Czasopisma

Dodaj recenzję

Nowa Fantastyka 03/21

Android/iOS   |   Prenumerata   |   e-Kiosk  |   Audio

 

Kamil Śmiałkowski

OSTATECZNY KONIEC UCZŁOWIECZANIA

Odszedł Papcio Chmiel, nestor polskiego komiksu, twórca, który wychował wiele pokoleń polskiej młodzieży. Wychował, uwrażliwił, rozbawiał i pokazał jak ważna jest wyobraźnia i fantazja.

 

Radosław Pisula

NOWE PRZYGODY KAJKA I KOKOSZA

 

Kultowi bohaterowie Janusza Christy powracają w nowych komiksach i w serialu animowanym – zacznie się od pięciu trzynastominutowych odcinków, a finalnie otrzymamy 26 epizodów.

 

Magdalena Stawniak

SERIALOWA REWOLUCJA

czyli przyszłość „Gwiezdnych wojen”

 

Pierwszy aktorski serial z uniwersum „Gwiezdnych wojen” przywrócił nadzieję fanom i przetarł szlaki kolejnym produkcjom. „Mandalorianin” to nowe otwarcie w tym popularnym uniwersum.

 

Agnieszka Haska, Jerzy Stachowicz

STARCIE TYTANÓW

 

Historia literatury pełna jest sążnistych esejów, w których spierano się nie tylko o pisarstwo jako takie, ale także o podejście do życia, wszechświata i całej reszty. Nuda? Nie kiedy w konflikt zaangażowani byli dwaj z najsłynniejszych pisarzy XX wieku – Herbert George Wells i George Orwell.

 

Witold Vargas

AITWAR – PIERZASTY WĄŻ Z OGNIA

 

Nazwa aitwar jest litewskim odpowiednikiem naszego żmija. Z najdawniejszych przekazów wynika, że był to niebiański wężowaty stwór o płonącej głowie, który spijał wodę z akwenów i chmur, powodując suszę.

 

Ponadto w numerze:

‒ opowiadania m.in. Petera Wattsa i Marty Kładź-Kocot;

‒ gościnny występ felietonowy Renaty Kuryłowicz;

‒ nowe przygody Lila i Puta;

– felietony, recenzje i inne stałe atrakcje.

 

Android/iOS   |   Prenumerata   |   e-Kiosk  |   Audio

Komentarze

obserwuj

Cieszę się, że już jest aplikaćj! ale info o apce mi zniknęła, wątek na głównej, IMHO,  to ważne info. Jutro, póznym wieczorkiem spróbuję się doklikać. Wreszcie, możnaa też online, choć namierzanie punktów sprzedaży  potraktowałam jak wyzwanie. :)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No to – na plasterki numer marcowy Nowej Fantastyki;) (to tyle w temacie okładki)!

A w środku…

…”Antropolog i jego magia” Marty Kładź-Kocot. Nie jestem fanem takiego pisania. Doceniam talent autorki, czytało się nieźle, ale taki rodzaj literatury po prostu do mnie nie przemawia. Obiektywnie niezłe (choć na przykład motyw wież uważam za niewykorzystany potencjał), ale subiektywnie pozostawiło mnie obojętnym.

BTW– ciekaw jestem czy nazwisko naukowca z tego tekstu, Kroeber, jest świadomym nawiązaniem do wielkiej Ursuli?

„Ostatnia szczypta czaroprochu” Anny Szumacher – a tu akurat bawiłem się nieźle (o tyle, o ile w ogóle fantasy jeszcze mnie bawi), ale…

Ale denerwowały mnie współczesne wtręty słowne (podiwaniony, radar), które mocno wybijały mnie z rytmu czytania, no i zakończenie, którego chyba nie zrozumiałem, bo wydało mi się jakieś takie nijakie, bezbarwne.

„Owadzi bogowie” Petera Wattsa. Jak to u tego pisarza mnóstwo pomysłów, tu jednak chyba zbyt skondensowanych. Powieść można by na bazie tego opka napisać. Ale Watts zawsze mile widziany!

„Badania nad wróżkami” Naomi Kritzer – gdyby ten tekst powstał w latach 60-tych, może miałby jakiś sens. Dziś? Nie wydaje mi się, aby gdziekolwiek dyskryminacja ze względu na płeć przejawiała się w opisywany sposób. Jak dla mnie – opowiadanie równie aktualne jak tekst o problemach z  końskimi odchodami na ulicach (choć może po prostu się nie znam?).

„Lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią” Erici L. Satifki – właściwie opko obyczajowe, bez fantastyki obyłoby się doskonale. Niczego ciekawego w nim dla mnie nie było.

„Planeta Doikajt” Elizy Rose – rzadko mam ochotę przerwać lekturę, tu miałem wielokrotnie. Być może kultura ortodoksyjnych Żydów jest fascynująca, ale autorka tak ją przedstawiła, dodatkowo odrealniając mocno temat kolonizacji obcej planety, że nudziłem się przy tej lekturze setnie. Aż do samego końca niestety.

A w publicystyce?

Najciekawszy jak dla mnie był artykuł o różnicach poglądów między Wellsem a Orwellem: „Starcie tytanów” Agnieszki Haskiej i Jerzego Stachowicza. Przypomniał mi ewolucję własnych poglądów.

Poza tym właściwie komiksowo, bo i artykuł wspomnieniowy o Papciu Chmielu, i tekst o twórczości Janusza Christy z okazji powstania serialu animowanego o Kajku i Kokoszu (mam zamiar obejrzeć), oraz artykuł o uniwersum Gwiezdnych Wojen (przestałem oglądać).Ogólnie bardzo nieźle.

Vargas w skondensowanej formie też lepszy niż ostatnimi czasy, Kosik całkiem ciekawie, Renata Kuryłowicz o grozie w kulturze. I może znowu powiem coś politycznie niepoprawnego, ale rzeczywiście, autorka uświadomiła mi że nałogowi pożeracze kryminałów, z którymi się zetknąłem, to w przygniatającej większości panie. Ciekawe!

 

Z kwiatków – „mylne złudzenie” to zdaje się pleonazm? Pojawia się „w niwecz” (co to jest niwecz?). Ulewa „bębni o dach”, który jest zrobiony z liści palmowych. O taki dach może coś bębnić? Nie wiem, ale wątpię.  Drażni mnie też forma „na magazynie”, choć niby dopuszczalna w języku potocznym, ale prof. Miodek niespecjalnie dobrze o niej mówi, dopuszczając jednak – https://raciborz.com.pl/2009/06/18/prof-jan-miodek-o-wyrazeniu-na-hali-xxv.html Zdenerwowało mnie też, że autor nie zauważył, iż komiks o Kajku i Kokoszu ukazał się również w języku śląskim.

Poza tym – literówek 9 (w tym jedna w dwustronicowym w tekście reklamowym? Nie przeczytam!).

 

Aha, i brawa za tył okładki. Wspaniały hołd dla Papcia – taki rysunek mówi więcej niż tysiąc słów!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

PUBLICYSTYKA

 

Orbitowski – to jest niesamowite, jak z każdego tematu Łukasz potrafi rozwinąć przemyślenia napisane w taki sposób, że to się czyta samo.

Kuryłowicz – bardzo mi się ten felieton podobał, częściej!

Recenzje – jeśli już na stałe recenzje są łączone w “bloki”, to fajnie by było jako standard przyjąć śródtytuły, które wskazują, gdzie kończy się jedna recenzja, a zaczyna kolejna. Obecnie są tylko w niektórych “blokach”, a to jest o tyle przydatne, ze czasem zdarza się, ze człowiek już wie, że daną książką się nie interesuje i szuka co zostało napisane o kolejnej.

Starosta – o, to jest ciekawe. I inspirujące (a także przerażające).

 

OPOWIADANIA POLSKIE

 

“Ostatnia szczypta czarnoprochu” – i to jest kurde świetne opowiadanie, czegoś takiego więcej! Nawet pewien niedosyt na finale nie przeszkadza w bardzo przyjemnym odbiorze. Jak mnie tu na portalu kojarzą z marudzenia na nadmiernie długie teksty, tak Ceterari (Szumacher) najzwyczajniej wie co robi – tu nie ma nic zbędnego, wszystko jest w sprawnym tempie, lekkie w czytaniu, z odpowiednią dynamiką.

“Antropolog i jego magia” – a tu odwrotnie. Pomysł fajny, językowo bardzo dobre i na tym koniec zalet. Długość tego opowiadania jest zupełnie nieuzasadniona, bo… gdyby czytać co drugi akapit, tylko od czasu do czasu zerkając na te pominięte, to niewiele by się straciło z treści i nastroju (serio).

 

OPOWIADANIA ZAGRANICZNE

 

“Owadzi bogowie” – bardzo dobry tekst, gdzieś pomiędzy opowiadaniem, a, hm, prognostyką? Wizją? Choć zastanawiam się jak mocno wpływa na moje zadowolenie z lektury fakt, że czytałem “Ślepowidzenie” (które uwielbiam, znakomita lektura). “Owadzi bogowie” są mocno powiązani z tą książką, stanowiąc mocne, naprawdę mocne jej… rozszerzenie? No, daje do myślenia, najlepszy tekst działu zagranicznego.

“Badania nad wróżkami” – choć mnie nie zainteresowało, to dobrze, ze wylądowało w NF, bo target tego tekstu istnieje (np. to jest taka bajka edukacyjna i w tej kategorii to dobry tekst, od razu przypomina się projekt Kurasińskiego “Róża, a co chcesz wiedzieć”).

“Lista rzeczy do zrobienia” – pomysł ok, ale trudno coś więcej o tym powiedzieć.

“Planeta doikajt” – forma nieprzyjazna dla czytelnika, po dwóch stronach przerwałem lekturę.

 

Chłopaki zamieściły już swoje komenty, przyszła pora i na mój.

 

Opowiadania polskie

„Antropolog i jego magia”; dobrze napisane, pomysł nienowy, antropologię ujmę tak  – nienowa, zakończenie trochę rozczarowało. Tyle znaków i… Spora doza obyczajówki i thrilleru. Nie zakwalifikowałabym do fantastyki, realizmu magicznego tym bardziej.

„Ostatnia szczypta czaroprochu”; przyjemne, napisane poprawnie, Relacja z kotem prawdziwa, reszta jest przygodówka dla ya. Niestety marny ze mnie amator na fantasy. Korekta zawaliła w kilku miejscach jak przy fiolkach, które są rodzaju żeńskiego. Skargi i zażalenia proszę kierować na portal, bo przebywając na nim utrwala mi się poprawność, zupełnie samowolnie, by później gwałtem odcisnąć na czytanych w druku tekstach.

 

Opowiadania zagraniczne

„Owadzi bogowie”; zajmujące, choć interesuje mnie data, tj. kiedy napisał to opowiadanie? Bardziej przypomina szkic niż opowiadanie.

„Badania nad wróżkami”; pomysł jest, choć przegadany, może muszę obniżyć oczekiwania.

„Lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią”, o to już choć trochę odmienne, niezłe, trochę przypomniała mi się Rooney. Skreślenia mi się podobały, są autentyczne.

„Planeta Doikat”; cóż chyba kolejna młodzieżówka fantasy. Mało wizualizacji, koncept wymagałby pogłębienia. Lekka stylizacja na rodzaj społeczności żydowskiej niekoniecznie przekonywująca. Sporo streszczenia, zamiast opowiadania.

 

Publicystyka

“Łazarz merda ogonkiem”; prosiłoby się o wyniki badań nad przekazywaniem pamięci traumy i w ogóle pamięci. Znaczy pogłębienie, żeby nie było tak bardzo po wierzchu.

“Ostateczny koniec uczłowieczania”; ciekawe, w dodatku osobiste wspomnienia.

“Serialowa rewolucja, czyli przyszłość Gwiezdnych wojen”; neutralne, informacyjne, trochę bez znaczenia.

“Nowe przygody Kajka i Kokosza”; informacyjne, neutralne, lecz ciekawsze niż wcześniejsze.

“Opowiem Ci historię”; mnie tam nie zachęciło ale współczesna fantasy zdecydowanie nie jest dla mnie.

“Aitawar – pierzasty wąż z ognia”; interesujące, zawsze mnie zajmuje proces, gdy coś zmienia się w coś innego i dlaczego.

“Starcie tytanów”; zajmujące, z główną tezą Autorów – „wszystko już było” polemizowałabym, gdyż moim zdaniem dyskurs znika w niebycie z innych przyczyn, tj. istnieje, lecz wypiera go coś innego, ale to moja opinia.

“Dwa końce świata”; z tezą też bym dyskutowała, bo powierzchowna i silniej oparta na mniemaniu niż nauce. Znowu odnoszę wrażenie, że nie o to chodzi, tj, że wyobraźnia ogarnia łatwiej katastroficzny świat. W sumie w tekście mało własnych myśli – dużo streszczenia samych powieści. Starcie było dużo lepsze.

“Odporność krótkotrwała”; fajne, bo myśli.

“Gdy zachwyt miesza się z odrazą”; trochę szkolne, ale w dobrym kierunku zmierzające.

“Nieś swoją pustynię”; na Orbitowskiego zawsze można liczyć.

 

Recenzje:

“Człowiek mutantów wilkiem (i vice versa)”; streszczenie.

“Włoska pulpa kontratakuje”; ciekawe doniesienie, jest streszczenie, ale ponieważ mam zero wiedzy nt. komiksów – interesujące.

“Za mało Mignoli w Mignoli”; dla funów, ok.

“Przygoda nigdy się nie kończy”; tu zdecydowanie hermetyczne, ale interesująco było się dowiedzieć.

 

Lil i Put – bardzo zabawny, rozchichrałam się. :-) Sama forma komiksu zaczyna mnie przekonywać do siebie. A na Lil i Puta będę czekać. Z opowiadań najlepsze było Watts i Satfiki. 

To już trzeci numer, w którym nie ma strony z portalu NF. Moim zdaniem to marketingowy błąd, ale cóż ja wiem i się na tym znam, choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że warto łączyć druki z portalami społecznościowymi. Za apkę, wreszcie nie tylko na androida – dziękuję! 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Specjalnie się zarejestrowałem żeby to napisać: Czy możecie przekazać panu Rafałowi Śliwiakowi że recenzja nie polega na dokładnym streszczaniu treści całego utworu, włącznie z zakończeniem i wszystkimi zwrotami akcji? Od dłuższego czasu czaiłem się na cykl o mutantach, a teraz po przeczytaniu recenzji wszystko już wiem i mi się zwyczajnie odechciało. Przynajmniej dawajcie ostrzeżenie jak w tekście o Star Wars…

Z takimi sprawami to prędzej na adres redakcji. Ten portal ma nieco inne zastosowanie.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Redakcja chyba tu zagląda. A w recenzjach Rafała Śliwaka faktycznie co jakiś czas pojawiają się spoilery.

Spoilery, spoilery, jak mądrze pisać o literaturze bez tzw. spoilerów? Średnio mi podchodzą recenzje pana Śliwaka, ale recenzja ma prawo zawierać także opis fabuły, a nawet streszczenie (według dostępnych definicji, nawet tych z wikiepdii).

Ku rozwadze proponuję lekturę znakomitej recenzji jednego z najlepszych recenzentów fantastyki w Polsce. Warto. 

 

Marek Oramus

Śmierć progresora

 

“Ilekroć zdarzyło mi się palnąć głupstwo w życiu i próbowałem prześledzić drogę, jaką szedłem nieszczęściu w objęcia, tyle razy dochodziłem do wniosku, że od pewnego momentu na bieg zdarzeń miałem wpływ znikomy. Inaczej mówiąc, mogłem się obarczać winą do pewnego etapu; potem pozostawało jedynie w dobrym stylu wychylić nawarzone piwo.

Człowiek czasami podobny jest do mrówki uczepionej drzazgi – a ta drzazga już, już zbliża się w kierunku wodospadu. Ostatnia szansa na ocalenie mijała w momencie wpadania do wody, być może razem z drzazgą. Potem zdarzenia toczyły się w sposób nieodwracalny.

Opisy podobnych schematów doszczętnie wypełniają powieści kryminalne, szpiegowskie, nawet romanse. Intryga rozwija się niczym kwiat (choć to przeważnie kwiat zła), bohaterom idzie jak po maśle – i nagle czytelnik, który dał się nabrać na ich dobrą passę, dostaje obuchem w łeb: wykryli, osaczyli, zdemaskowali! Jeśli jednak wrócić w powieści o parę rozdziałów, widać jak na dłoni przygotowania autora, kopanie pułapek, rozstawianie wnyków. Właściwie cała literatura składa się z opisów wsiąkania ludzi między okoliczności – procesu powolnego, stopniowego, zakończonego nagłą konstatacją, że brak wyjścia z matni. Trochę łatwiej (jak dla kogo) śledzić rozwój sytuacji w zapisach partii szachowych, gdzie do tragedii jednych pionów i tryumfu innych dochodzi krok po kroku, choć i tam zdarzają się ruchy na miarę skoku z dziesiątego piętra.

W książkach science fiction też się czasem bohaterowi powinie noga, nie wyjdzie jakieś posunięcie. Ciach! ucięło mu głowę. Ileż dałby, gdyby mógł, za cofnięcie sekwencji wypadków o kilka klatek. Nie cofnie – głowa osobno, tułów osobno. Czytelnikowi wolno wyciągnąć wnioski, bohater po to zginął, żeby on żył mądrzej. Autorzy fantastyki, operujący najchętniej całymi cywilizacjami, usiłują odegnać widmo atomowej zagłady – pisząc książki o wspólnotach pastersko-gangsterskich, w jakie zamieni ludzkość III wojna. Ale nie przypominam sobie książki, która by sobie obrała za przedmiot pracę służb specjalnych, starających się uchronić bliźnich przed tragedią zdarzenia nieodwracalnego.

Taką powieścią jest bez wątpienia Żuk w mrowisku Arkadija i Borysa Strugackich. Funkcjonariusze pangalaktycznej służby bezpieczeństwa prowadzą akcję, której sens do ostatniej chwili pozostaje ukryty. Trwają intensywne poszukiwania niejakiego Lwa Abałkina, za zawodu progresora (postępowca?), który znienacka opuścił miejsce pracy wśród gwiazd i powrócił na Ziemię, ale nie raczył się zameldować. Progresor ma w odpowiedniej komórce swoją teczkę, w teczce zgromadzone odpowiednie papiery, zaś wyznaczony do zadania pracownik między jednym a drugim telefonem do znajomych Abałkina przerzuca zawartość dossier.

Ta typowa procedura, równie nudna jak żmudna, ukazana przez Strugackich zyskuje jakąś podskórną dramaturgię. Rozmowy, spotkania, inne rozmowy przeplatane są fragmentami sprawozdań progresora z misji na odległej planecie. Treść tych zapisków, stanowiących najlepsze fragmenty w całej książce, ma się do poszukiwań wytrwałego pracownika jak pięść do nosa – a jednak czytelnik wie, że związek być musi. I w ten sposób, krok po kroku, myśl po myśli, obrazek po obrazku, z precyzją starych mistrzów odsłania  się przed  czytelnikiem tajemnica Lwa Abałkina.

Żeby ją jednak zdradzić (a można – książka dawno rozkupiona, kto tajemnicę zna, temu nie zaszkodzi, kto nie zna, niech się dowie, to ostatnia szansa), wrócić trzeba do cywilizacji Wędrowców. „Wiemy, że to supercywilizacja, wiemy, że są wielokrotnie potężniejsi od nas. Przypuszczamy, że nie są humanoidami. Przypuszczamy, że zbadali całą naszą galaktykę i to już bardzo dawno. I jeszcze przypuszczamy, że nie mają domu (…), dlatego nazywamy ich Wędrowcami". Postępując śladami Wędrowców odkryto na jednej z planet systemu EN 9173 ruiny, w ruinach pomieszczenie, w pomieszczeniu sarkofag, a w sarkofagu sejf embrionalny, zawierający trzynaście zapłodnionych jajeczek gatunku homo sapiens. Komplet mógł pochodzić sprzed czterdziestu tysięcy lat. Wszystkie jajeczka zachowały zdolność do rozwoju.

Zanim podjęto jakąkolwiek decyzję, we wszystkich komórkach jajowych nastąpił pierwszy podział. Trzynastka dzieci rosła zdrowo, rozrzucona po kontynentach, pod iście policyjnym nadzorem. Kiedy dzieci dorosły, wyuczono je zawodów wymagających stałej bytności jak najdalej od Ziemi. Wcześniej jednak na zgięciu prawego łokcia każdego z nich pojawiło się jakby piętno, w każdym przypadku inne. Jednocześnie przypomniano sobie, iż w sarkofagu z jajeczkami znaleziono pojemnik, a w nim trzynaście krążków oznaczonych dokładnie takimi samymi hieroglifami, jak wyhodowane egzemplarze. Między krążkami a trzynastką chłopców i panien istniał związek; padło przypuszczenie, iż krążki są rodzajem detonatorów do dojrzewających osobowości, zaś chłopcy i dziewczyny z sarkofagu – żywymi bombami, działającymi według zakodowanego w nich programu, a podesłanymi Ziemi przez Wędrowców.

Z pomysłem człowieka-bomby, spreparowanego we-wnętrznie i skierowanego z powrotem między swoich, by siał wśród nich spustoszenie, nie spotykamy się w Żuku w mrowisku po raz pierwszy. Ot, weźmy choćby nie całkiem udaną książeczkę Czesława Białczyńskiego Zakaz wjazdu – tam groził Ziemi destrukcją pilot dalekiego zwiadu, przekonstruowany sprytnie przez obcych. O ile jednak u Białczyńskiego skończyło się na fascynacji samym pomysłem, a konkluzja książki sprowadziła się do wniosku: groźny i nieobliczalny, więc go nie wpuszczać – o tyle u Strugackich bardzo mocno zarysowany jest problem moralny. Oto ludzkość otrzymuje w prezencie coś, co może być zagrożeniem, ale przecież i szansą; może nieść zagładę, ale i otworzyć oczy na nie znane dotąd widoki. Jak postąpić? Czy utajnić sprawę, czy przeciwnie – rozdmuchać i zaprosić do współpracy najlepsze mózgi? Jak traktować ludzi-bomby, którzy – jak Abałkin – w przeszłości oddali wielkie zasługi i nie w porządku byłoby postąpić z nimi zbyt obcesowo? Ale oto gra zaczyna się na dobre: progresor Abałkin wraca na Ziemię. Po co? Może gnał go instynkt, może tęsknota, a może program Wędrowców. Czy to progresor, czy agresor? W Muzeum Kultur Pozaziemskich rozgrywa się ostatnia scena tej książki: kiedy Abałkin sięga do pojemnika po swój detonator, jego dziecinnej ciekawości kładą kres trzy kolejne strzały z rewolweru.

Strugaccy jak gdyby akceptują taki wybór – w końcu Ziemia jest jedna, nie można ryzykować. Jednakże przygnębiający sposób rozegrania końcówki każe mieć wątpliwości: stracona została szansa, która może się nie powtórzyć. A jeśli Abałkin był posłańcem? Przekaźnikiem? Pośrednim ogniwem między rasą Wędrowców i ludzi? Czy nieufność, która prowadzi do zbrodni w imię przyjętych dogmatów, stanowi zło mniejsze?

To, co teraz powiem, być może stanowi ukrytą intencję autorów, a być może jako średnio inteligentny czytelnik, który lubi mieć wszystko wyłożone na stół, dobiję jedynie pointę. Otóż progresor Abałkin ginie nie tylko „na wszelki wypadek". Głównym powodem jego śmierci okazuje się nietolerancja. Jako ziemski progresor Abałkin jest OK, lecz przecież zachodzi uzasadnione podejrzenie, iż tenże Abałkin jest progresorem Wędrowców. Inaczej mówiąc nasi progresorzy (czy to od greckiego – niosący postęp?) mogą swobodnie dokazywać po całym kosmosie, lecz progresorom innych ras wara! Bo przecież nasz program, nasz pomysł na urządzenie Wszechświata jest najlepszy. Ktoś zna lepszy? Nie widzę.

Arkadij Strugacki, Borys Strugacki: Żuk w mrowisku. Tłum. Irena Lewandowska. „Iskry" 1983, nakład 50 tys., cena 65 zŁ Seria „Fantastyka – Przygoda"

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

recenzja ma prawo zawierać także opis fabuły, a nawet streszczenie (według dostępnych definicji, nawet tych z wikiepdii)

Śmiem podejrzewać, ze czytelnicy NF zaglądają do recenzji nie w celu potwierdzenia ich zgodności z definicją, a w celu dowiedzenia się, czy warto sięgać po książkę. I w tym zakresie spoilery zwyczajnie szkodzą. Dlatego albo – jak sugeruje 48einenthaler – powinno pojawiać się ostrzeżenie, albo niech to ma nagłówek “streszczenie”, “omówienie treści” itp.

 

Zwłaszcza ci wychowani na serialach i kulturze cliffhangerów oraz twistów. Pokrzykiwania o spoilerowaniu dawno zastąpiły/zabiły poważną rozmowę o literaturze.

A swoją drogą, nie widziałem, żeby w jakiejś recenzji pan Śliwak czy inny recenzent wyjawili “kto naprawdę zabił”.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Nowa Fantastyka