- Opowiadanie: MarcinKasica - BALONIK [KB026]

BALONIK [KB026]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

BALONIK [KB026]

 

1 września 1944. Warszawa. Powiśle.

 

Kanał zrobił się wąski i ciasny. Antek czołgał się, nie zważając na zimno, wilgoć i smród przewodu ściekowego.

 

Pościg był coraz bliżej. Psy ujadały wściekle, kilkadziesiąt metrów dalej. W pewnym momencie, chłopak dotknął czubkiem nosa pokrytej szlamem ściany. „Ślepy zaułek” – pomyślał i zdjęty niemocą zwinął się w kłębek, bezradny jak dziecko. Dobiegające z sąsiedniego kanału, wściekłe: woof-woof, uświadomiło Antkowi, że esesmańskie psy ujadają w ojczystym języku.

 

Ile by dał, żeby usłyszeć teraz ciepłe szczekanie Azora, owczarka podhalańskiego, z którym bawił się jeszcze miesiąc temu, tuż przed wybuchem powstania. Policzkiem dotknął wilgotnej ściany. Wyobraził sobie, że to mokry, psi nos delikatnie muska jego skórę. „Jutro drugi września”– pomyślał chłopak. – „ Moje trzynaste urodziny”.

 

Wyciągnął przed siebie drobną rączkę, jakby chciał czegoś dotknąć w ciemności.

 

– Dobry piesek, kochany piesek– wyszeptał cicho, wyobrażając sobie, że głaszcze włochaty łeb Azora. Po policzku spłynęła mu łza wielkości ziarnka grochu.

 

”Dobrze, że chłopaki z zastępu tego nie widzą”– pomyślał.

 

Pościg zbliżał się. Ujadanie psów i głośne okrzyki esesmanów dobiegały z sąsiedniego kanału. Antek wytarł łzę brudnym rękawem za dużej, wojskowej kurtki.

 

– Ślubuję na twoje ręce pełnić służbę w Szarych Szeregach; tajemnic organizacyjnych dochować, do rozkazów służbowych się stosować, nie cofnąć się przed ofiarą życia– wypowiedział przez zaciśnięte zęby słowa przysięgi harcerskiej i wsunął dłoń między poły kurtki.

 

Na wysokości piersi miał ukryty zdobyczny granat ręczny M24. Palcem wskazującym dotknął zawleczki. Metal był zimny. Mimo skostniałych z chłodu palców, chłopiec czuł wyraźnie różnicę temperatur.

 

– Nie cofnąć się przed ofiarą życia – powtórzył szeptem i pociągnął za zawleczkę w momencie, gdy u wlotu kanału zamajaczyły w ciemnościach pierwsze sylwetki niemieckich żołnierzy.

 

 

 

 

 

– Psyt, harcerzyku – cichutki, dziewczęcy głosik dobiegł z głębi kanalizacyjnego szybu. – Prędziutko, tędy!

 

Nagły blask oślepił chłopca. Drobne dziewczęce dłonie dotknęły jego policzków. Poczuł ciepło. Coś chwyciło go, za wątłe ramiona i pociągnęło w stronę światła. Przez chwilę wydawało mu się, że jego ciało robi się lekkie i unosi w powietrzu. Usłyszał dobiegający z oddali dźwięk katarynki. Znał tą melodię. Przed wojną nucił ją zawsze uliczny sprzedawca cukierków. Antek dobrze znał jej tekst. Pamiętał, jak cukiermistrz, owijając landrynki w papier, śpiewał uśmiechając się pod wąsem:

 

 

„Warszawiak nie pęka, Warszawiak nie klęka.

Pomoże mu zawsze warszawska Syrenka.

Więc wszystkie troski, niech pójdą precz

Wszak ona ma w dłoni i tarczę i miecz.”

 

 

 

Chłopcu wydawało się, że leci w powietrzu, leciutki jak balonik wypełniony helem. Raz wyżej, raz niżej, jak dźwięki katarynki na pięciolinii. „Sol” niosło go w górę, w stronę słońca, tak, że czuł na skroniach lekki podmuch wiatru, a „Do” sprawiało, że opadał powoli ku ziemi, by po chwili wysokie „Si” uniosło go znowu w przestworza.

 

Nagle, niewidzialna dłoń pociągnęła go w dół.

 

Otworzył oczy.

 

„Ależ to podwórzec naszej oficyny”– pomyślał, rozglądając się z niedowierzaniem.

 

W bramie majaczyła sylwetka stróża. Palił papierosa, zgarbiony, oparty o trzonek miotły. Na środku podwórka, wędrowna trupa cyrkowa rozkładała prowizoryczną dekorację. Karzeł z przyklejonym, czerwonym nosem, złożył dłonie w trąbkę i krzyczał piskliwym głosem.

 

– Ludzie! Za chwilę ukażą się waszym oczom cuda i dziwy, jakich w życiu swym nie widzieliście! Osoby o słabych nerwach proszone są o zaciągnięcie firan!

 

W oknach ukazały się twarze mieszkańców kamienicy. Niektórzy, dla wygody położyli na parapetach poduszki. Wianuszek dzieci pojawił się na dziedzińcu. Wybiegły po to, by z bliska przyjrzeć się ulicznym artystom.

 

Trupa liczyła kilkanaście osób. Był siłacz w pasiastym stroju dźwigający wielkie odważniki, kilku karłów, kobieta z brodą, clown ubrany w pstrokaty strój, linoskoczek z długą tyczką i bracia syjamscy zrośnięci plecami. Prawdziwe panoptikum, któremu wtórował niewidomy kataryniarz w długim płaszczu, kapeluszu, z małpką na ramieniu.

 

W oknie na trzecim piętrze Antek zauważył swoją babcię. Trzymała na kolanach małą Anię, siostrzyczkę chłopca. Dziewczynka rozpoznała brata i pomachała mu radośnie nadymając policzki. Babcia uśmiechnęła się i pogłaskała dziecko po jasnych włosach.

 

Była niedziela. Antek poznał to po zapachu, który wypełniał cały dziedziniec. Tylko tego dnia na podwórku unosił się aromat rosołu, smażonych kotletów i gotowanych ziemniaków. W inne dni powietrze pachniało pieczoną brukwią i wilgocią starych kamienic.

 

„Jestem w domu” – pomyślał chłopiec i pobiegł z innymi dziećmi w stronę kataryniarza, by z bliska przyjrzeć się małpce, która zajadała się suszonymi daktylami.

 

 

 

1 września 2012. Warszawa. Powiśle.

 

 

 

Minęliśmy Centrum Nauki Kopernik. Dziadek szedł przodem, w milczeniu. Dreptaliśmy za nim, całą czwórką, jak małe kaczuszki za mamą. Pierwsza szła Basia, za nią Janek, potem Weronika i na końcu ja, z balonikiem na drucie. Szliśmy w stronę stacji metra C13, Powiśle.

 

Ucieszyłem się na widok ruchomych schodów, lecz karcący wzrok Weroniki sprawił, że postanowiłem zachować powagę i nie skakać, jak to mam w zwyczaju, ze stopnia na stopień. Mimo pięciu lat czułem, że nie jesteśmy tu przypadkowo. Szliśmy za dziadkiem wyprostowani jak żołnierze kompanii honorowej. Milczenie staruszka potęgowało doniosłość chwili.

 

Minęliśmy poczekalnię. Ludzie na stacji nie zwrócili na nas uwagi, zajęci w myślach swoimi sprawami. Szliśmy dalej, wzdłuż torów. Dziadek rozejrzał się i kazał nam ustawić się w parach. Weronika chwyciła mnie za rękę.

 

– Wejdziemy teraz – powiedział – do strefy, w której mogą przebywać tylko pracownicy metra. Nie myślcie, że wasz dziadzio zwariował na stare lata. Łamiemy prawo, ale w słusznej sprawie. Bardzo chciałbym wam coś pokazać.

 

Mówiąc to przekroczył białą linię z napisem: „Uwaga! Niebezpieczeństwo”.

 

– Idźcie powolutku za mną – dodał i wolnym krokiem ruszył przed siebie.

 

Ogarnął nas mrok. Szliśmy powoli, w milczeniu, wzdłuż ściany kolejowego tunelu, uważnie stawiając kroki.

 

– Dziadku Antonii – szepnęła cicho Basia. – Strasznie tu ciemno i zimno.

 

Dziadek odwrócił się i pogłaskał ją po głowie.

 

– Uwierzcie mi na słowo kochani, że kiedyś, gdy nie było tu jeszcze stacji metra, chłód i mrok dawały się we znaki dużo bardziej.

 

Po przejściu kilkudziesięciu metrów dziadek przystanął.

 

– Jesteśmy już prawie na miejscu – powiedział.

 

W ciemności usłyszeliśmy, jak cichutko liczy kroki.

 

– Siedem, osiem, dziewięć, dziesięć.

 

Zapalił zapalniczkę. Dłonią dotknął ściany. Była wilgotna. Dziadek przyłożył ucho do muru.

 

– To tutaj– powiedział.– Posłuchajcie przez chwilę tego dźwięku.

 

Poszliśmy za jego przykładem i każde z nas dotknęło uchem mokrej ściany. Zamknąłem oczy. Cichutki dźwięk dochodził zza muru. Dziewczęcy głosik śpiewał piosenkę, której nigdy wcześniej nie słyszałem.

 

 

„Warszawiak nie pęka, Warszawiak nie klęka.

Pomoże mu zawsze warszawska Syrenka.

Więc wszystkie troski, niech pójdą precz

Wszak ona ma w dłoni i tarczę i miecz.”

 

I nagle tunel rozbłysnął światłem.

 

Poczułem, że balonik na drucie, który ściskałem w dłoni unosi mnie delikatnie w powietrze.

 

Sol.

 

Do.

 

Si.

 

W górę i w dół, jak nutki na pięciolinii.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

ps: Natomiast dla wszystkich, którzy lubią wędrówki w stronę światła (takie w stylu Witkacego) zapraszam do posłuchania piosenki mojego zespołu ;)

Koniec

Komentarze

Znó będę pierwsza(: Panie Marcinie. Jestem tu od niedawna, nie przeczytałam jeszcze zbyt wielu opowiadań i nie mam duzego porównania, ale czytając Pańskie historię przenoszę się do jakiegoś innego świata. Kilka razy mnie Pan rozbawił, teraz mnie Pan wzruszył. To jest piękne. Zakochałam się! Mam nadzieje, że mój szanowny małżonek nie będzie zazdrosny (:

I ten głos.

http://www.youtube.com/watch?v=x8xFlt7xxiM

Poszłam Waszym tropem po Youtube.

Komputer Commodore - To chciałem mieć! - to też Pana tekst?

Sami robiliście teledysk? (:

Kurde! Dziecinstwo mi sie przyponiało.

"Dziecko wibowitu i Jean Cleuda van Dama" ;

"Dziewczyn skaczących w gume" - fajowskie(:

Już wiem skąd ta bajeczka o latawcu (:

Nie wiem co odpisać...

Ide na spacer - musze ochłonąć!

Melduję, że zajrzałam, melduję, że tu wrócę! Do Ciebie, Marcine trzeba wracać :)

Nie chciałam Pana przestraszyć (:

To taka "nienachalna" fantastyka. Niby jest, ale gdzieś obok. Czekam na coś wiekszego, by wydrukowac sobie i poczytać w jesienny wieczór.

Chłopcu wydawało się, że leci w powietrzu, leciutki jak balonik wypełniony helem. Raz wyżej, raz niżej, jak dźwięki katarynki na pięciolinii. „Sol” niosło go w górę, w stronę słońca, tak, że czuł na skroniach lekki podmuch wiatru, a „Do” sprawiało, że opadał powoli ku ziemi, by po chwili wysokie „Si” uniosło go znowu w przestworza.

Ten fragment jest piękny (:

Klimatyczny tekst, co bardzo mi się podobało :) Tylko albo nie napisałeś, albo ja nie wyłapałem, jak chłopiec wrócił do swojego świata i gdzie w ogóle trafił...

 

A co do teledysku, to jest mozliwośc, żebyś przesłał mi na maila parę waszych kawałków? Konwersja z youtube pozostawia wiele do życzenia.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

A czy to musi być wyjaśnione?  

Więc wszystkie troski [bez przecinka] niech pójdą precz [tu przecinek]  

Wszak ona ma w dłoni [lepiej: w dłoniach, dwa przedmiotu wymieniasz] i tarcze [tu przecinek] i miecz. [ :-) kropka dobrze postawiona :-) ]  

Ukłony podziękowania za tekst niby lekki, ale bynajmniej nie rozrywkowy.

Wzruszające i dobrze napisane opowiadanie. Nie widzę potrzeby poprawiania w nim czegokolwiek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sama jestem harcerką, więc wzięłam to bardziej osobiście.

Bardzo mi się podoba. Choć w sumie nie wiem czy "podoba" to dobre określenie.

Mnie również oczarowało :)

Od rana sobie powtarzam :

- Nie zachłyśnij sie Marcinku tymi pozytywnymi komentarzami. Jeszcze dużo pracy przed tobą.

Bardzo Wam wszystkim dziękuję!

Rady językowe i interpunkcyjne, są niesamowicie pomocne. Łapię sie na tym, że nawet jak mówię, to zastanawiam się, gdzie postawić kropkę i przecinek. :) To zaprocentuje w przyszłości (mam nadziaję) bezbłędnością językową.

 

Bezbłędny będzie duch Miodka.

Ok, rozumiem i aprobuję fantastykę w tym tekście. Ale pościg Niemców z psami po kanałach za małym chłopcem... Tego nie kupuję. Chociaz chyba nie muszę, to moja osobista opinia.

Pozdrawiam:)

Haha! Wspólnie z duchem Kopalińskiego, będzie straszył młodych fascynatów literatury.

Niby kto będzie straszył? Duch pana M., tego czciciela uzusu?

Szoszon. Mali chłopcy przeciskający się kanałami, ścigani przez Niemców w czasie pierwszego odwrotu PW, też nie kapowali o co chodzi...jestem tego pewien. Ścigający ich młodzi Niemcy, zapewne też...w Muzeum PW na jednym z telebimów wyświetlana jest wstrząsająca relecja 17=to letniego( wtedy) Holendra. Chłopak dostał do ręki bagnet i rozkaz zabijania wszystkiego co rusza się w piwnicach i kanałach...

No, klimatyczny zbiór słów, chociaż miejscami odrobinę niejasny.

Pozdrawiam

Cóż mogę rzec? Wbija w fotel czy raczej w moim przypadku skrzypiące krzesło. Bardzo wzruszający tekst, co jest naprawdę wielkim określeniem z ust takiego buca bez empatii, jak ja.

Coś mi się wydaje, że mamy tu zwycięzcę konkursu.

Hm, byłam, przeczytałam. Mam serce z kamienia i niestety ja wzruszona się nie czuję - ale zawsze trafi się jeden taki dziwoląg...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Klimatyczna historyjka.

Dziadku Antonii – szepnęła cicho Basia. --- dziadek dziewczyni o imieniu Antonia, czy dziadek o imieniu Antoni?

pozdrawiam

I po co to było?

Istotnie podpiszę się pod poprzednikami, bardzo ładny, lekki i jednocześnie nasycony czymś intrygującym tekst. O, tak muszę pisać! --- uważam, że wszystko wyważyłeś idealnie :) Lepiej się chyba tu nie dało.

 

Pozdrawiam.

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

Nowa Fantastyka