- Opowiadanie: SimonTheCutler - Nowe przygody Jezusa, cz.2 [GRAFOMANIA 2013] - LEPSZE, NIŻ POPRZEDNIK!

Nowe przygody Jezusa, cz.2 [GRAFOMANIA 2013] - LEPSZE, NIŻ POPRZEDNIK!

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nowe przygody Jezusa, cz.2 [GRAFOMANIA 2013] - LEPSZE, NIŻ POPRZEDNIK!

Exegi monumentum, czyli kompleks Jezusa

 

 

Słońce prażyło na złoto ogromną, piaszczystą pustynię. Zbliżali się właśnie do Strefy Gazy (albo i Turcji? W każdym razie, bardziej w lewo), a przez niemal całą drogę nie ukazywał im się żaden inny widok, aniżeli tylko ponabijane na pale głowy moherów i pejsatych (po tym to właśnie poznali, że są przy granicy Chanatu Krymskiego, słynnego na cały świat miejsca rokowań Świętej Trójcy).

 

Rządzący tu Mubarak, znany ze swej gościnności jegomość, pałał ogromną sympatią do wszelkich innowierców i obcych kultur (stąd godne miejsce dla każdego łba na palu), a bazary w jego kraju mogły pod względem internacjonalnych rozmaitości spokojnie konkurować z największą wówczas metropolią świata, matką trzech religii (hah, zabawne, bo wszystkie miały wspólne korzenie i dogmaty wiary. Właściwie poza tytułami książek i jakimiś tam biurokrackimi pierdołami, nie różniły się niczym) – Jerusalem. Królestwo to, utworzone wspólnie przez Orlando Blooma i Salladyna (którzy właściwie ukradli pomysł Bruce’owi Dick******, ach, ta cenzura), stanowiło źródło „pokoju” owych trzech religii, nazywanych kolejno: dorsz, sierp (tak, właśnie od niego wraz z młotkiem potem wziął się symbol bezwzględnego kapitalizmu, tzw. korwinizm) oraz obrzezani. Oznacza to oczywiście, że wyznawcy trzech głównych sekt zwalczali się nawzajem, szerząc wiarę w Jedynego Boga (jak na ironię, tego samego!) i stosując do tego przeróżne, wymyśle maszyny tortur (znana wszystkim Miedziana Dziwka, której współ konstruktorem był wspomniany wcześniej Bruce Dick*****, ach, cóż za wszechstronny człowiek!).

 

No, ale wróćmy do naszych bohaterów. Kiedy zatrzymali się w pobliżu Kairu (dawien Konstantynopoltańczykowianeczka, choć niektórzy mawiają: Wlazł Kotek Na Płotek. Do dziś nie wiadomo, co ma jedno do drugiego, ale prawdopodobnie dlatego, że na palisadach gościło dużo Jehowych, czy tam Jechowych), skromny orszak Jezusa udał się w kierunku studni, by zaczerpnąć stamtąd wody święconej (co prawda, dla nich była to woda przeklęta; nie, żeby brudna, tylko modlił się nad nią facet w innym kolorze sukienki, niż ten, który nosiło się w Betlejem, ale straciło to na znaczeniu, gdy wyłowili z niej głowę św. Jasia Wędrowniczka, twórcę trunku, jakim obdarował Jezusa podczas jego pobytu w Jordanie), a sam Boski czekał na nich w pobliżu bazaru.

 

Wtem zbliżył się doń pewien mężczyzna (bez podtekstów, zboczuchy!). Był dziwnie ubrany, w ręce trzymał jakiś dzban z wężem i nonszalancko się uśmiechał. Zaciekawiony Syn Boży podszedł do niego i obejrzał ów wynalazek. Zanim jednak zdołał wypowiedzieć choć jedno słowo, tamten zaczął nawijać alfabetem od tyłu.

 

– Allah akbar, drogi panie! Niech Osama ci świeci! Jestem Muhammad Junnus, twórca sziszy i mikro kredytów. Widzę, żeś strudzony podróżą. Daleką podróżą. Spróbuj tedy mego wspaniałego wynalazku!

 

– Chętnie. – odparł rzeczywiście zmęczony Jezus i włożył do ust owego długiego węża (co ja, kuźwa, mówiłem o podtekstach?!).

 

Arabski kupiec ułożył na cybuchu jakąś zieloną wydzielinę i podpalił ją swym zippem. Boski pociągnął węża (ja wszystko widzę!), a raczej dym, który wyłaniał się z owej zielonej wydzieliny, a w dzbanku zabulgotało. Potem ponowił tę czynność raz, drugi, i raz jeszcze.

 

Gęsty dym walący chlorem wyleciał z jego ust i, ku uciesze Araba, uniósł się wysoko w górę, przybierając (albo też tak się tylko Boskiemu wydawało) kształt siedmiu trąb i aniołów (heh, fajny pomysł na fantasy). Syn Człowieczy po krótkiej chwili spokojnego namysłu odezwał się.

 

– Ach, zapomniałem się przedstawić. Jezus z Nazareth.

 

– I o to właśnie, mój panie, chodzi! – wykrzyczał roześmiany kupiec, po czym opuścił Boskiego, który właśnie próbował się odpędzić od atakującego go Smoka o dziwnym, diabelskim imieniu.

 

 

 

 

„Co jedno jądro, to nie dwa”, czyli o dziwnym sprzedawcy soli kąpielowych

 

 

 

 

 

 

 

Widząc dziwnie zachowującego się Pana, Piotr i Paweł, poczdamskie (ech, chyba nigdy się nie dowiem, dlaczego) moczymordy, które właśnie dołączyły do konwoju, podbiegły szybko do niego. Aha, należy dodać, że jak zwykle zachlani w sztok.

 

– O, mój Boże! Co ci się dzieje? – wykrzyczał ten drugi.

 

– Nie bluźnij – skarcił go surowym tonem Jezus, po czym oznajmij wszem i wobec, że miał właśnie jasnowidzenie, ale dość szybko uciął temat.

 

– Panie, to miejsce jest wspaniałe! A jacy ci ludzie mili dla Żydów! Spójrz tylko, jakie wspaniałe sole kąpielowe dostałem od takiego wąsacza, co dziwnie bełkotał! – wykrzyknął radośnie Piotr i wyjął z worka, z którego wysypywały się kasety Bobby’ego Dylana (ulubionego barda pejsatych), opakowanie owych soli kąpielowych z napisem „Cyklon B”.

 

Jezusowi spodobały się prezenty i zrazu odpalił na swoim kamiennym gramofonie którąś z kaset świetnego barda.

 

Nagle muzykę płynącą z słuchawek Boskiego zagłuszył łoskot toczących się kamieni. Odwrócili się w kierunku, z którego ów hałas dochodził i spostrzegli swoich spieprzających przed … no właśnie, czym? Zza wysokich piasków wyłoniły się trzy Rzesze pędzących na panterach, dziwnie ubranych niebieskookich blondynów, dzierżących sztandary z połamanym krzyżem i portretem tajemniczego sprzedawcy soli kąpielowych. Gdy tylko pierwsi apostołowie podbiegli do Jezusa, ten zapytał ich:

 

– Możecie mi wytłumaczyć, co się do cholery, dzieje?

 

– Panie, dopomóż! – wywrzeszczał jeden z nich. – Holocaust!

 

Jezus spojrzał nań stanowczym wzrokiem. Z jego oczu płynął rzewny gniew, pewność i siła przywódcy. Przywódcy, który nie da się tak łatwo za łapy wieszać. Zmarszczył brwi w wyrazie gniewu i rzekł:

 

– Do mostu w Awinią!

 

 

TAM, TAM, TATATAAAAAAAAAM!

Koniec

Komentarze

Witajcie, wapniaki. Oto spora dawka gimnazjalnego humoru, czyli druga odsłona "Nowych przygód Jezusa".

Z tym, że lepsza, to trochę naciągane, chciałem, żebyście przeczytali.

Aha, od razu przepraszam za moje prośby o pomoc w zakresie pisania. Przecież to jest portal literacki! No nic, zwrócę się do Was, gdy będę chciał się poradzić ws. pieczeni.

Przykro mi to mówić, ale grafomanii tu jak na lekarstwo. Humoru, nawet gimnazjalnego, zresztą też. Nawet z obrazoburstwem słabo wychodzi, bo wszystkie Twoje próby szargania świętości powodują jedynie wzruszenie ramionami.

W kwestii pomocy w zakresie pisania, choć absolutnie nie mam podstaw by poczuwać się do bycia autorytetem, sugeruję, drogi Autorze, byś nie wrzucał wszystkiego jak leci i poświęcał swojm dziełom więcej uwagi. Skończone opowiadanie odłóż na parę dni (żeby wyrosło - bardziej do ciasta alegoria niż do pieczeni), potem przeczytaj całe, a jeśli nie będziesz z niego zadowolony, popraw je. Poza tym warto znaleźć sobie zaufaną osobę, której swoje opowiadania będziesz wysyłał do oceny i analizy pod kątem poprawności językowej zanim je opublikujesz. Poza tym nie zniechęcaj się krytyką i nie popadaj w samozachwyt po każdym pozytywnym poście. Czytaj dużo innych opowiadań i książek i przemyśl, jakie rady dałbyś ich autorom - po czym sam stosuj się do tych rad. To chyba tyle.

    Taki  sam bełkot, jak poprzednio.

Grafomani w tym tekście faktycznie jak na lekarstwo. Za to błędów, fatalnej konstrukcji zdań na poziomie szkoły podstawowej i braku logiki, jest tutaj bardzo dużo. Masakra.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Witaj, młodzieńcze.  

Mam wrażenie, że jest o trzy koma sześć promila lepiej, niż było. Ale nadal jest do --- chwila, chwila, doczytaj do końca! --- dopracowania.  

Pozdrawiam.

Mam wrażenie, że Autor wyznaje tezę o samospełniających się życzeniach –– wystarczy napisać „LEPSZE, NIŻ POPRZEDNIKI” i już. A tu nic z tych rzeczy. Autor ma błędne pojęcie o jakości tego tekstu, ale rozumiem, że jest fanem tego co napisze.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

RogerRedeye - Zapewne słyszysz to od każdej po drugim razie, kurczowo trzymając się wersji, że tym razem nie poszło za szybko.

regulatorzy - To jednak złota rybka nie działa? Całe moje życie nie ma sensu! A tak poważnie, to zważ na pierwszy komentarz, który napisałem pod tym tekstem.

Moja pieczeń wyszła wspaniała. Co do opowiadań, to odnoszę jednak wrażenie, że cały czas bierzecie je na poważnie - nie, chwilka - mam pewność, że bierzecie je na poważnie. Tym bardziej, że czytając równie głupie, albo jeszcze głupsze opowiadania na Grafomanię (w tym całkiem nieśmieszne i te zabawne) nie widziałem żadnych tego typu komentarzy. Ale cóż, najwidoczniej podpadłem w jakiś inny sposób.

Adios, wapniaki.

Puenta z pierwszej opowiastki nadawałaby się, żeby ją porządniej rozwinąć.

Na grafomanię tekst się niezbyt nadaje, bo istotą konkursu jest napisanie opowiadania, które udaje, że jest na poważnie. Ty sobie po prostu bekę skręciłeś, co od razu widać.

pozdrawiam

I po co to było?

Niektóre teksty na grafomanię są śmieszne, a ten jest po prostu słaby. Jeżeli to jest gimnazjalny humor to tym gorzej dla gimnazjów.

Dowcip użyty w pierwszej części słyszłem już kilka lat temu.

Cóż, nie można odmówić autorowi tego, że zachowuje się jak wzorowy gimnazjalista-grafoman.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka