Czasopisma

Dodaj recenzję

Nowa Fantastyka 08/20

Android/iOS   |   Prenumerata   |   e-Kiosk  |   Audio

 

 

Marcin Zwierzchowski

TAK JAKBY SUPER – THE UMBRELLA ACADEMY

 

Do niedawna kultowy komiks „tego gościa z My Chemical Romance”, dziś także kultowy serial. „The Umbrella Academy” to zjawisko wśród fabuł superbohaterskich. O czym rozmawiamy z obsadą, podczas gdy oni kręcą drugi sezon produkcji Netflixa.

 

Bartek Czartoryski

PRODUCENT: PRZYJACIEL CZY WRÓG?

 

Ponoć dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, sztuka powinna być przede wszystkim strawą dla duszy, nie dla portfela, lecz od dawien dawna idealizm to jedno, a kapitalistyczna rzeczywistość ‒ drugie.

 

Andrzej Kaczmarczyk

Z FANTASTYKĄ WŚRÓD ZWIERZĄT

 

Krety, wiewiórki i szczury zamiast krasnoludów, elfów i orków, myszy w roli grackich herosów i wreszcie ludzie jako tajemniczy, niezrozumiali giganci – fantastyka ma długą tradycję obsadzania zwierząt w rolach głównych i ukazywania świata z ich perspektywy.

 

Łukasz Czarnecki

WAMPIRY WŚRÓD GEJSZ

 

Rozmowa z doktorem Pawłem Dybałą ‒ badaczem japońskiej popkultury, wykładowcą UJ i tłumaczem mang.

 

Ponadto w numerze:

– wywiad z Seanem Astinem ("Władca Pierścieni", "The Goonies");

– opowiadania m.in. Radka Raka i Dave'a Hutchinsona;

– nowe przygody Lila i Puta;

– felietony, recenzje i inne stałe atrakcje.

 

 

 Android/iOS   |   Prenumerata   |   e-Kiosk  |   Audio

 

 

Komentarze

obserwuj

Ale “nakłóć”???

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

PUBLICYSTYKA

 

Orbitowski coraz częściej przypomina filmy mniej niszowe, co nie zmienia faktu,że warte wspomnienia, a i sam felieton dobrze napisany, trzyma poziom.

Erpegowe piekiełko znów pochwalę, dobrze, że rubryka się zadomowiła. Znów też zapytam, czy jest szansa na podobną rubrykę z nowościami filmowo-serialowymi.

Starosta – ciekawie, ciekawie. I widzę, że wreszcie skrócono górny margines, bardzo fajnie, bo te dodatkowe dwa akapity tekstu jak widać dobrze robi stylowi Węglowego.

“Z fantastyką wśród zwierząt” – ciekawy temat, zainteresował mnie tym bardziej, że nieraz w swoich opowiadaniach umieszczam postacie zwierzęce. ale mimo zainteresowania, mam ogromny niedosyt po tym tekście. Swoją drogą nie wiem czemu oczekiwałem w tym tekście wzmianki o “hugo”, jakby nie było w “Hugo” tylko jedna postać była zwierzęca, więc trochę stereotypowo myślę :-)

Tekst o wampirach w Japonii – jeśli nie liczyć sugestii, iż w Europie postać wampirów ukształtowała się w XIX wieku (???) wywiad ciekawy. Mam niesamowite wrażenie, że gdyby autor miał możliwość pociągnięcia go dłużej, byłaby tam niejedna ciekawostka – choć wiadomo, ograniczenia musza być. Ale może jakaś kontynuacja tematu, w odniesieniu do bardziej sprecyzowanych kwestii?

 

Jeszcze małe odniesienie do recenzji… Recenzowanie nie jest proste. Wiadomo, trzeba liczyć się z tym, ze czytelnicy mają różne gusta, niekoniecznie zgodne z recenzentem. W dodatku początkujący recenzenci nieraz mają opory co, jak i ile mogą napisać, jeśli dostali lekturę do ocenienia, a nie piszą sami z siebie. Ale kurcze, jeśli z recenzji nic nie wynika, można poprosić daną osobę o spróbowanie napisania jeszcze raz (zaznaczam: niekoniecznie odrzucić, każdy się przecież uczy, czasem ma zły dzień itp.). Czemu o tym piszę? Bo nie wiem jak inni, ale ja nic nie zrozumiałem ze zdań typu “Powieść wykorzystuje dwa interesujące chwyty – jednym jest wplecenie powieści w powieść, żeby na końcu całość okazała się dziełem dla konkretnego odbiorcy, a czytelnik jest jedynie przypadkowym odbiorcą”.

 

PROZA POLSKA

 

“Kraina piasku” – fajny klimat humoru absurdalnego, niemal monty pythonowskiego, który gwałtownie (a mimo to umiejętnie) skręca w stronę ponurych rozważań. Gwałtownie, a mimo to trzyma się to kupy, bo jest w tym jakiś symbol zderzenia z życiem realnym po wypadnięciu z życia akademickiego.Tekst jako całość dobry, jednak można by go skrócić, bo w którymś momencie staje się jednak zbyt rozciągnięty.

“Głos słońca” – dobry przykład, ze poprawny język to nie wszystko. Choć gdzieś jest wrażenie, że pomysł chyba jest interesujący, to tekst jest napisany w taki sposób, że się przez niego brnie, aż w końcu zaczyna skakać po akapitach. Wytrzymałem dwie strony, potem tylko rzuciłem okiem dalej, w którą stronę to idzie. No nie szło.

 

PROZA ZAGRANICZNA

 

“Przewodnik wiedźmy po ucieczkach” – dawno, dawno temu, w “Małej Fantastyce”, było opowiadanie oparte na podobnym pomyśle, choć pisane z innej perspektywy. o chłopcu, który wsiąkł w pewne hobby, coraz częściej znikał, aż w końcu znikł na dobre po skonstruowaniu jakiegoś dziwnego urządzenia. Opowiadanie to miało może z ćwierć strony i dało się zapamiętać (a mały byłem, gdy je czytałem). Tutaj mamy perspektywę książkową i tekst na siedem stron, którego raczej nie zapamiętam. Choć podobieństwa kończą się na pomyśle końcowym i na każdym innym polu te teksty są różne, to zwyczajnie to opowiadanie niemiłosiernie przeciągnięto. A szkoda, bo wątki ucieczek w świat wyobraźni i odniesień do problemów rodzinnych mogły prowadzić do ciekawego tekstu.

“golgota” – tu dla odmiany bardzo mi się podobało. Krótko, wyraziście, nawet bez mocnego zakończenia dające do myślenia.

“Zasmakować w świetle gwiazd” – do tego tekstu mam mieszane odczucia. Z jednej strony tworzy klimat, bazuje na jakimś pomyśle, jest dramatyzm. Z drugiej autor gubi się w liczbach, nie wykonał podstawowego researcu. Jasne, jeśli coś nie jest “hard” SF, to nie musi być wszystko dokładnie, ale żeby zapasy “awaryjne” żywności miały formę potraw (i to wonnych), a nie liofilizatów…? A takich drobiazgów było tu znacznie więcej. No, dobre opowiadanie, ale uproszczone bardzo. I w sumie nawet brakło oddania obłędu głównej postaci – jest o nim napisane, ale nie oddano grozy sytuacji.

“Kontakt” – a tu opowiadanie oparte na bardzo ciekawym pomyśle. Dwa zastrzeżenia… Jedno, że tu również coś z liczbami nie wyszło. Baza miała mieć troje naukowców i dwoje lingwistów, czyli… cztery osoby. No nie :-) Ale to drobiazg, nie przeszkadza w czytaniu. Bardziej problemem było, że tekst w którymś momencie staje się “szarpany”. Aż się w sumie zastanawiam, czy w pewnym stopniu nie było to aluzją autorki do przedstawionej w opowiadaniu koncepcji, ale chyba nie. No, pomysł świetny, ale realizacja mogłaby być lepsza i… choć często piszę, ze różne opowiadania powinny być krótsze, to tu mam wrażenie, ze chyba doszło do niepotrzebnych cięć w tekście, bo mam trochę wrażenie, jakby jakiś fragmentów brakowało.

Mnie akurat “Głos słońca” Lasik się zdecydowanie podobał, może nawet bardziej od artystycznie szalenie ciekawej, ale faktycznie chwilami przeciągniętej “Krainy piasku” Radka Raka. Lubię taki nastrój, jaki autorka stworzyła, a i sam pomysł mi się podoba. U mnie ono wręcz jest na wstępnej liście nominacji zajdlowych za 2020 :) 

ninedin.home.blog

Ciekawa jedynie publicytyka, bo opowiadania rzadko kiedy są zjadliwe. Kosik napisal bardzo dobry felieton, sugerujący podprogowo, że jesteśmy fałszywi.

Burza, burza, i już po burzy?

Oby…

Sierpniowy numer NF całkiem przypadł mi do gustu. Czemu? Już wyłuszczam.

 

Opowiadania polskie.

„Kraina piasku” Radka Raka – znów casus „Południka zerowego”? Nie cierpię Literatury (natomiast literaturę uwielbiam), a opko Radka Raka ma wszelkie jej cechy. Bo to niby realizm magiczny, niby groteska, niby opowiadanie drogi. Nic fajnego dla Starucha, bo i fantastyka mocno, mocno umowna. A jednak… A jednak czytało mi się nad podziw dobrze. Może nie zapamiętam tego tekstu na długo, ale miło było spotkać się z czymś nowym, innym, a nie trylionową wersją marnej fantasy.

„Głos Słońca” Marii Magdaleny Lasik – w sumie niezłe, ale jakoś mam przesyt japońszczyzną (moja młodzież tylko mangi i anime, ileż można? brrr!). Jest klimat i… właściwie tyle z mojego punktu widzenia.

 

Opowiadania zagraniczne.

„Przewodnik wiedźmy po ucieczkach: praktyczne kompendium fantazji o portalach” Alix E. Harrow – czytało się całkiem dobrze, cieszą nawiązania do literatury, ale jednak coś mi tu fałszywie brzmiało. Po głębszym zastanowieniu już wiem co – książki niechciane to np. cykl o Narnii Lewisa. Dlaczego? Bo z Narnii dzieci wracają do naszego świata. Natomiast pani Harrow promuje eskapizm w czystej postaci – skoro jest ci tu źle, wybierz portal do fantastycznego świata i już! Cały ten paskudny świat zostawiasz za sobą! Znam parę takich portali i przejście przez nie z reguły nie kończy się dobrze (przedawkowanie, marskość wątroby itp.). Bo mnie się zawsze wydawało, że książki pomagają walczyć z demonami tego świata, a nie każą się im poddawać.

„Golgota” Dave’a Hutchinsona – „albowiem cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych…”? Niebanalne, acz z pewnymi brakami. Kontakt i jakiś proboszcz Zadupia Górnego się za to bierze? Mimo niedużej objętości, moim zdaniem jednak do skrócenia. Ale to akurat był tekst „w moim stylu”. Proszę o takich więcej!

„Zasmakować w świetle gwiazd” Johna R. Fultza – znowu kanibalizm? Znowu szokowanie dla szokowania, epatowanie potwornościami, bo nie stać pisarza na dobrą historię? Na szczęście nie – jest pewna historia, w miarę spójna, kanibalizm jest tu ważną częścią fabuły. To opko cierpi jednak na inną przypadłość – dziury logiczne poganiane dziurami logicznymi. Teza, że lecąc na inne planety, co kosztuje pewnie zylion pieniędzy, oszczędzamy złoty pięćdziesiąt na żarciu i środkach przeciwbólowych, to dyskwalifikująca autora wtopa. Pomysł, ze trzeba zapasy pożerać „na żywca”, skoro obok jest idealna zamrażarka (śluza powietrzna) – kolejna. Zdaje mi się, że możliwość wybudzania, ale już nie usypiania to kolejny błąd, ale niech już będzie. Natomiast zakończenie też skopane: spotkała gościa kara za grzechy? A dla mnie najciekawsze byłoby właśnie, gdyby kolonię uratował! Czy zostałby bohaterem, czy skazańcem?

Plus za nawiązanie do Pelopsa oraz Goi.

„Kontakt” Iny Goldin – hm, czy tu nie pobrzmiewa „Babel-17” Delany’ego? Pewnie tak, ale czyta się nieźle, choć szału wielkiego nie ma. Ot, solidne opowiadanie SF, jakich ostatnimi czasy niestety mało w NF.

Jak widać, właściwie bardziej ganię niż chwalę. Czemu mi się jednak numer tak spodobał? Bo każdy tekst zmusił mnie do zastanowienia, pogłówkowania. A to mam za największą zaletę literatury SF – zmusza do myślenia.

 

I jeszcze o publicystyce: interesujący tekst o roli producenta filmowego, dwa niezłe wywiady, coś o serialu, którego chyba nie będę miał czasu zobaczyć. Orbitowski przypomniał mi o kilku niezłych filmach i kilku gorszych, widoczny brak Kołodziejczaka.

Oświadczenia Redakcji nie skomentuję (no, może tylko tak, że miss Fedyk jest murowaną kandydatką do IgNobla z dziedziny literatury; oraz że idealnie pasują do niej słowa doktora Sztrosmajera, o ile ktoś pamięta).

Ponownie zwrócę uwagę na świetny wstępniak Naczelnego!

 

Niestety, zajęta bojami ideologicznymi Redakcja (no wiem wiem, ten numer przygotowany był pewnie wcześniej) puściła parę paskudnych baboli.

Jest wspomniane „nakłóć” – brrr! Następuje dziwne „migotanie” płci – siedzi sobie (z pozoru) dwóch panów, ale „milczą oboje”, pojawia się „światło podczerwone” (no, ciepła akurat nie widać, dlatego nie jest światłem), jest karkołomna konstrukcja „coraz najdalej”, są „graccy” bohaterowie (też by pasowało, ale oni są jednak „greccy”), ludzi w bazie jest „trzech z hakiem”, czyli ilu? Nie zgadliście – pięciu. A potem czterech.

Trochę sporo tego!

Literówek – 17.

 

PS. Stopko, a może „pierdolwwierch”?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Sierpniowe wydanie Nowej Fantastyki wydało mi się uboższe w publicystykę. Zabrakło stałych kolumn jak tekst z Lamusa albo Bestiariusza, zamiast których otrzymaliśmy teksty z recenzjami. Ale, ale! Jest tekst Radka Raka, nominowanego do tegorocznej nagrody Nike.

 

Publicystyka: pierwsza część publicystyki, ta przed opowiadaniami, w przyzwoitej normie. Najlepiej wypadł wywiad z Seanem Astinem, chociaż za bardziej ciekawy tematycznie uznałem wywiad poświęcony wampirom w japońskiej popkulturze, aczkolwiek wykonanie (czyt. rozmowa) wypadła dość blado, nieciekawie. W drugiej części publicystyki znacznie mniej interesująco, można zaledwie przywołać felieton Orbitowskiego.   

Proza: W opowiadaniach delikatnie przeważyło SF, do gatunku którego nie jestem za pan brat. A jak już jesteśmy przy tym, to niech będą opowiadania sci-fi. „Kontakt” Iny Goldin wyszedł dla mnie ciekawie. Powiedziałbym, że najlepszy tekst z sajfajowego pakietu. Zawiera ciekawy koncept związany z tytułowym kontaktem. „Golgota” Dave’a Hutchinson’a nie przekonała mnie do końca. Odniosłem wrażenie, że nie zrozumiałem w całości utworu; sam wydźwięk i zakończenie wyszły mało satysfakcjonująco, bez elementu „wow” i zaskoczenia. „Głos Słońca” M. M. Lasik zawierał bardzo ciekawe motywy nawiązujące mocno do japońskiej kultury. Niestety, nie potrafiłem skupić się na lekturze, która była dla mnie nużąca. Poza tym gubiłem się w rozumieniu, kto jest kim i co tak naprawdę robi.

W drugim worku opowiadań znalazły się już trochę inne teksty, które znacznie bardziej przypadły mi do gustu; no może poza wyjątkiem jednego. I zacznę od tego najmniej udanego utworu, a mianowicie: od „Zasmakować w świetle gwiazd” J. R. Fultza. Moim zdaniem to raczej horror symboliczny niż horror SF, bo choć historia dotyczy podróży międzyplanetarnej, to odniosłem wrażenie, że wyposażenie statku kosmicznego i bieg wydarzeń zostały skonstruowane w mało przekonujący sposób, a samo zakończenie było przewidywalne. „Przewodnik wiedźmy po ucieczkach: praktyczne kompendium fantazji o portalach” A. E. Harrow wypadło znacznie ciekawiej niż całkiem niedawna publikacja, której historia została –podobnie jak w Przewodniku… – osadzona w bibliotece. W gruncie rzeczy to opowiadanie fantasy dla młodzieży, acz poprowadzone w bardzo przyjemny do czytania sposób. I cóż, mamy jeszcze „Krainę piasku” Radka Raka do wspomnienia, a jest co wspominać, bo to w mojej opinii opowiadanie numeru. Zdefiniowałbym ten utwór jako prozę surrealistyczną przypominającą w wydźwięku poemat heroikomiczny. Bardzo ciekawa mieszanka motywów i równie dobrze poprowadzony temat, który wybrzmiewa w sposób nieoczywisty, pozostawiając czytelnika z refleksją nad podróżą głównego bohatera.

“Zasmakować w świetle gwiazd”: 4-/5, minus za niedorisercz.

Prosta historyjka, nic nowego i nie przechodzi testu brzytwy Lema. A jednak jestem za tym, żeby ktoś pisał podobne rzeczy. Bo sceneria mimo wszystko ma znaczenie. Dla pewnych fabuł miejscem akcji może być równie dobrze Nowy Jork, Paryż czy Szanghaj, ale nawet jeśli dla ogólnego przebiegu zdarzeń to bez różnicy, w każdym z wymienionych przypadków smak opowieści będzie inny.

Smak. Choć głęboko utożsamić się z bohaterem ZWŚG mogłby jedynie smakosz szczególnego rodzaju, to tego typu obrazki po prostu zapadają w pamięć. Tak, autor używa łatwego sposobu na wywołanie emocji. Średnio to subtelne, żadne dzieło, ale historyjka – rzecz jako całość – zapada. Albo napiszę inaczej – wrednie się wciska w pamięć. Żeby nie było, że nie ostrzegałem.

Oczywiście w szczegółach mogłoby toto być bardziej dopracowane (BTW – światło podczerwone akurat jest OK, definicję światła często rozszerza się na IR i UV: https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/swiatlo;3984392.html).

Niemniej, moim zdaniem, tutaj najważniejszy jest właśnie smak opowieści ;) I że zapada.

 

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Ten spór już kiedyś toczyliśmy?

IMHO – światło to jest to, co widzimy. Barwy to jest to, co widzimy. Czyli – nie ma nieznanych barw, o innych właściwościach, bo wszystkie mieszczą się w spektrum widzialnym, w tęczy barw. Oraz – nie możemy widzieć tego, czego nie jesteśmy w stanie dostrzec. Czyli: podczerwień i ultrafiolet to nie światło, bo nie jesteśmy w stanie ich zobaczyć. To są pewne rodzaje promieniowania, jak fale radiowe czy promienie X.

To tyle zdaniem małorolnego ;)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie toczyliśmy. Wydaje mi się, że nie ma o co się spierać. Są dwie szkoły, po prostu. Mój (dawny) profesor od fizyki atmosfer gwiazd mówił o świetle podczerwonym. Gdybyś zaczął się z nim fechtować o tę nieszczęsną podczerwień, powiedziałby zapewne coś w stylu: jak zwał, tak zwał, ważne jest, jak działa. Tak mawiają ludzie, dla których najważniejsze są zależności i mechanizmy. W każdym razie Encyklopedia PWN raczej nie kłamie i nawet podaje motywację dla szerszego potraktowania światła.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

“Kraina piasku” – bardzo dobra literacko, choć przeskok pomiędzy lekkim początkiem a smętną resztą dość szokujący.

“Głos słońca” – tekst nieporywający, ale na pewno przyjemny.

“Przewodnik wiedźmy po ucieczkach…” – tekst zrobił na mnie ogromne wrażenie, znakomity. No, prawie znakomity, bo jeden fragment niepotrzebnie kontrowersyjny. Takie uniwersalne teksty lepsze są, gdy pozostają neutralne poglądowo.

“Golgota” – niezłe.

“Zasmakować w świetle gwiazd” – wiem, że zbudowane na tanich chwytach, ale i tak podobało mi się bardzo.

“Kontakt” – ten jeden tekst mnie niestety zanudził.

To jeszcze przekleję swoje refleksje z grupy “Fantastyczne opowiadania i jak je znaleźć”.

 

Podzielając zasadniczo zachwyty nad opowiadaniem Radka Raka, dla dobra dyskusji podejmę się jednak roli adwokata diabła – muszę się podzielić odczuciem pewnej wewnętrznej niespójności tego tekstu. O ile rozumiem i doceniam zróżnicowanie fragmentów początkowych i opisu podróży, to wydaje mi się, że rozdzielność ta jest realizowana na zbyt wielu poziomach: stylistyki (trafne porównanie do Niziurskiego), ram czasowych i przestrzennych (świetne to nawiązanie do De Chirico w pierwszej części vs konkret przyrody w drugiej), wprowadzenia elementów groteski (Kret), ale też, co gorsza, kwestii czysto warsztatowych (w pierwszym epizodzie nie bardzo zręczne synonimy imienia bohatera – „student”, „chłopak”, czy zdania na skróty „ruszyli w dalszą drogę i po niespełna godzinie dotarli do celu”), co powoduje, że tekst prawie fizycznie rozpada się na dwie części. Powtórzę: wydaje mi się, że rozumiem cel tego zabiegu (wyraźnie oddzielenie fragmentu biografii Tomasza w „sztucznym” świecie pseudodojrzałości), ale odnoszę wrażenie, że to „pęknięcie” jest zbyt mocne i nie do końca kontrolowane. W moim odbiorze narracja wskakuje na właściwe, płynne i konsekwentne tory dopiero w scenie dziekanatowej i od tego momentu mogę tylko przyklaskiwać i próbować się uczyć :)

Druga niespójność dotyczy połączenia narracji obyczajowej (przepuszczonej przez filtr realizmu magicznego) z elementami clockworkowymi. Wyprawa do słonecznego świata dzieciństwa, ale też skorodowany Mały Fiat i groteskowo przeobrażony świat gospodarki centralnie sterowanej i wszechogarniającej korupcji to bardzo konkretne odwołanie do wspomnień rówieśników autora. Na tym tle ledwie migają elementy fantastyczne – biomechaniczny kot, ojcorództwo, być może nie tylko metaforyczna wzmianka o kółkach zębatych w samym Tomaszu, czy wreszcie, może kluczowa, oda Burakina do mięsa. Brakuje mi mocniejszego zazębienia między tymi dwoma porządkami, wpięcia elementów fantastycznych w tkankę wspomnień bohatera, tak, żeby były na pewno czymś więcej niż tylko ozdobnikami.

 

Doczytałem też "Głos słońca". I tu, dla odmiany, wszystko mi się (nomen omen) ładnie splata. Tak w wymiarze temat/dekoracje/bohaterowie/język, jak i w kwestii pożenienia motywów fantastycznych z wyobrażeniami czytelnika o Dalekim Wschodzie (fajnie, że nie tylko duchowość, ale i militaryzm), i ze sprawami uniwersalnymi. Bardzo to ładne, subtelne i przemyślane. Świetny debiut w NF!

Czepiałbym się pierwszych dwóch akapitów, które utrudniały wejście w lekturę – czy to przez sprawiający na tym etapie wrażenie nieco wymuszonego paradoks (duchów za dużo, ale za mało), czy przez nagłą zmianę funkcji czasu teraźniejszego z opisywania spraw ogólnych na bieżącą narrację (wplecenie jeszcze czasu przeszłego w zdaniu „Dzieci i wnuki przylatują wypocząć z dala od zgiełku aglomeracji, ale ten czas już minął” wprowadza dodatkowe zamieszanie). Co ciekawe, dalsza narracja w czasie teraźniejszym jest już bardzo płynna i naturalna. Zwróciłem jeszcze uwagę na karkołomną aliterację we fragmencie dotyczącym tego, co pani Wei wie ;)

Nowa Fantastyka