- Hydepark: Plan wydarzeń czy brak planu

Hydepark:

opowiadania

Plan wydarzeń czy brak planu

[tutaj za chwilę zrobi się taki wątek, będę cwany i uprzedzę]
Więc jak to u was z techniczną stroną pisania? Jest plan wydarzeń, czy nie ma? Prosty czy skomplikowany?
Ja rozpisuję wszystko do najdrobniejszych szczegółów, włączając w to znaczące miny bohaterów i inne takie rzuty okiem za zachodzące słońce... Jeśli czegoś nie uwzględniłem w – jak to nazywam – scenariuszu, to na 99% nie znajdzie się to w końcowym dziele. W moim pisaniu nie ma żadnej "poetyki", przypomina bardziej kręcenie filmu w oparciu o wcześniejszy plan.

Komentarze

obserwuj

Nigdy nie napisałem wcześniejszego planu. Dzięki temu sam nie wiem jak zakończy się moja opowieść.
Wydaje mi się, że plan należy stosować w wypadku zawiłej fabuły, która moim zdaniem jest ciężka do osiągnięcia bez wcześniejszych notatek. Jednak czegoś takiego nigdy jeszcze nie napisałem, więc nie wiem do końca jak to jest.

Ja mam ogólny zarys a i tak zdarza się, że coś czasem wpadnie albo wypadnie, jakaś nowa scena, inne rozwiązanie. Jedyne co mam dopracowane to charakter i wygląd postaci. Zdarza się, że je sobie rysuję (to pasuje chyba do wątku dziwactwa)

U mnie jest totalny freestyle. Określam jedynie dość dokładne profile kilku bohaterów, skupiam się nad otulinką wydarzeń (wygląd świata, miejsca i takie tam), określam główne wymagania względem tekstu i zaczynam pisać. Zdarzyło mi się po gorszym dniu "uśmiercić" czterech z sześciu główniejszych bohaterów, pozornie bez większej szkody dla opowiadania, po kilku dniach jednak doszedłem do wniosku, że to zbyt radykalne rozwiązanie i darowałem dwa żywota. Po prostu zbyt często wymyślam nowe rozwiązania by iść spokajnie z dawna utartym szlakiem;)

Ja wolę zorganizowaną pracę. Tworzę plan wydarzeń (ale w głowie), ale nie jest powiedziane, że nic potem nie zmienię. Czasem jak już coś jest na papierze (tj. jak jestem w trakcie pisania opowiadania), to nagle, uwzględniając całość tekstu, zaczynam to widzieć w trochę innym świetle. Przychodzi mi pomysł wykorzystania czegoś, czego wcześniej nie dostrzegłem, zrezygnowania z innej rzeczy, która nagle okazuje się niepotrzebna. Można powiedzieć, że pierwotny pomysł ewoluuje w miarę powstawania tekstu. Chociaż, co chyba oczywiste, rzadko zmieniam główne założenia.
Często w najróżniejszych codziennych sytuacjach wpadam na jakiś nowy pomysł, albo chociażby jakiś tekst, który ma wypowiedzieć mój bohater, nową sytuacje, jakaś scenkę. Przychodzą znikąd. Jednak dawno temu przestałem zapisywać cokolwiek na papierze. Mam tyle niezrealizowanych dotąd pomysłów, że zajęłyby zbyt dużo, a pamięć mam na tyle pojemną, że nie ma problemu z tym, że zapomnę. A i ma to swoje plusy, bo mając coś postanowione, czyli zapisane w formie planu, trudniej przychodzi potem to zmienić niż coś, co siedzi w twojej głowie.
Jednak mam tak wiele pomysłów, że aż nie wiem za co się najpierw zabrać, toteż utknąłem z kilkoma niedokończonymi opowiadaniami, albo też w nieskończoność zbieram się do napisania kolejnych. Dlatego też, póki co, bardziej można zaobserwować moją działalność jako "krytyka".

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

ja czasami lubię robić plan. pomaga mi to potem znaleźć mniej wiecej, gdzie co jest;D

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Przy dłuższych rzeczach robię plan. Przy krótszych nie, ale generalnie musze wiedzieć, czym się skończy historia, nim siądę do jej pisania. Taki zwyczaj wzięty jeszcze z okresu pisania felietonów, kiedy to musiałem znać puentę, aby móc zaczynać.

niezły jesteś;D ja czasami sama jestem ciekawa, co będzie na koncu, bo nie zawsze wiem:D

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

To tez dobra metoda - podobno Solaris w ten sposób powstawało.

Ja plan mam zawsze do każdego tekstu. A czasem i nawet do 11 tomów (pisałam kiedyś w zeszycie powieść, którą rozplanowałam na 11 tomów, tyle ilu było głównych bohaterów, skończyło się jednak pisanie po 200 stronach pierwszej części, ponieważ przeraziło mnie przepisywanie tego, nie potrafię tak po prostu, no i przede wszystkim spowodowało to, że trochę dorosłam w pisaniu i przestał mi się ten pomysł tak bardzo podobać). Jednak plan ten zawsze mam w głowie. Nie wiem, jak to jest, ale jeżeli coś wymyślę to nie ma mowy, żebym to zapomniała (w przeciwieństwie do imion bohaterów xD), dopuki to nie znajdzie się na papierze. Oczywiście jest to raczej plan ogólny, który rozwijam już podczas pisania. Ale jest. Przy dłuższych tekstach zdarza mi się tworzyć kalendarium najważniejszych zdarzeń, żeby mieć pewność, czy coś się już zdarzyło i czy nie mylę dni (miałam tak w tej mojej powieści: historia działa się w konkretnym czasie, chyba w 1997 roku w maju, więc i dni tygodnia musiały się zgadzać). Czasem zdarza mi się napisać coś spontanicznie, ale później działam według jakiegoś planu.

Ja tak jak napisałam w innym wątku ;) planu nie robię. Jak zaczynałam przygodę z pisaniem, wydawał mi się niezbędny, ale potem porzuciłam tę praktykę. W dużej części spowodowana jest tym, że nie lubię tego mozolnego wymyślania co (oraz kto) będzie mi potrzebne. Zawsze wiem, jak historia ma się zacząć i jak ma się zakończyć. Środek pozostawiam niezapełniony. Zanim usiądę do samego pisania mam już w głowie kilka scen, kilka rozmów. Dopiero w trakcie pisania robię coś na kształt kalendarium, spisu postaci (jak kto wygląda, czym się zajmuje, co wnosi), oraz ważniejszych wydarzeń, by nie poplątać się w późniejszej fabule. A zanim zacznę pisać, wymyślam też imiona głównych bohaterów, choć nigdy nie opisuję sobie ich charakteru z wyprzedzeniem. To jaki kto jest, wychodzi "w praniu".
Nie jest to może do końca dobre, zdarzało mi się porzucić pisanie, bo nie miałam pomysłu co dalej.
Jak to powiedział S. King: wrzucam swoich bohaterów w wir wydarzeń i patrzę co zrobią.
Ps. Poza tym, to całkiem fajna rzecz, jakby się czytało książkę. Ogólnie znasz zarys historii, ale bez szczegółów ;)

To co prawda bardziej pasuje do dziwactw: ale kiedy już mam jakiś bohaterów lubię opisywać każdy ich aspekt: nawet grupę krwi. Lubię też ich rysować, tak jakbym tworzyła człowieka od nowa. Często dlatego nazywam bohaterów moich tekstów moimi dziećmi: potrafię naprawdę dużo czasu spędzić nad samym tworzeniem postaci. A jak to dzieci: często później same robią co chcą. ^^"

Tą grupą krwi mnie rozbroiłaś :)

Jak to powiedział S. King: wrzucam swoich bohaterów w wir wydarzeń i patrzę co zrobią.

Tego sposobu właśnie nigdy nie mogłem pojąć. I sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle. 

Zawsze robię dokładny plan wydarzeń, ale dialogi jakoś wymykają się z tego planu. Postacie zaczynają rozmawiać i nagle opowiadanie zaczyna zmierzać w kierunku, którego nie planowałem. Mam z tym duży problem, chyba daję im za dużo swobody.

Tego sposobu właśnie nigdy nie mogłem pojąć. I sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle. 

Ani dobrze, ani źle, ważne by efekt końcowy był warty uwagi. Choć to dziwne, gdy piszę, bohaterowie zaczynają żyć własnym życiem, i podobnie jak w przypaddku Endy'iego (dobrze odmieniłam?), zaczyna powstawać coś, co nijak się miało do spisanego planu.

Jak dla mnie wystarczy mieć pewne punkty zaczepienia w fabule (czyli znać jej kluczowe momenty +  bohaterów), a resztę tworzyć na bierząco.
Planując wszystko z góry autor traci przyjemność opowiania historii samemu sobie. Pisanie staje się wtedy czystym rzemiosłem. No i może nie wyjść nigdy poza etap planowania.

bieżąco*

Ha ha... Taki mały przykład z mojego życia. Rozpisałem sobie kiedyś dokładne wydarzenia. Zaczęłem pisać. Już na drugiej stronie zaczął mi umykać jeden bohater, odbiegać od wcześniej wyznaczonego mu schematu, ale przywołałem go do porządku. Pisałem dalej. około piątej, może dziesiątej strony, doszedłem do wniosku, że znowu coś jest nie tak. Ni z tego ni z owego, bohater który miał popełnić samobójstwo stał się, niepoprawnym wręcz, optymistą. Jakoś nie miałem sumienia:D
W końcowym efekcie opowiadanie o nieszczęściu ludzkim, stało się opkiem a la historia Rockefellera. To był mój ostatni plan wydarzeń.

Dobrze jest, po napisaniu powieści, którą się zaplanowało od początku do ostatniego zdania, wziąść się za coś "nieplanowanego". Pozwolić fabule rozwijać się z biegiem czasu, czasu jaki mamy na pisanie. To rodzaj pewnego eksperymentowania z własną wyobraźnią. Zabawa na poważnie. I wydaje mi się, że dotyczy osób, które już coś wydały. Coś co wcześniej starannie zaplanowały. Dla osób, które mają własny styl, dobry warsztat itd. Często wydawcy takie rzeczy kupują w ciemno.
Sądzę, że planować należy, zwłaszcza jeśli chce się napisać ciekawe opowiadanie. Nieprzegadane, z wciągająca fabułą.

Jak widać, nie ma żelaznej reguły – każdy pisze po swojemu.

 Dla mnie najważniejszy jest nie plan historii, lecz POMYSŁ. Plan jest już tylko ogólnym opracowaniem wybranego pomysłu. Mam taki swój ściśle tajny notes z pomysłami. Tworzę ranking pomysłów (od najciekawszego do najnudniejszego). Rzadko biorę się do pisania czegoś ad hoc . Pomysły muszą odleżeć swoje dwa, trzy tygodnie. Potem zaglądam jeszcze raz i wybieram to, co wydaje mi się najciekawsze, najbardziej nośne (oczywiście według mnie). A plan jest już tylko wynikiem wcześniejszych przemyśleń.

...always look on the bright side of life ; )

O, ja też mam ścisle tajny notes z pomysłami ;) a plan wymyslam, zazwyczaj po to, żeby zmienić go całkowicie w trakcie pisania ;)

[tutaj za chwilę zrobi się taki wątek, będę cwany i uprzedzę]

Pudło. Wychodzi na to, że tamten wątek zacznie zahaczać o definicję świra.

ja mam podobnie jak beryl...A najlepsze myśli, ukladające się w jako-taką całość nachodzą mnie zwykle w sytuacjach, kiedy nie mam jak ich zapisać...a później nie potrafię odtworzyć ich w wersji pierwotnej ( zarysu, ale najlepiej oddającego). Muszę zapisywać "na gorąco"...i mnóstwo planów i brak czasu. Nad tym najbardziej ubolewam :( (pomijając zasadność mojego pisania :))

Najlepsze pomysły przeważnie nachodzą w niewłaściwych chwilach. Pamiętam, że w liceum na sprawdzianie z fizyki, dopadło mnie rozwiązanie problemu w jednym z opowiadań. Utknęłam w jednym miejscu i nie wiedziałam co dalej, a tu nagle oświecenie. W głowie pełne dialogi, opisy itd. I miałam dylemat, pisać wzory czy treść opowiadania ;)

I co wygrało? Obowiązek czy pasja? Bom ciekaw ;)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

no robota dostała po doopie...beryl...forst mażor ;)

@beryl
Niestety obowiązek, bo z fizyki nigdy orłem nie byłam ;) Choć do dziś zastanawia mnie, co bym dostała oddając kartkę, gdzie pomiędzy wzorami byłby szkic opowiadania. Z dopiskiem "do zwrotu".

Plan tak jak endy - mam w głowie. Niestety z braku odpowiedniej pojemności nie może być zbyt obszerny i szczegółowy. Z reguły brakuje mi pomysłu na dobre zakończnie. A tak w szczególe - Ja dopiero się uczę ...-
Brak mi zacięcia, ale dzięki tej stronie - może popracuję więcej???

To zależy jak długie jest to co piszę.
Jak jest długie to robię konkretny plan (sekwencję scen). Pisze to sobie w wordzie albo w texu a potem rozwijam poszczególne punkty. Przypomina to trochę pisanie angielskiej rozprawki.
Jak to co pisze jest krótkie, to plan mam w głowie.
Nie planuje wszystkiego, czasem pisze inaczej niz zaplanowalam. Plan mozna modyfikowac, ale bez niego jest ciezko, i jest to glownie kwestia polozenia akcentow, rozlozenia napiecia w tekscie.

ja mam wstępną wizję, zaczynam pisać, i reszta jakoś tak sama się wymyśla. Często coś tam nie gra, ale zwykle coś się wtedy doda, coś zabierze, i jest. Nie lubię planowania akcji, wtedy mnie nie zaskakuje. I nie mam z pisania  żadnej rozrywki.

Ja robię wcześnijszy plan. Zwykle jednak nie jest on zbyt dokładny i często zmieniam go podczas pisania.

Nowa Fantastyka