- Opowiadanie: Erivan - Córeczki Bastiana [KB024]

Córeczki Bastiana [KB024]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Córeczki Bastiana [KB024]

– Po co mnie tu sprowadziłaś Malin – łkała wysoka jak na swój wiek, dwunastoletnia blondynka. – Nie wydostaniemy się stąd. On zaraz nas dogoni i…

 

– Nie marudź, Bastian jest zbyt powolny by na doścignąć – uśmiechnęła się jej towarzyszka, ale nie zwolniła kroku. Z korytarza za nimi dochodziło stłumione rzężenie i przyprawiający o ciarki na plecach odgłos szurania. – Jest już stary i kuleje na jedną nogę. Nie dogoni nas. Znam laboratorium tatusia jak własną kieszeń. Spędzałam tu kiedyś mnóstwo czasu – zaświergotała słodkim głosikiem, który nijak pasował do tej ponurej plątaniny korytarzy pełnej poniszczonego sprzętu laboratoryjnego, gruzu i zapachu pleśni .

 

Malin była zła na samą siebie, że nie posłuchała gróźb ojca i przestróg matki, którzy przecież przestrzegali ją przed zbliżaniem się do zrujnowanej fabryki. Posłuchała za to Karine i zeszła z nią do podziemnego laboratorium, ukrytego pod pozostałościami zrujnowanego kompleksu fabrycznego, które kiedyś rzekomo należało do jej ojca, ale ucierpiało w wyniku jakiejś awarii i naukowiec musiał przenieść się w bardziej odpowiednie jego wymaganiom miejsce. Dziewczynka była bardzo wesoła, uczynna i miła, więc choć Malin znała ją zaledwie od kilku dni, kiedy to spotkała ją wałęsająca się nieopodal ich gospodarstwa, to z miejsca zostały najlepszymi przyjaciółkami.

 

– Mój tata przeprowadzał tu eksperymenty. Był bardzo zdolny. Opowiadał o swoich odkryciach na uniwersytetach, a panowie z Berlina przyjeżdżali tu specjalnie tylko po to by z nim porozmawiać! Tata bardzo był zadowolony z tych wizyt. Najbardziej się cieszył gdy przyjeżdżał pan Mengele. Ja tez go lubiłam. „Będziesz kiedyś wielkim naukowcem Karine Zimmerman, tak jak twój tata. Będziesz dumą swojego narodu.” – powtarzał zawsze i dawał mi cukierki, dużo cukierków.

 

– To świetne miejsce na zabawę w chowanego, – przekonywała ośmiolatka – zobaczysz, że będziemy się świetnie bawić!

 

Tak, uciekanie przez kulawym monstrum to faktycznie wielka frajda.

 

***

 

– Nie dam już rady – jęczała Malin, dziwiąc się jednocześnie swojej młodszej koleżance, po której nie widać było zmęczenia wyczerpującym biegiem.

 

– Już niedaleko – odpowiedziała tylko i jeszcze bardziej przyśpieszyła.

 

Dziewczyny sunęły długim korytarzem oświetlonym brudnymi jarzeniówkami. Niektóre jego fragmenty musiały pokonywać w całkowitych ciemnościach, bo żarówki poprzepalały się lub zostały rozbite podczas wypadku, o którym wspominała młodsza dziewczynka.

 

– Wyjście! – wrzasnęła z radości Malin widząc kończące korytarz, lekko uchylone metalowe drzwiczki, za którymi zniknęła pulchna ośmiolatka. Pchnęła je mocno i wpadła do ogromnego, dobrze oświetlonego, ale całkowicie pustego pokoju.

 

– Karine, gdzie jesteś? Stad nie ma wyjścia!

 

– Wiem – dziewczynka nagle pojawiła się kilka kroków od zszokowanej koleżanki.

 

– Co ty…

 

– Jestem zjawą Malin – uprzedziła pytanie. – Umarłam wiele lat temu. Nie pamiętam nawet kiedy. I nie pamiętam jak.

 

– Nie wierzę w duchy! – zawołała, ale bez przekonania. – Czego ode mnie chcesz?

 

– Ja, niczego – uśmiechnęła się – ale Bastian będzie cię potrzebował. Nie bój się, nie będzie bolało aż tak bardzo jak myślisz. Widziałam to wiele razy. Bo musisz wiedzieć, że nie jesteś pierwsza. Chodźcie siostrzyczki.

 

Wtem ze ścian, podłogi, a nawet sufitu zaczęły spływać blade, umęczone zjawy o twarzach, na których naznaczyło się piętno bólu i cierpienia. Dzieci, bez wyjątku dziewczynki, niektóre w wieku Malin, niektóre ciut starsze, a dwie lub trzy mogły być nawet młodsze od Karine.

 

– Wkrótce dołączysz do naszego grona i zostaniesz jedną z córeczek Bastiana – słodki głosik ośmiolatki nie zdradzał żadnych emocji. – Powiedziałabym, że mi przykro, ale tatuś zabronił mi kłamać. Czas na nas siostrzyczki, przybędziemy, gdy Malin będzie gotowa do nas dołączyć – zakomunikowała reszcie zjaw, które w pośpiechu upuściły pomieszczenie w dokładnie taki sam sposób w jaki się w nim pojawiły.

 

Została w pokoju sama. Nie na długo. Drzwi skrzypnęły złowieszczo i do środka wtargnął szarawy, groteskowy stwór rodem z tanich komiksów o mutantach i nieudanych eksperymentach medycznych. Z twarzą wykrzywioną w grymasie bólu, połamanymi zębami i jednym okiem zamkniętym przez ohydną bliznę przypominał szpetnego trolla z bajek dla dzieci. Lecz jego ciało, choć bardzo pokrzywione i wychudzone, pozostało ludzkie. Z wyjątkiem prawej nogi, nienaturalnie grubej i zakończonej bezkształtną masą w miejscu stopy. Poruszył twarzą, co w jego wykonaniu miało oznaczać zapewne triumfalny uśmiech.

 

Stwór ubrany był w zakrwawiony, poszarzały kitel lekarski. Brudną łapą sięgnął do kieszeni , z której wyjął strzykawkę wypełniona zielonkawą substancją. Powiedział coś gardłowym głosem, ale tak niewyraźnie, że przestraszona dziewczyna nie zrozumiała ani słowa.

 

Ostatnim co dziewczyna zapamiętała był cuchnący oddech stwora, połamana plakietka z napisem „DOKTOR BASTIAN ZIMMERMAN. UNIWERSYTET MONACHIJSKI” i wdzierający się do jej głowy szept Karine.

 

– Nie powinnaś przychodzić tu ze mną. Warto czasem posłuchać rodziców.

Koniec

Komentarze

Ciekawy tekst. Przyjemnie się czytało.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Znany motyw, ale przyjemnie przedstawiony.

 

Pozdrawiam.

Cześć.

Tak czepialsko: usystematyzuj zapiz myślników (raz masz krótkie a raz dłgie).

No i przypomniały mi się wszystkie strzelanki, gdzie żołnierze Wermahtu robią za tarcze strzelnicze.

Pozdrawiam.

Podpisuję się pod komentarzami przedmówców, ale jeszcze się przyczepię:

- Po co mnie tu sprowadziłaś Malin - jak rozumiem, "Malin" jest tu wołaczem, więc to do niej są adresowane słowa. Jeśli tak, to wypowiadane są przez Karine, a później okazuje się, że to Karine sprowadziła do fabryyki Malin. Pomyłka, czy coś źle zrozumiałem?

O laboga. A miało być tak pięknie.

@Kael. To faktycznie pomyłka, powinno być tam Karine.

W czytaniu mocno przeszkadzały mi imiona bohaterek. Z plakietki 'Uniwersystet Monachijski' możemy przypuszczać, że rzecz dzieje się w Niemczech, ale niewiadomo z jakich powodów nikt nie ma niemieckiego imienia tylko anglojęzyczne kalki (Karine, Bastian) czy w ogóle niewiadomo jakiego pochodzenia (Malin). I jeszcze te imiona się powtarzają w tekście w nadmiernych ilościach. Sama fabuła niestety banalna do przewidzenia, ze względu na mocno spojlerujący  tytuł. Albo taki tytuł i nie piszemy od razu na początku, że potworem ścigającym jest Bastian, albo zmienić  tytuł. Tak to już w momencie przeczytania 'Bastian jest zbyt powolny' wiedziałam, jakie będzie zakończenie.

Zawsze wydawało mi się, że Karine to imię pochodzące z języka niemieckiego, a Bastian to imię znajomego również pochodzącego z kraju naszych zachodnich sasiadów.

Wydawało Ci się. Tzn. owszem, imię Karina jest pochodzenia niemieckiego. Ale w formie 'Karina', a  nie 'Karine'. 'Karine' to już anglojęzyczna przeróbka. Coś na zasadzie, jakby w polskich realiach zamiast  'Anna' nazwałabyś bohaterkę 'Ann/Anne'.

Witaj!

 

A na mnie nie zrobiło dużego wrażenia. Motyw znany, przedstawiony w sposób całkiem średni. Trafiło się trochę irytujących literówek. Ale nie jest też oczywiście słabe. Jak dla mnie - średnio.

 

Pozdrawiam

Naviedzony

Mi się kojarzy, że Malin to jest męskie imię.

Tekst nawet fajnie się czyta.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka