Czasopisma

Dodaj recenzję

Nowa Fantastyka 08/21

Radosław Pisula

OSTATNIA PODRÓŻ PANA KLEKSA

 

22 czerwca zmarł Krzysztof Gradowski – reżyser adaptacji przygód Pana Kleksa – serii, która jest nie tylko skondensowaną pigułką nostalgii, ale przede wszystkim nadal niedocenionym gatunkowym buldożerem, nawet dzisiaj robiącym wrażenie przepychem i błyskotliwością.

 

Artur Nowrot

ZA ZIEMIAMI, KTÓRE ZNAMY

 

Portal fantasy w najczystszy sposób opowiada o tym, w czym Tolkien upatrywał źródła wszelkiej fantastyki: potrzebie ucieczki. Od czego jednak uciekają bohaterowie i czy ucieczka jest w ogóle możliwa?

 

Karolina Fedyk

ZAKLĘCIA W KOLONII ORBITALNEJ

 

Fantastyka i poezja korzystają z tych samych narzędzi – z alegorii, analogii i metafory. Wykorzystują fakt, że czasem potrzebujemy oddalić się od jakiegoś zjawiska, by dobrze mu się przyjrzeć.

 

Witold Vargas

BEŁTY

 

Bełty, a inaczej błędy, błudniki, błędnice są bezkształtne i właściwie niematerialne. Te trudne do opisania istoty nie mają natury żywego stworzenia.

 

Ponadto w numerze:

‒ opowiadania m.in. Zbigniewa Wojnarowskiego i Agnieszki Fulińskiej;

‒ wywiady z Tomkiem Bagińskim, Tedem Chiangiem i Jonem J Muthem (cz.2);

‒ kolejna przygoda Lila i Puta;

‒ felietony, recenzje i inne stałe atrakcje.

Komentarze

obserwuj

Tym razem komentarz wstawię bardzo wcześnie. Wpadłam kilka dni temu do zaprzyjaźnionego kiosku, a pani od progu mnie powitała: "Już jest, Nowa Fantastyka". Zdziwiłam się, może nie pamiętała, że lipcową kupiłam, ale nie. Miała rację, nowa, sierpniowa. A na okładce Chiang, Bagiński i użyszkodniczka. Ciekawe, co Drakaina napisała,  a fantasy versus eskapizm, również zapowiada się wspaniale.

Numer był emocjonujący. Za dużo sobie po nim obiecywałam, więc w dwóch przypadkach musiał o skończyć się rozczarowaniem, ale i te teksty doceniam za samo podjęcie tematu. Całość magazynu oceniam jako – fajny. :-)

 

Najpierw podziękowania Redaktorowi za wstępniak. Notka była/jest – super! Ciągłość– nieciągłość, to tylko koncepty i nie wiemy, jak się ze sobą łączą, vide t. korpuskularno-falowa i poszukiwanie cząstek. Zdecydowanie punkty, ale jakaś ciągłość/połączenie jest. Czym jest, jak to się dzieje, co z tą grawitacją, czasem, początkiem albo początkami – nie wiadomo? Fascynujące. 

 

Opowiadania polskie

„Nakarmić kruki”; dobre opowiadanie, fajna fabuła, wspaniały realizm historyczny i detale. Dla mnie trochę miejscami przeciągane i za mało zmysłowe, co utrudniało zatopienie się w historię i zapomnienie o bożym świecie. Jeden drobny kiks: siedzący bohater nie może się zatoczyć pod wpływem podmuchu.

„Ruiny Sodomy”; wariacja wokół najstarszej i wzorcowej modlitwy chrześcijańskiej. Pomysł jak pomysł, szkoda że niewiele za nim stoi, prócz sztuczki dosłownego odczytania, na której osnuto historię. Przy okazji wers „i nie wódź nas na pokuszenie” został zmieniony na „nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie” (2019, papież Franciszek, przyczyna – Bóg nie jest protagonistą pokus stojących na drodze człowieka, nie czai się, aby zastawić sidła na swoje dzieci. Papież przypomniał List św. Jakuba: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi”. O zmianie wersji w danym języku miały zdecydować episkopaty. Jak się możemy domyślić, polski episkopat nie zmienił – decyzja z 2020, bo przecież po co?). Samo opowiadanie średnie, ale jest akcja, skojarzenie z  Alterd Carbon, poza tym bardzo ograne motywy, chciałoby się czegoś więcej, wystarczyłoby ciut lepsze napisanie, dokładnie o tym samym, może bardziej osobiste, nie podług wzorca, bo warsztatowo-językowo jest so-so.

 

Opowiadania zagraniczne

"Rubin z Letniego Dworu"; piękna baśń, tylko odniosłam wrażenie, że tłumaczenie jest ciut chropowate, gdyż Autorka jest poetką i to się czuje, w tekście, lecz nie znajduje w nim wystarczającego odzwierciedlenia. Musiałabym przeczytać angielski tekst, aby porównać.

"Na czym polega sztuczka"; ciekawy koncept, opowiadanie przedziwne ale niewątpliwie interesujące, Autorka wyraźnie eksperymentuje ze słowem i narracją.

"Gwiazdka za każde niewypowiedziane słowo"; piękne opowiadanie, proste, wzruszające, również przemyślana forma. Dodatkowymi smaczkami były drobiazgi koreańskie. Może i Autorka gra na emocjach, ale je czuje.

 

Publicystyka szeroko rozumiana

Starosta, bardzo dobrze że znalazła się wzmianka o raporcie, bo powinna, uapu – capu z kolei nie wpisuje się w moje poczucie humoru, ale średniej czy mediany nie znam, może ok.

Vargas jak zwykle ciekawy – tym razem o bełtach, cóż za dziwne stworzenia, ostatnio widziałam jakieś zdjęcie i notkę o pustynnych błędnikach – niesamowite, choć naturalnie photoshop albo co inszego.

 

"Za ziemiami, które znamy"; pierwsze rozczarowanie tekstowe, pokrótce – temat frapujący, opracowanie takie sobie. 

Po dłuże. Główna myśl dotycząca ucieczki od rzeczywistości stwarzanej w fantasy – interesująca, lecz udokumentowana wybiórczo, raczej słabo – głównie starszymi fabułami i, co ważniejsze, uzasadniona „po łebkach”, nieczysto, tzn. nie bardzo wiadomo, o co się rozchodzi: czy o fabuły i ich rozwiązania (określony sposób eksploatacji dziedziny/gatunku), czy czytelników i ich oczekiwania. Tak czy tak myśl się rozłazi. Autor miesza, kręci się w zdaniach, a precyzji w tym brakuje. 

Ostatnie zdanie jest interesujące, jak wspomniany już główny wątek/temat, ale (tym słówkiem niejako unieważniam fajność, świadomam tego) dużo tekstu – mało treści, sporo banału. I tak, wiem, że wszystko, co napiszemy, może zostać odebrane jak banał. Sęk jednak w tym, że wypowiedź pisemna może zostać dopracowana pod kątem precyzji wywodu, przedstawiania poglądu, inaczej to mydlenie oczu i sama doszukuję się w tekście nie wiadomo czego. 

Myśli autor miał, to rzecz pewna, niechże wyklaruje swój pogląd na tych samych utworach,  przedstawi swoją tezę, wyostrzy myśl, powściągnie gadulstwo i nieśmiałość. Czasami, czytając eseje, zastanawiam się, czy Autorzy tekstów czytają innych, czy wiedzą, czym jest esej, artykuł na temat.

Z drobiazgów: w zamieszanie wprawiło mnie użycie słowa portal fantasy (znam znaczenie, ale współcześnie jest kojarzone i rozumiane w sposób określony, nie jako „wejście do”, może w tym przypadku warto było jednak „złamać się” i użyć „portal do fantasy” lub inaczej?

Skończę już. Długi komentarz popełniłam, bo miałam spore oczekiwania w stosunku do tego tekstu. Poczekam na kolejna publicystykę tego Autora, bo myśl jest, ale…

 

"Ostatnia podróż Pana Kleksa"; ależ ciekawe, nie znam Kleksa, a motywy powstania cyklu i sam Gradowski, no, kapelusze z głów! Nadrobię, bo mnie znęciły opisy filmów. Wielka szkoda, że nie ma go już pośród nas. Nie potrafię sobie poradzić ze śmiercią, choć wiem że to nieuniknione.

"Malarskie podróże"; dalszy ciąg wywiadu z Jonem J Muthem, zastanawiający: ta otwartość redaktorów na malarstwo, photoshop, trzy pytania i inne, równie interesujące,  sprawy.

 

"Zaklęcia w kolonii orbitalnej"; moje drugie rozczarowanie. Pamiętam Autorkę z burzy i byłam ciekawa, co napisała o związkach poezji z fantastyką. Wtedy, choć rozumiałam jej stanowisko, nie podzielałam wyboru środków, a poza zasięgiem mojego pojmowania było wzmożenie emocji i brak wyobraźni związanej ze świadomością konsekwencji działań, panowania nad słowami, dystansem do rzeczywistości  – w końcu każdy z nas żyje realnie w społeczności małej i tej większej. Muszę dodać, że nie mam nic przeciwko performance'om, stawianiu granic i mówieniu rzeczy niepopularnych, szokowaniu, jednak zawsze musi iść w parze ze zrozumieniem sytuacji, i nie swojej – przede wszystkim – i oddawaniem się "demonom". 

Powieści Autorki – „Skrzydeł” nie czytałam, ale gdy dorwę w jakiejś bibliotece przeczytam. Generalnie uważam, że pisanie (twórczość) obujęzyczne jest takie sobie, choć pewnie to wie, bo neuropsycholożka (przeczytałam kiedyś w biogramie na SQN). Choć czym różni się neuropsychologia od neurokognitywistyki, czy samej kognitywistyki, who knows?  

I teraz tak. Nie jest faktem, że czasem potrzebujemy oddalić się od zjawiska, aby mu  się przyjrzeć, bo to zależy (oddalenie jest słowem bardzo, bardzo nieprecyzyjnym), a z alegorii, analogii i metafory korzystamy nie tylko przy okazji pisania fantastycznych opowiadań i poezji.

Kurcze, ten numer jest dla mnie – mega trudny (znaczy recenzja). Tematy okładkowe – mega ciekawe i rozczarowania w środku, gdy czytam wywody Autorów. 

Poezja to liryka, lecz Autorka to wie, więc nie wiem, o czym i dlaczego pisze to, co czytam. Czy ważne jest, że ktoś pisze o terraformizacji planet? Nie, bo kluczem jest podmiot i wartość wiersza, więc dlaczego chce to podzielić na tematy: poezja o tym, o tamtym; literatura kobieca, męska, przygodówka, kryminał, fantastyka, a może jeszcze i oddzielna przegródka dla cyberpunka itd. Dla mnie to spłaszczanie idei poezji. Naturalnie można i ją poszatkować. Im więcej tym lepiej, targetujemy się na cel, "spełniamy twoje oczekiwania, przyszły czytelniku". Są takie noblistki takie jak Glück, które dialogują w swoich wierszach, są tacy którzy budują opowieści, są pieśniarze jak Dylan.

Niejasne – czym jest wiersz dla Autorki, liryką gatunkową? Chce stworzyć szuflandię z naklejką 'fantastyczne światy i niezmierzony kosmos'? Przecież poezja odnosząca się do kosmosu istnieje, nawet na tym portalu. Przyjmowana jest niechętnie, ale nie zawsze. Poezja jest trudna, wymagająca talentu, biegłości i smaku.

Moim zdaniem tematyczna klasyfikacja poezji jest bez sensu – piszę o bohaterze w kosmosie, o bezmiarze, trudnościach, których doświadcza, magii. Toć wartość poezji nie wiąże się z poruszanym tematem, lecz podmiotem lirycznym w różnych sytuacjach, formą, ujęciem – rodzajem kondensacji. Zdumiało mnie to szufladkowanie. Rozumiem, że współcześnie czasem poszukuje się szufladami, szukając bon motu, inspiracji, dedykacji: o miłości, o sensie życia, o wojnie, o policjantce na służbie zdradzonej przez przyjaciela… Hm. Dla mnie coś jest dobre bądź nie, oddaje udanie przeżycia bohatera bądź nie, uniwersalne – banalne, trafia do mnie – kula w płot.

Poezję fantastyczną każdy może pisać. Może wierszować, pisać białym wersem lub innym, co tylko wymyśli. Dobrą poezję trudno napisać, bardzo trudno. Trafić do czytelników jeszcze trudniej, zwłaszcza wydawniczo.

Odnośnie ostatniego zdania tekstu, nie wiem. Chyba nie ma problemu z otworzeniem rubryki poezji nawet w NFie, ale poezja musiałaby być naprawdę dobra. Poza tym pojawia się poważny kłopot techniczny, trzeba byłoby mieć w redakcjach różnych pism i portalach internetowych osobę rzeczywiście znającą się na poezji, taką, która potrafi ocenić, choćby w przybliżeniu, wartość, co nie jest kwestią gustu, jak mi czasami wmawiają, lecz oczytania, rozsmakowania się „w”.  Smak wyrabia się przez próbowanie, doświadczanie. Autorka wydaje i pisze, więc na pewno spotkała się: koszty, koszty, koszty. Może warto poczytać o dewzroście (degrowth, i tłumaczenie postwzrost jest nie ok) ), może wtedy pojawi się szansa? Z kosmosem byłabym ostrożna, gdyż wolę mieć na czym mieszkać, czym oddychać i co pić.

Kończąc – sama myśl o niedostatku poezji w fantastyce – ciekawa, lecz podana w sposób wielce nieuczesany, tj. moim zdaniem akcenty położone na dziwne rzeczy, ale cóż wola Autorki.

 

"Eksplorowanie idei"; wywiad z Chiangiem świetny, po obu stronach! Podobnie z rozmową z Tomkiem Bagińskim nt. "Wiedźmina". A kto ciekaw, nich przeczyta. <3

Kosik, zdroworozsądkowo i do rzeczy, tak jak lubię.

"Były to czasy najlepsze, i były to czasy najgorsze"; kurcze, fajny ten gościnny felietonista. 

Orbitowski, i ja załapałam się na włoskie horrory. Pytanie – nie wiem? pozostaje bez odpowiedzi, niestety.

                                                                               

Recenzje

Śliwiak ciekawie o antologii z Marsa, spróbuję ją gdzieś pożyczyć, aby się przypatrzeć tym trzem trendom, o których pisze. Sami polscy pisarze. O Tedzie Sturgeonie też krótko i konkretnie, więc można. :-) Strach pomyśleć, że to pozycja z 1953 roku, a wydaje się bardziej na czasie niż obecne pisanie.

"Nasza część nocy", raczej streszczenie z zachętą. 

"Sznur japońskich pereł"; o:o, Akinari Ueda, ależ niesamowite życie i opowieści. Poszukam, gdzie by to można "dorwać", tj. pożyczyć, bo nie mogę obrastać w książki.

Recenzje komiksów przeskanowałam z grubsza, ale warto aby były, natomiast "Rzeczywistość utracona" – ciekawy tekst o grze, chciałam przerzucić wzrokiem, ale mnie silnie zaczepił i przeczytałam. Nie znam gry i pewnie nie poznam, ale naprawdę dobra recenzja/zapowiedź.

 

Opowiadania wyszły z numeru obronną ręką: polskie, dzięki Drakainie, gdyż drugie, z bólem serca, czytelniczo muszę przyznać, że sztampowe (nie przez historię lecz warsztat); z zagranicznych wszystkie w porządku, choć chciałoby się, aby tłumaczka więcej serca włożyła w dopracowanie baśni, jeśli w tekście była melodia.

Wreszcie, na koniec, mój Lil i Put – przygody na Biegunie Południowym. Zabawne. :-) Nauczyciel w pułapce zastawionej przez studenta. Ha.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dziękuję, Asylum, za miłe słowa o “Krukach” (ech, to nieszczęsne zatoczenie się… dowód na to, że możesz mieć betareaderów i redakcję, a coś się jednak przemknie).

 

Nie będę oczywiście komentować prozy polskiej, zagranicznej chyba też nie, bo jedno opowiadanie tłumaczyłam (”Sztuczkę”).

 

Natomiast odnośnie Twoich wątpliwości związanych z tekstem Karoliny F. o poezji… No, gdyby ktokolwiek się do mnie zwrócił z prośbą o recenzję tego tekstu, krzyczałabym głośno “nie publikować!” A na pewno nie w tym kształcie. Gdyby to był felieton, machnęłabym ręką, ale to jest publicystyka, czyli coś, w co ludzie jakoś tam wierzą, że jest rzetelnym przekazywaniem wiedzy. Felietonik o tym, że da się pisać rymami o statkach kosmicznych byłby do przełknięcia, nawet z pewną dozą nierzetelności terminologicznej.

Autorka nie ma pojęcia o poetyce opisowej, co jasno pokazuje w tym tekście, więc myli pojęcia i wprowadza chaos terminologiczny, a przemyślenia zawarte w tym tekście są niestety tak banalne, że aż przykro czytać. Nie ma też żadnych sensownych wniosków, bo okazuje się, że jedynym wyznacznikiem fantastyczności poezji jest temat. A, jak słusznie zauważyła Asylum, w poezji najmniej chodzi o temat. I w ogóle zabierając się za taki tekst należałoby na wstępie zastanowić się nad tak podstawową grupą terminów (i tym, jakie są różnice między tymi pojęciami) jak poezja, wiersz, rymowana czy rytmizowana forma, wreszcie epika i liryka. Nie musi się o tym pisać w tekście, ale powinno się mieć jasno ustalone w głowie, co się przez te pojęcia rozumie, jak one się do siebie mają – żeby następnie wykład był klarowny.

Np. kiedy dziś mówimy “poezja”, myślimy raczej o liryce (w przybliżeniu: perspektywa osobista, rozmiary raczej niezbyt wielkie, nasycenie metaforyką, zaskakującymi obrazami itd.), niemniej w tym ogólniejszym pojęciu opartym na formie (wiersz vs. proza) mieści się również oczywiście epika, w której forma metryczna lub izosylabiczna i rymowana, czyli “poetycka” królowała do XIX wieku i wierszem opowiadano długie fabularne historie. Poezja, wbrew temu, co pisze Fedyk, nie jest też “rodzajem literackim” (i tu kłania się nauka polskiego jeszcze w podstawówce, bo akurat podstawy genologii tłucze się w kółko i do znudzenia!), rodzajem literackim jest liryka i epika oraz dramat.

Poezji rozumianej szeroko nie da się sprowadzić ani do liryki, ani do formy wierszowanej (dowolnie), bo poezja to raczej abstractum, kategoria pojemna i wymykająca się definicjom (nie każdy zrymowany utwór jest poezją, mimo że operuje formą typową dla poezji). Oczywiście kiedyś istniało pojęcie “mowa wiązana”, obejmujące różne formy poetyckie, dyscyplinę metrum, rymów.  A co z częściowo rymowaną prozą, obecną np. w łacińskiej literaturze średniowiecznej, ale chyba i późno starożytnej, o ile mnie pamięć nie myli. Co z małymi prozami, jakie pisał np. Zbigniew Herbert? To są czasem kawałki pasujące bardziej do określenia liryka niż epika, ale nie są poezją w sensie formalnym. I tak dalej. Problem jest cholernie złożony już na poziomie opisu, jeśli weźmiemy pod uwagę zmiany w czasie i przestrzeni.

Tekst wychodzi od tego, że dawno dawno temu ludzie recytowali sobie w grupach “poezję”, ale to, o czym mowa, nie było “poezją” tak jak się ją dziś potocznie rozumie (liryką), tylko opowieścią – epiką, która miała sformalizowany, najczęściej wierszowany kształt z bardzo prostego powodu – tak było łatwiej ją zapamiętać. Zapamiętać tę opowieść. Na dodatek wersyfikacja sumeryjska czy akadyjska nam pewnie raczej wydałaby się rytmizowaną i refreniczną prozą, trochę jak “poetyckie” kawałki Biblii, bo to podobna poetyka. Tekst wychodzi zatem również od źle skonstruowanych opozycji typu poezja-proza, bo one dotyczą jedynie tego, jak ułożymy słowa, a nic nie mówią ani o treści, ani tak naprawdę o gatunku literackim.

No i ta tematyka… Jak dla mnie kategorie tu przedstawione w ogóle tracą sens w kontekście mówienia o poezji, bo w liryce dobrze skonstruowane porównanie operujące nawet prosto z tradycji literatury fantastycznej obrazem niekoniecznie będzie fantastyką, bo liryka nie jest narracyjna ani fabularna. Jeśli autor liryki w wierszu będzie porównywał zielone oczy ukochanej do zielonych ludzików z filmów o Marsjanach, to będzie jedynie przywołanie pewnego kontekstu, motyw nawiązujący do tego kontekstu, pokazanie jakiegoś uniwersum podmiotu lirycznego, powiedzenie czytelnikowi czegoś o mówiącym, a nie “temat fantastyczny”!

A epikę wierszowaną to jeszcze umiał pisać Tolkien, ale po nim chyba nikt. I nie wiem, czy jest sens na siłę ożywiać ten konkretny sposób pisania, skoro ludzi nie uczy się już masowo umiejętności technicznych do tego niezbędnych. Niemniej to nadal jest epika, czyli narracja+fabuła. Nieważne, wierszem czy prozą. O tej prozie to tam też są straszne brednie.

Kiedy jeszcze pracowałam na polonistyce, tekstu na tym poziomie nie przyjęłabym jako zaliczeniowego na opcji z fantastyki, i nie chodzi mi o felietonistyczne wstawki i scenki, ale o poziom refleksji i całkowite rozminięcie się z jakąkolwiek rzetelnością na poziomie opisowym.

Wiem, że w to trudno uwierzyć, ale ten tekst jest na takim poziomie, jaki ja bym była w stanie wyprodukować, gdybym postanowiła napisać publicystykę o fizyce kwantowej. Coś dzwoni, jakieś terminy i nazwiska się o uszy obiły, ale co, kto i dlaczego – nieważne. Ubierzemy to w ładną formę (Karolina umie ładnie pisać) i może ludzie się nie zorientują, że opowiadam banały na poziomie niższym od dobrze zredagowanej wikipedii.

Czy zatem da się pisać o “poezji fantastycznej”? Jeśli zdefiniować poezję jako mowę wiązaną, to pewnie tak. Ale czy to ma sens? Można analizować poematy Tolkiena, bo on świadomie pisze o swoim fantastycznym świecie w ten sposób. Można szukać wątków fantastycznych w, powiedzmy, “Jerozolimie wyzwolonej” Tassa, bo one tam są, i dla autora też były fantastyczne. Albo w “Tristanie i Izoldzie”, choć tu już pech, bo tylko część tekstów z kanonu tej opowieści to wiersze, a w polskim przekładzie Boya wg Bediera – wszystko proza. Można też o utworach żartobliwych – Lem chyba pisywał, tu na portalu też się zabawne perełki zdarzają. Ale twierdzenie, że jeśli się pisze o podróżach kosmicznych wierszem, to jest to fantastyczna poezja, wydaje mi się wysoce na wyrost.

http://altronapoleone.home.blog

Chciałbym bardzo podziękować za opowiadanie “Gwiazdka za każde niewypowiedziane słowo”, naprawdę dobre i potrzebne. I w sumie poruszające znacznie więcej tematów, niż tylko to, kim jest główna bohaterka (choćby rola kobiet w koreańskim społeczeństwie, ale nie tylko, tam jest więcej mocnych, choć niekoniecznie uwidocznionych, wątków). Więcej takich tekstów!

Ciężkie czasy…

Na szczęście jest literatura. W tym oczywiście Nowa Fantastyka.

Bez ociągania w takim razie – literatura polska.

„Nakarmić kruki” Agnieszki Fulińskiej (Drakainy) – jak skądinąd wiadomo, bardzo lubię pisanie tej autorki. Niespieszne, erudycyjne, zanurzone w historii. Dokładnie takie, jakie lubię. Jeśli już miałbym się do czegoś przyczepić na siłę, to do pewnej umowności fabuły. Ale to nie ona ma wciągać, ale wszystko to, co wokół niej. I to się Drakainie znakomicie udaje. Cóż poradzę, że to jest taka literatura, którą czyta mi się z niekłamaną przyjemnością?

„Ruiny Sodomy” Zbigniewa Wojnarowskiego – czy tak mogłoby wyglądać piekło? A może to przyszłość systemu penitencjarnego? Każdy ma swoje demony… Czegoś mi w tym tekście zabrakło, ale mimo to trąciło we mnie jakieś ukryte struny.

 

A zza granicy?

„Rubin z Letniego Dworu” Mari Ness – bajka. Albo fantasy. Strata czasu.

„Na czym polega sztuczka” A. C. Wise – urban fantasy. W sumie obleci jak na wakacyjne czytadło.

„Gwiazdka za każde niewypowiedziane słowo” Kai Hudson – o miłości. O niedostosowaniu. O odrzuceniu. Właściwie nic nowego, ale za to dobrze opowiedziane. Się mi!

Podsumowując – trzy bardzo dobre teksty, z czego dwa polskie. Dawno tak dobrze nie było!

 

Publicystyka – brawa za wywiad z Chiangiem. I choć zdało mi się, że ogania się od redaktora Zwierzchowskiego jak od muchy, ciekawe rzeczy gość mówi.

Poza tym – pean na cześć Gradowskiego trochę na wyrost, ale co tam. Artykuł pana Nowrota o portal fantasy byłby nawet niezły, gdyby się autor nie zagalopował w politycznej poprawności. Te powieści wg słów autora mają tylko bohaterki, a ja jestem z ich odbioru wykluczony, bo nie jestem czytelniczką. Jeśli już kogoś swędzą formy wyłącznie męskie, proponuję „czytelnik/czka”, „bohater/ka”, chyba że to też dyskryminujące?

Bagiński o Wiedźminie trochę przybliżył kulisy powstawania tak olbrzymiej produkcji. Zresztą, wszystkim chyba wiadomo, że kręcenie takiego serialu to nie robienie nowego odcinka Reksia. Oraz podobał mi się felieton Kurasińskiego, bo podobne doświadczenia mamy.

Technicznie też nieźle. Literówek tylko 7, z czego wszystkie zdaje się w publicystyce (bardzo brzydko jąka się na początku artykułu Vargas na przykład).

A do Stopki apel – należy wskoczyć do kałuży, bo akurat teraz ich dostatek!

 

PS. Świat się kończy. Podobało mi się to samo opko, co Wilkowi!

Strzeżcie się, coś nadchodzi. Na pewno!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Trochę ze spóźnionym zapłonem bym się chciała wypowiedzieć, ale cóż, dopiero nadrabiam stertę zalegających numerów. A w tym konkretnym pojawiły się dwa opowiadania, które skradły moje serce, więc źle bym się czuła o nich nie wspominając.

 

Pierwsze – i w mojej zupełnie subiektywnej opinii, lepsze z nich – to wspomniane już wyżej “Na czym polega sztuczka” A. C. Wise’a. Urzekło mnie na starcie nawet niekoniecznie zapowiedzią emocjonującej opowieści czy ciekawych bohaterów, a stylem. Drakaino, czapki z głów za tłumaczenie. Sama historia ludzi cierpiących przez miłość nie jest przecież nowa, ale jej ujęcie i narracja bardzo mi podpasowały. Całość kręci się wokół Magika, który niby gra główne skrzypce, w praktyce jednak to nie o nim jest opowieść, co też fajnie zauważa jedna z pozostałych bohaterek. Wszystkie drobiazgi pasują, wszystkie się zgrywają, nawet wątek królika, który nie nazywa się Gus. No, złapało mnie i będzie trzymać.

 

Drugie opowiadanie, “Gwiazdka za każde niewypowiedziane słowo” Kai Hudson, chwyciło czymś wręcz przeciwnym. Nie stylem – choć temu nic nie mam do zarzucenia – a tematem. O autystykach i aspargerowcach dalej mówi się w literaturze nienaukowej dość mało, a szkoda, bo to temat nie tylko istotny, ale również ciekawy, jakkolwiek to nie zabrzmiało. Takie teksty, poza walorem literackim, mają szansę podnosić świadomość w społeczeństwie.

Muszę za to przyznać, że tu zupełnie nie podpasowało mi zakończenie opowieści. Robiło wrażenie niepełnego, nie bardzo też rozumiem, po co (uwaga, spoiler!) matka śpiewała akurat po angielsku. Niby drobiazg, ale nieco zepsuło odbiór. Niemniej, to wartościowy i bardzo dobrze napisany tekst ze świetnym zastosowaniem klamr oraz sprawnym przeplataniem się teraźniejszości z przeszłością.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nowa Fantastyka