- Opowiadanie: Lirael - NACER [KB026]

NACER [KB026]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

NACER [KB026]

W oddali wybuchła bomba, lecz wybuch był na tyle silny, by dało się odczuć drżenie podłoża. Im bliżej centrum, tym eksplozje stawały się częstsze. Po chwili rozległ się gardłowy ryk i przeraźliwy krzyk rozrywanego na strzępy człowieka. Trzynastoletnia Julia wcisnęła się w ramiona barczystego chłopaka, który co chwilę ją uspokajał.

 

– Możemy już iść – odezwała się jakiś czas później wysoka blondynka, spoglądając z pogardą na wystraszoną dziewczynkę.

 

Adam ujął w dłonie twarz Julii i odsunął od siebie. Patrzył w oczy śmiertelnie przerażonego dziecka, którego twarz pokrywał gruba warstwa pyłu. Zgarnął z jej twarzy czarny lok.

 

– W porządku – powiedział delikatnie. – Dasz radę iść dalej?

 

W odpowiedzi poruszyła tylko lekko głową w dół. Cała piątka po kolei wygrzebała się z ruin, które kiedyś były przejściem pod główna ulicą miasta. Julia znów wtuliła się w brata nie mogąc znieść widoku zrujnowanego miasta w którym się urodziła i wychowała. Jeszcze rok temu nie miała pojęcia o tym co miało nastąpić, a co już się zaczęło w innych miejscach na świecie.

 

– Jest bezpiecznie stwierdził łysy mężczyzna, którego nazywali Ceo.

 

Anika jedynie furknęła poprawiając blond kitkę. Uważała, że skoro oceniła sytuację nie trzeba jej dodatkowo sprawdzać. Przeszli parę przecznic bez większych problemów. Noc postanowili spędzić w całkowicie niezniszczonym podziemnym parkingu jednego z supermarketów. Wielu ludzi przed nimi uznało to miejsce za idealne schronienie, lecz po porozrzucanych fragmentach ciał ciężko było stwierdzić ilu dokładnie. Julia zdążyła przywyknąć do widoku ludzkich szczątek, Adam jednak zadbał o to by nie oglądała masakry na parkingu. Wybrał sektor w którym było „czysto”, a prowadząc dziewczynkę zasłonił jej oczy. Specyficzny zapach wszystko zdradził, lecz nie dała po sobie tego poznać. Położyła się w wysłużonym volvo. Nie musiała długo czekać na sen.

 

Adam wyszedł przed market. Z tego miejsca doskonale było widać ich cel podróży. Wysoki budynek na którym tliła się neonowa litera N, jedyna która pozostała ze słowa NACER. Chłopak zawsze powtarzał siostrze, że idą tam gdzie jest nadzieja, a ta litera jest jej symbolem.

 

Usłyszał za sobą kroki.

 

– Zostawiłeś owieczkę samą? – Blondynka stanęła przy nim.

 

– Jest z Michałem. – Zapadła chwila ciszy. – Jutro już dojdziemy. – Głową wskazał wieżowiec.

 

– Tak… weźmiemy lek, uzdrowimy się i będziemy zwykłymi słabeuszami jak twoja siostra.

 

Chłopak spojrzał na nią zdezorientowany.

 

– A pomyślałeś choć przez chwilę jak się później stamtąd wydostaniemy? Jak czwórka ludzi… zwykłego mięcha armatniego ma przejść niezauważenie koło hordy potworów? Wyczują nas na kilometr tak jak ja wyczuwam gówniarę. Już pomijam to jak tam wejdziemy – mówiła szybko by nie dopuścić rozmówcy do głosu. – Wiem, wiem. Podziemia. O ile w ogóle istnieją. Kurwa, nawet nie wiemy czy w środku jest cokolwiek. Twój plan kulał od początku, a my jak to stado baranów pchamy się w paszczę lwa.

 

– Skąd ta raptowna zmiana?

 

Anika przegryzła wargę. – Może ja wcale nie chcę lekarstwa. – Przybliżyła się szepcząc mu niemal do ucha. – A może to co mamy w sobie to jest właśnie lekarstwo.

 

– Na co?! – Odsunął się od niej raptownie. – Na człowieczeństwo?

 

– Nie w porę? – przerwał im Ceo, który podszedł niezauważenie.

 

– Nie. Wszystko w najlepszym porządku. Prawda? – Patrzył Anice prosto w oczy. Ta uśmiechnęła się szyderczo i odeszła.

 

Adam spoglądał jak znika w podziemiach parkingu. Zastanawiał się czy to co powiedziała było prawdą, że czuje Julię. Na ile to może być silne? Na ile Anika jest w stanie się kontrolować i kiedy ta kontrola zniknie. Przeraził go fakt, że i on zacznie inaczej patrzeć na siostrę. Nie dopuszczał tej myśli do siebie, ale od zakażenia minęły trzy tygodnie i coraz bardziej się zmieniał. Wiedział, że oprócz siły i wyostrzonych zmysłów zatraci człowieczeństwo, nie chciał jednak myśleć o tym, że stanie się dla dziewczynki niebezpieczeństwem przed którym teraz ją chroni.

 

– Pole wokół wieży nie wytrzyma zbyt długo. – Ceo chciał zapytać czy wszystko w porządku, ale uznał to pytanie za zbędne. Wiedział, że w grupie dochodzi do coraz ostrzejszych spięć. Postanowił przejść do konkretów. – Maksymalnie trzy dni o ile zainfekowani nie przeprowadzą zmasowanego ataku. Słabnie z każdą godziną.

 

– Jutro już wchodzimy. Bierzemy co trzeba i się wynosimy, później niech wszystko się wali.

 

– Jeżeli nie będzie problemów w podziemiach. Inaczej…

 

– Kurwa co z wami?! Zawsze najczarniejszy scenariusz.

 

Milczeli chwilę aż w końcu Ceo postanowił dowiedzieć się co zaszło.

 

– Anika… myślę, że ona nie jest już sobą. Nie chce lekarstwa.

 

– Została zarażona kilka dni wcześniej niż wy, więc infekcja jest w dalszym stadium rozwoju. Zmiany nie powinny być jeszcze niebezpieczne dla…

 

– Nie ufam jej – rzucił chłopak nim padło imię.

 

– Michał? Co ty tu robisz? – Adam dostrzegł kolegę, który wyszedł zapalić.

 

– Anika została przy małej.

 

– Cholera.

 

Chłopak biegł już w stronę parkingu, gdy zatrzymał go Michał. Gestem głowy wskazał czwórkę zbliżającą się w ich stronę.

 

– Wyglądają dość ludzko – ocenił Ceo. – Myślę, że mogą jeszcze rozmawiać, a przynajmniej troje z nich. Nie przekroczyli trzech miesięcy od zakażenia.

 

– Dobra – półgłosem zaczął Michał. – Z Adamem idziemy ich przekonać, że tu nic nie ma, a ty idź do Julii.

 

Adam popatrzył na nich z przerażeniem, lecz kiwnął głową. Wiedział, że to będzie najlepsze wyjście mimo, że sam chciał ochraniać ostatniego żyjącego członka swojej rodziny.

 

 

 

– Przysłali terminatora, do pilnowania mnie? – Anika leżała na masce volvo w którym spała dziewczynka.

 

– W pobliżu kręci się grupa… chorych. Adam i Michał z nimi dyskutują.

 

Anika zaśmiała się w głos.

 

– Chorych? Dyskutują? Ot dyplomata się znalazł. – Zeskoczyła z maski i ruszyła w stronę wyjścia.

 

– Wolałbym żebyś została.

 

– Ci dwoje są zbyt ludzcy. Tamci to wyczują. Idę się zabawić.

 

Ceo usiał zrezygnowany obok samochodu. Zdjął z nadgarstka powłokę skórną i na panelu wprowadził kod przełączający widok na wykrywanie ciepła, dzięki czemu szybciej zauważy zbliżające się niebezpieczeństwo. Wszak im dalsze stadium choroby tym temperatura ciała wyższa.

 

Ceo miał inny cel w dostaniu się do siedziby NACER. Miał nadzieję, że uda się mu naprawić uszkodzone funkcje, oraz, że zdobędzie parę części zamiennych. Wprawdzie filia w której powstawały CJEO znajdowała się w innym mieście, lecz zawsze istniała nadzieja.

 

Pierwszy raz pomyślał o tym co go spotkało jako o błogosławieństwie. Był jednym z pierwszych prototypów połączenia człowieka i maszyny. W wyniku wypadku samochodowego został „warzywem”. Mózg funkcjonował, lecz nie było szans na wyjście ze śpiączki. Słowem idealny kandydat tym bardziej, że nie miał znaczących uszkodzeń ciała. Za życia podpisał zgodę na przekazanie ciała nauce, problem jednak w tym, że nigdy nie umarł, a oprócz ciała skorzystano z umysłu, świadomości, wspomnień. Naszpikowano go elektroniką, dzięki której mógł funkcjonować, jak i taką która sprawiała, że nie czuł się człowiekiem . Został jednym z pierwszych CJEO – centralnych jednostek elektroniczno-organicznych.

 

Wiele lat nie mógł pogodzić się z tym co go spotkało. Był tym samym człowiekiem, lecz cały czas kontrolowano jego życie. Naukowcy byli zdumieni jak wiele ludzkich cech przeszło do maszyny. Prawda jednak była taka, że on nigdy nie był maszyną, lecz, jak mawiał Michał, kolesiem z protezami w całym ciele plus bajery a’la terminator. To stwierdzenie bardzo przypadło mu do gustu, jak i nazwa CEO czyli CZŁOWIEK elektroniczno-organiczny.

 

Prace nad CJEO prowadzono nim korporacja postanowiła udoskonalić ludzi bez pomocy elektroniki doprowadzając do zagłady człowieczeństwa.

 

Kiim byłby teraz? Jednym z zarażonych pragnących jedynie świeżego mięsa? A może sam byłby pożywieniem? Ewentualnie walczyłby o jedyną szansę na wyleczenie tak jak jego towarzysze.

 

Rozmyślanie przerwał przeraźliwy ryk, który po chwili zamienił się w kakofonię upiornych dźwięków. Dyskusja nie przebiegła pomyślnie – pomyślał.

 

Julia obudziła się z przerażeniem. Ceo wsiadł na tylne siedzenie volvo obok dziewczynki. Z nadzieją na jakiekolwiek wyjaśnienie popatrzyła w oczy współpasażera, lecz ujrzała tylko jedną z nakładek, które powodowały u niej lęk. Nie widziała wtedy człowieka, a maszynę. Ceo przyłożył palec do ust, dając znak by siedziała cicho. Sam rozglądał się wypatrując czerwonych postaci. Dźwięki nasilały się, aż raptownie ucichły.

 

Powoli zbliżały się trzy postacie, których temperatura nie przekraczała czterdziestu stopni Celsjusza. Ceo wysiadł z wozu i dał znak Julii, że jest już bezpiecznie.

 

– Cholera wolniej – wysyczał Michał. Dopiero wtedy dziewczynka zobaczyła, że jest poważnie ranny. Miał rozpłatany brzuch z którego obficie lała się krew. Anika i Adam prowadzili go, a w zasadzie wlekli, w stronę volvo.

 

– Chodź tu szybko cholerny robocie – krzyknęła Anika. – Zrób coś. Połataj go. Kurwa. Cokolwiek. – Sama była ranna, lecz nie na tyle by uniemożliwiło jej to normalne funkcjonowanie.

 

Ceo zajął się rozległą raną kompana. W tym czasie wybuchła kłótnia między Adamem a Aniką, która uważała, że nie doszłoby do tego gdyby od razu zaatakowali. Julia stała bezradnie nie wiedząc co powinna zrobić. Wystarczył mały gest, a zrozumiała, że potrzebna jest pomoc przy opatrywaniu poszkodowanego. Atmosfera robiła się coraz bardziej nerwowa. Anika wyszła kończąc tym samym kłótnie. Głównym problemem stało się zatamowanie krwotoku, a następnie zszycie rany. Michał tracił parę razy świadomość i trzeba go było cucić.

 

– To powinno wystarczyć. Przynajmniej na jakiś czas. – odezwał się po jakimś czasie Ceo.

 

– Dziwnie się czuje. – Michał przetarł ręką twarz rozmazując na niej krew. – Słabo. Tak…

 

– To normalne. Straciłeś dużo krwi, ale staniesz na nogi za jakiś czas. Jakbyś nie był zarażony dochodziłbyś do siebie dłużej.

 

Michał, nie zważając na protesty, usiadł podpierając się o kolumnę. Popatrzył na Julię, która wycierała krew z rąk.

 

– Myślę, że… świeża krew przyśpieszyłaby… chociaż trochę… – Nie zdążył dokończyć. Adam doskoczył do niego w ciągu chwili i chwytając za barki podniósł go góry. Julia pisnęła cicho. Ceo próbował załagodzić sytuację i pewnie by mu się udało, gdyby nie jeden mały gest. Michał wciągnął powietrze niczym wilk wyczuwający ofiarę, po czy zwrócił wzrok w kierunku Julii. Adam nie wytrzymał. Zaczął uderzać nim o kolumnę po czym rzucił na zaparkowany samochód. Nim ktokolwiek zdążył zareagować dobiegł do niego i z niezwykłą lekkością wyrwał głowę przyjacielowi. Rozległ się przeraźliwy krzyk dziewczynki, która wtuliła się w roboczłowieka, jak nigdy przedtem.

 

Minęła chwila nim Adam otrząsnął się z krwawego szału i z obrzydzeniem odrzucił głowę Michała na bok. Popatrzył na siostrę, która unikała jego wzroku. Krzyk ściągnął Anikę z powrotem, lecz nie zdążyła obeznać się w sytuacji gdy poczuli kolejną eksplozję. Zewsząd odrywały się kawałki tynku, więc wszyscy bez zastanowienia rzucili się do ucieczki.

 

Gdy znaleźli się na zewnątrz minęła chwila, nim Ceo ocenił, że nie zbliża się w ich stronę żaden pocisk. Poprzedni trafił w budynek po przeciwnej stronie ulicy.

 

– Co tam się kurwa stało? – zapytała Anika, gdy wszyscy poczuli się w miarę bezpiecznie.

 

– Utrata krwi spowodowała u Michała przyśpieszoną przemianę – skłamał Ceo, mając obawy przed skutkami wzrastającego napięcia. – On… zaatakował Julię, a Adam stanął w jej obronie. – Patrzył na chłopaka, który tylko przytaknął skinieniem głowy. Julia wbiła wzrok w asfalt ciężko oddychając. Była zdruzgotana śmiercią Michała oraz widokiem ciał porozrzucanych na parkingu.

 

– Ale…

 

– Pocisk! – przerwał roboczłowiek na co dziewczynka wpadła w panikę.

 

– Pół kilometra dalej – dodał po chwili.

 

– Kurwa. – Anika złożyła ręce na piersi. – Bardzo się cieszę, że twoje cholerne czujniki znów zaczęły działać, ale czy mógłbyś nie doprowadzać nas do zawału i informować w przypadku zagrażającym NAM. A ty – zwróciła się do Julii. – przestań ciągle piszczeć, bo mi łep…

 

Nie dokończyła gdyż zakłócił jej huk towarzyszący trafieniu rakiety w wieżowiec.

 

– Nie… – szepnął Adam widząc jak jego nadzieja lega w gruzach.

 

Wieżowiec pokryła gęsta otoka dymu rozszerzająca się od miejsca uderzenia na kolejne piętra ku górze. Po chwili druga eksplozja spowodowała zawalenie się całego budynku. Adam oberwała jak wieżowiec się obniża i na koniec znika o kłębie dymu i kurzu. Neonowa litera N migała słabym światłem, by ostatecznie zgasnąć, nim budynek znikł z oczu obserwatorów. Wraz z nią zgasła ostatnia nadzieja.

Koniec

Komentarze

Przepraszam za wszelkie błędy i niejasności. Tekst był pisany "na szybko", jak wiele na ten konkurs. Ja nie jestem jednak wprawiona w takie tempo. Muszę mieć dużo czasu na poprawianie.

A dlaczego zamieściłam tekst z którego nie jestem w pełni zadowolona? A bo skoro poświęciłam jakiś czas na jego spłodzenie, a był pisany w konkretnym celu, więc gorsze dla mojego spokoju psychicznego byłoby zostawienie go.

Pozdrawiam

Spokojnie, masz jeszcze cały dzień na poprawki. :)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Niestety, nie podoba się. Jest sporo drobnych potknięć, postacie mnie do siebie nie przekonują, sceneria wtórna, poza tym zakończenie, jak na mój gust, nie spełnia założeń konkursu - wszak los bohaterów miał pozostać nierozstrzygnięty, a tu raczej czeka ich już tylko jedno.

Ogólnie rzecz biorąc - niestety widać, że tekst jest pisany na szybko.

 

"W oddali wybuchła bomba, lecz wybuch był na tyle silny..." - początek zdania wydaje się nie mieć związku z jego kontynuacją. Zmieniłoby się to, gdyby było: "Bomba wybuchła w oddali, lecz..." Zmiana szyko, zmiana sensu.

Jak się mówi delikatnie? Odpowiedniejszym słowem jest raczej: łagodnie.

Brakuje bardzo dużo przecinków, a o kilka jest za dużo.

W jednym miejscu masz nagromadzenie: Rozmyślanie - pomyślnie - pomyślał. Źle to wygląda.

Dziwne, że dziewczynka 13-letnia potrzebowała wskazówek, by zrozumieć, że jest potrzebna pomoc przy opatrywaniu kogoś poważnie rannego o.O

Nieco niżej jest powtórzenie: czas - czasie

"Podniósł go do góry" - maslo maślane, w dół podnieść się nie da.

Wyrwał głowę? Dziwne. A nie oderwał? W sumie nie kupuję tego napadu szału Adama, wyszło niewiarygodnie, wcześniej zachowywał się spokojnie, nie czuć w nim aż takiego rozpaczliwego strachu o życie siostry.

Obeznać się - ciekawie użyte słowo, do tej pory spotykałam się z "rozeznawaniem się" w sytuacji.

"...bo mi łep..." - a nie łeb?

"Nie dokończyła gdyż zakłócił jej huk towarzyszący..." - zdanie pozbawione sensu, niestety.

Otoka dymu? Nie bardzo rozumiem kolokację.

 

Tyle ode mnie. Pozdrawiam.

 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Niestety, uważam, że nie jest to najlepsze opowiadanie konkursowe. Nie jest nawet średnie. Napisane dość niechlujnie, z mnóstwem błędów i potknięć. Pomysł niewątpliwie był, ale, moim zdaniem, na pomyśle się skończyło.  

 

…którego twarz pokrywał gruba warstwa pyłu. Zgarnął z jej twarzy czarny lok. – Powtórzenie. Skoro twarz dziewczynki pokrywała warstwa pyłu, to leżący na niej lok powinien mieć kolor pyłu.

 

…pod główna ulicą miasta. Julia znów wtuliła się w brata nie mogąc znieść widoku zrujnowanego miasta – Powtórzenie.

 

Anika jedynie furknęła poprawiając blond kitkę. – Pewnie miało być: Anika jedynie fuknęła poprawiając blond kitkę.

 

Noc postanowili spędzić w całkowicie niezniszczonym podziemnym parkingu jednego z supermarketów. Wielu ludzi przed nimi uznało to miejsce za idealne schronienie, lecz po porozrzucanych fragmentach ciałCałkowicie niezniszczony, to znaczy w idealnym stanie. Skąd w takim razie porozrzucane fragmenty ciał? Myślę, że chciałaś napisać: …w nie całkiem zniszczonym podziemnym

 

Gestem głowy wskazał… – Gest, to ruch ręką.

Proponuję: Ruchem głowy wskazał…

 

Kiim byłby teraz? – Zbędne i.

 

…popatrzyła w oczy współpasażera – Samochód nie jechał, więc nie byli współpasażerami. 

 

…usiadł podpierając się o kolumnę. – Winno być: …usiadł, opierając się o kolumnę. Podpieramy się, np. laską.

 

Adam doskoczył do niego w ciągu chwili – To jak długo doskakiwał? Czy nie byłoby prościej: Adam doskoczył do niego błyskawicznie…  

 

…która wtuliła się w roboczłowieka, jak nigdy przedtem. – Czy przedtem wtulała się całkiem inaczej?

 

…nim Ceo ocenił, że nie zbliża się w ich stronę żaden pocisk. – Bo pociski zbliżały się statecznie i dostojnie, by każdy mógł ocenić w jakiej są odległości, i odpowiednio przygotować się na ich przybycie. ;-)

 

Adam oberwała jak wieżowiec się obniża i na koniec znika o kłębie dymu i kurzu. – Przecinki mogłyby wiele wyjaśnić. No może poza tym, w jaki sposób Adam nagle stał się kobietą. Autorka używa jednak przecinków nader oszczędnie, więc samemu trzeba domyślać się, o co chodzi w tym zdaniu. Ja wybieram taką wersję: Zniewieściały Adam obrywa – tak jak wieżowiec, a oberwawszy obniża się, czyli przewraca, i leżąc, znika w kłębie dymu i kurzu. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka