- Hydepark: [DKNF] Książka na grudzień 2015: Erin Morgenstern - "Cyrk Nocy"

Hydepark:

czasopisma

[DKNF] Książka na grudzień 2015: Erin Morgenstern - "Cyrk Nocy"

Zaczął się grudzień, więc zabieramy się w naszym klubie dyskusyjnym za nowy tytuł. Tym razem jest to “Cyrk Nocy”. Zachęcam Was do dyskusji oraz do pisania recenzji i artykułów związanych z tą książką (oznaczonych, rzecz jasna, [DKNF]). A proponowane przeze tematy są następujące:

 

​1. Cyrk – miejsce magiczne. Cyrki otacza aura niezwykłości, tajemniczości. W fantastyce ten motyw jest rozgrywany na mnóstwo różnych sposobów i warto przyjrzeć się temu dokładniej. Jakie znacie przykłady książek, filmów, seriali o cyrkach? Jaką rolę pełnią te miejsca i ich mieszkańcy?

 

​2. Między iluzją a prawdziwą magią. “Cyrk Nocy” Erin Morgenstern, “Prestiż” Christophera Priesta, “Kraina Cieni” Petera Strauba i wiele innych utworów fantastycznych łączy jedna cecha: prawdziwa magia jest sprzedawana niewtajemniczonym jako sztuczki iluzjonistów. Kryje się pod tym ciekawa kwestia: na ile ludzie nie są przygotowani na wkroczenie w ich życie zjawisk nadprzyrodzonych, na ile wolą wierzyć, że nic takiego nie istnieje i nawet w konfrontacji z cudem okłamywać samych siebie, że nic takiego się nie wydarzyło. Dlaczego wszystko musi mieć dla nas racjonalne wyjaśnienie?

 

Oczywiście zachęcam do zgłaszania własnych propozycji – tym bardziej, że “Cyrk Nocy” daje wiele punktów zaczepienia. Nie ukrywam również, że liczę na większą aktywność z Waszej strony – aby prowadzenie tego klubu miało w ogóle sens.

Komentarze

obserwuj

Zastanawiałem się nad wrzuceniem większego tekstu, ale czas nie pozwolił. A zastanowiło mnie następujące zagadnienie – czy tylko ja mam takie wrażenie, że Amerykanie gloryfikują cyrk w sposób, w jaki Europejczycy doceniają teatr? Jako miejsce spotkanie rzeczywistości z nierzeczywistością, prawdy z fikcją i ich wzajemnego przenikania się.

Dla zwykłego Europejczyka (a za takiego się uważam) cyrk to smutne miejsce: zastraszone zwierzęta, przygnębieni klauni, wysilone triki. Tymczasem dla Amerykanina (a autorka książki Erin Morgenstern jest rodowitą Amerykanką z Massachussetts) cyrk to “miejsce magiczne”. Skąd taka różnica? 

Przypominam sobie z lektury “Przygód Tomka Sawyera”, że największym marzeniem Tomka było pracować w cyrku i zostać klaunem. Być może tu kryje się klucz do gloryfikacji cyrku. Amerykańskie społeczeństwo stworzyli imigranci z różnych państw świata. Dla nich naturalnym językiem fikcji, powstającym w XIX wieku, nie mógł być teatr (z racji przeszkód językowych), a stał się cyrk. I stąd “teatrem elżbietańskim” Ameryki, fundamentem “magiczności świata” – stał się cyrk Barnuma.

Zgadzacie się?

To tyle w skrócie na temat pt 1. Pt 2 – w przygotowaniu smiley

 

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

nawet w konfrontacji z cudem okłamywać samych siebie, że nic takiego się nie wydarzyło

Bo cudów nie ma, wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć, tylko jeszcze nie zawsze mamy odpowiednią wiedzę. O! :)

 

Kurczę, znowu porzuciłam “Cyrk nocy”, tym razem na rzecz długaśnego reportażu o Ku Klux Klanie. Muszę szybciutko doczytać.

Bo cudów nie ma, wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć, tylko jeszcze nie zawsze mamy odpowiednią wiedzę.

 

Czy aby na pewno? A może po prostu ludzkość nie przyjmuje do wiadomości innych wyjaśnień niż racjonalne? Może świat jest dużo bardziej złożony i wielowarstwowy niż się wydaje?

Kiedy dzieje się coś niezwykłego, sprzecznego z przyjętym paradygmatem, uznajemy to zazwyczaj za źle przeprowadzony eksperyment, mylną obserwację, błąd obliczeń mieszczący się w statystycznych granicach. A co by było, gdyby te wszystkie “błędy” tak naprawdę nie były błędami, tylko prawdziwymi zjawiskami, jednak na tyle rzadkimi (można by rzecz: cudownymi), że łatwiej je zrzucić na karb omyłki, niż przyjąć do wiadomości fakt, że może się zdarzyć coś stawiającego na głowie nasze pojmowanie rzeczywistości? Można powiedzieć, że statystycznie rzecz biorąc rzeczywistość działa tak, jak jesteśmy przyzwyczajeni – ale być może istnieją również cuda. ;)

Ludzkość przyjmuje inne wyjaśnienia niż racjonalne zdecydowanie za często. :) I generalnie przynosi to więcej złego niż dobrego. Oczywiście, nie da się na sto procent wykluczyć istnienia cudów. Tak samo jak nie da się wykluczyć istnienia różowych jednorożców, bab grochowych czy krasnoludków. Jednak to, co dawniej uznawano za zjawiska cudowne czy magiczne, wraz z rozwojem nauki przekwalifikowano na naturalne. To uważam więc za znacznie bardziej prawdopodobną wersję. :)

Staruchu, bardzo ciekawa obserwacja odnośnie postrzegania i pozycji cyrku w kulturze Starego i Nowego Świata. Trudno mi coś dodać, bo odniosłem podobne wrażenie.

 

Mnie zastanowiła jeszcze jedna kwestia, być może również temat – romans. Cholera, romans, który mnie się wydał jawnie nawiązywać do Romea i Julii, antagonizm przeradzający się w miłość z chorobliwą rywalizacją mentorów w tle. Dlaczego to musi być taki romans, dlaczego kwestia tego głównego sporu tak naprawdę wylądowała w roli statysty, bez ciekawego rozwinięcia?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Pierwsze koty za płoty. Recenzję może ostatni raz w podstawówce na lekcji polskiego pisałam, więc zamieszczony tekst, to raczej moja subiektywna opinia i ogólne wrażenia z lektury. Nie wszyscy muszą się z nią zgadzać, ale zapraszam do wyrażenia swojego zdania: http://www.fantastyka.pl/ksiazki/recenzja/77 

 

Do tematów poruszonych powyżej jeszcze się odniosę osobno. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A ja się muszę zastanowić, co napisać. Ale temat obserwuję, książkę przeczytałam – i koniec końców (mimo niesatysfakcjonującego zakończenia) podobała mi się. Dzięki, Jerzy, gdyby nie Ty, nie dowiedziałabym się o jej istnieniu ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Planuję artykuł, ale też muszę jeszcze przemyśleć.  Mnie bardzo podobał się pomysł samego cyrku i ‘atrakcji’ w nim, natomiast wątek romansu i głównych bohaterów był mi całkowicie obojętny. Czytałam po angielsku, polskie tłumaczenie mnie odrzuciło z paru powodów – najgłówniejszym było to, że nie mogłam zdzierżyć na dłuższą metę czasu teraźniejszego (po angielsku aż tak nie drażniło). W ogóle nie rozumiem, czemu całość jest w czasie teraźniejszym, skoro daty wskazują na ewidentną przeszłość. Moda? Czy może jest jakieś uzasadnienie, którego nie dostrzegam?

No to – czas na Pt 2. Od razu przyznam, że wymienionych przez JeRzego książek nie czytałem. Ale i tak się wypowiem wink.

Dlaczego wszystko musi mieć dla nas racjonalne wyjaśnienie?

Bo tak jesteśmy skonstruowani. Nastawieni na racjonalność. Siejemy nasiona, wyrasta zboże. Zabijamy mamuta, mamy mięso. Warunkiem naszego przetrwania jest powtarzanie takich czynności, które zapewnią nam przetrwanie. W świecie „bez racjonalności” nigdy nie zeszlibyśmy z drzewa. I od tegoż zejścia jesteśmy biologicznie przystosowani do wynajdywania racjonalności, nawet tam gdzie jej nie ma. Znane zjawisko dostrzegania kształtów w bezkształtnej masie krzaków i gałęzi miało nas zabezpieczyć przed niespodziewanym atakiem drapieżnika. Lepiej widzieć 100 razy nieistniejące zagrożenie, niż raz przegapić rzeczywiste. Stąd już prosta droga do dostrzegania porządku we wszystkim. Choroby uderzają losowo? Kiedyś wydawały się przypadkowe. Dziś znaleźliśmy czynniki chorobotwórcze. Katastrofy naturalne? Teoria płyt kontynentalnych, ruch komet i asteroidów nam to wyjaśniają Itp. itd. Skoro wszystko da się wyjaśnić – to koncepcja magii i Boga (bogów) jest niepotrzebna. Po pozbyciu się koncepcji Boga jako czynnika wyjaśniającego uniwersalnie wszystko, powstałą przestrzeń w pełni zagospodarowała nauka. Współczesny człowiek musi wierzyć, że wszystko jest wyjaśnialne (piszę – wierzyć, bo któż zna choćby podstawy działania smartfonu?).

A magia, cud – cóż, burzą nasz uporządkowany obraz świata. Przecież nauka tego nie przewiduje… Czyli może Bóg (bądź bogowie) też istnieje(ją)?

I co dalej z naszym uporządkowanym naukowo życiem? Zaczynamy przebudowę?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Właśnie skończyłem.

Może najpierw o cyrku – wykreowany ciekawie, z pomysłem i bardzo klimatycznie. Nie wiem, czy to celowy zamysł autorki, ale mimo że cyrk odwiedza pół świata, różne wielkie miasta, cały czas jakby stał w pustce. Jest jeszcze dom Chandresha, drzewo Bailey’a i nic. Może to dla zwiększenia kontrastu między cyrkiem a resztą świata, a może autorce nie chciał się odmalowywać miast z przełomu wieków.

Fabularnie powieść mnie nie porwała. Sam pojedynek do ekscytujących nie należał – tu Celia wzniosła namiot, tam Marco stworzył drzewo i tak sobie dogadzali :) Zresztą, oni sami ze sobą nie chcieli walczyć. Wątek romansowy może by mnie kupił, gdyby dwoje głównych bohaterów mnie zainteresowało, ale byli bardzo nijacy. Za to samo zwieńczenie ich historii uważam za pasując i dobre.

Najlepiej czytało mi się rozdziały Bailey. Może nie był zarysowany wiele lepiej (choć trochę na pewno), to, zwłaszcza na początku, jego historia przypomniała mi nostalgiczne historie z dzieciakami w rolach głównych. Widziany jego oczami cyrk był sto razy ciekawszy niż rozbierany na czynniki pierwsze podczas przydługawych kolacjach u Chanderesha. Rozdział, w którym spędza całą noc w cyrku z rodzeństwem uważam za najlepszy w całej powieści, a rola, którą otrzymał, choć fabularnie nieuzasadniona, całkiem mi się spodobała. Za to zgrzytnął mi fragment, w którym wyrzuca siostrze, że jest nudna. Co prawda to chyba najbardziej żywy pod względem relacji między jakimikolwiek dwoma postaciami fragment – jednak każe nam podziwiać, jakby nie było, bardzo, bardzo lekkomyślną postawę.

Jeśli chodzi o bohaterów – wyszło bardzo przeciętnie. Tsukiko była całkiem intrygująca, wspomniany wyżej Bailey też w porządku i nikogo więcej bym nie wyróżnił. No chyba że jako bohaterów zbiorowych fanów cyrku, bo podobała mi się ta inicjatywa. 

Jeszcze o konstrukcji – przez pierwszą część powieści (wykluczając rozdziały Bailey’a) fabuła jest tak fragmentaryczna i obejmuje tak wielki okres, przedstawiając króciutkie rozdziały, że naprawdę trudno się wczuć. Z drugiej strony są niedługie interludia pisane w drugiej osobie – klimatyczne i tak ładnie zamknięte (tu przedstawienie upływu czasu bardzo wyszło), że ręce same składają się do oklasków. Jako bardzo sentymentalny gość, który bardzo lubi takie nostalgiczne zakończenie, zostałem urzeczony.

  1. Zgadzam się ze Staruchem. Mamy tak mocno wpojone, że wszystko musi mieć swoje racjonalne wyjaśnienie, że nie jesteśmy wstanie przyjąć do wiadomości możliwości istnienia magii, czarów i innych rzeczy, których nie da się racjonalnie wyjaśnić. Świat, który nas otacza cały czas do nas krzyczy – to nie możliwe, to fikcja, itp. A tak naprawdę wszędzie spotykamy się z wiarą w coś magicznego, innego, niesamowitego. Wystarczy spojrzeć na religie, których podstawą jest boskość i brak racjonalnego wyjaśnienia, a jednak wielu z nas w to wierzy. W przypadku cyrku i iluzjonistów zawsze, ale to zawsze będziemy doszukiwać się ułudy, jeśli jesteśmy sprytni i inteligentni, może nawet czasem uda nam się rozgryźć, jak sztuczka została wykonana i gdzie jest haczyk. Podstawą całej książki jest ta właśnie niesamowita otoczka nieznanego i magia, którą czuje się zwłaszcza w częściach  pisanych w drugiej osobie.

Książka daje nam nieco do myślenia, że nie wszystko musi być takie jakie się wydaje, że nawet iluzje, które widzimy, nie mają swojego wyjaśnienia. To na pewno dla całej opowieści duży plus. Minusem natomiast jest brak dopracowania szczegółów i postaci. Jak dla mnie książka mogłaby być o połowę krótsza, może wtedy akacja byłaby nieco szybsza i całość wypadałaby lepiej. Nie uważam, tak jak niektórzy, że był to czas zmarnowany, Erin Morgenstern napisała książkę, która ma coś w sobie, bo potrafi zaciekawić wykreowanym światem, tylko postacie trochę siadają, a sama akcja, no cóż jak dla mnie mało tej akcji. Bohaterowie i główny wątek są niedopracowani i jak dla mnie książka powstała nie dla opowiedzianej historii, tylko dla samej idei cyrku, bo ona całkiem fajnie wyszła. 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Mamy tak mocno wpojone, że wszystko musi mieć swoje racjonalne wyjaśnienie, że nie jesteśmy wstanie przyjąć do wiadomości możliwości istnienia magii, czarów i innych rzeczy, których nie da się racjonalnie wyjaśnić.

 A tak naprawdę wszędzie spotykamy się z wiarą w coś magicznego, innego, niesamowitego. Wystarczy spojrzeć na religie, których podstawą jest boskość i brak racjonalnego wyjaśnienia

 

Mam wrażenie, że te dwa stwierdzenia są ze sobą sprzeczne. ;)

Może nie wyjaśniłam, o co dokładnie mi chodziło. ;)

Miałam na myśli, że w stosunku do religii ludzie (jeśli nie są ateistami) są zdecydowanie bardziej pobłażliwi i łatwiej akceptują rzeczy niezwykłe w otoczce jakiejś wiary Pod warunkiem, że miały one miejsce X lat temu, bo gdy np. mówimy o jakichś cudach obecnie, to i tak wszyscy od razu zakładają, że to ściema. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nie zgadzam się. Tajemnice fatimskie to stosunkowo świeża sprawa, podobnie jak szukanie cudów po śmierci Jana Pawła II czy przekazywanie, całkiem na serio, jego relikwii. Albo wyszukiwanie w plamach na oknach czy murach zarysów świętych postaci. Katolicyzm zresztą w swoich abrakadabrach nie jest odosobniony. To właśnie miałam na myśli pisząc, że ludzie przyjmują wyjaśnienia irracjonalne zdecydowanie za często. I właśnie wydaje mi się, że raczej skłonni są bardziej zaakceptować “cuda”, które zdarzają się “teraz”, niż te sprzed kilkuset lat. Nikt już raczej nie uwierzy, że dręczonemu zarazą ludowi Rzymu na murach zamku ukazał się anioł, chowający miecz do pochwy na znak, że Bóg przebaczył i zaraza się skończy. Natomiast w wizje XX-wiecznej, religijnej dziewczynki sporo ludzi wierzy.

A że często wiara w nadprzyrodzone przynosi więcej złego niż dobrego, to pokazuje chociażby historia medycyny, a także jej współczesność, w postaci histerii związanej np. z in vitro.

Czasem wiara w nadprzyrodzone ma też pozytywne skutki – vide przypadki “cudownych” ozdrowień. Ktoś tak mocno wierzy, że aż prokuruje cud.

Ale w temacie racjonalizowania. Jest taki efekt fizyczny, zwany efektem tunelowania kwantowego. Najogólniej wygląda to tak, że cząstka “przeskakuje” ścianę (barierę potencjału). Cud! Niemożliwe zjawisko, bo łamie zasadę zachowania energii (a i ze zdrowym rozsądkiem ma mało wspólnego).

Ale fizycy znaleźli rozwiązanie i wytłumaczyli że niemożliwe jednak jest możliwe. Może każdy “cud” da się racjonalnie wytłumaczyć, tylko trzeba się postarać?

Albo – co też możliwe – cuda są cudami, a my udajemy że je wyjaśniamy i wszyscy są zadowoleni.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Czasem wiara w nadprzyrodzone ma też pozytywne skutki – vide przypadki “cudownych” ozdrowień. Ktoś tak mocno wierzy, że aż prokuruje cud.

Jasne, jasne. Coś jak homeopatia – też niektórzy tak wierzą, że aż im pomaga. :)

 

Trochę mi głupio, że nie biorę udziału w dyskusji. Nie kojarzę po prostu innych tytułów o cyrku (może oprócz “Orso”, “Sachem”, jednego opowiadania Virginii z portalu, bodajże trzeciej części “Madagaskaru” i chyba jakiegoś filmu braci Marx. I w “Dużej rybie” coś było, ale już nie pamiętam.)

A punkt drugi uważam po prostu za nieprawdziwy, więc też nie mam za bardzo co pisać. ;)

 

Jako, że znam przykłady utworów, których akcja dzieje się w cyrku to się chętnie z nimi podzielę. Pierwszym przykładem jaki mi przyszedł do głowy to JOYLAND S. Kinga. Na szczęście potem mi się przypomniało, że to nie był cyrk tylko lunapark i dzięki temu. Statystycznie rzecz biorąc pewnie w którymś momencie Stephen zajrzy i tam i wtedy będzie to pełniło funkcje taką, że gdzieś akcję trzeba było umieścić to dlaczego nie w cyrku. W bajce THE SIMPSONS jest taka scena, w której S. King przychodzi do swojego agenta i mówi “A w mojej trzysetnej książce straszyła będzie..” i tu się zaczyna nerwowo rozglądać i jego wzrok pada na biurko “...lampa” i bierze ją w ręce i zaczyna wydawać głosy jakie powinna wydawać nawiedzona lampa. Potem następuje chwila konsternacji i agent mówi “Dobra Stephen, na kiedy mogę to mieć”. Oczywiście nieodłącznym elementem cyrku jest klaun, którego King wykorzystał na niwie pisarskiej permanentnie.

W PINOKIU ważną rolę, bo edukacyjną  dla małych czytelników odegrał cyrk. Pokazał on, że lenistwo nie popłaca, a dążenie do szczęścia na skróty jest niebezpieczne i konsekwencje takiej postawy mogą być nieobliczalne i odwrotne do zamierzonych. Na przykład można z metaforycznego osła stać się rzeczywistym ssakiem z rodziny koniowatych. Tak dzieci NIE WSZYSTKO ZŁOTO CO SIĘ ŚWIECI.

W PRESTIŻU (powieść napisał C. PRIEST, a film na jej podstawie wyreżyserował C. NOLAN) cyrk jest areną gdzie ścierają się bohaterowie żeby pokazać kto z nich jest lepszy. W PRESTIŻU są w stanie dokonać wielkich poświęceń (nie napiszę jakich żeby nie spoilerować), aby tylko pokazać swoją wyższość i ogrzać się w blasku sławy. Można antagonistom dużo zarzucić, ale leniwi to oni nie są. W CYRKU NOCY funkcja tegoż cyrku jest podobna chociaż odniosłem wrażenie, że demiurdzy toczący spór robią to z nudów, bo przecież przez ileś tysięcy lat trzeba coś robić, a bohaterowie ludzcy między którymi walka toczy się bezpośrednio (chociaż trafniej by było powiedzieć mniej pośrednio od demiurgów) jako, że przystąpili do walki bez zgody i wiedzy na czym ona ma polegać starają się wybrnąć jakoś z sytuacji. czy im to się uda? Kto wie.

Kurcze. Pisanie tego zajęło mi więcej niż się spodziewałem. Napiszę jeszcze o MELANCHOLII SPRZECIWU I MIEŚCIE CIENI, ale kiedy indziej.

Podoba mi się anegdotka o Stephenie Kingu ;)

 

Nie znam wymienionych przez Ciebie książek (poza rzeczonym Kingiem, który faktycznie do cyrku jeszcze nie dotarł...), więc trudno mi się odnieść. Ale zachęciłeś mnie chyba do sięgnięcia po Prestiż. Film mi się podobał, a oglądałam go na tyle dawno temu, że nie pamiętam szczegółów, więc raczej nie zepsuję sobie przyjemności czytania książki.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wstyd się przyznać, ale ja tej książki też nie czytałem, a swoją wiedzę o tej historii brałem właśnie z filmu. Po przeczytaniu ROZŁĄKI Priesta także nabrałem chęci nadrobienia zaległości.

O kurcze, właśnie zauważyłem, że  w anegdocie o Kingu brakuje kilku słów. Gdzie jest Staruch kiedy go potrzeba? Trzecie zdanie mojej poprzedniej wypowiedzi powinno brzmieć: Na szczęście potem mi się przypomniało, że to nie był cyrk tylko lunapark i dzięki temu nie muszę się w to zagłębiać. Chociaż z drugiej strony czy lunapark tak bardzo różni się od cyrku?

Wywołany – obecny smiley. Ale w internecie literówek się nie czepiam – to jednak zupełnie inne medium, tu czasem brak czasu na korektę. Poza tym – czytanie z ekranu to dla mnie męka, trudno mi się skupić i odpowiednio nastawić. Co innego – papier, kawa, fotel i muzyka... Toteż – wybacz Jogurt wink

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Moim zdaniem różnica pomiędzy cyrkiem a wesołym miasteczkiem jest zasadnicza...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Zasadnicza to jest różnica między gwoździem a pleśnią ;) Ale w sumie racja. 

 

Dodałbym “Syna cyrku” Irwinga, tego od Garpa,  nie że czytałem, film widziałem. Znaczy film o Garpie. 

Przypadkowo natknąłem się w biblio, i z braku “Cyrku nocy” pożyczyłem i nie jestem zawiedziony: szacowana madam, której hobby, to obnażanie ekhm,  biustu w miejscach publicznych, rządzi :) 

 

 

Nie biegam, bo nie lubię

Mnie się za to idea cyrku mocno kojarzyła z grą Might&Magic VI Mandate of Heaven :) Też był tam tajemniczy cyrk, który pojawiał się w różnych miejscach i później toczyło się na nim pojedynki :)

Ciąg dalszy: Wątek cyrkowców był ciekawie opisany w książce Gena Wolfa p.t. “Pokój”. Nie uświadczamy tutaj samego cyrku jako takiego, ale poznajemy kulisy powstawania cyrkowców,(uwaga spoilery) którzy uważają, że najważniejszą rzeczą to nie pozwolić by własne dzieci były bez żadnych ciekawych deformacji, ponieważ bez nich nie będą pasowały do reszty cyrkowej braci i będą zmuszone do normalnego życia. Żeby osiągnąć swój cel gotowi są na  iście diaboliczne eksperymenty, które przecież nie dają gwarancji sukcesu, a nawet wiążą się z niebezpieczeństwem śmierci danego delikwenta, ale przecież lepiej żeby dziecko umarło niż żeby było normalne. Przecież to oczywiste. Ten wątek jest poboczny w książce także mam nadzieje, że za dużo nie wyjawiłem. Wątkiem pobocznym, ale jednocześnie najciekawszym jest cyrk MELANCHOLII SPRZECIWU Laszlo Krasznohorkaia. Tutaj cyrk jest czymś tajemniczym co rządzi się jakimiś ukrytymi prawami, jest na granicy sennego widu. Tutaj wszystkim kieruje Wieloryb telepata, który siłą swoich myśli kieruje poczynaniami pracowników cyrku. Jest to miejsce bardzo podobne do więzienia, w którym ludzie nie mają nic do powiedzenia, a jedynie są bezwolnymi kukiełkami. W MROCZNYCH CIENIACH cyrk jest miejscem, w którym bohaterowie mogą się skryć przed światem zewnętrznym, ponieważ ich dziwny wygląd i umiejętności nie wzbudzają podejrzeń czyli znowu cyrk jest miejscem gdzie dziwne rzeczy mogą być zaakceptowane przez społeczeństwo, bo społeczeństwo wie, że te dziwactwa na pewno są jakoś wytłumaczalne, ale przecież nie będzie nikt drążył tematu, bo wtedy nie będzie takiej zabawy z oglądanych przedstawień.

Nowa Fantastyka