- Hydepark: Rozpoznaj autora - w tym temacie zgadujemy!

Hydepark:

strona

Rozpoznaj autora - w tym temacie zgadujemy!

Poniżej lista ośmiu nadesłanych tekstów oraz liczba nicków wśród których kryją się ich autorzy. Umówmy się tak – jeżeli w ciągu następnych 48 godzin co najmniej 3 osoby poprawnie odgadną autora tekstu, to ja oficjalnie potwierdzę ten fakt publicznie :) Jeżeli po tym czasie jeszcze jakieś autorstwo pozostanie nieodgadnięte, to będziemy myśleć, co dalej.

Autorzy tekstów proszeni są przy zgadywaniu o kłamanie – a osoby, których nicki znalazły się na poniższej liście, ale które nie są autorami, o niewychylanie się z tym faktem :P

 

 

Lista nicków wśród których kryje się ośmiu autorów poniższych tekstów:

beryl

syf

AdamKB

Finkla

sfun

Sethrael

Iluzja

AlexFagus

bemik

Dzikowy

Tensza

Emelkali

Marianna

prosiaczek

zygfryd89

PsychoFish

 

Teksty:

 

Tekst nr 1

 

– Uważasz, że jestem okropna? – spytała Wotula. – Bo jestem ślepa, bezzębna, z przerzedzonymi włosami, bo mam zmarszczki i powykręcane reumatyzmem palce? Kto powiedział, że całe życie będziemy piękni? Gdyby tak rzeczywiście było, wiesz jak trudno byłoby umierać? Dla ciebie śmierć jest czymś odległym, nieznanym. A dla mnie jest jak przyjaciel, na którego czekam z utęsknieniem, ale i z niepokojem.

– Ale ja wcale tak nie myślę. – Lamila zaczerwieniła się, choć w półmroku nikt nie mógł tego zauważyć. Było jej przykro, ale już się stało.

Wystraszyła się bardzo, kiedy po przebudzeniu ujrzała dwie męskie twarze wpatrujące się w nią z uwagą. Usiadła gwałtownie, a potem wycofała się pod ścianę.

Jeden z mężczyzn bez słowa wyciągnął rękę w jej kierunku, ale ponieważ nie kwapiła się z podaniem swojej, uchwycił ją za ramię i szarpnięciem postawił na nogi.

– Idziemy – zakomenderował i popchnął Lamilę w stronę drzwi.

Zanim opuścili budynek, ktoś nałożył dziewczynie gruby worek na głowę. Nie tylko uniemożliwiał widzenie, ale dość skutecznie utrudniał oddychanie. Nie ważyła się jednak go ściągnąć, bo niski głos poinformował, co za to grozi.

Wsadzono ją na konia, potem ktoś usiadł za nią i przytrzymywał, żeby nie spadła w trakcie jazdy. Zupełnie straciła orientację, ile czasu przemieszczali się. Kiedy wreszcie zatrzymali się, była półprzytomna. Po odgłosie kroków zorientowała się, że znajdują się w jakimś kamiennym budynku. Szli przez kilka minut, a potem nagle zdjęto jej worek. Zanim zdążyła zaczerpnąć powietrza, ujrzała w słabym blasku rozwieszonych na ścianach kaganków stojącą obok płonącego paleniska przerażającą postać czarownicy. Sucha, zgarbiona, z połyskującymi matową bielą oczami i czarną czeluścią bezzębnych ust wyciągała w stronę Lamili kościstą rękę. Dziewczyna krzycząc przeraźliwie, rzuciła się do tyłu. Ucieczka skończyła się po dwóch krokach – za plecami miała strażników.

Dziewczyna wcale nie chciała urazić kobiety. Kiedy zrozumiała swoją pomyłkę, usiłowała się wytłumaczyć, ale w widoczny sposób tylko bardziej złościła gospodynię.

– Dlaczego uważasz, że nie wolno mi się zestarzeć?

– Ja naprawdę tak nie uważam. Przestraszyłam się... bo tu tak ciemno... nie widziałam z kim mam do czynienia...– Lamila plątała się w przeprosinach.

– Już wystarczy. I wcale ci się nie dziwię. Pewnie gdybym mogła się obejrzeć w lustrze, sama bym umarła ze strachu na swój widok – zachichotała. – Mam na imię Wotula. A ty?

– Lamila.

– Zapewne jesteś ciekawa, po co cię tutaj sprowadziliśmy. Siadaj – poprosiła i wskazała drewniany zydel przykryty kolorową derką. Jednym gestem odprawiła mężczyzn.

Dziewczyna przysunęła się z siedziskiem w pobliże paleniska, po krótkiej chwili otrzymała kubek z ciepłym naparem z ziół. Była zaskoczona, jak sprawnie mimo ślepoty porusza się Wotula.

– Lata przyzwyczajeń – powiedziała staruszka, jakby czytała jej w myślach. – I zamiłowanie do porządku: wszystko musi wracać na swoje miejsce, inaczej nie dałabym rady. A tak wiem na pamięć, gdzie co się znajduje.

Przez chwilę raczyły się w milczeniu smacznym napojem. Wreszcie Wotula skierowała twarz w stronę dziewczyny.

– Ty coś widziałaś, prawda? Możesz to opowiedzieć? – poprosiła.

Lamila miała ochotę udać, że nie rozumie, o co pyta wiedźma, ale zrezygnowała z wykrętów. Sprowadzili ją z określonych przyczyn i w określonym celu. Nie dostała się tu przypadkiem, więc bez sensu było udawać, że nic się nie zdarzyło.

– Sama nie wiem, co widziałam – zaczęła mówić. – I nie wiem, jak to się stało, że trafiłam w pobliże tej komnaty. Czułam się tak, jakby ktoś prowadził mnie za rękę.

– Zacznij od początku, nie spiesz się – przerwała jej staruszka. – I nie pomijaj żadnego drobiazgu. Wszystko może okazać się ważne.

Lamila przymknęła powieki. Wspomniała swoje pierwsze spotkanie na krużganku. Opisała zachwyt i uniesienie, a potem zazdrość, która spowodowała, że podążyła za Granną. I to dziwne uczucie, dzięki któremu wiedziała, dokąd ma podążać.

– Widziałaś to coś, co von Kragen przenosił? – spytała z niecierpliwością Wotula i pochyliła się w stronę dziewczyny.

– Tak. Niezbyt wyraźnie, ale widziałam.

Staruszka ze świstem nabrała powietrza w płuca. Nie ponaglała Lamili, w napięciu czekała na słowa, które za chwilę miały paść.

– To było sine. Właściwie biało-sine, jak trup wyłowiony z rzeki. – Lamila zacisnęła powieki, starając się przywołać tamten obraz. – Wyglądało trochę jak noworodek, ale było takie pokraczne... Brzuch w porównaniu do rąk, nóg i głowy wydawał się ogromny.

Z odmętów świadomości wyłaniały się coraz to nowe szczegóły, których wydawało się, że nie dostrzegła. Spychane w niepamięć wspomnienia roiły się teraz jak osy, gdy trącić ich gniazdo.

– Wydaje mi się, że to miało cztery ręce, a na głowie taki... taką... ja wiem, jak to określić... takie coś, jak ma komar, tylko większe. Pan von Krogen tak manewrował tym potworkiem, żeby to... ta...

– Kłujka – podpowiedziała Wotula.

– No właśnie. Żeby ta kłujka była skierowana do wnętrza brzucha, jakby ten potworek żywił się wnętrznościami i krwią. Jakby wyżerał ludzi od środka. Pozostałe ciała, te które leżały na stołach obok, były wyschnięte na wiór. Puste jak worek...

Lamila zachłysnęła się wspomnieniami, łzy popłynęły z oczu.

– A Granna jeszcze żyła, kiedy pan von Krogen wkładał jej do brzucha to coś. I jęczała. To mogłam być ja... Gdyby nie katar, pewnie zamiast niej leżałabym z rozpłatanym brzuchem i z tym potworem w środku.

– Już dobrze. Cicho, nie płacz.

Wotula podniosła się z siedziska i uspokajająco gładziła plecy Lamili. Po chwili podała jej kubek z innym naparem. Nie był tak smaczny jak ten poprzedni, ale dziewczyna wypiła go posłusznie. Po kilku chwilach uspokoiła się zupełnie.

– Co mi podałaś? – spytała staruszkę, podejrzliwie zaglądając do pustego już naczynia.

– Nic, co by ci mogło zaszkodzić. Najpierw trochę na przypomnienie, a potem na załagodzenie. Nie mogliśmy stracić twoich wspomnień. Jesteś jedyną osobą, która widziała Eukarionta i przeżyła to spotkanie.

– Co takiego?

– To coś, co Juns wkładał do brzucha Granny, to jedna z postaci Eukariontów. Do tej pory nikt takiego spotkania nie przeżył.

– A pan von Krogen? – spytała Lamila, wpatrując się w niewidzące oczy wiedźmy.

– No właśnie...

 

Tekst nr 2

 

– Tam. – Wskazał ruchem głowy miejsce, nad którym kłębiły się ptaszyska.

Gdyby tylko przymknąć powieki, donośny jazgot wydobywający się z kilkunastu czarnych dziobów przypominałby krzyki mew karmionych przez plażowiczów.

Gdyby tylko zamknąć oczy i zapomnieć o wszechobecnym smrodzie.

W tamten rejon wysypiska od dawna nie dostarczano nowych śmieci, więc zainteresowanie ze strony ptactwa oznaczać mogło tylko padlinę. Truchło zdziczałego psa, zabłąkanej świni albo, co w tym przypadku należało do ewentualności najbardziej prawdopodobnych, zwłoki martwego dziecka. Zanim dotarli do celu, musieli zatrzymać się na moment i rzucając czym tylko wpadło w ręce odegnać rozzuchwalone kundle. Czworonogi uciekły, ptaki wzbiły się w powietrze, ale nie odleciały daleko przysiadając gdzie popadnie, byle w bezpiecznej odległości od ludzi.

– Patrz, kurwa, te chuje wydziobały mu oczy – zauważył z przejęciem Reżyser.

Pociągnął nosem, bynajmniej nie ze smutku; od lat cierpiał na katar sienny. Tym razem udało mu się powstrzymać wypływającą z nozdrzy wydzielinę i uchronić rękawy kurtki przed naniesieniem na materiał kolejnej warstwy śluzu. Drugi z mężczyzn przyklęknął obok zwłok i przez dłuższą chwilę przyglądał się spustoszeniom dokonanym przez dzioby i kły, zanim wyciągnął dłoń i ostrożnie zbadał palcami brzegi purpurowych, pozbawionych gałek oczodołów. Na dnie każdego z nich ciemniała nieskrzepnięta jeszcze brudnoczerwona breja – tkanka mózgowa wymieszana z krwią.

– To nie ptaki – orzekł cicho. – Ani nie psy.

– Że ty się Paramedyk niczego, kurwa, nie brzydzisz. – Rozległo się splunięcie i zaraz potem pociągnięcie nosem. – Ja bym go teraz, kurwa, za żadne skarby nie dotknął.

– Boś się ciulu wcześniej namacał na zapas. – Paramedyk uważnie przyjrzał się śmieciom wokoło, bezskutecznie czegoś poszukując, po czym podniósł wzrok i obdarzył melancholijnym spojrzeniem przyczajone nieopodal ptaki. Skurwiele zdążyły na czas, pomyślał, a głośno powiedział: – Że też ci ten chuj nie uschnie. Własnego siostrzeńca jebać...

– Na szczęście Elka ma jeszcze troje młodszych – powiedział Reżyser i dodał obojętnie: – Coś się wybierze.

– Spróbuj tylko – warknął Paramedyk. – Zajebię cię chuju jak psa.

Słysząc to, Reżyser wzruszył ramionami. Nie przejął się groźbą.

Widząc, jak towarzysz wsuwa przedramiona pod szyję i kolana dzieciaka, ostentacyjnie włożył ręce do kieszeni, by nie zostać poproszonym o pomoc. Paramedyk podniósł chłopca i nie oglądając się za siebie ruszył w dół wysypiska. Reżyser przyglądał się temu z ironicznym grymasem, wyciągając ręce tak, by mężczyzna unoszący w ramionach martwego dzieciaka zmieścił się w okienku utworzonym przez zetknięte palce obu dłoni. Przez jakiś czas z upodobaniem kontemplował kiczowatą scenę, zanim dogonił kolegę i spytał, uśmiechając się złośliwie:

– Wiesz, co słychać na dzielnicy? Że to ty zrobiłeś Elce tego bachora.

Paramedyk mocniej przycisnął ciało chłopca do piersi.

– Pierdolenie – warknął. – To samo słyszałem o tobie.

 

Tekst nr 3

 

Co się ze mną stanie? Nie powiedzieli mi.

 

Jakiś facet pochyla się nade mną. Czuję dotyk rąk na czaszce. Smarują mi głowę chłodną mazią. W polu widzenia pojawia się kryształ. Nie potrafiłbym powiedzieć dlaczego, ale sprawia wrażenie groźnego. Fasetki połyskują w półmroku. Zauważam tańczące na powierzchni iskierki, potem wyładowania. Wkrótce cały klejnot zaczyna się jarzyć. Blask wzmaga się. Światło razi, oczy łzawią. Bezdźwięczna eksplozja jasności.

 

 

***

 

 

Musiałem stracić przytomność. Teraz odzyskuję ją, ale bardzo opornie. Nie mogę oddychać! Duszę się! Nie... Klatka piersiowa pozostaje nieruchoma, lecz jakoś radzę sobie bez tlenu. Tylko umysł panikuje. Co się dzieje? Czas stanął? Umarłem? Spokojnie... Czy mam ciało? Odnoszę wrażenie, że tak, więc zapewne wciąż żyję. Czy mogę się poruszyć? Chyba nie. Jednak tak. Palce prawej ręki drgnęły, ale odczułem to... bardzo dziwnie. Nieważne. Co mówią mi zmysły? Wzrok? Nieprzenikniona czerń; albo oczy nie działają, albo faktycznie panuje tu ciemność. Słuch? Trudny do zidentyfikowania szum i śpiew ptaków. Dźwięki przytłumione, więc pewnie znajduję się w budynku. Węch? Bez oddychania nie mam szans na jakiekolwiek dane z tego źródła. Smak? W mojej sytuacji nie ma najmniejszego znaczenia. Dotyk? Mam zbyt kiepskie połączenie z własnym ciałem. Szkoda, bo najwyraźniej przydałby mi się ten właśnie kanał dopływu informacji. Jaką właściwie pozycję przyjmuję? Interesujące pytanie. A co ciekawsze, nie znam odpowiedzi. Błędnik uparcie jej odmawia.

Czyli najpierw muszę odzyskać zdolność ruchu. Ponawiam próby. Jedna za drugą. Kończyny niechętnie poddają się umysłowi. Jakby... To nie moje ciało! No tak, wszystko jasne! Przenieśli mnie do jakiejś innej powłoki. To stąd trudności w zapanowaniu nad mięśniami. Pewnie za karę dostałem zużyty organizm obłędnie bogatego staruszka. Ciekawe, na jakie choroby cierpi. Na razie nic mnie nie boli, nie odczuwam nawet dyskomfortu. Jeśli już, to psychiczny – bardzo chciałbym wiedzieć, jak długi wyrok dostałem. Ale takich rzeczy nigdy nie mówią. Kolejny porąbany pomysł jajogłowych psychologów. No nic, i ze starym ciałem można się nieźle zabawić.

Powoli, ale przejmuję kontrolę. Jeszcze nie panuję nad drobnymi mięśniami odpowiadającymi za ruchy palców, nie mam czucia w opuszkach, ale już mogę machać rękoma i nogami. Będzie dobrze. Lewa dłoń z rozmachem wali w tułów. Zaskakuje mnie metaliczny odgłos. W co ja jestem ubrany? A może, chichoczę wewnętrznie, ubrana? To by dopiero było interesujące doznanie... Ale wróćmy do kwestii odzieży. Skafander kosmiczny aż tak nie dźwięczy, zbyt miękki. Przedpotopowa zbroja czy ołowiany fartuch chroniący przed promieniowaniem?

Nabieram wprawy, uczę się precyzyjnych ruchów. Przesuwam palcami po grzbiecie lewej ręki w poszukiwaniu mankietu. Napotykam dziwaczny uskok. Między dłonią a przedramieniem zieje luka. Sam nadgarstek sprawia wrażenie nienaturalnie szczupłego, obok stawu ciągną się jakieś cienkie sznureczki. Potrzebuję dłuższej chwili, aby przeanalizować informacje.

Że niby co?! Znajduję się w robocie? To miał być żart?! Przecież to niemożliwe! Takie rzeczy zdarzają się w bajkach dla dzieci. Tych młodszych. Każdy pięciolatek wie, że ludzkiej świadomości nie da się wtłoczyć do komputera. Nie ten stopień komplikacji. Nie wierzę. To po prostu sen i najwyższy czas się obudzić.

Pragnę otworzyć oczy i... Włączam kamery. A jednak znajduję się w dość jasnym pomieszczeniu. I nie ma co zaprzeczać – jestem robotem. O nie! Ja tylko mam obudowę robota. Pozostaję człowiekiem. Do szpiku kości, których chwilowo nie posiadam. No co za upokorzenie! Niżej stoczyć się nie da. To niehumanitarne! Chciałbym płakać ze złości, ale mojego modelu najwidoczniej nie wyposażono w zbiorniczek łez. Przynajmniej tej kompromitacji nie zaznam. Ale z dziką przyjemnością urządzę tu demolkę. Ktokolwiek wpadł na ten idiotyczny pomysł, jeszcze pożałuje. Automaty nie czują bólu, nic mnie nie ogranicza. A właśnie, ciekawe, jaką siłą dysponuje moja sztuczna powłoka.

 

Nieporadnie wstaję na nogi. Środek ciężkości przesunął się nieco w dół, nie mogę polegać na starych odruchach. Stawiam kilka coraz pewniejszych kroków. Omal nie zderzam się ze ścianą. Najwidoczniej kamery w robocim czerepie znajdują się w innej odległości od siebie niż oczy w moim ciele, bo mam problem z oceną dystansu. Jeśli szybko nie wrócę do własnej postaci, będę się musiał przyzwyczaić.

W rogu pokoju stoi kanapa. Na próbę podnoszę jeden koniec o niespełna metr. Nieźle! Chwytak w ogóle nie drży, nawet nie czuję zmęczenia. Oj, zaraz sobie porozrabiam!

Opuszczam nieporęczny mebel, łapię za krzesło, żeby na dobry początek zabawy grzmotnąć nim o stół. Nie rozumiem. Zatrzymało się kilka milimetrów nad powierzchnią. Dlaczego tak? Wiem, że roboty nie mogą niszczyć ludzkiej własności bez ważnej przyczyny, ale czyżby ten zakaz obejmował również mnie? To już przesada!

 

***

 

Lustro, a w nim standardowy antropoidalny robot gospodarski. Model WPP/6, zwany wynieś–przynieś–pozamiataj. Czuję się upodlony.

– Iksie, zanieś mi kawę do buduaru.

To pewnie moja właścicielka. I nawet nie wymyśliła żadnego imienia! Muszę się zadowolić fabrycznym X. Żenada.

– Tak, proszę pani.

 

Tekst nr 4

 

Piraci wyskoczyli od strony Proximy, najsłabiej bronionej i opancerzonej. W tym miejscu znajdowały się śluzy, których – z oczywistych powodów – nie mogliśmy opancerzyć w takim stopniu, jak pozostałą część poszycia. Nie było powłoki z łańcuchów, której celem było przechwytywanie zbliżających się rakiet, nie było pancerza reaktywnego. Tylko kilka kaemów średniego kalibru. Z dziesięciu myśliwców znajdujących się na wyposażeniu stacji dwa patrolowały region, sześciu udało się wystartować. Dwóch pilotów zginęło przed odejściem od spodniej części stacji, dwóch kolejnych w pierwszym starciu. Mi udało się zestrzelić jeden krążownik, dwa pozostałe rozniosły w strzępy niewielkie baterie ukryte w dryfujących śmieciach skalnych. Okazało się, że zakupił je sam Miszka, za swoje własne pieniądze, żeby nie zostawiać śladów w książkach. Kupił te baterie i osobiście je zainstalował. Oficjalnie mówił coś o systemach radarowych. Gdy pozostali piraci uciekli, stacja wysłała statek w poszukiwaniu rozbitków. Różnica ciśnień powodowała, że w kombinezonach pilotów włączał się nadajnik. Ciała wszystkich pilotów odesłano rodzinom wraz z listami kondolencyjnymi. Ostatniego dnia trafili na Tima – młodego pilota, który przez trzy doby dryfował w próżni. Obrażenia sugerowały, że uderzył się głową o hełm i stracił przytomność, może nie pamiętał, co stało się przed wypadkiem. Obudził się znienacka otoczony nieskończoną próżnią. Systemy oczyszczania powietrza i wody działały, więc fizycznie był w niezłym stanie. Ale jego umysł musiał przypominać galaretę. Po tygodniu wyszedł z katatonii i gdy tylko pozwolono mu opuścić łóżko, wpełzł pod nie i przez niemal miesiąc pozostawał tam zwinięty w kłębek, gadając do siebie, srając pod siebie i gryząc wszystkich, którzy się do niego zbliżyli. Wielokrotnie próbowałem, w trakcie samotnych lotów, wyobrazić sobie to uczucie skończonego zagubienia w nieskończoności.

 

Naprawy trwały kilka miesięcy, ale fakt, że konieczne były naprawy, nie odbudowa i brak ofiar wśród personelu stacji sprawił, że Misza nie mógł opędzić się od ofert. Ostatecznie przyjął propozycję wstąpienia do sfory, od razu w stopniu podpułkownika, na dwuletni kontrakt. Ja natomiast kupiłem sobie niewielki transporter i przez kolejnych pięć lat bawiłem się w taksówkarza organizującego wyprawy nadzianych kurwiarzy do Pasa Kuipera.

 

Gdy napisał do mnie rok temu, nie od razu się zgodziłem. On, szanowny pułkownik SFOR w stanie spoczynku, proponujący krótki kontrakt. Nie podawał szczegółów, co było podejrzane; podał kwotę wynagrodzenia – jeszcze bardziej podejrzaną. Ale, jak widać, ostatecznie się zgodziłem, nawet zrekrutowałem jeszcze dwóch Alexów. Starych saperów, którzy pamiętali jeszcze czasy wysadzania skał w kopalniach pod Atlantykiem, a których poznałem przy okazji odwiedzania kurortu na Bali. Okazało się wówczas, że holojaźń powoduje u mnie straszne bóle głowy, dlatego cały urlop przesiedziałem w knajpach i nocnych klubach, razem z innymi „uczulonymi” na te nowoczesne rozrywki.

 

Tekst nr 5

 

Księżniczka zahaczyła długim, spiczastym noskiem eleganckiego pantofelka o kamień i wyłożyła się na wąskiej ścieżce. Przez chwilę stanowiła niezwykle malowniczy obrazek leżąc tak pośród drzew w ślicznej szafirowej sukience, haftowanej w złote róże i srebrne listki przez najznakomitsze stołeczne hafciarki. W zachodzącym słońcu kunsztowne zdobienia połyskiwały brylantowym blaskiem. Zderzenie z ziemią wysunęło z efektownej fryzury dziewczęcia długie szpilki i złociste loki rozsypały się wokół główki leżącej.

– Jasna dupa! – zaklęła księżniczka, w sposób absolutnie nie przystający do jej urodzenia. Uniosła się powoli, poprawiła złoty diadem upstrzony dziesiątkami drogocennych kamieni i rozejrzała zaniepokojona tym, że ktoś mógłby usłyszeć przekleństwo. I rzeczywiście jakaś zniesmaczona sarna właśnie znikała w lesie, a szarak, kilka kroków od księżniczki, zastrzygł uszami i zgorszony dał susa między krzaki.

Ślicznotka podniosła się, otrzepała sukienkę, oderwała jeden z diamentów smętnie zwisających z naderwanego rąbka sukienki i ruszyła dalej.

Słońce właśnie chowało się między koronami drzew, a zmierzch wpełzał w leśne ostępy. Księżniczka jednak maszerowała dziarsko, jak każdego wieczoru, od kilku tygodni. Diadem nieco się przekrzywił, więc ponownie go poprawiła.

Wszyscy wiedzą, że księżniczki nigdy nie zdejmują diademów, prawda?

Wreszcie panienka dojrzała cel swej podróży: małą polanę w głębi lasu, a na niej, niczym projekt najskrytszych fantazji tłustego łasucha, śliczniutką chatkę z lukrowanego piernika. Ostatnie promienie słońca odbijały się w landrynkowych okienkach domku i błyszczącej sierści czarnego kocura wygrzewającego się na ławie pod ścianą.

Księżniczka uśmiechnęła się promiennie, wyjęła z maleńkiej sakiewki równie maleńkie zwierciadełko – bo przecież wszyscy wiedzą, że lusterko księżniczkom jest niezbędne – i przejrzała się w nim. Ot, jak na jedyną córkę króla przystało, miała śliczny maleńki nosek, pełne różowe usteczka, delikatne rumieńce i duże błękitne oczy. Jednym słowem – ideał. Odetchnęła zadowolona, starła z noska ślad kurzu – efekt nieszczęśliwego spotkania zadartego noska pantofelka z kamieniem – i chrząknęła dyskretnie.

Ot, tak, przecież ogólnie wiadomo, że księżniczkom drzeć się nie wypada, prawda?

Ledwie ten dźwięk przebrzmiał, gdy drzwi chatki otwarły się i…Nie, nie wyszła stara zgarbiona czarownica. Czasy były inne, bardziej rozwojowe. Czarownice, którym udało się przetrwać topienie i stosy, poszły z duchem czasu, zajęły się rozrywką, handlem, polityką, a bywa, że wszystkim po trochu. Magię odwiesiły na kołku, bo była mało dochodowa. A i domy z piernika porzuciły, bo kto by chciał w nowym świecie, mieszkać na zadupiu?

Tak, więc, gdy drzwi chatki otwarły się cicho, stanął w nich przystojny, wysoki i – a jakże! – ciemnowłosy młodzieniec. Rozwarł szerokie, umięśnione ramiona i uśmiechnął się czule. Księżniczka poczuła…

No przecież nie wypada wspominać, co księżniczka poczuła widząc kawał przystojnego, męskiego ciała, prawda? Nie wypada też księżniczkom takich rzeczy czuć. Ot, co.

Nie będziemy też wspominać co działo się w owej piernikowej chatce tej nocy, ani o tym ile razy księżniczka wykrzyczała słowa absolutnie jej stanowi nie przystające. O młodzieńcu i jego umiejętnościach też opowiadać nie będziemy. Grunt, że chłop był z niego na schwał i wielokrotnie naszą bohaterkę tejże nocy uszczęśliwił.

Rankiem, przed świtaniem, wyszła nasza księżniczka z piernikowej chatki, przeciągnęła się radośnie, pogłaskała grubaśnego kocura i poprawiwszy diadem, ruszyła raźno do zamku.

Młodzian zaś stał w progu i patrzył za swoim gościem. Gdy zaś szafirowa sukienka znikła między drzewami, na polanie trzasnęło, prasnęło, błysnęło…

Pokrzywiona stara jędza przeciągnęła się i wymamrotała:

– Ile się to człowiek namęczyć musi, żeby trochę przyjemności zaznać, cholera. Ciężki żywot lesbijki w bajkowym świecie. Oj, ciężki.

I, jakby nie mówić, miała rację. Bo czy to kto kiedy czytał bajkę o jakiejś lesbijce?

 

Tekst nr 6

 

Moje pierwsze wspomnienie dotyczy gwiazd. I lęku, który we mnie wzbudziły. Wpatrując się w nocne niebo, zdałem sobie sprawę, że istnieję. Pośród pustki, która panowała wówczas w mojej głowie, zrodziła się pojedyncza myśl.

Jestem.”

Poruszyłem ręką, wlepiając w nią zdumione spojrzenie. Chyba pierwszy raz zrobiłem to świadomie. Kazałem palcom zgiąć się lekko, a one błyskawicznie wykonały polecenie. I wtedy nadeszła kolejna myśl.

Po co?”

Nagle świetliste punkciki nad mną zniknęły, pozostawiając po sobie jedynie granatową otchłań. Otchłań, która zaczęła mnie wsysać kawałek po kawałeczku.

Czułem, że lecę w dół. Nie bałem się upadku, bo miejsce, do którego trafiłem, nie miało dna. Sufitu ani ścian zresztą też. Bałem się czegoś zgoła odmiennego.

Wiedziałem już, jak to jest, gdy się nie istnieje. Znośne, rzekłbym. Na pewno całkiem beztrosko. Ale nie miałem pojęcia, co zrobić z fantem, że jednak istnieję.

I szczerze powiedziawszy do dziś nie mam pojęcia.

 

***

 

Unosząca się w próżni brama subprzestrzenna była niczym zakrzywiająca percepcję iluzja optyczna. Dwa identyczne pierścienie łączyły się w sposób nieuchwytny dla oka i choć przeczyła temu wszelka logika, to można było przysiąc, że pierwszy okrąg brał swój początek w drugim, a drugi w pierwszym. Pomiędzy zaś znajdowało się przejście, jak czarna dziura, pochłaniające wszystko łącznie ze światłem. I tam właśnie zmierzał Galateo. Statek-matka, stary model AMT, który w swoich trzewiach nosił już tylko dwójkę dzieci – ścigacz Lukasa i dodatkową przyczepę.

 

– Jak się dzisiaj miewa mój śliczny? – spytała Sam, czule gładząc panel statku. Była świetnym pilotem, ale tkliwość, z jaką odnosiła się do prowadzonych pojazdów, bawiła Lukę. Mało tego, że rudowłosa przywiązała się do Galateo duchowo, to również fizycznie, bowiem po tym jak straciła nogi zamieniła jeden z foteli w kokpicie na zaprojektowaną przez siebie stację dokującą. Dzięki niej sterowała statkiem za pomocą ruchów mięśni i impulsów nerwowych, które wędrowały po kablach ciągnących się od jej karku do komputera pokładowego. A pełen przełączników pulpit przed nią stanowił tylko zapasowy sposób porozumiewania się z statkiem.

– Powinnaś znaleźć sobie prawdziwego faceta – stwierdził Luka.

– Galat jest najprawdziwszym mężczyzną! – oburzyła się Sam, marszcząc piegowaty nos. – I najcudowniejszym we wszechświecie, bo słucha się mnie bezwarunkowo. A znajdź mi żywego faceta, który tak robi, hę?

Lukas parsknął śmiechem.

– Paru pantofli, by się pewnie trafiło.

Rudowłosa fuknęła na niego wściekle.

– Nie chcę żadnego pantofla.

Na to oświadczenie już nie odpowiedział, jednak Sam nie potrafiła wytrzymać w ciszy dłużej niż pięć minut.

– A skoro o znajdywaniu mówimy – podjęła ostrożnie – to może dowiedziałeś się czegoś nowego o Selenie?

Samantha starała się być dobrą przyjaciółką. Wypytując o żonę Luki, dawała mu do zrozumienia, że nie uważa jego poszukiwań za z góry skazane na porażkę. Ale jednocześnie trochę go tymi rutynowymi przejawami troski irytowała. Dlatego zaprzeczył krótko i już więcej się nie odzywał.

Niedługo potem odebrali sygnał z dyspozytorni portalu. Sam nałożyła na głowę wizjer, przysunęła mikrofon do ust i przedstawiła się grzecznie, jednocześnie posyłając w przestrzeń kosmiczną zaszyfrowany identyfikator Galateo. Przedłużające się milczenie po stronie dyspozytora spowodowało, że zaniepokojona pilot zaczęła weryfikować, kiedy ostatni raz płacili z Luką haracz firmie Blackgate. Sprawdzać, czy starczy im pieniędzy na kolejny przelew, nie musiała. Byli spłukani.

– Uff… – westchnęła po otrzymaniu potwierdzenia z dyspozytorni, że ich winieta będzie ważna jeszcze przez tydzień i mogą przystąpić do manewru przejścia.

– Jakiś problem? – zapytał Lukas.

Sam zdjęła wizjer.

– Teraz nie, ale za parę dni… – urwała, robiąc kwaśną minę, i potarła kciuk w geście mamony.

Potem spojrzała na towarzysza. W dopasowanym do ciała kombinezonie, z pozbawioną zmarszczek twarzą, związanymi w kitek włosami i kilkudniowym zarostem nie wyglądał na dużo starszego od niej. A jednak musiał być przynajmniej po pięćdziesiątce, tyle zdołała się domyślić przez trzy lata, podczas których pracowali razem.

– Za dzisiejszą przesyłkę klient zapłaci na miejscu – oznajmił, wpatrzony w gigantyczne pierścienie – więc nie musisz się niczym martwić. Może nawet zaczniemy zbierać na nogi dla ciebie.

Pilot uśmiechnęła się ufnie.

– Nie miałabym nic przeciwko.

Galateo, przelatując przez portal, zanurzył się w podprzestrzeni. To był moment, który napawał Sam lękiem nawet po setnym razie. Nagle statek spowiła nieprzenikniona ciemność, a światło wewnątrz zaczęło tracić na mocy, jakby powoli wsysane przez bezkresną otchłań.

Po chwili, która zdawała się wiecznością, Galat wyleciał po drugiej, bliźniaczo podobnej stronie bramy, a pilot z ulgą wypuściła wstrzymywane powietrze.

– Nigdy do tego nie przywyknę – burknęła.

– A ja to nawet lubię – powiedział Luka, ale nie raczył już wyjaśnić, dlaczego.

Sam przechyliła się na bok i poruszyła dłońmi, niczym dyrygent przed orkiestrą, a statek skręcił. Jej kochany Galateo, zawsze taki posłuszny, a jednocześnie wytrzymały i silny.

 

Tekst nr 7

 

Ciężka bryła Kombinatu odróżnia się od wypatroszonych ruin miasta wyraźnie jak fiolka pełna morfiny po libacji w melinie narkomanów. Brunatnoszary gmach dumnie trwa pośród popiołów, gdzieniegdzie tylko nadżarty zębiskiem wojny i wiatru. Jego ułamany komin niby zużyty długopis skrobie grafitowe niebo. Słońce – kula zmiętych gazet – zachodząc za horyzont poszczerbionych rumowisk, zdaje się rozpalać koksowniki i seledynowe neony. Po zmroku z oddali widać jedynie upiorne, jarzące się mdłymi kolorami żelbetowe rusztowanie.

Ludzie wałęsający się pośród gór gruzu mimo wszystko zlatują się do Kombinatu jak ćmy do ognia. Ostatecznie, żeby nie oszaleć, nawet największy twardziel i samotnik musi czasem odezwać się do drugiego człowieka. Ułuda wspólnoty – razem napić się albo znarkotyzować i pogadać – wabi każdego, nawet jeżeli skończy się kacem nad ranem...

 

*

 

– …a jak zostaniesz tu na drugą noc – leżący pod ścianą obdartus cmoka, wytarłszy krew z igły, i mówi dalej: – to potem ciężko jest odejść. Oj ciężko! Wódka i prochy za bezcen – mamrocze, gapiąc się w ciemny korytarz. – Bezsenność znika za bezcen. Ćma jak skrzydła okopci, to nie poleci i zdechnie. – Dłoń mu drży jak galareta, gdy znów szykuje strzykawkę. – Trzeba mieć skrzydła ze stali...

– Jajca trzeba mieć ze stali. Widzisz, Wasyl? – wrzeszczy chudy żołdak, który z zaciekawieniem przyglądał się narkotycznemu rytuałowi, i z podziwem w głosie dodaje: – Gościu siódmy raz kłuje w łokieć tym drutem.

– No i nie może pocelować. Łapę takiemu odstrzelisz, a nie zauważy. Czort jeden w bebechach ma więcej śniegu niż juchy. – Wasyl wypluwa słowa jak przeżute pestki słonecznika. – Czego się gapić na takie ścierwo?

Poprawiwszy przyciemniane okulary, opiera się o filar i patrzy w głąb hali fabrycznej, zamienionej przez osiedleńców w pasaż usługowy.

 

 

*

 

Zgniłe światło starych jarzeniówek przeziera przez opary spalonego tłuszczu i wyciska łzy z oczu przechodniów. Wprawne oko mogłoby zobaczyć jednak znacznie więcej niż tylko kłębowisko zlanych potem kończyn i włosów.

Bokami korytarza ciągną czarne ławice płotek, załatwiających swoje sprawki z drobnymi handlarzami i cwaniaczkami, którzy oblepiają ceglaną ścianę brudem małych i zatęchłych straganików. Kolorowe indywidua – jak rybacy – płyną z falą, odławiając potencjalnych amatorów doprawianych używek albo jednorazowych frajerów od brudnej roboty. Na środku hali, wokół masywnych filarów krążą już tylko żarłoczne rekiny o przekrwionych oczach, gotowe rozszarpać każdego, kto wejdzie im w drogę. Bonzowie pornografii i prochów, alfonsi oraz szefowie najemnych band w sinym blasku neonów szczerzą złote zęby, kupcząc wespół z opasłymi bogaczami najstarszym i najdroższym towarem tego świata, czyli...

– Ludzkie dusze jeszcze nigdy nie były tak tanie – szepce Montmartre. Wodzi sztucznym okiem koloru rubinu i zapamiętuje twarze. – Małe rybki przecież nie ukatrupią jednej dużej, ale odpowiednio pokierowane mogą ją wciągnąć wprost w sieć. Z drugiej strony stado rekinów bez problemu przewróci kuter i pożre biednego rybaka.

 

Tekst nr 8

 

Siwy, chudy mężczyzna wszedł do glinianej chaty. Stare oczy, zasłonięte bielmem wciąż jednak iskrzyły żywą inteligencją. Spojrzał, poprzez sfatygowane, grube okulary na swoich uczniów. Kilkanaścioro dzieci, w wieku od sześciu do dziesięciu lat siedziało na klepisku, wpatrując się w niego z ciekawością.

 

– Dzień dobry, dzieci. – Powitał swoją klasę, jak zawsze ze smutkiem w głosie.

– Witaj dziadku! – odkrzyknęli uczniowie, wiedząc o jego słabym słuchu.

– Dzisiaj mam dla was smutną opowieść o tym, jak z pozoru błahe zdarzenia prowadzą do wielkich następstw. Dowiecie się, co się stało z waszymi rodzicami…

Nauczyciel przymknął powieki, zmuszając nadwyrężoną wiekiem pamięć do większego wysiłku. Wydarzenia sprzed pięciu zaledwie lat coraz bardziej mu umykały, najwyższy czas przekazać tę wiedzę sprawniejszym umysłom.

– Ale mamusia wróci? – zapytała cicho Ania, najmłodsza dziewczynka, bawiąc się brudną lalką.

– Nie, Aniu, nie wróci… teraz macie już tylko babcie i dziadków… no, już, nie płacz…

Starsze dzieci, chociaż smutne, nie miały już łez.

– Nie będę ukrywał, że to wszystko przez waszych rodziców i ich głupotę. My ostrzegaliśmy, prosiliśmy, ale nikt nie słuchał starych ludzi. Byliśmy dla nich “nieżyciowi”… Ja straciłem dwóch synów, córka, chociaż oparła się pokusie zginęła w wypadku sam… a no tak, ni wiecie, co to samochody… zginęła z winy męża… och, no tak… z winy innego dorosłego. Ten dorosły był już uzależniony, nie myślał samodzielnie… Widzicie dorośli wynaleźli sztuczną inteligencję, maszyny, które myślały. Nazwali je… a tak, THINKLAb oraz REG. Z początku Finklab oraz Reg miały wykonywać najgorsze, najtrudniejsze i najnudniejsze zadania, jednak szybko odkryto, że mogą doradzać w najbardziej nawet błahych decyzjach. I tak, powoli przejęły całą odpowiedzialność za ludzkie wybory. Moja córka jako jedna z nielicznych zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa i dla dobra swojej córeczki zerwała z nałogiem…

 

 

****

 

Pobudka! – Ostry dzwonek budzika zagrzmiał w głowie Justyny. Otworzyła oczy, czekając na codzienne poranne wiadomości i sugestie swojej przewodniczki. Ta odezwała się ponownie po kilku sekundach. Justyna odsłuchała najnowsze doniesienia z serwisów plotkarskich, przejrzała modowe wideoblogi i zapoznała się z prognozą pogody. Po godzinie włączyła funkcję doradcy.

– W nocy skontaktowałam się z twoim eks, razem z REG umówiliśmy kolację pojednawczą w najmodniejszej restauracji. Oczywiście, zgodnie z zasadami Savoir vivr sto procent kosztów pokryje twój były partner. – Oświadczyła Finklab. Przez głowę Justyny przemknęła gniewna myśl, że to jakaś cholerna przesada, by kawałek grafenowego chipu decydował za nią, jednak szybko zniknęła. Może tak będzie lepiej? Co szkodzi spróbować, raz jeszcze zaufać przewodniczce? W końcu przez ostatnie kilkanaście miesięcy nie udzieliła jej ani jednej złej rady… Leżąc jeszcze w łóżku przejrzała w myślach – dzięki możliwością Finkli – zawartość swojej garderoby. Uwzględniając prognozę pogody, aktualną modę, jej wagę i sylwetkę Finkla wybrała już najlepszy zestaw. Justyna bez oporów przystała na tę opcję, dziękując elektronice za zaoszczędzoną godzinę cennego czasu. Gdy wstała i podeszła do przeszklonej garderoby wszystko już na nią czekało. “Anioł”, jak Justyna czasem nazywała swoją przewodniczkę co prawda nie umiał jeszcze wykonać automatycznego makijażu, ale to miało się zmienić w najnowszym modelu, U-Think.

Następnie poszła obudzić swoją pięcioletnią córeczkę. Popatrzyła na nią, taką niewinną i bezbronną, taką kochaną. To dla niej była skłonna przystać na rady elektronicznej doradczyni, chociaż doskonale wiedziała, że nic z tego nie będzie. Jej byly już wcześniej wykazywał się irytującą wręcz beztroską i zamiłowaniem do marnowania czasu. Zupełnie jakby nie mógł się pogodzić z faktem, że ukończył już trzydziestkę, jest ojcem i pora przyjąć nudne obowiązki rodzica. W czasie tych kilku minut, gdy Justyna obserwował śpiącą dziewczynkę jej elektroniczna doradczyni zbadała zdalnie jej oddech, temperaturę ciała, puls krwi i ciśnienie. Wszystko było w porządku, ale Finkla poradziła zakup witamin i owoców. Justyna zza pleców usłyszała głos swojego ojca, który poprzez jej ramię również przyglądał się dziewczynce.

– Wygląda jak aniołek… czasem nie mogę uwierzyć, że jej ojcem jest ten obibok…

– Tato, proszę cię… nie mam nastroju na to…

– Dobrze, już dobrze…

– Mam do ciebie prośbę, jak pójdę do pracy daj Ani witaminy i zrób jej surówkę z jabłek, pora… i marchwi.

– Ale ona już dostaje całą masę tych wszystkich wspomagaczy a na zieleninę nie może patrzeć!

– Musi… to dla jej dobra, to jest zgodne z najnowszymi badaniami….

– To rada tego całego e-przewodnika? Moim zdaniem to przesada! Ania jest zdrową, silną dziewczynką, nie potrzebuje tego wszystkiego…

– Tato, proszę nie kłóć się ze mną, jestem matką i wiem, co dla mojego dziecka jest najlepsze… jeśli Finkla zaleca dawać małej więcej witamin, to ja się z tym w pełni zgadzam…

– Pewnie, od miesięcy zgadzasz się z tym… tym… ustrojstwem. Mam wrażenie, że coraz mniej myślisz samodzielnie a coraz bardziej polegasz na tym czymś. Mam złe przeczucia…

Ich sprzeczkę przerwała obudzona hałasem Ania, która szybko wstała i podbiegła do mamy i dziadka przytulając ich i całując. Justyna pomogła ubrać się córce, oczywiście dostosowując się do sugestii i porad Finkli a następnie przygotowała śniadanie, ściśle pilnując ilości kalorii i skladników odżywczych. Trochę niepokoiły ją niezadowolone miny i apatyczne zachowanie dziewczynki przy stole, która narzekała na smak jedzenia, ale postanowiła być na to głucha. Zdrowie jej córki jest ważniejsze od jej zadowolenia.

Po kolacji wyszła do pracy, uprzedzając wcześniej o późniejszym powrocie z powodu planowanej kolacji z byłym. Gdy tylko wyszła starszy mężczyzna wyrzucił zawartość talerzy i przygotował dla siebie i wnuczki naleśniki z serem. Dziewczynce od razu wróciła energia i pogoda ducha.

Komentarze

obserwuj

Zgadywanie czas zacząć ;)

Jakbym coś schrzaniał z formatowaniem tekstu (chociaż wydaje się, że zwalczyłem problemy), to oczywiście proszę o prywatny kontakt od autora :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

1 – Tensza

2 – syf.

3 – Finkla

4 – PsychoFish

5 – Emelkali

6 – Marianna

7 – Dzikowy

8 – sfun

(Prosiłbym o info na priv. ile trafiłem. Nikomu nie powiem :-) )

1 – AlexFagus

2 – syf.

3 – prosiaczek

4 – Zygfryd89

5 – Emelkali

6 – Iluzja

7 – Dzikowy

8 – Tensza

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

1 – iluzja

2 – syf

3 – finkla

4 – zygfryd89

5 – PsychoFish

6 – Marianna

7 – prosiaczek

8 – Tensza

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

  1. Bemik
  2. Syf.
  3. AlexFagus
  4. PsychoFish
  5. Emelkali
  6. Marianna
  7. Dzikowy
  8. Sfun

Babska logika rządzi!

1. Bemik

  1. Syf.
  2. Finkla
  3. PsychoFish
  4. Emelkali
  5. Marianna
  6. Sethrael
  7. beryl

 

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Co jest panie i panowie?

Ponad tysiąc użyszkodników i tylko nasza piąteczka zgadywała???

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

1. AlexFagus

2. syf.

3. Finkla

4. PsychoFish

5. Emelkali

6. Marianna

7. Dzikowy

8. sfun

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

1. bemik

2. Dzikowy

3. Finkla

4. psychoryba

5. Emelkali

6. Marianna

7.  Sethrael

8.  Zygfryd89

I po co to było?

  1. Bemik
  1. Syf.
  1. AlexFagus
  1. PsychoFish
  1. Emelkali
  1. Finkla
  1. Dzikowy
  1. Tensza

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

1. bemik

2. zygfryd89

3. Finkla

4. Psychofish – swoją drogą jeśli mam rację, to padnę, bo już po przeczytaniu dwóch zdań pomyślałam "Rybcia!" ;]

5. Emelkali – ok, przebiłaś Rybę – tutaj przeczytałam pół zdania :P.

6. Marianna

7. syf.

8. sfun

 

Żeby nie było – fragmenty doczytałam ;] tylko w niektórych od razu miałam typ, a w innych nie.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

  1. AlexFagus
  2. syf.
  3. Finkla
  4. Marianna
  5. Emelkali
  6. Tensza
  7. Dzikowy
  8. Sethrael

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

11 zgadujących – czy to już wszyscy czy znajdą się jeszcze jacyś chętni? :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Więcej chętnych pewnie się już nie znajdzie ; ( 

I po co to było?

Tak czy siak – poczekam z wyjawieniem autorów do wieczora (niekoniecznie do równej 21, bo nie wiem, czy wtedy będę przy kompie). Może jeszcze ktoś wpadnie tutaj i spróbuje zgadnąć ;)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

ok

I po co to było?

Beryl, ale wyjawisz wszystkie, czy tlyko te odgadnięte przez min. 3 osoby? Bo ja chętnie kolejna rundkę zgadywania bym sobie zrobiła :P co najmniej do trzech tekstów miałam “drugie” mocne typy.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Wyjawię tylko tych, którzy zostali odgadnięci przez co najmniej 3 osoby ;)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Trudne to! ;)

 

  1. Bemik
  2. Syf
  3. Zygfryd89
  4. AlexFagus
  5. Emelkali ( choć to wydaje się za proste ;) czyżby to sprytna podpucha? )
  6. Finkla (choć pachnie mi to znów AlexFagus)
  7. Marianna?
  8. PsychoFish

Przepraszam, że tak późno. Dwa słowa – robocza sobota :/

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Mogę zamienić 3 z 4?

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Nie :) Słowo się rzekło!

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Szlag ;)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Okej, oto teksty, co do których przynajmniej 3 osoby poprawnie podały autora!

Numer 1 – tekst autorstwa Bemik.

Numer 3 – tekst autorstwa Finkli.

Numer 5 – zaskakująco, jest to tekst... Emelkali :)

Numer 8 – tekst autorstwa sfuna.

 

Gratuluję poprawnych typów, ale bawimy się dalej – do odgadnięcia autorstwo tekstów 2, 4, 6, 7 :) A więc jeszcze macie co robić.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

“2. syf.” x9

hue hue hue 

I po co to było?

Autor(ka) tekstu numer 2 nieźle wyprowadził(a) wszystkich w pole :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Wobec tego: 7. syf

Resztę muszę głębiej przemysleć.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

No dobra, podejście drugie:

  1. Zygfryd89
  1. Prosiaczek
  1. Tensza
  2. Syf.

Babska logika rządzi!

  1. beryl
  1. Marianna
  1. Tensza
  2. Syf.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

2 – Dzikowy

4  – Marianna

6 – Tensza

7 – Prosiaczek

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Aha – jakby co, następna aktualizacja jutro wieczorem :) Zgadujcie, zgadujcie :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Aż cztery osoby dobrze wytypowały mój tekst! Wow, przecież jestem tu od niedawna:) Ale wiedziałem, że Finkla powinna odgadnąć bez problemu:-)) Pisząc o e– przewodniczce Thinklab aż prosiło się o skrócenie tego do Finkla...:)

 

A tak na marginesie – to jest jeden z chyba dziesięciu tekstów, które zarzuciłem i których nie będę rozwijał. Dzięki wam -albo przez Was? – oczka sita mojej wyobraźni i autorecenzji stały się dużo ciaśniejsze, niż gdy pierwszy raz tu zawitałem. Z jednej strony to chyba dobrze, z drugiej... brakuje mi takiego spontanicznego pisania:) Nawet (pseudo)wierszy.

 

Ja w zgadywankę się nie bawiłem. Teksty przeczytałem, ale chyba znam was zbyt krótko...

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

 

2. beryl – jesteś zbyt zadowolony z tego całego wyprowadzania w pole :P

4. Marianna

6. Ryba

7. syf. (tak jak od początku!)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Po przemyśleniu:

2 – beryl

4 – Marianna

6 – Tensza

7 – syf.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Pora na kolejną aktualizację!

 

Tym razem co najmniej trzy osoby odgadły autorstwo tekstów numer 6 i 7. Autorami są odpowiednio Tensza i syf :)

Do odgadnięcia nadal pozostają autorzy tekstów 2 i 4. Na szczęście powinno być coraz łatwiej :) Tym razem odezwę się od razu, jeżeli zauważę, że podano poprawne trzy typy.

 

A co do tekstu numer 2 – naprawdę sądzicie, że tak piszę, czy daliście się podpuścić? :D

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Cholera, przegapiłem konkurs przez Pyrkon. :)

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

No to może autorem

2 jest Dzikowy?

Babska logika rządzi!

Kolejne podejście:

2 – Ryba

4 – Zygfryd

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No, to zgadujemy dalej ;]

2. Dzikowy

4. prosiaczek

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Tenszo, jeśli Dzikowy nie łże, to raczej nie napisał 2.

Ja bym obstawiła Setha.

Czyli

2. Sethrael

4. Prosiaczek

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

A się w ogóle nie spojrzałam ;] No to:

2. Ryba

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Siądę jutro. Rozdaliśmy przez weekend wiadro zakładek do książek z zaproszeniami na Avę. Złapałem tłum ludzi na foto, a to dużo biegania było. Mam dość fantastyki wszelakiej do jutra. Niech mi stópki odpoczną. Idę strzelić rakietę w KSP.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Tym razem co najmniej trzy osoby odgadły autorstwo tekstów numer 6 i 7. Autorami są odpowiednio Tensza i syf :)

 

Aż mi się smutno zrobiło, że tak długo – w dwójce występują zupełnie nie moi bohaterowie, nie mój styl ; (

I po co to było?

Jak nie Twój styl? Jest paskudnie i syficznie? Jest. Nawet jakiś chory rodzaj seksu się przyplątał. ;-)

Babska logika rządzi!

Jak nie Twój styl? Jest paskudnie i syficznie? Jest. Nawet jakiś chory rodzaj seksu się przyplątał. ;-)

Tiaaa. Do tego stopnia, że ja nawet Rybę przekonałam, że 2 jednak Syf.a ;)

 

Aż mi się smutno zrobiło, że tak długo

No, bo trzeba było jak ja. Nikt się nie pomylił :D

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Taaaa, Emelkali ma najbardziej wyrazisty styl ze startujących. Mnie też wystarczyło jedno zdanie. :-)

Babska logika rządzi!

Fakt, stawiałem na siodemkę dla syf.a początkowo i miałem ubaw z czwórki ;-) Ale uwierzyłem, że dwójka jest bardziej syf.owa ;-)

 

I teraz: mówi ten Ryba prawdę czy łże...? :-D

 

Luv it! ;-)

 

  1. Sethrael
  1. Zygfryd

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

syfie – ja cię zgadłam od początku :) od razu czułam, że 2. to nie twój styl. A zobacz, ile osób przypisało mi 8... które też uważam, że w ogóle w moim stylu nie jest. Tylko Ryba mnie zgadł za pierwszym podejściem. Może też trzeba strzelić focha :P

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

O ile dobrze widzę, to już tylko pięć osób bawi się dalej – a co z resztą? Dawać swoje typy, raz, raz! :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

2 – Psychofish

4 – Zygfryd

???

 

A co będzie, jeśli nikt nie zgadnie?

2 – Sethrael

4 – Zygfryd

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

2. Iluzja

4. Zygfryd

Przyznam, że konkordancję po łebkach zrobiłem.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

2 – Sethrael

4 – Zygfryd

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Uuuu, widzę, że obliczenia taktyczne nie są wykonywane... :-D 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

2 – AlexFagus

4 – beryl

 

Bardziej strzelam, niż dopasowuje, bo za cholerę mi nic nie pasuje :)

No to wykonując obliczenia taktyczne – pewnie się mylę, ale zwężę pulę

2 – Iluzja

4 – prosiaczek

 

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Niestety, ale nie było jak do tej pory trzech poprawnych typów. Autorzy tekstów 2 i 4 pewnie muszą być smutni :(

Teraz musicie sprawdzić, którzy autorzy zostali wyeliminowali, a którzy nadal zostali w grze i próbować dalej. Jak się przez następne kilkanaście godzin nie uda odgadnąć, to sam zdradzę prawidłowe odpowiedzi.

 

EDIT: A co tam, podpowiedź – żadne z was nie wytypowało poprawnie autorów tekstów 2 i 4, przynajmniej od kiedy tylko one zostały w grze, bo tylko tyle teraz sprawdzałem. Niewykluczone, że ktoś poprawnie wytypował wcześniej.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dobra to wracam do pierwszego wyboru:

2. zygfryd

4. Alex

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

  1. beryl :-D
  1. Marianna ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Już dokładnie tak zgadywałam, Rybo :) a beryl właśnie ujawnił, że nikt nie zgadł.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

...w ostatniej rundzie, Tenszo. Trzeba, hi hi, eliminować beryla... :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Stawiałam na Mariannę w ostatniej rundzie z czwórką, a beryl raz już zebrał 3 głosy na dwójkę. Eliminuję, Rybko :)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Tenszo, ja widzę Dzika, Prosie i jeden twój glos na dwójkę ze mną w roli głównej.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

A sory, dobrze popatrzyłam, ale źle wypisałam. Po prostu Marianna i beryl już wcześniej oboje zdobyli po 3 głosy – on na dwójkę, ona na czwórkę. Więc o ile beryl się w tym nie pogubił, te typy już odpadają ;)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Fuckt, ja głupia pipa... Nic to, źle popatrzyłem :-(

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Pozostaje pytanie, czy któryś z Autorów nie przysłał dwóch tekstów? :)

Nie, nie przesłał :P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

2 – Zygfryd

4 – AdamKB

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

I znowu żaden typ nie był poprawny. To co, próbujecie dalej, czy ujawnić? :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Chyba nikt już się nie bawi, więc ujawniaj. :-)

Babska logika rządzi!

Ujawniaj!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

2 – Marianna

4 – Dzikowy

 

Ta– dam!

Dziękuję wszystkim za wspólną zabawę, fajnie było :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Marianna zaskakuje :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Żółwik, Marianna. A podpowiadałem, że idę rakietę strzelać? Podpowiadałem. :)

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Żółwik, Dzikowy.

Fajnie jest czasem napisać coś, o co nikt Cię nie posądza :)

O, Dzikowy, Ty łgarzu paskudny :P

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Badania rezonansem wykazało, że tylko początkujący i niewyćwiczeni pisarze wymyślają i fantazjują. Wyćwiczeni... kłamią. Ciężko pracuję na zostanie łgarzem.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Nowa Fantastyka