- Hydepark: Czego lubicie się bać?

Hydepark:

książki

Czego lubicie się bać?

Jest dyskusja o SF, a nie ma nic na temat mojego ulubionego horroru. A w sumie – biorąc pod uwagę opowiadania wampiryczne, a także konkurs na temat wampirów – tematyka wydaje się tutaj całkiem popularna.

Więc czego to lubicie się bać? Jaka książka czy opowiadanie Was przestraszyły/spodobały się/zafascynowały?

 

U mnie chyba fascynacja horrorem zaczęła się od H.P. Lovecrafta i zbioru "Zew Cthulhu" (jak źle napisałem imię, wybaczcie). Jak to u Lovecrafta, nie wszystkie teksty były dobre, ale finałowa "Muzyka Ericha Zanna" szalenie mi się spodobała. Potem było to i owo wyciągane z biblioteki (w typie Opowiadania grozy literatury rosyjskiej), dalej Masterton (Manitou oczywiście, a potem długo nic aż do Zwierciadła piekieł, chyba najlepszej książki faceta), King (choć najlepsza książka – Misery – horrorem nie jest), "Księgi krwi", Dan Simmons i "Letnia noc" oraz Raya Bradbury'ego.

Ale najlepsze – absolutnie i bezapelacyjnie – są opowiadania z końca XIX w. M.R. James "Zagwiżdż, a przyjdę do ciebie, mój chłopcze" oraz bodajże "Królicza łapka" – historia, w której to, co straszne, nigdy się nie pojawia, ale jak to straszy!

Komentarze

obserwuj

Ja nie przestałem być zakochany w Egzorcyście i co roku go czytam na nowo. I to nie dla scen z demonem, co mówi od tyłu, tylko chyba bardziej dla księdza. To może raczej pasować do kategorii "czym lubicie się przygnębiać'

O tak, Lovecraft, po "Muzyce Ericha Zanna" bałem się każdego cienia:P Do tego King i Edgar Alan Poe, którzy mnie nie straszą ale hipnotyzują a najbardziej przygnębiam się zakończeniem sagi wiedźmińskiej, normalnie mam ciarki przy scenie z łodzią, przygnębiam się ponadto własnymi opowiadaniami, wiem, że to samolubne ale jak czytam je to mi się za każdym razem robi smutno.
Masterton nigdy mi nie podchodził, chocbym się starał to nie mogę się do niego przekonać.
Z takich czysto horrorowych rzeczy był jeszcze zbiorek opowiadań, coś o mówieniu umarłych i ich historiach, był tam bodajże "Nocny pociąg z mięsem" (nie oglądałem filmu o tym tytule i nie wiem nawet czy to ekranizacja:P) i kilka innych, ale nie pamiętam tytułu.

Ja z horrorów zawsze lubiłem Mastertona, choć niektóre jego książki to były straszliwe gnioty :P Ale do najlepszych zaliczam "Wykletego", "Demony Normandii", coś o ziemiokrążcach z wariatkowa, nie pamietam tytułu i o takim obrazie i ludziach salamandrach. Co do "Manitou" to według mnie do większej połowy da się czytać, ale końcówka jest tak debilna, że śmiałem się z niej do rozpuku. Druga część była pod tym względem dużo lepsza. Lubiłem też czytać takiego pana co się zowie Guy N. Smith, choć jego akurat powieśći wywoływały u mnie raczej uśmieszek niż przerażenie, mimo to mam sentyment do jego dzieł. Kinga srednio lubie, nie ten rodzaj grozy, który mi podchodzi. A Lovecrafta i Poe, wstyd się może przyznać, ale nie czytałem nigdy :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ketchum, Jack Ketchum. Nie wiem, która z wydanych po polsku straszniejsza: "Dziewczyna z sąsiedztwa" czy "Poza sezonem". Ale facet jest porąbany i pisze jak porąbaniec. Świetny porąbaniec. ;) 

Arthur Machen i jego różne opowieści. Bardzo stare i pachnące. Może bardziej niesamowite, niż straszne, ale kiedy się dołoży odpowiednią oprawę, pobać się też można.

Kamahl, to chyba była pierwsza Księga Krwi Barkera, jeśli był tam  jeszcze np. opowiadanie o kolesiu żyjącym w świni i o demonie Yatteringu. I tak, film jest na podstawie i polecam, bo jest jak najbardziej na poziomie pierwszego Hellraisera i Nightbreed. Barker jest ogólnie niezły, jedyn koleś który potrafi napisać pasjonujące opowiadanie o kolesiu, który uprawiał sex ze ścianą :)

A horroru to tak klasycznie lubię, Poe, Lovecraft, wczesna Rice, King, Masterton (niektóre, Manitou na przykład nie byłem w stanie skończyć), Hrbert, Lumley itp. Z tym, że nigdy nie zdażyło mi się bać czytając horror, za to uwielbiam, jak książkowy horror ma jakieś implikacje, które wywołują ciarki na plecach. Dla przykładu początek Czarnego Anioła Mastertona (tak brutalnie wykręcony, a przecież to nie jest low on gore writer) i opowiadania Kinga Szkoła Przetrwania i Jaunting (ostatnia scena tego nie dawała spać po nocach, jak się człowiek wczuł).

Kamahl, to chyba była pierwsza Księga Krwi Barkera, jeśli był tam  jeszcze np. opowiadanie o kolesiu żyjącym w świni i o demonie Yatteringu. I tak, film jest na podstawie i polecam, bo jest jak najbardziej na poziomie pierwszego Hellraisera i Nightbreed. Barker jest ogólnie niezły, jedyn koleś który potrafi napisać pasjonujące opowiadanie o kolesiu, który uprawiał sex ze ścianą :)

A horroru to tak klasycznie lubię, Poe, Lovecraft, wczesna Rice, King, Masterton (niektóre, Manitou na przykład nie byłem w stanie skończyć), Hrbert, Lumley itp. Z tym, że nigdy nie zdażyło mi się bać czytając horror, za to uwielbiam, jak książkowy horror ma jakieś implikacje, które wywołują ciarki na plecach. Dla przykładu początek Czarnego Anioła Mastertona (tak brutalnie wykręcony, a przecież to nie jest low on gore writer) i opowiadania Kinga Szkoła Przetrwania i Jaunting (ostatnia scena tego nie dawała spać po nocach, jak się człowiek wczuł).

Lubiłem Księgi krwi (ciekawe, gdzie się podziały), ale najbardziej zawsze mi się podobała notka na początku. Coś w stylu "Wszyscy jesteśmy księgą krwi. Gdziekolwiek nas otworzyć, jesteśmy czerwoni".
Zgadzam sie z M.Bizzare, że najlepiej jest, gdy horror ma implikacje, ale akurat w książkowych nigdy czegoś takiego nie widziałem. Głównie w kinie - Ring (kurcze, a jeśli duchy nie posługują się bosko-ludzką sprawiedliwością) oraz "Egzorcymy Emily Rose" (a jeśli ona miała rację).
Z takich klimatycznych - choć nie wiem, czy to horror - to jeszcze mi się podobał "Dom na granicy światów".

O właśnie, dzięki za odświeżenie mojej pamięci:)

Jestem wielką fanka horrorów. Najbardziej lubię takie, o których wiem, że przedstawione w nich wydarzenie nie mogłyby się wydarzyć naprawdę. Z filmów najbardziej ze wszystkich podobał mi się Silent Hill, ale lubię też horrory w stylu Innych. Co do Egzorcyzmów - nie daje rady oglądać, ani czytać. Jeśli chodzi o książki do dziś lubię wracać do Poego.

W środowe wieczory Tv4 emituje pasmo horrorów (niestety większość widziałam:().

Wyłamię się z reguły, narzuconej tematem.

W innym miejscu (forum NF) i przy innej okazji pisałem, że należę do takich jakichś dziwaków, których piszący horrorki zapewne chcieliby wymordować, żeby im statystyk nie zaniżali.

O tyle to dziwne, że jak każdego normalnego człowieka można mnie przestraszyć — lecz tylko w rzeczywistości. Z kart książki krew się wysącza, duchy się szczerzą i jęczą, łańcuchami dzwonią, niewidzialne moce harce jakieś wyczyniają z czasem i przestrzenią, a po mnie spływa to jak woda po gęsi (o kaczkach lepiej nie pisać). Z filmami — jeszcze gorzej. Potwór straszliwy pożera kogoś, a ja mruczę pod nosem: a po coś tam lazł/ lazła, mówili ci dobrzy ludzie, że... Najgorzej mają ze mną twórcy filmów grozy fantastyczno-naukowej. Nie pamiętam, żeby jakaś maszynowa pokraka zdołała wywołać dreszcze...

Próbowałem poczytać zbiór Lovecrafta — przysypiałem. Przeczytałem, bo musiałem, coś z pajęczyną i ciemnością w tytule. Naraziłem się strasznie, na szczęście czysto prywatnie, bo wykpiłem parę głupot... ale, o dziwo, Edgar Alan przemawia do mnie. Nie za mocno, ale jednak.

Czy to jakaś choroba, czy przeciwnie? (Zastrzegam, że nikomu niczego nie insynuuję!)

AdamKB: jak to mówią twórcy DOOM - jesteś inny i dziwny, a twoi koledzy uważają, że zupełnie do nich nie pasujesz. A może nie czujesz empatii, co? Przyznaj się! A może profesor Zimbardo miałby z Ciebie pociechę, co?

Empatia tak, ale do żywych ludzi. Może to tłumaczy?
Zimbardo nie miałby pociechy. Ofiarą być na pewno nie chciałbym, strażnikiem jeszcze wyraźniej nie --- bo wiem, czym to pachnie i podziękowałbym za dowolne role, chcąc pozostać sobą.

AdamKB: Horror= bardzo utarta konwencja. Jesli nie lubisz konwencji, nie będzie ci się nigdy podobał i ciężko będzie ci znaleźć coś dla siebie w tym gatunku. Poza tym, ja horror literacki nazwałbym raczej "opowieściami niesamowitymi", bo książka może naprawdę przestraszyć tylko chyba kogoś z wyjątkowo nadaktywną wyobraźnią. Zaniepokoić, znieszmaczyć, poruszyć tak, ale ciężko słowem pisanym przestraszyć.

Co do filmów, czy ja wiem. Potwór pożera lezących ślepo przed siebie bohaterów - to konwencja horroru amerykańskiego. Tyle jest rzeczy po bokach gatunku. że ciężko by było cały potępić w czambuł.

Nie napisałem ani słowa o konwencji. Napisałem, że jestem (dziedzicznie?) odporny na chwyty stosowane w tejże. "Przestraszenie" to z mojej strony uproszczenie. Pax?

Horrory filmowe tak, ale tylko produkcji japońskiej, nie są one może straszne w normalnym tego słowa znaczeniu (nie boję się wyskakującej zza winkla małej dziewczynki, która mi zaraz urwie głowę i nasika do środka) ale lubie to jakie sa parąbane, widzę napisy końcowe i zastanawiam się o co do diaska chodziło, kto był zły, kto żywy a kto martwy, takie ogromne wtf? to jest najlepsze, z ostatnio oglądanych polecam "Shooter" ale on nie jest japoński, tajski bodajże, i "Siostry" najczystsza japońska masakra mentalna, oglądałęm dwa razy i ciągle nie wuiem o co w nim chodzi, i jeszcze "Oko" albo "Oczy" po angielski było nib "The eye" ale chodziło o oboje oczu. Nie trawię natomiast amerykańskich przeróbek, te ich wersje są po prostu tragiczne, zatracają cały urok, tak samo jak amerykańska "Kwarantanna" czyli przeróbka hiszpańskiego "Rec", oryginał był przystępny, ale bez zachwytu, natomiast cover był straszny, po prostu dno, tylko biegała i krzyczała ta blondynka...
Dobry był jeszce hiszpański "Sierociniec"

Pax pax, tematu  nie było, bo i flejmów wcale nie chciałem wywoływać :)

Azjatyckie kino grozy jest świetne, ale póki ograniczysz się do najlepszych filmów, bo potem zakręciło się wokół własnego ogona. Oprócz tego, co podałeś to świetny jest Alone (drugi film twórców Shuttera, bardzo...pokręcony i jest w nim najstraszniejsza scena jaką widziałem, choć bardzo w sumie tradycyjna), Epitaph (koreańska ghost story, dziejąca się w okresie okupacji japońskiej, wizualny i klimatyczny majstersztyk, jeden z najładniej zrobionych filmów jakie widziałem, a dodatkowo środkowa z trzech opowieści ma takie sceny, po których na serio ciężko się pozbierać), Nieodebrane Połączenie (to jest już bardziej pastisz konwencji, ale mocny) i dla ekstremalnych "szperaczy' Noroi (takie japońskie Blair Witch Project, tylko lepsze i miejscami niemal lovecraftowskie w wymowie)

Niomieszkam sprawdzić, dzięki:)

Mnie zawsze ruszają horrory o opętaniu, nie wiem, ale mam przed tym jakiś podświadomy lęk. Unikam ich bo po tym nocka z głowy. Egzorcysta i te sprawy. Brrr...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dokładnie Fasoletti, mam to samo.Żadnych dziewcząt mówiących językami...
 Ale ja z inna sprawą, otóż: kupiłam ostatnio Rzeźnika drzew Philipuka (zwiedziona grafiką na okładce i pierwszym op. o umarlakach). Nie wyobrażacie sobie mojego rozżalona kiedy okazało się, że w środku horroru jak na lekarstwo. Kompletne nieporozumienie. Polećcie coś dobrego do czytania. Znacie jakies nowe publikacje? Pozdrawiam

Ostatnio wyszły dwie książki Bradbury'ego - "Październikowa kraina" i "Jakiś potwór tu nadchodzi". Jeśli nie czytałaś, kupuj bez zastanowienia. Podobał mi się "Skarb w glinianym naczyniu" Kaszyńskiego (nie polecam za to Rytuału). Polecam tez Stephena Lawsa "Pomrokę", bo pewne elementy są oryginale.
No i jest taka seria wydawnictwa C&T, wyszedł tam Machen, Wharton, James, a także John Connolly, który pisze też kryminały z elementami.

Dzięki. W takim razie zapoluję na Bradbury'ego.

Na Machena zapoluj, na Machena!

Z horrorów najbardziej lubię utwory H.P.Lovecrafta, zwłaszcza "Zew Cthulhu",  także "W Górach Szaleństwa". Oprócz tego spodobała mi się powieśc Lumleya "Władcy Podziemi" oraz "Przemiany Tytusa Crowa" utrzymane w klimacie mitów Kręgu Wielkiego Cthulu.

Od horrorów wolę weird fiction - oczywiście Lovecraft, Poe. I Grabiński, za którego opowiadaniami przepadam (zwłaszcza z tymi ze zbiorów "Demon ruchu" i "Księga ognia").
King - to zależy, Masterton - ojjj po niektóryh spać nie mogłam (to było dawno), inne mnie rozbawiły.
Barker - o taaak, tylko dla mnie to nie jest taki czysty horror.

Grabiński? - o tak:) jeden z moich ulubieńców.

Naeddran, tak, Graham ma to do siebie, że na kilka lub kilkanaście za przeproszeniem, ciulowych książek, potrafi napisać jedną świetną. I tylko te świetne powinien wydawać, bo reszta jest, przynajmniej dla mnie, nie warta uwagi.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Kiedyś niejaki Artur Hutnikiewicz wydał całe trzy tomy dzieł zebranych Grabińskiego. Szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł reedycji - bobym kupił. Mimo że trzy tomy pokazały, że nie wszystko było takie fajne, ale opowiadania trzymają się mocno.

Jeden z moich przyjaciół dopadł kiedyś to wydanie na Allegro, w całkiem dobrym stanie.
Tenże mój towarzysz, zauroczony "Demonem Ruchu" jeszcze w czasach szczenięcych, postanowił zostać konduktorem.
Jak powiedział, tak też zrobił i nadal jest zadowolony z tej decyzji.

Powieści Grabińskiego faktycznie nie przypadły mi do gustu - a czytając, zdaje się,  "Salamandrę" miałam niejasne wrażenie, że "ja już to gdzieś kiedyś". Olśnienie przyszło nagle - no jasne, "Wampir" Reymonta.
Ale za to opowiadania... majstersztyk.
A sama miałam przyjemność pisać esej o strachu w twórczości Grabińskiego na studiach; nawiasem mówiąc, polecam pracę "Gra ze strachem" M. Wydmucha. Naprawdę niezła.

:) Pracy nie znam, ale za to znam wstęp do Zew Cthulhu, chyba pierwszego polskiego zbioru opowiadań Lovecrafta. Wprawdzei ktos chyba później wydał te same opowiadania i bodajze nawet w podobnym układzie, ale bez tekstu Wydmucha - i ten brak był tak dotkliwy, że zrezygnowałem z zakupu

Hmmm... Ciekawy wątek tu znalazłam.

Zgadzam się z AdamKB. Horrory uwielbiam od niepamiętnych czasów, ponieważ wiem, że to fikcja. Oczywiście oceniam zawartą w nich grozę, lecz nie boję się ich za bardzo, bo zawsze podświadomie czuję, że straszne rzeczy są w nich zmyślone. Dlatego traktuję je jako klastyczna fantastykę. Im mniej krwi oraz trupów, tym lepiej. :)

Boję się za to thrillerów. Zła, czającego się w ukryciu. Zła, siedzącego w ludziach. Najbardziej boję się tego, co mogłoby stać się realnym. To odbieram w tekstach najmocniej. 

Pecunia non olet

bruce napisała: Najbardziej boję się tego, co mogłoby stać się realnym.

Właśnie. Tylko tego można się naprawdę przestraszyć, gdy rozwinąć motyw z tekstu. Odpadają smoki (chyba że genetycy na łby poupadają i, dorwawszy jakimś cudem dobrze zachowane DNA, odtworzą potworka » Jurassic Park « ), ale już nie można całkowicie wykluczyć robotów – morderców. Geniusz programowania – i najdrobniejszych poszlak, wskazujących... 

Dokładnie tak, AdamieKB. Wychowana na horrorach, oczywiście jako dziecko bałam się ich, ale podświadomie rozumiałam, ze to wymyślona fabuła, która ma straszyć widza/czytelnika fantastycznymi stworami. Dlatego też chętnie czytam horrory, skupiając się na ich cechach. Natomiast strach wywołują rzeczy realistyczne.

W ciągłym sporze  o definicję pojęcia, jestem zdecydowanie zwolenniczką określenia horroru jako gatunku z cechami fantastycznymi, nierealnymi. 

Im więcej realizmu, tym w moim odczuciu mniej horroru i tym większy mój strach. A już człowiek-sadysta czy zwyrodnialec, to jest masakryczne wręcz apogeum strachu. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka