- Opowiadanie: MrTwister - Serce matki [KB024]

Serce matki [KB024]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Serce matki [KB024]

Czerń… Wewnątrz niej chłopak… Nie miał pojęcia, gdzie jest i jak się tutaj znalazł. Jego umysł wypełniało tylko jedno uczucie – bezgraniczne przerażenie. Paniczny lęk, który powodował, że serce łomotało w piersiach, odbierając oddech.

 

Jedynie niewielka powietrzna poduszka nad jego głową powodowała, że był jeszcze wśród żywych. Nie widział swojej siostry, lecz czuł ją tuż obok siebie. Słyszał jej bezradne łkanie, czuł dotyk ciała, które powoli zaczynało się wyzbywać ciepła. Chciał coś do niej powiedzieć, lecz nie mógł.

 

Poczuł na twarzy dotyk. Nieprzyjemny. Coś oślizgłego spadło na jego twarz. Powoli przemieszczało się po policzku, zostawiając na ciemniejącej skórze cuchnący, wilgotny ślad. Zadrżał.

 

Spomiędzy dziewczęcych warg wydobyło się ostatnie rozdzierające serce skamlenie… Cisza. Chłopak znieruchomiał. Nie zważał na robaka pełznącego teraz po szyi. Do jego uszu nie docierał żaden dźwięk. Mijały kolejne wypełnione jedynie przerażeniem minuty. Dłoń dotknęła skóry siostry. Była zimna. Tak zimna potrafi być tylko śmierć. Poczuł jak pod jego plecy wpełza powiększająca się plama ciepłego płynu.

 

Głośny szloch wstrząsnął jego ciałem. Niczego więcej nie pragnął, jak tylko wydostać się z tego okropnego, lodowatego więzienia. Nic jednakże nie mógł zrobić. Ciało nie reagowało właściwie na impulsy nerwowe wysyłane przez mózg. Gwałtowne niezborne ruchy sprawiały, że wymagające natlenienia mięśnie jeszcze szybciej zubożały wypełniające pułapkę powietrze.

 

Walnął pięścią w twarde wieko swojego lochu. Usłyszał jedynie ciche plaśnięcie. Uderzył ponownie. I znów… Zaciśnięte dłonie raz za razem uderzały w twardą przeszkodę, ponad twarzą chłopaka. Coraz szybciej i szybciej…

 

Nie miał już sił. Upłynęło sporo czasu, odkąd ręka oderwała się od torsu. Chłopięcy umysł wpadł w odrętwienie. Mięsień sercowy rozkurczył się po raz ostatni. Z chwilą, gdy obrzmiałe powieki zamykały się, poczuł spokój.

 

Był świadomy napływającej zewsząd pustki. Osuwając się w niebyt słuchał, jak gdzieś z nieskończoności dociera do niego kojący, ciepły głos. „I choćbym szedł ciemną doliną, zła się nie ulęknę…”

 

***

 

Kobieta znalazła w końcu świeżą ziemię i gorączkowo zaczęła ją rozdrapywać. Szczupłymi dłońmi odgarniała kolejne porcje gruntu. Wyglądający poprzez chmury księżyc rzucał nikłą poświatę na miejsce, w którym klęczała.

 

Z każdym kolejnym urywanym oddechem czuła rodzącą się w niej histerię. Walka z tą straszną kobietą trwała zbyt długo. Nie zdąży… Łzy przepełniające brzegi dolnych powiek łączyły się z krwią spływającą z poranionej twarzy i spadały na czarną ziemię.

 

Złowieszcze dławienie w gardle odbierało jej oddech. Zgrabiałe dłonie ponownie zagłębiły się w wilgotną murawę. Mięśnie ramion napięły się, zagarniając kolejną kupkę ziemi. I jeszcze raz. I jeszcze… Wiedziała, że jeśli przestanie to robić, zwariuje…

 

Gdy poranione opuszki trafiły w coś płaskiego, w kobiecej piersi nieśmiało załopotały skrzydełka nadziei. Panika, dotychczas wypełniająca jej wnętrze żarem, wypuściła ze swych szponów udręczony umysł.

 

Drżąca dłoń chwyciła za odsłoniętą krawędź prowizorycznej trumny. Zaciśnięte palce oderwały kawał grubego kartonu. Bezlitosny księżyc wychynął całkiem zza ciężkich chmur, słabym światłem rozświetlając wnętrze ziemnego dołu. Widok, który ukazał się oczom kobiety wypełnił jej serce nieludzką rozpaczą.

 

W dużym kartonowym pudle ciasno ściśnięte obok siebie leżały dwa maleńkie nagie ciałka. Dwójka nowonarodzonych dzieci. Leżały nieruchome, ciche. Pogodzone ze swoim losem.

 

– Moje maleństwa… moje kruszynki… – dalsze słowa kobiety zlały się w jeden przejmujący krzyk. Leśna cisza eksplodowała od przerażającego wycia. Wycia człowieka, któremu rozszarpano duszę.

 

Kiedy skowyt przemienił się w przepełniony bólem jęk, kobieta zdjęła z ramion chustę. Rozłożyła ją obok, po czym drżącymi dłońmi wyciągnęła z płytkiego grobu maleństwa. Długie kikuty pępowin dotykały podłoża. Jakby na znak, że to ciało, które ledwie kilka godzin temu przyszło na świat, już należy się ziemi…

 

Kobiece usta naprzemiennie obejmowały buzie dzieciątek, wdmuchując delikatnie życiodajne powietrze. Palce uginały miękkie kości mostków. Dziewczynka. Chłopczyk. Dziewczynka. Chłopczyk. Dziewczynka… Gorące łzy spadły na nabrzmiały brzuszek chłopczyka.

 

Żałosne kwilenie, które wyrwało się z uciskanej piersi malucha napełniło dorosłe serce nadzieją. Przytłaczająca bryła lodu, zalegająca kobiece podbrzusze, nieco stopniała. Spojrzała na otwarte oczka. Mogłaby przysiąc, że widziała w nich bezbrzeżną wdzięczność i… Zrozumienie?

 

 

 

Stała teraz nad kobietą, która omal jej nie zabiła. Trzymając w ramionach płaczącego chłopczyka i maleńkie ciało jego siostrzyczki, trzęsła się od bezradnej wściekłości. Patrzyła na krew gęstniejącą wokół głowy i wypełniało ją jedno jedyne uczucie. Nienawiść.

 

Co to za chory świat, w którym ona kochając dzieci mieć ich nie może, a taka kurwa zakopuje żywcem owoce swego łona..?

 

Nachyliła się nad ciałem. Gorzkie, wypełnione goryczą łzy wciąż spływały jej po policzku, gdy splunęła w twarz trupa…

Koniec

Komentarze

Witaj!

 

Fajny pomysł z tym, że poniżej poziomu gruntu może również oznaczać pogrzebanie. Podobała mi się taka innowacja. Wykonanie tego pomysłu było już niestety gorsze. Irytujące niedomówienie nie pozwoliło mi zorientować się, o co tak na prawdę chodziło. Daję znak, że przeczytałem, ale jednocześnie informuję, że nie jestem specjalnie zachwycony. Według mnie zmarnowany potencjał.

 

Pozdrawiam

Naviedzony

Hmm... No przeczytałem, ale jakoś do mnie nie przemówiło. 

Z błędów, to, stadardowo, brakuje paru przecinków (nie czytałem jeszcze tekstu, w którym nie brakowałoby choć jednego przecinka - zaliczam tu także własne). Poza tym:

Oślizgły robak spadł na jego twarz.(...) Nie zważał na owada pełznącego teraz po szyi.- Jak rozumiem, chodziło o robaka typu dżdżownica. Jeśli tak, to słowo "owad" jest użyte błędnie

Gdy poranione opuszki trafiły w coś płaskiego, w kobiecej piersi nieśmiało załopotały skrzydełka nadziei. Panika, dotychczas wypełniająca żarem wnętrze jej piersi, wypuściła ze swych szpon udręczony umysł. - po primo powtórzenie, secundo - chyba szponów.

Witam.

Naviedzony - cóż mogę powiedzieć - nowicjusz ze mnie :( 

Wybacz moją ciemnotę, ale nie wiem o co chodzi z tym irytującym niedomówieniem.

 

KaelGorann - wytknięte błędy poprawiłem. Z tym owadem sam do końca nie wiedziałem, czym to cholerstwo ma być, ale niech zostanie że to dżdżownica.

Pozdrawiam

Ja domyśliłem się, że jedna kobieta urodziła dzieci i je zakopała, a druga ją zabiła i je odkopała. Naviedzonemu chodziło chyba o to, że w sumie nie jest to szeczegółowiej opisane. Są jakieś skrawki informacji o tym, co się wydarzyło, ale żadnego konkretu, dokładnego tła.

Wymóg 5tys. znaków spowodował, że skupiłem się na uczuciach bohaterów i jedynie lekkim zarysie tła.

Podjąłem próbę, aby podwójnie wprowadzić czytelnika w błąd. Pierwszy raz - co do wieku dzieci, drugi - co do tożsamości matki. Jeśli to mi się udało, to jestem umiarkowanie zadowolony.

@MrTwister - Ze mnie też nowicjusz. Chodziło mi o to, że gdzieś tam jest zarys fabuły, ale on nie rozwija się w coś więcej niż wspomniany zarys. Bez kontekstu, bez tła ta historia staje się mdła. Zrymowałem.

Przeczytałam, ale średnio mi się podobało. Może to ograniczenie 5k, a może coś innego.

Również uważam, że ten pomysł mógł zostać lepiej wykorzystany, ale tak jak pisze niezgoda - może to limit znaków sprawił, że nie mogłeś, Autorze, spożytkować tej koncepcji w należyty sposób.

Nowa Fantastyka