- Opowiadanie: Lirael - Narzędzie zemsty (ZEMSTA 2012)

Narzędzie zemsty (ZEMSTA 2012)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Narzędzie zemsty (ZEMSTA 2012)

Pokój przypominał bardziej sterylne pomieszczenie szpitalne niż część mieszkania. Półki zapełnione plastikowymi pojemnikami oraz metalowa szafa przesłaniały trzy śnieżnobiałe ściany. Na środku, tyłem do jedynych drzwi, stał niewielki stół przy którym, nad stertą kabli, siedział krępy mężczyzna z maską chirurgiczna przesłaniającą twarz. Mimo braku okna, pracownia była bardzo dobrze oświetlona sztucznym światłem.

 

– To moja zabawka? – rozległ kobiecy głos.

 

– Jezus! – krzyknął mężczyzna. – Nie możesz tak wpadać gdy pracuję nad…

 

– Ciii… – przerwała mu, zbliżając się do niego na tyle blisko, że mógł ją niemal poczuć. – Chciałam się tylko upewnić, że dotrzymujesz obietnicy – szeptała mu do ucha. – Pracuj dalej.

 

Mężczyzna wstał raptownie. Ściągnął, po czym rzucił na stół, maseczkę, odsłaniając gęste wąsy, które silnie kontrastowały z wielkimi zakolami.

 

– Nie mam już ochoty.

 

Skierował się do wyjścia, lecz bladozielona poświata, kształtem przypominająca człowieka, zagrodziła mu drogę.

 

– Jest jeszcze wcześnie – z zielonej poświaty wydobył się delikatny głos kobiety.

 

– Mam cię w dupie. – Przeszedł przez świetlistą postać zatrzaskując za sobą drzwi.

 

Chwycił płaszcz i wybiegł z mieszkania. Postanowił nie czekać na windę i schodami zszedł z szóstego piętra. Lekko zziajany wpadł do osiedlowego baru z ulgą odkrywając, że w kieszeni ma portfel. Zamówił piwo poczym siadł w najciemniejszej części sali.

 

Nieobecnym wzrokiem obserwował migające sceny w telewizorze. Chciał zaznać chwili spokoju, lecz myśli powróciły jak bumerang, gdy starsza kobieta zaśmiała się głośno. Siedziała dokładnie w tym samym miejscu w którym on delektował się trunkami kilka wieczorów wcześniej. Przypomniał sobie jak dosiadła się do niego piękna kobieta, o blond włosach, uśmiechając się serdecznie. To był jedyny dzień w którym widział ją w ludzkiej postaci. Co ja sobie wyobrażałem – pomyślał. Takie jak ona nie spotykają się ze starymi, łysiejącymi gachami bez kasy. Wtedy jednak o tym nie myślał i dał się oczarować. Spędzili miłą noc, a gdy zapytała czy może być przy nim, zgodził się. Nie rozumiał wtedy pytania i nie wiedział na co się godzi. Pochylił się nad kuflem przeklinając tamtą noc.

 

– Po alkoholu nie możesz pracować.

 

Zazgrzytał zębami, lecz powstrzymał się od komentarza.

 

– Nie udawaj, że mnie nie słyszysz. Wywiąż się z obietnicy.

 

– Nic ci nie obiecywałem – wycedził.

 

– Stwierdzenie, że się zastanowisz, uznaję za obietnicę.

 

– Spierdalaj – krzyknął na tyle głośno, by zwrócić uwagę kilku osób siedzących nieopodal.

 

– Mały złośniczek. Zrób to o co cię… proszę, a ja dam tobie to czego ty chcesz.

 

– Jedyne, co możesz mi dać to spokój.

 

– O tym mówię.

 

Westchnął głośno.

 

– Zniszczę ci życie jeżeli mi nie pomożesz.

 

– Na Boga chcesz żebym zabił człowieka. – Uderzył ręką w stół. Kilkoro ludzi znów odwróciło się w stronę z której dochodził trzask. – To mi zniszczy życie. – Opadł się bezradnie – Zresztą nie możesz mi nic zrobić, ani nikomu innemu. Nawet szklanki ze stołu nie zrzucisz, więc nie pierdol.

 

Zielony kształt pochylił się w jego stronę mrucząc rozkosznie.

 

– Będę przy tobie każdej minuty dnia i nocy. Nie będziesz w stanie udawać, że mnie nie widzisz i nie słyszysz. Nie dam ci spać, myśleć, odpoczywać. – Zrobiła krótką pauzę. – Spójrz na tych ludzi. Tu już wszyscy myślą, że jesteś wariatem gadającym do siebie. Sprawię, że i wszyscy twoi znajomi się od ciebie odwrócą. – Zaśmiała się paskudnie – Może nawet zamkną cię w pokoiku bez klamek. Kto wie.

 

***

 

Minęły trzy dni, ciągnące się w nieskończoność. Postanowił jej pomóc, musiał więc porzucić swą moralność dla osiągnięcia spokoju, dla odzyskania własnego życia.

 

Jego była żona wciąż powtarzała, że praca sapera jest zbyt niebezpieczna. Wiele razy prosiła, by zmienił profesje, z czasem prośby zmieniły się w groźby, aż w końcu odeszła. Gdyby wiedziała jak bardzo się myliła, a jednocześnie jak bardzo miała rację, bo kto by się spodziewał, że przyniesie mu to zgubę, dopiero na emeryturze.

 

Praca była dla niego czymś więcej niż tylko źródłem utrzymania. Czuł się spełniony, potrzebny, ratował ludzkie życie rozbrajając śmiertelne pułapki. Pracował od początku istnienia sekcji pirotechników i gdyby nie rozwód, który go załamał, nie przeszedłby na emeryturę. Psycholog policyjny stwierdził stan depresyjny i zmniejszoną kontrolę emocji, co uniemożliwiało dalszą służbę w policji, a tym bardziej pełnienie odpowiedzialnej funkcji.

Teraz sam skonstruował bombę zdolną wysadzić blok i czuł się źle z tym, że wiedzę, którą wykorzystywał do ratowania istnień ludzkich, wykorzystał do odebrania życia.

 

Zrobił tak jak mówiła. Zostawił bombę z zapalnikiem czasowym w piwnicy niewielkiego domu jednorodzinnego. Czekał jeszcze przez kwadrans w samochodzie, jakby zastanawiając się czy nie zrezygnować. Popatrzył na zegarek. Za dwie godziny miał się uwolnić od nawiedzającej go zjawy za cenę życia. Starał się przekonać do słuszności swoich poczynań.

 

Przecież należy mu się – pomyślał. Zabił bezbronna kobietę i tylko ona o tym wie, a brak dowodów sprawia, że morderca jest bezkarny. Nie pozbawiam życia niewinnego człowieka, a być może nawet ratuję inne kobiety, które stały by się jego ofiarami.

 

Uspokoił się trochę, a przynajmniej na tyle, by móc odjechać, porzucając myśli zabrania ładunków.

Prościej jest zabić człowieka nie patrząc mu w oczy. To się po prostu stanie kiedy będzie siedział u siebie w domu oglądając telewizję.

 

W domu jednak nie mógł usiedzieć, więc zszedł do baru. Pił jedno piwo za drugim, starając się nie patrzeć na zegarek. Nie chciał wiedzieć kiedy zostanie pięć minut, a kiedy zginie człowiek, nawet taki który na śmierć zasługuje.

 

– Mietek. Dawno cie nie widziałem. – Dosiadł się do niego wysoki, przygarbiony mężczyzna.

 

Może to i lepiej – pomyślał. – Czas szybciej zleci.

 

– Cześć Bronek – powiedział przybitym głosem, starając się uśmiechnąć.

 

Mimo usilnych starań Bronka, nie udało się mu nakłonić kolegi do dłuższej wymiany zdań. Chwilę później dosiadł się jeszcze jeden mężczyzna – Sławek. Rozmowa toczyła się miedzy dwoma przybyłymi, a Mietek tylko siedział półprzytomnie, pociągając od czasu do czasu łyk piwa.

 

– Daj głośniej – krzyknął raptownie do barmana Bronek wskazując ręką telewizor.

 

Mimowolnie i Bronek zerknął na ekran w którym dostrzegł dogaszany przez strażaków ogień. A więc to już – pomyślał. Stracił rachubę czasu. Siedział w barze dłużej niż mu się wydawało.

 

– O kurwa – zaklął jeden z mężczyzn siedzących przy stoliku. – To u nas. Niedaleko.

 

– Cicho, cicho – uciszył go szybko ten drugi.

 

W wyniku wybuchu domu jednorodzinnego, trzy osoby zginęły i jedna została ranna. Nie żyje matka wraz z dwójką dzieci: siedmioletnią dziewczynką i pięcioletnim chłopcem. Ranny został przypadkowy mężczyzna, który przechodził w pobliżu. Jego stan określa się jako stabilny. Przyczyny eksplozji nie są jeszcze znane. Nie wiele jeszcze wiadomo…

 

Krępy mężczyzna nie słyszał dalszych słów. Ręką zwalił ze stołu kufel z piwem i odbijając się od stolików i ścian wybiegł z lokalu nie słysząc wołań swoich towarzyszy oraz barmana.

 

Z trudem otworzył drzwi mieszkania, na co po równiej mierze przyczynił się alkohol i przerażenie. Nie zauważył jej, siedzącej na jego ulubionym fotelu, wpatrującej się w ekran telewizora. Nerwowo pocierając twarz, tak, że niemal przebił skórę paznokciami, wpadł do łazienki, by po chwili zwymiotować.

 

Dała mu pół godziny na ochłoniecie, poczym siadła na wannie obserwując chwilę ciężko oddychającego mężczyznę siedzącego miedzy muszlą a umywalką.

 

– Dobrze się spisałeś – odezwała się w końcu głosem tak beztroskim jak gdyby mówiła do siedmiolatka, który dostał w szkolę piątkę.

 

– Ty! Ty wiedziałaś! Dlaczego… – Z trudem łapał oddech. – Dlaczego kazałaś mi nastawić zegar na czternastą?

– Właśnie po to, by stało się to, co się stało.

 

– Dwoje… dzieci… kobieta.

 

– JEGO dzieci… no i żona.

 

– Dlaczego?

 

– Dlaczego? – powtórzyła ironicznie. – By cierpiał. Gdyby Adam umarł nie miał by nauczki, a ja satysfakcji. Byłam przy nim, wiesz… wtedy kiedy się dowiedział o swojej rodzince. Widziałam jego ból, cierpienie, smutek i to mi sprawiło radość. A gdyby to on zginął? Bum i nie ma go. A tak mogę patrzeć jak obwinia się, że nie było go z rodziną.

 

– Dzieci były niewinne.

 

– Wyrosłyby na takich samych skurwieli jak ich ojciec. Oszczędziłam im tego, tak jak i straty tatusia.

 

– To nie wina… – wciąż ciężko łapał oddech, więc próba krzyku skończyła się na przerwaniu zdania w połowie – dzieci, że ich ojciec jest mordercą.

 

Zaśmiała się paskudnie. Jej metaliczny śmiech przeszył go wzmagając drżenie całego ciała.

 

– Adam? Ta sierota nie zabiłaby nawet muchy. On złamał moje szesnastoletnie serduszko… dla jakieś gówniary. – Jej beztroski głos zmienił się nie do poznania; przesycony jadem. – Długo to przeżywałam… Złamał mi serce odbierając osobę, która kochałam – siebie, a teraz ja odebrałam mu osobę, którą on kochał. A nawet trzy.

Mietek wytrzestrzył nienaturalnie oczy. Opar się o deskę klozetową z jednej, a o umywalkę z drugiej strony, próbując się podnieść.

 

– Mówiłaś, że on… cię zabił.

 

– Nic takiego nie powiedziałam. – Znów przybrała beztroski ton głosu.

Mężczyzna wstał z trudem, podpierając się o umywalkę. Chciał coś powiedzieć, zaprotestować, lecz nie zdążył.

 

– Powiedziałam, że masz być moim narzędziem zemsty, że pozostawię cię w spokoju, gdy zabijesz mojego oprawcę. Z tym się zgodzę. Nie powiedziałam jednak, że to Adam mnie zabił. Nie wspomniałam również, że tylko zabójcę masz… zlikwidować. Gdy na niego przyjdzie kolej dam ci spokój, ale przed nim jest jeszcze długa kolejka.

 

– Jak możesz…

 

– Ciii. – Zbliżyła się do niego, a on poczuł chłód na twarzy. – Dam ci cztery dni wolności. W tym czasie przygotujesz dla mnie kolejną… zabawkę. Przecież nie mogę długo napawać się cierpieniem jednego człowieka.

 

– Obiecałaś – zaczął mężczyzna, lecz ona już go nie słuchała. Widział jak bladozielona poświata opuszcza łazienkę.

 

– Gdzie twój honor ?! – krzyknął jeszcze ostatkiem sił, czując, że znów nogi odmawiają mu posłuszeństwa.

W ciągu chwili znalazła się przy nim śmiejąc się upiornie.

 

– Honor? Honor umarł razem ze mną.

 

***

 

Spędził trzy dni na przemian płacząc, pijąc i wymiotując. Dusił się w swoim towarzystwie, brzydził się siebie. Wiedział, że to on ponosi jedyną odpowiedzialność za śmierć trojga osób i zniszczenie życia czwartej. A co teraz go czekało? Rola zawodowego kata-oprawcy? Miał rujnować świat kolejnych ludzi tylko dlatego, że kiedyś ktoś z kimś zerwał, pokłócił się, odmówił pomocy, krzywo popatrzył. Im więcej myślał, tym więcej płakał. Im więcej płakał, tym więcej pił. Im więcej pił, tym częściej wymiotował. Jego zawsze schludne mieszkanie, wyglądało jak najgorsza melina pijacka, a jeszcze gorszy był zapach.

 

Postanowił wykorzystać ostatni dzień spokoju, jaki zjawa mu dała. Niezgrabnie wstał z kanapy przeszedł do małego białego pokoju, pełniącego rolę warsztatu.

 

***

 

W osiedlowym barze, tradycyjnie już, na czas wiadomości barman pogłośnił telewizor. Gdy newsy nie dotyczyły polityki, panowała względna cisza, lecz w piątkowe popołudnie wszyscy milczeli wpatrzeni w szklany ekran. Słuchali informacji dotyczących ich miasta i człowieka, którego część, z obecnych w barze ludzi, znała.

 

Dzisiejszego ranka w wyniku wybuchu samochodu osobowego, zginął emerytowany saper Mieczysław Kowalski. Policja nie wyklucza użycia ładunków wybuchowych. Więcej szczegółów nie jest jeszcze znanych.

 

Ludzie zaniepokoili się, ponieważ to już drugi wybuch w przeciągu tygodnia.

 

Nikt nie zwrócił uwagi na siedzącą w rogu sali zielonej poświatę kształtem nieco przypominającą kobietę. Nikt jej zobaczyć nie mógł, a jedyna osoba, która ją widziała, rozmawiała i która mogła wykonywać jej polecenia, zginęła dziś rano. A raczej popełniła samobójstwo.

 

Pośród tylu ludzi wybrała jego. Wydawał się jej idealnym kandydatem do spełnienia jej żądań; znał się na ładunkach wybuchowych, potrafił skonstruować bombę, samotny, bez rodziny, zdesperowany. Dlaczego nie przewidziała, że jest za słaby. Mogła wybrać kogoś silnego, zimnego, bezwzględnego. Kogoś kto już zabijał i nie dręczyły go te przeklęte wyrzuty sumienia. Miała jedną, jedyną szansę, by móc przejść dalej, a teraz wszystko przepadło. Utknęła w tym świecie, nie mogąc z nic zrobić. Została więźniem.

Koniec

Komentarze

Zdziwił mnie brak komentarzy pod tekstem. Nieładnie.
Opowiadanie słabe. Niczym mnie nie przekonało. Językowo nawet nie jest źle, widać niedoróbki, ale ujdzie. Problem w tym, że historia jest mało ciekawa. Wredna zmarła kobieta nawiedza w postaci ducha emerytowanego sapera i każe mu, wpierw nie ujawniając prawdy o motywach, zabijać różnych ludzi, którzy nadepnęli jej na odcisk za życia. Ja wiem, że kobieta to mściwa, pamiętliwa istota, ale bez przesady ; P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nie podobało mi się. Fabuła niezbyt ciekawa. I ten chory psychicznie duch z refleksjami na temat stabliności emocjonalnej śmiertelników. Wieczny więzień na ziemii, ale nie do końca rozumiem dlaczego. Dzięki jednak, że napisałaś coś na mój konkurs :) Dowartościowałaś mnie.

A mi się podoba.

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka