końca, co miało się na myśli i co się chciało powiedzieć, więc wychodzi sztucznie. U mnie praca nad jednym tekstem to jakiś tydzień "brudnopisania" i maksymalnie miesiąc czasu na poprawki, a potem ze trzy miesiące przerwy;) Trochę jak z orgazmami, trzeba przerwy na następny:p

Dać do czytania komuś, kto za nami nie przepada. A potem spytać o wrażenia. Zależnie od tego, czy zarechocze czy też będzie się wić (nie chcąć przyznać, że go jednak ruszyło in plus) - otrzymamy w miarę obiektywny werdykt, co jest do poprawki a co OK. ;)

Popieram Szymona. Ja piszę i czytam, poprawiąjąc np. literówki. Potem wysyłam swojemu first reader'owi, który wyłpuje mi pewne np. niejasności, błędy, czasem niespójność logiczną, której ja bym nie zauważyła, bo dla mnie jest jasne, o czym napisałam ;) Potem zwykle leżakuje dzień, znów czytam, czasem coś przerabiam, dopisuję lub kasuję i już. Nie jestem w stanie długo leżakować tekstu, niestety.

Pocieszcie się, że nawet potrójna krzyżowa nie gwarantuje... Fakt, że wtedy przeoczenie czegoś należy do rzadkości, ale zdarza się.

Fakt, że żaden sposób nie jest doskonały, czego zresztą dowodami są, błędy w wydrukowanych już książkach.

Widzę, że wszyscy mamy w miarę jednakową receptę na pisanie: napisać, zostawić, wrócić, poprawić, zostawić, dać do poczytania komuś innemu itd. :) Czas poszczególnych operacji osobniczo zmienny. Wiem z doświadczenia, że nie może być za długi, bo ja przynajmniej gubię wtedy styl... Szczególnie, jeśli w międzyczasie czytałam jakąś książkę - od razu widać wpływ np. Pratchetta :P

Zgadzam się z Ajwenhołem, że trudno jest znaleźć dobrego recenzenta (miałam takiego jednego, to nam się kontakt urwał). Gdzieś w jakiś komentarzach ktoś wskazał rodzinę jak pierwszych "czytaczy", ale w moim wypadku brat zawsze się albo śmieje, albo stwierdza "Może być", a mamy komentarz to zwykle: "Co za pierdoły". A dobry recenzent jest może nie niezbędny, ale niewątpliwie bardzo przydatny :)

Popieram Dreammiego - na wydruku szybciej wyłapuje się wszelkie błędy, tylko zazwyczaj szkoda mi tuszu i papieru... To dobre na ostateczne poprawki.

Czyatnia na głos nie próbowałam, a jak słysze ekspressivo to mi się Destructin Mode uaktywnia, więc to chyba nie dla mnie :P

*Destruction Mode oczywiście, a przecież przeczytałam trzy razy zanim wysłałam, ehhh....

Sylwien mam podobnie, tylko że mnie po dłuższej chwili słuchania tego czegoś ze śmiechu się chce płakać. :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ja czytam na głos... druzgoczące doświadczenie, odziera teksty z zawoalowanego dyletanctwa. Co do leżakowania- wystarczy parę dni, żebym się otrząsnęła;) jeśli zostawię na dłużej niż tydzień, zazwyczaj już nie wracam do tekstu, a to z kolei znaczy, żed musi być nieciekawy.

Zawsze czytam na głos, to świetna metoda na wyłapanie usterek, zwłaszcza jeśli chodzi o rytm i brzmienie opowieści. Dobrego betareadera też nic nie zastąpi i nawet jeśli na początku jego uwagi mogą się wydawać nietrafione, bo jesteśmy zbyt przyzwyczajeni do swoich zdań, to często później się jednak do nich przekonuję. Ja nie planuję konkretnych przerw między kolejnymi sesjami z tekstem, bo i tak nie mam czasu, żeby pisać codziennie.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nowa Fantastyka