- Hydepark: Fabuły z efektem WOW

Hydepark:

inne

Fabuły z efektem WOW

Nie rozpisując się zapytam – jakie opowieści wywołały u Was tak zwany efekt WOW, czyli sprawiły, że zbieraliście szczęki z podłóg?

 

Nieważne, czy to książka, film, serial, komiks, anime czy cokolwiek innego (forma jest mi obojętna), chodzi mi po prostu o wrażenie. O to, że autor/autorzy naprawdę odwalili kawał dobrej roboty, zdołali Was zaskoczyć, zachwycić, zauroczyć. Ale tak naprawdę, na dużą skalę, a nie tylko trochę.

 

Jako przykład podam może “Drogę Królów” Sandersona (wielgachne tomiszcze, początek toporny, potrzebowałam kilkuset stron, by się wdrożyć, ale Jezu, pod koniec miałam kilka części ciała na podłodze, nie tylko szczękę) i “Shingeki no Kyojin” – anime, z którego można się uczyć, jak prowadzić fabułę, by odbiorcę zaskoczyć i dopieścić poziomem skomplikowania i przemyślenia wszystkich elementów.

 

Jestem głodna takich naprawdę dobrych rzeczy. No to ktoś, coś? ;)

 

 

Od Beryla:

PROSZĘ WYRAŹNIE ZAZNACZAĆ EWENTUALNE SPOILERY DOTYCZĄCE FABUŁY!!!

 

 

 

 

Komentarze

obserwuj

Niecnie podbijam ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Cóż za cudowny temat! :D

Książki:

→ “Uciekinier” Kinga. Króciutka, jak na tego pana, książeczka, ale tak zasysa, że nie idzie się oderwać.

→ “Futurospekcja” Robert J. Sawyer. Nieudany eksperyment w CERNie, każdy człowiek widzi parę minut ze swojego życia za ~50 lat. Sam pomysł kozacki, a i opis następstw, jakie katastrofa wywołała w społeczeństwie też bardzo ciekawy. Jak wyżej, nie mogłem się oderwać.

 

Seriale:

→ “How to get away with murder/Sposób na morderstwo” – serial absolutnie nie fantastyczny, za to prawniczy. I o ile w dalszych sezonach robi się trochę rozlazły, tak pierwszy i od biedy drugi tak chwytają za mordę, że podziwiam i szanuję. Cliffhanger plottwist pogania.  Za HTGAWM stoi Shonda Rhimes, królowa amerykańskich seriali, twórczyni m.in. “Chirurgów”.

→ “Les revenanats/Powracający” – zaledwie dwusezonowa francuska produkcja z szalenie ciekawym podejściem do sprawy zombie. Akcja jest bardzo niespieszna i mglista, ale oglądałem kolejne odcinki z zapartym tchem; niesamowity klimat!

 

Filmy:

→ “Donnie darko” – jeśli przyjdzie Naz, to podejrzewam, że lepiej opowie, dlaczego ten film jest taki cudowny. ;)

Świetny temat Jose :)

 

Jeśli chodzi o książki, to temat jest trochę trudniejszy, czytasz wolniej, niż notujesz wzrokiem (film) i tutaj liczy się dla mnie przede wszystkim całość:

Frank Herbert “Diuna” – biblia SF, ale to chyba wszyscy czytali.

Jeśli podobała ci się “Droga Królów”, to mam dla ciebie dwóch autorów. Chociaż te książki są bardziej “brudne” niż szlachecka Droga. To trzy pozycje Joe Abercrombie “Bohaterowie”, “Zemsta najlepiej smakuje na zimno” i “Czerwona Kraina”.

Jest jeszcze jedno dzieło, monumentalne, nie da się do niczego porównać, to “Malazańska Księga Poległych” Stevena Eriksona. Zbudowany przez niego świat jest porażający, to jest właściwe słowo. Wiedz, że po przeczytaniu pierwszych pięćdziesięciu stron książka tak mnie przytłoczyła, że chciałem odpuścić, ale przebrnąłem i nie żałuję! To dziesięć tomów po 900 stron każdy. Czytam po jednej na rok, zimą :) Zostały mi jeszcze trzy.

Coś bardzo lekkiego to Trudi Canavan “Trylogia Czarnego Maga”, ta historyjka dla młodzieży naprawdę mnie wciągnęła :)

 

Co do filmów, to jeszcze wrócę, bo to zupełnie inny temat...

Tytani rulez! Akurat zrobiłem sobie refresch pierwszego sezonu ostatnio (kinówki) i dzisiaj zacząłem drugi, tak do obiadku. Ledwie się powstrzymałem, żeby nie sięgnąć po następny odcinek. Szkoda tylko, że czeka się latami na kolejne sezony.

 

A z dzieł z efektem WOW – ale takim, że na końcu opada kopara – śmiało poleciłbym pewien film, ale boje się, że jak będziecie wiedzieć, że na końcu należy spodziewać się niespodziewanego, to nie wyjdzie z tego nic dobrego. A nie chciałbym psuć odbioru. Więc chyba sobie odpuszczę. Szczególnie, że to nie było takie mega WOW.

Tak sobie myślę teraz, że temat ogólnie może okazać się taką trochę spoilerową pułapką.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dobry temat.

Dla mnie “Diuna”. Co ciekawe, efekt WOW wystąpił dopiero za drugim czytaniem. Pierwsze miało miejsce w podstawówce i wtedy owszem, była to ciekawa książka o przygodach chłopca trochę starszego niż ja, ale nie jakoś bardzo górująca nad pierwszym z brzegu “Tomkiem”. Dopiero potem zaczęłam dostrzegać wielowarstwowość świata, głębię przemyśleń, różnorodność pomysłów, dopracowanie na każdym poziomie... Cholera, facet na samym początku zdradza, co będzie dalej, a to mu tylko pomaga.

 

Dukaj też potrafi rzucić mnie na kolana. Najbardziej chyba spodobało mi się to w “Innych pieśniach”. Niesamowity (acz zaskakująco stary) pomysł na świat i wszystko elegancko podpasowane pod ten pomysł.

Babska logika rządzi!

Z “Tytanami” się zgodzę, szczęki nie zbierałem, ale towar zajebiście dobry i oryginalny. Własne typy jakieś pewnie dorzucę po zastanowieniu, natomiast, sorry, że zarzucę offtopem, ale zawsze jak widzę, że ktoś chwali grafomanię Eriksona, muszę wtrącić swoje trzy grosze. W tym przypadku będzie to moja recenzja sprzed lat, po przeczytaniu “Ogrodów Księżyca”:

“Znajomy rekomendował tę książkę jako rewelację i porównywał do Diuny, Czarnej Kompanii i Gry o tron. Zawiodłem się straszliwie. Tragiczny styl lub beznadziejne tłumaczenie (ewent. jedno i drugie). Postacie (i dialogi) sztuczne, ich emocje niespójne. Co chwila czyjś światopogląd i uczucia zmieniają się o 180 stopni, żadnej ewolucji bohatera, do tego opis ich infantylnych przemyśleń. Czytając, miałem wrażenie, że to jakiś szkic, a nie powieść. Bohaterowie słabo odróżniają się od siebie (Coll, Murilio i Ralick praktycznie zlewali mi się w jedno). Nazwy i imiona – każde z innej parafii. Autor nie czai podstawowej zasady, że trzeba je dobierać wg pewnego klucza, powinny do siebie pasować. A tu jest tak, jakby obok siebie żyli Unga-bunga, Kowalski, Chong-peng, Smith, Kriszna i cholera wie, kto jeszcze. Tak może być w kosmopolitycznym XXI wiecznym Londynie, ale za nic nie pasuje mi do tej książki. Do tego, co druga postać z megamocami, a 3/4 jest nieśmiertelne lub żyje kilkaset tysięcy (!) lat. Na litość boską, już stworzyć przekonującą postać kilkusetletniego wampira jest trudno, a tu taki łamaniec? Autor nawet nie próbuje i jego T'lan Imass ma, jak dla mnie, mentalność 10-latka. Standardowo pełno efektów typu "deus ex machina", czyli jak nie wiadomo, co ma uratować bohatera w beznadziejnej sytuacji, to wykorzystuje się do tego pierwszy pomysł, jaki przyjdzie autorowi do głowy, spójny i logiczny lub (z reguły) nie, bez znaczenia. Po pierwszym tomie nie odczuwam zbytnio zapowiadanego rozmachu fabuły, a drugiemu tomowi niestety szansy nie dam. Nic ciekawego, oryginalnego, zaskakującego. Aż głupio tak zjechać książkę, którą zachwycała się inteligentna osoba, ale nie mam wyjścia.”

W sumie, może to i nie off-top. Było: “Wow, jaki zawód, jakie to jest kiepskie!”.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

No z najbardziej zapamietanych, to “Gra Endera” oczywiście. Główny punkt to oczywiście twist na końcu.  A z ostatnich to “Historia twojego życia” nimby sztampa, a tu proszę, taki ładny twiścik.

Tylko pamiętajcie, żeby naprawdę wyraźnie oznaczać spoilery :) Dodam odpowiednią uwagę w temacie.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Zgadzam się co do “Futurospekcji”. Z moich własnych propozycji to “Miasto Permutacji” Egana i – uwaga, czyżbym słyszał okrzyki “mało oryginalne”? – “Solaris”...

Ale najlepszą książką (a właściwie sagą), jaką w życiu czytałem, była, jest i będzie “Mroczna Wieża”. I żadne c*****e ekranizacje tego nie zmienią :)

Precz z sygnaturkami.

Z dedykacją dla wszystkich, którzy tylko czekali, aż to napiszę: Mi się “Wieżę” dobrze czytało – jak to już bywa z Kingiem – ale osobiście uważam, że to, generalnie, strasznie to głupie jednak było. Widać, że King pisał, co mu tylko przyszło do głowy, a potem nie umiał się z tego umiejętnie wyplątać. A im bardziej próbował, tym było gorzej. No i się nie wyplątał w końcu, czego dowodem są ostatnie tomy, kiepskie jak Ferdynand i zwieńczone katastrofalnie schrzanionym finałem, który powolutku uczę się Kingowi wybaczać (biorąc jednak pod uwagę czystą matematykę, co najmniej jeden z nas nie dożyje końca tego procesu).

A żeby nie było, że sam spam tu mam, to rzucę hasłem-wcale-nie-taką-znowu-prowakacją: “Harry Potter”, szczególnie tom trzeci, mniej szczególnie – siódmy. Generalnie uwielbiam. A żeby było śmiesznie, się pochwalę, że po ponad piętnastu latach w końcu udało mi się namówić starszego brata do lektury. Wziął ode mnie pierwszy tom, tak na spróbowanie, kilka dni temu, a teraz nie mam już trzech kolejnych.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Mnie spadła czapka z głowy – i to wielokrotnie – przy “Lolicie” Nabokova. Równie mocne wrażenie zostawił po sobie Steinbeck nowelką “Myszy i ludzie” i wspaniałą, genialną, nieporównywalnie dobrą finalną sceną książki “Grona gniewu”.  Pochwalę również jak ktoś powyżej “Inne pieśni”, polecę “Rzeźnię numer pięć”, powieść graficzną “Samotnik”.

I tak po prawdzie więcej jest książek z fabułą “wow” z zakresu literatury faktu niż beletrystycznych. Takie mam wrażenie.

Z tych rozrywkowych, przewrotnych i fantastycznych, polecę Diakowa i jego “Do światła” oraz “W mrok”. Do tego Norton i “Galaktyczni rozbitkowie” (jako lektura sprzed 15 lat, którą nadal mile wspominam) Dają radę. Też jest kilka wartych znajomości opowiadań Clarcka ze zbioru “Gwiazda”.

Z filmów to większość tego, co zrobił Kubrick. Warto z tych mniej znanych zobaczyć “Powrót” Zwiagincewa.

“Droga królów” – mam mieszane uczucia. Właściwie niewiele się tam dzieje, a już z pewnością nie było żadnego “wow”, choć czytało się na zmianę przyjemnie i ziewająco. Tak samo “Gra Endera” była dla mnie mocno rozczarowująca.

“Msza za miasto Arras” Szczypiorskiego, “Ciemności kryją ziemię” Andrzejewskiego, “Na zachodzie bez zmian” Remarque’a.

Ja tu sobie cichutko siedzę, obserwuję, notuję tytuły w pamięci ;)

 

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że “WOW” dla każdego będzie czymś innym i niektóre tytuły, które dla kogoś są ważne, na kimś innym nie zrobią wrażenia. Podobnie może być, że ktoś sięgnie na przykład po jedną z wymienionych tu książek i nie znajdzie w niej niczego szczególnego i będzie rozczarowany, bo przecież miało być wow ;)

 

Jeśli chodzi o Shingeki no koyjin, opieram moje wrażenia nie tylko na anime, ale też na mandze. Drugi sezon anime kończy się na 50 rozdziale mangi, a rozdziałów w sumie wyszło już 96, więc dwa razy tyle – i dalej naprawdę dużo się zagęszcza i sporo wyjaśnia. Na 2018 rok zapowiedziany jest sezon trzeci, nie mogę się doczekać <3

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Świetny temat :)

 

Z książek to "Piknik na skraju drogi", z którego szczególne wrażenie wywarła na mnie myśl przewodnia,  nabierająca głębszego znaczenia przez pryzmat rozegranych do czasu wyjaśnienia tytułu wydarzeń, a także dodatkowo wybrzmiewająca w końcówce. 

 

Niezłe wrażenie pozostawiły też "Kroniki Atiopii". Ciekawa lektura, wątki ładnie się splatają, ale w sumie nie wiem, czym więcej mogłabym ewentualnie zachęcić z obawy przed zaspoilerowaniem :( 

 

A "Gra Endera" i mnie nie usatysfakcjonowała :( Za to jestem właśnie w trakcie "Na zachodzie bez zmian" i przyznam szczerze, że jestem oczarowana.  

 

A z filmów to tak standardowo zacznę od Interstellar. Możliwe spoilery:P Fabuła mi się spodobała, w połączeniu z oniryczną końcówką w stylu Nolana. Koniec możliwych spoilerow. W dodatku cudowne zdjęcia, obsada aktorska, no i jeszcze ulubiony wiersz – dla mnie bajka. Idąc za ciosem to spodobała mi się też całkiem Incepcja Nolana.  Natomiast idąc za McConaugheyem to Witaj w klubie wspominam jako coś całkiem interesującego. 

 

Z filmów nieco innej kategorii to zdecydowanie Dwunastu gniewnych ludzi. Świetne. 

jestem właśnie w trakcie "Na zachodzie bez zmian" i przyznam szczerze, że jestem oczarowana.  

 

Ja jestem w trakcie “Łuku Triumfalnego” Remarque’a i też jestem oczarowana. Chociaż nie, to chyba nieodpowiednie słowo. Raczej – przerażona. ;)

O, i “Dwunastu gniewnych ludzi” to też jeden z tych WOW-filmów.

Incepcja jest imponująca, to prawda, ale Interstellar? Zachwycałem się, naprawdę się zachwycałem. A potem nastąpił finał i wyjaśnienia. :p

"Łuk Triumfalny" ciekawie się zapowiada:)

 

Możliwe,  że chodzi o to, że Interstellar rozgrywa się w kosmosie. A możliwe, że chodzi o końcówkę właśnie. SPOILER Na początku myślałam, że ona jest taka cukierkowa i w sumie nie miałam zbyt wiele przeciwko, bo o ile lubię dramatycznie zakończone opowiadania, o tyle kiedy mam do czynienia z dłuższym formami zwyczajnie się z bohaterami zżywam i szkoda mi ich :( Natomiast wracając potem do filmu odczytywałam końcówkę zupełnie inaczej, uświadamiają sobie, że ten wiersz po coś tam jest.

Poza tym Interstellar  ma wcale niegłupie przesłanie, jasno przedstawione, czego moim zdaniem trochę brakuje Incepcji.

W Incepcji odpalają sen w śnie w śnie w śnie. Trudno o większe wow. :D

Fakt, trudno z tym polemizować. Skład obsady na dobrą sprawę też niczego nie ułatwia:D

 

Ale z drugiej strony w Incepcji właśnie za dużo było tych wszystkich zniewalających efektów, w ich natłoku ginęły kolejne i zrobił się lekki chaos. 

To kwestia gustu chyba, bo senne światy Incepcji bardzo mnie oczarowały. Natomiast z Interstellar najlepiej pamiętam pole kukurydzy... :p

@MrBrightside – “Uciekiniera” czytałam, ale nic nie pamiętam, widocznie nie zrobił na mnie wrażenia ;p Oglądałam też “Donniego Darko”, ale ładnych parę lat temu i pamiętam tylko, że mi się podobało, ale było bardzo, bardzo dziwnie ;)

 

@Darcon – Abercrombiego znam dwie inne trylogie i lubię go, więc na pewno prędzej czy później sięgnę po inne jego książki ;)

Ale w Trylogii czarnego Maga nie znalazłam nic ciekawego, irytowały mnie wszystkie trzy tomy, sama nie wiem, po co doczytałam to do końca, bo im dalej w las, tym było IMO gorzej ; p

 

@Przemek – niestety “Grę Endera” ktoś mi zaspoilerował zanim zaczęłam czytać, więc twist był dla mnie oczywisty od początku...

 

@Cień – uwielbiam Harry’ego Pottera. To dla mnie coś absolutnie wspaniałego i magicznego. Robi mi się ciepło na sercu od samego myślenia o tym świecie. Mogę w każdej chwili wyciągnąć któryś tom z półki (osobliwie trzeci albo piąty) i zacząć czytać w dowolnym miejscu. A wcale nie byłam już takim dzieckiem, jak pierwszy raz zetknęłam się z HP. Ze względu na wartość sentymentalną to uniwersum faktycznie jest dla mnie WOW, ale nie o to mi chodziło, kiedy zakładałam ten wątek ;)

 

@Sirin – rzucasz takimi poważnymi tytułami, że aż strach sięgać. Z tego, co wymieniłeś, czytałam “Myszy i ludzi” oraz “Rzeźnię”.

 

@Ocha – “Na zachodzie bez zmian” jest przeraźliwie smutne. A czy czytałaś “Trzech towarzyszy”? To było moje pierwsze spotkanie z Remarquem. Szczerze polecam.

 

 

EDIT: W sumie ciekawa jestem, czy ktoś z Was zaliczyłby do efektu wow książki takie jak “Paragraf 22” czy “Król Szczurów”, “Tai-Pan”? (Akurat te na szybko przyszły mi do głowy).

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Królowie przeklęci  Maurice'a Druona

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Incepcja jest imponująca, to prawda, ale Interstellar? Zachwycałem się, naprawdę się zachwycałem. A potem nastąpił finał i wyjaśnienia. :p

Chodź, Bracie, razem zapijmy to traumatyczne wspomnienie. Byle nie lokalnym krakowskim piwem – tego więcej nie zniesę.

 

Incepcja natomiast to chyba jedyny znany mi przypadek historii o cudzych snach, który mnie nie tylko nie znudził i nie zraził, ale wręcz mi się podobał, zasadniczo na poziomie pewnego WOW właśnie. I już za samo to mega szacuken.

 

Jose, mów co chcesz, ale praktycznie połowa książek o Harrym P. kończy się (albo zawiera w sobie) takim WOW, o jakim myślę, że myślałaś, zakładając ten wątek.^^

 

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Wiesz Jose, wielu książek nie pamiętam dokładnie o czym były :) Tak mam właśnie z książkami Abercrombiego. Wiem, że bardzo mi się podobały, ale mgliście pamiętam akcję. A z tego młodzieżowego “Czarnego Maga” pamiętam sporo :) Może dlatego, że to była pierwsza książka po którą sięgnąłem po ładnych paru latach przerwy w czytaniu.

“Paragraf 22” byś świetny, ale czy “wow” to nie wiem. Swoją drogą, tego samego autora, polecam “Bóg wie”, może nawet lepsze od “Paragrafu”, świetna koncepcja na przedstawienie tematu biblijnego.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Książki: Buszujący w zbożu i wspomniania wyżej Rzeźnia numer 5. Pamiętam, że też Kapelusz pełen nieba wywarł na mnie ogromne wrażenie barwnym językiem, ale od tamtej pory nie czytałam nic więcej Pratchetta.

 

Filmy: jak miałam te dziesięć lat i po raz pierwszy obejrzałam Szósty zmysł to szczęką przebiłam się do piwnicy. Absolutny zachwyt, który doskonale pamiętam aż do dziś. (Teraz, swoją drogą, pewnie ten sam film nie wywowałby komentarzy innych niż “ale to oklepane”). Bestie z południowych krain z bajkowym, romantycznym klimatem. Dressmaker z Kate Winslet mnie niedawno wbił w ziemię. No i masa bajek Disneya i Pixara, które przemycają tak wiele pod kolorowym płaszczykiem – W głowie się nie mieści, Zwierzogród, Wall-e. 

www.facebook.com/mika.modrzynska

Joseheim – to prawda, “Na zachodzie...” to ekstremalnie smutna książka. Pozostałe, które wymieniłam, też nie są specjalnie optymistyczne. Ale co poradzę, kiedy takie wywierają na mnie największy wpływ. ;) Czytałam lata temu, a wciąż jestem pod wrażeniem.

 

Regulatorzy – o, tak. “Królowie przeklęcie” to jest świetna seria. Kupiłam sobie ostatnio to wydanie 3-tomowe, pewnie wkrótce znowu po “Królów...” sięgnę.

Od dawna prawie nie czytam, więc wszystkie książki, które zrobiły wow, czytałam jako nastolatek, tudzież jakoś w pobliżu nastolactwa. Być może, czytane teraz, kolosalnego wrażenia by nie zrobiły. Nie wiem.

Z pewnością wspomnieć trzeba o "Non Stop" Aldissa, który pokazał mi co to mistrzowsko prowadzona fabuła i genialny tłist. Dalej – "Gwiazdy moim przeznaczeniem" Bestera, gdzie jeden odjechany pomysł goni następny. No i "Hyperion", zarówno na poziomie całokształtu wykreowanego świata, jak i poszczególnych, niesamowicie naładowanych emocjami nowelek. Zwłaszcza relatywistyczny romans z opowieści Konsula, zaparł dech.

Wspomniano o "Uciekinierze" Kinga. Na mnie zrobił wrażenie inny tekst z tego okresu – "Wielki marsz". Praktycznie żadnej fabuły, zero zaskoczeń i tłistów. A czytało się z wypiekami.

No i jest jeszcze "Wiedźmin". Wiem, że obecnie panuje moda na stwierdzenia "e, cała ta saga jest do bani", albo "ja to nigdy Wiedźmina nie lubiłem". Cóż, na mnie rzecz zrobiła wrażenie całkiem spore i do tej pory uważam ten cykl za jedną z najlepszych rzeczy, jakie czytałem.

Na początku lat dziewięćdziesiątych wydano w Polsce kilka tomów antologii opowiadań, które zdobyły Hugo i Nebula, albo były nominowane. Zbyt dużo ich było, by teraz wymieniać tytuły, ale niemal każde zostawiło solidny ślad!

Graczem nie jestem, więc wiele na ten temat nie powiem. Z pewnością zrobiło na mnie wrażenie "Dragon Age". Może świat nie jest jakiś specjalnie oryginalny, ale kompleksowość i dbałość o szczegóły jest niesamowita. To jeden z nielicznych światów fantasy (wliczając w to również książkowe), w którym trudno doszukać się bzdur i dziur logicznych. "Mass effect" za postacie, do których niezmiernie łatwo się przywiązać. Być może to dziwne, ale odczuwałem bliższą więź z bohaterami "Mass Effect", niż z jakimikolwiek innymi, wymyślonymi postaciami z książek czy filmów. Jest jeszcze pierwszy "Black Ops". Niby zwykła sttzelanina, ale kiedy pod koniec gry, poszatkowana na kawałki fabuła wskoczyła na właściwe miejsca, opadła mi szczena. "Dead Space", za absolutnie wzorcowy balans horrorowość – grywalność. No i jeszcze "Brütal Legend", z przyczyn, które trudno wyjaśnić komuś, kto nie jest fanem metalu ;-)

Z filmami rzecz ma się troszkę inaczej, jak ktoś już to zauważył, filmy bardziej i częściej robią wow. To pewnie przez to, że książki (i gry w pewnym stopniu też) wymagają dużo więcej czasu i łatwiej jest się oswoić z fabułą, co więcej, w przypadku książek, wszystko zostaje przefiltrowane przez wyobraźnię, a jak wiadomo, filtr wyobraźni filtruje, kędy zdoła. Dlatego na temat filmów wysmażę innego posta, żeby nie przynudzać w jednym :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Z “Hyperionem” się zgodzę, Simmons ma łeb jak sklep, a cykl “Ilion”/”Olimp” wcale nie gorszy.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

A propos wspomnianych prze thargone opowiadań – “Press Enter” Varleya, “Piaseczniki” Martina, “Dobre małżeństwo” Kinga, “Polowanie” Lema, “Połowa życia” Bułyczowa, “Liść, dzieło Niggle’a” Tolkiena, rosyjskie opowiadanie z NF o satelitach polujących na osoby o rozpoznawanych twarzach, co cofa cywilizację do średniowiecza (fabułę pamiętam, a tytułu nie; ktoś pomoże?). 

Książki? Pewnie sporo, i pewnie dla każdego ważny jest też moment, w którym daną książkę czytał. Dla mnie takim efektem “wow” naznaczone były “Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa oraz “Kwiaty dla Algernona” Keyesa.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Komiks: 

Sandman Neila Gaimana. Z takim bogactwem pomysłów jeszcze nigdzie się nie spotkałem. I to nie tylko jeśli chodzi o fantastyczne elementy, niesamowite połączenia mitologii, popkultury itd., ale też fabularnie i wizualnie. O ile uznane dzieła komiksu, takie jak “Maus” czy “Strażnicy” (dwie kompletnie inne bajki), dotyczą zazwyczaj jednego tematu, to Gaiman napisał dzieło totalne. Z rysunkami rożnie bywa, ale najnowszy, wydany po latach tom – “Uwertura” – miażdży wizualnie wszystko, co z komiksów czytałem. 

 

Książki:

Droga Cormaca Mc’Carthy’ego. Zupełnie zmieniło mój pogląd na pisanie. 

Koralina Neila Gaimana. Jedna z pierwszych powieści, jakie przeczytałem i pokochałem, więc może dlatego za każdym razem mam ciary, jak czytam. 

Lot nad kukułczym gniazdem Kena Keseya. Wcześniej pisałem, że “Sandman” jest dziełem totalnym. Z “Lotem” jest na odwrót. Tak traktuje temat, że chyba lepiej się nie da. Mistrzowsko napisane, perfekcyjnie rozegrane. 

Król Szczepana Twardocha. Jak napisać głównonurtową powieść, która stanie się bestsellerem? Właśnie tak. Kilka bliskich mi osób o zupełnie różnych gustach czytało i wszyscy byli zachwyceni. Poza tym ta książka wraz z “Inną duszą” Orbitowskiego nawróciły mnie na polską literaturę. 

 

Opowiadania:

Piaseczniki George’a R. R. Martina. Pytanie o najlepsze (czyt. najbardziej WOW) opowiadanie jest jeszcze trudniejsze niż o książkę. Ale gdyby mi ktoś przystawił pistolet do głowy, to wskazałbym właśnie “Piaseczniki”. 

 

Filmy:

Mroczny Rycerz Nolana. Jedyny film, w którym niczego mi nie brakuje. 

Gwiezdne Wojny. Chyba nie trzeba tłumaczyć. 

Władca Pierścieni. Jak wyżej. 

GoT s06 e10... Cały serial i książkową sagę uwielbiam, mimo wielu wad, ale ten odcinek naprawdę zostawił mnie ze szczęką przy ziemi. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Jest sporo powieści, które wywarły na mnie spore wrażenie. Pokrótce: Terror Simmonsa, Bohaterowie Abercrombiego, Metro 2033 Glukchowskiego, Kolory sztandarów Kołodziejczaka, Gniazdo światów Huberatha, za małolata Władca pierścieni i saga wiedźmińska.

Z opowiadań warto wymienić wspomniane już Piaseczniki Martina, Pieśń dla Lyanny tegoż autora. A z polskich zdecydowanie polecam Karę większą Huberatha – zakończenie wgniata w fotel.

W “Bohaterach” i w ogóle u Abercrombiego uwielbiam te wybiegi i niuanse taktyczne u stron konfliktu. A nie zachęcił mnie początkowo, ta włóczęga czarodzieja na początku “Samego ostrza” wydawała się strasznie grafomańska, ale potem było tylko lepiej. Gość tworzy świetne postacie.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Oj, tak postaci to jego najmocniejsza strona. Logen, Bethod, Wilczarz (oraz mój osobisty ulubieniec Whirrun z Bligh – mogła by powstać coś dłuższego o jego przygodach) i reszta spółki wymiatają. Z krótszej formy tego autora polecam również zbiór Ostre cięcia. 

Ło matko, trochę tego jest :) Napiszę chyba tylko te pierwsze z wierzchu, bowiem wbrew pozorom łatwo mnie porwać i zaskoczyć, toteż pozycji byłoby sporo :)

 

Filmy:

Matrix – to film, który mną wstrząsnął pod względem treści. Całość, a zwłaszcza sceny po wielkim ujawnieniu, do tej pory wywołuje u mnie ciarki.

The Dark Knight – postać Jokera i niemal wszystkie sceny z tą postacią. Kupiło mnie pokazanie tak brutalnej i kompletnie nieśmiesznej wersji tej postaci.

Imperium Kontratakuje – nie wiedziałem o pewnej scenie i pewnie dlatego opadła mi szczęka :)

Stalker – mocny film Tartakowskiego. Cały był dla mnie wielkim WOW i ciężko bez spoilerów to uzasadnić. Dlatego tak tutaj zostawię tę nazwę ;)

 

Książki:

Cały cykl Diuny. O ile poszczególne książki czytało mi się raz lepiej, raz gorzej, to patrząc na całość, przypadło mi do gustu ukazanie ewolucji i zmiany w uniwersum w jego trakcie.

Xawras Wyżryn – Dukaj jako reprezentant krajowy. Może trochę za dużo w opowiadaniach z tego zbioru “gadających głów”, ale przedstawiane alternatywne rzeczywistości (szczególnie ta Wyżryna jak i ostatnia, z golemem) ujęły mnie pomysłem.

Upadłe Anioły – jedno zdanie w drugiej części przygód Takeshiego Kovacsa wywołało u mnie szybsze bicie serca i pobudziło wyobraźnię. Szkoda, że autor nic więcej nic z tym nie zrobił, ale podaje jako przykład, gdzie można niewielkim wysiłkiem mocno zmienić kontekst :)

Cykl Herezji Horusa – jak każde dzieła franczyznowe, książki mają wiele wad (choć część z nich pisali niezgorsi Dan Abnett czy Gav Thorpe). Jako wprawiony Mistrz Gry papierowych rpg znałem jednak historię Imperium do czterdziestego milenium od podszewki. I dlatego ukazanie, jak bardzo wydarzenia stojące u podstaw są kłamliwe, jak wiele zapomniano, jak nisko dziesięć tysięcy lat po onym cyklu upadnie ludzkość jest szczególnie szokujące.

 

Komiksy:

Szczury Blasku – trochę zapomniany komiks z ciekawym pomysłem na fabułę. Szczególnie koncept miejsca akcji jest wgniatający.

Sandman Neila Gaimana. Z tych samych powodów co Funa, toteż powtarzać się nie będę.

 

Seriale:

Breaking Bad – bardzo ujmująca historia, dobrze napisana postać główna i poboczna.

Z Archiwum X – choć im dalej w las sezonów, tym gorzej, to jednak jest to serial, który zdefiniował dla mnie pojęcie supernaturala, teorii spiskowych i wielu innych rzeczy związanych z kosmitami.

Awatar: Legenda Aanga – pokaz mocno napisanej historii, ciekawego świata oraz sympatycznych bohaterów. Bawiłem się przednio, parę scen i postaci pozostało w mej pamięci na dłużej. Szkoda że Korra już tak dobra nie była.

Cowboy Bebop – ciekawy świat i kombinacja bohaterów. Od pierwszego do ostatniego odcinka trzymało mnie w napięciu, a na koniec zostawiła z niedosytem. 

Neo Genesis Evangelion + End of Evangelion – mocny pomysł i arcyciekawe wykonanie. Chyba też najlepsze ukazanie, jak bardzo stan twórcy ma wpływ na dzieło. Kolejne remake'i czy powielania schematu nie dorównały oryginałowi. Bohaterowie to też ciekawy zbiór połamanych życiowo oraz psychicznie indywiduów. No i to zakończenie, powstałe z braku budżetu, ale ładnie komponujące się z End of Evangelion i wywołujące spore WOW.

 

Gry komputerowe:

Knights of the Old Republik 2: Sith Lords – za bezpardonową rozprawę z systemem wierzeń Gwiezdnych Wojen, często bezmyślnie kopiowanym przez innych twórców. Szkoda, że gra nie jest dopracowana, ale koncept postaci, przemyślenia (zwłaszcza Krei) potrafią postawić na głowie spojrzenie na świat Star Wars.

Spec Ops: The Line – wielka dekonstrukcja “power fantasy”, jakim stały się strzelaniny FPS, zakończona wielkim WOW. Gameplay standardowy, ale historia kładzie na łopatki chyba wszystko w tym genre.

Half-life i Half-life 2 – uwielbiam te gry i ukazane w nich uniwersum. Jednak najmocniejszym dla mnie WOW była postać G-mana, która skodyfikowała dla mnie motyw tajemniczych postaci, wywołujących uczucie “doliny niesamowitości”.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Jeśli 18 tytułów to tylko “pierwsze z wierzchu”, a mogłoby być “sporo”, to rzeczywiście łatwo Cię porwać :) Im szersze grono, tym mniej elitarne, nieprawdaż?

Precz z sygnaturkami.

Prawdaż :) Ale też lubię wyszukiwać perełek nawet w gnojówce, bo są niczym ruda metalu. Zawsze da się z nich coś wykuć :) Często takie WOW to dla mnie właśnie takie świecidełko. Wystarczy wyjąć, przeszlifować, umieścić w znacznie lepszym opakowaniu i nagle masz super fabułę na kolejną sesję rpg czy opowiadanie :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Stalker – mocny film Tartakowskiego. Cały był dla mnie wielkim WOW i ciężko bez spoilerów to uzasadnić. Dlatego tak tutaj zostawię tę nazwę ;)

W takim razie polecam Piknik na skraju drogi ;)

NGE, serio? Okropna seria ; p

 

Zawsze chciałam przeczytać Sandmana, ale te części takie drogie ; (

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wyciągnąłem w jakimś antykwariacie już jakiś czas temu, Lenah, ale ciągle jakoś nie mogę się za niego zabrać :P Mea culpa, mea culpa, mea bardzo wielka culpa. Zawsze pojawi się nowe militarne s-f albo coś innego, co muszę przeczytać i klasyki dalej siedzą w poczekalni.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Skąd ja to znam. Najgorsze są wciągające tasiemce. A ostatnio zaczęłam drugi tom Ostatniego Imperium Sandersona :(

Fajny temat i trochę ciężki, bo się trochę czytało i oglądało, a tu trzeba wybierać najlepsze historie ;) Ale spróbuję:

 

Komiksy:

 

Strażnicy – nietypowe i oryginalne podejście do superbohaterów. 

Fables – ciekawa wizja bajkowego świata oraz świetne, charyzmatyczne postacie.

Dużo komiksów nie czytam, ale to są moi faworyci :)

 

Książki: 

 

Wzgórze psów – gdzieś tam już wspominałem o grubaśnej powieści Żulczyka, ale strasznie spodobała mi się historia oraz szare polskie realia. 

Ojciec Chrzestny – klasyka, zawierająca mnóstwo wartości, ciekawych postaci i kawał dobrej gangsterskiej historii.

Rok 1984 i Folwark Zwierzęcy – bo lubię Orwella :)

Paragraf 22 – fajny absurdalny humor, interesujące postacie, a to wszystko na tle wojny. Czego chcieć więcej?

Pieśń lodu i ognia – wiadomo ;)

Ręka mistrza – jedna z moich ulubionych książek Kinga i, moim zdaniem, z najlepszą fabułą. 

Cykl wiedźmiński– bo polski ;P

Cykl inkwizytorski – świetny pomysł na alternatywną wizję świata i wierzeń religijnych. 

 

Filmy:

 

Podziemny krąg – genialne role Edwarda Nortona i Brada Pitta, kawał dobrej historii.

Więzień nienawiści – pierwsze pół godziny jakoś mnie nie porwało, ale reszta filmu miazga.

Siedem – świetny thriller, trzymający w napięciu, jeden z najlepszych jakie oglądałem.

Milczenie owiec – dałbym w książkach, bo to dość wierna adaptacja, ale uwielbiam Hopkinsa w roli Lectera :)

Lśnienie – jeden z nielicznych filmów, które mógłbym oglądać w nieskończoność. Moim zdaniem lepszy od książki.

Pulp fiction – oryginalne postacie oraz ich wątki, opus magnum Quentina Tarantino. 

Podejrzani – bardzo dobry kryminał. Tyle wystarczy, by nie spojlerować :)

 

Seriale:

 

Tu sobie pozwolę tylko wymienić: Breaking Bad, Gra o tron, Fargo, Dr House (pierwsze pięć sezonów), Sherlock (bez ostatniego sezonu), House of Cards, Twin Peaks, PitBull (trzeci sezon nie jest zły, ale pierwsze dwa bardziej mi się podobały).

 

Gry:

 

Gothic 1 & 2 – bardziej przez nostalgię i za świetny klimat, niż za jakąś porywającą fabułę, ale grało się fajnie (i to nieraz).

Wiedźmin 3 (plus dodatki) – bo to świetna gra jest :P

The Wolf Among Us – to samo co przy “Fables”.

Star Wars Knights of the Old Republic (obie części) – mroczny klimat i wielowątkowa historia, chociaż w dwójce jest chyba bardziej angażująca.

 

Chyba wreszcie zabiorę się za Stalkera, bo mnie kusi już od paru tygodni :)

 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Lśnienie – jeden z nielicznych filmów, które mógłbym oglądać w nieskończoność. Moim zdaniem lepszy od książki.

Oglądałem film po przeczytaniu książki i byłem zażenowany. Kilka świetnych wątków zwyczajnie olali. :/

 

Dr House (pierwsze pięć sezonów)

Ale finał ostatniego sezonu to Ty szanuj – sceny z Wilsonem z paru ostatnich odcinków były genialne! ;D

Oglądałem film po przeczytaniu książki i byłem zażenowany. Kilka świetnych wątków zwyczajnie olali.

No olali, i to dużo, ale oceniam ten film bardziej jako osobną całość niż ekranizację.

Ale finał ostatniego sezonu to Ty szanuj

No tak, zakończenie było spoko, trzeba przyznać :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Ręka mistrza mi się średnio podobała. Z tego co pamiętam to było kilka ciekawych wybiegów, szczególnie z tymi obrazami, ale reszta już się raczej zatarła. Lśnienie wspominam za to o wiele lepiej, głownie za sprawą klimatu. Chociaż szczerze mówiąc nie wiem, czy stwierdzenie, że był straszny jest obiektywne, bo czytałam kilka lat temu. I naprawdę nie wiem, czemu ktokolwiek dał mi to do ręki, nie przemyślawszy najpierw sprawy z wanną ;-; Tamten opis został ze mną na długo :(

 

Ale najbardziej z Kinga lubię opowiadania – szczególnie z tomiku Szkieletowa Załoga – Mgła. Mgła w sumie jakaś świetna nie była, ale spodobało mi się zakończenie. Za to opowiadanie o jauntingu – w sumie można zapisać jako fabuła z efektem WOW :)

Ale najbardziej z Kinga lubię opowiadania

Ale u niego często zdarzają się niechlubne perełki – mordercza szczęka, kosiarz zjadający trawę... ;)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Tyle, że tych słabych opowiadań już dawno nie pamiętam, a te dobre zostały ze mną na dłużej :)

 

Chociaż masz sporo racji z tymi niechlubnymi perełkami, bo jak jakieś dwa lata temu sięgnęłam po Bazar złych snów to byłam niesamowicie rozczarowana :(

Akurat “Sandman” w lengłydżu jest bez problemu dostępny w sieci, np. tu: 

 

http://readcomiconline.to/Comic/The-Sandman-1989

 

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Ooooooooooooooooooooooooo! Dzięki, Bailout!

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ale u niego często zdarzają się niechlubne perełki – mordercza szczęka, kosiarz zjadający trawę... ;)

King tak ma i z książkami – pełen rozstrzał, historie świetne i gówniane :D Być może nie można inaczej, pisząc tak dużo. Mam wrażenie, że podobna przypadłość dopadła w ostatnich latach Woody’ego Allena.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Z seriali to największe WOW zrobiła na mnie Utena (anime). Niby bajeczka, niby nieskomplikowana, ale wszystko świetnie przemyślane a końcówka mnie wbiła w fotel tak, jak nigdy żadnemu innemu filmowi ani serialowi się nie udało wcześniej ani później :)

O, “Rok 1984”! To rzeczywiście była książka z efektem WOW, tylko że trochę innego rodzaju. Bardziej takie “WOW, jeszcze w życiu nie czułem się tak beznadziejnie i smutno po przeczytaniu jednej książki”...

 

Za to w stu procentach zgadzam się co do “Siedem” i “Milczenia owiec”, ze swojej strony dorzuciłbym jeszcze film o podejrzanie podobnym tytule – “Siedem dusz” – ale traktujący o czymś zupełnie innym. Wybitny.

 

A komiksów nie czytam :/

Precz z sygnaturkami.

Wczoraj po raz pierwszy w życiu obejrzałam “Czas Apokalipsy”. WOW. No po prostu WOW.

I przypomniał mi się przy okazji “Pluton”, który też mi trochę namieszał w głowie, chociaż z innego powodu. To był taki film, który mi się bardzo podobał, ale którego już nigdy więcej nie będę mogła obejrzeć.

O, “Rok 1984”! To rzeczywiście była książka z efektem WOW, tylko że trochę innego rodzaju. Bardziej takie “WOW, jeszcze w życiu nie czułem się tak beznadziejnie i smutno po przeczytaniu jednej książki”...

1984 było przytłaczające, ale pod kątem wywoływania depresji “Droga” McCarthy’ego wygrywa w przedbiegach. :p

Dla mnie “Folwark zwierzęcy” był bardziej WOW. Na zasadzie – to można tak opisywać komunizm? Ożeż w mordę!

I jeszcze nietypowe WOW – “Katar” Lema, scenka, w której matematyk opowiada bohaterowi o prawdopodobieństwie, przykład ze stołem (cholera, czytałam w podstawówce, a jeszcze pamiętam). Od tego czasu żadne zadanie z prawdopodobieństwo nie wydawało mi się trudne. Nawet podstawy statystyki da się rozszyfrować. ;-)

Babska logika rządzi!

W Roku 1984 zakończenie rzeczywiście przygnębiające, szczególnie dialog w Pokoju :( Ale Droga była taka przez cały czas. I jeszcze miała sympatyczniejszych bohaterów albo przynajmniej takich, którym łatwiej współczuć. 

Wczoraj po raz pierwszy w życiu obejrzałam “Czas Apokalipsy”.

Kolejny z filmów, za które nie potrafię się zabrać :D Te ponad trzy godziny trochę mnie odrzucają ;)

Za to w stu procentach zgadzam się co do “Siedem” i “Milczenia owiec”, ze swojej strony dorzuciłbym jeszcze film o podejrzanie podobnym tytule – “Siedem dusz” – ale traktujący o czymś zupełnie innym. Wybitny.

Kiedyś oglądałem, ale mało uważnie, więc chyba sobie ten film odświeżę za jakiś czas.

A wczoraj obejrzałem sobie “Polowanie” z Madsem Mikkelsenem. Dawno żaden film nie zrobił na mnie takiego wrażenia.  

 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Wiele ciekawych wyliczeń, więc dodam od siebie coś, co nie było wspomniane.

 

“Wspomnij Phlebasa” Iain M. Banksa. Space opera pełną gębą, z wydawałoby się prostą historią i niesamowitymi opisami (naprawdę, absolutnie wyśmienitymi). Nigdy nie płakałam przy książce, a przy epilogu tej powieści nie mogłam powstrzymać łez. Cała wizja z “właściwej” części książki totalnie zmiażdżona.

“Ogień nad otchłanią” Vernora Vinge’a. Kolejna wyśmienita space opera.

Trylogia “Odcienie magii” V. E. Schwab. Nie przeczytałam wszystkich, tylko pierwszy tom, ale byłam pod dużym wrażeniem. Nie wszystko było specjalnie oryginalne, ale sposób podania przypadł mi do gustu. Niedługo się biorę za kolejne tomy.

Powieści obyczajowe Atwood jak “Kocie Oko”. Nie wspomnę już o genialniej “Opowieści podręcznej” czy trylogii MaddAddam, które uwielbiam.

 

Nowa Fantastyka