Recenzja:

Nowa Fantastyka 03/15

Marzec. Dziennik pokładowy gwiazdolotu "Czytam"

Siedzę, rehabilituję się, czytać już mogę. Mietek nawet był, z flachą, ale go medyczny sztuczniak pogonił w pierony.

 

A ja czytam i… Groźno tak jakoś.

 

Jerzy Rzymowski (JeRzy) straszy we wstępniaku taką ilością zagład, jakiej jeszcze ludzkość nie widziała.

Marcin Zwierzchowski (malakh) straszy konsumentów treści nawałnicą premier literackich, komiksowych i filmowych.

A dobija na dokładkę Mateusz Wielgosz, w krótkim felietonie prezentując, jak dla mnie, dość przerażający rozdźwięk pomiędzy tym, co Amerykanie myślą na temat konkretnych osiągnięć badanych naukowo, a co sami, anegdotyczni już, amerykańscy naukowcy.  Autor wskazuje na media jako na głównego sprawcę problemu, z taką pewną nieśmiałością pozwolę się sobie jednak nie zgodzić. Chciałbym zwrócić uwagę, że nawet przytoczony przykład atrakcyjnego programu, gdzie z jednej strony mamy rzeczową argumentację, a z drugiej anegdotę i “chemię” – średnio inteligentny, krytycznie analizujący wypowiedzi odbiorca, jest w stanie ocenić sensownie.

W tym braku umiejętności analitycznego myślenia, czy tez nawet w braku nauczania tego typu podejścia, upatruję jednej z głównych, jeśli nie głównej przyczyny problemu. Taki przykład, po nagłówkach:

 

Górnicy dostaną XXX milionów (firma Y otrzyma dotację publiczną).

Firma Y sprzedaje węgiel z hałd po zaniżonych cenach! Konkurencja protestuje! 

Czy UOKiK ukarze firmę Y za stosowanie dumpingowych cen?

To rząd jest winien, bo dopuścił do nadprodukcji węgla – mówi przedstawiciel związku A w firmie Y.

 

Jakie wnioski wy, czytelnicy, wyciągacie z powyższych treści?

 

Matko-huto… Oczywiście, ja uważam, że nagłówki mają nakierować czytelnika na pewien sposób rozumowania, ale nie umniejsza to samej absurdalności opisywanej sytuacji oraz tego, że cały problem jest ekonomicznie dość złożony, a jego wyjaśnienie w prosty sposób zajmuje (liczyłem) pół strony gazetowego formatu. Przerażające jest to, że prawdopodobnie spora część czytelników, idąc po linii najmniejszego oporu, przyklaśnie ostatniemu twierdzeniu. Wydaje mi się, że Frommowska ucieczka od wolności, niestety, wciąż jest aktualna, mimo, że bardziej subtelna w mechanizmie.

 

Uważam również, że z podobnym problemem mamy do czynienia przy treściach naukowych i śmiem przypuszczać, że sama popularyzacja nauki tego nie odwróci. Nie wierzę też, by udało się w ciągu jednej generacji wykształcić pokolenie krytycznie, ale i konstruktywnie myślących ludzi. Wierzę natomiast, że temat sięga systemu edukacji i wychowania od najmłodszych lat, by umieć nie odpuszczać wypracowania własnej opinii, by nie pozwalać, by ktoś za nas podpowiadał, co mamy o temacie sądzić.

 

Jak się skończyła masowa ucieczka od wolności, mieliśmy okazję zobaczyć we własnym kraju w latach 1939 – 1945, a potem przez półwiecze komunizmu. Dopiero masowa niezgoda, z przyczyn od bardzo prozaicznych po ideologiczne, odwróciła tę kartę w latach ‘80 XX wieku.

 

Jak szybko nastąpi niezgoda na kłamstwa w kwestiach naukowych? Kreacjonizm kontra ewolucjonizm to stara sprawa. Pokrzepiająca jest ironiczna, ale bardzo zrozumiała w formie kampania nt. szczepień (komiksowy stripe! Nawet ja go rozumiem! Mistrzostwo marketingu naukowego, brawa na stojąco!), którą niedawno widziałem w internecie. Ośmiesza idiotyczne argumenty przeciwników szczepień, ale i uczciwie zaznacza, że występują – w określonym, małym procencie populacji – przeciwwskazania lub komplikacje związane ze szczepieniami. Wśród licznych komentarzy, znalazłem jeden, który mnie poruszył. Autorka informowała, że sama jest ofiarą komplikacji choroby, bo miała przeciwwskazania do szczepienia, w kilku oszczędnych słowach tłumaczyła piekło leczenia, jakie przeszła. Kończyła wywód puentą, w której mówiła wprost (parafrazuję, z pamięci): “Wiem, że jestem promilem tych złych przypadków. Ale wolę być promilem  w zaszczepionym społeczeństwie, bo nikomu nie życzę takiej gehenny, jaką przeszłam. Szczepcie swoje dzieci.”.

 

Abstrahując od tego, czy wpis opowiadał prawdziwą historię, czy nie, moją uwagę zwróciła sama postawa i stosunek ilościowy oraz jakościowy komentarzy. Ten wpis, ze swoim gorzkim realizmem i rozsądkiem, był jak głos wołającego na puszczy.

 

Pewna znajoma pediatra śmiała się, że ogniska epidemii odry w sąsiednich Niemczech, skwapliwie nagłośnione przez media, przysłużyły się sprawie lepiej, niż wieloletnie apele lekarzy. Od miesiąca rodzice wojujący ze szczepieniami tłumnie zapisują się na zastrzyki dla małych dzieci. Tylko dlaczego trzeba jakiejś tragedii, żeby ludzie zaczęli rozumieć, gdzie ziarno, a gdzie plewy?

 

Ciekawie problem medialnego szumu, zaciemniającego prawdziwy stan nauki z jednej, a bezkrytycznego przyjmowania informacji z drugiej, możemy zaobserwować w felietonie Bartłomieja Urbańskiego “Ciche i zabójcze – bąki nauki popularnej”.

 

Groźno tak jakoś się zrobiło…

 

 

 

Okładkowy temat opracowują Robert Skowroński (”Seksmaszyna”) i Łukasz Śmigielski (”Gdzie się podziały superdziewczyny?”). Pierwszy z wymienionych artykułów to taka szybciutka przebieżka po patriarchacie i uprzedmiotowieniu kobieco-maszynowej postaci w fantasy i sci-fi, z małym akapicikiem o rosnącym w siłę nurcie cyberfeminizmu. Nie wiem, czy to przez skrótowość artykułu, jego prześlizgnięcie się po temacie, czy też przez małą ilość interesujących informacji – tak sobie.

Za to przekrojówka po postaciach heroin w pulp-fiction, komiksach i częściowo ekranizacjach superbohaterek w XX wieku – interesująca. Ciekawa wycieczka do początków tych wszystkich seksownych bohaterek, rozpalających fantazje młodocianych wielbicieli fantastyki i przy okazji stanowiących ikonę niezależnej, silnej, a przy tym bardzo kobiecej – bohaterki. Warto.

 

Och, patrzę sobie tak na to ramię sztuczniakowe, na ten zestaw chwytaków, czujników i igieł, na tę plątaninę przewodów… Patrzę i myślę: A gdybym tak z mechanikiem Janem zagadał? Prawoskrzydłowy też chyba coś tam z cyberbotyki miał w papierach… Taka pielęgniareczka, a choćby i pół, górne, jak u syrenek… Z głosem też na pewno coś da się zrobić!

 

Andrzej Kaczmarczyk w artykule o “Wielkiej przygodzie na małym ekranie” przybliża dzisiejszym miłośnikom fantastyki arcyciekawy, udany eksperyment połączenia telewizji z… LARP-em (Live Action Role Playing, czyli gra fabularną na żywo, tak ulubioną przez graczy tradycyjnego pen & paper RPG). Muszę przyznać, mimo że to był okres mojego dzieciństwa i początków fascynacji sci-fi i fantastyką, z racji przaśności naszej transformacji ustrojowej jakoś uciekł mi “Knightmare” z radaru. Z przyjemnością przeczytałem więc o bajecznej wręcz przygodzie, jaką mógłbym przeżyć, gdybym tylko w tamtych latach żył w Anglii… potem Francji lub Hiszpanii. Warto, warto-warto!

 

Panie Andrzeju, pst… “nienajgorszy poziom” –> “nie najgorszy” (w stopniu najwyższym przymiotnik z “nie” – osobno).  Proszę wybaczyć, ale to już skrzywienie rodem z portalu fantastyka.pl… :-)

 

Michał Hermes rozmawia z Terri Tatchell, żoną Neila Blomkampa i nominowaną do Oscara scenarzystką Dystryktu 9 oraz Chappie. Wywiad jak wywiad, dość letni i taki anglosaski – uprzejme, okrągłe odpowiedzi, optymizm i radość… Za to sama scenarzystka, prima sort kobieta :-) No i cieszy, że to ona stoi za scenariuszami do wspomnianych filmów, Blomkamp ma w domu niezłą artylerię! Pozazdrościć, pozazdrościć takiej żony…

 

Marek Grzywacz w moim ulubionym cyklu zabiera nas na fantastyczne Filipiny, które okazują się być lokalnym pretendentem do tronu azjatyckiego, fantastycznego hegemona. Plus garść linków do anglojęzycznych utworów filipińskiego pochodzenia, no czegóż chcieć więcej? Muchos spasiba, herr Grzywacz! 

 

Przeciągam się ostrożnie, zerkam na medsztuczniaka… Nie, nadal jest brzydkim wysięgnikiem. Jednak pogadam z Mieciem, jak znów wpadnie.

 

Przeklikuję stronę i holo rzuca mi przed oczy opowiadanie Szymona Stoczka, “Wojna Vasyla Kavalenko” – w ramach projektu Nowe Perspektywy”. 

Powiem szczerze, po “Tasiemcu” źle wróżyłem, po “Ostatnim pierdzielu na świecie”, niezłym, choć specyficznie wycelowanym – coś drgnęło, ale dopiero “Wojna Vasyla Kavalenko”, moim skromnym zdaniem pilota z zadupia znanego Wszechświata, dorasta do zamiaru, jaki przyświecał projektowi.

Autor ani chybi desantował na Ukrainie, wojennym księżycu jakiegoś gazowego olbrzyma, gdzie od setek lat trwa wojna domowa. Nikt już nie pamięta co i po co, ale walą, błyskają temi blasterami… A tu proszę, z perspektywy cywila, w dodatku – cywila okaleczonego wojną, z córką równie doświadczoną.

Nie, to nie jest łopatologiczna antywojenna perora. To raczej studium przemocy, kocioł chaotycznej nienawiści i wrogości. Szymon Stoczek przekrojowo, z perspektywy tytułowego Vasyla, prezentuje kolejno: okrucieństwo wojny, starcie między braćmi, głęboko zakorzenioną nienawiść, siłą narzucany pokój, a spod skóry wypełza jeszcze jeden dramat – przemoc psychiczna, niemniej bolesna i okrutna, a jakże podstępna. Owa przemoc kroi i niszczy dusze: siłowo narzucających pokój Obcych, całych narodów, przez najporządniejsze rodziny aż po pojedynczych ludzi. Aż do stadium, gdy zapiekła nienawiść decyduje o lepszym lub gorszym życiu niczemu niewinnego dziecka.

“Wojna Vasyla Kavalenko” jest przejmującym tekstem. “Pierdziel” wzbudza nieledwie smutek, “Tasiemiec” – zmieszanie formą. Ale to opowiadanie Stoczka dotyka bieżących zdarzeń w sposób uniwersalny, skupiając w rodzinie tytułowego bohatera całą skomplikowaną matnię, w jaką wpadają ludzie, gdy brat bratu – wilkiem. Gra na uczuciach? Owszem. Moim zdaniem, autor prezentuje mechanizmy związane z przemocą, jej brak celowości, a przy tym stara się bardzo uciec od dydaktycznej oceny, zostawiając ją czytelnikowi. I robi to na tyle dobrze, że i za wiele lat “Wojna…” może być tekstem aktualnym.

 

Chociaż sobie i wam życzyłbym, żeby jednak nie… 

 

 

W opowiadaniu brakuje kilku przecinków, “przechodzi od razu do setna.” miast “do sedna” – odpalę chyba skan antywirusowy, kto wie, może Aldebraanie znów puścili w eter te swoje cholerne trojańskie chochliki?

 

 

Oddech, rzut okiem na sztuczniaka – jeszcze mam czas, jeszcze mnie nie pokłuje – mogę czytać. Swoją drogą, zdaje się Miecio na wspomnianym księżycu kiedyś był, muszę go zapytać… Nic to, gnamy dalej.

 

A dalej “Draconitas” Anny Łagan

Normalne, ludzkie fantasy, przy którym człowiek oddycha spokojniej. Oto siostrzenica jarla przybywa do zamku, po nauki i by nabrać doświadczenia między ludźmi. Jarl, nadmienić trzeba, zamek i bogactwo zdobył dawno temu, pokonując smoka w podziemiach zamku. Razem z bratem to pokonywanie uskuteczniał, brat, niefartownie, padł w starciu.

Protagonistka imieniem Brynja nosi na piersi pierścień, ponoć część smoczego skarbu, jaki kiedyś jarl wyniósł z korytarzy pod zamkiem. Tenże pierścień, do spółki z rozkwitającym w młodej dziewczynie (a zakazanym przez wuja) uczuciem do kuzyna, prowadzi ja na ścieżkę do odkrycia prawdy o dawnym starciu ze smokiem.

Smoczysko w tym opowiadaniu jest metaforyczne, język przystępny, a opowieść o ludzkich przywarach – aktualna. Przyzwoita lektura, ale tylca nie urywa.

 

Dalej, w fantastycznych klimatach, Mari Ness zabiera nas do “Serca Kniei”, opatrzonego świetną, tajemniczą ilustracją Daniela Grzeszkiewicza.

I tu, proszę państwa, badum tsss, pozytywny szok w trampkach i opad szczęki. Czytelnik dość szybko orientuje się, kim jest narratorka i jej tajemniczy Zielony Chłopak, jakoś mistycznie z knieją związany. Historia przez chwilę toczy się torem, który wszyscy znamy, by za moment… Za moment zasiewa ziarno wątpliwości, bo nikt tak naprawdę nie jest takim, jak nam się zdaje. Bo uczucie, mimo tego, że dziewczę widzi i ocenia sytuację, zdaje się, prawidłowo,  każe jej wciąż robić to, co robi. Bo dopiero zapach i smak śmierci, cudzej i niesprawiedliwej, przemoc nieuzasadniona – tak, znów wraca przemoc – każe jej zastanowić się nad sobą, nad Zielonym Chłopcem i podjąć decyzję…

Stara, dobra baśń – na nowo. Ale jak, prąciem państwa, szapa bo czy jakoś tak, dałem się podprowadzić jak szczeniak, myślałem sobie: “Haaaa, jaki ze mnie cwany, oblatany pilocina, se rozpoznałem od razu” – a tu pułapeczka, tralalala, wpadłem jak śliwka  w kompot i jestem zachwycony. Mniam!

 

Kolejne danie, o tytule “Słońce i Ja”, serwuje K. J. Parker.

 

Tak pokrótce: nieżyjący już, niestety, George Carlin temat religii, Boga i Słońca przedstawił w dziesięć minut tak dobrze, że nawet K. J. Parker raczej plasuje się daleko, daleko w tyle za jego monologiem. Dostępne w sieci pod hasłem “Religion is bullshit” i, jeszcze bardziej korespondujące z tekstem opowiadania, “Ten commandments” (z polskimi napisami).

 

I w sumie tyle na temat pierwszej części tekstu. W drugiej autorka autorko funduje nam ładną woltę, piękne przeobrażenie i przewrotny wniosek, które bardzo przeciętny pomysł wyjściowy wyciągają w kierunku zgrabnej zabawy z religijnymi dogmatami. Do przeczytania, ale Carlin lepszy, moim skromnym zdaniem. ;-)

 

Pst! “przekory wobec władzoraz”, “– Nienajgorzej” w kwestii dialogowej (por. http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-nie-najgorzej-b;10095.html ); “przejście doCeugry” – ani chybi, aldebraański chochlik uderza podstępnie!

 

 

W mojej prywatnej tabelce zapisałem sobie:  “marzec, Polska – reszta świata 1:1”. Po pierwszym kwartale ‘15 roku, proza zagraniczna zgromadziła  siedem punktów, proza polska jeden, stosunek dobrych opowiadań w każdym dziale 6:4 – a więc różnica niewielka i tylko mój spaczony gust decyduje… :-)

 

Nic to, przeciągnąłem się – cóż za rozkosz, znów się przeciągać, po tym bezruchu! Zerknąłem na bzyczący wysięgnik sztuczniaka i naklepałem wiadomość do Jana i Mietka. Czas podebatować na temat pielęgniarek…

 

A w międzyczasie poprosiłem o odczyt na głos felietonów różnorakich. I tak, Maciej Parowski, już nie tak wesoło, opowiada o przemianach, jakie toczyły się w NF przez ostatnie dwudziestolecie, choć z dość optymistycznym zakończeniem, a Agnieszka Haska i Jerzy Stachowiak wyciągają z lamusa transplantologiczną grozę w wielce ciekawym artykule o początkach przeszczepowej prozy i filmu. Czekałem na zwierzaczki doktora Moreau, ale się nie doczekałem :-)

 

Rafał Kosik przybliża, kontynuując temat idiokracji, temat działalności internetowych trolli oraz roli, jaką odgrywają we współczesnych konfliktach jako nowoczesna forma propagandowych podżegaczy i prowodyrów. Mechanizm siania dezinformacji lub informacji fałszywych, trudnosprawdzalnych, od wieków ten sam – teraz tylko siła rażenia większa. Stawia trudne pytanie, tym razem bez zacietrzewienia – czy w przyszłości role trolli przejmą sztuczne inteligencje?

Panie Rafale, a czy widzi pan szansę w tym, żeby inteligencje takie jak Watson, które już dziś weryfikują dostępne w sieci informacje, filtrują i potwierdzają przy stawianiu np. diagnoz medycznych, stały się jednocześnie tarczą przed trollami-SI?

 

Peter Watts zajmuje się zjawiskiem nieświadomego myślenia, podejmowania decyzji. Rzecz znana wszystkim, którzy muszą główkować przy rozwiązywaniu problemów, od inżynierów poczynając. Ileż to razy trzeba takiego kopnąć w rzyć, powiedzieć: idź, stary, na parking, zapal, chodźmy na kawę, jak dzieci, a widziałeś ten film…?

Skracając historię, felieton traktuje o tym, czy do podejmowania decyzji potrzebna jest świadomość i spełnia role popularnonaukową. Przyjemnie!

 

Łukasz Orbitowski z kolei recenzuje film dla siebie niezwyczajny – "Czas na miłość". No cóż, zdradzać nie będę jak i czemu jest inaczej, wspomnę tylko, że podobne wrażenia miałem, choć skażone nieuchronnością zdarzeń, przy "Zaklętych w czasie".

 

Jerzy Rzymowski i Michał Cetnarowski dostarczają nam rozbudowanych recenzji książek i filmów, a cały zespół recenzentów (Waldemar Miaśkiewicz, Paweł Deptuch – komiksy, Joanna Kułakowska, Tymoteusz Wronka, Jerzy Stachowicz, Rafał Śliwek, Maja Białkowska – książki) dba o to, byśmy wiedzieli co czytać, a czego nie, za co chałwa im i rodzynki i cynamon z jabłkiem :-)

 

Podsumowując numer, trafiło się kilka dziwnych chochlików drukarskich, dwa świetne opowiadania, dobra publicystyka – no, poza letnim artykułem “okładkowym” o seksmaszynie i neutralnym wywiadem z Terri Tatchell – generalnie in-plus. Warto przeczytać, nawet jeśli nie całość numeru, to co najmniej pół. Polecę spokojnie, bez wstydu.

 

Ach, Mietek nagonił prawoskrzydłowego, a Jan przyniósł szkice… Po długiej debacie stwierdziliśmy, że miseczka D to jednak seksistowskie przegięcie. Ale mniej jak B ma nie być! ;-)

 

Wszystkim naszym fantastycznym kobietom – z okazji Dnia Kobiet – najlepszego życzy wiecznie świntusząca załoga gwiazdolotu “Czytam”!

 

P.S. W stopce redakcyjnej znajduje się piękny “easter egg” – taki tam… Popatrzcie sami. ;-)

 

Transmission complete.

 

--------------------------

Poprzednie przygody załogi gwiazdolotu “Czytam”:

Luty ‘15 – ciemność, ciemność widzę!

Styczeń ‘15 – mała wpadka przy asteroidzie.

Listopad ‘14 – zakręceni w czasie.

Październik ‘14 – przystanek na tankowanko.

Wrzesień ‘14 – wielki comeback załogi na szlak!

Czerwiec ‘14 – parszywa przygoda w kwadrancie 66…

Maj ‘14 – klawiszopis znaleziony w kosmosie.

Inne recenzje

Komentarze

obserwuj

Hop, opowiadania i część publicystyki obszernie zrecenzowana ;-)

 

EDIT: recenzja kompletna. 

 

Dziękujemy za wspólny lot.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Jeszcze nie przeczytałam, nie lubię sobie spojlerować… ALE ku pokrzepieniu serc, Rybo, zawsze zaliczam Twoją recenzję, bo zacna (tylko często nie zostawiam komentarza) :)

Najlepszego, rooms! Spojlerów niet, ale rozumiem i dziękuję ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dla mnie sama opinia już poniekąd jest spojlerem – nastawiam się mimowolnie.

Pięknie dziękuję za recenzję. Chochliki dały nam kilka miesięcy spokoju, uśpiły czujność, a teraz rozrabiają. No bo takie “przejście do setna” – błąd oczywisty, ale z gatunku takich, po których redaktorski wzrok może się ześlizgnąć, a Word też nie zaznaczy, bo słowo “setna” samo w sobie istnieje jako liczebnik. Za to już “nienajgorszy” i tym podobne powinniśmy wyłapać, bo przecież wiadomo, że “nie” z przymiotnikami w stopniu wyższym i najwyższym pisze się osobno, a tylko w stopniu równym łącznie.

 

No i mam nadzieję, że Twoja recenzja zachęci wszystkich do dyskusji, bo – jak widać – tematy ciekawe. :)

Jeszcze mi tylko opowiadania zostały – zostawiam sobie na koniec.

Bardzo dobra, szczegółowa recenzja. Się wie ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ha, dziękuję. ;-)

 

koiku, mam nadzeję, że ci zabawy przy tekstach nie popsułem swoimi interpretacjami, no, ale jeżeli chodzi George’a Carlina, to naprawdę, polecam porównać tekst z bardzo zwięzłymi, pierwszymi pięcioma minutami monologu…

 

JeRzy, jeżeli chodzi o chochliki – ja nie wiem, czy to autor, czy redaktorowi uciekło, czy jeszcze ktoś w korekcie lub przy składzie coś zepsuł – więc po prostu daję znać. Druku nie poprawicie, ale jeśli macie możliwość poprawiać wersję elektroniczną, to po to wymieniam.

 

Z dyskutowaniem różnie pod recenzjami bywa, ale mnie felieton Wielgosza po prostu “odpalił” – z roku na rok coraz bardziej drażni mnie takie bezkrytyczne łykanie bzdur przez ludzi, którzy skądinąd przecież głupi nie są. A na drugim końcu mamy wyznawców spiskowej teorii dziejów, którzy – przez radykalizm głoszonych poglądów – nie są traktowani poważnie, mimo, że często wskazują naprawde istotne przekłamania.

 

Straszna polaryzacja.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Na PsychoFisha zawsze można liczyć. I tym razem również nie zawodzi :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Czyżby Gwiazdolot kursował teraz regularnie?!

 

Sam łyknąłem, o dziwo, całą publicystykę. Może uda się i wszystkie opowiadania. Wtedy rzeknę coś szerzej.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Zalth nosi w sygnaturce świetny cytat:

 

"Pamiętasz, jak miałeś polio? Nie pamiętasz, bo rodzice cię, k…a, zaszczepili. " 

To lekarka, jeden z pięciu medyków w live show Jimmiego Kimmela, którzy przekonywali Amerykanów, że szczepienia są potrzebne. Tak nawiązując do artykułu Wielgosza i moich wynurzeń ;-)

 

Dzięki, Zalth ;-)

 

http://www.polishexpress.co.uk/chorowales-na-polio-nie-bo-cie-rodzice-k-zaszczepili-lekarze-dowodza-skutecznosci-szczepien/ 

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ciesze sie, ze moja sygnaturka na cos sie przydala. Fantastyke dzis kupilem i dzis skonczylem. "Slonce i ja" czytalem dwa razy. Ale o tym wiecej jak tylko do kompa sie dorwe. ;-)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Beryl – dzięki – w stopce redakcyjnej jest niezła lina… ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

“Serce Kniei” (uwaga do szanownej Redakcji: oryginalnie “In the Greenwood” a nie “Into the Greenwood”) Mari Ness rzeczywiście jest bardzo dobre. Melancholijnym klimatem przypomina wybitne pod tym względem “Maladie” Sapkowskiego (zresztą również retelling). Jednak słabo trzyma się realiów średniowiecznych. No i nie zapominajmy, że niemal piętnaście lat temu było “Sherwood” Tomasza Pacyńskiego.

W konsekwencji: styl robi wrażenie; historia takoż, choć już nieco mniejsze; a ówczesnej rzeczywistości nie ma prawie w ogóle.

Jestem pisarzem. Oznacza to, że nie pracuję, ale i nie znam odpoczynku. (Łukasz Orbitowski)

Fajnie, że pojawiają sie rózne opinie. Akurat “Sherwood” ominąłem ze względu na niejednoznaczne opinie, ale “Maladie” to rzeczywiście niezły kawał retellingu, ale raczej na zasadzie bohatera drugoplanowego-dublera Tego Gwiazdora. ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dorzucę swoje trzy grosze odnośnie artykułu Mateusza Wielgosza, bo i Szalony Ryb poświęcił temu sporo miejsca, a temat mnie osobiście również zajmuje.

Wydaje mi się, że jedną z ważniejszych rzeczy, na które autor artykułu zwrócił uwagę, jest poszukiwanie przez ludzi prostych odpowiedzi. Też swego czasu doszedłem do takiego wniosku. Rzecz w tym, że nie jest to takie łatwe. A przywołując artykuł o „hobbicie” z numeru styczniowego, widać, że często sami specjaliści w danej dziedzinie są podzieleni, a co dopiero ludzie, którzy od czasu do czasu chcą się po prostu czegoś dowiedzieć, poszerzyć wiedzę.

 

PsychoFish pisał o analitycznym myśleniu. Tak jak napisał Mateusz Wielgosz – proste odpowiedzi. Analityczne myślenie wymaga czasu, a żyjemy w czasach, gdzie przepływ informacji jest tak szybki, że kręćka można dostać ;)

Zgadzam się natomiast, że dodatkowym problemem jest brak umiejętności analitycznego myślenia. Ale trochę trudno o to gdy system edukacji sprowadził się do a, b, c, d i czasami e.

 

Inna sprawa to wpływ mediów. Jeżeli ktoś czerpie wiedzę z jakiegoś talk-show, to chyba jasnym jest, że ta wiedza nie będzie najwyższych lotów. Ale z drugiej strony patrząc, ile programów na ten sam temat można zrobić, jeśli wszyscy będą się zgadzali? Ile byście obejrzeli? Jeden? Tak samo jak z polityką – ile kanałów informacyjnych by przetrwało, gdyby nagle wszystkie partie polityczne w Polsce doszły do porozumienia i zgadzały się ze sobą w każdej sprawie? Ja myślę, że wrócilibyśmy do czasów „Wiadomości” i „Panoramy”. Konflikty napędzają oglądalność i mediom nie jest na rękę rozwiązywanie tych konfliktów, bo byłoby to podcinanie gałęzi, na której się siedzi.

 

Zresztą coraz częściej programy czy czasopisma naukowe popularnonaukowe (walcząc o oglądalność, ilość sprzedanych egzemplarzy czy ilość kliknięć) również podają bzdury jako naukowe fakty. Na dwóch przypadkach pokazuje to w artykuł „Ciche i zabójcze – bąki nauki popularnej”, który zalinkował w swojej recenzji PsychoFish.

Dlatego do ostatnich zdań artykułu Mateusza dodałbym „rzetelna popularyzacja nauki”.

 

Aha, czy naukowców trzeba słuchać? Nie :P

Czy warto posłuchać ich argumentów i wyników badań? Tak.

Na przykład zaciekawiło mnie, że prawie 70% naukowców uważa, że „Uprawy z pestycydami są bezpieczne”. To ciekawe, bo w podręcznikach do medycyny są całe rozdziały poświęcone zatruciom pestycydami. Całkiem przekonujący bywa też obrazek pewnej polskiej rodziny, która trafia do szpitala z objawami zatrucia po spożyciu szczypiorku z jednego z naszych kochanych supermarketów ;)

 

Poza tym nie uważacie, że „naukowcy” to trochę zbyt ogólne sformułowanie?

Czasami mam wrażenie, że takie podejście jest bardzo bliskie temu z filmów czy seriali – jak jest naukowiec, to ogarnia wszystkie dziedziny nauki. No bo w końcu naukowiec :P

A w rzeczywistości na przykład wirusolog niekoniecznie musi znać się na kwarkach, a fizyk na wirusach zapalenia wątroby. Z tego względu jakoś nie widzę, żeby zdanie wirusologa co do kwarków mówiło cokolwiek o stanie wiedzy na temat tych właśnie kwarków. I na odwrót.

 

Kwestii, na które warto zwrócić tutaj uwagę, jest jeszcze dużo, ale ja tylko dorzucam miedziaki ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Recka jak to u Ryby – lekko i zabawnie, ale w sumie z sensem :)  Z numer najbardziej się na Draconitas zawiodłam, bo po tych całych gadkach o tym, że zwykłe fantasy jest bez i nieoryginalne i już nie ma co tego wydawać w gazecie, miałam nadzieję, że skoro już fantasy dostaję, to musi być w nim coś wyjątkowego.  A jak powiedziałeś – tylca nie urywa. Nic nie urywa w sumie. Ot, historyjka, której rozpamiętywać nie będę. 

Za to Wojna Vasyla była bardzo ciekawa :) I te babole też zauważyłam, ale ja nie jestem taka dobra Ryba, żeby mi się chciało je wypisywać :P

Edit:

I jeszcze jedno. Nazywasz Parker “autorką”, czego nawet mz nie wie i dlatego w przypisie zaznaczał “autor/autorka” :P  Potwierdzenie z wiki:

K. J. Parker is an author of fantasy fiction. The name is a pseudonym and the writer's true identity has never been revealed.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

“Autorka” zmieniona na neutralną, genderową bezpłciowość ;-)

 

Dzięki, że wpadłaś, Tenszo ;-) Dowciap nie przysłonił tym razem recenzji?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka