- Hydepark: Lądowanie na księżycu było lipą?

Hydepark:

inne

Lądowanie na księżycu było lipą?

Istnieje odwieczny spór, o to czy Amerykanie byli na księżycu. Jestem sceptykiem z kilku powodów. Po pierwsze nie dociera do mnie to, że można było dotrzeć na księżyc, a założenie kolonii sprawiało jakieś ogromne techniczne problemy.

Wróżono wycieczki w kosmos, kopalnie na planetoidach, ogrody na Marsie. Ludzkość miała zostać "Kolumbami kosmosu" dla przyszłych pokoleń. Porzucono wszelkie projekty z nie do końca wiadomych powodów, bo co brak funduszy? – Na nic niewarte projekty kroczących machin(dla wojska) Amerykanie wydali około 10 miliardów. Pieniądze dostaje zawsze ten, który głośniej krzyczy. Nagła troska o to, by zająć się bardziej naszą planetą? – Mało prawdopodobne, wciąż opieramy się na paliwach kopalnych, a rozwój energii jądrowej zatrzymaliśmy na etapie lat 70. Na napęd jonowy, który mógłby stać się przełomem w podbijaniu kosmosu, wydajemy tylko tyle by opłacić naukowców i koszt modelu. Jeżeli efekt nie jest zachwycający, to zabieramy fundusze, a naukowców odsyłamy do innych projektów. Nikt nie kwapi się, żeby sprawdzić, dla czego coś nie działa, a o zmianach konstrukcyjnych nie ma mowy. Ktoś powie:, „dlaczego Amerykanie mieliby kłamać?"

Choćby, dlatego że ZSRR umieścił Sputnika na orbicie. Dzięki temu prestiż tego związku państw wzrósł na tyle, że nawet w samych Stanach Zjednoczonych środowiska lewicowe zaczęły wytykać niemoc demokracji w rywalizacji naukowej. Pomyślcie – większość państw zaczęła niebezpiecznie pochwalać ZSRR, a tzw. "amerykański sen" zaczął tracić na znaczeniu. Ameryka potrzebowała bohaterów. Zawołano optymistycznie " na księżyc!". Ale USA było w lesie, jeśli chodziło o program kosmiczny. Nie wydaje mi się, żeby było możliwe prześcignięcie Rosjan. Owszem Amerykanie byli w kosmosie i to nie raz. Za to lądowanie na księżycu mogło być nakręcone w studiu z użyciem makiet, które służyły do ćwiczeń lądowania na księżycu(były ogromne, odtwarzały nawet cały krater). Jeśli się mylę to dobrze, a jeśli nie, to nie winię nikogo za to, że okłamał świat, by nie dać mentalnej przewagi komunistom. A co w o tym sądzicie, czy kosmos wciąż może być ciekawy? A może to tylko temat dla literatury SF?

Komentarze

obserwuj

Odwracając pytanie, można by zapytać: a skąd wiadomo, że Rosjanie nie upozorowali wysłania Łajki i Gagarina w kosmos? Może ten cały podbój kosmosu to jedna wielka ściema. Matrix. They're out to get me, run for your lives, aaaa!

Koszty to bardzo racjonalny powód zaprzestania romantycznych marzeń o kolonizacji kosmosu. Amerykańskie społeczeństwo w latach 60. i 70., czasach wojny w Wietnamie i dzieci kwiatów, z trudem przełknęłoby oczy na kolejne marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Kroczące roboty nie są jednak aż tak medialne jak kosmonauci, więc ta kwestia rozeszła się po kościach.

To nie przypadek, że do tej pory żadne państwo nie zdecydowało się na kolonizację choćby Księżyca. Bo skoro nie Amerykanie, to czemu nie zrobili tego radzieccy komuniści? Albo Chiny? Albo Japonia? Albo Unia Europejska? Środki wyłożone na ten cel i spodziewane zyski z tego przedsięwzięcia wpędziłyby w depresję każdego szanującego się menedżera, ot co.

Tymczasem więc o podboju kosmosu poczytać możemy jedynie w bajkach dla dzieci. I w science fiction.

No i jeszcze udowodnijcie, drogą rozumową lub empiryczną, że żaden z Was nie ma w tej chwili na ramieniu nieważkiego, niewidzialnego gnoma.

Odpowiem jednocześnie na pytanie w temacie i na post KaEl'a:

Nikt nie skolonizował Księżyca, bo okazało się, że wcale nie jest z sera. Udowodnili to amerykanie po lądowaniu tam w 69".

Ja tam wierzę, że wylądowali. Wszystkiemu winna Zimna Wojna, której powinniśmy podziękować. Czemu? Bo dzięki niej nastąpił niesamowity rozwój techniki, która miała zostać wykorzystana dla celów wojskowych, a potem i tak naturalną koleją rzeczy, trafiała w ręce publiczne. Fakt, że dziwne jest jak szybko tego dokonano od momentu ogłoszenia tego programu, a dziś nie jest to już takie proste i podobno nie chodzi o pieniądze...?

Ale dziś każdy zadaje sobie pytanie po co tam lecieć? I tak koszt przywiezienia czegokolwiek z takiej kolonii, byłby nieopłacalny( mówię o Księżycu, bo Mars to już całkiem inna bajka). Wierzę, że wylądowali, bo jeżeli nie, to chyba prawda już by wypłynęła na wierzch i nawet dziś, skutki mogłyby być dla USA nieciekawe. A kosmos jest dla mnie bardzo ciekawy, tylko wiem, że nieosiągalny. Żaden silnik nie zawiezie nas do gwiazd. Wielkość wszechświata zawsze mnie przerażała:). Takie moje trzy grosze...

nawet dziś, skutki mogłyby być dla USA nieciekawe.

Nie sądzę. Ludzie troche by się pośmiali i tyle. Zauważ, że chińczycy już z 10 razy w kosmos latali i za każdym razem okazywało się, że nagrania są fałszywe. I co? I nic. Ostatnio chyba nagrywali pod wodą (dla imitacji mniejszej grawitacji), ale ktoś w necie zauważył, że jak "astronauta" skacze, to do góry lecą bąbelki ;) 

Ile razy można na ten sam temat?
Rosjanie popełnili błędy natury technicznej i nie polecieli, Amerykanie uniknęli błędów i dolecieli. Kwestia prestiżu decydowała o podjęciu takiego wysiłku. EOT.

Tom131, zawsze możesz mieć nadzieję, że może jakieś UFO cię zgarnie z ulicy i wycieczkę po przestrzeni zafunduje... Tyle że porwani zwykle nic potem nie pamiętają, więc i tak lipa :P ;)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Co do lądowania ludzi na księżycu jest jeden bardzo prosty dowód na to, że się odbył. ;) Jaki? Czy widzieliście zdjęcia astronautów stojących na księżycu? A widzieliście, żeby na tym zdjęciu były gwiazdy? Do czego zmierzam? Który hollywoodzki reżyser zrezygnowałby z pokazania gwiazd z powierzchni książyca? Żaden. ;) A z księżyca na zdjęciach gdzie są ludzie fakrycznie nie widać i nie powinno być widać gwiazd z jednego prostego powodu. Zbyt krótki czas naświetlania aparatów i za ciemno, żeby udało się je zarejestrować. ;) Ale widzieć faktycznie je widzieli.:)
Co do tego, czemu amerykanie rezygnują z podboju kosmosu na rzecz maszyn wojskowych. Nie bierz tego do siebie Zyzio29 (swoją drogą fajny nick, a gdzie Hyzio i Dyzio? :D) ale na to jest wręcz prostacka odpowiedź: mają lekko spaczone piorytety. ;) Wszelkie misje pokojowe mają też dla nich tylko jeden cel: podporządkować sobie dany kraj dla zysków. Kuba, Wietnam, teraz Irak. Tylko, że nie bardzo im to wychodzi. ;) A są tacy skorzy do wojen, bo żadna wojna światowa nie dotknęła ich kraju bezpośrednio: nie wiedzą do czego wojna tak naprawdę może doprowadzić.

Kolejny powód mógł być też bardzo prosty. Wszyscy oczekiwali, że kosmos otworzy przed nami nowe horyzonty, będziemy mieszkać na innych planetach itp. A tu się okazało, że to nie takie proste. Zamiast zysków i sukcesów, odkryła się studnia bez dna, nie gwarantująca sukcesu. Mi się kosmos zawsze trochę kojarzył z archeologią: wy dajecie nam pieniądze, a my albo coś odkopiemy, albo nie.

Mnie się nie podoba używanie 1 os. liczby mnogiej przez Zyzio29. Uwierz mi: nikt mnie nie pyta ile pieniędzy wydawać na badania nad napędem jonowym, maszyny z napędem kroczącym czy też szukanie alternatywnych źródeł energii. Serio.

lady madder: Odkrycia kosmiczne wbrew pozorom całkiem dużo nam dają, w codziennym życiu nawet. Teflon, substancje niepalne, z których są wytwarzane rękawice niektóre: to wszystko jest efektem badań kosmicznych. Czy ten efekt jest wymierny do włożonej pracy? Cóż, to już co innego.
Co do archeologów to w dzisiejszych czasach już nie ma tak, że albo się wykopie, albo nie. ;) Ostatnio widziałam takie fajne urządzonko, które pozwala na wykonanie czegoś takiego jak "podziemnego zdjęcia" bez wchodzenia pod ziemie, które umożliwia stwierdzenie, czy coś w danym miejscu się znajduje. :) Ale to tak na marginesie. :)

O Boże! :)

I tutaj dotarła ta próżna dyskusja, zapoczątkowana przez laików bez podstawowej znajomości prawideł fizyki. A najbardziej podoba mi się ta ewolucja poglądów. Już nikt nie oponuje możliwości zostawienia odcisków na suchej powierzchni księżyca, chociaż kiedys było to nie lada argumentem, że tylko przytoczę fragment debaty jaką toczyłem na jednym spiskowym forum:

- Spójrzcie na suchy piasek na plaży. Czy da się na nim zostawić odcisk buta? No pewnie że nie! Tylko na mokrym piasku! A przecież na księżycu nie ma wody!

- Weź no rozwal worek cementu i depnij glanem. Jest ślad? Jest. Woda nie jest jedynym spoiwem, może nim być tarcie. A te jest tym większe, im większa jest powierzchnia którą się materiał styka. Im bardziej materiał jest rozdrobniony, tym większa jest powierzchnia jaką na siebie nawzajem oddziałuje. Księżycowy pył ma właśnie takie właściwości.

- Czyżbyś sugerował, że księżyc jest z cementu?

No niestety, to własnie tak wyglądało :) Dzisiaj, gdy wyjaśniono już ruch flagi, różnice w długościach cieni, brak gwiazd na zdjęciach, pojawiły się kolejne teorie. Teraz zaatakowano film z podróży - że niby ziemia była wielka jak na orbicie, bo ponoć Apollo był na orbicie, tylko ją przesłonięto przesłoną, tak by wyglądała na maciupką. Skały księżycowe przytargał jakiś bezzałogowy lądownik, tak samo pozostawił też aparaturę naukową. Teraz doszło kolejne ogniwa spisku - Indusi umieścili na orbicie Ksieżyca satelitę robiącego fotki, i na tych ponoć widać ślady Rovera, czyli samochodzika, który wykorzystywano pod koniec misji Apollo. Pewnie też wzięły w łapsko, beżowe skur...

Do tego dochodzą zarzuty powyższe, wynikające z całkowitej nieznajomości geopolityki schyłku lat 50' i lat 60'tych.

Owszem, Rosjanie w początkowej fazie wyprzedzili jankesów w technologii rakietowej. Ale nie wynikało to z ich zaawansowanego rozwoju. Przyczyna była inna. Podbój kosmosu w początkowej fazie zimnej wojny był efektem ubocznym zbrojeń nuklearnych. Amerykanie posiadali doskonałe lotnictwo strategiczne, którego Rosjanie nie potrafili skopiować (nawet pomimo posiadania kilku amerykańskich bombowców - problemem były stosowane systemy miar - cale kontra centymetry), dlatego w czasach prezydentury Eisehowera i sekretarzowania Chruszczowa pojawiły się duże rozbieżności w programach rakietowych obu mocarstw. Dopiero objęcie prezydentury przez Kennedyego, który w przeciwieństwie do poprzednika, nie miał bagażu drugiej wojny światowej, w której wielką rolę odegrało lotnictwo strategiczne, przestawił USA na rakiety. Jak udało im się tak szybko dogonić ruskich? Mieli wielki atut w postaci Wernera von Brauna. No i rakiety okazały się cholernie kosztownym interesem. Chruszczow chciał przekonać zachód, że ZSRR produkuje rakiety masowo niczym parówki. Niestety w tym okresie była to technologia na poziomie V2. Zapomnijcie o rakietach odpalanych z wyrzutni, niczym Pershingi z początku lat 80'tych. Procedura startowa trwała godziny (paliwo trzymano osobno, bo wybuchowe było jak pieron), zasięg nie powalał na kolana, ruscy swe rakiety trzymali na syberii, co powodowało kolejne problemy - mrozy takie, że zawory szlag trafiał. To były ogromne koszta i tylko bodziec w postaci wyścigu mógł motywować wydawanie masy pieniędzy na lot na księżyc. Bo co innego wtedy pozostało? Sputnik był, pies był, człowiek był, kobieta była (przepraszma feministki za takie sformułowanie), nawet Leonow wyszedł na kosmiczny spacer. To co pozostało? Tylko księżyc. A gdy już dokonano i zyskano prestiż, loty ucięto przed planowanym końcem. Pamiętajcie że były już lata 70'. Nie wszyscy wiedzą, że wtedy na świecie zaczął się kryzys gospodarczy wywołany wysokimi (jak na tamte czasy) cenami ropy. Tu nie było już wiele do ugrania. A przynajmniej, zdaniem ówczesnych rządów, nie było to warte takich pieniędzy.

Pojawia się pytanie: mogli wtedy, czemu nie mogą dzisiaj. Bo dzisiaj jeszcze dokładniej ogląda się każdy wydany grosik. A misje załogowe to ogromne koszta, niewspółmierne do tego co przy aparaciku bezzałogowym. Odpada zagwarantowanie wody, żywności, bezpieczeństwa, odpada wpływ lotu na psychikę itp. Owszem, w latach 60'tych snuto szerokie plany podboju kosmosu. Lecz powiedzmy sobie szczerze, to były pobożne życzenia, nie poparte wiedzą naukową. Dziś wiemy o efektach długotrwałego lotu, wiemy że żadne ćwiczenia nie spowodują zatrzymania ubytku koścca. Do tego dochodzi wpływ zamknięcia na psychikę i kupa innych rzeczy. Szmalec, za który otrzymujemy jedynie prestiż, bo przeliczalne zyski przychodzą bardzo późno. Inwestowanie w kosmos, to inwestycja długofalowa, nikt teraz nie wywali masy pieniędzy bez pokrycia.

Dyskusja o jakiejkolwiek gałęzi nauki nigdy nie będzie próżna. Skoro kosmos sprowadza nas do teorii spiskowych, może podyskutować o nanotechnologii. Perspektywa tworzenia nowych materiałów atom po atomie wydaje się wspaniała. Według tego jak wiele firm ją rozwija, jest też chyba stosunkowo tania, a przynajmniej opłacalna. Wczoraj kupiłem płyn do podłóg z nanocząsteczkami srebra. Ta technika rozwija się szybko i pewnie pozwoli nam udoskonalić nasze życie.  

Policz, ile atomów srebra znalazło się w butelce. Czy aby nie przepłaciłeś?

Nanotechnologia też wiąże się z pewnymi teoriami spiskowymi, np. nanoczipy wszczepiane ludziom bez ich zgody i wiedzy.

Niektóre eksperymenty rokują nieźle. W laboratorium w Rice University doktorant Andre Gobin zbliżył do siebie dwa kawałki kurczaka tak, by się stykały. Następnie polał miejsce styku zielonkawym płynem. Płyn ten jest roztworem nanokapsułek, maleńkich kulek z krzemionki, pokrytych - w tym przypadku złotem. Po czym włączywszy laser podczerwony, Gobin sprawnie przeciągnął wiązką wzdłuż zielonej linii. Chwilę później podniósł w górę coś co stało się jednym kawałkiem kurczaka. Może za dziesięć lat chirurdzy będą się posługiwać tą technologią, żeby zszywać np. naczynia krwionośne rozcięte w czasie operacji. Dziś stosujemy maleńkie szwy, które jednak czasem mogą być nieszczelne.

Oczywiście, każdy kij ma dwa końce. Ale mowa była o teoriach spiskowych, dlatego o tym wspomniałam. Idea stworzenia czipów była bardzo szlachetna. Chodziło o przywrócenie osobom spraliżowanym lub z różnymi niedowładami możliwości poruszania się poprzez bezpośrednioą stymulację ośrodków mózgowych i/lub dróg nerwowych unerwiających daną część ciała. Problem w tym, że tak samo jak dynamit wynaleziony przecież nie z myślą o zabijaniu, czipy również mogą posłużyć jako narzędzia inwigilacji i kontroli. Czy się zgadzam z tymi teoriami to już inna sprawa. Czasami wizja taka napawa mnie lękiem, mimo że potencjalnie jest to kwestia wielu pokoleń i dziesiątek lat, ale mam nadzieję, że to nieuzasadnione obawy i że na świecie jest wielu rozsądnych ludzi, którzy nie pozwolą na coś takiego. Nie można jednak mimo tego zaniechać podobnych eksperymentów, ponieważ tak jak napisałeś, mogą one stanowić kamień milowy w medycynie, a więc z pożytkiem dla najbardziej potrzebujących.  

Jeżeli chodzi o kontrolę, to już nas kontrolują, więc nie ma się czego bać. Znajomy mojego taty pracuje w firmie wyrabiającej karty kredytowe itp rzeczy i mówił, że strasznie go bawi ochrona danych osobowych. A to z dwóch powodów: po pierwsze, na podstawie samej karty kredytowej jest w stanie powiedzieć, ulubione danie jej właściciela. I po drugie: podsuchiwać nas mogą przez telefon komórkowy, który ma każdy. I nie mówię tu o podsłuchiwaniu rozmów telefonicznych, ale w każdym momencie. Nawet wtedy gdy telefon jest wyłączony. Jeżeli nie ma wyciągnientej baterii, to nie ma żadnych przeszkód. Ten drugi punkt potwierdzi każdy elektronik, że da się coś takiego zrobić. Zresztą te dwa fakty, zna zapewne większość. Więc nie trzeba kilku pokoleń na takie zabawy.

@lady_madder

No to wychodzi na to, że jestem niekontrolowany, bo nie mam ani telefonu, ani karty kredytowej. A nawet powiem więcej! Nie mam prądu, gazu ani wody dostarczanych przez państwo, więc nikt mnie rurami nie podsłucha, nie prześle ogłupiających oparów ani trucizny w wodzie... I wiesz co? Nie czuję "inwigilacyjnej" różnicy między tym, kiedy mieszkam w mieście, a kiedy w swojej samotni. Bo to po prostu nie istnieje.

Żyjemy w Polsce, w kraju w którym rząd miał od zawsze obywateli głęboko w dupie, interes obywateli też i generalnie wszystko, poza pieniędzmy lądującymi w ich własnych kieszeniach. To nie Ameryka ani Rosja, że "rząd" ma jakieś "tajne plany", sekretne laboratoria czy inne takie rzeczy...

No pewnie, phi! Spiski w Polsce, przecież to wszystko fikcja. Czasem tylko trafi się jakiś dziwak Sekuła, co to popełnia samobójstwo strzelając sobie kilka razy w brzuch (z czego jeden strzał ponoć chybiony, zapewne celował w głowę), Blida zabija się z rewolweru, stosując amunicję używaną przez służby specjalne (fakt, że takie służby złożyły jej właśnie wizytę zapewne jest zwykłym zbiegiem okoliczności), a zamieszani w porwanie Olewnika ulegli modzie na samobójstwo w pierdlu.

Wiesz, ja nie posiadam karty kredytowej. Komórkę owszem mam, ale zawsze mogę ją zostawić w domu i zaszyć się na Mazurach tak, że nikt nie będzie wiedział gdzie jestem. Zdaję sobie sprawę z tego, że w dużej mierze dotyczy nas kontrola i śledzenie. Każdy z nas tutaj korzysta z internetu i zostawiamy swoje ślady w wielu miejscach, na naszych komputerach instalowane są programy, które rejestrują gdzie się logujemy, a następnie dostajemy na maile "tematyczne" reklamy. Ale mi chodziło o coś więcej. O coś co na stałe mogłoby być zintegrowane z naszymi ciałami. A na to potrzeba jednak zgody i akceptacji. Liczę jednak na to, że taka akceptacja nie obejmie nigdy całego społeczeństwa.

@krisbaum

No, a to przecież byli zupełnie przeciętni obywatele... Tacy leninowscy "pożyteczni idioci".

Ludzie u władzy, nadziani i wpływowi zawsze byli, są i będą uwikłani w różne spiski (nawet mimo woli...). Takie rzeczy działy się już za czasów biegania z maczugami, gdy szaman Bumpadumpa kombinował, jakby tu zdetronizować wodza Burczypierda...

A na to potrzeba jednak zgody i akceptacji. Liczę jednak na to, że taka akceptacja nie obejmie nigdy całego społeczeństwa.

Wyobraź sobie, że państwo wprowadza "chipy medyczne", wszczepiane pod skórę. Dobrowolnie - możesz mieć, lub nie mieć. Ale potem się okazuje, że bez chipu nie możesz zapisać się do lekarza, albo nie wpuszczą Cię do budynków administracji publicznej... Ale oczywiście nie ma absolutnie przymusu posiadania takiego chipu! Tylko że bez niego nic nie załatwisz. 

Wszystko da się jakoś obejść. A "złoty PR" wmówi ludziom, że to dla ich dobra, że tak będzie wszystkim lepiej, wygodniej i tak dalej, i tak dalej...  

 

Wyobraź sobie, że państwo wprowadza "chipy medyczne", wszczepiane pod skórę. Dobrowolnie - możesz mieć, lub nie mieć. Ale potem się okazuje, że bez chipu nie możesz zapisać się do lekarza, albo nie wpuszczą Cię do budynków administracji publicznej... Ale oczywiście nie ma absolutnie przymusu posiadania takiego chipu! Tylko że bez niego nic nie załatwisz. 

 

To już było, Piotr Szulkin "Wojna Swiatów następne stulecie", świetny film i nadal aktualny, może teraz nawet bardziej niźli wtedy. Komunikat radiowęzła w noclegowni brzmiał:

Krew dajecie dobrowolnie. Kto nie da, nie dostaje śniadania. Kto nie je, nie może dać krwi. Kto nie może dać krwi, traci miejsce w naszej noclegowni. Krew dajecie dobrowolnie.

Mortycjan, wydaje mi się, że tak nagłe wprowadzenie czipów wywołałoby zamieszki. Ten proces musiałby być długotrwały, rozłożony na kilkanaście-kilkadziesiąt pokoleń, żeby społeczeństwo się przyzwyczaiło do tej myśli. Chodzi o to, żeby pewnego dnia człowiek zadał sobie pytanie "Jak to możliwe, że kiedyś nie było czipów, jak tamci ludzie funkcjonowali?". Żeby osiągnąć taki cel, społeczenstwo musiałoby być conajmniej tak ogłupiałe jak w "Nowym wspaniałym świecie". Pytanie tylko czy to w ogóle możliwe, skoro w chwili obecnej jest sporo ludzi świadomych zagrożeń jakie wszczepienie czipa ze sobą niesie.

Mortycjan i Krisbaum w mojej wypowiedzi nie ma nic, że Polska tak robi, czy będzie robić. Chciałam tylko powiedzieć, że do takich rzeczy nie potrzeba niczego szczególnego, nie rozumiem więc skąd ta ironia.

Elleth mogłoby doprowadzić do zamieszek. Ale... nie musiało by. Gdyby zabrał się za to ktoś inteligentny, kto potrafiłby pociągnąć za sobą tłumy? W historii jest wiele przypadków takich charyzmatycznych przywódców, którzy potrafili wmówić wiele rzeczy. Ale musiałby być to naprawdę KTOŚ, a nie ci z naszej, czy zagranicznej sceny politycznej. Na dzień dzisiejszy z pewnością wywowałoby to protesty.

Elleth.
Żeby osiągnąć taki cel, społeczenstwo musiałoby być conajmniej tak ogłupiałe jak w "Nowym wspaniałym świecie".
Nie wiele do tego brakuje.
Pytanie tylko czy to w ogóle możliwe, skoro w chwili obecnej jest sporo ludzi świadomych zagrożeń jakie wszczepienie czipa ze sobą niesie.
W chwili obecnej jest sporo ludzi świadomych zagrożeń jakie niosą za sobą inne zjawiska --- i co z tego, że tacy ludzie są? Zjawiska nie znikają...

Polecam grę w Deus ex- świetny komputerowy cyberpunk (koniecznie jedynkę). Jest tam scena, w której przełożeni informują Dentona (głównego bohatera) że nie może się stawiać, bo pośród różnych nanowszczepów zwiększających jego możliwości zainstalowali mu również taki, który w każdej chwili może go zabić.

"-To znaczy że zabiliście go naciskając w guzik?

-Tak. I ciebie też możemy."

Chodzi ci Lassar o ten zegar autodestrukcyjny, który miał w sobie JC i który wyłączono mu bodajże w Hong Kongu? Pamiętam. A swoją drogą, niezła gierka to była jak na tamte czasy.
A odnosząc się do tematu, to uważam, że Amerykanie byli na Księżycu. Dlaczego więc wszystko się urwało? Dlaczego nie przeprowadzano dalszej eksploracji, nie zakładano bazy. Wydaje mi się, że są dwie możliwości. Albo Jankesi stwierdzili, że na Księżycu nie ma nic ciekawego, co mogłobo by ich w jakiś sposób zainteresowac i postanowili zwrócic uwage na inne planety np. Mars; albo też czegoś się przestraszyli (i stąd byc może zdjęcia robione w studio -  bo prawdziwe fotki wywołałyby panikę).

W grę Deus ex nie grałam, ale ten przykład nasunął mi na myśl film "THX 1138" George'a Lucasa. Przedstawia on wizję świata przyszłości, w której ludzie są zdominowani przez maszyny(świetny w ogóle pomysł, że główny bohater pracuje w fabryce robotów, które stanowią bezpośrednie narzędzie ucisku). Mają wbudowane różnego rodzaju chipy, które dają maszynom oraz podległym im ludzkim aparatom nadzoru możliwość nie tylko kontroli ciała, ale i umysłu każdego obywatela. Jest w tym filmie bardzo wymowna scena, kiedy główny bohater zamknięty w czymś w rodzaju więzienia-szpitala psychiatrycznego (dla opornych) staje się obiektem pokazowym jak działają zamontowane w jego ciele usprawnienia, pozwalające na sterowanie jego ciałem za pośrednictwem systemu komputerowego. Film jest bardzo trudny i męczący ze względu na swoją formę, ale w swoim przekazie jest chyba najbardziej wymowną ilustracją zjawiska, o którym tu mowa. O ile w książkach "Nowy wspaniały świat" czy "Rok 1984
"  bohaterowie mają jakieś swoje przemyślenia, coś się dzieje, o tyle obraz Lucasa nie posiada właściwie żadnej sensownej fabuły. Bohaterowie miotają się jedynie w tej okropnej rzeczywistości ogłupieni do reszty potokiem słów bez znaczenia sączących się z wszechobecnych megafonów, czując jedynie, że coś bliżej nie sprecyzowanego im nie odpowiada.

krisbaum napisał chyba wszystko co mozna napisać w tym temacie. Kryzys załatwił program Apollo a potem nie było sensu sie bawic w księzyc bo były inne, bardziej przyziemne priorytety, zarówno dla Amerykanów jak i Rosjan. A co do Europy to raczej nigdy nie liczyła sie  wwyscigu kosmicznym i liczyc nie bedzie.

A czy kosmos moze byc ciekawy? Może. Chińczycy zaczeli latać w kosmos na potegę. na razie tylko wystrzeliwuja w pizdu jednego a bliźniaka pokazuja na dowód na to ze wrócił. Ale za kilka lat amerykanie i ruscy w kosmos wrócą bo Chińczycy nie musza liczyc sie z pieniedzmi i konwencja o nie rozmieszczaniu broni w kosmosie. Więc spokojnie. Gwiezdne wojny to tylko kwestja czasu:-) Oczywiście nie Lucasowe:-)

Nowa Fantastyka