Czasopisma

Dodaj recenzję

Nowa Fantastyka 06/18

Kinga Maszota

INNE ŚWIATY JAKUBA RÓŻALSKIEGO

 

Jakub Różalski łączy klasyczne motywy i malarskość – nowoczesne wzornictwo i ciekawe, oryginalne koncepcje. Lubi opowiadać w swoich dziełach historię; za każdą postacią jakaś stoi i on ją ma zamiar przybliżyć światu.

 

Maciej Bachorski

NAJWSPANIALSZE SAFARI ŚWIATA

„Park Jurajski” i jego legenda

 

W 1842 roku angielski paleontolog Richard Owen po raz pierwszy użył określenia „dinozaur” ‒ od greckich słów „deinos” i „sauros” („straszny gad”). Światowe szaleństwo na ich punkcie trwa po dziś dzień.

 

Witold Vargas

GDZIE DIABEŁ NIE MOŻE, TAM BABĘ POŚLE

 

Któż nie zna tego powiedzenia? Najprościej i chyba najrozsądniej jest potraktować je dosłownie… Jak się zacznie bowiem za bardzo wnikać w sens, sprawę można tak pogmatwać, że i sam diabeł nie pomoże.

 

Ponadto w numerze:

– wywiady z Dave’em Hutchinsonem i Jakubem Różalskim,

– opowiadania m.in. Petera Wattsa i Barbary Szeląg,

“Lil i Put” – kolejny odcinek komiksu,

– felietony, recenzje i inne stałe atrakcje.

Komentarze

obserwuj

Czy istnieje jakiś powód zafoliowania numeru? W środku żadnych dodatków nie ma (bo i nie są potrzebne), więc to tylko kawałek nierozkładającego się plastiku, który zaraz ląduje w sortowniku. Sorry za narzekanie, ale mam lekkie skrzywienie na punkcie eko :-)

W środku jest jakaś reklama w formie małej, tekturowej kartki / zakładki z obrazem z okładki.

A no tak, nawet w pierwszej chwili nie zauważyłem.

Z nastaniem afrykańskich upałów czas na afrykańskie teksty (przynajmniej w części polskiej). Ale zanim o szczegółach, pozwolę sobie na osobistą dygresję. Jako jeden z najwierniejszych czytelników „Fantastyki” i „Nowej Fantastyki” przypominam sobie czasy, gdy fajne było jedno, może dwa opowiadania w numerze. Teraz dobrych i bardzo dobrych jest większość, średnie przemykają od czasu do czasu, a ewidentnych wtop – ze świecą szukać (choć bywały). Brawo Redakcja!

No to teraz – do treści czerwcowego numeru!

„Baobab” Barbary Szeląg – kolonializm ze szczyptą magii. Mocne nawiązania do sposobu podboju Czernego Lądu przez Europejczyków. Równie dobrze za tło mógłby służyć Dahomej czy Senegal. Urokliwe i wciągające!

„Korespondent” Igora Myszkiewicza – tu oklepana opowieść o Henrym Mortonie Stanleyu i jego poszukiwaniach zaginionego dra Livingstone’a podana w niebanalny sposób. A w tle – znowu pretensje (słuszne) do zaborczych białych. Trochę może tego horroru mało, jeno sygnalizowany, ale może to i dobrze? Bo jest klimat zagrożenia. I starczy! Czyta się!

„Opowiadacz” Tadeusza Michrowskiego – niezłe, ale to opowiadanie najmniej do mnie przemówiło z całego numeru. Koniec świata w realiach afrykańskich, cywilizacja białego człowieka odchodzi w przeszłość, a świat dalej jest… paskudny. Trochę (jak dla mnie), za mało odpowiedzi. Ale i tak – to jest całkiem niezłe opowiadanie.

Kończymy z Afryką, bo w części zagranicznej <fanfary> Watts i „ZeroSi”. I jak to u niego, nawał faktów, szczegółów, teorii kazałby przeczytać opowiadanie jeszcze ze dwa razy, bo na pewno coś umyka. Ale że czasu brak, to – klasa! Świat zatomizowany, po „przejściach”, w stanie ciągłej walki, a w tle – żołnierze (a może raczej hm, automaty?) przyszłości, których sposób szkolenia i walki jest wyjątkowo niecodzienny. I twardo naukowo uzasadniony. Tylko Watts potrafi wlać naukowy sens w pojęcia zombie czy wampira (to w „Echopraksji”). A w tle – globalne zagrożenie. A może szansa dla ludzkości? W każdym razie – majstersztyk.

Na tle Wattsa „Szczur” Mazarkisa Williamsa (czy Mazarkis Williams? Bo skoro to dwoje autorów, to pseudonim jest męski czy żeński?) już takiego wrażenia nie robi. Stawia ciekawe pytanie o cenę magii, ale opko ciutkę jest przegadane. Acz czyta się bez bólu.

A co w publicystyce? Jakoś nic się nie wybija nad poziom. Czyli – wysoka „średniawka”. Ze wskazaniem na Vargasa – człek nagle konstatuje, ile to „baba” ma znaczeń. Za to fajne obrazki Różalskiego (a do tekstu Parowskiego nie można było wrzucić ze dwóch kolorowych Beksińskich? Choćby ze starych galerii „F”owych?).

Felietonowo – Watts znowu straszy, a Kosik z Kołodziejczakiem prawią ciekawe rzeczy.

Po czytaniu z ekranu komputera (ech, te portalowe konkursy) zatraciłem spostrzegawczość. Tylko 6 literówek (z których dwie literówkami nie są, bo to podejrzane „h” znikające ze słowa Sahilici u Wattsa)? No nic, poprawię się w przyszłości.

 

PS. A Stopce dodam – i koniecznie Rudego 102 :P!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dzięki za wyczerpującą recenzję. Już się zaczynałem niepokoić, że taka cisza w wątku zapadła, nikt nie chce dyskutować, opiniować, chwalić, ganić… Mam nadzieję, że Twój wpis zapoczątkuje większy wysyp. :)

Ja mam dokładnie odwrotnie niż Staruch. Ostatnio właśnie mnie naszła refleksja, że kiedyś zdarzało mi się przeczytać w Fantastyce coś, co wbijało w fotel, zmuszało do myślenia, przychodziło na pamięć po latach. A ostatnio czytam opowiadania, raz lepsze, raz gorsze, ale nie pamiętam kiedy pozazdrościłam, że to nie ja wpadłam na taki pomysł. Z czerwcowego numeru opowiadania polskie mnie znudziły totalnie, chyba żadnego nie doczytałam do końca. “Szczura” przeczytałam i był całkiem-całkiem. “ZeroSów” (dobrze odmieniłam?) zostawiłam sobie na deser a jakoś ostatnio nie miałam czasu. Ale nadrobię.

Bellatrix – kiedy przeczytasz te kilka-kilkanaście tysięcy opowiadań, dojdziesz do wniosku, że zapewne wszystkie te wbijające w fotel przeczytałaś. I czekać już będziesz tylko na ciekawe. A tych, moim zdaniem, ostatnio w “NF” nie brakuje!

Ale z gustem jest jednak tak jak z d..ą, więc polemizował dalej nie będę.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

kiedyś zdarzało mi się przeczytać w Fantastyce coś, co wbijało w fotel, zmuszało do myślenia, przychodziło na pamięć po latach. A ostatnio czytam opowiadania, raz lepsze, raz gorsze, ale nie pamiętam kiedy pozazdrościłam, że to nie ja wpadłam na taki pomysł.

Bellatrix  bo z “nowymi” pomysłami coraz trudniej. Czytam na zmianę starocie (ostatnio zaliczyłam na przykład “Pielgrzymkę na Ziemię” Sheckleya) i nowości właśnie. I walczyć muszę z wzbierającymw mym serduchu “bleh!”. Bo wszystko już praktycznie było (w sensie pomysłu). Zatem pozostaje albo: łaczenie pomysłów i motywów, albo łączenie gatunków. Albo, ewentualnie, zabawa z odwracaniem ról (chociaż i to też już było ;) ) Albo, coś co jeszcze czasem sprawia, że zachwycę się “współczesnym” opowiadaniem: zabawa językiem i formą jako taką. 

Już tłumaczę jak to wygląda: jeśli ktoś napisze opowiadanie o zgubnych efektach podróży w przeszłość (paradoks dziadka) i zrobi to poprawnie, to będzie “bleh!”.  Ale jeśli oczaruje mnie formą, to zapamiętam to opowiadanie. Pomimo wtórnego pomysłu. 

 

I tak, nawet Watts mnie w czerwcowym numerze nie oczarował, bo zabrakło tego “czegoś”, co sprawia, że tekst zostaje w czytelniku. I, by nie było – samo opowiadanie nie jest złe. Jest nawet więcej niż poprawne, ale mimo wszystko, czegoś brakuje ;) 

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Ale to chyba dotyczy tylko SF. Bo te inne gatunki to zawsze będą wtórne i polegały na tym, że ktoś albo wymyśli kolejny fajny świat z potworami i conanami i go fajnie opisze, albo nie.

Przeczytałem artykuł o jurajskich parkach/światach i bardzo zabrakło mi informacji o tym, że Park Jurajski jest tak naprawdę ponownym opowiedzeniem filmu Crichtona pt. “Westworld” [tak, pierwowzoru tego produkowanego obecnie przez HBO]. Historia o wyrwaniu się spod pozornej kontroli aktorów parku rozrywki musiała się wydawać bardzo atrakcyjna, skoro opowiedział ją aż trzy razy [ bo i książkę ‘Westworld’ napisał i film wyreżyserował]. Najwyraźniej słusznie, skoro HBO opowiada ją kolejny raz. 

Książki “Westworld” Crichton nie napisał – to powstało od razu jako scenariusz filmu. Był natomiast sequel, “Futureworld” i krótki serial “Beyond Westworld”. :)

Tak czy inaczej, koncept był zdecydowanie ten sam.

Ale to chyba dotyczy tylko SF. Bo te inne gatunki to zawsze będą wtórne i polegały na tym, że ktoś albo wymyśli kolejny fajny świat z potworami i conanami i go fajnie opisze, albo nie.

Lakeholmen  wszędzie da się – jak myślisz, dlaczego Bacigalupi czy McDonald tak ludzi zachwycili? Wzięły chłopy nośny (ale ograny przeciez przez SFy) temat, okrasiły go settingiem dla większości świata totalnie obcym i tadam! mamy coś, co zachwyca ;)

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

To zdecydowanie nie są ani ograne tematy, ani kwestia settingu. Po prostu istotna jest opowieśc i to, jak się opowiada. Oni umieją. 

“Lil i Put” najlepszy na śniadanie! ;)

http://kinohd24.pl

Korespondent – bardzo mi się podobało. Zaczyna się od poczucia wyższości, potem jest ono stopniowo zjadane przez obcy, nieznany teren, siły wyższe, tajemnicę. Wszystko gęstnieje, by na końcu doprowadzić do zderzenia z tajemnicą. Plus epilog, który przez moment potrafił czytelnika zmylić co do tego, jak się skończyła historia Bardzo dobry tekst.

 

Opowiadacz – drugi mocny akcent. Jest tu pokazanie kontrastu między kulturą afrykańską, a naszą., jest i pokazanie co jest dla nas tragedią, a na innym kontynencie smutną codziennością. Ciekawie się to czyta właśnie pod tym kątem. Do tego nienachalne, a  jednak wyraźne przemyślenia okołofilozoficzne. Ciekawy fragment: “Nikt. Sahjan mówi, że to ważne słowo. Przyszło z Zachodu, mówi, bo wielu jest tam takich, co sądzą, że świat wziął się znikąd, do nich należy i oni kształtują jego los”.

 

Baobab – w rozmowach o tym, czy warto skracać teksty, ten powinien być przykładem skrajnym. Historia ciekawa, metafory dobre, a jednak całą przyjemność psuje rozciągnięcie wszystkiego ponad to, czego wymaga treść. Gdyby to opowiadanie skrócić o połowę, a może i nawet dwie trzecie, spokojnie można by zmieścić dokładnie tyle samo przekazu i metafor, a być może nawet wprowadzić jakieś dodatkowe wątki. Zwyczajnie niektóre fragmenty zostały tak przeciągnięte, że jedyne co powstrzymywało od skakania przez kolejne akapity to fakt, że było widać, ze główna oś opowieści jest przemyślana. Długie teksty są dobre, ale pod warunkiem, że ta długość z czegoś wynika.

Szkoda, bo autorka naprawdę potrafi fajnie pisać. Tu, na portalu, fajnie to pokazała w krótkiej formie, naprawdę przemyślane obrazy przerzuca na litery i potrafi zmuszać czytelnika do myślenia. Szkoda tym większa, że rozwodnienie metafor i zagadek sprawia, że trudno się nimi cieszyć (a zdaje się właśnie metafory są specjalnością autorki).

 

ZeroSi – których przeczytałem początkowo jako ZeroSI, byłoby całkiem Wattsowo :D Dobry tekst, bardzo Wattsowy, a jednocześnie jak na Wattsa dość lekki w czytaniu. Niby motyw sam w sobie znany, ale jednak przyjemnie poprowadzony. Zresztą przy uważnym czytaniu można wyłapać parę drobiazgów, które są czymś nowym w temacie takich “superzołnierzy”.

 

Szczur – takie sobie.

 

Publicystyka… Co tu się podziało! Watts wytrzymał do połowy bez ironii – niemożliwe! Później jednak wpadł w swój rytm. Artykuł jako całość świetny, uwielbiam tę rubrykę :-) 

 

Przeczytane jak zawsze z wielki poślizgiem. “Baobab” i “Zerosi” nie wciągnęły. “Opowiadacz” całkiem niezłe”. “Szczur” i “Korespondent” wspólnie wygrywają dla mnie numer – dobre opowiadania. 

Nowa Fantastyka