- Hydepark: Co sądzicie o twórczości Grahama Mastertona?

Hydepark:

czasopisma

Co sądzicie o twórczości Grahama Mastertona?

Ponoć Masterton to mistrz horroru. Akurat horroru jego autorstwa nie miałem okazji przeczytać – za to miałem nieprzyjemność obcowania z jego thrillerem – “Krzywą Sweetmana”. Nie spodziewałem się niczego wielkiego, tylko co najmniej przyzwoitego czytadła. No i się poważnie zawiodłem... Tak bardzo, że napisałem (jak zwykle) cholernie złośliwy felieton na temat kiepskiej literatury, pornografii i... Grahama Mastertona!

Trochę wyśmiewałem się z jego seksoholizmu, ale – tak na poważnie – czy on napisał coś w miarę dobrego?

Pytanie skierowane nie do true fanów Mastertona, bo według nich nawet beznadziejna “Krzywa Sweetmana” jest super. Byłbym wdzięczny za bardziej obiektywne opinie. ;)

Komentarze

obserwuj

Nazywanie Mastertona mistrzem czegokolwiek to w mojej ocenie poważne nadużycie. :)

https://fantazmaty.pl

Czytywałam w postawówce jego horrory, bo wydawały mi się zabawne. Do tej pory każdy rodzący się na mym obliczu pryszcz zwę pieszczotliwie manitu :) To chyba jedyny wpływ, jaki na mnie wywarł.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Potrafiłem się w podstawówce nawet nieco bać, czytając Mastertona. Poległ z kretesem gdy sięgnąłem po Kinga.

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Ha ha, widzę, że wszyscy mamy podobnie. :) Czytywałam w podstawówce, jako taki zakazany owoc ze względu na pewne sceny, w tajemnicy przed rodzicami. Ale żeby to wybitne było? Eee...

Ja za to swoje “zauroczenie” Mastertonem przeżywałam w liceum.  Na prawdę nie mam pojęcia, co widziałam fajnego w jego twórczośći. Słowa jakie przychodzą mi namyśl, kiedy myslę o tym nazwisku, to sex, masakra, wnętrzności, sex i jeszcze brutalniejszy sex. Właściwie mogę powiedzieć, że po kilkunastu jego przeczytanych ksiązkach,  taki gniot filmowy jak “piła” i wszystkie jemu podobne, nie były dla mnie w ogóle szokujące.  Ale przyznac muszę, że czasami bywały dobrze opisane momenty grozy, gdzie miejscami mi się udzielał strach. Tylko, że to było kilkanaście lat temu. Tak mi się wydaje, ze dzisiaj raczej bym się zanudziłabym przy jego książkach. Na 100 procent nie wiem  – nie chcę sprawdzać. Mam taki wyuczony odruch, ze jak w bibliotece gdzieś mignie mi jego nazwisko, automatycznie pomijam :)

Przeczytałem “Ducha ognia”. To była moja pierwsza książka Mastertona i może też ostatnia. Końcówka z pupy, relacje między bohaterami wielce nienaturalne i na siłę. Niedorzeczności nie zostały zbyt dobrze opisane i wyjaśnione, więc pozostały niedorzecznościami.

Aha. Więc nie mam wyrzutów sumienia, że trochę zmasakrowałem go na swoim blogu. Wrzuciłem link do swojego “eseju” (”Ludzie jak króliki”) w grupce fanów Mastertona na fb. Ostrzegałem, żeby nie brać tekstu w 100 % na poważnie i liczyłem na w miarę ciekawą polemikę. Niestety – spotkałem się z taką chłodną spiną. Że nie przystoi, że nie wypada mi tak oceniać, skoro przeczytałem tylko jedną książkę... próbowałem rozkręcić dyskusję swymi cynicznymi odpowiedziami, ale admin zaczął je usuwać.  W każdym razie – poza tym nie spotkałem się z konkretnymi kontrargumentami i nie udowodniono mi, że Masterton jest mistrzem. :p

P.S. Zerknąłem na profil jednej dziewczyny. Ma zdjęcie Mastertona w tle. Bogowie...

http://www.wojciech-chajec.pl/

Trochę nie na temat, ale nikt nie pobije poziomu horrorów Guya N. Smitha, miałam nieprzyjemność przeczytać jedną jego książkę i to aż o jedną za dużo, do tej pory jak sobie przypomnę, to bierze mnie na obrzydzenie i współczucie samej sobie. Masterton przy nim to mistrz pióra...

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Można zgłosić autorowi wszystkie uwagi smiley. Spotkanie z Grahamem Mastertonem w Brzegu już 3 października!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wojciechu, jest takie stare powiedzenie, że każda potwora znajdzie swego amatora :)  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Była kiedyś moda na takie horrory. Mam kilka na strychu, w tym też coś  Mastertona. Nawet w chwilach największej nudy nie zdarzyło mi się sięgnąć po żadną z tych książek powtórnie. To chyba najlepsza recenzja :-)

Morgiano, całkiem się z tobą zgadzam, z tym że mi się nie udało dokończyć żadnej książki Guya N. Smitha. A robiłam dwa podejścia co najmniej ;p

Wyjątkowo się zaparłam. Staram się kończyć każdą książkę, którą zacznę. Chociaż ten plus, że była krótka. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

@Staruch

Nie chciałbym przeszkadzać w tym spotkaniu. Obawiam się, że Masterton wolałby rżnąć swoje psychofanki niż dyskutować z takim z jakimś pyskatym cynikiem. Przynajmniej tak myślę – w końcu dla osoby, która napisała tyle poradników seksualnych i przesyconych seksem powieści, takie zabawy to codzienność.

http://www.wojciech-chajec.pl/

@Wojciech Chajec,

Gdybyś zmienił zdanie to polecam ci “Trans Śmierci” Grahama Mastertona. Możesz odnaleźć tam naprawdę odbiegający od ogółu klimat amerykańskiego miasta, w trakcie poznawania bohaterów – stykamy się ze “światami “ z grubsza mówiąc “po drugiej stronie “. Sporo wątków typowo kryminalnych. Zaliczyłem ogółem cztery książki, w tym jedną nie przeczytałem do końca :).

Czytałem dużo bardziej “koślawych” autorów, piszących opowiadania czy powieści w klimatach horroru i wbrew opiniom moich przedmówców, powiem że Masterton jest bardziej doniosły, a co do sexu to jak komu się podoba.

Koniec życia, ale nie miłość

O, to mnie zaskoczyliście. Dziwnym zbiegiem okoliczności nie miałem okazji jeszcze spróbować twórczości Mastertona, ale zawsze miałem wyobrażenie, że poziomem nie odbiega jakoś mocno od Kinga.

Jeśli mielibyście polecić ze dwa jego lepsze dzieła, to co byście zaproponowali? Na razie jest jeden głos na Trans Śmierci. ;P

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

W podstawówce czytałam Koontza, Kinga i Mastertona. Ten ostatni przy dwóch pierwszych zdawał się grafomanem :P Ale pamiętam jedną książkę do dzisiaj – Demon zimna – nic szczególnego, ale nadal dokładnie widzę w głowie scenę z przymarzniętą ręką do balustrady.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Większość książek Mastertona ma podobny schemat.

Przez 2/3 książki bohaterowie walczą z demonem/bogiem/duchem/etc, i narrator na każdym kroku uświadamia nam, że nie mają żadnych szans – bóg/demon/duch jest zbyt potężny, ma wsparcie sił ciemności i tak dalej.

Następnie jeden z bohaterów znajduje ABSURDALNIE łatwy sposób na pokonanie wroga; wróg zostaje pokonany; koniec książki.

Jednym z wzorcowych przykładów [spoiler] jest, zdaje się, książka “Duch zagłady” – Misquamacus współpracuje z bogiem zaświatów, przez co jest praktycznie wszechmocny, a potem okazuje się, że tego boga można zamknąć w butelce po ketchupie.

 

Może trochę wyolbrzymiam, ale mimo wszystko...

 

Jest kilka powieści, które odbiegają od tego wzorca (np. “Drapieżcy”), i one są całkiem niezłe. Ale to wyjątki.

Precz z sygnaturkami.

Nowa Fantastyka