- Hydepark: Człowiek. Jak to brzmi?

Hydepark:

inne

Człowiek. Jak to brzmi?

Pod pewnym opowiadaniem wywiązała się zażarta dyskusja na temat człowieka, okrucieństwa, zabijania, uzasadnienia tegoż... W końcu mój oponent zaproponował przeniesienie sporu do Hyde Parku.

Jeżeli macie ochotę zabrać głos, to zapraszamy.

 

Tezy naprowadzające:

– człowiek jest jedynym gatunkiem przyrodniczym, który walczy między sobą bez biologicznego uzasadnienia;

– dla samobójczych ataków trudno znaleźć to uzasadnienie – tu już memy dominują nad genami;

– wojny religijne raczej wynikają z przeklęto-błogosławionego wysokiego poziomu świadomości;

– zabijanie kobiet też wydaje się dziwne biologicznie. Może dlatego ludobójstwo budzi taką odrazę. Ale z kolei można je podciągnąć pod walkę o terytorium;

– jak ktoś poświęcający się dla bliskich, robi to z biologicznych pobudek, tak tutaj mechanizm może działać na trochę podobnej zasadzie. Co prawda nie ma sytuacji zagrożenia dla grupy terrorysty, ale jemu można tak to przedstawić;

– wojny religijne miały tyle uzasadnienia, co każda wojna. Kobiety, bogactwo i adrenalina;

– samiec zabijający samice w wieku rozrodczym, tylko dlatego, że wierzą w jakąś inną abstrakcję, to biologiczny zboczeniec;

– te samice są dla niego tak samo nieatrakcyjne, jak kobiety zarażone rzeżączką i trądem jednocześnie;

– pewna jesteś, że oni to tych kobitek wcześniej nie ten-tego?

 

Jak widać, punktów wyjścia do dyskusji dostatek, ale i kolejne, mniej lub bardziej związane z tematem przyjmiemy. Z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Komentarze

obserwuj

I sobie komćnę, żeby na liście się pojawiło.

Babska logika rządzi!

Słucham sobie przepięknego utworu właśnie.

I chyba trochę antytezą Petera Wattsa popłynę na początek, w oderwaniu od naszej biologicznej przynależności do świata zwierząt.

Nawet pomimo tego, jak bardzo niszczycielscy potrafimy być... Jeśli faktycznie nasza samoświadomość jest jedynie ewolucyjnym błędem, to jest to najpiękniejsza pomyłka jaką kiedykolwiek matka natura mogła popełnić.

Z tą jakże światłą myślą, życzę wszystkim miłej nocy. :)

And one day, the dream shall lead the way

Człowiek? To brzmi durnie. Uzasadnię jutro, teraz powieki ciężkie jak ołów opadają a myśli błądzą po obcych światach, domagając się uwolnienia. A uwolnić można je tylko podczas snienia.

Eh, jakże żałuję, że wyzbyłem się symbiozy z Kolektywem!

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

A pod którym opowiadaniem wybuchła ta dyskusja? : P

I po co to było?

Kombinuj, kombinuj...

Podpowiem, że ciągnęła się przez ładnych kilka komentarzy, więc tekst na pewno ma ich więcej niż dziesięć. ;-)

Ale możesz zacząć dyskutować od początku.

Babska logika rządzi!

Zamiast mordowania kobiet możnaby w sumie urządzać coś na wzór porwania Sabinek. Ale to się sprawdzi tylko wtedy, gdy na miejscu w domu nie czeka żona z dzieciakami. Albo gdyby zalegalizować poligamię.

Ja jestem za!

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Porywanie Sabinek jest jak najbardziej uzasadnione biologicznie. Poligamia też. ;-)

Babska logika rządzi!

No cóż, dla zainteresowanych, wymiana zdań spod opowiadania Finkli:

 

ryszard

04.08.14, g. 20:45

Miła Syl­wio.

“Ludz­kie po­praw­ki”, jak to enig­ma­tycz­nie na­pi­sa­łaś, spo­wo­do­wa­ły:

– zu­bo­że­nie róż­no­rod­no­ści ziem­skiej bio­ce­no­zy

– wy­mar­cie wielu ga­tun­ków dzi­kich zwie­rząt i dzi­kich ro­ślin na ogrom­nym ob­sza­rze pra­wie wszyst­kich kon­ty­nen­tów

– wzrost za­war­to­ści dwu­tlen­ku węgla i me­ta­nu w at­mos­fe­rze, nie mó­wiąc o in­nych ga­zach cie­plar­nia­nych

– za­nie­czysz­cze­nie gleby, oce­anu, po­wie­trza od­pa­da­mi, ga­za­mi i py­ła­mi.

Taki jest smut­ny bi­lans dzia­łal­no­ści ludz­kiej na Ziemi. Czło­wiek jest naj­bar­dziej agre­syw­nym, sa­mo­lub­nym i ego­cen­trycz­nym zwie­rzę­ciem na na­szej pla­ne­cie. Jest je­dy­nym ga­tun­kiem przy­rod­ni­czym, który wal­czy mię­dzy sobą bez bio­lo­gicz­ne­go uza­sad­nie­nia. Jed­no­cze­śnie jest mi­strzem bio­lo­gicz­nej i men­tal­nej hi­po­kry­zji.

Finkla

04.08.14, g. 20:53

Ry­szar­dzie – tak, masz rację. Ale chyba nie zdo­ła­li­by­śmy wy­ży­wić sied­miu mi­liar­dów łow­ców-zbie­ra­czy. Zdaje się, że nawet samo rol­nic­two, bez sto­so­wa­nia na­wo­zów sztucz­nych by nie wy­star­czy­ło.

A czy inne małpy nie za­bi­ja­ją się tak dla spor­tu, a nie dla zdo­by­cia sa­mi­cy albo obro­ny te­ry­to­rium? Chyba coś ta­kie­go czy­ta­łam, ale nie pa­mię­tam, czy to o szym­pan­sy, czy o go­ry­le cho­dzi­ło… :-(

beryl

04.08.14, g. 20:54

Jest je­dy­nym ga­tun­kiem przy­rod­ni­czym, który wal­czy mię­dzy sobą bez bio­lo­gicz­ne­go uza­sad­nie­nia.

Dziw­ne, że nie na­szła mnie po­dob­na re­flek­sja, kiedy ob­ser­wo­wa­łem jak jeden kot wpie­prza dru­gie­mu, dla­te­go, że za­czę­ło mu się nu­dzić.

Finkla

04.08.14, g. 21:11

Wiesz, ko­gu­ty mogły po­zo­wać przed ku­ra­mi; robić to dla jaj. Fa­na­ty­cy wy­sa­dza­ją­cy się w za­tło­czo­nym miej­scu mogą li­czyć co naj­wy­żej na po­śmiert­ne hu­ry­sy.

beryl

04.08.14, g. 21:18

Cóż, lu­dzie myślą abs­trak­cyj­nie i mają wy­so­ki po­ziom sa­mo­świa­do­mo­ści – to bło­go­sła­wień­stwo i prze­kleń­stwo. Nie znam się na zwie­rzę­tach, żaden ze mnie bio­log, ale umiem ob­ser­wo­wać, a różne za­cho­wa­nia wi­dzia­łem i nie po­tra­fił­bym wy­tłu­ma­czyć ich gło­dem, bo zwie­rze było na­je­dzo­ne, ani cho­ro­bą, bo zwie­rze nie wy­ka­zy­wa­ło ani wcze­śniej ani póź­niej symp­to­mów żad­nej cho­ro­by.

Finkla

04.08.14, g. 21:31

Można wal­czyć/ za­bi­jać jesz­cze z in­nych, rów­nież bio­lo­gicz­nych po­wo­dów. Jak już wspo­mnia­łam; o sa­mi­ce, o te­ry­to­rium, o od­po­wied­ni po­da­ru­nek dla part­ner­ki. Lwy przej­mu­ją­ce wła­dzę nad sta­dem za­bi­ja­ją młode. Okru­cień­stwo? Być może, ale wtedy lwice szyb­ko wcho­dzą w ruję i na­stęp­ne mioty na­le­żą już do no­wych panów i wład­ców. Za­bi­ja­nie jak naj­bar­dziej uwa­run­ko­wa­ne bio­lo­gicz­ne i przy­no­szą­ce ko­rzy­ści krwio­żer­czym genom.

beryl

04.08.14, g. 21:33

A czy je­steś pewna, że ludz­kie za­bi­ja­nie nie jest moż­li­we do uza­sad­nia­nia bio­lo­gicz­nie w taki sam spo­sób?

Finkla

04.08.14, g. 21:39

Czę­sto tak. To nie przy­pa­dek, że jak ludz­kość ludz­ko­ścią, ma­sze­ru­ją­ce armie gwał­ci­ły wszyst­ko, co nie ucie­ka­ło na czu­bek drze­wa.

Ale nie za­wsze. Dla sa­mo­bój­czych ata­ków trud­no zna­leźć uza­sad­nie­nie – tu już memy do­mi­nu­ją nad ge­na­mi. W ogóle wojny re­li­gij­ne ra­czej wy­ni­ka­ją z tego prze­klę­to-bło­go­sła­wio­ne­go wy­so­kie­go po­zio­mu świa­do­mo­ści. Za­bi­ja­nie ko­biet też wy­da­je mi się dziw­ne bio­lo­gicz­nie. Może dla­te­go lu­do­bój­stwo budzi taką od­ra­zę. Ale z kolei można je pod­cią­gnąć pod walkę o te­ry­to­rium.

beryl

04.08.14, g. 21:50

Ucze­pi­łaś się tych ter­ro­ry­stów-sa­mo­bój­ców, a to naj­trud­niej­szy do wy­ja­śnia­nia przy­pa­dek… ; ) To eks­tre­mum. Z dru­giej stro­ny – jak ktoś po­świę­ca­ją­cy się dla bli­skich, robi to z bio­lo­gicz­nych po­bu­dek, tak tutaj me­cha­nizm może dzia­łać na tro­chę po­dob­nej za­sa­dzie. Co praw­da nie ma sy­tu­acji za­gro­że­nia dla grupy ter­ro­ry­sty, ale jemu można tak to przed­sta­wić.

Finkla

04.08.14, g. 22:03

Bro­nię swo­jej tezy, że nie za­wsze, to i sta­ram się zna­leźć trud­ne przy­pad­ki. A cze­goś się spo­dzie­wał? ;-)

No tak, ter­ro­ry­stom naj­pierw sta­ran­nie pie­rze się to, co za­stę­pu­je im mózgi. Ale będę twier­dzić, że to bar­dziej kwe­stia memów i psy­chi­ki niż czy­stej bio­lo­gii i genów. Bo ge­ne­tycz­nie, od­da­nie za kogoś życia ma sens tylko wtedy, jeśli, dzię­ki ofie­rze, geny al­tru­isty zwięk­sza­ją szan­sę na sko­pio­wa­nie (na przy­kład, dzie­ci ojca, który po­szedł wal­czyć za coś tam i nie wró­cił żyją sobie spo­koj­nie, ko­rzy­sta­ją z wy­so­kiej renty i cie­szą się po­wszech­nym sza­cun­kiem).

beryl

04.08.14, g. 22:10

Me­cha­ni­zmy obron­ne mogą wy­kształ­cić się także w sto­sun­ku do nie­spo­krew­nio­nych jed­no­stek i to jest cały czas ta sama bio­lo­gia ; ) A to, czy my, lu­dzie, na­zwie­my to “sen­sow­nym” czy nie, to już inna spra­wa, zu­peł­nie od bio­lo­gii nie­za­leż­na. Wy­da­je mi się, że ter­ro­ry­ści-sa­mo­bój­cy to taki miks in­stynk­tu dą­żą­ce­go do do­mi­na­cji wła­snej grupy oraz in­stynk­tu bro­nie­nia swo­ich. W końcu pra­nie mózgu po­le­ga na pod­ło­że­niu w miej­sce pod­sta­wo­wych in­stynk­tów tych rze­czy, na któ­rych nam za­le­ży i spra­wie­nie, by osob­nik utoż­sa­miał dany in­stynkt z tą war­to­ścią, którą ześmy mu pod­ło­ży­li, czy nie tak?

A co do wojen re­li­gij­nych – daj spo­kój, miały tyle uza­sad­nie­nia, co każda wojna. Ko­bie­ty, bo­gac­two i ad­re­na­li­na.

Finkla

04.08.14, g. 22:22

Pra­nie mó­zgów – nie wiem do­kład­nie, na czym po­le­ga. Nigdy ta­kich szko­leń nie pro­wa­dzi­łam. Ale Twoje słowa brzmią lo­gicz­nie.

A co do wojen re­li­gij­nych – daj spo­kój, miały tyle uza­sad­nie­nia, co każda wojna. Ko­bie­ty, bo­gac­two i ad­re­na­li­na.

Taa, zwłasz­cza te wsz­czy­na­ne przez fa­ce­tów (po­dob­no) ży­ją­cych w ce­li­ba­cie.

A wy­rzy­na­nie he­re­ty­ków, łącz­nie z ko­bie­ta­mi? Nie, sa­miec za­bi­ja­ją­cy sa­mi­ce w wieku roz­rod­czym, tylko dla­te­go, że wie­rzą w jakąś inną abs­trak­cję, to jakiś bio­lo­gicz­ny zbo­cze­niec.

beryl

04.08.14, g. 22:32

Nie, sa­miec za­bi­ja­ją­cy sa­mi­ce w wieku roz­rod­czym, tylko dla­te­go, że wie­rzą w jakąś inną abs­trak­cję, to jakiś bio­lo­gicz­ny zbo­cze­niec.

 

Te sa­mi­ce są dla niego tak samo nie­atrak­cyj­ne, jak ko­bie­ty za­ra­żo­ne rze­żącz­ką i trą­dem jed­no­cze­śnie :P

Finkla

04.08.14, g. 22:41

No, toż mówię. ;-)

Jak to uza­sad­nisz na grun­cie bio­lo­gicz­nym? Młoda ko­bit­ka, włosy do pasa, pier­si w po­rząd­ku, sto­su­nek talii do bio­der wy­ma­rzo­ny, ale na szu­bie­ni­cę z nią, bo to pa­pist­ka/ hu­syt­ka/ ży­dów­ka/ bał­wo­chwal­czy­ni…

jeroh

04.08.14, g. 22:43

Pod pew­nym tek­stem na fantastyka.pl to­czy­ła się już dys­ku­sja na temat tezy o wy­jąt­ko­wo­ści czło­wie­ka jako stwo­rze­nia okrut­ne­go. Tekst opie­rał się na cie­ka­wej kon­cep­cji, że za okru­cień­stwo kota do­mo­we­go od­po­wia­da czło­wiek. Być może nie­któ­rzy uczest­ni­cy po­wyż­szej wy­mia­ny po­glą­dów pa­mię­ta­ją tamtą dys­ku­sję i tam­te­go dra­bla (bo to był dra­bel), któ­re­go na por­ta­lu już nie ma (autor za­pew­ne wrzu­cił go do kopii ro­bo­czych). Wtedy sze­ro­ko wy­po­wie­dzia­łem się w te­ma­cie. A jako że ła­twiej było mi zna­leźć od­po­wied­nią stro­nę w prze­past­nych ar­chi­wach In­ter­ne­tu niż pisać swój wywód od po­cząt­ku, po­ni­żej po­zwa­lam go sobie wkle­ić. Zwra­cam uwagę, że nie kry­ty­ko­wa­łem sa­me­go dra­bla, który – po­wtó­rzę to – uwa­ża­łem i uwa­żam za cie­ka­wy.

*

1. Del­fi­ny bu­tlo­no­se (grupy mło­dych sam­ców) po­tra­fią go­dzi­nę znę­cać się nad mor­świ­nem. Me­to­dycz­nie, bez po­śpie­chu ta­ra­nu­ją ta­kie­go bie­da­ka, ce­lu­jąc (przy po­mo­cy echo­lo­ka­cji) we wraż­li­we na­rzą­dy we­wnętrz­ne, aż ten nie ma siły wy­pły­nąć i topi się. Robią to bez żad­ne­go oczy­wi­ste­go po­wo­du – ani go potem zja­da­ją, ani nie jest tak, że bu­tlo­no­sy kon­ku­ru­ją z mor­świ­na­mi o po­ży­wie­nie. To tylko naj­bar­dziej oczy­wi­sty przy­pa­dek okru­cień­stwa, które w pew­nych oko­licz­no­ściach prze­ja­wia­ją nie­któ­re wa­le­nie.

2. Grupy szym­pan­sów, kiedy do­pad­ną samca nie na­le­żą­ce­go do klanu, ma­sa­kru­ją go. Zda­rza się, że wy­ry­wa­ją mu palce, jądra, wy­bi­ja­ją oczy, łamią żebra ska­cząc po nim. Potem zo­sta­wia­ją, żeby sam zdechł.

3. Wi­dzia­łem na fil­mie, jak lew znęca się nad ja­kimś małym stwo­rze­niem; to była bo­daj­że man­gu­sta.

Uwa­żam, Iksie, że w swoim ro­zu­mo­wa­niu zbyt dużo za­kła­dasz ad hoc, bez zba­da­nia te­ma­tu. Skąd wiesz, jakie były ty­po­we za­cho­wa­nia przod­ka kota do­mo­we­go? A co wiesz na przy­kład o zwy­cza­jach żbika? Wszy­scy sto­sun­ko­wo do­brze znamy ludzi, z kolei zwie­rzę­ta do­mo­we znamy le­piej, niż te dzi­kie, co za­bu­rza per­spek­ty­wę, i na co na­le­ży wziąć po­praw­kę. Tutaj jed­nak na­wia­sem przy­znam, że jako po­mysł na szor­ta Twoja kon­cep­cja jest OK. Zresz­tą na­tu­ral­ne okru­cień­stwo ko­to­wa­tych nie wy­klu­cza, że czło­wiek do­dat­ko­wo wy­ostrzył krwio­żer­czość kota.

We wszyst­kich wy­punk­to­wa­nych prze­ze mnie sy­tu­acjach okru­cień­stwo na­le­ża­ło­by być może wziąć w cu­dzy­słów. Bo­wiem w tezie, którą pier­wot­nie sfor­mu­ło­wa­łeś pod te­ke­stem Igre­ka, wy­czu­wam ocenę mo­ral­ną. A okru­cień­stwo, któ­re­go de­fi­ni­cja za­kła­da świa­do­mość czynu lub jego za­nie­cha­nia i zdol­ność do od­róż­nie­nia dobra od zła – mało kto za­prze­czy, że okru­cień­stwo w tym sen­sie mo­że­my przy­pi­sać wy­łącz­nie czło­wie­ko­wi. Cho­ciaż może nie jest to takie pro­ste? Można by roz­wa­żyć po­czu­cie spra­wie­dli­wo­ści, które in­te­li­gent­ne zwie­rzę­ta stad­ne wy­raź­nie po­sia­da­ją. Te naj­in­te­li­gent­niej­sze są może nawet zdol­ne do głę­bo­kiej em­pa­tii. Dal­sze dy­wa­ga­cje w tym kie­run­ku wy­ma­ga­ły­by dłu­gie­go wy­wo­du i wpro­wa­dze­nia do­dat­ko­wych hi­po­tez.

Ko­smi­ta-eg­zo­bio­log mógł­by wy­pro­wa­dzić wszyst­kie okru­cień­stwa ludzi z po­pę­dów, które za­wdzię­cza­my ewo­lu­cji. Uwa­ża­jąc się za isto­tę wyż­szą – po­sia­da­ją­cą świa­do­mość, któ­rej od­ma­wiał­by lu­dziom – twier­dził­by, że tylko jego ga­tu­nek ma zdol­ność do praw­dzi­we­go okru­cień­stwa. To jest do za­da­wa­nia innym cier­pie­nia z pełną świa­do­mo­ścią i tylko for the hell of it.

Ludz­kie okru­cień­stwo nie wzię­ło się zni­kąd (patrz za­cho­wa­nia szym­pan­sów, ale nie tylko) i pro­blem wcale nie jest taki pro­sty. Moim zda­niem nie po­win­no się go spro­wa­dzać do ba­nal­nych an­tro­po­cen­trycz­nych tez.

– – – –

Zwie­rzę­ta, nawet naj­dzik­sze, nie mor­du­ją dla przy­jem­no­ści i nie cie­szy ich za­da­wa­nie cier­pie­nia. To nie­ste­ty tylko ludz­ka przy­pa­dłość.

Jako spon­ta­nicz­na re­ak­cja – ten efek­tow­ny fra­zes :P jest OK (a szort nawet nie­za­leż­nie od spon­ta­nu). Mo­ral­na for­muł­ka, która ma swoją wagę, jed­nak jest tro­chę na­iw­na, kiedy przyj­rzeć się jej skru­pu­lat­nie. Nie po­win­na być trak­to­wa­na zbyt po­waż­nie, bo do po­waż­nych roz­wa­żań, do wy­ja­snia­nia ludz­kiej na­tu­ry i przy­ro­dy, po­trze­ba szer­szej per­spek­ty­wy. I tyle chcia­łem na­pi­sać, wspie­ra­jąc tych, któ­rzy uzna­li przed­sta­wio­ne przez Cie­bie kon­cep­cje za po­dej­rza­ne.

beryl

04.08.14, g. 22:45

Ale mo­ment, Ty pewna je­steś, że oni to tych ko­bi­tek wcze­śniej nie ten-te­go? Bo jed­nak po­sta­no­wi­łem po­my­śleć i jak już po­my­śla­łem, to wy­szło mi, że prze­cież oni tam nor­mal­nie się z nimi za­ba­wia­li, we­dług mojej wie­dzy.

 

Ja pa­mię­tam, je­ro­hu. Z pew­nych wzglę­dów.

jeroh

04.08.14, g. 22:57

Za­in­spi­ro­wa­łeś, zdaje się, au­to­ra tek­stu, pod któ­rym to pi­sa­łem :)

Finkla

04.08.14, g. 22:58

Je­ro­hu, to może wła­śnie w tej dys­ku­sji czy­ta­łam o okrut­nych szym­pan­sach? Bo słowa jakby brzmia­ły zna­jo­mo.

Nie je­ste­śmy aż tak wy­jąt­ko­wi, jak chcie­li­by­śmy my­śleć. ;-)

Be­ry­lu, nie­któ­rzy i ow­szem, ten tego (na­zwij­my ich w miarę nor­mal­ny­mi bio­lo­gicz­nie), ale inni za­bi­ja­li (tego już nie pró­bu­ję uza­sad­niać). Ale że he­re­tycz­ki (albo i tfu! tfu! cza­row­ni­ce) ska­zy­wa­no nie­kie­dy na śmierć, to się zga­dzasz?

Nie­kie­dy oby­dwie funk­cje łą­czo­no. Po­dob­no kie­dyś ist­niał prze­pis, że nie wolno za­bi­jać dzie­wic. Więc kat naj­pierw je gwał­cił, a do­pie­ro potem wy­ko­ny­wał wyrok. Ale może to tylko plot­ki. Uczy­li­ście się coś o tym?

beryl

04.08.14, g. 23:13

Mia­łem coś ta­kie­go jak Hi­sto­ria Pań­stwa i Prawa Pol­skie­go i Po­wszech­na Hi­sto­ria Prawa, ale nie przy­po­mi­nam sobie wspo­mnie­nia o gwał­cą­cym dzie­wi­ce kacie. Inna spra­wa, że wielu rze­czy nie pa­mię­tam… ; p

Wi­dzisz, cza­row­ni­ca była ni­czym mo­dlisz­ka, to i kto by chciał się z nią ten­te­go­wać? A co do he­re­ty­czek… a czy na­praw­dę tak trud­no jest Ci wy­obra­zić sobie sy­tu­ację, że ja­kieś tam uprze­dze­nia od­gry­wa­ją rolę bar­dzo mocno znie­chę­ca­ją­cych, od­dzia­łu­ją­cych na bio­lo­gicz­ne pod­sta­wy czło­wie­czeń­stwa? Albo np. taki me­cha­nizm jak prze­wi­dy­wa­nie wspól­ne­go wy­cho­wy­wa­nia po­tom­stwa, czy w ogóle pło­dze­nie po­tom­stwa z kimś, kto się do tego nie na­da­je. Dla wielu ludzi, któ­rzy po­dą­ża­li po­dob­nym torem my­śle­nia, danie swo­je­go plem­nicz­ka ja­kimś tam pod­lu­dziom, to zbrod­nia.

Finkla

04.08.14, g. 23:27

Oczy­wi­ście, nie mam pro­ble­mów z wy­obra­że­niem sobie ta­kiej sy­tu­acji. Ale gdzieś na po­cząt­ku dys­ku­sji padło Twoje py­ta­nie:

A czy je­steś pewna, że ludz­kie za­bi­ja­nie nie jest moż­li­we do uza­sad­nia­nia bio­lo­gicz­nie w taki sam spo­sób?

I pró­bu­ję Ci udo­wod­nić, że moim zda­niem nie za­wsze da się tak po zwie­rzę­ce­mu uza­sad­nić za­bi­ja­nie ludzi. Czy mam ro­zu­mieć, że już Cię prze­ko­na­łam?

Fak­tycz­nie, cza­row­ni­ce to cał­kiem inna spra­wa – za­wsze wred­na jędza mogła urok jaki rzu­cić. Le­piej ta­kiej nie do­ty­kać.

Do­strze­gam pewną drob­ną róż­ni­cę mię­dzy nie­chę­cią do dzie­le­nia się ga­me­ta­mi a za­bi­ja­niem.

beryl

04.08.14, g. 23:31

Do­strze­gam pewną drob­ną róż­ni­cę mię­dzy nie­chę­cią do dzie­le­nia się ga­me­ta­mi a za­bi­ja­niem.

No tak, nieco zbo­czy­łem z te­ma­tu. Za­bi­ja­nie. Cóż, chyba zbyt zmę­czo­ny je­stem dzi­siaj na sta­wia­nie się w po­ło­że­niu mor­der­ców :) Ale mo­że­my do tego wró­cić.

Finkla

04.08.14, g. 23:45

Jak tylko bę­dziesz go­to­wy. :-)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Zwierzęta też potrafią zabija dla przyjemności. Małe koty bawią się zdobyczą, którą przyniosła matka. W ten sposób uczą się zabijać. Pytanie, co czuje mysz?

Większe kotki czasami nie zabijają tylko łapią i wypuszczają. Łapią i wypuszczają. Bo łatwiej (szybciej) zaspokoić głód, a potem instynkt zabijania niż instynkt łowienia. Ale to jest uzasadnione biologicznie, a zatem logiczne zachowanie. A ludzie?

Babska logika rządzi!

O, dobre. Przy pisaniu dłuższej wersji “Nic panu nie jest?” będę o tym musiał pamiętać. Po co od razu gwałcić  i zabijać bohaterkę, skoro można ją złapać i wypuścić, złapać i wypuścić.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

:-)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Człowiek brzmi dumnie i ja się będę tego trzymał.

Uważacie, że jest bardziej okrutnym gatunkiem od innych? Na pewno jest najbardziej świadom swego okrucieństwa (bo najbardziej świadom w ogóle) i jako jedyny próbuje coś z tym zrobić. Ma też najwięcej środków do tego, aby zabijać i dręczyć. Wyobraźcie sobie jednak, jak wyglądałby świat, gdyby rozwojowi nauki i techniki nie towarzyszył rozwój ludzkiej psychiki i gdyby ludźmi nadal kierowały pierwotne instynkty. Byłoby mniej krwawo i strasznie? Wydaje mi się, że jednak nie.

Nadal źródeł większości przypadków chęci mordu można się dopatrzeć w dawnych instynktach. Dawniej mieliśmy chęć przywództwa w stadzie (z wszelkimi należnymi profitami), a teraz mamy walkę o władzę, sławę i pieniądze. Dawniej walczyliśmy o pokarm i terytorium, teraz o ropę, gaz i inne potrzebne nam surowce. Walczymy dla dobra naszego stada/narodu z innymi stadami/narodami.

Jednak parę rzeczy się zmieniło. Dawniej przywództwo w stadzie wiązało się z dostępem do samic, ale potem ktoś wymyślił monogamię i już młodzi osobnicy z buzującymi hormonami nie muszą porywać się na tych silniejszych i bardziej doświadczonych. Wbrew naturze. Dawniej tępy osiłek walił słabszego maczugą w łeb i brał co chciał, ale potem ktoś wymyślił religię i przestraszył tępego osiłka karą po śmierci, a jeszcze później wymyślono prawo i kolektywnie zmuszono do jego przestrzegania. Dawniej jednostki stare i chore były przez stado najczęściej odrzucane, teraz mamy takie wynalazki, jak emerytura, czy służba zdrowia, których z punktu biologii nie da się wytłumaczyć. Dawniej baliśmy się się wszelkiego rodzaju odmieńców, a więc zabijaliśmy ich, lub odrzucaliśmy. Dziś dzięki nauce już się ich nie boimy i uczymy się ich tolerować. Teraz (trochę późno, ale lepiej niż wcale) zaczynamy dostrzegać, że często postępujemy okrutnie wobec innych gatunków i też powoli zaczynamy to zmieniać.

Tak czy owak, prawa natury wydają się dalece bardziej okrutne od naszych – zgodnie z nimi przetrwać powinien najsilniejszy w obrębie gatunku i najlepiej przystosowany jako gatunek. 

 

Co do terrorystów/samobójców – oni są narzędziem w ręku tych, którzy walczą o władzę i pieniądze. Zwierzęta można tresować, aby zabijały wbrew swojej naturze, niestety praniem mózgu można i ludzi.

Bardzo ciekawa opinia, Unfallu. Podoba mi się. :-)

Babska logika rządzi!

Opinia, jakoby ludzie byli jedynym gatunkiem zabijającym bez biologicznego uzasadnienia jest opinią nieprawdziwą, natomiast twierdzenie, że ludzie robią cokolwiek bez biologicznego uzasadnienia, jest twierdzeniem poniekąd niemądrym.

Ludzi obowiązują dokładnie takie same zasady i prawa jak całą resztę lewoskrętnego białkowego świata. Poczucie różnic wynika jedynie ze skali. Weźmy choćby kury, o których trąbili jakiś czas temu empatyczni dziennikarze, a które hodowane są w systemie klatkowym przez złowrogich biznesmenów. Upchnijmy setki, tysiące tych ptaków na małej powierzchni, pozwólmy im żyć w ciągłym stresie i nagle okazuje się, że ptaki stają się agresywne, atakują się pozornie bez powodu i mają skłonności samobójcze. A potem spójrzmy na dowolne ludzkie slumsy, upakowane po brzegi ludźmi cierpiącymi niedostatek, i okaże się, że zaobserwujemy zjawiska bardzo podobne. Nie chodzi o to, że ludzie są wyjątkowi. Jedyną wyjątkową cechą gatunku ludzkiego jest jego liczebność, przy takich rozmiarach i złożoności konstrukcji organizmu. My po prostu nie mamy z kim się porównać.

Przecież nawet nasza fantastyczna samoświadomość ma biologiczne uzasadnienie.  

Na podobnej zasadzie bezsensownym jest twierdzenie, że ludzie są bardziej inteligentni/empatyczni/samoświadomi od innych gatunków. Oczywiście, że są. Te pojęcia zostały wymyślone przez ludzi i mierzone są ludzką miarą. Trudno, żeby jakiś inny gatunek był bardziej “ludzki” niż ludzie. Mówić, że człowiek jest bardziej inteligentny od psa, to tak jak mówić, że pies jest bardziej psi od człowieka. Oczywiście, że jest. 

Człowiek jest częścią natury, tak samo jak cała reszta żywych organizmów, a twierdzenie, że działa wbrew tej naturze jest – moim zdaniem – iluzją. 

Ciekawy argument. Może nawet dam się przekonać. :-)

Babska logika rządzi!

Na podobnej zasadzie bezsensownym jest twierdzenie, że ludzie są bardziej inteligentni/empatyczni/samoświadomi od innych gatunków.

Ja na pewno do tego nie dam się przekonać. Inteligencja to coś więcej niż ludzkie pojęcie. Naucz psa matematyki, fizyki, historii. Chyba trochę się zagalopowałeś.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Chciałam napisać, że podpisuję się obiema rękami pod wypowiedzią Unfalla, ale potem sobie pomyślałam, że może tylko jedną ręką. Wszystko to, co napisał, jest prawdą. Jednak – jeśli ludziom coś odbije – to na całego. Zwierzęta raczej nie urządzają masowych zwierzobójstw.

Berylu, matematyka i fizyka to również czysto ludzkie wymysły. Matematyka to dziedzina czysto abstrakcyjna, natomiast fizyka to sposób opisywania, wykorzystywania i rozumienia pewnych zjawisk i oddziaływań w sposób pojmowalny dla ludzkiego umysłu. Fizyka to nauka ludzka, tworzona w sposób zrozumiały dla ludzi, więc oczywistym jest, że pies nigdy nie będzie rozumiał jej w taki sam sposób jak człowiek. Co do historii – ludzie przekazują sobie wiedzę o wydarzeniach minionych w sposób zrozumiały dla ludzi. Czy jesteś w stanie ze stuprocentową pewnością powiedzieć, że psy nie przekazują sobie wiedzy o wydarzeniach minionych w sposób zrozumiały dla psów? Sądzę, że każdy gatunek ma sposoby na przekazywanie w jakimś zakresie doświadczeń danego pokolenia następnym. Reszta to tylko kwestia skali. Pamiętaj, że nas jest siedem miliardów – psów nie.

Podsumowując – nie można nauczyć psa matematyki, fizyki czy historii, ale z drugiej strony nie można też nauczyć człowieka szczekać dokładnie jak pies oraz rozumieć wyszczekiwany przekaz na psi sposób. Ludzie generalnie nie są w stanie wymyślić czegoś, co nie będzie ludzkie, ani postrzegać świata w sposób nieludzki. Dlatego właśnie bezsensem jest w ogóle poruszanie kwestii tego, że ludzie są bardziej inteligentni od innych stworzeń, bo na wstępie oczywistym powinno być, że są. 

Vyzarcie, możesz nazywać mnie niemądrym, ale Twoja argumentacja mnie nie przekonuje.

Po pierwsze zakładasz, może i słusznie, że człowiek i jego działalność są częścią natury, podczas gdy większość definicji natury (owszem, tworzonych przez człowieka) ludzką aktywność z niej wyłącza. Tak więc ustalmy, czy dyskutujemy w ramach naszych ludzkich, subiektywnych pojęć i naszej ułomnej percepcji, czy staramy się spojrzeć obiektywnie z boku, co moim zdaniem raczej będzie trudne.

Twierdzisz, że bezsensownym jest porównywanie człowieka do innych gatunków, bo operujemy pojęciami przez człowieka wymyślonymi. Czy zatem, jeśli stwierdzimy, że słoń jest większy od nas, niedźwiedź silniejszy, gepard szybszy, mysz bardziej strachliwa, robimy coś bez sensu, bo operujemy na pojęciach przez nas wymyślonych? Przecież porównanie jest podstawową metodą badawczą, a stosując ją zawsze posługujemy się naszymi pojęciami i miarami, bo innej możliwości nie ma. Jeśli uważasz, że inteligencja jest wymysłem człowieka i jest jedynie jemu właściwa, to poddajesz w wątpliwość jakiekolwiek poszukiwania pozaziemskiej inteligencji. Wychodzi na to, że takich niemądrych jak ja jest wielu i wydają na swe mrzonki ogromne sumy.

Twierdzenie, że nasza liczebność jest jedyną wyjątkową cechą naszego gatunku, jest błędem. Nasza liczebność jest konsekwencją naszej wyjątkowości, a nie jej źródłem. Gdy człowiek zaczynał posługiwać się narzędziami i gdy powstawała mowa, ludzie nie byli liczniejszym gatunkiem od innych. To nasza zdolność przystosowania się do różnych warunków, a często dostosowania warunków do naszych potrzeb sprawiła, że naszemu gatunkowi udało się opanować Ziemię. Co do inteligencji (tej w naszym pojęciu) zgodnie z badaniami zaczyna wychodzić na to, że ani nie jesteśmy jedyni, ani nie byliśmy pierwsi. O inteligencję posądzamy delfiny, ale te, ze względu na swoją budowę nie mogły posługiwać się narzędziami, a więc nie mogły w znacznym stopniu oddziaływać na środowisko. Badania nad ośmiornicami także dowodzą, że temu gatunkowi można przypisywać inteligencję. W dodatku ośmiornice mają kończyny, dzięki którym mogłyby posługiwać się narzędziami. Jednak tutaj ewolucja zabrnęła w inny, ślepy zaułek – młode osobniki nie mają możliwości uczyć się od poprzednich.

“(...) twierdzenie, że ludzie robią cokolwiek bez biologicznego uzasadnienia, jest twierdzeniem poniekąd niemądrym.” – Moja babcia ma daleko posuniętego alzheimera. Nie rozpoznaje ludzi, nie potrafi już samodzielnie wykonywać wielu podstawowych czynności. Vyzarcie, uzasadnij mi proszę “biologicznie”, dlaczego moi rodzice się nią opiekują, choć płacą za to ogromną cenę (i nie chodzi tu o pieniądze). Dla mnie oczywistym jest, dlaczego to robią, ale trudno mi jest łączyć to z biologią. Tak, wszyscy jesteśmy z białka, a więc bio, tak jak te jajka w sklepie (bez względu na to, czy na opakowaniu mają zielony napis “bio”). Ale w przyrodzie jest pewien zestaw mechanizmów, praw, zasad, który stanowi normę bez względu na to, któremu gatunkowi się przyglądamy. Człowiek jednak w wielu przypadkach od tej normy odstaje.

jeśli ludziom coś odbije – to na całego. Zwierzęta raczej nie urządzają masowych zwierzobójstw.

Ocho – porównaj sobie konstrukcję cepa z nowoczesnym kombajnem.

Porównaj, które z nich z większym prawdopodobieństwem może ulec awarii, jak również porównaj skutki takiej możliwej awarii. A potem porównaj układ nerwowy karalucha i człowieka. wink

Unfallu, podstawą porównania jest, powiedzmy, wspólny mianownik. Można porównywać ze sobą tylko elementy, które mają ze sobą coś wspólnego, a ludzie – między innymi z oczywistych względów biologicznych – mają wiele wspólnego z innymi gatunkami. Dlatego nie twierdzę, że bezsensem jest porównywanie człowieka do innych gatunków. Chodzi mi o kryterium, według którego dokonuje się tego porównania. Metry czy inne jednostki odległości są oczywiście ludzkim kryterium, ale też kryterium – powiedzmy – obiektywnym. Dlatego możemy w miarę obiektywnie stwierdzić, że dorosły słoń jest wyższy od dorosłego człowieka. Potrafimy zebrać dane, i mamy kryterium, na podstawie których możemy dokonać takiego porównania. Nie możemy natomiast stwierdzić, że mysz jest bardziej strachliwa od człowieka, bo nie potrafimy w sposób w miarę obiektywny zmierzyć poziomu strachu, a tym samym nie mamy ani kryterium ani danych. 

Co do inteligencji, nie twierdzę, że nie możemy porównywać inteligencji ludzkiej do inteligencji delfina. Powiedzmy, że potrafimy określić kryteria takiego porównania, powiedzmy, że potrafimy zebrać dane – ok. Chodzi mi tylko, że inteligencja to “ludzka zdolność pojmowania” – wiadomo, że są gatunki, które mają sposób pojmowania zbliżony do naszego, ale porównywanie inteligencji zwierząt z naszą jest pozbawione sensu, bo w takim porównaniu człowiek zawsze zajmie najwyższą pozycję. W końcu tylko człowiek przejawia ludzki poziom inteligencji. Podobnie bez sensu byłoby dokonywać porównania  dziobaka z innymi ssakami używając kryterium “zdolność ssaków do znoszenia jajek”.

Jeśli chodzi o życie pozaziemskie, moim zdaniem nigdy nie uda nam się znaleźć organizmów bardziej inteligentnych od nas. Definicja inteligencji stawia nas na samym szczycie skali, więc siłą rzeczy żaden pozaziemski organizm nie może być bardziej inteligentny. Powiedzmy, że gdzieś w alternatywnym wszechświecie istnieje planeta, której dominującym gatunkiem jest jakiś gatunek wodny, który nie porozumiewa się poprzez fale dźwiękowe, a znaczniki chemiczne. Mają własną kulturę, język itd. Przez kosmos przemieszczają się bio-statkami z żywej materii organicznej, a ich komputery dokonują obliczeń poprzez reakcje chemiczne, nie przesył elektronów. Komputery taki ma zupełnie inną zasadę działania niż ludzki, a jednak potrafi – powiedzmy – dokonywać obliczeń pięćset razy szybciej niż ludzki. Czy to znaczy, że kosmici są bardziej inteligentni od ludzi? Nie. Nie porozumiewają się jak ludzie, nie myślą jak ludzie, nie tworzą jak ludzie i wreszcie nie rozumują jak ludzie. Oznacza to jedynie, że są zdolni do stworzenia komputera o większej mocy obliczeniowej niż my. Mogą być bardziej rozwinięci w taki czy inny sposób, natomiast nigdy nie będą bardziej inteligentni niż ludzie, bo tylko ludzie mogą być najwyżej na skali w porównaniu z użyciem kryterium “ludzka zdolność pojmowania”.

Innymi słowy, Unfallu, to jest dyskusja raczej z natury definicyjno-pojęciowej, nie fundamentalno-poznawczej.

Jeśli chodzi o twoją babcię, to zupełnie szczerze chciałbym przekazać ci wyrazy współczucia, bo nie jest to na pewno sytuacja łatwa dla ciebie czy twoich rodziców. To zagadnienie jest natomiast retoryczną pułapką, bo nie mogę ze stuprocentową pewnością powiedzieć, dlaczego twoi rodzice się tak zachowują. Nie jestem wszakże żadnym z twoich rodziców. Mogę natomiast powiedzieć, dlaczego takie zachowanie jest uzasadnione z biologicznego punktu widzenia. Mamy tu trzy czynniki – stadność, niska dzietność i długa niesamodzielność potomków. By mechanizm opieki nad starszymi w ogóle się wytworzył muszą zostać spełnione te trzy czynniki (jak również parę innych – jak sądzę – ale te są chyba najważniejsze). Ludzie są stworzeniami stadnymi, które nie wydają na świat jednorazowo wielu dzieci. Do tego dochodzi jeszcze fakt, iż dziecko takie długo pozostaje niesamodzielne i człowiek musi włożyć w jego wychowanie więcej trudu i energii, niż – powiedzmy – wilk. Dlatego też wytworzył się model społeczeństwa, który opiekuje się starszymi. W takim modelu człowiek nie płodzi dzieci tylko dla przedłużenia gatunku, ale również po to, by mieć kogoś, kto będzie się nim opiekował na starość. Taki model daje człowiekowi dodatkową motywację do płodzenia dzieci, co w domyśle wpływa dodatnio na szanse przetrwania gatunku. Tak więc opiekowanie się starszymi jest jak najbardziej uzasadnione. Biologicznie i społecznie.

Szympansy organizują masakry. Broniąc swojego terytorium złapanego samca innej grupy torturują i zabijają. Odgryzają mu palce i genitalia. Miażdżą twarz i rozrywają ciało. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że to efekt wojny. Mrówki też je toczą tylko bardziej zażarcie. W Kalifornii ona trwa non stop od kiedy mrówki z Argentyny tam dotarły. Wybijają rodzime gatunki. Front wojenny można porównywać do I wojny światowej na zachodzie.

A jeszcze jedno istnieje na świecie szympans bonobo, który opanował graficznie przedstawienie języka angielskiego do perfekcji i można się z nim spokojnie porozumieć. Wyraża swoje zdanie i nastroje za jego pomocą. Wyobraźnia jest notowana u delfinów. Wspomaga to ich naturalne zdolności improwizacji. Mają własny język. Badania wykazują, że inteligencja pojawia się w grupach zwierząt żyjących w trudnym środowisku. Tożsamość samego siebie występuje także u słoni, szympansów, orangutanów i delfinów. Potrafią się one odróżniać od reszty stada. To także nasza cecha. Zwierzęciem jestem, nic co zwierzęce nie jest mi obce.

Vyzarcie – Nie zawsze mamy ten wspólny mianownik, miarę czy wzorzec, aby dokonać porównania, co nie znaczy, że nie powinniśmy w takim przypadku porównań dokonywać. Miary i wzorce to jedynie narzędzia, które stworzyliśmy, aby nam to ułatwiały. Poza tym wcale nie musimy, a może nawet nie zawsze powinniśmy być w naszych porównaniach/ocenach obiektywni. Dzięki temu subiektywizmowi ścieramy się w dyskusjach z ludźmi mającymi odmienne zdanie, a nasza cywilizacja się rozwija.

Weźmy przykład wyboru życiowej partnerki – owszem, są jakieś kulturowe wzorce, ale mimo tego, porównując kobiety nie do końca jesteśmy w stanie znaleźć ten wspólny mianownik, zmierzyć i na tej podstawie dokonać wyboru. Często nie jesteśmy w stanie naszego wyboru racjonalnie wytłumaczyć, lub wręcz dokonujemy go wbrew wszelkim racjonalnym argumentom. Zakochujemy się, a potem doszukujemy się w swej wybrance atrybutów, aby po fakcie uzasadnić słuszność naszego wyboru.

Nie zgodzę się też z Twoim wywodem na temat inteligencji i obcej cywilizacji. Nasze ludzkie definicje inteligencji określają ją, jako sprawność systemów poznawczych, umiejętność rozwiązywania problemów, zdolność do nauki i wykorzystania nabytej wiedzy, umiejętność odnalezienia się w nowej sytuacji. To wszystko są właśnie takie wspólne mianowniki, dzięki którym moglibyśmy określić także w przypadku opisanej przez Ciebie fikcyjnej cywilizacji, czy jest ona inteligentną i czy bardziej od naszej. A czy bylibyśmy w stanie ją w ogóle zauważyć i zidentyfikować? Tutaj właśnie pomocną byłaby ta matematyka, którą szczęśliwie tę cywilizację też obdarzyłeś.

Co do zagadnienia z moją babcią jako przykładem. To, co opisałeś jako uzasadnienie, to ewolucja zachowań społecznych i dla mnie z biologią ma już mniej wspólnego. Tam nie nastąpiła żadna mutacja, żadna biologiczna zmiana organizmu człowieka, ani nawet jego pierwotnych instynktów. Powstał wzorzec zachowań, system wartości, który tłumi lub zastępuje instynkt i podstawowe zasady występujące w naturze. Myślę, że obaj tak samo to rozumiemy, a jedynie inaczej definiujemy. Ty uznajesz człowieka z jego dorobkiem za część ogólnie pojętej natury, ja zaś idąc za ogółem definicji, cywilizację z natury wyodrębniam.

Dzięki za podjęcie dyskusji, bo ta zawsze ma wartość.

 

Jak ktoś lubi i ma czas, może zerknąć na ten film

Cóż, Unfallu, ja też przypuszczam, że różnica naszych zdań wynikają raczej z kwestii różnych definicji pewnych pojęć, a nie stricte różnych poglądów. A dyskusja to rzeczywiście wartościowa sprawa – przynajmniej w tej kwestii mogę się z tobą zgodzić z całą pewnością. 

Także wielkie dzięki za małą słowną szermierkę, a was – drodzy państwo – zachęcam do niezwracania uwagi na jakiegoś tam vyzarta i powrót do własnych rozważań.

No way! Z zainteresowaniem śledzę Waszą wymianę poglądów. :-)

Babska logika rządzi!

Kurczę, chciałem powiedzieć Vyzartowi, jak bardzo się myli, ale Unfall mnie wyręczył, kiedy nie mogłem tu zajrzeć ; ) W sumie to wygodne.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ech, ci prawnicy. Berylu, jestem całkiem przekonany, że razem z Unfallem doszliśmy do wniosku, że obie strony mają trochę racji. Nie przypominam sobie, by gdzieś tam ktoś udowodnił mi, że się mylę. Byłbym skłonny przypuszczać, że ludzie generalnie mylą się trochę rzadziej, niż przypuszczasz.

Cóż, moim zdaniem podniesione przez Ciebie tezy są absurdalne – ale mój poprzedni komentarz był jedynie żartem, przykro mi, że nie zrozumiałeś ; (. Mimo wszystko mógłbyś powstrzymać się od ad personam, docenię to.

Prawda jest taka, że nie sposób określić kto się myli w takich kwestiach, jak ta, którą podniosłeś. To tylko rzecz punktu widzenia, który jaki by nie był, nie będzie miał pokrycia w rzeczywistości. Dlatego nikt nie udowodni Ci, że się mylisz, dopóki sam tego nie przyznasz.

 

EDIT: A wnosząc po długości Twoich postów w tej dyskusji, dochodzę do wniosku, że czasu Ci nie brak – zajrzyj zatem na forum Loży, bo jest kilka kwestii, które wymagają głosu jej członków, a dotychczas niewielu go zabrało.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ok, skoro już jest taka okazja... to i ja podzielę się swoimi przemyśleniami. Jestem po ochronie środowiska i po klimatologii, te dwie wydawałoby się skrajnie różne dziedziny dość niespodziewanie dla mnie się zazębiły z moimi dodatkowymi zainteresowaniami ekologią. Człowiek może i jest rozumny, świadomy, ba nawet dąży w kierunku dobra... ale, pod warunkiem, że ten wysiłek w kierunku dobra opłaci mu się w jak najkrótszym czasie. Obchodzi nas DZISIAJ, to co będzie JUTRO już trochę mniej, co bardziej zaradni i przewidujący myślą, co będzie za ROK.

Ale dalej? Kto się przejmuje tym, co będzie za pięć lat? Albo za dwadzieścia? A na pewno NIKT nie przejmuje się tym, co będzie za lat sto...

I właśnie w tym kłopot. Jeśli korzyści z kosztownych i trudnych działań mających chronić jakiś cenny gatunek, obszar, zasoby itp zwrócą się w krótkim czasie KAŻDY będzie im sprzyjał. Jeśli natomiast KONIECZNE działania ochronne zasobów czy gatunków przyniosą korzyści człowiekowi dopiero za sto lat, to nikt nawet palcem w bucie nie kiwnie!

Bardzo kontrowersyjna i paląca sprawa z globalnym ociepleniem (jako klimatolog jestem gorąco przekonany, że i ma miejsce i jest naszą sprawką) w ciągu naszego życia przyniesie nam bardzo poważne zagrożenia głodem, upałami itp (tegoroczne lato uznajecie za normalne? lata dekad 60tych i 70tych były o kilka nawet stopni chłodniejsze, to samo zimy). Jest zagrożenie, powinniśmy działać. Kiedy działania przyniosą ewentualny skutek? No, najwcześniej za sto lat... Co? Mamy się poświęcać, w wątpliwej sprawie i jeszcze nie doczekać efektów? No way! Myślenie racjonalne? Tak... i nie:P Dla nas racjonalne, dla naszych wnuków już nie bardzo.

To samo było z dziurą ozonową (nadal ma się dobrze, ale przynajmniej jest stabilna), to samo było wcześniej jeszcze z emisją siarki przez elektrownie węglowe, które twierdziły, że konieczność jej wyłapywania doprowadzi je do bankructwa a nie udowodniono związku siarki z kwaśnymi deszczami...

I co? Dzisiaj odsiarczanie spalin jest powszechne, elektrownie nie zbankrutowały a nawet są trochę do przodu na sprzedaży gipsu powstającego z wyłapywanej siarki..., lasy zdrowieją. Ale trzeba było podjąć wysiłek i POCZEKAĆ na korzyści...

Wielu ludzi nie docenia wartości, jaką daje nam natura a jeśli nawet ktoś je zauważa, to doraźne korzyści przysłaniają nam patrzenie przyszłościowe. Na przykładzie: przy miejskim osiedlu jest mały lasek, nikt się nad tym nie zastanawia, jest i już. Codziennie ludzie chodzą tam z dziećmi na spacery, biegają, czasem zbierają grzyby, jagody, co biedniejsi gałęzie... Oprócz tego las oczyszcza powietrze, nawilża je, chroni osiedle przed skutkami ulew...

Teraz przychodzi firma XXX i wycenia wartość drewna z wycinki lasu na ileś tam tysięcy złotych, lasek znika. Znika miejsce relaksu, biegania, spacerów. Las już nie oczyszcza powietrza przy osiedlu, nie pochłania wód opadowych, osiedle jest parę razy w roku zalewane. Ile warty więc był ten mały lasek? Co było bardziej opłacalne? Wyciąć, czy zostawić?

Założę się z wami o co chcecie, że gdyby forsa z wycinki poszła do mieszkańców osiedla, doskonale znających jego wartość nikt by nie myślał o przyszłości, tylko TERAZ chciał dostać forsę... Tacy już jesteśmy:( Może i zgodzę się z kolegą wyżej, że jako jedyny gatunek znamy swoje wady i próbujemy walczyć z nimi, ale... pod warunkiem, że jest to dla nas korzystne.

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Ech, nie używa człowiek emotikonem i wszyscy myślą, że jest poważny, złowrogi i napastliwy. A przecież w rzeczywistości jestem potulny jak mały, puchaty kotek. 

A swoją drogą, Sfunie, poruszyłeś ciekawą kwestię. A teraz pytanie – tak o, by rozruszać mózgownice – czy sądzisz, że ogół ludzki będzie się zachowywał w ten sposób zawsze, czy jest to kwestia zależna od skali? Znaczy, czy gdyby ktoś powiedział: “hej, ludzie, znalazłem sposób, by zlikwidować na świecie głód, choroby i kryzys energetyczny. Mam dowody, ale proces zajmie sto lat”, to twoim zdaniem ludzie raczej parzyliby na korzyści teraźniejsze, czy raczej spojrzeli dalej? 

 

 

A ja (optymistycznie?) sądzę, że niektórzy ludzie potrafią patrzeć dalej i nawet to robią. Tylko procesy demokratyczne raczej ich nie promują. Wydaje mi się, że zdarzają się sytuacje, kiedy wszyscy wiedzą, jaką decyzję należałoby podjąć. Ale że to polityczne samobójstwo i partia występująca z inicjatywą prawie na pewno nie dostałaby się do sejmu w najbliższych wyborach, więc...

Babska logika rządzi!

Ech, nie używa człowiek emotikonem i wszyscy myślą, że jest poważny, złowrogi i napastliwy. A przecież w rzeczywistości jestem potulny jak mały, puchaty kotek. 

No patrz, ja mam tak samo, tyle tylko, że mi nawet używanie emotek często nie pomaga :P Może dlatego źle zrozumiałem Twoją wypowiedź.

 

Sfun ma sporo racji. Często nie potrafimy poświęcić dobra doraźnego dla osiągnięcia wielkiej korzyści w przyszłości – i to nawet, jeżeli ta przyszłość nie jest bardzo odległa i jeszcze nas samych będzie dotyczyć.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

A widzisz, Finklo, z tą demokracją to raczej kwestia jej dojrzałości. Popatrz choćby na procentową produkcję energii z tych tak zwanych źródeł odnawialnych u naszego zachodniego sąsiada, a potem porównaj ją z naszą. Wszystko – moim zdaniem – sprowadza się do tego, czy demokratyczna większość narodu jest na tyle rozsądna, by wybrać rozsądnych przedstawicieli i czy ci przedstawiciele chcą rządzić dla dobra kraju, czy raczej by się dorobić i trochę – kolokwialnie mówiąc – nakraść.

Wszystko sprowadziłeś do czubka góry lodowej ;). Na spodzie jest to, czy można sobie pozwolić na komfort myślenia o przyszłości. Ogromna większość świata, w przeciwieństwie do naszych zachodnich sąsiadów i nas, nie może.

Przy okazji chciałbym się podzielić TEDtalkiem, który absolutnie uwielbiam. Jeśli chodzi o społeczno-demograficzny kontent całkiem ciekawy, a w dodatku przykład genialnego prowadzenia prezentacji.

http://www.ted.com/talks/hans_rosling_on_global_population_growth

Dojrzałość demokracji? A myśmy czasem nie zaczęli wybierać władcy wcześniej niż nasi sąsiedzi? Hmmm, to akurat nie był najlepszy przykład.

To o rozsądek tej demokratycznej większości sprawa się rozbija.

Ja osobiście byłabym za zwiększeniem nakładów na edukację kosztem chociażby wojska. No, która sprawa wygląda na bardziej potrzebną w długim okresie? Ale weź, wystąp z takim pomysłem w sejmie... Zwłaszcza, kiedy wschodniemu sąsiadowi [autocenzura]...

Babska logika rządzi!

Vyzarcie, myślę, że niedługo sytuacja nas zmusi, do bardziej odpowiedzialnego podejścia. I jest to uzasadniona nadzieja, bo wiele spraw udało się nam naprawić... pojawiło się jednak wiele nowych a niektóre stare się pogłębiły.

Uważam się za naukowca, wiec nie mogę powiedzieć: “Wiem na pewno, co się stanie”

Nie, mogę tylko powiedzieć “Znając takie a takie dowody empiryczne, z 95% pewnością stanie się to i to”

Tu też jest pies pogrzebany, bo wielu nie rozumie tego języka nauki. Naukowiec powinien zawsze dopuszczać możliwość, że się myli, “zwykli” ludzie są pewni swoich racji “na dwieście procent”, są mocni w swoich osądach i nieustępliwi, nawet, jeśli dowody im przeczą. Jest zresztą konkurs o całej masie błędów poznawczych działających na nas...

Żyjemy w bogatej Europie, gdzie udało się nam znacznie poprawić jakość powietrza, jest ona ściśle kontrolowana, stan wody w rzekach się poprawia powoli (ale często to nadal ostatnia klasa czystości), lasy zdrowieją, mamy sporo terenów chronionych, itp. Niby ok, ale...

Jeżdżąc rowerem widzę masę śmieci w lasach, w każdej miejscowości przydrożne rowy pełne są plastikowych butelek i reklamówek, co jakiś czas widzę też szambiarkę wylewającą swoją zawartość na łąki, tuż przy strumieniu (można to robić, ale pod pewnymi warunkami a już na pewno nie tak blisko wody)... A globalnie? Jak już pisałem, mnie dowody na ludzki wpływ na globalne ocieplenie przekonują, ale nawet na mojej byłej uczelni nie ma co do tego zgody. Starzy profesorowie, niektórzy bardzo znani wyśmiewają tę teorię i mają posłuch w pewnych partiach, po prawej stronie ław sejmowych. Używają jednak argumentów, które zostały już obalone... W każdym razie, nawet jeśli ryzyko i nasz wpływ na nie jest przesadzony, to moim zdaniem powinniśmy dmuchać na zimne, bo potencjalne zagrożenia zagrażają nawet trwaniu naszej cywilizacji... tylko, to kosztuje...

Natomiast na świecie nie jest już tak fajnie, jak w Europie. W Chinach fatalna jakość powietrza w miastach (smog), zmusiła władze do zamykania kopalń i fabryk. Miasta w Indiach czy Bangladeszu toną w plastikowych śmieciach, na Pacyfiku dryfuje ogromna plama śmieci, wieksza od Polski, sztuczne nawozy wypłukiwane z pól odtleniły już jakieś 20% mórz przybrzeżnych (Bałtyk nawet w 70%), odkryto nawet na Hawajach nowy rodzaj skały zbudowany z plastiku i piasku, już ponad miliard aut w użyciu to przyszły poważny problem recyklingowy, wody dużych rzek są silnie zanieczyszczone a wylesianie jest już chyba nie do powstrzymania, chociaż w Amazonii ostatnio spowolniło.

Jest pewna nadzieja, ale nikła. My tu, w Europie (ja też) patrzymy poprzez pryzmat naszej sytuacji, która na tle świata jest niezła, ulegając całej masie błędów poznawczych...

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Tutaj, jeśli ktoś ciekaw starałem się wytłumaczyć prawej stronie, że problem nie jest bynajmniej wymysłem ekoterrorystów: http://srodowiskowiec.salon24.pl/594886,ago-mocne-dowody

 

http://srodowiskowiec.salon24.pl/588389,odliczanie-alana-waismana

 

http://srodowiskowiec.salon24.pl/580718,wysoka-cena-chinskiego-cudu-gospodarczego

 

http://srodowiskowiec.salon24.pl/578380,my-nic-nie-znaczacy-pylek

 

Taka tam moja wprawka przed poważniejszymi publikacjami, więc wybaczcie babole, ktorych tam pełno:( Polecam też komentarze.

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Popatrz choćby na procentową produkcję energii z tych tak zwanych źródeł odnawialnych u naszego zachodniego sąsiada, a potem porównaj ją z naszą.

Ja bym wolał, żebyście patrzyli nie na liczbę elektrowni wiatrowych, które są szpetne, niespecjalnie przyjemne dla człowieka i ptaków, a które często okazują się nieefektywne, ale na Francję i elektrownie atomowe.

 

Ja osobiście byłabym za zwiększeniem nakładów na edukację kosztem chociażby wojska. No, która sprawa wygląda na bardziej potrzebną w długim okresie?

Wojsko. Oczywiście zawsze moglibyśmy powiedzieć, że lepiej jest zginąć wykształconym, niż żyć nieukiem, ale wydaje mi się, że jednak większość obywateli wolałaby żyć i to w dodatku w swoim, nie obcym państwie. Inna sprawa, że wcale nie uważam, żeby w Polsce trzeba było zwiększać budżet przeznaczony na edukację.

 

Wszystko – moim zdaniem – sprowadza się do tego, czy demokratyczna większość narodu jest na tyle rozsądna, by wybrać rozsądnych przedstawicieli i czy ci przedstawiciele chcą rządzić dla dobra kraju, czy raczej by się dorobić i trochę – kolokwialnie mówiąc – nakraść.

Większość narodu wybiera takich przedstawicieli, którzy zapewnią jej krzyż pod pałacem albo tęczę na placu. Jak obserwuję ludzi, to dochodzę do wniosku, że wielu z nich w debacie publicznej bardziej podnieca symbol albo to, jak jakiś polityk wygląda, niż to, żeby był dobrobyt. Sporo ludzi nawet życzy nielubianej przez siebie opcji, jeżeli jest ona aktualnie przy władzy, żeby było za jej rządów jak najgorzej.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ja bym wolał, żebyście patrzyli nie na liczbę elektrowni wiatrowych, które są szpetne, niespecjalnie przyjemne dla człowieka i ptaków, a które często okazują się nieefektywne, ale na Francję i elektrownie atomowe.

Tu między innymi jest pies pogrzebany, bo mamy wybór między nieefektownymi elektrowniami wiatrowymi/wodnymi/słonecznymi oraz efektownymi elektrowniami atomowymi, które poza kosztami eksploatacji generują jeszcze radioaktywne odpady. No i jest jednak różnica szeroko pojętych skutków  uszkodzenia – powiedzmy – wiatraka, a uszkodzenia reaktora jądrowego. 

Oczywiście każdy kij ma dwa końce, ale zanim opowiem się za energią jądrową, poczekam na dopracowanie wydajnych reaktorów fuzyjnych.

Większość narodu wybiera takich przedstawicieli, którzy zapewnią jej krzyż pod pałacem albo tęczę na placu. Jak obserwuję ludzi, to dochodzę do wniosku, że wielu z nich w debacie publicznej bardziej podnieca symbol albo to, jak jakiś polityk wygląda, niż to, żeby był dobrobyt. Sporo ludzi nawet życzy nielubianej przez siebie opcji, jeżeli jest ona aktualnie przy władzy, żeby było za jej rządów jak najgorzej.

Otóż to, Berylu. Otóż to. Nie powiedziałbym, że większość obywateli wybiera takich przedstawicieli, bo jednak – szczęście w nieszczęściu – rządzi nami PO, nie PiS, ale mnie osobiście coraz bardziej zaczyna przerażać ilość osób, o których napisałeś. Bardzo, bardzo przerażać.

 

Finklo, w kwestii wojska zgodzę się z Berylem. Potencjał obronny kraju i tak mamy już na tyle niski, że obniżanie go jeszcze bardziej byłoby jak krzyczenie: “tu jestem, najedźcie na mnie!”. Niestety to, że przez ostatnie siedemdziesiąt lat nie mieliśmy w Europie poważniejszej wojny, wcale nie świadczy, że ta tendencja utrzyma się stale. Zresztą PiS zrobił nam już wystarczające kuku w kwestii obronności, gdy byli przy władz. Powiedzmy, że nie uważam zakupu przestarzałych F-16 po zawyżonych cenach oraz rozbicia w drobny mak naszego wywiadu wojskowego przez pana Macierewicza za dobry pomysł.

 

A swoją drogą, Sfunie, jakie konsekwencje może mieć długofalowe poszerzanie się zjawisk, o których pisałeś? Mówię tu o rzeczach nieoczywistych dla przeciętnego zjadacza chleba i – powiedzmy –  szerzej opisanych niż np.: “jak to co? Koniec świata!”

 

  1. Globalne ocieplenie. Ociepliło się obecnie od początku Rewolucji Przemysłowej o około 0.80oC. Według najlepszych przybliżeń dalsze 1,2oC jest w drodze, wymuszone obecnym stężeniem gazów cieplarnianych. Gdy poprzednio było cieplej właśnie o te 2oC (jakieś parę milionów lat temu) poziom oceanu był wyższy nawet ponad metr. Niby mało, ale w zupełności wystarczy, by zagrozić Żuławom, okolicom Szczecina, Łeby. To pierwsze zagrożenie. Drugim zagrożeniem związanym z GO jest przekroczenie progu 2oC i... i tak naprawdę nie wiemy, co może się stać. Są badania dawnego klimatu pokazujące, że gdy ziemski klimat był cieplejszy o te zaledwie 2-3oC dochodziło do groźnych sprzężeń dodatnich, na skutek których w ciągu dekad następowała katastrofa klimatyczna. Spowodowane to było uwalnianiem się metanu z okolic podbiegunowych z wiecznej zmarzliny. Po prostu, gdy jest cieplej odtaja a do zgromadzonej w lodzie materii organicznej dobierają się bakterie, które w warunkach tlenowych redukują resztki do CO2 a w warunkach beztlenowych do metanu. Więc przy pewnej granicy (gdzie ona dokładnie jest nikt tak naprawdę nie wie) ocieplenie napędza samo siebie, aż do zadziałania “hamulców”… tylko, że te działają wolniej od przyśpieszenia. Trzecim zagrożeniem jest również uwolnienie się metanu, ale z tak zwanych klatratów. To podobne do mgiełki związek, stabilny w niskiej temperaturze, pod dnem morskim. Gdy zbyt ciepłe wody docierają do klatratów robi się nieciekawie. Gromadzą one ogromne ilości metanu, gdyby się uwolnił ociepliłoby się i o ponad 9oC! A to spowodowało by już na pewno katastrofę dla naszej cywilizacji. Co ciekawę, w ciągu paru ostatnich lat było kilka sytuacji, gdy i statki badawcze i lodołamacze donosiły o “bąblowiskach” na wodach Arktycznych. To właśnie uciekający metan... na razie powodu do alarmu nie ma, ale jeśli powtórzy się to na większą skalę... Czwartym zagrożeniem są ekstrema pogodowe. W sytuacji, gdy rozkład temperatur jest stabilny prawdopodobieństwo występowania skrajnych mrozów i skrajnych upałow jest równie mało prawdopodobne. Gdy temperatura rośnie rozkład prawdopodobieństw przesuwa się w stronę upałów i wtedy temp >35oC powiedzmy, uznawane u nas już jako skrajnie ciepłe występują nie raz na 20 lat, ale raz na dekadę, potem raz na pięć lat... w każdym roku. I to przesunięcie też jest obecnie obserwowane na całym świecie, dni upalnych po prostu przybywa. Piątym zagrożeniem jest większa ilość pary wodnej wynikająca z wyższej temperatury. Sprzyja to powodziom i podtopieniom z jednej strony, jak i suszom z drugiej, gdy utrzymuje się długo wyżowa pogoda. Ostatnio, chyba to było w 2012 roku, jeśli dobrze pamiętam mieliśmy niezwykle ciekawą sytuacje hydrologiczną na Wiśle. Najpierw była rekordowa niżówka (absolutne minimum w Warszawie, 58cm), odsłaniająca archeologiczne skarby, potem (albo wcześniej nie pamiętam) przyszła powódź. W tym samym roku. I to też jest zgodne z przewidywaniami i samej teorii i modeli klimatycznych. Musimy się przygotować na więcej takich skoków. Reszta zagrożeń w rolnictwie, ogrodnictwie, żegludze itp wynika z wcześniejszych. Jeśli ociepli się “tylko” do tych 2oC ponad,  temp zprzed Rewolucji Przemysłowej nie będzie tak źle, może nawet korzyści przewyższą straty. Jeśli ociepli się ponad 2oC, ale zatrzynma się na 4oC powinniśmy się dostosować, płacąc za to wysokimi kosztami. Ponad 4oC może być to dla na groźne (jako gatunkowi, bo planeta spokojnie przetrwa). Później dopisze o innych sprawach, jeśli będziecie chcieli.

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

A ja się jeszcze chwilę przy swoim poupieram.

Czy to nie jest właśnie przykład faworyzowania krótkoterminowych korzyści? Bo ten system obronny jest nam potrzebny TERAZ. A dzieciak, który pierwszego września pójdzie do zerówki, na rynek pracy wejdzie za kilkanaście lat.

Otóż ja jestem przekonana, że za te kilkanaście lat ten młody człowiek – wyposażony w wiedzę ogólną we wszystkich podstawowych dziedzinach (także ekologii i ekonomii – żeby nie śmiecić i rozsądnie głosować), szczegółową w jednej lub dwóch wybranych i umiejętność krytycznego myślenia – będzie wart więcej niż zakupiony dzisiaj czołg. Nawet, jeśli zdecyduje się na wstąpienie do zawodowej armii i zostanie inteligentnym oficerem.

Poza tym sądzę, że gdyby wszystkie państwa zredukowały nakłady na zbrojenia, wszyscy by na tym zyskali. Ale co zrobisz – wyścig zbrojeń i strach wyglądać na słabego.

 

Sfunie, to bardzo ciekawe. Pisz dalej. Coś słyszałam, że jak się ogrzeje powierzchnia oceanów, to cyklony tropikalne przybiorą na sile. Katrina co drugi sezon – jacyś chętni? I jeszcze (raczej w skali światowej) pojawi się problem uchodźców z żyznych, nisko położonych i gęsto zaludnionych terenów. Powierzchnia lądów się skurczy, niektóre wyspy poznikają. Czy grozi nam wymieranie lasów nagle położonych w nieodpowiedniej strefie klimatycznej?

Babska logika rządzi!

Finklo, moim zdaniem to nie jest kwestia tego, że system obronny jest nam potrzebny teraz. System obronny jest nam potrzebny stale. Powiedziałbym wręcz, że nie potrzebujemy go w tej chwili, bo przecież mamy w Europie w miarę stabilny pokój, ale wojsko jest akurat czymś, na co każdy kraj powinien łożyć w sensownym zakresie, bo nigdy nie wiadomo kiedy interwencja wojska będzie konieczna. Pomyśl o tym w ten sposób – kupujesz samochód i masz opcję dokupienia dodatkowego ubezpieczenia ac. Jest to oczywiście dodatkowy wydatek, ale sądzę, że byłabyś skłonna go ponieść. Tak na wszelki wypadek. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy będzie konieczność z niego skorzystać. 

Oczywiście sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby wszystkie kraje na świecie postanowiły zmniejszyć liczbę swojego uzbrojenia i bezwzględnie/uczciwie trzymały się tych postanowień, ale taki scenariusz jest – moim zdaniem – mało prawdopodobny. 

Wiesz, gdyby to ac miało stanowić jedną z większych pozycji w budżecie, to bym się poważnie zastanowiła. Już nad kupnem samochodu.

Ano mało prawdopodobny. Tamtejsi politycy grają w tę samą grę.

Babska logika rządzi!

Poza tym sądzę, że gdyby wszystkie państwa zredukowały nakłady na zbrojenia, wszyscy by na tym zyskali.

Powiedz to Rosji. Na pewno przyjmą z entuzjazmem. ;)

A Rosjanie? Zdaje się, że w dalszym ciągu pobór do tej armii to często wyrok śmierci.

Babska logika rządzi!

To nie za bardzo zgodne z tematem, ale ja po prostu, po tym, co się zadziało na Ukrainie, trochę przewartościowałam zawartość mojej głowy. Też mi się wydawało, że z tej obronności to można wszystkie środki przesunąć na ważniejsze rzeczy, jak edukacja właśnie. A tu się okazuje, że masz jedno nieobliczalne państwo zbójeckie pod nosem, i już to wygląda inaczej. Mniej bezpiecznie. Bardziej nieobliczalnie.

A Rosjanie? Uwielbiają swojego mega super hiper macho prezydenta o stalowym spojrzeniu i takim samym mózgu.

 

Ale to offtop, przepraszam.

Nie mieszajmy do tego cara-batiuszki, który z definicji jest wspaniały. Mam nadzieję, że większość Rosjan zareagowałaby z entuzjazmem na wieść o zmniejszeniu armii o połowę. Ale danych nie mam.

Babska logika rządzi!

Finklo, nawet ZANIM wody morskie zaleją żyżne delty słone wody zanieczyszczą pokłady wody słodkiej uniemożliwiając rolnictwo. To dzieje się między innymi w dolinie Indusu, chociaż tam trudno jest jednoznacznie wskazać, że to na skutek podniesienia się poziomu morza, ponieważ tamtejsi rolnicy przez dekady wypompowali pokłady wodonośne obnizając poziom wody w studniach nawet o kilkadzisiąt metrów, w jej miejsce naciera woda morska.

Tutaj, będąc leniwym kopiuję listę “wpływów” człowieka przygotowaną na potrzeby innej notki:

Pogrubiłem te, które najbardziej nam zagrażają, kursywą te, które powodują poważne zagrożenie dla całej natury globalnie.

 

  1. Wycinanie lasów
  2. Zawlekanie obcych gatunkow roślin i zwierząt (wody balastowe statkow, transport kolejowy i drogowy)
  3. Defragmentacja siedlisk (drogi, linie kolejowe, pola)
  4. Wprowadzanie setek nowych substancji chemicznych (ok 30 tys substancji sztucznych)
  5. Trzebież siedlisk, nadmierne połowy i polowania
  6. Degradacja gleb (siarka, przesuszenie, zanieczyszczenie metalami ciężkimi)
  7. Rozprzestrzenianie patogenów
  8. Miejskie Wyspy Ciepła
  9. Rozwój miast i przedmieść/zabieranie przestrzeni życiowej
  10. Wycieki chemikaliów
  11. Wycieki radioaktywne
  12. Zanieczyszczenie światłem
  13. Elektrosmog
  14. Hałas (wody oceaniczne, walenie, miasta,)
  15. Blokowanie tras migracyjnych, przegradzanie rzek tamami
  16. Zmiany w sposobie użytkowania Ziemii
  17. Zakłócanie obiegu wody
  18. Eutrofizacja, zanieczyszczenie nadmiarem azotu.
  19. Globalne ocieplenie
  20. Dziura Ozonowa
  21. Zanieczyszczenie powietrza i wód.

Ta lista z cała pewnością nie jest pełna, zamierzam ją sukcesywnie uzupełniać. Różna jest też skala naszego wpływu, ale aż pięć z nich ma rozmiar globalny, większość zdecydowana co najmniej kontynentalny, a tylko parę ma wpływ tylko lokalny (hałas, elektrosmog, światło, wycieki, miejskie wyspy ciepła i rozwój przedmieść).

Obecnie coraz więcej naukowców chce wprowadzenia nowej ery, Antropocenu, a jednym z jego wyznaczników ma być Szóste Wielkie Wymieranie Gatunków...

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

A co to jest elektrosmog?

Babska logika rządzi!

Elektrosmog to smog związany z nadmiarem elektroniki. Każde urządzenie wytwarza pole elektromagnetyczne, które ma wpływ na otoczenie. Można jeszcze dodać zanieczyszczenie światłem.

Nowa Fantastyka