Czasopisma

Dodaj recenzję

Nowa Fantastyka 11/19

Przemysław Pawełek

KTO STRZEŻE STRAŻNIKÓW?

 

Premiera serialu "Watchmen" to wydarzenie wyjątkowe. Mowa w końcu nie tylko o adaptacji komiksu, a o ewenemencie na skalę całej kultury popularnej. Nieczęsto dostajemy bowiem telewizyjny serial oparty na serii komiksowej, która otworzyła nową erę w nurcie superbohaterskim, a także przemodelowała masowe myślenie o komiksie jako takim.

 

Przemysław Pieniążek

DZIEDZICTWO SUTTERA CANE’A

 

„W paszczy szaleństwa” w reżyserii Johna Carpentera dopiero po latach otoczone zostało nimbem zasłużonego kultu. Finalna odsłona tak zwanej Trylogii Apokalipsy jest z jednej strony listem miłosnym do twórczości Howarda Phillipsa Lovecrafta, z drugiej – przewrotnym w formie, samoświadomym horrorem będącym peanem na cześć sztuki opowiadania.

 

Witold Vargas

CZEGO NIE WIESZ O ZWIERZĘTACH

(a one wstydzą się powiedzieć)

 

Zgodnie obietnicą złożoną w poprzednim artykule, gdzie przedstawiłem „Fizjologa”, bestiariusz nad bestiariuszami, nadszedł czas na odrobinę rozrywki. Oto kilka opisów zwierząt z owego arcydzieła myśli średniowiecznej wraz z krótkimi dywagacjami nad możliwymi źródłami tak niestworzonych historii. Czytając je proszę pamiętać, że ‒ jak starałem się uprzednio wyjaśnić ‒ nauka w tamtych mrocznych czasach kierowała się wszystkim, tylko nie logiką i empiryzmem.

 

Andrzej Kaczmarczyk

WARTOŚCI RODZINNE

 

Podobno rodziny się nie wybiera, ale gdybyśmy jednak mieli taką możliwość, to rodzina Addamsów nie byłaby złą opcją. Może dziwaczna i makabryczna, ale już od ponad 80 lat bawi świat z lekkością i bezkarnie odrzucając wszelkie konwenanse.

 

Agnieszka Haska, Jerzy Stachowicz

UTOPIJNE FANTAZJE Z LAMUSA

czyli pogromca Verne’a

 

Znani są najszerszym kręgom czytelników słynni autorzy utopijnych fantazyj, przedstawiających cuda nowoczesnej techniki i jej nieprawdopodobny rozwój w przyszłości. – pisano w sierpniu 1933 roku w „Ekspresie Zagłębia”. W panteonie fantastycznych pisarzy, z których książek czerpano energję, otuchę i wiarę w bezgraniczne możliwości geniusza ludzkiego. znaleźli się m.in. Verne, Wells i Bellamy. Ale nie o nich chodziło; artykuł miał na celu przypomnienie postaci pewnego francuskiego karykaturzysty i pisarza, który już w latach 30. był zapomnianą postacią z lamusa.

 

Ponadto w numerze:

– wywiad z autorem "Omenu", Davidem Seltzerem;

– opowiadania m.in. Elizabeth Bear i Marty Sobieckiej;

– nowe przygody Lila i Puta;

– gorąca promocja prenumeraty

– recenzje, felietony i inne stałe atrakcje.

Komentarze

obserwuj

Premiera serialu "Watchemn"

Literówka ;)

 

A przy okazji śledź. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Poprawiona, dzięki. :)

Nie wiem czy pisać tutaj, czy jednak w osobnym wątku na Hyde Parku. Można gdzieś zrezygnować z prenumeraty? – już wolę kupować po pełnej cenie zamiast wyciągać zmięte egzemplarze ze skrzynki na listy w taki sposób, że farba odłazi i mocno utrudnia czytanie (o kolekcjonowaniu numerów nie ma mowy, bo po co komuś gazeta jakby wyciągnięta z kosza).

Czytałem regulamin tak speedmail jaki Poczty Polskiej (z niewiadomych przyczyn raz dostarcza czasopismo jedna firma a raz druga) i jest w niej zapis, że w przypadku za małej skrzynki na listy wrzuca się awizo. Listonosze nie przestrzegają tego i wpychają przesyłkę “na chama” niszcząc ją. Dzwoniłem do obu firm, w obu przeproszono i poinstruowano listonoszy o tym co mają robić w przypadku za małej skrzynki i w obu zapewniali, że sytuacja się nie powtórzy. Dzisiaj znowu musiałem wyszarpywać zmiętą gazetę. W tym roku wszystkie numery jakie dostałem były uszkodzone (z wyjątkiem tego z promocyjną książką, bo jej już nie wepchnęli tylko musieli wrzucić awizo).

JeRzy, ogromna prośba. Czy mógłbyś uczulić autorów publicystyki i recenzentów, żeby uważali na spoilery?

Edit: chodzi mi o jedną z recenzji w bieżącym numerze.

W numerze znalazłam pewną nieścisłość, jeśli chodzi o artykuł na temat “Fizjologa”. W tekście, pojawił się fragment mówiący, że w micie o Dedalu i Ikarze obaj bohaterowie stracili skrzydła w czasie lotu. Tymczasem, tylko Ikar podleciał za blisko słońca, a Dedal doleciał na Sycylię.

Listopad… Znowu… Nie lubię!

Rocznice… Nie przepadam! Nie nadmiarowo, ale gdzieś ta polskość się tu i ówdzie przewija.

Na przykład w „Kochałam Zbyszka Cybulskiego” Piotra Z. Górskiego. Znowu polityka? Wrr… Ale tu akurat dosyć sensownie wpięta w fabułę. No tak, ale czy na pewno sensownie? Dla mnie – nie. To takie bajdurzenia młodzianka (rocznik 1987), który coś tam słyszał, coś mu opowiedzieli, ale wie o sprawach tyle, co z opowiadań prababci. Czyli – kompletnie nie zgadzam się z tezami zawartymi w tekście: „oni” nas uciskają (hm, wybory chyba istnieją cały czas?), bohatersko stawiamy opór „brunatnej nawale” (wpisując się w retorykę – „czerwoną zarazę” uważam za stokroć gorszą) i tym podobne duperele. Zza Górskiego nieświadomie (chyba) wyziera Orwell – „prawdziwy nie jest świat, jaki jest, ale jaki powinien być”. I Warszawę z lat 50-tych zaludnia wielokolorowym etnicznie tłumem (chyba żarcik, ale z zaślepionymi ideologią nigdy nie wiadomo). Mam tylko nadzieję, że to nie prawdziwy pogląd autora. Toteż – bez DżejPiTu pan Piotr takich dupereli wypisywać nie mógłby, czy mu się to podoba, czy nie. Rozgadałem się, bo scenografia fajna, choć wydźwięk tekstu prosty jak strzeliste idee – kolejna miłość do AI, ale trochę złamana interakcją z żywym aktorem. Ogólnie – niezłe opko, z którym się fundamentalnie nie zgadzam, bo zagrożenia widzę całkiem gdzie indziej…

…choćby tu. Przeskoczę na razie do tekstu Marty Sobieckiej „Żagle na horyzoncie” . Bo temat eutanazji uważam za znacznie groźniejszy. Choć w tym opowiadaniu użyty jest pomocniczo, to jednak robi wrażenie. Tekst skręca jednak w stronę horroru, i nie wybrzmiewa tak mocno, jak chciałbym. Do tego pewne rozwiązania typu „deus ex machina”, jak wychodzenie bohatera ze śpiączki, czy kompletnie nieprawdopodobna żona obniżają moją ocenę tego opka. Tym niemniej – dobre czytadło.

Za to całkiem świetny jest tekst dwóch Krzysztofów (czemu ja nie mam tak na imię? może pisałbym równie dobrze?) Rewiuka i Matkowskiego – „Dziewczyna z papieru i ognia”. No tu nie ma żadnego wahania – majstersztyk! Palce lizać! Więcej takich opek itd. itp.! Czemu? Bo panom K. udało się to, co nie udało się Górskiemu – zbudować opowieść uniwersalną, z którą każdy (chyba?) może się identyfikować. Bo i fantastyka, i polskość, i historia, i uczucia, i muzyka… Wszystko gra, bo wszystko podane jest we właściwych proporcjach. Do tego mrugnięcia okiem („Wesele”), które uwielbiam!!

Pewnie sporo mi umknęło, ale zdecydowanie – tekst numeru, tekst półrocza, a może i nawet tekst całego 2019 roku! Brawo Panowie!

Na tle „Dziewczyny…” jakże blado wypadają „Przyjaciele Masquelayne’a Niezrównanego” Matthew Hughesa. Bo cóż tu mamy? Efekciarskie fantasy, którego przesłaniem jest – „nie rób drugiemu tego, co tobie niemiłe”. Znacie studenckie powiedzenie 4Z? To do takich tekstów pasuje 3P – „Przeczytać, Prychnąć z dezaprobatą, Posłać w niepamięć”.

Jest jeszcze „Broń doskonała” Elizabeth Bear – prosta jak konstrukcja cepa konotacja, że czasem AI może mieć więcej zmysłu moralnego niż człowiek. Ogólnie – może być, acz bez szału.

A co tam, panie, w publicystyce?

Filmy. Głównie. Bo to i „Dziedzictwo Suttera Cane’a” Przemysława Pieniążka, który narobił mi smaka na „W paszczy szaleństwa”. Bardzo dobry artykuł, a nawet nie wiedziałem, że taki film istnieje. I krótka historia rodziny Addamsów, której nigdy nie byłem wielkim fanem, pióra Andrzeja Kaczmarczyka. I pysznie Orbitowski o morderczych aligatorach („Crawl”). I „Kto strzeże strażników?” Przemysława Pawełka, które przybliża obcy mi fenomen komiksu i filmu o „Watchmenach”.

Vargas na zwykłym poziomie, jakoż i Kołodziejczak (lubię tego Pana! Może Redakcja jakieś Piwo w Warszawie zorganizuje, bo chętnie poznałbym?), Kosik tak meandruje, że nie wiem o co mu chodzi. Oraz wywiad z gościem, który przyznaje, że nie lubi czytać i kompulsywnie łże… Hm, nie takich ludzi lubię.

No i to tyle, jeśli chodzi o listopadową „NF”. Zdecydowanie na plus ze względu na „Dziewczynę…”, ale…

…teraz sekcja czepialstwa.

Okładka mdła jak pralinki. Literówek 13, natomiast doczepię się jeszcze do pewnych wyrażeń. Polemizowałbym z odmianą rzeczownika „chrapy” – raczej „chrap” niż „chrapów”. Jak można mieć ulubiona dyskografię? To tak, jakby mieć ulubiony spis treści. Dalej – „sznury z praniem (…) Stały rozstawione (…)”. No fantasy jak nic :). JeRzy też miał chyba gorszy dzień, tłumacząc opko pani Bear – a to „jak możecie się pewnie domyślacie”, a to maszyna w zimowym świecie zakamuflowana „siatką przeciwśniegową”. Jak to leciało w oryginale?

 

Tym niemniej, abstrahując od mojego starczego jojczenia – jest co czytać, są opowiadania dobre i jedno świetne, ewidentnie marnego brak.

I tak trzymać!!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ech, ta immersja, gdy czytam opowiadanie o bohaterze badanym w gdańskim UCK, samej leżąc na szpitalnym łóżku tegoż właśnie gdańskiego UCK :D (no, oddział inny ;P).

 Ja kolejnej prenumeraty nie wykupię z tego samego powodu co Natan. Dawniej narzekałem na pocztę polską, teraz wziąłbym to w ciemno.  Teraz losowo mam wysyłane numery, albo pocztą polską albo speedmailem. Pocztą dochodzą różnie, czasem szybko, czasem wolniej( max tydzień po ukazaniu się na rynku). Speedmailem dostaje numer ok. 2– 2,5 tyg po premierze. Pomięte wetknięte na siłę w skrzynkę. Dajesz kasę z wyprzedzeniem a poźniej się zastanawiesz jakim to pójdzie kanałem.

"We chase misprinted lies, We face the path of time [...]"- Alice in Chains

“maszyna w zimowym świecie zakamuflowana „siatką przeciwśniegową”. Jak to leciało w oryginale?”

 

W oryginale było “my rig under snow-net for camouflage”. Czyli siatka przeciwśniegowa (przeciwśnieżna) – taka, na której zatrzymuje się śnieg. Zakładałem, że bohater przykrył maszynę siatką i pozwolił, żeby śnieg załatwił resztę (a równocześnie ściągnięcie siatki było szybsze niż odkopywanie pojazdu).

Hmmm, no to niezła zagwozdka…

“Przeciw” kompletnie mi tu nie gra, zgodnie z pkt. 3 określenia w tym słowniku.

Chyba raczej “siatka śnieżna” właśnie. W dalekim podobieństwie do rakiet śnieżnych. Choc taka “mata antyśniegowa” na samochody istnieje. Ale ona do kamuflażu nie służy, tylko żeby szyb śnieg nie oblepił.

No nie wiem, ale mnie “siatka przeciwśniegowa” nie brzmi.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No ale jeśli siatki przeciwśnieżne nazywają się siatkami przeciwśnieżnymi i jako siatki przeciwsnieżne są sprzedawane (zakładając, ze mówimy o tym samym, bo do opowiadania, w którym ta nazwa pada jeszcze nie doszedłem), to dlaczego zmieniać ich nazwę na “siatki śnieżne”?

Bo “siatka przeciwśnieżna” sugeruje, że służy do walki ze śniegiem. Jak “instalacja antyoblodzeniowa”. Tak ja to odebrałem. A jak kamuflować pod śniegiem przy pomocy czegoś, co śnieg zwalcza?

Dlatego mi to zazgrzytało.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie zwalcza, a powstrzymuje. Używa się jej na przykład jako ochrony przed nawiewaniem śniegu. Jak mówię, nie czytałem jeszcze tego opowiadania, ale po przytoczonym fragmencie rozumiem to tak, że potem w celu odsłonięcia będzie można stopniowo podnosić siatkę, a nie szpadlem walić po śniegu, mając nadzieję, że się samego pojazdu nie obije.

Wiesz, może i tak, ale przy czytaniu normalnym, bez wchodzenia w sens każdego słowa, to mi akurat zazgrzytało.

Mogę się mylić, oczywiście!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziewczyna… Co ja będę pisać po próżnicy… Zachwycające opowiadanie. Choć w baaardzo przewrotny sposób sugerujące aluzyjnie, że Polska to jednak nie do końca normalność. Ale za to JAKA ta nienormalność! Wielkie ukłony dla Autorów.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Rrybaku – dzięki!

Dołączam się do podziękowań :) 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Rrybaku, a czy zwróciłeś uwagę, co jest panaceum na tę nienormalność? Staje się nim obcy "diabeł" :)

Widzę w tym przesłanie, które nadaje sens opowiadaniu. Bez niego tekst byłby zlepkiem nawiązań do średnioszkolnych lektur i zbiorkiem luźnych filozoficznych myśli na temat aktu twórczego; elementów, które przecież nie splatają się znienacka w spójną wizję i nie prowadzą do żadnego morału. Okazują się jedynie przyprawą. Dobrze. Ale choroba dziewczyny to główna zagadka i wyleczenie jej powinno się wiązać z jakimś objawieniem. Inaczej historia byłaby raczej pusta. Mimo przyjemnego klimaciku i sympatycznych postaci. 

Styl jest gładki, staranny i oszczędny. Dla mnie trochę zbyt oszczędny, brakuje w nim jakiejś miodności, większej namiętności. Zwłaszcza że to – tak jakby – romantyzm. I przydałaby się choćby jedna mocniejsza scena, żeby można wejść w to romantyczne mięso i bardziej poczuć bohaterów. Może coś z mrówkami albo niedźwiedziem ;) Chociaż gdyby niedźwiedź padł trupem, to – biorąc pod uwagę symboliczność tekstu – ktoś mógłby Was (coboldzie i funie) posądzić o rusofobię ;)

Rytuał z kogucim rumakiem, "głodnym" Rejtanem i duchami voodoo – tutaj byliście najbliżej tego, o co mi chodzi, to dobre, kawałek wyraźnie się wybija; ale chciałbym podobnej mocy nie tylko w momencie magicznym.

Z powyższych powodów nie rozpływam się nad klimatycznością opowiadania tak jak niektórzy. Niemniej – przyznaję – i tak jest ładnie i całkiem nastrojowo.

Natomiast sprzymierzenie wieszczkowego guślarza z Murzynem voodoo-budu – to fajne. Świetne. Znaczy sam koncept świetny, niezależnie od tego, czy widzi się tutaj drugie dno. Ja, jak wspomniałem na początku, drugie dno znalazłem. Ręka szukała i znalazła, żołnierz nie pobladnął, dłonią jeszcze władnął. Uznał, że historia do czegoś jednak zmierzała.

I oto, co – wpatrując się w “połkniętą, niewidzialną rzekę” – ględzę sobie w głowie:

Chów wsobny i duszenie się we własnym kulturowo-historycznym sosie to nie najlepszy pomysł. Grozi dekadencją i degeneracją. Otwórzmy więc wspólnotę na obcych, w szczególności dopuśćmy egzotyczne memy (mniejsza o geny). Do przemyślenia dla każdego.

 

Podsumowując: podobało mi się.     

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Cześć, Jerohu!

Cieszy, że opowiadanie skłania do poważnych przemyśleń. Cieszy również, że umożliwia różne interpretacje, bo zamysł autorów to jedno, a potem tekst musi wyjść spod ich spódnic i radzić sobie sam w brutalnym świecie. Dlatego (mówię za siebie, Fun niech się też wypowie), moją intencją było zadawanie trafnych pytań, a nie udzielanie prostych odpowiedzi. Nic tak nie raduje, jak to, gdy Czytelnik podejmuje tę grę i uzupełnia tekst swoimi refleksjami. Dobry tekst to taki, w którym jest więcej niż zakładali autorzy. To jest prawdziwa magia pisania.

Przy okazji, kojarzy mi się to z tym fragmentem Twojego komentarza:

Bez niego tekst byłby (…) zbiorkiem luźnych filozoficznych myśli na temat aktu twórczego; elementów, które przecież nie splatają się znienacka w spójną wizję i nie prowadzą do żadnego morału.

W moim założeniu to dopiero cała seria opowiadań o Olvido i Sanchezie ma stanowić refleksję nad aktem tworzenia – niekoniecznie spójną, ale na pewno większą niż w poszczególnych tekstach.

 

Dziękuję bardzo za Twój komentarz!

 

W moim założeniu to dopiero cała seria opowiadań o Olvido i Sanchezie ma dotyczyć refleksji nad aktem tworzenia

 To brzmi jak duży i ambitny projekt. Powodzenia w jego dalszej realizacji :)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

To brzmi jak duży i ambitny projekt.

Dlatego bardzo sobie cenię wszystkie uwagi i komentarze, łącznie z tymi krytycznymi wobec, głównego skądinąd, pomysłu recyclingu klasycznych motywów literackich. Kwestia oryginalności i powielania kanonu to też jest pomysł do rozegrania w jednym z kolejnych tekstów.

Dzięki, Jerohu! 

Dodam jeszcze parę słów od siebie. Odnoszę wrażenie, że obecnie (choć w sumie nie wiem, jak na dobrą sprawę było kiedyś) świat bywa podzielony na dwa obozy, że brakuje trzeciej – innej – drogi. Że albo jesteś za, albo przeciw. Brakuje czegoś “pomiędzy”. Oczywiście to uogólnienie. W każdym razie zauważyłem, że mało jest pisania – i w ogóle mówienia – o Polsce w takim bardziej neutralnym tonie.  Bez gloryfikowania. Bez szydzenia. Bo najłatwiej jest przegiąć, przejaskrawić. Łatwo jest wyśmiać, łatwo ślepo chwalić.

Wydaje mi się, że udało nam się napisać opowiadanie, w którym mówimy trochę o Polsce (ale nie tylko) i udaje nam się uniknąć sugerowania, że coś jest dobre lub złe. Do zawartego tu romantyzmu podchodzimy jednocześnie ironicznie i nostalgicznie. Może nie wszystkim podejdzie to  nasze “niezdecydowanie”. Ale my przede wszystkim chcieliśmy opowiedzieć ciekawą historię. Nie taką, przy której jeden czytelnik przytaknie, “tak, zgadzam się, to zgodne z moimi poglądami”, a drugi się wzdrygnie, “nie, uważam zupełnie inaczej”. Tylko raczej taką historię, która może się podobać bez względu na poglądy. Fajnie, jakby literatura jednak łączyła ludzi, przybliżała jednych do drugich, zamiast coraz bardziej oddalać, utwierdzając w jakichś przekonaniach.

No i jak pisał Cobold – nie chcemy dawać odpowiedzi, nie chcemy nic narzucać, chcemy skłaniać do przemyśleń. No i chcemy umilić czas dobrą lekturą ;) 

Cieszę się, Jerohu, że Ci się podobało i że skrobnąłeś coś od siebie. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Całkiem przyzwoity poziom opowiadań. Nie było żadnego, które przerwałbym w połowie. “Żagle na horyzoncie” chyba zapamiętam najbardziej.

Watchmenowy numer okazał się zróżnicowany, opowiadania wpadały w odmienne nurty. Dla mnie był to plus tego wydania. Najlepsze opowiadanie "Broń doskonała", w sumie to na równi z "Kochałam Zbyszka Cybulskiego" – wyjątkowo klimatyczne!

Piotr Z. Górski, Kochałam Zbyszka Cybulskiego – fantastyka naukowa, która rzuca światło na możliwości kinematografii przyszłości. Fakt, że w tle politycznym, ale myślę że autor wybrnął nie popadając w którąś z jedynie słusznych dróg. Można siedzieć i dumać nad "psyche capture".  

Krzysztof Rewiuk, Krzysztof Matkowski, Dziewczyna z papieru i ognia – fantastyka historyczna przywołująca stare gusła. Opowiadanie z pomysłem i najlepszą, wydaje mi się, warstwą językową. Naprawdę dobre opisy wpadające w poezję.

Marta Sobiecka, Żagle na horyzoncie – fantastyka naukowa zmieniająca się w horror. Dlatego może lepiej byłoby powiedzieć: po prostu weird fiction. Z początku nie zaczyna się lekko, bo historia przebiega przez los sparaliżowanego mężczyzny. I gdyby to opowiadanie zmuszało tylko do egzystencjalnych rozważań!

Matthew Hughes, Przyjaciele Masquelayne'a Niezrównanego – fantastyka opowiadająca o czarnoksiężniku, klimatycznie zbudowana oraz napisana z pomysłem, choć brak głębszego przekazu. Uchwycenie przedstawionego świata wymaga trochę wysiłku, ale to zapewne małe piwo z tym, co musiał przeżywać tłumacz.

Elizabeth Bear, Broń doskonała – fantastyka naukowa w klimacie space opera. Krótkie opowiadanie o Maszyniście i Maszynie, ale treściwe. Wydaje się proste, a może nawet banalne, może też trochę rzewne, ale według mnie jest bardzo dobrze wykonane. Miało pewien urok, który trudno oddać. Może zwyczajnie wpada w mój gust czytelniczy.

Nowa Fantastyka