- Opowiadanie: Emil - PRZEPIS (GRAFOMANIA 2013)

PRZEPIS (GRAFOMANIA 2013)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

PRZEPIS (GRAFOMANIA 2013)

– No, wy moje białogłowe! – powiedział, chociaż nie wszystkie dziewczynki miały jasne włosy. – Czas spać, bo właśnie w tej chwili na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka. A grzeczne dziewczynki, zawsze śpią, wtedy, gdy powinny to robić. – powiedział staruszek który był już prawie dokumentnie łysy, bo jego zakola sięgały potylicy.

 

 

 

-Ale dziadku, my nie zaśniemy jeśli nie opowiesz nam bajki. – zaszczebiotała mała dziewczynka o szczurzych włosach.

 

– Skoro tak mówicie, to powiedzcie jaką bajkę chcecie żebym dzisiaj opowiedział. – wyrecytował dziadziunio.

 

– Opowiedz tą o Królewnie Śnieżce! – wykrzyknęła ta druga dziewczynka, co się jeszcze do tej pory tylko śmiała.

 

– Nie ja nie chcę słychać bajki o kulce śniegu, która trafiła księcia w usta i zmieniła się w księżniczkę! – wykrzyknęła dziewczynka, która prędzej powiedziała, że nie zaśnie bez bajki.

 

– To może, w takim razie, opowiem wam o największej alchemiccze, którą nosiły nogi po świecie? – zapytał łysy.

 

– Tak, tak! Opowiedz o Marcie Besser! – wykrzyknęły razem ze sobą.

 

– Dobrze, więc zaczynam. Ykhm, ykhm – odkasłał i po tym zaczął bajać:

 

– No więc, Marta Besser była jedną z największych osobliwości jeśli chodzi o alchemików. Jej sława przewyższała nawet najwyższe drzewa w Stumetrowym Lesie. Pewnego razu dostała anons od cechu druidów, żeby wyważyła dla nich specjalny eliksir na potencjał. Nieustraszona Marta podjęła się tego jakże trudnego i skomplikowanego zadania.

 

Wiedziała, że nie może tego eliksiru uwarzyć w zwykłym kociołku. Kociołek musiał być wykonany ze specjalnego materiału – amelinium. Poszła więc na targ, który był na rynku, który był w mieście położonym niedaleko za lasem. Na tym targu znalazła sprzedawcę, u którego zawsze kupowała garnki, bo dawał Marcie zniżki, bo ją bardzo lubiał, bo była jego stałym klientem. Kupiła też u niego łyżkowidelec, bo był w atrakcyjnej promocji, po 3 złote za jedną sztukę. Następnie Marta zaczęła szukać w swojej magicznej książce kucharskiej z magicznymi przepisami przepisu na eliksir na potencjał. Wyczytała, że musi mieć tuńczyka, ananasa i lubczyk i dodać pieprz i sól do smaku. I to wszystko musi gotować na wolnym ogniu w wodzie niskogazowanej aż będzie wrzało i potem jeszcze przez trzy kwadranse. Udała się, więc nad jezioro. Nad jeziorem znalazła rybaka, który łowił na wędkę, bo jego sieci się poplątały a on miał dwie lewe rence do prac manualnych. Zapytała go:

 

– Witaj rybaku! Czy mogę u Ciebie kupić tuńczyka? – A on jej wtedy powiedział:

 

– Witaj Marto! Możesz, ale ten tuńczyk może śmierdzieć mułem, bo złowiłem go na grunt.

 

Wtedy Marta powiedziała, że nie szkodzi ale da za niego tylko 4 złote, bo nie jest więcej wart. Rybak się zgodził i dobili targu. Marta pożegnała się z wędkarzem i poszła po ananas. Ananasy rosły na palmach w następnej połowie lasu. Te palmy były wysokie, ale Marta była zwinna, dlatego dała radę sama na nie wejść i zerwać puszkę dorodnych ananasów. Z dwoma składowymi eliksiru zaczęła szukać kwiatów lubczyku. W tym pomogła jej mała dziewczynka w czerwonym kapturku, która właśnie na polanie nieopodal zbierała kwiatki, głównie szarlotki, dla babci, co do niej właśnie szła z koszykiem pełnym smakołyków.

 

Gdy Marta uzbierała już wszystkie rzeczy wypisane w przepisie wzięła je i poszła do domu spreparować wywar. Rozpaliła drzewem na placie i postawiła na niej kociołek z amelinium. Wrzuciła do niego najpierw ananas, potem tuńczyka, który był już bez ości, bo prędzej Marta wyjęła je z niego. Przemieszała wszystko 4 razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara i potem jeszcze trzy razy lewą rękę z zachodu na wschód. Robiła tak, bo przepis tak dyktował. Później dorzuciła płatki z kwiatów lubczyku i znów wymieszała. Po upłynięciu wyznaczonego czasu wywar był gotowy. Wysłała swojego gołąbka do druidów żeby przyszli. Po chwili gołąbek wrócił z wiadomością, że zaraz przyjdą, bo są już koło wielkiego dębu. Marta wysłała jeszcze raz do nich gołębia z wiadomością, która brzmiała: „Jak co to jestem w ogródku za domem”. Marta musiał poczekać chwilę aż przyjdą, ale w międzyczasie posprzątała w kuchni.

 

Gdy przyszli druidzi to dała im wywar na potencjał i była szczęśliwa, że mogła im pomóc. Była też szczęśliwa dlatego, że druidzi zapłacili za jej robociznę i dodatkowo 7 złotych za koszty jakie poniosła kupując garnek i tuńczyka.

 

 

 

Śpią jak aniołeczki – pomyślał staruszek, zgasił światło i poszedł umyć sztuczną szczękę i też się potem położył spać.

Koniec

Komentarze

Nie wiem czemu, ale najbardziej rozbawił mnie tuńczyk złapany na grunt. Ale ogólnie raczej średnie. Sporo przekręceń znaczeniowych, ale czuć tu celowość działania, a nie spontan z jakim grafoman produkuje kolejne linijki święcie wierząc, że to co pisze jest cycuś glancuś poprawne.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

A mnie bardziej rozśmieszyły szarlotki, zbierane dla babci.  

Poza tym zgadzam się z Fasolettim. Grafomanem trzeba się urodzić albo mieć talent imitatorski.

Mnie niestety nic w tym tekscie nie rozbawiło, był po prostu nudny.  :(

Sorry, taki mamy klimat.

A mie trochę rozbawił. Zwłaszcza amelinium - na zasadzie skojarzeń ze źródłem tego słowa.

Opowiadanie, moim zdaniem, takie sobie. Uważam, że można było pografomanić bardziej. Część przed bajką dziadka –– nudna, bajka dziadka nieco mniej.  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za komentarze. Bałem się, że nie nie dotrwacie do końca ;)

Nie ma to jak SMS przez gołębia;D Ogólnie jednak raczej mi się chyba być może podobało;)

Niestety, raczej jest średnio z tym rozbawianiem. Ale średnio to zawsze lepiej niż niedobrze :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka