Czasopisma

Dodaj recenzję

Nowa Fantastyka 03/18

Joanna Kułakowska

URSULA KROEBER LE GUIN – GARŚĆ KLUCZY I REMINISCENCJI

 

Ursula K. Le Guin stworzyła cały ocean głębokich opowieści, czasem mających nie tylko drugie, ale i trzecie dno. To 23 powieści składające się na sztandarowe cykle, 12 zbiorów opowiadań, 13 książek dla dzieci, 9 tomów poezji i 5 zbiorów esejów (wiersze i eseje są w Polsce ledwo znane). Dzieła Le Guin przetłumaczono na 40 języków.

 

Joanna Wołyńska

KRÓTKA HISTORIA CELTÓW

 

Celtowie byli, są i będą ludem fascynującym. Chociaż ich pojawienie się w Europie, rozkwit kultury i jej późniejszy upadek doskonale dokumentują znaleziska archeologiczne oraz materiały źródłowe, ich kultura nadal pozostaje tajemnicą.

 

Aleksandra Radziejewska

FANTASTYKA DLA OPORNYCH

 

W dziewięciu przypadkach na dziesięć osoby negatywnie nastawione do fantastyki miały już z nią styczność, ale źle trafiły z doborem tytułów. Jak takiego niesłusznie zrażonego czytelnika skutecznie do niej przekonać?

 

Paweł Deptuch

BARBARELLA – ANIOŁ REWOLUCJI SEKSUALNEJ

 

W zeszłym roku Barbarella skończyła pięćdziesiąt pięć lat. Nie budzi już takiego zainteresowania jak kiedyś, ale w latach 60. stanęła na czele rewolucji, która wyzwoliła nie tylko francuski komiks, ale i międzynarodową obyczajowość.

 

Agnieszka Haska, Jerzy Stachowicz

OSTATNI ROK ŚWIATA

czyli wiktoriańskie apokalipsy

 

XIX wiek to nie tylko stulecie pary i elektryczności. Na łamach prasy stałe rubryki publikowały nie tylko doniesienia o przełomowych wynalazkach, nowych fabrykach czy wypadkach z udziałem karoc, ale także informacje na temat kolejnych epidemii różnych zabójczych chorób. Mało kto wie, że dziewiętnastowieczne zarazy zainspirowały także postapokaliptyczny nurt w fantastyce.

 

Ponadto w numerze m.in.:

– opowiadania Catherynne M. Valente i Magdaleny Kucenty;

– kolejny odcinek komiksu "Lil i Put";

– felietony, recenzje i inne stałe atrakcje.

Komentarze

obserwuj

Valente znów wspaniała. Jestem zafascynowany twórczością tej Autorki. Mistrzyni baśni dla dorosłych. Gdy zapowiadaliście jej postapo, to spodziewałem się czegoś innego. Bardziej klasycznego podejścia. A dostałem coś naprawdę nietuzinkowego. Świetny tekst.

 

Czas deszczów, tajemniczej Autorki z portalu. Na początku lektury skojarzyło mi się ze świetnym opowiadaniem „Ściąć drzewo” (chyba taki był tytuł), opublikowanym dawno, dawno temu w NF (pamięta ktoś?). Ale szybko musiałem porzucić te skojarzenia. Bo jedyne co łączy oba te teksty to… drwale. Tak to trochę takie pitu-pitu. Niby jakiś morał w tym jest, opowieść przyjemnie się czyta, choć nie jest to przygodowa literatura, ale czegoś mi zabrakło. Czasu poświęconego na przeczytanie opowiadania nie żałuję, ale liczyłem na więcej. Może przy okazji następnego, opublikowanego w NF, tekstu… :)

 

Jeszcze dwie sprawy odnośnie działu recenzji. Jak czytam Was, tak pierwszy raz widzę ocenę 1 (chyba, że coś przeoczyłem). Tak, JEDEN (!). Grubo.

Druga, dość kuriozalna: książka, której recenzja kończy się zdaniem „Trochę mało, by zachęcić do sięgnięcia po ten zbiór” jest… książką miesiąca.

 

Profity za okładkę. Czekam na opko LeGuin za miesiąc.

 

Wszystkiego dobrego.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Zdaje się, że to ja taki surowy, jednak to było… A, co tu będę, jest recenzja. Z ciekawości sprawdziłem wyrywkowo numery NF, które mam pod ręką i ostania jedynka jest z 6/16, choć może i coś później, mam niekompletna bibliotekę. Mechanizm gojenia czytałem dawno temu, jeszcze w beta-wersji. Pamiętam parę i ciekawe środki transportu, chyba też gryfa. Jestem ciekaw, jak od tamtego czasu tekst się zmienił.

Jest parę drobnych, ale kluczowych zmian, Tomku :)

Nazgulu, jeszcze raz dziękuje za opinię na PW.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Czas na moje trzy grosze ;).

Z okazji Dnia Kobiet redakcja zafundowała mam mocno kobiecy numer. Czy to echa ostatniej gównoburzy na Fejsbuku? Ryzykowne posunięcie, bo Dzień Kobiet to ponoć najbardziej seksistowskie ze świąt :).

Co nam fantastyczne damy w marcu zaproponowały?

Bezapelacyjnie najlepsze jest opowiadanie Catherynne M. Valente „Przyszłość to błękit”. Karkołomne, acz jakże pięknie wykonane, połączenie „Alicji w krainie czarów” z „Waterworld” i wątkami ekologicznymi. Oraz jakże prawdziwy morał, że ludzie najbardziej nienawidzą, gdy odbiera się im nadzieję. I potrafią być niesamowicie okrutni – „dziękuję za poinstruowanie”. Klasa!

„Skraj” Olgi Onojko – jak zwykle, literatura rosyjska nie zawodzi. I, też jak zwykle, wygrywa klimatem. Choć pani Onojko jest młoda i pamiętać nie może czasów słusznie minionych, aż mrozi kości podobieństwo świata opowieści do ZSRR – coś, co przypomina walki wewnętrzne KGB – Armia Czerwona, wszechobecna biurokracja, braki w zaopatrzeniu, pewna siermiężność ludzi i otoczenia. Oraz pomysł, że najgroźniejsze dla świata mogą być piękno i sztuka, oraz drugi – że za magiczną granicą (żelazną kurtyną?) czeka nas śmierć lub raj. I tylko ludzie są tacy jak wszędzie – z gruntu dobrzy, ale zagubieni w tym wrogim otoczeniu. Wyborne!

Czas na opowiadania polskie. Najbardziej podobał mi się chyba „Duch zapory” Anny Łagan. Historia może nieskomplikowana i dość sztampowa, ale świat – całkiem ciekawy (budził dalekie skojarzenia ze światami Nowego Słońca czy Umierającej Ziemi – zaawansowana technika traktowana jak magia). Trochę się historia szpiega nagina (po co otwierał i zamykał śluzy, skoro chciał tamę wysadzić?), ale bez dziur logicznych jednak (może inaczej nie mógł systemu zapory opanować?). Oraz, po raz kolejny po opowiadaniu Mirabell, podobało mi się rozwiązanie walki bohaterów, czyli… ucieczka (początkowo) Ayi. Nie samcze „hurra, bij, zabij”, a spokojne, kobiece, rozważenie „za” i „przeciw” w celu wybrania optymalnego rozwiązania. Fajne!

„Mechanizm gojenia” Magdaleny Kucenty (Tenszy) – podobało mi się, ale… Najpierw pochwalę: świetny świat (nawiązania do Westworld i Trójmiasta smaczne), wiarygodna bohaterka. Natomiast uważam, że autorka powinna wyraźniej zasygnalizować prawdziwą tożsamość Mikasa. Bo zakończenie opowiadania wyskakuje trochę jak diabeł z pudełka. Fakt, że w pierwszej scenie nie widać twarzy Mikasa, to chyba za mało. A może mi coś umknęło?

„Wszystkie śmierci Apolinarego” Magdaleny Świerczek-Gryboś (Naz) – podobnie jak opowiadanie Tenszy – podobało się, ale… Nienowy temat, że wirtual może być lepszy niż real, oraz czy ratować tych, którzy nie chcą być ratowani? Niespecjalnie wiem, po co tu inwazja Obcych, oraz czy One mogły by być aż tak, hm, głupie, by pozwolić Apolinaremu na knucie planów swej zagłady za pomocą tabletu i manipulacji czasem? W każdym razie – dobre zakończenie.

Oraz „Czas deszczów” Soni Korty (gravel, czy tak?) – no cóż… Po pierwsze (i dla mnie najważniejsze)  – opowiadanie nie przechodzi testu „brzytwą Lema”. Zamieńmy statki kosmiczne na ciężarówki, Selvę na Bieszczady, Ziemię na Warszawę czy Sosnowiec, a otrzymamy świat z „Bazy ludzi umarłych” czy „Siekierezady”. Czyli element fantastyczny jest tu niekoniecznym ozdobnikiem. Dalej niestety też nie jest dobrze. I dotyczy to i ogółu, i szczegółu. Ogółu –  po co Ziemianom to drewno? Na podpałkę? Wpadły mi do głowy tylko dwa wyjaśnienia: albo do pozyskiwania jakichś substancji leczniczych, albo do produkcji luksusowych dóbr (np. mebli). Ale, wobec tego, po co transportować całe bale? Transport kosmiczny, jaki by nie był, tani być nie może. Nie lepiej przerabiać drewno na Selvie i wysyłać gotowy produkt? Dalej – jak wynika z opisów, na Selvie życie zwierzęce praktycznie nie istnieje, brak też (uwaga!) ekologów. Nie łatwiej (i taniej) puścić w las jakiegoś zmechanizowanego harvestera, który ciął będzie wszystko do ściółki zamiast wynajmować drogich pracowników fizycznych? No chyba, że szukamy konkretnego rodzaju drzewa (jakiegoś kauczukowca, do ziemskich doświadczeń sięgając), ale autorka takich tropów nie daje. Jakim cudem Rick skojarzył się Johnowi z wilkiem, skoro ten nie mógł go na oczy widzieć? Z książki? Niech będzie, ale w takim razie skąd John wie, że Rick odrzuca głowę „wilczym sposobem”? Dlaczego John dowiaduje się, jak to jest na Ziemi, dopiero na statku? W leśnych obozach się o tym nigdy nie mówi? Dlaczego chłopak pracę w tartaku zna z opowieści, skoro całe życie szwendał się po przytartacznych obozach? Gdzie są kobiety w świecie Selvy? Są i denerwujące szczegóły – kosmiczny transportowiec ląduje na “lotnisku” (toć to nie statek powietrzny), chłopak udaje się na nim „pod pokład” (udawanie się „pod pokład” pasuje tylko do jednostek pływających albo „Sokoła Millenium”, gdzie należy się ukryć przed Imperium), Jeff „wychyla” łyk z piersiówki (z piersiówki to można pociągnąć, wychylić – kieliszek). A już rozbroiła mnie nazwa drzew – „kosmiczne sekwoje”, pretensjonalna jak wpis ze sztambucha pensjonarki. BTW – sekwoje są iglaste, a las Selvy zdaje się liściasty. Gdybyż chociaż tekst bronił się niebanalnym przesłaniem, ale konkluzja – „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”, nie zasługuje na sześć stron druku. Opowiadanie do zapomnienia niestety!

W publicystyce – wreszcie temat, w którym pani Kułakowska mogła się wyżyć, a ja nie będę na jej wynurzenia marudził. Po prostu – lubię (jak chyba wszyscy?) twórczość pani LeGuin.  Mętnie sobie tylko przypominam, że wiele lat temu na coś w rodzaju komunizmu w „Wydziedziczonych” strasznie kręciłem nosem. Ale młody i głupi wtedy byłem, to może dziś spojrzałbym na to inaczej ;)? O Celtach też mi się podobało, acz pani Wołyńska czasem się nadmiernie rozpędza i zrównywanie teorii naukowych z fikcją literacką Howarda uważam za grube nieporozumienie. Po liście „polecanek” pani Radziejewskiej jednak widać różnicę między fantastyką „kobiecą” i „męską”. Choć nie wszystkie pozycje czytałem, z opisów wynika, że są to w większości pozycje tzw. „fantastyki miękkiej”, z nienachalnym, ukrytym wręcz czasem, elementem fantastycznym (no, może Brunner się wyłamuje, ale jego na pewno początkującym bym nie polecił). Ciekawe byłoby przeczytać takie „polecanki” redaktorów „NF”. Szkoda, że skończył się cykl Chmielarza, bo chociaż po kryminały sięgam raczej rzadko, to fajnie się zapoznać z uwagami konstruktora takich opowieści. Watts chyba za bardzo beznamiętnie o siostrach Hogan (chciałby, jak Barnum, wystawiać je w cyrku czy co? Albo poeksperymentować jak na szczurach w labiryncie?). Reszta – bez uwag (a nie, jedną mam do Kołodziejczaka – trudne słowo to „prestidigitator”, bo ono aż kłuje na początku felietonu).

Literówek – szesnaście (nawet w spisie treści?!), i niestety dwa orty (i to oba, o dziwo, u Tenszy) – „nowopoznana” i „nie możliwe”.

PS. Najserdeczniejsze życzenia dla Stopki Redakcyjnej – wszak i ona jest rodzaju żeńskiego :D.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dzięki, Staruchu, za szczegółową recenzję. A propos cyklu Wojtka Chmielarza: umówiłem się z nim, że jest gotów napisać jeszcze jeden felieton, w którym zawarłby odpowiedzi na pytania czytelników, które pojawiłyby się po jego cyklu. Tak że może jeszcze pojawi się post scriptum, o ile będzie zapotrzebowanie. :)

Ciekawych ludzi zawsze warto poczytać. Twórcy fantastycznych kryminałów do odpytywania Chmielarza – przystąp:)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, drugą podpowiedzia jest to, że Lotta w ogóle nie adresuje i nie widzi Mikasa, co bylo nawet zaznaczone ;) dzięki piękne za opinie!

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Hm, Tenszo. To że Lotta “nie odwzajemniała jego [Mikasa] zainteresowania” czy “okazywała Mikasowi obojętność” to dla mnie, prostego chłopa, zbyt ulotne i nieoczywiste podpowiedzi. Mnie z reguły właśnie tak kobiety traktują i potraktowałem to jako normalną normalność cheeky

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, wszystkiego bym się spodziewała, ale nie przypisania poleconych tytułów do fantastyki “kobiecej” :) Ale po głębszym zastanowieniu w sumie można to tak nazwać, zwłaszcza patrząc na tekst przez pryzmat całego numeru.

Celowo wymieniłam książki, w których fantastyka występuje w ilościach wręcz homeopatycznych – podczas przeprowadzonego jakiś czas temu wywiadu wśród czytelników literatury wszelakiej podpytałam grupę ludzi dlaczego NIE czytają fantastyki. I wyszło na to, że w fantastyce element “niezwykłości” jest tym, co odrzuca najczęściej (druga poruszaną kwestią było “za dużo wątków i zbyt skomplikowane”, ale to temat na osobną dyskusję), dlatego też stwierdziłam, że zagorzałych przeciwników opowieści niesamowitych warto wziąć z zaskoczenia ;) 

A, i jeśli chodzi o literówki, tom Radziejewska, a nie Radziejowska ;)

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Serdecznie przepraszam za przekręcenie nazwiska! Jak się jest fanem Sienkiewicza,  to pisownia “Radziejowski” sama spływa spod palców. Poprawię się, obiecuję ;) (już wyedytowałem).

A co do meritum. “Element niezwykłości”… Ale przecież ci sami ludzie karmią się skrajnie nieprawdopodobnymi Bondami czy innymi sensacyjnymi cudami, oglądają Indianę Jonesa, czytali w dzieciństwie Muminki czy Lewisa Carrolla. To chyba nie ten element niezwykłości ich odrzuca, a boją się pewnego umysłowego wysiłku, jaki w czytanie fantastyki muszą włożyć. Tą tezę potwierdza druga obiekcja przez Ciebie poruszona (“za dużo wątków i zbyt skomplikowane”). Ma być prosto i łatwo, a literatura fantastyczna z reguły taka nie jest.  Dlatego też ten Brunner mnie tak zdziwił.

I jeszcze przy okazji – zacząłem zastanawiać się, co ja bym polecił. I, ponieważ jestem raczej staroświeckim hardkorowcem SF, to jakoś mi nic do głowy nie przyszło. Może “Śmierć na żywo” albo “Kwiaty dla Algernona”, ale jest w nich właśnie raczej niewielkie stężenie fantastyki. Pamiętającym czasy słusznie minione – Bułyczowa z Guslarem. Z nowszych rzeczy – nic na razie do głowy nie przychodzi.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, dzięki za parę słów komentarza. I za przekręcenie mi nazwisk :P

 

Nienowy temat, że wirtual może być lepszy niż real, oraz czy ratować tych, którzy nie chcą być ratowani? Niespecjalnie wiem, po co tu inwazja Obcych

 

Po to, żeby opowiadanie nie zatrzymało się właśnie na nienowych tematach. A owa inwazja jest na tyle niedookreślona, że pozostawia, mam nadzieję, duże pole interpretacji.

 

czy One mogły by być aż tak, hm, głupie, by pozwolić Apolinaremu na knucie planów swej zagłady za pomocą tabletu i manipulacji czasem?

Mogły, w dzienniku Apolinary wyjaśnia, że nie znają pozasieciowego języka, którego on używa, bo powstały już po przepisaniu programu. Bohater nie manipuluje czasem, oszukuje jedynie Panie, (w domyśle) co rok doprowadzając do resetu/restartu.

 

 

 

Marcowy numer niezmiernie spodobał się mojej babci, zwłaszcza publicystyka i wszelkie reklamy książek (babcia była bibliotekarką) :) Siedziała zaczytana i nie dało się nawet z nią pogadać!

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Kurcze, co ja mam z tymi nazwiskami? Jakaś ukryta choroba przekręcania nazwisk? Wiem! Od redakcji się zaraziłem – potrafią na pstryk zmienić Rzymowskiego na Gintrowskiego ;).

Ale ja nie o tym… Inwazję można z opka wyciąć i nie zmieni się jego wymowa. Co prawda gdzieś sygnalizujesz, że One są jakby “przedmurzem” i za nimi czai się coś groźniejszego, ale nic z tego dalej nie wynika. Może tak parę zdań na ten temat więcej i inwazja stałaby się integralną częścią tekstu. A tak jest tylko niekoniecznym wtrąceniem.

Co do manipulacji czasu – tak wiem, że to reset :). Ale w publicystycznym skrócie tak mi się napisało.

I dalej nie zgadzam się z taką tępotą Onych. Wyrafinowana SI, sama będąca w istocie czymś w rodzaju  tworu językowego (programu), nie wyczuwa niebezpieczeństwa? Rolą programu jest mieć kontrolę nad wszystkim, nie pozostawiania nic przypadkowi. A tu lekceważenie własnego stwórcy? Wystarczyłoby tablet zarekwirować…

Babcie rządzą :D! Pozdrów swoją!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A jak Sławek mówi do Apolinarego, że może One się bronią, może wiedzą, że bruździ w systemie? A skąd mu się bierze to myślenie o drugiej śmierci? I skąd One wiedzą, że on zawsze “idzie na spacer” 30 grudnia? Nie są jednak takie głupie, jakby się wydawało.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Hm, może wiedząc o jego próbach, tak nim kierują, żeby zawsze resetował system i zawsze odkładał ostateczne rozwiązanie o rok? To byłoby iście makiaweliczne ze strony Onych. I świadczyłoby, że tylko udają takie głupie.

Takie rozwiązanie znacznie bardziej mi się podoba!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Widzisz, Staruchu, nie chciałam być zbyt oczywista i wyszło widać za bardzo :P poza tym chciałam zostawić niejasności, czy gdzieś go nie udawał, sam wiesz kto :)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Czyli, Tenszo, dochodzę do wniosku, że Twoje opowiadanie to kolejny przykład “fantastyki kobiecej”.  Ze wskazówkami tak subtelnymi, że gruboskórny chłop nie widzi, a wrażliwa kobieta – od razu je odczytuje ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

 

Jak się jest fanem Sienkiewicza,  to pisownia “Radziejowski” sama spływa spod palców.

Tak się zastanawiałam, dlaczego raz na jakiś czas ludziom zdarza się wstawiać nieszczęsne “o” zamiast “e” – wszystko wina Sienkiewicza ;)

 

Ale przecież ci sami ludzie karmią się skrajnie nieprawdopodobnymi Bondami czy innymi sensacyjnymi cudami, oglądają Indianę Jonesa, czytali w dzieciństwie Muminki czy Lewisa Carrolla.

No właśnie niekoniecznie – miałam raczej na myśli osoby, które unikają jakiejkolwiek fantastyki pomimo wcześniejszych z nią przygód. Czyli ludzi, którzy nawet okiem nie rzucą na Narnię, Matrixa, Władcę Pierścieni bo… to nie jest realne. Próba wytłumaczenia im, że książki obyczajowe, dramaty, thrillery i co tam jeszcze oferują wydawcy też są fikcją, często dużo bardziej nieprawdopodobną niż fantastyka, nie przynosi żadnego efektu. 

I tak, najłatwiej byłoby zrzucać nieumiejętność czytania fantastyki na lenistwo umysłowe, ale wolałabym raczej zachęcać niż zniechęcać.  Ot, taki ze mnie idealista ;)

 

I jeszcze przy okazji – zacząłem zastanawiać się, co ja bym polecił. I, ponieważ jestem raczej staroświeckim hardkorowcem SF, to jakoś mi nic do głowy nie przyszło. Może “Śmierć na żywo” albo “Kwiaty dla Algernona”, ale jest w nich właśnie raczej niewielkie stężenie fantastyki. Pamiętającym czasy słusznie minione – Bułyczowa z Guslarem. Z nowszych rzeczy – nic na razie do głowy nie przychodzi.

O widzisz, totalnych staroci (które kocham miłością wielką) starałam się unikać – wszak bywaja one nie do przełknięcia wśród młodych czytelników, znających tylko dzieła wydane po 2000 roku. Obawiam się, że dla mainstreamowca rzeczy klasyczne wymagałyby zbyt drastycznego zawieszenia niewiary. A jak jeszcze doda się do tego fakt, że dopiero od pewnego momentu SF prócz pomysłu zaczęła oferować “wartości dodane”, to już  w ogóle mogłoby być ciężko. 

Łatwiej natomiast z dziełami młodszymi. Uczta Wyobraźni, opowiadania z ostatnich 2-3 tomów Kroków  w Nieznane to idealne (z drobnymi wyjątkami ;) ) przykłady  literatury, którą może czytać i fantasta, i mainstreamowiec. Chociaż nie ukrywam, że z radością przyjęłabym pojawienie się trendu na czytanie o takim Pawłyszu (z Guslarem rozmijam się na poziomie poczucia humoru, chociaż samą koncepcję doceniam). 

Ma być prosto i łatwo, a literatura fantastyczna z reguły taka nie jest.  Dlatego też ten Brunner mnie tak zdziwił.

Brunner czytany przez pryzmat czasu, w którym powstał i tego, co dzieje się wokół nas jest czytelny na poziomie pomijającym fantastykę. Może “formalnie” sprawiać trudności, ale z drugiej strony – mainstream lubi eksperymenty z formą, dlatego też polecam tę książkę wszystkim, którzy jakimś cudem jeszcze jej nie znają. Bez względu na podziały fantastyka – mainstream. 

I jeszcze jedno – najsmutniejsze jest to, że właśnie fantastyka w połowie przypadków postrzegana jest jako rzecz prosta i łatwa, chociażby ze względu na to, że największą promocję mają dzieła… sam wiesz jakie. I potem trzeba się nieźle natrudzić, by komuś, kto zaczął przygodę z fantastyką od rzeczy “popularnych” pokazać, że to nie o to w tym wszystkim chodzi :)

ps. Gdzieś na dysku mam wypunktowane dlaczego ludzie nie czytają opowieści niesamowitych, tylko muszę przeryć wszelkie konta, ale jak tylko znajdę, to się podzielę.

 

 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Tak się zastanawiałam, dlaczego raz na jakiś czas ludziom zdarza się wstawiać nieszczęsne “o” zamiast “a”

Teraz to już się totalnie pogubiłem. Radziejewsko :P?

 

  1. Mnie się wydaje, że z elementami fantastyki spotyka się teraz niemal każdy i nie da się jej uniknąć. Komiksy, seriale, filmy… Czy są tacy, którzy nie otarliby się choć o fantastykę? Od Pottera począwszy, na MCU czy DCU skończywszy. Są tacy, którzy nie widzieli choćby fragmentów “Władcy…” czy “Star Wars”? Nie wiem, może tu się kryje jedna z przyczyn – film skupia się z reguły tylko na mniej czy bardziej infantylnej wizualizacji, odzierając adaptacje z literackiej głębi (Tolkien) czy w ogóle udając nieskomplikowaną bajkę (SW).  I z jednej strony, są tacy, którzy uważają fantastykę właśnie za dostarczycielkę nieskomplikowanej rozrywki (kiedyś to było – “znów rakiety i roboty”, teraz – “znów krasnoludy i trolle”), a z drugiej – tacy, którzy się takiej właśnie intelektualnej “rąbanki” spodziewają, zderzają się z dość czasem skomplikowaną i wymagającą literaturą. A zarzut “nieprawdziwości” jest tylko formalnym wybiegiem. Jak czytam opasłe tomy o początkach państwa polskiego, które opierają się na jednozdaniowych wzmiankach w jakichś klasztornych księgach, traktujących o kompletnie innych rzeczach, i na kilku odkopanych kamieniach, to śmiech pusty na te zarzuty bierze.
  2. Niestety, nowości czytam relatywnie bardzo mało. Wolę poznawać dzieła starsze (jak wspomniany Brunner, czy reszta pozycji ze wspaniałych “Artefaktów”). Lata 90-te wyrobiły np. we mnie opinię, że fantasy to literatura miałka i wtórna. Z nowszymi nowościami może nie miałem szczęścia, ale po lekturze takiej m.in. Ann Bishop straciłem chęci. Polegam teraz głównie na recenzjach “NF”, jeśli już sięgam po coś zupełnie mi nieznanego. Może zmienię opinię o fantasy, bo za namową JeRzego jadę ze Skrytobójcą, na półce czeka Wegner… Zobaczy się. Ale z uwagi na niechęć do nowości większości Twoich polecanek nie czytałem. A co do staroci – ja miłość do “artefaktów” wypracowałem już dawno, i zawieszenie niewiary nawet wobec lampowych komputerów i śmigających rakiet jest dla mnie odpoczynkiem :).
  3. Patrząc na Twój wiek, nie dziwię się, że z Guslarem się rozmijasz. Kto nie żył w tamtych czasach, i Bułyczowa, i np Zajdla, mimowolnie nie docenia.
  4. Brunner jest świetny, ale nie wyobrażam sobie, jak go odbierze ktoś, kto z fantastyką się wcześniej nie zetknął.  Ale może to metoda uczenia pływania rzucaniem na głęboką wodę?
  5. “Fantastyka jest postrzegana jako rzecz prosta” – niestety, czasem tak jest. Wspomniana Ann Bishop – żeby nie wyszedł sztampowy romans, zróbmy jedną stronę wilkołakiem, drugą jasnowidzącą i popłyńmy z prądem. Jęsli jest talent (a tego Bishop nie odmawiam), jakoś się to do kupy broni, ale fantastyka jest traktowana raczej jako ozdobnik, niż integralna część fabuły. I sięgając potem po “Modyfikowany węgiel” czy “Diunę” choćby, można się srogo odbić.
  6. A poza tym – kto jeszcze dziś czyta? Są tacy? Co sprawia, że młody człowiek sięga w ogóle po książkę (a nie MMORPG-i czy kanały na Youtube)? Co sprawia, że jeżeli już sięgnie, to nie będzie to Grey, kryminał, a właśnie fantastyka? Da się “zarazić” już ukształtowanego młodego człowieka czymś, czego nawet w życiu jeszcze nie liznął? Może trzeba zacząć wcześniej? Przedszkole, podstawówka?

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Co sprawia, że jeżeli już sięgnie, to nie będzie to Grey, kryminał, a właśnie fantastyka?

To samo, co sprawia, że słucha rocka progresywnego, a nie country.

 

A poza tym – kto jeszcze dziś czyta? Są tacy? Co sprawia, że młody człowiek sięga w ogóle po książkę (a nie MMORPG-i czy kanały na Youtube)?

Tak, młodzi ludzie nie czytają książek, natomiast każdy stary chodzi o balkoniku i ma Parkinsona. Co za paskudne uogólnienia!

JasnaStrono – a czemu słucha rocka, a nie country? Podpowiem – bo kolega słucha, bo przed dziewczyną chce błysnąć. To tyle w temacie muzycznych gustów. A z literaturą jak jest? Też się dyskutuje o literaturze tyle co o muzyce?

Tak, młodzi ludzie nie czytają książek, natomiast każdy stary chodzi o balkoniku i ma Parkinsona. Co za paskudne uogólnienia!

Delikatnie spytam – ile znasz “młodych” osób zafascynowanych literaturą? Czy za wystarczającą próbkę statystyczną uznasz troje mieszkających pod moim dachem oraz kilkanaście się pod tym dachem przewijających? Z czego dwie (DWIE) wykazują obecnie jakąkolwiek aktywność czytelniczą, a pozostali ugrzęźli właśnie w świecie Warcraftów i kanałów na YT?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

a czemu słucha rocka, a nie country? Podpowiem – bo kolega słucha, bo przed dziewczyną chce błysnąć.

Czyli mówisz, Starchu, że nie istnieje coś takiego jak gust, a jedynie jakiś zbiorowy lub podświadomy popęd, który popycha do takich a nie innych upodobań? Zależy też o jakiej grupie wiekowej mówimy. Młodzi nastolatkowie są zmienni jak chorągiewki na wietrze, ale młodzi dorośli mają już dość sprecyzowane gusta. Co prawda nastolatkiem już jakiś czas nie jestem, ale nie wydaje mi się, żeby znalazła się siła, która zmusiłaby mnie do słuchania tego wściekłego darcia, którym jakiś czas temu żył shoutbox.

 

Delikatnie spytam – ile znasz “młodych” osób zafascynowanych literaturą? Czy za wystarczającą próbkę statystyczną uznasz troje mieszkających pod moim dachem oraz kilkanaście się pod tym dachem przewijających?

Odpowiem mało delikatnie – żeby czytać, nie w ogóle, lecz ambitniejsze pozycje, trzeba prezentować pewien poziom inteligencji. Z racji kierunku studiów, obracam się siłą rzeczy wśród dwudziestokilkulatków, którzy owszem, czytują kryminały czy romanse na nudnych seminariach, lecz z niejednym zdarzało mi się porozmawiać o klasykach literatury, czy o literaturze reportażu. Wyciągając na wykładzie “Pachnidło” Suskinda obca dziewczyna obok mi powiedziała, że niedawno czytała i zaczęliśmy o tym rozmawiać!

Mam i starych znajomych z podstawówki, którzy w szkole mieli dwóje i pokończyli zawodówki. I nawet oni chwycili się w końcu za książki. Co prawda za Greye i Zmierzchy, ale czy mamy prawo narzekać, gdy czytelnictwo w Polsce ma się tak kiepsko? Krzywa Gaussa jest jaka jest.

(że się tak nieładnie wtrącę, skoro mi gwiazdeczka miga) Ja też obracam się w towarzystwie, w którym się czyta. Kuzynka, rodzeństwo moich znajomych, moi najmłodsi znajomi – większość czyta. Często fantastykę. Kuzynka pożyczała mi całe serie, np. Igrzyska Śmierci. Babcia, o której już wspominałam, mówiła, że w bibliotece szkolnej (na zabitej dechami wsi) roi się w ostatnich latach od fantasy, bo dzieciaki to czytają. A mój portalowy kolega, ledwie liceum skończył, nie ma czasu pisać ani chodzić na imprezy, bo czyta. Fantastykę i klasykę.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Istnieje coś takiego, jak gust, ale nie jest to gust oparty jedynie na “smaku wewnętrznym” czy niezależnych od niczego kryteriach. Istnieje gust, który kształtują: znajomi, radio, telewizja, moda itp itd. Czemu kiedyś słuchało się opery, potem rzewnych piosenek, potem hard, heavy czy disco, a dziś (tfu tfu) hip hopu? Bo w swoim czasie były “modne”. BTW – jakimż to darciem żył shoutbox?

żeby czytać, nie w ogóle, lecz ambitniejsze pozycje, trzeba prezentować pewien poziom inteligencji

W porządku, zgadzam się. Masz to szczęście obracać się w kręgach studenckich, czyli “top 20% inteligencji” (jak mi się wydaje) wg Gaussa. Umiejętność płynnego czytania jest studentom niezbędna, a po opanowaniu tej techniki łatwiej sięgnąć po lekturę.  Pełna zgoda! Ale jaki jest to procent ogółu dwudziestokilkulatków? Z moich obserwacji wynika, że – nikły.  Ponadto – ci, którzy nie sięgnęli po lekturę w młodości, bardzo rzadko sięgają po nią w wieku dojrzałym.

A bazując na tych studentach, których znam, to raczej oglądają mecze NBA czy przykładowe rozgrywki w Hearthstone’a na zajęciach, niż czytają. 

Reasumując – młodzi ludzie (wg mojej wiedzy), raczej nie czytają. A jeśli już, to z reguły nie fantastykę. BTW – okrutnie mnie dziwi tak olbrzymia popularność kryminałów, ze szczególnym wskazaniem na skandynawskie. Co w nich jest takiego, czego ja nie dostrzegam? Czytadła jak czytadła.

 

EDIT: Naz, super. Wszyscy czytają. To skąd te statystyki czytelnictwa? Skąd tak (względnie) nikły nakład “NF”?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu: 

 

Teraz to już się totalnie pogubiłem. Radziejewsko :P?

Zrzućmy to na galopującą grypę i pomińmy milczeniem pomylenie a z e ;)

 

Mnie się wydaje, że z elementami fantastyki spotyka się teraz niemal każdy i nie da się jej uniknąć. Komiksy, seriale, filmy… 

Zdziwiłbyś się, ale da sie tego uniknąć i naprawde spora część odbiorców przez lata konsumuje kulturę bez świadomego kontaktu z fantastyką ( a jak już coś znają, to dlatego, że w kinach nie da się przewinąć trailerów).  I to nie są moje przypuszczenia, a efekt kilku/kilkunastu podchwytliwych pytań zadawnych na różnych grupach dyskusyjnych na fb.  Prosty przykład – ja ekranizację Władcy Pierscieni poznałam dzięki temu, że w mojej wichurze na północy Polski cała szkoła była zabierana na taki Powrót Króla. Ponoć teraz młodsze roczniki nie miały tyle szczęścia, i tylko wyjątki były z szkołą na Harrym Potterze. 

 

Niestety, nowości czytam relatywnie bardzo mało. Wolę poznawać dzieła starsze (jak wspomniany Brunner, czy reszta pozycji ze wspaniałych “Artefaktów”). Lata 90-te wyrobiły np. we mnie opinię, że fantasy to literatura miałka i wtórna.

W 2015 lub 2016 stwierdziłam, że nie mogę się wypowiadać o fantastyce bez znajomości klasyków i jakoś odpuściłam nowości. Jak już po coś sięgam, to po przeczytaniu opinii zaufanych ludzików. 

A że fantasy jest wtórna – niestety muszę przyznać rację. Aczkolwiek Wegner z swoim Meekhanem pokazał mi, że można się cudownie bawić schematami i sztampą, oferując czytelnikowi coś więcej niż tylko kolejną wersję znanej historii. Czy raczej – wersję podaną tak świadomie i zgrabnie, że aż nie sposób się oderwać. 

 

miłość do “artefaktów” wypracowałem już dawno, i zawieszenie niewiary nawet wobec lampowych komputerów i śmigających rakiet jest dla mnie odpoczynkiem :).

Miłość wypracowałam niedawno (patrz akapit wyżej), ale tak – lampowe komputery i najdłuższe obrazy świata są swoistym odpoczynkiem. 

 

Patrząc na Twój wiek, nie dziwię się, że z Guslarem się rozmijasz. Kto nie żył w tamtych czasach, i Bułyczowa, i np Zajdla, mimowolnie nie docenia.

to nie jest tak, że nie doceniam – po wielu godzinach rozmów z ludźmi, którzy tamte czasy pamiętają,  doceniam naprawdę bardzo i nawet czasem rozumiem niektóre gry słowne i żarciki. I je uwielbiam. Tylko.. to nie moje poczucie humoru, tak po prostu. Bardziej trafia do mnie Kuttner i Hogbenowie, a to przeca też starości.  To coś na zasadzie miłośników i przeciwników Pratchetta – można doceniać zamysł, ale niekoniecznie dobrze się bawić podczas lektury. Albo inaczej – mając w głowie dziesiątki omówień nie potrafić bawić się razem z narratorem, bo w głowie ma się świadomość, że ta satyra jest cokolwiek gorzka. 

 

Brunner jest świetny, ale nie wyobrażam sobie, jak go odbierze ktoś, kto z fantastyką się wcześniej nie zetknął.  Ale może to metoda uczenia pływania rzucaniem na głęboką wodę?

Poleciłam ostatnio Zanzibar jednemu naprawdę inteligentnemu i mądremu kuzynowi. Zobaczymy jak to odbierze jako czytelnik “normalnej” beletrystyki i miłośnik literatury faktu ;)

A poza tym – kto jeszcze dziś czyta? Są tacy? Co sprawia, że młody człowiek sięga w ogóle po książkę (a nie MMORPG-i czy kanały na Youtube)? Co sprawia, że jeżeli już sięgnie, to nie będzie to Grey, kryminał, a właśnie fantastyka? Da się “zarazić” już ukształtowanego młodego człowieka czymś, czego nawet w życiu jeszcze nie liznął? Może trzeba zacząć wcześniej? Przedszkole, podstawówka?

Na to pytanie nie ma chyba dobrej odpowiedzi. Dziecię me, lat 8 i ciut, do niedawna czytać nie chciało  – bo filmiki na youtubie szybciej przekazują wiedzę, bo to nudne, bo chciałaby czytać tak szybko jak mama, a tymczasem ciągle literuje. Aż jednego pięknego dnia dostała w prezencie “Na szczęście mleko” Gaimana. i machnęła książkę w dobę. A potem, gdy miała całkowity zakaz komputera/smartfona/internetu,  to w ciągu tygodnia przeczytała 3 książki. Póki ma nieograniczony dostęp do laptopa, to nie czyta. Jak się wkurzę i wyłączę sprzęt – nagle okazuje się, że czytanie jest fajne. 

Wśród tak zwanych milenialsów, czy nawet starszych użyszkodników internetu temat jest o wiele bardziej skomplikowany. Ludzie nie potrafią przeczytać tekstu, który jest dłuższy niż 2,5 k znaków, o ile tekst takowy nie będzie co 1k przeplatany grafiką dającą jakiś odpoczynek zblazowanym szarym komórkom. 

Z innej beczki – ciągle są jednostki dociekliwe, próbujące czytać i myśleć o tym, co się czyta. A że jest ich mało… to zupełnie inna para kaloszy. 

 

MrBrightside:

To samo, co sprawia, że słucha rocka progresywnego, a nie country.

Ostatnio przekonałam się, że country  (w odróżnieniu od disco polo) ma wiele do zaoferowania. Na przykład jeden z lepszych coverów “That’s life” Sinatry ;)

 

Tak, młodzi ludzie nie czytają książek, natomiast każdy stary chodzi o balkoniku i ma Parkinsona. Co za paskudne uogólnienia!

Tak się składa, że pracuję  ludźmi młodszymi ode mnie ( 20-28 lat) i naprawdę, ninewielki odsetek czyta. A fantastykę to… szkoda gadać :/

Czyli mówisz, Starchu, że nie istnieje coś takiego jak gust, a jedynie jakiś zbiorowy lub podświadomy popęd, który popycha do takich a nie innych upodobań?

Niestety tak – wśród młodych dorosłych cały czas zauważam pęd za tym, co w ąpiku jest promowane. A szybki przegląd opinii na lubimyczytać tylko potwierdza, że jeśli ktoś wsiąkł w literaturę przez małe “l”, to nieczęsto ma ambicje, by spróbować czegoś ambitniejszego i przeczytać przepiekną i niewymagającą wiele “Tylko ciszę” Peteckiego. 

 

Odpowiem mało delikatnie – żeby czytać, nie w ogóle, lecz ambitniejsze pozycje, trzeba prezentować pewien poziom inteligencji.

No to nam inteligencja obumiera powoli. Będąc na studiach związanych z pedagogiką, na 150 osób znalazłam z dziesięć czytających coś poza clickbaitami na fejsie.  Pracując w naprawdę młodym zespole znów – mam ludzi, którzy nie są głupi, a jednak… nie czytają. I chociaż poza pracą mam samych fantastów wśród znajomych, to jednak statystyka jest nieubłagana.  Podsumowując – 2 tygodnie temu premierę miał pierwszy tom opowiadań Ellisona. Pisarza, który nie bawił się w półśrodki i który wymaga od czytelnika uwagi. Który potrafi krótkim tekstem poruszyć człowieka tak, że zaczyna on myśleć. I, jak do tej pory, w sieci znalazły się dwie opinie, które jawnie pokazują, że czytający nawet ksiązki nie przeczytał. Wydaniem “jarają się” starzy wyjadacze, młodzi udają, że książka nie istnieje. bo to nie Le Giun z jej wkładem w feminizm, a Ellison z jego wkładem w humanizm.  I reakcja naszego świata czytelniczego naprawdę nie napawa optymizmem…

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Naz:

No to masz szczęście – ja jeszcze kilka lat temu żyłam w przekonaniu, że czytanie (juz z pominięciem fantastyki) jest passe, i jestem sama w wszechświecie…

Staruch:

 

Istnieje gust, który kształtują: znajomi, radio, telewizja, moda itp itd.

 

Ależ oczywiście! Dlatego też przeklinam internet i tę nieszczęsną “klęskę urodzaju”, przezz którą każdy może kształtować trendy, o ile dobrze umie w social media. A że takowy osobnik o literaturze wie tyle co nic? To akurat dawno przestało mieć znaczenie. 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Cały czas mi się wydaje, że (nawet naskórkowo) nie da się uniknąć kontaktu z fantastyką. Jeśli założyć, że ktoś do kina nie chodzi, książek nie czyta, z komiksów tylko kapitan Żbik, to choćby wszelkiego rodzaju kreskówki (Dragon Balle, Fineasze i Ferby czy nawet Toy Story) i gry komputerowe (tu nawet… większość) z fantastyką oswajają. Tylko ta ilość jakoś nie przechodzi w jakość. 

Ten najdłuższy obraz świata to Lafferty’ego? Sporo świetnych opowiadań w tych “Rakietowych szlakach” się znalazło. Prawie płakałem przy “Roboty nie płaczą” ;). BTW – tylko mi apetyt na tego Wegnera rośnie.

Co do country – da się posłuchać. Czasem nawet – bardziej niż fajne (czy to Cash, czy Alison Krauss).

Natomiast muszę Cię zmartwić co do metody “odstawiania laptopa”. Sam tak robiłem. I w swoim czasie – były wyniki. To znaczy syn to i owo przeczytał. Sporo nawet. Gdy jednak doszedł do wieku, w którym lapka już mu zabrać nie mogę, jakoś miłość do literatury w nim zgasła. Poza literaturą fachową – niestety tylko WoW, Hearthstone, Netflix i YT. Gdzieś popełniłem błąd :(.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Czytelnictwo, jak wyjścia do opery, tylko dla pasjonatów ;)

To już rzeczywistość, a na to jednostka nie ma wpływu, Staruchu :) 

No chyba, że komuś marzy się literacki terroryzm ;)

Od dwóch lat unikam na fejsie wszelakiej polityki, Skoro da się tak, to i fantastyki da się uniknąć. 

Może inaczej – mam świadomośc, że istnieją filmy tego Vegi, ale nawet trailerów unikam (poza wizytami w kinie). Mam świadomość, że istnieją głupie polskie komedie, a też ich unikam. W takim stopniu, że wręcz nie widzę, gdy mi się w feedzie przewijają. Zatem da się wykluczyć pewną część “kultury”, a przeciwnicy fantastyki mają w tym niezłe skille. 

 

Tak, Lafferty`ego – dziwnym trafem jest to jedno z opowiadań z starych dobrych “Rakietowych”, które odbija mi czkawką (pozytywną) przy każdej rozmowie o starociach. Drugim takim jest “Dziewięć miliardów imion boga”.  I wszystko Ilii Warszawskiego, publikowane w starych Krokach w Nieznane :)

 

W dobrym country nadal mają tę frajdę z grania. I robią to (oczywiście nieliczni) dobrze. Ostatnio zakochałam się w “The Devil Makes Three”, album “SELF-TITLED”.

 

Mam nadzieję, że jednak Małe Rude zapała miłością do literatury i nie będzie totalnie cyfrowa. Chociaż faktycznie,  twój scenariusz ma niestety szansę powtórzyć się i u  mnie. Chyba, że zaszczepię w niej snobizm związany z posiadaniem (i przeczytaniem) wybitnie dobrych książek ;)

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

@Blacktom

Każde medium ma swój czas. Był czas opery, teatru, rocka. Literatura trzymała się chyba najdłużej, ale przegrywa z obrazkami, a polegnie, gdy pojawi się prawdziwa VR. Zostaną tylko koneserzy, jak my!

 

@Silaqui

Stare “Rakietowe”? Jakieś …dziesiąt lat temu czytałem pierwszy tom, jedyny dostępny w mojej bibliotece. Ale za to wszystkie siedem nowych przestudiowane. Clarke – dobre rzeczy pisał. Rewelacyjne było “Miasto i gwiazdy” (drukawane w “F”), teraz poluję na “Koniec dzieciństwa”, bo serialik był niezły.

I czemu akurat Warszawski? Na pewno czytałem, ale jakoś nic sobie nie przypominam. 

A z dziećmi zawsze warto próbować. Może się uda, trzymam kciuki :).

 

BTW – ale zrobiłem megaofftop w tym temacie :D

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Przeczytałam opowiadania polskie, opinię wyrażę później, ale jedną, irytującą mnie rzecz muszę z siebie tu wyrzucić. Otóż w chyba trzech z czterech opowiadań napotkałam ubieranie ubrań. Chyba, że coś się przez trzy lata zmieniło i nie jestem na bieżąco, ale jeszcze w 2015 poradnia językowa twierdziła że: “Niepoprawne jest także ubieranie płaszcza, czapki czy butów (wskazywałoby bowiem na ubieranie wskazanych części garderoby w kolejne). Tego typu konstrukcje są południowopolskimi regionalizmami, niedopuszczalnymi w polszczyźnie ogólnej.”

Normalnie Grammar Nazi :) Tak na serio to ubieranie ubrań mi nie przeszkadza, tak jak nazywanie sędziną kobietę sprawującą zawód sędziego, bo każdy wie o co chodzi; ostatnio gdzieś tutaj był taki przykład podawany. Południowopolskie, niedopuszczalne regionalizmy? Naprawdę? :) Poczułem się bardzo niepoprawnie :D

"We chase misprinted lies, We face the path of time [...]"- Alice in Chains

U mnie jest “narzucił na siebie ubrania”, uff.

Staruchu, nie wiem, czy wszyscy czytają, i nawet niespecjalnie mnie ci wszyscy obchodzą. Zwróciłam tylko uwagę, że znam sporo młodych osób zafascynowanych literaturą ;) A statystyki na pewno pokazują jakąś część rzeczywistości.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Przeczytawszy dział prozy ;)

"Demon zapory" Łagan pozytywnie mnie zaskoczył – poprzednie dwa teksty autorki zawiodły, były nijakie, mało oryginalne i po prostu nudne. Więc podchodziłam do tego nieufnie, a tu niespodzianka – bardzo ciekawy świat w tle i fajne postaci na przedzie. Przyczepię się tylko do fabuły, która zdaje się być wstępem do czegoś większego i przez to pozostawia niedosyt.

"Czas deszczów" – niestety, spodziewałam się czegoś mocniejszego po autorce :( Zgadzam się ze wszystkimi zarzutami Starucha i pewnie jeszcze znalazłoby się kilka. Świat mało wiarygodny, historia przewidywalna, miałam nadzieję, że choć finał wyrwie się ze schematu, ale było dokładnie taki jak można się spodziewać i wydaje się nie mieć to sensu – naprawdę przez tyle lat ani Rick, ani John się nie dowiedzieli o sytuacji na ziemi? A właśnie, te imiona… Bardziej generycznie się nie dało? No, szkoda. Tekst reprezentuje wszystko, co nie kojarzy mi się z dotychczasową twórczością autorki – odważną i oryginalną. Ma natomiast dopiętą fabułę :) Zawsze coś.

"Mechanizm gojenia" – wstyd i hańba :P

"Wszystkie śmierci Apolinarego" – skomentuje w odpowiednim wątku.

Z zagranicznej prozy wybija się (żaden zaskok) Valente. Po świetnej "Rewolwerowej Śnieżce" dostajemy tak klimatyczne postapo, że aż skręciło mnie z zazdrości. Tłumaczenie też zasługuje na pochwałę :) 

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

uszanowanie

Co do felietonu Aleksandry Radziejewskiej – wydało mi się, że Autorka dość arbitralnie zdefiniowała ‘opornych’. Otóż mają to być ludzie, którzy niekoniecznie lubią fantastykę, ale za to generalnie lubią beletrystykę. Ja znam kilka osób, które w ogóle nie trawią fikcji literackiej, bo ma mniej wartości poznawczych niż literatura faktu czy literatura (popularno)naukowa. Ja  swego czasu  osobiście poleciłem “Robota”Wiśniewskaiego -Snerga pewnemu studentowi elektroniki. Są tam bardzo ciekawe przekształcenia równań z zakresu mechaniki klasycznej  . Albo ‘Gniazdo Światów’ Huberatha – jest tam  z kolei błyskotliwe równanie matematyczne opisujące świat a właściwie serię światów.

Oczywiście tę samą zasadę można odnieść również do samego pisarza. Na przykład,  polecam ‘Łysiak Fiction’ miłośnikom Waldemara Łysiaka, w ogóle nie kojarzonego z SF lub fantastyką

Pozdrawiam. Poczytam teraz opowiadania.

Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować

wydało mi się, że Autorka dość arbitralnie zdefiniowała ‘opornych’. Otóż mają to być ludzie, którzy niekoniecznie lubią fantastykę, ale za to generalnie lubią beletrystykę.

Tak, dokładnie takie założenia przyjęłam, gdyż bardziej “ogólne” potraktowanie tematu wymagałoby listy na… 50 pozycji, a nie dziesięć ;) 

I tak, różnych ludzi można na wiele sposobów zachęcać do fantastyki – jeden z znajomych przekonywał do Wattsa polecając przeczytać wpierw Wattsowe przypisy.

Swoją drogą, można by było pokusić sie o stworzenie listy typów “czytelników”, i do każdej z nich stworzyć osobne “starter packi” :D 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Demon zapory – sama historia błaha, ale świat ciekawy, jest tu co rozwijać, jest miejsce na kolejne opowieści w uniwersum, fajnie się to czytało :)

 

Czas deszczów – mnie tam “Brzytwa Lema” tu nie przeszkadza. Fantastyka to przecież tylko forma. Opowieść nastrojowa, przyziemna, ale mówiąca ile są warte ludzkie marzenia. Na plus.

 

Mechanizm gojenia – tu się zawiodłem. Po wcześniejszych tekstach Magdy spodziewałem się czegoś bardzo solidnego. W “Eudajmonii” Tensza pokazała, ze można “zwykłą” historię opowiedzieć w bardzo ciekawy sposób i jeszcze dodać do niej egzystencjonalnych przemyśleń. “Czwarta wiadomość” była mega oryginalna, mocna, przemawiająca do wyobraźni, wręcz uderzająca (hej, więcej tekstów w tym stylu! :) ). Natomiast “Mechanizm gojenia" to… cover jednego z wątków “West World”, co zresztą zostało wskazane w treści.

Jedyne, co mogło ewentualnie zbić z tropu, to zagadka, czy główna bohaterka nie jest aby robotem z modułem autoreperacji. Niestety, tu też wcześniejsze bóle mięśni wskazują na to, że nie. Można by to tłumaczyć poprawioną symulacją, ale w treści brak sugestii w tę stronę.

No i robot udający Mikasa raz jest w pełni sprawny pod względem równowagi (na wysypisku), a kiedy indziej ani trochę (gdy biegnie za bohaterką).

Natomiast na wielki plus naturalność postaci.

(edit: kopiując zdanie z innego wątku, może kwestia tego, że “Czwarta wiadomość” wywindowała oczekiwania :) )

 

Wszystkie śmierci Apolinarego – mocny akcent tego numeru. Tekst przemawiający do wyobraźni, budzący emocje, skonstruowany tak, że po drodze można kluczyć wyobrażeniami świata w różne strony. Są niedopowiedzenia, można zastanawiać się kim są “wrogowie”, ile wart jest świat. Kawał solidnej roboty. Więcej!

 

Teksów zagranicznych jeszcze nie czytałem.

 

Publicystyka:

 

Kołodziejczak – ciekawie, o czymś, co może być podwaliną niejednego pomysłu.

 

Watts – jego zawsze czyta się ciekawie, choć jak widać nieraz potrafi zaszokować bezemocjonalnym podejściem do różnych tematów.

 

Kosik – pominąłem, zbyt często jego wcześniejsze felietony “były żeby były”.

 

Chmielarz – słusznie prawi.

 

Starosta – tu jest zawsze ciekawie.

 

Tekst o Le Guin – powiem szczerze, ze aż mnie zainspirowało do sięgnięcia po te teksty, których jeszcze nie czytałem :)

 

Fantastyka dla opornych – pomysł tekstu fajny, ale można dyskutować z listą wymienionych pozycji :) 

 

Tekst o Celtach – więcej! Sama zapowiedź cyklu bardzo mnie ucieszyła, podobnie jak solidne podejście do tematu :) Oby cykl był długi. A po nim poproszę drugi, o Słowianach :) Mam nadzieję, ze w którejś części będzie też więcej o tym, ile to irlandzcy “kościelni mnisi” przemycili elementów wierzeń celtyckich do współczesnej kultury (niektóre wątki mogą nieźle zdziwić).

 

Barbarella – fajnie pokazana historia komiksu, ale i zmian społecznych. A jednocześnie solidny (mimo ukrycia w jednym, krótkim akapicie) przytyk do tego, jak współczesna kultura podchodzi do remakowania czegoś sprzed kilku dziesięcioleci.

 

 

wilku, przyjmuje uwagi na klatę poza jedną:

No i robot udający Mikasa raz jest w pełni sprawny pod względem równowagi (na wysypisku), a kiedy indziej ani trochę (gdy biegnie za bohaterką).

Po pierwsze, nie wiadomo na pewno, czy robot był na wysypisku, czy to jednak nie halucynacje Hany. Po drugie, wspinanie/chodzenie się a bieganie to zupełnie inna bajka – wie to każdy, kto miał np. nogę w szynach (a ja miałam tę nieprzyjemność). Możesz się wspinać bez problemu, a przy pierwszej próbie pobiegnięcia zaliczyć glebę.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

“Sama zapowiedź cyklu bardzo mnie ucieszyła, podobnie jak solidne podejście do tematu :) Oby cykl był długi. A po nim poproszę drugi, o Słowianach :)

 

Trwało to dość długo, ale wreszcie się udało i mogę oficjalnie poinformować, że w kwietniowym numerze pojawi się obiecywany jakiś czas temu pierwszy artykuł z cyklu “Z kartek Legendarza” Witolda Vargasa, czyli właśnie opowieści z tradycji słowiańskiej. :)

Wow, spełnianie życzeń czytelników od ręki :D 

Fantastyka dla opornych – pomysł tekstu fajny, ale można dyskutować z listą wymienionych pozycji :) 

Dyskutujmy zatem ;) Jakie byłyby Twoje propozycje i dlaczego? ;) 

Na początku było Słowo. Potem pojawił się pieprzony edytor tekstu. Potem procesor myślowy. A potem nastąpił koniec literatury.

Wywalić wzmiankę o Krainie Chichów – wiele osób nie potrafi przebrnąć tam przez pierwsze kilkadziesiąt stron. Dodać Mistrza i Małgorzatę – toż to klasyka fantastyki :) 

Wiele osób nie wie, co traci ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Całkiem możliwe, co nie zmienia faktu, że lista “dla opornych” powinna to uwzględniać :) 

Niekoniecznie. Gustów literackich jest od groma. Fakt, że “wiele osób nie potrafi przebrnąć tam przez pierwsze kilkadziesiąt stron” nie znaczy, że równie wiele nie potrafi się Carrollem zachwycić.

“Mistrz i Małgorzata” to też moim zdaniem niespecjalnie dobry wybór. Książka wspaniała, ale… “Fantastyka dla opornych” ma zachęcać do lektury kolejnych dzieł fantastycznych, ergo – muszą kolejne książki być choć zbliżone stylistycznie czy w kwestii pomysłów na fabułę. Pokaż mi książkę podobną do “MiM”? Jaką po niej lekturę do przeczytania polecisz?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Czemu zbliżoną? Można potem iśc według autora, według epoki albo według dowolnego innego klucza.

Zbliżoną, bo to był artykuł o promowaniu fantastyki. Po “MiM” można sięgnąć po kolejnego Bułhakowa – np. “Notatki na mankietach” (niefantastyczne) albo “Fatalne jaja” (fantastyka, ale nienajlepsza). I już potencjalny miłośnik fantastyki stracony.

Wg epoki – po Bułhakowie Howard albo Lovecraft? Hm, znowu kogoś zniechęcamy.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tołstoj też fantastykę pisał (choć jego opowiadania sa raczej mało znane).

 

Edit: Zresztą, żeby to zaraz nie była dyskusja dla dyskusji… :) Kilka osób sceptycznych do fantastyki przekonałem Mistrzem i Małgorzatą i wcale nie szukałem potem kolejnych pozycji w podobnym stylu, raczej polecałem coś pasującego do danej osoby. A Mistrz i Małgorzata jako “przełamywacz oporów” ma ten plus, ze zwyczajnie większość osób mocno wciąga i zniechęceni do tej pozycji są tylko nieliczni. Oczywiście może być i tak, że to specyfika moich znajomych :) 

Aż mnie korci, żeby własną listę ułożyć. A to znaczy, że artykuł Silaqui działa. ;)

Skraj – styl miejscami kuleje, ale za to bardzo dobrze zbudowany klimat. Czuć bardzo mocne inspiracje Strugackimi, tyle, ze zamiast “gasnącej utopii” jest pełna antyutopia. Trochę końcówka zmiękczyła ten nastój, ale całość ok. Nieźle pokazane jak ludzie zaczynają wierzyć w system, który zabrał im wszystkie drobne radości.

 

Przyszłość to błękit – strasznie rozpraszający początek opowiadania (i w sumie nawet nie potrafię wskazać dlaczego tak to odbieram). Odpadłem, ale spróbuję jeszcze raz do tego podejść.

Znalazłam taki “Przegląd Nowej Fantastyki”. Autor stwierdził: “W najnowszym numerze Nowej Fantastyki aż roi się od świetnych felietonów i artykułów (…) Myślę, że zdecydowanie sięgnę po kolejny numer (…)”. Miłe :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Przeczytałem opowiadanie dziewczyn z najnowszego NF. Jeszcze raz gratuluję publikacji :)

Najbardziej podobał mi się chyba tekst Naz. Fajne pomysły, dobre wykonanie. Mechanizm gojenia jakoś nie do końca mi się spodobał mimo udanego twista. Jednak o wiele bardziej podobały mi się wcześniejsze teksty z NF. Za to opowiadaniem gravel (która jakoś ostatnio jest chyba mało obecna w życiu portalu) muszę przyznać, że jestem trochę rozczarowany. Uważam ją za jedną z najlepszych autorek jakie publikują na fantastyce.pl i czytałem tu o wiele lepsze teksty jej autorstwa niż Czas deszczów. Choć opowiadanie ma swój klimat jakoś mnie nie urzekło.

…a jeszcze co do opowiadania Tenszy : ‘mechanik powiedziała, mechanik mrugnęła okiem’ itd. Jeju, Tensza, ty tak serio? Przecież różne neologizmy można wymyślić dla żeńskiej wersji tego zacnego zawodu. Nie miałabyś problemu, skoro kilka fajnych neologizmów się znalazło w tekście. No i ze zdaniami typu ‘Smutek zastąpił gniew’ trzeba uważać. Lepiej użyć strony biernej, bo nie wiadomo, co czym zostało zastąpione.

Wesołych Świąt życzę :)  

Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować

Wiem, że jestem tu dość późno, ale kto wie, może jeszcze ktoś tu zajrzy :)

 

Bardzo podobał mi się artykuł o Le Guin. Propsy dla autorki za sięgnięcie po coś więcej niż powierzchowną analizę, fajnie w zwykłym artykule popkulturowym trafić na relatywizm językowy :D (Btw, literówka – Edward od hipotezy nazywał się Sapir, nie Saphir) i choć wydaje mi się, że autorka mogła się pokusić o rozwinięcie tego, jaki wpływ miał relatywizm językowy na twórczość Le Guin, zamiast rzucać ogólnikami – nie powiem, mnie zmotywował, żeby sięgnąć po Wydziedziczonych, więc swoją rolę spełnił ^^

 

„Duch zapory” to ładny, słodki kawałek literatury (trochę zazdroszczę, bo początkowe sceny z księciem są jak kubek w kubek przepisane z mojej epopei życia, którą tworzyłam w gimnazjum) i w sumie jedyne, co mogę mu zarzucić to to, że nawet nie udaje, że jest opowiadaniem. Ale jeśli to wyjdzie jako książka, to z przyjemnością kupię.

„Czas deszczów” – jak tu podejść obiektywnie do tego opowiadania? Gdy mam w pamięci niesamowite Metody badania abominacji, Czas deszczów wypada blado. Ale jeśli staram się podchodzić do tego jak do opowiadania nieznanej mi autorki, to było w sumie całkiem spoko. Nie przesadnie pokręcone, lekkie w odbiorze i zrozumieniu, a historia, choć nie nowa, ładnie opowiedziana. Logika świata przedstawionego chyba trochę szwankowała, ale jeszcze nie na tyle, by mnie irytować.

„Mechanizm gojenia” – Hana mnie do siebie przekonała :) Gdybym miała szukać przesłania, to byłoby to „miłość nie zna wieku” a że w sumie jestem teraz w romansowym humorze, to i przygody Hany czytałam z przyjemnością ^^

 „Wszystkie śmierci” – spokojna wersja Matrixa. Czy dobrze zrozumiałam, że Apolinary wcale nie działał za plecami Onych (Ich?) – tzn, one dobrze wiedziały, że on coś knuje? Bardzo fajne zakończenie.

 

W ogóle bardzo mi się podobały opowiadania w tym numerze, zagraniczne jeszcze czekają na swoją kolej, ale chciałam spisać wrażenia na bieżąco. ^^

Aha, jeszcze jedno. Bardzo prawilny postulat redakcji NF na ostatniej stronie XD

www.facebook.com/mika.modrzynska

Jednak o wiele bardziej podobały mi się wcześniejsze teksty z NF

Nie będę narzekać :)

…a jeszcze co do opowiadania Tenszy : ‘mechanik powiedziała, mechanik mrugnęła okiem’ itd. Jeju, Tensza, ty tak serio?

Bardzo chciałam napisać tekst, w którym wykorzystuje męskoosobowe określenie wobec bohaterki. Zabieg nie wszystkim się podoba, ale był całkowicie celowy ;)

Hana mnie do siebie przekonała :) Gdybym miała szukać przesłania, to byłoby to „miłość nie zna wieku” a że w sumie jestem teraz w romansowym humorze, to i przygody Hany czytałam z przyjemnością ^^

Yay! :)

 

Dziękuję wszystkim za opinie.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Kam_mod, zależy od interpretacji ;) Starałam się, żeby mogło być ich kilka. Dzięki za opinię.

 

Belhaju <3 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

No i przeczytane :)

Kto zawsze czyta NF jako ostatni we Wszechświecie? Mała podpowiedź graficzna.

 

 

Na pewno dobry numer, każde z opowiadań trzymało poziom.

 

Trochę się wyłamię, bo dla mnie numer wygrywa Gravel z Czasem deszczów, jakoś mnie ten tekst naprawdę zauroczył, przede wszystkim wizją świata tak prosto, ale i ciekawie przedstawioną. Ale reszta niewiele w tyle. Tensza jakiego gatunku fantastyki się nie dotknie, to jej wychodzi, więc i steampunk w jej wykonaniu palce lizać. Wszystkie śmierci... Naz był najtrudniejszy w odbiorze, ale sama wizja postapo naprawdę interesująca i przeczytałem nie bez przyjemności. Demon zapory również w porządku.

Z zagranicznych Skraj zapada w pamięć świetnym pomysłem. I choć pod koniec fabuła łapie lekką zadyszkę, to mimo wszystko kawał dobrego tekstu. Jest coś naprawdę świeżego i odjechanego w rosyjskich opowiadaniach. Podoba mi się to, że są bardzo uniwersalne w porównaniu do amerykańskich, gdzie bardzo wiele jest głęboko osadzonych głęboko w Ameryce i uwypukla konkretne poglądy polityczne autora (a poglądy prawie wszyscy mają takie same – nie to że opowiadam się po którejś stronie, bo wole postać z boku, ot taka obserwacja). Przyszłość to błękit klasa sama w sobie. Choć początkowo nie byłem do końca przekonany do tego przerysowanego obrazu świata, to końcówka naprawdę zagrała na emocjach.

 

Świetne zestawienie graficzne :D A jaka konsekwentność!

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Nowa Fantastyka